Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Rience był bardzo niepocieszony tym, że BELL jakoś zignorowała jego obecność. No cóż, nie zawsze zauważa się wila, co chłopak chyba odebrał jako bezpośredni cios w jego dumę. Całe szczęście szybko się podnosił z takich porażek i postanowił skupić się raczej na treningu niż na przyjacielskich pogaduszkach. Musiał ostro trenować jeśli chciał przeżyć następny mecz, w którym być może weźmie udział, o ile Shenae nie znajdzie kogokolwiek, kto potrafi łapać znicza, bo wiadomym przecież było, że Hargreaves orłem w lataniu nie był. Postanowił spróbować również pozycji ścigającego i to od niej zaczął testy. Okazało się, że raczej się do tego nie nadaje. Albo dobrze rzucał albo dobrze łapał, nie było tak, aby wszystko mu wyszło, więc jedynie wzruszył ramionami, testując swoje możliwości jako szukającego. Miał nadzieję, że pójdzie mu trochę lepiej, bo inaczej spodziewał się opierdolu roku od D’Angelo, jednak okazało się, że niepotrzebnie się martwił. Wszystkie trzy kuleczki zostały zgrabnie pochwycone, co można było uznać za ogromny progres na drodze życia Rienca - szukającego.
KOSTKA SZUKAJĄCY: 2 - 1p za pozycję w drużynie = 1 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 4 PUNKTY W KUFERKU 2 STRONA Z LOSOWANIEM klik KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 4, 4, 4 bodajże
No spoko. Pierwsza część poszła w jej mniemaniu tragicznie, ale koleś ich uczący widocznie chciał byś miły. Zaharov wzruszyła ramionami, będąc oczywiście bardzo zawiedziona faktem, że nie została wymieniona jako wzór do naśladowania. Dramatycznie. Już chciała iść chlipać w rękaw, ale oczywiście było kolejne zadanie. Test predyspozycji? Cóż, Gemma była pałkarzem w zasadzie tak z doskoku i szczerze mówiąc nie miała pojęcia, czy się do tego nadaje. Fajnie więc byłoby to sprawdzić. Dlatego usadowiła się znów na miotle, aby wziąć udział we wszystkich konkurencjach, taka ambitna była. Oczywiście wpierw pałkarz. Nie było tragicznie, ponieważ kilka kulek ją trafiło, ale dała radę utrzymać się na miotle i równie tyle odbić. Nie miała jednak pojęcia, czy to wystarczy. Potem broniła pętle i wyszło jej jakoś przeciętnie. Zaczęła sądzić, że żadna pozycja nie jest dla niej... jako szukająca złapała jedną kulkę na trzy, ale w zasadzie na meczu łapie się jeden znicz... zaś kiedy przyszło do bycia ścigającą, zadziwiła wszystkich, włącznie z samą sobą. Slalom poszedł jej idealnie, tak samo jak rzuty i odbieranie kafla. Hoho, chyba była na złej pozycji w drużynie!
KOSTKA PAŁKARZ: 4-1=3, bo pozycja w drużynie KOSTKA OBROŃCA: 4 KOSTKA SZUKAJĄCY: 4 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 1 PUNKTY W KUFERKU 0 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 1, 3, 4
Wow, Scarlett została pochwalona. Oczywiście od razu urosła w piórka i wyprostowała się dumnie, rzucając niektórym tryumfalne spojrzenie. No cóż, taki jej urok, co zrobić. W każdym razie dalsze smęty tego człowieka wysłuchała tak tyle-o-ile, ale to nieistotne. Ważniejsze przecież było chełpienie się i nawet fakt, że był ktoś od niej lepszy nie zepsuł jej humoru. Natomiast chętnie podeszłaby do wszystkich testów, BO TAK. Chciała się sprawdzić, choć pałkarzem była już od dawna i nie sądziła, że mogłaby być przeznaczona do czegoś innego... no to za moment miała się zdziwić. Uniosła się na miotle, by stanąć w kręgu i odbijać kulki. Niestety, nie wyszło tak dobrze, jak się spodziewała. Te małe, wredne cosie ciągle ją obijały, a ona w odwecie obijała je, ale i tak ciągle wychodziła na zero. Dno. Jako obrońca wyszło, że ma dziurawe ręce, bo raptem obroniła dwa podania. Okazało się, że była lepszym szukającym, ponieważ znalazła dwie na trzy kulki, a to już zdecydowanie coś. Chciała się już poddać, ale został jeszcze ścigający. I tu ku jej wielkiemu zaskoczeniu poradziła sobie śpiewająco. Slalom, rzuty, podania? Pff, pestka. Chyba powinna zmienić pozycję w drużynie...
KOSTKA PAŁKARZ:6-2=4 (pozycja w drużynie, punkty) KOSTKA OBROŃCA: 5 KOSTKA SZUKAJĄCY: 2 KOSTKA ŚCIGAJĄCY:1 PUNKTY W KUFERKU9 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 6,6,5
Zaczął podejrzewać, że quidditch w gruncie rzeczy nie jest dla niego. Cóż. Nie aspirował w sumie na nic, więc co mu szkodziło po prostu wziąć udział w podniebnej zabawie? Z takim nastawieniem wziął udział w rozgrzewce i z takim nastawieniem postanowił ćwiczyć dalej, jak gdyby nigdy nic. Kiedy w końcu wylądował i usłyszał, że będzie dalsza część, stanął słuchając w skupieniu. No spoko, test predyspozycji. Czuł, jak to się skończy, ale nie powiedział absolutnie nic. Wzruszył ramionami i postanowił, że spróbuje wszystkiego, bo tak, bo coś tam. Wzbił się więc w powietrze, by ogarnąć zadanie dla pałkarza. Nie było w zasadzie źle. Utrzymał się na miotle, oberwał parę razy, ale całkiem sporo kulek odbił gdzieś hen daleko. Nie wiedział jednak, że to koniec na dziś jego względnych sukcesów. Bronienie pętli wydawało się być proste, dlatego Jupiter nie miał pojęcia, dlaczego w jego rękach zostały raptem dwa kafle. Ups. Potem szukał jakichś kulek, ale żadnej nie mógł złapać, bo każda wymykała mu się z rąk. Lekko zrezygnowany podszedł do zadania dla ścigających, ale to było bezsensowne. Nie trafiał w obręcze, łapanie też mu średnio wychodziło. Zrezygnowany wylądował na murawie. Cóż, życie.
KOSTKA PAŁKARZ: 3 KOSTKA OBROŃCA: 5 KOSTKA SZUKAJĄCY: 6 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 5 PUNKTY W KUFERKU 0 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 4,2,6
KOSTKA OBROŃCA: 4 - 1 (za punkty) - 1 (za pozycję w drużynie) = 2 PUNKTY W KUFERKU: 11 STRONA Z LOSOWANIEM: tutaj KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 2, 3, 1
Sol dobrze wiedział jakie ma predyspozycje. Szukający był z niego żaden, bo był za wolny i za ciężki, żeby uganiać się za zniczem. To samo ścigający - nie nadawał się do przemykania między tłuczkami. Na pałkarza może i by się nadał całkiem nieźle, ale nigdy go nie ciągnęło w tą stronę. Więc zostawał obrońca. Tutaj jego wzrost się całkiem przydawał, bo łatwiej było bronić pętli. Cierpliwie odczekał na swoją kolej. Po fiasku, którym była rozgrzewka nie zamierzał się pchać przed szereg i wolał wystąpić w swoim czasie. Wprawdzie był dość pewny swoich umiejętności, ale mimo wszystko odczuwał lekki niepokój. Wziął głęboki oddech, żeby oczyścić umysł przed testem. Pozytywne myślenie najwyraźniej pomogło. Test zaliczył może nie śpiewająco, bo jeden kafel przedarł się przez obronę, ale na pewno mu poszło lepiej niż na rozgrzewce. Wrócił na swoje miejsce, żeby czekać na dalszą część treningu zadowolony, choć mimo wszystko odczuwał lekkie uczucie zazdrości, bo niektórym udało się obronić wszystkie strzały.
