Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Cel. Wola. Namysł. Ogólnie teoria była całkiem zrozumiała i na pewno nie skomplikowana. Ale przełożyć to cholerstwo na praktykę wymagało już większego skupienia. Jak ja nie znoszę tej zasranej teleportacji. Niestety trzeba przyznać, że się to czasem przydaje, więc licencję trzeba mieć. No bo jak to tak czarodziej bez licencji na teleportację. Więc się w końcu zdecydowałam. Ćwiczyłam i ćwiczyłam. Dłużej mi to zajęło niż nauka gry na pianinie, to na pewno. W każdym razie zjawiłam się na pierwszym (z wielu) moim egzaminie, cała zestresowana, bardziej niż przed publicznym śpiewaniem. Najbardziej bałam się, że tak spieprzę sprawę, że się rozszczepię. I chyba za bardzo się skupiłam na tej myśli, bo zjebałam tak dramatycznie, że musieli mi palce doczepiać. Więc się cholera zraziłam do tej całej teleportacji i pomyślałam sobie, że to walę i nie będę miała żadnej licencji. Ale kiedy zdążyłam już zapomnieć, jak to jest żyć chwilę bez palców, to wróciłam na egzamin. I za drugim razem było już cudownie. W sensie, udało mi się to zdać. Więc wyszłam z papierkiem w ręku i uśmiechem na ustach, jakby to był pierwszy raz. Nie był to jednak idealny pokaz teleportacji, więc zjawiłam się tam jeszcze kilka razy (szalona), żeby mnie dopuścili do teleportacji łącznej. Stwierdziłam, że jeśli mam to kiedyś zrobić, to najlepiej od razu, bo później jeszcze bardziej mi się nie będzie chciało. Na całe szczęście teleportację łączną zdałam już za pierwszym razem. Chyba nabrałam wprawy przez te liczne powtórzenia teleportacji indywidualnej. Albo nie chciało im się mnie więcej oglądać, więc dali mi ten papierek. Chociaż wydawało mi się, że całkiem nieźle mi to wyszło. Przynajmniej mój partner nie skarżył się, że brakuje mu jakiejś części ciała. Mam nadzieję, że go przy tym nie wykastrowałam. No, pewnie nigdy się nie dowiem.
Młody, bardzo nieurodziwy mężczyzna wkroczył mężnie do sali, gotów zdać test. Był pewny siebie. Podbródek miał wysoko uniesiony. Chude ramiona wyprostowane, pierś wysunięta dumnie do przodu. Podchodził trochę arogancko do zadania, ale taki miał wówczas charakter. Wysłuchał jednym uchem zasad, warunków, ostrzeżeń, niecierpliwiąc się wobec nudnej paplaniny staruszka. Słyszał tę przemowę innymi ustami, od uczniów, których osobiście przepytał gdy tylko zdali test na kurs. Mógł się wówczas wcześniej przygotować. I czuł się przygotowany. Zamknął oczy i skoncentrował się maksymalnie. Wiedział, że mu się uda. Był pewien, że mu się uda. Udało się, ale nie było to tak bezbłędne jakby się spodziewał. Uzyskawszy reprymendę od egzaminatora za pychę i arogancję, wyszedł. Ale zaświadczenie miał! To się liczy. [zt] 5+4+4 :/ Jednego brakowało XD
Wiadomym było, że zaraz po ukończeniu 17 lat Rakel zapragnie od razu wyrwać się do Ministerstwa zdać egzamin z teleportacji. W napięciu oczekiwała przerwy świątecznej, nie chcąc przegapić dnia nauki, taka z niej była proszę państwa pilna uczennica. Dziarskim krokiem wkroczyła do Ministerstwa, dumnie się prostując i wysoko uniesioną głową. Pewność siebie to pierwszy krok do sukcesu! I Halevi głęboko w tę zasadę wierzyła, w końcu jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Czekając w kolejce jednak na swoja koleje zaczęła nieco się denerwować, nie był to paraliżujący strach, jednak lekki skurcz w brzuchu odczuwała. W końcu nadeszła i jej kolej. Wzięła głęboki oddech i weszła do sali. Wymieniła parę zdań z egzaminatorem, po czym zacisnęła palce na swojej różdżce. Za cel obrała sobie korytarz. Chciała pojawić się przed drzwiami i zrobić wielkie wejście, heja! Cała Rakel. Jednak ta przesada nieco ją zgubiła, już ucieszona jak to przepięknie wypadnie, nie skupiła się tak mocno jak powinna i, co prawda teleportowała się, ale zamiast przed drzwiami wylądowała na nich. Walnęła czołem w drewno i wleciała do środka. Egzaminator parsknął śmiechem i chyba tylko dlatego zaliczył dziewczynie egzamin. Ściskając papier z zaliczeniem, nieco zażenowana, ale głównie szalenie z siebie dumna (dopiero potem będzie sobie pluła w brodę, że jeszcze czeka ją tyle pracy na łączną) wyszła z Ministerstwa gotowa obalić z tej okazji obalić z ojcem całą butelkę eggnoga!
Najwyższy czas, żeby nauczyć się teleportacji. W końcu ukończyłem siedemnaście lat, więc najwyższy czas podjąć jakiegokolwiek działania. Przystąpił do egzaminu, był pewny, że mu się uda. Może za bardzo na siebie polegał? Może za bardzo w siebie wierzył? Ale było kompletnie inaczej, po wywołaniu jego nazwiska wszedł do środka. Egzaminator przeszył go wzrokiem od góry do dołu kiwając lekko głową na przywitanie. Zabrałem się za robotę, jednakże kompletnie mu się to nie udało. Cholera. Na szczęście się nie rozszczepił, a naprawdę mało do tego brakowało. Popatrzył lekko przerażony na egzaminatora i uśmiechnął się ponuro opuszczając salę. 3+1+3=7
Czerwiec 2013 Ministerstwo Magii.
