Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Elliott patrzyła na twarz Jane, po której spłynęła właśnie samotna łza. Wracają wspomnienia. Wiedziała o tym, ponieważ zawsze, gdy dotykała klawiszy tego niesamowitego instrumentu, czuła to samo. Przed jej oczami przesuwały się chwile, które przywoływały pozytywne emocje, lecz gdy zdawała sobie sprawę, że te nigdy już nie wrócą, płakała. Teraz jednak nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości. Może później. Nie musiała patrzeć na klawisze, by wiedzieć, że trafia w te odpowiednie. Znała kolejne ruchy na pamięć. Dzień w dzień ta sama melodia, przywoływała podobne, lecz nigdy te same wspomnienia. Słysząc krystaliczny głos Jan, uśmiechnęła się zadowolona i upojona tą melodią. Melodią dwóch podobnych dusz, które postanowiły spotkać się i razem grać. Ostatnio czuła się tak dwa lata temu, kiedy to wykonała tą piosenkę z kuzynem po raz ostatni. Potem grała ją już tylko sama, ponieważ on był za daleko, by z nią być. Za daleko, by usłyszeć. Widząc łzy przyjaciółki na początku się przestraszyła, gubiąc po drodze jedną, cenną nutkę, lecz po chwili zorientowała się, że to łzy szczęścia. Melodia złapała znów właściwą drogę, a przed jej oczami stanął jej ukochany kuzyn, mówiący jej, że tak właśnie powinno być.
Jane grała tak, jak jeszcze nigdy. Czuła, że muzyka ją wypełnia. Że nic nie jest w stanie uspokoić jej tak, jak gra i śpiew (śpiewała dalej, czując, że z każdym kolejnym słowem, jej głos jest mocniejszy i bardziej pewny siebie). Zdała sobie sprawę, że jej płacz musiał zdezorientować Elliott, bo ta nie zagrała dość ważnej nutki. Spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak szczęśliwa. Teraz nie liczyło się dla niej nic, prócz muzyki. Miała w nosie swoje czerwone włosy i to co powiedziałby jej ojciec gdyby ją teraz zobaczył. Liczyła się tylko piosenka którą tak czysto śpiewała. Po chcili szturchnęła Elliott ramieniem, zachęcając by zaśpiewała z nią.
Gdy rudowłosa szturchnęła ją lekko ramieniem, Elliott wyrwała się z zamyślenia spowodowanego tą niezwykłą chwilą. Głos Jane był głośniejszy i bardziej pewny siebie, przez co brzmiał jeszcze cudowniej. Zdezorientowana spojrzała na przyjaciółkę i dostrzegła w jej oczach zachętę do przyłączenia się. Może i nie śpiewała najgorzej, ale czuła, że jej głos zepsuje cały efekt. Z łagodnym uśmiechem pokręciła delikatnie głową, próbując przekazać jej, że dobrze idzie jej samej, a ona nie nadaje się do tego. Co innego śpiewanie samemu, w ciszy albo przy swoim kuzynie, który też miał co prawda piękny głos, ale przynajmniej nie najgorzej komponował się z jej własnym. Ta magiczna chwila wymagała magicznego głosu. Głosu Jane. Tylko i wyłącznie.
Gdy przyjaciółka pokręciła przecząco głową Jane lekko skrzywiła się. Zrobiła coś złego ? Ta piosenka była magiczna ale Jane chciała, by przyjaciółka jej pomogła. Nie pamiętała dalszych słów, więc w pewnym momencie przestała śpiewać. Docierało do niej, że zbliżały się do końca utworu. Zasmuciła się. A gdyby ktoś rano powiedział jej, że jeszcze dziś będzie grać na fortepianie, i to z przyjaciółką wyśmiała by go, albo uznała za świra.A jednak. Życie potrafi zaskoczyć.
Zdziwiła się, że Jane w pewnym momencie przestała śpiewać. Spojrzała na nią i zauważyła, że rudzielcowi zrobiło się smutno, gdy odmówiła. Uśmiechnęła się przepraszająco. Przypomniała sobie trzy ostatnie wersy, do których właśnie doszły i mruknęła do siebie coś o tym, że jest śmierdzącym tchórzem i bezdusznicą. Spięła się i dokończyła piosenkę za Jane: -Everybody needs somebody You're not the only one You're not the only one Uśmiechnęła się do przyjaciółki i zagrała ostatnie nuty. - To było cudowne.
