Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Autor
Wiadomość
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Och, to było wręcz dziecinnie proste, wiecie celowanie do nieruchomego celu, który z rozłożonymi rękoma prosił się o więcej. Nic więc dziwnego, że ją trafił, jednak wcale nie miał zamiaru uderzyć ją w brzuch z taką siłą, aby przez chwilę nie mogła się pozbierać. Przez sekundę miał taki odruch, że ręka zadrżała mu na pałce, jakby miał zamiar ją rzucić i podlecieć do niej, zapytać jak się czuje, ale nie zrobił tego. - Żyjesz? - zapytał tylko, obserwując ją uważnie. Nie miał złudzeń, gdyby to była Julka to już rzucałby na nią swoje kiepskie, ale jednak, zaklęcie uśmierzające ból. Shenae to jednak Shenae. Nie była mu w żaden sposób bliska, a w dodatku dość sprawnie się pozbierała, więc machnął krótko ręką. - Dobra, nieważne - powiedział potem, niby pozwalając jej natrzeć na pętle, a w rzeczywistości posyłając w jej stronę kolejnego tłuczka, który miał pomóc Julii w obronie.
2:3:3 — Julia : Shenae : Rasheedgramy do przewagi dwoma punktami
Oddała swój rzut, z trudem unikając kolejnego tłuczka, bo latanie z obolałym brzuchem, walcząc z mdłościami, nie należało do przyjemniejszych rzeczy. Jakimś cudem jej się to udało. Siła samozaparcia potrafiła zdziałać cuda. Ona doszkalała się w tym od lat, wymuszając na sobie reakcje, przez które później żałowała ostro, kiedy leżała czasem po nocach w łóżku zwijając się z bólu po własnych treningach. Przemęczenie to nie było nic dobrego. Jeśli nie załatwi sobie serca od frustrujących gnid, takich jak Sharker, przemykających jej przed oczami, to pewnie to padnie jej od zajechania organizmu. Tymczasem jednak to Ślizgon był jej największym problemem, bo Julka, nie wiadomo dlaczego zwolniła intensywność obrony. Kafel łatwo wlecial między pętle, kiedy udało jej się ominąć tłuczek. — Żyję, ale na pewno nie dzięki Tobie — warknęła w kierunku Rasheeda, cofając się do linii. Kolejny jej rzut pozbawiony był polotu. Spróbujcie sobie walnąć pięścią w żołądek. A potem wyobraźcie sobie, że walnęliście się dziesięć razy mocniej. I sprawdźcie czy dalibyście radę utrzymać się na nogach, a co dopiero na miotle.
4, 5
Ostatnio zmieniony przez Shenae D'Angelo dnia Nie Maj 04 2014, 02:32, w całości zmieniany 1 raz
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Kolejny posłany tłuczek, kolejny unik, ale szczerze mówiąc to chyba nie miał ochoty na powtórkę z trafienia jej tłuczkiem w brzuch. To mimo wszystko było nieprzyjemne i jedyną osobą obecnie, jaką chętnie widziałby skręcającą się z bólu był nikt inny jak Tanner, któremu wciąż nie mógł wybaczyć tego, że nie złapał znicza przed ścigającą. W każdym razie Shenae miała okazję do tego, aby ponownie zaatakować pętle, a tym razem Rash nie zamierzał jej tego w żaden sposób utrudniać. Zaczaił się na śmigający w powietrzu tłuczek, uderzając go mocno i precyzyjnie pałką w taki sposób, aby pomknął ku Julii i zablokował jej obronę. Co z tego będzie? Zaraz zobaczymy…
Kiedy to D'Angelo dostało się tłuczkiem w brzuch, przypomniało jej się kiedy w Kanadzie także oberwało jej się w taki sam sposób, tyle że Jul spadło się z miotły... no i skończyło się na połamanych żebrach. Tia zdecydowanie miała zezowate szczęście, tak samo jak i w tej chwili. Naprawdę miała już dość quidditcha na dziś, jednak ktoś musiał wygrać i zapewne nie będzie to ona. Zacnie, no może chociaż Rashedowi się uda zawsze było to jakieś pocieszenie. Sama miała już takie wahania humoru, że nie wiedziała co ze sobą zrobić, bronić dalej czy rzucić to wszystko w cholerę. Przez chwilę w myślach przebiegło jej jedno zacne zdanie jakim było 'Fuck this shit, I don't want to live on this planet anymore', oj słabo z jej psychiką. Po chwili jednak wyrzuciła te myśli z głowy, przecież nie można zrażać się jedną porażką. I oto znów leciały do niej dwie piłki, poradziła sobie z nimi przy czym odkryła dziwną tendencję. Za każdym razem kiedy kafel i tłuczek zmierzały w jej kierunku w tym samym czasie jej udawało jej się obronić. Chyba poprosi Rekina, aby ten na meczach rzucał w nią jakąś piłką czy czymś, bo najwyraźniej jej to pomagało.
