Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Teleportacja indywidualna:2, 1, 1 czyli 4 - 6, 4, 6 czyli 16 Teleportacja łączna:2, 5, 4 czyli 11 - 2, 4, 6 czyli 12
Wakacje miały zacząć się za chwilę, było po egzaminach, więc Victoria uznała, że to najwyższa pora, by przystąpić do egzaminu z teleportacji. Nie było sensu tego odkładać, powinna już podobne rzeczy potrafić, w końcu ukończyła siedemnaście lat parę miesięcy wcześniej, więc należałoby pewne sprawy po prostu przypieczętować. Szkoda tylko, że przy pierwszej próbie nie wyszło jej nic, nie miała ani woli, ani celu, ani namysłu, jeśli można tak powiedzieć i chyba patrzyła na wszystko nieco półprzytomnie. Ponieważ jednak była istotą niesamowicie upartą, a na dokładkę nieznoszącą porażek, zabrała się do pracy jak najszybciej i nie mięła właściwie chwila, a pokazała egzaminatorowi, na co tak naprawdę ją stać, bez wahania decydując, że zamierza również sięgnąć po teleportację łączną. Dyplom na teleportację indywidualną nie wystarczył komuś takiemu, jak Brandon, nic zatem dziwnego, że skoro już udowodniła, że jest w stanie to zrobić, przystąpiła do kolejnej części egzaminu. Do sali weszła więc czarownica, a Victoria zawahała się w swoim postanowieniu z uwagi na to, jak kobieta się prezentowała. Była taka przerażona! Pewnie właśnie to wybiło ją nieco z rytmu, ale nie byłaby sobą, gdyby znowu nie spróbowała. Związała zatem włosy i skoncentrowała się, dobierając odpowiednio cel, szukając wszystkiego tego, co było potrzebne jej do podróży. Widziała wszystko bardzo dokładnie, obrała należyte koordynaty i już wkrótce przeniosła się tam z przestraszoną kobietą, by wrócić wraz z nią na miejsce i odbierać ostatecznie gratulacje od egzaminatora. Uśmiechnęła się lekko, ledwie dostrzegalnie, a później otrzymawszy dyplom, z zadowoleniem opuściła miejsce egzaminu. Mogła teraz uznać, że była naprawdę przygotowana na nadchodzące wakacje, dokładnie tak, jak tego oczekiwała.
z.t
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Kostki: 14 18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
Cel. Wola. Namysł. Dla jednych zadanie nie do wykonania, budzące zbyt wiele stresu, aby mogło się ziścić, zaś dla drugich jedynie formalność. I właśnie do tej drugiej grupy należał Daemon. Na egzamin z teleportacji zjawił się o czasie, niemniej jednak nie okazywał zdenerwowania jak jego rówieśnicy czy inni przybyli. Siedział spokojnie przybierając typową dla siebie nonszalancką pozę, tylko co jakiś czas zerkając na zegarek. Wskazówki na tarczy poruszały się wolno, odliczając upływający czas. Dla Daemona była to zwykła bezczynność, marnotrawienie cennych sekund jego życia, więc kiedy ostatecznie wywołane zostało jego nazwisko gwałtownie podniósł się do góry i z lekko uniesionymi kącikami ust wszedł do sali. Siedzący przed nim mężczyzna nie wyglądał na zbyt zadowolonego, co mogło dodatkowo pogłębiać stres, niestety ów pan trafił na złego osobnika. Avrey poprawiła kołnierz koszuli, od razu przechodząc do sedna. Zamknął oczy wyobrażając sobie cel, który tak naprawdę znajdował się niedaleko niego. Pomyślał o tym, że chce się znaleźć w obrębie tego właśnie koła, nie żadnego innego, tylko tego konkretnego. Kiedy otworzył oczy był już w innym miejscu sali, spojrzał w dół na swoje stopy, które otaczał obręb koła. Grymas zadowolenia pojawił się na jego ustach, otrzepał koszulę z niewidzialnego kurzu, kiedy egzaminator z radością wręczył mu dyplom ukończenia kursu. - Takie rzeczy należy robić w pięknym stylu - oznajmił, opuszczając próg sali.
Teleportacja łączna Rosja, Grudzień 2019
Nie minął tydzień od zdania pierwszego egzaminu, kiedy Daemon postanowił podejść do teleportacji łącznej, choć w tym przypadku odczuwał pewnego rodzaju obawy. Jak bardzo jego ciało mogło ucierpieć przy nieudanej próbie? Ta myśl zaprzątała mu głowie do tego stopnia, że ostatecznie pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem i choć nie doszło do rozszczepienia to egzamin nie mógł zostać zaliczony.
Kolejną próbę podjął kilka dni później w przypływie tak naprawdę własnej głupoty. Kiedy egzaminatorka zobaczyła go po raz kolejny, z jękiem i bladym uśmiechem przywitała go w progu sali. Na szczęście tym razem uczony niejako doświadczeniem wiedział czego nie powinien robić, dzięki czemu udało mi się osiągnąć sukces. Teleportacja łączna została zaliczona już przy drugim podejściu.
W końcu było po egzaminach, każdy mógł odetchnąć spokojnie, ciesząc się początkiem lata. Wakacje zbliżały się wielkimi krokami, wciąż nie było wiadome, gdzie wyjeżdżają, ale była już znana lista uczniów, studentów oraz opiekunów. Właściwie zostawało jedynie spakować się i czekać ostatnie parę dni na wyjazd. Niestety dało się również wyczuwać spięcia związane z morderstwem Ministra. Josh również miewał z tego powodu gorsze myśli, szczególnie kiedy przypominał sobie problem z teleportacją łączną, gdy okazało się, jak bardzo jest potrzebna. Postanowił skierować się do Departamentu Transportu, aby spróbować swoich sił... Na miejscu okazało się, że nie może wszystko być tak proste, jak zakładał. W archiwach znaleziono dokument z czasu jego pierwszego egzaminu, z którego jasno wynikało, że nie potrafi teleportować się sam na tyle dobrze, aby próbować sił w teleportacji łącznej. Słysząc to, poczuł ukłucie irytacji. Nie miał nastroju do dyskutowania z urzędnikami, z którymi nigdy nikt nie wygrywał. Papier to papier, a wyjęcie na nich różdżki nie było w stylu Josha. Musiał więc zapłacić za poprawę i niczym uczniak stanąć znów przed komisją. Myślami ciągle uciekał do kogoś zupełnie innego, z kim teoretycznie wszystko było w porządku, zwłaszcza gdy myślało się o ich relacji. Cóż, przynajmniej było do czasu ostatniej rozmowy na wizie, gdzie kolejny raz musiał dać popis swojego braku taktu i zbyt szybkiego mówienia, a w tym przypadku pisania. Cóż, najwyraźniej nie był to dobry motywator do zdawania teleportacji. Raz za razem próbował, parę razy był bliski rozszczepienia się i z każdą kolejną poprawą czuł się coraz gorzej. Powinien skupić sie na celu... Jego celem było niedopuszczenie do sytuacji, że znów nie będzie mógł teleportować się z kimś z miejsca zagrożenia. Wola... Cholernie mocno nie chciał do tego dopuścić... Problem polegał na tym, że nie o to chodziło w tym egzaminie i teleportacji jako takiej. Skakał po sali, ale nie trafiał tam, gdzie miał. W pewnej chwili usłyszał egzaminatora, przy dwudziestym podejściu do poprawy, że to nie ma sensu i powinien odpuścić, zanim straci więcej galeonów. Odparł jedynie, iż jeszcze raz. Cóż, ten "jeszcze raz" był podwójny, ale w końcu, przy dwudziestym drugim podejściu udało się na tyle dobrze, że egzaminator zgodził się dopuścić go do zdawania teleportacji łącznej. Spróbowałby się nie zgodzić. Do sali weszła kobieta, która wyglądała okropnie. Owszem, rozumiał jej ryzyko zawodowe, sam pewnie nie zgodziłby się być ciągle czyimś testerem, ale naprawdę... Wyglądała źle. Uśmiechnął się do niej lekko, zachęcająco jakby, wierząc, że uda mu się od razu, bez zbędnego narażania jej, teleportować ich we wskazane miejsce. Złapał ją za rękę, mrugnął zaczepnie, po czym spojrzał na egzaminatora, czekając na znak. Wiedział, że teraz się uda od razu, bo miał już za sobą bezsensowne poprawy. Teraz robił to, po co tutaj przyszedł. Skupił się na miejscu, w które mieli trafić, poczuł szarpnięcie w okolicy pępka, upewnił się, że kobieta wciąż jest obok niej i po chwili znaleźli się w wyznaczonym obszarze. Widział jej niedowierzanie, pewnie słyszała, ile razy poprawiał teleportację indywidualną, więc chcąc ją uspokoić, uścisnął lekko jej palce. Odebrał od egzaminatora potwierdzenie zdania egzaminu i wrócił do siebie do domu, gdzie padł wyczerpany na materac, aby przespać ponad dwanaście godzin.