Elliott skończyła piosenkę za nią. W oczach Jane znów stanęły łzy. - Dziękuje. To było piękne.-powiedziała do dziewczyny. Jane spojrzała na instrument...skoro przełamała się i zaczęła grać, może znów będzie w stanie malować ? Bardzo by tego chciała, bo brakowało jej rysunków prawie tak samo jak muzyki. Uśmiechnęła się przez łzy, które spływały jej po policzkach wbrew jej woli.
Dziewczyna szła po korytarzu z pakunkiem pod pachą. Włosy miał zaplecione w warkocz bo tak mniej rzucał w oczy się ich nowy kolor. Sinika pod nadal był widoczny a Carmen nic nie mogła na to poradzić. Co jakiś czas drżała w przerażeniu czy na pewno dobrze zrobiła malując prezent dla Matiasa. Takie wątpliwości napływały na nią co 10 minut ale dzięki słowom Morgan o jej obrazach zaraz jej zabiał i stawała się odrobinkę pewniejsza. Dziewczyna doszła do drzwi opisanych "Muzyka to prawdziwa magia" nacisneła klamkę i znalazła się w środku. Rozejrzał się wokół urzeczona pięknym kolorem ścian. Nigdy w życiu nie widziała tyle instrumentów za jednym razem. Przechadzał się po pokoju oglądając je wszystkie jednak niczego nie dotykała.
Uśmiechnęła się do Jane i przygarnęła ją do siebie ramieniem. - To był wspaniały dzień, nie sądzisz? - Spytała po chwili milczenia. - Mogłybyśmy tu częściej przychodzić. Spojrzała na fortepian i pogłaskała go z czułością. Czuła po palcami gładką powierzchnię fortepianu. W dniu wyjazdu z Australii, zostawiła na swoim fortepianie czarną różę. Nie wiedziała dlaczego akurat ten kwiat wybrała. Może ze względu na kolor, który przecież kojarzył się z rozpaczą. A może dlatego, że miał kolce, które wbijały się wtedy w duszę Elliott. Z tamtym instrumentem, tak jak z gitarą, się zespoliła. Tworzyła z nim jedną, spójną całość, którą rozbiła rozłąka. Ten szkolny też był magiczny i niesamowity, ale nie czuła z nim żadnej więzi. Przejechała ręką po klawiszach, zastanawiając się, co dalej. - Następnym razem ty wymyślasz jakiś utwór. - Posłała Jane wymowne spojrzenie.
Zaśmaiała się. - Tak. To był zdecydowanie bardzo udany dzionek. Jane spojrzała na instrument i powoli z rozmysłem zaczęła grać jakąś melodie, która kojarzyła jej się z dzieciństwem. - Nie mam nic przeciwko temu abyśmy chodziły tu częściej. Lekko skrzywiła się, gdy Elliott oznajmiła, że następną piosenke wybiera ona. - Lepiej nie. Mówiłam ci już, nie znam za bardzo mugolskich utworów.
- Co to za melodia? - Spytała, słysząc utwór, który grała Jane. Kojarzył jej się z dzieciństwem, ale nie była pewna, czy aby na pewno. Jej wzrok padł na gitarę. - Hmmm... No dobrze. Skoro nie chcesz nic wymyślić, to może... Słuchałaś kiedyś Beatlesów? Mają taką przepiękną piosenkę z fortepianem i gitarą w tle. - Sięgnęła po ukochany instrument i przejechała palcem po strunach. Co prawda, nie była to jej gitara, ta dopieszczana i idealnie nastrojona, ale zawsze. Uśmiechnęła się do Jane, czekając na odpowiedź rudowłosej.
Jane grała, nie wiedząc skond wie które klawisze naciskać. Poprostu wiedziała i już. - Nie wiem-przyznała- Gram...tak jakby z pamięci...to musi byc jakaś melodia którą grałam jak byłam mała i siedzi mi w głowie do tego stopnia, że po czterech latch nadal umiem ją zagrać. Jane zamyśliła się nad pytaniem Ellott. Przestała grać "Dziecięcą melodie" i zaczęła jakąś piosenkę tego zespołu, ale chyba nie o to chodziło, bo nie pamiętała, aby grała tam gitara. - Może zacznij, to sobie przypomne -zasugerowała, przestając grać. Nawet jeśli jej nie znała, Jane szybko się uczyła i napewno zarazby załapała.
