W Hogwarckich lochach chłodne, kamienne ściany nie są niczym dziwnym. Ale czy to możliwe aby były aż tak lodowate? Błądząc dłonią po ścianie da się natrafić na miejsce bardziej zimne niż reszta. Znajduje się ono na wysokości klamki, która rzeczywiście tam jest. Ujawnia się natychmiast po stuknięciu różdżką w chłodny punkt. Zaraz po dotknięciu klamki ma się wrażenie okropnego zimna, które powoli obejmuje całe ciało. Przechodząc przez próg wchodzi się do Lodowej Komnaty. Jak sama nazwa wskazuje - wszystko tam jest oblodzone. Najbardziej charakterystycznym elementem są rzeźby. Lew, kruk, wąż i borsuk, symbolizujące cztery domy Hogwartu. Wielkością można porównać je do niedźwiedzi. Śliska posadzka jest idealnym lodowiskiem, co ciągnie za sobą upadki odwiedzających to miejsce. Niewielu jednak wie o istnieniu komnaty, tłumów nigdy tam nie ma. Śmiało można przynieść łyżwy, posadzka jest idealna do jazdy. Pomieszczenie rozświetlają świece o niebieskim płomieniu, osadzone w ozdobnych, choć starych, żyrandolach. Błękitne światło odbija się od lodu i stwarza miłą atmosferę, mimo chłodu panującego w komnacie. Po męczącej rozrywce na ślizgawce można odpocząć pod ścianą, gdzie są nieduże, twarde siedzenia.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Arletta obejrzała się,zanim jednak otworzyła usta, dostrzegła kogoś. Zmrużyła oczy. Nie znała wszystkich uczniów, ani tych dziewczyn chyba nie widziała wcześniej.mimo woli wydała z siebie dźwięk,chociaż jak wiadomo, powinna przez pięć lat przyzwyczaić się do towarzystwa kolezanek. Miała taką cichą nadzieję, ze nikt nie zaskoczy jej w beznadziejnej sytuacji, nawet, ze w ogóle nigdy jej nie zaskoczy. Ale będąc czarownicą mozna się na śmierć przestraszyć osoby.Zima. Królowa Lodu i Śniegu Arletta Goretti przesunęła zgrabnie stopę do przodu, poddając się śliskiemu lodowi, prowadzącemu ją na przeciwległą stronę. Wirowała wolno i zgrabnie między lodowymi figurami,najchętniej rozwaliłaby denerwującego, puchońskiego borsuka, ale wiedziała, że to nie wyjdzie. - Y... cześć. Jestem Arlet - niezbyt zgrabnie wydukała dziewczyna spoglądając na swoje towarzyszki -Więc,macie jakieś zainteresowania? Albo hobby? O, jakie lubisz przedmioty? A znasz tu kogoś fajnego? - Kolejne pytania wystrzeliwała jak z procy. Była nadzwyczajnie miła i miała ochotę nawet posłuchać, co maja do powiedzenia nowe kolezanki. To pewnie zasługa tego miejca. Chłód to raczej normalne we Francji, skąd pochodzi. Była zadowolona, że jest tu miejsce, w którym czuje się tak dobrze, bo z ludźmi nie miała ostatnio większego kontaktu. Często tu bywała, aby ćwiczyć. Jej nową pasją stawała się powoli jazda figurowa, choć nie miała łyżew. Zrobiła sobie własne, prowizoryczne butki, dzięki którym nie odmarzały jej stopy. Zgodnie z planem miała ćwiczyć nieco ponad godzinę.Podczas piruetu, który dopiero zaczynała ćwiczyć, nie zdołała utrzymać równowagi i opadła bezwładnie na lód, prosto na łokieć. Jakby tego było mało, kostka zupełnie odmówiła posłuszeństwa, czego skutkiem był cichy syk Krukonki i siarczyste przekleństwo, posłane w lodową przestrzeń. Chociaż przydałyby się jakieś grubsze rajstopy i szalik...
