To niezwykłe miejsce powstało dosłownie kilka lat temu jako opozycja do kostycznego (w mniemaniu wielu młodych artystów, aktorów, scenarzystów i reżyserów) Magic Royal Theatre. New Magic Theatre to scena awangardowa, promująca nowych artystów, ich świeże, często bardzo kontrowersyjne pomysły, eksperymenty twórcze. Tutaj możesz spodziewać się dokładnie wszystkiego, począwszy od aktorów biegających wśród widowni i mierzących ci obwód czaszki, poprzez przyczepione do baloników puszki pigmejskie kołyszące się pod sufitem, aż po milczące, nieruchome postaci oplecione złocistymi smugami światła będące metaforą... właściwie nie wiadomo czego, interpretacja zależy od ciebie! Wewnątrz znajduje się mała kawiarnia, w której toczą się najdziwniejsze rozmowy, widzowie mogą porozmawiać z aktorami lub reżyserem, przedyskutować pewne aspekty sztuki, wyrazić swoje zdanie. Jak wygląda scena? To trudne pytanie, gdyż wystrój zmienia się zależnie od potrzeb - raz widownia znajduje się na scenie i chcąc nie chcąc, stajesz się częścią przedstawienia, kiedy indziej obserwujesz wszystko z góry albo siedzisz bezpośrednio na podłodze. To z pewnością ciekawe doświadczenie, choć nie wszystkim odpowiada.
Nie było sensu w większym rozwodzeniu się na temat wątpliwych talentów Don Lockharto. Hero wiedział swoje i niekiedy bardzo boleśnie odbierał odmienne opinie, choć oczywiście nie należał do niekulturalnych ludzi i nic nikomu nie wciskał. Miło było porozmawiać z kimś, kto nie wzdychał na samą myśl o młodym celebrycie - przy takich rozmyślaniach do Gryfona docierało, że chyba faktycznie był po prostu ludzko zazdrosny. - Ptysiu - przytaknął jedynie, bowiem było to dla niego tak naturalne, jak witanie się po wejściu do klasy. Nie miał pojęcia skąd wziął mu się zwrot tak mało popularny (większość ludzi wolała "skarbie" albo "słońce"), brzmiący chwilami zbyt pretensjonalnie. Nie miał zbyt mocnego samozaparcia, toteż nie wychodziło mu oduczenie się tego sformułowania; niezbyt się w ogóle starał, mimo wszystko najczęściej w odpowiedzi dostając pozytywne reakcje. Zaśmiał się za to cicho, kiedy Clarke tak bezczelnie wypomniał mu jego znane imię, ale nie protestował w żaden sposób. Dopóki widział, że to są bardzo przyjemne żarty, to nie widział najmniejszego problemu. - Czuję się wyjątkowy, dziękuję. Ano, nawet jezioro tak nazwali... - Pokiwał głową z zamyśleniem. Spodziewał się zabieganego popołudnia, mnóstwa czasu spędzonego nad muzyką i kolejnego kroku w stronę utraty słuchu, albo stracenia zdrowych zmysłów - ostatecznie trafiła mu się miła rozmowa i miał szansę poznać chłopaka, z którym w Hogwarcie jego drogi się nie przecięły. - Hmmm. To mało oryginalne. Masz jakieś drugie imię? Pomyślę nad tym - zapewnił Krukona, mrugając do niego wesoło. Jak szaleć to szaleć! Chociaż skoncentrował się głównie na dokończeniu swojej ustalonej na dany dzień pracy, to i tak słuchał Ezry i bynajmniej nie było to mało uważne. Wyrwał mu się pełen zrozumienia pomruk, gdy Clarke wyjaśniając nakierował go po prostu na odpowiedź, że miał do tego dryg. Uśmiechnął się jeszcze na wzmiankę o graniu na gitarze, a następnie odłożył swoje rzeczy i ochoczo zabrał się za obiecaną pomoc. Trafiło mu się kilka kapeluszy i jeden z nich zaczepnie zarzucając chłopakowi na głowę. - No to chyba trzeba zorganizować jakieś ognisko... - Mruknął niewinnie, resztę kapeluszy starannie chowając na odpowiednie miejsca. Nie był za wielkim fanem sprzątania, ale umowa to umowa, prawda?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie miał nic przeciwko pretensjonalnym przezwiskom, samemu używając ich zdecydowanie częściej niż pozwalało na to dobre wychowanie. Poniekąd był nawet dumny, że wreszcie ktoś nadał jakieś jemu, nawet jeśli nie było w pełni spersonalizowane. Brzmiało jednak rozkosznie i słodko, zatem chętnie mógł je przygarnąć. - Oczywiście, powinieneś, wyjątkowy w każdym calu - zgodził się, stwierdzając, że to całkiem fajne, że z Thìdley'em imieniem podzieliła się cała prowincja, a nawet jezioro. Na końcu języka Ezry zawirował nawet niewybredny żarcik... ale powstrzymał go, stwierdzając, że nie był adekwatny do osoby, którą był Hero. - Moje drugie imię owiane jest tajemnicą literki "T". Ale uwierz mi, jest jeszcze gorsze pod względem oryginalności niż pierwsze. Jesteś skazany na porażkę - ostrzegł go z uśmiechem. Jego drugie imię wcale nie było takim sekretem; wystarczyło zerknąć na jego wizbooka. Nie wyobrażał sobie jednak, by ktokolwiek mógł nazywać go "Thomasem" czy "Tommy'm". Lubił ludzi z podzielną uwagą. Pomimo tego, że Hero zajmował się dokończeniem pracy, Ezra nie czuł się ignorowany. Wydawało mu się to bardzo naturalne, że prowadzili rozmowę, jednocześnie nie czując presji obdarowywania się stuprocentową uwagą. Posłał chłopakowi uśmiech, kiedy zdecydował się nie wymigiwać od złożonej obietnicy. - Ognisko chętnie, za to ten kapelusz wygląd tak, jakbyś wyprawiał mnie co najmniej na wesele - zażartował, przebiegając palcami po kwiatkach znajdujących się na rondzie i siateczkowej, podobnej do welonu tkaninie. Praca w teatrze zapowiadała się jeszcze zabawniej, skoro w dużej mierze miała się odbywać u boku takiego Ontario.
Ukłonił się jeszcze raz przed klaskającą publicznością, ukradkiem zbierając rzucony bukiecik i posyłając tej osóbce całusa. Po chwili kurtyna opadła, tak samo jak pełne skupienie wśród aktorskiej trupy. Wszyscy poklepywali się nawzajem, żartowali i gratulowali udanego występu. Basil usiadł na krześle tuż przy toaletce, z uśmiechem odkręcając wodę i upijając kilka łyków. Zżył się z tymi ludźmi, byli niczym rodzina... Cieszyło go, że się tak odnalazł. Jego matkę też to cieszyło, więc... Od życia miał wszystko. Osiągnął swoje szczęście, o które tak długo zabiegał... Z zamyślenia wyrwała go dłoń, na której wsparł się, by wstać. No tak, przecież fani czekają. Z radością, nadal przebrany przeszedł do kawiarenki mieszczącwj się niedaleko sali, gdzie zaskoczył go całkiem spory tłum widzów, oczekujących właśnie na nich. Uśmiechnął się, machając pochodnie do zebranych. Kochał to. Widzieć, że potrafi wzbudzić jakiekolwiek emocje. A jeśli udało mu się dojrzeć łzy... Były one dostateczną zapłatą, za to, co robi. Zajął miejsce niedaleko wyjścia, by ewentualnie móc się kapkę wcześniej wyrwać... Jednak jeszcze nigdy nie zdażyło mu się wyjść wcześniej. Podawał dłonie, rozmawiał, podpisywał... Aż do ostatniej osoby, która chciałaby zamienić z nim słowo.
Bardzo tego potrzebowałam, chwila wytchnienia dla ducha i ciała, jest jedną z najważniejszych punktów aby zachować równowagę umysłową. Spektakl był wspaniały, dosłownie nie mogłam oderwać oczu od aktorów. Po zakończeniu przedstawienia jeszcze parę minut siedziałam na widowni wpatrując się w zasuniętą kurtynę i zastanawiając się nad morałem dzieła. Chociaż nigdy nie lubiłam filmów czy muzyki o miłości to tym razem było w tym coś innego. Dziewczyno masz 28 lat i dalej nigdy się nie zakochałaś, co z tobą nie tak? przemknęło mi przez myśl, jednak potem przypomniała mi się regułka, którą zawsze w takich sytuacjach powtarzałam, że i bez tego jestem szczęśliwą i spełnioną kobietą, i takie tam, od razu mi przeszło. Udałam się do kawiarenki aby kupić kawę oraz ciastko, ku mojemu zdziwieniu była ona przepełniona ludźmi dobijającymi się do aktorów po autografy i zdjęcia. Widząc, że droga do baru jest całkowicie zapchana postanowiłam, że znajdę jakąś inną knajpkę w pobliżu, a tym czasem skoro już tu weszłam miło byłoby pogratulować aktorom udanego występu. W końcu pochwały idące ze szczerego serca bardzo dobrze wpływają na psychikę ludzi, a tak wielu artystów ostatnimi czasy zapadają w depresje. Ustawiłam się w kolejkę do mężczyzny, którego rola najbardziej utkwiła mi w pamięci, był to Basil Mohtenie. Zazwyczaj kiedy jakieś przedstawianie mi się podoba, to właśnie on gra tam pierwsze skrzypce, jednak jakoś nigdy nie było okazji do porozmawiania z nim. Kolejka szła bardzo powoli, a ja ciągle byłam na jej końcu, nie denerwowałam się, staram się uspokoić mój styl życia i nie odliczać każdej sekundy. W między czasie wyszukałam w mojej torebce notatnik, żeby gdy już nadejdzie moja kolej nie zabierać panu Basilowi dużo czasu. -Dzień dobry- powiedziałam jak zawsze miłym tonem gdy tylko przyszła moja kolej. Podałam aktorowi notatnik - Czy mogłabym prosić o autograf? Dla Celine - zapytałam grzecznie. -Chciałabym bardzo pogratulować panu tego wspaniałego przedstawienia oraz podziękować za wspaniały wypoczynek, ma pan wielki talent - uśmiechnęłam się.
Akcja dzieje się w innym czasie niż powyższy wątek
Praca na stanowisku przynieś, wynieś, pozamiataj w New Magic Theatre na pewno nie była spełnieniem marzeń @Ezra T. Clarke, ale przeniesienie z podrzędnego sklepiku z zabawnymi gadżetami do ośrodka kulturalnego było na pewno przełomowym krokiem, który mógł mieć wpływ na jego karierę i w przyszłości doprowadzić go do wielkiej, aktorskiej sławy. Mimo wszelkich niedogodności Ezra nie narzekał, bo miał świadomość, że w końcu nastanie jego moment - wystarczy cierpliwie na niego poczekać. Po za tym wbrew powszechnej opinii - nie tylko aktorzy pełnią ważną rolę w teatrze, a pracownicy tacy jak Ezra mają wielki wpływ na funkcjonowanie teatru. Krukon miał okazję przekonać się o tym, kiedy w teatrze wybuchła epidemia vomilii, która doprowadziła do niedyspozycji sporą część aktorów i obsługi teatru.
Rzuć kostką, żeby sprawdzić co stało się dalej! 1,4 - Podczas jednej z prób czterech aktorów niemal jednocześnie dostaje napadu wymiotnego - z racji zaburzeń magii nie udaje się usunąć wymiocin za pomocą magii, więc trzeba wyszorować scenę niemagicznymi metodami, a to zadanie zostaje zrzucone na Ciebie. Na pewno jest to okropne zadanie, ale Ty ze względu na swoje mugolskie pochodzenie masz jakieś pojęcie o niemagicznych metodach sprzątania, więc w gruncie rzeczy (mimo całego obrzydzenia) idzie Ci to całkiem sprawnie. Podczas sprzątania znajdujesz 20 galeonów, które najwyraźniej wypadły z kieszeni, któregoś z aktorów. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie! 2,5 - Okazuje się, że ze względu na niedyspozycję większej części zespołu teatr ma problem z obsadzeniem wszystkich ról w sobotnim spektaklu Hogwarts Musical. W końcu aktorzy w akcie desperacji proszą Cię o pomoc - finalnie otrzymujesz niewielką, epizodyczną rólkę i pojawiasz się na scenie zaledwie na moment, ale to i tak niesamowite doświadczenie, które zbliża Cię do Twojego wymarzonego zawodu! Dzięki próbom z bardzo doświadczonymi aktorami uczysz się nowych rzeczy i tym sposobem otrzymujesz 1 punkt z działalności artystycznej! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 3,6 - Jesteś zmuszony zastąpić podczas spektaklu pracownika technicznego zajmującego się oświetleniem, kurtyną i efektami specjalnymi. Trudno ukryć, że nie idzie Ci za dobrze i chociaż przedstawienie udaje się doprowadzić do końca szef jest bardzo niezadowolony i każe Ci zapłacić 20 galeonów za naprawę uszkodzonego przez Ciebie reflektora. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie.
