Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren, miesiąc po swojej pierwszej próbie, postanowił podejść jeszcze raz do egzaminu z teleportacji indywidualnej. Za pierwszym razem udało mu się zdać, jednak nie otrzymał pozwolenia na podejście do testu z łącznej. Czas było to zmienić. Po miesiącu treningu - a więc bezustannego skakania ze swojej sypialni do jadalni, z jadalni do łazienki i z łazienki do Hogsmeade - pierwszy egzamin był wprost formalnością. Prowadzący pokiwał Shawowi głową z uznaniem i wręczył mu zaświadczenie, upoważniające go do podjęcia się o wiele trudniejszego zadania, a więc teleportacji łącznej. Na miejscu Darren złapał urzędniczkę za ramię i podjął pierwszą próbę - niestety, nieudaną. Całe szczęście, że ani on, ani jego egzaminatorka nie wylądowali jedynie połową w ułożonej przed nimi drewnianą obręczą. Na szczęście, po uiszczeniu stosownej opłaty, został dopuszczony od razu do poprawki - która tym razem poszła mu o niebo lepiej, gdyż po chwili skupienia pojawił się w kręgu metr dalej, razem z trzymaną za ramię kobietą. Po zdaniu egzaminu zostały do wypełnienia jedynie formalności, otrzymanie uprawnień i teleportacja do Exham Priory, by pochwalić się od razu rodzinie swoim osiągnięciem.[/b]
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
teleportacja indywidualna styczeń, niedawno skończone 17 lat
W życiu każdego czarodzieja przychodzi ten długo wyczekiwany moment, w którym staje się pełnoletni, a świat staje przed nim otworem. Pierwszą rzeczą, o której pomyślał Camael była teleportacja, no może drugą, bowiem najpierw pomyślał, że niedługo kończy szkołę. Był jednak niebywale zdeterminowany do zdania odpowiednich egzaminów, snując odległe plany, które zaprzątały mu głowę każdego dnia, a na które musiał jeszcze poczekać. Perspektywa możliwości ucieczki z domu, w zupełnie inne miejsce, w zaledwie kilka sekund, albo nawet mniej niż sekundy… Utopia, marzenie, które definitywnie postanowił spełnić, które mógł spełnić. Często bowiem było tak, że marzenia snute przez czarodziejów, były nieosiągalne, a człowiek gubił się w nich, ślepo dążąc do niemożliwego. W tym przypadku jednak tak nie było. Cel. Wola. Namysł. Trzy słowa tkwiły w jego umyśle, gdy po raz pierwszy przekraczał próg sali egzaminacyjnej. Uparcie je powtarzał, nie myśląc o niczym innym. Z tyłu głowy jednak wciąż tkwi jedna, mała myśl, strach przed rozszczepieniem. To nie było kolejne zaklęcie z transmutacji, to nie był nowy eliksir, który wykonywał w lochach hogwarckiego zamku. Mógł się rozszczepić, sprawić sobie niewyobrażalny ból, mógł ucierpieć. Zaszczepiony w jego głowie strach sprawił, że egzamin nie poszedł tak jak to sobie wyobraził. Był jednak zdeterminowany. Dużo czytał, dużo ćwiczył, choć to wciąż było zbyt mało. Irytacja, gniew na samego siebie, obrzucanie się nieprzyjemnymi epitetami, był bowiem beznadziejny. Wiele prób, wiele także nieudanych, miał już za sobą, gdy po raz piąty przekraczał próg dobrze znanej mu sali. Obiecał sobie, że to ostatni raz kiedy przyszedł na egzamin. Zasada ce-wu-en, godzina zero – udało mu się! Poszło mu tak dobrze, że miał możliwość podejścia do łącznej. Zdumiony ścisnął dyplom w swojej dłoni, nie wiedząc jak dziękować, czy dziękować sobie, czy egzaminatorowi?
teleportacja łączna listopad, niedługo przed 18 urodzinami
Nie wiedział czy to zdana teleportacja indywidualna go do tego pchnęła, czy chore ambicje, których tak bardzo się wypierał. W głębi duszy jednak wiedział jak doskonale pasuje do domu Salazara Slytherina, bowiem nigdy nie odpuszczał. Pamiętał wiele prób egzaminu z indywidualnej, a łączna była trudniejsza, bardziej niebezpieczna, narażająca nie tylko jego samego. Stres, stres i jeszcze raz stres. Był młody, nieco naiwny, niespecjalnie radzący sobie z emocjami, a to było nader wyraziste. Nerwy bijące od egzaminatorki nie pomagały, jedynie potęgowały jego zdenerwowanie. Nic więc dziwnego, że do teleportacji łącznej podchodził sześć razy. Gdy oczy urzędniczki spoczęły na nim przy ostatnim razie, widział w nich niezadowolenie, widział też jej poruszającą się grdykę, gdy ta przełknęła z trudem ślinę. Spojrzał nań przepraszającym wzrokiem niebiesko-zielonych tęczówek i ostatni, jak się okazało, raz się razem z nią teleportował. Nie był pewien czy zdał, jednak po chwili zorientował się, że poszło mu naprawdę nieźle. Uścisnął dłoń egzaminatorce i podziękował, domyślając się, że i jej ulżyło. Udało się.
Maxime zawsze była pewna siebie co do wszelkich testów, egzaminów czy innych takich "formalnych" spraw. Gdy ukończyła 17 lat, rozpoczęła kurs a gdy się zakończył z powodzeniem, przystąpiła do egzaminu w najbliższym terminie, który to wypadł dzień po nowym roku. Maxime z nadzieją, że nowy rok przyniesie jej dużo szczęścia pojawiła się w wyznaczonym miejscu, a gdy jej egzaminator wyszedł z ich pomieszczenia, dziewczyna uśmiechnęła się do niego życzliwie. Zupełnie jakby ładny uśmiech miał jej tutaj w czymś pomóc. Mężczyzna zaprosił ją do pewnego gabinetu i gdy wymówił swoją formułkę i upewnił się, że zna zasady egzaminu poprosił ją o przeniesienie się w określone miejsce. Maxime wzięła jeszcze dwa głębokie wdechy, skupiła się jak tylko mogła na swoim celu i za moment była już dokładnie tam gdzie miała być. Egzamin przebiegłby niemalże idealnie, gdyby Max nie zakręciło się od tego wszystkiego w głowie i nie przewróciła się na egzaminatora, którego szybko przeprosiła i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Mężczyzna pokiwał tylko głową i powiedział jej coś na kształt "No zdała Pani, tylko niech Pani popracuje jeszcze nad staniem na nogach". Maxime uścisnęła mu obie ręce i podziękowała z wielkim szczęściem w głosie i odeszła.
