W tej niezwykłej lodziarni możesz dostać lody o wielu smakach, zarówno tych tradycyjnych, jak i nietypowych. Po udanych zakupach na ulicy Pokątnej wiele osób przychodzi tu, aby spędzić nieco czasu w ogródku pod kolorowymi parasolkami, zajadając się pysznymi deserami.
Porcja dowolnego ciasta Ciastka do kawy Porcja lodów Gofr bez dodatków Bita śmietana, polewa, posypka, owoce do lodów/gofrów/ciasta
Sok dyniowy Lemoniada Mrożona herbata Woda goździkowa Świeżo wyciskane soki owocowe Koktajle na bazie mleka lub jogurtu Imbirowa mątwa Malinowy Chruśniak Wiśniowy Gryf Chochlikowe cappuccino Syrenie Latte
Tak naprawdę ktokolwiek, kto z równym zapałem stawiałby na swoim, budziłby w niej podziw, ale z racji faktu, że Ryan wstawiał się w jej sprawie u tego paskudnego naciągacza, jej obecne uznanie podszyte było też pewnym rodzajem czułości, którą odczuwało się w stosunku do kogoś bliższego sercu niż zwykły, życzliwy znajomy. Noreen nie potrzebowała, by Maguire chciał się bić z typem na gołe klaty (choć pewnie podglądałaby przez palce, jakkolwiek nie znosiła przemocy), już samo wylistowanie złamanych paragrafów wystarczyło, by zasiać w jej duszy ziarenko wdzięczności. Cieszyła się, że mogli wspólnie dzielić te perypetie codzienności, tak frustrujące w swojej zwyczajności i piękne w niezobowiązującej prostocie. - O tym, że jesteś moim najlepszym wyborem, wiedziałam już dawno - powiedziała, machając ręką i nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak wzniośle i poważnie wybrzmiały jej słowa. Może zaginęły gdzieś w harmidrze ruchliwej ulicy? Może ich brzmienie trąci strunę innej natury w jego uszach i nie odczyta tego jako swoistej deklaracji uczuć? Bo ciężko powiedzieć, by czuła do niego coś głębszego. Podobał jej się, jasne, wszak był całkiem wyględnym mężczyzną, a okazjonalnie opadające mu na czoło loki rozczulały ją nieco. Łączył w sobie zarówno tę lekkość młodości, ale również powagę dorosłości, stając na wysokości zadania - np. w sprawie z ghulem, którego historia bawiła Noreen niemal do łez. Jego poczucie humoru bardzo przypominało jej własne, a wciąż niejednokrotnie myślała, że jest od niej o niebo zabawniejszy. Może dlatego, że gdzieś w tym wszystkim wciąż się peszyła? Wciąż starała się pokazywać z jak najlepszej strony? Czuła, że choć nie nadawali jeszcze na tej samej fali, byli bardzo bliscy ostatecznego dostrojenia i perspektywa takiego obrotu spraw była jednocześnie ekscytująca i przerażająca. Bo w gruncie rzeczy nie wiedział nic istotnego o jej przeszłości. Teoretycznie, gdyby się tak dało, gdyby naturalna, ludzka ciekawość nie stała im na przeszkodzie, prawdopodobnie zabrałaby historię swojego ogromnego zawodu i upokorzenia aż do grobu. Nie czuła jednak, by udawanie tabula rasa, kobiety bez absolutnie żadnego doświadczenia w relacjach, było wobec niego fair. I tak by jej nie uwierzył, a ona nie chciała bazować na kłamstwie, czy też w tym wypadku niedopowiedzeniu. - A mieszkałeś w Rzymie? - zapytała, patrząc na niego może nie tyle pobłażliwie, co z lekką rezygnacją w oczach. Odwzajemniła uścisk dłoni, którym chciał ją pokrzepić, lecz czuła, że jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie granie w otwarte karty. - Miałam na myśli, że wtedy zbierałam. Na mieszkanie. Z moim exem - dodała, wzdychając ciężko i na moment tracąc te iskierki w oczach, które zdawały się w nich błyszczeć ilekroć była w jego towarzystwie. Ciemna zasłona przykrych wydarzeń przeszłości zasnuła jej postać, ale to od niej wszak zależało, czy pozostanie skryta pod tą kotarą, czy jednak zrzuci ją z siebie. - Musisz coś wiedzieć, Ryan - powiedziała, decydując się na opcję numer dwa. - Byłam mężatką. Do zeszłego roku, bo już nie jestem, rozwiodłam się. Mój były mąż zdradzał mnie z nastoletnią praktykantką z Munga. Ba, pewnie nawet ją kojarzysz - prychnęła, przypominając sobie, że przecież w ten sposób widywali się najczęściej przez ostatnie lata - gdy wpadał do Munga na wolontariat. - Dlatego bardzo mi schlebia, że pozwalasz mi wybrać swoje lody. Ja bym tak lekko nie zaufała - dodała na koniec, starając się obrócić w lekki żart tę negatywnie naładowaną bombę, którą właśnie na niego zrzuciła. Ale powinien wiedzieć. Ostatecznie wybrała słony karmel - bo w życiu nie zawsze bywało słodko.