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra kochał swoją poprzednią pracę, kochał stać za ladą i w wolniejszych chwilach zagadywać klientów o najbardziej błahe sprawy; z cały jego uwielbieniem dla sceny, w teatrze odrobinę mu tego brakowało, ponieważ właściwy kontakt miał jedynie ze współpracownikami. (Nie, żeby ich nie lubił. Pracowanie ramię w ramię z Hero było jednym z jego ulubionych zajęć.) Aktorzy raczej pozamykani byli we własnych gronach i Ezra mógł ich podziwiać wyłącznie z daleka i przysługiwać się im, ciężko pracując dla ich zadowolenia. Teatr był jedną wielką machiną, która działała dzięki takim małym "kołom zębatym", których często nawet się nie zauważało. I Ezra nie miał o to do nikogo pretensji - jeszcze niedawno prezentował identyczne stanowisko. Epidemia vomilii była ostatnim, czego Ezra się spodziewał. Przyszła niespodziewanie; nie wiadomo skąd, nie wiadomo z kim, zbierając jednak potężne żniwo zarówno wśród aktorów, jak i zaplecza teatralnego. Najgorsze w tym wszystkim było to, że choroba rozprzestrzeniła się tuż przed ważnym spektaklem, przez co na Ezrę, który dzięki swojemu niebywałemu szczęściu (lub w tym wypadku niespodziewanemu nieszczęściu) ominął ten zmasowany atak zarazków, spadły dodatkowe obowiązki. Nigdy wcześniej nie był za kurtyną, by pełnić funkcje pomocy technicznej... i miał nadzieję, że już więcej nie będzie musiał. Trudno było ukryć, że zwyczajnie sobie nie radził ze światłem, efektami specjalnymi... to była jakaś czarna magia! W dodatku w całym tym rozgardiaszu i pośpiechu z winy Krukona padł reflektor. (I jeszcze musiał płacić za jego naprawę...) Cóż zatem, że przedstawienie się udało i dobiegło końca, skoro nad głową Ezry wisiało wysłuchanie skarg od szefa? Zatem pierwsze poważniejsze zetknięcie się z pracą w teatrze pod presją... nie odbiło się w jego pamięci zbyt korzystnie. Pozostało mu wierzyć, że po każdym upadku, czekał jakiś wzlot...
Dzień był całkiem przyjemny i słoneczny, a na głowę @Ezra T. Clarke nie zrzucono wielu obowiązków. Posprzątaj, przygotuj rekwizyty, przynieś pudła... Standardowa i dość luźna praca. Dopiero wieczorem wszyscy się ożywili ze względu na spektakl, który miał się odbyć tego dnia. Hogwarts Musical nie był niczym ambitnym, ale w całym przedstawieniu miały brać udział dzieci, co było dość zabawną próbą odtworzenia sztuki. Pociechy były głośne i podekscytowane możliwością wystąpienia na scenie przed liczną publicznością (bilety wykupili głównie rodzice...). Paru opiekunów próbowało utrzymać wszystko w ryzach, a ty też musiałeś mieć się na baczności, bo pilnowałeś sprzętu. Cóż, dzieci rzadko bywają grzeczne...
Rzuć kostką. 1,2 - Jedna z opiekunek była naprawdę zjawiskową kobietą, na bank ćwierćwila. Piękna pani przyciągnęła twoją uwagę z łatwością i zabawiła cię interesującą rozmową o teatrze. Okazała się bardzo obeznana w różnych sztukach i najwyraźniej odkryła w tobie bratnią duszę! Jednak coś tu jest nie tak. Rzuć kostką ponownie. parzysta - pozostajesz czujny mimo mrugnięć i uśmiechów. Orientujesz się, że partnerzy opiekunki próbują wykraść parę drogich rekwizytów. Wybucha drobna awantura, która w końcu przemienia się w próbę ucieczki wraz z przedmiotami. Jesteś przeszkodą, więc musisz zostać wyeliminowany. Masz szczęście, że możesz polegać na swojej różdżce. Odpierasz atak i powalasz intruzów zaklęciami, za co jesteś później bardzo chwalony przez cały personel teatru. Otrzymujesz punkt do zaklęć. Co za ironia... Złodziej łapie złodzieja? nieparzysta - Merlinie, ewidentnie zostałeś wykorzystany. W czasie twojej rozmowy z ćwierćwilą pozostali opiekunowie dzieci zajmują się kradzieżą. Zabierają również coś twojego! Tracisz jeden wybrany przedmiot z kuferka, który trafił do rąk złodziei. Odnotuj tę stratę w odpowiednim temacie. 3,4 - Dostrzegasz, że paru chłopców śmieje się ze stremowanej i zdenerwowanej dziewczynki - odtwórczyni roli Belli. Właśnie zabrali jej kapelusz i sukienkę, które miała nosić w następnej scenie. Jeśli nie zamierzasz zareagować to wróć do swojej pracy, jeśli zamierzasz to rzuć kostką. parzysta - chłopcy zdążyli wyśmiać dziewczynkę i wyrzucili ubrania zaklęciem przez kurtynę. Na scenie odgrywano właśnie pełną napięcia akcję, więc zapadła martwa cisza, w czasie której słychać płacz Belli. Nie dałeś rady zamienić tego w improwizację ani zatuszować błędu. Pozbywasz się kapelusza i sukienki ze sceny, ale nie rumieńca wstydu na twoich policzkach... Tylko ciebie widziano w pobliżu dzieci, więc tak trochę wszyscy uznają incydent za twoją winę. nieparzysta - zdążyłeś zapobiec wszelkim wypadkom. Upominasz lekko młodych aktorów, żeby nie przyszło im do głowy psuć całego przedstawienia swoimi wybrykami. Oddajesz strój ucieszonej właścicielce. Dziewczynka mocno cię przytula, dziękując również buziakiem. Cóż... spełniłeś właśnie dobry uczynek! Może w przyszłości ta mała zostanie twoją fanką? 5,6 - Dziwaczne wibrowanie magii zwraca twoją uwagę niemalże natychmiast. Chcesz odwołać przedstawienie widząc, że różdżki przestają funkcjonować normalnie. Szef cię jednak nie słucha i każe zająć się zamiataniem przebieralni. W czasie przedstawienia przypadkiem wybucha pożar podczas jednej z pełnych akcji i kaskaderskich trików akcji - z różdżki zamiast paru iskier wybuchł wielki płomień. Na sali są dzieci, więc szerzy się panika. Zachowujesz zimną krew i zabierasz dzieciaków, po czym pomagasz z ugaszeniem ognia. Zostajesz przeproszony, gdy jest już po wszystkim. Szef chwali cię za bycie czujnym i prawdopodobnie będzie cię słuchać częściej. Dostajesz 10 galeonów premii.
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Musiał przyznać, że praca w teatrze nie była wcale aż tak wymagająca i zdarzało mu się mieć więcej wolnego czasu niż za czasów Magicznych Dowcipów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały zatem, że tamtego pięknego dnia, kiedy postanowił złożyć rezygnację, podjął właściwą decyzję. Dodatkowo był podekscytowany tym, że wieczorem odbyć się miało przedstawienie w aranżacji dzieci. Hogwarts Musical nie był może najambitniejszym spektaklem, ale za to nieśmiertelny. Zwyczajnie gwarantował miłe spędzenie czasu, bez konieczności zbytniego zaangażowania i właśnie to sprawiało, że Ezra pomimo upływu lat darzył go niezachwianą miłością. Był po prostu skierowany do każdego odbiorcy. Uśmiechał się pod nosem, mimochodem słuchając podekscytowanych dzieci, które pierwszy raz miały występować przed tak dużą publicznością. Ezra pamiętał jak sam drżał z podekscytowania i nerwów za kulisami pierwszych wczesnoszkolnych przedstawień. Pamiętał czasy, kiedy w domu jeszcze było względnie normalnie i zawsze mógł liczyć, że rodzice zjawią się, żeby obejrzeć swojego syna, nawet jeśli przychodziło u grać jakiegoś mniej istotnego żuczka... Ezra nie był tu jednak po to, żeby się rozczulać albo wspierać radą i dobrym słowem dzieciaki. Musiał pozostać czujny i zadbać, żeby żaden fragment scenografii nie nawalił. Intuicja podpowiadała mu, że warto jeszcze raz sprawdzić sprzęt... I niemal natychmiast zwrócił uwagę na nienaturalne wibrowanie magii w otoczeniu. Dla sprawdzenia swojej teorii próbował zmniejszyć oderwany guzik, ale magia początkowo odmówiła posłuszeństwa, by zaraz zwiększyć przedmiot. Ezra próbował ostrzec szefa i doprowadzić do odwołania spektaklu - niezadowolenie rodziców było mniej szkodliwe niż narażenie kogokolwiek na niebezpieczeństwo. Nikt go jednak nie słuchał i Ezra nie miał innego wyboru, jak stać na posterunku i reagować w razie nagłych kłopotów. I rzeczywiście, podczas jednej z bardziej wymagających kaskaderskich scen różdżka, z której miały pójść tylko iskry, wystrzeliła płomieniem, który zaraz zaczął obejmować dekoracje. Clarke zacisnął usta, nie dając się ponieść emocjom. Najważniejsze były dzieci i to nimi zajął się w pierwszej kolejności, dbając, by każde dotarło bezpiecznie do wyjścia. Dopiero potem włączył się w gaszenie pożaru. Aż szkoda było tych wszystkich dekoracji... Satysfakcji nie sprawiła mu nawet premia dana przez szefa i przeprosiny. Aż kusiło, żeby zarzucić nieśmiertelnym, a nie mówiłem...
Przy planowaniu nowego spektaklu jeden z reżyserów znany ze swoich szalonych i bardzo odważnych pomysłów postanowił zaangażować prawdziwego, dorosłego samca hipogryfa, żeby wystąpił z aktorami na scenie. Czasami owszem, w czasie sztuki pojawiały się magiczne rośliny czy zwierzęta, ale zazwyczaj były to te niegroźne. Nic dziwnego, że pół magicznego świata uznało to za kontrowersję i mogłeś się śmiało domyślać, jak wielkie poruszenie w gazetach wywoła stworzenie. A czy nie o to właśnie chodziło - zyskanie rozgłosu? Cóż, opiekunowie zwierzaka zdawali się trochę lekceważyć zagrożenie, może przez to, że ten hipogryf miał opinię spokojnego, ułożonego stworzenia zabranego z rezerwatu Shercliffe'ow. Został zamknięty w klatce, gdzie miał czekać na wyjście na scenę. Problem w tym, że najwyraźniej nie zabezpieczono wszystkiego dokładnie - a może kogoś wzruszył los hipogryfa, który miał służyć za rozrywkę dla tłumu, i postanowił go niezbyt sprytnie wypuścić na wolność? Ważne, że to @Ezra T. Clarke został wysłany po parę pudeł z rekwizytami i stanął oko w oko z wielką mieszanką orła, lwa i konia. Pomarańczowe oczy zwierzęcia zdawały się obserwować cię z ciekawością, gdy skrzydła nadal trzymał przy sobie ze względu na dość wąski korytarz. Nie wydawał się jednak dzięki temu mniejszy...
