Naprawdę urocze miejsce, chociaż odrobinę niebezpieczne, jeśli chcesz utrzymać swoje sekrety. Dlatego lepiej nie przychodź tu z nikim komu nie ufasz bezgranicznie. Czyli najlepiej sam. Sala wyłożona jest ogromnymi poduszkami i jest przyciemniona, tylko przy ścianie świeci się delikatnie kilka kolorowych żarówek. Najbardziej istotny tu jest sufit. Wygląda jak myślodsiewnia, gdyż pływają tam obrazy poszczególnych wspomnień wybranej osoby. Zazwyczaj są to wspomnienia, które chce ktoś zobaczyć, chociaż czasem pokój płata figle pokazując rzeczy, których nikt nie ma zamiaru pokazywać. Jest to zawsze jedno wspomnienie i nie pojawiają się myśli dwóch osób na raz.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Pomieszczenie nie ma zamiaru w żaden sposób wyjawić Twoich tajemnic. W spokoju oraz bez skrępowania możesz przemierzać Komnatę Wspomnień, stawiając kroki według własnej, nieprzymuszonej woli - albowiem sufit nie pokazuje wspomnień; ewidentnie nie należą one do Ciebie. Czyżby złud szczęścia? Oby się tak dalej utrzymywał.
2 - W twoim życiu musiało się kiedyś zdarzyć coś, co sprawiło, że postać twojego bogina nabrała konkretnego kształtu. Sufit postanowił pokazać wspomnienia z przeszłości, które dotyczyły właśnie takiej traumy! Wszyscy obecni z Tobą w pomieszczeniu będą wiedzieli, czego boisz się najbardziej.
3 - Magia Komnaty Wspomnień wypełniła Twoje ciało, kiedy to wstąpiłeś i przekroczyłeś próg drewnianych drzwi. Na suficie zaczęły pojawiać się twoje wspomnienia, jedno po drugim. Zaczęły bardzo szybko się zmieniać, niemal wirować. W pewnym momencie poczułeś się wyjątkowo słabo, osuwając się na podłogę; nie wiedziałeś, co się dokładnie dzieje, jakby jakaś tajemnicza energia wpływała na Twój obecny stan. Rzuć jeszcze raz kostką: parzysta - na szczęście efekt po dłuższej chwili minął. Co prawda potrzebowałeś paru minut na odpoczynek, aczkolwiek powróciłeś do pełni sił, a sufit uspokoił się i przestał pokazywać wspomnienia; nieparzysta - wcale nie było z Tobą lepiej, wręcz przeciwnie; czułeś się z każdą chwilą coraz gorzej. W głowie Ci wiruje, przed oczami masz mroczki, a w efekcie dostajesz strasznych mdłości! Chyba powinieneś udać się do Skrzydła Szpitalnego (napisz w nim jeden post).
4 - Gdy wchodzisz do pokoju wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dopiero po kilku chwilach okazuje się, że coś jest nie tak, jak powinno. Żarówki, które do tej pory rzucały odrobinę światła w pomieszczeniu, zgasły! Kolejne dwa posty Ty i twój towarzysz spędzacie w zupełnej ciemności, zanim wszystko wróci do normy.
5 - Na pewno nie chciałeś tutaj przychodzić; być może zdałeś sobie z tego sprawę dopiero w chwili, kiedy to zwróciłeś wzrok na myślodsiewnię. Co tam się ukazało? Po tym, jak zrozumiałeś, że dotyczy to Twojego najbardziej wstydliwego wspomnienia, zrobiłeś się czerwony jak burak. Co najgorsze - nie mogłeś tego w żaden sposób zatrzymać! Wszystkie osoby, które znajdują się w pomieszczeniu, wiedzą teraz o najbardziej żenującej sytuacji, w której to brałeś udział.
