Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ślizgon ostatnio coraz częściej marzył o zostaniu takim zgniłym, bezużytecznym ciałem. Mogło mu to oszczędzić wielu nieprzyjemnych sytuacji, a miał wrażenie, że ostatnio działa na takowe jak magnes. Co krok, coś mu się nie udawało, lub się kaleczył. Dziwne, że jeszcze nie wylądował w szpitalu św. Munga. Albo nie wyjebali go ze szkoły. Obydwa scenariusze były teraz tak samo prawdopodobne. Dlatego też zaczął się coraz częściej zastanawiać nad sensem dalszej edukacji. Czy faktycznie potrzebował OWUTEM-ów? W świecie mugolskim nie miał co liczyć na porządną pracę po ukończeniu Hogwartu, ale w przypadku magicznego świata? Pewnie przyjęliby go na jakiegoś barmana, czy innego sprzedawcę, a przy odrobinie szczęścia może by po czasie ogarnął własny biznes z eliksirami. Może średnio legalny, ale własny! Raczej wątpił, żeby jego przybrani rodzice sypnęli mu pieniędzmi, za które będzie mógł żyć i się niczym nie martwić. Nie ze względu na to, że nie mieli, ale nie uznawali takiego podejścia do życia. Wiedzieli, że Max jest ciężki do oswojenia, ale kochali go z całego serca. Bał się ich reakcji na list Walsha. Wystarczająco kłopotów już im w życiu narobił. -Racja, bywa. Co nie zmienia faktu, że coś mi nie pasuje. Gdybym lepiej znał się na uzdrawianiu... - Świat magii był nieprzewidywalny i wiele mogło się zdarzyć. Dlatego też nie dało się wykluczyć żadnej opcji. -Myślisz, że powinienem pójść z tym do skrzydła szpitalnego? - Perpetua na pewno by wiedziała jak mu pomóc. Może nie cieszyła by się, że znowu go tam widzi, ale nie odmówiłaby pomocy. Może znów natknąłby się na Florę i mógł z nią porozmawiać... -Dokładnie tak. Co prawda dzieci mugoli nie mają aż takiego szoku, gdy się dowiadują, że są magiczne, ale one nie wiedzą jeszcze aż tyle o otaczających ich prawach fizyki biologii i innych. Tak mi się przynajmniej wydaje. - Oczywiście, że gdyby dowiedziano się o istnieniu czarodziejów, ludzie chcieliby to wykorzystywać, ale w końcu przestałoby robić to na nich wrażenie. Ludzie miewali głupie pomysły bez względu na to, czy posiadali zdolności magiczne, czy nie. Jednak przypominając sobie o prześladowaniach i nagonce na czarodziejów w średniowieczu, może faktycznie lepiej, żeby pozostali w ukryciu. -Dokładnie ten. - Przyznał, gdy puchon zapytał o Walsha. Następne pytanie sprawiło, że nie mógł powstrzymać uśmiechu. -O nie, nie. Na lekcji byłem wzorowy, jak zawsze. - Zaczął z nutką ironii. -Podpadłem mu jak przyłapał mnie na łamaniu regulaminu. Nic takiego, ale brak różdżki jest straszny. - Ponownie wziął jedną z kart i kość i przystąpił do następnej rundy. Felinus zdecydowanie nie miał dzisiaj szczęścia do gry. Max znów wykulnął większą liczbę i po chwili jego partner już spał twardym snem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zastanawiał się, rozmyślał nad obecnym losem i przyszłym. Czy aby na pewno chciałby, by jego ciało stało się jedynie pożywką dla pasożytów, bakterii, przypadkowych owadów i przedstawicieli tego, co piszczy w trawie? Raczej nie. Nawet, jeżeli jego życie nie było do końca takie, jakie chciał, trzymała go przede wszystkim przy istnieniu jego własna matka; czuł, że musi jej pomóc. Czuł, że nie mógłby inaczej postąpić, czuł, iż to była jedyna, słuszna droga. Ale co by zrobił, gdyby jej już nie było? Nie wiedział. Być może by istniał, być może by zniknął w tajemniczych okolicznościach; niemniej jednak był, tu i teraz. To się najbardziej liczyło, aniżeli zastanawianie się nad własnym losem w zakresie różnych możliwych sytuacji w przeszłości. Odkrywanie czegoś, co powinno zostać ciągle zakryte i poza zasięgiem wścibskich oczu, czyli własnego życia, nie należało do końca do niego. Szanował prywatność; jedyna rzecz, jakiej tak naprawdę się trzymał. Nauka w świecie czarodziejskim była dla Felinusa kpiną. Tak samo urzędy sprawowane i posegregowane kompletnie bez składu i ładu. Albo szpital, na którym nie wiedział, do jakiego oddziału ma wejść. Najchętniej by skrzyżował ręce i odmówił obecnemu systemowi prawa działania, ale nie mógł tego zrobić - nie był na jakimkolwiek lepszym stanowisku. Był marnym, czyszczącym brudy dnia codziennego sprzątaczem. I w sumie pasowała mu taka fucha. Przynajmniej nie musiał mieć do czynienia z ludźmi i mógł sobie zorganizować odpowiednio czas. — Jeżeli sprawia to jakiekolwiek problemy, to myślę, że zasięgnięcie rady w Skrzydle Szpitalnym nie byłoby wcale takim złym pomysłem. — potwierdził. Oj, Saskio, chyba zapomniałaś o paru istotnych kwestiach. Głupia z Ciebie kobieta. Skąd wiesz, że Ślizgon nie pójdzie sięgnąć po pomoc? Westchnął, jakoby próbując z siebie zrzucić ciężar tej całej sytuacji. Nie przyczynił się do końca do podjęcia przez niego decyzji. Asystentka od zielarstwa zapomniała o tak ważnej kwestii... a raczej nie przypominał sobie, by ta wepchnęła mu wspomnienie o pobycie w tymże miejscu. — Dorośli już bardziej. — oznajmił, spoglądając w stronę znajomego. O ile dzieci w lepszy sposób akceptują fakt bycia czarodziejami, o tyle dla dorosłych nie byłoby to już zbyt radosne. Każda strona stara się wyciągnąć z tego jak największe zyski; nie inaczej byłoby w tymże przypadku. Mugole zażądaliby różnych rzeczy, tak samo czarodzieje. Z tego konfliktu nie wynikłoby nic dobrego. — Też, to my stanowimy mniejszość i tak naprawdę mugole mają nad nami przewagę. — stwierdziwszy fakt, powrócił do tematu rozrywki. Ziewnięcia przewijały się od czasu do czasu, natomiast im dłużej to trwało, tym bardziej czuł, że zaśnie. — Rozumiem... — odpowiedział, po ostatniej turze dosłownie zasypiając. Twardy sen udzielił mu się poprzez chwilowe odciągnięcie od otaczającej go rzeczywistości, kiedy to zamknął powieki i oddał się w błogi sen, w ramiona Morfeusza. Nie wiedział o tym, nie wiedział, iż ta karta miała takie efekty; jednak, na całe szczęście, nie trwało to zbyt długo. Mógł po jakiejś bliżej nieokreślonej chwili się obudzić. A kiedy się obudził, poczuł ból i pieczenie klatki piersiowej. Nie było to ani przyjemne, ani ciekawe; jakoby gwałtowne obudzenie się spowodowało coś takiego. Syknął, zacisnął zęby, ale tuż po kilkunastu sekundach powrócił do pełnego funkcjonowania; może nie do końca wyspany, ale na pewno bez efektu snu wylosowanego z Durnia. Miał nadzieję na to, iż Maximilian nie zainteresuje się tym bardziej, niż powinien; całe szczęście, objawy wraz z mijaniem kolejnych dni zdawały się zanikać w bezkres wspomnień przeszłości. — Ech... Zasnąłem? No cóż. — wzruszył ramionami, spoglądając na talię kart. Była nadal spora i raczej nie wymagała tasowania; czyżby to oznaczało, że powinni jeszcze raz spróbować swoich sił? — Podejrzewam, że ta rozgrywka była tak krótka, że raczej chcesz jeszcze jedną. — powiedział i bez zastanowienia, bez oczekiwania, rzucił kostką, czekając na decyzję kolegi. A może nie czekał? — Rozumiem, że nauczyciel się na Ciebie uwziął? — zapytał, powracając do tematu rozmowy.