Nikt nie wie czemu właściciel tego miejsca nadał mu taką specyficzną nazwę. Nijak to się odnosi do wnętrza, ani nie ima się to wielu innych spraw, które mogą Ci się kojarzyć z tym miejscem. Nie mniej jednak zaraz po wejściu do środka tego starego budynku nasuwa Ci się myśl, że panuje tu przyjemny półmrok. Jest to miejsca dwupoziomowe. Na górze znajdują się zarezerwowane stoliki oraz te dla członków specjalnego klubu. Jeśli chciałbyś złożyć tu podanie o kartę stałego klienta, aby mieć wynajęty stolik na górze na zawsze musisz skontaktować się z właścicielem i przede wszystkim zasłużyć sobie.
Dolna sala jest przeznaczona dla wszystkich klientów i możesz ją z powodzeniem wynająć na swoje urodziny czy inne kameralne przyjęcie, które chciałbyś zorganizować dla ściśle określonego grona. Kto wie, może wy wszyscy chcecie zagrać w partyjkę tajemniczej gry, która obowiązuje tylko w tym barze?
Kłębolot Dymiące Piwo Simisona Smocza Krew Ognista Whisky Różowy Druzgotek Rum porzeczkowy Malinowy Znikacz Łzy Morgany le Fay Wino z czarnego bzu Uścisk Merlina
Rayener nie chciał wierzyć w to, że tak drobna dziewczyna gra w Quidditcha. Nawet nie zapytał, na jakiej pozycji gra. Ten sport nigdy go nie interesował, panicznie boi się wysokości i nigdy nie leciał na miotle z własnej woli. Gdy dziewczyna powiedziała mu o Quidditchu, przypomniało mu się, jak na pierwszym roku stracił przytomność ze stresu, gdy był już w powietrzu. Od tamtego czasu nie ciągnie go do latania i stara się stąpać twardo po ziemi. O pływanie nawet nie chciał jej wypytywać. Widział wystarczająco dużo. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, żeby zaproponować Naeris wspólne pływanie, ale w porę zorientował się, że dziewczyna może na to źle zareagować. I tak pozwalał sobie na zbyt wiele żarcików dotyczących ich pierwszego spotkania. Cóż, może następnym razem? Gdy byli już w środku, Ray przepuścił Naeris przodem i pozwolił jej wybrać stolik. Podobało mu się miejsce, które wybrała. Nigdy tutaj nie był, więc rozglądał się po całym wnętrzu. -A co powiesz na Smoczą Krew?-Odpowiedział na jej propozycję, patrząc na kapelusz, który położyła na stoliku. Z głupkowatym uśmiechem ubrał go na swoją głowę i nachylił się nad dziewczyną siedzącą obok.-Ze mną się nie napijesz? Nie czekając w ogóle na odpowiedź, wstał od stolika i ruszył do baru, zamówić to, co zaproponował. Oczywiście- tak jak obiecał- na własny koszt. Nawet sobie nie wyobrażał tego, że mógłby zaprosić gdzieś dziewczynę i kazać jej za siebie płacić. Może jest bardzo pewny siebie i pozwala sobie na zbyt wiele, ale nie jest chamem. Gdy wrócił do stolika, postawił przed Naeris jednego drinka, a drugiego wciąż trzymał w ręce. Dziwnie się czuł, gdy tak przeszywała go wzrokiem. Tym bardziej, że niedawno unikała jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Czuł się tak, jakby chciała go obnażyć ze wszystkich jego tajemnic. Ze wszystkiego, czego nigdy nie chciał nikomu powiedzieć. Ale on nie mógł się poddać, uśmiechnął się do niej tak, żeby nie mogła z niego nic wyczytać. Był rozbawiony tym, w co właśnie grają. -Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się mnie boisz? Nie ma czego. Nie jestem taki, na jakiego wyglądam. Ale rozumiem twoje obawy. Jeszcze przecież się dobrze nie znamy. Ale wiem co zrobić, żeby już nie było tak niezręcznie. Napijemy się?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris natomiast kochała Quidditch całym sercem i pamiętała, jak niesamowitym było kupieniem jej pierwszej miotły - Nimbusa 2015, najlepszego jaki był na rynku sprzedaży. Do tej pory aktywnie uczestniczyła we wszystkich treningach i starała się, żeby Ravenclaw wygrywał każdy mecz. Większość ludzie ze szkoły już nawet trochę kojarzyła Sourwolf przez miejsce w drużynie, a przecież zawsze pozostawała szarą myszką. Ray zbył milczeniem jej słowa, o nic nawet nie pytając. Sama Naeris pewnie w takim wypadku zalałaby go różnymi pytaniami i uwagami. Co prawda, nadal odczuwała niepewność i nieśmiałość, więc wolała nie przesadzać z napędzaniem rozmowy. Mało brakowało, żeby zalała się rumieńcem, a wtedy pewnie ciężko byłoby jej cokolwiek wybąkać. Była spostrzegawcza, dlatego zorientowała się, że Rayener najwyraźniej po raz pierwszy zawitał w tym pubie. Czy to możliwe, że sama była aż tak dobrze rozeznana w tych wszystkich miejscach? Co prawda, bardzo dużo czasu spędzała w Hogsmeade, nawet miała tutaj dobrą pracę. - Smoczą krew? - spytała, zastanawiając się czemu akurat ten napój zaproponował. Kochała smoki i nie wiedziała już co sądzić o pomyśle dodawania ich krwi do alkoholu. Z drugiej strony dużo osób twierdziło, że tak już od dawna się nie robi i to jedynie pogłoski. - To drogie wino... - bąknęła, drapiąc się po nosie w drobnym zakłopotaniu. Chodziło tu też o to, żeby chłopak nie płacił dużo. Z natury Sourwolf nie lubiła szastania pieniędzmi. Jednocześnie obserwowała jak zakłada jej kapelusz. - A myślisz, że jesteś jakiś wyjątkowy? - spytała, przewracając oczami. W sumie nie powinna zadawać takiego pytania, bo odpowiedź była oczywista. Od Ślizgona czuć było wielką pewność siebie i tupet, przez który pewnie nieraz oberwał. Jednak Ray najwyraźniej robił to co chciał. W myślach Naeris upominała się już, żeby bardzo ostrożnie podchodzić do alkoholu. Nie chciała nic wyczytywać z Rayenera ani domyślać się powodów dla których jest dla niej tak... powiedzmy, że miły. Po prostu spędzała czas ciekawiej niż zazwyczaj, przy książkach albo w dormitorium. - Bać się? Oczywiście, że nie. Dopóki nie jesteśmy sam na sam, raczej mogę uważać się za w pełni bezpieczną. - stwierdziła spokojnie, przyjmując drink. Uniosła kieliszek, żeby zamoczyć w winie usta. Nie mogła powstrzymać odruchu delikatnego skrzywienia. Tak bardzo nieprzyzwyczajona do smaku alkoholu była. Upiła się raz w życiu i to na weselu w Hiszpanii.
-Czyli się mnie boisz. -Spojrzał na nią podejrzliwie, był zdziwiony, że dziewczyna rzeczywiście się go bała. Ale jeszcze bardziej dziwiło go to, że się do tego przyznała. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył i nie wiedział, co o tym myśleć i jak się zachować. Miał świadomość tego, jaki jest, ale to zawsze przyciągało do niego ludzi, nigdy nie odstraszało, a on sam wcale nie chciał nikogo odstraszać. Może kiedyś, gdy był bardzo aspołeczny i za wszelką cenę starał się trzymać jak najdalej od ludzi. Teraz potrzebuje ludzi tak, jak tlenu i nie wyobraża sobie, by ktoś mógłby mieć do niego negatywne emocje (poza zazdrością, której, w swoim przekonaniu, doświadczał każdy, kto go nienawidzi). -Nie chcę, żebyś się mnie bała, nawet, gdy jesteśmy sam na sam, Naeris. Nie jestem żadnym psycholem i moje serce krwawi, gdy mówisz mi, że się mnie boisz. -Uniósł w górę kąciki ust i starał się przez cały czas utrzymywać głęboki, ale spokojny kontakt wzrokowy. -Wiem co o mnie myślisz i musisz wiedzieć, że źle mi z tym, że ludzie postrzegają mnie za kogoś złego. Nie jestem aniołkiem i nie trafiłem do Slytherinu bez powodu, ale nie jestem też taki, na jakiego wyglądam. Mam mnóstwo problemów, ale nie lubię, gdy ludzie się nade mną litują, mój styl bycia jest dla mnie odskocznią. A ja znowu się zapędziłem i powiedziałem o wiele za dużo. Proszę, zachowaj to dla siebie. W rzeczywistości Rayener wcale się nie zapędził, a wszystkie jego słowa były celowe. Chciał zdobyć zaufanie krukonki i pokazać się z innej strony. Chciał zobaczyć jej reakcję na wrażliwego Rayenera, któremu można współczuć tego, że nie potrafi wyrzucić z siebie swoich prawdziwych uczuć. Na obecną chwilę chciał się wykreować, zagrać chłopaka, który sobie nie radzi z problemami. Uśmiechnął się do niej z wyraźnym smutniem na twarzy, chociaż wcale nie był smutny, ani trochę. Może to na ciebie podziała, muszę zdobyć twoje zaufanie, Naeris. Gwałtownie spuścił wzrok w dół i schował twarz w dłonie, ale tylko na chwilę. Nie chciał przecież, żeby jego towarzyszka poczuła się niezręcznie. Przeczesał włosy i znów spojrzał jej w oczy, śmiejąc się cicho. -Napijmy się. Wziął głębokiego łyka wina a później popatrzył na dziewczynę i zobaczył grymas na jej twarzy. Zaśmiał się jeszcze głośniej. Nie spodziewał się takiej reakcji na alkohol. W prawdzie wino było dosyć mocne, ale równie słodkie, widać było, że Naeris nie pije alkoholu zbyt często. Tak czy inaczej, to jak się skrzywiła rozśmieszyło go na tyle, że nie miał zamiaru dać jej spokoju. -Noo wiem, że słabe i niedobre -mówił, nie umiejąc powstrzymać śmiechu - Ale nie krzyw się tak, bo z taką miną już mi się tak bardzo nie podobasz. Następnym razem pójdziemy na wódkę. Może tequila, co ty na to? Chyba, że masz ochotę na whiskey? Lubisz mugolski alkohol? Może Bruichladdich? Wybacz, tylko się droczę, nigdy nie piłem z nikim, kto... Kto nie pije. -Uniósł kieliszek, wciąż się do niej uśmiechając.