6 - Już po wejściu do pokoju zauważyłeś, że w rogu leżał porzucony przedmiot. Okazał się nim być łapacz snów! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Po opuszczeniu skrzydła szpitalnego Max chciał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, ale jeszcze działały trochę eliksiry, które dostał w ramach leczenia i lekko zdezorientowany chłopak źle skręcił, trafiając do nieznanej sobie wcześniej sali. Zamek był ogromny i pełen tajemnic, więc nie zdziwił się, że nie odkrył jeszcze każdego zakamarka. Gdy tylko wszedł do komnaty wspomnień, rzucił mu się w oczy leżący nieopodal łapacz snów. Podniósł go i wpatrzył w sufit. Czuć było z niego magię, która przyciągała ślizgona. Jednak tego dnia, Felix nie zobaczył tam nic. Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła dziewczyna z dzbankiem w ręku. Wydawała się nieobecna i jedną ręką delikatnie dotykała się pod żebrem. Odchrząknął więc lekko, żeby dać jej do zrozumienia, że nie jest tutaj sama, szczególnie, że dziewczyna zaczęła wyciągać koszulę ze spódnicy. Nie żeby miał coś przeciwko. Miała piękne ciało i Max chętnie podziwiałby ciąg dalszy tego przedstawienia. -Mogłabyś się chociaż przedstawić zanim zaczniesz się przede mną rozbierać. - Z ujmującym uśmiechem ponownie zlustrował nieznajomą wzrokiem. Jego oczy wędrowały od jej twarzy, poprzez rozpiętą koszulę, aż po nieziemskie nogi. Nie widział powody żeby narzekać w tej chwili i w głębi duszy nie mógł się nadziwić jakie miał szczęście, że trafił dzisiaj do tego pokoju.
Odwróciwszy się, jej wzrok spoczął na jeszcze wcześniej niewidzianym uczniem. Uniosła delikatnie brwi, bo uderzyło w nią coś naprawdę dziwnego. Jego twarz była tak... Niewinna. Mogłaby przysiąc, że dalszym rozbieraniem się mogłaby jedynie go skrzywdzić. Jednak jej wargi uniosły się, przedstawiając jeden z wielu szerokich uśmiechów. Nagość nie stanowiła dla niej problemu, w końcu raczej nie robiła nikomu krzywdy, jeszcze. Jej dłonie powędrowały na biodra, jakby chciała ułożyć je gdzie indziej, niżeli na niewidocznej ranie, którą wciąż czuła pomimo jej magicznego zniknięcia. -Kochanie, do takich rzeczy nie potrzeba znajomości swoich imion.-Doskonale wiedziała, jak wygląda. Była aż zanadto świadoma swojego ciała i tego, co rzeczywiście mogłaby z nim zrobić. Podniosła wzrok do góry i zobaczyła siebie, dokładnie w momencie, w którym nabawiła się paskudnej rany. Nigdy nie żałowała swoich czynów, nigdy nie czuła się zażenowana, nieważne, jak idiotyczną rzecz mogłaby zrobić. To właśnie ją wyróżniało. Nigdy niczego nie żałowała. Pruła do przodu jak maszyna. Jednak teraz sala wypełniona była jedynym wspomnieniem, które wprawiło ją w nieznany dotychczas stan. Uwydatniony został jej upadek podczas biegania, fakt, że ktoś mógł to zobaczyć, był doprawdy niepotrzebny. Niewiele pamiętała z tego, co wydarzyło się później... A tutaj wszystko odtwarzane było na nowo. Jednak wyraz jej twarzy nie mówił nic o tym, jak faktycznie się z tym czuła. Była naprawdę cholernie dobra w te klocki. -Teraz jesteś świadkiem mojego upadku, muszę Cię zabić.-
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy dziewczyna zwróciła się do niego per "kochanie", uniósł brew a z jego ust wyrwał się krótki śmiech. Oczywiście, że nie potrzeba imion do takich rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że miło wiedzieć, kto się przed Tobą rozbiera, żeby później móc ponownie znaleźć tę osobę. Albo wiedzieć kogo unikać. Różnie to bywało. Podążył za wzrokiem dziewczyny. Myślał, że też przyciągnęła ją dziwna aura tego miejsca, ale tym razem jego oczom ukazało się wspomnienie towarzyszki. Bez słowa obejrzał całe to wydarzenie. Czuł trochę, że narusza jej prywatność, ale przecież nie miał pojęcia, co się zdarzy. Pierwszy raz był w tym miejscu i nie wiedział, jak działa ten pokój. Zdziwiło go tylko, że żadne z jego wspomnień się wcześniej nie ukazało. - Och błagam, tyle co wyszedłem ze skrzydła szpitalnego. - W jego głosie zabrzmiało teatralne błaganie, a do tego przewrócił jeszcze oczami. - No ale jeżeli musisz, jestem cały Twój. - Rozłożył ręce w udawanej bezsilności i zbliżył się do dziewczyny, jakby wystawiał się jej na cel.