Na samą myśl buzia Gwen rozciągnęła się w szeroki uśmiech. Jej wyobraźnia już zaczęła podsuwać jej obrazy, jak galopuje na jednorożcu przez las. Towarzyszy jej przystojny, tajemniczy młodzieniec. - Jednorożce - pisnęła Gwenllian z radością. - Ja chcę jednorożca na własność! - Powiedziała Puchonka uderzając pięścią w lód jak mała dziewczynka, która przywykła do dostawania wszystkiego, czego chce. - A do tego pegaza! Taki zestaw jak najbardziej zadowoliłby pannę von Ingersleben. Jej ulubione zwierzęta w podrasowanej wersji. To jest coś. I o ile jednorożce naprawdę istnieją, o tyle nie wiedziała nic na temat pegazów czy są prawdziwe. W świecie magii w sumie możliwe, że tak jest. Puchonkę znów napadł atak śmiechu. Musiała się powstrzymawszy, bo aż zaczął ją boleć brzuch. - Nie jest mi zimno - sierdziła, kiedy znów wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. - Ale chcę jednorożca i pegaza.
Było tu wręcz lodowato. Ale co się dziwić, skoro naokoło widać było tylko śliski, mroźny lód? No, raczej niczego innego niż zimna się tu spodziewać nie dało. Po godzinie ogarnęła się szybko z bolaca kostką. Wiedziała, ze potrzebuje kogos do wsparcia , ale słowa matki i jej wrodzona duma nie pozwolą jej zwrocić się do kogoś a tym bardziej do jakiegos chłopaka.Napiłabym się gorącej czekolady - mówiła tu już bardziej sama do siebie. - To co, odwiedzimy skrzaty i kuchnię? - spoglądając na dziewczyny. Miała blisko, a tam było ciepło. Bardzo ciepło! Cieplej niż tutaj. A do tego gorąca czekolada! Wstała i wyszła
- O tak... Ja też chcę! - Powiedziała przestając się turlać i kładąc się na brzuchu z rękami pod brodą. - Ciekawe czy dałoby się je skrzyżować i zrobić pegazorożca! - Powiedziała uśmiechając się wesoło. - Albo jednogaza! - Zaśmiała się próbując stworzyć jakąś fajną nazwę takiej krzyżówki. Też nie miała pojęcia o tym, czy pegazy naprawdę istnieją. Następnym razem na ONMS będzie musiała się o nie zapytać! - Hej! Pójdźmy kiedyś polować na jednorożca! - Powiedziała nagle i spojrzała na Gwen z błyskiem w oku. Jak cudownie byłoby takiego spotkać! - Podobno są jakieś w zakazanym lesie! Ciekawe co lubią takie jednorożce? Da się je zwabić na marchewkę, albo cukier jak konia? - Zaczęła się zastanawiać układając w głowie misterny plan. Musi zobaczyć to zwierzę na własne oczy! Po prostu musi! Była tak podekscytowana wizją spotkania tego magicznego zwierzęcia, że nawet nie zauważyła, kiedy zniknęła Krukonka. Patrzyła na ścianę przed sobą myśląc co powinna wziąć na takie "polowanie".
Polowanie? przemknęło Gwen przez myśl. Byłoby cudownie, tylko, czy czasem takie polowanie nie będzie niebezpieczne? W Zakazanym Lesie czai się dużo niebezpiecznych stworzeń i nie na darmo Las nosi taką, a nie inną nazwę. Ale kto by się przejmował tym teraz? Na pewno nie Gwen, chociaż jako starsza powinna wybić Lao ten pomysł z głowy. Problem jednak stanowiło to, że Puchonka też zapaliła się do tego pomysłu. - Koniecznie musimy się wybrać na taką eskapadę - oświadczyła Gwen. - Lao nie wiem, czy ci to mówiłam, ale jesteś GENIALNA! Jak dobrze, że też uczysz się w Hogwarcie, a nie gdzieś indziej! - Uznała Puchonka ze szczerością. Gwen znów zaczęła turlać się po lodzie. W myślach już widziała jak z łukami i dzidami, jak ludzie przed wiekami przedzierają się przez Zakazany Las. Na samą tę myśl znów zaczęła chichotać.
