Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
O nie, imię i nazwisko automatycznie się wykluczało do wyrycia na tabliczce. Tak to nie mogło wyglądać, bo Constantine już wiele razy miał rozmowę z dyrektorem w jego gabinecie. Do przyjemnych rzeczy to z pewnością nie należało. Ale pomimo wszystko chciałby widzieć jego minę gdyby jednak zobaczył tą tabliczkę. Nie wiedział czy ktokolwiek w szkole zdołał już znaleźć jakieś zaklęcie na usunięcie trwałego przylepca, ale to raczej było wątpliwe. Faktycznie, koło dwójki znajdowały się jeszcze jakieś dwie dziewczyny, ale nie patrzył nawet na nie. Zdawał się w ogóle nie przejmować ich obecnością. Zaczął krążyć wokół drzewa, również przejeżdżając dłonią po korze, sprawiając, że jego palce znajdowały się w drewnianych zagłębieniach, lub wypukleniach. Uwielbiał to drzewo i bez wątpienia kochał spędzać tutaj czas przy nauce. Może nie wykuwał tak jak inni, ale po prostu zagłębiał wiedzę na temat, który tylko chciał. - Najpierw pomyślmy... Uczniowie przychodzą prosto od strony zamku, czyliii.... - mruknął i wskazał palcem na dróżkę pomiędzy drzewami - tam. Tak więc trzeba ją umieścić gdzieś w tym miejscu. Może bardziej u góry, żeby nie rzucała się w oczy. Dopiero jak ktoś podejdzie, to zauważy. Zdawał się być całkowicie skupiony na tym co robi. Palce jednej dłoni zaciskały się na metalowej tabliczce, do której przybliżył w końcu swoją różdżkę, żeby rzucić zaklęcie mogące wyryć litery. - W pierwszej kolejności, napis - powiedział i majtnął zabawnie brwiami, odgarniając przydługawie końcówki włosów, opadających na jego kobaltowe oczy, bo te stały się wyjątkowo dokuczliwe. W pewnym momencie popatrzył na gryfonkę i uśmiechnął się lekko. - Konkretne życzenia ? No, chyba, że ryzykujemy i dodamy imiona. Zdaje mi się, że nasze są wyjątkowo oryginalne, więc nie będzie problemu z odszukaniem nas... Ale raz się żyje. Co ty na to ? - spytał nagle z łobuzerskim uśmiechem, wykrzywiającym delikatnie swoje usta. Stąpał między korzeniami, dookoła drzewa, jakby próbował złapać Erin.
Wraz z nocą przyszedł chłód, którzy objął całą jej osobę.Nawet gdy objęła ramiona drżącymi dłońmi na skórze czuła lodowate pocałunki wiatru.Kolejny idealny dowód, że nie powinna zakładać na siebie sukienki nie narzucając wcześniej na nagie ręce ciepłego swetra, który zapewni ciepło w jesienną noc. I choć dłonie całkiem objęte zostały przez zimno dzisiejszej nocy nadal błądziły po terenach drzewa, które właśnie teraz wydawało się o wiele bardziej interesujące niż kiedykolwiek. Zapach liści jaki unosił się dookoła rozpieszczał jej nozdrza sprawiając, że miała wielką ochotę kręcić się najpierw wokół własnej osi, by następnie porwać chłopaka do dzikiego tańca. Ledwo oparła się pokusie i pozostała w pozycji w jakiej tkwiła już od jakiegoś czasu. - Jest idealne. - Skomentowała podchodząc bliżej gryfona i spoglądając na ruch jego dłoni który wskazał jej gdzie ma zwisnąć tablica. Uśmiechnęła się fikuśnie rzucając krótkie spojrzenie na tablicę. Ile by na niej napisała. Słowa, które przewijały się przez jej głowę nie byłby w stanie pomieścić się na kawałku srebrzystego metalu. - Może wspomnimy o tym, że jesteśmy dwójką gryfonów. Nie dorzeczne byłoby gdyby ktoś z domu węża przypisał sobie nasze zasługi, a sądzę, że są do tego zdolni. - Rzuciła luźno, przelotnie przejeżdżając po jego twarzy i cofając się, tak aby całkiem skryć się za drzewem, które było tak ogromne, że znacznie ułatwiało jej zdanie. - Jak mogłabym odmówić, kiedy rzucasz tak genialne pomysły. - Do chłopaka dotarł tylko melodyczny i donośny głos dziewczyny, która nadal kryła się w cieniu drzewa uśmiechając się delikatnie i co jakiś czas dłonią jadąc wzdłuż kory drzewa.