Spokojnie, jeszcze nie zaszedł jej za skórę, nie ma więc potrzeby jej unikać. A potrzeba znania jej imienia? Nieważne czy rozbierała się przed nim specjalnie, czy przypadkowo, nie było to konieczne. Przynajmniej jeszcze nie widziała dobrego powodu. Chociaż sytuacja niekoniecznie jej się podobała, szczególnie przez obrazy, które pojawiły się w sali. Westchnęła cicho i jeszcze raz przyjrzała się temu, co zobaczyła. Teraz przynajmniej wie, jak wygląda pod tym kątem. Jeden plus, który zdecydowanie wykorzysta. Uśmiechnęła się lekko.-Jak mus, to mus.-Wzruszyła lekko ramionami.-Chociaż przydałbyś mi się żywy, ale na ten werdykt musimy jeszcze troszkę poczekać.-Sięgnęła po dzbanek z sokiem i przechyliła go, aby się napić.-Jak znajdziesz coś mocniejszego, chętnie przedłużę Twoje życie o kilka godzinek.-Powiedziała spokojnie, przyglądając się chłopakowi. Dopiero teraz zauważyła, jak niewinna była jego twarz... Gładka, jeszcze nienaruszona żadnymi mimicznymi bruzdami. Powinna się wstydzić za nagabywanie i naruszanie jego niewinności.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co prawda, to racja. Twarz chłopaka była niewinna i młoda, co trochę gryzło się z jego charakterem. Wiele osób, które miały okazję lepiej go poznać, w życiu nie spodziewałoby się ile już przeszedł czy jak skłonny jest do niektórych rzeczy. Sam też był tego świadomy i nie raz wykorzystywał ten fakt. Głównie, aby wymigać się z tarapatów. -Jestem ciekaw, do czego masz zamiar mnie wykorzystać, skoro mam Ci się przydać żywy. Chociaż nie ukrywam, nie spieszy mi się w zaświaty. Dlatego nie musisz się martwić, nic tutaj nie widziałem. - Nie miał zamiaru wychodzić stąd i rozpowiadać wszystkim, co widział. Nie była to jego sprawa. Nie znał też dziewczyny, więc nie miał powodu, by chcieć jej zaszkodzić. -Wybacz, mocniejszy towar akurat mi się skończył. - Powiedział to pół żartem, pół serio. Zdarzało mu się przemycać do zamku mniej lub bardziej legalne substancje. Gdy dziewczyna wspomniała o czymś mocniejszym, sam nabrał ochotę na coś innego niż sok dyniowy.
To urocze, że właśnie tak myślał. Jeszcze wiele przed nim, a chociaż nie umiejszała bagażowi doświadczeń, które mógł przejść. Tutaj każdy miał jakieś gówno, które go spotkało. Bycie wyjątkowym nie na tym polegało, ale to chyba już wiedział, prawda? I tak, trudno byłoby wyobrazić sobie jego uroczą buźkę z rogami pod włosami, jednak chyba sama powinna doskonale wiedzieć, jak ładna i niewinna twarz może zmylić. Była więc najmniej odpowiednią osobą, która mogłaby się wypowiadać w tym temacie.