Matt dopiero niedawno wrócił do szkoły więc do końca nie rozeznał się w rozpisce zajęć dlatego też się spóźnił i ominęła go rozgrzewka. Szkoda! No ale mimo wszystko może coś z siebie wykrzesa. Testy predyspozycji to był w sumie ciekawy pomysł. Matt sam musiał w końcu zorganizować swój pierwszy trening i dać wycisk ślizgonom. W każdym razie bez większego rozwodzenia się Temples postanowił podejść do wszystkich testów. Lubił się sprawdzać i tyle. Okazało się, że obrońcą to on nie zostanie bo obronił tylko jeden z sześciu kafli. Jako pałkarz też niestety mu nie szło, nie udała mu się obrona przed wielkimi kulkami. Jutro pewnie nawet nie wstanie z łóżka bo będzie tak obity. Historia powtórzyła się przy teście na szukającego. Kompletnie mu nie szło i zawalił wszystkie z trzech prób. No ale przecież nie mogło tak być z testem na jego pozycję ścigającego! W końcu za porażki nie został kapitanem. Lecąc obok iluzji czuł się jak ryba w wodzie. Przyjmowanie przychodziło mu idealnie jak zawsze jednak podania zaczęły trochę szwankować po przerwie wakacyjnej no ale to nic czego nie mógłby wyćwiczyć na najbliższym treningu! Po prostu był trochę zastały ale i tak poszło mu nieźle.
KOSTKA PAŁKARZ: 5 KOSTKA OBROŃCA: 6 KOSTKA SZUKAJĄCY: 5 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 3 - 1 (pozycja w drużynie) = 2 PUNKTY W KUFERKU: 7 STRONA Z LOSOWANIEM: 56
KOSTKA PAŁKARZ: 5 (6–1) KOSTKA OBROŃCA: 3 KOSTKA SZUKAJĄCY: 1 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 1 (5–4) PUNKTY W KUFERKU: 35 (–4) + pozycja w drużynie (–1) STRONA Z LOSOWANIEM: 57 KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 2, 1, 2
Siedziała na miotle po ostatnim teście ich sprawności ruchowej, ze splecionymi na piersi rękoma, wpatrując się uważnie w Storma. Nie mogła wyjść z… nie, nie z podziwu. Z frustracji. Prychnęła otwarcie, w momencie, w którym obok niej znalazła się Bell. Dopiero po pewnym czasie, zajęta swoimi myślami, w których wyszukiwała ciekawych epitetów dla nazwania Storma, zwróciła uwagę, że Rodwick coś do niej mówiła. — Czekaj, co? — zwróciła w jej kierunku wzrok, nieco skonsternowana — a tak. Blondynka. Faktycznie. Ma niesamowitą swobodę, nie? — pokiwała głową i syknęła, na słowa Xandera. — Czy ty to słyszysz? On chyba kpi?! Nie będzie mi, na Merlina, jakiś przeciętny gnojek mówił czy jestem dobra, jeszcze porównując mnie do Ślizgonów. Szlag! Bell. Rób co chcesz, serio, ale utrzyj mu nosa — warczała pod nosem i jeszcze długo marudziła, bo wyraźnie nie podobał jej się ten trening. A szczególnie fakt, że dostawali reprymendy od… kim on właściwie był? Aż musiała spytać o to głośno. —Kto to do cholery jest? Pamiętasz go w ogóle? Ledwie od ziemi odrósł i uczy nas latania. Jakiś przeciętniak z dawnej drużyny? Rezerwowy? Jak przejrzymy zdjęcia z kronik szkolnych to go chociaż na nich znajdziemy, czy schowa się w rogu zdjęcia i okaże się, że mądrzy się przed nami jakiś pomywacz, który podawał ludziom ręczniki po treningu? Po tych pełnych frustracji słowach, marudząc jeszcze na to, że gówniarz nie będzie jej mówił na jaką pozycję się nadaje, a na jaką nie, podeszła do dalszej części treningu. Kolejno. Test na pałkarza. Znaczną część czasu poświęciła na wyszukiwanie wzrokiem gnidy od treningu. Próbowała posłać w jego kierunku kilka tłuczków, przez co w sumie sama ucierpiała, bo wyszukując go wzrokiem, wystawiła się na kilka piłek. Cóż. Życie. Przynajmniej kilka z nich udało jej się odbić w jego kierunku, choć niekoniecznie celnie. Znajdował się zdecydowanie za daleko. Zażenowana tym odkryciem, przeszukiwała wzrokiem boisko, szukając nim Bell. Śledziła chwilę jej zmagania, kibicując jej. W pewnym momencie po jej sromotnej porażce w obronie, podleciała, dając jej pseudo-reprymendę. — Bell! Na Merlina. Na następnym treningu ćwiczymy obronę. Po co? Pewnie tak się D’Angelo w złości powiedziało, bo przecież na pozycji Ścigającej nie było Bell równych. — Choć nie żeby było Ci to potrzebne…. — dodała zresztą chwilę potem po jej teście na pozycję przez nią zajmowaną — i będzie mi cwaniaczek mówił kto ma dobrą pozycję, a kto nie… Ughhhh — poleciała dalej, dalej smęcąc i rzękoląc niczym Jęcząca Marta, choć w przeciwieństwie do niej, pod nosem, burcząc tak tylko sobie i w międzyczasie Riencowi. — Świetne chwyty Zniczów, Harry. Ale niech skonam, zrobię Ci własne testy. Jeszcze tak mnie nie pogrzało, żeby zawierzać tym tutaj — i leciała sobie marudzić dalej, w międzyczasie jak pochwyciła wszystkie znicze na wzór Harry’ego. Tak samo marudziła łapiąc kafle przy pętli i trochę mniej w trakcie odgrywania roli perfekcyjnej Ścigającej. Bo trzeba było udowodnić panu dworskiemu, że Krukowska drużyna Quidditcha ułożona jest jak należy i ulepiona z dobrej gliny, niezależnie co pan i władca, książę kurwa pomyków powie. Wszystkiemu jednak mimo wszystko brakowało przekonania i entuzjazmu. Brak precyzji i wielkich starań. Jeszcze tego brakowało, żeby angażowała się w tą farsę.