Fairwyn był zdecydowanie zwolennikiem spontanicznych akcji. Jedną z takich sytuacji było właśnie napisanie do Courtney i zaproszenie Ślizgonki na drinka. Szczerze mówiąc to nie spodziewał się, że dziewczyna tak łatwo da się namówić na wspólny wypad. Dosłownie z dnia na dzień udało im się zgadać i znaleźć chwilę dla siebie. Nie trudno było odnaleźć blondynkę w Wielkiej Sali i wspólnie wybrać się do Hogs. Problemy pojawiły się dopiero w magicznym miasteczku. O ile coś takiego w ogóle można było nazwać problemami. Anglik nie miał w zwyczaju planowania swoich wypadów, wiec z początku nie wiedział dokąd zabrać dziewczynę. Postawiła tylko jeden warunek, który swoją drogą nie za specjalnie pomagał. Byle nie „Felix Felicis” – przynajmniej miał świadomość, że raczej nie spotkają Pandory. Uwielbiał młodszą Gryfonkę, ale bez przesady. Co za dużo to nie zdrowo. Z początku rozważał „Oasis” i mówiąc szczerze, to bardzo chciał zobaczyć ten klub, bo nigdy wcześniej w nim nie był, ale im dłużej nad tym myślał tym bardziej uświadamiał sobie, że to kiepski pomysł. Klub może i nie miał sobie równych, ale przez to musieliby się liczyć ze sporymi tłumami, które czasem mogłyby być uciążliwe. Ostatecznie zdecydował się na coś prostszego, dużo prostszego. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego zdecydował się na „Pustą Klatkę”. Pub był po prostu pierwszym na jaki wpadli, więc dlaczego by nie sprawdzić. Chodziło przecież tylko o wyjście na drinka, więc nie potrzebowali od razu szczytu luksusu i pięciogwiazdkowej restauracji. Wybór alkoholów nie był zbyt rewelacyjny. W większości były to wina - fajne na romantyczny wieczór, albo do szybkiego nawalenia. Chociaż tej drugiej opcji nie wykluczał, to raczej nie chciało mu się wierzyć w urok dzisiejszego spotkania. Z Maxa romantyk był kiepski. Ostatecznie zdecydował się na Łzy Morgany, które w spokoju mógł powoli sączyć. -Z tego co się orientuję to nie jesteś z Anglii, prawda? – zagadnął, by zacząć jakaś rozmowę, która miała nadzieję później sama się rozkręci.
Kalifornijka była zdziwiona samym listem od Maxa Fairwyna, a jeszcze bardziej obdarzeniem jej mianem dziewczyny Caesara - ale nie zamierzała zawracać sobie tym głowy, uznając to za zwykłe roztrzepanie. W każdym razie zgodziła się skoczyć z Gryfonem na miasto, bo to zawsze miła odskocznia od studenckich obowiązków, a także rzeczywiście dobra okazja, by lepiej się poznać. Przywdziała zatem skórzaną kurtkę, jakąś apaszkę, coby nie zmarznąć i się nie przeziębić, a następnie udała się na miejsce spotkania. Właściwie nie miała specjalnych wymagań - wszystko jedno jej było, dokąd się wybiorą, marzyło jej się tylko omijanie miejsca jej pracy szerokim łukiem, bo bywa tam wystarczająco często i układ stolików czy menu zna już na pamięć. Niezbyt wybredne z niej dziewczę, więc z pewnością będzie wdzięczną towarzyszką, nawet jeśli wybór Fairwyna jest zupełnie przypadkowy. Również Courtney nie wiedziała, czego spodziewać się po dzisiejszym spotkaniu. Ostatecznie postanowiła rozkoszować się smakiem Różowego Druzgotka, w rozsądnych ilościach - każdy wiedział, że nietrudno przesadzić i rozplątać język. - Bardzo dobrze się orientujesz - wiedziała, jaka jest obecnie nagonka na obcokrajowców zarówno w świecie mugolskim, jak i tym magicznym, ale nie zdarzyło jej się jeszcze nic niemiłego. I pewnie się nie zdarzy, bo po pierwsze Amerykanów to się szanuje, przynajmniej tak twierdziła i z dumą przyznawała się do swojego pochodzenia, a po drugie jest prefektem, więc nikt jej nie podskoczy. Nie wspominając o tym, że od Anglików odróżnia ich chyba tylko akcent. - Chodziłam do Salem, przynajmniej do czasu kiedy się spaliło. Czasem tęsknię za moją słoneczną Kalifornią, bardzo tam ładnie, także polecam serdecznie, ale w sumie Hogwart jest spoko - no i zostałam prefektem, co trochę przybliża mnie do zostania królem życia, miała ochotę dodać, ale powstrzymała się. Chyba niewiele jest osób, które są tak dziko zapatrzone w jakiś wyższy, niedookreślony cel i chcą być najlepsze we wszystkim, zarówno w nauce jak i mniej ambitnych kategoriach, więc mało kto ją pod tym względem rozumie. Czasem nawet ona sama tego nie ogarnia. - Za to ty na pewno jesteś rodowitym Anglikiem, więc nawet nie pytam. Chyba każdy zna kogoś z waszego rodu albo Dearów, więc wszyscy wiedzą. Sława - rzuciła suchym żarcikiem, aż zaschło jej w gardle i musiała napić się zamówionego winka. Było w tym jednak ziarno prawdy, bardzo duże zresztą, bo rzeczywiście ich rodzinka królowała Hogsem (ale tylko pod względem liczby krewnych, spokojnie), a ludziom zdarzało się zapominać o łączących ich więzach krwi. - Chociaż nie do końca to pasuje, bo wydajesz się dużo bardziej rozrywkowy niż przeciętny Anglik - dodała, bo w gruncie rzeczy byli oni jako naród dość flegmatyczni. - Może przez te tatuaże. Fajne, tak swoją drogą - dodała, zupełnie przypadkowo komplementując Fairwyna.
Przeciez dobrze jest! Tez zaczynac nie umiem, no i dawno nie pisałam, a to źle ;<
Nazwanie Kalifornijki dziewczyną Caesara nie było przypadkowe. Courtney była jedną z nielicznych dziewczyn, z którymi Ślizgon nie miał problemów, a może nawet potrafił się dogadać. Przynajmniej tak to odczuwał Max i właśnie dlatego nazwał ich parą, Zdawał sobie sprawę, że to nieprawda - w końcu gdyby Caesar znalazł sobie dziewczynę, to starszy Fairwyn byłby pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała – ale odpowiednio długo powtarzana kłamstwo staje się prawdą. Czy tego dla nich chciał? Kto wie… -Kiedyś ją odwiedzę – mógł tak śmiało powiedzieć o każdym miejscu na świecie, w którym jeszcze nie był. Największym marzeniem Gryfona było zwiedzenie całego świata i chociaż glob był ogromny to powoli i wytrwale dążył do celu. Na swoim koncie już miał spory dorobek, którym z dumą mógł się pochwalić. -Co tam się właściwie stało? Wielka tragedia, ale jakoś nigdy nie miałem okazji poznać szczegółów – trochę głupio było się przyznawać, ale przez swoje wycieczki Anglik miewał spore braki w wiedzy. Często znikał na tydzień czasem trzy, a kiedy wracał był jak człowiek odcięty od cywilizacji. Ciężko w to uwierzyć, ale istnieją miejsca gdzie nawet sowy nie dochodzą i właśnie takie najbardziej ekscytowały Maxa. -No dzięki – krótko podsumował z nieco głupawą miną. Nigdy mu nie zależało na majątku czy być rozpoznawalną osobą tylko ze względu na nazwisko. Zawsze starał się być po prostu sobą, nie zważając na to co mówią inny. Nie znosił tej całej nienawiści czysto-krwistych wobec nie tak szlachetnie urodzonych czarodziejów. -Ciężko nie znać Edka – wujek Maxa i zarazem ojciec wcześniej wspomnianego Caesara był bardzo dobrze rozpoznawalną osobą na całym świecie, nie wspominając już o tym, że postanowił teraz nauczać dzieciaki w Hogwarcie. Tytuł bratanka jednak nie dawał tutaj żadnych przywilejów. Wręcz przeciwnie w tej rodzinie był on bardzo często utrudnieniem. -Może faktycznie jestem – mrugnął do blond koleżanki i zaśmiał się cicho. W tych słowach było dużo więcej prawdy niż mogło się wydawać. Max potrafił bawić się w każdym miejscu na świecie z najdziwniejszymi ludźmi jakich w życiu widział. Nie przeszkadzały mu bariery językowe ani jakieś inne komplikacje. Po prostu starał się łapać młodość póki jeszcze mógł. -Staram się, by takie były – wyszczerzył delikatnie zęby. Skromny to on nie potrafił być, kiedy ktoś go komplementował. Nie był chyba do tego przyzwyczajony, wiec by nie poczuć się zawstydzonym musiał wyjść obronną ręką.
Była już tak zmarznięta, że widząc na horyzoncie pub o wdzięcznej nazwie "Pusta Klata", pociągnęła Lennoxa za sobą, nie zważając na to, czy miał on jakieś konkretne plany, czy szedł na żywioł. Jemu może było ciepło, ale ona w tej krótkiej sukience i butach na obcasie z całą pewnością nie mogła tego powiedzieć. Nie mówiąc już o tym, że wchodząc do pomieszczenia, musiała wyglądać co najmniej śmiesznie, jak nie żałośnie. W końcu każdy przebywający tu obecnie ubrany był raczej normalnie. I przede wszystkim stosownie do temperatury. Trudno Skierowała się w stronę baru, zaraz po przekroczeniu progu i bez zastanowienia zamówiła Kłębolota, którego ostatnio tak bardzo sobie upodobała. Zdawała sobie sprawę, że mieszanie alkoholu to nie najlepszy pomysł, ale miała tak wielką ochotę na wino musujące! Musiała je wziąć i zerkając na stojącego obok Ślizgona, miała nadzieje, że w razie czego nie zostawi jej w potrzebie. Zgarnęła z baru zamówiony trunek i ruszyła w stronę wolnego stolika. Nigdy wcześniej tu nie była, ale musiała przyznać, że podobał jej się panujący tu półmrok. Dodawał fajnego klimatu. Miejmy tylko nadzieje, że nie zechce jej się znów od niego spać. Nocny spacer nieco ją rozbudził i w tym momencie czuła się jak nowo narodzona. Pijana nowo narodzona. -Dlaczego nie rozmawiałeś z siostrą? Na imprezie. -Zapytała, uświadamiając sobie, że nawet nie wie jak wygląda jego bliźniaczka. Wie tylko, że istnieje. Usiadła na krześle, płaszcz rzucając na sąsiednie i oparła łokcie o blat stołu, przypatrując się chłopakowi. Znów to robi -Dlaczego jesteś prefektem? -Dodała po chwili i zaczęła się śmiać. Było tylu ludzi nadających się bardziej od niego... Czuła, że znów włączył jej się tryb pytań. A wiedząc, że ich umowa nadal obowiązuje, postanowiła nieco to wykorzystać. Upiła łyk napoju i uśmiechnęła się pod nosem. Było pysznie. -Nie byłam obrażona. -Pokręciła głową, przypominając sobie jego uwagę, gdy opuszczali klub. Nie było kiedy mu odpowiedzieć, a potem całkiem o tym zapomniała. -Byłam śpiąca. I trochę mnie bolała głowa. Wiesz, ja w odróżnieniu od pana prefekta, staram się chodzić na lekcje.
