Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Saga bawiła się wykręcaniem palców, co w jej przypadku świadczy o wielkim zdenerwowaniu. O kilka odcieni bledsza niż zazwyczaj czekała na swoją kolej. Z całych sił próbowała nie dać się przytłoczyć przerażeniu. W końcu każdy umiał się teleportować - każdy normalny, porządny czarodziej. Więc ona, będąc czarodziejką genialną i wybitną (w swoim mniemaniu oczywiście) nie powinna mieć z tym najmniejszych problemów. Więc dlaczego miała ochotę stąd uciekać? Wdech, wydech, dłonie w pięści - najwyżej się rozszczepi, nie będzie wtedy musiała tak panikować przy podobnych okazjach. Zdeterminowana przystąpiła do akcji, powtarzając w myślach wszystko co kiedykolwiek przeczytała lub słyszała o teleportacji. Tuż przed faktem oczywiście wszystko wyparowało jej z głowy. Ostatecznie jednak, ku zdziwieniu jej i egzaminatora, udało się. Zdała. Ledwo. Dobrze, ale nie dość dobrze. Usłyszała, że z takim wynikiem nie dopuszczą jej do teleportacji łącznej. Po pierwszej próbie wstąpiły w nią nowe pokłady wiary w siebie, a teleportacja łączna wydawała jej się teraz jedną z tych najbardziej podstawowych umiejętności czarodziejskich. Musiała spróbować. Podeszła do egzaminu jeszcze pięć razy, ze zmiennym szczęściem, za każdym razem stresując się coraz mniej. Oswajając się z otoczeniem, tutejszymi pracownikami i specyficznym uczuciem towarzyszącym teleportacji. W końcu jej się udało - wynik zadowolił egzaminatora. Lekkim uśmiechem dała upust swojej nieopisanej radości, kotłującej się w środku. Osiągnęła swój upragniony cel, mogła przystąpić do egzaminu teleportacji łącznej. Ten okazał się trudniejszy niż myślała. Nie zdała za pierwszym razem. Luz jaki odczuwała przy poprzednich egzaminach zniknął jak różdżką odjął. Udzielało się to zresztą nieszczęsnej pani z kokiem, która na widok Sagi przed pierwszą i drugą poprawką dostawała gęsiej skórki i nerwowo spoglądała ku drzwiom. Islandki jednak to nie zrażało. Po prostu musiała to zdać i kropka. Finalnie dopięła swego i odetchnęła głęboko, ciesząc się, że już nie będzie musiała tu wracać i ma to wszystko za sobą. Teraz jej życie powinno być prostsze, a przynajmniej taką miała nadzieję. To, że po drodze straciła trochę galonów było bez znaczenia. Najważniejsze, że zdobyła papier, na nim nie wypisują ile poprawek musiała zaliczyć, więc nikt nie musiał wiedzieć.
Indywidualna Pierwsze podejście ~1+5+6=12~ Piąta poprawka ~6+6+4=16~ Łączna Pierwsze podejście ~4+2+2=8~ Druga poprawka ~6+2+4=12~
Posiadając siedemnaście lat, człowiek w czarodziejskim świecie staje się dorosły, przychodzą mu jednocześnie przywileje oraz obowiązki. W tym wieku również wszelka odpowiedzialność karna przypada na niego, gdyby zrobił coś niezgodnego z prawem. To akurat nie było jakąś szczególną zmianą, od śmierci Juliet musiał zajmować się samym sobą. Nie było zmiłuj. Jednym z przywilejów było czarowanie poza szkołą, dzięki któremu Neró mógł poczuć się czarodziejem nie tylko w szkole. Mógł sobie w ten sposób bardzo pomóc, lecz nie o tym dzisiaj mowa. Cheney mógł się również teleportować, mógł, jednak dopiero po ukończeniu testów w Ministerstwie zdobywał licencję, pozwalającą mu przemieszczać się z jednego zakątka świata na drugi w ułamku sekundy. Był jeszcze uczniem, który normalnie nie może sobie wyjść z Hogwartu. Musiał zdobyć pozwolenie dyrektora, wiele było tych formalności. Kiedy przez nie wszystkie przeszedł, mógł przenieść się do Ministerstwa Magii za pomocą sieci Fiuu. Dość przydatna rzecz. W tym miejscu był drugi raz. Pierwszy raz, kiedy się tu zjawił były niedokończone sprawy z jego przeprowadzką, ze śmiercią Juliet. Natomiast bardzo podobał mu się wystrój tego podziemnego świata, ciemne deski bardzo ładnie mieszały się z resztą elementów, tworząc naprawdę zadziwiający efekt. Departament Transportu Magicznego znajdował się na drugim piętrze i gdyby nie wielkie tłumy czarodziei, znalazłby się tutaj z dwadzieścia minut temu. Coraz bardziej go irytowały ci przepychający się czarodzieje, które nie widzą dość wysokiego, lecz szczupłego jak patyk, Neró. Pomieszczenie było duże, takie jak sobie wyobrażał. Wiedział także, że będzie puste, słyszał to od innych uczniów, podsłuchując ich rozmowy w bibliotece. Czasem nie miał co robić, a dowiadując się od innych ludzi różnych wiadomości, mógł być o krok dalej od swojego potencjalnego przeciwnika. Cel. Wola. Namysł. Te trzy rzeczy teoretycznie wydawały się proste. Aż zbyt proste. Dlatego Neró zaczął mieć wątpliwości co do poziomu trudności owego zadania, słuchając egzaminatora czuł, że w środku robiło mu się gorąco i jego cierpliwość powoli się kończyła. Teleportacja indywidualna wydawała się łatwa tylko z pozorów. Egzamin bardzo źle wychodził Neró, znaczy kilka razy szło mu nieźle i egzaminator mówił, że może mu podpisać papierek o ukończonym pomyślnie egzaminie, jednakże nie mógłby przystąpić do teleportacji łącznej, która dla Neró była równie ważna jak indywidualna. Nigdy nie wiadomo czy nie będzie musiał przenieść kogoś z płonącego budynku. Do indywidualnej podchodził dwanaście razy. Był już przemęczony, podkurwiony, miał wszystkiego dość. Złość dodała mu motywacji i pragnienie wyjścia stąd przyczyniła się, że udało mu się idealnie przeteleportować z punktu A do B. Łączna poszła mu nieporównywalnie lepiej. Mimo że powinien być trudniejszym. Panienka, która przyszła towarzyszyć Neró w tym doświadczeniu była widocznie spięta, Cheney zastanawiał się ile razy w ciągu swojej kariery została rozczepiona przez zdających. Chłopak nie chciał jej rozszczepić i na szczęście ponawiał próby tylko dwa razy, przy których ona ani razu nie została skrzywdzona. Za każdym razem cierpiał Neró i jak mu pomyślnie ukończył egzamin, wyszedł z pomieszczenie, trzymając w ręce dyplom.