Kolejny rok. Uczył się dość konkretnie, ażeby tym razem jednak nauczyć się tej teleportacji. Przydałaby się. Maxa jest wszędzie pełno więc z pewnością dla niego byłoby to idealne rozwiązanie na niektóre zdarzenia. Zawsze mógłby być na czas i na żadne spotkania się nie spóźniać, bo niekiedy naprawdę miał z tym problem. A jednak słynął z tego, że nigdy nikogo nie olał i zawsze znajdował się na miejscu mimo iż kilka minut czy też godzin się spóźniał, a to, że ktoś tam na niego nie czekał tyle ile powinien to już nie jego problem, nie? Wkroczył pewnym krokiem, na pewno pewniejszym niż w poprzednim roku do sali i spojrzał egzaminatora, o wiele pewniej niżeli rok temu. Przymknął oczy i naprawdę się skupił i udało się. Zniknął i pojawił się w tym samym pomieszczeniu, ale w drugim końcu. Potrafił się teleportować i był bardzo z siebie dumny, że podołał. Szkoda, że nie za pierwszym razem, ale zawsze to coś, nie? Uśmiechnięty od ucha do ucha pożegnał się z egzaminatorem i opuścił salę. 1+6+3=10
Teleportacja jak można jej nie mieć? Była przecież prawdziwą czarownicą, a uznała, że to jest naprawdę bardzo dobre rozwiązanie na wiele problemów, które bądź co bądź niekiedy się zdarzają. Była pilną uczennicą i miała nadzieję, że bez większych problemów będzie godna nauczyć się teleportacji. Stwierdziła, że to najwyższy czas, bo jednak teleportacja była dopiero od siedemnastego roku życia więc postanowiła po prostu dłużej nie czekać, bo i na co i po co? Przecież nikt tego za nią nie zrobi, a jednak chciała się jakoś dokształcić. Wiedziała, że jej się uda, bo przecież była animagiem, więc teleportacja przy nauce animagii to można powiedzieć jest pryszcz. Weszła do sali i westchnęła. Czy była wystraszona? Może i tak. Li była jednak bujną uczennicą i jakikolwiek egzamin bardzo ją stresował, ale postanowiła się opanować, bo jednak w teleportacji jest to bardzo ważne. Przynajmniej tak wyczytała z niektórych książek, które często przeglądała z czystej ciekawości. Spróbowała pod okiem egzaminatora. Udało się. Zniknęła, ale pojawiła się dosłownie za drzwiami sali w której przed chwilą była. Może to nie było zbyt idealne, ale jednak jej się udało. Wchodząc z powrotem do sali egzaminator widząc zmęczenie na jego twarzy po prostu dał jej spokój i przepuścił ją dalej. Więc jednak udało jej się. Uśmiechnięta wyszła z sali i udała się we własnym kierunku.
Nie ma co ukrywać, Lincoln stresował się. Teleportacja ciała w dowolne miejsce nie należała do łatwych rzeczy. To bardzo złożony proces, niezwykły do opanowania. Faktu nie ułatwiał ostatni list ojca. Nigdy nie potrafił zaakceptować umiejętności teleportacyjnych wokół siebie. O ile tolerował magię i jej efekty, zieleniał z zazdrości widząc pokaz teleportacji. To matka kilkakrotnie się tak przemieszczała, i za każdym razem ojciec dostawał szału. Mugolaki nie potrafią zrozumieć pewnych rzeczy. Lincoln zaś nie zamierzał z tego powodu rezygnować. Nie uzyskał życzeń powodzenia ze strony rodziców, więc musiał zmierzyć się z tym sam. Pocieszała go myśl, że za drzwiami stała Venus i Panda, obie z mocno zaciśniętymi kciukami. Kochane dziewczęta! Egzamin... cóż, dobrze, że nie doszło do rozszczepienia. Lincoln był zestresowany bardziej niż przypuszczał. Gdy nadszedł kulminacyjny moment przekładania ciała we wskazany cel, do jego umysłu dostał się obraz skwaszonego ojca i dlatego werdykt egzaminu nie był zbytnio zadowalający. No nic, Lincoln przyjął ostrzeżenia i uwagi egzaminatora z powagą. Wziął sobie do serca. Świstek papieru ciążył mu w dłoni. Najważniejsze jednak, że się udało!
Tego dnia wszyscy uczniowie siódmej klasy wcześniej skończyli lekcję. Nauczyciele chcieli umożliwić zdawanie już teraz egzaminu na prawo teleportacji tym z uczniów, którzy ukończyli już 17 lat. Było to dość niecodzienne, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę zbliżające się wielkimi krokami owutemy. Peter nie był jednak pewny, czy jest na to w stu procentach gotowy. Jakimś cudem udało mu się do tej pory nie rozszczepić na szkoleniu, jednak idealna teleportacja też mu jeszcze nie wyszła. Uznał jednak, że zawsze warto spróbować i zdecydował się podejść do egzaminu. Gdyby nie teraz, musiałby czekać jeszcze kilka miesięcy, a zbierał na własne mieszkanie i nie chciał wydawać zbyt dużo pieniędzy. Poszedł zatem razem z innymi uczniami do ministerstwa na egzamin.
Egzaminatorzy wzywali ich pojedynczo, w kolejności alfabetycznej. U Petera wzmogło to jedynie nerwy. Przecież mam nazwisko na B... Na egzamin uczniowie wchodzili trójkami. Zanim wywołano Browna, trzy trójki były już po egzaminie. Wszyscy kręcili głowami z niezadowoleniem, kiedy wyszli z powrotem na korytarz. O Merlinie, czy ten egzaminator jest takim zwyrodnialcem...?
W końcu, nadeszła pora na Browna. Przeszedł przez drzwi departamentu razem z dwójką innych uczniów. Czekało na nich trzech egzaminatorów, podszedł zatem do jednego. Był to stary, łysy czarodziej, uznał zatem że starsi egzaminatorzy będą łagodniejsi, bo młodzi zapewne będą chcieli się "wykazać"...
- Dzień dobry. - przywitał się, starając się zachować spokój i zimną krew. Egzaminator uścisnął mu rękę. - Dzień dobry, panie Brown. Ja nazywam się Victor Sanguin i przeprowadzę z panem egzamin. Czy jasne i zrozumiałe są dla pana zasady przeprowadzania egzaminu na prawo teleportacji? - odpowiedział stary czarodziej tak szybko i płynnie, jakby całą tę formułkę nie tylko znał na pamięć, ale rzadko wypowiadał słowa inne jak te... - Tak, zrozumiałe - odpowiedział Brown.
Teraz już nie było odwrotu. Rozpoczął się egzamin. Na podłodze wymalowane były dwie obręcze. W jednej Brown miał stanąć, do drugiej- przenieść się używając teleportacji. Miał do wykorzystania trzy próby. Całą siłą woli skupił się na celu teleportacji, po czym zamknął oczy i obrócił się w miejscu. Jedyne co się stało, to potknął się o własne nogi i przewrócił. Pierwsza próba nieudana. Spróbował po raz drugi. Tym razem udało mu się zniknąć z obręczy, ale pojawił się nie w drugiej z nich, ale kilka stóp od niej. Wreszcie przyszła trzecia próba. Brown stanął pod ogromną presją- jeśli teraz się nie uda, wszystko stracone... Obrócił się w miejscu po raz trzeci. Zniknął. Pojawił się w drugiej obręczy. Udało się...
Stary czarodziej, który przeprowadzał egzamin podszedł do niego, a samonotujące pióro już skrobało po kawałku pergaminu unoszącym się przy łokciu egzaminatora.
- No dobrze, panie Brown... Powiedzmy, że popełniał pan błędy, ale nie były to takie błędy, które poskutkowałyby negatywnym wynikiem egzaminu, w związku z czym zaliczam panu egzamin. Nie mniej, powinien pan jeszcze trochę poćwiczyć. Proszę nie teleportować się też na zbyt duże odległości i...
