Naprawdę urocze miejsce, chociaż odrobinę niebezpieczne, jeśli chcesz utrzymać swoje sekrety. Dlatego lepiej nie przychodź tu z nikim komu nie ufasz bezgranicznie. Czyli najlepiej sam. Sala wyłożona jest ogromnymi poduszkami i jest przyciemniona, tylko przy ścianie świeci się delikatnie kilka kolorowych żarówek. Najbardziej istotny tu jest sufit. Wygląda jak myślodsiewnia, gdyż pływają tam obrazy poszczególnych wspomnień wybranej osoby. Zazwyczaj są to wspomnienia, które chce ktoś zobaczyć, chociaż czasem pokój płata figle pokazując rzeczy, których nikt nie ma zamiaru pokazywać. Jest to zawsze jedno wspomnienie i nie pojawiają się myśli dwóch osób na raz.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Pomieszczenie nie ma zamiaru w żaden sposób wyjawić Twoich tajemnic. W spokoju oraz bez skrępowania możesz przemierzać Komnatę Wspomnień, stawiając kroki według własnej, nieprzymuszonej woli - albowiem sufit nie pokazuje wspomnień; ewidentnie nie należą one do Ciebie. Czyżby złud szczęścia? Oby się tak dalej utrzymywał.
2 - W twoim życiu musiało się kiedyś zdarzyć coś, co sprawiło, że postać twojego bogina nabrała konkretnego kształtu. Sufit postanowił pokazać wspomnienia z przeszłości, które dotyczyły właśnie takiej traumy! Wszyscy obecni z Tobą w pomieszczeniu będą wiedzieli, czego boisz się najbardziej.
3 - Magia Komnaty Wspomnień wypełniła Twoje ciało, kiedy to wstąpiłeś i przekroczyłeś próg drewnianych drzwi. Na suficie zaczęły pojawiać się twoje wspomnienia, jedno po drugim. Zaczęły bardzo szybko się zmieniać, niemal wirować. W pewnym momencie poczułeś się wyjątkowo słabo, osuwając się na podłogę; nie wiedziałeś, co się dokładnie dzieje, jakby jakaś tajemnicza energia wpływała na Twój obecny stan. Rzuć jeszcze raz kostką: parzysta - na szczęście efekt po dłuższej chwili minął. Co prawda potrzebowałeś paru minut na odpoczynek, aczkolwiek powróciłeś do pełni sił, a sufit uspokoił się i przestał pokazywać wspomnienia; nieparzysta - wcale nie było z Tobą lepiej, wręcz przeciwnie; czułeś się z każdą chwilą coraz gorzej. W głowie Ci wiruje, przed oczami masz mroczki, a w efekcie dostajesz strasznych mdłości! Chyba powinieneś udać się do Skrzydła Szpitalnego (napisz w nim jeden post).
4 - Gdy wchodzisz do pokoju wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dopiero po kilku chwilach okazuje się, że coś jest nie tak, jak powinno. Żarówki, które do tej pory rzucały odrobinę światła w pomieszczeniu, zgasły! Kolejne dwa posty Ty i twój towarzysz spędzacie w zupełnej ciemności, zanim wszystko wróci do normy.
5 - Na pewno nie chciałeś tutaj przychodzić; być może zdałeś sobie z tego sprawę dopiero w chwili, kiedy to zwróciłeś wzrok na myślodsiewnię. Co tam się ukazało? Po tym, jak zrozumiałeś, że dotyczy to Twojego najbardziej wstydliwego wspomnienia, zrobiłeś się czerwony jak burak. Co najgorsze - nie mogłeś tego w żaden sposób zatrzymać! Wszystkie osoby, które znajdują się w pomieszczeniu, wiedzą teraz o najbardziej żenującej sytuacji, w której to brałeś udział.