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nie miał nikogo, kto szczególnie trzymałby go przy życiu. Oczywiście zależało mu na wielu osobach, ale wciąż na pierwszym miejscu była jego bezmyślność i ryzykowne zachowanie. Gdyby myślał o swojej rodzinie, zapewne byłby zupełnie innym człowiekiem. Bardziej ogarniętym, grzeczniejszym, milszym, mniej spontanicznym... Może nawet wtedy dorobiłby się odznaki prefekta, na której szczerze mu nie zależało. Miał wrażenie, że mimo wielkiego wyróżnienia, ograniczałoby go to i to bardzo. Zdecydowanie mógł się zmienić. Mógł wstać jutro z łóżka i próbować naprawić wszystkie swoje błędy, albo przynajmniej za nie przeprosić i już nie robić głupot. Miał jednak świadomość, jak bardzo dusiłby się wtedy we własnym ciele. Nie były szczęśliwy i pewnie za długo by nie wytrzymał takiego życia. Dlatego też uważał, że nie warto. Wbrew pozorom miał sumienie i często się ono odzywało. Skutecznie jednak zagłuszał ten wewnętrzny głos, aby nie dopuścić do głosu przykrych uczuć. Na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić. Nauka w Hogwarcie nie była dla Solberga totalnie bezużyteczna. W końcu, gdyby nie ta szkoła, nie poznałby sztuki eliksirów, która była jego jedyną, prawdziwą i szczerą miłością chłopaka. Jednak dostrzegał, jak bardzo taki system edukacji nie sprawdza się w momencie, gdy ktoś zmuszony jest spędzić resztę życia z mugolami. Żadnych przydatnych umiejętności, staży, CV, nic... -Chyba napiszę do Whitehorn. To boli, jak skurwesyn. - Tej jednej kwestii Saskio na prawdę nie przemyślała. Czy naprawdę myślała, że Max nie pójdzie z czymś takim po pomoc? Szczególnie, że maść działała, ale nie idealnie. Czyżby nieświadomie miał zamiar napytać jej biedy? Czy właśnie nie taki był jej cel, gdy usuwała mu pamięć? -Mają przewagę liczebną, ale wiesz ile potrafi zdziałać jedno zaklęcie. - Samotny czarodziej bez problemu mógł pokonać kilku, jak nie nawet kilkunastu mugoli. Wszystko zależało od umiejętności, refleksu i tego, jakie podejście przyjmą osoby, które magią się posługiwać nie potrafią. Cieszył się, że Felek nie kontynuował pytań o jego różdżkę. Ufał puchonowi, ale niekoniecznie chciał się dzielić niektórymi rzeczami. Wystarczyło już, że Lucas i Kath byli wkręceni w ten dramat. Poczekał, aż jego przeciwnik się obudzi popijając wątpliwe wino z kielicha. Gdy zobaczył, jak Felinus syknął, uniósł pytająco jedną brew. Nie wiedział, czy miało to coś wspólnego z tym, jak puchon obecnie wyglądał, czy też nabawił się zupełnie innej przypadłości. -Dobrze się spało? - Posłał w jego stronę lekko zmartwiony uśmiech. Miał nadzieję, że chłopakowi naprawdę nic nie jest. -Ta rozgrywka była rozgrzewką, na ogarnięcie zasad. Teraz zagramy na poważnie. - Patrzył, jak kość puchona zatrzymuje się na najwyższej możliwej liczbie i już wiedział, że cokolwiek zaraz wylosuje i tak ta runda nie należy już do niego. -Wykonywał swoje obowiązki. Wcześniej nie miał ze mną problemu. - A jednak temat Walsha powrócił. Max musiałby być bardzo nie fair gdyby powiedział, że profesor się na niego uwziął. -No, to teraz niektórzy mają problem. - Zaśmiał się odkrywając swoją kartę tarota. Byli to "kochankowie", co wiązało się z tym, że dopóki oni tu sobie będą miło grali, gdzieś po zamku, byłe podboje ślizgona będą chodziły ze wstrętnymi czyrakami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Felinus wychował się w powszechnej odpowiedzialności za bliskich. Nie miał ich zbyt wielu, nawet nie kojarzył, by utrzymywał jakiekolwiek stosunki z dalszą rodziną. Wujek? Ciocia? Kuzyni? Dziadkowie? Ktoś dalszy? Nic z tego. Jego rodzinę stanowili tylko Ci, którzy mieszkali w domu. Matka. Matka, podpora, spokój, zapracowanie, wyczerpanie. Nadal nie cierpiał swojego prawdziwego ojca za to, że tak perfidnie ją zostawił w potrzebie, ale, jakby nie było, życie jako czarodziej było dla niego ważniejsze. Wystarczyło nie dać złudnych nadziei mugolce. Nie byłoby go tutaj, teraz, w tej chwili. Nie grałby w Durnia, być może rodzicielka miałaby wspanialsze życie. Nigdy nie powinien stawiać życia innych ponad swoje, co nie zmienia jednego, szczerego faktu; skoro istnieje, to musi się odwdzięczyć. Za te wszystkie lata, gdy miał co jeść, kiedy to tak naprawdę nic nie było do jedzenia dla kobiety; za całą miłość w jego stronę, mimo iż był tak naprawdę prezentem, niezapowiedzianym, być może nawet niechcianym. Ale ta go, mimo wszystko o wbrew wszystkiemu, po prostu pokochała. Pokazała ludzką naturę. I związała się z niewłaściwym człowiekiem. Przytaknął na słowa o tym, by napisać do Whitehorn w sprawie tego śladu na łydce. Był on niepokojący, tak samo pewnie jak te należące do niego, ale w kompletnie innym miejscu. Każdy z nich wyciągnął z tej przygody jakieś przykre konsekwencje fizyczne. Max przeciął się na kamieniu i Zjadacz Trupów zaatakował go w nogę; on natomiast zmagał się z plamami na całej klatce piersiowej. Cholerne ustrojstwo. Ale cóż. Saskio nie pomyślała, Saskio zapłaci za to, prędzej czy później. W praktyce Ślizgon miał wolną wolę i mógł zgłosić się z tym dosłownie wszędzie. — Wiem. — również wtedy przytaknął. Wiesz, co potrafi zrobić broń długodystansowa wystrzelona w kompletnie nieprzygotowanego przeciwnika? Chciałby zapytać, ale wiedział, że nie miało to jakiegokolwiek sensu. Przez senność tracił siły na rozmowę, a w końcu upadł, zderzył się z okropną rzeczywistością, zasnął, jakby wcześniej był męczony nieustannie przez dwa lub trzy dni. Na szczęście szybko się obudził, szybko powrócił do żywych. A wraz z tym pojawiło się pytanie. — Bywały lepsze dni. — odpowiedział, zbierając włosy tak, by mu nie przeszkadzały. Rozciągnął mięśnie u rąk, by następnie dość szybko i żwawo powrócić do rozgrywki. Nie przejmował się zbytnio swoim stanem zdrowia, a tym bardziej czuł, że taki właśnie musi być. Wiedział, że znajduje się w błędnym przekonaniu, ale coś pchało go w tę stronę, kazało podejmować takie decyzje; mimo świadomości o ich błędności. — To nie graliśmy? — poniekąd powiedział to spokojnie, aczkolwiek kącik wargi podniósł się delikatnie do góry, jakoby trochę cwaniacko. Faolan szybko powrócił do swojej normalnej postawy, siedząc w miarę wygodnie na swoim wcześniejszym miejscu. — Świadome czyny są zawsze bardziej karane niż te nieświadome. — przyznał. Sam przecież tak niedawno włamał się do Działu Ksiąg Zakazanych, a w swoich rzeczach miał ukryty notatnik z podstawami Czarnej Magii. Może będzie musiał kiedyś do niego powrócić... może. — Różdżka dość mocno ułatwia w sumie życie. Ale wiem, że w czarodziejskim świecie bez niej człowiek czuje się tak, jakby był ślepy. — odpowiedziawszy, spojrzał na kartę przegranego. Kochankowie... Nie wiedział, co to znaczy; nic nie stało zatem na przeszkodzie, by zapytać. — Co powoduje ta karta? Tym razem wyrzucił jednak tylko jedno oczko. Czyżby był skazany tym samym na ponowną przegraną?
Dodatkowe kości: Felinus doznaje silnej opalenizny, ale jak to zadziała w stosunku na plamy, które posiada na klatce piersiowej! Gdyby student wiedział, iż istnieje taka karta (jak również inne), raczej by się potem nie zdecydował na kolejną grę. Przekonaj się, wykonując rzuty kostką k6, jako efekt niesie ze sobą pomarańczowa skóra przedstawiciela Hufflepuffu.
1 — nic się nie dzieje, a ciało Felinusa reaguje po prostu... normalnie. Jakby nic nigdy się nie stało. No cóż, teraz chyba też nie jest Ci dane odkryć poniekąd sekrety z jaskini, w której wcześniej byłeś. A może to i dobrze?
2, 4, 6 — o ile tego student nie czuje, Ty to jednak widzisz. Na czas tej gry plamy, jakie otrzymał w wyniku zetknięcia się z rośliną Felinus, ulegają powiększeniu, w związku z czym jesteś w stanie je zauważyć w obrębie wcięcia na bluzę. Ale jak bardzo? Rzuć literką, by się przekonać! A, B, C — zmiana jest na tyle delikatna, iż wydaje Ci się, że to tylko cień. D, E, F, G, H — zauważasz bez trudu zmianę koloru skóry na bardziej podejrzany. Nie jest to jednak bardzo intensywne, ale dostrzegasz ją i zmusza ona do przemyśleń. I, J — cała szyja Felinusa pokryta jest przez ciemne plamy. Początkowo mógłbyś pomyśleć, iż jest to wina czegoś kompletnie innego, ale pewnie zauważyłbyś to znacznie wcześniej. Reagujesz?