Nie on kazał jej się wciskać w takie cudeńko, które ledwo co tyłek zakrywało. Kobiety i ich wyczucie, naprawdę, ubierały się tak, a potem marudziły. Skoro już się tak ubrała, powinna brać pod uwagę możliwość znalezienie się na mrozie. Była zima. Helo! Był to pub, był dzień wolny... Wydawało mu się, że wyglądała całkiem normalnie. On czuł się zdecydowanie nieswojo w koszuli, która kompletnie nie pasowała do jego postaci. Naprawdę, jest mało osób, którym to nie pasuje. On był jedną z nich. Cóż, ponownie mógł się czuć wyjątkowo. Choć na tle towarzystwa zebranego w pubie, wyglądał jak każdy inny. Nie przeszkadzało mu mieszanie. Zamówił ognistą, a choć kolorowy napój jeszcze pływał w jego żołądku, to połączenie było zdecydowanie ciekawe. Postanowił delektować się swoim trunkiem, cóż, do czasu aż przestanie się tym kompletnie przejmować. Ruszył za swoją dzisiejszą towarzyszką i przez moment zastanawiał się na tym, co on właściwie wyprawiał. Z nią. Wiedział, że to nie skończy się tak dobrze, jak powinno. Usiadł przy stoliku, odwracając krzesło tyłem i opierając łokcie na oparciu mebla. -Którą? Były tam dwie... Choć może nawet i trzecia się pojawiła.-Uśmiechnął się lekko, jednak po chwili wzruszył lekko ramionami.-Jeżeli myślimy o tej samej, cóż... Ja i Olie mamy mały problem z komunikacją w tym momencie.-Powiedział, choć słowa z trudem przeszły przez jego usta. Niby jakim prawem miał jej udzielić prawidłowej odpowiedzi? Umowa. Nie dotyczyła imprezy? A w końcu wyszli z imprezy... Nieważne. Niewygodny temat, a kontynuacja mogłaby źle się skończyć. Jeszcze nie wiadomo, dla której ze stron. -Sam Merlin tego nie wie. Stawiam na to, że nie było kandydatów. I tylko ja im pozostałem.-Powiedział, naprawdę nie mijając się z prawdą. Spojrzał na nią.-Czy nasza umowa będzie obowiązywała w drugą stronę?-Uniósł lekko brwi. Wydawała się całkiem rozmowna dzisiaj... Może czas to wykorzystać? I w końcu pokazać jej, dlaczego miała takie a nie inne początkowe zdanie o nim? -Mall, co mają lekcje do bólu głowy? Siedzenie w książkach wysysa z Ciebie życie? Nie mów, że przez to masz taką słabą głowę.-Zaśmiał się. Fakt faktem, Lennox nigdy nie miał problemu z przyswajaniem wiedzy. Tak już miał... Obwiniał za to geny. Upił kolejny łyk ognistej, troszkę większy i bardziej rozgrzewający.
Nie wiedziała gdzie idzie i z jakiej okazji do dosłownie samego końca, wiec wydawało jej się, że ubrała sie dość stosownie do sytuacji. Wtopiła sie mniej wiecej w tłum na imprezie, nie zwracając na siebie większej uwagi. I dobrze. Natomiast nie przewidywała późniejszego wypadu do baru. W zasadzie podejrzewała, że po urodzinach Lysa, zarówno Mallory jak i Lennox pójdą w swoje strony i na tym skończy sie ich dzisiejsze wspólne imprezowanie. Poza tym! Wcale nie miała sukienki ledwo zakrywającej tyłek. Mall w tej chwili nie myślała nad tym, co właściwie sie dzieje. Będzie się zastanawiać nad tym jutro i być może tego żałować, a teraz? Teraz żyła chwilą. -Ah... -Westchnęła, wyczuwając, że nie jest to wymarzony temat dla siedzącego przed nią Ślizgona. Kiwnęła powoli głową, dając mu do zrozumienia, że rozumie i wypiła pare łyków trunku. Mimo, że alkohol, który zamówiła nie należy do najmocniejszych, znany jest z tego, że dość szybko kręci się po nim w głowie. I Mall właśnie miała przyjemność poczuć jego działanie. Cieszyła się, że z nim poszła. Juz dość długo nigdzie nie wychodziła i zaczynała powoli dusić sie w zamku, także dzisiejsze wyrwanie się ze szkoły na pewno dobrze jej zrobi. Nawet nie wie kiedy przestała tak dużo imprezować, ale musi przyznać, że troche jej tego brakowało. A Ślizgon dzisiaj jej również zapewnił rozrywkę. -Niech stracę. -Odpowiedziała mu po chwili na pytanie, zastanawiając się o co chciałby ją zapytać. Sięgnęła po kieliszek i zaczęła sie nim bawić, uważając na to, żeby zaraz nie zamienił sie w kupkę szkła. Dziś już i tak wystarczająco dużo rzeczy zrobiła nie tak, jak powinna, więc niech chociaż ten nieszczęsny kieliszek pozostanie w całości. -A co chciałbyś wiedzieć? -Zapytała pare sekund później, unosząc głowę i spoglądając na niego. Miał w sobie coś, co z jednej strony przyciągało jej wzrok, a z drugiej nieco onieśmielało, dlatego po chwili wpatrywania się w niego, odwróciła wzrok i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. -Nie jestem wielką fanką szkoły. -Wzruszyła ramionami, jakby mówiła najnormalniejszą w świecie rzecz i upiła łyk stojącego przed nią trunku. Zawsze wolała iść na skróty, jeżeli chodzi o naukę i nigdy specjalnie się z tym nie kryła. Owszem, jest ambitna, ale nie na tyle, żeby przekładać naukę na chociażby życie towarzyskie. Cóż.. całkiem możliwe jest to, że właśnie przez to nie trafiła do Ravenclawu, w którym była zdecydowana większość jej rodziny. Najważniejsze było to, że ona sama zna swoją wartość. I w żadnym wypadku nie uważa się za głupią. Spojrzała na Lennox’a i zmarszczyła brwi. -Bez przesady, wypiłam więcej... -I wcale nie jestem pijana.
Powiem tak, wystarczyło, że się zachwiała lub pochyliła się do przodu a już widział zdecydowanie za dużo. Powinny mu jakieś wypieki na twarzy wyjść, czy zwyczajnie powinien zwrócić jej uwagę, iż ubrała się nieadekwatnie do pogody. W końcu on sam wyznaje zasadę, aby było najwygodniej... Nieważne, że coś mogło być już rozciągnięte i dziurawe. Lubił swoje stare szmaty. Zwykle wiązało się z nimi kilka ciekawych historii, czyli bójek. Będzie się nad tym zastanawiała? Po co? Po co analizować ich wyjście i ten kontakt, który najwidoczniej jakiś tam złapali. Wzruszył jedynie ramionami i opróżnił swoją szklankę, ciesząc się, że nie był pierwszym lepszym koneserem ognistej. Zapewne szybko by ją wypluł lub zaczął się dławić. Jednak on pozwolił aby trunek powoli i niemal boleśnie przebył tę drogę przez gardło do żołądka. Zdecydowanie nie trafiła na dobry moment aby wspominać o siostrach. Jakichkolwiek. Prawda jest taka, że nadzwyczaj normalne kontakty miał tylko z Lysem. Bo o młodszym rodzeństwie nie było mowy, tak jakby ma zakaz zbliżania się do młodych... To temat na jeszcze większą porcję alkoholu, inne miejsce i przede wszystkim, musiałby przygotować kilka worków i łopatę aby gdzieś potem ją zabić i zakopać. Sam był zdziwiony tym, że siedzi sobie w pubie z Mall. Już nawet nie pamięta, od czego zaczęła się ta niechęć, którą szerzył wobec jej osoby... Zapewne była to jakaś bzdura, bo powiedzmy sobie szczerze. Niewiele trzeba aby czymś go zirytować i skreślić sobie u niego drogę. -Nie mam konkretnych pytań. Wolałem się przygotować.-Powiedział i uśmiechnął się szeroko, co wcale nie musiało oznaczać czegoś miłego. Był to wilczy uśmiech... Jakby coś planował, coś wielkiego i nieprzewidywalnego. Cóż, takie można odnieść wrażenie. Może chłopak nigdy nie posiada ukrytego i niecnego planu? Rozejrzał się w poszukiwaniu kelnera, a gdy go zauważył, wskazał na swoją szklankę i podniósł dwa palce.-Nie będziemy się dzisiaj oszczędzali, Mal. Jako moja śliska koleżanka, powinnaś dotrzymać mi kroku.-Powiedział. -O jednego... Choć wylałaś mój napój, więc to tak raczej o połowę tylko mnie wyprzedasz.-Powiedział spokojnie, stukając palcami o blat stołu, jakby w rytm muzyki, która rozbrzmiewała w tle pubu. Przekrzywił lekko głowę w bok i przyjrzał się dziewczynie, dokładnie tak, jak ona jemu. Z tą różnicą, że Lennox nie odwrócił wzroku.-Powiedz mi, co taka osoba jak ty, z pozoru wydająca się całkowicie normalna... Robi sama w takim pubie z osobą mojego pokroju.-Pokręcił lekko głową, jakby nie do końca chciał w to uwierzyć. Przyjął trunek, który został im doniesiony i przesunął jedną szklankę w jej kierunku. Uniósł porozumiewawczo brwi.
