W Hogwarckich lochach chłodne, kamienne ściany nie są niczym dziwnym. Ale czy to możliwe aby były aż tak lodowate? Błądząc dłonią po ścianie da się natrafić na miejsce bardziej zimne niż reszta. Znajduje się ono na wysokości klamki, która rzeczywiście tam jest. Ujawnia się natychmiast po stuknięciu różdżką w chłodny punkt. Zaraz po dotknięciu klamki ma się wrażenie okropnego zimna, które powoli obejmuje całe ciało. Przechodząc przez próg wchodzi się do Lodowej Komnaty. Jak sama nazwa wskazuje - wszystko tam jest oblodzone. Najbardziej charakterystycznym elementem są rzeźby. Lew, kruk, wąż i borsuk, symbolizujące cztery domy Hogwartu. Wielkością można porównać je do niedźwiedzi. Śliska posadzka jest idealnym lodowiskiem, co ciągnie za sobą upadki odwiedzających to miejsce. Niewielu jednak wie o istnieniu komnaty, tłumów nigdy tam nie ma. Śmiało można przynieść łyżwy, posadzka jest idealna do jazdy. Pomieszczenie rozświetlają świece o niebieskim płomieniu, osadzone w ozdobnych, choć starych, żyrandolach. Błękitne światło odbija się od lodu i stwarza miłą atmosferę, mimo chłodu panującego w komnacie. Po męczącej rozrywce na ślizgawce można odpocząć pod ścianą, gdzie są nieduże, twarde siedzenia.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
W zasadzie może i powinien ją inaczej traktować. Ale w końcu wtedy był pijany i dużo rzeczy irytowało go bardziej niż na trzeźwo. Grigori roześmiał się kiedy Lotta wspomniała o swoim prezencie. - No jasne, nie mogę się więc doczekać – powiedział z błyskiem w oku. Nie zdążył dodać nic więcej, bo dziewczyna odeszła od niego, zaś w jego stronę zmierzali ludzie. Orlov z uśmiechem przyjmował prezenty, zazwyczaj alkohol. Zastanawiał się czy zdąży wszystko wypić zanim wróci do Rosji czy będzie musiał z tym wszystkim jechać z powrotem. Najbardziej przestraszyła go dziewczyna w sukience z ćwiekami, która złożyła mu pocałunek na policzku. Podziękował grzecznie, ale czuł niepokój widząc jej mhroczną i złą postać. Ale nie na długo zajmowała mu głowę. Odłożył alkohol na bok, nazbierała się już tutaj ładny tłum wysokoprocentowych napoi. Jeszcze kiedy dostawał kolejny alkohol zobaczył wchodzącą Effie Fontaine. Zapomniał o dziękowaniu za życzenia, kiedy ta szła w jego kierunku. Skutecznie skupiła jego uwagę i chociaż udało mu się nie przywołać na twarzy jakiegoś cielęcego spojrzenia, albo nie otworzył buzi ze zdziwienia, ale pewnie i tak zauważyła jak przyciągnęła jego wzrok. Na dodatek na tle Lodowej Komnaty w tym ognistym ubraniu… wręcz nie można było oderwać od niej wzroku. W końcu stanęła naprzeciwko niego i dała mu prezent. Przyjął go z dziwnym błyskiem w oku. Nie dość, że wyglądała tak dobrze jak nigdy to jeszcze taka zapalniczka. Sentymentalna. Grigori zastanawiał się jak będzie kiedy w Petersburgu ją wyjmie. Czy może nie powinien wracać do Rosji. Kiedy stał tak przy ślicznej Effce i czuł jej słodkie wargi, przy pocałunku, coraz dalej odchodził myślami od tego pomysłu. Położył jej rękę na biodrze na chwilę, kiedy się do niego zbliżyła. - Zapamiętam. Dziękuję, Effie – powiedział z lekkim uśmiechem. Jej imię brzmiało jakoś śmiesznie, kiedy je wypowiadał ze swoim akcentem. Zastanawiał się już czy bardzo nieeleganckie byłoby jak pociągnął teraz Effkę do drzwi i uciekł z nią w ustronne miejsce zostawiając imprezę. Ale zanim zdążył zrealizować ten plan, dziewczyna zaczęła odchodzić. Przez chwilę nie chciał jej puszczać, ale w końcu Ślizgonka się oddaliła, a Grig wodził za nim wzrokiem. Chwila znowu połaził i pogadał z byle kim. Przyszła Szarlotka i wyjątkowo niemrawo złożyła mu życzenie. Orlov właśnie trzymał w ręku jedną z wielu butelek, którą otworzył, nie mógł tak w końcu ich widać bez czegoś nawilżającego buzię. - Dzięki. Coś nie za dobrze wyglądasz- wyraził swoją troskę Orlov patrząc na blondynkę i dotknął ręką jej ramienia. W zasadzie nie był nigdy pewny ich kontaktów. Były dość trudne do konkretnego określenia. Zaś jego wzrok padł na Effie, do której zagadała Lotta. Orlov zrobił zdziwioną i niepewną minę, po czym wrócił spojrzeniem do blondynki naprzeciwko niego.
Widziała jak przyciągnęła wzrok chłopaka, gdy pojawiła się w sali i zdecydowanie się jej to podobało. Wszakże o to jej chodziło, gdy wybierała tą sukienkę. Przecież na co dzień raczej nie szukała ubrań kojarzących się z ogniem, tak wielbionym przez Griga żywiołem. Całe szczęście, że Effie zaczęła się od niego odsuwać, bowiem gdyby ten choć lekko ją pociągnął, planując udać się w jakieś inne miejsce, nawet by się nie wahała! Zaraz by za nim poszła. W tym właśnie tkwił problem tej znajomości. Fontanna z alkoholem, który pokrywały gorące płomienie, była wyjątkowo imponująca. Effie przez chwilę przyglądała się jej, aż w końcu sięgnęła po swój kieliszek i nalała sobie owego Rosyjskiego specyfiku. Właściwie nigdy nie była wielką wielbicielką trunków z tej części świata, ona jednak zupełnie była przywiązana do starej, dobrej, Ognistej Whisky. Niepewnie spróbowała nabranego napoju. Właściwie smakował całkiem nieźle. Te niebywałe dywagacje na ten temat przerwała jednak pewna dziewczyna. Była to jedna ze studentek, która przyjechała tutaj na wymianę. Z tego co Effie kojarzyła, a proszę wierzyć, zawsze uważnie słuchała plotek, dziewczyna ta miała być nawet jej turniejową konkurentką. - Effie Fontaine, jesteś z Meksykańskiej szkoły, prawda? – Przedstawiła się od razu podając przy tym rękę, jednak automatycznie zadając pytanie. Z ciekawości musiała się dowiedzieć, czy dobrze kojarzy. Poza tym, nie ciekawska Effka to coś zupełnie abstrakcyjnego. Aczkolwiek jej pytanie nie było zadane w jakiś natręcki sposób, raczej jak luźne zdanie rzucone ot tak, w celu podtrzymania konwersacji. Zaraz usłyszała jej dalszą część wypowiedzi i automatycznie spojrzała kątem oka w kierunku Griga. Pierwszy raz usłyszała, żeby ktoś nazwał go jej chłopakiem. Może trochę dziwnie się z tym poczuła? Przechyliła tylko swój kieliszek, wypijając kolejny łyk tego charakterystycznego alkoholu. Zaraz jednak wróciła spojrzeniem do dziewczyny i lekko się do niej uśmiechnęła. - To bardzo miło z Twojej strony. Przecież dobrze, że wpadłaś na taki pomysł – odparła zaraz. – Przyjaźnicie się? – Zapytała wolną ręką otwierając swoją torebkę. Wyciągnęła z niej paczkę chudych papierosów, pierw skierowała je w stronę Skandynawki z pytającym spojrzeniem, czy może ma ochotę się poczęstować. Później wzięła jednego dla siebie i szybko odpaliła go od płomieni przy fontannie. Finlandka była ładną dziewczyną o charakterystycznym północnym typie urody, chociaż Effie póki co nie miała pojęcia skąd ta pochodzi, poza tym, że uczyła się w Meksyku.