Niebezpieczne? W słowniku Lao to słowo znajduje się pomiędzy "zabawne" i "ekscytujące". Kto jak kto, ale ona na pewno nie użyłaby go w negatywnym znaczeniu... A Zakazany Las miała okazję już parę razy odwiedzić i jakoś żyje! Co prawda słyszała o paru stworach, które tam niby zjadają czarodziejów, ale skoro ich jeszcze nie widziała na własne oczy, to jej zdaniem były to wymyślone historie, żeby straszyć uczniów! - Genialna? Ja? ależ skąd! - Zaprzeczyła z udawaną skromnością. Przyłożyła rękę do policzka i zamrugała oczami, że niby się zawstydziła. - A gdzie indziej bym miała się uczyć? Ale szczęście, że kiedyś na siebie wpadłyśmy! Z kim innym mogłabym ujeżdżać jednorożce?! Zaśmiała się sama z siebie. Jej ostatnie zdanie brzmiało co najmniej dziwnie... W wyobraźni Issie dziewczyny skradały się od drzewa do drzewa w kowbojskich strojach i z lasso w ręku. Na głowach miały skórzane kapelusze, a na nogach długie czapsy z frędzlami rodem z westernów... - Będziemy musiały opracować jakąś przynętę. Ciekawe czy tort marchewkowo-jabłkowy by takiego przekonał, żeby poszedł z nami...
Puchonka zaprzestała turlania się po lodzie. Podczołgała się do Lao i przysiadła, aby opracować plan. Jej wizja na pewno nie wchodziła w grę. W końcu nie chciały zwierząt zabijać tylko je przygarnąć dla siebie na własność. - Nie wiem, czy tort je skusi - oznajmiła Gwen starają się wyglądać poważnie. - Możliwe, że nie. Ale może jakby ułożyć na ścieżce taki szlak z jabłek, marchewki i cukru na przemian, to może coś by na to poszło? Kto by pomyślał, że planowanie wyprawy jest aż tak męczące? No, ale nie ma co narzekać. W końcu fajnie by było pochwalić się, że ma się pegaza dla siebie. I darmowy środek transportu jest! Zdecydowanie przydałoby się takiego mieć. Dziadkowie raczej nie będą chyba mieć nic przeciwko jednemu dodatkowemu lokatorowi? A jeśli tak to może u Lao da się go upchnąć? - Co sądzisz o moim pomyśle, generale Lao? - Spytała Gwenllian z uwagą wpatrując się w przyjaciółkę. Gwen też bardzo się cieszyła, że na siebie wpadły. Z kim teraz planowałaby wypad na jednorożce i pegazy? Może nawet nie wpadła by na taki pomysł? Któż to może wiedzieć?
Podniosła się i usiadła po turecku na lodzie. Całe spodnie i tak miała już przemoczone. Jeśli jutro obudzi się bez kataru to będzie cud! Podparła głowę ręką zastanawiając się nad szczegółami planu. - A jak jakiś centaur, czy coś innego napatoczy się na ten nasz szlak i wszystko zje generale Gwen? Musimy wyśledzić cel i go jakoś niepostrzeżenie zajść! - Powiedziała kiwając głową z przekonaniem. Już nie mogła się doczekać aż złapią jednorożca i przyprowadzą do zamku! Nawet nie brała pod uwagę możliwości niepowodzenia tej tajnej misji. - A jak już będzie nasz, to musimy zbudować mu w lesie taką mini stajnię! Patrz! Będziemy mogły jeździć w czasie roku szkolnego! Powiedziała ciesząc się z własnego geniuszu. A potem będą musiały złapać drugiego, żeby mogły jeździć razem i żeby ten pierwszy nie czuł się samotny! W ogóle to parkę muszą znaleźć! Założą od razu hodowlę jednorożców! Gryfonka układała sobie wszystko w głowie w błyskawicznym tempie ciesząc się przy tym niczym głupi do sera.
- Wybacz mi bark rozwagi - oświadczyła Gwen szczerząc się. - Na to nie wpadłam. A po za tym nie dorównuje ci doświadczeniem. I jak tu zachować się normalnie? przebiegło Puchonce przez myśl. A z resztą kto by się takim szczegółami przejmował? - Skąd ty te pomysły bierzesz, LAO? - Zakrzyknęła Gwen, aż jej słowa rozniosły się po Lodowej Komnacie. - A to ja uważałam samą siebie, za taką, co ma fajne pomysły! Skandal - zakończyła śmiejąc się głośno. Zdecydowanie Gryfonka miała lepsze pomysły, a w dodatku sypała nimi jak z rękawa. Gwen też miewała swoje wariacje, ale nigdy tak wiele na raz. Jej zdaniem Lao mogła być z siebie dumna. - A dałoby się skrzyżować jednorożca z pegazem? - Rozmarzyła się Puchonka przekręcają się na brzuch. Oparła brodę na splecionych palcach dłoni. - To byłoby dopiero cudowne stworzonko. Taki malutki jednorożec ze skrzydełkami - Usta Gwen same rozciągnęły się w szeroki uśmiech. Może i czasami bywała mniej dziewczęca niżby to wypadało, ale jednorożce działały na nią tak samo jak na wszystkie inne dziewczęta. A na dodatek po za rogiem i swoim magicznym pochodzeniem nie wiele różniły się od jej ukochanych koni.