/zt
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Stając po raz kolejny przed lekko uśmiechniętym egzaminatorem Gabrielle przełknęła gule w gardle. Gdy ten skupił na dziewczynie swoje spojrzenie jego usta opuściło ciche westchnięcie. W przeciągu miesiąca panienka Levasseur pojawiła się tu szósty raz, choć wiele osób prosiło ją - po nieudanym trzecim, czwartym i piątym razie - by do egzaminu z teleportacji przystąpiła dopiero za jakiś czas, kiedy poczuje się pewniej. Niestety dziewczyna miała to do siebie, że gdy się na coś uparła to nikt nie był w stanie przemówić jej do rozsądku. Pełna uporu i woli zdania tego egzaminu pojawiła się w sali kolejny raz czując że dziś to będzie ten dzień! Cel. Wola. Namysł. Cel. Wola. Namysł. Cel. Wola. Namysł. powtarzała w myślach, nieświadomie poruszając ustami w rytmie słów, starając się zapanować nad nerwami, które mimo wszystko towarzyszyły jej za każdym razem, kiedy stawała w tym miejscu. Zielone tęczówki spoczęły na postaci egzaminatora, który dał znak o rozpoczęciu egzaminu, Gabrielle wzięła głębszy wdech starając się wykonać to, czego przez ostatnie tygodnie tak namiętnie uczyła się podczas czasu wolnego w Hogwarcie. Zamknęła oczy wyobrażając sobie swój, cel. Myślała o tym, jak bardzo chce się tam znaleźć, nawet jeśli uległa chwilowemu rozproszeniu tuż po otworzeniu powiek znajdowała się w okręgu, choć palce stóp wystawały poza niego, egzaminator zlitował się nad biedną Puchonką, tym razem wręczając jej dyplom. Uradowana ucałowała go w policzek, wychodząc z sali.
/ zt
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
TELEPORTACJA INDYWIDUALNA Próba nr. 1 [darmowa] - Nieudana [3,2,2] Próba nr. 2 [płatna] - Udana [6,6,2]
Retrospekcja - Grudzień 2019 Ignacy siedział przy wejściu do sali egzaminacyjnej, starając się nie panikować i jak najszybciej uspokoić swoje słabe serce, które najwidoczniej nie było w stanie zrozumieć, że w końcu znaleźli odpowiedni korytarz. Przez to, że młody czarodziej raczej rzadko kiedy bywał w Ministerstwie Magii, udało mu się zgubić aż dwa razy w drodze do Departamentu Transportu Magicznego. Na szczęście dzięki pomocy pewnej bardzo miłej sekretarki udało mu się trafić do celu podróży. Akurat, gdy udało mu się doprowadzić się do porządku z sali wypadła z płaczem młoda dziewczyna i od razu pobiegła w stronę łazienki, a z pomieszczenia dobiegł głos egzaminatora wzywający go na test. A więc nadeszła jego kolej. Starając się nie pokazywać na swojej twarzy żadnych zbędnych emocji, Mościcki wyprostował się, poprawił mankiety od koszuli, uniósł delikatnie kąciki swoich ust i wkroczył do środka. W końcu co innego mu pozostawało? Cel. Wola. Namysł. Te trzy słowa rozbrzmiewały w jego głowie podczas całego procesu. Starał się dać z siebie, jak najwięcej. W końcu to nie mogło być aż takie trudne, prawda? Praktycznie każdy czarodziej umiał się teleportować praktycznie na zawołanie, więc z nim nie powinno być inaczej! Ignacy nawet się nie zorientował, że skończył, a już opuszczał Departament Transportu Magicznego z papierkiem potwierdzającym zdanie egzaminu.
z/t
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Teleportacja indywidualna: 14, za pierwszym razem. Teleportacja łączna: 3, 10, 8, 13, za czwartym razem. <- podaję kości, by się nie zgubiły, bo w tym poście zdana tylko teleportacja indywidualna i nieudana próba łącznej (łączna nie będzie opłacona do następnego podejścia)
Była już po egzaminach, kiedy zdecydowała się przed ogłoszeniem wakacji na naukę teleportacji. Przechodziła już przez to kilkukrotnie z cudzą pomocą, powoli się przyzwyczajała do nieprzyjemnych jej skutków - szarpnięcia, żołądka podchodzącego do gardła, utraty równowagi, zaburzeń identyfikacji kierunków, czy ogólnie szalejącego błędnika. Ale przyzwyczajenie a samodzielna próba przenosin? Nie powinna tego nawet porównywać. Zacisnęła zęby, kiedy wezwano ja po nazwisku. CWN. Cel. Wola. Namysł. Kto wymyślił ten idiotyzm? Po prostu się skup, Moe, a całą resztą zajmiesz się, kiedy już dadzą Ci papier. A czy będzie to dyplom, czy akt zgonu to już tylko Twoja rzecz. No, dalej. Cel. Skupienie. Siup. Hej, udało się! I to... Tak po prostu - wyszło. To nie mogło być takie proste, prawda? Przekonała się o tym, jak mogło to być trudne podczas drugiej części, o którą poprosiła tuż po otrzymaniu dyplomu. W pewnej chwili, na sali rozległ się obolały jęk, kiedy po swoim podejściu fragmenty opuszek palców oraz części naskórka z wnętrza dłoni zostały na ściskanym przed teleportacją rękawie urzędniczki, uparcie zostając w miejscu i nie mając zamiaru podążać za resztą ciała. Nie było dużo krwi. Był za to spory uraz. I przestroga, która po raz kolejny miała nauczyć Davies większej przezorności.
Zaledwie kilka dni po zdaniu egzaminu z teleportacji, przyszedł czas, aby sprawdzić się w umiejętności przenoszenia za pomocą magii ale nie tylko siebie, ale także inne osoby. Było to znacznie trudniejsze i mogło czasami prowadzić do poważnych konsekracji - jeżeli wykonało się to niepoprawnie - takich jak rozszczepienie ciała. Jednak Lucas wchodząc do budynki Ministerstwa Magii i wyjeżdżając windą na drugie piętro, tym razem miał dobre przeczucie. Ostatnio nie warto było tak przejmować się wynikiem egzaminu, który poszedł mu wyśmienicie, dlatego teraz stwierdził, że najwyżej podejdzie do niego ponownie. I było to bardzo dobre podejście. Od razu jak tylko przyszło mu przetransportować urzędniczkę (która swoją drogą była bardzo roztargniona, jednak nie dziwił się jej zbytnio, przy takiej pracy), skupił się na wszystkich warunkach teleportacji i kiedy był już gotowy, chwycił ją za ramię, aby po chwili znaleźli się w wyznaczonym miejscu. Uśmiechnął się szeroko, kiedy kobieta przy swoim biurku wręczyła mu zaświadczenie o zaliczeniu teleportacji łącznej. Podziękował jej i wyszedł, nadal uśmiechnięty.
//zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Teleportacja indywidualna I (płatne) - 11 II (płatne) - 9 III (płatne) - 8 IV (płatne) - 10 V (płatne) - 13 VI (płatne) - 7 VII (płatne) - 6 VIII (płatne) - 8 IX (płatne) - 14
Teleportacja łączna I (darmowe) - 11 II (płatne) - 11 III (płatne) - 12
Uznał, że to czas najwyższy. Uznał, że jeżeli ma wyciągnąć matkę z tego wszystkiego, nie mogąc korzystać z samochodów mugolskich, zdecyduje się na teleportację łączoną. Podstawy teleportacji indywidualnej miał już przećwiczone, wszak uprawnienie posiadał od dobrych paru lat, w związku z czym musiał się na kursie jedynie przyuczyć tego, jak należy teleportować się z innymi osobami, by nie spowodować rozszczepienia. A wiadomo, że jeżeli podejmuje się takiego ryzyka w dwójkę, nie powinno być żadnego błędu - zważywszy uwagę na fakt, jak bardzo niebezpieczna jest ta umiejętność. Zapewne, bez odpowiedniego treningu, nie będzie aż nadto tego używał, chociaż jeżeli nie będzie trenował, to tego już nigdy nie użyje. No cóż. Przychodził każdego dnia na poprawki ubrany w praktycznie te same ubrania. Dom już wykupił, w związku z czym codziennie budził się w jednym i tym samym miejscu - we własnym pokoju. Wreszcie nie dzielił go z nikim innym, wreszcie miał własny kąt, wreszcie mógł spać tak, jak mu po prostu będzie wygodnie; bez zbędnych osób, które wkraczałyby z butami w jego prywatność. Za każdym razem pościel snuła się po jego półnagim ciele, na które zakładał ciągle te same ubrania, wyprane i wysuszone w dość przystępny sposób. To tylko egzamin - egzamin, na który chodził co jakiś czas, byleby go poprawić, byleby się dostać do drugiej, bardziej wymagającej części. Niestety, nie szło mu to zbyt dobrze. Mimo ciągłego odbierania papierka z wynikiem negatywnym, nie poddawał się, zmuszając własne ciało do wstawania dość wcześnie. Starał się trenować, co nie zmienia faktu, iż pani niezbyt przychylnym okiem patrzyła na jego postępy i umiejętności. Dopiero za dziewiątą próbą udało mu się odpowiednio przeteleportować, w związku z czym otrzymał u pani kwitek pozwalający na przystąpienie do teleportacji łącznej. A ta... no cóż, jak się okazało, pod tym względem była u niego łatwiejsza. Wiedział, że musi uważać, ale i tak czy siak, o ile pierwsza darmowa próba się nie udała, o tyle jednak drugie płatne podejście odniosło należyty skutek, co poskutkowało otrzymaniem nowych uprawnień. Nie rozszczepił ani siebie, ani osoby, która tutaj pracowała. Mógł być z siebie dumny - z tego, co udało mu się zyskać. Teraz tylko je pielęgnować i o nich nie zapominać.
| zt
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn naprawdę długo zbierał się do podjęcia się egzaminu na teleportację zarówno indywidualną, jak i łączną. Nie od dziś wiadomo było, że ta umiejętność byłą niezbędną do funkcjonowania w społeczeństwie czarodziejskim, chyba że chciało się być mentalnym dziadem jeżdżącym samochodem, bądź co gorsza Błędnym Rycerzem. Chłopak nigdy nie uzyskał odpowiedzi na odwieczne pytanie – dokąd jadą te staruchy tym magicznym autobusem? Ten, kto poznał odpowiedź, powinien dostać jebany Order Merlina czy posadę Ministra Magii. Pojawiwszy się w samej instytucji ministerstwa, Reed chwile poświęcił na zwiedzanie – poniekąd związane to było z tym, że nie miał absolutnego pojęcia gdzie miał szukać tego cholernego Departamentu, gdzie urzędnicy mieli obserwować czy w odpowiedniej prędkości kręci się jak debil w miejscu i przy okazji się nie rozczłonkuje. Gdy zmęczył się już nieustannymi nagabywaczami przekonujących go do wykupienia gazetki, będącej konkurencją dla Proroka Codziennego, który według wielu, był narzędziem propagandowym, zapytał jakiegoś faceta, co ubrany był bardziej dziwacznie od innych, czyli bardziej czarodziejsko. Przezabawnym faktem dla bruneta było to, jak bardzo czystokrwiści starali się zachować swoją autentyczność ubierając się jak debile, albo jakby wyszli wprost z cyrku, jeśli akurat musieli „wtopić” się w tłum i ubrać się po mugolsku. Departament transportu magicznego znajdował się na drugim piętrze tam też się udał i zgłosił do egzaminu. Oczywiście z początku dostał gadkę o Celu, Woli, Namyśle. Reed olał to kompletnie, bardzo bagatelizując tą wstawkę, za co zapłacił przy pierwszej próbie – jego noga została na poprzednim miejscu, co poskutkowało upadkiem i upokorzeniem. W następnym podejściu bardziej się skupił i wystarczyło to do zdania indywidualnej, ale nie mógłby podejść do łącznej, więc powtórzył i już za trzecim razem udało mu się idealnie. Do indywidualnej podszedł już z większym spokojem i skupieniem, powoli rozumiejąc na czym to polegało. Za pierwszym razem udało mu się śpiewająco i mógł opuścić ministerstwo ze świstkiem udowadniającym zdanie obu teleportacji.
| zt
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dla amerykańskich nastolatek szesnaste urodziny są tymi wyjątkowymi. Wielka impreza, drogie sukienki i jeszcze droższe prezenty. A wśród nich te najbardziej wymarzone, czyli pierwsze auto. Julia nie była amerykanką ani nie potrzebowała auta. Była w końcu czarodziejką, ale czarodzieje również muszą się jakoś przemieszczać. Brooks skończyła niedawno siedemnaście lat, a to oznaczało, że może w końcu wziąć udział w egzaminie na teleportację. Choć z tego, co opowiadali jej starsi znajomi, miała to być jedynie formalność, to Julia nieco się stresowała, co objawiało się nerwowym żuciem gumy. Kiedy przyszła pora na nią, myślała, że serce wyskoczy jej z piersi, a na żołądku zacisnęła jej zimna lodowa klamra strachu. Pierwsze emocje jednak opadły i dziewczyna znalazła w sobie siłę, aby się skoncentrować i dać z siebie wszystko. I to wystarczyło. Fakt, nie było idealnie, ale wystarczająco dobrze, aby zdać.
TELEPORTACJA ŁĄCZNA Próba nr. 1 [darmowa] - Nieudana 4, 1, 1 Próba nr. 2 [płatna] - Nieudana 4, 4, 1 Próba nr. 3 [płatna] - Udana 6, 5, 6
Retrospekcja - LUTY 2020 Niecałe dwa miesiące po pomyślnym zdaniu egzaminu z teleportacji indywidualnej, Ignacy zdecydował się przystąpić do nieco trudniejszej wersji testu, która miała mu umożliwić przemieszczanie w przestrzeni nie tylko siebie samego, ale także osoby towarzyszącej. Tym razem znalezienie odpowiedniej sali okazało się dużo prostsze niż podczas poprzedniej wizyty w Ministerstwie Magii. Nie musiał już krążyć po łudząco do siebie podobnych korytarzach i prosić sekretarek o pomoc w dotarciu do odpowiedniego miejsca. Zamiast tego przybył pod salę egzaminacyjną dobrą godzinę przed umówionym terminem i z nudów zaczął czytać powieść, którą przytargał ze sobą. Uznał, że będzie to dobry sposób na zajęcie czymś myśli. Był wprawdzie w pełni świadomy tego, że teleportacja łączna była dużo bardziej zaawansowaną formą magicznego podróżowania niż typ, który pozwalał na przenoszenie tylko jednej osoby, jednak starał się nie podawać w wątpliwość własnych umiejętności chwilę przed wejściem na salę. Jeszcze przyniosłoby mu to pecha. A przecież to spokój był najważniejszy, ponieważ był kluczem do sukcesu, prawda? Gdy nadeszła jego kolej, Puchon przekroczył pewnie próg sali i uśmiechnął się pogodnie do nieco zestresowanej urzędniczki, jakby mógł w ten sposób poprawić jej jakoś humor. Czy było to możliwe? Nie miał pojęcia, biorąc pod uwagę długą kolejkę młodych czarodziejów i czarownic na korytarzu. Wiedział za to, że im szybciej się z tym uwiną, tym lepiej dla nich obojga.
z/t
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Przyszedł taki czas, że nawet on musiał w końcu ruszyć dupę, żeby zabrać się za teleportację. Nie było to dla niego łatwe, bo zawsze zastanawiał się, co będzie, jeśli przyszłość postanowi sobie wypić z nim herbatkę akurat wtedy, gdy będzie przemieszczał się z jednego miejsca w drugie, ale dłużej nie mógł po prostu sprawy olewać. Skoro miał teraz mieszkać poza zamkiem, wypadało chyba jednak móc się do niego dostać bez problemu? Tak więc stawił się we właściwym Departamencie, nie robiąc sobie co prawda zbyt wielkich nadziei, ale też nie rozpaczając z tego powodu, czy coś podobnego. Ot, po prostu przyjął, że albo się uda, albo nie i będzie trzeba brać się do zabawy od nowa, co było całkiem dobrym rozwiązaniem. Skinął głową na powitanie, niczego więcej w sumie nie potrzebując, a kiedy kazali brać mu się do dzieła, o mało nie wywrócił oczami. Po to w końcu tu był. Ostatecznie okazało się to banalnie proste. Trafił dokładnie tam, gdzie chciał i wrócił bez najmniejszych nawet problemów. Cel, wola i namysł wyraźnie były w jego wypadku w pełni gotowe do działania, czy coś tam, więc kiedy został zapytany, czy chce spróbować również z teleportacją łączną, jedynie wzruszył ramionami i skinął głową na to, że czemu nie. To było już zdecydowanie trudniejsze i tak jak podejrzewał, nie był w stanie przenieść siebie wraz z towarzyszką, więc pozostawało mu się z tym faktem pogodzić. Najważniejsze i tak było to, że sam mógł teraz skakać dowolnie pomiędzy lokacjami, co zdecydowanie będzie ułatwiało mu życie, co do tego nie miał najmniejszych nawet wątpliwości i był z tego powodu zadowolony. Ponieważ nie miał tutaj nic więcej do roboty, po prostu opuścił Ministerstwo.