Wszyscy z VII roczników zebrali się w Wielkiej Sali, w której na czas egzaminów zniknęły wszelkie stoły, a cała sala była pusta, jakby po jakimś wielkim i niedokończonym remoncie. W kącie było tylko biurko, za którym siedział nauczyciel, który zapisywał nazwiska tych, którzy przybyli. Nie zabrakło na liście nazwiska Schweizer, który również miał zamiar zdać na licencję teleportacji. Była to bardzo przydatna umiejętność, której warto, by każdy się nauczył. Większość magicznych miejsc oczekiwało, że czarodziej będzie znał sztukę teleportacji, więc tak czy siak, musiał się tego nauczyć. Czekając w kolejce do egzaminu, cały czas powtarzał w głowie te trzy kluczowe hasła, które grały tutaj kluczową rolę: CEL, WOLA, NAMYSŁ. Będąc wysoki, mógł się przyglądać jak idzie reszcie egzamin na teleportację i nieraz zdarzało się, że ktoś się rozszczepił albo zrobił to towarzyszce w teleportacji łącznej. Kiedy padło na niego, skupił się nad tym co miał zrobić, lecz mu się nie udawało, pierwsze podejścia oblał nawet się nie przemieszczając. Kto nie zdał, albo wychodził, albo wracał na koniec kolejki i płacił. Danielowi teleportacja indywidualna udała się za siódmym razem. Teleportacja łączna nie była już taka straszna, tym bardziej, że miał już dopracowaną indywidualną. Uśmiechnął się do uroczej pani, która miała z nim się teleportować i już za trzecim razem im się udało. Dziewczyna pogratulowała mu ciepłym uśmiechem, by zaraz znów się teleportować z jakimś innym uczniem, który prawdopodobnie ją rozszczepi. W każdym razie Daniel miał to już za sobą i nie interesowała go ani urocza pani, której nigdy w życiu nie spotkał, ani też nikogo innego, kto by mu zapadł w pamięć w tamtym dniu. Odebrał dyplom i poszedł zapalić z tych emocji.
W dniu moich siedemnastych urodzin postanowiłem zrobić pierwszy krok ku dorosłości. Między innymi był to kurs na teleportacje. Znałem całą formułkę: CEL, WOLA, NAMYSŁ. Przeczytałem także wiele książek na ten temat, a porad od starszych uczniów nasłuchałem się co nie miara. Tak czy inaczej nie denerwowałem się tym kursem... Przynajmniej nie pierwszą częścią. Co zaś się tyczy drugiej... Nie chciałem by przeze mnie ta miła pani straciła rączkę czy nóżkę. Zaczynając jednak od początku. Ustawiłem się grzecznie w kolejce czekając na swoją kolej. Miałem odpowiednio dużo czasu, by spojrzeć na osoby przede mną i przeanalizować ich błędy. Gdy już nadeszła moja kolej ustawiłem się w wyznaczonym miejscu, a następnie zamykając oczy przeniosłem swoje ciało o jakieś 3 metry. Nie było w sumie tak źle... Ciekawe odczucie. Niestety, nie pozwolili mi na teleportację łączną. Najwyraźniej coś poszło nie tak. Postanowiłem więc powtórzyć swój egzamin. Dopiero jednak za trzecim podejściem było niemal idealnie. Gdy mi pozwolono podejść do teleportacji łączonej zacząłem się delikatnie trząść. Nie chciałem zrobić nikomu większej krzywdy. Niestety moje imię zostało wyczytane szybciej niż się spodziewałem, przez co cały w nerwach podszedłem do miłej pani złapałem ją za rękę. Ta jedynie się uśmiechnęła, a ja zamknąłem oczy powtarzając teleportacje. Na nasze szczęście wszystko poszło pomyślnie. Podziękowałem za wszystko, odebrałem dyplom i szybciutko wyszedłem na dwór, by zapalić papierosa z tych nerwów. Dobrze, że już po wszystkim.
(retrospekcja) Jako że jestem starszy o rok od ludzi z mojego roku, poszedłem na kurs transmutacji znacznie wcześniej niż oni i zdawać mi przyszło również wcześniej. Nie stresowałem się teleportacją indywidualną, bo czułem, że mam to w małym palcu i nie myliłem się - już za pierwszym podejściem przeteleportowałem się w całości i bez szwanku. Problemy zaczęły się mnożyć przy teleportacji z przemiłą panią w koku. Trzy razy nie udało się w ogóle, za czwartym przeteleportowałem się... razem z paznokciem miłej pani, której mina już nie była tak szczęśliwa jak na początku. Facet z komisji powiedział, żebym przyszedł innym razem i tak to się skończyło.
Niklaus celowo kierował się do departamentu transportu magicznego. W jakim powodu? Oczywiście egzamin, który decydował o tym czy otrzyma dyplom lub nie z tejże sztuki. Czy liczył na coś? Jedynie na szybkie zaliczenie, by zaraz mieć to z głowy. Sztuka sama w sobie przydatna ale czy rzeczywiście aż tak niezbędna? Istnieją przecież jeszcze kominki czy magiczne transporty, także wybór był duży. Wypełnił dokumenty, zgłosił się pod odpowiednią salę i czekał. Pierwsza próba była darmowa, czyli jak widać podatki nie szły na marne. Po wejściu do środka, przywitał się z egzaminatorem. Chwila skupienia i nadeszła chwila próby...
Chłopak przeniósł się z punktu A do punktu B. Po upływie kilku sekund czekał na opinię, która w sumie najlepsza nie była ale zawsze mogło być gorzej. Egzaminator machnął ręką, podpisując odpowiednie dokumenty. Starsza kobieta przyznała się, że nie każdy ma talent do tego a widziała o wiele gorsze próby. -Marsz po dyplom! - tak zakończyła spotkanie.