Rzuć kostką. 1 - Pamiętałeś o tym, żeby przede wszystkim się ukłonić. Zginasz się tak, że niemal dotykasz nosem podłogi, licząc na to, że hipogryfa to zadowoli. Kiedy podnosisz oczy widzisz, że stworzenie również gładko się odkłoniło i nawet zainteresowało się tobą na tyle, żeby nieco podejść. Bez względu na twój ewentualny opór trącił cię nosem w bark, najwyraźniej domagając się pieszczot. Musiałeś poczekać aż swoją uwagę przekieruje na parę pudełek i wypatrzyłeś w tym perfekcyjną okazję na powiadomienie ochrony, która bezproblemowo zajęła się tym drobnym wypadkiem. Pozostaje tylko odetchnąć z ulgą. Zyskujesz 1 pkt z ONMS za odpowiednie wykorzystanie swojej wiedzy i brak paniki. 4,5 - Zanim zdążyłbyś choćby skinąć palcem, hipogryf niespodziewanie bardzo się zaniepokoił twoim towarzystwem. Zarył silnie kopytami o podłogę i machnął ogonem, przypadkowo zrzucając na siebie parę pudełek z których wysypały się takie gadżety jak dźwięk niezgody, światełka dźwiękowe i zaczęły robić sporo hałasu. To tylko przestraszyło stworzenie. Niestety, stałeś zbyt blisko, żeby uniknąć kłapnięcie dziobem, którym hipogryf drasnął cię w ramię. Jest to dość głęboka i groźna rana, do tego mocno krwawi. Hipogryf jednak nie atakuje cię ponownie, cofa się, żeby przemknąć przez korytarz dalej od źródła hałasu, ale tam zatrzymuje go już grupa czarodziejów, którzy uspokajają zwierzę. Otrzymujesz pomoc w św. Mungu, ale w następnym wątku wspomnij o problemach z poruszaniem ręką i bólu (temblak też nosisz). 3,6 - Hipogryf praktycznie cię nie zauważył - chciał się błyskawicznie wydostać z teatru. Ruszył więc galopem w stronę drzwi, a jednocześnie w twoim kierunku, podczas gdy ty usiłowałeś usunąć się z drogi zwierzęcia. Przez to, że próbował rozwinąć skrzydła, jednym z nich uderzył cię z niemałą siłą w łuk brwiowy. Nie jest to nic drobnego, bo hipogryf popchnął cię dodatkowo na półki i ostatecznie czujesz, że rozciąłeś sobie potwornie głowę. To i kilka siniaków wydaje się dość drobną ceną w perspektywie zostania kompletnie stratowanym... Z hipogryfem radzi sobie ochrona, a ty otrzymujesz natychmiast pomoc, ale musisz wspomnieć w następnym wątku o zawrotach głowy i ogólnej słabości (możesz też zemdleć). 2 - Hipogryf zdawał się poddenerwowany, ale nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów dopóki ty się nie ruszałeś. Za to zaraz znalazł świetną okazję do zabawy przy wyrywaniu stron z magicznych dzienników. Z najwyższą ostrożnością wycofałeś się, żeby wezwać pomoc, ale do tego czasu praktycznie wszystkie były pozbawione okładek, poślinione i rozorane pazurami. Tylko jeden się ocalał, a twój szef postanowił ci go oddać w ramach podziękowań za szybką reakcję, dzięki której nikt nie ucierpiał. Możesz upomnieć się o przedmiot.
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Kochał swoją pracę. Naprawdę ją kochał. Nie wyobrażał sobie drugiego miejsca, w którym mógłby poznawać tak wielu niesamowitych i inspirujących ludzi, a w dodatku mieć okazję się od nich uczyć poprzez bezkarną obserwację. Był w tym wszystkim jednak mały haczyk - ekscentrycznymi pomysłami wojowało się sceny, to prawa, jednakże to na Ezrę oraz jego współpracowników zazwyczaj spadała za nie odpowiedzialność. Gdyby więc Clarke znajdował się po drugiej stronie i mógł znaleźć się na widowni podczas tych głośnych, kontrowersyjnych spektakli, prawdopodobnie od pierwszej minuty by stał w kolejce po bilet. Niestety, zawsze był tu, za kulisami. Kiedy więc w teatrze pojawił się reżyser znany ze śmiałych wymysłów, Ezra wiedział, że to się może dobrze nie skończyć. Ba, były zaskoczony, gdyby to się dorze skończyło! Cieszył się więc tylko, że to nie jemu przypadło doglądanie rosłego hipogryfa, nawet jeżeli miał on nieskazitelną opinię wśród opiekunów. To było tylko zwierzę i Clarke mimo wielkiego uwielbienia do tego szlachetnego i pięknego stworzenia, wolał się w to nie mieszać. Lubił swoje palce, lubił swoją głowę. Nie mógł wiedzieć, że nie wszyscy dobrze pilnowali swoich obowiązków i kiedy zszedł po pudła z rekwizytami niezbędnymi do przedstawienia, doznał gwałtownego szoku, stając twarzą w twarz z hipogryfem. Nie miał pojęcia, dlaczego stworzenie tak bardzo zaniepokoiło się jego towarzystwem. Nawet drgnąć nie zdążył! I cholera, to że był przyzwyczajony do towarzystwa gabarytowo potężniejszych istot nie znaczyło, że przeraził się mniej niż zwierzę. Uniósł ręce nad głowę i przymknął powieki, sądząc że hipogryf tymi kopytami zaatakuje jego, najwyraźniej jednak faktycznie stworzenie było dobrze tresowane i wcale w pierwszy odruchu nie chciało wyrządzić mu krzywdy. Stało się jednak gorzej, bo przez gwałtowny ruch na samca spadły pudła wypełnione drobnymi gadżetami, które zaczęły robić hałas jak sto wozaków zamkniętych w jednym pomieszczeniu. To nie była dla niego naturalna sytuacja. Po prostu nie pomyślał... I chwilę potem dziób hipogryfa rozwalił mu ramię, aż polała się krew. Syknął z bólu, odsuwając się natychmiast zwierzęciu z drogi i zaraz opierając się o ścianę. Niech inni zajmują się przestraszonym hipogryfem. Przyłożył dłoń do obficie krwawiącej rany, a jego palce zabarwiły się czerwienią. Dużą ilością czerwieni. Strach zajrzał mu w oczy, bo Ezra nie był zbyt przyzwyczajony do ran, nie tak głębokich i poważnych. Po prostu nie wiedział, co robić. Uzdrawianie nie było jego dziedziną. Dobrze zatem, że zaraz nadbiegła pomoc, która nie pozwoliła Ezrze spanikować. Praca w Londynie miała jedną zasadniczą korzyść - przynajmniej do Munga miał bardzo blisko i uzdrowiciele mogli praktycznie kilka minut później się nim zaopiekować. Nie uśmiechało mu się jednak noszenie temblaka, nie uśmiechał mu się ból, który wciąż promieniował po całej ręce, nie uśmiechało mu się ograniczenie swobody ruchów... Cholerni reżyserzy i ich głupie pomysły!
Wychodzę z sali, mijając po drodze kilka znajomych twarzy. W tak wąskim gronie odbiorców sztuki nierzadko zdarza się zapamiętać tę czy inną osobę. Z resztą, Teatr Magiczny należy do tych spokojnych, nie wyróżniających się miejsc, w którym mimo niewielkiej widowni można pozostać anonimowym. Lubię to miejsce, a jeszcze bardziej to, co dzieje się na scenie podczas przeróżnych, nowatorskich przedstawień. Mimo, że miejsce jest nowe, przestronne, dobrze zaprojektowane... Wieje w nim pustką. Przywykłam do tego, że w dzisiejszych czasach mało kto interesuje się tego typu przedsięwzięciami, poza tym, w moim mniemaniu jest to ogromny plus. Mogę odetchnąć od zgiełku plątających się po korytarzach szkolnych dzieciaków, od charakterystycznego mlaskania studentów czy plotkujących Ślizgonek. Kiedyś miałam nadzieję odnalezienia się w tej magicznej społeczności... Jak widać wciąż pozostaje mi czekanie na to jedno, idealne miejsce, po którym niespostrzeżenie przemknę, wydając później tom poezji albo nowy wynalazek. Właśnie, odkrycia... jak dawno im się nie oddawałam? Ostatnie miesiące pod tym względem były mało owocne - liczne egzaminy, wydarzenia skutecznie utrudniały mi pracę nad nimi. Nie opuszcza mnie jednak przeczucie, że w wakacje znacząco zbliżę się do ich finału. Po zakończonym przedstawieniu kieruję swoje kroki w stronę niewielkiej kawiarni, jakże uroczo udekorowanej. Delikatnym ruchem dłoni popycham drzwi, rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wolnego stolika. Dostrzegam miejsce w oddali, przy ścianie, w tamtym kierunku też zmierzam, po drodze skinieniem pozdrawiając stojącą przy kasie kelnerkę. Rozsiadam się na drewnianym krześle - ach, jakie ono jest piękne i klimatyczne - i zakładam nogę na nogę, poprawiając przy tym granatową spódnicę. Przyjdzie? - zastanawiam się, przemierzając wzrokiem menu. Mam ogromną ochotę na kawę. Przeczesuję palcami nieuczesane (jak zwykle zresztą) włosy, stukam niezbyt długimi, niepomalowanymi paznokciami o blat dębowego stolika - Chętnie zobaczyłabym te kulisy, które obiecywał w listach... Jak dobrze mieć znajomości w branży... Zwłaszcza w tak niszowym, choć przytulnym i bezpiecznym miejscu jak to. Dobrze, że o nic więcej mi nie chodzi. W końcu jestem bezuczuciową, szarą szynszylą.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Czas się dłużył, kiedy na coś się oczekiwało. Całe szczęście, że Ezra miał na głowie wiele innych obowiązków, które wypierały mu skutecznie z głowy dziewczęcą postać, z którą był umówiony. Oczywiście, co trochę czasu łapał się na zerkaniu w stronę pojawiających się w teatrze ludzi. Może i New Magic Theatre nie miało takiej publiczności, jak sławny Magic Royal Theatre, ale Clarke zdecydowanie by nie powiedział, że "wiało w nim pustką". Szczególnie dawało to o sobie znać właśnie w momentach, gdy próbował znaleźć znajomą twarz - parę chwil należało się jednak pomęczyć. Awangardowe spektakle cieszyły się jako taką popularnością; w końcu czarodzieje nie mieli takiej rozrywki jak kino i częściej pojawiali się w progach teatru niż przeciętni mugole. Ale na pewno mogłoby ich być jeszcze więcej. Clarke miał tą dogodność, że akurat w tym spektaklu jego rola była bardzo ograniczona i dopiero później czekały go jeszcze obowiązki. Mógł zatem po skończonym przedstawieniu szybko się ewakuować i ruszyć w stronę kawiarni, będącej dosyć charakterystycznym punktem w teatrze. Nie mógłby nie przyjść; jego krokami kierowała choćby prosta ciekawość i słabość do intrygująco tajemniczych osobowości. Weatherbee nie znaczyła dla niego na razie zbyt wiele. Poznali się przez teatr i głównie w tym miejscu rozwijała się ich relacja, której najistotniejszą cechą były chyba po prostu obopólne korzyści. Clarke patrzył na młodszą dziewczynę jak na widza; źródło ciekawych i często przewrotnych opinii, spostrzegawczego dyskutanta, punkt motywujący do bycia jeszcze lepszym. Nie wnikał w to, czym ich znajomość była za to dla Coco - nie bolała go myśl, że Krukonka mogłaby utrzymywać kontakt tylko ze względu na wymierne korzyści płynące z przyjaznych stosunków z osobą obracającą się artystycznych kręgach. Jednocześnie serce nie biłoby mu szybciej, gdyby motywacją dziewczyny był on sam. Dopóki przyjemnie im się rozmawiało, dla Ezry było to wystarczające. Siedziała tam. Nawet ciepły uśmiech osiadł na jego ustach, kiedy odsuwał sobie krzesełko naprzeciw Coco zajętej menu. Sam nie miał aż tyle czasu, aby zamawiać napoje, więc pobieżnie przesunął wzrokiem po karcie, którą po takim czasie i tak znał niemal na pamięć. Na blat stolika odłożył czapkę, którą Krukonka jeszcze teraz nie musiała się przejmować, a która mogła się przydać, gdyby jednak miał zostać przewodnikiem. - Obstawiałem pół na pół, czy zaczekasz. Jak ci się podobało? - nieśmiertelne pytanie, które nie mogło nie paść z ust Clarke'a, nawet jeśli sam nie przyłożył ręki do sukcesu lub porażki przedstawienia. Chciał wiedzieć.