Kto nie lubi wygodnych ubrań? Oczywiście, że wolałaby siedzieć tu teraz w ciepłym, grubym swetrze i nie marznąć, ale sytuacja zmusiła ją do tego, żeby ubrać sie nieco inaczej niż za co dzień. Zresztą, w zimnych murach zamku można ją spotkać prawie wyłącznie ubraną w najcieplejsze ubrania jakie posiada, nie jest raczej typem osoby, która bardziej ceni sobie wygląd niż dobre samopoczucie. Nigdy też takich osób nie rozumiała. Czy istniał dla niego jakikolwiek dobry moment na rozmowy o siostrach? Czy byłby skłonny coś o nich jej powiedzieć, gdyby miał akurat lepszy humor? Pewnie nie. Ale nie naciskała. Tej rzeczy nie musi wiedzieć. Zapytała z czystej ciekawości i odpowiedz, jaką od niego usłyszała w zupełności jej wystarcza. Przynajmniej na ten moment. Ona nigdy nie miała nic do jego osoby. Żył sobie w jakimś tam swoim świecie, a ona do pewnego momentu nawet nie zawracała na niego uwagi, koncentrując się na ważniejszych wtedy rzeczach. A kiedy już zauważyła jego osobę, zastanawiało ją dlaczego widzi w swoim kierunku praktycznie same wredne spojrzenia. Najwyraźniej coś musiało mu nie podpasować. Jedna z jej brwi wywindowała ku górze, widząc uśmiech na twarzy Lennox’a, troche dla niej niepokojący, jakby chłopak miał wobec niej jakieś plany. Po chwili poprosił kelnera o dwie szklanki ognistej i wciąż patrzył się na nią jak typowy wąż. Momentalnie złapała go za nadgarstek i docisnęła do blatu, wiedząc, że z jej siłą Ślizgon zapewne niczego nie poczuł, ale przynajmniej przez ułamek sekundy mogła się poczuć jakby była z nim na równi. -Jeżeli zamierzasz mnie upić, to przynajmniej obiecuj, że nie zostwisz mnie na pastwę tych ludzi. -Rozejrzała się po barze, namierzając paru podejrzanych osobników, po czym wzrokiem powróciła do chłopaka. -I to chyba ty musisz dotrzymać kroku mi, nie odwrotnie. -Uśmiechnęła sie pod nosem i puściła jego rękę, powracając do poprzedniej pozycji. Dopiła do końca swój trunek i z chęcią przyjęła ten od swojego dzisiejszego towarzysza. -Skąd wiesz, że wylałam? Może wypiłam. Albo ktoś go sobie przygarnął, a ja jako dobra znajoma zamówiłam Ci nowego. -Cholera, domyślił się. Sięgnęła po szklankę i wypiła mały łyk ognistej. Skrzywiła się lekko, czując jak trunek pali jej przełyk. Chyba o to chodziło mu w dotrzymaniu kroku. -Uważasz się za osobę gorszego sortu, że zadajesz takie pytanie, czy po prostu mam sie bać siedzieć tu z tobą? Sama. -Zapytała, uświadamiając sobie po chwili, że dosłownie 2 minuty temu ustalili, że umowa działa w dwie strony. I chyba nie powinna odpowiadać mu pytaniem na pytanie. -Hmm, jakby to ująć. To wszystko twoja sprawka. Ty mnie wziąłeś na imprezę i potem do baru... -Wzruszyła ramionami i zarzuciła na plecy włosy, które spadały jej na twarz. -Może też potrzebowałam rozrywki. -Dokończyła i znów zaczęła sie bawić kieliszkiem, którego nie zabrał kelner, teraz już jednak pustym.
Co to za problem, aby właśnie w tym momencie zdobyła ten sweter? Czyżby nie miała przy sobie różdżki? W końcu znajdowali się w wiosce. Nie tak daleko się więc znajdowali. Po drugie, Nox znał o wiele łatwiejsze sposoby na zdobycie takiego okrycia, jednak nie zamierzał z nimi wychodzić na przeciw. W końcu utwierdziłby tylko swoją towarzyszkę w opinii, która została mu nadana. Oczywiście, że istniał dobry moment. Jednak nie istniał on w jego rzeczywistości. Choć chyba był bardziej skłonny do opowieści na temat rodzeństwa, niż na temat matki. Nie trawił kobiety, a każda myśl o niej jedynie podnosiła mu ciśnienie. Teraz? Zwalił to na promile we krwi, które powoli do niego docierały. Zdecydowanie coś mu się wtedy nie podobało, właśnie to, że tak na niego spoglądała. Obserwowała go jak jakiś ciekawy i nawet interesujący obiekt. Odbiegał od reszty, nie nosił szkolnej szaty, praktycznie nie było go widać na zajęciach, a kiedy wreszcie raczył pojawić się w miejscu, w którym przebywa więcej ludzi niż on sam... Był wiecznie poobijany. Chyba większość swojego szkolnego życia spędził właśnie w Skrzydle. Miał nawet swoje własne łóżko, a niewielkiej szafce znajdowało się kilka jego rzeczy, które zawsze mu się przydawały podczas pobytu w tamtym miejscu. Spojrzał na dłoń, która przytrzymywała jego nadgarstek, zmarszczył mocno brwi, aby dopiero po chwili podnieść na nią swoje spojrzenie. Nie podobało mu się to, co zobaczył, ani to, co usłyszał. -Myślisz, że kim kurwa jestem. Może i nie jestem jedną z przyjemniejszych osób, ale nie zostawiłbym Cię tutaj. -Wyrwał swoją rękę i chwycił szklankę, która została im przyniesiona. Musiał coś mieć w ręce, tak było zdecydowanie lepiej... -Muszę zapalić.-Mruknął i zszedł z krzesła. Spojrzał na nią.-Nie martw się. Wrócę.-Dodał i wyszedł. Wiedział, że mógł palić w pomieszczeniu. Nie mógł jednak pozostać na miejscu ani minuty dłużej. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło. Jebać. Po prostu. Odpalił jeszcze w pomieszczeniu papierosa i wyszedł na zewnątrz. Fala zimna go dosięgnęła, o mało nie gasząc żaru. To może trwało dwie minuty, dym koił jego gardło. Zimne powietrze zetknęło się z jego rozgrzanymi policzkami, a to całe połączenie z ognistą... Cóż. Wyszedł zdecydowanie bardziej trzeźwy. Po chwili wrócił do stolika, nawet nie racząc jej spojrzeniem. -Mall, blat od baru się kleił kiedy położyłem na niej rękę. To chyba mówi samo za siebie.-Powiedział spokojnie, nawet z lekkim uśmiechem. Jakby całe to bronienie się przed prawdą było dosyć zabawne. Był zwyczajnie spostrzegawczy. Dobra cecha, nie powie. -Stwierdzam fakty, moja droga. A to, czy się boisz czy nie... To już nie ode mnie zależy. Uważam jednak, że chyba nie jest ze mnie aż taki potwór.-Powiedział, upijając spory łyk ze swojej szklanki. Wzruszył niedbale ramionami. Wiedział, że jak dalej tak pójdzie... To będzie trzeba ich dwójkę sprzątać z podłogi. Ale coś w tym było... On również potrzebował rozrywki. I to nie takiej, w której głównym elementem był ruch pięści i pękanie kości. -Do baru sama wparowałaś.-Zaśmiał się lekko, kręcąc przy okazji lekko głową.-Skoro wszystko jasne. Po prostu pij.-Wskazał na przyniesioną ognistą przez kelnera. To zaskakujące, jak szybko jego humor potrafi ulec zmianie. Jedyne co jej pozostało, to chyba się do tego przyzwyczaić. Na ten jeden wieczór.
Biorąc pod uwagę zakłócenia magii, które ostatnio dopadły Wielką Brytanię, wolała nie używać różdżki, jeżeli nie było to konieczne. Nie miała przecież pewności, czy zaklęcie zadziała tak, jak powinno, a nie chciałaby niechcący puścić z dymem tej uroczej wioski. Zresztą, przecież nie było znowu tak źle. Solidna dawka alkoholu, która już od jakiegoś czasu płynęła sobie w jej krwi, sprawiła że powoli robiło jej się coraz cieplej. Od zawsze była bardzo nieufna w stosunku do innych ludzi. Chciała ich najpierw przejrzeć, trochę może poznać, zanim przeszłaby o krok dalej. W tym akurat aspekcie ona też była dobrym obserwatorem i również Lennox'a wzięła pod lupę, chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej niż tego, że po prostu jest. I jakimś dziwnym, nikomu nieznanym trafem został prefektem. Był on jednak na tyle skryty i na tyle wycofany, że ciekawość Ślizgonki rosła wraz z mijającymi dniami spędzonymi na "badaniu" jego osoby. I rzeczywiście, jej nieco wścibskie spojrzenie z całą pewnością mogło być negatywnie odebrane. Pewnie ona sama też by siebie za to znielubiła. -Nie wiem, nie znam Cię. Wolałam się upewnić. -Zmarszczyła brwi, patrząc na chłopaka, którego ewidentnie wkurzyła. Nie wiedziała, że jego reakcja będzie aż tak ostra i cóż...trochę się przestraszyła. Nie dała jednak tego po sobie poznać i na jego krótką wypowiedź, kiwnęła lekko głową, po czym odprowadziła go wzrokiem do wyjścia. Sięgnęła po leżącą na blacie szklankę i szybkim ruchem wypiła połowę jej zwartości. Momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy, które jednak po paru sekundach zniknęły. Ognista ewidentnie nie należy do jej ulubionych alkoholi. Z rozmyślań wyrwał ją podejrzanie spokojny głos chłopaka. Podniosła głowę i skierowała na niego swój wzrok, marszcząc czoło, jakby nie wiedziała co się właśnie stało i gdzie poszedł sobie Ślizgon sprzed pięciu minut. Wkurzony Ślizgon sprzed pięciu minut, który teraz stał przed nią i jak gdyby nigdy nic gadał o tym feralnym drinku. Ehh, zapomnijmy. -Dobrze się czułam w twoim towarzystwie, ale teraz... -Zawiesiła głos, a wzrok zatrzymała na siedzącej przy sąsiednim stoliku parze. Wzruszyła ramionami, nie wiedząc co ma powiedzieć i głęboko westchnęła. -Teraz sama nie wiem. Zupełnie nie potrafię Cię rozgryźć. Nie lubię nie wiedzieć z kim mam do czynienia. -Dokończyła, głównie mając na myśli tak wielkie wahania nastrojów siedzącego przed nią, uśmiechniętego teraz chłopaka. Zerknęła na niego i sięgnęła po naczynie, które wskazał. Upiła parę łyków, a w szklance została jej już tylko końcówka. -Owszem, ale! To ty stwierdziłeś, że noc jest jeszcze młoda i nie wracamy do zamku. Więc wciąż utrzymuje wersję, że to wszystko przez Ciebie. -Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła jeździć prawie pustą szklanką po blacie, niespecjalnie chcąc patrzeć się na Ślizgona. Czy się przyzwyczai? Nie wiem.