- A nie? - spytała głupio. No, przecież był ten Krukon, no... jak mu tak... Queitus i Gryfon, David. Przynajmniej takie plotki krążyły po szkole. Właśnie, może to tylko plotki? Nie zwracając na to uwagi, dodała: - Sądziła, że było ich dwoje, ale skoro nie, to najwyraźniej ktoś mnie oszukał. Nareszcie Gab zrozumiała, że jest mało radosna. Roś miała nadzieję, że dziewczyna spróbuje to zmienić, bo rozmowa ze smutną Krukonką nie należała do najprzyjemniejszych. - Ej, czekaj, a ten, no... Adrian z szóstej albo siódmej klasy? To kandydat wprost dla ciebie! Jaki z niego romantyk! Na pewno do siebie pasujecie! Będzie ci codziennie przynosił bukiety kwiatów, czekoladki czy coś w tym stylu - wyszczerzyła się. - Tak, umówię was na spotkanie, będzie genialnie, mówię ci! Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale pojawienie się sowy jej brata, skutecznie ją od tego odwiodło. Odwiązała liścik od nogi ptaka, po czym pozwoliła sowie odlecieć. Przeczytała tekst parokrotnie, nie potrafiąc uwierzyć, że to prawda. Z bananem na ustach złożyła karteczkę, chowając ją do kieszeni spodni. - Wybacz, muszę iść, odpisać! Jeszcze raz przepraszam! - krzyknęła, znikając w zamku.
- Roś, Roś, nie warto słuchać szkolnych plotek - wymruczała pod nosem. Poirytowała się, nie myślała, że jest obiektem takich pomówień. Przecież nie wyróżniała się niczym, no, oprócz bycia metamorfomagiem. A coraz bardziej łapała się na tym, że inni ludzie lepiej wiedzieli co robiła, niż ona sama. Na kolejne wieści Rose pokręciła znacząco głową w niezadowoleniu, zaraz jednak śmiejąc się z tego. Odprowadziła Puchonkę wzrokiem, gdy ta wracał do zamku. Po chwili Krukonka zrobiła to samo, robiło się już ciemno i zimno, dlatego nie było sensu dłużej siedzieć na błoniach.
Panienka Irthien wesoło zwiedzając zamek, przywędrowała aż na błonia. Uwielbiała to miejsce. Zawsze można było tutaj spotkać jakichś ciekawych ludzi i porozmawiać. Poza tym świeże powietrze i inne te sprawy. Owinęła się dokładniej swoim błękitnym, długim szalikiem, bo obecnie było chyba troszeczkę zimno. A przynajmniej dla Irthien tak się zdawało. Westchnęła i maszerowała dalej. Skierowała sie w stronę swojego ulubionego miejsca. Gdy już je ujrzała na jej twarzy zagości szeroki uśmiech. Wielki dąb. Od zawsze tutaj przychodziła. podeszła do niego i pogładziła dłonią jego szorstką korę. Zakręciła się wokół własnej osi i zgrabnie usiadła na ziemi. Po jakimś czasie jednak jej się to znudziło wstała i skierowała się w stronę dormitorium.
Nicole znudzona kierowała się w stronę błoni, mając nadzieję, że będzie tam w miarę pusto, gdyż chciała przemyśleć kilka spraw. Z daleka zobaczyła Wielki Dąb i przyspieszyła nieco. W końcu dodarła i usiadła na ziemi podciągając kolana pod brodę i rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś ucznia.