Leonardo uśmiechnął się z radością, gdy Strom zauważył jego starania się i fakt, jak świetnie poszła mu dzisiejsza rozgrzewka. Oby tylko test predyspozycji wyszedł mu równie dobrze, prawda? Uśmiechnął się krzywo, widząc, że najpierw zaczyna od bycia obrońcom. Od zawsze wiedział, że ta pozycja jest jego najgorszą, znienawidzoną i że nigdy się na niej nie sprawdzi. Podziwiał tych, którzy potrafili przewidywać ruchy swoich przeciwników i rzucać się w odpowiednią stronę. Tym razem było dokładnie tak, jak to sobie przypominał podczas ostatniego treningu na tej pozycji. Obronił tylko dwa na sześć kafli. Mało tego, nikt nie utrudniał mu tego zadania, kafle były idealne, proste, bez żadnego podchwytliwego lotu. To po prostu jego marne umiejętności dały o sobie znać. Zrezygnowany uśmiechnął się smutno i przystąpił do kolejnego testu - tym razem miał zmierzyć się ze swoją pozycją. Bycie pałkarzem było czymś, co Leonardo uwielbiał. Mógł dać upust wszystkim swoim emocjom, mógł się wyżyć, sprawić, że mknący w jego kierunku tłuczek wyląduje tam, gdzie sobie zaplanował. Miał kontrolę nad grą. To czy dany zawodnik utrzyma się na miotle do końca gry zależało od niego. Cudowne uczucie. Chociaż zawsze starał się celować w kafla, a nie w człowieka, to i tak było to dla niego wielkie wyzwanie. Zadanie z kręgiem i armatami nie sprawiło mu żadnej trudności. Może oberwał tłuczkiem raz czy dwa, ale czy to aż tak wiele? Przez minutę był atakowany z każdej możliwej strony i dalej trzymał się na nogach. Widać, że był odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Uśmiechnął się triumfalnie i zabrał za kolejną pozycję - szukającego. Nad tą pozycją nigdy jakoś szczególnie się nie zastanawiał. Wiedział, że spoczywa nad nim ogromna presja i to dzięki niemu drużyna wygrywa mecz, jednak nigdy jakoś nie obwiniał szukających o porażki. Wiedział, że złapanie tak małej, szybko latającej i trudnej do schwytania złotej kulki może być ogromnym problemem i jest to raczej szczęście aniżeli konkretne wyszkolenie. Teraz, mając do złapania trzy kulki, szczęście mu dopisało. Jakimś cudem w jego dłoniach znalazły się dwie na trzy kulki. Uśmiechnął się do siebie szeroko i przez chwilę pomyślał nawet o zmianie pozycji. Następna pozycja - ścigający, poszła mu równie dobrze co dwie poprzednie, chyba jego dzisiejszy dzień był naprawdę dobry i udany. Przyjmował kafla idealnie, chociaż co do podań można było jeszcze podyskutować i poćwiczyć. Trening jednak Leonardo uznał ogólnie jako udany. Zaraz po jego końcu poszedł do zamku, coby wziąć szybki prysznic.
KOSTKA PAŁKARZ: 4 -1 = 3 - 1 = 2 KOSTKA OBROŃCA: 5 KOSTKA SZUKAJĄCY: 2 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 2 PUNKTY W KUFERKU 14 STRONA Z LOSOWANIEM tutaj KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 5, 6, 6
/zt
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
KOSTKA PAŁKARZ: 1 KOSTKA OBROŃCA: 3(-2)miejsce w drużynie KOSTKA SZUKAJĄCY: 6 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 2(-1) PUNKTY W KUFERKU: 19(+2) STRONA Z LOSOWANIEM: tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 5,4,2
Rozgrzewka niezbyt się jej udała, ale czuła się już przynajmniej dobrze rozciągnięta i zestresowana. Chwila relaksu i doszła do wniosku, że sprawdzi się na każdej możliwej do dyspozycji pozycji w drużynie. Na początek obrońca. Miała 6 rzutów kaflem i każdy obroniła wręcz celująco. Po prostu miała dobre oko, albo po prostu miała dziś lepszy dzień. Uśmiechnęła się sama do siebie. Potem ćwiczenia dla pałkarza. To była jej pozycja, jej konik w drużynie. Kochała swoją pałkę i nie miała zamiaru w żaden sposób z niej rezygnować. Stała na środku wyznaczonego dla niej pola, a armaty wystrzeliwały w jej kierunku kule wielkości tłuczków. Miała zaledwie chwilę by się przed nimi obronić, albo chwilę na to by solidnie oberwać. Niczym mistrz obroniła się przed wszystkimi, a pałka w jej dłoniach aż się zagrzała od prędkości z jaką uderzała poszczególne tłuczki. Nie bez powodu grała na takiej a nie innej pozycji w drużynie prawda? Kolejny punkt dla panny Russeau. Kolejna pozycja w drużynie? Ach tak, szukający. Tutaj jednak okazało się, że Katty nie jest genialnym wszechstronnym graczem. Nie złapała żadnej piłeczki którą wyrzuciły armatki, a miała złapać je aż trzy. Nic z tego, była w tym beznadziejna. Przynajmniej wiadomo, by nie brać Kateriny jako szukającego w drużynie, chyba że chce się przegrać wręcz miażdżąco i bez godności. Co do ostatniej pozycji i iluzji która podawała jej kafla podczas slalomu... Katty świetnie się tutaj odnalazła. Złapała każdego kafla i odrzuciła go idealnie w odpowiednim kierunku. Po skończonym treningu była spocona i zziajana, ale bardzo z siebie zadowolona.
Tanner stanowczo nie miał dzisiaj swojego dobrego dnia. O ile rozgrzewka nie poszła mu najgorzej, to czuł, że sprawdzian predyspozycji zawali po całej linii. Nie czuł się najlepiej z faktem, że uczy go jakiś gnojek niewiele od niego starszy, bardzo możliwe, że nie wiedzący, jak dobrze wykonać zwód Wrońskiego. Nie miał pojęcia kim jest Strom i nie chciał się dowiadywać. Dla niego Quidditch był świętością, więc bez protestów, co o dziwo bardzo go zaskoczyło, wskoczył na miotłę po raz kolejny, przystępując do sprawdzianu swoich umiejętności. Na sam początek obrona. Wiedział, że nie pójdzie mu to dobrze, więc kompletnie nie przejął się faktem, że udało mu się obronić tylko dwa na sześć kafli lecących w jego stronę. To i tak ogromny sukces jak na kogoś, kto gra na pozycji szukającego! O wiele bardziej podobała mu się rola pałkarza. Wcześniej grubo zastanawiał się na jaką pozycję do drużyny powinien się zgłosić. Wahał się między szukającym, a pałkarzem. Wybrał szukającego, co jak się okazało było o wiele ciekawszym zajęciem, jednak zamiłowanie do pałek i tłuczków dalej gdzieś głęboko w nim pozostało. Żadna kula nie zraniła Chapmana, a wszyscy wokół wydawali się zaskoczeni jego umiejętnościami. Udało mu się być lepszym nawet od pałkarza drużyny Gryfonów, co wprawiło go w niemały zachwyt. Kolejna pozycja to ta, na której Tanner grał na co dzień. Szukający. Jakimś cudem złapał tylko dwie na trzy piłki, jednak nie przejmował się takim wynikiem, wiedział, że to kwestia odpowiedniego nastawienia i mobilizacji. To i tak ponad połowa, więc czym tu się przejmować? Jako ścigający nie sprawdził się ani odrobinę, zamiast łapać kafla, ten idealnie przelatywał obok jego rąk, od czasu do czasu smyrając jego opuszki palców. Rzucanie do celu też nie było najmocniejszą stroną Tanner'a, dlatego nie przejmował się kompletnie niczym. Z uśmiechem na twarzy zszedł z boiska i powędrował do zamku. Chyba przydałby się jakiś prysznic?