Ale Brown już go nie słuchał. Był uradowany tym, że jednak udało mu się zdać za pierwszym podejściem. Odebrał tylko upoważnienie i wyszedł z sali będąc w stanie nieziemskiej euforii.
Teleportacja z pewnością ta umiejętność będzie dla niego przydatna, może nie tak do końca, ale jednak znajomi zaczynali się tutaj pojawiać, ażeby ją zdać i bez żadnych problemów się teleportować, dlatego też i Kieran postanowił dzisiejszego dnia udać się do Departamentu Transportu Magicznego, ażeby spróbować swoich sił. No trochę by było kiepsko, gdyby uczeń w wieku siedemnastu lat nie potrafił się teleportować, prawda? To była bardzo potrzebna rzecz. Sao wraz z Yv tłumaczyły mu jak to tak naprawdę uczynić i postanowił spróbować swoich sił. Wszedł do sali gdzie zauważył jakiegoś faceta. On chyba miał wydać na niego wyrok czy zdał czy też nie. Dlatego też nieco się podlizując kiwnął mu głową na powitanie. Ten jednakże bez żadnego wyrazu twarzy patrzył na niego, niczym jakaś mumia. Może to posąg? Jednakże po chwili czasu machnął na niego ręką, pewnie dlatego aby chłopak się nieco pośpieszył w swoich działaniach, dlatego Kieran też bez zbędnych ceregieli postanowił spróbować swoich sił. I udało się, co prawda nie była to idealna teleportacja, ale udało mu się przenieść się w inne miejsce w pokoju. Odetchnął z ulgą, widząc dziwny wyraz uśmiechu na twarzy mężczyzny zrozumiał, że chyba zdał, a gdy ten mu to oświadczył dopiero mógł odetchnąć i wypuścić z piersi nabyte powietrze. Najwidoczniej pan Horan nieco się stresował.
3+3+4=10
Aiden Mograine
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wypalony numer 158263 na prawym przedramieniu, leworęczność
Po spełnieniu wymogu 17 lat nie mógł się doczekać podejścia do egzaminu na teleportację. Co prawda mógł to zrobić pół roku wcześniej, ale wolał najpierw ukończyć szkołę i dopiero wtedy zająć się przygotowaniem do egzaminu. Tak czy siak w szkole ten sposób komunikacji był zabroniony więc nie było potrzeby nagłego zdawania. W dniu swojego egzaminu po raz pierwszy odwiedził Amerykańskie Ministerstwo Magii. Jakimś cudem odnalazł odpowiednią salę i stanął w kolejce. Kiedy nadeszła jego kolej i otrzymał zgodę od znudzonego egzaminatora skupił się na trzech zasadach: celu, woli i namyśle. Jego cel był parę metrów dalej, wolę do teleportacji miał a namysł...o czym miał myśleć? Nie mogąc wymyślić nic sensownego zrobił głupią minę, zamknął oczy i steleportował się parę centymetrów od wskazanego miejsca. Egzaminujący machnął ręką, mruknął pod nosem "przynajmniej się nie rozszczepił" i poinformował o pozytywnym ukończeniu egzaminu. Ucieszony Mograine odebrał swój dyplom i ruszył do do znienawidzonego sierocińca.
W ostatnim tygodniu wakacji panicz Hamilton postanowił przystąpić do egzaminu z teleportacji, do którego pilnie przygotowywał się przez całe wakacje pod czujnym okiem ojca. Bardzo mu zależało na zdaniu tego egzaminu, gdyż umiejętność teleportowania się znacznie ułatwiała życie i pozwalała zaoszczędzić mnóstwo czasu. Po długich i wytrwałych przygotowaniach przybył do ministerstwa, stanąwszy przed komisją złożoną z trzech starszych, doświadczonych czarodziejów, którzy kazali mu zaprezentować swoje umiejętności, co poszło mu nad wyraz łatwo. Bez najmniejszego problemu skupił swój umysł na obranym celu, czyli miejscu do którego miał się przeteleportować, co uczynił z łatwością. Egzaminator pogratulował mu, wręczając certyfikat. Chłopak był tak uradowany zdanym egzaminem, że nie wiedział jak mu dziękować i z wielką radością wybiegł z sali na korytarz, gdzie czekał na niego ojciec, ściskając w ręku otrzymany dokument, potwierdzający zdanie egzaminu.
Kurs na teleportację indywidualną Ministerstwo Magii, Londyn, 30 sierpnia 2004r.
Siedemnastoletni Krukon wkroczył pewnym krokiem do sali, zerkając na egzaminatora. Nie bał się. Opanował umiejętność teleportacji indywidualnej wprost do perfekcji. Co prawda z książek tej umiejętności nauczyć się nie dało, ale te bardzo mu pomogły. W końcu gdyby nie one, mógłby mieć problemy. Zawsze ufał książkom, robił to od dzieciństwa, kiedy to podkradał książki o fantastycznych zwierzętach ojcu. Pierwszą, którą złapał w swoje małe, trzyletnie łapki były Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera, który całkiem szybko stał sie jego idolem. Nie takim jak jego własny ojciec, ale... W każdym razie, gdy Matthew był dzieckiem, ojciec opowiadał mu, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym będzie musiał nauczyć się teleportacji, ponieważ jest to bardzo przydatna umiejętność, bla bla bla, uważaj, żeby się nie rozszczepić bla bla bla. Wiadomo, że pięcioletni, ciekawy świata i jego uroków dzieciak niekoniecznie słuchał ojca, ale z czasem, po kilku latach słyszał o teleportacji coraz więcej, aż w końcu w szkole urządzone zostały zajęcia z ćwiczeń. Już wtedy szło mu dobrze, ale nie tak dobrze jak po sobie oczekiwał. Cóż, zawsze stawiał sobie poprzeczkę dosyć wysoko, bez względu na wszystko. Nawet największe przeciwności losu nie mogły go powstrzymać. Gdy w końcu nadeszły jego siedemnaste urodziny, a co za tym idzie także egzamin, cieszył się jak dziecko. Był zdenerwowany, ale się cieszył i przepełniała go pewność siebie, której zwyczajnie nie potrafił powstrzymać. Addie powtarzała mu, że nie zda, że przyniesie hańbę rodzinie i mama nie będzie dumna, patrząc na niego z góry, ale on miał to wszystko gdzieś. No, może nie to, że mama nie byłaby dumna, bo wciąż minęło zbyt mało czasu od jej śmierci. Słysząc słowa egzaminatora, odetchnął z ulgą i skupił się na zasadzie ce-wu-en. I wyszło mu to wręcz idealnie, bo już po krótkiej chwili znalazł się w wyznaczonym przez mężczyznę miejscu. Uśmiechnął się od ucha do ucha, a w jego policzkach pojawiły się nieznaczne dołeczki. Dawno się nie uśmiechał. Jednak, gdy dostał dyplom ukończenia kursu, niemalże wybiegł z sali, skakając ze szczęścia. Na tę krótką chwilę zapomniał o tym, że właściwie niedawno stracił matkę, która zachorowała na smoczą ospę...
suma kostek: 17
Kurs na teleportację łączną Brytyjskie Ministerstwo Magii, 31 sierpnia 2004r.
