Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
Gabrielle z przejęciem słuchała historii Amelii. Wydawała się ona wiarygodna, choć istniało prawdopodobieństwo, że to tylko zmyślona opowiastka. Jednak było ono niewielkie. - Ja kiedyś miałam skrzatkę... ale staraliśmy się jej nadmiernie nie wykorzystywać. To, co umieliśmy, robilismy sami. Bo ona miała już swoje lata... - opowiadała Krukonka. - Ona już od kilku lat nie żyje. Od jej śmierci nie mamy w domu skrzata - powiedziała prawdę.
- To przykre. Ja nawet nie wiem jak nasz, a właściwe mojej matki skrzat ma na imię. Ojciec chyba na to pozwala, choć nie jestem pewna czy o nim wie, bo tata jest hmm... powiedzmy, że nie jest tak płytki jak matka. Chociaż mimo to nie chce mi się wierzyć, by on mógł tak kogoś wykorzystywać.
Gabrielle nie wiedziała, co powiedzieć. Zastanawiała się, jak dziewczyna wytrzymywała całą tą sytuację. - Tylko ty z twojej rodziny jesteś Gryfonką? - zapytała z ciekawości. Różnie to bywało. Czasem cała rodzina była w jednym domu i tylko jedna osoba wyłamywała się z rodzinnej tradycji, jak Syriusz Black, o którym Gabrielle usłyszała od matki. Ten sam, który miał być seryjnym mordercą, a okazał się niewinnym. Ten, z którym matka Gabrielle uczyła się na jednym roku w Hogwarcie.
- Nie,cała rodzina ojca była w Gryffindorze, matka uczyła się w Beauxbatons. Założę się, że byłaby w Slytherinie. Tata jest fajny, śmiejemy się razem, opowiadam mu o różnych rzeczach. Matka prawie w ogóle się nie odzywa. I dobrze, bo zazwyczaj rodzi się z tego kłótnia. Nie jest aż taka zła. W końcu mam wielki pokój, dobre jedzenie, wspaniały dom. Chyba nie mam co narzekać.
- Widać rodzinna tradycja - uśmiechnęła się. Dobrze było, że Amelia miała wsparcie chociaż w ojcu. Ojciec... Tak, Gabrielle nadal tęskniła za swoim tatą. Zawsze ciężko jej się robiło na sercu, gdy ktoś wspominał o swoich rodzicach. Jednak nie mogła poradzić na to nic, nie każdy wiedział, że ojciec Krukonki nie żyje. - Twoja matka uczyła się w Beauxbatons? - ożywiła się. - Mój ojciec również się tam uczył. Matka zaś była w Gryffindorze - zaczęła opowiadać - jako jedyna z rodziny. Reszta była albo w Ravenclawie, albo w Slytherinie.
- Powiem ci, że nie pasowałabyś do Slytherinu. Tak moja matka uczyła się w Beauxbatons. Strasznie sztywniacka szkoła. Ale znam parę fajnych osób dzięki matce. Tak naprawdę nie znoszę Francji. Nie lubię tego, że jestem pół-Francuzką. Matka zawsze chciała żebym poszła do Beauxbatons, ale tata powiedział, że to za daleko. I dobrze. A poza tym mieszkam w Eton, tam gdzie jest ta jakaś tam mugolska szkoła, taka sławna.A ty gdzie mieszkasz?
- Dlaczego nie znosisz być pół - Francuzką? Przecież Francja to taki piękny kraj - oburzyła się Gabrielle. Jej prawdziwą ojczyzną była Francja. Anglia była tylko drugim domem, zastępczym domem. - Gdybym trafiła do Slytherinu, pewnie bym się przystosowała. Ale i tak uważam, że Ravenclaw to dom najlepszy dla mnie - dodała.
- Wiem, że to piękny kraj. Ale zdecydowanie nie dla mnie. Wolę Anglię. Chociaż gdybym miała oceniać - Francja jest ładniejsza. Ale ja tego nie czuję. Może dlatego, że moja matka jest Francuzką, po prostu mając taką matkę za wzór, no cóż... Wstyd mi, że jestem taka jak ona.
- Nie jesteś taka, jak ona - zaprzeczyła. - Owszem, jesteś jej córką, ale różnisz się od niej diametralnie - dodała. Po tej rozmowie można było już zauważyć, że Amelia różniła się od swojej matki.
- Dzięki. No może nie taka jak ona. No to masz jakieś zwierzątko? Ja mam w domu kota - Figlarza. I całkiem trafnie, bo nieraz zniszczył matce dzbany moich dziadków.Raz nawet poodklejał wszystkie plakaty Quidditcha. Tata się wściekł.
- Miałam kiedyś sowę - wyznała dziewczyna. - Jednak ona zachorowała i skończyła swój żywot - Gabrielle szkoda było sowy, kochała ją wszakże. - Teraz nie mam zwierząt. Moja mama nie pozwala na trzymanie kotów czy psów w domu - dodała. Nie mówiła, że teraz nie miałby kto zajmować się zwierzęciem.
- Ahh... Kiedyś miałam psa. Nazywał się Farciarz, chociaż szczęścia to on raczej nie miał. Rozjechał go mugolski samochód. Było mi go szkoda. Przypominał wilka, był taki biało-szary. Miał takie błękitne oczy. To pies po moim dziadku. Zmarł jak byłam mała. Ale mam jeszcze babcię.