KOSTKA PAŁKARZ: 1 KOSTKA OBROŃCA: 5 KOSTKA SZUKAJĄCY: 5 - 1 = 4 - 2 = 2 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 5 PUNKTY W KUFERKU 22 STRONA Z LOSOWANIEM tutaj rzucałam KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 4, 3, 5
Gdyby kosteczki współpracowały ze mną przez cały trening, życie byłoby zbyt piękne! Załóżmy więc, że Cezarowi trochę odezwało się wybujałe ego, kiedy został pochwalony przez Storma, co oczywiście skwitował tylko skinieniem głowy. Latał to latał, zawsze miło usłyszeć słowo aprobaty, jednak nie do tego przyzwyczajał ich w Kanadzie Limier, więc Weatherly’emu żyło się całkiem dobrze bez komentowania przez innych jego każdego lotu czy skrętu. Tym razem jednak coś poszło nie tak i najwyraźniej brunet podjął złą decyzję, zgłaszając się do wszystkich testów predyspozycji, które w dodatku nie odbywały się w takiej kolejności, w jakiej by sobie tego życzył, bo oto ten najważniejszy dla niego był dopiero na końcu kolejki. Pierwsze były zadania dla pałkarzy, dlatego Cesaire chwycił pałkę i wzbił się w powietrze, gdzie armaty znajdujące się dookoła niego wystrzeliwały piłki podobne do tłuczków. Może nie włączył się w nim tryb ninja i jeden raz dosyć boleśnie oberwał piłką w prawe ramię, bo przecież nie sposób odbić wszystkich na raz, jeśli lecą dosłownie z każdej strony, ale z większością poradził sobie niemalże wzorowo jak na kogoś, kto nigdy nie miał ambicji być pałkarzem. Następnie przeleciał w stronę pętli, trzymając się za ramię, w które ugodził tłuczek i przeklinając pod nosem ile wlezie, bo to przecież była ręka, która była mu niezbędna do gry, jakby nie mógł oberwać w nogę czy w plecy. Strzały w kierunku pętli zaczęły lecieć tak szybko, że Kanadyjczyk zdążył tylko rzucić „co do cholery”, wyciągnąć nogę i łutem szczęścia obronił ostatni z kafli, który zawadził o jego but. Nie było nawet gwizdka startowego ani nic! W przypadku testów na szukającego gwizdek już był, więc gdy rozległ się dźwięk, Cesaire wystrzelił do góry, by złapać pierwszą z nich dosłownie w kilka chwil i z drugą kulką powtórzyć ten sam manewr. Problemy pojawiły się dopiero przy trzeciej piłeczce, która z prędkością światła pomknęła w stronę pętli, a Kanadyjczyk za nią – nie wziął jednak pod uwagę tego, że nie jest rozmiarów znicza, a droga hamowania nie pozwoli mu się zatrzymać przed metalowym słupkiem, więc kiedy w ostatnim momencie go wymijał, zahaczył o niego ramieniem, na domiar złego ponownie prawym. W jednym momencie syknął z bólu, odpuścił dalszą gonitwę za zniczem i zganił się w myślach za to, że niepotrzebnie doprowadził do kontuzji, bo jego ramię z pewnością nabierało już niesamowicie pociągającej sinofioletowej barwy. Nic więc chyba dziwnego, że kiedy w końcu nadeszła pora na testy dla ścigających, Weatherly, który nawet nie miał czasu znieczulić się w przerwie jakimś zaklęciem, nie miał szczytowej formy, a właściwie prezentował dosyć ubogi poziom, psując bezpowrotnie dobre wrażenie, jakie zrobił lotem na rozgrzewce. Zaledwie połowa jego rzutów była celna i, o zgrozo, połowa kafli złapana. Jak pijany zając. Zaciskając mocno szczęki, wylądował na murawie, dotknął kontrolnie ramienia, co natychmiast wywołało skrzywienie się z bólu, po czym nie czekając na nic, szybkim krokiem udał się od razu do skrzydła szpitalnego. Jebane tłuczki, jebane pętle.
zt
KOSTKA PAŁKARZ: 2 KOSTKA OBROŃCA: 6 KOSTKA SZUKAJĄCY: 2 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 6 – 2 = 4 PUNKTY W KUFERKU 16 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 6, 6, 6
No cóż, to zdecydowanie nie był dobry dzień dla Frejki, ale w sumie nie ma czemu się dziwić, jeśli dopiero kilka miesięcy temu pierwszy raz weszła na boisko, a nie na trybuny. Rozgrzewka była według niej tragedią w najczystszej postaci i pomimo tego, że nie miała zamiaru zrażać się do ciągu dalszego i próbować wziąć udział we wszystkich testach sprawnościowych, kontynuacja treningu była chyba jeszcze gorsza niż początek. Na pozycji obrońcy Vacheron nie odnajdowała się zupełnie, pod obstrzałem piłek czuła się paskudnie i obroniła zaledwie dwa z sześciu kafli, bo reszta przemknęła obok niej w zastraszającym tempie lub obijała się o nią, lecz i tak pędziła prosto przez obręcze. Szwajcarka niemalże blada z przerażenia poleciała w miejsce, gdzie miały być testy na ścigających i tam już zupełnie objawiła się jako antytalencie roku, kiedy miała problemy ze złapaniem każdego kafla i w dodatku żaden z jej rzutów nie był ani trochę celny. Armatka do zniczy była czystym szarlataństwem, a na boisku była jedna wielka maniana, w wyniku czego małe kuleczki uciekały z daleka od rąk blondynki i ta nie miała już czasu ich gonić, bo zaraz rozlegał się następny gwizd i w powietrze wylatywała następna kulka. Ostatecznie Szwajcarka złapała tylko jedną z trzech, by następnie podlecieć w krąg armatek z tłuczkopodobnymi piłkami i pałką w ręce. Oberwała tłuczkiem jeden jedyny raz i chyba to przelało czarę goryczy lub też poziom jej złości sięgnął zenitu, bo jak w amoku zaczęła odbijać wszystkie pozostałe nadlatujące w jej kierunku tłuczki, aż do ostatniego i to chyba było jedyne jej osiągnięcie tego dnia. Może jednak powinna próbować swoich sił jako pałkarz, a nie ścigający, jak początkowo założyła? Po skończonym pokazie lumbago na miotle, zarumieniona od wysiłku, wylądowała obok Storma. - Podejmujesz się czasami prywatnych lekcji z beznadziejnymi przypadkami? – zapytała prowadzącego trening, mając nadzieję na to, że zgodzi się podszkolić ją nieco w mniej upokarzających dla niej warunkach.