Teoretycznie nawet by jej nie zaszkodził, gdyby rozpowiadał to, co widział. To Lucia miała z tym problem, tyle. Uśmiechnęła się szeroko, jakby powiedział coś iście zabawnego. -Jest wiele możliwości, niektóre byłyby wręcz niestosowne, zważywszy na to, że... Ile masz lat? Piętnaście? Szesnaście?-Nie miała zamiaru go obrazić, chociaż jej spojrzenie chyba pozostawiało wiele do życzenia. Uśmiechnęła się szerzej, rozczochrała jego włosy i wyminęła go. Delikatnie trącąc jego ramię swoim i siadając na najbliższej poduszce, cały czas trzymając ten nieszczęsny dzbanek w dłoni. -Szkoda. Nie ma nic lepszego na pusty i zmęczony żołądek, jak jeden głębszy.-Mruknęła.-Został nam więc do upicia się ten sok, który chyba termin ważności zobaczył rok temu. -Pochyliła się nad nim i powąchała.-Może tym się upijemy.-
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co racja, to prawda i Max wcale nie uważał się za wielce wyjątkowego akurat z tego powodu. Wolał sobie poprawiać samoocenę innymi aspektami jego życia, a pozorna niewinność tylko pomagała mu w osiąganiu swoich celów. To, co jest stosowne a co nie zawsze było dla Maxa kwestią umowną. Kto tak naprawdę decydował o tym, co wypada i dlaczego? Oczywiście sam miał jakieś granice i przekonania, których się trzymał. Na wspomnienie swojego wieku tylko wzruszył obojętnie ramionami. Nie przywiązywał do tego wagi. W końcu wiek to tylko liczba, która nie określa człowieka. -Coś w ten deseń. - Rzucił krótko usadawiając się wygodnie w fotelu. Znów zerknął na sufit ciesząc się, że mimo wszystko to wspomnienia dziewczyny zostały ukazane. Nie wiedział i nie chciał się przekonywać, który moment z jego życia mógłby ujrzeć światło dzienne za sprawą tego magicznego pomieszczenia. -Zawsze można spróbować transmutować to w coś bardziej zdatnego do picia. - Co prawda chłopak mistrzem transmutacji nie był, ale próbować nigdy nie zaszkodzi. Może jakimś cudem by się udało i wtedy mieliby coś lepszego w dzbanku. -Nie sądzę by nawet najbardziej przeterminowana dynia dała Ci ten efekt którego szukasz. - Sam nigdy nie zajmował się własną fermentacją różnego rodzaju produktów spożywczych, ale postanowił sobie, że kiedyś zbierze się w sobie i spróbuje wyprodukować jakieś dobre alkohole domowej roboty. Narazie miał dużo innych rzeczy do roboty, które wystarczająco zajmowały mu czas.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oh, cudowne czasy, kiedy biegała wraz z kumplami z podwórka, jak równa z równymi. Wtedy faktycznie była niewinnym dzieciakiem, którego zadaniem było ograć wszystkich chłopaków z sąsiedztwa. Uwielbiała pokazywać, że jako dziewczyna, wcale nie była gorsza. Później bawienie się z nimi przeistoczyło się z bawieniem się nimi. Dosyć spora różnica, w której pozorna niewinność odgrywała dużą rolę. Ah, to były naprawdę dobre czasy. Wiedziała, że kiedyś wyląduje w piekle. Klimat całkiem jej się podobał, szczególnie że nienawidziła zimna... Chyba że za piekła uważa się to, co każdy w głębi duszy nie znosi. Wtedy wyląduje na jakimś cholernym lodowcu, najlepiej w kilkuwarstwowych ubraniach, które i tak nie pomogą jej w odizolowaniu się od chłodu. A wracając, wiedziała, że fatalnie lokowała swoje fantazje seksualne, nie jej wina, że chłopak wygląda na o wiele starszego. Spojrzała na niego.-Oh, rzadko kiedy mam przy sobie swoją różdżkę. Wolę radzić sobie bez wspomagaczy.-Uśmiechnęła się delikatnie. Chociaż jej różdżka znajdowała się za paskiem spódnicy, wbijając się nieprzyjemnie w plecy. No cóż, wychowując się wśród mugoli, nie jest to raczej nie zaskakującego. Zawsze musiała robić wszystko sama, szczególnie kiedy za ojca ma się zaściankowego mundurowego. -Wszystko jest dobre, o ile w coś mocno wierzysz. Słyszałeś o efekcie placebo?-Uniosła delikatnie brwi, przyglądając się chłopakowi. Upiła łyk z dzbanka i spojrzała na sufit, próbując przywołać jakieś iście miłe wspomnienie. Może wakacje na Saharze? Upał, owoce z drzewa? Skąpe ubrania, które preferowała. Wiele by dała za wygrzanie się w promieniach słońca. Jej skóra wydawała się wtedy o wiele zdrowsza. -Możemy w coś zagrać, dla umilenia nam czasu. -Jej uśmiech rozszerzył się nieco, jakby właśnie wpadła na genialny plan. Faktycznie był!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Piekło będzie pełne znajomych. Mało osób Max znał, które wylądowałyby w innym miejscu. Przyjmując oczywiście, że istniało jakiekolwiek życie po śmierci, czego chłopak sam nigdy nie był pewien. Niektórzy ludzie za bardzo się przejmowali tym, co będzie gdy opuszczą ten świat, niż tym, co się dzieje na nim. Solberg nie miał takich zapędów. Jeżeli po śmierci coś na niego czekało, przynajmniej będzie miał niespodziankę. A to czy miłą, to już się okaże. -Słyszałem, ale nie jestem pewien, czy teraz by zadziałał. - Chłopak nauczył się podchodzić sceptycznie do wielu rzeczy. Raz na niego działał, raz nie, taki już urok tego zjawiska. Na propozycję dziewczyny uśmiech pojawił się na jego twarzy. -Co powiesz na partyjkę durnia? - Już wcześniej leżąca nieopodal talia przykuła jego uwagę. Podniósł ją i zaczął tasować karty. Nawet jeżeli dziewczyna by się nie zgodziła, Maxa po prostu ta czynność zawsze relaksowała. Niektórzy wrózyli mu przyszłość krupiera, ale ślizgon nie miał zamiaru spędzać swojego życia w koszuli w kasynie. Wolał coś, co będzie się wiązało z odrobinką adrenaliny. Już prędzej siedziałby po drugiej stronie i został nałogowym hazardzistą.