//zt
______________________
Never love
a wild thing
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Oh jak długo czekał, żeby wreszcie móc się teleportować. Większość jego znajomych zdała egzamin jeszcze w szóstej klasie, w ramach kursu organizowanego w szkole. On jednak miał tego pecha, że urodził się w wakacje, a nie mógł przystąpić do egzaminu zanim nie skończył siedemnastu lat. Była to więc pierwsza rzecz, jaką Nikola zrobił po powrocie z Luizjany - udał się do Ministerstwa Magii, gotów wyznaczyć termin szkolenia. Kurs dłużył mu się niemiłosiernie, godziny spędzone na ćwiczeniach zdawały się trwać wieki, a urzędnicy, którzy mieli za zadanie nauczyć ich teleportacji, najwidoczniej pozbawieni byli poczucia humoru, nie bawiły ich bowiem żarty czy wygłupy puchona. Niko pocieszał się jedynie myślą, że każdy dzień przybliża go do upragnionego egzaminu. W myślach wyobrażał sobie już, jak pierwszego września aportuje się na peron 9 i 3/4. Ostatnie dni wakacji minęły i nadszedł wreszcie czas, by przetestować w praktyce nabyte zdolności. Niespełna kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, Nikola wraz z grupka kilku innych śmiałków stawił się w Londynie, w siedzibie Ministerstwa, czekając niecierpliwie na swoją kolej. Co jakiś czas z sali egzaminacyjnej wychylał się szczupły czarodziej w za dużym na niego, szarym garniturze, wywołując po nazwisku kolejne osoby. Gdy wreszcie w korytarzu rozległ się donośny głos "Brandon Nikola!" chłopak wstał i niemalże podbiegł do egzaminatora. Był w wyśmienitym humorze, czego natomiast nie można było powiedzieć o starszym czarodzieju. Jego gburowata, wychudzona mina nie zniechęciła jednak siedemnastolatka, który teleportował się w wyznaczone miejsce jeszcze zanim egzaminator doliczył do trzech. Posłał mężczyźnie przepraszający uśmiech, czując jak policzki mu płoną. Egzaminator zacisnął usta, aż zamieniły się one w cienką linię, zmierzył chłopaka groźnym spojrzeniem, ale wręczył mu ostatecznie kwitek z ogromnym napisem "ZDANE". Rozradowany, blondyn niemalże wyfrunął z sali, zanim wyszedł, Nikola dostrzegł jednak, że czarodziej notuje coś w kajecie, łypiąc na puchona spode łba. Brandon odniósł dziwne wrażenie, że kolejny egzamin w Ministerstwie Magii może już nie pójść mu tak łatwo...
Arariel Whitelight
Wiek : 39
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 189cm
C. szczególne : Przeszywające błękitne oczy, zadbany zarost, zapach pieprzu, paczuli i bergamoty. Sygnet rodowy na małym palcu.
Typowo jak na siebie - podchodził do egzaminu ze spokojem, choć musiał przyznać, że niemalże namacalnie czuł oddech ojca na karku. Jego chłodne kalkulacje - w końcu - wyliczyły, że tym razem egzamin na teleportację powinien pójść bezproblemowo. Poprzednie dwa podejścia oblał - choć nie była to dla niego żadna niespodzianka, w końcu spodziewał się tego. Jednak rodzina naciskała - więc musiał do nich podejść, za każdym razem wychodząc z sali z myślą "A nie mówiłem?", kiedy po raz kolejny nie otrzymywał licencji. Wtedy jeszcze nie był gotowy - teraz natomiast, z pełnym przekonaniem stanął w wyznaczonym miejscu. Zdawkowym gestem poprawiając marynarkę - przeskoczył w przestrzeni, dokładnie na miejsce, które zostało do tego wyznaczone. Nie uśmiechnął się, ani nie ucieszył - w końcu dokładnie po to tutaj przyszedł. Z szacunkiem podziękował egzaminatorowi, odbierając swoją licencję.
Teleportacja łączna Retrospekcja, rok 2002 Kostki: 15
Niedługo po zdaniu teleportacji indywidualnej, sam doszedł do wniosku, że umiejętność teleportacji łącznej będzie równie przydatna. Zwłaszcza, jeśli zamierzał podjąć się pracy aurora - choć wierzył, że wszyscy partnerzy z którymi przyszłoby mu pracować posiadali umiejętność aportacji, tak ewentualni postronni ludzie już niekoniecznie. Myślał przyszłościowo - dlatego znów, z tak naturalnym spokojem i pełnym opanowania krokiem wszedł na salę egzaminacyjną. Po dżentelmeńsku zaproponował swoje ramię kobiecie, z którą miał się dziś teleportować, rzucając do niej kilka uspokajających słów - widział, że jest zdenerwowana. Kiedy ujęła jego ramię, czuł jak drżała - pozwolił więc sobie nawet na pokrzepiający uśmiech, który widocznie zadziałał. Sama teleportacja poszła bezbłędnie - kłaniając się jeszcze kobiecie, odebrał swoją licencję.
Z tematu
Reginald von Berger
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : przenikliwe, świdrujące spojrzenie
Cel, wola, namysł – jakie to oczywiste. Rozszczepienie? Tylko kompletni ignoranci i panikarze przejmują się takimi bzdurami, a on nie należał ani do jednych, ani do drugich. Do egzaminu przygotowywał się sumiennie, przeczytawszy kilka zaawansowanych podręczników na temat najszybszego i najlepszego środka transportu w magicznym świecie, jakim była teleportacja. Był pewien, że da sobie radę – jak ze wszystkim. W końcu dla tak zdolnego czarodzieja jak on nie ma rzeczy niemożliwych. Z takim właśnie przekonaniem przyszedł do sali egzaminacyjnej w wyznaczonym terminie, by dać popis swoich umiejętności przed starszym, wymuskanym mężczyzną, który uśmiechnął się życzliwie, popatrzywszy na niego znad okularów. No i cóż nie udało się – tym razem nie miał szczęścia. Podobnie było za drugim razem – no cóż ta zbytnia pewność siebie kiedyś go zgubi. Co z tego, że był obkuty w teorii, skoro w praktyce było dużo gorzej, bo nie potrafił się należycie skupić i musiał bardziej się przyłożyć, by móc się skoncentrować na zadaniu. Za trzecim razem też nie wyszło mu idealnie, ale egzaminator w końcu machnął ręką i zaliczył mu ten kurs, mając już dość jego aroganckiego podejścia.