- Musiał ci dawać wiele szczęścia. Gabrielle wstała, by rozprostować nogi. Nagle zaburczało jej w brzuchu. - Przepraszam, ale niestety muszę cię opuścić. Naprawdę miło było cię poznać. Do zobaczenia - pożegnała się i odeszła w stronę zamku.
- Mi ciebie też. No, to pa! - krzyknęła do oddalającej się dziewczyny. Jakoś nikt nigdy nie wykazywał większej ochoty poznania drobnej blondynki. Ale cóż, mimo to miała kilku znajomych. Amelia pobiegła do zamku, nie wiedziała jeszcze po co, ale coś jej mówiło, że wkrótce się dowie.
Skierowała się w stronę dużego drzewa wyróżniającego się wśród innych. Oczywiście usiadła pod nim i położyła ręce na ziemi. Zaczęła podśpiewywać sobie jakąś piosenkę, której nazwę zawsze musiała zapomnieć. Pomimo tego, że grzywka zasłoniła jej oczy, nie odgarnęła jej.
Arthur spacerował wsłuchujac się w ogdłosy przyrody, gdy nagle zobaczył dziewczyne pod drzewem. Zmienił kierunek płynnie i podszedł do niej. Usmiechnał sie lekko i nachylił się:- Rozmyślania, czy mozę po prostu się wylegujesz?
Spojrzała na sprawcę tak karygodnego czynu, jakim było zakłócenie spokoju Kim. - I to, i to - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, tak uroczym. Wciąż nie pokazywała oczu, w końcu były zasłonięte przez grzywkę - Jestem Kim. A dokładniej to Kimberly Angel Hope Treese. Już po raz kolejny tego dnia się przedstawiała. Nawet nie policzyła, ile osób w ciągu ostatniego tygodnia poznała.
Arthur ujał jej rękę i ucałoał:-arthur Uther.-usmiechnał się czaruująco i spytał:-Nie będziesz mieć nic rpzeciwko, jesli się rpzysiadę?-szukał jej oczu, ale nie, były zaśłonięte szczelnie grzywką. Usmiechnał się do siebie i usiadł obok niej.:-Wiec.. co robisz?
- Nie. Spojrzała w niebo. Przez chwilę śledziła lot ptaków, dopiero gdy zniknęły jej z oczu, wróciła myślami na ziemię. - Co robię? - powtórzyła udając wielkie zastanowienie - Siedzę pod drzewem i podśpiewuję sobie jakąś piosenkę.
- A jakaż to piosenka, jeśli wolno mi wiedzieć?-usmiechnał sie czarująco Arthur. Spojrzał za jej wzrokiem w niebo, potem wrócił do niej:- Długo już tu jesteś?? Ja w zasadzie rpzyjechałem wczoraj.. i dziwnie się czuję... ludzie jacyś tacy...
- Nie pamiętam jej nazwy - wzruszyła ramionami - Ale z pewnością coś z hip hopu. Kim miała to do siebie, że czasami zapominała nazwy piosenek. Strasznie ją to denerwowało. - W sensie, że ile się uczę? We wrześniu będzie sześć lat - powiedziała - Część ludzi serio jest dziwna, nawet czasem nietolerancyjna. A już zwłaszcza Ślizgoni. Tak, wiedziała, jak to jest być nieco inną niż typowi nastolatkowie. W szkole po za Kim nikt chyba nie był emo, ale ona w zasadzie lubiła się wyróżniać.
Arthur westchnął:- ja.. w zasadzie dopiero przybyłem.... wcześniej uczyłem się dosyć daleko stąd....-potarł sobie głowę:- Dużo podróżowałem.... ale postanowiłem wrócić... i może znajdę tu ciekawe osoby....-uśmiechnął się:- Wygląda na to, że dwie już poznałem..-spojrzał badawczo na dziewczynę:- Lubisz hip hop, co? ja tam wole coś, gdzie można dać popis na gitarze... Clapton, Jimmy Hendrix, AC/DC
- Uwierz mi, można tu spotkać jeszcze więcej ciekawych osób - powiedziała z nutką tajemnicy. Uniosła widoczne pomimo grzywki usta w charakterystycznym dla siebie lekkim uśmieszku. - Lubię hip hop, ale pozostanę wierna emocore - stwierdziła - No i jestem jeszcze fanką rocka. Ewentualnie jakiś pop rock, ale to rzadko. W końcu odgarnęła włosy z twarzy, odsłaniając śliczną twarz i czekoladowe oczy. Uwielbiała swój makijaż, a już zwłaszcza swoje fajnie pomalowane paznokcie.
Arthur powstrzymał sie od gwizdnięcia z wrażenia. Dziewczyna była śliczna, mimo make upu. Skupił się ponownie na analizowaniu jej:- A lubisz.. hmm.. Linkin park?-spojrzał na nią żeby w końcu się do niego odwróciła.
- Kilka piosenek. Reszta jakoś do mnie nie przemawia - wzruszyła ramionami. Miała już swoje top5 zespołów i piosenkarzy. Resztę również lubiła, ale nie zawsze podobała jej się dana piosenka. - A teraz coś z innej beczki - zaczęła - Zapisałeś się na jakieś przedmioty? Ja chodzę na Zaklęcia i Wróżbiarstwo.
Arthur zastanowił się:-Zaklęcia, OPCM, Eliksiry, i Runy.. a i Transmutacja..-odparł po chwili:- Lubię się dokształcać..-przyznał i wzruszył ramionami:- Wszystkie dziewczyny są tu takie piękne??-spytał po chwili spoglądając w niebo.