3:3:3 — Julia : Shenae : Rasheedgramy do przewagi dwoma punktami
To było ciężkie zagranie, które w dodatku Julii udało się obronić. Shenae nie wiedziała już, jak długo uda jej się utrzymać ten poziom. Mówcie wszystko, ale nieważne jak bardzo zaciskała zęby, potrzebowała krótkiej przerwy. Tylko oczywiście wcale by się do tego nie przyznała. Zamiast przerwy, pochwyciła kafel, nie przerywając akcji. Właściwie to była nawet wdzięczna Rasheedowi przez chwilę, że wrzucił na luz na moment z tymi tłuczkami, ale była to myśl tak bardzo ulotna i tak szybko ją opuszczająca, jak nagle tłuczek (prawdopodobnie), znając jej szczęście i preferencje Sharkera, pognał z powrotem w jej stronę. Małe były szanse, że uda jej się przerzucić kafla przez pętlę, ale nie traciła nadziei.
1
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zabawnie było patrzeć na to jak po raz kolejny Heikkonen odczuwała wahania kondycji. Jeśli w jej stronę leciała jedna piłka to nie dawała sobie z nią rady, za to jeśli otrzymywała dodatkowo tłuczek to było jak znalazł, bo wtedy sprawnie broniła pętli. - Hej, Julka! - zawołał do niej, podlatując nieco, aby mogła go usłyszeć. - Niezła obrona, chyba powinienem częściej w Ciebie celować. Och, to mogłaby być ich złota taktyka! Wisiałby sobie taki Sharker w powietrzu i miotał nie tylko tłuczkami, ale także piłeczkami baseballowymi w stronę ich obrońcy. Może zadziałałoby to wtedy dokładnie tak samo jak dzisiaj? Potem pewnie doszliby do większej liczby pocisków i już niedługo dziewczyna miotałaby się jak szatan od natłoku atakujących ją piłeczek. Zabawna wizja! Niemniej jednak wróćmy na ziemię. Widząc, że po raz kolejny już She przypuszczała atak na pętle, Rasheed odbił w jej stronę tłuczka, za nic sobie mając to, że i tak już na niego psioczyła, bo przecież D’Angelo ZAWSZE na niego warczała. Jedno w tę czy we w tę nie robiło mu różnicy.
3:3:4 — Julia : Shenae : Rasheedgramy do przewagi dwoma punktami
Ok, teraz to było naprawdę przegięcie. D’Angelo w tym momencie nawet nie zwróciła uwagi na łuczek Sharkera. Nie to, że próbowała go minąć. Nie. Nic takiego nie nastąpiło. Po prostu się piekielnie, w bardzo krępujący, nie do pomyślenia sposób, zagapiła. I kiedy tłuczek kolejny raz łupnął ją w brzuch, nie tak samo silnie, ale działając dokładnie tak samo mocno. Złapała się sztywno rączki, bo aż nią miotnęło w bok i straciła prędkość, zlatując do dołu. O mało co nie spadła z miotły. Kontrolę nad nią odzyskała dopiero przy samej ziemi. Kafel to za cholerę nie wiedziała gdzie się znalazł. Trzymała się za brzuch jedną ręką, swój ciężar wspierając na drugiej, podtrzymując się miotły. Tak się nie chciała bawić. Złośliwość złośliwością, ale to już był sadyzm. Czując suchość w ustach, powoli wróciła na linię. Julka miała zły dzień? A co ona miała powiedzieć. Dopadło ją jakieś fatum. Sharker przeniósł jakąś klątwę na ten tłuczek. To, że się nie poddawała, było tylko kwestią charakteru, ale fizycznie opadła z sił.
5, 1
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
No i znowu celnie, kto by się tego spodziewał? Na pewno nie Shenae D’Angelo, której duma musiała być aktualnie bardziej poobijana od jej brzucha, który po raz kolejny otrzymał solidną porcję wpierdolu. Dobrze, mała utarczka się jej przyda, a już zwłaszcza z jego strony. Pewnie już dawno zaczęła żałować, że pozwoliła Julce przyprowadzić go na ten trening, ale cóż, to nie jest właściwa treść tego posta, więc wróćmy na ziemię. Po poprzednim sukcesie coś wręcz musiało pójść nie tak jak sobie tego życzył, wiedział to aż za dobrze, dlatego to, że spudłował kolejny strzał, wcale nie było jakąś wielce zaskakującą wiadomością, a fakt, że nie był jedyny, który to zrobił jakoś poprawił mu humor.
I Sharker chybił i ona chybiła. A to z kolei co była za piekielna zależność? Uparli się, żeby nie dać Julce grać? Biedne dziewczę mogło tylko pochwycić krzywo rzuconego kafla i odrzucić je D’Angelo, tylko po to, żeby obserwować jak ten niezdarnie rzucony, poszybował jakimś dziwnym, słabym łukiem w kierunku pętli. Albo obroniony, albo nie. Najpewniej tak. Albo znów chybiony. Ta gra schodziła na psy. Autentycznie. Chyba wszyscy byli już nią zmęczeni. Z miejsca powinny z Julią dać wygrać Rasheedowi, co by jego męska duma nie pękła i się biedny chłopak nie popłakał. Wszyscy wiedzą, ze chłopacy najgorzej znosili porażki. Nie zdziwiłaby się gdyby podświadomie z Heikkonen dawały Rasheedowi fory.