Zapeszył. Niesamowicie zapeszył swój egzamin na teleportację łączną, który zdawał zaledwie dzień po egzaminie na teleportację indywidualną. Kompletnie go zawalił, głównie przez swoją pewność siebie. Podszedł do niego na zbyt wielkim luzie i to... No cóż. Zgubiło go. Wszedł do sali pewnym, zdecydowanie zbyt pewnym krokiem. Był gotowy. Jak się jednak okazało po tym, jak zapewnił miłą i przerażoną panią z Ministerstwa, że jest bezpieczna, wcale nie był gotowy. Oboje prawie się rozszczepili, ponieważ niewystarczająco się skupił. Wyszedł z sali ze spuszczoną głową, ale był w stu procentach pewien tego, że jeszcze tam wróci. Jeszcze to zda, jeszcze dostanie kiedyś dyplom...
kostki: 1, 3, 5
28 czerwca 2005r.
I wrócił. Tym razem jednak wcale nie był pewien swoich umiejętności. Przez cały rok szkolny w przerwach między nauką, lekcjami a spotkaniami z przyjaciółmi czytał o skutkach złej teleportacji i rozszczepieniu. Stając do egzaminu po raz drugi, bał się, że zostanie bez ręki, wykrwawi się i nic z jego ambicji dotyczących przyszłej kariery nie wyjdzie. Było to... Niezwykle możliwe, ale cholera, panikował aż za bardzo. Gdy miał się teleportować, skupił się dostatecznie, ale przeteleportował się w zupełnie inne miejsce niż powinien. Przeklął w myślach i znowu pomyślał o tym, że powinien coś zmienić. Zmienić swoje podejście, taktykę. Żeby matka była dumna, żeby ojciec mógł się chwalić, że ma wybitnego syna, który potrafi przeteleportować sie nie sam, a z kimś! Naprawdę tego chciał...
kostki: 1, 1, 1
15 sierpnia 2005r.
...dlatego też podszedł do egzaminu po raz trzeci. Miał nadzieję, że tym razem sprawdza się słowa "do trzech razy sztuka" i uda mu się zdać egzamin z pozytywnym wynikiem. Musiał przed wyjściem z domu wypić herbatę na uspokojenie, bo był cały w nerwach. Obawiał się tego egzaminu nawet bardziej niż OWuTeMów. A te egzaminy przecież były okropnie wyczerpujące dla każdego ucznia siódmej klasy... Co prawda czekały go dopiero za niecały rok, ale on myslał o nich od piątej klasy. Tak jak zresztą o tej piekielnej teleportacji. Może i z indywidualnej zdał za pierwszym razem, ale ta łączna... Była dla niego istnym utrapieniem, naprawdę. Jednak wchodząc do sali, poczuł spokój. Skupienie i błogi wręcz spokój, który pomógł mu się skupić, pomógł mu upewnić się, że jest w stu procentach skoncentrowany. Gdy wylądował z tą przerażoną kobietą we właściwym miejscu, uśmiechnął się tylko lekko, idealnie ukrywając to, że lekko zakręciło mu się z tego wszystkiego w głowie. Uff. Zdał. Dzięki Merlinowi. Ojciec mógł być z niego w końcu dumny...
kostki: 2, 6, 5 (zdane, w sumie 13!)
edit, bo zepsułam i zapomniałam o łącznej :-O
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
TELEPORTACJA INDYWIDUALNA (VII KLASA) Ezra, który zawsze przemieszczał się wszędzie dzięki sile własnych nóg, trochę obawiał się przystąpienia do egzaminu z teleportacji. On nawet miotły za bardzo nie używał! Można było z niej spać, połamać się... A przy teleportacji rozszczepić. To on już chyba wolał sobie godzinkę pociągiem jechać. Ostatecznie jednak stwierdził, że warto nabyć taką umiejętność. Tak na wszelki wypadek, gdyby znalazł się w absolutnie kryzysowej sytuacji. No bo jak to w ogóle wyglądało? Czarodziej, a takiej podstawowej umiejętności nie zdobył? Ezra nie pamiętał swojej drogi do Departamentu Transportu Magicznego - w jego umyśle była czarna dziura w akompaniamencie ogromnych nerwów. W pomieszczeniu znalazł się zdecydowanie zbyt wcześnie. A może mógłby jeszcze ten rok przeczekać? Egzaminator, choć wyglądał na odrobinę znudzonego, swoim przyjacielskim sposobem bycia dodał Ezrze trochę otuchy. Pewnie mężczyzna już nie raz spotykał się z takimi przypadkami. Ezra odetchnął, starając się oczyścić umysł. Cel, wola, namysł. Tylko to się liczyło. Tylko to miało znaczenie. Cel znajdował się zaledwie kilka metrów przed nim. Tyle osób robiło to przed nim, dlaczego zatem on miałby nie podołać? Clarke mocno się skupił i już kilka chwil później wychodził z budynku z papierkiem potwierdzającym jego zdolności w ręku oraz wciąż pobrzmiewającymi w głowie pochwałami. Ezra pokręcił głową, śmiejąc się radośnie. Jak to się stało? Tak po prostu? Pierwsza próba i dziekujemy, egzamin zdamy w pięknym stylu? I czym on się tak stresował?
3,6,6 = 15
TELEPORTACJA ŁĄCZNA (I STUDENCKA) W pewnym momencie swojej edukacji Ezra stwierdził, że może jednak potrzebuje czegoś więcej. Skoro tak ładnie poszedł mu egzamin na teleportację indywidualną, dlaczego nie mógł spróbować poszerzyć swoich kompetencji? Ezra zdecydowanie był zwolennikiem stałego rozwoju, a to był kolejny punkt na jego drodze edukacji. Poza tym, stawał się coraz starszy, a teleportacja łączna bywała bardzo pomocna przy młodszych osobach. Pierwsze podejście tym razem nie było tak idealne i przelękniona pani z Ministerstwa faktycznie miała prawo tak się czuć. Ezra bardzo grzecznie ją za to przeprosił, zapewniając, że kiedy przyjdzie tu znowu, będzie lepiej przygotowany i odbędzie się już bez takich komplikacji. I rzeczywiście, kiedy Ezra kilka tygodni później przekroczył próg sali egzaminacyjnej, czuł się lepiej. Wiadomo, wątpliwości wciąż się pojawiały, ale Ezra wiedział, że należy wierzyć w swoje umiejętności. Inaczej niczego w życiu by nie zrobił, a tak... A tak był dumnym posiadaczem dyplomu przyzwalającego mu na dokonywanie teleportacji łącznej.