Jeśli Effie jeszcze nigdy nie próbowała owych rosyjskich specjałów, nie mogła trafić na lepszą okazję, doprawdy. Wszak Lavarov i Ostberg zadbali o to, żeby takich trunków było pod dostatkiem, a i coraz to nowi goście przynosili coraz to nowe alkohole, bardzo zróżnicowane pod względem pochodzenia i smaku. Lotka z ogromnym zadowoleniem obserwowała reakcje nowo przybyłych, gdy tym rzucił się w oczy ognisty tort i płonąca fontanna. Może nie wszyscy podchodzili do jej wynalazku z zaufaniem, ale gdy już ktoś się odważył, nie kończył na pierwszym razie. Racja, miała być jej konkurentą, chociaż akurat ten jeden jedyny raz okazała się nieodpowiedzialna, a reszta po raz pierwszy na nią nie czekała. Niemiła niespodzianka, ale cóż. Właściwie, byłoby ciekawe, gdyby dziewczyny porównały ilość informacji o szkolnej społeczności nabytych dzieki plotkarskiej gazetce. Bo Ostberg mimo poszanowania cudzej prywatności, może z nudy, a może nie, była na bieżąco z każdym numerem. - Tak, z Meksyku, razem z Manuelem i Gasparem. - odpowiedziała pogodnie, dodając imiona dwójki swoich przyjaciół, których zapewne Effie kojarzyła. Nie odebrała jej pytania negatywnie. Wręcz przeciwnie, ucieszyła się, że dziewczyna wydawała się być zainteresowana, zamiast odburknąć coś i ją zbyć. - Tak dawno robiłam dla niego ostatnią imprezę urodzinową, że nie mogłam się powstrzymać. - Ile to już było? Trzy lata? Słysząc dalszą część jej wypowiedzi, zastanowiła się na chwilę. Co właściwie powinna odpowiedzieć? - Kiedy zanim przeniosłam się do Meksyku i uczyłam się w Durmstrangu, był dla mnie jedną z najbliższych osób, jakie kiedykolwiek mialam. Jego przyjaźń wiele dla mnie znaczy. - wyjaśniła. Czy zabrzmiało to tak, jakby mówiła "był moim jedynym prawdziwym chłopakiem, spędziliśmy razem trzy lata życia, był mi bliski jak nikt inny, a ja go zostawiłam i teraz cierpię" ? Miała nadzieję, że nie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i bardzo chętnie poczęstowała się papierosem, którego także odpaliła w fontannie.
Charlotte nigdy nie należała do osób, które uwielbiają być w centrum uwagi i są wszędzie znane. Wręcz przeciwnie. Zawsze była jak duch, gdzieś tam plątała się między grupami przyjaciół i znajomych, ale teraz? Teraz była odmienna. Wyróżniała się swoim poczuciem humoru. I losem. Rozejrzała się po komnacie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, kto się zjawił na przyjęciu. Dostrzegła Effie i Lottę, a dalej Borisa i Gryfonkę nieznaną jej z imienia, a także tego dziwnego chłopaka, który kiedyś załatwił LSD alkohol na jakiejś imprezie. Mniejsza. Dziewczyna z powrotem przeniosła swój smutny wyraz twarzy na chłopaka. Znów powstrzymywała się od rozpłakania, chociaż jej oczy były pełne łez i szczypały jak cholera. - Bo nie czuję się dobrze - mruknęła, patrząc, jak Grig nie za bardzo przejmuje się jej towarzystwem, bo co chwilę jego wzrok lądował na pani Prefekt, stojącej niedaleko. Studentka uznała, że nie będzie dłużej się mu naprzykrzać. Zachowała się głupio, przychodząc na te urodziny w takim nastroju. Mimo tego została tutaj, bo miała się zobaczyć w tym miejscu z Naleigh. W końcu przyjaciółka jej obiecała, że się zjawi. Zjawi i dostarczy jej towar, bo od jakiegoś czasu Szalotta wiecznie chodzi na głodzie. Oddaliła się od chłopaka i nie oglądając się za siebie ruszyła w najbliższy kąt sali. Usiadła na zimnej posadzce, kładąc głowę na kolanach i szczelnie obejmując się rękami. - Hery. Dużo hery. - Wiedziała, że gdzieś tam na stole pewnie jest jakiś towar, jednak nie chciała tam iść. Było jej dobrze tutaj. Już nawet przyzwyczaiła się do niesamowitego bólu w gardle i żołądku, domagającego się nowej działki.