Nawet nie zauważam, kiedy wchodzi do pomieszczenia i siada naprzeciw mnie. Podnoszę wzrok akurat w momencie, w którym siada naprzeciwko mnie i unoszę kącik ust. Pewnie dokładnie widać teraz moje dołki w policzkach, za którymi średnio przepadam, ale nie sprawiają mi większego problemu. Kładę kartę napojów na stole przed sobą, podsuwam mu ją, a nuż będzie chciał się czegoś napić? Uwielbiam to miejsce, jego aurę tajemniczości, ekstrawagancji, to jak niczym mgła unosi się tutaj dusza artystyczna każdego z odwiedzających. Kawiarnia... Doskonały pomysł na spędzenie czasu w spokoju i ciszy, w końcu rzadko kiedy odwiedzają ją rodziny z dziećmi. Może to kolejny powód, dla którego tak często tu bywam? - Na ciebie? Zawsze - prycham ironicznie, bo oboje wiemy, że w kwestiach towarzyskich jestem równie nieprzewidywalna, co podczas gry aktorskiej czy planowania kolejnych części do mojej cudownej maszyny. Lustruję Ezrę wzrokiem, mam nadzieję, że nie jest to aż nadto widoczne. Analizuję każdy drobny szczegół jego twarzy, od brody, aż do zielonych oczu, na których też się zatrzymuję. Nie chcę, żeby ta chwila trwała długo, dlatego szybko poddaję się i kontynuuję rozmowę - Napijesz się czegoś? - spoglądam na blat stolika dzielącego moją osobę od postaci Clarke'a - Wezmę czarną bez cukru na poprawę humoru - czekam na jego odpowiedź z zastanowieniem... Do niedawna nie byłam świadoma tego, ile o człowieku może powiedzieć rodzaj pitego przez niego napoju. Zwłaszcza kawy - Przypadły mi do gustu dialogi, ich autentyczność - przydałaby mi się paczka Gryfów, biorę dosyć płytki oddech i znów nasze oczy się spotykają - Sceneria do poprawy, przydałaby się ręka jakiegoś młodego ducha w wykonywaniu dekoracji - unoszę brew, kręcę kółka palcem wskazującym po powierzchni stolika - Powiew świeżości, wiesz co mam na myśli. Z cierpliwością wyczekuję jego reakcji, chciałabym zbadać jego odczucia i pragnienia. Intryguje mnie osoba młodego aktora i pracownika teatru, zwłaszcza dlatego, że do tej pory nieczęsto spotykałam się z ludźmi. Albo to ja, albo oni muszą sobie zasłużyć na taki obrót spraw. Ciężko ze mną wytrzymać, ale jeszcze trudniej mi wytrzymać z kimś, dlatego zazwyczaj wybieram swoje własne towarzystwo. Jestem tak przewidywalna, tak spokojna i ostrożna w relacjach, nawet z samą sobą, że nie ma chyba nikogo, kto tak dobrze by mnie zrozumiał. Dobrze byłoby zostać aktorką... Może wiedzę wyuczoną na scenie mogłabym wykorzystać w normalnym życiu?
Praca aktora pewna była nowych wyzwań! Uwielbiałeś ją za nieprzewidywalność, możliwość poznania nowych ludzi i wcielanie się w nowe role, odkrywanie charakterów. Przyszedłeś do pracy z uśmiechem, podekscytowany, a Twój szef oznajmił Ci, że dziś będziesz miał bardzo nietypowe zadanie..
Możliwe Scenariusze:
1 Musisz dziś posprzątać rekwizyty, które używaliście podczas ostatniego przedstawienia! Polecił Ci spisać, co macie na stanie ewentualnie rozpisać zamówienie na brakujące elementy. Ze zrezygnowanym uśmiechem ruszasz do magazynku, zagłębiając się w zawartości kartonów i szaf. Po kilku godzinach sortowania i podpisywania zadowolony z siebie odkładasz ostatnie pudło na najniższą z półek! Dostrzegasz leżącą pod regałem książkę i z zaciekawieniem sięgasz po nią ręką. Okazuje się, że to podręcznik od Astronomii, który widocznie zapodział się jakiemuś aktorowi. Przeglądasz strony i zaczytujesz się w opisie letnich konstelacji. Gratulacje! Zdobywasz 1 Punkt z Astronomii do kuferka! Nie zapomnij zgłosić się po niego w odpowiednim temacie!
2 Twój przełożony prosi Cię, aby zaniósł do pralni stare kostiumy z szafy, które będą potrzebne do zbliżającej się premiery spektaklu. Zgadzasz się niechętnie i po chwili już niesiesz wieszaki ubrań, uprzednio decydując się na sprawdzenie kieszeni — wiesz, ile kosztują takie rekwizyty i jak ciężko zdobyć odpowiednie materiały. Masz dziś szczęście! W jednym z gorsetów znajdujesz 30 Galeonów! Nie zapomnij upomnieć się o nie w odpowiednim temacie!
3,6 Prowadzi Cię on do mniejszej sali z prawej strony, gdzie znajduję się scena. Masz sprawdzić możliwości nowej aktorki, którą pragnie tu zatrudnić! Dajesz jej scenariusz i przystępujecie do próby, gdzie surowo oceniasz jej mimikę twarzy i intonację! Po godzinie przychodzi do Ciebie po werdykt.. Parzysta: Okazuje się, że dziewczyna za grosz nie ma talentu! Dykcja zła, gesty ociężałe — po prostu dno! Tłumaczysz wszystko właścicielowi, który kiwa z wyraźnym niezadowoleniem głową i odchodzi od Ciebie z nieco obrażoną miną, zabierając młodą dziewczynę ze sobą.. Jak się później dowiadujesz od współpracowników, była to jego narzeczona, której obiecywał rychłą karierę, a Ty widocznie swoimi ostrymi słowami spowodowałeś kłótnię kochanków, jak i gniew szefa. Reszta dnia zleciała w jakieś nerwowej atmosferze, ale pomimo wszystko jesteś dumny ze swojej szczerości. Nieparzysta: To była szybka godzina! Dziewczyna ma nieprawdopodobny talent, szybko łapię.. Zauważyłeś kilka rzeczy do poprawki, jednak to nic złego i widzisz potencjał. Przedstawiasz sytuację szefowi, a on aż klaszcze z zadowoleniem! Mówi Ci, że to jego córka i od dziś przyjmuję ją na staż. Oferujesz się, że poświęcisz jej godzinę w tygodniu i popracujecie nad brakami. Przełożony jest tak wdzięczny, że otrzymujesz wyjątkową premię w wysokości 30 Galeonów ! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie!
4, 5 Macie dziś specjalne spotkanie, mające na celu poprawę pracy w grupie i własnych błędów! Wiesz, że takie spotkanie zawsze kończą spięcia, jednak co masz zrobić? Nie odmówisz przecież! Kierujecie się na główną scenę, gdzie rozpoczynacie próbę.. Parzysta: Jesteś pozytywnie zaskoczony atmosferą! Zauważasz olbrzymie poprawki u innych aktorów, a oni nie omieszkują obdarzyć Cię komplementami na temat rozwoju. Czas leci wam bardzo szybko, wymieniacie się uwagami i wyjątkowo nikt nie ma do nikogo pretensji! Na koniec otrzymujecie od szefa Kalendarzyk ! Żartuje on, że pomoże on wam z punktualnością i datami premier, a do tego szepnie miłe słowo na koniec dnia! Nie zapomnij upomnieć się o niego w odpowiednim temacie! Nieparzysta: To jakiś kataklizm! Już po dziesięciu minutach wszystko się sypie! Przekrzykujecie się nawzajem, wytykacie błędy. Tłumaczysz właśnie topornemu Markusowi, że powinien poprawić swoją mimikę twarzy i gestykulację, a w celu pokazania mu poprawnych ruchów, wychodzisz na środek i zaczynasz demonstrację. Niestety, nie jest to Twój szczęśliwy dzień — nie zauważasz polanej wodą drewnianej podłogi sceny i upadasz na tyłek z hukiem, a współpracownicy wpadają w śmiech i wytykają Ci zgrabnych ruchów! Zrobiłeś to w komiczny sposób, wymachując rękoma! Zawstydzony wstajesz i cofasz się, nie odzywając się już wcale! Masz siniaki, o których musisz pamiętać w następnym wątku — ciężko Ci siedzieć! Co więcej, przez kilka dni Twój upadek będzie tematem plotek.
Mocno podekscytowany dzisiejszymi możliwymi wyzwaniami, jakie czekały na niego w pracy, otworzył drzwi i od razu skierował się do szefa po wytyczne na obecny dzień. Liczył na jakąś nową rolę, mocno skomplikowaną lub coś uroczo musicalowego. Ostatnio miał mało szans, by wykazać się swoim talentem wokalnym. Ale niee, po co rozwijać swpich pracowników? To była jego pierwsza myśl, gdy zostało mu przydzielona inwentaryzacja oraz ogarnięcie rekwizytów. Od tego są specjalni ludzie, a nie aktorzy... Mamrocząc w duszy z niezadowolenia, jednak ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na twarzy, z listą ich rekwizytów skierował się na zaplecze. Dobra Basilek... Przecież nie będzie tak źle, co. Och, było. Wszystkie przedmioty leżały cemtralnie na środku pomieszczenia, walnięte na jedną, ogromną kupę, a puste kartony leżały tuż przy tylnej ścianie. Trochę pracy go czekało. Zrobił kilka kroków do przodu. Odłożył listę z długopisem na leżącą za nim półeczkę, stopą przysunął pierwszy karton i zaczął do niego wkładać wszystkie maski jakie znalazł. Przez mocny rzut ta lisa się wyszczerbiła i popękała, nad czym Bas mocno ubolewał, ponieważ akurat ta była najpiękniej zdobiona (a przy okazji jego ulubiona) Szybko zapisał, by kupić jej replikę, tuż pod nią na liście zostały uwzględnione trzy zaginione miecze, prawy naramiennik od zbroi rycerza, dwoje oczu od lalki o jasnych włosach (z tego co pamiętał, były błękitne). Starannie układał wszystko w pudełkach, które specjalnie oznaczał i odkladał na wyznaczone dla nich półeczki. Większe elementy układał przy ścianach lub przywieszał na specjalnie przeznaczonych do tego haczykach na suficie. Pacynki i lalki włożył do uprzednio wyściełanym kocem kufra, a blondyneczkę bez oczu położył na jego wieku. To będzie zemsta dla tych wszystkich, którzy nie potrafią po sobie posprzątać. Zadowolony z siebie odłożył ostatni karton na półkę, a jego wzrok przyciągnął podręcznik. Ostrożnie go wyciągnął i przyjrzał się uważnie okładce. Astronomia. Zainteresowany otworzył ją na losowej stronie. Konstelacje letnie. O, to coś dla niego, nigdy nie pamiętał, jaki jest jego znak zodiaku. Basil dosłownie wchłonął się w książkę. Czytał wszystko tak dokładnie, jak jeszcze żadną szkolną książkę. To wszystko było tak pięknie i barwnie opisane, wyraźne obrazki przybliżały omawiane gwiazdy. To było coś naprawdę niesamowitego. Z delikatnością zamknął książkę i podniósł się. Podręcznik oddał do Biura Rzeczy Znalezionych - nie był złodziejem przecież - a wypełnioną listę zaniósł do gabinetu szefa. Trochę zmęczony, jednak szczęśliwy, wyszedł z budynku.
Nie jestem pewny co do ilości, jakby ktoś jeszcze raz mógłby sprawdzić byłbym wdzięczny
Nie było większych planów na ten dzień. Żadnej próby w grafiku. Jednak do pracy trzeba było przyjść, więc wasz przełożony doszedł do wniosku, że aby nie marnować czasu zajmiecie się sprzątaniem zaplecza z rekwizytami. Ezra miał wszystko poukładać, a Basil ocenić co przyda im się do najnowszego spektaklu. Zapowiadał im się naprawę pracowity dzień, bo wszystko było zagracone i ciężko było w jakikolwiek sposób się tam odnaleźć. Magia niewiele może pomóc, kiedy nie wiecie czego szukacie i jaki przedmiot powinien leżeć koło którego. Wszystko należało przemyśleć, więc byliście skazani na pracę własnych mięśni i stracenie sporej ilości czasu. Cóż, nie tego spodziewaliście się po tym dniu, prawda?