Rzucone przez Noreen w odpowiedzi słowa zabrzmiały rzeczywiście dosyć poważnie, więc Ryan cudem powstrzymał się od rzucenia jej badawczego spojrzenia, którym chętnie upewniłby się czy rzeczywiście ma na myśli to co mu się wydawało; prędko stwierdził jednak, że dużo bezpieczniej będzie uznać jej wypowiedź za niewinny i niezobowiązujący żarcik, dlatego po sekundowej konsternacji zrobił to, co często zdarzało mu się w chwilach gdy nie był pewny co zrobić: roześmiał się. - Naprawdę? Jak dawno? - zapytał zaczepnie, wcale nie oczekując poważnej odpowiedzi i gotowy na bezsensowne przekomarzanki; gdyby to był konkurs, z pewnością by go wygrał, bo przecież Norkę uznał za swój najlepszy życiowy wybór już dawno temu, jeszcze w szkole, za czasów gdy nie śmiałby nawet marzyć o tym, że ich relacja rozwinie się tak jak obecnie; przeszłość i teraźniejszość były jednak przecież dwoma odrębnymi kwestiami, i liczyło się głównie to, co czuli do siebie teraz. A to z kolei było - przynajmniej z jego strony - zdecydowanie skomplikowane. W końcu odświeżyli znajomość stosunkowo niedawno, zacieśnili ją w dosyć nietypowych, magicznych okolicznościach i mimo wszystko wciąż nie wiedzieli o sobie tyle ile powinni. Może to był dobry moment, by nadrobić braki? Zeszli na temat przeszłości naturalnie i bezwiednie, więc dlaczego nie? - Mieszkałem - odparł na to prawie pobłażliwe pytanie i uśmiechnął się lekko, bo nagle wydało mu się, że to było tak dawno temu jakby było tylko mglistym snem - Przez prawie dwa lata, kiedy pracowałem w brytyjskiej ambasadzie. Nie będę się wdawał w szczegóły, ale skończyło się tak nieprzyjemnie, że na kolanach błagałem o przeniesienie w inne miejsce - dodał; nie był pewny, czy ta wzmianka jakkolwiek ją pocieszy w jej własnej niedoli i niemiłych skojarzeniach z Aleją Amortencji, ale i tak postanowił się tym podzielić. Teraz Noreen już przynajmniej wiedziała o jednym - z bardzo wielu - miejscu, w którym miał okazję mieszkać. I miała kolejną cegiełkę, którą mogła dołożyć do jego obrazu. I vice versa, jak się zaraz miało okazać. Przystanął w miejscu, skupiając spojrzenie już tylko na niej, gdy nagle zapowiedziała, że Ryan musi się o czymś dowiedzieć; zabrzmiało to dosyć poważnie i nie jak coś, co dałoby się obrócić w żart, dlatego nawet nie próbował tego robić, tylko słuchał uważnie tego co kobieta ma mu do powiedzenia. A było to nie tylko zaskakujące wyznanie, ale przede wszystkim przykre. I zaskakujące, bo nie mogło pomieścić mu się w głowie to jak ktoś mógłby zdradzić taką kobietę-cud jak Noreen. Chociaż... czy sam w jakiś sposób tego nie robił, spotykając się z Irwetą? Czy nie był równie parszywym draniem, co jej eks mąż? Nagle przygniótł go wyrzut sumienia, które skrzętnie starał się uciszać przez ostatnie tygodnie. - A to kretyn - skwitował dosadnie i tylko jeden Merlin może wiedzieć czy mówił w tym momencie o eksie Norki czy może o sobie samym; w obu przypadkach byłoby to równie adekwatne - Wiesz... ja też byle komu nie ufam - zadeklarował, bo z jakiegoś powodu nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że nie ma podstaw by wątpić w szczere i dobre zamiary Noreen - Przykro mi, że zmarnowałaś swoje zaufanie na kogoś takiego... ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pozwolisz komuś innemu wybrać sobie lody. Polecam, bo widzisz, sam bym się pewnie nie zdecydował na słony karmel, a okazał się naprawdę dobry - dodał z uśmiechem, mieszając poważne słowa z nieco lżejszym tonem nawiązującym do jej prób rozluźnienia tonu rozmowy. Było jednak coś, co coraz wyraźniej sygnalizowało potrzebę wyjaśnienia i czego chyba nie dało się ująć w żartobliwy sposób; coś, co chciał ustalić zanim wyjdzie na jaw, że traktował to wszystko dosyć niefrasobliwie. - Noreen? - zagaił, nagle już nie tak nonszalancki jak zwykle, a idiotycznie podenerwowany całą tą sytuacją - A my... co my właściwie robimy? - spytał i może niezbyt elegancko to ujął, ale liczył na to że Norka zrozumie i wyjaśni mu teraz jak krowie na rowie jak ona to wszystko widzi. Czy to spotkania czy randkowanie i czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie (no albo raczej lubienie).