Nicolai O. Dalgaard
Wiek : 39
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : zawsze co najmniej kilkudniowy zarost | mocny norweski akcent | blizna na lewej dłoni i po lewej stronie podbrzusza
Egzamin z teleportacji indywidualnej Oslo, koniec czerwca 2003 roku
Nie czuł ani grama stresu, gdy siedział w poczekalni oczekując aż wywołają jego nazwisko. Potrafił to, ten egzamin to w zasadzie jedynie formalność – między kursem, który zaliczył jeszcze podczas nauki w Stavefjord, a dzisiejszym dniem dużo ćwiczył, chcąc jak najlepiej doszlifować swoje umiejętności nim stanie przed egzaminatorem; mógł podejść do tego tuż po ukończeniu samego kursu, był już dawno pełnoletni wtedy, ale nie czuł się wystarczająco pewnie, żeby to zrobić, a – w przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników – nie odczuwał aż takiego parcia na zdobycie tej licencji. Była przydatna, owszem, ale nie miał problemu, żeby poczekać na odpowiedni moment. I, jak miał wrażenie, ten w końcu nadszedł. — Dalgaard Nicolai. Na dźwięk swojego nazwiska Norweg podniósł głowę znad trzymanego w dłoniach świstka potwierdzającego ukończenie kursu, by następnie wstać i ruszyć w stronę sali egzaminacyjnej. Po wejściu najpierw zaprezentował egzaminatorowi dokument, ten zaś przeleciał go spojrzeniem i skinąwszy głową, wskazał mu miejsce początkowe, przypominając przy tym o zasadzie Ce-Wu-eN i życząc powodzenia, za które mu jednak nie podziękował, żeby nie zapeszać. Cel – miał go dokładnie przed swoimi oczami. Wola – wiedział, że pragnie bardzo mocno znaleźć się w wyznaczonym punkcie. Namysł – chyba nigdy nie był bardziej pewien niż w tym momencie, że dokładnie tam chce wylądować. Przymknął oczy i wypuścił z cichym świstem powietrze. Uda się. Ogarnęło go to jakże znajome uczucie – coś jakby skręt żołądka – i… był tam. Naprawdę tam był! W dodatku znajdował się idealnie w środku wyznaczonego kręgu. Egzaminator aż pogratulował mu zdania w tak pięknym stylu, wręczając przy tym podpisany papier z pozytywnym wynikiem. Nawet nie powstrzymywał uśmiechu cisnącego mu się na usta, gdy opuszczał pomieszczenie z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na licencji, ostatkami silnej woli powstrzymując się, żeby nie zacząć biec z radości. Warto było to odłożyć w czasie.
Egzamin z teleportacji lacznej Oslo, lipiec 2003 roku
Na podejście do egzaminu z teleportacji łącznej zdecydował się głównie przez wzgląd na ścieżkę kariery, którą planował obrać tuż po studiach. Zdawał sobie dobrze sprawę, że w zawodzie aurora posiadanie rozszerzonej licencji na teleportację będzie bardzo przydatne, jeśli nie nawet wręcz niezbędne. Podobnie jak za pierwszym razem i teraz nie odczuwał żadnego stresu, gdy ponownie znalazł się w znajomym pomieszczeniu. Osoba nadzorująca egzamin przypomniała mu jedynie, tak dla formalności, o najważniejszych zasadach, a zaraz potem do środka weszła zlękniona urzędniczka, która wyglądała jakby zobaczyła co najmniej ducha. Przy pierwszym podejściu chyba jednak chciał nieco za bardzo, pospieszył się zanadto i… nie wyszło. Teleportował się wraz z kobietą, owszem, nie doszło też do żadnego rozszczepienia, ale trochę rozminął się z celem i nie można tego było mu zaliczyć. Dał sobie równie dwa tygodnie nim zdecydował się na ponowne podejście, wydawało mu się, że tyle mu wystarczy, żeby się podszlifować; był wszak całkiem blisko, nawet sam egzaminator to stwierdził. W istocie wystarczyło, bo tym razem wszystko poszło jak po maśle – teleportował siebie i wystraszoną kobiecinę, która wyglądała trochę jakby zaraz miała dostać palpitacji serca, dokładnie w wyznaczone miejsce. Egzaminator wręczył mu papier, gratulując przy tym serdecznie sukcesu. Nicolai nie był jednak z siebie tak zadowolony jak po zdaniu indywidualnej, choć ta była przecież o niebo cięższa i zdanie jej za drugim podejściem wcale nie było najgorszym wynikiem. Nie jednak dla niego. Oby tylko w warunkach terenowych nie wychodziło mu za drugim razem.
Niedługo po swoich urodzinach, ukontentowany faktem, że był już na tyle dużym chłopcem, że mógł pozwolić sobie na taką magiczną wygodę jaką była teleportacja, udał się do sal praktyk, gdzie razem z innymi studentami próbował nauczyć się tej niezwykle przydatnej w życiu sztuki. Uczniem zawsze był trochę na bakier, trudno więc się dziwić, że i teleportacja nie szła mu najlepiej, skoro w buzującym hormonami organizmie czuł jedynie potrzebę doteleportowania się do swojej słodkiej koleżanki z gryffindoru, a potem wyteleportowania jej z jej bielizny. Kiedy przyszedł dzień egzaminu był połowicznie przygotowany, połowicznie przekonany, że polegnie na całej linii. STał w pomieszczeniu skupiając się niesamowicie, jak rzadko kiedy i rzadko na czym, powtarzając w głowie cel, wola, namysł. Cel, wola, namysł. Cel był? Był. Wola? No jakaś była. Namysł? Z pewnością, ale czy wystarczająco dobry? Przy pierwszej próbie ledwie udało mu się trafić w wyznaczone miejsce, z uporem maniaka napastował niemalże egzaminatora, przekonując,że następnym razem uda mu się w pięknym stylu. I kto wie, może egzaminator miał dobry dzień, a może po prostu serdecznie dość gadających jak nakręceni nastolatków. Zgodził się na ponowną próbę, każąc sobie zapłacić za swój zmarnowany czas, jednak Morris nie marnował okazji. Tak się spiął i skupił, że pierdolnął piękny pokaz teleportacji w stylu Manxów. Z zadowoleniem odebrał dyplom i wyszedł.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Pomny swojego niesamowitego sukcesu przy teleportacji indywidualnej, pewny siebie jak sam święty niebieski, pomaszerował otrzymawszy zgodę od trenera szkolnego, zdać ten niezwykle istotny i bezużyteczny egzamin, na umiejętność jaką była teleportacja łączna. Presję narzucał mu głównie Olaf, mówiąc, że jeśli chce być godnym i przydatnym elementem rodzinnych wypraw to nie może jak ostatnia pizda teleportować się sam, bo kto wie co dzień przyniesie i jakie będą to czasy. Kto wie, czy nie będzie musiał kogoś, nie daj merlinie, rannego ze sobą te kilometry przerzucać nim będą wszyscy bezpieczni. Morris posłuszny jak pies stanął w sali egzaminacyjnej pocieszającą spoglądając na nieco wystraszoną kobietę, która miała to nieszczęście być towarzyszem egzaminowanych ludzi. Chciał jej powiedzieć, żeby się nie martwiła, bo jest pewien swoich umiejętności, jednak wydawało się, że jeśli odezwie się do niej słowem to ta wpadnie w panikę i popłoch. Stanął w wyznaczonym miejscu biorąc w dłoń jej drobną, drżącą rękę i raz dwa, pamiętając o ce-wu-en, przeteleportował się wraz z kobietą na wyznaczone miejsce na drugim końcu sali. Egzaminator nie mógł wyjść ze zdziwienia, że poszło mu to tak łatwo, dopatrywał się nawet jakichś machlojek! Ostatecznie jednak wręczył chłopakowi dyplom i pogratulował zdania w pięknym stylu.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
To była jedna z rzeczy, którą chciała zrobić w urodziny. Czekała na to długo, przygotowywała się do tego starając się dać z siebie wszystko. Potrafiła rzucać zaklęcia, warzyć eliksiry, znała na pamięć ogromną ilość run - z teleportacją też sobie jakoś poradzi, prawda? Mimo pozornej pewności siebie, trema zżerała ją od środka i na prawdę nie było jej łatwo skupić się na zajęciach. Tym bardziej, że w komisji ją oceniającą zasiadali ludzie, którzy zdecydowanie nie uspokajali jej swoimi minami - pewnie przed chwilą mieli okazję obserwować kogoś kompletnie nie radzącego sobie z tym wszystkim. Teraz jednak to było jej pięć minut i zamierzała je wykorzystać. Cel, wola. To były jej mocne strony. Gorzej z namysłem - była na prawdę roztrzepana i nie łatwo było jej się skupić na jednej myśli, nie dać się rozproszyć. Zamknęła oczy i... Udało się! Nie była to rewelacja, ale udało jej się. Zdała. Teleportacji łącznej zdawać nie może dopóki nie poprawi wyniku, ale... Cóż. Jedna rzecz na raz!