Pomysły mnożyły się w głowie Gryfonki niczym grzyby po deszczu. Pogoda ku temu zdecydowanie sprzyjała. Myśląc o hodowli jednorożców uśmiech na jej ustach powoli się poszerzał. - No widzisz! I co Ty byś beze mnie zrobiła? - Zapytała szczerząc zęby w uśmiechu. - No jakoś tak same te pomysły wpadają... A Ty gdzie niby chciałaś te zwierzaki trzymać, jak nie w lesie? - Zapytała. Przecież nie spakują takiego do torby i nie zabiorą do domu! Znaczy można spróbować, ale coś jej się wydawało, że zwierzakowi nie spodobałaby się taka przejażdżka. - A pegazy to istnieją? - Zapytała zdziwiona. Może Gwen bardziej uważała na ONMS i słyszała coś o nich. - Jeśli tak, to taka mieszanka byłaby najcudowniejszym stworzeniem na świecie! - Powiedziała uśmiechając się z rozmarzeniem. Oczami wyobraźni już widziała takiego malutkiego siwo-srebrnego źrebaczka z rogiem i skrzydełkami. Kiedy wyobraziła sobie swojego Ultrasila w roli takiego "pegazorożca" aż się zaśmiała. Niee... Do niego taki zestaw zdecydowanie nie pasował. Raczej chłopak nie byłby zadowolony z takiego uroczego wrogu i skrzydeł, które utrudniałyby wariowanie w lesie.
- Jakaś ty pewna siebie, panno Gryfonko - zaśmiała się Gwen. Bynajmniej nie mówiła tego na serio. Aktualnie niczego nie powinna brać na poważnie, zwłaszcza, że obie raczej sobie fantazjowały. Gwen z żalem oderwała się od rozmyślań o ślicznym małym jednorożcu ze skrzydełkami. A szkoda, bo aż miała ochotę takiego wyściskać. - Trzymałabym go w swoim pokoju i z nim spała - stwierdziła Gwen. - Chociaż nie wiem, czy pegazy faktycznie istnieją, a ze zwierzętami jestem całkiem oblatana. Jednakże nigdy nie znalazłam wzmianki o dokumentowanym przypadku spotkania człowieka z pegazem. Wielka szkoda, naprawdę, że nikt do tej pory nie spotkał tego stworzenia. Chciałabym być w sumie pierwsza, która miałaby z nim styczność. - Ale na poszukiwania musimy się wybrać koniecznie - Gwen przeturlała się na plecy. Rozłożyła szeroko ręce i zaczęła robić aniołka na lodzie, chociaż nie zostanie po nim ślad, bo przecież na lodzie się nie da tego zrobić.