Niewiadoma dotycząca tego, co nas czeka po śmierci, jest ekscytująca. Nie uważał tak? Nie wyglądał na kogoś, kogo w ogóle to obchodzi. Mniejsza. Lucia zwyczajnie mówiła o tym, że nagabywanie małoletniego to zły pomysł. Jego buźka była niewinna, urocza. A ona? Jeszcze by go wykorzystała, bo miała zwyczajnie podły humor. W takich momentach robiła wiele głupstw... Dlatego lepiej skupić się na czymś... Gra wydawała się dobrym pomysłem, w tych podłych okolicznościach. -Wszystko zadziała, o ile mocno czegoś chcesz. Potrzebujesz. Pragniesz... Zwał jak zwał.-Wzruszyła lekko ramionami. Oh, wyobraźnia Ritcher nie znała granic, dlatego, nie było to dla niej jakieś mega wymagające. Klasnęła lekko w głowie, zachwycona pomysłem, na który wpadł chłopak. Kiedy zobaczyła talię kart do gry, uniosła delikatnie brwi. Była zdziwiona, że leżała sobie tutaj tak zwyczajnie, jakby czekała właśnie na ten moment.-Kurdę, myślałam, że to komnata wspomnień, a nie pokój życzeń.-Uśmiechnęła się szeroko. Kiedy chłopak zaczął tasować, jako pierwsza rzuciła kośćmi, które również tutaj były i rzuciła, wyciągając jednocześnie kartę, kiedy skończył wykonywać swoje czynności. Jej mina nie wyrażała niezadowolenia, chociaż jedynka rzucona nie wygląda obiecująco. Nie pamiętała, co oznaczało słońce... Jednak za chwilę na pewno się dowie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie do końca uwierzył dziewczynie, że wystarczy mocno czegoś pragnąć, aby to zadziałało. Podchodził raczej do życia wierząc w ciężką pracę i wkład własny w otoczenie. Nie wierzył w to, że los daje coś tak po prostu. Przynajmniej jak dotąd nie zauważył, żeby tak to działało. Posłał dziewczynie sceptyczne spojrzenie. -Komnata wspomnień? To by wszystko wyjaśniało. - Nie miał pojęcia, że takie pomieszczenie działa w Hogwarcie i to jeszcze w taki sposób. Tym bardziej był szczęśliwy, że nic, co było zapisane w jego pamięci, nie wyświetliło się dla większej publiczności. - Pierwsza runda należy do mnie, piękna. - Powiedział, gdy zobaczył wynik swojego rzutu kością. Nie ukrywał ulgi, która malowała się na jego twarzy. Bardzo dobrze wiedział, jakie konsekwencje go czekają, gdyby przegrał mając na stole kartę "Świat". W momencie, gdy Max zakończył swój ruch, promienie światła padły na Lucię, której skóra natychmiast przybrała ciemniejszy kolor. -No to wakacje w ciepłych krajach masz z głowy - Skomentował nowy wygląd dziewczyny z lekkim uśmiechem. Na pewno było to przyjemniejsze niż żądlibąki, które groziłyby Maxowi, gdyby ten przegrał tę rundę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Źle ją zrozumiał. Los niczego nam nie daje, a my musimy mocno spiąć dupę aby cokolwiek w życiu osiągnąć. Jednak wiara w swoje własne możliwości może wiele dać, a czasem nawet przesądzić o sprawie, o którą walczymy. Jej wcześniejsze założenie dotyczyły wiary w upicie się podrzędnym trunkiem, czy sfermentowanym sokiem. Widziała wiele takich przypadków. Nic wielkiego. -Naprawdę nie wiedziałeś, gdzie się znajdujesz?-Uniosła delikatnie brwi, jakby naprawdę nie wierzyła w jego niewiedzę. To chyba nazbyt logiczne, gdzie się znajdowali, nieprawdaż? Kurdę. Spojrzała do góry, jakby chciała dojrzeć źródło światła, które na nią w tym momencie padało. Podniosła swoje dłonie, a dzięki podniesionym rękawom koszuli, doskonale mogła zauważyć zmiany na jej skórze. Uwielbiała opaleniznę, uwielbiała słońce i to ciepło, które rozchodziło się po jej ciele kiedy promienie słońca ją dotykały. -To bardziej przypomina pomarańczę, niżeli zdrową opaleniznę.