KOSTKA PAŁKARZ: 2 KOSTKA OBROŃCA: 5 KOSTKA SZUKAJĄCY: 3 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 6 PUNKTY W KUFERKU 4 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 2, 3, 3
KOSTKA PAŁKARZ: 2 KOSTKA OBROŃCA: 4 KOSTKA SZUKAJĄCY: 1 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 1 PUNKTY W KUFERKU 0 STRONA Z LOSOWANIEM tu
Oczywiście, że Ava się spóźniła. Musiała wypalić bardzo ważnego papierosa, a rozgrzewka uciekła jej przed nosem. Mimo wszystko zrobiła kilka kółek wokół boiska, porobiła skłony i rozciągnęła się. To musiało jej niestety wystarczyć, bo musiała podejść do testu predyspozycji. Już chciała usłyszeć od Storma, iż za swoje spóźnienie oczekuje ją na kolejnym szlabanie. Dobrze, że nie każe jej czyścić butów szczoteczką do zębów. Wskoczyła na miotłę, którą pożyczyła od kogoś tam z Gryffindoru. Najpierw podeszła do testu na pałkarza. Stanęła w wyznaczonym okręgu i przerażona zerknęła na te wszystkie armaty. Może powinna więcej poczytać o Quidditchu? Chciała tylko podenerwować Xandera swoją obecnością, ale okazało się, że to wszystko musiała potraktować naprawdę poważnie. Kulki zaczęły wystrzeliwać prosto w Avę, a ta próbowała obronić się przed wszystkimi. Raz dostała w brzuch, drugi raz zaś w ramię i skrzywiła się lekko z bólu. Gdy minęła minuta, nie wierzyła w to, że ma tylko dwa siniaki i co więcej, przeszła test! Pomachała w tym momencie do Storma zalotnie, a następnie przeszła na drugi koniec boiska do pętli w celu sprawdzenia się na pozycji obrońcy. Miała obronić sześć strzałów, ale to chyba były zbyt duże wymagania jak na Avę. Połowa trafiła do pętli, co dziewczyna skomentowała siarczystym "na luga, z jakie grzechy". Tym razem przeszła na środek boiska. Tam miała sprawdzić się na pozycji szukającego. Magiczna armatka wystrzeliła w górę kuleczki, które po gwiździe zaczęły się szybciutko poruszać. Ava nie czekała długo. Wzbiła się w powietrze. Złapała wszystkie jak najszybciej potrafiła, a potem zgrabnie wylądowała na ziemi. Była ciekawa, czy Storm ją pochwali. Czy w ogóle przejdzie mu to przez gardło? Na pozycji ścigającego czuła się równie dobrze. Iluzja nie była jej straszna. Przejmowała kafla prosto w dłonie i odrzucała go w wyznaczone miejsce. Slalom spowodował, że kilka razy zakręciło się jej poważnie w głowie, ale nie wpłynęło to na rzuty bądź przyjęcia. Po wszystkim wylądowała zgrabnie na ziemi i z wielkim uśmiechem spojrzała w stronę Storma. - Rzeczywiście, dobrze, że spróbowałam - rzuciła do niego, wzruszając ramionami, nawiązując do ich szlabanu, podczas którego spytała się, jakie to uczucie, gdy leci się wysoko na miotle i ludzie na dole stoją się małymi ludzikami. Doradził jej wówczas spróbowanie tego na własnej skórze i dopiero po tym szlabanie uświadomiła sobie, że musi przyjść na test predyspozycji.
Może to nie był dla Madison najlepszy dzień na trening, może ostatnio jej forma była dziadowska, ale każdy wie, że trzeba wytrwale dążyć do celu, a droga wcale nie jest łatwa. Kanadyjce wyjątkowo popsuł się humor, bo tak tragicznej w jej wykonaniu rozgrzewce, dlatego też z zaciętym wyrazem twarzy dzielnie unikała wdawania się w pseudo przyjacielskie rozmówki z kimkolwiek obecnym na boisku, stojąc jak ostatni dziad z boku i czekając na swoją kolej do tych głupich sprawdzianów predyspozycji. Jakich, na gacie Merlina, sprawdzianów? Przecież ona grała już tyle razy na swojej pozycji, nie musiała wcale sprawdzać czy może nie rozminęła się z powołaniem! No ale nic to, nie mając siły ani ochoty się wykłócać, wskoczyła na miotłę i pofrunęła do armatki wystrzeliwującej złote znicze, by niczym kompletna pierdoła pokazać światu, że nie jest w stanie złapać nawet jednej z trzech niesfornych kuleczek. Trochę, ale niewiele lepiej było w przypadku testów dla ścigających, bo oto Richelieu na zmianę przepuszczała piłkę przez ręce lub jej rzut kończył się tuż obok obręczy, koniec końców łapiąc prawidłowo tylko połowę kafli i oddając tylko połowę celnych rzutów. Całe szczęście w przypadku pozycji pałkarza, na której teoretycznie powinna odnajdywać się najlepiej, poszło jej już znakomicie, zupełnie tak, jakby nigdy nie zarzuciła trenowania – otaczające ją armatki co chwila wystrzeliwały tłuczki, ale Madison niczym prawdziwy ninja odbijała je wszystkie, zanim te jeszcze zdążyły podlecieć do niej zbyt blisko. Minuta minęła w zawrotnym tempie, armatki zaprzestały ostrzału, a Kanadyjka wylądowała nieopodal Storma, nawet lekko się uśmiechając. Poczekała na komentarze końcowe i jakieś podsumowanie treningu, zwinęła swoje graty i ruszyła w stronę zamku.
KOSTKA PAŁKARZ: 1 KOSTKA SZUKAJĄCY: 5 KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 5 – 1 = 4 PUNKTY W KUFERKU 12 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 5, 2, 2 (1+1)
Gryfonka była zadowolona z pomysłu chłopaka prowadzącego trening. Przecież nie na co dzień ma się okazję do spróbowania swoich sił na innych pozycjach. A Katniss od początku swojej gry grała jako ścigająca. Teraz, kiedy był to nieobowiązkowy trening, podczas którego mogła zrobić coś odmiennego, postanowiła skorzystać z każdej możliwej opcji. Najpierw podleciała na trening predyspozycji pałkarza. Nie zabawiła tam nawet czasu, który był wyznaczony na dane zadanie. Po pół minucie spadła z miotły, poobijana wszystkimi możliwymi piłkami. Na szczęście pod spodem znajdowała się wielka poducha. Chyba ktoś pomyślał specjalnie o niej. Gryfonka jakby nie miała dość piłek, skierowała swoją miotłę, kiedy tylko na nią wsiadła, do pętli. Liczyła na obronienie dwóch, może trzech piłek. O dziwo, ku zdumieniu swoim i innych, obroniła wszystkie. WSZYSTKIE. Niemożliwe? A jednak. Johnson zanotowała w pamięci, żeby w razie czego powiedzieć kapitanowi, że może być obrońcą, haha. Z nieco lepszym humorem postanowiła sprawdzić swój refleks i spostrzegawczosć, szukając znicza. Właściwie to tylko go łapiąc... Na trzy próby złapała jeden. To prawie połowa, prawda? Katniss dobrze wiedziała, że wcale nie poszło jej dobrze, dlatego z nową determinacją poleciała na miejsce treningu ścigających. Tam popisała się i pokazała, gdzie jest jej miejsce, wykonując zadanie idealnie. Skończywszy zadanie, zaczęła latać sobie wokół boiska.
KOSTKA PAŁKARZ: 6 KOSTKA OBROŃCA: 1 KOSTKA SZUKAJĄCY: 5 - 1 =4 za punkciki KOSTKA ŚCIGAJĄCY: 2 - 1 za pozycję = 1 PUNKTY W KUFERKU 13 STRONA Z LOSOWANIEM tu KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 3, 4, 5
KOSTKA SZUKAJĄCY: 1 PUNKTY W KUFERKU 18 STRONA Z LOSOWANIEM http://czarodzieje.forumpolish.com/t9692p75-kostki#272635 KOSTKI ZA SZYBKOŚĆ, KOORDYNACJE, ZWROTNOŚĆ: 5,3,6
Alexis cieszyła się z trenignu Q. do czasu. Do tego pięknego momentu, gdy swoje stopy na boisku postawił Cezar. Nie pasowało jej to kompletnie, bo i jak mogłoby pasować? Przełożyła miotłę z jednej dłoni do drugiej i postanowiła nie zwracać na niego uwagi, choć jej wzrok czasami błądził w jego okolicach, a jego wyczyny na miotle obserwowała otwarcie. Pieprzony szczęściarz. Tak go określiła, gdy wykonał wszystko idealnie, i dostał pochwałę od Xandera. Ona sama nie zamierzała bawić się w sprawdzanie swoich predyspozycji. Znała je bardzo dobrze. Była ścigającą i nie chciała być nikim innym. Wsiadła na miotłę i idealnie pokazała, jak się powinno to wszystko robić. A co. miała nadzieję, że Weatherly patrzy i mu pięty nosem z zazdrości wychodzą. Ot co.