Takich trunków rzeczywiście raczej nie piła. Aczkolwiek pamięta Rosyjską wódkę z pierwszej imprezy. Wtenczas poznała Griga, automatycznie zaczęli się przekomarzać, jedno drugiemu chciało udowodnić, że ma racje… W efekcie czego Eff musiała się całować na środku stołu z Tamarą, ale nie istotne! Tak czy owak, właśnie wówczas piła Rosyjską wódkę, którą dał jej nie kto inny, jak właśnie Orlov. Pewnie Effie mogłaby bardzo długo porównywać z Lottą plotki które znają, a które tak szybko obiegały zamek. Swoją drogą, Ci którym rzeczywiście zależało na prywatności, mogli mieć z tym lekki problem. Jak się bowiem okazywało, nawet bycie na Malediwskiej bezludnej wyspie, gdzieś z dala od innych, nie zwalniało od pojawienia się w szkolnej gazetce. Jej autorka musiała być wyjątkowo wścibską osóbką. No tak, kojarzyła te imiona. Zwłaszcza Manuela, z którym przecież była na turnieju, a i później na jego urodzinach. Gaspar był jakimś chaotycznym chłopcem, który z tego co wiedziała, też chyba był brany pod uwagę przy turnieju. Tak czy owak pokiwała głowa, kiedy Lotta powiedziała, że to z nimi właśnie tu przyjechała. - Nie żałujesz trochę, że turniej Cię ominął? – Zapytała próbując sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji i co myślałaby, gdyby to Wilkie stanął na jej miejscu. Tak, byłoby jej cholernie szkoda, ale może to dotyczyło akurat Effie. Skoro wspomniała, że dawno nie robiła dla niego imprezy urodzinowej, półwila dostała odpowiedz na swoje pytanie. Definitywnie musieli się przyjaźnić, w końcu wcześniej urządzała mu jakieś urodziny. Ale nie mogłaby nie zwrócić uwagi na jej dalsze słowa. A więc, był jej wyjątkowo bliski, pewnie bardziej niż przypuszczała… Wypiła kilka łyków alkoholu. Dlaczego nigdy nie zapytała go jeszcze o byłe dziewczyny? - To w takim razie miło się złożyło, że możecie teraz widzieć się znów systematycznie tutaj, w Hogwarcie – czy czasem panna Fontaine już kiedyś nie usłyszała, że była jakimś mistrzem dyplomacji? Nie wiedziała co ma powiedzieć. Owszem miło się składało, że jakoś tam znów się spotkali. Tylko, że nie była pewna, czy ona osobiście też uważa, że to bardzo miło. - Dobrze mieć w końcu kogoś bliskiego w obcej szkole. Och słodki Merlinie, jak dobrze, że Effie nie usłyszała tej dalszej części wypowiedzi Lotty, którą już rzekła sobie jedynie w myślach, bo nie wiadomo jak by na to zareagowała. Do tego mogłaby się jeszcze dowiedzieć, o zakochanej w nim Colette i tym jak wymazała mu pamięć… O tak, mogłaby słuchać i słuchać, po czym uciec, naprawdę nie chcąc być zamieszaną w te poplątane relacje Grigoriego Orlova, Slytherin wie, który raz z kolei pakując się po prostu nie w to miejsce gdzie być powinna, bo jak się okazuje, miał je zając ktoś inny. Cudownie się jednak składało, że póki co Effie o niczym sobie nie wiedziała i żyła w tej błogiej nieświadomości. Bowiem niestety ta relacja odgórnie była skazana na jakieś wyjątkowe poplątanie. Zamiast tego, po prostu spokojnie schowała swoje papierosy do torebki.
Gdy Grigori spojrzał an nią, w jego oczach pojawiło się coś dziwnego, jednak nie zwrócila na to większj uwagi. Gdy wziął od niej paczkę, po prostu zniknęla w tłumie tych, którzy do niego podchodzili. Gdy jakoś wyszła z tego zamieszania, rozejrzałą się. Po chwili namierzyłą mężczyznę w masce. Siedział obok wejścia i tylko patrzył an salę. -Witaj.- przywitala się z lekkim uśmiechem na ustach, podchodząc do niego.
Kojarzyła pana Orlov w końcu byli na jednym roku i tym samym kierunku. Jednak no nie przesadzajmy, nie znali się na tyle, żeby panna Slone przychodziła na jego imprezę urodzinową. No, ale kogo to obchodzi? Julia nie przegapi takiej okazji. Mały pakuneczek położyła na stos prezentów i ruszyłam w tłum. Może spotka kogoś znajomego? No w każdym bądź razie, wszyscy powinni ją rozpoznać, gdyż wyróżniała się! Tak, tak, to nie niespodzianka. Włosy upięła w typową fryzurę gejszy. Czuła się nieco dziwnie z taką konstrukcją, no bo nie oszukujmy się żelastwo trochę ważyło. Nasz kochany piękny dziwoląg odział się w przewiewną, krótką sukienkę w psychodeliczny wzór. Otóż sukienka była połączeniem kolorów - żółty, czerwony, zielony, fioletowy, tworzących kółka. Poczuła ogromne pragnienie napojów procentowych, oraz tych kolorowych ziółek, spożywała na ostatniej imprezie. Idąc w pokaźnych czarnych obcasach mających po boku, małe skrzydełka z czarnych piór, potknęła się. Szybko wstała, zaczęła macać swoją konstrukcję budowlaną na głowie czy aby nic się nie zepsuło.
Impreza! Dlaczego LSD nie wiedziała o niej wcześniej? Dlaczego Tygrys jej nie powiedział? A może powiedział... może tylko znów zapomniała. Zatrzymała się w korytarzu lochów, próbując przypomnieć sobie, co robiła przedtem. Jak właściwie się tu znalazła. Ok, leżała w sypialni dla studentek. Rozpaczała nad kokainą, którą straciła podczas turnieju. Nie znalazła swoich pieniędzy, cierpiąc jeszcze bardziej. Przetrząsnęła kufer i szafkę w poszukiwaniu czegokolwiek. W kufrze znalazła co prawda coś ultrazajebistego, ale to nie były narkotyki. Dlatego poszperała też w szafce Naleigh. Ale NNN miała praktycznie samą herę. No trudno. Tłok strzykawki przyciął się wraz ze skurczem dłoni, ale wkrótce wypełniła go krew, a w sekundę później roztwór wtłoczył się do żył, atakując układ nerwowy. Zabrała ultrazajebistą rzecz z szafki, butelkę wódki dla Orlova i łyknęła dwie kolorowe tabletki. Otworzyła oczy na korytarzu. Nie było w tych chwilach Borysa, nikogo innego. Brakowało też czasu po opuszczeniu pokoju. Może ktoś powiedział jej, gdy wałęsała się po zamku. W wielkim, indiańskim, kolorowym pióropuszu na głowie. Nie był zwyczajny, mienił się kolorami tęczy jak szalony. Istne LSD. To była ta ultrazajebista rzecz. Ale skąd wiedziała, żeby wziąć butelkę wódki dla Orlova? Uniosła dłoń; palcami oplatała szyjkę butelki. Opróżnionej w połowie. Ach, no tak. Przecież przechadzanie się po zamku bez wódki było absolutnie poronionym pomysłem. Wzięła ją dla siebie. Jednak weszła do Lodowej Komnaty. I, jak się okazało, trafiła dokładnie na imprezę. Postanowiła już tego nie roztrząsać. To naturalne, że podświadomość sama ciągnie ją tam, gdzie są narkotyki i alkohol. Miękkim krokiem prześlizgała się po lodowej powierzchni podłogi... a nie, to była czerwona wykładzina. Wszystko zdawało się takie miękkie. Chwiejne. Przypomniała sobie znów, że nie ma prezentu. Ale to nieistotne. Pokonując drogę do Orlova w mało imponującej prędkości, zwinęła jeden z prezentów leżących na stosiku tych nierozpakowanych. Podeszła do niego i uśmiechnęła się przelotnie. Tym razem lazur oczu widoczny był nader dobrze. Źrenice przypominały główki od szpilek. Wręczyła mu czyjś prezent. Nie znała go zbyt dobrze, nie wiedziała więc co powiedzieć. Zresztą, słowa wydały jej się w tej chwili zupełnie zbędne. Przereklamowane. Wymagające niesamowitej ilości wysiłku. Nachyliła się więc lekko i ucałowała go w oba policzki. Odwróciwszy się, dostrzegła fontannę. Alkoholu. Zostawiła więc Orlova zasypywanego gradem życzeń i prezentów; oczka zalśniły jej w zachwycie. Podeszła do atrakcji wieczoru i wystawiła ręki pod strumień wódki. Gdy napełniła się alkoholem, spiła go z namaszczeniem z wnętrza dłoni. Ślicznie.