KOŚCI: Pierwsze podejście – 6,1,1 Drugie podejście – 2,4,1 Trzecie podejście – 3,4,5 – brawo ja XD
Ostatnio zmieniony przez Reginald von Berger dnia Pią Paź 02 2020, 20:07, w całości zmieniany 1 raz
W kominku zamku Forbesów trzasnęły zielone iskry. Kamienny gobelin, wieńczący gzyms kominka, ze wstrętem zasłonił oczy przed jaskrawym blaskiem. Rodzina Armstrongów w komplecie wyłoniła się z dymu. Pan Armstrong zdjął Pani Armstrong płaszcz, a Arleigh machnęła różdżką na potworka, który natychmiast zeskoczył z kominka i wyciągnął z paleniska jej szkolne kufry. - To ja lecę na zewnątrz, buzi, pa! - Pożegnała się natychmiast z rodzicami, cmoknęła ojca i matkę w policzki i ruszyła w stronę holu wejściowego. - Ale Arli, kochanie, dokąd ty tak pędzisz? Zjedz chociaż coś z nami! - Zawołała za nią mama. - Nie mogę, idę ćwiczyć! Mam za tydzień egzamin z teleportacji! - Krzyknęła jeszcze przez ramię, wybiegła z dolnego salonu i trzasnęła drzwiami wyjściowymi. Rodzice i kamienne gobeliny zgodnie pokręcili głowami z niedowierzaniem. - Ma ten upór po tobie. - Rzucił rozbawiony papa Armstrong, całując małżonkę w czoło.
***
Budynki ministerstwa zawsze napawały ją raczej ponurym nastrojem - bo jak inaczej można się czuć w miejscu, w którym każdą wolną przestrzeń na ścianie wypełniają albo czarne kafelki, albo brunatna boazeria? Pokój, do którego weszła, wpisywał się w ten odpychający, architektoniczno-dekoratorski nurt, co natomiast działało na jego korzyść, to fakt, że nie był wypełniony tymi okropnymi meblami, jakie zagracały wiele tutejszych gabinetów. Pojedyncze biurko i pojedynczy czarodziej zasiadający za nim niknęli w tej przepastnej sali. Na podłodze zobaczyła znajome już symbole, oznaczające miejsce aportacji i deportacji. Podeszła do biurka egzaminatora, okazała różdżkę, następnie ukłoniła się lekko i ustawiła na miejscu. - Panienko, nie to kółko. Obok, proszę. - Uśmiech egzaminatora i jego dobrotliwy ton zwalczyły chociaż częściowo panikę, jaka ją ogarnęła. Z przepraszającym uśmiechem przeszła kilka kroków w prawo, tym razem na dobrą pozycję startową. Dałaby sobie rękę uciąć, że w Hogwarcie te okręgi były ułożone odwrotnie. - No to zaczynajmy, kiedy będzie pani gotowa. Proszę pamiętać, Cel, Wola, Na... Oh - Nie pozwoliła mu dokończyć, rozluźniła kolana, przymknęła oczy, pozwoliła sobie opaść, myśląc tylko o znajdujący się obok celu... Trzasnęło, świsnęło, zakotłowało się, i już była tam, gdzie powinna. Egzaminator zaklaskał energicznie, uśmiechając się szeroko. - Bardzo ładnie, bardzo sprawnie. A teraz z powrotem i już pani więcej nie będę męczył! - Uśmiechnął się szeroko i poprawił okulary, odchylając się wygodnie w fotelu. - Tak jest! - Zasalutowała żartobliwie, zerknęła na poprzedni cel, wysiliła wolę, namyśliła się, rozluźniła ciało i... - Brawo, bardzo płynnie! Pewnie Pani z Ravenclawu albo Gryffindoru, hm? - Czarodziej uścisnął jej rękę i oddał różdżkę, a następnie samonotującym piórem wypełnił pergaminowy dyplom, który jeszcze tego samego dnia zawisł nad łóżkiem Arleigh, na całkiem honorowym miejscu, pomiędzy plakatami Fatalnych Jędz i Wędrowcami z Wigtown.
Te same czarno-brunatne ściany, ten sam korytarz, chyba nawet ten sam gabinet - chociaż minęło już prawie pół roku od zdawania egzaminu na teleportację, Arleigh błyskawicznie rozpoznała piętro znajomego departamentu. Siedziała grzecznie pod drzwiami już dłuższą chwilę, bo jak zwykle była trochę za wcześnie. W którymś momencie, długim korytarzem zaczęło się nieść echo szybkich i delikatnie stawianych kroków. - Panna Armstrong, proszę ze mną, pójdziemy do sali obok, tej jeszcze... Nie posprzątali. - Czarownica, która stanęła nagle przed nią wyglądała na równie skonfudowaną i wystraszoną swoimi słowami, co Arli. Momentalnie cała pewność siebie uleciała z niej niczym gnębiwtryski uciekające przed reporterami Żonglera. Już zapomniała, jak dobrze poszedł jej pierwszy egzamin. Już nie była pewna, czy jej codzienne teleportowanie się z sypialni do lodówki i z powrotem jest oby na pewno takie płynne. Zapomniała nawet o tym, jak ćwiczyła wspólne skoki z matką. Po prostu, zwątpiła. Jak to kurwa nie posprzątali? - Zastanawiała się, tuptając grzecznie za czerownicą. Weszły do sali znajdującej się w sąsiadującym korytarzu, a jednak całkiem podobnej do poprzedniej. Przez myśli Arli przeszła jeszcze myśl Ile oni tu mają takich creepy, pustych sal?, ale nie zdążyła sobie na nią odpowiedzieć. Egzaminatorka zamknęła drzwi, poprosiła ją o okazanie różdżki i stanęła naprzeciwko niej. - Tak z ciekawości, jak pani poszedł pierwszy egzamin? - Zapytała, uśmiechając się niepewnie i poprawiając dłonią włosy. Wyglądała na naprawdę... Zestresowaną? No, to jesteśmy w tym dwie. - Wy... Wybitnie? - Uśmiechnęła się szczerze, chociaż nieco niepewnie. Miała wrażenie, że ramiona egzaminatorki opadły nieco, a jej oddech stał się jakby pełniejszy. - No dobrze, to zaczynajmy. Zna pani procedurę? Jak przy indywidualnej, robimy skok do miejsca docelowego, następnie wracamy. Okręgi są oczywiście odpowiednio większe. Proszę pamiętać, że tutaj nie chodzi już tylko o Cel, Wolę i Namysł, ale także o autentyczną, świadomą chęć przebycia tej podróży z pasażerem lub pasażerami. Proszę po prostu, w całym swoim procesie decyzyjnym, nie zapominać, że się tak wyrażę, o mnie. - Kobieta wyrecytowała formułkę jakby z pamięci i uniosła ramię, czekając na chwyt Arleigh. Delikatnie, jak tylko mogła, chwyciła egzaminatorkę za przedramię. Wyczuwała dłonią jej puls. Przymknęła oczy. Cel, Wola, Namysł, Pani egzaminator... Trzasnęło, świsnęło, zakotłowało się. Dwa razy. I za każdym razem, celnie i bezpiecznie.
Dyplom z teleportacji łącznej zawisł tym razem w gabinecie dumnego taty, na całkiem honorowym miejscu, pomiędzy plakatami Davida Bowiego i Manchester City.
z|t
Merlin Villeneuve
Wiek : 40
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wysportowana sylwetka, pogodne spojrzenie, kanadyjski akcent
Przyszło mu zdawać egzamin teleportacji indywidualnej i łącznej. Połączył oba te egzaminy, by mieć łatwiej to jakoś powiązać w czasie. Najpierw zda indywidualny, później łączny. Normalka, prawda? To nie mogło być nic trudnego. Wyszedł z ciemnego korytarza i udał się za resztą grupy, która również miała za cel dzisiaj zdać egzamin i móc pojawiać się niemalże w każdym miejscu, w jakim się kiedyś było. Do jakiejś odległości, inaczej świstokliki nie miałyby sensu, prawda? No. Gdy przyszła jego kolej, zaczęliśmy od indywidualnej. Zaczęto mu tłumaczyć o trzech czynnikach, za którymi odpowiadała cała mechanika teleportacji. Słuchał uważnie, jednocześnie sortując wiadomości, wybierając tylko te najważniejsze. Możliwe, że gdzieś po drodze popełnił błąd, bo sama teleportacja nie była wyjątkowo idealna. Była po prostu okej, taka na styk do zdania. Następnie przyszło mu zdawać łączną, która faktycznie była dużo cięższa. Udało mu się dopiero za czwartym razem, tak, że każdy egzaminator był zadowolony z efektów. Merlin wyszedł, trzymając między palcami pergamin udowadniający zdanie egzaminu.
| zt
Kości: Indywidualna: 2,4,4 Łączna: cztery poprawki, ostatecznie dobra:6,4,3
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
INDYWIDUALNA 11 10 14 ŁĄCZNA 9 14 Po wielu miesiącach postanowiła nieco ogarnąć swoje sprawy. Jej kariera układała się świetnie, w szkole dawała sobie radę i nawet po drodze została specjalistką od deratyzacji i holokaustu latających stworzeń. Do tej palety sukcesów postanowiła dołożyć kolejną jasną plamkę. Postanowiła wziąć się za teleportację. Już od dłuższego czasu mogła się teleportować indywidualnie, zrobiła nawet prawko na magiczne pojazdy, ale uznała, że do listy certyfikatów powinien dołączyć ten najtrudniejszy - teleportacji łącznej. Wiązało się to nestety z poprawianiem egzaminu podstawowego, który poszedł jej znośnie, ale nie wystarczająco dobrze, by móc się ubiegać o certyfikat, na którym jej zależało. Odpuściła więc sobie kilka gównianych lekcji pokroju wróżbiarstwa, zaszyła się w pokoju mugolskim i siadła nad książkami. Po wielu próbach udało jej się osiągnąć wysoki wyniki i przystąpić do egzaminu z teleportacji łącznej. I niestety, uwaliła. Nie zniechęcona tą porażką, cały najblższy tydzień zakuwała i wróciła do departamentu. Tym razem jej praca nie poszła na marne i Julka mogła się pochwalić umiejętnością teleportacji z ziomkami.