Kostki: 6, 4, 2
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
William był naiwny myśląc, że świeżo po siedemnastych urodzinach będzie gotowy na egzamin. Nie słuchał jednak Julesa mówiącego mu, by jeszcze zaczekał. Nie ćwiczył praktycznie w ogóle, ale nie przejmował się tym. Jak to się mówi? Był w gorącej wodzie kąpany. Wszedł do klasy w świetnym nastroju, był przekonany, że pójdzie mu z górki. Mimo swojego charakteru, wiedział jak zrobić dobre wrażenie. Uprzejmie się przywitał, co w jego wykonaniu było niezwykłe. Mężczyzna wyglądał przyjaźnie, lecz Will dostrzegł wyraźne znudzenie na jego twarzy. Nie dziwił się, ile można egzaminować tę samą rzecz. Chłopak zapomniał o głównej zasadzie, właściwie nawet nie zaprzątał sobie nią głowy. Nie popełnił jednego błędu, popełnił ich naprawdę wiele. Lądując upadł, kręciło mu się w głowie i miał mdłości. Egzaminator tylko pokręcił głową i odprawił go z niczym. William miał szczęście, że się nie rozszczepił.
Kostki: 1 + 1 + 3 (to nawet blisko nie było)
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Moja styczniowa próba zdania teleportacji spełzła na niczym - egzaminator stwierdził, że miałam szczęście, że się nie rozczepiłam. Tym razem miało być inaczej - dużo ćwiczyłam, wzięłam dodatkowe lekcje. Weszłam do sali z uśmiechem na twarzy i przywitałam się z egzaminatorem. Gdy kazał mi zacząć skupiłam się na trzech czynnikach: celu, woli i namyśle. Nawet nie zauważyłam jak było już po wszystkim - bez problemu udało mi się teleportować. Egzaminator uśmiechnął się i pogratulował mi, a ja chwyciłam świstek uprawniający mnie do teleportacji i z radością wybiegłam z sali.
15.10.16
Do egzaminu z teleportacji łącznej podchodziłam dość mocno zniechęcona. Odkąd zdałam teleportację indywidualną już 5 razy podchodziłam do teleportacji łącznej i za każdym razem kończyło się fiaskiem. Z ponurą miną weszłam do sali gdzie odbywała się moja szósta próba. Urzędniczka przeprowadzająca egzamin podeszła do mnie z przelęknioną miną - nic dziwnego, to nie było zbyt bezpieczne zajęcia. Uśmiechnęłam się do niej i wyciągnęłam rękę w jej stronę. Skupiłam się na celu, a potem przeszłam do woli i namysłu. Było dużo trudniej niz przy teleportacji indywidualnej, ale jakimś cudem się udało. Urzędniczka uśmiechnęła się z ulgą, a egzaminator pogratulował mi. Nie mogłam uwierzyć, ze tym razem się udało.
Adelaide nie czuła się na siłach, by zdawać kolejny raz egzamin z teleportacji. Terapia nie przynosiła jeszcze wielkich rezultatów, o ojcu nie było żadnych nowych wieści... nie ćwiczyła nawet teleportacji. Ale matka wyciągnęła ją na egzamin, zagroziła odcięciem o połowę środków pieniężnych. A na to dziewczyna sobie nie mogła pozwolić. Nie chciała też dostać kolejnego listu-reprymendy od Zoe. Toteż panna McCrimmon znalazła się przed egzaminatorem, którego miała ochotę zatłuc. Tak po prostu. Próbowała się skupić, ale znowu nic. Trzasnęła drzwiami.
w trakcie 2012
Terapia zaczęła przynosić widoczne rezultaty. A może to Adelaide lepiej udawała, że się ogarnia. Sprawa niezdanego egzaminu z teleportacji wracała raz po raz, toteż, żeby zamknąć na jakiś czas usta matce, poszła znowu na egzamin. Oczywiście, znowu nic.
2016
Po perturbacjach życiowych, skończeniu szkoły, wyprowadzeniu się wreszcie od matki, znalezieniu pracy i stabilizacji psychicznej Adelaide wreszcie była gotowa zdać ten cholerny egzamin na teleportację. Przygotowywała się uczciwie i miała nadzieję, że jej się to opłaci. Spotkała znowu tego samego egzaminatora (zastanawiała się, czy był jedynym). Cel. Wola. Namysł. ... Udało się! Zdała egzamin całkiem nieźle!
No tak, zachciało jej się teleportacji. A zaczęło się od myśli, czy nie spróbować się nauczyć. A skończyło na tym. Stała właśnie w dość krótkiej kolejce przed drzwiami, zastanawiając się, po co to zrobiła. Spojrzała po sobie, myśląc co jej odbiło z tym całym egzaminem. Siedziałaby w dormitorium, popijała herbatkę, a nie stała pod drzwiami. Ze środka wyszła kolejna osoba, gdy usłyszała wołanie ze środka. Wołanie jej. Najpierw spanikowała, potem jednak weszła, starając się zachować uśmiech na twarzy. Cel. Wola. Namysł, i nagle znalazła się gdzieś obok. Jednak się udało! Mimo wszystko, miała dziwne wrażenie, że to było za mało. I miała rację. Egzaminator, choć zadowolony że w ogóle się teleportowała, wzruszył ramionami. Powiedział, że to za mało, że wystarczy na zdanie, ale nie idealne. Dał jej jednak dyplom do ręki, wspomniał tylko, że nie dopuszczą jej do teleportacji łącznej. Trudno, zdarza się! I tak w pełnym szczęściu wróciła do Hogwartu, zastanawiała się tylko, czy to poprawić. Może kiedyś, na razie to jej wystarczy.
Teleportacja to niełatwa sprawa. Wymaga bowiem maksymalnego skupienia i natężenia uwagi, a w tym właśnie dniu Lord Hamilton był nieco rozkojarzony i zmęczony, gdyż miał przed sobą ciężką rozprawę sądową, do której musiał się odpowiednio przygotować, także trudno mu było skupić myśli na czymś innym. Mimo wszystko przybył na egzamin, będąc przekonany, że uda mu się go zaliczyć bez większych problemów, gdyż sądził, iż solidnie przygotował się do jego odbycia. Jednakże nieprzespana noc i umysł zaprzątnięty wieloma sprawami sprawiły, że ów egzamin nie wyszedł mu tak, jak tego oczekiwał, ale grunt, że go zdał, choć zdecydowanie mógł wypaść lepiej. Główną przyczyną niezadowolenia ze strony egzaminatora okazał się brak odpowiednio silnej woli przy demonstrowaniu swoich umiejętności.