Boo nie poszedł na egzamin z teleportacji zaraz po ukończeniu siedemnastego roku życia - zupełnie się wtedy nie nadawał do wychodzenia z domu. Siedział nad książkami, wypytywał rodziców, ale sam nie miał najmniejszego doświadczenia w sferze teleportacji. Pamiętał, że raz świstoklikiem zabrano go do szpitala, ale był wtedy bardzo chory i wolał nie polegać na swoich wspomnieniach przepełnionych majaczeniem spowodowanym gorączką. Teraz jednak był już dorosły, był samodzielny i chodził do Hogwartu! Teleportacja była jedynie kolejnym punktem na liście rzeczy, które chłopak chciał osiągnąć. Jako młody student Hufflepuff nie wyobrażał sobie żmudnego spacerowania po Hogsmeade, czy łapania czarodziejskiego autobusu aby dostać się na ulicę Pokątną. Bał się panicznie i kiedy dotarł do Departamentu Transportu Magicznego, serce waliło mu jak oszalałe. Poważnie zastanawiał się, czy nie lepiej się wycofać i spróbować kiedy indziej - rzecz w tym, że był pewien, że jak teraz stchórzy, to nie zdobędzie się na powtórkę z rozrywki. Spanikowany zupełnie zapomniał o tym ile się przygotowywał... Kiedy nadeszła jego kolej, nie marzył o niczym tak mocno jak o ucieczce. Prawdopodobnie przez ten stres dokonał drobnej pomyłki i chociaż niby nic się nie stało, a teleportacja się udała, to egzaminator na szczególnie szczęśliwego nie wyglądał. Boo czekał na oficjalny wynik, wyłamując sobie palce ze zdenerwowania. Zdał, ale ledwo (czym pewnie lepiej się nie chwalić). Dostał jednak radę, aby z teleportacją łączną się nie spieszył...
Teoria była prosta a i ćwiczenia wychodziły Dove w miarę dobrze. Kiedy przyszedł dzień egzaminu dziewczyna weszła do pokoju z uśmiechem na ustach – tak jakby pozytywne myślenie i wesoły wygląd miały jakikolwiek wpływ na jej cel, wolę i namysł. – Dzień dobry! - Puchonka powiedziała i po chwili która przeznaczona była na biurokrację Dove stanęła przed egzaminatorem.
Mężczyzna się nie uśmiechnął, tylko machnął od niechcenia ręką. Czarownica fuknęła cicho ale szybko potrząsnęła głową i skoncentrowała się na tym co było ważne. Na celu (był nim okrąg w drugiej części sali), potem na woli i namyśle. Kiedy poczuła, że bardziej skoncentrowana być nie może, poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i po chwili stała w drugim okręgu. Było to tak niespodziewane że Dove straciła równowagę i stopą prawie wyszła po za okrąg.
Ale wydawało się że tyle wystarczyło.
Czarodziej za biurkiem skinął głową i pomachał papierkiem, który Dove szybko chwyciła i wybiegła z sali.
Teleportacja indywidualna Ministerstwo Magii w Berlinie, rok 1998
Egzamin traktował w charakterze narzuconego przymusu - podobnie jak mająca go oceniać osoba. Nic dziwnego, że Bergmann nie był nastawiony zbyt pozytywnie - niemniej zdawał sobie rzecz jasna sprawę, jak przydatną, niemalże niezbędną jest umiejętność teleportacji - dlatego z taką determinacją oraz perfekcjonizmem dążył do swego celu. Za pierwszym razem nie poszło mu idealnie, nie na tyle, aby był w stanie przystąpić do egzekwowania teleportacji łącznej, którą również miał zamiar zdać z pozytywnym efektem. Nieomal się nie rozszczepił; najwyraźniej skoncentrowanie swojej osoby na celu, z czym wiązała się wola oraz odpowiednim namyśle nie było wystarczające. Drugie podejście - niestety - okazało się całkowitą porażką. Całe szczęście, po kolejnych kilku tygodniach udało mu się rozwinąć tę zdolność oraz wykonał przydzielone zadanie bez najmniejszych problemów.
za pierwszym 11 za trzecim 15
Teleportacja łączna Ministerstwo Magii w Berlinie, rok 1999
Teleportacja łączna okazała się znacznie większym wyzwaniem, niż przewidywał - podchodził do niej jak zawsze pewny i owa pewność, po raz kolejny wydawała się być dla Bergmanna zgubna; pierwsze cztery próby okazywały się porażkami, z których odchodził z coraz to większą wściekłością. Zmobilizował się jednak i po kolejnych tygodniach, nie miał zamiaru ewidentnie dać za wygraną - wiedział, że prędzej czy później (zwłaszcza, że wówczas rozważał karierę nauczyciela) umiejętność ta może się okazać przydatna. Dopiero za piątym podejściem, wynik egzaminu był pozytywny - odszedł, czując wyraźną ulgę po przeskoczeniu kłód nieustannie rzucanych pod jego nogi. Egzamin akurat dla niego był trudny, lecz skoro udało się dopracować teleportację - nie miał już potem z nią żadnych problemów.
Maximilian dzień po przekroczeniu magicznej pełnoletności udał się na egzamin do Departamentu Transportu Magicznego - teleportacja wydawała mu się jedną z najpotrzebniejszych umiejętności czarodzieja, dlatego ukończywszy kurs z nadzieją przystąpił do zaliczenia. Podczas kursu szło mu dosyć dobrze, miał więc nadzieję, że uda mu się również na egzaminie. Był lekko poddenerwowany, ale w głowie wciąż brzmiało mu cel, wola, namysł i starał się myśleć i skupiać tylko na tych trzech elementach. Po opuszczeniu sali przez osobę poprzedzającą Maxa chłopak pełen nadziei, ale i ze sporym stresem wszedł do sali. Przywitał się z egzaminatorem i przyszedł czas pokazania, czego się nauczył. Kości: 3, 5, 2 Wola nie zawiodła, miał jej bardzo wiele, jednak ze stresu pozostałe elementy lekko zaszwankowały. Przeniósł się jednak we wskazane miejsce, mając świadomość, że najlepsza teleportacja to nie była. Spojrzał ze strachem, ale i nadzieją na egzaminatora, a ten bąknął coś o średnich umiejętnościach, ale egzamin zaliczył - przed teleportacją łączną będzie musiał jeszcze trochę poćwiczyć, ale na razie indywidualna w zupełności mu wystarczy - cieszył się, że za pierwszym razem zdał i zadowolony wrócił do szkoły.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Dreama stwierdziła, że do tematu teleportacji podejdzie na luzie. Prawie całkowicie się nie przygotowywała, jedynie notując w główce, że ma się skupić i dużo myśleć o miejscu w którym ma się pojawić. Typek, który ją sprawdzał chyba widział, że podejście to ona ma bardzo wywrotowe, bo całkowicie się nie stresuje i właściwie podchodzi do tego testu jakby nie mogło jej się nic stać. Nie wzbudziła w nim specjalnego podziwu, była kolejnym nudną nastolatką, która miała zdać egzamin i wrócić do domu. Nie uśmiechała się nawet za bardzo, powiedziała tylko krótkie dzień dobry i od razu przeszła do testu. Skupiła się trochę bardziej niż zwykle, myśląc o miejscu i o tym, jak bardzo chce się w nim znaleźć, na chwilę rozproszyła ją jakaś drobnostka. Zobaczyła różowe włosy na głowie Maxa i prawie śmiechła. Na szczęście teleportacja się udała. W miarę. No prawię się rozszczepiła, ale egzaminator przyznał jej licencję na teleportację. Może i tylko indywidualną, ale Dramie nic więcej nie było potrzebne.