Te zakłócenia nie szczególnie sprawiały mu problemu. Posługiwał się różdżką ewentualnie na zajęciach. Magia nie jest mu potrzebna podczas codziennego egzystowania. Pomimo tego, że w jego domu jest to na porządku dziennym. Może to właśnie przez to tak bardzo zraził się do takiego ułatwienia sobie życia? Uwielbiał robić na przekór matce. Lub zwyczajnie wolał czuć trud wykonanej przez siebie czynności... Kto go tam wie. On ma wiele odpowiedzi na jedno pytanie. Oh, bardzo dobrze, że była wobec nich nieufna i czujna. Powinna tylko brać pod uwagę ewentualność, w której to ta druga osoba staje się tym lepszym obserwatorem. A szybkość odpowiedniej dedukcji i za spokojnienie ciekawości utrudni jej swoje własne obserwacje. W końcu skoro już wiemy wszystko, czego chcieliśmy... Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zwyczajnie sobie odejść, prawda? Tu nie chodziło o spojrzenie. Może czuł się nieswojo, z tym że tak długo z nim wytrzymała? Zawsze mogła udać się do szkoły zaraz po wyjściu z imprezy. Nie zrobiła tego. A chęć rozerwania się nie była dla niego wystarczająca. Nie powinien się unieść. Nie powinien pozwolić, aby była tego świadkiem. Nie dlatego, że po prostu nie chciał, aby go takim widziała. Może nawet lepiej, że tak się stało. Szybciej uświadomi sobie, że nie warto z nim tutaj siedzieć. Czy zaczepić na szkolnym korytarzu. Czy naprawdę chciał, aby ich znajomość skończyła się po tym wieczorze? -Mall, skoro tego nie lubisz, co jeszcze tutaj robisz. Nie czujesz się bezpiecznie, nic Cię tutaj nie trzyma. -Wzruszył ramionami. Tak, nie pozwoli, aby ponownie zobaczyła na jego twarzy jakiś prawdziwych uczuć. Reakcji, które pomimo tego, jak nieprzyjemne były... Były po prostu szczere. -Możesz po prostu przyjąć to, że jestem zmienny i nieobliczalny. Nie odkryjesz w końcu niczego nowego. Jednak jeżeli Ci to przeszkadza. Cóż, kim jestem, aby zagrodzić Ci drogę .-Jego wargi lekko się wygięły, kiedy sięgał po końcówkę swojej ognistej. Zagrodziłbyś jej drogę? Może. Podniósł dłonie do góry, niemalże w obronnym geście .-Tak. Przyjmijmy, że to moja sprawka.-Dodał spokojnie. Przez moment obserwując mężczyznę, który siedział za plecami dziewczyny. Niby bez konkretnego powodu, a jednak było w nim coś znajomego. Co niekoniecznie wróżyło coś dobrego. Przynajmniej tak w jego przypadku bywa, że twarze znane nie są tymi, które chciałby ponownie oglądać. Po chwili przeniósł spojrzenie ciemnych oczu na swoją towarzyszkę, prawie śmiejąc się z tego, jak usilnie starała się na niego nie patrzeć. Był aż tak porywająco przystojny? Niech już mu tak nie schlebia. Chyba, że chodziło o to, że był tak szpetny aż patrzeć się nie dało. To zmienia postać rzeczy.
Elias Harrison nie zależał do spokojnych ludzi, a fakt, że bezustannie udawało mu się wyrwać magimilicji zawdzięczał tylko i wyłącznie swojemu cholernemu szczęściu. Trudno ukryć, że Harrison oprócz fascynacji nielegalnymi działaniami miał również nieskrywaną słabość do przemoc, która doznała nagłego renesansu, gdy podczas picia whisky z kolegami spod ciemnej gwiazdy dostrzegł @Lennox X. Zakrzewski. Mężczyzna doskonale znał twarz tego młodziaka, gdyż mierzył się już z nim raz i poniósł sromotną klęskę. Od razu poczuł narastający gniew, a nie mógł pozwolić by tym razem ten smarkacz z nim wygrał, więc po krótkiej rozmowie z kolegą wybrali się w dwójkę do stolika Noxa i bez chwili zastanowienia rozpoczęli atak - Elias zaczął bić go w twarz, zaś jego znajomy w brzuch. W normalnej sytuacji młody Zakrzewski miałby szansę się obronić, jednakże dwójka napastników i element zaskoczenia zrobiły swoje. Zanim ochrona zareaguje Lennox może dostać porządnie w zęby...
Czuł się nieswojo, że tak długo z nim wytrzymała? Cóż, nie zrobił jej niczego złego, a na imprezie całkiem nieźle się bawiła, jego humorki mimo, że wkurzają- są do wtrzymania, zatem dlaczego miałaby wracać do zamku? Było w nim coś, co sprawiało, że dziewczyna chciała z nim rozmawiać i siedzieć koło niego. Chciała go poznać, trochę lepiej niż dotychczas. Nie było to już jednak obserwowanie i "badanie". Można powiedzieć, że chyba mu nawet trochę zaufała. Chociaż nie przyzna się do tego na głos. Lubi wyzwania, a przecież sam Lennox kiedyś jej wspomniał o swoim dość humorzastym stylu bycia. I może rzeczywiście poczuła się dziwnie, gdy ten tak ostro zareagował na jej słowa, ale nie była jakoś szczególnie zszokowana. I wcale nie zamierza go omijać teraz szerokim łukiem na korytarzach i w Pokoju Wspólnym, nie popadajmy w paranoje. A jeżeli on sam, nie wiedząc czemu chce ją zniechęcić do swojej osoby, cóż...nie udało mu się to. -Kto powiedział, że nie czuje się bezpiecznie? -Zapytała po chwili, patrząc się na niego dziwnym wzrokiem. Wkurzało ją to, że praktycznie przez cały dzisiejszy wieczór Ślizgon mówił o jej powrocie do zamku. -Jakbym chciała, to już dawno by mnie tu nie było. Uwierz lub nie. -Dodała po chwili, może trochę zbyt ostrym tonem, ale cóż. Była trochę zirytowana. Dlaczego miałby ją zabierać na urodziny brata, a teraz próbować ją do siebie zrazić na chyba wszelkie możliwe sposoby? Jeżeli chce, niech jej to po prostu powie. Nie będzie protestować, wróci do zamku i będzie udawała, że nic się nie stało. Nie będzie protestować? Zmarszczyła brwi, gdy wzrok Lennoxa zatrzymał się na czymś za jej plecami. Spojrzała na niego dziwnie, po czym powoli odwróciła głowę. Ciekawość wygrała. Przy stole za jej plecami siedziało trzech ludzi, wyglądających za sporo starszych. Momentalnie odwróciła się do Noxa i już chciała powiedzieć mu, żeby przestał, kiedy przed jej oczami pojawili się wspomniani wcześniej mężczyźni i nic nie mówiąc, zaczęli bić siedzącego przed Mall chłopaka. -Co... -Nie mogąc wydusić z siebie słowa i nie mając zielonego pojęcia co się właśnie dzieje, sięgnęła po schowaną w kieszeni płaszcza różdżkę i skierowała ją w stronę pustej szklanki Ślizgona, kątem oka obserwując sytuację. -Finestra -Mruknęła, mając nadzieje, że zaklęcie zadziała. Po chwili szklanka rozbiła się na parę ostrych kawałków, a dziewczyna sięgnęła po dwa z nich i bez zastanowienia wbiła je w przedramienia obu przeciwników Ślizgona. Dobrze wiedziała, że niewiele to da, nie mając nawet pojęcia czy dwóch dorosłych mężczyzn cokolwiek poczuło, jednak miała nadzieje, że da to dodatkowe parę sekund Lennoxowi.