Hogwart na chwilę pewnie trochę zapomniał o Frances Gary, która pierwszą cześć roku szkolnego spędziła włócząc się po Londyńskich ulicach w towarzystwie swojego wiecznie zaćpanego brata. Później wróciła do zamku i jakoś w miarę nie rzucając się w oczy przebrnęła przez kolejną część roku. To był jakiś wyjątkowo marny okres. Całe szczęście rok się kończył, co dla ciemnowłosej zdecydowanie było powodem do cholernej radości. Musiała się teraz trochę obudzić, prawda? Cudownie się składało, bowiem usłyszała, że jest jakaś tam impreza, robiona przez jakiegoś tam chłopaka z wymiany. Nieważne, istotne, że każdy był zaproszony. Trochę nie orientując się co może dac na urodziny temu kogoś, kogo imienia nawet nie znała, wzięła butelkę Ognistej, uznając, że alkohol zawsze pasuje. Nie zastanawiała się długo nad ciuszkiem, bo co mogłaby ubrać Fran? Oczywiście jakieś czarne spodnie i luźną koszulę, tym razem w oliwkowym kolorze. Całość niezmiennie na niej odrobinę po prostu wisiała. W tym roku także nie zaczęła jeść nieco porządniej. Kiedy weszła do sali prezent w postaci Whiskey postawiła na jakimś stoliku, nie będąc do końca przekonaną komu miałaby wręczyć tą butelkę. Wplotła rękę w krótkie włosy rozglądając się po sali i szukając jakiegoś punktu. Czy fontanna z alkoholem był dobrym punktem? Niezaprzeczalnie. Kiedy już się tam skierowała i wbiła uważne spojrzenie w palący się alkohol zaczęła się zastanawiać, co to właściwie jest za trunek. I tak do chwili gdy jej spojrzenie powędrowało na zdecydowanie niezłą dziewczynę, która z rąk wypijała owy alkohol. Na moment zawiesiła na niej spojrzenie, a gdy ta wypiła, w końcu Fran się odezwała. - Wódka? - zapytała na moment przenosząc spojrzenie na fontannę, a później znów wróciła do dziewczyny. Nie do końca wiedziała, czemu ta właściwie piła z rąk, ale czy to w ogóle ważne? Pewnie miała taki kaprys. W tej chwili bardziej była zaciekawiona tym, co tu znajdowało się do picia. Wzięła jakiś kieliszek w ręce i zaczęła go obracać, zastanawiając się, czy nie woli zwinąć jakieś butelki z drugiego stołu.
Przymknęła na chwilę powieki, zasłaniając nienaturalnie pomniejszone źrenice cienką warstwą skóry zabarwionej ciemnym kolorem. Cieniem do powiek, bezsenną nocą, żadna różnica. Alkohol miał dobry smak, chociaż wcale nie smakowało jej uczucie ciężkiego, ognistego przełyku. Ale już za bardzo się przyzwyczaiła, to było nieodłączne, naturalne, tak jak wstawanie z łóżka i stawianie prawej stopy po lewej stopie. Usłyszała głos, który wyrwał ją z odmętów rozważań zarysowujących się świetlistymi smugami w ciemności zamkniętych oczu. Odwróciła lekko głowę, dostrzegając obok dziewczynę. Nieświadomie rozchyliła lekko usta, spoglądając na nią przez kilka dłuższych chwil. Na jej twarz padały rozmigotane, kolorowe światła płynące wprost z tęczowego, wielkiego pióropusza na głowie LSD. A jednak pomimo tego chaosu barw (który strasznie przywodził jej na myśl imprezę z tęczowego pokoju), dziewczyna była nieruchoma. Taka się wydawała. Nie uciekała przed wzrokiem Lunarie, nie osnuwała się w rozmycie kadru. Widziała ją wyraźnie, nawet pomimo swojej wady wzroku. To było... dziwne. Dopiero po chwili dotarł do niej sens tego jednego słowa. Spojrzała na swoją dłoń, lśniącą od alkoholu. Zupełnie nie rozważając tego, co zrobiła, zbliżyła się o krok do nieznajomej i uniosła szczupłe palce. Opuszkiem jednego przesunęła po dolnej wardze dziewczyny i cofnęła rękę. - Wódka? - powtórzyła. Kąciki warg uniosły się na chwilę. Uzna ją za szaloną. Co z tego. LSD była szalona. Świat był szalony. Wódka przez chwilę paliła usta.
Jeśli spróbowała rosyjskiej wódki po raz pierwszy na imprezie powitalnej i pamiętała całą imprezę, to tylko jej pogratulować zdrowego rozsądku. Ostberg ta impreza ominęła, jednak obiło jej się o uszy, że wtedy właśnie reprezentacja Durmstrangu dumnie przedstawiała angielskim uczniom swoją miłość i wielu niewprawionych zanurzyło się w owej miłości bez pamięci. Dosłownie. Lotta musiała przyznać, że jeszcze w żadnym miejscu nie spotkała się z tak szybkim przekazywaniem niepotwierdzonych niczym informacji. Sieć plotkarska była tutaj doprawdy świetnie rozwinięta, a wzbudzająca kontrowersje reporterka (lub reporterzy?) musiała nie spać po nocach i tylko szpiegować wszystkich, czatować na sensacje z notesem i czasem nawet z aparatem. Bo w owej gazetce zamieszczano okazjonalnie zdjęcia, co tylko nadawało wszystkiemu pikanterii i wywoływało skandale. Jak na przykład zdjęcie Ostberg i Howarda, które zrobił im jakiś "uprzejmy" pierwszoroczny. Szczęście, że jest niewyraźne i cieżko jest się tam czegokolwiek dopatrzyć. Ale dzieciak i tak się zaszył nie wiadomo gdzie, pewnie świadomy rychłej zemsty Finki. Ale przed nią i tak nie ucieknie. - Żałuję, bo w sumie taka możliwość ciągnęła mnie tutaj najbardziej. Chociaż chyba najbardziej bałam się tego, że zawiodę innch, jednak nikt ani razu nie wypalił do mnie z pretensjami, że olałam turniej. Teraz jedynie martwię się o Manu, bo teoretycznie to właśnie ja naraziłam go na niebezpieczeństwa związane z uczestnictwem. - odpowiedziała zgodnie z własnymi przekonaniami. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła, gdyby Rosado stało się coś poważnego. Może nie do końca rozsądnie palnęła tamto o organizowaniu imprez. W sumie to samo przez siebie mówiło, że byli dosyć blisko, a ciąg dalszy jej wypowiedzi tylko rozpaczliwie to podkreślił. Czy to znaczy, że Grig nigdy nie opowiadał Effie o walniętej Fince? A tak naprawdę... niby z jakiej racji miałby to robić? - Naprawdę miło. - powiedziała bardzo cicho, jakby sama do siebie. Była prawie w zupełności pewna, że piękna dziewczyna przedstawia tylko opinię osoby trzeciej, bezstronnej i bez osobistych odczuć, a nie swoją prywatną. I nagle poczuła, jak bardzo ją to wszystko przytłacza. Przez myśl przemknęło jej tylko jedno, jak wyglądałaby ta śliczna ognista sukienka w prawdziwych płomieniach? Sama nie wiedziała, dlaczego to właśnie pomyślała. Co się z nią dzieje? Nigdy nie kryła w sobie tak toksycznych uczuć w stosunku do kogokolwiek, a ten popaprany układ, w którym jej były miał gorący romans z niespotykanej urody panią prefekt, a ona mogła tylko stać z boku, przyglądać się i rozpaczać nad debilnymi wyborami z przeszłości, dobijał ją psychicznie. Zaciągnęła się kilkakrotnie papierosem i mimowolnie zerknęła na obleganego Orlova. Może jego życie jest łatwiejsze bez niej? Może powinna podjąć tą samą decyzję, którą podjęła kilka dni wcześniej Colette i nie pytając się o jego zdanie tak po prostu z niego zniknąć? Wtedy zauważyła Szarlotkę i od razu rzuciło jej się w oczy, że ta nienajlepiej wygląda. A znała ją trochę i postanowiła zareagować. A tak naprawdę, korzystała z okazji, żeby uciec przed porażającym pięknem, bijącym od Effie. - Żałuję, że nie poznałyśmy się wcześniej. - zwróciła się do dziewczyny, uśmiechając się delikatnie. Cóż to mógł być za szalony rok! A może pomimo niefortunnych okoliczności, te dwie jeszcze zapoznają się bliżej? - Przepraszam Cię, ale muszę zobaczyć, co się dzieje z Charlotte, zanim coś się stanie. Miłej zabawy. - dodała, siląc się na pogodny ton i niemal natychmiast odwróciła się i ruszyła przed siebie, zaciągając się głęboko i mając nadzieję, że panna Fontaine nie wzięła jej za kompletną wariatkę z problemami. Ruszyła w stronę Charlotte, ale po drodze zauważyła jeszcze LSD i jakąś uczennicę Hogwartu, więc tylko cmoknęła Lunarie w policzek na przywitanie i już chwilę później stała przy wychudzonej blondynce i przyglądała jej się z troską. - Charlotte, co się stało? - zapytała cicho. W sumie nigdy nie rozmawiały o swoich problemach, po prostu je zapijały lub zagłuszały mniej legalnymi używkami, choć Lotta jeszcze nigdy nie poszła na całość w narkotyki. Nawet nie próbowała, tylko siedziała ze swoją butelką przy dziewczynach, kiedy te odprawiały swoistego rodzaju rytuał. Ostberg na chwilę odeszła i wróciła z małą paczuszką, która wcześniej była ukryta pomiędzy butelkami alkoholu. - Mam coś dla Ciebie. Porozmawiamy? - zaproponowała, pokazując jej zawiniątko. O dziwo, właśnie na to miała ochotę. Może czas naprawdę zaszaleć?
Franka na moment wbiła wzrok w jej zaskakujący pióropusz, który Lunarie miała na głowie. Przyglądała się przez chwilę temu nakryciu, patrząc na mieniąc się kolory, które tak ciekawie odbijały się w tej lodowej, zimnej komnacie. Okropnie się jej spodobał, był taki wyjątkowy. - Za co dasz mi jedno z nich? - Zapytała nagle, mając cały czas wbity wzrok w te bajkowe piórka. Były ciekawe i ona zachciała mięć jedno takie. Może wsadziłaby je w te swoje krótkie włosy, udając małego Indianina? Jednak zaraz po zadaniu tego pytania dziewczyna wykonała specyficzny ruch. Kiedy dotknęła ust jej ust wypowiadając przy tym "wódka" równie pytającym tonem co uprzednio Frances. Krukona patrzyła na nią z jakimś zaciekawieniem i właśnie wówczas dopiero teraz tak na prawdę spojrzała w jej oczy. Źrenice jak główki od szpilek? Zbyt było to dla niej znajome, by nie zorientowała się o co chodziło. Nawet nie miała po co pytać, co brała, przecież domyślała się odpowiedzi. Czy nie za dużo razy już to widziała? Zagryzła lekko usta, których przed chwilą dotknęła dziewczyna. - Wódka - znów powtórzyła, tym razem zupełnie oświadczającym tonem, aczkolwiek raczej spokojnym. To zapewne była jedna z dziwniejszych scen, ale Fran póki co chyba jeszcze nie zdawała sobie sprawy z absurdu tej sytuacji. Jakiś słaby uśmiech przebiegł po jej ustach. Dziewczyna przecież była tak ładna, dlaczego tylko tak naćpana? Chociaż raczej w głowie Frances powinno się kręcić pytanie, dlaczego zawsze poznaje ludzi, którzy mają problemy z dragami? Nalała sobie zaraz alkoholu do kieliszka, który tak obracała w dłoniach. Nie zwlekając spróbowała Rosyjskiego specyfiku. Wódka.
Tygrys był zadowolony, bo Grig chyba był zadowolony. A przynajmniej taki wniosek wysnuł po jego jakże uroczym uścisku. Twarz Borisa nieco się rozluźniła i uśmiechnął lekko. Wow, prawie szybował! I pomyśleć, że nie był ani zjarany, ani pijany. Fenomenalnie. Trzeba to czym prędzej nadrobić. - Wszystko co najlepsze dla najlepszych solenizantów - powiedział niby entuzjastycznie, ale coś mu nie pasowało, coś zgrzytało. Sam nie wiedział, o co chodzi. Chyba miał nie najlepszy nastrój. Może zbyt długo był trzeźwy? A może po raz pierwszy nie miał z kim pobalować na imprezie? Nieważne. Złożył jeszcze Grigowi serdeczne życzenia, zanim ten zaczął przyjmować prezenty od innych. On dla niego żadnego nie miał. No, oprócz tego marnego, co wysłał mu sową. Ale był rozkojarzony ostatnimi czasy. I mętny. Rozmywał się na tle rzeczywistości. Szczególnie tej obecnej, lodowej. Chętnie pomógł Lotce w organizacji tego, mimo, iż w sumie niewiele zrobił, ale się starał. Starał się pasować do obecnej sytuacji. Ale chyba mu nie wychodziło. Uśmiechnął się raz jeszcze, mijając poszczególnych ludzi, czując się nieswojo. Dziwne. Bardzo dziwne. Nie miał jednak teraz ochoty nad tym wszystkim rozmyślać. Plan był zgoła prosty - upić się. Dlatego zgarnął jakieś dwie butelki alkoholu ze stolika, kiedy przypomniał mu się tort. Skinął głową Lotce, że chyba wypadałoby coś z nim przedsięwziąć. A może nie? Krzyknął zatem jedynie do Griga, żeby jako główna atrakcja imprezy pokroił ciasto i zjadł ze smakiem. Może i marnie to wyszło, bez śpiewania "Happy birthday to youuuuuu", co zapewne i tak wyszłoby tragicznie, ale kumpel się chyba nie obrazi. Taką miał nadzieję. Dostrzegł w rogu pokoju jakieś pufy, więc to tam się udał. Rozłożył się wygodnie, zarzucając tylne tygrysie łapy na lodową półkę i odkorkowując pierwszą butelkę, z której napój po chwili znalazł się borysowym gardle, piekąc go niemiłosiernie. Ale co tam. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po zgromadzonych i uśmiechając się dziwnie po raz kolejny, zajął się wprawianiem swojej własnej osoby w odpowiedni nastrój.