Claude zdawał egzamin na teleportację razem ze swoimi kolegami z roku, gdy tylko skończyli siedemnaście lat. Mieli w szkole odpowiednie zajęcia przygotowujące do egzaminu, również mieli możliwość kilkakrotnie poćwiczyć samodzielnie pod nadzorem któregoś z nauczycieli w jakiejś wyznaczonej sali, z której zdjęto barierę ochronną. Szło mu miernie, prób udanych było nieco mniej w ogólnych statystykach, ale był pozytywnie nastawiony - jak zwykle zresztą. Szkoda tylko, że jego pozytywny nastrój nie udzielił się egzaminatorom, którzy stwierdzili jednak, że zabrakło mu nieco siły woli i namysłu, by ostatecznie przenieść się do celu, skutkiem czego była zupełnie nieudana teleportacja niosąca zagrożenie rozszczepienia. Odesłano go tego dnia z kwitkiem, każąc wrócić, gdy będzie bardziej przygotowany. Ten czas nadszedł już pół roku później i tym razem bez problemu udało mu się przetransportować samego siebie w sali egzaminacyjnej. Komisja uznała, że zasłużył na swój dyplom, lecz zabroniła podchodzić mu do egzaminu z teleportacji łącznej, uznając jego umiejętności za niewystarczające. Oczywiście nie chcieli narażać tej biednej pani, która musiała poświęcać swoje zdrowie i na pewno mocno już zszargane nerwy, służąc jako osoba do ćwiczeń. Claude i tak machnął na to ręką, dla niego liczyło się to, że legalnie może się teleportować!
Clary od tygodnia nic nie jadła. Teleportacja była dla niej bardzo ważna. W końcu jaki czarodziej nie chciałby się teleportować. Bała się, że jej się nie uda a przecież mama tak naciskała na ćwiczenia. W dzień egzaminu Clary chodziła jak na szpilkach. Nie mogła znaleźć sobie miejsca i była blisko od rozerwana siebie na strzępy. Płakała co chwilę jednak wiedziała, że musi się wziąć w garść jeśli chce to wszystko zdać ładnie i pięknie. Przyszła we wskazane miejsce gdzie miał odbywać się egzamin i zaczęła spoglądać na inne osoby, które również chcą zdać egzamin z teleportacji. Widziała, że większość była w gorszym stanie niż ona więc nawet się uśmiechnęła. Stanęła na poboczu nie chciała z nikim rozmawiać, bo wiedziała, że to ją tylko zdekoncentruje. Gdy osoba odpowiedzialna za egzamin wyszła i zaczęła wpuszczać uczniów Clary myślała, że jej serce zaraz wyskoczy i sobie gdzieś pobiegnie. No ale cóż teraz już się wycofać nie można. Pamiętaj Clary Cel,Wola, Namysł. Uda Ci się zdasz pięknie i będziesz się mogła teleportować. Stanęła w miejscu wskazanym przez egzaminatora, z uśmiechem powiedziała dzień dobry i zabrała się do roboty. Skupiła się na miejscu w które chce się przenieść zamknęła oczy i obróciła się. Otworzyła oczy i zauważyła, że znalazła się w odpowiednim miejscu prawie. Nie była to idealna teleportacja, ale na tyle dobra, że udało jej zdobyć licencję. Nie może przystąpić do łącznej ale aktualnie nie jest jej to do niczego potrzebne.
Claire, która zdawała tuż przede mną, zgubiła połowę swojego pośladka. Nie do końca wiedziałam, czy jej współczuć, czy może jednak odrobinę zazdrościć - w końcu, jeśli się już rozszczepiać, to właśnie w takim stylu, dziewczyna będzie miała przynajmniej co opowiadać, kiedy już dokleją jej brakującą część czterech liter. W każdym razie przekraczając próg sali, w której miałam za chwilę spektakularnie uwalić egzamin, czułam się wyjątkowo kiepsko. Już nawet nie chodzi o towarzyszący mi stres, który zaciskał mój brzuch w ciasny węzeł, ani nawet nie o usłużnie podsuwany mi przez wyobraźnię obraz mojego pośladka lewitującego trzy metry za mną, lecz o uczucie towarzyszące samej teleportacji. Nie jestem pewna, czy istnieje coś takiego, jak choroba teleportacyjna, ale jeśli tak, to na dziewięćdziesiąt procent ją mam. Za każdym razem (a do tej pory pokonywałam przecież jedynie krótkie dystanse w sali ćwiczeniowej) czułam, jak robi mi się niedobrze. Niekoniecznie garnęłam się do tego, by z własnej woli znowu się na to pisać, ale to jeden z tych egzaminów, które wypada zdać - nawet jeśli miałabym to zrobić tylko po to, by znalazło się to w CV. Kiedy znudzony czarodziej zaprosił mnie gestem, bym stanęła przed linią i skoncentrowała się na leżącym przede mną okręgu, potrafiłam tylko powtarzać to idiotyczne CeWuEn jak mantrę. I o ile z wyobrażeniem sobie celu podróży nie miałam najmniejszego problemu, to chyba musiała zaszwankować wola bądź namysł, bo co prawda znalazłam się w wyznaczonym punkcie, lecz towarzyszące teleportacji szarpnięcie niemalże pozbawiło mnie równowagi i gdybym asekuracyjnie nie rozłożyła szeroko rąk, pewnie pomknęłabym na spotkanie z matuszką ziemią. Nie wiem, kto był bardziej zaskoczony, gdy mijając się w drzwiach ze znajomym rzuciłam, że jakimś cudem zdałam, ale najważniejsze, że jakoś się udało - i to za pierwszym razem! Co prawda potem przez piętnaście minut siedziałam pod ścianą, dochodząc do siebie, ale... pozostało mi liczyć na to, że z czasem przyzwyczaję się do tego paskudnego uczucia (nie do końca się przyzwyczaiłam się, wciąż nienawidzę się teleportować i traktuję ten środek transportu jak ostateczność; aczkolwiek przynajmniej mój organizm nie reaguje już w tak drastyczny sposób za każdym razem, gdy los zmusi mnie do teleportacji).