5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Tak, zdaje się, że to mogło być zmęczenie, tylko, że jako prawdziwy menski menszcysna, Rasheed radził sobie z nim lepiej niż te drobne istotki, jakimi były She i Julka. Chociaż nie, bo i tak najłatwiej byłoby powiedzieć, że dawały mu fory, ale przecież to wcale tak nie działało. Wygrał, bo miał umiejętności i w ogóle aż tryskała od niego fajność, co zresztą było widać w tym, że kolejny jego strzał był celny tak samo jak poprzednie... no pomijając ten ostatni! W każdym razie poszło mu na tyle dobrze, że zniżył lot, opierając pałkę na biodrze. Niemalże już czuł słodycz zwycięstwa.
Przynajmniej ten rzut chybiła dlatego, że dostała w ramię. To zawsze był dobry powód. Straciła koncentrację. Kto by nie stracił, kiedy złość w nim wzbierała proporcjonalnie do poziomu odczuwanego bólu? Jak tylko nakreśliła ostatni punkt w tabeli, dla Rasheeda i okazało się, że wygrał 5:3 (i dla niej i dla Julki), uśmiechnęła się do niego kwaśno — Wygrałeś — a mimo, że to on pochwalił się sprawnością w tym treningu, to w kierunku Julii rzuciła: — Gratuluję, dobra gra. — Dalej niewyjaśnionym faktem pozostawało dlaczego Heikkonen, jako jedna z nielicznych Ślizgonek traktowana była przez She, jak każdy inny człowiek, a nie ślizgająca się smętnie, niepotrzebnie po zamku kreatura, inteligencją przyrównywana przez D’Angelo do bezmózgiego węża – wzorcowo, jak to mieli w godle. Po skończonym treningu zeskoczyła z miotły kładąc się na ławce na trybunach. Spać… i nie jeść przez najbliższy tydzień. Miała wrażenie, ze żołądek ścisnęło jej tak mocno, że nic nie wciśnie. — Dzięki za grę, Julia. Do zobaczenia. — Rasheeda, typowo, zignorowała. Choć gdzieś w powietrzu zawisły niewypowiedziane słowa: "Tylko, żebyś mi więcej tej mendy nie przyciągała na treningi".
Jul naprawdę było już szkoda Shenae, na jednym treningu oberwało jej się chyba więcej niż jej na wszystkich na których była. Praktycznie można było już się spodziewać tego, że nie wytrzyma i zawody które to sobie urządzili skończą się przedwcześnie. Jednak She trzymała wciąż trzymała się na miotle. Po ostatnich zagraniach okazało się, że wygrał Sharker, wow how unexpected... w końcu to on praktycznie co chwile trafiał w kogoś tłuczkiem. Nyh te trefne kostki. - Nawzajem - odpowiedziała She i uśmiechnęła się lekko po czym i ona wylądowała na ziemi, po wszystkich było widać zmęczenie. Usiadła na jednej w ławek nieopodal koleżanki i rzuciła na nią zaklęcie lecznicze żeby to brzuch nie bolał ją aż tak mocno. Sama także była bliska zaśnięcia na boisku, jedyne co teraz chciała zrobić to znaleźć się w swoim mieszkaniu i pójść spać. Rasheed widocznie był zadowolony z tego iż wygrał, a fakt że dość boleśnie okładał je, a najczęściej She tłuczkiem nie bardzo go obchodził. Cóż jak już zwykła mówić Rekin to Rekin. - Dzięki. Do zobaczenia. Przez chwile myślała nad tym czy nie trzeba by było zaprowadzić koleżankę do szpitala, ale widocznie nie było to potrzebne, szczególnie jeśli wcześniej rzuciła na nią zaklęcie uśmierzające ból, to powinno wystarczyć, bo przecież nie połamała sobie żadnych kości i trzymała się całkiem nieźle. No może poza tym, że wyglądała jakby zaraz miała zwrócić wszystko co zjadła przez ostatnie godziny, ale to akurat nie było nic groźnego. Przychodząc na boisko nie sądziła, że to wszystko aż tak się przedłuży, w końcu nie był to taki zwyczajny trening kiedy to wykonali kilka zadań i było po sprawie, a coś na kształt prawdziwej gry która trwała bez przerwy. Kilka minut po odejściu She, siedziała jeszcze na boisku z Sharkerem. Przy okazji pacnęła go lekko w głowę za te wszystkie zamachy na ich życie po czym zaśmiała się i ruszyła do swojego domu.
Taki króciutki, żeby podszkolić się do meczu, potem może ogarniemy coś w formie bardziej zabawy
Na trening można przychodzić od teraz do końca czwartku.