Elijah ledwo ukończył 17 lat i od razu pognał do Depertamentu Transportu Magicznego. Możliwość teleportacji to musi być coś niesamowitego! Jesteś w jednym miejscu i pojawiasz się w drugim. Zanim pojawił się na Sali egzaminacyjnej to dreptał z jednego miejsca na drugie nerwowo, aż w końcu nadeszła jego kolej. Wszedł do środka pewny siebie i ze swoim szerokim uśmiechem, po czym rozpoczął przygotowania. Cel [3]. Był prostu miał się przenieść, ale… gdzie? Tu? Tam? A co jak pomyli się i pojawi się tam, a nie tu? Dobra nie panikuj, czas na wolę [2]. Czy on naprawdę chce się teleportować? Z tego co czytał w mugolskich książkach teleportacja powinna być możliwa tylko wtedy, kiedy rozszczepilibyśmy człowieka na milardylion atomów tylko po to, by przenieść je w inne miejsce i ponownie je ze sobą połączyć. Co jak jedno nos wyląduje na kolanie, a oko na stopie? Nie. Nie panikuj, wszyscy czarodzieje to robią! To nie może być takie trudne. Zresztą nigdy nie słyszał, żeby ktoś wyszedł stąd z poprzekładanymi częściami ciała! Namysł [6]. Był pewny, że mu się uda i to zrobi i… miał rację. Mimo iż nie było idealnie i nie może podejść do teleportacji łącznej, to był z siebie zadowolony i wyszedł z uśmiechem. Musi pochwalić się mamie!
z\t
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Egzamin na teleportację indywidualną Islandia, wrzesień 2016 roku
Gunnar długo zbierał się do podejścia do egzaminu na teleportację. Podjął się ją dopiero z początkiem nowego roku szkolnego, przymuszony przez okoliczności spotkania ze znajomymi. W typowy dla siebie sposób, pewien swoich możliwości do obu egzaminów podszedł bez przygotowania, dlatego oba w pierwszym podejściu zawalił. Były to jednak jeszcze czasy, w których częściej niż arogancki i obojętny, bywał ambitny, dlatego dołożył wszelkich starań, żeby taka sytuacja się nie ponowiła. Poprawki zdał dlatego śpiewająco. Trudno było porównywać jego oba podejścia. Zupełnie, jakby zdawał kurs jako dwie różne osoby. Pomimo, że od jednego i drugiego terminu egzaminów mijało ledwie kilka dni. Szczęśliwie, bez istotnego uszczerpku po kieszeni. Zdany egzamin na teleportację indywidualną świętował z przyjaciółmi, spóźniony na spotkanie weekendowe nad gejzerami tylko o jeden tydzień.
Egzamin na teleportację łączną Islandia, styczeń 2017 roku
Co tyczyło się egzaminu na teleportację łączną, do niego podszedł znacznie później. Już w trakcie trwania roku szkolnego, podczas planowania wycieczki na ferie zimowe, kiedy kolejny raz kompetencje te decydowały o wygodzie i komforcie jego podrózy. Powtórzył całą historię. Z poczuciem Deja Vu, tym razem uczony doświadczeniem okłamując wszystkich, że zdał kurs za pierwszym razem, ucząc się, że w ten sposób nie musiał tłumaczyć się ze swojego lekceważącego podejścia do tematu.
— Vaher, Rasmus. — Odezwał się twardy głos egzaminatora, który zmęczony był już kolejnym petentem na licencję o teleportację. Widać było, że wszystko przyprawiało go już o migreny, zwłaszcza, że nie wiadome było czy zaraz osoba stojąca przed nim nie pojawi się obok bez nogi, ręki lub co gorsza, głowy. Chociaż sądził, że niektórym nie byłaby potrzebna. Ugryzł się mentalnie w język za tę myśl. Nie należało oceniać ludzi po okładce, tego nauczyło go ministerstwo. Kiedy widział przed sobą nic niewnoszące swoim nastawieniem do tego wszystkiego nie wiadomo co o wyglądzie dość szlacheckim, acz wybitnie nieobecnym wzroku i utkwionych w objęciach Maniego, pomyślał, że nie zaskoczy go niczym wielkim. Brak mu było już jednej cechy do zaliczenia tego egzaminu. Czy znajdzie się zaraz kolejny błąd? Oczywiście, znalazł. Nie patrzył się przed siebie tylko w górę. Kiedy tylko udało mu się przeskoczyć z pyknięciem w powietrzu i zaraz pojawić się za egzaminatorem, Rasmus powiedział tylko. — Cholera, chciałem pojawić się przed panem. — Nie powinien tego mówić... Ale musiał mu przyznać, był szczery. Dlatego egzaminator machnął już tylko ręka i puścił go dalej. Ale łączenia się z kimś to już na pewno nie zrobi.
