W tej niezwykłej lodziarni możesz dostać lody o wielu smakach, zarówno tych tradycyjnych, jak i nietypowych. Po udanych zakupach na ulicy Pokątnej wiele osób przychodzi tu, aby spędzić nieco czasu w ogródku pod kolorowymi parasolkami, zajadając się pysznymi deserami.
Porcja dowolnego ciasta Ciastka do kawy Porcja lodów Gofr bez dodatków Bita śmietana, polewa, posypka, owoce do lodów/gofrów/ciasta
Sok dyniowy Lemoniada Mrożona herbata Woda goździkowa Świeżo wyciskane soki owocowe Koktajle na bazie mleka lub jogurtu Imbirowa mątwa Malinowy Chruśniak Wiśniowy Gryf Chochlikowe cappuccino Syrenie Latte
- Taki program dla mugolskich dzieciaków. Kiedyś leciał w telewizji. Występowały tam takie pluszowe lalki, jakby pacynki. Kochałem to, ale teraz już chyba nie emitują. A nawet jeśli emitują, to jednak... Wolę chyba świat magiczny od mugolskiego. Co prawda niedawno ogarnąłem w końcu jak działają laptopy i smartfony, ale jestem chyba zbytnio przyzwyczajony do magii. - mistrz schodzenia z jednego tematu na drugi. No niestety całkiem często mu się to zdarzało. Niestety, bo często jak się rozgadał to buzia nie mogła mu się zamknąć. - Jak Franklin Delano Roosevelt? - uśmiechnął się wesoło, bo czytał kiedyś mugolską książkę historyczną o okresie 2 Wojny Światowej i wiedział, że Roosevelt był kiedyś prezydentem Stanów Zjednoczonych. O mugolskim świecie i historii wiedział praktycznie tyle co o świecie czarodziejskim. Bycie molem książkowym, robisz to dobrze, Ben! Choć na dobrą sprawę historii jako przedmiotu nie lubił. Nie to co OPCM czy transmutacja. - Owszem, są domy. Ravenclaw, Gryffindor, Hufflepuff i Slytherin. Krukoni to uczniowie inteligentni, dla których wiedza jest najważniejsza, Gryfoni na ogół są osobami strasznie szlachetnymi i odważnymi, Puchoni są przyjaźni, mili, a Ślizgoni... Przesadnie ambitni i niekiedy dosyć wredni. Przynajmniej na takich zawsze trafiam. - dajmy na to taka Adagio, która była dla niego wredna, psując mu przyjaźń z Naeris. Albo byłego Amy, przez którego najpierw się zmieniła nie do poznania, a gdy zerwali uciekła z domu i wciąż (jeszcze) nie wróciła.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Cały wywód o mapetach przemilczała, nie wiedziała co to jest, a i jakoś nie szczególnie miała ochotę oglądać, bo wyglądało jej to na coś jak mugolska wieczorynka. -Świat mugolski jest prostszy chyba od naszego. Nie trzeba się uczyć skomplikowanych zaklęć. Tylko naszą ciężką pracą można coś osiągnąć. Nie trzeba nam do tego większego talentu. Poza tym, niektóre mugolskie rzeczy są bardzo użyteczne i wydaje mi się, że praktyczniejsze.-uśmiechnęła się ponownie do chłopaka. Cóż, oczywiście, że nawiązywała do jej braku talentu w dziedzinie magii. Ale nie zamierzała o tym na razie nikomu rozpowiadać. Przecież nie znała chłopca zbyt dobrze, a takie informacje mogły go skutecznie zniechęcić. -Tak, dokładnie po nim. Ma bardzo dźwięczne nazwisko, przynajmniej tak mi się wydaje, więc nie wahałam się zbyt długo nad jego wyborem.-odpowiedziała mu lekko mrużąc oczy na wychodzące zza chmur promienie słoneczne. -Ha!-parsknęła śmiechem, kiedy tylko chłopak opowiedział jej co nieco o domach i wedle jakich kryteriów się wybiera kandydatów. -Ja niby inteligentna? Też mi coś... Już chyba bym bardziej pasowała do tego Hafepuffu.-jak zawsze poczyniła błąd. Cóż to było dla niej nowe, angielskie słowo, które będzie musiała przyswoić.
- Serio? Ja nie potrafię ogarnąć tego jak tak właściwie działa elektryczność. Nie mam do tego głowy. Za to jeśli chodzi o zaklęcia czy obronę przed czarną magią wiem rzeczy, których się będę dopiero uczył w tym roku, bo zdarza mi się czytać książki z nudów w nocy. A z mugoloznawstwa jestem tragiczny. Szczególnie ostatnio.- ehh, wiecznie spragniony wiedzy krukon Ben, któremu w tym roku nie poszło. Jedenaście przedmiotów chyba go przerosło, zważając na to, że prawie dostał trzy trolle. Ten rok definitywnie nie należał do dobrych. Poprzedni był dla niego lepszy. Większość sumów zdał na wybitnego, tylko trzy na powyżej oczekiwań, a dwa na zadowalający. No ale nie był z tych, którzy się przechwalają, a nawet jeśli się przechwala to całkiem nieświadomie. - Ja sam nie wiem czemu nazwałem ich kolejno Piggy i Kermit. Zagadka nie do rozwiązania. - powiedział i znowu zaczął jeść loda. Słysząc jej kolejne słowa o domach, uniósł brwi. - Nie bądź pewna tego, gdzie trafisz. Ja byłem pewien, że trafię do Hufflepuffu, chciałem do Gryffindoru jak moje rodzeństwo, a wylądowałem w Ravenclawie. Mimo wszystkiego, Ravenclaw to najlepsze co mnie spotkało, poważnie. Kocham ten dom. Co prawda... Między Krukonami jest ciągła rywalizacja o najlepsze oceny, ale mogło być gorzej. - powiedział z przyjaznym uśmiechem. - Poza tym, granie w czarodziejskie szachy w pokoju wspólnym jest najlepsze. Albo czytanie książek na wyścigi! - kilka razy to praktykował i kilka razy też wygrał zakład o pięć galeonów!
The author of this message was banned from the forum - See the message
-Ben a czy tak na prawdę wiadomo jak działa magia? Czemu niektórzy nie potrzebują różdżek do czarowania, a większość nic bez niej nie zdziała? Elektryczność w odniesieniu do magii jest rzeczą bardzo banalną i prostą. Za pewne większość mugoli w tym ja potrafię ci wyjaśnić jak to wygląda.-oparła bodę na dłoniach i przymrużyła oczy po tym wywodzie wpatrując się nieco nachalnie w chłopaka oraz świdrując go spojrzeniem brązowych oczu, które mimo całej sytuacji były ciepłe, radosne. -Ze światem mugoli jest trochę też tak jak z magicznym, w końcu w różnych rejonach świata nieco inaczej na przykład naucza się magii, praktykuje do innych celów, są inne wierzenia, tradycje. Mugolski świat świetnie radzi sobie bez magii. Ty nie możesz tego pojąć bo za bardzo się przyzwyczaiłeś. Widzisz, jak chcesz pokroić marchewkę to zaczarujesz nóż i już ją kroi, mugole wrzucają do blendera, który równie skutecznie ją kroi. Jedyne co chyba jest inne to to, że mamy większe możliwości tworzenia czegoś z niczego, czy zamiany czegoś w coś oraz pojedynki czego w świecie mugolskim prócz sportu się nie praktykuje.-nadal siedziała w tej samej pozycji i wpatrywała się w chłopaka. -Jaki jest pożytek z zamiany kota w kubek, czy wiadro? Prócz tego, że w danej chwili go nie masz? Czy po co jest eliksir rozśmieszający? To rzeczy wymyślone z czystej fanaberii czarodziejów. Nie praktyczne, mało użyteczne.-zakończyła swój wywód i słuchała co dalej chłopak ma do powiedzenia. W tym właśnie czasie tuż przed nią wylądował jej białozór. Jak sama nazwa wskazuje, był piękny, o śnieżnobiałych piórach i bystrych żółtych oczach. Wyciągnął łapkę z liścikiem. Kiedy chłopak tłumaczył coś odnośnie nazwy swoich instrumentów muzycznych Dulce odpisała na list i posłała go dalej. -Dużo ciekawych rzeczy opowiadasz o tym domu. Nigdy się nie zdarzyło by ktoś oszukiwał w czytaniu na czas? Przecież nie da się sprawdzić, czy tylko ktoś wodzi za tekstem wzrokiem, czy faktycznie czyta.-była ciekawa tej kwestii, bo nigdy z czymś takimi się nie spotkała.