Do zrobienia:
1. Pięć okrążeń na miotle wokół boiska. Rzut pięcioma kosteczkami: parzyste – okrążenia pokonane szybko nieparzyste – okrążenia pokonane wolno za każde 5 punktów w kuferku z gier miotlarskich można wymienić jedną kostkę.
2. a) ścigający 1,6 – udaje ci się rzucić do pętli, zdobywasz gol 2,4 – podajesz do innego ścigającego, musisz ponawiać rzuty do momentu, kiedy wylosujesz 1,3,5 lub 6 3,5 – nie trafiasz w obręcz (możesz wymyślić dlaczego)
b) pałkarz 1,2,3 – udane odbicie tłuczka w osobę, która grała przed tobą: 1 – w rękę 2 – w nogę 3 – w tyłek 4 – podanie do innego pałkarza, musisz rzuty ponawiać do momentu, kiedy wylosujesz 1,2,3,5 lub 6 5,6 – spudłowałeś (możesz wymyślić dlaczego)
c) obrońca parzysta – obrona nieparzysta – nie obroniłeś (możesz wymyślić dlaczego)
d) szukający rzut dwiema kostkami – dwie takie same – złapanie znicza gdy dwie kostki różnią się liczbą 1 lub 2 oczek, byłeś bliski złapania znicza gdy dwie kostki różnią się większą ilością oczek, byłeś daleki od złapania znicza
Za każde 10 punktów w kuferku z gier miotlarskich przysługuje jeden RZUT kostką. Pod uwagę bierzemy ostatni rzut, nie najlepszy!
3. Omijanie przeszkód slalomem. gdy masz 0-10 punktów w kuferku z gier miotlarskich: rzut kostką*punkty w kuferku > 20 gdy masz więcej niż 10 punktów w kuferku z gier miotlarskich: rzut kostką*punkty w kuferku > 30 Gdy przekroczysz te progi, udaje ci się ominąć wszystkie przeszkody.
Piszesz wszystko w jednym poście, na końcu dajesz z/t. Na początku lub na końcu posta podaj liczbę punktów w kuferku z gier miotlarskich i wszystkie wyrzucone kostki.
W NAPRAWDĘ UZASADNIONYCH PRZYPADKACH, GDY KTOŚ NIE MOŻE NAPISAĆ POSTA, WYSYLA NA PW FARAI WYRZUCONE KOSTKI I PUNKTY Z KUFERKA. Trzeba to jednak ze mną ugadać i podać powód.
Ostatnio zmieniony przez Farai Osei dnia Wto Maj 06 2014, 16:34, w całości zmieniany 1 raz
[5 punktów; 3,5,5,3,6 (podmieniam ostatnią trójkę na parzystą) ; 3-nie trafiam w obręcz; 2 ->2*5=10, czyli nie omijam wszystkich.]
Katniss jako jedna z pierwszych przyszła na trening. Skoro Farai obdarzyła ją takim zaufaniem, by dać jej rezerwę, musiała się pokazać z jakieś dobrej strony. Nie była pewna swych umiejętności, więc przyszła szybciej. Punktualność też jest ważną sprawą, prawda? Wsiadła na miotłę i zaczęła robić rozgrzewkowe kółka. Chyba zbyt rozgrzewkowe, bo pierwsze trzy były zaliczone w żółwim tempie. Dopiero dwa kolejne dziewczyna przemierzyła z satysfakcjonującą prędkością. Czas na rzuty. To nie powinno być takie trudne. Dziewczyna przymierzyła się, zamachnęła i... nagle coś tam z dołu krzyknęło. Katniss zdekoncentrowała się i nie trafiła w obręcz. Jak tak dalej pójdzie, to nawet z ławką rezerwowych się pożegna. Nie mogą jej przecież rozpraszać pojedyncze głosy z dołu, na meczu są ich setki. Na koniec slalom. Co drugą przeszkodę dziewczyna trącała to miotłą, to ramieniem, raz nawet musnęła głową. No, to już trzeba mieć talent do robienia z siebie pośmiewiska. Zero koordynacji ruchowej. Lądując, powiedziała sobie, że musi jeszcze dużo potrenować, żeby nadać się do czegokolwiek. Po zakończonym treningu wróciła do zamku.