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Jako, że skończył siedemnaście lat w wakacje, postanowił przystąpić do egzaminu z teleportacji. Tak jak wszyscy jego rówieśnicy. Jego celem było przystąpienie do egzaminu na teleportację łączną, dlatego od samego początku chciał otrzymać odpowiednią liczbę punktów. Dlatego podchodził do egzaminu dziewięć razy, kilka razy nie zdając, chociaż początkowe wyniki miał całkiem dobre. Czasem jego wola nie była zbyt silna (raczej nic dziwnego, jak cały czas coś nie wychodziło i oddalało go od celu), czasem był zbyt mocno rozkojarzony, chociaż koncentracja należała do jego mocniejszych stron. Nieważne, egzaminy zawsze wywoływały w nim mieszane uczucia. Kiedy podszedł do egzaminy dziesiąty raz, już kiwał egzaminatorom z uśmiechem, jakby mieli się spotkać ponownie. I to wcale nie na egzaminie z teleportacji łącznej, której chciał się nauczyć. Do czego dokładnie mu to było to potrzebne i dlaczego był tak uparty? -Vardana Dickens.-Przedstawił się, chociaż nie było to konieczne z racji tego, że niemal nikt nie został w tej kolejce do egzaminu. Śmiechy jego kumpli lekceważył, a nawet posyłał im jeszcze przed wejściem mordercze spojrzenie. Odetchnął spokojnie i rozluźnił ręce. Jego cel był jasny i prosty, doskonale wiedział, gdzie chce wylądować. Był zdeterminowany już na pierwszym egzaminie, a koncentracja nie była jego słabym punktem przy dzisiejszym egzaminie. Przy kolejnym wydechu, poczuł ścisk w żołądku. Oczy miał zamknięte, a kiedy je ponownie otworzył, spojrzał prosto w twarz egzaminatorowi, który był o kila centymetrów niższy od niego. Ten zaśmiał się pod nosem, jakby był zadowolony z całego efektu, a może raczej z tego, że w końcu może wręczyć mu papier zdania tego cholerstwa. Wątpił aby spotkali się na egzaminie z teleportacji łącznej, dlatego z uśmiechem wręczył dzieciakowi papier, a ten po sekundzie wybiegł z sali. Machając nim oczywiście przed twarzami wszystkich innych. Nie zrobiłby tego, gdyby nie to, że chciał zobaczyć ich miny.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Dickens V. Vardana dnia Czw Maj 14 2020, 11:29, w całości zmieniany 1 raz
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Po kilku miesiącach wrócił na tę samą salę, chcąc przystąpić do egzaminu na teleportację łączną. W końcu o to cały czas mu chodziło, prawda? Przez ferie ćwiczył teleportację, tak dla zabawy, czy dlatego aby pozbyć się odruchu wymiotnego? Nie chciał nawet brać pod możliwość ewentualnego zwymiotowania na podłogę, kiedy uda mu się poprawnie teleportować. Czy w trakcie jego ćwiczeń dochodziło do nieprzyjemnych rozszczepień? Nawet gdyby, szybko się goił. Spojrzał na egzaminatorkę, która wcale nie wyglądała na gotową do teleportacji. Wcale jej się nie dziwił, nie wiadomo było w ilu kawałkach wyląduje, prawda? O ile nie zgubią się gdzieś po drodze obydwoje. Chociaż czy jako egzaminator, prawdopodobnie specjalista, faktycznie nie umiałaby zapobiec katastrofie? W końcu nieznane im są wszystkie tajniki tej umiejętności... Wierzył w ciągły rozwój. Chwycił pewnie ramię kobiety i po kilku sekundach znaleźli się w wyznaczonym wcześniej miejscu. Otworzył oczy i spojrzał na kobietę, posyłając jej pełen entuzjazmu uśmiech. Przekazał w tym całe swoje rozbawienie, jakim uważał stres związany z wykonaniem tego zadania. Wręczyła mu pospiesznie kwitek, a on wcale nie tak pospiesznie, wyszedł z sali.
/zt
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Przez to, jak ostatnio toczyło się jej życie dziewczyna nabrała motywacji do tego, by móc wziąć udział w poprawce egzaminu z teleportacji i w ten sposób umożliwić sobie przystąpienie do teleportacji łącznej. Pamiętała jeszcze, jak w wieku 17 lat stresowała się wiedząc doskonale jaki problem ma ze skupieniem się dłużej na jednej rzeczy - wydawało jej się, że bardziej niż inni ma szansę rozszczepić się gdzieś po drodze między jednym miejscem, a drugim. I wtedy faktycznie, ledwo udało jej się zdać. Od tamtego czasu jednak bardzo często to robiła i była przekonana, że teraz będzie już z górki. Oj, jak się myliła. Ze zbyt wielką pewnością siebie podeszła do pierwszej ze swoich dwóch prób poprawki. Ta pewność siebie niestety tym razem ją zgubiła. Jak zwykle nie mogła się skupić na celu i choć bardzo mocno chciała się przenieść w wyznaczone miejsce, tak jej własne myśli galopowały gdzie chciały - ledwo jej się to udało. Egzaminator spojrzał tylko na nią, a potem na jej wynik z ostatniego razu. Wydawało jej się, że jest nawet gorzej niż wtedy... Vittoria to jednak Vittoria - jak się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. Dlatego odczekała odpowiedni czas do kolejnego egzaminu (ćwicząc kiedy tylko miała ku temu okazję - co nadarzało się dość często, bo mieszkała teraz poza Hogwartem) i tym razem choć jej skupienie jak zwykle nie było na najwyższym poziomie, tak świetnie wyobraziła sobie swój cel i udało jej się opanować galopujące w głowie myśli. Było niemalże idealnie. Wynik został poprawiony, a jej pozwolono przystąpić do egzaminu na teleportację łączną. Te kilka prób ogarnięcia się z teleportacją indywidualną świetnie pomogły jej zdać również teleportację łączną. Gdy więc po tygodniu pojawiła się znów na miejscu nie miała już zupełnie żadnych problemów - co więcej, została nawet pochwalona! I uznana za zdolną. Kto by pomyślał, że ktoś tak nieogarnięty w magii praktyczniej może w kilka tygodni przeskoczyć z "ledwo ogarniam" na "phi, banał". Tak czy siak, zdała!