/zt
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Bycie zależnym od dobroci innych, złośliwego świstoklika lub brudzącego wszystko proszku Fiuu wzbudziło w puchonce chęć zdania kursu na teleportacje. Potrzebowała dużej dozy swobody i możliwości samodzielnego poruszania się w odleglejsze miejsca. Spacery i wycieczki na terenach zamkowych i okolicy powoli ją nudziły, przez tyle lat w szkole zdołała zobaczyć większość ciekawych miejsc, a przynajmniej tak się jej wydawało. Marząc o samodzielnej podróży do Doliny Godryka czy do innego miasta, za granicę, obojętne, byleby chociaż na chwilę uwolnić się od uczucia zamknięcia w murach Hogwartu. Przygotowania trwały długo, bardzo bała się rozszczepienia i możliwości śmierci przy próbie teleportacji. Potrzebowała kilkudziesięciu dni, spędzonych praktycznie tylko na kręceniu się dookoła własnej osi i cichej prośbie, by znalazła się te kilka metrów dalej. Jej lękliwa natura utrudniała zapanowanie nad drugą zasadą teleportacji, wolą. Ciągłe napięcie i podświadoma niechęć blokowały ją, a rozluźnienie przyszło po ciężkiej batalii stoczonej w umyśle. Oddawszy się losowi, wykonała swoją pierwszą udaną teleportację, później kolejną i jeszcze jedną. Ćwiczyła jeszcze kilka dni, by upewnić się, że wszystko robi w porządku i ze ściśniętym sercem stawiła się w departamencie transportu magicznego. Widząc wielką salę cała pobladła i momentalnie zatęskniła za szkolnym kursem. Zdawanie na oczach tylu ludzi było dla niej szokujące, podeszła do egzaminatora na galaretowatych nogach i okazała potwierdzenie zdania szkolnego kursu. Otrzymawszy pozwolenie na pokazanie swoich zdolności, stanęła we wskazanym miejsce i zamknęła oczy, łącząc ręce z przodu, by choć trochę przestały się trząść. Postarała się skupić na trzech zasadach, celu, woli i namyśle. Jej cel był bardzo blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Wzięła kilka głębszych oddechów, wyobraziła sobie miejsce teleportacji i delikatnie przekręciła. Uczucie teleportacji uderzyło w jej żołądek, powodując szybkie otwarcie oczu i powstrzymany odruch wymiotny. Energicznie spojrzała w miejsce, gdzie przed chwilą stała, patrząc czy nie zostawiła tam ręki albo nogi. Zamrugała i przeniosła wzrok na egzaminatora, który pogratulował jej wzorowego zdania egzaminu. Puchonka niemalże podbiegła do stanowiska, przebierając nogami poczekała na wypisywany dokument i cała szczęśliwa wybiegła z sali, śmiejąc się niczym obłąkana.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Euforia po zdaniu teleportacji indywidualnej zachęciła ją do zdania kursu na teleportację łączną. Była to sztuka o wiele trudniejsza i niosła ryzyko zrobienia krzywdy innych osobom, jednak skoro poszło jej tak dobrze...warto było spróbować. Kolejny kurs szkolny, kolejne setki nieudanych prób. Manekiny, na których kazano jej ćwiczyć, traciły ręce, nogi, głowy, studząc zapał Mae do dalszej nauki. Pomimo przeciwności nie poddała się, pamiętając, ile wysiłku musiała włożyć w teleportację indywidualną. Musiała sobie odpuścić ćwiczenia ze względu na wakacje, ale dwóch miesiącach powróciła ze zdwojonymi siłami. Manekiny coraz częściej pojawiały się w całości, co dawało jej nadzieję. Gdy kilka dni pod rząd wszystkie próby zakończyły się sukcesem, pozwolono jej udać się na zdanie oficjalnego egzaminu. Wchodząc do departamentu transportu magicznego, ponownie ogarnęła ją wielka trema. Tym razem zdawała u kobiety i...to ją miała przeteleportować. Usłyszawszy to, trudno było powiedzieć, kto był bardziej przerażony: Mae czy urzędniczka. Przypominając sobie poprzedni egzamin, wzięła kilka oddechów i spróbowała rozluźnić swoje ciało i oczyścić myśli. Powtarzała sobie, że wszystko będzie w porządku, ponownie ma do pokonania małą odległość, więc nic złego nie może się stać. Wyobraziła sobie swój cel, złapała za rękę egzaminatorkę i lekko się przekręciła. Po otworzeniu oczu i ocenie sytuacji odetchnęłą z ulgą, widząc siebie i kobietę całą, zdrową i steleportowaną. Egzaminatorka pokręciła głową z niedowierzaniem i stwierdziła, że minęło bardzo dużo czasu od ostatniej osoby, która zdała za pierwszym razem. Puchonka po chwili wyszła z sali ściskając dyplom, czerwona na twarzy jak burak. Sama również nie dowierzała, że się udało. Może nie było aż taką ofermą, za jaką się uważała?
Darcy A. R. Kidrow
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Oba ramiona wypełnione tatuażami magicznymi. Niektóre z nich przy dotknięciu palcami zaczynają się poruszać, niezbyt mocne piegi
Teleportacja Indywidualna - 3 próby [9, 11, 15] - Wydane galeony: 10G Rok 2013
Bardzo dobrze zapamiętała ten moment, kiedy uczyła się teleportacji. Zależało jej na tym. Zależało jej w szczególności na matce, która teraz musiała sobie radzić praktycznie sama. Darcy, niczym “wzorowa córka”, chciała pomagać jej w każdym dowolnym momencie. Zrobić puff poza murami szkoły i znaleźć się zaraz obok swojej matki, albo drzwi mieszkania. To chyba właśnie była jej największa motywacja - pomóc. Dlatego wtedy przyszła. “Widziała” w głowie zasadę ce-wu-en. Wryta jak mantra do jej głowy, Darcy obserwowała tylko drzwi… aż nie zostanie sama wywołana przez egzaminatora. W końcu to się stało, a ona poprawiając kołnierz miętolonej w palcach koszuli zaczęła iść do pomieszczenia. Bardzo “proste” zadanie. Tak jej się wydawało, kiedy egzaminator powiedział jej na wszelki wypadek na czym się skupić. Ale zjadł ją stres. Cholerny stres zjadł Puchonkę, która zaraz teleportowała się w nie zaznaczonym miejscu. Daleko od niego. Zagryzła dolną wargę. To tak nie miało być. Przepadło. Musiała przyjść następnego dnia. Następnego dnia było już lepiej. Dziewczyna jednak zapomniała o jednym ważnym elemencie - namyśle. Przez to, mimo, że była we wskazanym miejscu - zgubiła swojego buta. Dopiero za trzecim razem udało jej się zaliczyć. Ile to szczęścia w niej wywołało. Naprawdę. Z sali wyszła “bardziej zadowolona” niż się zdawało. Chociaż i tak zamierzała jeszcze ćwiczyć.