1,2 Z za jednej z ogromnych szaf wyciągnąłeś obraz, który używaliście do jednego ze spektakli. Ze zgrozą odkrywasz jaki. To chyba najbardziej gadatliwy rekwizyt jaki można znaleźć w całym teatrze a ty obudziłeś go do życia, bo w momencie kiedy udało ci się pozbyć kurzu - usta młodego mężczyzny, który się tam znajdował otworzyły się i nie zamknęły już do końca dnia. Bez przerwy gadał, przeszkadzał wam i rozpraszał na każdy możliwy sposób. Oboje tym samym nabawiliście się bólu głowy. Niektórych rzeczy jednak lepiej nie dotykać. 3,4 Sprzątanie najniższych półek to twoja największa zmora. Ciągle musisz się nachylać i wyciągać najmniejsze rzeczy z niewielkich zakamarków. Znajdujesz tam wiele ciekawych przedmiotów i czasami sam już nie wiesz, pod jaki niby spektakl to można podpiąć. Mimo wszystko skrupulatnie wykonujesz swoje obowiązki. Rzuć kostką jeszcze raz. Parzysta: nawet nie zauważyłeś, jak z kieszeni wypadło ci 20 galeonów. Byłeś tak skoncentrowany, że nie odczułeś tego, a twój cenny majątek poleciał pod szafę i pewnie jeszcze długo tam zostanie. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie. Nieparzysta: masz dosyć tego dnia i wydaje ci się, że niewiele może poprawić ci humor, ale jak widać los bywa łaskawy. Trafiasz na 20 galeonów w rogu szafki i chowasz je do kieszeni. Warto być dokładnym przy sprzątaniu. 5,6 Poza zwykłymi przedmiotami natrafiasz również na szufladę pełną eliksirów. Czasami coś takiego się przydaje - kogoś trzeba postarzyć, odmłodzić, zrobić cokolwiek na rzecz sztuki. Okazuje się, że jest tego dużo więcej niż mogłoby się wydawać. Spędzasz nad tym prawie godzinę i na koniec okazuje się, że znasz dużo więcej różnych substancji niż wcześniej. Zdobywasz 1 punkt z eliksirów do kuferka.
1,2 Nie masz pojęcia czego oczekuje od ciebie twój szef. Zdajesz sobie sprawę mniej więcej, czego potrzebujecie, ale nic z tych rzeczy nie możesz znaleźć w tej graciarni. Zdenerwowany przeglądasz szafy, otwierasz szuflady i próbujesz w jakikolwiek sposób się zainspirować. Może coś da się odpowiednio podrasować? Na szczęście udaje ci się prostymi zaklęciami transmutacyjnymi zmienić jeden z kapeluszy tak, aby pasował do konwencji postaci. Później reszta także idzie ci z dużo większą łatwością i okazuje się, że w pomieszczeniu znajdzie się sporo przydatnych rzeczy. Zdobywasz jeden punkt z transmutacji do kuferka. 3,4 Pośród opasek nasennych bez żadnych właściwości, które służą tylko jako ozdoba przypadkiem odnajdujesz prawdziwą, magiczną wersję. Przyjmujesz to ze zdziwieniem, w końcu nie jest ona w żaden sposób użyteczna podczas spektakli. Komuś musiało coś się pomylić. Nie będzie więc problemu, jeżeli przygarniesz przedmiot. Zgłoś się po niego do kuferka. 5,6 Niemal od razu dostrzegasz to co może się wam bardzo przydać. Znajduje się za szklanką kulą na jednej z najwyższych szaf. Próbujesz sięgnąć i delikatnie ściągnąć wypatrzony przez ciebie przedmiot, jednak przy okazji strącasz ogromną szklaną kulę, która jest niezbędnym elementem jednego z planowanych na przyszłość przedstawień. Ze zgrozą obserwujesz, jak na ziemi roztrzaskuje się na milion kawałków. Nawet nie próbujesz naprawić tego zaklęciem, bo to nie miałoby najmniejszego sensu - tego nie dało się po prostu naprawić, to była już wasza druga kula z kolei i z poprzedniej też niewiele zostało. Musisz chociaż częściowo pokryć koszty zakupu, tracisz 20 galeonów. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie.
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Lubił te luźniejsze dni, kiedy mógł przyjść do pracy bez świadomości, że będzie harował jak zaprzęgnięty renifer w dzień Bożego Narodzenia. Kiedy stawiał pierwsze kroki w tym teatrze, zatrudniony jako podrzędny pracownik, czuł się trochę nieswojo i miał obawę, że będzie to wszystko, co w życiu osiągnie. A potem dostał angaż w przedstawieniu i zaczął poznawać także teatr od tej swojej wymarzonej strony. A jednak stanowisko w New Magic nie wydawało mu się przez to mniej atrakcyjniejsze, a wręcz przeciwnie; dobrze było wrócić czasem za kulisy, zaopiekować się sprzętem, efektami specjalnymi, być w cieniu, aby ktoś inny mógł błyszczeć. Było to jak wzięcie głębokiego oddechu, przypominającego, że nie był gwiazdką. I żeby nie chciał się nią stać. Szybko się również okazało, że praca w New Magic może być zabawna. Ezra już zacierał rączki, kiedy usłyszał, że w przydziale przypadło mu zaplecze z nieuporządkowanymi rekwizytami. Kochał rekwizyty. Kochał się bawić rekwizytami. (zapewne przez tę pracę przymierzył na siebie więcej rzeczy niż niejeden aktor) Nie spodziewał się tylko, że będzie miał towarzystwo. Nie znał zbyt dobrze @Basil Mohtenie, obiło mu się jednak u uszy, że był cenionym aktorem. Zresztą, inni na tych deskach nie występowali. Zresztą, dobre towarzystwo zawsze było mile widziane, nawet jeśli to Ezra miał sprzątać, a Basil tylko nadzorować, to pewnie i tak kopnął go zaszczyt czy coś. Przestrzeń była jednak bardziej zagracona niż Ezra się spodziewał... I okazało się, że różdżka także na wiele się w tym wypadku nie przyda. Nie był fanem przeciążania mięśni, ale czego się nie robiło dla utrzymania stanowiska... Nawet Ezra Clarke zginał swój kręgosłup. Praca jednak szła im wyjątkowo sprawnie. W pewnym momencie dobrał się nawet do interesującej szafeczki. Której zawartość była jeszcze bardziej interesująca! Ezra zaczął przeglądać wszystkie eliksiry, które były tam poustawiane. Przypominała mu się trochę lekcja, na której poprzez zmysły musieli rozpoznawać eliksiry. Nie był wtedy zbyt dobry, szczerze mówiąc. Bardzo skrupulatnie zaczął więc oglądać fiolki, jednocześnie dużo zapamiętując. To zresztą wcale nie było takie trudne. Ezra nie radził sobie raczej z praktyką niż teorią. Nie zauważył nawet, kiedy jedna godzina uciekła mu tylko na oglądaniu i przestawianiu tych fiolek. A przy najbliższej okazji być może miał się przekonać, że nie była to godzina stracona...
5
Ostatnio zmieniony przez Ezra T. Clarke dnia Sob Cze 30 2018, 22:46, w całości zmieniany 2 razy
Po wielu przygotowaniach, stresie i presji - w końcu nadszedł ten dzień. 30 czerwca, moment, kiedy wszyscy młodzi aktorzy wyjdą na scenę i odegrają klasyczną, mugolską sztukę. Wokół spektaklu zrodziło się niemałe zainteresowanie, informacja o nim pojawiła się nawet w Proroku Codziennym. Donna Jenkins była dumna ze swojego dzieła i miała nadzieje, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Chociaż mogłoby się wydawać, że przedstawienie szkolne nie będzie cieszyło się ogromną popularnością, na widowni można było dostrzec nie tylko twarze zaciekawionych rodziców, ale wiele ważnych osób, łącznie ze stałą obsadą teatru, oraz jego pracownikami. Wszyscy byli ciekawi czy szum i rozgłos, który powstał wokół wydarzenia, znajdzie odzwierciedlenie w dobrej realizacji. Po takim czasie przygotowań oczekiwania rosły, a każdy kto w jakikolwiek sposób przyczynił się do wykonania całości - czy to poprzez grę aktorską, czy pomoc przy dekoracja - niewątpliwie miał w tej chwili powód do stresu. Przedstawienie miało zacząć się punkt 18, więc aktorzy zaczęli zbierać się już godzinę wcześniej, a na widownie zaczęto wpuszczać o 17:30.
Za kulisami: Stres i napięcie rośnie. Aktorzy chodzą i nerwowo powtarzają kwestię, dziewczyny w międzyczasie wykonują ostatnie poprawki w kostiumach, a muzycy nastrajają swoje instrumenty i wykonują dodatkowe ćwiczenia. Każdy chce wypaść jak najlepiej. A przecież w panice tak łatwo zapomnieć tekstu, czy potknąć się w środku istotnej sceny. Trudno zapanować nad wyobraźnią, szczególnie, że większość pierwszy raz zderzy się z tak dużą publicznością.
Kostki dla aktorów:
Klik:
1: Okazało się, że zapomniałeś wziąć ze sobą scenariusz. W dodatku każdy ma tylko po jednej kopii, a ty zaczynasz panikować, że nie jesteś w stanie w ostatniej chwili powtórzyć swojej kwestii. W ostateczności prosisz dowolną osobę o pomoc i razem wszystko sobie przypominacie. 2: Próbujesz się rozśpiewać. Niezależnie czy grasz główną rolę i czekają cię solówki, czy będziesz jedynie głosem w tłumie na koniec przedstawienia - warto zadbać o ładne brzmienie. Krążysz po zapleczu śpiewając cicho i nagle czujesz, jak barwa twojego głosu drastycznie zmienia się na wysoką i wyjątkowo piskliwą. Niezależenie czy mówisz coś, czy śpiewasz, staje się to wyjątkowo nieprzyjemne dla ucha. Zaczynasz się poważnie martwić o to co będzie podczas spektaklu. Na szczęście po piętnastu minutach dziwny efekt mija i wszystko wraca do normalności. Chyba w pomieszczeniu był rozsypany jakiś dziwny proszek, do którego niebezpiecznie się zbliżyłeś. Najważniejsze, że minęło. 3,4: Kiedy kończysz powtarzać kwestię, Donna prosi cię, żebyś pomógł ekipie dekoracyjnej. Rzuć kostką na dekoratorów. 5: Wszyscy hałasują, mruczą pod nosem tekst i robią ogromne zamieszanie, które sprawia, że masz ochotę chociaż na chwilę spokoju. Udajesz się głęboko za kulisy w poszukiwaniu ciszy. Rzuć kolejną kostką. Parzysta: Nagle potykasz się i wpadasz wprost na ogromną szafę, która przez twoje uderzenie zaczyna się mocno chwiać. Spada na ciebie worek z puchem, w którym już po chwili jesteś cały pokryty. W dodatku chyba był tam wysypany jakiś proszę swędzący, którego działanie będzie utrudniać ci grę w pierwszym akcie. Nieparzysta: Dostrzegasz niewielką półkę, a na niej porzucone zwierciadełko. Świetnie zdajesz sobie sprawę, że to nie zwykłe lusterko, tylko wyjątkowy przedmiot, który pomoże przygotować się przed każdym przedstawieniem. Zgłoś się po niego do kuferka. 6: Donna słyszy jak powtarzasz tekst, a że robisz to wyjątkowo dobrze uznaje, że tobie wystarczy już prób i ćwiczeń. Prosi cię o pomoc innym z ich częścią, bo widocznie nie każdy radzi sobie tak znakomicie. Zdobywasz dodatkowy punkt z DA.