Nie do końca świadoma tego, jak wybrzmiało wypowiedziane przez nią zdanie, w pierwszej chwili spojrzała na niego z pewną dozą niezrozumienia, dopiero po czasie łącząc zadane przez niego pytania z własnymi słowami, niemal natychmiast rumieniąc się nieco. Jej serce przyspieszyło na moment, gnane tym zmieszaniem i niepokojem, że przypadkiem powiedziała coś złego i, co gorsza, wystraszyła go tą swoją nieplanowaną otwartością. Podchwyciła więc zaczepny ton, starając się przekuć tę wpadkę na swoją korzyść i sięgając po pierwsze lepsze zabawne wspomnienie, które pojawiło się w jej głowie. - Od wtedy, gdy przyszedłeś do mnie z siniakiem, a jak zapytałam o jego genezę, wyznałeś, ze ugryzł Cię gumochłon - powiedziała wymijająco, wyciągając z przeszłości jedną z wielu historyjek z serii "Grubymi nićmi szyte" autorstwa Ryana Maguire, który swojego czasu potrafił wymyślić naprawdę pokrętną wymówkę, by wytłumaczyć rozliczne uszkodzenia ciała, z którymi przychodził do niej po pomoc jeszcze w szkole. Oczywiście Noreen, choć raczej spostrzegawcza, w kwestii odczytywania jego intencji zawsze była odrobinę ślepa i nie dostrzegała, że chłopak jawnie się w niej bujał w tamtych latach, a ciągłe przychodzenie po zimny okład i zaklęcie przeciwbólowe było jego sposobem na zwrócenie na siebie uwagi. Zapytana wtedy, czy podejrzewałaby o podobny rozwój sytuacji, zapewne zaśmiałaby się, wtedy jeszcze naiwnie zakochana w niewłaściwej osobie. Spuściła nieco z tonu i spojrzała na niego łagodniej, gdy odpowiedział jej twierdząco i wyjaśnił nurtujące ją kwestie, jednocześnie rzucając nieco więcej światła na własną przeszłość. Nie wiedziała, czy to może przez prezentowane przez niego niefrasobliwe podejście do życia, czy może przez własny egoizm, nie zakładała, by Maguire przechodził w życiu cokolwiek podobnego do jej doświadczeń. W gruncie rzeczy bardzo często łapała się na tym, że zapomniała o cudzych tragediach, swoje własne traktując jako najcięższe, najgorsze, najboleśniejsze. Jeden kubeł zimnej wody wylała na nią Thalia, teraz poniekąd robił to sam Ryan, a ona spokorniała nieco w swoim zacięciu. - To zmienia postać rzeczy - przyznała więc potulnie, spuszczając z tonu i zamieniając rezygnację w spojrzeniu na współczucie, kiedy tym razem to ona ścisnęła jego dłoń w pokrzepiający sposób. Kolejnej kwestii nie mogła już jednak przekuć w żart, a skoro on otwierał się przed nią, ona musiała w końcu też to zrobić i powiedzieć mu, co tak naprawdę leżało jej na sercu i wątrobie. Jakkolwiek obojętny mógłby być w kwestii jej wcześniejszych podbojów, kilkuletniego związku małżeńskiego skończonego z powodu utraconego zaufania nie było łatwo zignorować. Nie było to dla niej proste, bo każdorazowe werbalizowanie swojej prywatnej tragedii było dla niej druzgoczące, ale i tak czuła się z tym wyznaniem znacznie lepiej, niż jak opowiadała wszystko na świeżo Thalii. Czas leczył rany i choć te jej wciąż otwierały się nieco w najmniej spodziewanych momentach, ból nie przeszywał jej na wskroś, a jedynie szczypał dotkliwie, by po kilku tkliwych pulsach osłabnąć na sile. Może kiedyś będzie w stanie opowiedzieć o tym bez tego paskudnego uczucia załamującego się w swoich podstawach serca? - Kretyn... - powtórzyła po nim, a wydźwięk tych słów rozbawił ją, dzięki czemu prychnęła cicho, chowając na moment usta w dłoni, by zatuszować ten nagły przypływ rozbawienia. - Myślę, że kiedyś ma to szansę powodzenia - przyznała, posyłając mu pełny ciepła uśmiech. Nim się obejrzysz, Ryanie, być może to Ty sam będziesz wybierać za nią smaki? Zajęła się swoim lodem, całkiem pewna, że przeszli już przez tę najbardziej wyboistą część rozmowy, gdy zauważyła w nim to nagłe podenerwowanie, które dość kiepsko tuszował i które niemal natychmiast podchwyciła, nieco ciaśniej oplatając rożek palcami, aż pod jednym z nich wafelek stęknął nieco od wywieranego nań nacisku. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, jakby złapał ją na jakimś gorącym uczynku - zadał wyjątkowo trudne pytanie, na które nie znała odpowiedzi. No bo co oni właściwie robili? - Nie wiem - odparła w pierwszej chwili, po kilku sekundach panicznego namysłu, kiedy to nic sensownego nie przyszło jej do głowy. Zastygła w miejscu, lustrując go przez moment wzrokiem. - A co według Ciebie... no, robimy? - odbiła pytanie, licząc, że może on oświeci ją swoimi przemyśleniami. W gruncie rzeczy lubiła go, ale dzisiejszego dnia odsłoniła wystarczająco wiele swoich wrażliwych punktów, nie decydując się na kolejne wyznanie z obawy przed odrzuceniem.
Nie mógł się nie roześmiać, kiedy Noreen wywlokła na światło dzienne wspomnienie z czasów szkolnych, które chociaż dosyć żenujące, było też z perspektywy czasu bardzo zabawne, zwłaszcza kiedy przypomniał sobie z jaką zaciekłością bronił skuteczności swojego wyszukanego podrywu przed kpiącymi z niego kolegami. Tymczasem to on miał rację, co prawda osiągnięcie celu zajęło mu jakieś kilkanaście lat, ale ostatecznie uwaga Norki zdecydowanie była skierowana na niego, a tego chłopaka, co jej w młodości zawrócił w głowie wkrótce oboje mieli zwyzywać od kretynów. Ha. - To był naprawdę krwiożerczy gumochłon, została mi po tym blizna - odparł, siląc się na ogromną powagę i oczywiście brnąc w tamtą niedorzeczną historię (której prawdziwa odsłona była taka, że Fred sprzedał mu dorodnego kuksańca, zapomniawszy najwyraźniej o tym że Ryan przez całą szkołę był postury pierwszoroczniaka i prawie umarł od tego ciosu). Swoim niewielkim zwierzeniem wcale nie chciał jej dosadnie uświadamiać, że jej tragedie nie są najgorsze na świecie, a zwyczajnie napomknąć, że nie jest w takiej sytuacji sama, a on rozumie przez co przechodzi - no, mniej więcej, bo chwilę później, gdy Noreen rozwinęła temat, okazało się że okoliczności jej złamanego serca były znacznie bardziej bolesne. A to, jak bardzo jej zaufanie zostało nadszarpnięte - a może raczej rozerwane na strzępy - zwyczajnie nie mieściło mu się w głowie, dlatego choć zwykle nie miał problemu z tym co i kiedy powiedzieć, to w tej chwili trochę nie wiedział. Udało mu się jednak sprawić, by Noreen odwzajemniła jego uśmiech, co chyba można było uznać za sukces, z którego niestety nie cieszył się zbyt długo, bo oddał się rozmyślaniom na niezbyt przyjemny temat związany z jego własną watpliwą szczerością. Zdawał sobie już teraz sprawę z tego że powinien obchodzić się z Norką ostrożnie, że jeśli zostanie rzeczywiście jej zaufaniem obdarzony, to jakiekolwiek naruszenie go będzie z jego strony zwyczajnym okrucieństwem, i było mu z tą świadomością bardzo niewygodnie; tłumaczył się sam przed sobą jak mógł, wmawiał sobie że nic tu nie jest oficjalne, a znajomość z Irvette poniekąd tkwi w zawieszeniu i właściwie to nikt do nikogo nie powinien mieć pretensji, ale... no właśnie. Tylko winny się tłumaczy. Zadał ostatnie pytanie trochę nierozważnie, bez namysłu i w zdecydowanie nieodpowiednim momencie, bo jeden trudny temat przecież już poruszyli i powinni teraz raczej postarać się, by znów zrobiło się lekko i miło; a kiedy słowa już padły, uświadomił sobie, że tak naprawdę to chyba jest w tym momencie gotowy tylko na jedną odpowiedź - zapewnienie, że to tylko zabawa, na