zt
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Inga szczerze martwiła się, że na trening przyjdzie zwyczajnie spóźniona. Dlatego też przemierzając zawiłe labirynty hogwarckich korytarzy, które zdążyła już trochę poznać, szła krokiem delikatnie przyspieszonym. Było to całkiem nieciekawe zadanie, bowiem spieszyć się z miotłą w dłoni i całym osprzętem ścigającej pod przeciwnym ramieniem to jednak udręka. Ale cóż, na miejsce dotarła całkiem wcześnie, wbrew swoim obawom, a kiedy już się przebrała i zasiadła na miotłę, czuła się jak ryba w wodzie. Cztery pierwsze okrążenia z pięciu, które zarządziła Farai, pokonała jak strzała wystrzelona z łuku kompozytowego, a ten z kolei był bardzo ciekawym, mugolskim wynalazkiem, skoro już i tak co chwilę pozwalam sobie na jakieś bezsensowne dygresje. Jednakże piąte kółko było chyba przesadzone, bowiem tutaj Szwedka nie leciała zbyt prędko. Potem, kiedy już zaczęła się praktyczna część treningu, Ruda dostała kafla w najgorszym możliwym momencie, toteż podała go komuś lecącemu obok. Niestety, chcąc nie chcąc, musiała w końcu dokonać rzutu - i tu wcale się nie zawiodła. Kafel przeleciał obok obręczy, a siedemnastolatka westchnęła głęboko, zabierając się do kolejnego etapu ćwiczeń. Omijanie przeszkód, z perspektywy trzeciej osoby banalnie proste, dla Ingrid było dosyć kłopotliwe. O niektóre delikatnie się poobijała. W końcu nadszedł czas na lądowanie, co - chwała nordyckim bogom! - poszło znakomicie. Westerberg patrzyła cały czas na Farai, oczekując jakiegokolwiek komentarza. Źle byłoby się ośmieszyć na meczu towarzyskim, co?
/kostki: [3, 4, 2, 5, 4] [2, ponowny 3] [4 razy 5, wychodzi równo dwadzieścia, znowu mi brakuje jednego punktu :/] jedna kostka z okrążeń wymieniona na parzystą/
Taki zaszczyt kopnął Echo! Główny skład i taka łamaga, ale Lyons miała wielką nadzieję, że nie zawiedzie Farai. Nie chciała ani sprawić jej przykrości, ani dać wygrać Krukonom, wiec martwiła się trochę o swoją kondycję i umiejętności. Kolejne do szlifowania, kolejne zajęcia. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia, że gdzieś musi wciskać Logana w swój plan zajęć, a nie odwrotnie, bo jakby nie patrzeć - powinna zawsze znajdować dla niego czas, a było to coraz trudniejsze zadanie. Pogrążona w swoich myślach, kombinując jak zadośćuczynić chłopakowi swoje zabieganie, dotarła na boisko. Przywitała się z przyjaciółką, jeszcze raz pokazując jej swój entuzjazm i obiecując, że postara się jak może! Wsiadła na miotłę i zaczęła od obowiązkowych pięciu okrążeń. Leciało się lekko i szybko, co znów zaskoczyło Echo! Jedynie czwarte kółko poszło słabiej, bo coś ciągle ją rozpraszało, ale nie było powodów do zmartwień, cztery szybkie to i tak świetny wynik. Później dostała kafla i tu zaczynała się prawdziwa zabawa. Gryfonka tylko utwierdziła się w przekonaniu, że ścigająca to świetna pozycja, bo piłka idealnie przeleciała przez obręcz, czyli zdobyła gola. Fuck yeah, przynajmniej raz coś jej wyszło! Sukces tak ją ucieszył, że slalom zjebała na całej linii. Nie była w stanie ominąć połowy przeszkód, więc zleciała na ziemię umiarkowanie zadowolona. - Chyba muszę się nauczyć panować nad radością, gdybym trafiła na meczu pewnie pozwalałabym połowę drużyny z mioteł - powiedziała do Farai, nawiązując do swojego żałosnego slalomu.
[4, 6, 6, 3, 6] [1 - ścigająca] [1 XD co po przemnożeniu daje 4 <<<<<<<<< 20 ]
Deven przecież był znany z odpowiedzialności - jak mógłby się nie pojawić na treningu, szczególnie treningu, który organizowała Farai? Zależało mu coraz bardziej, choć nie do końca wiedział, co z tym zrobić. Cóż, jednego był pewien - nie może jej zawieść, zresztą prawda jest taka, że przyszedłby i tak, ze względu na swoje poczucie obowiązku i zamiłowanie do quidditcha. Uśmiechnął się niepewnie do Farai, czując, że lada chwila obleje się debilnym rumieńcem, więc skupił się na okrążeniach, które wypadły doskonale. Wszystkie wykonał z taką samą prędkością, która zadziwiła nawet jego. Nie mógł się nacieszyć swoją Błyskawicą 2013, która naprawdę była niesamowita i dawała mu ogromną przewagę nad graczami na gorszych modelach. ... a potem w pięknym stylu obronił bramkę. Uśmiechnął się powściągliwie, nie kryjąc jednak zadowolenia i mając nadzieję, że Farai to widziała. Chciał jej zaimponować, choć może było to dziecinne, ale... no cóż, nie zawsze można być dorosłym, zwłaszcza gdy chodzi o tę materię. Zwieńczeniem jego sukcesu był slalom między przeszkodami. Sam nie wiedział, jak to się działo, chyba jego intuicja wyostrzyła się ostatnio, bo bez problemu wyminął wszystkie pułapki, wykonując kilka zgrabnych manewrów, które tak naprawdę miały na celu wyłącznie popisanie się, ale co tam...! Elegancko wylądował, robiąc obojętną minę, choć od środka rozsadzała go radość. Farai musiała to widzieć...! Z wystudiowaną nonszalancją ruszył w kierunku szatni, mając nadzieję, że potem uda mu się PRZYPADKIEM wpaść na Osei. Szczęściu czasem trzeba pomóc, prawda?