Może został przyzwyczajony do zupełnie innych reakcji. A skoro nie do tego przywykł, w jaki sposób powinien reagować? Biedny chłopak, nie powinno mu się mieszać w głowie. I właśnie trochę tak się teraz czuł, nieswojo. Jakby nie na swoim miejscu. Skąd może wiedzieć, o czym myślała i jak się bawiła na tej imprezie? Nie zaczęło się zbyt obiecująco, czego ślad wciąż nosił na plecach. Dodatkowo, nie była zbyt przekonana do tego całego jego zaproszenia. Sam jeszcze nie był pewny czym się w tamtym momencie kierował, zuchwałością? A czy ona nie była wyzwaniem dla niego? Może dlatego chciał jej siebie obrzydzić. Tak było łatwiej. Nie musiał się zastanawiać nad jej intencjami... Choć to nie ona stanowiła problem, prawda? Tu chodziło o niego. Uwielbiał przekraczać wyznaczone przez siebie granice, nie był tylko przekonany, gdzie dokładnie by się znalazł przekraczając tę konkretną. Niewiadoma zawsze była ekscytująca. A Mallory? Wprowadziła jakieś dziwne zamieszanie. Cholera. -Nie poczułaś się dobrze w moim towarzystwie. Jak ma to interpretować?-Uniósł lekko brwi, wzruszając przy okazji ramionami. Nie musiała mu odpowiadać, chociaż ton jego głosu mógł sugerować pytanie. Podniósł na nią swoje spojrzenie, a lewa warga lekko drgnęła. Czy to był jej ton głosu, czy zacięty wyraz twarzy? Nie wiedział. A fakt, że nie czuła wobec niego żadnej obawy był po prostu... Interesujący. Zwykle nie pozwalał innym na taki poziom zażyłości. Bo inaczej tego nazwać nie mógł, tylko osoby bliskie rozmawiały z nim w taki sposób, co też zdarzało się dosyć rzadko.-Wierzę.-Powiedział spokojnie. W końcu miała rację, gdyby nie chciała... Dawno by już się z nim pożegnała. Czy wmawianie sobie, że był tym złym powodowało, że czuł się lepiej? Bo jak inaczej miał interpretować jej zachowanie, słowa i całą tą resztę, jak nie jakieś dziwnej fascynacji? Trzymanie się w cieniu było łatwiejszym sposobem na życie, najwidoczniej wielkim wyzwaniem będzie dla niego kontynuowanie tej znajomości. Chciał wiedzieć, co będzie dalej. Naprawdę nie mógł skojarzyć twarzy z wydarzeniem, mógł jedynie przeczuwać, że nie było to nic miłego. Może nawet jakaś kość się odezwała w ramach przypomnienia. Chciał zwrócić jej uwagę, aby tego nie robiła... Nawet wyciągnął dłoń, aby nie odwracała głowy. Nie musieli przyciągać uwagi, niepotrzebnych spojrzeń i szeptów. Jakaś lampka z tyłu głowy mu się zaświeciła, oznajmiając aby stąd po prostu wyszli. Nie zdążył jednak tego zrobić, widząc jak dwójka z nich kieruje się w kierunku wyjścia. A przynajmniej tak podejrzewał, a może zwyczajnie chciał podejrzewać. Nie zarejestrował ruchu i w ten sposób wzięli go z zaskoczenia. Poczuł, jak wypada z krzesła, na którym się wygodnie ulokował, przewracając je. Krew. W tym momencie mógł zarejestrować jego spory ubytek. Który to już raz w tym miesiącu będzie musiał nastawiać nos? Na moment stracił oddech, krztusząc się krwią, którą musiał wypluć na ziemię, bądź na jednego z napastników. Cóż, nie trzeba było uderzać go w brzuch, tak pewnie gdzie indziej by to wylądowało. Szklanka, której chciał użyć do ogłuszenia jednego z facetów użyła Mall... Za co oczywiście szanował, a w niedalekiej przyszłości powinien nawet podziękować. W końcu dzięki temu mógł odepchnąć mężczyznę, który stał przed nim. Co chyba mu się udało, bo ten walnął w stolik, przy którym jeszcze chwilę temu siedzieli. Schylił się, udając, że traci równowagę i chwycił krzesło, które upadło na ziemię. Nie było ciężkie, dlatego bez trudu je podniósł i walnął nim Elias'a. Człowieka, którego wciąż nie mógł połączyć z żadną bójką. Już miał dokończyć swoje dzieło, jednak nagle przypomniał sobie, że nie był sam. Nawet nie chodziło o samo znajdowanie się w pub'ie, o spojrzeniach, które były skierowane właśnie na niego... Obejrzał się przez ramię, dostrzegając Mall. Podszedł do niej szybko, oglądając jej dłonie, które musiała sobie pociąć przy chwytaniu rozbitego szkła. -Kurwa.-Mruknął pod nosem i pociągnął ją w kierunku wyjścia. W końcu jedyne co zrobił to na moment ogłuszył mężczyzn. Nie chciał mieć nawet styczności z ochroniarzem, który na pewno zapamiętałby ich twarze. -Nic Ci nie jest?-Dziwne pytanie, które padło z jego ust jak z automatu. Nigdy nie przenosił swoich porachunków na innych, a ona była świadkiem i teoretycznie uczestnikiem. Nie wiedział, na co miał być w tym momencie wkurwiony. Na siebie, na nich? Obejrzał się na dziewczynę, wciąż kątem oka obserwując czy nie wyszli za nimi. Wytarł twarz o koszulę, czując, że naruszyli coś znacznie więcej.
Ostatnie pięć minut były dość intensywne. Nigdy nie chciała być świadkiem, a co dopiero uczestnikiem jakiejkolwiek bijatyki, dlatego tuż po swojej małej interwencji odsunęła się od mężczyzn, zgarniając wszystkie swoje rzeczy z ziemi. Stół, przy którym zaledwie parę chwil temu siedziała wspólnie z Lennoxem, teraz leżał na ziemi przewrócony, a wszystko co się na nim znajdowało, roztrzaskało się przy kontakcie z podłogą. Nie chciała już tu być. Miała ochotę zniknąć, wrócić do zamku i zapomnieć, jednocześnie jednak tak bardzo nie chciała zostawiać go tu samego. Ukradkiem rozejrzała się po pomieszczeniu, chcąc zobaczyć ilu ludzi znajdowało się w barze. Dużo. Dużo za dużo. Nie wiedziała co ma robić. Ślepo patrzyła się na trzech, bijących się ze sobą mężczyzn, stojąc jak sparaliżowana. I mimo, że najrozsądniejszą rzeczą, jaką mogłaby teraz zrobić jest ewakuowanie się z pubu, z całą pewnością nie zamierza uciekać. W końcu ona też nie jest bez winy. Dźgnęła rozbitym szkłem dwóch obcych mężczyzn i wcale nie czuła się z tym dobrze. Co wyprawia. Nie spuszczała wzroku z chłopaka, który wydawał się tak bardzo zaabsorbowany bójką, nie widząc w tej chwili niczego, prócz leżących na ziemi mężczyzn. Była przerażona, również, gdy rzucił w cholerę krzesło, które miało posłużyć za narzędzie ataku i ruszył w jej kierunku, najwyraźniej przypominając sobie, że nie jest tu sam. -Sprowokowałeś ich. Kto to kurwa jest?! -Wyrwała mu się, gdy ciągnął ją w stronę wyjścia, patrząc się na niego wzrokiem, który śmiało mógłby zabijać, gdyby ludzie posiadali takie umiejętności. Była to wybuchowa mieszanka złości, strachu i obrzydzenia oraz paradoksalnie jakiejś dziwnej ulgi, którą poczuła, widząc, że nic większego mu się nie stało. A przynajmniej taką mając nadzieje. Dopiero po chwili zauważyła krew na swoich dłoniach, prawdopodobnie od szkła, które w pośpiechu złapała, nie patrząc czy chwyta za ostrzejsze krawędzie. Wytarła ręce o i tak już brudną sukienkę, po czym uniosła wzrok, patrząc się na niego już trochę łagodniej. Pokręciła głową i zaczęła się pod nosem nerwowo śmiać z zaistniałej sytuacji. -Nic mi nie jest. Stałam z boku. -Szybkim ruchem narzuciła na siebie płaszcz, ciesząc się, że w chwili, gdy przeciwnicy Ślizgona zajęci byli kimś innym, udało jej się chwycić wszystkie porozrzucane naokoło rzeczy. Nie miałaby odwagi ponownie wkraczać w zasięg ich wzroku, a przecież musi mieć przy sobie chociaż różdżkę. Obejrzała się za siebie, za szybą widząc awanturujących się z właścicielem mężczyzn i nerwowo przełknęła ślinę. Miała nadzieje, że nie wyjdą za nimi i dadzą już sobie spokój. Jednocześnie miała gigantyczne wyrzuty sumienia za cały ten syf, który po sobie zostawili. Ślizgonka na medal. -Idź do Skrzydła szpitalnego, albo...rób co chcesz. -Spojrzała się na niego, gdy odeszli na tyle daleko, że mogli stanąć i nie wiedząc co więcej miałaby powiedzieć, ruszyła w stronę ulicy głównej, skąd zamierzała się teleportować, zastanawiając się przy okazji, czy ich znajomość właśnie się skończyła, czy może to dopiero jakiś chory początek. Zatrzymała się po chwili, chcąc coś dodać, jednak zrezygnowała i po chwili zniknęła z jego pola widzenia.
Długo głowiłem się nad tym jak uzbierać pieniądze na dodatkowy sprzęt dla naszej drużyny - jasne, mogłem wyżulić od obu zamożnych babć i ojca, ale wydawało mi się to moralnie nie do końca w porządku, gdyż kojarzyło mi się z typowym sponsorowaniem sprzętu, które uprawiała drużyna Slytherinu, na czele z ich nadętym kapitanem. W końcu po długich rozważaniach zdecydowałem się na rozwiązanie, które poza zebraniem pieniędzy miało podreperować naszego ducha walki czyli wspólne działanie. Wymyśliłem, żeby zrobić przyjęcie połączone z loterią przeznaczone głównie dla gryfonów, ale nie tylko - w kontakcie z drużyną bez problemu udało mi się zebrać większość fantów, na część wydałem zaoszczędzone pieniądze. Większym problemem było znalezienie miejsca, w którym mógłbym zorganizować tego typu wydarzenie bez ponoszenia wielkich kosztów - szkołą w tym wypadku odpadała, bo utrudniała dostęp naszym dorosłym znajomym, a moje mieszkanie nie dość, że było małe to jeszcze nie mogli się tam zjawić uczniowie - oczywistym wyborem było więc Hogsmeade. Na szczęście jakimś cudem udało nam się dogadać z właścicielem Pubu "Pusta Klatka", który najwyraźniej był wielbicielem Quidditcha - zgodził się nam udostępnić salę na jeden sobotni wieczór za drobną opłatą. Przez cały tydzień rozwieszałem wszędzie wiadomości na temat imprezy i rozsyłałem zaproszenie, tak żeby żadnemu sympatykowi naszej drużyny nie umknęła wiadomość o tym wydarzeniu. W sobotnie popołudnie z pomocą @Harriette Wykeham i pracowników pubu zadbałem o odpowiednie dekoracje, muzykę. Za barem urządziliśmy kącik, w którym można było zakupić ulepszone drinki oraz losy. Już na początku imprezy wrzuciłem do stojącego tam stoliczka pięć dwudziestogaleonówek, żeby zachęcić przybyszy do hojności. Pozostawało nam już jedynie liczyć na doskonałą frekwencję i szampańską zabawę.
Wejście jest darmowe, zaś wszystkie inne płatności należy odnotować w swoim poście oraz w odpowiednim temacie.