Pierwszy jej większy egzamin. Przed komisją, ludźmi którzy to mieli oceniać czy wszystko co robi jest dobre. Czy nie robi błędów i posiadanie tej umiejętności nie jest jakoś problematyczne dla niej. Ludzie nie powinni oceniać innych. Zawsze była tego zdania. Powinni dawać wskazówki, kierować w odpowiednią stronę, ale nie decydować. W tym przypadku było jednak inaczej. Stojąc w pomieszczeniu bez okien, z kamiennymi ścianami jak i podłogą, wyobrażała sobie jak to jest pracować w tak zimnym i surowym miejscu... Przecież nawet nie można wyjrzeć za okno i sprawdzić co dzieje się na ulicy. Wyobrażać sobie, gdzie spieszą ludzie idący wąskimi uliczkami i czy nie są już przypadkiem spóźnieni... Może... Głuchy stukot pióra o blat stołu wyrwał ją z zamyślenia i spojrzała na swojego egzaminatora. Ruchem ręki dał jej jedynie znać, że może zaczynać. Uśmiechnęła się pod nosem i bez większego trudu myślała jedynie o celu, woli i namyśle. Nic innego nie mogło jej roz... A jeśli byłabym motylem to gdzie bym poleciała? I trach. Teleportacja wyszła jej, jednak nie tak spektakularnie i perfekcyjnie jak myślała na początku, że będzie. Niby ma papierek dający uprawnienia do niej ale tylko i wyłącznie na teleportację indywidualną. Na łączną nie miała co liczyć.
cel: 6 namysł: 5 wola: 2 razem: 13
z/t
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Już tutaj kiedyś byłem... Nie poszło mi wtedy najlepiej. Teraz niby ćwiczyłem i miały wyjść lepiej, no cóż, zobaczymy. Wszedłem pewnym krokiem do pomieszczenia i skinąłem głową egzaminatorowi. Próbowałem się skupić, ale tego dnia miałem tyle na głowie... Ledwo wylądowałem, o mały włos, a nie wróciłbym w całości. Mimo to całkiem ładnie mi poszło. No dobra, w gruncie rzeczy poszło mi koszmarnie, ale egzaminator machnął ręką i mnie przepuścił. Mimo to byłem rozczarowany, podejście do teleportacji łącznej było niemożliwe w takim wypadku.
Kostki: 1, 5, 4
JAKOŚ W OKRESIE ŚWIĄT
Jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Nie zamierzałem odpuścić. Tym razem naprawdę wiele ćwiczyłem, musiało się udać. Nie dawałem za wygraną, ale byłem już bardzo zirytowany porażką. Ile można. Wszedłem do pomieszczenia naprawdę czując, że jestem przygotowany. Jeśli tym razem mi się nie uda, obiecuję, że puszczę z dymem całe Ministerstwo. Stanąłem przed mężczyzną i się skupiłem. Wszystkie inne myśli odrzuciłem na dalszy plan. Liczyło się tylko to co miałem do wykonania. Cel. Wola. Namysł. Te trzy słowa wypełniały moja głowę, byłem pewien swoich umiejętności, nie denerwowałem się, ogarnął mnie spokój. Wylądowałem w pięknym stylu. Zrobiłem to niczym prawdziwy profesjonalista. Spojrzałem na egzaminatora i dostrzegłem jak z uznaniem kiwa głową Wiedziałem, że tym razem mi się uda.
Jeśli chodzi o teleportację łączną... Podchodziłem do niej dwa razy. Nie zdałem ani za pierwszym ani za drugim. Byłem wkurzony na cały świat, wiedziałem, że w najbliższym czasie nie będę tego poprawiał. Naprawdę niczego nie mogłem zdać od razu? Irytacja rosła z każdą chwilą, opuściłem budynek zły jak osa. Nie wiedziałem tylko czy na siebie, czy na egzaminatora. Przynajmniej nikogo nie rozszczepiłem...
Kostki za indywidualną: 6, 6 ,5 Łączna: pierwsze podejście -> 1, 3, 1... drugie -> 4, 1, 3.......
W życiu każdego nastolatka nadchodzi taki moment, kiedy czuje się dużo bardziej dorosłym i dojrzałym, niż jest naprawdę. W świecie czarodziejów takim testem są oczywiście szkolne egzaminy, ale na jeden szczególny wszyscy czekają ze zniecierpliwieniem i ekscytacją. Choć Dorien nie spotkał jeszcze osoby, która nie narzekałaby na emocje towarzyszące teleportacji, był pewien, że aktualnie te ‘dorosłe’ dzieciaki podchodzą do sprawy z podobnym poziomem entuzjazmu. Zdawał test w szkole. Wcześniej dużo trenowali, oczywiście pod czujnym okiem nauczycieli. Dear radził sobie dosyć dobrze, ale nie zaprezentował odpowiednio swoich umiejętności przed komisją. Zdał, choć ledwo. Był bardzo niezadowolony z wyniku, ale dobrze, że w ogóle udało mu się dostać certyfikat i oficjalne pozwolenie na używanie tej umiejętności.