Storm uważnie obserwował każde, kto przystępował do kolejnych sprawdzianów predyspozycji i zapisywał jakieś niestworzone przy nich rzeczy, niewidoczne dla nikogo. W końcu każdy wykonał tyle testów ile chciał, a ludzi wydawali się w miarę zadowoleni. On osobiście czuł się zmęczony. Gdy wszyscy zebrali się przed nim spojrzał po ludziach i podrapał się w tył głowy. -Miałem wam powiedzieć. na jakie pozycję pasujecie. Ale myślę, że sami idealnie jesteście tego świadomi. Żebym je mógł to określić potrzeba jeszcze kilka testów. Także, do zobaczenia nastepnym razem. Zakończył swoją przemowę i nawet uśmiechnął się do ludzi celowo spojrzeniem unikając Avy, bo przecież nie będzie na nią patrzył, bo znów mu ciśnienie podniesie i dopiero będzie.
KONIEC TRENINGU.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Trening drużyny Quidditcha Ślizgonów musiał być punktem kulminacyjnym w aktualnym życiu Rasheeda. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem ich szanowny kapitan postanowił zorganizować wspólne latanie na miotłach, dlatego teraz, kiedy znowu zmienił się „wielki kierownik” drużyny, nie było innej opcji jak tylko zjawić się na boisku w ramach oczekiwania na wycisk. Może tym razem to miejsce zostanie zagrzane trochę na dłużej? Sharker nie pamiętał, żeby którykolwiek z noszących odznakę zachował ją chociażby i na kilka miesięcy odkąd Villiers wypiął się na wszystkich pośladami, dlatego może wreszcie nastąpiłaby miła odmiana. W każdym razie odszukał swoją miotłę, o której fajnie byłoby powypisywać jaka to brudna i zakurzona była, bo dawno nie było okazji aby jej używać, ale to byłaby jedna i wielka ściema. Gittan nie pozwoliłaby mu doprowadzić Błyskawicy do takiego stanu. Przebrał się więc w strój do ćwiczeń i zszedł na błonia, niespecjalnie przejmując się chłodem i czekając aż zacznie się zabawa.
Oho czyżby jednak kapitan spiął dupę aby poprowadzić trening? Na to wyglądało, cóż po takiej przerwie nawet nie ogarniała już kto nim jest ale to w zasadzie nie było ważne. Dobrze że po prostu będzie miała następną okazję aby polatać, tym lepiej że jest to trening tylko i wyłącznie Ślizgonów. Doskonale wiedziała kogo tam zobaczy, chociaż co do reszty drużyny nie miała pewności czy pojawi się ktoś jeszcze, ot taka leniwa gromadka. Nie wspominając o tym że sama nie wiedziała czy zdąży przed rozpoczęciem, w każdym razie miała taką nadzieję. Zupełnie obojętne jej był jaką miotłę weźmie ze sobą choć wybór padł na Nimbusa który swoją drogą był drugą i tą lepszą. Cóż jakoś nigdy nie wybrała się po Błyskawicę uznając iż na ten czas nie będzie to konieczny zakup. Przydreptała na boisko uśmiechając się złośliwie na widok tego co zobaczyła, a nie było tu nikogo oprócz Sharkera, no nic najwyżej trochę sobie porozmawiają dopóki ich zacny kapitan nie postanowi się tu pojawić. - Cześć - przywitała się jak to miała w zwyczaju dość krótko uśmiechając się do przyjaciela - Ale tłumy... Szkoda że nie ma Chapmana, posłużyłby mi jako ofiara a tak będzie to tylko zwykły trening - dodała udając zawiedzioną tym że 'mistrz' nie raczył przyleźć na boisko. No nic przynajmniej nikt nie będzie się wywyższał, tyle dobrze.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine aż podskoczyła z radości gdy tylko zobaczyła ogłoszenie na tablicy ogłoszeń, że odbędzie się trening ich drużyny i to zupełnie indywidualny. Na jej twarzy pojawił się uśmiech niczym u dziecka, które dostało dużego kolorowego i do tego jeszcze okrągłego lizaka z okazji dnia dziecka. Wyciągnęła z szafy swoją miotłę i strój do Quidditcha. Szybko przebrała się w szatni, a włosy związała w wysoki koński ogon. Pobiegła w stronę boiska ze swoją miotłą w lewej ręce no i pałką w prawej. To była jej pałka, prywatna. Oczywiście dostrzegła w oddali Julię i Rasheeda. Chciała jednak niepostrzeżenie podejść do przyjaciela więc pokazała Julii znak na ustach oznajmiający ciszę, a sama skoczyła chłopakowi na plecy z jakimś dziwnym okrzykiem wojennym przy tym. -Poddaj się istoto ludzka- krzyknęła, śmiejąc się przy tym i wisząc mu na plecach, no ale była lekka więc jakoś specjalnie pewnie Rekinek tego nie odczuł.
Na jej ustach wykwitł marzycielski uśmiech, gdy zobaczyła ogłoszenie o treningu. Było tyle słodkie co gorzkie, bo pomimo jej szczerych chęci i nawet jakiego talentu - nie posiadała miotły. W Riverside zawsze pożyczała je od innych uczniów, bądź bezpośrednio od nauczyciela miotlarstwa. Nie było to najlepsze, ani nawet dobre wyjście, ale jedyne jakie miała. Nie dostawała kieszonkowego od rodziców, których nie było. Z stypendium socjalnym (wypłacanym zresztą w dolarach kanadyjskich) pożegnała się idąc do szkoły czarodziejów, a żegnając z edukacją mugoli. Nie miała wystarczająco wiele kasy nawet na najwolniejszy Dębowy Grom. Było to cholernie irytujące, ale w żaden sposób niezmienne. Mogła tylko zgrzytnąć zębami i spróbować coś przehandlować w zamian za pieniądze. Ale teraz...? Było zbyt mało czasu. Mimo wszystko poszła ogłaszanego dnia na trening, licząc może na jaki łut szczęścia. Nie dorastała do pięt osobom ćwiczącym regularnie, ale jakąś smykałkę jednak do tego miała. Może było to wystarczająco wiele... a może nie. Co najwyżej pogapi się na ćwiczących z trybun. Ale, hej! Nie zamierzała przecież się tu zaraz smucić z jakichś niedogodności losu. Co to, to nie. Uśmiech na usta i hej do przodu! - Cześć - rzuciła lekko do zbierających się powoli Ślizgonów. Rzuciła okiem na trawę i podeszła bliżej. Co będzie, to będzie.