- Hm... Mama mi to kiedyś tłumaczyła i własnie wtedy powiedziała podobne słowa. Może naprawdę magia jest trudniejsza do zrozumienia, ale... Kurczę sam nie wiem. Kocham magię i nie potrafiłbym bez niej żyć. - to był najprawdziwszy fakt. Ben kochał magię tak bardzo, że czasami zapominał o tym, że cały ich dom był typowo mugolski. Nie było czarowania w kuchni, telewizor w jakiś sposób działał, pokazując ruchome obrazy, nic nie było u nich magiczne. Naturalnie z wyjątkiem pokojów dzieci państwa Rogers. Przykładowo w pokoju Bena było tyle magii, że on sam czasem nie wierzył w to wszystko. Książki o rzeczach wprost niemożliwych dla mugola, wszędzie plakaty, na których ruszały się postaci zawodników Armat z Chudley, magiczne zdjęcia w ramkach na ścianie. Zdjęcia z Axelem, Amy, Charlie, Destiny, rodzicami, Ellie, Neptuną i Naną. Ben bez magii nie dałby rady żyć, po prostu. - Blender. Raz prawie pociąłem sobie tym czymś rękę. Przez to boję się wchodzić do mugolskiej kuchni. Wydaje się być... Bardziej niebezpieczna. Pamiętam jak kiedyś moja mama przecięła się nożem i musiała mieć nakładane szwy. - powiedział chłopak, marszcząc nieznacznie brwi. Nie był pewien czy to dobry temat na pierwsze spotkanie czysto zapoznawcze. Ale nie jego wina, że był bezpośredni i potrafił rozmawiać dosłownie o wszystkim co świat widział. - Z tym się muszę zgodzić. Niektóre eliksiry są całkowicie nieużyteczne, ale transmutacja... Cóż, ja jako wielbiciel transmutacji sądzę, że jest bardzo przydatna, gdy czegoś potrzebujesz, a nie masz tej rzeczy przy sobie. Przykładowo masz przy sobie zapałkę, a potrzebujesz igły. Zmieniasz zapałkę w igłę i viola! Masz alergię na jakieś jedzenie? Zmieniasz je w inne i już alergii nie masz! Przynajmniej tak mi się wydaje, bo nigdy nie miałem styczności z nikim, kto jest alergikiem i próbował takiego jedzenia. Poza tym, transmutacja jest strasznie trudna, szczególnie ta dla zaawansowanych. Ja sam nieraz muszę się bardzo starać, aby udało mi się jakieś zaklęcie. Poza tym trzeba pamiętać o prawach Gampa, ale to oczywista sprawa. - ta kwestia z alergią go nagle zaczęła ciekawić. Aż nagle zaczął żałować, że nie ma żadnej alergii na żywność, bo spróbowałby tego. Taki eksperyment czysto naukowy. - Dlatego własnie robię to tylko z zaufanymi osobami, które kochają czytać tak samo jak ja i nie ominęłyby ani jednego zdania na danej stronie. - czyli tylko z Ellie to robił. Z innymi wolał grać w sprawdzone gry. Typu szachy czy karty.
The author of this message was banned from the forum - See the message
-Nie możesz bez niej żyć, bo ci się spodobała. Spróbowałeś jej, mugole jej nie doświadczają i spokojnie żyją, radzą sobie bez niej.-skwitowała słowa chłopaka. W końcu taka była prawda. Kto nie spróbował ni razu czegoś nie jest w stanie powiedzieć, że właśnie temu mu brakuje. -Wypadki w kuchni zdarzają się czy to w magicznej czy mugolskiej kuchni.-ponownie się wyszczerzyła. Ben w jakiś sposób rozbawił ją tym stwierdzeniem. Świat magiczny i mugolski przecież były do siebie podobne. W jednym i drugim zdarzają się niebezpieczeństwa, groźne, dzikie zwierzęta, nieumiejętne użycie czaru, czy nieumiejętne posłużenie się bronią palną. Wszystko było do siebie takie podobne. -Widzisz, podobno niektórzy twierdzą, że alchemia i transmutacja oraz magia iluzoryczna mają ze sobą wiele wspólnego. Alchemia polega na przemianach fizycznych, bierzesz żelazo zamieniasz je w złoto. Magia iluzoryczna polega na zmianie wyglądu z zachowaniem cech fizycznych danego obiektu, po prostu mózg interpretuje taki czar jako realny. A transmutacja? To niby iluzja, niby zamiana cech fizycznych. Nie to, że próbuję ci powiedzieć, że transmutacja, jest be, ale jest dla mnie taka nijaka. W ogóle właśnie, jak ktoś ma alergię, zamienisz magicznie orzechy w dajmy na to jabłka, to czy dostanie ataku? Jeśli tak, to znaczy, że transmutacja to taka iluzja, jeśli nie, to, że to realna przemiana jednej substancji w drugą. Albo, jeśli masz załóżmy rodzynka, chcesz zamienić w mięso, będzie miał smak i wielkość rodzynka to mięso? A czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, że taki szczur, kot, cokolwiek w kubek, wiadro, coś innego może cierpieć z tego powodu?-zasypała chłopaka gradem pytań, na które pewnie on sam nie znał odpowiedzi.
- Jasna sprawa. - uśmiechnął się tylko, no bo co miał jeszcze powiedzieć? Było to oczywiste i mogli tak o tym dyskutować dłużej, ale mogli też znaleźć znacznie lepszy temat. - Ale przy wypadkach w magicznej częściej można się samemu wyleczyć za pomocą jednego z zaklęć uzdrawiających, więc śmiem jednak twierdzić, że magia znacznie ułatwia nam wszystkim, czarodziejom życie. - powiedział z przekonaniem i zaczął jeść rożek, bo loda już prawie nie było. - Ale prawda jest taka, że oba światy są niebezpieczne. w magicznym mamy smoki i inne stworzenia jak na przykład takie sklątki tylnowybuchowe lub szkodniki takie jak gnomy. W mugolskim są niedźwiedzie, zwierzęta ze wścieklizną i szkodniki takie jak szczury. Mimo wszystko świat magii wydaje się być łatwiejszy niż mugolski. Dla wielu najgorsze jest tylko zapamiętanie tych wszystkich zaklęć i dopasowanych do nich ruchów różdżką. - odparł i musiał przyznać się przed samym sobą, że poczuł w środku dumę ze swojego wywodu, choć ten był krótszy niż ten, który przygotowała Reina podczas gdy on zajadał się rożkiem. Oczywiście bez przerwy jej uważnie słuchał i nie odrywał od niej wzroku, bo naprawdę bardzo lubił zachowywać kontakt wzrokowy podczas rozmowy z innym człowiekiem. Tym bardziej, że ten człowiek nie jest imbecylem, a całkiem inteligentną osobą. Gdy skończył loda, wytarł się serwetką, którą o dziwo udało się mu wyjąć bez jej zbędnych przyjaciółek i uniósł lekko kąciki ust. - Możliwe, że transmutacja wydaje się być dla wielu osób tylko iluzją, lecz nie sądzę, aby nią była. Sztuczki magiczne nie są trudne, wystarczy mieć swoją metodę. W transmutacji nic nie działa tak łatwo. Po pierwsze, jak wspominałem, trzeba zawsze pamiętać o prawach Gampa. Trzeba też być naprawdę bardzo skupionym, aby zaklęcie się udało. W przeciwnym razie może stać się coś zmienianemu zwierzęciu. Pytasz mnie o tę sprawę z rodzynkiem. Cóż, ten przykładowy rodzynek zmieniony w mięso będzie miał smak i wielkość mięsa, gdy tylko poprawnie użyjesz transfiguracji, która jest jedną z odległych dziedzin transmutacji. Mimo wszystko jest znacznie prostsza od zwykłej transmutacji, ponieważ nie zmieniasz jednego przedmiotu w inny, a zmieniasz tylko jedną lub kilka jego cech takich jak smak, kolor, rozmiar, zapach czy kształt. Więc jeśli zmienisz rodzynka w mięso, a następnie zmienisz jego rozmiar i smak, będziesz miała mięso, z którego będziesz mogła zrobić jakąś potrawę. Kolejna kwestia: ból u zwierząt. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czy je to boli, ale z drugiej strony, gdyby bolało, zwierzęta raczej nie siedziałyby tak spokojnie na zajęciach z transmutacji, czyż nie? Moja sowa na przykład jest niesamowicie wyczulona na ból. Raz, całkiem przypadkiem wpadła w okno, gdy leciała do mnie z listą od najlepszej przyjaciółki, złamała skrzydło i przez kilka dni nie chciała nic jeść. Zamartwiałem się wtedy o Puszka Okruszka na śmierć, ale wszystko po pewnym czasie było dobrze. Jednak dlatego nie sądzę, aby zwierzęta odczuwały jakiś wielki ból podczas transmutacji w dany przedmiot. Może łaskotanie lub lekkie szczypanie, ale raczej nie ból. Puszek Okruszek, gdyby odczuwał ból po każdych zajęciach, prawdopodobnie zdechłby z głodu już dawno temu. - wygłosił swój długi, naprawdę strasznie długi wywód i musiał przyznać, że to ostatnie pytanie go zasmuciło. Naprawdę sądził, że zwierzęta to nie boli, ale kto wie? Może były po prostu tak wytresowane, aby nie zwracać uwagi na ból związany z transmutacją? Kto wie, prawda?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Uważnie przysłuchiwała się każdemu słowu, jakie chłopak wypowiadał, nawet tym o transmutacji, może zwłaszcza tym, bo była z niej naprawdę kiepska. Ben okazał się być bardzo szczerym, otwartym a przede wszystkim niesamowicie inteligentnym chłopakiem, który na każdy temat mógł coś powiedzieć ciekawego. Wyprężyła się a po chwili oparła się o krzesło, lekko z niego zjeżdżając kiedy skończył swój wywód na temat transmutacji. -A słyszałeś kiedyś o kompresji artefaktowej?-zapytała się, lecz nie czekała na odpowiedź. -To podobno magia wysokiego stopnia z dziedziny transmutacji polegająca na przemianę żywej osoby w alabastrową figurkę. Kiedyś o tym czytałam w Calpiatto, w jakiejś bardzo starej książce. Miała skomplikowane grymuary, różne oznaczenia, ale z tego co zrozumiałam do samego zaklęcia jest potrzebna tylko magia, lecz do odczarowania osoby zaklętej posążek, jakiś obrządek. Się tak teraz zastanawiam, czy to nie jest trochę czarna magia, zamieniać kogoś w figurkę. A jak myślisz ty?- poprawiła się na krześle i już była gotowa wysłuchać kolejnego wywodu na temat magii. Tak przyjemnie się w końcu rozmawiało.
Ben kochał dyskutować o wszystkim, więc dyskusja o transmutacji, którą uwielbiał i zrobiłby wszystko, aby zostać animagiem była całkowicie uzasadniona. Już teraz siedział w książkach dzień i noc, aby tylko znaleźć przydatne informacje potrzebne do nauki zmiany w zwierzę. Było to jedno z jego największych marzeń i nie zamierzał z niego zrezygnować. Nigdy w życiu. Słysząc o tej całej kompresji artefaktowej, zmarszczył lekko brwi, uchylając nieznacznie usta. - Nie, nigdy o tym nie słyszałem. - odpowiedział szybko, udało mu się to zrobić zanim zaczęła o tym opowiadać. Benny słuchał dziewczyny z uwagą, ponieważ siedział tyle w książkach, a nigdy o tym nie czytał. Nie wspominając już o tym, że także o tym nie słyszał. aż zaczął się zastanawiać czy uczą tego w Calpiatto. Lub w Red Rock, gdzie uczęszczałby, gdyby nie to, że jego tata dostał propozycje obiecującej posady aurora w Ministerstwie Magii. Po usłyszeniu wszystkiego co miała do powiedzenia aż się wzdrygnął na sama myśl, że jakikolwiek człowiek mógłby zrobić coś takiego innemu. Jeszcze gdyby miał to wykorzystać w niecnych celach? Nie do pomyślenia dla tak dobrej i czułem na zło osoby jak Benjamin. - Na diadem Roweny, sądzę, że to... Złe. Po prostu złe. Nawet, gdy wykorzystuje się to w celu żartu, jest to najzwyczajniej w świecie złe. Zwierzę, zmienione w to wiadro, której podałaś wcześniej jako przykład, może zostać zmienione z powrotem w każdym momencie, ale... Człowiek? Jeszcze potrzeba jakiegoś obrządku czy tam rytuału? To definitywnie powinno podlegać pod czarną magię. Od razu wiadomo, dlaczego o tym nie wiem. Mamy w szkole tak zwany Dział Ksiąg Zakazanych, w którym są ukryte księgi z niezbyt bezpiecznymi zaklęciami, eliksirami i tak dalej. Podobno własnie stamtąd Voldemort dowiedział się o horkruksach, ale ja sam nie mogę tego wiedzieć. Wtedy nawet nie było mnie na świecie. mój tata kiedyś opowiadał mi o czasach jego terroru, bo wtedy często zdarzało mu się odwiedzać Anglię. - powiedział, wzruszając lekko ramionami. Skąd miał być pewien? Nawet nie wierzył w połowę opowieści ojca, przecież nie można być chyba tak okrutnym jak podają, że był Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. A o horkruksach usłyszał także od taty. nigdy go to nie interesowało, ale będąc ciekawym świata jedenastolatkiem, chwytał ojca za każde słowo. Gdy usłyszał co to takiego, zaczął myśleć o tym, jak można być tak złym i był pewien, że ta nazwa była zwyczajnie zmyślona przez ojca. Jednakże to nie zmieniało tego, że chłopiec słysząc za młodych lat tę nazwę, miał ciarki na plecach. - Ale to na pewno bujda. w każdym razie, nigdy w tym dziale nie byłem i nigdy nie zamierzam być. Nie chce mieć do czynienia z czarną magia w jakiejkolwiek postaci. Przynajmniej nie teraz. - co innego obrona przed nią. Obrona przed czarną magią, którą Ben tak bardzo kochał.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dziewczyna nie mogła się nijak ustosunkować do myśli i zdania młodego Krukona, gdyż sama nie miała na ten temat jeszcze wyrobionej własnej opinii. A przecież posiadanie własnej, niezależnej było dla niej takie ważne. Ot cały indywidualizm Dulce, która uparcie chciała zrobić zawsze coś nietypowego, jako pierwsza. Pragnęła się zapisać w pamięci mugoli i czarodziejów, jeszcze nie wiedziała w jaki sposób, ale chciała. Oczywiście w sposób dobry, by ludzie kojarzyli ją zawsze od najlepszej strony, z tego, że pomimo braku talentu można osiągnąć wiele pracą, tylko trzeba chcieć i uparcie dążyć do tego. -Przepraszam Ben, bardzo miło się rozmawiało.-wstała i chwyciła za pokrowiec od swojej wiolonczeli i podała chłopakowi dłoń. -Bardzo miło mi było ciebie poznać, lecz mam kilka spraw do załatwienia jeszcze na mieście i niebawem szykuję się w kolejną podróż na obóz z Hogwartu, rodzice mnie zapisali, mam nadzieję, że się tam zobaczymy.-wbrew swoim własnym oczekiwaniom, jakoś tak automatycznie, przygarnęła go do siebie ręką zawieszając ją na karku. Wtuliła się w jego ramie opierając lekko brodę na jego ramieniu. -Przepraszam, będę na obozie, pewnie się tam zobaczymy, moja Nieve już cię zna więc w razie czego to napiszę do ciebie list z relacją.-powiedziała mu do ucha i w końcu odkleiła się od niego. Uśmiechnęła szeroko, chwyciła kuferek i tylko jeszcze na chwilę po kilku krokach pomachała chłopakowi na pożegnanie.