Lucienne była już na pierwszym roku studenckim w Hogwarcie, zatem nadszedł najwyższy czas na zdanie egzaminu z teleportacji. Nie mogła oprzeć się opowieściom o łatwym i szybkiem przemieszczaniu się, ale minął prawie rok, zanim zdecydowała się przystąpić do egzaminu. Dzień wcześniej zadbała o dobry wypoczynek, przeczytała kilka książek, ale miała świadomość, że teoria to nie wszystko. Jej magiczne umiejętność nie były na zawrotnym poziomie, wyłączjąc z tego gotowanie, więc uzasadnionym był całkiem jej lęk, kiedy dzień póżniej, w dniu egzaminu, przechodziła przez próg Departamentu Transportu Magicznego. Animuszu dodawał jej jedynie strój, który wybrała starannie, aby wywrzeć na komisji wrażenie eleganckiej, skromnej dziewczyny. Przywitała się z komisją, dbając o zasadach kindersztuby, i stanęła w środku jednego z kół leżących po przeciwległych stronach sali. Wpatrywała się uparcie w cel, jednak nie przewidziała, że ze stresu zaczną jej łzawić oczy. Nie ma co ukrywać, zdenerwowała się swoim niekontrolowanym pseudopłakaniem, ale to jednak tylko bardziej wzmocniło jej wolę, którą wypełniła cały umysł młodej czarodziejki, niejako przejmując nad nią kontrolę. Niestety, zabrakło przez to odrobiny skupienia na namysł, który zdaniem komisji wypadł najsłabiej. Wpawdzie Lucy dała radę, zdała i pojawiła się w drugiej obręczy, jednak, miny komisji były odrobinę zdegustowane. Odebrała zaświadczenie, wymamrotała pod nosem pożeganie, i widząc że nie jest mile widziana, pospiesznie wyszła z sali.
Kostki - 4 +6+2
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Nie liczyłem już, który raz tutaj przychodzę. Ćwiczyłem długo i byłem pewien, że w końcu mi się uda. teleportacja łączna nie była czymś przy czym towarzyszyło mi szczęście. Wszedłem do sali i skinąłem głową egzaminatorce i się naprawdę skupiłem. Ta jednak wyglądała na przerażoną. Nie było co się dziwić. Ostatnim razem kiedy się spotkaliśmy o mały włos a rozszczepiłbym nas oboje. Przypomniałem sobie wszystkie książki, które przeczytałem o teleportacji łącznej. Wszystkie słowa, które kierował do mnie Jules, każdą jego uwagę odtworzyłem w pamięci. Wierzyłem w to, że tym razem mi się uda i... nie myliłem się! wszystko wyszło perfekcyjnie. Wylądowaliśmy cali, w miejscu, które miałem dokładnie określone. Nareszcie! Pożegnałem się z egzaminatorką, a ona tylko odetchnęła z ulgą, zapewne dlatego, że już więcej się nie spotkamy. Ja też się cieszyłem, że już nie muszę tutaj wracać.
Calum O. L. Dear napisał:(retrospekcja) Jako że jestem starszy o rok od ludzi z mojego roku, poszedłem na kurs transmutacji znacznie wcześniej niż oni i zdawać mi przyszło również wcześniej. Nie stresowałem się teleportacją indywidualną, bo czułem, że mam to w małym palcu i nie myliłem się - już za pierwszym podejściem przeteleportowałem się w całości i bez szwanku. Problemy zaczęły się mnożyć przy teleportacji z przemiłą panią w koku. Trzy razy nie udało się w ogóle, za czwartym przeteleportowałem się... razem z paznokciem miłej pani, której mina już nie była tak szczęśliwa jak na początku. Facet z komisji powiedział, żebym przyszedł innym razem i tak to się skończyło.
// Proszę o olanie wszystkich kostek, które wyrzuciłam w temacie z kostkami, zapomniałam, że Calum nie musiał poprawiać indywidualnej, żeby zdawać łączną.
Zjawiłem się tu ponownie, chcąc spróbować swoich sił i przystąpić ponownie do teleportacji łącznej. Po ostatniej mojej wizycie w tym miejscu, pani towarzysząca zdającym miała tego dnia dość wrażeń i zdawała się drżeć ze strachu przed rychłym rozszczepieniem, toteż liczyłem na to, że nie będę musiał wracać tu przez kolejne dni. Niestety za pierwszym razem się nie udało, ale już następnego dnia udało mi się przeteleportować do obręczy razem z tą kobietą, która zdecydowanie odetchnęła z ulgą - jeden mniej. Wyszedłem zadowolony.
Po ukończeniu kursu i przekroczeniu magicznej bariery siedemnastu lat, zaraz po otrzymaniu pozwolenia na opuszczenie szkoły (w tamtym czasie byłem uczniem Drakensberg) udałem się do Kapsztadu w celu zdania egzaminu na teleportację. Trudno ukryć, że ćwiczyłem bardzo pilnie - już wtedy wiedziałem, że chce zostać aurorem, dlatego nauka teleportacji była dla mnie czymś oczywistym. O dziwo pojawiłem się na miejscu punktualnie i przywitałem się z egzaminatorem po angielsku. Na szczęście znał angielski doskonale - mimo, że większość Południowoafrykańczyków dobrze posługiwała się tym językiem (szczególnie w przypadku społeczności czarodziejskiej), to wciąż zdarzało mi się trafiać na takich, którzy łamali angielski i mówili głównie w afrikaans (a w tamtym okresie nie znałem jeszcze niderlandzkiego). Gdy nadszedł odpowiedni moment skupiłem się. Cel. Wola. Namysł. Nawet nie zauważyłem, gdy już po chwili dokonałem poprawnej teleportacji. Egzaminator gorąco mi pogratulował. Wziąłem od niego papier i wybiegłem z sali z trudem powstrzymując radosny okrzyk.
Kostki: 6+2+6=14
Czerwiec 2015, Niemieckie Ministerstwo Magii
Egzamin na teleportację łączną postanowiłem zdać znacznie później - potrzebowałem czasu by odpowiednio się do niego przygotować. Zdecydowałem się podjąć próbę dopiero po roku spędzonym w Szkole Magii w Trausnitz - niemalże zaraz po zakończeniu roku udałem się do Ministerstwa Magii w Berlinie. Na sali czekał na mnie egzaminator i wystraszona urzędniczka - trudno jej się dziwić, pewnie nie raz przeżywała rozszczepienie. - Guten Tag - powiedziałem uśmiechając się pokrzepiająco do kobiety - Ich bin bereit. Mach dir keine Sorgen, Sie sind sicher!* Podałem jej dłoń i skupiłem się na celu, woli i namyśle. Po chwili było już po wszystkim - kobieta uśmiechała się do mnie z ulgą, a egzaminator pogratulował mi mówiąc, że dawno nie trafił mu się ktoś tak zdolny. Opuściłem salę z uśmiechem na twarzy.
Kostki: 6, 4, 4 = 14
*Dzień dobry! Jestem gotowy. Proszę się nie martwić, jest Pani bezpieczna.