/jak ktoś chce popisać to spoko, ale ostrzegam, że posty będą dziwne, HEHE/
Uśmiechnęła się przelotem do Lotty, która minęła ją i musnęła wargami policzek LSD. Odprowadziła ją wzrokiem, dostrzegając jeszcze Szarlotkę, do której skinęła głową porozumiewawczo. Spojrzała znów na rozmówczynię. Teraz zlustrowała ją uważniej wzrokiem, zauważając również, co ma na sobie. Potem zerknęła w dół, by upewnić się, że sama ma jakieś ubrania na sobie. Ostatnio proces ubierania się zupełnie wylatywał z jej głowy, nie pamiętała, co na siebie narzuca. Nie zaskoczyło jej więc, że ma na sobie na wpół rozsznurowane glany, podarte, czarne rajstopy, jeansowe, krótkie szorty... a jako bluzki, używała dziś czarnej góry od bikini. Interesująco. Zupełnie w stylu LSD. Zaśmiała się cicho, unosząc nieznacznie brwi. Zauważyła, że wraz z tym z jej ust wydobyła się lekka mgiełka oddechu. Zimno. Ale studentka nie odczuwała chłodu, organizm zbyt zaaferowany był krążącą w żyłach heroiną i extasy, by przejmować się bodźcami z zewnątrz. Sięgnęła dłonią w górę, wyrywając jedno z piór z niecodziennego nakrycia głowy. Nie przestało mienić się w zawrotnym tempie kolorami, chociaż przejścia barw były dziwnie płynne, hipnotyczne. Obróciła pióro w dłoniach, spoglądając na dziewczynę. - Nie wierzysz w bezinteresowność? - zapytała z pokrętnym uśmiechem. LSD nie wierzyła. Nie było czegoś takiego. Tęczówki rozmówczyni zlewały się ze źrenicami; nie wiedziała, czy to od koloru, czy również była miłośniczką substancji robiących zamieszanie w przekaźnikach. Przymknęła jedno oko i wsunęła pióro do włosów dziewczyny. - Powiedzmy, że będziesz mi coś winna... kiedyś. Teraz nie wiem, czego mogłabym chcieć. Bo było idealnie. Dużo wódki. Znaczy, właściwie była jedna rzecz, którą niemal już wypowiedziała. Ale to byłaby przesada. Chociaż LSD nie znała tego pojęcia. Nie było granic, nie można więc było ich przekroczyć. Ale kto wie, co roiło się w tej ciemnowłosej główce.
Ostatnio zmieniony przez Lunarie S. Deceiver dnia Nie Cze 12 2011, 17:39, w całości zmieniany 1 raz
Skłonił się w odpowiedzi na powitanie, Eleny, uśmiechając się tajemniczo. -Ciekaw jestem widząc tu Ciebie- Zrobił delikatnie miejsce obok siebie. Zastanawiając się skąd się tu wzięła, ale to nie mój problem. -Co sprowadziło cię w to towarzystwo- Delikatnie wzrokiem objął ogól publiki, wokół jeśli nie masz nic przeciwko, może przeniesiemy się w kierunku puff bo raczej nie sadze byś zadowoliła się opieraniem się o lodowe ściany- nie czekając na odpowiedź- Idź za mną- Delikatnie z początku ruszył w kierunku puff, do których dotarł sprawnie i szybko, jednocześnie niezauważenie. Zasiadł na puffie za Borysem, który zadowalał się butelczyną. Nachylił się zza niego i delikatnie szepnąłem mu do uszka po rosyjsku z walijskim akcentem. - Samemu to niekuluturno, towarisz-
Nie zdążyłą odpowiedzieć na jego pytanie, ponieważ zaraz wstał i powędrował w strone puff. A ona naturalnie za nim. Zajęła miejsce obok niego. -Nie przeszkadzaj mu...- zganiła go z lekkim uśmiechem.- To, ze ty nie lubisz pić sam, to nie znaczy, ze on tez. Przyjrzała się chłopakowi siedzącemu przed nimi. Skądś go znała, ale na począdku nie skojarzył. po chwili doszła do wniosku, ze pewnie z tej imprezy an począdku roku, kiedy to pila jedną butelkę za drugą i dalej trzymałą sie pionowo. -A swoja drogą, nie wiedziałąm, ze znasz rozyjski.- znów zwrociła si do swego toważysza.
Tygrysie, musisz się wziąć w garść. Nie możesz się tak zachowywać. Nie możesz być samotnym menelem, popijającym alkohol w kąciku. Jesteś tygrysem. Jedynie lew może ci podskoczyć. Musisz być silny. Jesteś zwierzęciem stadnym. Jesteś podporą jeleni, jednorożców i innych zwierząt. Nie możesz się zachwiać. Nie możesz być słaby, tygrysie. Masz pazury, kły i łapy. Musisz być łowcą, tygrysie. Tygrysie? Tygrysie! Ktoś coś do ciebie mówi. Nie rycz na niego, odpowiedz. Ale co? A. AHA! Wzdrygnął się lekko, po czym uśmiechnął mętnie. Rosyjski! Jak dawno go nie słyszał. Aż prawie by o nim zapomniał. Czemu tak mało ludzi zna ten język? Przecież jest śliczny. Melodyjny. Miękki. Skoczny. No po prostu cudowny. - Niektóre zwierzęta polują w samotności na odpowiednią okazję - odparł mu zatem również po rosyjsku i pochylił lekko w lewo, by klepnąć leżącą obok pufę. Tak, to był zapraszający gest, aby usiadł. Potem zauważył jakąś nieznaną mu dziewczynę, więc uznał, że wypadałoby się przerzucić na angielski. - Jestem Boris - przedstawił się jej, wyciągając w geście powitalnym rękę, a potem powrócił z mową do Aleksa. - Och, tak żałuję, że to impreza urodzinowa Griga, nie wypada jej więc psuć. A mam ochotę na coś spektakularnego! - stwierdził z odpowiednim swoim akcentem i to całkiem entuzjastycznie. Oczy na chwilę mu pojaśniały, ale ostatecznie zaniechał swych marzeń i wcisnął Aleksowi drugą butelkę alkoholu, podczas kiedy ze swojej upił kilka łyków.