Było coraz gorzej z matką. Ponownie - co zamierzała zrobić Darcy? Poprawić jej i swój komfort życia. A w jaki sposób? Oczywiście idąc na zajęcia z teleportacji łącznej. Tego jej brakowało - móc podróżować z matką w różne miejsca, starać się podtrzymywać ją na duchu. Zrobiła to dopiero rok później. Chciała jeszcze ją w swoim życiu mieć.’ Egzaminatorem okazał się ten sam co rok temu. Z uśmiechem wspominał próbę z zaginionym butem. Chociaż sam nie wiedział już dokładniej jak to wyglądało. Ona też już zapomniała. Teraz to miało wyglądać, że będzie sobie radziła z nim. Chciała, aby… aby to wyglądało łatwiej. Ale zdecydowanie było trudniejsze. W głowie nadal miała sytuację, że nie chciałaby rozczłonkować się wraz z najważniejszą jej osobą w życiu. Przez to płaciła bardzo dużą ilością niepowodzeń na egzaminie. Dopiero za ostatnim razem zaczęła mniej drżeć, patrzeć na to bardziej światłym okiem. Ilekroć miała się teleportować po prostu… wyobrażała sobie to jako obraz. Który wypełnił się miejscem do którego miała się udawać. Aż pewnego momentu po prostu to podziałało. Samo z siebie. Widziała jak się przeniosła, lekkie szarpnięcie. I po chwili? Po chwili stała już w miejscu. Usta wykrzywiły się mdło w uśmiechu. Chciało się jej rzygać… Ale zaliczyła. Tak, zaliczyła egzamin.
Teleportacja indywidualna 11 IX 2014, Londyn 5, 6, 3
Czekałem na ten dzień z niecierpliwością, mając wrażenie, że to nie do swoich urodzin skreślam kartki w kalendarzu, a właśnie do tego dnia po, na którego wyznaczona została dla mnie data egzaminu. Serce rwało mi się ku tym nowym możliwościom, do poczucia wolności, jakie dać może skakanie z miejsca w miejsce, już podczas kursów przygotowujących zakochując się zupełnie w tym subtelnym fikołku, w jaki szarpnięty został mój żołądek. Nie wątpiłem ani odrobinę w swoje możliwości, wierząc w swoją koncentrację trenowaną latami przy próbach opanowania metamorfomagii i niewątpliwie czując wolę opanowania tej umiejętności w ściskanej ekscytacją sercu. Palce same układały mi się ku rytmicznym pstrykaniom, gdy właśnie w opuszkach kumulował się cały mój stres, mając wrażenie, że po każdym wyraźnym pstryk ucieka ze mnie choć część niepokoju, umożliwiając mi to pewne wejście do sali egzaminacyjnej, by przywitać się z czekającym tam egzaminatorem zdecydowanie zbyt entuzjastycznym, bo niemal teatralnym "Dzień dobry!". Mogłoby się wydawać, że emocje mną zawładnęły, że radość myśli, że to "już teraz", przysłania mi chłodne skupienie, a jednak nieco na przekór kreuję tą swoją pewność siebie, metamorfomagią dodając sobie kilku centymetrów wzrostu, nadymając mięśnie magią, by przetestować samego siebie, chcąc sprawdzić czy poradzę sobie nie tylko w sytuacji stresowej, ale i z dodatkowym utrudnieniem konieczności utrzymania koncentracji nad nie do końca "swoim" ciałem. Potrzebuję tego wyzwania, podniesienia poprzeczki, by poczuć, że naprawdę zasłużyłem na oficjalność tego dyplomu, chcąc chwalić się nim rodzinie ze świadomością, że nie stracę kończyny, gdy spontanicznie rzucę się do teleportacji, pragnąc czuć się równie pewnie, niezależnie od tego, czy skaczę będąc sobą, czy odgrywając rolę ruskiego mięśniaka lub drobniutkiej kokietki. I choć sam poczułem różnicę, tak jednak egzaminator zdawał się nie dostrzec tego drobnego zachwiania, które sam wyczułem, lądując na wyznaczonym dla mnie do teleportacji miejscu, bo już za chwilę, wychodząc z budynku, mogłem pełnoprawnie teleportować się wprost przed wybrany przez siebie do celebracji bar. [zt]
W końcu nastaje ten dzień... kiedy mam zdawać egzamin z teleportacji. Oczywiście najpierw uczęszczam na cały kurs, w którym dowiaduję się jak ważne są cel, wola i namysł. Prawdę mówiąc w momencie kiedy zaczynają opowiadać jak to bardzo trzeba się skupić, namyślić i co strasznego może się stać, jeśli coś mi nie wyjdzie... przez chwilę mam ochotę to wszystko rzucić i stwierdzić, że do końca życia mogę przecież używać miotły, ewentualnie załatwiać sobie świstoklika, po co komu taki sprawny sposób transportu jakim jest teleportowanie się? Szczególnie przeraża mnie możliwość rozczepienia, ledwo jestem w stanie patrzeć, kiedy jeden z uczestników kursu to robi - noga odłączona od reszty ciała wygląda strasznie, podobnie jak chłopak, który drze się w niebogłosy, nawet nie wiadomo, czy to go boli czy może jest w takim szoku. Co prawda składają go dosyć szybko i na następnych zajęciach znowu z nami jest, ale wolę nie wyobrażać sobie sytuacji, kiedy coś takiego mogłoby się mi przytrafić na kompletnym odludziu. Ile czasu musiałabym czekać aż ktoś mnie znajdzie i czy w ogóle byłoby jeszcze co zbierać? Jednak prowadzący przekonują mnie, że na pewno nie dostanę licencji jeśli będą mieli jakiekolwiek wątpliwości, że jeszcze dostatecznie nie opanowałam tej umiejętności - dlatego postanawiam im zaufać, chociaż raczej nie jestem szczęśliwa z perspektywy podchodzenia od egzaminu milion razy. Na egzaminie jednak wcale nie jest tak źle, ba! jest nawet bardzo dobrze, po otrzymuję wynik pozytywny już po pierwszym podejściu, w co niespecjalnie mogę uwierzyć, biorąc pod uwagę na co się nastawiałam. Egzaminator twierdzi, że nie jest idealnie, ale wystarczająco (odrobinę mnie to nie pokoi...) i umiem wszystko na tyle dobrze, że mogę ćwiczyć już w życiu codziennym... Prawda jest taka, że ciągle mam problemy z ostatnim elementem, czyli namysłem, nie przychodzi mi to tak intuicyjnie jak powinno i w momencie, kiedy obracam się, żeby osunąć się w nicość i pojawić się w całkiem innym miejscu, czasem się rozpraszam i zaczynam od nowa. Ale jak widać nie na egzaminie, więc dostaję odpowiedni papierek i mogę iść się próbować rozczepić w bardziej niebezpiecznych warunkach. Nie mogę się doczekać.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Dzień egzaminu ustalony został na ostatni tydzień grudnia. Tuż po siedemnastych urodzinach dziewczyny. Denerwowała się okropnie wiedząc, że oczekuje się od niej perfekcji i zaliczenia testu za pierwszym podejściem. Normalnie taka presja by ją tylko jeszcze bardziej zmotywowała, jednak Irv bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że nie jest to jej najmocniejsza strona. Podczas lekcji teleportacji zdarzyło jej się rozszczepić kilka razy, chociaż na szczęście nigdy poważnie. We francuskim Ministerstwie pojawiła się idealnie w czas i od razu została zaproszona do ogromnej, szklanej sali egzaminacyjnej. Spokojnie dopełniła wszelkich formalności i przystąpiła do samodzielnej teleportacji. Niestety z marnym skutkiem. Zupełnie nie trafiła w cel, który został zaznaczony i podziękowano jej praktycznie natychmiast. Była zła i rozczarowana, ale nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Kilka dni później stawiła się na poprawce, którą niestety także oblała. Determinacja nie pozwalała jej zapomnieć o temacie i w końcu, w połowie stycznia, gdy po raz czwarty przekroczyła próg Ministerstwa Magii, miało jej się powieść. Znów wysłuchała instrukcji udzielanej jej przez tę samą panią egzaminator, która miała przyjemność oceniać ją podczas pierwszej z prób. Kobieta uśmiechała się zachęcająco do rudowłosej nastolatki i wskazała cel jej dzisiejszego egzaminu. Irvette zamknęła na chwilę oczy, by móc w pełni skupić się na tym, co musi zrobić. Cel, Wola, Namysł.. Powtórzyła w głowie, a następnie przystąpiła do teleportacji. Uśmiechnęła się szeroko i naturalnie zarumieniła, gdy okazało się, że wylądowała dokładnie tam, gdzie powinna i to w dodatku bez żadnego uszczerbku czy ubytku. Egzaminatorka pogratulowała dziewczynie i po krótkiej wymianie uprzejmości, Irvette mogła już wrócić do domu zadowolona, że w końcu dopełniła swego.