które mógłby odetchnąć z ulgą. Bo co by zrobił, gdyby Noreen oczekiwała teraz od niego jakiejś deklaracji? Nie miał pojęcia. Całe szczęście, ona też nie wiedziała. I to by było na tyle z pozytywów, bo sekundę później odbiła piłeczkę, zadając to samo niewygodne pytanie jemu. Spanikował jak rzadko kiedy. - Też nie wiem - odpowiedział wreszcie jak ostatni głupek, ale nic nie mógł poradzić na to że kiedy patrzył w te jej sarnie oczy, pewność co do tego że to co się między nimi działo to nic poważnego topniała w zatrważającym tempie. Tak, to zdecydowanie było lubienie, ale żadne z nich nie zamierzało przyznać tego wprost. Podobno zło brało się właśnie z niewiedzy, Ryan jednak skutecznie ignorował myśl, że z podobnych niedopowiedzeń nie wyniknie nic dobrego. Uśmiechnął się lekko, usiłując jeszcze ratować niezręczną sytuację: - Przynajmniej jestesmy zgodni! Przepraszam, niepotrzebnie wyskakiwałem z takim pytaniem. Odpowiedzi może być zresztą wiele, prawda? Jemy lody, to na pewno. Resztę ogarniemy z czasem - dodał; a czy była to oznaka wyrozumiałości wobec niegotowej jeszcze na poważniejsze kroki Noreen, czy może jego własnego lęku przed określeniem jasno swoich zamiarów? Dobre pytanie, którego na szczęście nikt nie zadał na głos.
Słysząc jego śmiech, natychmiast zawtórowała mu, nie będąc w stanie powstrzymać się w obliczu tak szczerego rozbawienia. Ją samą podobne historie rozczulały, bo cofnięcie się do tych czasów, tak innych od jej obecnego życia, wydawało się być wspominaniem marzeń sennych. Wtedy wszystko było prostsze, mniej znaczące. Jako nastolatka miała jeszcze głębokie poczucie, że jej życie dopiero się rozpoczyna i tak naprawdę zobaczy, czym ono jest jak będzie miała tych dwadzieścia-kilka lat. I co? Teraz tyle miała, a była jeszcze bardziej zagubiona niż wtedy. Odnajdywała drogę do wielu ludzi, z którymi znajomości z jakichś powodów rozpadały się, a inne osoby, które widziała u swojego boku aż po kres, nagle znikały zostawiając po sobie bolącą, jątrzącą się pustkę. Praca jej marzeń obecnie była przekleństwem, z kolei miejsce, do którego miała więcej nie wracać, pomału stawało się jej domem. Może więc, skoro wszystko inne wywracało się do góry nogami, to nastoletnie zauroczenie miało teraz sens? Może tak właśnie od początku miało być? Trudno było jej myśleć o Ryanie jako o kimś sobie przeznaczonym, bo im bardziej próbowała zastanowić się nad ich odnowioną relacją, tym wyraźniej dostrzegała, jak mocno rządził nią przypadek. Prawdopodobnie nieprzypadkowe było wyłącznie zaproszenie jej na koncert, lecz wszystko to, co wydarzyło się później, nie było przez żadne z nich zaplanowane. Jedna noc zapomnienia wpędziła ich w nieco kłopotliwe położenie, bo ewidentnie oboje zastanawiali się nad istotą tego, co ich łączyło, lecz żadne z nich nie umiało prawidłowo zwerbalizować swoich wątpliwości, czego koślawe i pełne niezręczności pytanie mężczyzny było jawnym świadectwem. Nie zamierzała wywierać na nim żadnej presji, a już na pewno otwarcie nie zbliżyłaby się do jakiejkolwiek próby zobowiązywania się, bo w gruncie rzeczy nie była do końca pewna, czy był to moment na podejmowanie podobnych kroków. Tak ogółem, w życiu. Mijał ledwie rok od zakończenia wyjątkowo bolesnej sprawy rozwodowej, dopiero wstawała z klęczek i ponownie odzyskiwała równowagę w życiu - czy był to jakkolwiek dobry moment na wiązanie się z kimś? Jednocześnie bardzo ciężko przychodziło jej ignorowanie faktu, że od czasu wspólnej nocy celtyckiej Ryan bardzo często gościł w jej myślach i snach, nie dając o sobie zapomnieć. Nie rozmawiali o