Wasia była całkowicie pewna, że jej się uda. Jej miałoby nie wyjść? No proszę Was. Uczyła się, powtarzała, kręciła w kółko... Cel, wola, namysł. Prościzna. Dlatego też w dzień zdania egzaminu, podeszła do tego wyjątkowo na luzie. Zjadła pyszne śniadanko, porozmawiała z przyjaciółmi o śmiesznych rzeczach, złapała ładnego motyla i go wypuściła... Ooops, późno już! Wbiegła do sali, przywitała z egzaminatorem i ustawiła się w pokazanym jej miejscu. - Wasilisa Fiodorow, dzieńdoberek, jak tam mija Panu dzień? - zapytała wesoło. Egzaminator skinął głową. Ale miał wielki pieprzyk na nosie... - No, proszę się teleportować... Tu. - narysował różdżką małe kółko na podłodze kawałek dalej. - Ta jest! Wasia próbowała się skupić, ale ten pieprzyk... Trochę w kształcie Australii. Dobra, cel, wola namysł i... Poszło! Trafiła może nieco kawalątek dalej od tego kółka, ale tylko kawalątek. To przez ten pieprzyk. - Zaliczone? Zaliczone? Zaliczone? Proszę! - zasypała słowami egzaminatora. Ten tylko, nieco przytłoczony entuzjazmem Wasi, kiwnął głową. Wasia rzuciła mu się na szyję i wybiegła z sali, by pochwalić się swoim przyjaciołom. z.t
Chyba każdy zaraz przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji był kłębkiem nerwów. I Lu nie był w tej kwestii wyjątkiem. Jak tylko w czerwcu osiągnął pełnoletność, nie zwlekając zbytnio, złożył wniosek do Departamentu Transportu Magicznego o możliwość podejścia do tegoż egzaminu. Kiedy dotarła sowa z datą wyznaczonego testu, zaczęły się już wakacje. Tego dnia przybył do ministerstwa, jak zwykle przed czasem, aby mieć pewność, że nic nie sprawi, że na wstępie będzie miał problemy, ale również w efekcie miał więcej czasu na denerwowanie się przed samym wejściem do pomieszczenia gdzie odbywał się egzamin. Jak tylko usłyszał swoje nazwisko, coś przewróciło mu się w żołądku. Wstał i wszedł do wielkiego pomieszczenia, gdzie zauważył tylko i wyłącznie drewniane biurko, przy którym siedziała już osoba, która miała go sprawdzić w kwestii teleportacji. Co prawda na kursie wychodziła mu ona przeważnie bardzo dobrze, jednak Ślizgon nie mógł być pewien tego co wydarzy się tego dnia pod wpływem stresu. Wziął kilka głębszych wdechów i podszedł do czarodzieja, którzy uśmiechał się zachęcająco. Serdeczny głos egzaminatora, trochę go uspokoił. Po kilku formalnościach i okazaniu potwierdzenia odbycia niezbędnego kursu, przeszli do rzeczy. Sinclair próbując sobie wmówić, że to kolejna próba teleportacji w przyjemnej szkolnej atmosferze, oczyścił umysł i nakierował go tylko i wyłącznie na magię, która miała spowodować, że przemieści się w wyznaczone miejsce. Doskonale pamiętał zasadę Ce-Wu-En, dlatego musiał być maksymalnie skupiony na tym czego chciał dokonać i dokąd miał się przenieść, potem natężyć wolę aby znaleźć się w przestrzeli swojego celu, a na końcu tak użyć namysłu, aby osunąć się w nicość, a następnie pojawić w miejscu docelowym. Kiedy otworzył oczy w następnej chwili, stał w miejscu, który wskazał minutę wcześniej egzaminujący go czarodziej. Udało się, dał radę! Lu nie wiedział jak dziękować mężczyźnie, który chwilę później wręczył mu dokument z jego nazwiskiem, potwierdzający zdanie egzaminu. Uśmiechnął się do niego, zwyczajnie dziękując i uściskają mu dłoń. Zdecydowanie Sinclair nie dał się zjeść nerwom tego dnia.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
TELEPORTACJA INDYWIDUALNA Buenos Aries, 02/02/2019r.
Korzystając z okazji wypadu ojca do stolicy w interesach, zabrała się z nim do Buenos Aries, gdzie znajdowała się magiczna dzielnica. Alise od dawna myślała o podejściu do egzaminu na teleportację, co znacznie by ją usamodzielniło — korzystając więc z ferii, załatwiła listownie papiery i otrzymała termin. W wybranym dniu miała się stawić na miejscu, aby spróbować swoich sił, jako pełnoletnia czarownica i uzyskać pozwolenie na przemieszczanie się. Pożegnała się z rodzicami, kierując prosto do tutejszego Ministerstwa. Przez naukę w tym kraju oraz pobyt, nauczyła się już hiszpańskiego na poziomie komunikatywnym, więc nie było problemu z radzeniem sobie samej. Podeszła więc do recepcji, wpadając z pracującą tam kobietą w krótką konwersację i wypełniając papiery, aby potem skierować się do sali, gdzie odbywał się egzamin. Usiadła przed drzwiami, zgarniając na bok blond warkocza, uwieńczonego cienką gumką z podobizną smoka na szczęście. Nawet zimą było tutaj ponad dwadzieścia stopni, więc ze swobodą siedziała w szortach oraz koszulce. Gdy przyszła jej kolej, podpisała papiery i weszła do sali, słuchając dokładnie instrukcji, a także wzmianek o tym, co złego mogło się wydarzyć, jak należało postępować z teleportacją na duże odległości. Wysłuchał w ciszy, kiwając głową z delikatnym uśmiechem i podekscytowaniem na twarzy. Chyba to właśnie sprawiło, że chociaż zdała, nie mogła podejść do teleportacji łączonej — przynajmniej na razie, chociaż Ali nie sądziła, że takowa będzie jej potrzebna. Odebrała dyplom, raz jeszcze wysłuchując wskazówek przejętej rolą pracownicy Ministerstwa i pożegnała się, kierując do wyjścia.
....Kompletnie nie czuła się na to gotowa - po prostu nie było opcji, żeby zdała za pierwszym razem. Ona? I to jeszcze egzamin praktyczny? Gdyby tylko teleportację indywidualną mogła zdawać piśmiennie... Jedynym plusem tej całej sytuacji był fakt, że teleportowała się sama - i nie musiała narażać innych na doświadczenie własnego braku umiejętności. Jeśli już się rozszczepi - a była niemal pewna, że to zrobi, co zdradzały dygoczące ze stresu i strachu krzywe kolana - to przynajmniej w obecności kogoś, kto będzie w stanie jej pomóc... Prawda? Czy urzędnicy przechodzili kurs pierwszej pomocy? ....— D-Dzień dobry! Dobrze trafiłam? — podeszła do jednego z urzędników, który pokierował ją dalej do egzaminatora. Jessica już miała ochotę stąd uciec, a nawet nie wiedziała jak egzamin będzie wyglądać. Przeraziła ją niewzruszona - i zbyt przystojna - twarz egzaminatora. ....Stosując się do instrukcji, próbowała skupić się na celu - miejscu, gdzie powinna się teleportować. Była jednak nieźle rozkojarzona - co chwilę uciekając wzrokiem gdzieś na boki. Uspokajający głos urzędnika jeszcze bardziej ją zestresował - i dziewczyna naprawdę zapragnęła mieć to już wszystko za sobą. Wyjść stąd, wrócić do domu, pobawić się z młodszymi siostrami, poczytać im książki... ....Teleportowała się. Zaledwie trzy metry dalej - i zdała, za pierwszym razem. Dzierżąc odpowiedni papier, Smith jak w malignie przemierzała korytarze ku wyjściu z Ministerstwa Magii. Naprawdę jej się udało. Za pierwszym razem.