ZASADY LOTERII 1. Jeden los kosztuje 30 galeonów i uprawnia do udziału w zwyczajnym losowaniu oraz w losowaniu jednej z nagród głównych. Można zakupić więcej niż 1 los. 2. W swoim poście zaznaczasz wybrany przez Twoją postać numerek (nie mogą się powtarzać, więc będę je regularnie odnotowywać). 3. Każdy los wygrywa! Nagrody dzielą się na dwie nagrody główne (motocykl z paliwem oraz kupon do Fairwynów) oraz pomniejsze kategorie - nagrody pierwszego stopnia (przedmioty punktowane, zestawy przedmiotów), nagrody drugiego stopnia (przydatne przedmioty niepunktowane, niespodzianki) i nagrody pocieszenia (słodycze, tańsze eliksiry). 4. Chcąc powiększyć swoją szansę na wygraną w losowaniu nagrody głównej lub zwyczajnie bardziej wesprzeć drużynę gryfonów możesz uiścić za swój los kwotę większą niż 30 galeonów. Osoby, które powiększyły swój los, podczas pierwszego losowania nie muszą się obawiać, że wylosują nagrodę pocieszenia, zaś podczas losowania finałowego mają większą szansę na zgarnięcie nagrody głównej. 5. Czas na kupowanie losów będzie trwał do wieczora 19 kwietnia, tak abyśmy byli w stanie zakupić sprzęt przed najbliższym meczem. Główne losowanie będzie miało miejsce w następny weekend, zabawa może jednak trwać do kiedy chcecie.
DRINKI PREMIUM Jeśli nie chcesz kupować losu albo chcesz dodatkowo wesprzeć drużynę możesz zamiast zwykłego napoju zamówić drinka premium (dostępnego zarówno w wersji dla dorosłych, jak i w wariancie bezalkoholowym) i zapłacić za niego 5 galeonów. Następnie dokonaj rzutu kostką, żeby sprawdzić jaki efekt dotknął Twoją postać - rzut jest fakultatywny, możesz sam wybrać efekt. Można zakupić dowolną ilość drinków.
Drinki - efekty:
1 - Już po wypiciu jednego takiego drinka zaczynasz unosić się około dziesięciu centymetrów nad ziemią do końca imprezy. Jeśli ponownie zakupisz napój i wylosujesz 1 przemieszczasz się o kolejne dziesięć centymetrów w górę. 2 - Po wypiciu drinka Twoje włosy przybierają dowolny, niestandardowy kolor. Efekt utrzymuje się do końca imprezy. 3 - Drink z dodatkiem eliksiru tęczowego powoduje wspaniałe sny na jawie. Bez wątpienia po jego spożyciu poczujesz się jak w niebie! Sam decydujesz ile potrwa efekt. 4 - Drink nie wywołuje żadnego specjalnego efektu, ale jest to bez wątpienia najznakomitszy napój jaki piłeś w życiu! Po jednej szklance masz ochotę na jeszcze więcej! 5 - Kelner najwyraźniej chciał Ci pomóc w nawiązaniu kontaktów z rówieśnikami i dodał do Twojego napoju kroplę amortencji! Zaczynasz pałać uczuciem do dowolnej osoby, która jest na sali i należy do drużyny Gryfonów. Sam decydujesz ile potrwa efekt. 6 - Otrzymałeś drink z dodatkiem eliksiru Ridiskusa! Bez wątpienia zostaniesz teraz królem lub królową parkietu! Sam decydujesz ile potrwa efekt.
I m p r e z y. To nie szło w parze z Holmes, która najzwyczajnie w świecie unikała tego typu zbiegowisk, jak gdyby nie potrafiła odnaleźć się w tłumie, tak bardzo przytłaczającym i odbierającym powietrze. Zazwyczaj uciekała z przyjęć czy nawet zwykłych, pomniejszych spendów (czując się przy tym jak w klatce). Oczekiwała od życia czegoś innego, a tym samym, musiała przełamać własne bariery, by stawić się w określonym miejscu. Z drugiej strony... Była ciekawa, czy gdy już dojdzie do meczu, szanowny Zakrzewski będzie pamiętał o swojej obietnicy. Nie chciała jednak go poganiać w żaden sposób, a już tym bardziej przypominać; prawie w ogóle się nie znali. Ubrana w delikatną, nieco rozkloszowaną sukienkę w beżowym odcieniu, a także jeansową kurtkę, powędrowała od razu do baru, mając nadzieję, że znajdzie dla siebie coś ciekawego - rzecz jasna, pozbawionego jakiegokolwiek alkaholu. Nie należała do grona abstynentów, ale mimo wszysko, nie znała tych ludzi i to w większości, stąd wolała przemykać niezauważona, odegrać swoją rolę i wrócić do domku babci, gdzie musiała wreszcie zdecydować o swojej przyszłości. Błękitnym tęczówkom ukazał się obraz @Lysander S. Zakrzewski, do którego ledwie machnęła i posłała mu subtelny uśmiech, zaraz potem wracając spojrzeniem do barmana, który widocznie bardzo się niecierpliwił. Dopiero po chwili zdecydowała się na sok, którego nazwy nawet nie pamiętała, bo to interesowało ją najmocniej. Po upływie kilku dobrych sekund zrozumiała, że ten napój ma w sobie coś, czego do tej pory nie znała, a już na pewno nie woń czy smak; należało to jednak do grupy zacne. Całe szczęście, że los kupiła wcześniej i mogła spokojnie próbować drinka czarodziejów, którego zapewne stworzył sam Merlin.
Los: 18
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Nie żebym miał jakąś szczególną ochotę iść teraz na imprezę, ale czego się nie robi dla ziomków z Gryffindoru? Nawet jeśli głównymi organizatorami całego przedsięwzięcia są Wykeham i Zakrzewski, którego nazwisko jest nie do wymówienia. A że ostatnio całkiem nieźle zarobiłem na trumnach, a głupio wydawać wszystko na słodycze i piwo, to mogę wesprzeć drużynę. Gdy wchodzę do środka, nie ma tam zbyt wiele osób, ale pewnie wszystko ma się rozkręcić trochę później. Z drugiej strony to dobrze, bo mam szansę wygrać coś fajnego, więc pierwsze co robię, to kupuję cztery losy od Lysandra, gryząc się przy tym w język, by nie nazwać go „Zakryskim”. Zwykle robię to czysto po złości, no ale nie moja wina, że to taki łamaniec. Rozglądam się w poszukiwaniu jakiś znajomych dusz i dostrzegam rudowłosą Krukonkę, którą spotkałem na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Tej samej, na której Swann obdarował mnie szlabanem za ogon, o którym nawet nie śniłem. A może jednak dosłyszał uwagę o swoim czole, które przypominało trochę Wielki Kanion? - Cześć, Wróżko Chrzestna – witam się z nią, obejmując ją ramieniem, mimo że nie wiem, czy mogę sobie pozwolić na taką poufałość. Na lekcji wydawała się jednak miła, a poza tym jest koleżanką Theo, więc dlaczego by nie? Nie wiem tylko, czemu ją w ten sposób nazywam, bo nadal nie dowiedziałem się, kto tak naprawdę wyczarował mi ten ogon. Dziewczyna jest jednak w gronie podejrzanych na dość wysokim miejscu, zaraz za Puchonami i Terrym. - Co pijesz? – pytam jeszcze z szerokim uśmiechem, całkiem ciekawy, bo nawet nie wiem, co mają tu do zaoferowania. W sumie i tak mam już pusty portfel, bo wszystko trafiło na rzecz loterii. Nucę pod nosem piosenkę, która akurat leci, bo nie znam jej tekstu. Nie podchodzi to pod mój gust, ale nie mogę się powstrzymać, bo mam całkiem dobry humor i to pomimo bliskości Zakrzewskiego i Wykeham.
LOSY: 1, 9, 17, 22
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Być może było to mało taktyczne z jego strony, aby brać udział w imprezie, na której organizowana była zbiórka pieniędzy na wyposażenie drużyny Gryfonów. O ile 5 galeonów wydanych na drinka - a w wypadku Ezry, na soczek - zapewne nikt nie miałby mu za złe, o tyle jednak aktywność w loterii mogła być potraktowana za jawną zdradę przeciwko Krukonom, z którymi niedługo Czerwoni mieli toczyć miotlarski bój. Ezra jednak bardzo doceniał kreatywność Lysandra i uważał, że nie mógłby nie wesprzeć chłopaka paroma galeonami. Zresztą, wszystko było łatwiejsze, jeżeli nie było się zagorzałym kibicem Quidditcha, miało się Gryfońskich przyjaciół i generalnie podchodziło się do wszystkiego z dystansem; widział w tej całej loterii doskonałą okazję do nabycia czegoś w przystępnej cenie. A jakieś emocje sportowe czy lojalność wobec domu odchodziły na drugi plan. - Siemasz - przywitał go, unosząc głos przez dudniącą muzykę, ale nie chcąc przystawać na dłużej, żeby nie przeszkadzać kolejnym ludziom w kupowaniu. - Trzy losy, na stratę mojego domu. - Uśmiechnął się, podając mu odpowiednią kwotę galeonów. Potem rozejrzał się po sali, ale jeszcze nie było zbyt wielu osób. Gdzieś tam rozpoznał jedynie Marceline, ale obok niej zakręcił już się ten chłopak, którego Ezra ostatnio zapamiętał jako posiadacza różowego siana na głowie. Zgrabnie więc zmienił kierunek i w oczekiwaniu aż ktoś interesujący przekroczy próg pubu, zaczytał się w kartę z drinkami, która w zasadzie nic mu nie mówiła. Pomagało mu to jednak, żeby nie czuć się nieswojo, a przede wszystkim, aby nie wyglądać jak pajac, który nie wie, co ze sobą zrobić na imprezie. Desperacko potrzebował jakiegoś dobrego towarzystwa...