tym, nieco naiwnie pisząc do siebie o pierdołach na wizbooku lub umawiając się na niezobowiązujące spotkania, trochę krążąc wokół faktu, że nie umieli stwierdzić, kim byli dla siebie nawzajem. - Och - wyrwało jej się, gdy on też uciekł od odpowiedzi, przez moment walcząc z rosnącym w jej wnętrzu żalem, który kłuł ją boleśnie w lewy bok, uparcie pragnąc sięgnąć serca, lecz umysł zablokował to doznanie racjonalnym stwierdzeniem, że nie byli sobie nic winni. Tylko dlaczego jej organizm zachowywał się, jakby chciała być mu dłużna to jedno wyznanie? Istotnie było to lubienie się, jeszcze nie kochanie, ale z pewnością przeszli ponad stanem luźnej obojętności, sami nie wiedząc kiedy. - Jasne, pewnie, z czasem! - powtórzyła po nim gorliwie, kiwając głową. Dopiero ten nagły ruch sprawił, że zorientowała się o spływającej bokiem rożka strużce z jej własnego loda, którym wyjątkowo długo się nie zajmowała, zbyt zajęta patrzeniem w oczy Ryana. - Nic nie szkodzi, serio. Pytanie jest jak najbardziej... Na miejscu - dodała jeszcze, w ostatniej chwili ratując bluzkę przed nieproszoną plamą. - Ja po prostu... Nie wiem, czy jestem gotowa, w związku z tym wszystkim... No wiesz. Ale chętnie się przekonam, jeśli Ty też chciałbyś się tego dowiedzieć - powiedziała na koniec, mając nadzieję, że zakończy to ich festiwal niezręczności. Paradoksalnie rozwód stanowił dla niej dobrą wymówkę, czemu nie wyskakiwała tu z kwiecistymi deklaracjami. Jednocześnie przecież sama poprosiła go o pomoc? Czy nie dawała sygnałów, że nadal chciała go w swoim życiu?
Liczył, że uda mu się jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, w której sam ich postawił, ale och wydobywające się z ust Noreen w odpowiedzi na jego słowa wcale nie wskazywało na to, że wszystko poszło po jego myśli. Które zresztą zaczęły natychmiast galopować w kierunku różnych potencjalnych przyczyn takiej, a nie innej reakcji, a wnioski jakie się uformowały w małym rajanowym móżdżku były dwa: albo jest rozczarowana, bo liczyła na jakiś konkret i potwierdzenie że to co robią to najprawdziwsze randki albo przeciwnie i wcale nie spodobało jej się to że stanowczo nie uciął tematu, oznajmiając wszem i wobec że są tylko znajomymi z bliżej niewyjaśnioną skłonnością do patrzenia sobie głęboko w oczy i łapania za ręce podczas takich koleżeńskich spacerów jak ten. Całe szczęście, że po chwili dodała coś jeszcze, bo gdyby zostawiła go z tym ochem, nie miałby zielonego pojęcia co odpowiedzieć i być może staliby tak w nieskończoność w dziwnym zawieszeniu. Bo prawda była taka, że chociaż Ryan doskonale odnajdywał się w większości sytuacji, towarzystw i kryzysów wymagających rozwiązania, to przy tym zupełnie nie radził sobie w chwilach gdy w grę wchodziły jego własne uczucia i trzeba było nawiązać bliższe, poważniejsze relacje. Robił wtedy głupoty, podejmował bardzo nieprzemyślane kroki, czy też mówił jedno a robił drugie bo sam nie potrafił rozróżnić czego naprawdę chce, a co tylko mu się wydaje; drugą kwestią było to, że zwyczajnie nie miał w tym wszystkim zbyt wielkiej wprawy, nigdy nie był nawet o krok od tak bliskiego zaangażowania jak choćby myślenie o małżeństwie z kimkolwiek. Szczerze mówiąc, gdyby nie celtycka magia, pewnie nie ośmieliłby się marzyć nawet o odnowieniu relacji z Norką na stopie innej niż czysto koleżeńska, bo przecież wyleczył się z niej dawno, dawno temu i nauczył się to dawne zauroczenie traktować z raczej pobłażaniem niż wielką tęsknotą. Tymczasem zaczarowany wianek postanowił za niego, by otworzyć te zatrzaśnięte dawno wrota i zobaczyć, co się za nimi