(4, 6, 6, 2, 6 - okrążenia cudnie), (4 - obrońca pięknie broni ), (5 x 15 pkt = 75)
Leonardo był tak bardzo podekscytowany tym, że udało mu się dostać do szkolnej drużyny w Quidditch'u, że aż przez moment miał ochotę napisać o tym ojcu. Przypomniało mu się jednak, że nie mają zbyt dobrych stosunków i może właśnie dlatego trening ten nie sprawił mu aż tak wielkiej radości, jakiej oczekiwał? Oczywiście, przyszedł najszybciej jak się dało i tym razem nawet udało mu się nie zgubić po drodze z dormitorium na błonia. Uśmiechnął się wesoło do Farai, która wyjaśniła im całe zasady treningu, wskoczył na miotłę i zaczął wykonywać jej polecenia, właściwie cały czas bezbłędnie, z jedną, mała potyczką. Pierwszym etapem było pięć okrążeń wokół boiska. Leo pierwsze cztery pokonał bez większego problemu, w bardzo krótkim odstępie czasu. Na ostatnim okrążeniu zagapił się jedynie na dwie dziewczyny, Ingrid i Echo, o ile dobrze kojarzył, które leciały równie dobrze i szybko jak on. Pięknie. Jak widać, skład drużyny jest całkiem dobry, skoro wszyscy radzą sobie tak dobrze na treningach. Oby tylko nie zeżarła ich trema podczas meczu. Kolejnym zadaniem Leonardo, jako pałkarza, było trafić w kogokolwiek. Jemu udało się upolować Deven'a. Uśmiechnął się do niego przepraszająco, gdy tłuczek, którego odbił, ugodził chłopaka prosto w nogę. Miał nadzieję, że nie będzie na niego zły, przecież na tym polegał jego trening. Poza tym, nie walnie tłuczkiem w żadną z dziewczyn, tak się stało, że był dżentelmenem i nigdy nie skrzywdziłby kobiety. Trzecie zadanie na treningu polegało na przetestowaniu ich zwinności. Musieli omijać przeszkody slalomem, co także wyszło Leosiowi bezbłędnie. Zadowolony podleciał do Farai, coby wysłuchać czy nie ma im jeszcze czegoś do powiedzenia. Po skończonym treningu ruszył wolno w stronę zamku, zastanawiając się, jak jego umiejętności przydadzą się podczas najbliższego meczu.
Alva potwornie się jarała możliwością pogrania sobie w qudditcha, choć dotąd wcale ją to aż tak nie fascynowało. Może to po prostu nuda albo chęć spotkania się ze znajomymi, którzy również należeli do czerwonego domu. W każdym bądź razie przybiegła na boisko, a gdy tylko zdobyła miotłę i wysłuchała pani kapitan, będącej jednocześnie prefektem, zabrała się do wykonywania zadania. Nigdy dotąd nie miała okazja polatać na miotle dłużej niż podczas lekcji w pierwszej klasie. O wiele bardziej preferowała samochody, choć sama nie miała prawa jazdy. No i swój ukochany rower. Nic więc dziwnego, że pierwsze okrążenia szły jej naprawdę topornie i niezwykle wolno w porównaniu z resztą przybyłych. Opanowała miotłę i zmotywowała się dopiero przy ostatnim, pokonując je z zawrotną szybkością. Najwyraźniej to nie był jej szczęśliwy dzień. Później wcisnęli jej w ręce kij pałkarza i musiała odbijać tłuczki. Zacne zadanie. Zwłaszcza że udało jej się trafić cel w rękę, mimo że zamierzała w tyłek. Ale bywa i tak! Na koniec Farai nakazała im omijać przeszkody slalomem i to całkiem pogrążyło Alvę, bo za nic nie potrafiła opanować swojej miotły i jeszcze do tego przywaliła w kilka. Co za potworny dzień! Żeby chociaż wiało, to by miała na co zwalić, a tak... Może wcale się nie nadawała do gry? Ostatecznie jednak widok przyjaciół poprawił jej humor i wróciła do zamku z uśmiechem. Mogła się przynajmniej wyżyć na boisku, choć z pewnością zyskała kilka nowych siniaków do kompletu.
nie pamiętam kostek, ale byłaś jak pisałam na chb, że mam 4 nieparzyste i jedną parzystą, walnęłam kogoś tłuczkiem w rękę, a w ostatnim mam 0!