3, 5 — plamy jeszcze raz dają odczucie bólu. Schemat jest podobny jak przy obudzeniu — rzuć kostką k100, by przekonać się o jego intensywności. Uwaga: przy wartości większej lub równej 90 student traci przytomność.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On też od dziecka musiał brać na siebie odpowiedzialność, tylko w wypadku Solberga wyglądało to inaczej. Podczas, gdy większość dzieci uczyło się pływać i jeździć na rowerze, on uczył się jak rozpoznać, czy ktoś jeszcze żyje i udzielać pierwszej pomocy. Wiedział, gdzie kupić używki, jak uciekać przed policją i kombinować jedzenie. Nie zawsze uciekał się do kradzieży. Wolał wykorzystywać swój słodziutki wygląd niewinnego chłopca, na widok którego ludziom miękły serduszka i sami mu oddawali przysmaki. Praktycznie to on był swoim rodzicem, aż do adopcji. Wtedy w końcu zaczął być traktowany jak na chłopca w tym wieku przystało. Jego życie zaczęło względnie przypominać normalne, ale pewne cechy charakteru i nawyki miał już wyrobione. Gdy jego matka umarła, w pewien sposób poczuł, jak spada mu ogromny kamień z serca. Gdy zabrała go opieka społeczna, był już na tyle duży, żeby się do niej przywiązać i często odwiedzał ją w melinie, w której mieszkała. Do dziś był na "Ty" z ludźmi, którzy tam mieszkali i wiedział, że może liczyć na schronienie w tym miejscu, jeżeliby go potrzebował. Miał jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Naprawdę zależało mu na wyjściu na prostą pomimo, że czasem o tym zapominał. Broń palna zdecydowanie miała moc rażenia, ale mugolskie kule łatwo było uniknąć lub zniknąć. Wszystko naprawdę rozchodziło się o umiejętności myślenia i szybkość reakcji. Nawet najlepszy czarodziej, który zagapi się i przestanie uważać może zostać powalony łopatą w głowę. Niezależnie, czy stanie naprzeciwko jednemu mugolowi czy całej ich armii. Nie odpowiedział na jego komentarz, lecz posłał mu podobnie cwaniakowaty uśmiech, co sam otrzymał. Nie wiedział, że puchon jest skłonny o takiej ironii. -Dokładnie. Jak ja mam się tutaj bronić bez różdżki? - Nie miał na myśli jakiś pojedynków czy tego, że spodziewał się noża w plecy, ale nawet głupie zadania, czy codzienne czynności były w zamku trudniejsze bez magii. -Kochankowie powodują, że osoby, które kochasz, bądź Twoje przelotne relacje dostają dość uporczywych czyraków na czas naszej rozgrywki. - Chciałby teraz zobaczyć minę niektórych dziewczyn, które musiały wpaść w panikę, gdy zobaczyły u siebie te ohydne krosty. Ale co mógł na to poradzić, gra to gra i na szczęście niedługo znów będą piękne jak wcześniej. Max również wyrzucił jedno oczko więc konieczne było przerzucenie kości. Druga runda, druga porażka. To chyba nie był jego dzień. Odkrył kartę i ze śmiechem zauważył, że była to "Cesarzowa". Coś wątek miłosny się go dzisiaj trzymał. Momentalnie poczuł, jak zalewa go ciepło, a siedzący naprzeciw niego puchon zaczął wydawać się bardziej przystojny i pociągający. Ahh.. Max i puchoni. To się zawsze tak kończyło. W tym momencie zauważył także dziwne plamy na skórze Felinusa. Miał wrażenie, że są one podobne do tych, które widnieją na jego nodze. Czyżby był to przypadek? A może puchon coś przed nim ukrywał? Delikatnie zbliżył się do niego i dotknął malutkiego kawałka odkrytej skóry Felka. Normalnie by się powstrzymał, ale przy dodatkowym działaniu amortencji, nie mógł sobie odpuścić. Po chwili jednak opamiętał się i wrócił na swoje miejsce. -Wybacz. Wydawało mi się...Zresztą nieważne. Lecimy dalej?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Od dziecka zajmował się tylko i wyłącznie samym sobą. Nie bez powodu siedział samotnie w klasach podczas zajęć, samotnie zaś nauczał się w latach wcześniejszych; teraz, w związku z brakiem ambicji, nie chwytał tak chętnie po książki. Był cichym, wycofanym, ale zdecydowanym do podejmowania korzystnych dla siebie decyzji - oczywiście w relacjach międzyludzkich. Może nie został wychowany jak Maximilian, co nie zmienia faktu, iż życie wymagało od niego jakiegoś zachowania w postaci ochrony samego siebie. Ale, nie miałby się gdziekolwiek udać. Nie miał jeszcze nawet swojego własnego mieszkania. A powinien, chociażby na wynajem; na razie dusił się w odmętach dormitoriów wspólnych, czekając jedynie na to, aż wreszcie będzie mógł rozprostować skrzydła i tym samym wydostać się z tego cholerstwa. Pocisk podobno w ciągu sekundy pokonuje około 900 metrów, co oznacza, że czas reakcji czarodzieja musiałby być wyjątkowo szybki. Poza tym, niezbyt wielu z nich kojarzy rzeczy należące do osób niemagicznych, w tym także karabiny snajperskie. W początkowych fazach konfliktu, z tego powodu właśnie, mogłoby się pojawić więcej ofiar wśród czarodziejów. Dopiero potem, wraz ze stabilizacją i poznaniem technik wroga, udałoby się przechylić szalę strat na stronę wroga. - Nie wiem, ale wiem, że w Hogwarcie dość średnio. - przyznał na temat bronienia się różdżką. Nieodzowny element każdego, kto brał udział w pojedynkach, natomiast Ślizgon musiał zmagać się z jego brakiem. O tyle dobrze, że chyba ją odzyska... prawda? - Och... - mruknął podczas rozgrywki, jakoby poniekąd wyrażając swoje zdziwnienie. Jakie karty oferowała ta gra zatem? Czy mogło być coś jeszcze gorszego? Tego nie wiedział. Czyraki co prawda nie są aż tak bolesne, co nie zmienia faktu, iż jeżeli karty je oferują praktycznie za darmo, to może oferować też inne, gorsze rzeczy. - Nawet nie chcę wiedzieć, co kryją inne karty. - przyznał. Niewiedza była poniekąd błoga. Zbawienna. Doskonała. Nie spodziewał się czegoś takiego. Wstrząsnęło nim. Wspomnieniami powrócił do południowego lata. Dom, w którym mieszkała jego matka, został wyremontowany, choć niezbyt wiele to dało. Temperatury sięgały zenitu, natomiast w pomieszczeniach panował istny gwar. Myślami stanął do walki z własnym sobą, obserwując całe zdarzenie tak, jakby był tylko kimś, kto się temu przygląda. Korytarz, o ile miał zachowany istny porządek, prowadził do kuchni, w której wydawać by się mogło, iż panował porządek. Na środku stołu, pokrytego białym obrusem, znajdowała się popielniczka; w popielniczce zaś świecił się pomarańczowym płomieniem papieros. Papieros, z którego unosił się dym, a który drażnił płuca, choć, z każdym dniem spędzonym na gospodarstwie kuszący coraz bardziej, przenosił się bez problemu przez nozdrza do narządów układu oddechowego. Przeszkadzające. Nie panował tutaj spokój, którego zaznawał wcześniej. Otwierając szafkę, jedną i drugą po kolei, znowu odnalazł poukrywane skrycie puszki, które miały w sobie wcześniej napój bogów. Napój, który powoduje rozluźnienie, a w ciężkich przypadkach nadmierną pobudliwość. Dlaczego matka zadawała się z takim potworem? Nie wiedział. Nie chciał znać odpowiedzi. Wtem rozniósł się krzyk. Jeden, przeraźliwy, błagający o zaprzestanie. Felinus, niczym w amoku, ruszył w stronę drugiego piętra, albowiem stamtąd właśnie roznosił się głos. Ręce mu ponownie drżały, natomiast umysł wypełnił się myślami, jakimi nie mógł powstrzymać. O ile był aktorem, o tyle jednak nie potrafił. Nie w tej sytuacji. Nigdy w tej. Otworzył drzwi, spoglądając na ojczyma. Otępiały wzrok skierowany został na chłopaka, który starał się zachować zimną krew. Rozmyślał, analizował, rozejrzał się po pomieszczeniu, jakoby wyszukując możliwej rzeczy. Starał się podejść spokojnie, choć serce mu pękało, gdy widział wycieńczoną już psychicznie rodzicielkę. Czuł strach, który zakradał się do umysłu, który specjalnie wypuszczał oddech tuż przy karku i bladej skórze. Nim się jednak obejrzał, poczuł uderzenie. Jedno, kolejne, choć chwycił dość silnie nadchodzącą rękę. Nie zdołał się jednak obronić, skierował gniew mężczyzny na siebie. Biedny. - Przestań. - powiedział, chłodno, jakoby w amoku, wycelowując różdżkę prosto w stronę Maximiliana. Nie była ona trzymana stabilnie, choć starał się to robić; dłoń drżała, dłoń cholernie drżała, niemalże przyczyniając się do opuszczenia różdżki. Jakikolwiek dotyk nie był dla niego przyjemny. I o ile Maxime nie przyczyniała się do takich reakcji, to jednak przełamanie bariery w postaci zdrowego rozsądku i przestrzeni osobistej... no cóż. Wywołało w nim atak, niespodziewany, gwałtowny, kompletnie bez jakiegokolwiek przygotowania. Całe blade i zmęczone ciało Felinusa drżało.