6 - Już po wejściu do pokoju zauważyłeś, że w rogu leżał porzucony przedmiot. Okazał się nim być łapacz snów! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
Autor
Wiadomość
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Sęk w tym, że Trevor rozpoznawał tylko dwa eliksiry - mordownik i wiggenowy, czyli te, które najczęściej stosował. Wszystkie inne nie były w stanie zakotwiczyć się w jego pamięci choćby wałkował je dniami i nocami. Najzwyczajniej w świecie umiejętności eliksirowarskie nie były mu potrzebne w życiu. Nawet gdyby umiał warzyć tojadowy to nie zrobiłby tego bo nie ufałby sobie, że czegoś nie pominął. Zdecydowanie wolał pobierać ten istotny roztwór od profesora O'Malleya, który pomimo bycia ogólnie nielubianym, był profesjonalistą. Obserwował dłonie Benjamina przygotowujące składniki. Uniósł jego rękę do swoich oczu i porównał z tym, co widzi. Identyczne! - Wspomnienie z niedawna? - zapytał, splatając ich palce skoro już sobie wziął jego rękę i przez chwilę oglądał. Opuścił ich dłonie na swój brzuch, czerpiąc przyjemność i z tego drobnego zainicjowanego gestu. Im więcej ich otrzymywał tym czuł się lepiej, humor mu wracał i przymus hamowania się przestawał aż tak doskwierać. Kontynuował oglądanie i szukał tego, co obraz miał przesłać. Pewność siebie gestów, ostrożność, rozwaga, dbałość o detale... czyli tak to wyglądało z perspektywy Benjamina? Pełna organizacja i kontrola nad gestami. - Nie dziwię się, że jesteś taki cierpliwy. Uczyłeś się tego przy warzeniu. - patrzył i nie wierzył, że można zachować pełen spokój i profesjonalizm w chwilach, gdzie Trevor dawno zgubiłby chęć do mieszania. Pomyliłby się po drodze sto razy, nie potrafiąc poświęcić temu dostatecznie dużo uwagi. Wystarczyło aby Benjamin nie odsuwał się na czas oglądania wspomnienia a komentował w trakcie, niegłośno ale chętniej, bardziej niż przy własnym, który sprezentował. - Wnioskuję, że uwarzyłeś coś trudnego, tak? - nie wiedział oczywiście czym była ta migocząca ciecz więc szukał w spojrzeniu Benjamina podpowiedzi. Zaskoczył go widok tego uśmiechu więc okazywało się, że dobrze dedukował. - Nie jestem domyślny, nie wpadnę na to, co tam stworzyłeś. - uśmiechał się przepraszająco ale też z rozbawieniem z powodu własnej eliksirowarskiej ułomności. - Pochwal mi się. - prosił i zaczepiał go spojrzeniem, wołał z powrotem do bliskości bo całkiem wygodnie mu się tu leżało, gdy ten opierał na nim głowę, bark czy chociażby ramię.
Obserwowanie jak Trevor przyciąga jego dłoń tylko po to, by ją porównać z tą na obrazie było w zasadzie pierwszą rzeczą, którą Ben mógł uznać za całkowicie naturalne. Sam by tak nie zrobił, ale do Trevora pasowało to bardziej niż do kogokolwiek innego. - Z końca sierpnia. - tyle wystarczyło powiedzieć by Trevor miał pewność, że eliksir o którym zaraz się dowie został uwarzony już po ich rozmowie na Podlasiu. Nie mówił więcej, nie chcą przeszkadzać w seansie. Komentarz o posiadaniu cierpliwości przemilczał, nie chcąc głośno zauważać jak bardzo jej nie miał w ostatnim miesiącu i ile razy sprawiło to, że nie doszli do porozumienia. Może w trakcie warzenia eliksirów był w tym świetny, ale w codziennym życiu wiele mu brakowało do ideału i Trevor powinien sobie z tego najlepiej zdawać sprawę. Nie zamierzał teraz tego wyciągać, widząc, że oglądanie jego pracy w pewien sposób rozchmurzyło Collinsa. Wieść, że nie wpadnie na to co to było potraktować jako normalną kolej rzeczy. Nie każdy nastolatek musiał być taki jak on i znać wszystkie eliksiry zaklasyfikowane jako używki lub narkotyki. Dzisiaj nie zamierzał rozmawiać z Trevorem o tym, że w zasadzie to była jednocześnie jego duma i