kostki - 12
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Teleportacja nigdy nie należała do ulubionego rodzaju transportu Mefisto. Prawdę mówiąc najchętniej wszędzie jeździłby swoim mugolskim vanem i ani odrobinkę nie obchodziło go podejście innych ludzi do tego tematu. Niestety nie było to tylko kiepsko postrzegane - samochód bywał nieporęczny, niewygodny, za duży, zbędny. Może gdyby był czarodziejski, to jeszcze! Mefistofeles musiał zatem znaleźć sobie coś innego, a miotła wcale go nie przekonywała. Ostatecznie stanęło na tej cudownej teleportacji, o której wszyscy piali z zachwytem. Ślizgon uważał to za totalne pójście na łatwiznę. Zniknąć i pojawić się w innym miejscu? Bez żadnej możliwości zwiedzania... Cóż, przynajmniej czarodzieje byli punktualni. Teoretycznie. Oczywiście nie było to wcale takie banalne i Mefisto szybko się o tym przekonał. Z jego beznadziejną koncentracją i aroganckim podejściem bardzo szybko niecierpliwił jakichkolwiek nauczycieli, przez co początki miał bardzo trudne. Zdecydowanie zbyt często pokazywał wszystkim, że w gruncie rzeczy wcale mu na tej teleportacji nie zależy. Ostatecznie został dopuszczony do egzaminu, przed którym odbył poważną rozmowę z ojcem. Asmoday Nox zawsze wiedział co powiedzieć, a tym razem wystarczyło przypomnieć osiemnastolatkowi, że czasami warto spiąć się w sobie. W końcu egzaminatorom na Mefistofelesie nie zależało, a jemu na teleportacji... No, trochę tak. Z bardziej optymistycznym podejściem chłopakowi udało się test zaliczyć, chociaż szybko otrzymał informację, że teleportacja łączna pozostanie dla niego tajemnicą jeszcze przez jakiś czas. Cóż, przynajmniej zaoszczędzi na paliwie!
12, z kilkoma poprawkami, bo chciałam również łączną. Niestety moje fundusze nie pozwoliły na dalsze próby!
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Pon Lut 12 2018, 16:36, w całości zmieniany 1 raz
Rodzice (a właściwie to mama, bo tata przecież nie miał zielonego pojęcia o takich sprawach) uznali, że dobrym prezentem dla siedemnastoletniego syna będzie kurs teleportacji. Tony właściwie nie narzekał, ponieważ już w Hogwarcie brał udział w ćwiczeniach, ale ze względu swojego wieku nie mógł przystąpić do egzaminu. Teraz w wakacje wreszcie mógł to zrobić. Przypomnienie sobie tego wszystkiego okazało się nadzwyczaj trudne. Oczywiście od razu wyrecytował trzy zasady teleportacji: cel, wola, namysł. Opowiedział egzaminatorowi, co znaczy każdy z aspektów i dlaczego są takie ważne. Zresztą, pamiętał go jeszcze ze szkoły z kursu. Pierwsze podejście nie było takie, jak sobie chłopak wymarzył. Mężczyzna kazał mu teleportować się z jednego końca sali na drugi. Niby to nie było nic trudnego, ale nawet takie małe zadanie przerosło Tony’ego. Wylądował niedaleko biurka, stojącego na środku pokoju. Mężczyzna zerknął na niego, westchnął ciężko, ale i tak podpisał papier, że otrzymuje licencję. Starkowi jednak nie bardzo podobał się taki rozwój wydarzeń. Chciał czegoś więcej. Ten wynik po prostu go nie zadowalał, a w dodatku na dyplomie wpisano mu, że nie może podejść do egzaminu z teleportacji łącznej. Ona na pewno mu się przyda bardziej niż indywidualna. Uprosił rodziców o kolejną szansę. Opłacili ponownie egzamin, a przez kolejne dwa tygodnie ćwiczył w uosobieniu (w końcu te trzaski mogłyby zdziwić wielu mugoli). Powrócił do sali egzaminacyjnej o wiele „mądrzejszy” (a przynajmniej tak uważał). Egzaminator zdziwił się, widząc go jeszcze raz. Wyglądał na bardziej znudzonego, niż był poprzednio. Wyłożył obręcz, do której Tony miał się teleportować. Zadanie było trudniejsze, ale… Udało się. Wylądował perfekcyjnie w obręczy. Egzaminator uśmiechnął się i powiedział mu coś w stylu „praktyka czyni mistrza”. Otrzymał nowy dyplom, a swój wynik poprawił. Od razu lepiej!
Znacie ten gorzki smak porażki? Tony zna go aż za bardzo! Wakacje 2012 miały być wyjątkowe, miał zdać teleportację łączoną już za pierwszym razem, miał oblewać swój dyplom i całkiem nieźle się przy tym bawić. Pierwsza próba była beznadziejna. Znów trafił na tego samego egzaminatora co poprzednio. Mężczyzna nie był w dobrym humorze, ponieważ kandydat przed nim rozszczepił urzędniczkę, z którą dzieciaki się teleportowały. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Kiedy Tony wziął za rękę kobietę, poparzył jej w oczy. Była przerażona i wręcz błagała go, żeby nie wydarzyło się nic złego… Teleportowali się. Kobieta była cała, jednak nogi Tony’ego zostały przy biurku egzaminatora. Na początku nie wiedział, co się dzieje. Zaraz mężczyzna pobiegł z eliksirem i podkładał go do kupy. Nawet nie musiał mówić, że nie zdał. To było wiadomo od razu. Po raz drugi do egzaminu podszedł pod koniec lipca. Teraz był naprawdę zdeterminowany i wierzył, że wszystko mu wyjdzie. Aż zacierał rączki, bo liczył na nowy dyplom oraz zdobycie licencji. Ta wiara w swoje możliwości oraz wygórowane ego sprawiło, że się przeliczył. Chociaż tym razem nikt się nie rozszczepił, nie teleportował się w miejsce wyznaczone przez egzaminatora. Jako że nie miał dzisiaj dobrego humoru, kursu nie zaliczył. Stark nawet nie próbował się kłócić… Mówią, że „do trzech razy sztuka”. 15 sierpnia był dla Starka bardzo dobrym dniem, nawet nie przypuszczał, że wyjdzie z sali z dyplomem. Kobieta, z którą się teleportował, była znudzona, nawet już nieprzerażona. Egzaminator się zmienił. Cel. Wola. Namysł. Tony czuł się o wiele swobodniej, kiedy stanął naprzeciwko egzaminatora. Złapał za ramię kobietę, z którą miał się teleportować i uśmiechnął się do niej, jakby chciał powiedzieć, że „spoko, wiem, co robię”. Skupił się na swoim celu, pozwolił, by jego wola przepłynęła przez jego ciało. Następnie namysł… Rozległ się trzask. Wylądował z kobietą w miejscu, które było wyznaczone przez egzaminatora. Uśmiechnął się dumnie, a egzaminator i urzędniczka pogratulowali mu. Wyszedł z sali z dyplomem, która pozwalała mu na legalną teleportację łączną.