Co jakiś czas podskakiwał wyżej, aż w końcu zrezygnował, wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni, ciesząc się, że jest giętka, bo inaczej już dawno by się złamała kiedy siedział. - Wingardium Leviosa - powiedział wykonując płynny, lekki ruch nadgarstkiem z różdżką skierowaną w stronę tabliczki, która uniosła się ku górze. Wtedy cofnął się do tyłu, żeby zobaczyć na jakiej wysokości użyć zaklęcia trwałego przylepca i nie zauważył korzenia drzewa. Momentalnie runął na ziemię czterema literami i parsknął śmiechem. Zaklęcie zostało przerwane, a kawałek metalu spadł pod korę z charakterystycznym świstem. W końcu był przytknięty u góry bardzo wysoko. - Dobra, tu mam najlepszą widoczność na tą tabliczkę - powiadomił gryfonkę ze śmiechem i podniósł się, otrzepując po bokach swoje spodnie. Zamyślił się na chwilę i wrócił pod Wielki Dąb, żeby wreszcie wyryć coś na ich pamiątce.
ERIN HARRISON & CONSTANTINE BROWN COMPANY PRESENTS BOARD OF GRYFON
W końcu Constantine zadowolony ze swojego poczucia... Pisania (?) pokazał swoje dzieło Erin i uniósł brwi wysoko do góry, jakby pytająco czy jej się podoba. Zawsze można było bez problemu poprawić. Kostek i jego genialne pomysły...
Erin kryła się już prawie całkowicie za dębem i tylko kątem oka przyglądała się jego poczynaniom. I choć z początku jego upadek wywołał u dziewczyny chichot, który stłumiła dłonią którą kurczowo przycisnęła do malinowych warg. Momentalnie pozbawiła swoje ciało bliższego kontaktu z korą drzewa i podbiegła do chłopaka sprawdzić czy nic mu nie jest i choć cały czas w jej uszach rozbrzmiewał jego melodyczny śmiech, który oznajmiał, że wszytko w porządku to i tak wolała się upewnić. - Powinieneś uważać. - Westchnęła cicho spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem. Podniósł się szybciej, niż sama Erin mogłaby się tego spodziewać i może przez to odskoczyła delikatnie do tyłu. - Jest piękna. - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić stojąc na palcach i spoglądając mu przez ramię na metalową tabliczkę z wyrytym nazwiskiem jej i Constantina. Przemierzyła kilka kroków by znów znaleźć się przy ogromnym pniu drzewa. Ponownie stanęła na palcach tym razem z uniesioną w górze dłonią, wskazując zgrabnym palcem miejsce niczym nie wyróżniające się od pozostałych powierzchni dębu. - To miejsce, będzie idealne. - Przekazała mu obracając głowę i kątem oka spoglądając czy na pewno uważnie jej słucha i rozważa możliwość przymocowania tu tabliczki.
Tabliczka z imionami, nazwiskami i zabawną nutą była idealnym wyjściem. I w końcu podkreślili jeszcze do którego domu należą. Constantine słuchał Erin z zastanowieniem, a kiedy wskazała mu miejsce na drzewie, podszedł bliżej blondynki i pokiwał głową. Właśnie tam było niewielkie wgłębienie, przez co ich pamiątka idealnie wtopi się, tworząc jedną całość z wielkim dębem. - Idealnie - szepnął jakby sam do siebie i po raz kolejny użył zaklęcia Wingardium Leviosa do podniesienia tabliczki. Momentalnie uniosła się w górę, a Constantine skierował ją do honorowe miejsce w którym miała zostać przyczepiona przez parę wieków. No, oczywiście jeśli dobrze pójdzie. Póki gryfoni są w szkole, nikt nie będzie mógł jej tknąć, bo każdy będzie bronił jej własną piersią ! A co ! Brunet zaczął się zastanawiać jak brzmiało owe trwałe zaklęcie, a kiedy sobie przypomniał popatrzył na pannę Harrison z błyskiem w oku. - Ja przytrzymam, a ty rzucaj zaklęcie. Skieruj różdżkę pomiędzy tabliczkę a drzewo i powiedz kollomonimus - powiedział rozentuzjazmowany, patrząc na pozostałych uczniów, którzy obserwowali ich poczynania. Nie ma co, zrobili przecież niezłe widowisko. Zapewne po tym dniu każdy z nich będzie szukał jakiegoś sposobu by także zostawić coś po sobie. Jedni byli oburzeni ( nie trudno zgadnąć, że ślizgoni ), a inni wręcz zachwyceni pomysłowością owej dwójki. - A oto nadeszła wielka chwila ! - zaśmiał się głośno i szturchnął zaczepnie, lekko ramię Erin swoim łokciem, czekając aż przylepi na zawsze pamiątkową tabliczkę. W zasadzie nie wiedział jakby sobie poradził samemu skoro i tak jedna osoba musiała unieść metalowy kawałek, a druga przytwierdzić do jakiegoś miejsca. Można było więc stwierdzić, że blondynka spadła mu z nieba.