problem. Wystarczyło, że Collins wiedział już o hogsach, których legalność też była wątpliwa. - To była euforia. - powiedział lekko. Nie był pewny czy Trevor pamiętał ich rozmowę w przed dzień wyjazdu z Podlasia, bo w zasadzie byli jeszcze wtedy niewiele znaczącymi dla siebie kumplami. Jeśli nie pamiętał, Benjamin na pewno nie będzie miał mu tego za złe, tłumacząc przykład tego warzenia za coś, co sprawdziło jego umiejętności i w końcowym rozrachunku przyniosło mu ulgę, bo mógł wierzyć w swoje możliwość. - Czy te wspomnienia odpowiedziały na twoje pytania? - zapytał, w zasadzie mając nadzieje na odpowiedź twierdzącą. Benjamin sądził, że postarał się odpowiednio by Trevor mógł zrozumieć jego zamiłowanie do tego, czym się zajmował. Nie spodziewał się oklasków, ale zwykłe potwierdzenie będzie już dla niego jakimś sukcesem.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Uśmiech na jego twarzy poszerzył się słysząc nazwę eliksiru. Momentalnie przypomniało mu się jaki Ben był narwany i agresywny przez polskie jedzenie, jak potem porozmawiali o eliksirze euforii... tamte wydarzenia wydawały się mieć miejsce wiele lat wstecz a nie zaledwie półtora miesiąca temu. Gdy sobie wyobraził ich tamtego dnia... upierdliwe działanie amortencji, podrywanie, odprowadzanie go do pokoju... jaki czuł się skrępowany choć jednocześnie rozbawiony... uniósł wolną dłoń do czoła i rozmasował swoje brwi. Minęły eony odkąd wrócił myślami do tamtych wydarzeń. - Czuję jakbyśmy rozmawiali o euforii sto lat temu. - wyjaśnił swoje zaskoczenie. Tak bardzo skupiał się na Benjaminie tu, w Wielkiej Brytanii, że zapomniał o tym jak Podlasie go sponiewierało. Przypomnienie sobie tego zapewne odświeży jego myślenie lecz nie teraz wszak dostał od niego trochę więcej uśmiechu. - Uwarzyłeś zakazany eliksir i... planujesz go kiedyś użyć? Czy tylko do kolekcji? - doskonale pamiętał, że Benjamin chciał go zażyć tylko i wyłącznie jeśli nie będzie zmuszony stawiać czoła konsekwencjom... a te zazwyczaj ku niemu lgnęły. Oczywistym jest, że Hogwart to ostatnie miejsce gdzie takie coś można przy sobie trzymać, a co dopiero mówić o zażywaniu. Nie namawiał do złego... póki byli w zamku. - Eliksir euforii to ten sam poziom zaawansowania co akonit? - zaskakujące jest jak odżył po takiej ilości dotyku i obecności. Nagrzewał się entuzjazmem a uśmiech Benajmina uzdrawiał go z tego kłucia w sercu, które teraz było znikome - wciąż obecne lecz prawie niewidzialne. Pod wpływem takich emocji reagował nadzwyczaj wylewnie zatem słysząc pytanie chłopaka, wsunął dłoń na wysokości jego żeber aby jednak mieć z nim jakiekolwiek fizyczne połączenie. Z całych sił próbował go do siebie nie przysunąć... więc sam uniósł się na łokciach i dzięki temu był bliżej. - Tak, odpowiedziały wyczerpująco na kilka pytań. Uprzedzam niezadane pytanie, tak, mam ich jeszcze setki ale to na spokojnie, nie palą się. Pomału. - dumny był z siebie niemożebnie, że nie zarzucał go tym wszystkim naraz tylko zgadzał się na cierpliwe dawkowanie ciekawości. Z drugiej strony coraz bardziej nakręcał się na kontakt fizyczny, z większą częstotliwością wracał spojrzeniem do jego ust i sycił się ich ułożeniem. Raz nawet wymsknęło mu się tęskne spojrzenie. Uzmysłowienie sobie, że na świeżo zaczął się nim podniecać - jednym uśmiechem Bazory'ego! - było krokiem milowym w hamowaniu się. Wtłoczył do płuc trochę powietrza i przymusił się aby nie pochłaniać go spojrzeniem. Uspokoił ekscytację błąkającą się pod skórą, tak samo jak uśmiech. - A ty co sądzisz o tej wymianie? Była jednorazowa czy potencjalnie możliwa do ponowienia...? - lepiej szło im interpretować obrazy niż wypowiadane przez siebie słowa.