Ben też zawsze chciał się zapisać w pamięci czarodziejów. Chciał zostać aurorem, może w przyszłości nawet szefem biura aurorów? Cóż, ambitny był z niego chłopak. Możliwe, że nawet czasem zbyt ambitny, ale kto by o to dbał, czyż nie? Po prostu chciał aby o nim pamiętano. Było to jedno z jego marzeń. Kolejnym było zostanie animagiem, a jeszcze innym odnalezienie swojej drugiej połówki. W przyszłości posiadanie szczęśliwej trójki lub dwójki dzieciaków, wspaniałej żony. Chciał jeszcze zaadoptować wszystkie książki na świecie, ale to... To zaczną spełniać razem z Ellie. Chłopak miał wiele marzeń i wiedział, że ciężko będzie je wszystkie spełnić, choć niewątpliwie uparcie będzie próbował. W każdym razie, pożegnał się w kocu z Reiną i sam wyszedł z lodziarni. Wtedy jeszcze nie miał pojęcia o tym, że za krótką chwilę, po pogawędce z Axelem przed wystawą sklepową sklepu z oryginalnym sprzętem miotlarskim, zaskoczy ich siostra. Amy. Ta, która uciekła dwa lata temu i postanowiła w końcu wrócić, bo... Bo pewnie było jej wstyd za to co zrobiła swojej rodzinie, opuszczając ich wszystkich. /zt
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Wydarzenia ostatnich dni wywarły duże piętno na samopoczuciu Bridget, która nie chodziła z właściwym sobie serdecznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, lecz snuła się po kątach w domu przy ul. Pokątnej i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Tego dnia akurat został dodany wpis Obserwatora. Bridget otworzyła w pokoju swojego wizbooka i aż jej krew zmroziło w żyłach - CO TO ZA PUBLICZNE UJAWNIANIE SEKRETÓW JEJ ŻYCIA UCZUCIOWEGO? Dziewczyna nie wytrzymała zbyt długo i czym prędzej wparowała do pokoju Lotty, która akurat pierwszy tydzień po szkole spędzała w rodzinnym domu, prosząc ją o spacer i ramię do płakania. Stanęło jednak na tym, że pójdą do lodziarni i zaopatrzą się w wiadro lodów, by móc zajadać swoje smutki. - Ja wiem, że te wpisy to zbiór największych bzdur świata i najczęściej są to informacje wyssane z palca, ale Lotta, zrozum, że akurat w moim przypadku Obserwator napisał prawdę - wyjaśniła jej w drodze, tłumacząc swoje przygnębienie tą notką oraz jednocześnie zdradzając się przed starszą siostrą, że autentycznie spędziła upojne chwile w towarzystwie Lysandra, czego Krukonka zdecydowanie nie będzie pochwalała. - Informacje o tych smoczych jajach śmierdzą z daleka, ale to? Po balu większość będzie wiedziała, że coś było na rzeczy. Przecież ten idiota nas zaatakował, a potem ogłosił te straszne rzeczy na pół szkoły - mówiła dalej, starając się nie unosić głosu w emocjach, by przypadkiem nie usłyszał jej nikt niepożądany. Ulica Pokątna miała to do siebie, że w wakacje spędzało na niej czas mnóstwo uczniów i studentów Hogwartu, a tylko tego brakowało, aby sama Bridget stała się informatorem o najświeższych plotkach o niej samej. Dziewczyny dotarły do lodziarni i ustawiły się w krótkiej kolejce. - Jak sobie radzisz z nieobecnością Williama? Pisze Ci jakieś listy, czy do tej pory milczy? - zapytała jeszcze, chcąc poniekąd zmienić temat, a także pokazać Lotcie, że nie jest aż tak samolubna, by rozmawiać wyłącznie o swoich problemach. Ich siostrzana pomoc działała w dwie strony.
Miałam straszną bekę z ostatniego Obserwatora - informacja na temat jaj była tak głupia, że godzinę śmiałam się czytając ten numer. Na newsa o Bridget nie zwróciłam zbyt wiele uwagi - wiedziałam, że spotyka się z Theo i że Ezra jest chorobliwie zazdrosny, więc jedyną nową informacją był dla mnie fakt, że spała z Lysandrem, ale nieszczególnie w to wierzyłam. Serio? Moja siostra? Znałam ją i zupełnie czegoś takiego się nie spodziewałam. Moje zdanie diametralnie się zmieniło, gdy Bridget wyciągnęła mnie na lody i wyznała, że tym razem Obserwator nie kłamał. Stanęłyśmy w kolejce, a mnie zamurowało. Spojrzałam na siostrę prawie się krztusząc. - Spałaś z Lysem? - zapytałam szeptem - O kurwa. Zastanowiłam się chwilę i schyliłam się w stronę Bri rozglądając się czy nikt nas nie podgląda. - Theo wie? - zapytałam wiedząc, że Evermore i Zakrzewski chodzili razem do Drakensberg, a po chwili gdy już trochę się uspokoiłam dodałam - Jest taki sprawny jak mówią? W moim głosie nie było rozbawienia - serio mnie to interesowało. Moje pytanie nie było może do końca odpowiednie, ale byłam piekielnie ciekawa - moja siostra miała w tej materii dużo więcej doświadczenia, bo ja spałam tylko z jednym facetem i to bardzo niewiele razy. Westchnęłam cicho - Will wprawdzie do mnie pisał, ale jego listy były bardzo lakoniczne, zupełnie nie wiedziałam co się u niego dzieje i trudno ukryć, że bardzo się martwiłam, dlatego robiłam wszystko by odwrócić od niego myśli. - Pisze, pisze - powiedziałam zmuszając się do uśmiechu - Ale ciężko mi bez niego. Nie rozmawiajmy o tym. To była pierwsza rozłąka w naszym związku i nie ukrywam, że gdy nie miałam zajęcia to dość ciężko to znosiłam.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zdecydowanie nie było do śmiechu w związku z tym numerem. Ogólnie uwielbiała czytać plotki z obserwatora, z czystej ciekawości i jakiejś takiej babskiej potrzeby zdobycia wiedzy, o czym w trawie piszczy i co jest gorącym tematem w szkolnym towarzystwie. Wszystko było w porządku dopóki sama nie zaczęła się pojawiać na stronach wizbooka i to w tekstach, które stawiały ją w niekoniecznie dobrym świetle. Jeszcze pół biedy, gdyby wszystkie informacje z tekstu były wyssane z palca, lecz w przypadku, gdy ogłoszone wieści faktycznie zgadzały się z prawdą... Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić i jedynie cieszyła się, że wszystko to wyszło na jaw akurat teraz, gdy nie była już w szkole, bo chociaż mogła uciec od oceniających spojrzeń koleżanek. Pozostało jej jedynie zmierzyć się z oceną Lotty, która prawdopodobnie będzie bardzo zaskoczona z takiego obrotu spraw. Chyba nie sądziła, do czego zdolna jest jej młodsza siostra... Bridget spojrzała na nią i wyglądała na naprawdę zbolałą w związku z jej reakcją. Generalnie nie spodziewała się niczego innego, ani pocieszenia, ani skrajnej złości, ani rozbawienia, jednak jej szok również sprawił, że poczuła się niekomfortowo, mimo bycia przygotowaną na taką sytuację. Uciekła nieco wzrokiem, próbując odrobinę wymigać się od odpowiedzi, ale wiedziała, że nie mogła, skoro już zaczęła temat. - Zdarzyło się... - Brzmiało okropnie. - Zgadza się, spałam. Ale tylko raz! - dodała w swojej obronie, co w sumie też nie wyszło zbyt dobrze. - Nie sądziłam, że wyjdzie na jaw, bo to była dosłownie jedna chwila zapomnienia... - A to wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej sama ze sobą, tym bardziej, że Lotta zapytała, co na to wszystko Theo. - No niestety dowiedział się na balu, kiedy ten idiota postanowił wykrzyczeć to na pół szkoły - odparła nie kryjąc frustracji. Wydarzenia z balu wciąż były bardzo żywe w jej głowie i Bridget na nowo przeżywała tamte chwile, które były jednymi z najgorszych w jej życiu. Nie wiedziała jednak, czy siostra załapie, o co jej chodziło, ponieważ chyba opuściła imprezę nim to wszystko się stało. - To znaczy wie, że z kimś spałam. Nie zna imienia ani nazwiska, ale to nie stawia mnie w lepszym świetle. Wolałabym mu sama powiedzieć, niż żeby się dowiadywał