-Skrzywiła się delikatnie.-Wyglądam jak niejedna niedorobiona Niemka w moim starym mieście.-Jęknęła... Wiedziała, że ten kolor będzie utrzymywał się do końca gry... Dobrze, że nikt w tym stanie jej nie będzie oglądał. Cóż, oprócz chłopaka. Rzuciła kostkami, wyciągając kartę sprawiedliwości. Uniosła lekko brwi, czekając na ruch swojego towarzysza.-Jedziesz maleńki.-
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mimo sześciu lat nauki i włóczenia się po zamku było jeszcze wiele sekretów, których chłopak nie odkrył. Jednym z nich była ta właśnie komnata. Nie dość, że nigdy wcześniej tu nie był, to jeszcze nie przypominał sobie, aby ktokolwiek wspominał mu o tym miejscu. -Nie miałem bladego pojęcia. Chciałem po prostu znaleźć trochę spokoju. - Przyznał szczerze wzruszając znów ramionami. W myślach przysiągł sobie, żeby raczej nie odwiedzać już tego pomieszczenia, a szczególnie gdy ktoś tu był. Zbyt dużo rzeczy mogło wyjść na jaw, a tego wolał uniknąć. -Mieszkałaś w Niemczech?- Uwaga kurkonki zaciekawiła go. Sam nie miał okazji mieszkać za granicą, chociaż zwiedził kilka krajów podczas wakacji. Przyszedł czas na następną rundę. Tym razem skończyła się ona remisem. -Uffff. Narazie nie poznasz moich lęków. - Zażartował wskazując na kartę kapłana, która podobnie jak "sprawiedliwość" Lucii nie uaktywniła się dzięki remisowi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lu za cel obrała sobie sprawdzenie wszystkich zakamarków tego miejsca. Przeniosła się tutaj kilka lat temu, również nie udało jej się wszystkiego odkryć. Do tej pory próbowała, chociaż nie zawsze miała na to czas. W końcu nagabywanie facetów i ingerowanie w szkolne intrygi zabierało wiele czasu oraz energii. Uśmiechnęła się niewinnie.-I trafiłeś na mnie, a raczej to ja postanowiłam nieświadomie go zakłócić.-Nawet gdyby mu to przeszkadzało, nie rozpaczałaby zbytnio. Faktem jest, że trafiła tutaj przypadkiem... Tylko dlatego, że sama również chciała na moment pozostać sama. Przy okazji pokazała mu sporą część swojego brzucha, czego powodem mógł być świadkiem później, kiedy sala postanowiła przywołać nieprzyjemne wspomnienie. -Jestem Niemką.-Powiedziała, trochę mocniej uwydatniając swój akcent... Nie pozbyła się go, a nawet uważała za coś niezwykle cennego. Jakaś cecha charakterystyczna, którą ją wyróżniała. Podobało jej się to.-Słońce, rzucaj jeszcze raz.-Karta chłopaka była na tyle ciekawa, że nie mogła ot, tak, zostać nieużyta. Kiedy rzucili kostkami jeszcze raz, remis pojawił się ponownie i ponownie. Już miała proponować ponowny rzut, tylko że z kartami tarota, kiedy jej kostka pokazała 6, a chłopaka 2. Uśmiech na jej ustach się poszerzył, przy okazji spojrzenie powiodło do karty chłopaka, która zaczęła się zmieniać.