Dodatkowe informacje: Jesteś bezbronny, natomiast Faolan, być może ze względu na przemęczenie, zaczyna postrzegać Cię jako ktoś, kto zagraża jego życiu. Nie doszłoby do tego, gdyby nie dotyk, przełamanie prywatnej przestrzeni oraz możliwość odkrycia prawdy. Jednocześnie nie masz jak się bronić, co nie zmienia faktu, iż różdżka Felinusa może odmówić posłuszeństwa podczas rzucania zaklęcia.
Jeżeli zdecydujesz się na podejście i powolne przekonywanie Felinusa do odłożenia różdżki, rzuć k100 na powodzenie. Im większy wynik, tym lepiej Ci to idzie, co nie zmienia jednego faktu; wynik ten biorę indywidualnie pod uwagę. Będą brane pod uwagę: zachowanie, mowa, mowa ciała i ogólne podejście widoczne dla studenta. Jeżeli wylosujesz kostkę z przedziału 0-20, masz gwarantowane to, iż Felinus pod wpływem strachu rzuci zaklęcie. Wylosuj literkę: samogłoska oznacza sukces w rzuceniu czaru, spółgłoska - brak sukcesu. Jeżeli trafisz na B, C i G - zaklęcie trafia rykoszetem w stronę Puchona.
Jeżeli postąpisz gwałtownie, rzuć kostką k6 na powodzenie tej akcji. Parzysta oznacza sukces i wytrącenie różdżki, nieparzysta oznacza niepowodzenie i rzucenie zaklęcia przez Felinusa. Jeżeli trafisz na nieparzystą, rzuć literką: samogłoska oznacza sukces w rzuceniu czaru, spółgłoska - brak sukcesu. Jeżeli trafisz na B, C i G - zaklęcie trafia rykoszetem w stronę Puchona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mógł się już doczekać, aż znów wejdzie w posiadanie swojej eukaliptusowej różdżki. Niektórzy mogliby powiedzieć, że jest to zwykły patyk, ale każdy czarodziej wiedział, jak ważnym elementem życia ten patyk jest. Będąc w świecie magii starta różdżki była niczym perfidnie wymierzony policzek. Szczególnie dla czystokrwistych, którzy zostali wychowani tak, aby w życiu nie zhańbić się mugolską pracą. Całe szczęście Solberg do nich nie należał, a do tego, wbrew pozorom, miał trochę oleju w głowie i nie uznałby za koniec świata faktu, że dzisiaj musi ręcznie pozmywać naczynia. Przecież co roku, gdy opuszczał Hogwart musiał praktycznie odrzucić różdżkę w kąt i podnieść ją dopiero we wrześniu. Jeszcze tego brakowało, żeby go wyjebali ze szkoły za używanie czarów przy mugolach. Miał jednak nadzieję, że jakąkolwiek karę wymyśliła dla niego Dear, różdżkę szybko odzyska. -Każda ma wyjątkowe działanie. Dwa już poznałeś. Senność i Czyraki. Kolejne runy odkryją kolejne tajemnice. - Nie chciał psuć Felinusowi zabawy zdradzając mu, jaki efekt wywołuje która karta tarota. Sam pamiętał swoją pierwszą rozrywkę durnia i związane z tym emocje, gdy czekał, co wydarzy się tym razem. Nie spodziewał się, że puchon tak zareaguje na jego dotyk. Max odruchowo odsunął się do niego i podniósł ręce w geście poddania się. -Wybacz, nie chciałem. - Powiedział spokojnie, chłodno oceniając sytuację. Był bezbronny i gdyby Felek chciał, bez problemu mógł się nim tutaj bawić, jak szmacianą laleczką. -Obiecuję więcej tego nie robić, tylko odłóż różdżkę. Proszę. - Ostatnie zdanie praktycznie wyszeptał. Był teraz zdany na łaskę puchona. Nie wykonywał gwałtownych ruchów, nie zbliżał się, tylko siedział wpatrzony w Felinusa i skierowaną w niego różdżkę. Nadal nie był do końca przekonany, czy to co widział było tylko cieniem, czy też faktycznie chłopak miał takie same rany, jednak teraz musiał odłożyć te rozmyślenia na bok.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Felinus, poprzez bycie typem obserwatora, mógł zwyczajnie dowiadywać się ciut więcej z obserwacji innych ludzi, nie uczestnicząc jednocześnie w życiu szkoły. Poniekąd go to cieszyło, wywoływało spadniecie kamienia, poczucie ulgi gdzieś w środku własnego serca, może nawet o duszy. Przecież tak łatwo jest wdać się w konflikty, nad którymi trudno jest zapanować. A bez różdżki, w czarodziejskim świecie, praktycznie nie ma szans na zażegnanie problemu. Dlatego Felinus używał poza szkołą różdżkę. Matka została niestety wciągnięta w świat czarodziejski, niemniej jednak wiedziała, czym dokładnie zajmuje się jej syn. Ojczym jednak, poprzez brak jakiejkolwiek więzi, nie był świadom istnienia takiej szkoły jak Hogwart. I w osobistym mniemaniu studenta tak było zwyczajnie lepiej. I wygodniej. Przynajmniej nie musiał zamieniać wody w słabe wino. Niemniej jednak, brak drewnianego patyczka zdawał się wpływać dość nieprzyjemnie na funkcjonowanie w magicznych realiach dorosłości. Rzeczywiście był niczym uderzenie w policzek, tak idealnie wymierzone, tak perfekcyjnie działające na receptory bólowe oraz jednocześnie godność. — Wolisz pozostawić nutkę zaintrygowania i ekscytacji z obserwowania przebiegu rozgrywki? — zapytał się, spoglądając na niego, jakoby nie oczekując odpowiedzi. Lowell nie wiedział mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, czy wolałby być świadom istnienia pewnych kart budzących pewny niepokój; na pewno pozwoliłoby mu to uniknąć takich sytuacji jak ta. Omotanie, w jakim się znalazł Felinus, na pewno nie należało do normalnych. Być może zostało spowodowane trzymaniem w sobie tego wszystkiego; co nie zmienia faktu, iż gdyby wparował nauczyciel i zobaczył, co się tutaj dzieje, szlaban wlepiłby właśnie jemu. Zaobserwował szeroko oznaczoną uległość - uległość, której ojciec nie pokazywał. A teraz, jak gdyby nigdy nic, przejmował poniekąd jego zachowanie. Czuł, że ma nad kimś władzę. Ścisnął mocniej zęby, zmieniając spojrzenie z agresywnego na poniekąd zagubione, a z każdą sekundą różdżka lądowała i niżej, i niżej... To tylko wspomnienia. Wziął głębszy wdech, by po nim odłożyć różdżkę w miejscu widocznym, dostępnym dla Maxa. — Przepraszam. — powiedział, mając tym samym nadzieję na to, iż głos mu się raczej się zmienił. Nie lubił czegoś takiego. — Powinienem się bardziej opanowywać.— wszak przynależność do społeczności borsuków raczej do czegoś zobowiązywała. Raczej. Wypuścił oddech, mając nadzieję, że to była tylko jednorazowa taka sytuacja. Czy naprawdę nie dawał rady opanować już samego siebie, w związku z czym rzucał się na innych, kompletnie bezbronnych? Nie wiedział. — Weź moją różdżkę... na wypadek, gdyby ponownie coś mi strzeliło do głowy. — powiedział w stronę Ślizgona, mając nadzieję, że temu drugiemu też nic nie wpadnie takiego do łba. Szkoda by było, gdyby nawzajem wymieniali się jakimiś groźbami, tudzież ogniem. Felinus usiadł, opanowując wcześniej drżące dłonie, chociaż cała ta sytuacja spowodowała, iż to nie one były problemem. Problemem było to, co się tutaj wydarzyło, a do czego nie powinno dojść; nawet pod brakiem opanowania Puchona. — Gramy dalej? — powracał do normalności, chwytając za kości i rzucając nimi, być może w ramach zachęty. Rozgrywka w Durnia nadal się nie skończyła i prawdopodobnie wymagała dokończenia... prawda? Westchnął. Ponownie niski wynik.