Przejechała dłonią po powierzchni drzewa, rozkoszując się wieczornym wiatrem, który uderzał w jej twarz wprawiając w ruch włosy, które unosiły się delikatnie by za chwilę gładko opaść na jej ramiona. Uniosła brodę w górę wodząc za tabliczką, którą chłopak uniósł zaklęciem w górę zaraz nad jej palcem. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach przez chwilę można było dojrzeć błysk podekscytowania. Cofnęła się stając kilka centymetrów od drzewa. Dłońmi poczęła klepać się po ciele w poszukiwaniu różdżki i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest wepchnięta w jedną z balerinek w kolorze jasnego błękitu. Ujęła ją delikatnie, acz pewnie i powoli kierowała ją w miejsce które wskazał je chłopak. - Kollomonimus. - Szepnęła cicho i delikatnie obróciła dłonią by po chwili obserwować jak z kawałka drewna wydobywa się pojedyncza wiązanka w niemal białym, oślepiającym kolorze godząca drzewo i tabliczkę, by zlepić je ze sobą już na stałe. - Trzyma się ? - Zapytała niepewnie spoglądając na miejsce, gdzie tabliczka, niby wisiała. Nadal jednak nie mogła pozbyć się przeczucia, że momentalnie runie na ziemię, a pomysł chłopaka będzie tylko wspomnieniem przez jej osobę.
Szła zamyślona przez błonia. Gdy doszła do Wielkiego Dębu nie zwróciła uwagi na kilka osób tu zgromadzonych. Drzewo było na tyle duże, że spokojnie mogła stanąć za nim i ich nie słyszeć. Tu się poznaliśmy... pomyślała i uśmiechnęła się smutno. Doskonale pamiętała wieczór kiedy poznała Marka. Usiadła na tej samej gałezi co wtedy i wpatrzyła się w zachodzące słońce. Ciekawe co i gdzie teraz robi Mark...
Nie byłoby wspomnieniem, gdyż wtedy zamieniliby się rolami. No, przynajmniej panna Harrison powinna znać formułkę, której w tym momencie używał do podniesienia pamiątki. Ale cóż... Jednak nie trzeba było, ponieważ zaklęcie trwałego przylepca podziałało idealnie, bardzo mocno przytwierdzając tabliczkę do wielkiego dębu. Constantine przerwał swoje zaklęcie, patrząc w górę na kawałek przypiętego metalu. - Mhm... Dobra robota - przyznał gryfon, patrząc jak pozostali uczniowie zawołali coś i zaczęli wracać do zamku. Pewnie teraz rozmyślają nad swoimi dziełami. Brown zaśmiał się pod nosem, zwracając tęczówki na Erin. Był naprawdę zadowolony z tego, że jeszcze dzisiaj skorzystał, a raczej skorzystali z takiej okazji. Teraz wychodząc na błonia, inni czarodzieje mogli obserwować coś, co zostanie do samego końca przy tej szkole. Wielkiego dębu raczej tak ot nie można byłoby usunąć, ze względu na wielkie i potężne korzenie zarówno pod ziemią jak i jej kawałki na zewnątrz. Swoją drogą, Constantine zastanawiał się ciągle czemu nie znał Erin już wcześniej. Przecież mieli na to siedem lat, a właśnie tego ostatniego porozmawiali sobie długo. Może nawet bardzo długo. - A teraz zapraszam cię do Hogsmead na kremowe piwo. I nie chcę słyszeć sprzeciwu. No, chyba, że wolisz sok dyniowy. Wtedy zrozumiem i pójdziemy w inne miejsce - powiadomił ją z lekkim uśmiechem, kiwając lekko głową w stronę zamku, żeby przekroczyć jego tereny, a wstąpić do wioski. Niecodziennie robiło się takie rzeczy, więc można było wyskoczyć gdzieś na godzinę.