Kostki dla muzyków:
klik:
1,2: Okazuje się, że zapomniałaś o swoim instrumencie. Donna patrzy na ciebie załamana, ale instruuje cię, gdzie w teatrze znajduje się pomieszczenie, w którym możesz znaleźć takie rzeczy. Trochę błądzisz po budynku, ale ostatecznie trafiasz na miejsce i udaje ci się zdobyć instrument. Wygląda na to, że do tego pomieszczenia rzadko ktoś zagląda. Na ziemi leży zakurzony, ale niewątpliwie wciąż działający kompas marzeń. Zgłoś się po przedmiot do kuferka. 3,4: Ćwiczysz spokojnie i nie masz większych powodów do stresu. Jesteś przygotowany i sam świetnie zdajesz sobie z tego sprawę. Bibliotekarka dostrzega tę pewność siebie i jest z niej naprawdę zadowolona. To chyba będzie twój dobry dzień, a na scenie również będziesz miał sporo szczęścia. 5,6: Twój instrument od początku się buntuje. Nic nie brzmi tak jak należy i chociaż zdawałoby się, że te twoje wyuczone ruchu są bez zarzutu - przedmiot jest na tyle złośliwy, że kompletnie nie chce z tobą współgrać. Kiedy już masz się poddać udaje ci się nastroić go tak, że wszystko wraca do normy. Zdobywasz dodatkowy punkt z DA.
Kostki dla dekoratorów:
kllik:
1: Okazuje się, że musisz domalować coś na jednym tle. Na szczęście przygotowałeś się na tę okoliczność i masz ze sobą kilka farb. Wyciągasz jedną ze swojej torby i prawie biegiem zbliżasz się do tektury. Niestety nagle ktoś staje ci na drodze (sam możesz wybrać osobę) i cała farba ląduje na nim. Lepiej szybko coś z tym zrób, bo urok kostiumu pójdzie w niepamięć. Może szybkie chłoczyść? Nie zapomnij o zakłóceniach. 2: Doszywasz ostatni element w kostiumie Romeo, kiedy ten ma go już na sobie. Niestety ręka trochę ci się omsknęła i mocno ukułeś go w klatkę piersiową. Igła wbiła się całkiem głęboko, a ty w panice pospiesznie ją wyjąłeś, co zabolało nawet bardziej. 3: Rozkładasz rekwizyty na scenie, za zasłoniętą kotarą. Z tego co słyszysz, na zewnątrz zebrał się już spory tłum, dlatego starasz się robić to w miarę cicho i dyskretnie. Przynajmniej takie są twoje zamiary, bo ostatecznie starannie przygotowane dekoracje do pierwszej sceny spadają na ziemie, robiąc niemały huk. To z pewnością zwróciło uwagę widowni, a ty w dodatku obrywasz jednym z "drzew" i musisz układać wszystko od nowa. 4: Okazuje się, że strój dla Merkucji gdzieś zaginął i nawet nie dotarł do teatru. Przed tobą nie lada wyzwanie, bo musisz wymyślić coś z przypadkowych szmat, które udaje ci się znaleźć. Do tego potrzebne jest parę prostych zaklęć i sporo kombinowania, ale ostatecznie wychodzi całkiem nieźle. Zdobywasz punkt z transmutacji! 5: Donna prosi, żebyś poprawiła makijaż Tybalte. Zależy jej na wzmocnieniu rysów twarzy dziewczyny. Nie wiesz czy odnajdziesz się w roli makijażystki, ale ostatecznie sięgasz po pędzle i starasz się odrobinę poprawić sytuację. 6: Wszystko jest dopracowane i okazuje się, że nie ma już wiele do zrobienia. Z nudów kręcisz się trochę po zapleczu i znajdujesz syreni grzebień, który zgubiła któraś z aktorek. Możesz zgłosić się po ten przedmiot do kuferka.
Widownia: Zostało niewiele czasu do rozpoczęcia spektaklu. Póki co wszyscy zajmują miejsca, rozmawiają i rozważają, czy to co niedługo zobaczą będzie warte uwagi. Mężczyzna przy drzwiach zachęca do zajęcia miejsca, bo za chwilę spektakl się rozpocznie. Światła powoli przygasają, a w teatrze rozbrzmiewa cicha, nieprzeszkadzająca w rozmowie melodia. Nietrudno o odnalezienie znajomej twarzy w tłumie. Zebrało się sporo osób i wygląda na to, że nikt nie zamierzał tego ominąć.
Kostki
Klik:
1: Nie możesz znaleźć ani jednego wolnego miejsca. Kręcisz się między publicznością w poszukiwaniu odpowiedniego i komfortowego siedzenia. Niestety jest dosyć ciasno, więc potykasz się o czyjąś nogę. Wpadasz na kelnera oferującego wszystkim kieliszek wina. Niestety ku tobie również planował wyciągnąć rękę, a przez twoją niezgrabność ciemnoczerwony napój trafia na twoją kreację. Z jakiegoś powodu nie jesteś w stanie wyczyścić tego żadnym zaklęciem. Chyba pozostało ci się pogodzić z plamą do końca wydarzenia. 2: Ktoś chyba chciał być zabawny, bo na twoim miejscu rozsmarowana była łajnobomba. Niestety tego nie zauważyłeś i do końca spektaklu będzie ci towarzyszył nieprzyjemny zapach, nawet po zmianie miejsca. 3,4: Bierzesz od jednego z kelnerów kieliszek wina. Wypijasz spokojnie zawartość, nie wyczuwając w nim niczego podejrzanego. A jednak okazuje się, że ktoś dolał do niego odrobinę eliksiru. Jakiego? Wylosuj eliksir w temacie z kostkami. Jeżeli będzie do amortencja, lub eliksir gregory'ego - zakochujesz się w/zaprzyjaźniasz z osobą siedzącą obok. 5: Najwidoczniej pod kilkoma siedzeniami umieszczone były prezenty dla widowni. Tobie trafiło się właśnie takie miejsce! Znajdujesz pod spodem maskę komiczną. W dodatku możesz wylosować dowolny eliksir, który jest do niej dołączony. Pamiętaj zgłosić się po nie do kuferka. 6: Mężczyzna przy wejściu chyba cię z kimś pomylił, bo od razu wskazuje miejsce, które podobno zostało zarezerwowane specjalnie dla ciebie. Prowadzi cię do loży z której masz świetny widok na scenę. W dodatku pod ręką masz otwarty bar z przekąskami i wszelkimi napojami, które moją umilić ci czas do rozpoczęcia przedstawienia. Możesz zabrać ze sobą maksymalnie dwie osoby.
Czas na odpowiedź jest do 7 lipca!
______________________
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dzień przedstawienia w końcu nadszedł i Bridget obudziła się z tym dziwnym uczuciem ściskającym żołądek. Wnętrzności związane w supeł uniemożliwiły jej zjedzenie śniadania. Krzątała się po mieszkaniu, chcąc uporządkować jak najwięcej rzeczy, żeby nie zapomnieć niczego przy wychodzeniu z domu. Doprowadzanie samej siebie do porządku również zajęło jej sporo czasu. Wmusiła w siebie jakiś niewielki posiłek, nie chcąc ryzykować, że burczenie w jej brzuchu będzie głośniejsze od wypowiadanych przez nią kwestii. Stresowała się, naprawdę. Po pierwsze - to było jej pierwsze poważne przedstawienie, wystawiane na deskach londyńskiego teatru. Po drugie - grała co prawda niewielką rolę, ale wciąż miała szansę poważnie się wyłożyć. Bardzo duży stresor stanowił fakt, iż musiała przed przedstawieniem przyjąć eliksir postarzający. Parę razy śniło jej się, że działanie eliksiru nie przestało działać, że buteleczka była wadliwa i do końca życia będzie miała pomarszczoną, zniszczoną twarz. Po czwarte - bardzo dużo ludzi z Hogwartu wybierało się na oglądanie występów, a to oznaczało, że jakakolwiek porażka na scenie będzie z pewnością odnotowana i pocztą pantoflową przekazywana do kolejnych osób. Nie chciała stać się pośmiewiskiem, lecz niestety musiała się z tym liczyć, wystawiając się na widok publiki, która niewątpliwie będzie ją oceniała. Zjawiła się w teatrze znacznie wcześniej, odsiedziała swoje w korytarzu wejściowym i dopiero gdy na horyzoncie pojawiła się inna znajoma osoba, podążyła wraz z nią za kulisy. Praca trwała wre, dekoratorzy przygotowywali scenę, muzycy stroili instrumenty, a aktorzy wygłaszali swoje kwestie i monologi. Bridget bardzo chciała powtarzać swój tekst, lecz nie mogła się skupić. Trema zżerała ją od środka, a panujący wkoło rozgardiasz skutecznie rozpraszał jej uwagę, przez co każdy pojedynczy dialog sprawiał jej problem, a to potęgowało uczucie stresu i niepewności. Postanowiła schować się gdzieś głęboko za kulisami, znajdując najciemniejszy, najbardziej oddalony kąt przy jakiejś szafie. Trzęsącymi się rękami przytrzymywała scenariusz w ręce. Zamknęła oczy i zaczęła powoli przechadzać się tam i z powrotem, powtarzając pod nosem kolejne kwestie pani Monteki. Okazało się, że w niedługim czasie postanowił do niej dołączyć Ezra, który wcale nie pomagał jej w skupieniu się na powtarzaniu kwestii. Pogrążyła się w krótkiej pogawędce z chłopakiem, który coraz bardziej zmniejszał dystans między nimi, zmuszając Bridget do oparcia się o szafę. Niestety był to błąd, bowiem mebel okazał się być bardzo chybotliwy. Z jej szczytu spadł na parę worek wypełniony puchem, pokrywając ich od stóp do głów. Dziewczyna zakasłała, odganiając rękami kłębiące się przed oczami pierzę. Ależ zrobiła bałagan! Czym prędzej ukucnęła, zbierając puch z powrotem do worka, po czym za pomocą różdżki sprawiła, że wór zaczął lewitować. Nakierowała go z powrotem na szczyt szafy, zostawiając go tam, skąd spadł, a sama czym prędzej wyszła z ciemnego kąta, ciągnąc za sobą Ezrę. Niestety to nie był koniec przygód - zaczęła odczuwać nieznośne swędzenie na ciele - no pięknie. I jak ona miała sobie teraz z tym poradzić? Wyglądała na naprawdę zagubioną, a w jej włosach wciąż tkwiło kilka małych, puchowych piórek. Przynajmniej nie była w tym sama... Biedny Ezra, jemu to dopiero będzie trudno podczas przedstawienia. Ona miała mało czasu na scenie, reflektory nie padały na nią, a on?
Nawet trochę żałowałam, że nie zaangażowałam się bardziej w przedstawienie. Aktorką może nie byłam, ale zawsze chciałam spróbować swoich sił w tej dziedzinie. Mimo wszystko ostatecznie nawet się nie zgłosiłam, wahałam się, wahałam, a termin minął i nie było się nad czym więcej zastanawiać. Oczywiście na publiczności musiałam usiąść. Choćby po to, żeby zobaczyć @Ezra T. Clarke, w końcu grał główną rolę. Nawet moja siostra się zaangażowała. Może spadnie ze sceny? Albo zadźgają ją jakimś sztyletem? Gdyby mi dali coś takiego do ręki i wysłali z Fire na taką niewielki wspólny kawałek z pewnością nie skończyłoby się to dobrze. Ubrałam się elegancko, ale dosyć klasycznie i prosto. Włosy miałam upięte wysoko, a makijaż nie zaliczał się do najdelikatniejszych. Bądź co bądź to była wizyta w teatrze, warto było wyglądać w miarę reprezentacyjnie. Nawet jeżeli to tylko przedstawienie szkolne. Niecałe pół godziny przed rozpoczęciem umówiłam się pod budynkiem z @Cherry A. R. Eastwood. Zawiesiłam na niej spojrzenie na dłuższą chwilę i uśmiechnęłam się na przywitanie, jednocześnie razem z nią kierując kroki do wejścia. - Hej, ładnie wyglądasz - stwierdziłam i razem z puchonką minęłam mężczyznę, który wpuszczał do środka. Wewnątrz było już sporo ludzi, więc on zajmował się również wskazywaniem wolnych miejsc. Przekierował nas na prawy, górny róg widowni. Kiwnęłam głową i udałam się tam razem z dziewczyną. Ze zgrozą zauważyłam, że wybrane przez niego miejsca znajdują się tuż obok @Holden A. Thatcher II. Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było zajęcie tego drugiego miejsca - nie bezpośrednio obok chłopaka, ale tak, żeby dzieliła nas chociaż Wiśnia. W końcu nikt nie chciał scen podczas tego wydarzenia, prawda? W teatrze chyba nie wypadało się pobić? Trochę szkoda. - Niesamowite, że nie ma cię na scenie Thatcher. Zawsze sądziłam, że uwielbiasz robić z siebie idiotę - przewróciłam oczami i usiadłam na swoim siedzeniu, czego pożałowałam już po sekundzie. Poczułam obrzydliwy zapach. Aż dziwne, że nie zauważyłam tego zanim zajęłam miejsce. To pewnie przez gryfona, którego sam widok zepsuł mi się humor i całkiem się rozbiłam. To była jakaś łajnobomba? Kto robi takie rzeczy w teatrze? Ludzie nie mieli za grosz przyzwoitości. Skrzywiłam się, bo nawet nie mogłam się przesiąść, nie było wolnych miejsc. W dodatku pewnie niewiele by to dało. Gdyby chłopak był w stanie przewidzieć, że to ona trafi akurat tutaj ,pewnie zwaliłabym winę na niego, ale widocznie to był jakiś przypadkowy człowiek, który uznał, że będzie zabawny i zepsuje komuś dzień. Bajecznie. Przeniosłam spojrzenie na milszą i tą nieprzypadkową część towarzystwa z jakim przypadło mi siedzieć. - Świetnie - skomentowałam, ale po chwili wolałam zmienić temat: - Lubisz w ogóle teatr, czy raczej przyszłaś tylko dlatego, że grają nasi? - zapytałam i po chwili jakiś kelner poczęstował nas winem. Upiłam trochę alkoholu i zerknęłam na zegarek. Do rozpoczęcia zostało jeszcze trochę czasu.