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max wbrew pozorom też był obserwatorem. Miał ogromną świadomość tego, co dzieję się w jego otoczeniu i zwracał uwagę nawet na najmniejsze szczegóły. To, że często było go wszędzie pełno, wynikało poniekąd z faktu, że chciał tę swoją cichą naturę ukryć. W pewien sposób chronił tym siebie i wmawiał, że tak jest łatwiej, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie działa to tak dobrze, jakby chciał. Wątpił, że magia pomogłaby mu w rozwiązaniu akurat tego problemu, ale nie czuł się dobrze popierdalając po zamku bez niej. Jakby ktoś zabrał mu kawałek jego osobowości. -Dokładnie tak. Nie będę odbierał Ci pierwszych doświadczeń z durniem. - Odpowiedział z uśmiechem, nie wiedząc, że zaraz zamieni się on w wyraz przerażenia. Nie wiedział do końca, co ma zrobić i wypluł pierwsze słowa, jakie przyszły mu do głowy. Bardziej skupiał się na spokojnym tonie głosu i delikatnych ruchach. Nie chciał przecież wystraszyć puchona i dać mu powodu do rzucenia zaklęcia. Gdy usłyszał przeprosiny, nie rozluźnił się od razu. Spojrzał zmartwiony na zagubioną twarz kolegi. -Wszystko w porządku? - Nie wiedział, skąd ta gwałtowna reakcja, ale jeżeli puchon miałby ochotę z nim porozmawiać, to teraz był na to czas. Nie naciskał, nie zadawał miliona pytań, po prostu czekał. -Jesteś pewien? - Zapytał, gdy Felinus kazał mu odebrać sobie różdżkę. Kiedy jednak skinął potwierdzająco głową, Max delikatnie przysunął do siebie magiczny kijek i odłożył obok siebie na podłodze tak, żeby nie stanowiła w tej chwili zagrożenia ani dla niego, ani dla Felka. -Nie będę jej używał. - Dodał jeszcze, żeby utwierdzić puchona w przekonaniu, że nie ma wobec niego złych zamiarów. -Jasne, rzucaj. - Delikatny uśmiech powrócił na jego twarz, gdy powrócili do przerwanej rozgrywki. Mimo, że wszystko zapowiadało się na wygraną Maxa, Felinus miał po prostu pecha, gdyż wypadła mu dużo niższa liczba oczek na kostce. Momentalnie karty puchona stanęły w płomieniach i zmieniły się w kupkę pyłu. -No, wygląda na to, że tym razem wygrałem. Jak Ci się podoba Dureń? Miałeś pecha do kart kończących grę. - Podsumował krótko ich rozgrywkę. Felek miał szczęście nie wylosować tych bardziej ekstremalnych kart i nie poznał dzisiaj prawdziwego oblicza tej gry. Max wierzył jednak, że niedługo puchon będzie już znał wszystkie efekty, jeżeli nie zraził się po dzisiejszym dniu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Uśmiechnął się bardzo delikatnie. Spojrzał na Maximiliana, poniekąd rozumiejąc jego podejście do tego wszystkiego. Jakby nie było, doświadczanie czegoś poprzez brak wiedzy może wydawać się bolesne, ale nie w tym przypadku; gra powinna być miła i nieść ze sobą znośne w miarę konsekwencję. Pozostało tylko po części zaufać, zostawiając jednak ziarenko niepewności, aby na pewno przypadkiem nie zniósł w całkowicie swojej warty i tym samym nie stracił poczucia rzeczywistości. A różdżka... różdżka nie zabijała. To czarodziej zabija. Wiedział o tym doskonale, dlaczego zatem skłonił się, upadł na kolana, spoglądając niczym warty tyle co nic insekt, którego należy wytępić? Nie wiedział. Być może rzeczywiście stwarzał zagrożenie dla innych uczniów. Być może nie powinno go tutaj być. Być może powinien już wcześniej stąd zniknąć, już wcześniej przestać wchodzić z butami do życia codziennego i psuć innym humoru. A jednak... a jednak to zrobił. Zepsuł rozgrywkę, unosząc się gniewem, jadem, złością, strachem - a te skrajne emocje wydostały się z niego z wyjątkową łatwością... Zbyt wyjątkową. Gardził sobą, gardził własnym ciałem, własną duszą, porzucał ją w otchłań, przeklinał, rzucał wymyślonymi gdzieś na poczekaniu urokami, ale tylko w głowie. Złość, jaką przelewał poprzez pęknięte naczynie, była spora - a ta zmieniła się w rozgoryczenie. — Tak. Wszystko... w porządku. — skłamał, a przerwa między słowami nie była zbyt duża. Nic nie było w porządku. Pracował za marne pieniądze, zachowując poniekąd wolność w kwestii tego, co będzie robił w swojej pracy; zastanawiał się za każdym razem, czy nie porzucić tego wszystkiego i nie pomóc jeszcze raz matce. Ojczym nie śledził go, ale za każdym razem, gdy o nim pomyślał, ponownie widział przed brązowymi tęczówkami jego upicie, złość, agresję. Stawał się taki, jak on? Felinus był zagubiony. — Tak, jestem w stu procentach pewien. — odpowiedział, pozwalając na to, by patyczek znajdował się na podłodze tak, by nikt po niego nie sięgnął. Starał się odgrywać spokój, starał się uspokoić, co zresztą, z każdą chwilą, coraz lepiej mu wychodziło. Wyraz twarzy powracał do normalności, ciało nie trzęsło się, a cała sytuacja... jakby nie miała miejsca. — Rozumiem. — rzucił na słowa o nieużywaniu jego różdżki. O ile był dość terytorialny i nie lubił, gdy ktoś korzystał bez pytania z jego rzeczy, o tyle jednak nie potrzebował potwierdzenia tego. Obserwował talię kart, która, gdy tylko Maximilian wyrzucił większą liczbę oczek, spaliły się, zamieniając jedynie w kupkę popiołu. Wystarczyło tylko dmuchnąć, by drobinki uniosły się w powietrze i zapełniły je swoimi okruszkami. — Zdarza się. Są albo przegrani, albo wygrani. — stwierdził. Wiedział, że praktycznie zawsze był na tej straconej pozycji, ale ostatecznie tego nie powiedział, zachowując wcześniej przyjęty stoicyzm. — Powiem, że... brak wiedzy o tym, co powodują poszczególne karty, wzbudza pewien niepokój. — przyznawszy, wstał z miejsca, by rozruszać kości. Był zmęczony, był cholernie zmęczony - najchętniej by się położył, ale czekała go także praca. Cholerna rzeczywistość. — Masz potem jeszcze jakieś zajęcia dodatkowe czy idziesz do dormitorium? — zapytał się, jakoby próbując odwlec myśli od tego, jak mija ten dzień i najlepiej by było, aby się skończył.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie do końca wierzył w zapewnienia puchona. Nie wyglądał, jakby wszystko było w porządku, a jego reakcja zdecydowanie zaprzeczała jego słowom. Nie chciał jednak naciskać wiedząc, że przecież nie znają się też na tyle dobrze by od razu sobie zaufać i wyjawiać trudy swojej przeszłości. Lub te bardziej teraźniejsze. -Tutaj dużo zależy od losu. Są dużo gorsze karty, uwierz mi. - Z durniem było jak z każdą grą hazardową. To bardziej przypadek i los decydowały o wygranej niżeli sam gracz. Max rozegrał już wiele partii tej gry dlatego też znał znaczenie wszystkich symboli tarota. -Możesz to sobie rozpisać, albo poczekać jeszcze kilka rozgrywek i wtedy zapamiętasz. Nie ma tego dużo. - Dla Maxa najgorsza była karta wyjawiająca największy sekret gracza. Z boginem sobie radził, bo zazwyczaj nikt nie zadawał pytań na ten temat, ale już gdy musiał tłumaczyć się z historii jego lęku przed pożarem był dużo mniej zadowolony. Na razie tylko dwie osoby wiedziały o jego tajemnicy i miał nadzieję, że prędko się to nie zmieni. -Na dzisiaj już chyba fajrant. A Ty? - Nie miał za bardzo planów, a poza tym robiło się już późno. Zapewne pogada chwilę z Lucasem czy Tori i pójdzie spać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wiedział, okrywając się płaszczem wyimaginowanego kłamstwa, że jego słowa nie zostaną wzięte na poważnie. Niemniej jednak, dziękował Maxowi gdzieś w głębi własnej duszy, którą, o dziwo, posiada - dziękował za to, iż nie pytał się, nie pogłębiał tematu, zachowywał się biernie. Nawet jeżeli podczas napadu agresji podniósł na niego różdżkę i mógł rzeczywiście spowodować chaos. Na początku był chaos.. Był zmęczony, a nadal go czekał pracowity dzień - w membrany umysłu wbijała się myśl, iż ponownie będzie musiał robić, ale w mniejszym stopniu myśleć. To go uspokajało. Na myślenie nie mógł się nadal dotychczas przygotować, jakoby stanowiło ono bramę pozbawioną zarówno klamki, jak i wejścia na klucz. Będzie musiało minąć parę dni, zanim ponownie zdecyduje się na jakiekolwiek spotkanie; to było dla niego naprawdę wiele. — Mogłem się domyślić. — odpowiedział w dość prostym zdaniu Felinus, spoglądając na niego ciągle tak samo, jakoby szaleństwo w jego oczach zaniknęło pod lekkim prześcieradłem zachowania równowagi. W rękach losu byli jedynie szmacianymi laleczkami. Stety-niestety. — Rozpiszę sobie. — zadecydował, ostatecznie. Wolał wiedzieć, z czym będzie miał do czynienia, chociaż powątpiewał w to, iż tak szybko zapomni ich bazowe efekty. Jakby nie było, niektóre nazwy oddawały prawie w stu procentach możliwy do uzyskania rezultat. Raczej nie wolałby, aby jego sekret dostał się na światło dzienne, bez żadnego przygotowania, nagi. Pokryty rumieńcem, wstydliwy, starający się znaleźć jakikolwiek materiał, byleby