od mojego byłego... - A potem padło pytanie, o które Bridget nigdy się nie prosiła. - Charlotte! - prawie krzyknęła, zakrywając usta dłonią. Jak ona mogła w takiej chwili zapytać ją zupełnie poważnie o to, czy Lysander jest dobry w łóżku?! Puchonka zaniemówiła, a po chwili, gdy już udało jej się przełknąć tę niedelikatność ze strony Lotty, przytaknęła. - Jest, ale chyba oszczędzę Ci szczegółów. William nie byłby zadowolony, że w ogóle interesujesz się takimi rzeczami - upomniała ją, lecz już z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie gniewała się, po prostu siostra zaskoczyła ją swoją bezpośredniością. Nadeszła ich kolej i kupiły dla siebie lody, po czym usiadły przy wolnym stoliku przed lodziarnią i zajęły się ich konsumpcją. - Szkoda - rzuciła w odpowiedzi na słowa Lotty, ale skoro nie chciała rozmawiać o Williamie, Bridget swobodnie przeszła do swoich problemów. - Mi też jest ciężko. Theo do tej pory nie napisał ani razu, a ja nie wiem, czy jest sens się odzywać. Obawiam się, że się zniechęcił, jak wszyscy przed nim. Ciąży nade mną jakaś klątwa - powiedziała i westchnęła ciężko.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować - miałam ochotę zażartować i powiedzieć, żeby zbadała się pod względem chorób wenerycznych, ale w końcu stwierdziłam, że siostre już tak czy siak nie jest do śmiechu, więc nie będę się tak na nią pastwić. - Nie przejmuj się tym za bardzo - powiedziałam pokrzepiającym głosem - Każdy popełnia błędy. Poza tym nikomu krzywdy tym nie zrobiłaś. Nie uważałam, że przygody na jedną noc są czymś dobrym, jednakże nie czułam się osobą, która powinna się wypowiadać na ten temat. Wciąż dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że kilka miesięcy temu przeżyłam mój pierwszy raz w dość niesprzyjających okolicznościach - przespałam się z Willem (który nie był jeszcze moim chłopakiem), którego wcześniej napoiłam amortencją, stąd nie czułam się osobą, która mogłaby kogokolwiek pouczać. - William wie, że poza nim świata nie widzę - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem. To była szczera prawda - byłam piekielnie zakochana w moim chłopaku, ale z drugiej strony Krukon był strasznym zazdrośnikiem i wiedziałam, że to pytanie raczej by mu się nie spodobało. - Przesadzasz - powiedziałam z lekkim uśmiechem - Theo nie widzi świata poza Tobą, ale minęło zaledwie kilka dni od zakończenia roku, więc pewnie teraz spędza czas z rodziną. Nie martw się za bardzo Bridget był trochę przewrażliwiona w tej kwestii, ale z drugiej strony trudno było jej się dziwić - miała niewątpliwego pecha do facetów. Byłam jednak niemalże pewna, że Theo nie okaże się drugim Ezrą, Jakiem, ani innym amantem od siedmiu boleści - ten chłopak musiał być wyjątkowy skoro nieufny wobec całego świata Will obdarzył go przyjaźnią.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dobrze, że Lotta nie dała ujścia tym swoim cudownym żartom, ponieważ podejrzewam, że Bridget po pierwsze obraziłaby się na nią na amen, że gada w ten sposób o rzeczach, które są dla niej istotnym problemem, a po drugie wystraszyłaby się, czy faktycznie nie powinna udać się do lekarza (mimo że nic jej nie było, ale nie ukrywajmy, że Bridget bywała dużą histeryczką i kto wie, czy nagle nie zaczęłaby odczuwać wszystkich możliwych symptomów związanych z chorobami wenerycznymi?). Pokiwała głową w odpowiedzi na pokrzepiające słowa Lotty. Może faktycznie nie powinna? Jakiś czas temu wrzucono na profil Obserwatora podobną notkę dotyczącą dziewczyny z Ravenclawu i jakoś teraz nikt już o tym nie mówił. Plotka prawdopodobnie szybko wygaśnie, też nie wszyscy w nią przecież uwierzą, a do tego zbliżał się wakacyjny wyjazd i Bridget liczyła, że ludzie zajmą się innymi rzeczami niż odkopywanie starszych wpisów Obserwatora. - Chyba wszyscy to wiedzą - powiedziała i parsknęła śmiechem. Nikomu nie umknął fakt, że Walker i jej siostra stali się nierozłączni tak bardzo, jak tylko mogli sobie na to pozwolić i w zasadzie w każdej wolnej chwili można było ich zobaczyć razem. Puchonka początkowo nie wiedziała, co miała sądzić o tym związku, ponieważ sama miała niezbyt ciekawe wspomnienia związane z Krukonem, jednak widziała o ile szczęśliwsza jest Lotta odkąd zaczęli ze sobą chodzić i uznała, że nie ma sensu tego roztrząsać i cieszyła się wraz z nią. Na jej kolejne słowa nieco się rozpromieniła. - Naprawdę tak sądzisz? - zapytała z nadzieją w głosie. Zauważyła, że Theo się koło niej kręcił i czuła, że nie jest mu obojętna, jednak do tej pory nikt z zewnątrz nie wyraził swojej opinii na ten temat. Serio nie widział świata poza nią? - Wiem, niecierpliwię się po prostu. Martwię się, bo po tym balu było między nami strasznie dziwnie... - rzekła, wzdychając cichutko. - Byłaś jeszcze w momencie, gdy Ezra rzucił na niego zaklęcie i wszczął całą tą wielką kłótnię? - spojrzała na nią badawczo.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Bardzo kochałam Bridget, ale brakowało mi w niej jednej cechy - sarkazmu. Moja siostra pewne rzeczy brała zbyt mocno do siebie i panikowała, dlatego żart o chorobach wenerycznych, który idealnie sprawdziłby się przy moich innych znajomych, w jej wypadku był nieodpowiedni. No cóż, brakowało jej sarkazmu, ale miała za to inne, dużo istotniejsze zalety! Pewnie gdyby Bri wspomniała o tej notce miałabym problem z powstrzymaniem śmiechu - dotyczyła ona Devi, za którą nie przepadałam i którą uważałam za rozwiązłą. Mimo, że nie lubiłam oceniać ludzi to do Brazylijki byłam wyjątkowo uprzedzona, gdyż jej znajomość z Calumem przybrała wymiar, który nie za bardzo mi się podobał. Nie zmienia to jednak faktu, że plotka ucichła - ciekawe czy to dlatego, że Devi wyjechała czy naprawdę po tak długim czasie wszyscy mieli to w dupie? Nie skomentowałam uwagi Bridget tylko uśmiechnęłam się lekko. Spędzałam z Willem dużo czasu, bo bardzo tego potrzebowaliśmy, z drugiej jednak strony starałam się nie zaniedbywać znajomych i wydaje mi się, zę wychodziło mi to całkiem nieźle. Nawet gdy na spotkania z nimi zabierałam mojego chłopaka (co nie było jakimś zwyczajem, ale się zdarzało), to staraliśmy się nie okazywać ostentacyjnie uczuć, żeby nie wprawiać innych w zakłopotanie i wydaje mi się, że wychodziło nam to całkiem nieźle. - Naprawdę - zapewniłam Puchonkę ze szczerością w głosie. Byłam pewna, ze Theo szaleje na jej punkcie i nie ukrywam, że bardzo się z tego cieszyłam, po chwili jednak moją radość przykrył lekki niepokój. - Nie byłam - zmierzyłam Bri badawczym spojrzeniem chcąc dowiedzieć się jak najwięcej - Wyszłam jak tylko Lys i Calum zaśpiewali tę paskudną piosenkę.