Idealnie. - Skomentowała unosząc wzrok na tabliczkę i uśmiechając się dumnie. Czy taka pamiątka nie jest najlepszym rozpoczęciem ostatniej już klasy ? Rok szkolny zapowiadał się ciekawie i nie tylko za sprawą owej tabliczki. Miło było wiedzieć, że ma obok siebie gryfonka, który zawsze skory jest do psocenia i łamania regulaminu. - Sok dyniowy jest zbyt mdły. - Odparła marszcząc drobny nosek. - Jednak na piwo kremowe chętnie się wybiorę, o ile tylko obiecasz bronić mnie gdy po drodze natrafimy na coś przerażającego. - Skinęła głową wkładając dłonie do kieszeni letniej sukienki. Chętnie jak najszybciej dotrze na miejsce, gdzie będzie mogła w ciepłym pomieszczeniu wypić kremowe piwo, którego była fanką.
Davis doszła do wielkiego, rozłożystego dębu. Musiała przyznać, że przez wakacje jeszcze bardziej się rozrósł, a w tym roku szkolnym była przy nim po raz pierwszy. Co prawda w poprzednim też za często się tu nie pojawiała. Księżyc pięknie świecił, sprawiając, że gałęzie rzucały niesamowite cienie. Ślizgonka chciała przez chwilę wdrapać się na drzewo i usiąść na jednej z jego gałęzi, ale zrezygnowała z tego pomysłu, ciężko by było to zrobić zważając na grubość pnia, więc po prostu pod nim usiadła, wypatrując kogoś znajomego.
Od razu po kolacji wyskoczyła na dwór. Nie było aż tak późno, by nie móc wyjść. Jej jednym z ulubionych miejsc był Wielki Dąb, więc i tam poszła. Nic nie poradzi na to, że to właśnie tam najlepiej jej się myślało. A, tak, miała o czym myśleć. Ostatnio w szkole w ogóle działo się strasznie dużo. Jak się ucieszyła, kiedy pod drzewem była Angie! Podbiegła do niej. - Angieee! 0 wydarła się z oddali. - Ty żyjesz!
Widziała jak z oddali wyłania się jakaś postać, którą kogoś jej przypominała. Zastanawiała się w myślach kto to może być, a gdy usłyszała jej głos, od razu zrozumiała. - Roseee! - Jak ona dawno jej nie widziała. Zamek był tak duży, że trudno było się na kogoś tak "po prostu" natknąć. - Żyję, żyję! Powiem więcej, chcę zacząć chodzić na lekcję. Niesamowite, prawda? - Cmoknęła szpanersko, a następnie gdy Puchonka podeszła, uściskała ją. - Nie wiedziałam, że chodzisz pod ten dąb.
Sama oddała uścisk. Kiedy ostatnio rozmawiały...? Chyba w WS podczas pożegnalnej uczty. Ale to było krótkie pożegnanie. Ot zwykłe "pa", uścisk i rozejście się w różne strony. To w maju chyba ostatnio dłużej rozmawiały. - Na lekcje? - Rose wyglądała na zdumioną. Pamiętała tylko jeden raz, jak dziewczyna była na lekcji. - I na każda się będziesz spóźniać? - wystawiła język. - Jak mogłaś nie wiedzieć? Przychodzę tu tak często, jak mogę! Ostatnio byłam tu z... Gab! Właśnie, Gab! Wcześniej z Prince, a jeszcze wcześniej, nie pamiętam - wyszczerzyła się. - Tez lubisz tu przychodzić?
- Spóźnienia to już lepiej niż niechodzenie, zgadzasz się? - wyszczerzyła się - Tylko mam nadzieję, że tym razem się uda, bo już parę razy próbowałam z marnymi skutkami. - Pstryknęła na palcach. - W tym roku jestem pierwszy raz, w tamtym roku czasami przychodziłam, ale nie na jakiś dłuższy czas... jednak na tyle, by zdążyć zauważyć zmiany jakie zaszły w tym dębie od zeszłego roku. - Skinęła głową na potwierdzenie swoich słów. Przez chwilę patrzyła na Rose, aż w końcu zrozumiała co się w niej zmieniło. - Podrosłaś! - Zaśmiała się - I w ogóle fajny styl masz teraz - Szturchnęła ją łokciem, chwaląc.