Próg ministerstwa przekroczył kurewsko zmęczony. Nie zdążył odpocząć po egzaminach, a już na jego barki została wrzucona kolejna misja - kurs teleportacji. Nie miał zamiaru protestować, wszak to ważna w czarodziejskim świecie umiejętność. Tylko, na Merlina, dlaczego nikt nie pozwalał mu nawet na kilka dni świętego spokoju? Dlaczego zawsze musiał nad czymś pracować, coś szlifować lub pielęgnować, bez względu na to czy tego chciał czy nie? Westchnął zrezygnowany. I tak nie miał wyboru. Całe dnie poświęcał na treningi, a w nocy śniło mu się wciąż to samo - cel, wola, namysł. Powtarzał to uparcie, niczym mantrę i najżarliwszą modlitwę. Był naprawdę zdeterminowany, aby zdać ten cholerny kurs i pozbyć się z głowy czarnych scenariuszy, w których do końca życia podróżuje za pomocą Sieci Fiuu lub Błędnego Rycerza. Gdy nadeszła jego kolej, wygładził szatę, wziął głęboki wdech i wszedł do sali egzaminacyjnej. Brak jakichkolwiek mebli w pomieszczeniu nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia - skupiony był tylko na sukcesie, który... ...nie nadszedł. Pierwsze dwa podejścia były tak tragicznie beznadziejne, że nawet nie miał sił się nad sobą użalać. Sparaliżowany stresem, prawie się rozszczepił, co egzaminator skomentował tylko głośnym cmoknięciem i pokręceniem głowy. Nie mógł tego tak zostawić. Nie mógł pozwolić myśleć innym, że jest jakimś pierwszym lepszym chłystkiem, który ot tak wbił do ministerstwa z zamiarem zdania kursu na odwal. Za trzecim razem wpadł tam jak burza - zdeterminowany i odporny na wszelakie stresory. Posłał mężczyźnie, jedynemu świadkowi poprzednich porażek, wyzywające spojrzenie i... Teleportował się dokładnie tam, gdzie miał wyznaczone miejsce. Nie wydusił z siebie ani jednego słowa - zgarnął papier i wyszedł z sali, w myślach planując kurs teleportacji łącznej.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Leonardo w dniu swoich urodzin, to udanie się na kurs teleportacji indywidualnej. Marzył o tym od dziecka. Mimo, że bardzo lubił przemieszczanie się za pomocą mugolskich środków transportu, to teleportacja zawsze była czymś, co budziło w nim pozytywne emocje. Oczywiście, na samej teleportacji indywidualnej nie mógł poprzestać. Od razu po niej miał zamiar udać się na kurs teleportacji łącznej i przystąpić do egzaminu najszybciej jak się da. Pierwsze podejście, do którego przystąpił w dniu siedemnastych urodzin, było nieudane. Po nim bardzo długo przymierzał się, żeby spróbować po raz kolejny. Chociaż był pewien, że prędzej czy później opanuje tą sztukę, poczuł się niepewnie i bardzo bał się kolejnego egzaminu. Wreszcie, za namową swoje brata Sylvestra, miesiąc później udał się na następny egzamin. Zdał go, udało mu się teleportować w całości, jednak nie był przekonany co do swoich umiejętności. Nie został dopuszczony do egzaminu na teleportację łączną. Jak to ambitny, młody mężczyzna, nie poddawał się. Większość swoich ciężko zarobionych galeonów wydawał na naukę i poprawę egzaminów teleportacji łączonej. Udało mu się w dniu swoich 18 urodzin, po 19 próbach poprawy egzaminu. Wreszcie mógł przystąpić do upragnionego egzaminu na teleportację łączną. W momencie, gdy już mógł, coś się stało w jego głowie i stwierdził, że teraz to on tak naprawdę już nie chce. Porzucił marzenie o teleportacji z drugą osobą, ciesząc się możliwością samodzielnego przemieszczania się.
Po sześciu latach nastał ten moment, w którym zdecydował się ponownie pojawić na egzaminie z teleportacji. Tym razem chodziło o teleportację łączną. Po licznych porażkach i próbie poprawienia teleportacji indywidualnej nadszedł czas na rozwinięcie swoich umiejętności. Czuł się na tyle pewnie, że postanowił spróbować swoich sił. Drugi egzamin, w przeciwieństwie do poprzedniego, zdawał już w Londynie. Może właśnie to sprawiło, że jego trauma wydawała się mniejsza? Wszedł pewnym krokiem do Departamentu Transportu Magicznego, kierując się prosto w wyznaczone miejsce. Gdy w sali pojawiła się przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok, uśmiechnął się do niej promiennie. - Dzień dobry! Miejmy nadzieję, że dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień - powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę. Nie dziwił się kompletnie, że wygląda tak, jakby bała się swojej kolejnej teleportacji. Pewnie nie raz zdarzyło jej się rozszczepić, co wcale nie jest przyjemne. Może właśnie przez to jego pierwsza próba teleportacji kompletnie się nie powiodła? Wyobraził sobie, jak kawałek głowy z tym chaotycznym kokiem zostaje w jednym miejscu, a reszta ciała egzaminatorki przenosi się w drugie. - Przepraszam... - wyjąkał, krzywiąc się lekko. - Spróbujmy jeszcze raz - dodał, zerkając na kobietę. Na szczęście podejście numer dwa okazało się szczęśliwe. Bez żadnych problemów udało mu się teleportować w określone miejsce. Teraz pozostawało tylko cieszyć się nową umiejętnością. Podziękował kobiecie, życząc jej miłego dnia i wyszedł z Ministerstwa Magii.
egzamin z teleportacji indywidualnej Koniec czerwca - lipiec 2019
Może i nie była chodzącym kłębkiem nerwów, ale stresowała się przystąpieniem do egzaminu i sytuacji wcale nie poprawił fakt, że tuż przed wejściem do sali, wyszedł z niej chłopak z goryczą wymalowaną na twarzy. Oznaczać to mogło tylko jedno - nie zdał. Jak bardzo nie chciała opuszczać Ministerstwa w takim samym stanie, jak on! Przełknęła ślinę i wkroczyła do pomieszczenia i odwzajemniła uśmiech egzaminatora, choć nieco wymuszenie. Wysłuchała jeszcze raz wszystkich instrukcji i przystąpiła do dzieła, koncentrując się na zasadzie ce-wu-en. I w pewnym sensie jej się udało, bo po otworzeniu oczu była kilka stóp dalej, ale sama czuła, że to nie było to. Coś po prostu poszło nie tak. Z przerażeniem w oczach spojrzała na mężczyznę, kiedy ten powiadomił ją o oblaniu i na odchodne dodał, że mało brakowało, a by się rozszczepiła. Wróciła do domu z takim samym wyrazem twarzy, jak osoba zdająca przed nią. Dosłownie kilka dni później zdobyła się na kolejne podejście, a później jeszcze jedno, i jeszcze... Zaczynała poważnie się zastanawiać, czy egzaminatorzy nie mają jej przypadkiem dość, a już zwłaszcza ten niski facet, u którego wylądowała już po raz trzeci, prawie miesiąc po pierwszej próbie. Tym razem nie wysilił się nawet na powitalny uśmiech i ledwo zamknęła za sobą drzwi, kazał jej zaczynać. Grunt to uprzejmość. Znowu oczyściła umysł ze zbędnych myśli i skupiła się tylko na tym, na czym powinna. Nic nie mogło jej rozproszyć. Nic nie mogło się nie udać. Teraz udowodni, że naprawdę zasługuje na dostanie tego świstka papieru, o który walczyła zażarcie od lipca. Pierwszym co do niej dotarło, był zduszony okrzyk egzaminatora, kiedy wylądowała tuż za nim. Widać było, że chciał mieć ją już z głowy, bo wysilił się na krótkie gratulacje i wręczył tak wyczekiwany dyplom. Krawczyk ze szczęścia aż go wyściskała, po czym wręcz w podskokach opuściła salę. Udało się! Naprawdę się udało!