- Pewnie mama... - Zamarła. Przypomniała sobie, że lepiej nie mówić o jej mamie. - Pewnie masz rację. Zapatrzyła się w przestrzeń. - Zaraz, zaraz... jak to szło... A tak! Już wiem. - Zagrała pierwsze dźwięki ballady, a po chwili wróciły wszystkie pozostałe. -Hey, Jude, don't make it bad. Take a sad song and make it better. Remember to let her into your heart. Then you can start to make it better. - Zaśpiewała drżącym z emocji głosem.
- Pewnie mama-przyznała. Gdy dziewczyna zaczęła grać, Jane od razu przypomniała sobie piosenkę. Nie zaczęła jednak grać razem z Elliott. W pewnym momencie włączyła się do śpiewania, by przyjaciółka poczuła się pewniej. Miała naprawdę ładny głos, który tylko trochę jej drżał. Jane podejżejwała że ze zdenerwowania.
Oh, jesteś cudowna. Zryłaś właśnie jedną z piękniejszych piosenek, które są wykonywane przez Beatlesów. . Usłyszałam Pana Wszystko Wiem Najlepiej w swojej głowie. Dzięki. Jesteś na prawdę miły. Nie ma co. Oho, rozmawiała sama ze sobą. To chyba nie świadczy najlepiej o jej zdrowiu psychicznym. Może powinna się udać do specjalisty? W tym momencie do śpiewania przyłączyła się Jane, dzięki czemu Elliott przestała na chwilę myśleć o tym, że ma nierówno pod sufitem. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do dziewczyny. Grała dalej, aż piosenka dobiegła końca. -Da da da da-da-da-da, da-da-da-da, hey Jude - W miarę spójnym głosem zakończyła piosenkę.- Wiesz Jane... Doszłam do wniosku, że Pan Psycholog jednak nie jest czymś normalnym. Może jeśli walnę się o coś w głowę, to wszystko wróci na swoje miejsce. Albo nie wiem... spróbuję terapii szokowej czy coś w tym stylu.
Gdy piosenka dobiegła końca, Jane była z siebie dumna. Cały czas śpiewała ciocho i słabo, by to Elliott pokazała co potrafi. Dziewczyna naprawde miała talent. - Etamm. -machnęła ręką- Może to nic takiego ? Może to tylko twoja podświadomość ?Jakoś nie chce mi się wierzyć że coś z tobą nie tak -zaśmiała sięi
- Może... Ale z drugiej strony... gadanie z własną podświadomością nie jest ani trochę normalne. Chociaż., nienormalność jest nawet spoko. Taka nietuzinkowość. Ale, ale... gdzieś kiedyś słyszałam, że "wszyscy ludzie są nienormalni, ale niektórzy są zdiagnozowani, a inni nie". Trochę podnosi na duchu. - Zaśmiała się.
Dziewczyna również się zaśmiała. - Eli...-zaczęła, ale stchurzyła- To jak gramy ? Ja tu a ty na gitarze ? To może być fajne doświadczenie ! -powiedziała z entuzjazmem uśmiechając się do dziewczyny.
Przyjrzała się dziewczynie z zaciekawieniem, badawczo patrząc jej w oczy. Coś jej podpowiadało, że Jane na początku chciała zapytać o coś innego, ale nie naciskała. - No dobrze... Tylko moment... muszę wymyślić jakąś piosenkę, bo komuś się nie chce. - Spojrzała na rudzielca z udawanym wyrzutem. - Jane... a nie... jednak nie. Chciałam się o coś zapytać, ale zapomniałam o co chodziło. Co powiesz na... "Time" Chantal Kreviazuk?
Jane spojrzała na Elliott z troską. - Eli, coś nie tak ? Wiesz że możesz mi powiedzieć wszystko ! Zresztą po swoich zwierzeniach, Jane chciałaby, aby Eliott też jej zaufała.