- Jeszcze zależy, na jakiego nauczyciela trafisz. Do Salva radzę nie chodzić wcale - ostrzegła. - Oj, wątpię, czy zrobisz się jakaś systematyczna - powiedziała, oddalając się trochę od dziewczyny. Okrążyła dąb, skacząc, niczym przy jakimś rytuale. Nie było w tym żadnego celu, bo deszczu Rose wywoływać nie chciała w żadnym wypadku. Słońce świeci, jest w miarę ciepło jest dobrze. - Też tu jestem pierwszy raz w tym roku szkolnym. Jakoś zabrakło mi czasu, by tu przyjść. Niby odeszły siódme klasy, ale plotek w szkole krąży więcej, niż opuściło nas uczniów. Wrzesień jest sezonem plotek, czy jak? - Gdziekolwiek by nie pójść, słychać szepty. Nawet w towarzystwie nie obejdzie się bez jakiś tajemnic. To normalne? Stanęła jak wryta, gapiąc się na Angie. O co jej chodziło? Olśniło ją po chwili. - Ej, zawsze byłam od ciebie wyższa! - wystawiła jej język.
- A co ten Salv jest taki straszny? - Zdziwiła się - A to czasami nie nasz opiekun? Znaczy mój, bo Slytherinu? Wiesz, może puchonów nie lubi... - uśmiechnęła się cwaniacko. - No i kto wie, może leci na siódmoklasistki? - Nonszalancko przerzuciła swoje długie włosy w tył. Podskoczyła kilka razy w miejscu, jakoś ją dziś nosiło. Z pewnością przez pogodę, nawet nikomu nie naciupała tego dnia. - Ey! Jakie zawsze?! - Oburzyła się - W dzieciństwie zawsze byłaś niższa... - Lubiła jej to wypominać. Zaczęła się śmiać. - Radziłabym ci więcej nie rosnąć, później się nie zmieścisz w drzwiach... Żeby to było prawdopodobne Rose musiała by jeszcze urosnąć dosyć dużo, ale Davis w tym momencie taki tekst wydawał się zabawny. - A co do plotek, to jak ci się układa z tym twoim chłopakiem? Bo ktoś mi chyba wspominał, że już ze sobą nie jesteście. To prawda? - Oparła się plecami o drzewo i zaciekawiona zaczęła słuchać tego, co miała jej do powiedzenia Puchonka.
- Opiekun, opiekun. Nie myśl jednak, że aż tak was, Ślizgonów, oszczędza! Szlabanu ci nie poskąpić. Ale punktów, nie odejmie. - Wywróciła teatralnie oczami. Czyżby Angie nie znała nawet własnego opiekuna? - Ja wiem, że on nie lubi Puchonów. A jak myślisz, czemu odjął mi ponad pięćdziesiąt punktów? Na pewno z miłości, no nie? Tak, z pewnością profesor pała do niej tak głębokim uczuciem od zeszłego roku, dlatego odejmuje punkty. Spojrzała spod przymrużonych powiek na znajomą. Ją też rozpiera energia? - Bo byłam młodsza! Ale to ty nagle zmalałaś! - popatrzyła na nią z wyższością, a na wzmiankę o schylaniu się podczas przechodzenia przez drzwi - zaśmiała się. Drzwi w Hogwarcie były przecież tak wysokie, że nawet Daisy się przez nie mieściła, tak więc Rose musiałaby długo czekać, by urosnąć jeszcze z dwa metry. - Po prostu masz kompleksy - skwitowała, uśmiechając się figlarnie. - Jakim chłopakiem? - spytała głupio. Jakie plotki, do cholery? Puchonka aż stanęła w miejscu. Krążą o NIEJ plotki i ona o tym NIE wie? Jak to możliwe?!