Początkowa mina Trevora nie była tym, czego się spodziewał, ale miał świadomość, że odrobinę mógł go zaskoczyć tym, że pamiętał o tym eliksirze i podjął się zadania, którego wcześniej nie chciał. W dodatku od tamtego czasu tyle się wydarzyło, że absolutnie nie dziwiło Bena porównanie czasowe, które usłyszał. Podejrzewał nawet, że dla niego mogło to być wszystko bardziej odległe, wszach nie rozpamiętywał jak Benjamin tylu nieprzyjemnych wspomnień z tamtego okresu. Chciałby tego nie robić, w zasadzie od tamtego czasu nawarstwiały się inne problemy, ale miał wrażenie, że przynajmniej część obecnych spraw była reakcją domino na to, co stało się wcześniej i jeśli miał rozwiązać pewne problemy, musiał przyjrzeć się sytuacją całościowo. Nie pomijając nieprzyjemnych wakacji. - Kiedyś na pewno, zobaczę jak się wszystko ułoży. - wszach Trevor nie mógł wiedzieć, że jeśli nic nie będzie się waliło to Benjamin nie będzie czuł potrzeby odurzania się, zapominania, zmienienia czegoś choćby na chwilę. Tak już było z używkami; nikt nie brał bo lubił. - Do tojadowego potrzebna jest jeszcze odrobina wiedzy uzdrowicielskiej, jak przy większości eliksirów leczniczych. - wytłumaczył spokojnie, wiedząc, że Trevor może nie pytać o to bez powodu. Co prawda, mówił już raz, że jeśli przyszłoby uwarzyć eliksir to zrobiłby go dla niego, ale najwyraźniej Trevor dopiero pomału zdawał sobie sprawę, że to nie były słowa rzucone na wiatr. - Jego warzenie trwa również dłużej, warto go dokładniej pilnować. - wytłumaczył znaczące różnice, które sprawiały, że trudno byłoby je zakwalifikować podobnie. Odetchnął w ulgą końcówką wydechu, którą akurat miał w sobie, gdy Trevor tak otwarcie przyznał, że nie zamierza wylewać na niego salwy pytań. Bez jego słów, wiedział, że one się w jego głowie czaiły, szukając momentu do uwolnienia się na zewnątrz. Mógł mieć przynajmniej cień pewności, że uwolnienie ich nastąpi w sposób kontrolowany. Obserwował jak Trevor wraca do normalności - szukania kontaktu fizycznego, wodzeniem wzrokiem nie tylko po oczach, zmniejszaniem kontaktu między nimi. Benjamin naprawdę nie chciał zostać odebrany tak skrajnie by ograniczyć ich znajomość do podawania sobie rączek i ukradkowych spojrzeń. Napawało go to optymizmem, że może znajdą niedługo złoty środek między tym co oczekują od siebie. Odległość, którą zminimalizował Trevor, kusiła, ale mając świadomość, że są w murach szkoły, nie chciał mieszać im w głowie. - To pytanie otwarte czy masz jakieś konkretne pomysły? - chciał wiedzieć na co miał się godzić lub nie. Też widział, że taka wymiana doświadczeń szła im całkiem nieźle, ale nie nastawiał się od razu na to by pokazywać każde wspomnienie, zamiast próbować o nich rozmawiać. Wiedział, że w gruncie rzeczy muszą nauczyć się rozmawiać. Choćby po to by przy kolejnym przypadkowym spotkaniu nie rzucić się sobie do gardeł.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