Powoli zaczynało jej się robić zimno. W końcu od dłuższego czasu siedziała w bezruchu. Objęła się ramionami próbując złapać uciekające ciepło. Cały czas było tu tak zimno, czy dopiero teraz temperatura spadła? Cały czas miała przed oczami swojego Ultra. Jak ona za nim się stęskniła! Ile by dała za to, żeby mogła go trzymać gdzieś w pobliżu szkoły, albo w ogóle tak jak mówi Gwen mieszkać z nim w dormitorium. Wykorzystywałaby go jako prywatny kaloryfer zimowymi nocami. Uśmiechnęła się do własnych myśli i dopiero po chwili wróciła do rzeczywistości. - Istnieją, czy nie istnieją poszukać możemy! - Powiedziała wzruszając ramionami. - Czyli jak tylko zrobi się na dworze cieplej, wyrośnie trawka i tak dalej to wyruszamy na polowanie na jednorożca i poszukiwanie pegaza! Zarządziła potakując głową dla podkreślenia wagi tych słów. Słowo się rzekło, już nie było dla Puchonki wyboru. Przez chwilę obserwowała próby zrobienia aniołka przez Gwen i zaśmiała się. Ciekawe ile czasu Puchonka musiałaby tak leżeć, żeby pozostał po niej jakiś ślad na lodzie. - Jak będziesz szybciej poruszać rękami i nogami, to od pocierania o lód wytworzy się ciepło i lód się stopi i będzie normalnie rzeźba w lodzie. Powiedziała chwaląc się swoją raczej uboga wiedzą z fizyki. Czego jak czego, ale fizyki to za nic w świecie nie mogła zrozumieć i ogarnąć umysłem. Zawsze powtarzała, że ma umysł humanisty, chociaż jak przychodzi napisać jakiś esej to nagle uważa się za ścisłowca i szuka jakichś kozłów ofiarnych do napisania pacy za nią. Ja nie mam pojęcia jakim cudem udało jej się zdać SUMY!
Gwen podniosła się do pozycji siedzącej. Zrobiło jej się zimno w plecy i przestraszyła się, że lód stopi tym swoim grubym cielskiem. - A więc postanowione - zgodziła się Gwen z Lao. - Tylko pogoda się poprawi idziemy na polowanie. Jestem ogromnie ciekawa czy coś znajdziemy? Byłoby fantastycznie, gdyby udało się nam chociaż jedno ze zwierząt zobaczyć. Najbardziej chciałabym, aby się okazało, że jednak pegazy istnieją. Puchonka nie zamierzała zrezygnować z tej wyprawy. Za bardzo się na nią nastawiła i chciała zobaczyć to też uda mi się z tego zrealizować. Już sam fakt, że miały iść do Zakazanego Lasu sprawiał, że nie mogła usiedzieć w miejscu. - Nie jest ci zimno? - Zainteresowała się Gwenllian. - Bo mi chyba trochę tak. Nie mniej jednak dawno się tak dobrze nie bawiła. Dziewczyna ostrożnie podniosła się z lodu i poprzeciągała. Jej kończyny faktycznie trochę zesztywniały od tarzania się po lodzie. Dziwne, że nie zwracała na to uwagi przez cały ten czas. W końcu jednak miała na głowie dobrą zabawę, a nie zastanawianie się na stanem zdrowia.
Wstała ostrożnie i otrzepała się ze śniegu i kawałków lodu. w tej chwili nie marzyła o niczym tak bardzo jak o gorącej czekoladzie z bita śmietaną! Wyciągnęła ręce w górę rozciągając zesztywniałe, niemal zamarznięte mięśnie. Biedne zwierzaki w Zakazanym Lesie jeszcze nie wiedziały co je czeka... - Jednorożcu! Nadchodzimy! - Powiedziała szczerząc zęby w uśmiechu. - Zimno? Mało powiedziane! Niedługo wzbogacę tą kolekcję rzeźb lodowych! - Powiedziała wskazując na lodowe symbole domów Hogwartu. Już wyobraziła sobie siebie stojącą po wieki wieków między lwem a borsukiem. Aż się wzdrygnęła na tą myśl. To musiałoby być strasznie nudne! Tak stać w bezruchu i patrzeć tylko na kolejne antytalenty łyżwiarskie... - To co? Będziemy się zbierać i iść się gdzieś ogrzać? - Zaproponowała pocierając o siebie dłonie i chuchając na palce. Niemal ich nie czuła. Prawdę mówiąc chętnie by jeszcze tutaj z Gwen posiedziała, ale wizja lodowej rzeźby stawała się coraz bardziej wyraźna. A posiedzieć razem mogą równie dobrze w jakimś pomieszczeniu, gdzie znajduje się kominek! O tak! Kominek to taki genialny wynalazek!