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czy Lucia zakłóciła mu jego długo szukany spokój? Teoretycznie tak, ale prawdę mówiąc jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało. Dzięki niej przynajmniej dowiedział się w jakie ciekawe miejsce trafił. Gdy przyznała się do swojej narodowości zdziwił się tylko trochę. Akcent, który miała wskazywał na to, że nie jest rodowitą angielką, ale też jej urody Max nie skojarzyłby raczej z tą niemiecką. -No proszę. Coraz więcej ludzi zza granicy tutaj poznaję. - Działo się tak nie tylko przez trwającą wymianę szkolną, ale też ze względu na różne sytuacje życiowe, uczniowie przenosili się do Hogwartu na stałe. Max nie miał zamiaru narzekać na taki obrót spraw. Sam gdyby mógł chętnie wyjechałby za granicę dokończyć swoją edukację. Poza tym, sam też był mieszanej narodowości. Wyglądało na to, że przeznaczone im było zremisować w tej turze. W końcu jednak Lucia otrzymała wyższy wynik rzutu. Solberg wstrzymał oddech, gdy na jego karcie litery zaczynały układać się w jego największy sekret. -No to tu mnie masz... Podpaliliśmy kiedyś szopę, którą uważaliśmy za opuszczoną. Niestety w środku ktoś akurat był... Matka z dzieckiem.. Nie wiem co się z nimi ostatecznie stało.. - To był chyba jedyny jego sekret, którego nie zdradzał nikomu i prawdziwy powód, dla którego boginem Solberga był pożar. Właśnie to wydarzenie doprowadziło do bójki, w której zarobił kosę pod żebra. Cała ta farsa miała miejsce kilka lat temu . Oczywiście chłopacy uciekli z miejsca wypadku, ale Felixa doszły słuchy, że ktoś wezwał pomoc. Specjalnie nie czytał wtedy gazet, ani nie oglądał wiadomości, aby nie dowiedzieć się, że przez przypadek byli sprawcami śmierci niewinnego dziecka. Oczywiście dureń to dureń, spodziewał się, że kiedyś przytrafi mu się taki skutek gry i musiał się z tym pogodzić. Nie komentując za bardzo tego całego wydarzenia rozpoczął kolejną rundę. Tym razem wylosował "wisielca", jedną z najmniej przyjemnych kart w całej talii tarota.
Zdecydowanie bardziej wdała się w swoją matkę, niżeli ojca. Oczywiście tylko pod względem wizualnym, gdyż charakterkiem dorównywała generałowi. Już kiedyś rozmawiała z kimś na temat tego, jak to nie przypomina urodą Niemek. Jednak prawda była taka, że wiele z nich było pięknymi kobietami... To jedynie stereotyp, który dosięga każdą narodowość. -Zdecydowanie Hogwart jest mieszanką narodowościową. Jestem jednak mocniej związana z tą szkołą niż poprzednią. Chociaż nigdy nie wybrałabym tego kraju jako swój dom.-Oj tak, Lu zdecydowanie przeniesie się gdzieś, gdzie słońce prawie nigdy nie zachodzi. Nienawidziła zimy, chłodu, deszczu... I chociaż jej humor nie był uzależniony od pogody, czuła się gorzej, kiedy nie mogła swobodnie wychodzić poza mury zamku. Uniosła delikatnie brwi, słysząc historię chłopaka. -Myślisz, że kiedyś spróbujesz się dowiedzieć?-Wyjawianie swoich sekretów, podobnego kalibru, nie jest łatwe. Nawet jeżeli to tylko gra i takie były zasady... Nie w jej kwestii leżało ocenianie tego, co zrobił. Był dzieciakiem, nie powie jej, że za dzieciaka nikt nie robił głupstw. Istotne jest to, co robimy później. Mądrala się znalazła, co nie? Kiedy obydwoje wylosowali swoje kostki i karty, wokół szyi chłopaka pojawiła się pętla. Pech chciał, że ponownie ilość oczek Maxa była mniejsza od niej. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, a kiedy chłopak rozmasowywał sobie szyję, chwyciła karty i odłożyła je na bok.-Koniec gry na dzisiaj.-Powiedziała z szerokim uśmiechem.-Wszystko okey?-Spytała cicho. Kiedy uznała, że chłopak czuje się lepiej, powoli się podniosła. Poprawiła spódniczkę i spojrzała na chłopaka.-Do zobaczenia.-Puściła mu perskie oczko i poczochrała po włosach, kiedy wychodziła. Pomachała mu jeszcze na wyjściu i zniknęła na korytarzu.