Trzeba przyznać, że nie pojawiła się jako jedna z pierwszych na tym treningu. Nie, wręcz przeciwnie. Można by uznać, że się spóźniła, ale Margo szybciutko przebrała się w szaty do Quidditcha, wsiadła na miotłę i zaczęła wykonywać zadania zlecone przez Farai. Trzeba przyznać, że dziewczyna bardzo dobrze odnajdywała się w organizowaniu treningów i Maggie bardzo się cieszyła, że w końcu ruszyły szkolne drużyny Quidditcha. Cały ostatni rok nic nie robiła w tym kierunku ze względu na międzyszkolne igrzyska, a w nich z kolei nie brała udziału. Czemu? No cóż, nie uważała się za prawdziwego asa w tym sporcie. Może i dobrze jej szło ale nie były to umiejętności na miarę mistrzów. No ale, wracając do tematu. Mieli zrobić 5 okrążeń wokół boiska, tak? No dobra. W błyskawicznym tempie pokonała pierwsze kółko. Szybkość dawała jej adrenalinę. A dzisiaj... dzisiaj tego potrzebowała. Przez kolejne dwa okrążenia nie przesadzała jednak z prędkością. Była zajęta obserwowaniem nowych członków drużyny. Jakaś ruda, druga z dredami i pan Loczek. Tak ich ponazywała na razie, bo przecież nie znała ich imion a jeszcze nie miała okazji zapytać. Wydawali się całkiem okej, ale ostatnio Gryfonka nie miała nastroju do zawierania nowych znajomości. Może kiedyś, przy okazji... Teraz zaś przyspieszyła i dwa ostatnie kółka pokonała najszybciej jak się dało, świadczyły o tym jej rozwiane włosy. No to rozgrzewkę mamy za sobą. Zleciała w dół i chwyciła za pałkę. Hehe. To było coś co jej bardzo pasowało. Pozycja pałkarza. Mogła się wyżywać na tłuczkach, nie potrzebowała żadnych worków treningowych. Wzięła zamach i odbiła tłuczek dość mocno. Uderzył w nogę jakiejś blondynki, chyba Katniss, którą oczywiście Maggie przeprosiła uśmiechem i gestem ręki. Na koniec czekał ich slalom. Na początku Margo szło rewelacyjnie, ale przy końcówce zahaczyła o słupek co spowodowało odbicie się od kilku kolejnych. No ale, nie było źle! Całkiem z siebie zadowolona dziewczyna sfrunęła na ziemię i elegancko zeszła z miotły, po czym poszła do szatni by się przebrać po tym jakże wyczerpującym treningu.
Farai spokojnie obserwowała zmagania swej drużyny, analizując jeszcze dogłębnie, czy aby na pewno nie tyle, co dobrze dobrała skład, a czy dobrze przydzieliła każdemu funkcję. I tak jak patrzyła na to, co robią, to wynikało, że większość jednak nadawała się na pałkarzy. Przynajmniej w tym treningu. Katniss i Ingrid, które były ścigającymi, dziś miały bardziej zadatki na pałkarzy. Echo jej nie zawiodła, nie mniej nie było tu także Chiles, co ją dodatkowo zdenerwowało, bo wciąż nie była do końca pewna jej umiejętności. Jednak stwierdziła, że póki co takie funkcje muszą zostać, bowiem nie może mieć całej drużyny pałkarzy, to bezsensowne. Zawsze najbardziej brakuje ścigających, którzy są bardzo ważnym elementem każdego zespołu podczas rozgrywek quidditcha. Cieszyła się, że reszta podołała swoim zadaniom, jednak nie do końca wiedziała, jak pójdzie jej samej. Bowiem miała wielką zagwozdkę i była dziś trochę w innym świecie niż rzeczywistym. To był świat strategii. Nie mniej wzbiła się po wszystkich w powietrze, pokonując wszystkie pięć okrążeń niczym strzała. A potem zabrała się do szukania znicza. Było ciężej niż ostatnio, bowiem boisko było zdecydowanie większe, a i znicz był tylko jeden. Trochę się za nim olatała, lecz ostatecznie wylądowała o milimetry od niego. Zaś przy slalomie już kompletnie nie mogła się skupić, bowiem wszystkie przeszkody ominęła idealnie, poza ostatnią, o którą zahaczyła ubraniem. No nic. Stanęła w końcu na ziemi, nie będąc z siebie ani zadowoloną, ani niezadowoloną. Mogła poradzić sobie lepiej. Zawsze mogło być lepiej. - Cieszę się, że przyszliście. Jednym idzie lepiej, innym gorzej, wiadomo. Niektórzy z was się dopiero uczą. Nie mam pretensji, żeby nie było. Jutro* mecz. Nie stresujcie się niczym, nie będzie żadnych kar czy coś. Ja oczekuję przede wszystkim bycia i trenowania, to daje wymierne skutki. Nie oznacza to oczywiście, że nie powinniście dawać z siebie wszystkiego. Powinniście wręcz! Dlatego po prostu dajcie z siebie wszystko, a reszta sama przyjdzie. Tylko trening czyni mistrza, ale wiadomo, każdy z nas może mieć ten gorszy dzień, kiedy nic się nie udaje tak jak powinno. Także do zobaczenia na meczu, mam nadzieję! - wygłosiła przemowę, a potem powiedziała, że wszyscy mogą iść. No to się zebrali i poszli.