To, że Wiśnia odważyła się zaprosić Heaven na przedstawienie szkolne... to był jakiś cud. Puchonka zupełnie nie przemyślała swoich działań i tchnięta jakimś dzikim przypływem odwagi posyłała list za listem, potem niemal płacząc ze stresu, bo kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Miała nadzieję że w razie czego wszystko zbędzie się żartem i tyle; zresztą, nadchodziły wakacje i dziewczyny miały szansę od siebie odpocząć, jeśli wystąpią jakieś niejasności. Okazało się jednak, że Dearówna nie miała nic przeciwko towarzystwu Cherry i tak też wyszło, że się umówiły. Potem zostało jedynie panikowanie w co się ubrać, jak się zachowywać i Merlinie, czy to randka? Niby spotkanie wyszło z inicjatywy Cherry, ale ona sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśli i, co gorsze, co powinna sobie myśleć. Zbyt głupio było jej pytać znajomych o radę, więc po prostu biła się z myślami. W kwestii ubrań postawiła na dość elegancki, jasny kombinezon, do którego miała idealnie kolorystycznie dopasowany płaszcz. Całość, oczywiście, pochodziła z kolekcji Aileen Eastwood. Materiał stawał się idealnie przewiewny w gorące dni, ale kiedy zrywały się mroźne wiatry, to wiernie trzymał ciepło. Jak tu nie kochać takiego skarbu? Wiśnia różdżkę wyjątkowo schowała do dużej kieszeni płaszcza, włosy upięła w wysokiego i niedbałego koka (żeby nie wyglądać na zbytnio wystrojoną!), a potem pobawiła się chwilę makijażem. Oczy umalowała trochę mocniej niż zwykle i nie powstydziła się czerwonej szminki, coby ożywić swój stonowany outfit. Zresztą, miała szpilki idealnie pod kolor i mogła popisać się umiejętnością pełnego gracji poruszania na nich! - Ty też! - Odparła natychmiast w stronę Ślizgonki, już czując pierwsze rumieńce. - Uwielbiam twój makijaż, zawsze tak ładnie potrafisz go dobrać... Nie mam pojęcia jak to robisz, ale ja to się czuję jak kompletna amatorka. Wiesz, że jak są jakieś uroczystości, to matka mnie maluje? Twierdzi, że dzięki temu nie będę wyglądać jak przedszkolak, który dorwał się do kosmetyczki swojej mamy... Moim zdaniem nie jest aż tak tragicznie - mam nadzieję - ale ona jest perfekcjonistką, wiesz, projektantka - obiecała, że będzie cicho? Cóż, przedstawienie jeszcze się nie rozpoczęło, więc Wiśnia bezwstydnie paplała, uśmiechając się promiennie do każdego, kogo napotkały w drodze do odpowiednich miejsc. Grzecznie podreptała za swoją towarzyszką i tak też wylądowała pomiędzy Heaven, a @Holden A. Thatcher II, którzy się najwyraźniej znali. Gryfona kojarzyła jedynie z jakichś lekcji i nie była w stanie zbyt wiele na jego temat powiedzieć... - A, to i poza sceną można! - Zaśmiała się perliście na uwagę ciemnowłosej, a potem wyciągnęła rękę do chłopaka, chcąc się należycie przywitać i przedstawić. - Cherry Eastwood! Chyba nam się jakoś nigdy drogi nie zeszły. Wy się znacie, nie? Może powinniśmy się zamienić miejscami? - Dopytywała, nie chcąc przeszkadzać znajomym i tylko trochę źle czując się z tym, że dalej nie miała pojęcia czy ta randka to randka. Rozproszył ją jakiś kelner, który zaoferował odrobinkę wina; smakowało pysznie, a humor Puchonki jeszcze bardziej się poprawił. Prawdę mówiąc, nie mogła usiedzieć w miejscu i szczerzyła się cały czas... Co było mało taktowne, biorąc pod uwagę dziwne niespodzianki spotykające Heaven. - Drobiazg! - Pocieszyła ją, śmiejąc się i odrobinkę zbyt entuzjastycznie podrygując na krześle. Potańczyłaby. Nawet bardzo. Co tu się działo, na Merlina... - Mama mnie ciąga na różne eleganckie wydarzenia i w tym też różne przedstawienia teatralne... Czasami nawet lubię, o ile tematyka występu jest jakaś, wiesz, taka bardziej przystępna. Żaden ze mnie krytyk teatralny - niemal tańczyła na siedzeniu, śmiejąc się nieustannie i przez to bardzo niewyraźnie paplając.
Widownia: 4 i kuskus, mniam.
Wendy A. Royal
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : zgaszone oczy, usta pomalowane szminką i woń ulubionych perfum o zapachu kwiatów, czy cytrusów - to zależy od nastroju, drobne, prawie niewidoczne blizny, nie jest ich wiele gdzieś na nodze czy dłoni
Nie miała zamiaru brać udziału w przedstawieniu. Nie dla niej były te wszystkie kostiumy, gra aktorska i szum. Wolała oglądać niż grać. Graniem zajmowała się na co dzień. Gra w życie zawsze była taka na czasie. Zamierzała jednak tam być. Związała staranie włosy, wypuszczając kilka buntowniczych kosmyków, które łaskotały jej bladą twarz. Powinna więcej czasu spędzać na słońcu, złapałaby trochę kolorku i nie wyglądała jak wampir. Chociaż... Zbyt wiele nie wiedziała o krwiopijcach. Czy mieli jasną karnację? Chłodne dłonie? Za dużo głupot się naczytała. Spojrzała w lustro, wygładzając elegancką, czarną sukienkę na ramiączka. Odsłaniała jej plecy. Nie mogła się garbić. Prosta postawa, właściwie nie widać było, żeby jakoś się garbiła. Miała nadzieje, że nie widać. Czasami jakoś kurczyła się, ale to chyba tylko przed ojcem. Ludzie słabi zazwyczaj mają złą postawę ciała. Mowa ciała wszystko mówiła o człowieku. Wystarczyła powierzchniowa obserwacja, aby zobaczyć kto należy do przegranych, a kto do zwycięzców - za dużo rad Leona. Można było mieć wrażenie, że Wendy prowadzi jakiś notatnik z anegdotkami, metaforami i słowami, które wypowiadał jej tatuś. Nie musiała takiego zeszyciku prowadzić. Ona była takim zeszycikiem. Chwyciła małą torebkę i spakowała do niej kosmetyczkę, a nawet butelkę wody. Założyła na dłoń złotą bransoletkę z inicjałami W. A. R., którą dostała od matki na urodziny. Szybko znalazła się przed New Magic Theatre. Weszła do środka, spotykając mężczyznę przy drzwiach, który uprzejmie zachęcał do zajmowania wolnych miejsc. Zaraz spektakl miał się rozpocząć! Nie pamiętała, kiedy ostatnio udała się na przedstawienie bez rodziców. Miała nadzieje, że są zajęci na tyle, żeby tu się nie zjawić. Niestety to nie było najgorsze. Ktoś rozsmarował łajnobombe tam, gdzie właśnie usiadła. Szybko przesiadła się, dotykając z tyłu dłonią swojej sukienki. Może nie była ubrudzona, ale ta okropna woń wniknęła w ubranie. Nawet kiedy się usiadła na innym miejscu, nic to za bardzo nie dało. Nadal czuła ten okropny zapach łajnobomby. Świetnie.
Próby dobiegły końca, wszystko zdawało się dopięte na ostatni guzik. Nadszedł dzień, w którym "Romeo i Julia" miało zostać zaprezentowane publiczności. Wzbudziło to duże zainteresowanie, zwłaszcza że była to szuka napisana przez mugola. Nowość dla żądnych artyzmu czarodziejów. Nessa wypuściła ze świstem powietrze z ust, przeglądając się w garderobianym lustrze. Przeczesywała szczotką włosy, odrzucając romantyczne i pasujące do scenariusza loki na plecy, a następnie sięgając po szminkę. Wyglądała skromnie i zwyczajnie, była całkiem skupiona na stronie muzycznej przedstawienia i nie chciała przyćmić aktorek, które miały być gwiazdami. Prosta, czarna sukienka sięgała jej przed kolano. Była delikatnie rozkloszowana, podkreślała jej talię i odsłaniała ramiona, uwypuklając nieco biust. Nie miała klasycznego dekoltu, układała się nad piersiami w linie prostą i materiał ciągnął się do ramion. W uszach miała delikatne kolczyki, na szyi sznurek pereł, które pożyczyła od mamy. Delikatny makijaż przełamywała karminową szminka, pasująca do paznokci i wprowadzająca nieco koloru. Wiedziała, że czerń podkreśla jej bladość, a jednocześnie wątpiła, czy istniała barwa równie elegancka i pasująca do wydarzenia, stąd też wybór był prosty. Słyszała, jak goście powoli się schodzą, ich kroki niosły się echem po wysokich korytarzach. Pewnie przyjdzie sporo osób ze szkoły i z ministerstwa. I dobrze, bo Panna Jenkins włożyła w tej projekt bardzo dużo wysiłku. Uśmiechnęła się pod nosem i wsunęła na stopy szpilki, wstając z gracją i opierając dłonie na biodrach. Rozejrzała się po garderobie, po czym podeszła do futerału ze skrzypcami i wyjęła instrument, przyglądając mu się uważnie. Wyczyściła go i zadbała o każdy detal, jednak należało sprawdzić jeszcze nastrojenie. Zostawiła Carson fortepian, bo miała wrażenie, że dziewczyna czuję się z nim znacznie swobodniej. Życzyła powodzenia pozostałym, rzuciła tez kilka słów otuchy organizatorce. Ciężko było zebrać tak młodych ludzi do kupy i nad nimi zapanować, aby współpraca mogli stworzyć coś wyjątkowego. Nie zostało do występu wiele czasu, a ona za nic w świecie nie mogła nastroić swojego instrumentu i naprawdę nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Próby nie brzmią czysto, dźwięki idą w nieodpowiednim kierunku, a wszystko sprawiało, że zaczynała się denerwować. Nie tyle ile brakiem swoich umiejętności czy kompromitacją, a zawiedzeniem Donny i pozostałej części ekipy. Drgnęła, przeklinając pod nosem i dalej tocząc bój ze złośliwością rzeczy martwych, zerkając okazjonalnie na zegar. Brązowe ślepia z przerażeniem przyglądały się, jak wskazówki suną po tarczy i nakierowują ją na moment, w którym do akompaniamentu pianina, dołączyć miały skrzypce. Już miała się poddać, gdy coś się zmieniło. Sprawdziła dla pewności, przygrywając kilka krótszych piosenek, po czym zajęła swoje miejsce, przybierając odpowiednią postawę. Skrzypce ułożyła na ramieniu, opierając o nie podbródek i dołączając do Carson, uprzedzając ją jeszcze krótkim spojrzeniem. Do uszu gości dobiec mogła delikatna i przyjemna melodia, idealnie pasującą się w scenariusz i emocje związane ze sztuką, podkreślająca jej dramat. Niczym zaczarowana, sunęła smyczkiem po srebrnych strunach, mając neutralny wyraz twarzy, zupełnie jakby ignorowała otaczający ją świat i skupiła się tylko na graniu. Całe szczęście, wszystko wyszło naprawdę dobrze.