kryje; zdecydowanie było to coś pięknego albo przynajmniej mającego na to spore zadatki. Może warto byłoby się przekonać na własnej skórze czy los dawał im szansę czy tylko sobie kpił i przymknąć oko na te wszystkie cisnące się do głowy "ale", w tym największe: że żadne z nich nie było tak naprawdę gotowe, choć oboje trochę by chcieli. Gdyby tylko ona nauczyła się ponownie ufać, a on wybił sobie z głowy wracającą tam wciąż jak bumerang pewną bardzo nieodpowiednią dla niego osobę - wtedy wszystko byłoby dużo prostsze. - Wiem - przytaknął, tak skupiony na samej Noreen, że nawet nie zauważył jak te nieszczęsne lody spływają jej z rożka i zapomniał też o własnych - Wiem, że nie jesteś, dlatego nie powinienem był pytać - zreflektował się, posyłając jej przepraszający uśmiech - Zwłaszcza, że mógłbym powiedzieć to samo o sobie, a zabrzmiałem jakbym wywierał na tobie presję. Zupełnie bez sensu, ale mam na swoje usprawiedliwienie tylko to, że dostaję przy tobie gumochłoniego rozumu - przyznał wreszcie, odwzajemniając się dużo skąpszą niż ona szczerością, ale postanowił że dopóki nie wyjaśni sobie z Irvette wszystkiego do końca, to nie ma sensu poruszać jej tematu z Noreen i zanadto wchodzić w szczegóły. Istniała spora szansa, że ich kolejne spotkanie będzie już ostatnim w życiu, a za jakiś czas zupełnie o sobie zapomną. A jeśli nie... cóż. Tym będzie się martwił Ryan z przyszłości, bo ten teraźniejszy właśnie beztrosko tonął w oczach Norki, zapowiadając: - A więc przekonajmy się - i zbliżył się nieco, być może wymownie zahaczając wzrokiem o jej usta, bo czy istniał lepszy sposób na poszerzanie wiedzy niż poprzez doświadczenie? Na razie jednak poprzestał na odgarnięciu z jej twarzy zbłąkanego kosmyka włosów gestem prawie tak czułym jak prawdziwy pocałunek.
Ciężko było jej przyznać przed samą sobą, czy faktycznie odczuwała jakiś żal w związku z tak niekonkretną wypowiedzią z jego strony, która pozostawiała więcej wątpliwości, niż dawała faktycznych odpowiedzi; czy może jednak ulżyło jej nieco, że nie wiązał z nią głębszych, niosących większy ciężar uczuć? Z jednej strony tęskniła za byciem kochaną i za posiadaniem u boku tej drugiej osoby, której mogłaby zawierzyć nie tylko swoje ciało, ale też i umysł - męczące myśli, niepewności, wielkie idee i marzenia. Z drugiej musiała też godzić się z faktem, że poprzedni związek i jego rozpad doświadczył ją na tyle silnie, że nie umiałaby teraz w pełni wejść w coś zupełnie nowego. Nowości były pełne ekscytujących momentów i pierwszych razów, ale dlatego też były niepewne, a całe jej życie od roku było jednym wielkim brakiem stabilności, której pragnęła bardziej, niż czegokolwiek innego. I choć pierwotnie miała zamiar szukać jej i osiągać ją w pojedynkę, pomysł, by zrobić to wspólnie z Ryanem, mimowolnie zaszczepił się w jej głowie. Nie chciała wywierać na nim żadnej presji, w gruncie rzeczy była bardzo wyrozumiała, a także cierpliwa, więc ostatnim, czego chciała, było przypieranie go do muru i podejmowanie decyzji na gorąco. Widziała, że toczył w sobie jakąś walkę i nosił w środku niepokój, który malował się teraz w jego oczach, gdy patrzyli w siebie nawzajem, ale nie drążyła tematu, bo wierzyła, że na wszystko przyjdzie jeszcze pora. Dopiero zaczynali, dopiero się rozkręcali - a czy coś z tego będzie? Tylko czas pokaże. Uśmiechnęła się, nieco speszona, gdy tak patrzył na nią i patrzył, i patrzył, i spoglądał głęboko w jej sarnie, ufne oczy, swoimi również przekazując jej sygnały, jakoby zależało mu choć troszkę, choć odrobinkę, dając jej mimo wszystko nadzieję. To małe ziarenko, które