ponownie zniknąć. I nie być tajemnicą. — Praca. — odpowiedziawszy prosto, zrobił jeden krok prosto w stronę drzwi. Od razu jednak stanął. — Mam nadzieję, że to, co się wydarzyło, zostanie między nami. — dodał, być może niepewnie, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nieugięty. Nie zamierzał zmagać się z niepotrzebnymi plotkami. Westchnął. Nienawidził prosić o takie rzeczy. Żebrać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wiedział, dlaczego Felek zagroził mu różdżką, ale koniec końców nie było ofiar śmiertelnych więc nie było co roztrząsać tematu. Zapewne Max go wystraszył i chłopak chciał się bronić. Była to jak najbardziej naturalna reakcja. Nie mógł wiedzieć, co czaiło się w umyśle puchona. -Pokonałeś kiedyś bogina? - Spytał z ciekawości wiedząc, że wiele osób to właśnie ten efekt zniechęca do gry w Durnia. On sam w końcu pokonał swój lęk dzięki lekcji Obrony Przed Czarną Magią z Cortez. Czuł, że był to jego mało, prywatny sukces. Mimo, że nadal nie do końca panował nad reakcją organizmu, był w stanie stanąć twarzą w twarz ze strachem i zamienić go w coś mniej przerażającego. -Jakbyś potrzebował ściągi wal śmiało! Poza tym, chyba jest gdzieś w bibliotece podręcznik. - Był pewien, że dorwał kiedyś w swoje ręce jakąś księgę z zasadami gier czarodziejów. A może był w jakiejś księgarni? Pamięć ostatnio go trochę zawodziła. -Nie wiedziałem, że pracujesz. - Dodał, po czym również wstał. Podniósł z ziemi różdżkę puchona i wyciągnął go rękojeścią w stronę Felinusa. -Nie zapomnij o tym. Nie martw się, przecież nic tu się nie stało. - Porozumiewawczo puścił mu oczko. Gdy puchon zabrał różdżkę, skierował się w stronę drzwi. -W takim razie dzięki za grę i do następnego! - Zniknął i udał się w stronę lochów.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Teraźniejszość, przeszłość. To on decydował o przyszłości, znajdując się w lubieżnych objęciach tychże ram czasowych. Rozbierały go, śmiejąc się prosto w twarz; bawiły się jego ciałem niczym szmacianą lalką, która zasługuje tylko na cierpienie. Całe szczęście, że umysł nie był zniewolony do końca - zawsze jego starania mogły zostać pchnięte w stronę nieskończonej przepaści, kryjącej w sobie nicość, jak również śmierć. Ale trwał - starał się trwać, stąpać twardo, być realistą, choć często przechylał się na szalę pesymistów. Bogin. Dziwne, nieludzkie stworzenie, które dotyka swoimi szponami umysłu i wyciąga z niego to, co najgorsze; strach. Strach niepokalany, strach, który był w stanie zabrać resztki nadziei; strach, który jednocześnie mógł zostać przekuty w siłę i pewność siebie. — Nie. — odpowiedział, wiedząc, że nie ma sił w sobie na wyczarowanie patronusa. Zawsze, ale to zawsze, gdy próbował to zrobić, zmagał się z problemami i ostatecznie niemożnością przywołania świetlistego strażnika. Wiedział, czym to jest spowodowane, ale również nie zamierzał zmieniać tego stanu. Żył w nim, być może nie był z niego dumny, ale ostatecznie przecież funkcjonował. — Zapamiętam. Zgramy się najwyżej na Wizzengerze. — niedawno miał okazję poznać przecież, jak to działa, ale nadal - nie ufał temu do końca. Cholerne wynalazki czarodziejów; dlaczego magia opiera się na czymś, czego nie da się do końca wytłumaczyć? Mugole działają przynajmniej zero-jedynkowo. — Niestety trzeba. — by móc żyć, aż kusiło go dodać, wycedzić to przez zęby, żeby mógł ostatecznie przyznać się do tego, jak to jest wkurzające. Ale przynajmniej był jakoś w tej kwestii samodzielny, prawda? — Liczę na twoją szczerość, Maximilianie. — używanie imienia... pełnego imienia. Cóż ono może oznaczać? Wyższość? Pewnie chodzi o zwrócenie mocniejszej uwagi na wypowiedziane zdanie. Miał nadzieję, że to zadziała - z obserwacji zauważył, że mimo wszystko i wbrew wszystkiemu takie słowne różnice w stosunku do reszty wypowiedzi tkwią na umyśle bardziej, zmniejszając szansę na ich zapomnienie. — Dzięki, trzymaj się. — wszak jakoś wszyscy musimy. Westchnął, wydostając się z Pokoju Muzycznego, by tym samym powrócić do trudów dnia codziennego. Przygotować się do roli. Żadna praca nie hańbi... prawda?
zt
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
To nie tak, że specjalnie rwałem się do jakiejkolwiek roboty na kółko. To raczej los sam mnie znalazł. A nawet nie los tylko Patton, który oddając mi ostatnie wypracowanie oznajmił, że nie jest źle, ale nie jest pewny czy będzie mógł mi postawić najwyższą ocenę z transmutacji, nawet jeśli egzaminy pójdą mi świetnie, gdyż nie widzi bym się przesadnie interesował jego przedmiotem tak poważnie jak powinienem. Co oczywiście jest śmieszne i idiotyczne, bo ogólnie przejmuję się tylko i wyłącznie dwoma przedmiotami, a całą resztę olewam. Zdenerwowałem się niesamowicie, zakląłem śpiewnie, irlandzko na Pattona i wściekły poszedłem do Victorii poskarżyć się na to niesprawiedliwe traktowanie. Przy rozmowie zauważyliśmy, że Katherine nie zrobiła ostatnio żadnych kółkowych rzeczy, więc teoretycznie każdy mógł zorganizować spotkanie w takim układzie. Dlatego po uzgodnieniu z Viks, nabazgrałem jakieś informacje na tablice, organizując spotkanie. Wtedy też dopadł mnie kolejny przypadek - Howard, który oznajmił, że koniecznie musi to być zadanie związane z tygodniem muzycznym i może przyjdzie popatrzeć jak sobie radzimy. Tak oto zirytowany szedłem na spotkanie którego nie chciałem prowadzić o tematyce, która mnie nie obchodziła. Przynajmniej wiedziałem do jakiej sali wszystkich skierować. - Dobra słuchajcie wszystko jest bardzo proste, mamy ćwiczyć zaklęcie Concino. Nie powinno być dla was trudne, ale kto wie czego uczą w tej szkole. W każdym razi Howard mnie prosił, żeby to zrobić, Patton mi kazał zacząć robić cokolwiek, dlatego to prowadzę. - mówię na przywitanie wszystkim w mojej opinii robiąc sporo tłumaczący wstęp; na tablicy, którą skombinowała nam Victoria. Wyczarowuje jak należy wymawiać oraz ruszać nadgarstkiem. Tłumaczę to dość krótko jednak na tyle dokładnie na ile umiem. - Po przećwiczeniu tego całkowicie bezużytecznego zaklęcia, poćwiczymy jeszcze jego modulowanie... No w każdym razie ustawmy się w kółku jak dzieci i rzucamy zaklęcia. Pamiętajcie, że będziecie musieli coś powiedzieć, chociaż ze dwa zdania, żeby sprawdzić czy kolejnej osobie się udało.
Zasady
Każdy rzuca kostką k6, by sprawdzić jak poszło zaklęcie. Pod swoim postem piszecie jaką piosenkę słuchała ostatnio postać, by wiedzieć do jakiej muzyki mówicie zdania. Możecie podlinkować melodię. Za każde 15 pkt z zaklęć, możecie sobie dodać jedno oczko.
Kostki: 1. Zamiast śpiewać właśnie sprawiłeś, że osoba dalej nie może powiedzieć słowa. Osoba po Tobie musi rzucić zaklęcie niewerbalne. Bardzo miło z Twojej strony. Kolejny uczestnik dostaje -1 do rzutu kostką i nie może nic mówić dopóki kolejna osoba nie rzuci na nią zaklęcia. 2. Kolejna osoba chwilkę śpiewa swoją piosenkę, ale tak naprawdę udaje jej się wyśpiewać tak tylko jedno zdanie. Nie za dobrze... 3. Dwa zdania, na tyle Cię było stać. Może Twoja intonacja przy wymawianiu nie była odpowiednia? 4. Zaklęcie zadziałało bardzo poprawnie i osoba po Tobie śpiewa odpowiednio długo. 5. Naprawdę mocne zaklęcie! Kolejna osoba będzie teraz mówić do melodii kolejne dwa posty. 6. Bosko i cudownie. Osoba za Tobą śpiewa niesamowicie nawet jeśli nie ma dobrego głosu wydaje się, że jest gwiazdą! Na dodatek jest to na tyle silne zaklęcie, że do końca zajęć mówi w melodii swojej piosenki.
Na osobę, która napisze po mnie Fillin rzuca zaklęcie. Zaczynać więc może śpiewem swojej piosenki bez żadnych ujemnych modyfikatorów.
Rzucamy do 09.06 godziny 16.00. Wtedy Fillin jako ostatni dostaje zaklęciem od ostatniej osoby i zaczynamy drugi etap.