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget jak chciała to potrafiła zrozumieć i nawet odpowiedzieć sarkazmem, nie czyniła tego jednak tak nagminnie jak jej starsza siostra. Poza tym cała ta sytuacja wydawała jej się mocno beznadziejna, mimo że Lotta kazała jej się nie przejmować, to wciąż to wszystko wisiało nad nią jak jakieś fatum i czyniło każdy jej dzień gorszym. Gdyby tylko usłyszała żart o chorobach wenerycznych, prawdopodobnie zupełnie by się załamała... Wolała w ogóle nie myśleć o takich rzeczach, zupełnie jakby takie sprawy nie istniały i jakby nie miała o nich bladego pojęcia. Na słowa Lotty tylko otworzyła szeroko oczy i westchnęła, chyba po raz setny w tej jakże krótkiej konwersacji. Wolałaby nie rozpamiętywać tego wszystkiego, ale jej mózg działał w odwrotny sposób i nieustannie przypominał jej o wydarzeniach z balu, a wręcz nakłaniał ją, by mówiła o tym jak najwięcej. Może jak się już wygada, to jej przejdzie? W każdym razie poczuła się w obowiązku wyjaśnić sytuację siostrze, skoro nie była poinformowana - a chyba lepiej, żeby dowiedziała się tego od Bridget niż z obserwatora, prawda? - No właśnie, po tej piosence to się stało - zaczęła, ale przerwała, bo lód, który trzymała, zaczął się topić i spływać jej na palce, więc musiała szybko temu zaradzić. - Poszliśmy z Theo na parkiet w zasadzie zaraz po was, tylko chyba w inne miejsce, bo nie za bardzo was widziałam. Było naprawdę miło, powiedział mi, że mnie lubi i nawet się trochę całowaliśmy, wiesz? - No bo w sumie mogła nie wiedzieć, a przecież to był taki news z życia Puchonki, że aż grzech o tym nie wspomnieć! Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, bo akurat to była najmilsza rzecz, jaka zdarzyła jej się w ciągu ostatnich miesięcy, zaraz jednak wróciła do tematu i zaczęła opowiadać o kłótni z Ezrą. - Zaraz później stało się coś mega dziwnego i Theo mnie wepchnął do basenu. To było straszne, myślałam, że się utopię... Na szczęście Leonardo szybko zareagował i mnie wyciągnął. Byłam w ogromnym szoku, ale Theo też, więc nie wiedziałam, co się dzieje, póki nie zauważył, że Ezra, który stał niedaleko nas, miał wyciągniętą różdżkę. Wtedy tego nie ogarnęłam, ale dziś już wiem, że to było Iniuriam Directionem. Wiesz, zmienia tak jakby kierunek ruchów... - powiedziała, ale machnęła ręką, bo opowiadanie o zaklęciu mijało się z celem, a zresztą Lotta prawdopodobnie i tak je doskonale znała. Czasem zapomniała, że jest spokrewniona z geniuszem. - No to naskoczyłam na niego, dlaczego to zrobił i że nie tak zachowują się przyjaciele, którymi rzekomo jesteśmy, a przynajmniej tak zdecydowaliśmy jakiś miesiąc temu, jak w końcu porozmawiałam z nim na poważnie o tym, co się między nami dzieje. Więc Ezra wypomniał mi, że spałam z Lysandrem. Nie wymienił nazwiska, ale wyraził się o nim jako o "swoim przyjacielu". Lotta, jakim prawem mogłam o tym wiedzieć? - rzuciła jeszcze, załamując ręce.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Z uwagą wsłuchałam się w opowieść siostry (chociaż tamten wieczór, ze względu na piosenkę i wyjazd Willa wspominałam niezbyt dobrze). Uśmiechnęłam się znacząco, gdy powiedziała o pocałunku - to tylko upewniło mnie w przekonaniu, że plany Theo w stosunku do Bri są raczej poważne - nie należał on do chłopaków, którzy całowali się z byle kim, tak dla sportu. Tego typu gest w jego wykonaniu znaczył wiele. Przeszłyśmy jednak do tematu nieprzyjemnego incydentu. Z uwagą wsłuchałam się w słowa siostry i niemal równocześnie z nią wypaliłam: - To było Iniuriam Directionem! Było mi trochę głupio, że zupełnie przypadkowo pochwaliłam się swoim kujoństwem. Opuściłam wzrok przepraszając siostrę, że jej przerwałam i wsłuchałam się w dalszy ciąg opowieści, co jakiś czas wtrącając krótkie westchnienia mające zakomunikować moje oburzenie zachowaniem Ezry. Chłopak zachował się podle i mimo wszystkie zupełnie się tego po nim nie spodziewałam. Dobrze, że mój były chłopak - Leo stanął na wysokości zadania i uratował Bri. Współczułam tej sytuacji zarówno siostrze, jak i Theo. - Nie wiedziałam, że Ezra kumpluje się z Lysandrem - rzuciłam zdziwiona - Więc ty również mogłaś nie wiedzieć. Po chwili zastanowienia dodałam: - W sumie nawet Lys nie musiał tego wiedzieć, że jesteś byłą Ezry. Byłam zniesmaczona całą tą sytuacją, więc skończyłam loda i przytuliłam siostrę chcąc dodać jej odrobinę otuchy.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
No fakt, Bridget nie mogła tego wiedzieć. Lysander był w Hogwarcie od niedawna, między nią i Ezrą działo się trochę gorzej jeszcze wcześniej i w związku z tym nie była na bieżąco z jego życiem prywatnym. Poza tym raczej nie miała w zwyczaju wypytywać swoich znajomych płci męskiej, czy przypadkiem nie kolegują si dobrze z jej byłym chłopakiem, a tak samo oni nie zawracali sobie głowy pytaniami, czy chodziła kiedyś z ich kumplem. Cała ta sprawa była beznadziejna i nawet Lotta nie umiała znaleźć dla niej innego wyjścia jak tylko nie przejmować się, przeczekać, olać, aż samo ucichnie. Niby spoko, ale Bridget nie wiedziała, czy da radę tak po prostu to wszystko zignorować. Za bardzo ją to bolało... Zwierzyła się jeszcze z wyników owutemów, które nie poszły jej jakoś tragicznie, ale zdecydowanie nie zaprezentowała wysokiego poziomu na zielarstwie i eliksirach, za co pewnie dostanie w domu niezły opierdziel od ojca, który pokładał w niej ogromne nadzieje, szczególnie po tym, jak Lotta się zbuntowała i stwierdziła, że woli skupić się na innych rzeczach. Przygotowana na najgorsze, ruszyła z Lottą w stronę ich mieszkania.
Chociaż największych i najszczerszych chęci Adama, by już nigdy go nie prześladował pech, dzisiaj ten jednak postanowił się uaktywnić. Jego ofiarą została Yvonne Horan, która spieszyła z ważnym raportem do swojego biura… I może wszystko byłoby dobrze, gdyby Spellsinger nie postanowił wysuszyć papierów zaklęciem, całkowicie zapominając o tym, że te bywają ostatnio bardzo zwodnicze. Papiery spłonęły. Dziwnym trafem panna Horan nie zabiła go na miejscu. Całe odkręcanie tej sprawy zajęło im dość dużo czasu. Na szczęście jakoś Adamowi udało się wyjaśnić, co się stało, a szef odpuścił Yvonne oddawanie tych raportów. Jednak jego umiejętności mediacji do czegoś się przydały. Wystarczył zwykły raport słowny. Aż dziwne, że szef Biura Dezinformacji nie poszedł na skargę do Szefa Aurorów (albo JESZCZE nie poszedł i Spellsinger się zdziwi, kiedy otrzyma wyciąg ze swojego konta bankowego). W ramach zadośćuczynienia Adam zaprosił Yvonne na kawę do słynnej lodziarni Floriana Forstescue. Od tego punktu rozpoczyna się nasza historia. Umówili się wieczorem, około godziny siódmej. Spellsinger zdążył wrócić do domu, wziąć prysznic i odgrzać sobie kluski na parze. Prawda była taka, że nie potrafił gotować, dlatego nigdy nie jadł niczego wykwintnego. Poważnie zastanawiał się, czy nie ubrać szaty czarodzieja, ale źle by się czuł. Zresztą… Kurczę! Czy on w ogóle zastanawiał się, w co ma ubrać? No tak. Ostatni raz na takim spotkaniu był około dziesięciu lat temu. To był spory szmat czasu. Po wybraniu niebieskiej koszuli, którą wsunął w ciemne spodnie, przytrzymywane przez skórzany pasek z delikatną klamrą i wygraną bitwą pod tytułem „Ułóż moje włosy normalnie”, powrócił do Londynu. Zerknął na zegarek. Miał jakieś dziesięć minut do spotkania, ale już teraz udał się na Ulicę Pokątną. Nie zatrzymywał się w Dziurawym Kotle, tylko przeszedł przez niego, by stuknąć różdżką w murek. Trochę obawiał się, że znowu zostanie osmolony, ale na szczęście przejście zadziałało normalnie. Zamierzał poczekać na kobietę przed lodziarnią. Potem przypomniało mu się, że może powinien dać jej jakieś kwiatki na przeprosiny? Spojrzał podejrzliwie na swoją różdżkę. Nie, Spellsinger, nawet o tym nie myśl, przestrzegł od razu siebie samego. Już wiedział, jak mogły się skończyć nawet najprostsze zaklęcia.