Musiała odczekać. Nie chciała od razu pchać się w dużo trudniejszy kurs szczególnie, że bardzo dobrze pamiętała jak duży problem miała ze zdaniem indywidualnej teleportacji. Wykupiła więc prywatnego instruktora i pod jego okiem przez miesiąc przygotowywała się codziennie do kolejnego egzaminu. Nie chciała musieć znów płacić za miliony poprawek. Nie chodziło jej o galeony, które jej rodzina przecież posiadała, a o dumę i honor. Nie chciała wyjść na najsłabszą. Jej starsze rodzeństwo dużo szybciej poradziło sobie z teleportacją i czuła, że ściąga na sobie nieprzychylne spojrzenia reszty rodziny Po miesiącu intensywnych przygotowań, w końcu uznała, że powinna być już gotowa. Teleportowała się pod Ministerstwo i skierowała kroki na salę egzaminacyjną. Musiała poczekać chwilę nim nadeszła końcu jej kolej. Obdarzyła egzaminatora uśmiechem i pozwoliła mu złapać się za ramię, gdy już wiedziała gdzie ma ich przetransportować. Spokojny oddech i pełne skupienie pozwoliło oczyścić jej głowę z niepotrzebnych myśli. Zamknęła oczy, jak podczas teleportacji indywidualnej i otworzyła je dopiero, gdy znalazła się na miejscu. Ze zdziwieniem, ale też nieukrywaną radością stwierdziła, że za pierwszym razem aportowała ich idealnie tam, gdzie powinna. Szybkim wzrokiem sprawdziła, jak trzymał się egzaminator i gdy nie zauważyła u niego żadnych oznak rozszczepienia czy innej niepożądanej przypadłości wypuściła z siebie powietrze i pozwoliła, by szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Prędko odebrała dyplom i opuściła budynek, by jak najszybciej wrócić do domu i móc świętować swój mały sukces.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Każdy czarodziej potrafi się teleportować. Prawda? A przynajmniej tak uważają mugole. Ktoś znika z jednego miejsca i po chwili pojawia się w innym – to musi być magia. Dlaczego też nie spróbować w tym swoich sił? Chociaż według bajek mugoli, jest to sztuka tak prosta jak chodzenie, to rzeczywistość po raz kolejny zaskakuje. Jest to bowiem sztuka bardzo trudna, o czym na pewno zdołały przekonać się wszystkie, albo chociaż większość osób, które chciały się nauczyć teleportacji. Przed egzaminem Marie była bardzo zestresowana. Zanim wyszła do Ministerstwa, musiała się trzy razy wracać. Najpierw wyszła w kapciach (należy dodać, że były to kapcie-króliczki, które nie są raczej odpowiednim obuwiem na egzamin). Później, zapomniała o wzięciu ze sobą różdżki, a na koniec wracała się żeby sprawdzić, czy w roztargnieniu nie zostawiła otwartych drzwi. Ale na tym się nie skończyło. O nie! Nie mogła złapać taksówki, która miałaby ją zawieźć w okolice jednego z wejść do Ministerstwa. Nie mogła znaleźć odpowiedniej drogi do odpowiedniego Departamentu, przez co zanim dotarła na miejsce była już mocno zirytowana. Wręcz nie wierzyła, jak udało się jej nie spóźnić. Teraz, na szczęście kilka minut przed czasem, stała przed wejściem do sali, w której odbywał się egzamin. Przed nią w kolejce stała jeszcze niewysoka brunetka. Kiedy po kilku minutach wreszcie ją wywołano, ledwo trzymała się na nogach. W celu wyjaśnienia zarówno przez zmęczenie jak i stres. A w zasadzie przede wszystkim przez to drugie. Weszła do Sali, zamknęła drzwi i… zaczął się egzamin. Z miny egzaminatora nie potrafiła odczytać nic. Zdała, czy nie? Tak bardzo chciała się tego dowiedzieć, ale najwyraźniej egzaminator uwielbiał trzymać w nie pewności. "Nie była to teleportacja idealna, ale zdała pani". Stałam w bezruchu, dosłownie mnie wmurowało w ziemię. Udało mi się! I do tego za pierwszym razem. "Ekhem... Zdała pani na tyle dobrze, że może pani podejść do egzaminu z teleportacji łącznej". Tego to się już w ogóle nie spodziewałam. Zaczęłam skakać i piszczeć z radości. Najwidoczniej wyglądałam conajmniej komicznie, bo na twarzy egzaminatora zauważyłam mały uśmiech. Po chwili na uspokojenie, wyszłam z sali, a później z Ministerstwa i teleportowałam się do domu.
Niestety teleportacja łączna, nie poszła Marie tak łatwo (kostki: 2+5+1=. Ale to nie znaczy, że się podda. O nie! Możecie być pewni, że będzie ćwiczyć do upadłego i jeszcze zda ten egzamin.
z/t (kostki: 4+4+6=14)
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Sob Gru 12 2020, 16:12, w całości zmieniany 1 raz
Faye Mikaelson
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Mocno błękitne oczy, liczne mniejsze i większe blizny na ciele
Dosłownie kilka dni temu ukończyła 17 lat, niby nic takiego, ale dla jej rodziców oznaczało to, że ma podejść do egzaminu teleportacji teraz, zaraz, już! Rodzina zawsze, od samego początku, napierała na nią jeśli chodzi o kwestie nauki sztuk magicznych. Miała być lepsza, szybsza, dokładniejsza niż cała reszta jej rówieśników, a najlepiej gdyby przewyższała jeszcze uczniów z wyższych roczników. Wcale nie miała ochoty na ten egzamin, presja ani trochę jej nie motywowała i pragnęła tylko mieć już to za sobą. W duchu modliła się jedynie by jakimś cudem to zdać, bo wizja tego, że da rodzicom kolejny powód by patrzeć na nią z dezaprobatą, sprawiała, że robiło jej się niedobrze. Dotarła na miejsce, do Departamentu Transportu Magicznego, gdzie już przed drzwiami do sali egzaminacyjnej stał jej ojciec. Oczywiście, że tu był. - Nie musiałeś się do mnie fatygować, mogłam powiadomić cię o wyniku sową. - powiedziała, starając się powściągnąć swoje poirytowanie. - Nonsens, - odrzekł jej ojciec - chcę wiedzieć jak sobie poradzisz. Jasne...w jego słowniku to oznaczało mniej więcej, "nie przynieś mi wstydu". Cudownie. Młoda ślizgonka została wywołana do sali egzaminacyjnej, gdzie już zasiadała komisja, która będzie decydować o wyniku jej testu. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, starając się ukoić jakoś nerwy i skupić przede wszystkim na teleportacji. Poinstruowano ją by z jednej strony wielkiej sali, teleportowała się dokładnie na znak X, widoczny na podłodze kilkanaście metrów od niej. Cel. Wola. Namysł. - powtarzała w myślach, skupiając magiczną energię na tym nieszczęsnym iksie, który z daleka jakby sobie z niej drwił. Czuła kumulującą się w niej magię, ale gdy przyszło jej ją uwolnić i przenieść ciało w inne miejsce... Nic. Egzaminator nie pozwolił jej na dodatkowe próby, z niskim burknięciem zakomunikował jej, że egzamin oblała, ale może podejść jeszcze raz, za jakiś czas.
Próba druga, grudzień 2011:
Pierwsza porażka zupełnie ją przybiła, tym bardziej, że ojciec nawet się do niej nie odezwał po poznaniu wyniku. Może nie miała wystarczająco silnej woli i skupienia? Z biegiem czasu zdała sobie sprawę, że teleportacja będzie na prawdę przydatną umiejętnością, zwłaszcza w potencjalnie niebezpiecznych sytuacjach, które kiedyś mogą ją spotkać. Ćwiczyła więc uporczywie cały kolejny rok, by móc podejść do egzaminu bardziej pewnie, bez nerwów. Co prawda jeśli o nerwy chodzi, to średnio jej to wyszło, bo wciąż czuła, jakby nogi miała z waty. Tym razem poszło jej dużo lepiej, choć egzaminator nie omieszkał skomentować, że wolę do teleportacji miała raczej słabiutką, ale technikę całkiem całkiem. Ledwie, ale jakimś cudem zdała.