Theo nie czuł się pewnie, podchodząc do egzaminu z teleportacji. Miał wrażenie, że ciągle się rozpraszał, a nie chciał doznać jakiegoś paskudnego rozszczepienia. Zawsze miał pewną niechęć do tego rodzaju transportu magicznego i nic dziwnego, że tak to przeciągał. Przeprowadzka do Hogwartu miała być jednak ogromnym krokiem do przodu, rozpoczęciem nowego rozdziału etc. Oznaczało to zatem ułatwienie sobie życia poprzez nauczenie się czegoś, co normalnych czarodziei napawa ekscytacją. Theodore zatem zjawił się w Departamencie - mało szczęśliwy, ale za to zdecydowany. Jak się okazało, faktycznie nie poszło mu najlepiej. Egzaminator bez żadnych oporów poinformował go, że w ten sposób nic nie osiągnie i wypisanie mu dyplomy byłoby jawnym skazaniem na bolesne rozszczepienia. Theo jednak należał do osób dość upartych, a skoro już zdecydował się opanować sztukę teleportacji, to nie zamierzał odpuścić. Może i musiał podejść do egzaminu jeszcze dwa razy, ale koniec końców osiągnął swój cel! Opuścił Departament Transportu Magicznego z szerokim uśmiechem i dyplomem w ręku. No, może i nie dopuszczono go do teleportacji łącznej, ale wszystko w swoim czasie...
Rodzice strasznie męczyli ją, żeby wreszcie podeszła do tego przeklętego egzaminu. Nie przejmowała się nim w ogóle, przecież co ma być to będzie. A jednak, mimo, że dziewczyna podchodzi do testu nad wyraz spokojnie, chciałaby zaliczyć go za pierwszym podejściem. Z czystego lenistwa, po prostu nie widzi jej się przyjeżdżanie do Ministerstwa raz jeszcze. Wchodząc do wielkiego budynku machinalnie się uśmiechnęła. Od zawsze uwielbiała piękne budowle, a że była perfekcjonistką, jej wzrok od razu wędrował w stronę najmniejszych detali. Już po chwili mogła stwierdzić, że Ministerstwo Magii w Stanach Zjednoczonych było z całą pewnością majstersztykiem wśród innych budowli tego typu w Ameryce. Swoją drogą Laura zawsze zastanawiała się jakby to wszystko wyglądało, gdyby mieszkali na Filipinach. Wstyd się przyznać, ale dziewczyna była tam zaledwie parę razy. A przecież jakby nie było, to właśnie tam mieszka część jej dość dużej rodziny. Po krótkich rozmyślaniach, skierowała się w stronę Departamentu Transportu Magicznego, gdzie miał odbyć się egzamin. Nie czekała długo, zaraz po jej dotarciu na miejsce, egzaminator poprosił ją do sali. Laura podała mu potwierdzenie odbycia kursu, które wołało o pomstę do nieba- nie zdążyła użyć zaklęcia, które doprowadziłoby ten nieszczęsny kawałek papieru do względnego porządku, po czym uśmiechnęła się, coby nie wyglądać na taką wkurzoną otaczającym ją światem. Spojrzała na twarz siedzącego przed nią mężczyzny, który wspomniał coś o znanej wszystkim zasadzie CE-WU-EN i czekała na pozwolenie pokazania swoich umiejętności. Nie skupiła się nawet tak bardzo jak powinna, a mimo to, poszło jej lepiej niż zazwyczaj. Uśmiechnęła się do siebie i w duchu pogratulowała takiego wspaniałego przedstawienia. Cóż, wygląda na to, że najlepszą radą jest mieć wszystko gdzieś. Laura z dyplomem w ręku patrzyła z politowaniem na czekających w kolejce czarodziejów. Zdecydowana większość siedziała jak na szpilkach, zupełnie jakby od tego zależało ich dalsze życie. Po paru dobrych minutach wzruszyła obojętnie ramionami i ruszyła w stronę wyjścia z budynku. Niesamowicie cieszyła się, że ma to już z głowy.
Właściwie od razu po ukończeniu siedemnastu lat, Elias wybrał się na kurs teleportacji. Niejednokrotnie miał okazję się gdzieś z kimś teleportować, ale to nie on był tym, który tym wszystkim dowodził. On był jedynie... pasażerem. Poza tym, teleportacja, czy to łączna, czy to indywidualna, bywały bardzo przydatne w życiu. Cel, wola, namysł. Brzmiało to bardzo prosto, dlatego chłopak przyszedł na egzamin spokojny. W szkole nigdy nie był prymusem, jechał głównie na nędznych, a od czasu do czasu wpadł mu jakiś zadowalający, jednak do kursu z teleportacji podszedł inaczej - tym razem musiał zdać, niezależnie od tego, jak wiele prób musiałby podjąć. Przygotowany więc na to, że może zaliczyć niejedną poprawkę, zabrał trochę pieniędzy, które dostał od ojca niecałe dwa tygodnie temu. Egzaminator wyglądał wyjątkowo przyjaźnie, dlatego Norweg nie pożałował jednego uśmiechu w jego stronę. Wziął głęboki oddech i podjął pierwszą, tym razem jeszcze bezpłatną, próbę. Nie, zdecydowanie nie był to jego najlepszy start. Ale Sætre obiecał sobie, że nie wyjdzie stąd z pustymi rękami, dlatego oznajmił, że chciałby się poprawić, wpłacając pierwsze pięć galeonów. Tym razem było znacznie lepiej. Może nie idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator był w stanie machnąć na to ręką i ostatecznie to zaliczyć. Jednak, Elias chciał również zdawać na teleportację łączną, a z takim wynikiem, nikt nie pozwoliłby mu jej zdawać. Zatem, podjął kolejne próby, by wreszcie udało mu się teleportować na tyle dobrze, żeby mógł podejść do egzaminu z teleportacji łącznej. Próbował jeszcze pięć razy, aż za szóstym, został pochwalony za zdanie w pięknym stylu. Teleportacja łączna, z teorii, była znacznie trudniejsza, niż indywidualna, jednak tutaj Elias poradził sobie bez przeszkód i zdał za pierwszym razem.
