Wspaniale rozgałęzione drzewo rzucające przyjemny cień na znajdujące się pod nim osoby. Dzięki licznym gałęziom idealne do wspinania i przesiadywania na grubych konarach, rozmawiania z przyjaciółmi lub po prostu odpoczywania po mniej lub bardziej ciężkim dniu. Można znaleźć pod nimi duże żołędzie, idealne do prac plastycznych bądź rzucania w innych. Na jesień mieni się wspaniałą czerwienią i brązem, wiosną zaś można nacieszyć oko soczystą zielenią.
- Ostrzegam. Spojrzała w niebo. Wychodziło słońce, na co Kim prychnęła. Może i od czasu do czasu lubiła słońce, ale dziś zdecydowanie miała ochotę na spacerek w deszczu. Tak to by się przeszła do Hogsmeade, ale cóż, nic nie poradzi. Teraz to najchętniej polatałaby sobie, ale stwierdziła, że może jeszcze poczekać.
Arthur wstał i otrzepał się. Spojrzał na dziewczynę. Trening w Kyoto nie poszedł na marne. Czasem dobrze jest odczytywać ludzkie emocje. Podszedł do dziewczyny i powiedział: -Wydaje mi się, ze chcesz już sobie iść..... nie lubisz przebywać w jednym miejscu, czy liczyłaś na coś.. albo na kogoś.. innego? Spojrzał jej w oczy a potem odwrócił wzrok, skoro nie lubiła, jak ktoś się gapi..... Uśmiechnął się lekko i przeciągnął się.
Wzruszyła ramionami. - Racja, nie lubię siedzieć w jednym miejscu - przyznała - Ale na co innego miałam liczyć? Ponownie zaczęła chodzić w kółko. Stwierdziła, że gdyby teraz chłopak jej podpadł, to od razu by się przemieniła i zaczęła go dziobać. I w końcu by wyszło na to, że jest szybsza. Uśmiechnęła się słodko.
Arthur odparł: -No nie wiem.. ze przyjdzie tu ktoś inny, albo ze np zacznie padać deszcz albo śnieg...-wzruszył teatralnie ramionami:- Ja nie mam pojęcia... nie czytam w myślach.... Ciekawe... jeśli ma ukryte zdolności... to mogłaby spróbować mi chociaż dać nauczkę.... ale ja też mam swoje moce... Uśmiechnął się lekko:- ten słodki uśmieszek naprawdę działa jak miód ale co ukrywasz pod nim?
- No na deszcz liczyłam - powiedziała - Bym miała więcej rzeczy do roboty. Wywróciła oczami. Nie chciało jej się odpowiadać na pytanie, jakoś trudno byłoby jej to tłumaczyć. - Nie mam nic, co miałabym ukrywać - powiedziała nie do końca z prawdą. Ambitna odpowiedź, nie ma co.
Arthur westchnął. Dobrze, nie naciskaj jej, pomyślał. Może kiedyś Ci zaufa.. a Ty innym zaufasz... Westchnął i rozejrzał się po Błoniach: - Jakoś cicho tu..... to lepiej....-potem skierował wzrok na dziewczyn:- Kim... mogę Ci tak mówić? Mam nadzieję, że Cię nie uraziłem....
- Większość osób na mnie Kim mówi, nie widzę przeciwwskazań - powiedziała - A czym miałeś mnie urazić? Nagle na błoniach rozległo się dosyć głośne kraknięcie. Zaskoczona Kim obejrzała się w stronę jego pochodzenia. To ten kruk wrócił. Na twarzy kim zagościł lekki uśmiech.
Arthur spojrzał na ptaka: -O, wrócił kolega. Podszedł do kruka i zmierzył spojrzeniem. Ptak zdawał się robić to samo. Przez chwilę siłowali się jakby spojrzeniami i kruk usiadł na gałęzi niżej i Arthur lekko go pogłaskał po piórach.
Spojrzała na kruka. Wydawał się być przyjazny. Ciekawe, jakby zareagował na spotkanie z harpią wielką. Gdy Arthur podszedł do kruka, Kim niezauważenie prześlizgnęła się i szybciutko weszła na drzewa. Tak, te gałęzie były zdecydowanie plusem tego dębu.