Po raz pierwszy od kilku tygodni Naleigh wyszła ze swojego pokoju. Dni spędzone wraz z narkotykami i własnymi myślami nie były jakoś specjalnie miłe, ale pomogły wyjść z lekkiej depresji, która ją dopadła. Ciągle widziała Meksyk, ich twarze, swój dom.. Wszystko. Dodatkowo zdołowała ją wieść, że Jérôme de La Brun nie żyje. Zginął przez heroinę. Przez rzecz, którą kilka lat temu regularnie jej wysyłał. Kolejny diler leży pod ziemią. Cudownie. W dodatku to ojciec Charlotte. Ale nie mogła się załamać zupełnie. Musiała być teraz silna. Dla CDLB. Lodowa Komnata, w której właśnie trwała impreza urodzinowa Griga, nie była odpowiednim miejscem do zaćpania się po tak długiej terapii. W ogóle nie powinna nigdzie wychodzić, przerywać samotności. Miała tam siedzieć, do jasnej cholery. Ale nie mogła zostawić swej ukochanej heroinistki samej, bez towaru. Wsadziła więc do małej torebki wszystko, co potrzebne. Strzykawki, herę, zapalniczkę. Sama ostatnio dała sobie w żyłę kilka godzin temu. To zdecydowanie zbyt długo. Czuła dreszcze na całym ciele, trzęsły się jej ręce, miała skurcze żołądka. Ogólnie nie było z nią najlepiej.
Wparowała do pomieszczenia w cienkiej tunice i krótkich spodenkach. Od razu w oczy rzuciła jej się postać łudząco podobna do Charlotty. Chciała już do niej podbiec z towarem, kiedy zorientowała się, że przecież trwa impreza. Cholera, mogły się udać w znacznie mniej zaludnione miejsce. Podeszła do Griga bez prezentu. Zresztą, przesyłała mu ostatnio dragi, nie? - Najlepszego, Orlov - mruknęła, a następnie pocałowała go w policzek. Nie miała czasu na pogawędkę z solenizantem. Musiała się zająć Charlotką. Po chwili znalazła się tuż obok niej. Parzyła na nią swoimi dużymi, błękitnymi oczami, zastanawiając się czy w ogóle powinna się odzywać. Nie miała pojęcia jak CDLB szacuje stratę ojca. Pogłaskała ją delikatnie po policzku. - Zaraz się tu ociepli, zobaczysz - szepnęła, po czym wyciągnęła prochy z torebki. Na sam widok czystego, białego proszku na jej twarzy zakwitł uroczy uśmiech. Hera, hera, moja kochana hera, hera, boże, co ja bym bez ciebie zrobiła? Hera, hera, hera, heroina... Po kilku minutach narkotyk był już w strzykawce gotowy do wstrzyknięcia. - To co, dajemy? - zapytała Lottki.
Wziął butelkę od Borysa, po czym powąchał zawartość, wzdrygnął się lekko. -A ty znowu jakieś pomyłki destylacyjne pijesz- pokiwał głową, wziął kieliszek i nalał doń alkoholu, przyjrzał mu się pod światło i wziął łyczek- mocne ale nie za smaczne. Odłożył butelkę na podłogę zakręcając ją. - Wybacz ale skorzystam z własnego trunku-wyciągnął piersiówkę i nalał z niej 12 do kieliszka. -Co do mojej znajomości rosyjskiego, przecież mówiłem po rosyjsku w takcie naszego pierwszego spotkania-powiedział do Eleny.
Uśmiechnęła się do chłopaka. -Elena Marion.- zachichotała krotko.- Nie musisz przechodzić na Angielski. Rozumiem po Rosyjsku.- odpowiedziała w tymze języku. jej mowa była gładka i płynna, jakby przez całe życie nie robiła nic innego. Gdy Aleks wyciagnął swoja piersiowkę odczekała aż sam sobie naleje trunku do kieliszka, po czym wzięła ją z jego ręki i upiła kilka łyczków. -Tak? Nie przypominam sobie.- powiedziałą z usmiechem. Miała zdecydowanie dobry humor.- Dobre to. Co to jest?- spytała oddając mu butelkę. Przez cały czas mówiłą po Rosyjsku.
Wciąż miała nadzieję, że to, co się przez ostatnie minuty jej życia stało, to tylko zwykły sen. W końcu nie raz śniła, że ktoś umiera; jej matka, przyjaciele, ona... Ale jeszcze nigdy nie przypuszczała, że przyśni jej się jej ojciec. A może to nie był sen? Pomacała dłonią chłodną podłogę dookoła siebie. Tego miejsca nie sięgał krwistoczerwony dywan rozciągnięty niedaleko. Idealne odludzie. Nagle jej dłoń poczuła czyjąś ciepłą skórę. Charlotte nie słyszała, żeby ktoś do niej podchodził. Ba, nawet nie przypuszczała, że ktoś ją tutaj znajdzie! Podniosła głowę i spojrzała swoimi niebieskoszarymi tęczówkami prosto w oczy Lotty. Nie przypuszczałaby, że dołączy do niej ktoś taki jak ona. Właściwie to rzadko kiedy rozmawiały, a jak już, to tylko nad kieliszkiem wódki. Czyli rzadko na trzeźwo. A teraz Szarlotka nie tylko była trzeźwa. Była na głodzie, którego już powoli nie potrafiła znieść. Zobaczyła, że studentka z wymiany coś trzymała w ręku, podając jej to. Heroina? Kokaina? Błagam, niech to będzie coś mocnego. Char jednak nie przyjęła prezentu od dziewczyny. Miała obezwładnione ręce, nie czuła ich. Właściwie to czuła się jak po amputacji wszystkich kończyn. Czuła się zimna, nieżywa. A jednak nadal żyła. Zamiast tego spuściła głowę, słysząc pytanie przyjaciółki. - Zginął mój ojciec - powiedziała wprost. Po co kłamać, że wszystko będzie dobrze? Przecież z czasem i tak wszyscy się dowiedzą. Jak to przyjmą? Nijak. Przecież nikt nie znał Jérôme'a. Nikt oprócz jej i NNN. Właściwie to chyba znała go tylko Naleigh. Charlotte nie wiedziała o nim nic, z wyjątkiem tego, że był jej ojcem i zawsze miał, ma i będzie miał kryminalną przeszłość. Studentka po chwili zobaczyła kogoś jeszcze. Widziała niewyraźnie, jednak kształt jej postaci rozpoznała od razu. Nala. Z towarem i pocieszeniem. Nala. Chciała się do niej uśmiechnąć, jednak nie potrafiła. Czuła, że zaraz odleci. Nie wiedziała, jak jej organizm zaakceptuje z powrotem ten okropny trunek, który zaraz miała sobie wstrzyknąć. Tak dawno go nie brała... Nie miała siły wziąć od przyjaciółki strzykawki, więc po prostu nastawiła jej rękę, aby ta zrobiła swoje. Nie chciała czuć już głodu. Nie chciała. - Dużo - zdołała wysapać do dziewczyny. Wiedziała, że zaraz odleci. Czuła, jak jej głowa osuwa się po ścianie pokoju. Lada chwila mogła stracić przytomność, jednak zanim się to stanie, chciała działkę. Obrzydliwą, miażdżącą i śmiertelną działkę.