Betty wystraszyła się, kiedy się dowiedziała o tym, iż ona ma rozpocząć towarzystki mecz quidditcha. Była zestresowana i stremowana, bo inni nauczyciele nie mieli czasu, a profesor Limier był chory. Przełknęła jednak głośno ślinę, gotując się do wyjścia. Ubrała się dosyć ciepło, bo pogoda była zdradliwa, a na takiej przestrzeni wiatr będzie spokojnie dął. Wzięła jakąś szkolną miotłę ze schowka i ruszyła w stronę błoni. Kiedy dotarła, na trybunach siedzieli już kibice. Nie było ich co prawda tylu jak na zwykłych meczach, ale wciąż było głośno i kolorowo. To dodatkowo zestresowało kobietę, która ścisnęła swoje dłonie patrząc na ten tłumek. W końcu postanowiła dosiąść miotły, co wyszło jej dosyć niezgrabnie, ale ostatecznie wzbiła się w powietrze. Ponownie przełknęła ślinę i poczekała na kapitanów obu drużyn. Kiedy ci do niej podlecieli, Hampson rzuciła monetą. Wypadło na to, że zacznie Ravenclaw. Życzyła więc wszystkim powodzenia, kazała dziewczynom uścisnąć sobie dłoń, a potem gwizdnęła na znak, iż mecz się rozpoczął. I tym samym na boisko wpadła reszta zawdoników. Potem odleciała na bezpieczną odległość, aby sędziować. Ach, zapomniałam, że oczywiście podrzuciła kafla, uwolniła tłuczki i znicza, NO PRZECIEŻ. Przypomniały jej się czasy, kiedy to ona chodziła na mecze, ale tylko na trybuny, aby podziwiać lecących zawodników. Ona nie miała do tego drygu!
5
//spokojnie, mecz o 17, chciałam jednak szybciej napisać posta.
Mandy patrzyła na wszystko jak w zwolnionym filmie. Dawno nie grała, dawno nie latała. Dawno nie czuła się wolna. Quidditch traktowała jak swój obowiązek, nie jak przyjemność. To było w jakimś stopniu piekło. Kapitanka oszalała. Rzucała w MMS ogłoszeniami tak, że Saunders mogła sobie z tego zrobić mnóstwo samolocików. Zdecydowanie był to jedyny użytek z poczty od Shenae, gdy Mandy zupełnie nie miała ochoty na takie superkowe spotkanka. Jednak na mecz się dotoczyła! Ba! Nawet porwała kafel w swoje super chude rączki, a po chwili zostało jej to odebrane, ale przecież liczą się chęci, nie?
Echo bardzo się denerwowała. Jakby nie patrzeć - presja była. Przede wszystkim nie chciała przegrać, żeby nie zawieść Farai, która drużynę ogarniała cudownie, a miała z tym dużo problemów. Gracze zdawali się żyć swoim życiem i olewać jej starania, przynajmniej niektórzy. Więc Lyons postanowiła nie sprawiać jej problemów! Ledwo trzymała się na swojej miotle z nerwów, adrenalina uderzyła jej do głowy, dziwny poryw gryfońskiej odwagi zmusił do odebrania kafla od Mandy. Pomknęła z nim w stronę bramki, ale było to chyba słabe zagranie, powinna go podać komuś z drużyny. Szybko straciła piłkę. Starała się jednak nie przejmować. Wszystko można jeszcze odbić. Można jeszcze rzucić. Odebrać. Można wszystko, na Merlina!
Nie wiadomo komu chciała bardziej udowodnić swoją dobrą grę. Sobie czy Rasheedowi. Nie żeby szczególnie mocno zależało jej na jego zdaniu, alwerni po ostatnim treningu miała powody próbować odbudowywać swoją zszargana opinie . Btw, czy Sharker w ogóle był na boisku? Obejrzała się za nim i... ... I straciła kafla, głupia.
3
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Ingrid oddychała najgłębiej, jak mogła. Akurat taki miała sposób na radzenie sobie ze stresem, bowiem tutaj - nawet jeśli grała tylko na meczu towarzyskim - jego poziom był ogromny. Wcześniej jeszcze rozmawiała z Farai, słuchając miliona dobrych rad, przeplatanych kilkoma żartami, które miały za zadanie rozluźnić trochę Szwedkę. Może nawet zadziałało, bowiem kiedy Ruda wsiadła na miotłę, poczuła się zupełnie inaczej. Wiadomo, kiedy już nie ma odwrotu, nastawienie momentalnie się zmienia. Zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, mecz został już rozpoczęty, a Ings niespodziewanie wyskoczyła kapitanowi Krukonów i zwinęła trzymanego przez nią kafla. Co dalej? Atak! Problem w tym, że dziewczę nie czuło się zbyt pewnie ze swoją celnością, z tego też względu kafel został podany komuś, kto akurat leciał nieopodal.
2, podanie do jakiegoś szczęśliwego Gryfonka który zechce polatać z kaflem