Spojrzała na przyjaciółkę. - Ale ja naprawdę zapomniałam. - Uśmiechnęła się rozbrajająco. - Serio. Ostatnio z moją pamięcią coś nie teges. Grrr... nie cierpię tego słowa. Skupiła się na chwilę próbując przypomnieć sobie cokolwiek. W końcu zrobiła naburmuszoną minę. - Nic. Ale jeśli chcesz o coś zapytać, to się nie krępuj. - Zdobyła się na zachęcający uśmiech. Naprawdę chciała, żeby Jane się czegoś o niej dowiedziała, ale kompletnie nie miała pojęcia, co może ją interesować.
- Jak nie chcesz nie odpowiadaj-powiedziała powoli, biorąc głęboki wdech- Twój kuzyn....on...wyjechał....?-wydukała. Nie wiedziała, czy Elliott nie weźmie tego za wścipstwo z jej strony. Miała szczerą nadzieje że nie.
Matias też miał coś dla Carmen. Jako, że umówili się w pokoju muzycznym, to przybył chwilę po niej. Jak zwykle miał na sobie czarną marynarkę, pod szyją dyndał mu krawat Ravenclaw, rudy Garfield zdobił biały t-shirt. W blasku lamp lśniła odznaka SOMM, z której Krukon był bardzo dumny. Ściskał w dłoni coś... No cóż, to nie było ładne. Jednak legenda głosi, że to coś posiada ogromną magiczną moc. Dlaczego więc Matias nie zatrzymał tego dla siebie? Każdy, kto miał ten przedmiot, nie mógł z nim umrzeć. Musiał go sprzedać za niższą cenę niż ta, za którą ją kupił. Jeśli z nim umarł... Jego dusza zostawała przeklęta. Miał jednak nadzieję, że takie coś przyda się Carmen. Szczęście w pieniądzach, ochrona przed złymi mocami. Wszystko w jednym. - Witaj, panno Gaiman. - powiedział stojąc z plecami wyprostowanymi jak struna.
- Gdybym nie chciała, to bym ci to powiedziała. - Przesłała jej uśmiech, który jednak zgasł. - Można tak powiedzieć, tyle że ta podróż była podróżą bez powrotu. Uciekł od życia, w które sam wierzył tylko po to, by wpaść w wielkie bagno, z którego już nie wrócił. Nie, nie umarł. W każdym razie nie fizycznie. Co do ducha... nie byłabym tego taka pewna. Teraz zależy mu tylko na pieniądzach i hazardzie. Próbował się leczyć, owszem. Ale tylko zapadał się coraz głębiej. Mam tylko nadzieję, że nie zapomniał o czymś, dla czego pragnął wcześniej żyć. - Otarła samotnie spływającą po policzku łzę. - O muzyce. Ostatnimi słowami, jakie od niego usłyszałam był tekst polskiej piosenki. Zagrać ci ją?
Jane słuchała słów Elliott w osupieniu. Zaczęła żałować, że spytała. Gdy dziewczyna otarła łzę, która spływała jej po policzku, Jane nie wytrzymała i przytuliła ją. Delikatnie pogładziła po głosach. -Przepraszam. Ja...nie pomyślałam. -powiedziała powoli- Nie musisz niczego robić na siłę. Jeśli sprawi ci to ból, to nie graj. Ja rozumiem.
Przytuliła się do dziewczyny. Nie chciała wzbudzać w niej litości czy tym bardziej, o zgrozo! Poczucia winy. - Nie, jest naprawdę w porządku. To przez to, że jeszcze nikomu o tym nie mówiłam. A sama wiesz, że emocje kumulowane w sobie wypływają z dwa razy większą intensywnością. Dobrze było się ich pozbyć. A teraz się posuń, bo chcę ci zagrać tą piosenkę. - Podkreśliła słowo "chcę". - Jeśli nie masz tego dość oczywiście. Spojrzała na dziewczynę z wyczekiwaniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się. - Tak wiem. Tak samo się czułam gdy powiedziałam ci o moich kłopotach rodzinnych. Spojrzała Elliott w oczy, a gdy dziewczyna podkreśliła słowo "chcę" Jane skinęła głową. - Nie, no coś ty. Chce posłuchać. Pewnie jest śliczna.