Kod:
<zg>Kostka:</zg> jaka? <zg>Punkty w kuferku:</zg> ile? i jaki wynik wobec tego finalny? <zg>Piosenka:</zg> jaką piosenkę zacząłeś śpiewać?
Kostka:4 Punkty w kuferku: 11 - wynik zostaje 4 Piosenka: Baby Shark oczywiście
Już od dłuższego czasu nosił się z zamiarem dołączenia do jakiegoś kółka, a połączenie zaklęć i transmutacji wydawało mu się idealne. Transmutację kochał, z zaklęciami jakoś sobie radził. Nie sądził jednak, że po zapisaniu się do kółka od razu trafi na jakieś jego spotkanie. Przez cały dzień w jego głowie leciała dzisiaj piosenka Baby Shark. Skubana, potrafiła się tak w niej zakorzenić, że teraz z pewnością będzie słuchał jej przez kolejny tydzień, zanim uda mu się o niej zapomnieć. Gdy wszedł do Pokoju Muzycznego zobaczył dwójkę uczniów, którzy już tam byli. - Cześć. Jestem Leonardo, właśnie dołączyłem do kółka - był pierwszy, więc postanowił podejść do obecnych dziewczyn i przywitać się z nimi oraz przedstawić. Kojarzył je z widzenia, ale nie miał pojęcia z jakich są domów ani jak mają na imię. Po krótkim zapoznaniu stanął pod ścianą i czekając na resztę, próbował się zastanowić co też zaplanowały na dzisiaj. Po zebraniu większej liczby osób dowiedział się, że dzisiaj przećwiczą zaklęcie Concino. Zmarszczył brwi, próbując wyłowić je z pamięci. Po chwili uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie jego znaczenie. "Sprawia, że wszystko, co chce ofiara powiedzieć, zamiast tego wyśpiewuje w melodii ostatnio słuchanej piosenki." Gdy Fillin rzuciła na niego czar, nie mógł się szeroko nie uśmiechnąć. Co by tu powiedzieć, żeby nie wyjść na idiotę? Z ostatnio słuchaną piosenką Baby Shark na pewno i tak nim zostanie. - Bardzo się cieszę, że dołączyłem do tego kółka. Już po pierwszym spotkaniu widzę, że bardzo przypadnie mi ono do gustu. Dlaczego też nie pomyślałem o tym wcześniej? - oczywiście zaklęcie rzucone było bardzo dobrze, toteż Leonardo całe swoje obfite trzy zdania wypowiedział w rytm piosenki, której ostatnio słuchał. Roześmiał się szczerze przekrzywiając głowę na bok. Teraz jego kolej. Spojrzał na następną osobę w kolejce i wycelował w nią różdżką, wykonując odpowiedni ruch ręką. - Concio! - z satysfakcją słuchał, jak jego ofiara próbuje coś powiedzieć, jednak wychodzi jej to tak samo jak jemu. Zaczyna śpiewać.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
2. Kolejna osoba chwilkę śpiewa swoją piosenkę, ale tak naprawdę udaje jej się wyśpiewać tak tylko jedno zdanie. Nie za dobrze...
Punkty w kuferku: 13 pkt Piosenka: Como Quieres
Z chęcią pojawiła się na kółku tym bardziej, gdy okazało się, że będzie się odbywać w sali muzycznej - stąd była pewna, że będzie ono związane z jakąś działalnością artystyczną. I nie pomyliła się! - Hey Leoś! - Przywitała się wchodząc do środka i widząc go na miejscu. Posłała mu przy tym oczywiście uśmiech, a następnie pomachała do prowadzących i ich obdarzając swoją radością. Ostatnio było jej dużo. Bardzo dużo. Niemal wylewała się z dziewczyny, a to za sprawą... No. Jakoś tak wszystko ją cieszyło i to tyle. Gdy zaczęli czarować, a Leo zaczął mówić w rytmie "Baby Shark", piosenki niemalże zwanej 'Tori theme', myślała, że się tam ze śmiechu po prostu posika. Nawet my w pewnym momencie zrobiła "Tuturututu" i to był błąd, bo wtedy też ten zaklęcie posłał w jej stronę. - To działa? O! Działa, ale super! Jakie to zaklęcie jest genialne Oooo... Oooo! - Ona się dzisiaj ze śmiechu na prawdę popłaczę - Concio! - Posłała zaklęcie dalej. Jednak to jest Tori, nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo następna osoba zaśpiewała tylko jedno zdanie, a potem zaklęcie zostało działać. Smutno trochę. No nic, orłem z zaklęć to ona nigdy nie była i pewnie nie będzie, ale skoro to chociaż przez chwilę działało, to nie jest z nią aż tak źle jak myślała.
Kostka:4 Punkty w kuferku:39 - 4 + 2 = 6 Bosko i cudownie. Osoba za Tobą śpiewa niesamowicie nawet jeśli nie ma dobrego głosu wydaje się, że jest gwiazdą! Na dodatek jest to na tyle silne zaklęcie, że do końca zajęć mówi w melodii swojej piosenki. Piosenka: Something I need One Republic - czyli u nas od Calm
Victoria nie miała nic przeciwko temu, żeby zorganizować spotkanie kółka. Ani trochę! Bo dlaczego by nie? Poza tym cieszyła się, że Fillin jakoś się w to zaangażował, chociaż oczywiście nie powiedziała tego głośno. Jeszcze nie. Jednak jej błyszczące spojrzenie i wręcz promienienie radością mówiło chyba samo za siebie. Tak czy inaczej, przygotowała wszystko na spotkanie, by nie mieli żadnych problemów, a później przyglądała się zbierającym się osobom, kiedy Ślizgon w tym czasie wyjaśniał, o co chodzi i czym mają się zająć. Właściwie była nieco rozbawiona faktem, że spadły na nich zadania związane z muzyką, ale nie zamierzała się tym przejmować, tylko po prostu ćwiczyć! Bo bez tego to daleko nie zajdą. machnęła różdżką, kiedy zabrali się do zadania, a później stanęła przy pozostałych osobach. - Skoro Fillin tak ładnie wam wszystko przedstawił, nie będę już nic dodawała, poza tym wtedy byłoby strasznie nudno - stwierdziła, robiąc do chłopaka śmieszną minę, jakby w ten sposób chciała mu pokazać, że jest przy nim straszliwym nudziarzem i mrugnęła, nim wzięła się do pracy. Udało jej się co prawda zaśpiewać właściwie tylko parę słów i nie wyglądało to najlepiej, ale byli tutaj, żeby ćwiczyć, prawda? - Concino - powiedziała zaraz, płynnie i elegancko, wykonując do bólu poprawny ruch i rzucając zaklęcie na kolejną osobę. Nie miała wątpliwości co do tego, że czar był naprawdę dobry, uśmiechnęła się zatem lekko pod nosem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kostka:2 Punkty w kuferku: 30pkt czyli 2 + 2 oczka = 4 Piosenka: New Years Day - Kill or be Killed, forumowo jest to zespół Abraxan
Kto by się spodziewał, że zaangażuje się w coś innego jak drużyna Quidditcha, ale proszę! Jednak tutaj była. I planowała wykonywać polecenia Fillina, który przewodniczył temu swoistemu kółeczku wzajemnej adoracji wannabe zaklęciarzy. Przysłuchała się treści zadania, które było przed nimi i musiała stwierdzić, że faktycznie pasowało jej ono bardziej do czegoś w pokroju kółka audiofilów, ale jakby nie patrzeć zaklęcie to zaklęcie prawda? Zaczęli po kolei rzucać na siebie wzajemnie Concino. I wszystkim szło raczej w miarę dobrze. Zwłaszcza Victorii, która sprawiła, że Strauss nawet wyśpiewała kilka linijek przeboju, który ostatnio zdecydowanie wpadł jej w ucho. Zaraz jednak sama chwyciła nieco pewniej swoją różdżkę i machnęła nią, obierając sobie za cel kolejną osobę. Zaklęcie nie powinno sprawić jej trudności chociaż obawiała się, że nie tylko umiejętności magiczne, ale i pewna doza artystyczności była w nim potrzebna. - Concino - wypowiedziała miękko inkantację i zaczekała na jej efekt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostka:5 - Kolejna osoba mówi do melodii przez 2 posty. Punkty w kuferku:12pkt wynik bez zmian Piosenka: Pisarz miłości
Miał wrażenie, że ostatnio nic tylko chodził na lekcje i kółka, tyle tego było. Ciężko się jednak dziwić, koniec roku zbliżał się wielkimi krokami i trzeba było spiąć poślady. Z radością przyjął wieść o spotkaniu kółka wyzwań. Był ciekaw, co takiego go dzisiaj czeka. Gdy dotarł do sali i zobaczył znajome twarze pogodnie się z nimi przywitał i poczekał na rozpoczęcie zajęć. Ze śmiechem usłyszał, jakiego zaklęcia mają się dzisiaj uczyć. Było idealne z prostego względu. Cały dzień chodziła za nim debilna mugolska piosenka. Ustawił się w kolejce za Violką, która porządnie oberwała muzyką od Victorii. Długo nie trzeba było czekać na efekty. Następnie krukonka skierowała swoją różdżkę na Solberga i Max od razu poczuł, że zadziałało. Gdy tylko się odzywał, mówił w rytm piosenki, co dawało komiczny efekt. Z każdą chwilą coraz mniej żałował, że się tutaj dzisiaj pojawił. Gdy już był w stanie powiedzieć coś normalnie, skierował swoją różdżkę na osobę za nim. -Concino! - Wypowiedział praktycznie bezbłędnie. Tak wesołych zajęć się dzisiaj naprawdę nie spodziewał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Kostka:2 Punkty w kuferku: 5 -> czyli zostaje kostka 2 Piosenka:"Jenny of Oldstones" Florence + the Machine czyli u nas Evangeline of Bloodstone