Wadą zabawy na lodzie i na śniegu było to, że właśnie zimno zmusiło człowieka do przerwy. - Jak nie chcę być taką rzeźbą - uznała Puchonka spoglądając na rzeźbę. - Muszą mieć one strasznie nudne życie. Nic tylko tak stoją i nic produktywnego czy też bezproduktywnego nie robią. Ani to na słońce wyjść, bo się stopi. Koń tego na grzbiecie nie udźwignie. Same złe strony. Myśli Gwen wyprzedziły ją jeśli chodzi o jakieś ciepłe miejsce. Zdecydowanie zatęskniła za czymś, co dawało ciepło i wygodę. Już nie chodziło o to, przejmowała się swoim stanem zdrowia. - Pewnie, że gdzieś ruszmy swoje cielska, żeby się ogrzać - zgodziła się Gwen energicznie machając głową. - Jakieś sugestie, gdzie się udać? Puchonka powoli ruszyła w kierunku ławki, żeby ściągnąć łyżwy i założyć obuwie. Dopiero teraz odezwały się poobijane miejsca na ciele. Po dużą warstwą odzieży ich nie wiedziała, lecz zaczynała je czuć. Dopadła ławki i usiadła na nią zaczynając zmieniać łyżwy na buty.
Przeraziła się słysząc opinię Gwen. To, że nie mogłaby wyjść na słońce idzie jeszcze jakoś przeżyć. Bardziej obawiała się tej ostatniej uwagi. Przecież nie mogłaby jeździć konno! To była tak przerażająca perspektywa, że aż zapomniała o tym, że zamarza. Oprzytomniała dopiero po chwili, kiedy Gwen wspomniała coś o ogrzaniu się. - Gdziekolwiek, byle w pobliżu kominka, albo jakiegokolwiek innego źródła ciepła! - Powiedziała schodząc z lodowiska i koślawym krokiem podchodząc do ławeczki. Usiadła, szybko zdjęła łyżwy, założyła swoje glany i powoli zaczęła je sznurować. Co za syzyfowa praca! Za każdym razem kiedy się je rozwiąże, trzeba zawiązać... Uh... Jak zwykle skończyła gdzieś w połowie buta i zawiązała kokardkę. Issie również powoli zaczynała odczuwać wszystkie siniaki. Co dopiero będzie jutro, kiedy dojdą do tego zakwasy! - Jutro umrę... - Powiedziała podsumowując kontrolę obolałych części ciała. Lewe kolano, lewe biodro, obie dłonie... Stwierdziła, że lepiej ich nie liczyć i dała sobie spokój. - Ale zabawa była przednia! - Powiedziała, a na jej ustach pojawił się radosny uśmiech skierowany do Gwen. Nie bawiłaby się tak dobrze, gdyby Puchonka również się tu nie zjawiła.
- W takim razie może pójdziemy do wioski się czegoś napić gorącego? - Spytała Gwen. - Czy też może w szkolnej kuchni coś nam skrzaty albo my same zrobimy? Puchonka skończyła wiązać buty i stała. Wsadziła ręce do kieszeni czekając na odwiedź Lao. Kiedy śmigały po lodzie było jej ciepło. A nawet bardzo, ale wiadomo, że lód i tak wyciągnie ciepło z człowieka. Obie dziewczyny były zmarznięte. Lodowa Komnata jak sama nazwa wskazuje, że zrobiona jest z lodu. Zatem nie było opcji, żeby jakiś inny materiał wybrano od budowy tejże Komnaty. Ale Gwen nie żałowała. Bawiła się świetnie i mile będzie wspominać te szalone jazdy i tarzanie się po lodzie. Jednakże bez takiego doborowego towarzystwa skończyłaby tylko po jednej rundce wokoło lodu i wróciła do pokoju wspólnego Hufflepuffu. A tak będzie, co wspominać.
Wreszcie skończyła wiązanie butów, łyżwy wrzuciła do torby i przeciągnęła się prostując kości. Nie miała siły iść aż do Hogsmeade, a była zbyt leniwa, żeby samemu męczyć się z przygotowaniem, więc od razu zdecydowała się na drugą opcję. - Chodźmy do kuchni! Skrzaty nam coś znajdą... - Powiedziała kiwając głową. O tak... Już nie mogła się doczekać, żeby spróbować tego cudownego napoju. Gorąca czekolada była w tym momencie dla Gryfonki najlepszą rzeczą na świecie. Jeszcze taka z bita śmietaną i cynamonem, albo z dodatkiem rumu... Przejechała koniuszkiem języka po ustach już na samą myśl. Pychota! W końcu zebrała wszystkie siły i wstała z ławki. Zaczęła podskakiwać w miejscu, żeby trochę rozgrzać skostniałe stopy, a ręce schowała głęboko w kieszenie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w jakimś ciepłym miejscu. - To chodźmy... - Ponagliła Gwen, żeby już dłużej nie marznąć. Na dzień dzisiejszy już miała dość Komnaty, ale za parę dni pewnie znowu przyjdzie, żeby ponabijać nowe siniaki.