Sprawy nie wyglądały dobrze. W sumie wręcz beznadziejnie. Alma ostatnimi czasy prowadziła podwójne życie i zapowiadało się, że nie jest do tego stworzona. Oczywiście, gdyby dłużej się nad tym zastanowić to przecież od kiedy otrzymała list z Hogwartu podzieliła się na dwie osoby — młodą czarownicę i zwykłą dziewczynkę żyjącą w Gravesend. W tamtych chwilach jednak separacja była wyraźna i fizyczna; powracając do domu stawała się szarą myszką, a w szkole była bohaterką własnej historii. Tutaj, no, nie było już tak łatwo. Po pierwsze, korespondencję z „Den magiska spegeln” prowadziła z zamku Stavefjord, gdzie — kto by pomyślał — również uczęszczała do szkoły. Po drugie, nagła sława i odpowiedzialność jaka na nią spadła trochę odciągały ją od książek i sprawiały, że na lekcjach zamiast się skupiać to wymyślała kolejne tematy. Żyła pod presją niewidzialnej ręki. Nie dbała o swoją reputację w szkole, bo tu nie było już nad czym pracować. Dlatego całą swoją energię wkładała w pisanie, bo tylko na tym utrzymywało się jej skromne poczucie własnej wartości. Zapewne dlatego, kiedy szła na egzamin z teleportacji, nie do końca czuła się przygotowana. Prawie już zapomniała o tym jaki termin sobie ustaliła, tak była zajęta innymi sprawami. A obiecała sobie, że tej jednej rzeczy nie zepsuje! Resztki nadziei opuściły jej ciało, kiedy zobaczyła przed sobą wysokiego i potężnie zbudowanego mężczyznę, który miał być jej egzaminatorem. Nie była osobą przesądną, nie kierowała się też pierwszymi wrażeniami... a jednak poczuła jak coś ją w środku ściska i znów była małą dziewczynką, która stawała na przeciwko większego przeciwnika. Nie fair. Nie umiała uchronić kilku kwiatów przed ogromnymi butami pijanych Anglików, teraz przepełniało ją to samo uczucie nieuchronnej porażki. Próbowała wziąć się w garść, ale wszystko jej się plątało w głowie. Namysł... tak, muszę... Miejsce? Nie cel, wola była przed tym! Koniec końców nie udało jej się zdać za pierwszym razem. Niestety, drugi raz nie przyniósł oczekiwanych efektów... Alma przeczytała całą teorię dwa razy. Alma ćwiczyła, nawet kiedy dziewczyny z jej dormitoriów dawno już spały. Tym razem nic nie mogło pójść nie tak. Och, dlaczego musiała się mylić? Wszystko zapowiadało się dobrze, naprawdę. Wypoczęła podczas długiego weekendu, ubrała wygodne buty, włosy miała związane w ułożony perfekcyjnie kok, a serce miała na ramieniu. Tylko jedno nie do końca wyszło. Alma była trochę spóźniona. Niestety, jak wiadomo, nie opanowała jeszcze teleportacji, więc musiała zdać się na własne nogi. Spóźniona na jedyny autobus, który mógł ją zabrać do budynku, w którym miała egzamin mogła liczyć jedynie na jakiś cud. Gdyby tak tylko bardziej się przykładała do lekcji Quiddicha i potrafiła lepiej latać na miotle! Udało się pannie Du Val w końcu dotrzeć na miejsce, gdyż podwiózł ją elegancki dżentelmen, ale widać było po egzaminatorce, że uczennica straciła już kilka punktów na starcie. Prawie, prawie jej wyszło. I kolejne pieniądze trzeba będzie wydać na poprawkę.
Marzec 2017.
Minęło wiele miesięcy od ostatniej poprawki. Miesięcy podczas których jedynym towarzystwem Almy były jej książki. Wszystko wyszło na jaw. Nie musiała niczego potwierdzać, wystarczyło, że unikała ludzi i stwierdzili oni, iż jej milczenie oznacza potwierdzenie. Oficjalnie była odrzucona przez społeczeństwo szkolne. Marzenia się spełniają. Po takim czasie nie spodziewała się, że będzie zdawać egzamin z nikim znajomym. Miała rację — jej rówieśnicy albo się poddali, albo dawno mieli to z głowy. Ona pojawiła się wśród twarzy, które nie wiedziały jak reagować na jej osobę. Była jak niewygodna krewna, ale nikt nie mógł nic powiedzieć, bo w końcu to nie ich sprawa. Ku swojemu zdumieniu tym razem zdała wręcz świetnie. Mało tego, uzyskała tak dobry wynik, że mogła się starać o zdawanie teleportacji łącznej. Napędzona poprzednim sukcesem, zdecydowała się spróbować. I co? Okazało się, że zdała. Patrząc na wszystko obiektywnie, chyba jej się w końcu należało. Dwa dyplomy były jak dwie gwiazdki świecące na jej niebie podczas tego całego chaosu. Wychodząc, odważnym wzrokiem przesunęła po zebranych uczniach. Uniosła z dumą podbródek i wymaszerowała zamaszystym krokiem. Wydawało jej się, że przynajmniej tego dnia nikt nie zarzucał jej pytaniami na temat magazynu.
Cała rzecz działa się mniej więcej po skończeniu siódmej klasy. Lorraine pieczołowicie chodziła na wszystkie możliwe spotkania dotyczące nauki teleportacji, które odbywały się w Hogwarcie i czuła się w obowiązku dobrze opanować tę umiejętność chociażby ze względu na Florence. Planowały razem zamieszkać jak tylko Lora skończy szkołę, więc moment ten nadchodził nieubłaganie, a Puchonka bardzo chciała umieć się teleportować, ponieważ Florze nie udało się tego opanować. Teleportacja indywidualna nie sprawiała jej żadnego problemu i praktycznie za każdym podejściem udawało jej się pojawić w wyznaczonym w sali polu. Niestety wraz z tymi próbami mówiono jej, że były one chwiejne, nie do końca poprawne, że dziewczyna potrzebuje znacznie więcej skupienia, jeśli chciałaby podchodzić do egzaminu z teleportacji łącznej, chociażby po to, by nie narażać towarzyszącej jej czarownicy na niebezpieczeństwo w postaci np. rozszczepienia. Lorraine przyjmowała te uwagi do siebie i ćwiczyła w domu tyle, ile mogła, by w końcu za siódmym razem zachwycić egzaminatorów. Teleportacja łączna poszła jej również śpiewająco i to już za pierwszym razem! Jednak trening się opłacił.