egzamin z teleportacji łącznej Koniec sierpnia 2019
Potrzebowała więcej czasu, żeby ponownie zjawić się w Ministerstwie w celu zdania egzaminu na teleportację łączną. Od chwili, w której mogła już legalnie korzystać z indywidualnej, ćwiczyła ją, kiedy tylko nadarzała się okazja. Wmawiała sobie, że w ten sposób łatwiej będzie jej szło z tą drugą, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że po prostu sprawiało jej to radość. Nic zresztą dziwnego - musiała chwilę walczyć o przyznanie uprawnień do korzystania z niej. W końcu jednak przyszedł dzień, w którym uznała, że jest gotowa i umówiła się na egzamin tuż przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego. Nie towarzyszył jej już żaden stres, w przeciwieństwie do kobietki, z którą miała się teleportować. Wystarczył jeden rzut oka, aby stwierdzić, że najchętniej robiłaby cokolwiek, żeby tylko nie narażać się na rozszczepienie i w sumie to rudowłosa się jej nie dziwiła. Sama nie chciałaby ryzykować i to jeszcze kilka razy dziennie... Okropna perspektywa. Urzędniczka mogła jednak tym razem być spokojna, bo wszystko przebiegło zgodnie z planem i z uśmiechem na ustach mogła wydać dyplom, a Krawczyk tak, jak przy poprzedniej wizycie w tym miejscu, wyszła zadowolona z sali. Przynajmniej tym razem obyło się bez problemów i zdała już za pierwszym podejściem.
Wraz z rozpoczęciem września i nowego roku szkolnego, zapisał się na kurs teleportacji łącznej. Egzamin z indywidualnej zdał dopiero za trzecim razem i jeśli ktokolwiek myślał, że to go załamie to.. miał rację. Nie lubił ponosić porażek, przyznawać się do braku kompetencji i pokazywać innym swoją słabość, w związku z czym całe wakacje poświęcił na to, aby tym razem zdać przy pierwszym podejściu. Niezłomność tego postanowienia towarzyszyła mu każdego dnia lata, kiedy uparcie wczytywał się w zasady i wskazówki. Zda. Nie widział innej opcji. O dziwo, w dniu egzaminu był wyjątkowo spokojny. Zdołał opanować stres i drżenie rąk, mając w głowie tylko i wyłącznie niezbędne do zdania informacje. Wiedział, że jest doskonale przygotowany. I nic ani nikt nie podważy jego umiejętności. Zdziwienie odmalowało się na aslanowej twarzy, gdy zamiast tego znudzonego pryka co ostatnio, zobaczył biedną, trzęsącą się kobietę. Przywitał się uprzejmie, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Nie zamierzał ich rozszczepiać. Gdy zapoznał się z ogólnym regulaminem i przebiegiem egzaminu, wziął dwa głębokie wdechy. Złapał urzędniczkę za rękę i.. bez problemu przeleportował ich we wskazane miejsce. Z ulgą zarejestrował, że oboje są cali, a oznaczało to jedno – naprawdę mu się udało. Satysfakcja i duma wygięły jego usta ku górze, gdy odbierał dyplom. Gratulacji nie słyszał, wszystkie dźwięki zagłuszał mu wewnętrzny okrzyk radości.
RETROSPEKCJA (1994 rok - w wieku 17 lat Beatrix od razu po skończeniu 17 roku życia podchodziła do teleportacji indywidualnej)
To wszystko działo się naprawdę dawno temu. Młoda Trix nie była wtedy tak pewną siebie i śmiałą osóbką jaką jest teraz po dwudziestu czterech latach. Człowiek się strasznie zmienia, zwłaszcza, gdy wychodzi za mąż i wychowuje dzieci. O ile Beatrix kiedykolwiek można było nazwać troskliwą matką. Dbała o dzieci, ale nigdy nie widać było po niej ogromnych pokładów miłości i słów "kocham cię" , najważniejsze były zawsze osiągnięcia, a uczucia na drugim miejscu. Tudzież ubrana w elegancką szatę i płaskie obuwie zjawiła się w Ministerstwie Magii w Departamencie Transportu, gdzie miała zdać kurs na teleportację indywidualną. Najważniejsze informacje czyli cel, namysł i wola. Starała się o tym wszystkim pamiętać, by potem wykorzystać je w praktyce. Nie było to jednak do końca takie proste. Teoretycznie udało jej się zdać za pierwszym razem, ale egzaminator uważał, że jej poziom nie jest na tyle wysoki, aby mogła przystąpić do teleportacji łącznej. Dlatego pojawiała się łącznie 8 razy i dopiero za tym ostatnim podejściem pozwolono jej podejść do teleportacji łącznej. Praktycznie pewnie mieli już jej serdecznie dosyć i jej uporu. Zdawała za każdym razem praktykę indywidualnej teleportacji bez rozszczepienia, a za ósmym razem osiągnęła już perfekcję. Dumna opuszczała Ministerstwo z uśmiechem na twarzy i papierkiem w dłoni.