- Nie obrażę się jeśli zaprosisz mnie do towarzystwa przy tym eliksirze. Jako czujka, rzecz jasna. - wszak lepiej aby ktoś czuwał nad Benjaminem jeśli ten postanowi zażyć zakazany eliksir. O ile wiele można było zarzucić Trevorowi, tak przesadnie potrafił dbać o cudze bezpieczeństwo. O własne się nie martwił bo wiedział, że cokolwiek się wydarzy to sobie z tym poradzi i końcem końców się z wyliże z wszystkiego. Miewał w sobie odruch rycerza w złotej zbroi - wziąć na siebie byle druga osoba nie musiała się konfrontować z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Pokiwał głową gdy dostał rozbudowaną informację o eliksirze tojadowym. Na moment się nad tym zamyślił lecz wbrew oczekiwaniom nie kontynuował tego tematu. Póki co to dzięki ojcu i profesorowi O'Malley udawało mu się przetrwać pełnię w pełnej kontroli świadomości. Dzięki nim nie był krwiożerczą bestią a nastolatkiem uwięzionym w dzikim ciele nad którym panował. Jakkolwiek chciałby okazać Benjaminowi zaufanie, tak proszenie go o warzenie akonitu było bardziej złożoną kwestią. Wystarczyłby jeden błąd... nie, nie chciał teraz o tym myśleć. Uśmiechnął się z rozbawieniem gdy Benji odetchnął z głośną ulgą. Nie spodziewał się, że aż tak obawia się salwy kryjących się w głowie pytań. Powstrzymywanie ich nie było tak trudne jak hamowanie swoich rąk, które gdyby mogły to błądziłyby po jego ciele i przyciągały ku sobie. Świadomość, że są w zamku ułatwiała przestrzeganie granic. Usiadł w końcu i poruszył barkami, aż coś w nich strzyknęło. Miał dość leżenia. - To pytanie otwarte. Dziwnie się po tym czuję. Niby mi smutno ale też czuję ulgę i jestem zaskoczony, że to faktycznie działa. Teraz bardziej rozumiem ile dla ciebie znaczy eliksirowarstwo. Obiecuję próbować nie zasypiać, gdy coś mi warzysz i potrzebujesz mojej pomocy. - obiecał próby a nie całkowite powstrzymanie swojej tendencji do usypiania od oparów unoszących się nad kociołkiem. Pokój nieco się rozjaśnił gdy zaczarowany sufit przez dłuższy czas nie otrzymał kolejnego wspomnienia. Wtłoczył do płuc nieco więcej powietrza aby otrząsnąć się z tego wszystkiego. - Skąd wiedziałeś, że ta metoda może nam pomóc się bardziej dogadać? - nie było co ukrywać, że niekiedy nie dawali rady znaleźć wspólnego języka. Różnice ich charakterów i odbierania świata czasami zderzały się ze sobą i groziły katastrofą. Każdy z nich musiał coś zrobić aby temu zapobiegać. Trevor czuł, że robi za mało, niewiele kompromisów znajduje aby ułatwić im komunikację.