Chłopak gładził kruka po piórach, i zauważył nagle dziewczynę na drzewie:- Szybka jestśs..-przyznał:- Ale to nie zawsze wystarczy.... Uśmiechnął się tajemniczo i wskoczył na gałąź, siadając ze zwinnością i chwytając się drugiej gałęzi.: - Zwinność to podstawa...-uśmiechnął się łobuzersko.
- A mi zwinności nie brakuje - powiedziała. Weszła jeszcze wyżej i w końcu rozsunęła kilka gałęzi, by mieć widok na błonia. - Ładnie tu - stwierdziła. Czasem przychodziła na to drzewo, ale jakoś nigdy nie obserwowała z niego otoczenia. Wolała poczytać sobie książkę, czy porysować.
Arthur spojrzał z góry na Błonia: -Mhm...-mruknął tylko. Spojrzał w stronę Zakazanego lasu i westchnął. Przydałoby się teraz trochę potrenować. A dziewczyna.. ta Kim.... hmmm, może ją jeszcze spotka i pogadają sobie... teraz... musiał trochę poćwiczyć. Podskoczył do dziewczyny i spojrzał jej w oczy:- Wiesz... ja chyba idę do Zakazanego lasu...na mały trening... mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy...
I po raz kolejny uniosła brew. Trening? Ta, i niby ona ma wierzyć, że on jest ot zwykłym czarodziejem. Zbyt to podejrzane. - To idź - powiedziała beznamiętnie - Ja tu zostanę. Te ostatnie słowa powiedziała nie do końca z prawdą. Raczej pójdzie go śledzić. Ach, jak ona kochała swoją wredność!
Arthur uśmiechnął się nieznacznie. Zeskoczył z gałęzi drzewa i wyprostował się. Wciągnął powietrze do płuc i uśmiechnął się szeroko:- No to.. mam nadzieję, ze Cię kiedyś zobaczę.. i porozmawiamy... Kim..-po czym poszedł szybkim krokiem w stronę lasu.
Pomachała mu tylko. Zastanawiała się, co ma teraz robić... Czy tu zostać, czy gdzieś iść. W zasadzie to bardziej opłacałoby się dla niej pójście gdzie indziej, ale zdecydowała posiedzieć na drzewie jeszcze kilka minut.
---------------------------------------------------------- Rozterki Arthura doprowadziły go do Wielkiego Dębu. Oparł się o niego i zaczął rozmyślać o Annie.:-Co ze mną nie tak?-powtarzał sobie. Odgarnął włosy i ukrył twarz w dłoniach. przymknął oczy i zaczął analizować swoje wypowiedzi.
Lubiła przesiadywać pod tym ogromnym drzewem, a szczególnie kiedy dopisywała pogoda. Miała nadzieje, że nikogo tu nie spotka, ale widok Arthura ją ucieszył. Wyglądał na zmartwionego, nie wiedziała czy powinna mu przeszkadzać. Spojrzała na trzymaną w ręku książkę i wolnym krokiem ruszyła w kierunku chłopaka. Usiadła koło niego opierając się o szorstką korę. Tym razem jednak skupiała się na tym, że otarła się o ramię Arthura, gdy siadała koło niego. Uśmiechnęła się chcąc spojrzeć w jego twarz. - Nie przeszkadzam? - zapytała będąc tym razem całkiem rozluźniona. Położyła książkę obok na trawie.
Arthur opuścił ręce i spojrzał w przestrzeń:- Nie.. skąd.... po prostu się zastanawiam... wczoraj uciekłaś tak... że może coś ze mną nie tak....-westchnął głęboko i odwrócił powoli wzrok by napotkać jej oczy.
Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. Czyżby aż tak zależało mu na jej zdaniu. Poczuła się mile połechtana. - Przecież mówiłam ci, że dużo czytam - stwierdziła żartobliwie chcąc, aby się do niej uśmiechnął. - Powiedziałeś, że ci to nie przeszkadza i... Nie skończyła. W bibliotece po ich spotkanie nie mogła się skupić na czytanym tekście, dlatego też wypożyczyła sobie kilka książek do dormitorium. Jedną z owych książek przyniosła dzisiaj ze sobą z myślą że trochę poczyta, ale tym razem na jej drodze znowu stanął on. Aaron, jej przyjaciel chyba go polubi, chociażby za sam fakt, że dzięki niemu nie ślęczy tyle nad 'literkami'.
Arthur spojrzał jej w oczy:- Nie... ja po prostu....-zastanawiał się. Co mam powiedzieć? Nie mogę o Tobie zapomnieć, o naszej rozmowie? Wiec co innego? Spojrzał przez chwile na swoje dłonie i obrócił głowę:- Wiesz... wiem, ze lubisz czytać....nie przeszkadza mi to.. tylko uciekłaś tak szybko.. myślałem, ze to przeze mnie...
Ujęła jego dłoń. Tak jak podczas ich pierwszego spotkania wplotła swoje palce między jego. - Pamiętasz jak mówiłam ci, że...- chciała dobrze dobrać słowa. Dużo myślała o nich przez ostatni czas. - Musisz uważać, aby nie spłoszyć... mnie - bała się użyć tego słowa, ale przecież potrafiła operować słowami. Nie powinna się ich bać, były jej atutem. - To nie tak, że każde twoje słowo od razu mnie do ciebie zrazi - tłumaczyła. - Raczej zbliżają mnie do ciebie. Rozumiesz? - dodała z błagalnym uśmiechem. Chciała, aby był blisko.
Arthur odparł:-Tłumaczenie: chcesz, żebym był blisko ciebie.. więc używasz słów.. by zdeterminować mój ruch....-spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się wesoło:- A jeśli Cię obejmę....-przysunął się bliżej:- Powstrzymasz mnie? Uśmiechnął się do niej czarująco.
- Rozmawiamy o tym teoretycznie? - pytała delikatnie się do niego przysuwając. - Jeżeli tak to na pewno dasz mi czas, abym się nad tym głębiej zastanowiła - mówiła lekko się z nim drocząc. - Pomyślmy... Co ja z tego będę mieć? - kątem oka spojrzała na niego z łobuzerskim uśmiechem. Przejechała opuszkiem palców po wnętrzu jego dłoni. - Jest przyjemnie ciepła w dotyku - mówiła. Nagle pomyślała, że nie tylko skóra na jego dłoni musi być tak przyjemnie ciepła. Speszyła się gdy ta myśl zagościła w jej głowie. Lekko speszona uśmiechnęła się do niego nie kończąc tego, jakże przyjemnego potoku słów.
Arthur odpowiedział:-Jeśli Cię teraz przytulę to zrobię coś dla Ciebie miłego i szkodliwego jednocześnie....-odparł:- Już tłumacze... to będzie coś przyjemnego dla nas obu.. ale też to będzie gest, nie słowo....-uśmiechnął się do niej ciepło. Ujął jej dłoń i położył sobie na policzku. Swoją dłonią gładził jej policzek w tym czasie.
Tak jak się spodziewała. Skóra jego policzka była przyjemnie ciepła i do tego bardzo delikatna. Mimowolnie się uśmiechnęła. - Przecież czyny są ważniejsze od słów, nieprawdaż? - dopytywała zadziornie. - Chyba mnie nie okłamałeś? W swoim ostatnim pytaniu pominęła fakt, iż sama tak twierdziła. Obydwoje o tym mówili przy ich pierwszym spotkanie. To było dziwne. Widziała się z nim zaledwie raz, a czuła, że zna go tak dobrze i chce go poznać jeszcze lepiej.
Arthur odparł:-tak, to prawda.... ale podobno to wszystko to tylko powłoka, a istnieje świat idei..-zacytował Platona. Lubił go, Sokratesa również. na pewno byli lepsi niż Soren Aabya Kierkegaard. Ale czemu miałby ją zanudzać opowieściami o filozofach. Przysunął się i objął ją lekko.