Pomyłki! Jak on mógł! Nawet jeśli nie smakowała mu rosyjska wódka, to wszak to była JEGO POMYŁKA. POMYŁKA BORYSA. A to już sprawiało, że trunek stawał się zajebisty i jedyny w swoim rodzaju. Aleks się nie zna, ot co. Pokręcił z niesmakiem głową, po czym wzruszył ramionami. Nie będzie go nawracać, nie ma sensu! - Spoko - odparł jedynie na jego wzmiankę o swoim trunku. Niech spada, skoro gardzi! A, i jeszcze zignorował jego wypowiedź o spektakularnych wyczynach. Nieładnie. Tygrys zasmucił się niemiłosiernie, kiedy usłyszał Elenę i jej chichot. Jakie to urocze! Szkoda, że wyglądała tak przerażająco. Ach, więc mówi po rosyjsku! Czyli jednak są na świecie ludzie, którzy uczą się tego cudownego języka. No chyba, że jest Rosjanką, ale brzmienie jej nazwiska czy chociażby imienia nie przekonywało Borisa. - Skąd znasz rosyjski? - spytał zatem w tymże języku, patrząc na nią nieco podejrzliwie. Czemu? Nie wiedział. Może natura tygrysa tego wymagała. A może coś go uwierało. Tak, chyba łapy go bolały. Zdjął zatem bezpretensjonalnie swoje buty, które schował gdzieś koło pufy. Co z tego, że było zimno, bez przesady. Miał jeszcze skarpetki. I to czyste! Specjalnie dla Griga. Tak, mhm.
Zobaczyła butelkę Borisa i jego inę, gdy Aleks stwierdził, ze mu nie smakuje. -Moge?- spytała i wzięła dziwny trunek. Rownież i tego alkocholu an począdku wzięla tylko kilka lyczków. Troche paliło w gardle, ale... smakowało jej! Od razu wypiła tego więcej. -Skad znam Rosyjski?- powtórzyła pytanie oddajac mu butelkę.- Jak byłam mała w moim domu czesto przebywał pewien mężczyzna, ktore mowił po Rosyjsku. Siedziałam wtedy pod drzwiami i słuchałam jak on mowi. kiedyś przyszedł, jak rodziców nie było, a ja umiałąm się z nim przywitać. i wtedy zacząl mnie normalnie uczyć.- powiedziaładumna z siebie, ze jest taka madra i umiałą się sama wtwedy przywitac
- To co wypiłaś z piersiówki, tak bez pytania to 12, mój twór, lekko wchodzi nie czuć mocy, ona pojawia się jak będziesz próbować wstać, taki mój ukłon nie idzie w głowę a w nogi- Uśmiechnąl się, przeszedł teraz na akcent z Sankt Petersburga. - O czym wspominałeś agencie, mówiąc że Ci chodzi po głowie coś widowiskowego- spojrzałem teraz zaintrygowany, unosząc lewą brew do góry, poprawiając się na puffie popijając 12 z kieliszka.
Jérôme... Co o nim wiedziała? Że jest ćpunem, rozprowadza najlepszy towar i ma córkę. Charlotte - jej wspaniałą bff. Miała okazję porozmawiać z nim kilka razy. Czuła się wtedy taka dumna. Opowiadał jej o swoich podróżach, przeszłości, ale na tym się skończyło. Najgorszy był ten szaleńczy wzrok podczas braku hery. Bała się go, ale i zaraz mocno szanowała. Swojego czasu, to jej autorytet. Idealny narkoman. Jednak nigdy nie odczuwała niczego poza respektem. Jemu jedynemu tam ufała. Innym chodziło tylko o kasę i dragi. Już w wieku piętnastu lat obracała się w elicie narkomanów. Wpuścili ją do swojego grona, uznali za swoją, pokazywali "prawdziwą" egzystencję. Żyła podwójnie. Tam ćpała, zadawała się z dziwnymi ludźmi, a w domu udawała w miarę swoich możliwości aktorskich, że wiedzie idealne życie. Bo przecież wiodła. Miała tam przyjaciół, a w domu kochającą rodzinę. Nadal by ją miała... Była tak zajęta Charlottą i herą, że nie zauważyła Lotty. Uśmiechnęła się do niej słabo. Miała swój towar, więc okej, może sobie z nimi ćpać. NNN zauważyła, że ostatnio szastała dragami. A pieniędzy w banku ubywało. W jaki sposób miała dalej dbać o swoją główkę, gdy ludzie wciąż nie oddawali długów? Wodziła palcem po ręce CDLB, aby znaleźć odpowiednie miejsce do wbicia igły. - Cholera - zaklęła, gdy zapchała się igła. No nie teraz, ludzie kochani! Powoli, wstrzyknęła narkotyk do końca, uważnie obserwując przyjaciółkę. Doskonale widziała, że ta miała dość długi detoks. Po chwili sama czuła, jak hera krąży wraz z krwią w żyłach. Cały świat był inny, kolorowy. Całkiem zapomniała, że niedługo jedzie do Meksyku, zginął jej diler i w ogóle, nie jest najlepiej. - O kurwa, patrz! - wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku. - TĘCZA.
Świat się wali, naprawdę. A, nie, to tylko lód nieco topnieje pod jego stopami. Mmm. Uroczo. Do tego dobrze schłodzona wódka i tygrysy czują się jak u siebie. Chociaż brakowało mu tutaj innych zwierząt. Czuł się za bardzo ludzko. Jakby nie u siebie. Chociaż temperatura była odpowiednia. Cholersen! Spojrzał, jak Elena bierze odrzuconą przez Aleksa butelkę. Gałki oczne powoli się poruszałby, by w końcu zatrzymać się na ustach dziewczyny. Krwistych. Eee. - Pewka - odparł spokojnie i wygodniej rozłożył się na pufie. Rany, było naprawdę miękko. Fizycznie czuł się wspaniale. Psychicznie nie bardzo. Dlatego po raz kolejny upił trochę wódki. Historia Gryfonki wydawała mu się nieco dziwna. Ale nie powiedział nic na ten temat. Skinął jedynie głową od niechcenia i uśmiechnął się nikle. Przejechał dłonią po zamarzniętej półce. Miłe uczucie mrowienia dosięgnęło jego palców, więc uśmiechnął się szerzej. Piąte przez dziesiąte rozumiał słowotok Aleksa. Jakoś nie miał siły nad tym wszystkim myśleć. - Nie wiem właśnie - odparł w końcu, niby leniwie. - Normalnie pewnie wyskoczyłbym z tortu w dziwacznych ciuchach, ale teraz za późno. No i ciasto za małe - stwierdził z lekką wesołością, wciąż patrząc na swoją rękę. - Ale możemy na koniec dać jakiś fajny pokaz... - dorzucił po chwili nieco enigmatycznie.