Zatem trening Ślizgonów? No spoko. Czemu nie w sumie? Zawsze warto jakąś tam aktywność fizyczną w życiu mieć. Chociaż pojawia się pytanie, czy aby powyższe określenie było dość trafne. Cóż, o ile można tak nazwać siedzenie przy jedynych ruchach rąk, tudzież całego ciała, ograniczających się jedynie do zmiany środka ciężkości. Słowem, tak na pewno. Nie ubliżając sportowcom, oczywiście. No, ale co by nie było, koniec końców Bonnet dowiedział się o tym treningu zupełnie przypadkiem pamiętajcie patrzeć na ogłoszenia w ramce u góry głównej strony, więc postanowił już ruszyć na te zajęcia. W sumie, co mu szkodziło? Notabene, był też bardzo ciekawy kto teraz zajął się trenowaniem tego szlachetnego grona najlepszych uczniów Hogwartu, którymi niewątpliwie byli i żadne tępe obdartusy z Gryffindoru nie mogły tego zmienić. Cóż, jednak. Wszystko w swoim czasie, jak mawiał klasyk. Chyba Merlin. A może nie Merlin? Who cares? Wszedł na boisko rozglądając się wokół. Nie był na nim od.. zeszłego roku, kiedy były rozgrywki w Quidditcha. Zasadniczo nawet na finale go nie było, a szkoda, bo przecież świętej pamięci prof. Sherazi przygotował cudowny plan, który.. no nieważne. Teraz jednak ten obiekt zdawał się nie przypominać w żadnym stopniu miejsca, które zapamiętał. Było tu tak.. pusto. Cicho. Jak gdyby po jakieś apokalipsie zombie co najmniej. W zasadzie jedynymi żywymi i przy okazji myślącymi formami życia była grupka jakiś osób – ciekawe czy Ślizgów hehe – do której postanowił podbić, bo przecież nie będzie tak stał jak idiota, zważywszy że pewnie niektórych będzie znał. BA DUM TSS! Nikogo. – Cześć wszystkim. – rzucił, nawet wysilając się na szczery uśmiech. Tak bardzo nowe twarze. Tak bardzo nieznane. Tak bardzo młodsze, zapewne. – Jakby ktoś nie znał, a zakładam, że tak jest. Mam na imię Antoine. – dodał po chwili, po czym rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych. Czy wśród nich kryje się organizator? A może nie? Cóż, kto wie?
Cóż za cudowny dzień na trening. Właściwie nie do końca wiadomo jak to się stało, że Weatherly został nowym kapitanem drużyny Slytherinu, skoro wcześniej, po zakończeniu Mistrzostw Juniorów i samoistnym rozwiązaniu Reemów z Riverside nawet nie za bardzo mu było po drodze do zapisywania się do domowej drużyny, chodził tylko na treningi ogólne do Limiera i Storma, który grał z Zjednoczonych. Może właśnie na jednym z takich treningów został zauważony? Mniejsza z tym. Świeżo po powierzeniu Kanadyjczykowi zadania doprowadzenia do ładu drużyny, posłał w świat informację o zbliżającym się treningu, który miał okazać się decydujący w kwestii składu. Kiedy wyznaczonego dnia przyszedł na boisko, by ujrzeć zaledwie cztery osoby, zmarszczył brwi w konsternacji, zacisnął mocniej palce na swojej miotle i przeszedł kilka ostatnich kroków, by znaleźć się blisko zgromadzonych ślizgonów. - Widzę, że ślizgoni dalej chcą oddawać zwycięstwa w mistrzostwach gryfonom. Powalająca frekwencja, ale cóż, zrobimy co się da. Nie wiem, jak tam wasza kondycja ogólna, a wiadomo, że latanie na miotle nie wystarczy, żeby mieć faktycznie jakieś osiągnięcia, dlatego też zaraz sprawdzimy jak sobie radzicie. Zaczniemy od porządnej rozgrzewki bardziej w stylu Riverside niż Hogwart, później zobaczymy jak sobie radzicie z lataniem i korzystając z niewielkiej liczby osób, zrobimy coś w stylu konsultacji indywidualnych i wyprostujemy wszystko, co się da, żeby poprawić waszą szybkość, zwrotność i refleks. – oświadczył, nie bawiąc się w zbędne przywitania czy wielkie mowy motywacyjne o byciu kapitanem i prowadzeniu do zwycięstwa. Te pierdoły, wielkie wydumane figury retoryczne nigdy nie miały zbyt wiele z faktycznym powodzeniem drużyny. Lazare nigdy nie bawił się w przemowy, a był najprawdopodobniej jednym z najlepszych trenerów zajmujących się młodymi zawodnikami. Jak widać mniej gadania, a więcej roboty zawsze przynosi lepsze efekty. Wprowadzając zebranych nieco w plan treningu, poprowadził ich na skraj boiska graniczący z Zakazanym Lasem. – Tutaj zostawicie swoje miotły na czas biegu przełajowego. Trasa została dobrze oznaczona, więc nikt na pewno się nie zgubi. To nie sztafeta, ruszacie wszyscy razem, ja będę biec za wami, żeby sprawdzić kto jest na jakim poziomie, więc jeśli cokolwiek będzie nie tak, nie zostaniecie w lesie. To chyba wszystko ze spraw organizacyjnych, ruszamy! – dodał jeszcze, odkładając swoją miotłę na murawie boiska i czekając, aż reszta zgromadzonych w zawrotnej liczbie 4 postąpi tak samo. Chwilę później podprowadził wszystkich do startu trasy, którą wcześniej wyznaczył, zrobił odliczanie od trzech do zera i odczekał parę chwil, by zacząć biec na samym końcu i uważnie obserwować wszystkich zawodników. W końcu trening ten miał pokazać kto nadaje się do grania, a komu tylko tak się wydaje.
Garsc informacji: W związku z dość ubogą frekwencją, trening ten będzie wyglądał nieco inaczej, niż oryginalnie został zaplanowany. Na razie wszyscy się rozgrzewają zgodnie z poniższymi kostkami, późniejszy trening będzie bardziej indywidualny, dlatego też liczę na waszą aktywność i w miarę sprawne odpisywanie, trochę bogatsze niż bazowanie tylko na kostkach. Gdy tylko wszyscy skończą ten etap, przejdziemy do następnego, piszcie więc, nie musicie się trzymać kolejności, w jakiej przyszliście na boisko!
Pierwszy etap treningu– bieg przelajowy na rozgrzeweczke:
Trasa biegu wyznaczona zaczarowanymi świecącymi kamieniami, biegnąca na skraju Zakazanego Lasu, pomiędzy drzewami nieopodal boiska do Quidditcha. W trakcie biegu cudowne atrakcje, jak skoki nad wystającymi korzeniami, unikanie gałęzi na wysokości głowy i wpadanie w kałuże lub błotko.
Pierwsza kostka: 1, 2 – Zdaje się, że nic nie jest w stanie uśpić Twojej czujności: przeskakujesz nad każdym pnączem, unikasz każdej gałęzi, ani razu nie wpadasz w żadną kałużę, a Twoje buty ani razu nie grzęzną w błocie – brawo! 3 – Niby nie jest źle, czujnie rozglądasz się w poszukiwaniu ewentualnych przeszkód, które sprawnie omijasz, jednak w którymś momencie stopa grzęźnie Ci w skrytym pod liśćmi błocie – prędkość, z jaką biegniesz sprawia, że przewracasz się i z impetem wpadasz właśnie we wspomniane błoto. 4, 5 – Tak bardzo skupiasz się na omijaniu korzeni i kałuż, które płatają figle Twoim kolegom, że kompletnie nie zauważasz gałęzi, na które wpadasz co jakiś czas – spowalnia Cię to tylko trochę, ale pod koniec biegu z pewnością będziesz mieć czerwoną twarz i ręce od smagających Cię liści i igieł. 6 – To zdecydowanie nie jest Twoja szczytowa forma – wpadasz chyba dosłownie na wszystko, na co tylko się da i zostajesz daleko w tyle za resztą. Gdy już dobiegasz do mety, jesteś tak umorusany błotem i oblepiony liśćmi, że aż ciężko Cię rozpoznać!