Świtało. Puste przez ostatnie kilka godzin ulice Londynu powoli zapełniały się wszelkiego sortu ludźmi zmierzającymi w sobie tylko znanym kierunku. Światło słoneczne, jakby same dopiero budzące się z nocnego letargu, powoli opadało na miasto; mknąc nad dachami, sunąc między miejskimi uliczkami, odbijając się od tysięcy okien i ostatecznie tonąc w licznych kałużach. Padało. Eh. Obym się tylko nie ubrudził. Podirytowany chłopak przemierzał Abbey Wood ewidentnie przyspieszonym tempem, co jakiś czas nerwowo zerkając na zaklęty zegarek, który bezlitośnie odliczał kolejne minuty, sekundy i nanosekundy do rozpoczęcia kursu. Niczym błyskawica, przestrzelił obok Harrow Inn i zniknął w pobliskiej ciemnej uliczce, uważając przy tym żeby nie zmoczyć sobie eleganckiego stroju w jakiejś kałuży. Minął dwa kosze na śmieci po zachodniej stronie i biało-czerwone grafitti przedstawiające Margaret Thatcher z uciętą przez gilotynę głową. Obrócił się w stronę zachodniej ściany, wyjął różdżkę i wziął energiczny zamach. W ścianie budynku pojawiła się niewielka, zaokrąglona od wewnątrz wyrwa, mogąca pomieścić jedną osobę. Alistair wszedł w nią i natychmiast zniknął za ścianą, która zasklepiła się za nim.
Teleportacja. Teleportacja, psia mać. Że też mu się zachciało aurorowania. Nienawidził samej ideii teleportacji, chociaż nigdy jej nie doświadczył. I nie musiał, bo samo wyobrażenie tego doświadczenia powodowało w nim dreszcze. Więc dlatego, kiedy już faktycznie przystąpił do kursu, mu nie szło. To znaczy, z perspektywy normalnego kursu na teleportację, szło bardzo dobrze. Ale Crowley wiedział, że w przyszłości będą od niego wymagali teleportacji łącznej, więc zdecydował się zabrać za to od razu. Pech chciał, albo raczej tępy jegomość w ministerstwie chciał, że wymagania na samo przystąpienie do teleportacji łącznej były niebotyczne. Pomijając już samą trudność tej sztuki. Koniec końców, Alistair zamknął jeden z najbardziej traumatycznych etapów swojego życia po piętnastu próbach. I wyszedł zeń zwycięsko! Z papierkiem potwierdzającym zaznajomienie z tajnikami obu typów teleportacji.
Teleportacja. Dla niektórych bułka z masłem, a dla innych umiejętność, której nie uda się nigdy nauczyć. Fakt, że nie może zdać strasznie Calliope irytował, bo nie chodziło o to, że jest jakaś najgorsza, jej to po prostu wcale nie szło. Ćwiczyła, próbowała, starała się, jednak jej dalej jej wysiłki szły na nic. Z każdym kolejnym niezdanym egzaminem jej wiara w siebie spadała. Kiedy piąty raz weszła do sali, w której zdawało się egzamin na teleportacje widziała, jak ktoś z komisji wzdycha z trudem i czeka na to co nastanie. Trochę ją to wkurzyło, szczególnie że na prawdę dobrze szło jej prowadzenie mugolskich pojazdów, nawet namówiła tatę na zakup mugolskiego skutera, a nie mogła dać sobie rady z tak podstawową czynnością. Poczuła w sobie nową energię, jakby ktoś palnął ją w głowę i powiedział: "Nie załamuj się Calliopko, przed tobą jeszcze wielu, którzy nie zdadzą". Mocno zacisnęła pięści, zamknęła oczy i całkowicie wyciszyła. Cel - jej celem był kwadrat, który był namalowany na podłodze i w który miała się przeteleportować. Wola - przecież bardzo tego chciała i nie mogła dopuścić do tego, że straci kolejne galeony, ale i godność Namysł - od tego namysłu zaczęła ją boleć głowa, tak mocno się skupiała. I wreszcie znalazła się w innym miejscu. Otworzyła oczy w zdziwieniu i uśmiechnęła się pięknie. Komisja już tak zachwycona nie była, ale widziała te spojrzenia pełne ulgi, które wlepili w nią zaraz po tym, jak jej się udało. Najwyraźniej zapomnieli o teleportacji łącznej, no ale cóż, nie mogła ich za to winić. Potem przyszła teleportacja łączna i o dziwo też jej się udało, a nawet na to nie liczyła. I to za pierwszym razem. Obserwujący też byli w szoku, przecież poprzednim razem zdawała tak wiele razy. Ale cóż, tak właśnie było, a ona stała się z siebie dumna jak diabli.
Bastiana szlag jasny trafiał, kiedy musiał czekać jako uczeń na świstoklik do domu, stojąc jak kołek bezczynnie, podczas gdy jego ojciec w tym momencie mógł rozbijać sobie głowę o jakiś ostry przedmiot podczas wizji lub tracąc orientację wylatywać przez okno ich domu w Zurychu. Dlatego też Bas pierwsze co zrobił po ukończeniu siedemnastu lat to kurs na teleportację, żeby móc swobodnie przemieszczać się między Niemcami i Szwajcarią - co wcale nie było takie trudne, zważywszy na fakt, że większość czasu siedział w Rosenheim albo w Monachium, które nie dzieliła wielka odległość od jego rodzinnego miasta. Poszedł z taką determinacją, że zdał i dostał papier na teleportację indywidualną już za pierwszym razem, ale niedługo potem przyszedł problem siostry również uczącej się w Trausnitz i konieczność teleportacji wspólnej do domu w Zurychu. No... Co tu dużo mówić, ze dwadzieścia razy chodził zdawać, aż zaczął zbijać piątkę z panią recepcjonistką, ale poddać się nie poddał. W końcu zdał i zły na czym świat stoi, że przewalił tyle hajsu na jakąś głupią teleportację, którą przecież umiał (taaa... po tylu egzaminach to był już teleportacyjnym guru i mógł pisać z niej doktorat, ale stracone ponad sto galców mogło pójść na cokolwiek innego), zdał łączną za drugim podejściem.
indywidualna: (pierwsze, darmowe) - 5,3,2 (22, niedarmowe) - 6,5,4 łączna: (za drugim podejściem) - 6,6,1