[zt]
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo wcale nie czuł się na siłach, żeby zabierać się za teleportację łączną - prawdę mówiąc w indywidualnej nie był najlepszy. Dużą rolę na pewno odgrywał jego brak pewności siebie, co skutkowało niechęcią i rezygnacją. Gryfon po prostu nie lubił za bardzo polegać na swoich umiejętnościach czarodziejskich, przez to często wolał sobie darować teleportację. Ponad wszystko uwielbiał transport mugolski, albo i czarodziejski, ale mimo wszystko transport jako bardziej pojazd. Marzenie o własnym motorze odkładał, starając się przekonać do tego, co w czarodziejskim społeczeństwie zdawało się być podstawą. Przygotowywał się długo, bowiem musiał najpierw zaprezentować wszystkim, że indywidualną ma opanowaną do perfekcji - jakimś cudem mu się to udało. Leo był prawie pewny, że po prostu trafił na lepszego egzaminatora, ale może faktycznie nabrał nieco wprawy? Tak czy inaczej przyszedł czas na ten trudniejszy egzamin. Vin-Eurico już miał wizję samego siebie, żałośnie rozszczepionego... kiedy poszło mu idealnie. Egzaminatorka pogratulowała tak dobrze zdanego testu, a chłopak opuścił Departament w takim szoku, że ledwo w ogóle zarejestrował, że otrzymał certyfikat.
/zt
Kosteczki
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Już od dłuższego czasu Beatrice przymierzała się do tego, aby zdać egzamin na teleportację. Ale zawsze miała ku temu jakieś wymówki. Wykręcała się brakiem czasu, brakiem doświadczenia czy chociażby złym nastrojem, który przecież w destrukcyjny sposób mógł zaważyć na wynikach jej egzaminu. Ale w końcu powiedziała sobie "Słuchaj Dear, przestań udawać, bierz się za to i miej to w końcu z głowy!" Rozmowa ta ze samą sobą wiele ją kosztowała i wiedziała, że siebie samej zawieść nie może. Dlatego właśnie w końcu podeszła do egzaminu. Cel, Wola, Namysł, powtarzała sobie cały czas gdy zmierzała w kierunku Ministerstwa Magii. Cel, Wola, Namysł. Namysł, Cel, Wola. Wola, Namysł Cel. Szlag by to, pomyliła kolejność... To nie mogło zwiastować niczego dobrego. Gdy stanęła przed egzaminatorem, jej Cel okazał się być w stosunkowo dużej odległości od niej. Dziewczyna miała pewne problemy z idealnym wyobrażeniem sobie miejsca, w którym ma się znaleźć. A pomyślałby kto, że kto jak kto, ale ona problemów ze skupieniem się i zapanowaniem nad sobą nie powinna mieć najmniejszych! I faktycznie, o ile namierzenie celu przysporzyło jej pewnych komplikacji, to kolejny punkt, czyli Wola poszedł jej stosunkowo dobrze. Bo w końcu skupić się nad czymś i zapanować nad własnym ciałem uczyła się od najmłodszych lat. Pozostał jeszcze tylko namysł Mogłoby być lepiej, ale nie było najgorzej, to musiała przyznać. Oczywiście to wszystko musiała w odpowiednim czasie połączyć ze sobą i miało to przynieść odpowiednie skutki. I tak, w niecałe kilkanaście sekund minęły całe wyżej opisane rozmyślania. Gdy teleportowała się w wyznaczone miejsce była niesamowicie szczęśliwa! Nie sądziła, że uda jej się za pierwszym razem. Z szerokim uśmiechem na ustach stała i czekała na egzaminatora. Cóż, pojawił się chwilę później w pewnej odległości od niej, co mogło oznaczać tylko to, że delikatnie dziewczynę zniosło z kursu. Mężczyzna obejrzał ją dokładnie z każdej strony, upewniając się, że nie doszło do rozszczepienia i zaczął kręcić przecząco głową okazując tym swoją dezaprobatę. - Pani nazwisko - powiedział, nie odrywając wzroku od małego notatnika, w którym właśnie wypisywał jakieś zaświadczenie. -Beatrice Dear. - odpowiedziała. Mężczyzna spojrzał na nią, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał jej dane. A ona stała dalej w takiej samej pozycji, wyprostowana z lekko uniesionym ku górze podbródkiem. -Pani Dear, oto Pani zaświadczenie zdania egzaminu. - powiedział, wyrywając jedną z kartek i wręczając ją kobiecie. A Beatrice mogła dostrzec, że póki nie ujawniła ponownie swojego nazwiska, ocena była negatywna. Ale nie zamierzała się dłużej tym przejmować. Może za kilka lat postanowi zdać egzamin z teleportacji łącznej, ale na pewno nie w tym momencie. Nie mogła nadużywać dobroci tego przemiłego człowieka.
Do egzaminu z teleportacji przystąpiła kilka dni po swoich siedemnastych urodzinach. Długo czekała na ten moment, jednak teraz, gdy już była w Departamencie Transportu Magicznego zaczęła się stresować. Oczywiste było, że chciała wypaść jak najlepiej. W głowie ciągle brzmiały jej trzy słowa: cel, wola, namysł. Poddenerwowana weszła do dużej sali, która była wyjątkowo pusta jak na tak przestronne pomieszczenie. W środku znajdowało się jedynie samotne biurko. Podeszła do egzaminatora i uśmiechnęła się nieco sztywno, na co ten, jakby na złość, przypomniał jej o zasadzie ce-wu-en. Było to całkowicie zbędne, bowiem dziewczyna doskonale o tym pamiętała przystępując do egzaminu. Jak się okazało, poszło jej lepiej niż mogła się spodziewać. Najwyraźniej całe ten uzasadniony stres nie był potrzebny, gdyż udało jej się teleportować już za pierwszym razem! Szczęśliwa podziękowała egzaminatorowi i wybiegła z sali. Cóż to był za piękny dzień!
/około rok temu/
Przyszedł w końcu i czas na zdanie teleportacji łącznej. Była ona trudniejsza od indywidualnej, jednak tym razem Isilia się nie stresowała. Przynajmniej nie tak bardzo. Rok temu egzamin poszedł jej dobrze, więc dlaczego tym razem ma tak nie być? Pełna dobrych myśli przestąpiła próg sali, do której po chwili weszła urzędniczka. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to ona stresowała się bardziej niż Smith. Ale czemu tu się dziwić, ryzykowała przecież każdego dnia rozszczepieniem... Co by tu dużo mówić, za pierwszym razem nie było tak źle. Prawie wszystko poszło dobrze i naprawdę niewiele brakło, żeby się udało. Druga próba była już gorsza, a trzecia... Lepiej nie mówić. Egzaminatorka coraz bardziej zaczęła się denerwować, zresztą Is tak samo. No dalej, teraz musi Ci się udać, powtarzała w myślach. Skupiła się i wreszcie, za piątym razem jej się udało. Chyba obie z urzędniczką odetchnęły z ulgą. Zadowolona, że zdała, wyszła z Departamentu z dyplomem.