Ten dzień uważała za udany, a przynajmniej do pewnej godziny. Kiedy harowała jak mróweczka i latała w te i z powrotem bo całym Ministerstwie i o dziwo nie czuła w ogóle zmęczenia, czy też złości. Miała po prostu dobry humor, który został zrujnowany kiedy raporty niefortunnie wylądowały w fontannie. Co prawda pan Spellsinger próbował naprawić ta sytuację i uratować cztery litery kobiety, jednak nie wyszło tak jak powinno być. Ostatnio wszystkim zaklęcia trochę szaleją, dlatego sama Yvonne wolała biegać niż czarować dokumenty by same docierały na miejsce. W taki sposób dokumenty dokumenty wysuszyły się tak bardzo, że nic z nich nie zostało. Przy okazji trochę ogrzewając małym płomieniem. Była naprawdę załamana, bo nigdy nie spotkało ją coś takiego. Nie chciała dosłownie zwalać winy na aurora, no ale tak właściwie było. Jednak Spellsinger okazał się na tyle honorowy, że wsparł Yvonne i sam wyszedł z inicjatywą by wyjaśnić osobiście zaszłą sytuację. Szef Yvonne nie należy do osób miłych, ale udało się. Było ciężko, zwłaszcza dla nerwów kobiety z obawy jak to się zakończy. Ostatecznie skończyło się tak, że dostała również zaproszenie od mężczyzny na kawę. Bardzo miłe zadośćuczynienie, dlatego zgodziła się bez oporów. Nie wiedziała jak traktować to spotkanie, ba dawno zresztą nikt nigdzie jej nie zaprosił, do tego nie zaraz po godzinach pracy, a wieczorem. Miała trochę czasu by zastanowić się by wyglądać odpowiednio, ale też nie przesadzić. W końcu wybór padł na bordową sukienkę przed kolano, czarne rajstopy i płaskie botki. Pogoda nie dopisywała, dlatego zdecydowała się na krótką pelerynkę na 3 guziki, z wzorzystą podszewką. Kiedy tak się przygotowywała zapomniała o kontrolowaniu czasu, nie wiele brakuje i już będzie spóźniona. Świetnie. Przeniosła się do Dziurawego Kotła i zostało jej jeszcze pięć minut, jednak się uda. Stuknęła różdżką o murek i ukazała się jej Pokątna. Płaskie buty byłe o tyle dobrym pomysłem, że mogła iść trochę szybciej i stawić się na czas. -Dobry wieczór, panie Spellsinger - przywitała się zatrzymując się jakieś dwa metry od niego. Nie miała pojęcia jak tak naprawdę powinna się do niego zwracać. -Radziłabym nie używać zaklęć, nie chcemy raczej wzniecić pożaru- zażartowała kiedy dostrzegła różdżkę w jego dłoni.
Czuł się, jak uczniak przyłapany na gorącym uczynku, gdy usłyszał znajomy głos dochodzący z niedaleka. Zastygł z różdżką w ręku i miał bardzo skonsternowaną minę. W głowie miał jeszcze kilka zaklęć, które mógł użyć. W końcu nazwisko oraz różne tam „osiągnięcia” zobowiązywały, żeby miał urok na każdą okazję. W taki sposób również tłumaczył sobie swoją nienawiść do raportów i egzaminów teoretycznych. - Cóż… - Jego kąciki ust uniosły się lekko do góry i mimo wszystko schował różdżkę za pazuchę swojego płaszcza. Skoro nie pomyślał o kwiatach wcześniej, może uda mu się coś zorganizować po wypiciu wieczornej kawy i zjedzeniu lodów bądź ciasta. – Nigdy nie myślałem, że nastąpi taki dzień, w którym będę musiał przyznać komuś rację – rzucanie kolejnego zaklęcia zapewne nie skończyłoby się dla mnie dobrze. – Chociaż uśmiechał się, to w oczach odbijał się smutek. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw i było widać, że nie do końca akceptował problem z magią, który był coraz powszechniejszy. Przez to Ministerstwo Magii miało bardzo dużo problemów, a szef ich zamęczał, by szybko odkryli, co się za tym kryło. Adam czuł się tak, jakby szukał igły w stogu siana, ale… ale to inna opowieść. – Mam nadzieję jednak, że sztuczki, które znam, a nie potrzebują wypowiadania inkantacji zaklęcia ani używania mocy, zadziałają o wiele lepiej niż felerne zaklęcie przy fontannie. – Trochę może się od razu zdradził, ale akurat, jeśli chodziło o czas po pracy, zawsze było lepiej grać w otwarte karty. W końcu był Puchonem. Po co było komplikować sobie niepotrzebnie życie, prawda? - Dobry wieczór, panno Horan – przywitał się dopiero po fakcie. – Pięknie pani wygląda. – Nie był to jedynie grzecznościowy komplement, ponieważ zdradzał go ton głosu. Był jak najbardziej szczery. Może wcale nie wypadł z „wprawy”, jak uważał na początku. Niektórzy na pewno spróbowaliby dyskretnie przyjrzeć się swojej partnerce (Adam dałby sobie rękę uciąć, że na pewno jego ojciec wciąż tak robił, bo był niewychowanym chamem), ale nie on. Mężczyzna skupił się wyłącznie na jej uśmiechu oraz kawałku płaszcza. - Proszę bardzo, wejdźmy. Pogoda jednak dzisiaj nie zachwyca. – Zresztą, mieszkali na wyspach, czego mógł spodziewać się innego? – Mam nadzieję, że nie będzie padać. Prowadzę sekretny dziennik, w którym zapisuję, kiedy nie pada. Naprawdę świeci pustkami, a zależy mi na zapełnieniu go, by wygrać zakład z moją siostrą. - Akurat to była prawda. Otworzył drzwi przed kobietą i przytrzymał je, by mogła wejść do środka.