- A więc w drogę - zgodziła się Gwen. Dopiero teraz jej mózg zaczął zmuszać do pracy szare komórki, że zabawa na lodzie aż tak długo to nie był dobry pomysł. Z tym, że jak zabawa trwa w najlepsze to kto zwraca uwagę na czas? Puchonka na pewno nie zaliczała się do tego grona teraz. Niebawem o tym zapewne zapomni i po sprawie. Jednak na chwilę obecną dość szybko kazała swoim szarym komórkom dalej zapaść w letarg i się nie wtrącać, jak ona dobrze się bawi. W końcu człowiekowi też się coś od życia należy. Zwłaszcza po ciężkim dniu nauki i męczącej, bo mroźnej porze roku, jaką jest zima.to Z drugiej jednak strony lód wychodził już dzisiaj Gwenllian bokiem. Obiła się, obmarzła, wywaliła i wy turlała na zapas.
Dawno tu nie przychodziła. Ostatnim razem spotkała tutaj Sebastiana... Usłyszała od niego parę niemiłych słów, później nie wiedzieć czemu się tym przejeła... ale to było dawno i nie prawda. Czemu później tutaj nie zaglądała? Sama nie wiedziała. Ale teraz włuczyła się po zamku i jakimś sposobem trafiła tutaj. Weszła do sali cicho postukując wysokimi obcasami. Miała na sobie czerwoną suknię a gołe ramiona były orulone szalem. Podeszła do jednej z ław i usiadła upierając się głową o logowate ściany. Zastanawiała się, czy i tym razem kogoś spotka... Z jednej strony byłoby miło, ale z drugiej jakoś nie miała ochoty użerać się z kimkolwiek.
Percy sam nie wiedział, co go tutaj przywiodło. Pewnie ciekawość- on zawsze łaził, gdzie nie trzeba, a przynajmniej tam, gdzie innym nie przyszłoby do głowy zajrzeć. Dobrze że miał na sobie swoją skórzaną kurtkę- pierwszym wrażeniem był przejmujący chłód, który go zaskoczył. Hogwart krył wiele tajemnic, a to najwyraźniej była jedna z nich. Wszedł do sali pewnym krokiem i... ... już po chwili leżał na plecach, zastanawiając się, co do cholery się dzieje i dlaczego ta podłoga jest taka śliska. Czyżby tutejszy woźny był naprawdę do tego stopnia nadgorliwy? Dopiero po upływie kilku sekund i upewnieniu się, że jakoś da radę się pozbierać, zdał sobie sprawę, że leży na ogromnym lodowisku. Usiadł więc na tafli lodu i rozejrzał się uważnie po sali. Wyglądała imponująco. Wcześniej nie zauważył skulonej gdzieś w kącie postaci. Niewątpliwie żeńskiej. Uśmiechnął się lekko i skinął jej głową. Szkoda, że ich pierwsze spotkanie musiało właśnie tak wyglądać- Percival wywija orła i leży na lodowisku. Wspaniale. - Witaj. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Siedziałą sobie spokojnie zastanawiając się, co też jej rodzice mają zamiar zrobić w sprawie jej "narzeczonego". W końcu Quietus gdzieś zniknła tak samo jka jego rodzina i nikt nie wiedział co się z nimi dzieje. CHyba na prawdę Elenę czeka żywot starej Panny. A co za tym idzie i wiecznej dziewicy. Jednak nie odczówała z tego powodu smutku, czy czegoś w tym rodzaju. Wręcz przeciwnie, cieszyła się, ze nie będzie musiała udostępniać swojego ciała żadnemu ordynarnemu, prymitywnemu zboczeńcowi. Może to trochę dziwne, ale mimo swoich strojów i zachowań nigdy nie ciągnęło jej do zabaw erotycznych z kimkolwiek. Poprostu było to dla niej coś zbędnego. W każdym razie z zadumy wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi, a turz po nim głuche "BUM" o lód. Spojrzała w tamtym kierunku i ujrzała nieznanego jej mlodego mężczyne podnoszącego się z podłogi. jej twarz nawet nie drgnęła, a gdy spytał, czy nie przeszkadza, ona przyglądałą mu się uważnie nic nie mówiąc. Odezwałą się dopiero po chwili. -Kim jesteś?- spytała spokojnie wypranym z emocji głosem.