Ułamek sekundy by się zastanowić, wystarczył, by znał odpowiedź na sugestię Trevora. To mogło być możliwe w odpowiednich warunkach. Nie mógł wtedy wziąć euforii jako rozładowania nerwów, żali czy innych, trudnych emocji. Gdyby tak było, obecność jego obok mogłaby skończyć się kolejną kłótnią, w dodatku przeplataną chwytaniem za nos i śmiechem, który całkowicie nie pasowałby do sytuacji. Intuicja podpowiadała mu, że w takim razie powinni inaczej zagospodarować ten eliksir. - Jeśli chcesz, możemy go wykorzystać niestandardowo. - zaczął, szukając wzrokiem zainteresowania Trevora. Na pewno tam było. Wiedział, że ciekawość nie opuszczała Trevora nigdy. Była inna niż jego, bardziej żywiołowa, nie znosząca sprzeciwu, ale to nie miało się teraz liczyć. W oczach Bena była ich jedyną, pewną wspólną cechą. - Proponowałeś powtórkę durnia miesiąc temu. Może wtedy? Przygotujemy drinki, dodamy po kropli lub dwóch eliksiru. - mówił pewny tego, że to dobry pomysł. Wiedział jak przeliczyć stężenia by otrzymane roztwory miały właściwości poprawiające humor, ale nie przynoszące przesadnego odurzenia. Nie musieliby się przejmować nadmiernie dziwnymi reakcjami. Patrzył jak uśmiech Trevora, na jego śmianie się i rzeczywiście, było mu nieco lżej przez te luźniejszą atmosferę. W dodatku "próbować nie zasypiać" wydawało mu się całkiem możliwe do wykonania, zważywszy, z jakim zainteresowaniem czasem na niego patrzył. Pewnie na kociołku nie skupiałby się wcale, ale... Na pewno by nie spał. - Nie mówię nie na kolejne takie spotkanie. - odpowiedział zgodnie z prawdą na wcześniejsze pytanie. Zdawał sobie sprawę, że na pewno jeszcze trochę czasu musi dla niego minąć, zanim tu będą mogli wrócić, ale brał to pod możliwość. Zwłaszcza, że wbrew pozorom, bardziej zależało mu w tym momencie na budowaniu nowych wspomnień niż rozpamiętywaniu tych w których już nic do powiedzenia nie było. Pokój rozjaśnił się, najwyraźniej rozumiejąc, że to już wszystko co mieli do obejrzenia na dzisiaj. Benjamin zmrużył oczy, nie był przygotowany na tę zmianę. Kilka mrugnięć później, ponownie patrzył na twarz Trevora. Słuchał kolejnego pytania, którego w sumie nie spodziewał się w tym momencie. - Nie wiedziałem. Próbowałem znaleźć sposób by cię zrozumieć. Dogadanie się to efekt dodatkowy. - może Collins uważał go za mądrzejszego niż w rzeczywistości jest, a może sam nie był na tyle spostrzegawczy, ale w zasadzie już w kawiarni Benjamin powiedział mu skąd taki pomysł przyszedł mu do głowy. Nie było w tym drugiego dna. Pomysł w tamtym momencie nie był przemyślany czy dopracowany. Rozmowa o nim dopiero pokazała starszemu krukonowi jego potencjał. Trevor też musiał go wyczuć, skoro nie nagabywany później, zdecydował się przygotować swoje wspomnienie. - Chcesz jeszcze tutaj posiedzieć czy pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy mogli rozmawiać bardziej swobodnie? - skierował wzrok na ściany, chcąc zaznaczyć, że pomimo zaklęć, które nałożyli na pomieszczenie, mogli nie być tutaj do końca sami. W dodatku sądził, że miło byłoby móc zachowywać się tak, jak mieli na to ochotę, a nie tak jak wskazywał regulamin.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Nie musiał długo czekać na przejaw ciekawości. Istotnie, u Collinsa była ona nieśmiertelna. Ot, uczył się ją powściągać i walczyć ze swoją wścibskością odkąd Benjamin pokazał mu jak bardzo potrafi tym zatruć atmosferę. Niestety, miał masę wad, które ukrywał za żartami i uśmiechem. Przebywając obok Benjamina uświadamiał sobie ile musi włożyć w siebie pracy aby być lepszym. - Masz na myśli Eksplodującego Durnia w większym gronie? - wolał zawczasu dopytać zanim zacznie się nastawiać na prywatną partię. Łatwo przychodziło mu podekscytowanie się pomysłem, jeśli