Cholernie się denerwowałam - sama nie wiedziałam czy bardziej miał na to wpływ fakt, że miałam grać z tym pierdolonym debilem z Ezrą czy raczej to, że Cassian i Dorien mieli być na widowni. Oczywiście przyzwyczajona do publicznych występów w żaden sposób nie okazywałam stresu - zamiast tego uśmiechałam się do wszystkich, idealnie odgrywając rolę osoby niemal pozbawionej nerwów. Pozwoliłam dziewczynom od scenografii się przygotować i chociaż ciężki kostium i mocny makijaż odrobinę mnie irytowały, nie powiedziałam ani jednego złego słowa, motywując pozostałe osoby odpowiedzialne za spektakl pochwałami i szerokim uśmiechem. Gdy byłam już niemal gotowa do wyjścia na scenę zabrałam się za powtarzanie scenariusza, chcąc na moment pozbyć się stresu związanego z nudą. Szło mi bardzo dobrze, co usłyszała bibliotekarka. Donna skomplementowała mnie dając mi do zrozumienia, że wystarczy tych ćwiczeń. Nie mając nic do roboty podeszłam do osób pełniących role drugoplanowe i zaczęłam pomagać im z przypominaniem sobie tekstu. Chciałam żeby wszyscy wypadli perfekcyjnie i chociaż z jednej strony z wielką chęcią patrzyłabym jak Clarke rozbija sobie ten głupi pysk o scenę, to z drugiej wiedziałam, że jego klęska będzie też klęską przedstawienia, a co za tym idzie - moją własną.
Kostka: 6
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris nieźle się przejmowała. W gruncie rzeczy to była tak zestresowana, że nie mogła spać przez całą noc przed spektaklem, a później jeszcze przy wyjściu popłakała się. To było tak niesamowite... Dopuszczono ją do tak wielkiego, wspaniałego wydarzenia. Musiała dać z siebie wszystko, dopiąć na ostatni guzik, dać upust swojego perfekcjonizmu. Starała się przy pracy na dekoracjami, w pocie czoła po nocach projektując odpowiednie fragmenty, później natomiast męcząc się przy rekwizytorach. W dzień przedstawienia Naeris było już słabo. Przyszła w jasnożółtej sukience do kolan, nieśmiało przemykając między aktorami i resztą ekipy. Sprawdzała czy niczego nie zapomnieli postawić na scenie, a później poszła też zająć się kostiumami. Pomogła zakładać buty, pończochy, kamizelki, gorsety... Krukonki nie uspokajało to, że jak na razie idzie naprawdę w porządku i nie mają się czego obawiać. Przecież wyjdzie fenomenalnie, pani Jenkins będzie zadowolona, a oni będą opisywani w artykułach Proroka. Oczywiście o Sourwolf nikt nie będzie pamiętać, ale może chociaż główny bohater w postaci @Ezra T. Clarke zyska nieco rozgłosu. Słyszała, że interesował się aktorstwem, więc może planował popchnąć swoją karierę w tę stronę? - Hej! - zagaiła, dość skutecznie ciepłym uśmiechem kryjąc swoje ogromne pokłady zdenerwowania. Znalazła się przy Romeo, żeby poprawić jego kostium i go dokończyć, więc miała już ze sobą materiał, igłę i nici. - Jak się czujesz? Trochę trema czy nie? Może jak trochę z kimś porozmawia to będzie lepiej. Poprosiła Ezrę, żeby się nie ruszał i stanęła przed nim, żeby móc na piersi chłopaka doszyć naszywkę z herbem rodu Montekich. Ale chyba ręce się Naeris za bardzo trzęsły albo była po prostu nieuważna, bo spora igła wbiła się w Krukona. Naeris z przerażeniem i paniką wyciągnęła ją natychmiast, ale to też sprawiło ból. Zakryła sobie usta dłońmi, nie mając pojęcia co się z nią dzieje. Okej, spokojnie... to nic wielkiego. Głupi błąd przez który Ezra cierpi. - Strasznie przepraszam. - powiedziała cicho, panując nad załamaniem w głosie. Powinna się niczego nie dotykać i zostawić pracę komuś bardziej kompetentnemu. - Czy to głęboka rana? Chcesz, żeby ktoś to obejrzał?
Wielkie wyjście, czyli doskonała okazja dla pań, aby wyciągnąć z szafy eleganckie suknie, poprzymierzać wysokie buty i spędzić rozkoszne godziny w doborze biżuterii i fryzury. Większość dam najpewniej nieczęsto miała okazję, żeby wyciągnąć z odmętów swojej garderoby wszystkie szykowne dodatki, toteż rozpoczęła planowanie na kilka dni przed występem bądź też zdecydowała się odpowiednie wcześnie zebrać z łóżka dzisiejszego poranka. Liam natomiast zawsze ubierał się jak szczur na otwarcie kanału, a we fraku lądował średnio do kilku razy w roku, toteż jako znacznie doświadczony elegancik (a w dodatku mężczyzna, więc wiadomo, że nie miał dużo do roboty), powinien wyszykować się w mniej, niż godzinę i to bez żadnych specjalnych zastanowień. Tak? Jasne, że nie. Puchon od tygodni nie myślał o niczym innym, jak o odcieniu krawata, który najlepiej pasowałby na daną okazję. Głowił się która marynarka najkorzystniej prezentowałaby się z zakupioną na początku tego roku koszulą, a do tego jego co wieczornym rytuałem stało się pastowanie butów i przeczesywanie włosów w zamiarze odkrycia ich perfekcyjnego ułożenia. Przesadzał potwornie, a wszystko dlatego, że o ile występów muzycznych miał od groma w swoim życiu, wszak dziadek wiecznie targał go do filharmonii, o tyle okazja, żeby obejrzeć przyjaciela na deskach prawdziwego teatru zdarzała mu się pierwszy raz. Całkiem możliwe, że cieszył się na tę okazję bardziej, niż sam aktor… a z pewnością bardziej to okazywał. Niestety do czasu aż nie otrzymał własnych ocen, które zmiotły mu radosny uśmieszek z twarzy. Nędzny, nędzny, okropny, nędzny… to nie były wyniki, na jakie pracował przez cały rok. Co prawda domyślał się co było powodem (powodami?) tak miernych liczb przy spisie zdawanych przedmiotów, ale wolał nie obarczać winą nikogo, poza samym sobą. Zresztą gorzej, niż sam fakt dostania tylu dwój i trój, dobijała go świadomość, że już jutro będzie spowiadać się z ocen rodzicom. Będą potwornie zawiedzeni. Z tymi ponurymi myślami szedł obok @Neirin Vaughn, wystrojony może niekoniecznie tak, jak sobie planował jeszcze kilka dni temu, ale wciąż bardzo elegancko. Zabrakło mu motywacji, by siedzieć nad sobą kilka godzin, toteż ubrał swój dobry, sprawdzony zestaw, prezentując się wyjątkowo przystojnie. Idącemu obok rudzielcowi również nie pozwolił wybyć z Hogwartu w byle łachmanach i choć cały dzisiejszy dzień Londyńczyk wyglądał na trochę przygaszonego, nie chciał, by była między nim, a jego przyjacielem jakakolwiek cisza – nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że Vaughnowi i tak nie robiło to różnicy. - Ciekawe czy Jack się stresuje, nie? – zagadnął, oszczędzając się w słowach. Spróbował uśmiechnąć się do Walijczyka możliwie jak najnaturalniej. – Zabawnie, co? Nie widziałem jeszcze tak wystrojonych uczniów Hogwartu… wszyscy są tacy eleganccy i oh! Nawet rozdają kieliszki! – zauważył, gdy podszedł do nich przesympatyczny kelner, oferując napitek. Liam niewiele myśląc pochwycił w palce delikatne szkło i tak z nim wędrował, na ten moment nie chcąc się jeszcze zatykać. – Wszystko ma tutaj niesamowitą klasę… - odparł i z lekka się rozkojarzył, gdy gdzieś między przechodniami dojrzał znajomą sylwetkę. @Cherry A. R. Eastwood była w uznaniu Rivaia oddalona od nich o zbyt wiele osób i nie chcąc się przepychać, po prostu poczekał aż załapią ze sobą kontakt wzrokowy. Gdy tylko oczy obu wychowanków Hufflepuffu się spotkały, dziewczyna mogła zobaczyć przesympatyczny uśmiech prefekta, który zaraz zaczął gestykulować: pokazał na nią, później pociągnął się nieco za marynarkę i narysował wielkie serduszko w powietrzu. W jego upośledzonym języku bez słów miało to znaczyć najpewniej tyle samo, co: Podoba mi się twój strój. Wyglądasz obłędnie!, a później puścił jej oczko i zniknął gdzieś z Neirinem zająć miejsca na widowni. Gdy odnaleźli właściwe siedzenia, Liam usadowił się na fotelu, ostatni raz poprawiając wolną ręką marynarkę. - Mamy całkiem niezłe miejsca, nie? – zagadnął ze wzrokiem wbitym w zasłoniętą kurtyną scenę, jakby dalej oceniał na ile ich pozycja była dogodna. No, VIPami nie byli, ale chociaż nikt im niczego nie zasłaniał. – Ciekawe czy dużo nam zostało do rozpoczęcia… kurczę, strasznie się cieszę, że zobaczę Jacka w czymś takim. Na początku tego roku w ogóle bym nie pomyślał, że porwie się na coś podobnego… - odparł, uśmiechając się delikatnie na tyle, na ile pozwalał mu nie najlepszy nastrój i upił w końcu kieliszek wina, z wolna przekręcając głowę w kierunku rudzielca. Nagle… Liam poczuł się inaczej. Nie miał bladego pojęcia czy to efekt delikatnego światła, które padało na twarz mężczyzny w tym bądź co bądź zaciemnionym pomieszczeniu, czy też jego ogólnej prezencji, która w wybranym przez Rivaia stroju dumnie zasługiwała na miano przystojnej, ale wiedział, że absolutnie nie chciał odrywać od przyjaciela wzroku. Serce zabiło mu trochę szybciej, a w żołądku odczuł osobliwe muśnięcia motylich skrzydeł, które były dla niego tak znaczącą nowością, że aż zaniemówił, wpatrzony w jego lico. Ale czy chodziło tylko o wygląd? Nie… oczywiście, jego rude włosy, stonowane spojrzenie i delikatnie zaróżowione usta jeszcze nigdy nie zaskarbiły sobie tak dużej uwagi ze strony Londyńczyka, ale Liam wiedział, że nie chodziło tylko o to, że dzisiejszej nocy oboje wyglądali zjawiskowo. Atmosfera była elegancka, chwila wyjątkowa… a on po prostu czuł, że nie mogłoby być inaczej, gdy rudy siedział tuż obok niego. Zawsze byli ze sobą blisko, wiedzą o sobie niemal wszystko… a Rivai czuł się przy Neirinie po prostu bezpieczny. Czy musiał chcieć czegoś więcej? Wpatrywał się w niego odrobinę rozmarzonym, może jednak maślanym spojrzeniem, opierając łeb o obicie fotela. W końcu zdobył się na wyjątkowo szczery i pełen wdzięczności uśmiech, który różnił się od jego zwyczajnego wyszczerza jakąś dziwną subtelnością. - Hej… wiesz co? – zagadnął trochę ciszej, nieco przysuwając się do przyjaciela, choć jeszcze nie na tyle, by móc go dotknąć. – Myślałem, że mam dzisiaj okropny dzień, ale… ale teraz nie mogę zdobyć się na narzekania. – odparł trochę nieśmiało, choć wciąż z tym samym, uroczym uśmiechem. – Cieszę się, że jesteś obok.