- Percival Magnus Follett. Pałkarz z Kanady, do usług- Percy uśmiechnął się delikatnie, podnosząc się z lodowiska i niepewnym krokiem, a właściwie pół-ślizgiem, zbliżając się do dziewczyny. Otaksował ją dyskretnie spojrzeniem- no, no, no, odważny strój. Odważny mimo szala otulającego jej ramiona. - Zwiedzam Hogwart.- dodał tytułem wyjaśnienia, posyłając Elen jeden ze swoich słynnych, zmysłowych uśmiechów, które dalekie były od wulgarności czy dwuznaczności. Po prostu to jego osobowość, typowa dla niego swoboda zachowania i wrodzony wdzięk.- Łatwo się tu u was zgubić.
Wciąż mierzyła go wzrokiem, gdy się do niej uśmiechnął. Nie ukrywała, że nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Wstała i pewnym krokiem podeszła do jednej z nielicznych półek w lodowej ścianie. Przychodziła tutaj od lat i miała dość czasu, żeby nauczyć się poruszać po śliskiej tafi zamarzniętej wody. Z torebki wyjęła dwia kielichy o drunków i trzy butelki: jedą z przezoczystym płynem, jedną z czymś żółtym i jedną z czymś wściekle czerwonym. Stuknęła w półkę mrucząc pod nosem "Bombarda" i zebrała jednego z kieliszków pokruszony lód. -To uważaj, byś potrafił znaleźć drogę powrotną.- powiedziała nawet na niego nie spojrzawszy. Nalała do kieliszka trochę z każdej butelki i dopiero wtedy odwróciła się do Percivala. Nic nie mówiąc sączyła powoli napój.
Taka jest twarda i odporna na jego sztuczki? Percival sam nie wiedział, co myśleć o tej dziewczynie, która nawet nie raczyła mu się przedstawić. Z jednej strony jej zachowanie dowodziło kiepskich manier, z drugiej zaś... wzbudziło w nim zainteresowanie i instynkt łowcy, który nie zadowoli się łatwą zdobyczą. Nie był pewien, czy jej słowa były aluzją, że powinien się wynieść. Być może, ale nie miał zamiaru tego tak odbierać. Zaintrygowała go też ciecz, którą się raczyła, bo nie przypominała nic, czego do tej pory Percival próbował. Usiadł na jednej z ławek i obserwował dziewczynę bez słowa, zastanawiając się, jaka taktyka mogłaby okazać się tutaj skuteczna. - Mam nadzieję, że mnie pani nie wyrzuca?- zapytał w końcu, uśmiechając się kątem ust i odgarniając niedbale włosy, które opadały mu na czoło. Miał niski, przyjemny dla ucha głos i trudny do rozpoznania akcent.
Nie pytał o jej imię, tak więc go nie zdradziła. -Przecież nic takiego nie powiedziałam.- dopowiedziała cicho i spokojnie. jednak w jej głosie można było wyczóć jeszcze jakąś nową nutę. Coś co mogłoby być zwiastunem dobrej, aczkolwiek niełatwej gry. Po dłuższej chwili prygladania się dziewczyna już wiedziała. Percival był podrywaczem, jednak nie byle jakim. Był kimś w rodzaju kolekcjonera, a im cel trudniejszy do osiąnięcia, tym bardziej go pożąda. Skąd to wiedziała? Z jego oczu. Było w nich coś... jakiś błysk, który przywodził na myśl bibliotekarza widzącego rękodzieło z czasów Chrystusa, lub archeologa odkrywającego poszlaki prowadzące do Atlantydy. Ciekawe czy na prawdę jest tak dobry jak mu się wydaje. Pomyślała uśmiechając się delikatnie. Upiła troche płynu z kielicha. -Może się napijesz?- zaproponowała cicho. Jej twarz przybrałą wcześniejszy wyraz tak, że sprawaiał wrażenie jakby w ogóle się nie odezwala.