Druga kostka: 1 – Dociera do Ciebie jakieś dudnienie i już zamierasz w przerażeniu, pewny tego, że zaraz z krzaków wyskoczy na Ciebie centaur z dziesiątką strzał wystrzelonych z łuku i przyjdzie Ci pożegnać się z życiem. Adrenalina kompletnie Cię ogłupia i pewnie gdyby faktycznie to był centaur, już skończyłbyś w roli jego ofiary – całe szczęście wszystko kończy się tylko na stanie graniczącym z zawałem serca, kiedy z krzaków wychodzi tylko rodzina wozaków, które obrzucają Cię potokiem wyzwisk, a Ty możesz je wyminąć i kontynuować bieg. 2 – Słyszysz obok siebie dziwne brzęczenie, ale nic nie zauważasz. Dopiero, kiedy czujesz użądlenie, orientujesz się, że masz do czynienia z żądlibąkami, jednak już jest za późno, by cokolwiek zrobić – odczuwasz lekkie zawroty głowy, a chwilę później Twoje stopy odrywają się od ziemi i zaczynasz lewitować. Próbujesz machać rękami i nogami, by przemieszczać się do przodu, ale na niewiele to się zdaje, musisz poczekać, aż skutki użądlenia osłabną, zanim zaczniesz kontynuować bieg, a w tym czasie wyprzedzający Cię biegacze zyskują nad Tobą przewagę. 3, 4, 6 – Pomimo skupiania się na biegu, dalej pamiętasz, że Zakazany Las to nienajlepsze miejsce na zbaczanie ze ścieżki. Może Twoja czujność i niemalże paranoidalne rozglądanie się naokoło przy każdym szeleszczeniu liści sprawia, że nie biegniesz tak szybko, jakbyś mógł, ale przynajmniej nie spotykają Cię po drodze żadne przygody. 5 – Czy zapomniałeś o tym, że pnącza mogą być wyjątkowo złośliwe? Najwyraźniej tak, bo oto w trakcie biegu jedno chwyta Cię za kostkę i przewraca – chwilę mocujesz się z uściskiem rośliny, a w tym czasie wyprzedzają Cię inni biegacze, na pewnie nie będziesz pierwszy na mecie.
Nie można było powiedzieć, żeby znalazł się na treningu z zamiarem jak najaktywniejszego brania w nim udziału. Jeśli było coś co Arcellus Greengrass lubił ponad swoje ego i zachowanie swojego komfortu lewusa, to na pewno nie był to Quidditch. Niemniej jednak, jako, ze ostatnio trochę brakowało mu ruchu, a i do Cesaire miał dość neutralny stosunek, zjawił się na boisku. Może odrobinę spóźniony, może trzymał się na uboczu i może nie odnotował dokładnie wszystkiego, co powiedział Weatherly, ale i tak znacznie więcej niż przeciętnie wyłapywał. Można było określić to jako wystarczający szacunek jakim traktował kolegę z domu. Oparł się podbródkiem na miotle, bujając się na niej znużeniu, dopóki nie należało jej odłożyć. Zrobił co trzeba było. Choć przechodząc obok Cesairego, mruknął w jego kierunku. — Ja tylko w charakterze osoby zapasowej… — zawiesił na moment ton, chwilę nad tym myśląc i dodał kiwając w przekonaniu głową — bardzo zapasowej. Zdaniem Greengrassa, powinno się o niego bić w tej drużynie. Jeśli nic takiego nie miało miejsca, nie zajmował sobie nią głowy bardziej niż to było potrzebne. Szczęście, ze po prostu miał ochotę tu przyjść. Sprawdzić się. Podszlifować umiejętności, bo zdążył nieco już doprowadzić do stanu nieużywalności swoje spróchniałe kości. W końcu mało grał… ostatnio. A jak grał w ogóle. Kiedy to było? Jakoś w piątej klasie, to szczególnie upodobał sobie pozycję Obrońcy. Wiecie. Ze wszystkich innych, ta była najmniej wymagająca, a nierzadko stawiała go w centrum uwagi. Nic nie łechtało jego ego tak dobrze, jak świadomość, że jak zawsze (kłamstwo) świat kręci się wokół niego. Jak dziś. Cały trening stworzony był jakby dla niego. Afiszując się swoją dobrą koncentracją i perfekcyjnym przygotowaniem do walki z rzeczami martwymi trasę pokonał wręcz fascynująco świetnie. Pomijając fakt, ze gdzieś jego uwadze umknęła informacja, że należało ten tor pokonać w jak najkrótszym czasie. Nie oszukujmy się. Można było, ale nawet gdyby wiedział o tym drobnym szkopule, być może nawet nieświadomie czas jego pokonania drogi wydłużyłby się o połowę. Arcellus i jego lekceważące podchodzenie do spraw. O ile nie wpadanie w błoto miało tą jedną zaletę, że nie musiał potem myć upierdliwie brudnych butów, o tyle w jak najlepszym osiąganiu czasu nie widziałby najmniejszego sensu. Żadnych korzyści dla siebie. A one zawsze musiały być. Inaczej nic nie byłoby dobrym motywatorem, żeby Greengrass mógł zacząć się starać.
Kostki: 2, 4
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine odskoczyła od Rekina, gdy stwierdziła, że nie ma sensu dalej się wydurniać i pora zacząć trening bo idzie kapitan drużyny. Usłyszała jak jedna ze Ślizgonek mówi cześć wiec ona też skinęła jej ręką i się przywitała, siląc się nawet na delikatny uśmiech. Nie miała przy sobie miotły. Zastanawiało ją dlaczego. Gdy już pojawił się Cesar, posłała w jego stronę nieznaczny uśmiech. -Nie liczba przeważa o wielkości kapitanie. Przybyli ci najlepsi- powiedziała po czym uśmiechnęła się szeroko. Potem okazało się, że mają jednak biegać a nie latać. Dobrze, że ubrała się odpowiednio na sportowo, a biegać to ona wręcz kochała. Często wstawała wcześnie rano tylko po to by przebiec się po szkolnych błoniach. Często jednak biegała sama, bo mało kto jej dorównywał i nikt nie chciał od niej odstawać. Odłożyła swoją miotłę na ziemię, no i ku swojemu niezadowoleniu także pałkę. Nie lubiła się z nią rozstawać, no ale przecież miała jeszcze przy sobie różdżkę no nie? Ruszyła więc truchtem przed siebie. To nie miał być maraton w stylu kto pierwszy dobiegnie do mety, więc się nie spieszyła by zachować swoje siły na później. Nic nie było w stanie uśpić jej czujności, przeskakiwała nad każdym pnączem, unikała każdej gałęzi a także, ani razu nie wpadła w żadną kałużę, zaś jej sportowe nowiuteńkie i wręcz wyniuniane przez treningiem buty ani razu nie ugrzęzły w błocie. Była sama w sobie genialna. Było jednak coś co sprawiało, że była czujna niczym żandarm na służbie. Wiedziała, że biegną blisko Zakazanego Lasu więc nie można sobie odpuszczać kontroli i całkowitej uwagi. Przecież w każdej chwili coś mogło na nich wyskoczyć z tego ciemnego krzaczastego brzegu lasu. Przez to biegła wolno, ale i tak była zadowolona ze swojego biegu.