....Właściwie to nie wiedziała jakim cudem się tutaj znalazła. Była zapisana na kółko Magicznych Wyzwań, a i owszem. W końcu, skoro już była totalną nogą w zaklęciach - to chyba najlepszym sposobem podciągnięcia się w czymkolwiek były zajęcia pozalekcyjne i praktyka... prawda? Tylko... Na Merlina, gdyby wiedziała, że będą zaraz wyśpiewywać ostatnio zasłyszane piosenki to nie oderwałaby się od rozdziału o bazyliszkach - i dalej siedziała w Pokoju Wspólnym. ....Ale była tutaj - i właśnie oberwała zaklęciem od Solberga. Bała się otworzyć usta - ale musiała. ....— Chyba zadziałało Max — aż zasłoniła usta dłonią, słysząc jak bardzo potrafi wyciągnąć swój głos w górę - i to doskonale naśladując wibrato piosenkarki Evangeline of Bloodstone. — Ile to będzie trwać? — zapytała śpiewająco, wyraźnie speszona, że jej zazwyczaj cichy głos osiąga teraz aż taką skalę. Rumieniec wypełzł na jej policzki, lokując się tuż pod złotymi oprawkami okularów. Wyglądało na to, że szybko się skutków zaklęcia nie pozbędzie. ....— Concino! — rzuciła zaklęcie na następną osobę - spodziewając się raczej kiepskich skutków z taką wymową.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Był przekonany, że to on wypadł z obiegu, a tymczasem okazywało się, że to Katherine nieco się leniła, nie organizując nowych spotkań koła zaklęciowo-tranmutacyjnego. Było to jedno z nielicznych szkolnych stowarzyszeń, w którym był gotów regularnie i intensywnie działać, więc ucieszył się, kiedy na tablicy zobaczył ogłoszenie wywieszone przez Fillina. Radość skończyła się w momencie kiedy Ślizgon przedstawił im plan działania. Eliemu zdecydowanie zrzedła mina. — Concino? — powtórzył z niedowierzaniem — będziemy śpiewać? Wspaniale, a więc wszyscy wyjdą stąd dziś głusi. Ten konkretny Swansea nie śpiewał – nigdy. I zdecydowanie miał ku temu swoje powody. Nie chciał wyjść na skończonego kretyna, dlatego, mimo że nie był zadowolony, nie protestował dalej. Mógł stąd jeszcze wyjść, ale to wydawało mu się wyjątkowo tchórzliwym i przede wszystkim infantylnym posunięciem. Ustawił się więc posłusznie w kółku i czekał jak na skazanie... — Czy to już? — zapytał śpiewnie kiedy Jessica rzuciła na niego zaklęcie. Nie brzmiał najlepiej, kompletnie nie miał dobrego głosu... miał jednak nadzieję, że reszta weźmie to za działanie nie najlepiej rzuconego zaklęcia, czy coś w tym stylu. — Jak długo będzie to trwać? — zapytał, spodziewając się, że znów zaśpiewa. Mylił się, zaklęcie już skończyło swoje działanie. Rzucił niewerbalne Concino na kolejną osobę.
Kostka:4 Punkty w kuferku: 19 → +1 do wyniku, czyli 5 Piosenka: sami sprawdźcie
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus przybył tutaj w sumie w jednym celu — zauważył idącego korytarzem Eliego i tak naprawdę coś go pchnęło do tego, aby ruszył się w kierunku tego samego miejsca. Jak się okazało - było to spotkanie kółka magicznych wyzwań do których Rasmus należał. Cóż, skoro wyzwaniem był śpiew to Rasmus postanowił to wykorzystać. Ależ to był głos, jakby wyszło z niego naprawdę dużo tonacji. Rasmus czuł się nagle tak, jakby mógl także tańczyć i naśladować dosłownie "klimat" tej piosenki. Jednak weszła jego piosenka, którą zaczął śpiewać delikatnie, zaczęła coraz bardziej nabierać barw. Ale kiedy w końcu już mógł lepiej mówić, lecz nadal śpiewajac, Rasmus przemówił do innych: — Chyba baaardzo dobrze mi wyszło, chyba wiecie o czym mówię...
Kostka:2 Punkty w kuferku: 30, wynik 4 Piosenka: nyeh
Ale że śpiewanie? Darren pokręcił głową, stając w kółku. Kręcił nieco nosem jednak na ten pomysł, jednak z drugiej strony - dla niego było to wyzwanie, nawet jeśli niekoniecznie magiczne. Podniósł różdżkę i machnął w stronę następnej w kolejce osoby rzucając nań: - Concino - i choć chciał jedynie mruknąć inkantację owego zaklęcia, to z ust Krukona wydobyła się melodia wprost z kolorowych lat osiemdziesiątych, albo i wcześniej. Popsuło to tez nieco wymowę samego zaklęcia, które rzucał Darren, jednakże ostatecznie i tak było ono na tyle przyzwoite, by zadziałać poprawnie - Chyba działa - dodał jeszcze śpiewnie, spoglądając na Rasmusa, który to właśnie rzucił na niego muzyczny urok - Albo... i nie - stwierdził już normalnym tonem, czując że zaklęcie przestaje działać.
W sumie to z czystej ciekawości poszedł na spotkanie kółka. Może nie był mistrzem w zaklęciach ani w transmutacji, ale był typem człowieka, który zawsze chciał być lepszy. Tak było i tym wypadku. Jednak kiedy na miejscu okazało się jakie zaklęcie będą musieli przećwiczyć, trochę mina mu zrzedła. Jeśli chodziło o śpiewanie, zawsze raczej tego unikał, bo nie chciał ranić uszu innych. Wyjątkiem było karaoke z Dickiem, ale wtedy kumpel wyciągnął go na picie, nic nie wspominając o magicznej rozrywce w barze. Jak tylko Cealláchain wyjaśnił zasady działania, obserwował jak idzie osobom przed nim (w tym Maxowi, który chyba żadnego kółka nie opuści w tym roku), aż w końcu nadeszła jego kolej i zaraz po tym jak Darren rzucił na niego Concino. Zaczął śpiewać refren pierwszej piosenki, która przyszła mu do głowy i było tego może jeden wers... Chyba zaklęcie Krukona nie było takie silne. Odwrócił się w kierunku kolejnej osoby, celując w nią różdżką. - Concino - rzucił, nie spodziewając się kompletnie tego co się później stało. Jego czar zadziała zupełnie nie w tym kierunku co powinien. Osoba, na którą rzucił zaklęcie nie była w stanie wykrztusić ani słowa. - Cholera... Przepraszam. - mruknął szczerze, w stronę swojej "ofiary". Nie spodziewał się, że tak niepozorne zaklęcie może także odebrać głos.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Kostka:6 - 1 od Lucasa Punkty w kuferku: 50 więc +1 za kufer więc i tak wychodzi 6 (?) Piosenka: Foolish Thing - nasz Hero Ontario
Kto by pomyślał, że będzie miał aż tak wiele szczęścia, że idąc na spotkanie klubu mającego dotyczyć rzucania zaklęć, trafi do klubu zajmującego się aspektem artystycznym. Ezrę o śpiewanie wcale nie trzeba było prosić ani tym bardziej rzucać na niego zaklęć. Być może jedynie wybór ostatnio słuchanej piosenki mógł go wprawić w zażenowanie; sam nie pamiętał, co dokładnie ostatnio rozbrzmiewało pod wpływem magii pod jego prysznicem, ale mógł być to zarówno zespół Calm, jak i Amortentia West... Spojrzał na Lucasa, unosząc łagodnie brew; jak na razie te zaklęcia wychodziły bardzo różnie. Grunt to trafić na właściwą osobę. Cóż miał jednak powiedzieć - bardzo szybko okazało się, że Lucas nią nie był. Kiedy tylko otworzył usta, nie wydobyło się z nich ani jedno słowo, mówione czy też śpiewane. I tym prozaicznym sposobem cała grupa została pozbawiona tej wyjątkowej okazji, by posłuchać aktora w jego żywiole. Przewrócił łagodnie oczami, mimo wszystko uśmiechem zbywając przeprosiny, ale i tak gestem wskazał Ślizgonowi, by dobrze się przypatrzył, jak poprawnie rzuca się zaklęcia. Skierował różdżkę ku kolejnej osobie, skupiając całą uwagę na odpowiednim geście; magia niewerbalna była bowiem szczególnie wrażliwa na wszelkie ślady niepewności. Czymże to jednak było dla niego?