- No wiesz, Rose... nie twoja wina, że nauczyciele cię nie lubią... - Zatarła ręce w duchu umierając ze śmiechu. - Jeju, Stun! Jesteś jedną z bardziej lubianych uczennic w tej szkole, przez nauczycieli jak i uczniów, a ty jeszcze narzekasz? Ciesz się, że masz z nim tylko jedną lekcję a nie! - Strzeliła na palcach. - Tak właściwie to kto jest waszym wychowawcą? - Ona cieszyła się, że mają faceta, a nie jakąś panienkę. Dotknęła ręką trawy i dla zabawy wyrwała z ziemi parę stokrotek. Zaczęła bezmyślnie zrywać z nich płatki tyle, że bez zbędnych wyliczeń, na styl "kocha, nie kocha". - Ja nie zmalałam, to ty za szybko rośniesz. Ach, no! Chciałabym mieć te pięć centymetrów więcej, ale cóż zrobić. Szpilki muszą mi wystarczać. - Zamrugała rzęsami, trochę szybciej niż naturalnie. - A więc jednak plotka? A nie pamiętam już kto tak gadał, ale było coś takiego... a tak właściwie to utrzymujesz kontakty z Larsem? - Zaciekawiła się.
- Nawet ten jeden nauczyciel, potrafi uprzykrzyć życie. A inni.. nawet nie wiem, jak mnie traktują, bo jakoś ostatnio opuszczałam lekcje. Wszędzie tak nudno... Mogli by zostawić jednego nauczyciela na stałe, a nie zmieniają go co rok albo, jeszcze gorzej, kilka razy do roku! Ileż razy można przerabiać materiał od początku? - Wychowawcą... Murea Pavetta. Od numerologii. Ziewnęła. Najchętniej by się rozerwała. Tylko jak...? Tu się tworzył problem, bo dziewczyna nie miała żadnego pomysłu. - Ale że ja z kim? - Nie lubiła słuchać o sobie plotek. - Lars? Ja go nie widziałam już pod koniec zeszłego roku! Wcięło go chyba... A może jest w Danii?
//Wybacz, za taki post, ale nie wiem, co się stało i pisanie mi nie idzie oO//
Davis ziewnęła przeciągłe na myśl o lekcjach. Na Numerologii to ona już dawno nie była. W tym roku ani razu, chociaż trzeba było przyznać, że ostatnimi dniami poprawiła swój stan dotyczący lekcji. - Jak dla mnie to bez różnicy czy powtórka, czy coś nowego. Wszystko jest łupie i nudne. - Nie było to zdanie inteligentne, ale i sama Davis nie myślała w tym momencie o tym by było składnie. Widziała zdziwienie na twarzy Rose, czyli znowu jakaś kolejna głupia plotka, a szkoda. Uważała, że Rose przydałby się nowy chłopak, zresztą na pewno miała wielu adoratorów. - Do Danii? A co on miałby robić w Danii? - Niby chwilę się z nim spotykała w tamtym roku, ale zdecydowanie wiedziała o nim mniej niż panna Stuner.
Vera, znudzona ciągłym przesiadywaniem, wybrała się na małą wycieczkę. Nie padało, a nawet zaświeciło słońce. Niestety, wciąż było chłodno, więc dziewczyna została zmuszona do nałożenia skórzanej kurtki, która idealnie pasowała do jasnoniebieskich jeansów rurek. Celem był dąb. Po kilku minutach, Veronique doszła do celu i omiotła go spojrzeniem. No ba, nic się nie zmieniło od ostatniego razu. No może trochę więcej liści pospadało, ale nic po za tym. Wdrapała się jakoś na najniższą gałąź drzewa, dzięki czemu zdołała wejść nieco wyżej. Doprawdy, świetne miejsce do obserwowania.
Gabriel miał już dość ciągłego siedzenia w szkole, więc poszedł na mały spacerek. Dlaczego akurat tutaj? Sam nie wie za bardzo. Szedł tam gdzie go nogi poniosły. Naciągnął kaptur od bluzy. Rozejrzał się, nie widział nikogo żywego. Powoli zmierzał ku dębowi. Gdy do niego dotarł coś go podkusiło by spojrzał w górę. Trochę się zdziwił gdy pośród liści dostrzegł rudowłosą dziewczynę. -Węże, a po drzewach łażą?- zwrócił się do ślizgonki i uśmiechnął się łobuzersko.