interpretował je na własnych zasadach. - Okej, ale nie ustalajmy kolejnego terminu. Jak przyjdzie pomysł co do wspomnienia to bez pośpiechu jakoś się z tym zmówimy. - potrzebował chwili przerwy aby ochłonąć nie tylko po tym, co zobaczył ale też po tym, co mu pokazał. Teoretycznie rozmawiali o tym krótko lecz dostatecznie jakościowo aby potrzebował chwili oddechu. Wbrew pozorom czasami potrzebował świętego spokoju aby sobie coś ułożyć, zwłaszcza jeśli angażował się emocjonalnie. - I zrozumiałeś coś czy jest jeszcze więcej rzeczy do zrozumienia? - zapytał wszak niedawno to Benjamin wpatrywał się w niego wyczekująco, potrzebując odpowiedzi co o tym wszystkim sądzi. Pomysł opuszczenia zamku i spędzenia czasu bez obaw, że ktoś naruszy im prywatność przypadł mu do gustu. Oczy mu zaświeciły na wzmiankę o większej swobodzie lecz zaraz to ostudził swoją reakcję aby nie zacząć się ekscytować na zapas. Nabrał powietrza do płuc i wstał. Przeciągnął się. Nie miał pojęcia ile czasu tu byli lecz kości potrzebowały się rozruszać. Odruchowo zerknął na zegarek... którego nie miał od miesiąca bo po ostatniej pełni nieco go rozniósł. - Chodźmy stąd. Nie wiem gdzie, przed siebie. Jeśli nie masz mnie jeszcze dość to chętnie się jeszcze trochę ponarzucam. - uśmiechnął się przelotnie i zanim miał odpieczętować drzwi zredukował odległość między nimi i pocałował go nieco dłużej - acz spokojnie - aby mieć "na drogę" możliwość rozpamiętywania smaku i miękkości jego ust. Mógłby tak bez końca, gdyby pozwolił rękom na swobodę... westchnął przy tym charakterystycznym pocałunku lecz samodzielnie i subtelnie go zakończył. - Okej, teraz możemy iść. - przez chwilę szukał różdżki zanim zorientował się, że leżała pod poduszką. Odpieczętowanie drzwi nie zajęło mu dłużej niż kilka sekund. +
- W jakim chcesz, to twój pomysł. - przypomniał, bo w zasadzie wykorzystanie eliksiru było tylko dodatkiem. Splótł w ten sposób ich pomysły, ale nie zamierzał ingerować w założenia, jakie miał Trevor w głowie. Co prawda obawiał się, że impreza może okazać się ogromna i przytłaczająca, ale przy odrobinie szczęścia, Trevor zaskarbi sobie uwagę wszystkich. Nie będąc organizatorem, a jedynie pomocnikiem, mógł liczyć na to, że najczęstszym co będzie słyszał to wymuszone "Cześć." w swoją stronę. Spojrzał na Trevora z lekkim zdziwieniem i podejrzliwością, bo przecież nawet nie sugerował by ustalali termin. Wypowiedź Collinsa wydawała się przesadnie ostrożna, o co wcześniej by go nie podejrzewał. Czy zamierzał mu o tym powiedzieć? Zdecydowanie nie. Jego reakcja i tak już swoje mogła mu podpowiedzieć. - Dobrze. - stwierdził jedynie, by Collins nie poczuł się zignorowany. Nie mówi tego jednak w jakiś znaczący sposób, wyrażający aprobatę lub jej brak, zadowolenie ze słów lub sprzeciw. Była to wyłącznie akceptacja posłyszanych słów, podobna do tego jak akceptuje się prognozę pogody na nadchodzące dni. - Coś na pewno, ale chętniej ci o tym opowiem na osobności. - spojrzał na niego sugerująco, kusząco, zupełnie niepodobnie do tego jak przez większość spotkania próbował się względem niego zachowywać. Widział wcześniej, że Trevor również myśli o innych przyjemnościach niż rozmowa, a jeśli zasugerowanie ich ma dać mu jeszcze chwilę na doprecyzowanie myśli, był chętny to wykorzystać. Wiedział, że powrócenie do rozmowy go nie ominie, ale wolał o tym mówić na swoich warunkach. Wstał, dostając potwierdzenie tego, że nie mieli powodów by spędzać tu więcej czasu. Gdy Trevor się przeciągał, próbując rozciągnąć nierozgrzane mięśnie, on obejrzał się za nim mimowolnie. Przyjął chętnie pocałunek, a gdy mieli już możliwość wyjść z komnaty, po prostu otworzył jej drzwi. Wyszli z pomieszczenia, następnie z zamku, po drodze ustalając plany na resztę dnia.