Losy: 3,13,23
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Po pierwsze, imprezy organizowanej przez Lysandra ciężko było sobie tak po prostu odmówić. Chłopak znał się na dobrej zabawie, a pub też nie miał najgorszej renomy. Dodatkowo miał na tyle wielkie serce, że postanowił zorganizować coś o tak szczytnym celu. Nawet jeśli Fire otwarcie mówiła o tym, że Quidditcha nie lubi to jednak kibicowała swojemu domowi. Zwłaszcza w czasie ostatniego meczu spodobało jej się to całe krzyczenie i agresja kibiców, a także graczy - miodzio. Nie marnowała czasu, ubrała się całkowicie zwyczajnie w ciemne ubrania i sprawdziła, czy wzięła galeony. Jeśli mogła przy okazji wypić jakiś drink to tym bardziej pasowało jej takie spędzanie wieczoru. Przybyła na miejsce, zamówiła mojito i przejrzała twarze. Wypatrzyła jakichś znajomych, ale żadnego konkretnego do kogo chciałaby pójść. Była pewna, że zjawi się przynajmniej połowa gryfońskiej drużyny, a także wielu innych znajomych z jej domu. Ba, Fire dziwiło się, że mignęły jej krawaty w innych kolorach. Kto postanowił wspierać swoich przeciwników? A może byli to jacyś szpiedzy? Wrodzona nieufność Blaithin kazała jej wierzyć, że ktoś planuje coś niedobrego i przykładowo pieniądze ze składki znikną na sam koniec... W sumie żałowała, że nie wyciągnęła Bianci, przynajmniej nie chodziłaby tak samotnie wśród bawiących się osób. Nie miała wybitnego humoru na szalone tańce i picie na umór, ale cóż, mogła się zawsze rozweselić. Wyminęła jakąś dziewczynę i dotarła do Lysa. - Jeden los, oby był szczęśliwy. - powiedziała, wybierając swój ulubiony numerek i wykładając nieco więcej kasy niż powinna. A co. Przypomniała sobie, że ma jeszcze wypić drink, a wokół było sporo machających łapami osób, więc chciała przejść do baru. Myślała, że zwyzywa gościa, który przejechał przypadkowo łokciem po jej boku, ale tak wyszło, że musiała przejść dalej. Zanim się zorientowała ktoś znowu popchnął ją do przodu, wprost na kolejną osobę i wtedy właśnie nie utrzymała już swojego mojito w ryzach. Fantastycznie. - Kurwa! Czy jestem serio aż tak mał... - zamierzała ponarzekać trochę na swój wzrost, przez który pewnie większość po prostu jej nie zauważała, ale skrzywiła się na widok jasnozielonej plamy na białym materiale koszulki chłopaka. Kilka kropel zdążyło jeszcze dosięgnąć krawata zdobionego małymi błyskawicami. Zaraz później powędrowała wzrokiem wyżej, bo oczywiście, musiała zadrzeć głowę, żeby w ogóle odnaleźć twarz rozmówcy, jakżeby inaczej. I odsunęła się błyskawicznie, zapominając o dokończeniu swojej poprzedniej myśli. - Clarke. To było specjalnie. - wypaliła zdecydowanie zbyt szybko. Wyjątkowo usatysfakcjonowana wylaniem alkoholu nie była. No w każdym razie już się nie wściekała na ślepych ludzi, odstawiając pustą szklankę po mojito gdzieś bliżej baru. Fire uśmiechnęła się lekko w stronę Krukona, chociaż sympatii w tych uniesionych kącikach ust nie dało się wypatrzeć.
Może i zbiórka na sprzęt dla gryfonów nie była priorytetem dla Emily, ale też nie przeszkadzało jej wspieranie innej drużyny, niż ślizgonów. Nie przepadała za tym sportem i było jej wyjątkowo wszystko jedno kto wygrywa, wyniku ani nie przeżywała, ani jej on specjalnie nie obchodził. Co prawda sama impreza też nie przyciągnęła uwagi Emily jakoś specjalnie, ale umówiła się z @Terrey Thìdley, co zdecydowanie zachęciło ją do przyjścia na miejsce. Przyjaźnili się z chłopakiem dosyć blisko, naprawdę dobrze się dogadywali. Emily z czasem polubiła go tak bardzo, że z jej strony wykroczyło to trochę poza przyjaźń, do czego oczywiście się nie przyznawała. Nie chodziło o to, żeby Emily nie była w stanie flirtować sama z siebie, nie była pod tym względem jakoś wyjątkowo nieśmiała. Po prostu ciężko było jej robić cokolwiek w kierunku, który był już ściśle określony. Przyjaźń to przyjaźń. Emily była też od chłopaka młodsza i patrzyła na niego z dużym zainteresowaniem, wiedziała że był naprawdę inteligentny i miał nietypowe zainteresowania, co jej imponowało. To zmobilizowało ją do wykonania wyjątkowo starannego makijażu. Nigdy nie należała do dziewczyn, które zastanawiały się przed szafą co na siebie włożyć, tym razem i w to włożyła więcej wysiłku. Na ogół nosiła spodnie z wysokim stanem i proste bluzki, jej styl był raczej minimalistyczny. Naprawdę rzadko można było zobaczyć ją w sukience, ale tym razem postanowiła jednak ją ubrać. Wybrała bordową, ołówkową do kolana i czarne buty na obcasie, co też było u niej rzadkością. Niemniej, była niziutka, więc obcas był zdecydowanie wskazany. Wyglądała całkiem uroczo i inaczej niż zwykle. Kiedy weszła do pubu, rozejrzała się za chłopakiem, ale nie znalazła go wzrokiem. No tak, on i to jego poczucie czasu. Dawno już się do tego przyzwyczaiła. Podeszła kupić los na loterie, kto wie, może uda jej się wygrać coś fajnego. Wybrała numerek 4. Po chwili dostrzegła @Mefistofeles E. A. Nox i postanowiła podejść do niego. No co, nie zaszkodzi upomnieć się o termin tatuażu, prawda? Miała ochotę zajść najpierw po drinka, ale skrzywiła się, zdając sobie sprawę, że ma marne szanse na zakup. A było tyle ciekawych drinków premium... teoretycznie mogła wziąć bezalkoholowego, ale mogła też liczyć, że ktoś jej w tym pomoże. - Jeszcze pięć dni - uśmiechnęła się do Mefa, odpuszczając sobie jakieś zbędne "cześć". Ewidentnie była podekscytowana tatuażem, co było widać, chociaż dzisiaj miała trochę inne rzeczy w głowie.
LOS: 4
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Cóż, trzeba przyznać, że Mefisto odrobinę zaangażował się w ślizgońskie rozgrywki quidditchowe. Niektórzy spoglądali na niego z zaskoczeniem, spodziewając się syndromu "końca kolonii", który w tym wypadku występował pod koniec ostatniego roku - niestety, Nox wcale nie zakochał się nagle w Slytherinie. Jedynym powodem znoszenia buźki Mondragóna była chęć pouprawiania odrobiny sportu. Prawda była taka, że Mefistofeles spragniony był ruchu, a śmiganie na miotle mimo wszystko trochę go zapewniało. Samo zwycięstwo Slytherinu nie było aż takie istotne; chociaż fakt faktem, kto by nie lubił wygrywać? Solidarność z drużyną student odczuwał tylko wtedy, gdy przepychał się listownie z panną Wykeham. Kiedy usłyszał o loterii w barze, od razu podjął decyzję o przyjściu - to brzmiało po prostu jak fajna akcja, przemyślana i ciekawie zorganizowana. Nox chciał zobaczyć jak to się potoczy, a przy okazji nie miał problemu z wrzuceniem paru galeonów na konto drużyny Gryffindoru. Chyba nawet chciał, żeby wygrali następny mecz; wtedy walka z Etką stałaby się jeszcze bardziej sensowna. Poza tym mógł podziwiać sobie w spokoju, jak inny dom potrafił się zgrać. Przyszedł ubrany dość normalnie, bo miał czarne spodnie i koszulę w tym samym odcieniu (do której przypięta była kryształowa broszka), z kilkoma górnymi guzikami rozpiętymi i podwiniętymi rękawami. Rozejrzał się, ale nikt szczególny nie wpadł mu w oko; raczej na nikogo za bardzo się nie czaił. Zamiast tego podbił do baru, zamawiając sobie "jakiegokolwiek" drinka - uśmiechnął się do barmanki trochę bardziej słodko, niż planował. Dostrzegł kątem oka, że ktoś podchodzi, ale nie poświęcił tej pannie należytej uwagi. Dopiero gdy usłyszał znajomy głos, to drgnął z zaskoczeniem. - Rowle - obrzucił ją dłuższym spojrzeniem, początkowo beznamiętnym, później uprzejmie zdziwionym. Pozwolił, aby jedna z brwi podjechała mu nieco do góry, a następnie odchylił się do barmanki i poprosił o drugiego drinka. Zapłacił za oba. - Chciałem zaproponować, żebyśmy trochę przyspieszyli, ale tak słodko odliczasz... Niech będzie pięć dni - potaknął jedynie, podsuwając blondynce szklankę. - Jedno muszę przyznać - wyglądasz zjawiskowo. Aż tak lubisz loterie, czy coś?
Dla siebie biorę drinka 2 (i kolor różowy, oczywiście), a dla Emi - 6!
Emily na ten tatuaż czekała już naprawdę z zapartym tchem, w końcu to nie była kwestia czekania od momentu umówienia terminu, tylko już od dobrych dwóch lat. Pomysł miała już tak dopracowany, z Mefem już dawno narysowali dokładny wzór i zostało tylko wykonanie. Emily nie należała do osób wyjątkowo cierpliwych, szczególnie kiedyś czego bardzo chciała. Całe szczęście, że wygrała wtedy w durnia, bo jakby miała czekać do urodzin, nie byłoby ciekawie. Kiedy usłyszała jego komentarz na jej wytknięcie terminu, spojrzała na chłopaka bardzo nieprzyjemnie. - Nox, jesteś wredny, ale mylisz się twierdząc, że te parę dni stanowi dla mnie problem - prychnęła cicho, kłamiąc oczywiście w żywe oczy. Zdziwiła się, że kupił jej drinka tak bez słowa, ale i ucieszyła. Jej problem został rozwiązany. Nie słyszała jednak do końca co chłopak dla niej zamówił, więc podeszła do napoju z rezerwą. Podziękowała za drinka chłopakowi i w końcu wypiła parę łyków. Trochę ucieszyła się na komplement o wyglądzie, bynajmniej nie dlatego, że chciała podobać się akurat chłopakowi. - No, są w porządku - powiedziała po chwili, los kupiła dla zabawy, ale w życiu nie przyszłaby tu ze względu na samą loterię. - Ostatnio mam tyle szczęścia w grach... - spojrzała na chłopaka znacząco - Żal było nie spróbować. Nie mogła mu nie wypomnieć delikatnie jej ostatniej wygranej, w końcu sprawiła jej sporą satysfakcję. Mimo wszystko cały czas miała z tyłu głowę przysługę, którą miała zrobić dla Mefa. Wolała pogadać z tatą w cztery oczy, a na razie jeszcze nie miała ku temu okazji. Nieznacznie zerknęła w stronę drzwi, patrząc czy chłopak się zbliża. Nagle poczuła ogromną chęć tańczenia, co było jej kompletnie obce. Nie cierpiała tańczyć, szczególnie, kiedy ktoś miał na nią patrzeć. Teraz natomiast miała na to ogromną ochotę i nie wiedziała jak nad tym zapanować. Poruszała się lekko w rytm muzyki, patrząc na Mefa uważnie. - Jakiego drinka mi wziąłeś....? - spytała nieufnie, mając coraz silniejszą ochotę wyjścia na parkiet.