zakiełkowało w jej sercu i zmusiło je do szybszego bicia, gdy odległość między nimi zmniejszyła się. Podobało jej się, że nie był od niej wiele wysoki i nie musiała zadzierać brody wysoko w górę, by zrównać się z nim spojrzeniem. - To wciąż konsekwencje tego fatalnego ugryzienia z przeszłości - stwierdziła żartobliwie, udając w głosie przejęcie i szybko pękając w swojej nieudolnej grze aktorskiej, szczerząc się niepoważnie, bo przy Ryanie, gdy zachowywał się w tej sposób i mówił do niej takimi słowami, czuła się ponownie jak nastolatka. - Przekonajmy się - powtórzyła po nim, pieczętując tę wspólnie podjętą decyzję. Nie umknął jej ten wędrujący w dół jej twarzy wzrok mężczyzny, po którym sama nieco zbłądziła, zahaczając o jego rozchylone w uśmiechu wargi, mimowolnie tęskniąc już za ponownym ich dotykiem na swoich własnych. Dawała mu jednak pole do popisu, by sam decydował o dalszych krokach, licząc, że to, co miało nastąpić po odgarnięciu kosmyka, będzie równie czułe i słodkie.
Nie wstrzymywał się długo z tym, co miał ochotę zrobić już w chwili gdy Noreen znalazła idealne wyjaśnienie dla tych momentów w których Ryan robił z siebie głupka; teraz nie było już szans na zachowanie powagi, chociaż usilnie walczył z cisnącym mu się na usta beztroskim śmiechem, będącym skutkiem połączenia rozbawienia jej słowami jak i niesamowitej ulgi wywołanej odkryciem, że niezręczna atmosfera ostatecznie zniknęła. Znów zrobiło się między nimi lekko i miło, tak jak było wcześniej i tak jak być powinno, z tą różnicą, że tym razem utwierdzili się jeszcze wzajemnie w przekonaniu że stoją po tej samej stronie, nadają na tej samej fali i patrzą w tym samym kierunku. A ich głównym celem było teraz przekonanie się, dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Bez oficjalnych deklaracji, ale mimo wszystko z tlącą się gdzieś tam nadzieją że skończy się dobrze. Na razie zapowiadało się na to, że będzie wspaniale, bo Ryan odnosił wrażenie że w oczach Norki widzi odbicie tego, co sama mogła dostrzec w jego spojrzeniu - dlatego, nie zwlekając dłużej niż sekundę po odgarnięciu jej włosów, pochylił się lekko by wreszcie złączyć ich usta w pocałunku; doskonale pamiętał gdy zdarzyło się to po raz pierwszy na celtyckiej nocy, ale teraz wszystko było zupełnie inne. Równie przyjemne, oczywiście, ale spokojniejsze, mniej zachłanne i przede wszystkim - bardziej świadome, bo wynikało już tylko i wyłącznie z ich własnej woli, bez wspomagania magią. No, chyba że Florian Fortescue wzbogacił swoje wyroby amortencją... bo Ryan faktycznie na moment tak stracił głowę jakby był pod wpływem eliksiru albo uroku. Tymczasem był to tylko - albo aż - urok osobisty Noreen. Odsunął się od niej znacznie wcześniej niż by chciał, ale przy tym nie póżniej niż by wypadało. Właściwie to pocałunek był całkiem niewinny, ale z pewnością bardziej znaczący niż te wymieniane podczas celtyckiej nocy - przynajmniej dla niego. - Dobrze że nie wybrałaś lodów o smaku gumochłona - stwierdził z udawaną powagą, nie mogąc się powstrzymać przed głupim żartem, ale nic nie mógł poradzić na to że śmiejąca się Norka była jego ulubioną. Lody miały być zwieńczeniem ich wycieczki, ale okazały się dopiero początkiem - dlatego, natchniony tym przypływem endorfin i cały w skowronkach, zaproponował dalsze atrakcje. - Wiesz co, niedaleko stąd jest jest... a zresztą, nie powiem ci. To będzie niespodzianka! Chcesz? - wyszczerzył się zachęcająco i co prawda nie przedstawił jej absolutnie żadnych szczegółów, ale nie widział problemu w tym, by miała pójść za nim w ciemno. I słusznie, bo poszła.