RETROSPEKCJA (1994 rok- tydzień po zdaniu teleportacji indywidualnej - w wieku 17 lat Beatrix od razu po skończeniu 17 roku życia podchodziła do teleportacji łącznej)
Walka o to, by mogła wreszcie podejść do zdania teleportacji łącznej była trudna i skomplikowana. Trafili jednak na równie zaciętą i upartą niczym osioł uczennicę, która nie dawała za wygraną i dążyła uparcie do celu. Trzy razy próbowała zdać teleportację łączną, jednakże za każdym razem coś poszło źle. Nic dziwnego, że egzaminatorka była tak roztrzęsioną i biedną osobą. Ona sama osobiście nie chciała by prowadzić tego typu egzaminów. Dopiero za czwartym razem Beatrix udało się przejść od początku do końca cały test idealnie i z perfekcją. Przede wszystkim nie zrobiła błędów i wiedziała, że teraz już jest w stanie teleportować nie tylko siebie, ale także w przyszłości inne osoby w to samo miejsce. Teleportacja była bardzo wygodnym środkiem transportu dla takiej osoby jak ona, która nigdy nie chciała nawet wsiąść na miotłę, nawet za czasów szkolnych. Miejsce odbywania egzaminu opuściła z uśmiechem na twarzy i papierkiem w dłoni.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Cały rok przygotowywał się do tego egzaminu i był w stu procentach nastawiony na sukces. Myśl, że będzie mógł się przemieszczać szybko i bezboleśnie sprawiała, że wiele z jego planów nabierało kształtów. Już wcześniej miał okazję korzystać z teleportacji łącznej jako pasażer, ale teraz będzie mógł robić to sam. W Ministerstwie pojawił się pół godziny przed wyznaczonym na egzamin czasem. Nie chciał się spóźnić,a poza tym tak mu ustawiono świstoklik. Była to bardzo dobra decyzja, bo nigdy budynek był ogromny i przynajmniej miał czas odnaleźć na spokojnie salę egzaminacyjną. Usiadł spokojnie przed drzwiami i czekał aż go zaproszą do środka. Gdy w końcu nadszedł czas, pewnym krokiem ruszył ku trzem celom: Ce-Wu-En". Nie pamiętał, kiedy ostatnio był na czymś tak skupiony, jak na tych trzech literkach. Wysłuchał posłusznie wszystkich wytycznych i po kilku głębokich wdechach przystąpił do egzaminu. Zamknął oczy i dopiero, gdy poczuł, że zakończył teleportację odważył się uchylić powieki. Z ulgą stwierdził, że jest dokładnie tam, gdzie powinien. Egzaminator z uśmiechem pogratulował mu, oznajmiając, że otrzymał prawie najwyższą możliwą liczbę punktów, która też umożliwiała mu przystąpienie do egzaminu z teleportacji łącznej. Przyjął gratulacje i uścisk dłoni i z uśmiechem na własnej twarzy opuścił pokój.
Na egzamin z teleportacji łącznej wrócił po trzech dniach. Chciał mieć to za sobą, a skoro poprzednim razem poszło mu tak dobrze, nie widział powodu, żeby miał się obawiać dzisiaj. Co prawda teleportacja łączna była nieco trudniejsza, ale był prawie pewien, że sobie poradzi. Na sali spotkał tego samego egzaminatora, co poprzednio. Przywitał go z uśmiechem i gdy już dopełniły się wszystkie formalności, złapał go, aby wspólnie przenieść się w docelowe miejsce. Niestety dzisiaj nie poszło tak gładko. Pojawili się troszkę dalej od miejsca docelowego. Max był lekko zawiedziony, bo tak niewiele zabrakło mu do zdania tego egzaminu. Postanowił jednak się nie poddawać i spróbować jeszcze raz. Pod koniec tygodnia znów pojawił się w departamencie transportu, by ponownie spróbować swoich sił. Znów odniósł porażkę i to dużo większą niż uprzednio. Podziękował za poświęcony czas nie mając jednak zamiaru się poddać. Przyłożył się bardziej do ćwiczeń i po dwóch tygodniach trzeci raz przekraczał już próg ministerstwa. Tym razem nie miał aż tyle pewności i był chyba jeszcze bardziej skupiony niż przy pierwszym egzaminie z teleportacji indywidualnej. Cały czas powtarzał w myślach zasady teleportacji i gdy w końcu przystąpił do egzaminu, był lekko zdenerwowany. Miał nadzieję, że nie pójdzie mu jeszcze gorzej niż ostatnio. Miał szczęście, że jeszcze się nie rozszczepił, ale zawsze trzeba było mieć na względzie taką opcję. Chwycił starszą egzaminatorkę za rękę i przystąpił do egzaminu. Pojawili się tam, gdzie powinni i Max nie mógł powstrzymać wielkiego zacieszu na twarzy. Z ulgą przyjmował gratulacje od kobiety i ciesząc się, że ma te formalności już za sobą wrócił do zamku.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Jak najszybciej chciałem zdać egzamin z teleportacji z prostej przyczyny - Dublin i Hogsmeade to strasznie długa droga, ja szczerze nienawidzę wszelkich Fiuu, sru, świstoklików i innych rzeczy. A latanie na miotle do Irlandii i z powrotem brzmiało jak okropny pomysł. Dlatego jak tylko mogłem pobiegłem przystąpywać do egzaminu. Co prawda bardzo szybko udało mi się go zdać, już za pierwszym podejściem, ale ja uparłem się, że chcę teleportację łączną. Dlatego nie poszedłem raz na egzamin, a kilkanaście razy, by w końcu być zwyczajnie godnym przystąpienia do drugiego egzaminu. Jednak za każdym razem jacyś ludzie krzywili, mówili się, że zbyt niebezpieczne i takie tam głupoty. Nie przyznaję się nikomu jak długo musiałem zdawać, żeby przystąpić do teleportacji łącznej (absurd), ale przynajmniej łączną udało mi się za pierwszym razem i mogłem rzucić bardzo groźne spojrzenie wszystkim ludziom z poprzedniej komisji.
Teleportacja łączna: 2, 3, 5 – niezdane 6, 2, 1 – niezdane 3, 3, 1 – niezdane 3, 6, 4 – zdane Łącznie do zapłaty: 20g Czuła się wręcz zobligowana do tego, aby jak przystało na młodego czarodzieja, zdać egzamin z teleportacji. Mama wielokrotnie jej powtarzała, jak ważnym to jest i że powinna to zrobić jak najszybciej. Tak też więc uczyniła; kiedy tylko siedemnaście lat wskoczyło jej na kark, udała się na odpowiednie kursy, by potem zaliczyć egzamin. No musiała powiedzieć to wprost, szło jej to słabo i chyba każdy to widział. O ile teleportacja indywidualna szła jej jakoś w miarę, tak łączna to był dramat. Długo trwało, nim w końcu pojęła, o co w zasadzie w tym wszystkim chodzi. Pierwsza próba egzaminu poszła jej tak źle, że egzaminator pomachał jej z zażenowaniem na do widzenia. Na szczęście przy drugim razie było już znacznie lepiej. Dodatkowe lekcje doszkalające zaowocowały sukcesem, bo mogła nawet zdawać egzamin na teleportację łączną! Tu zaczęły się nie małe schody. Stresowała się niemiłosiernie. Te wszystkie gadki odnoście celu, woli i namysłu, odleciały w niepamięć. Lara czuła się tak, jakby jej głowa była kompletnie pusta. Za pierwszym, drugim i trzecim razem. Dopiero przy czwartej próbie wzięła się w garść, bo przecież ile Merlinie można! Mentalny plaskacz pomógł, bo w końcu uradowana wyszła z sali egzaminacyjnej z potwierdzeniem tego, że teraz już może używać teleportacji, kiedy tylko zapragnie! /Zt.