Skoro Adam poczuł się jak uczniak w takim wypadku kobieta odegrała rolę nauczycielki. Może by się nawet do tego nadawała, pod warunkiem, że opierałoby się to na upominaniu i karaniu, bo jednak do przekazywania wiedzy młodszym jakoś się nie nadaje. Za to od czasu do czasu uczucie bycia troszkę lepszym od razu poprawia nastrój i podnosi pewność siebie. Oczywiście nie za bardzo, żeby się w sobie nie zakochać i innych traktować jak robaczki, czego już doświadczyła zaczynając pracę. -Dla nas wszystkich, może to mieć konsekwencje również dla osoby trzeciej. Te zaklęcia naprawdę szaleją ostatnio, dlatego wolałam biegać osobiście w tę i z powrotem w ministerstwie, żeby czegoś nie sknocić. Biuro aurorów już wie może w czym rzecz? - chyba starała się być zbyt poważna. Jej postawa, ton głosu. Tak jakby raczej wyszła na spotkanie służbowe niż luźna rozmowę przy kawie, może to dlatego, że pan Spellsinger jest jednak od niej troszkę starszy i nie chciała zaniżać poziomu, kto wie jakie efekty przyniesie to spotkanie -Jak widać los chciał inaczej - dodała jeszcze z delikatnym uśmiechem, przymknęła przy tym oczy i otworzyła je ponownie w całej okazałości. Przede wszystkim z większej odległości wydają się być nieproporcjonalne to całej twarzy Yvonne, ale taki jej urok. -Chciałabym się dowiedzieć co to za sztuczki, tylko prosiłabym, żeby to nie było nic związanego z ogniem - nie chciała kolejnych strat, ale magia bez magii potrafi być równie interesująca. Aż przypomniał jej się jeden przypadek, z którym miała do czynienia. To jak mugole potrafią korzystać z różnych przedmiotów i swojej zręczności by wydawało się, że potrafią czarować. Z chęcią sama by się dowiedziała, jak oni to robią. -Dziękuję, nie chciałam specjalnie przesadzić i chyba się w miarę dostosowałam - nie było, aż tak oficjalnie, ani jakoś szykownie w obu przypadkach. Dopasowali się oboje, tak oceniła gdy przyjrzała się ubiorowi mężczyzny. Akurat jej oczy od razu zdradzają, że się przygląda od stóp do głów, chociaż zdaje sobie z tego sprawę i nie jest to zbyt grzeczne, ale i tak to robi. -Ciekawy zakład, co otrzyma zwycięzca? - spytała wchodząc do środka. Nawet nie przeszkadzała jej ta pogoda, idzie przywyknąć, nawet i na dłuższy spacer byłaby wstanie się udać, ale ciepłe i przytulne miejsce jednak wygra tą konkurencję. Zaczęła się rozglądać za wolnym stolikiem. Kiedy ulice świecą pustkami i pogoda nie dopisuje to wiadomo, że w lokalach będzie więcej osób, co już zauważyła w Dziurawym Kotle. Poszczęściło im się, że ktoś właśnie zwolnił miejsce - Chyba jedyne wolne miejsce - wskazała dłonią na wysoki stolik zaraz przy oknie.
- Chciałbym, by tak było. – Po jego tonie głosu można było od razu wywnioskować, że niestety jeszcze nie rozwiązali tej zagadki. Jak na razie zbierają wszystkie dowody oraz analizują każdy najmniejszy szczegół w nadziei, że to doprowadzi ich do rozwiązania zagadki. Zawsze tak było. Schemat postępowania aurorów nie zmienił się na przestrzeni lat. – Jednak mogę jedynie powtórzyć za swoim szefem, że wciąż nad tym pracujemy. – Wolał sobie nie przypominać, ile papierkowej roboty miał teraz do wykonania. Na jego biurku piętrzyło się od zgłoszeń o anomaliach. Sporządzał z nich notatki, a następnie kolejne notatki. Prawie do znudzenia. W przeciwieństwie do swojej rozmówczyni Spellsinger był zrelaksowany. Nie był w miejscu pracy (chociaż prawda była taka, że auror zawsze jest na służbie) ani nigdzie nie widział swojego szefa. Nie przeszkadzała mu również różnica wieku, ponieważ od wielu lat nie zwracał na nią uwagi. Społeczeństwo czarodziejów było zróżnicowane i praktycznie codziennie miał do czynienia z osobami o bardzo różnych doświadczeniach. - Na szczęście nie, chociaż muszę się przyznać, że odkąd wróciłem do Doliny Godryka, postanowiłem nauczyć się gotować. Jak się jednak szybko okazało, gotowanie i warzenie eliksirów wcale nie jest tożsame. Prawdopodobnie dlatego tak wielu mężczyzn na to psioczy, bo dość długo nie zdają sobie z tego sprawy. – To było lekko zabawne. Trochę też mówiło o jego życiu prywatnym. Może dzięki temu kobieta nieco się rozluźni. Jeszcze tylko nie wiedział, kiedy powinien jej zaproponować odrzucenie formy „pani i pan”. Zawsze go raziła, szczególnie że w języku angielskim ta forma grzecznościowa wydawała mu się być bardzo nienaturalna. Zamknął drzwi lodziarni. Nie zdziwił się, że tak wiele osób wolało skryć się tutaj. Pogoda była nieciekawa i zapewne ulewa była jedynie kwestią czasu (na nic zdały się pobożne życzenia Adama). Zanim odpowiedział kobiecie o swoim zakładzie z siostrą, zajęli się sprawą stolika. Kelnerka uprzątnęła go. Spellsinger chcąc być szarmancki, pomógł kobiecie ściągnąć pelerynkę, a gdy zajęła miejsce, dosunął jej krzesełko. Wbrew pozorom manier nauczyła go matka. Ojciec raczej nigdy nie był zainteresowany takimi rzeczami. Już miał opowiedzieć o wygranej w zakładzie, kiedy kelnerka przyniosła im menu. Adam wiedział z góry, że ma ochotę na wieczorną kawę. Praktykował ją, odkąd tylko pamiętał (nawet w Hogwarcie). Był to nałóg, który już miał we krwi. - Na co ma pani ochotę? – Wszędobylskie maniery. – Wracając do zakładu. Razem z siostrą założyliśmy się o dwieście galeonów, że nie uzupełnię swojego notesu do końca roku. Na to wygląda, że będę musiał jej zapłacić.
-Rozumiem, czyli nie wiele wiadomo - takie słowa dają jasno do zrozumienia, że praca nad tą sprawą idzie dość opornie. Takie kłopoty mają gdzieś swoje źródło, tylko pytanie brzmi "Gdzie?". Zakłócenia, a może ktoś się bawił jakimś nieodpowiednim rodzajem magii? Zresztą Yvonne na tych sprawach akurat się nie zna, to nie chciała się o tym wypowiadać bo raczej niczego mądrego by do tego nie wniosła, zwykle spekulacje jakie się powtarzają w kółko. Praca papierkowa niestety pojawia się w każdym z departamentów, czego innego można było się spodziewać chcąc pracować w Ministerstwie? -Oj, ja tam nigdy nie miałam problemów z eliksirami i gotowaniem tym bardziej. Uważam, że czasem ma to ze sobą kilka podobieństw. Podobno mężczyźni bywają lepszymi kucharzami niż kobiety, ale stereotyp chyba zawsze będzie się utrzymywał - uśmiechnęła się delikatnie. Jakoś nigdy nie wierzyła w to, że faceci to kiepscy kucharze, wręcz przeciwnie. Miewają lepszy smak od kobiet, tylko nie ma pojęcia skąd to się jednak bierze. A stereotyp mówi, że kobieta gotuje, a mężczyzna pracuje... i tak od dawien dawna. Nie żeby Yvonne na to narzekała bo lubi gotować i kombinować, a jeszcze jak ma dla kogo, co bardzo rzadko się zdarza to ma okazję do popisu. Takich manier się nie spodziewała od Spellsingera, było jej nawet miło kiedy pomógł zdjąć jej pelerynkę i odsunął krzesło. Gdzie się podziewają tacy mężczyźni!? Wszędzie tylko jakieś niedojrzałe chłystki, którzy myślą nie wiadomo o czym. Yvonne wychowała się w porządnym domu, niektórzy twierdzili, że wręcz idealnym. Wbrew pozorom jak może się wydawać współpracownikom irlandka jest ułożona i zwraca uwagę na takie rzeczy. Zaczęła przyglądać się menu jednocześnie przysłuchując się Adamowi. Każde słowo zapamiętała i nie miała problemu by jednocześnie wybrać coś dla siebie. -Do końca roku jeszcze trochę czasu zostało, nie traciłabym nadziei - uniosła spojrzenie i odłożyła kartę na krawędzi stolika - Dla mnie chochlikowe cappuccino i do tego ciastka. Nie mogę zdecydować, którego ciasta bym skosztowała. Za duży wybór, a równie dobrze wzięłabym i wszystkich po kawałku - kobieta nie zajada się jakoś specjalnie słodyczami, jak większość ludzi na tym świecie raczej od nich nie stroni. Za to gdy musi się już zdecydować to przychodzi jej to z wielkim trudem, a jeszcze z takim wyborem. Mogłaby sobie pozwolić na dużo, ale jeszcze wyjdzie na żarłoka, a tego nie chce. Wystarczy, że mówią o tym jak to skrywa w szufladzie swojego biura wino.