/zt dla Lu
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max przytaknął jej słowom co do mieszanki kulturowej Hogwartu. Byli tutaj ludzie z całego świata, przedstawiciele prawie wszystkich kultur, ras i religii. Ślizgon nigdy nie miał problemu z akceptacją innych poglądów u ludzi. Wręcz zawsze fascynowało go poznawanie stylu życia, który był tak inny od tego, który sam prowadził. -Raczej nie. Nie chcę wiedzieć. - Przyznał szczerze i kontynuował grę. Przecież nawet, gdyby teraz okazało się, że matka i jej dziecko faktycznie zginęli, co Max mógłby zrobić w tej sprawie? Nie był też jedynym winnym całego zajścia, chociaż w żaden sposób go to nie usprawiedliwiało. To on wpadł na pomysł takiej "świetnej" zabawy. On i jego zapędy pirotechniczne. Obecnie próbował się ich wyzbyć i z dnia na dzień widział, jak stary Solberg umiera. Przyszła kolej na rzut Lucii i niestety, otrzymała wyższą liczbę oczek niż chłopak. Nad Maxem pojawiła się szubienica i zacisnęła się na jego szyi. Przez chwilę czuł jak traci oddech, po czym pętla zniknęła w ten sam magiczny sposób, w jaki się pojawiła. -Jest ok. - Przyznał, gdy załapał porządny oddech. Skóra na szyi trochę go piekła, ale nie było to nic poważnego. -Dzięki za grę i do następnego. - Uśmiechnął się do niej na odchodne. Poczekał, aż dziewczyna opuści pokój i powoli ruszył w swoją stronę.
/zt
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
5 - Na pewno nie chciałeś tutaj przychodzić; być może zdałeś sobie z tego sprawę dopiero w chwili, kiedy to zwróciłeś wzrok na myślodsiewnię. Co tam się ukazało? Po tym, jak zrozumiałeś, że dotyczy to Twojego najbardziej wstydliwego wspomnienia, zrobiłeś się czerwony jak burak. Co najgorsze - nie mogłeś tego w żaden sposób zatrzymać! Wszystkie osoby, które znajdują się w pomieszczeniu, wiedzą teraz o najbardziej żenującej sytuacji, w której to brałeś udział.
To pomieszczenie chyba nie było najlepszym wyborem, ale Ntanda miał małą nadzieję, że może ukaże jego wspomnienia z tamtego dnia. Może wtedy uda się załagodzić dziwną sytuację, jaka powstała między nimi? Był spięty. Był wyjątkowo spięty gdy tu wchodził. I zdecydowanie nie pomógł fakt, że myślodsiewnia zaczęła pokazywać jego spektakularny upadek z miotły w 2 klasie (gdy jeszcze myślał, że będzie najlepszym zawodnikiem Quidditcha na świecie - co życie i jego talent niestety zweryfikowało) nie było mu lepiej. Choć z drugiej strony myślenie o jego ostatniej porażce było lepsze niż przejmowanie się tym, co się stanie gdy Adrian tu przyjdzie. Szczerze mówiąc nie chciał z nim rozmawiać, ale czuł, że inaczej nie uda się oczyścić atmosfery. Cholera... Czy jemu na prawdę zaczynało na Puszku zależeć? Nie odpowiadał mu ten fakt. Zdecydowanie mu to nie pasowało, bo nie zamierzał teraz bawić się w żadne związki i wielkie miłości. Choć czy takie rzeczy można zaplanować...
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
2 - W twoim życiu musiało się kiedyś zdarzyć coś, co sprawiło, że postać twojego bogina nabrała konkretnego kształtu. Sufit postanowił pokazać wspomnienia z przeszłości, które dotyczyły właśnie takiej traumy! Wszyscy obecni z Tobą w pomieszczeniu będą wiedzieli, czego boisz się najbardziej.:
Szczerze powiedziawszy to liczył na szybki odzew ze strony ślizgona, ale sam nie wiedział czy powinni tak szybko się ze sobą widzieć. Jednak prędzej czy później i tak by doszło do tego spotkania, więc na co mieli czekać? Gdy tylko dogadali się na wizzie postanowił przebrać się jedynie w lekkie ubranie. Tudzież założył dresowe spodnie i zarzucił, szarą, wydającą się za dużą na siebie bluzę, a włosy spiął w koka, który był w kompletnym nieładzie, ale przy jego włosach to i tak wyglądało tak jakby właśnie tak miało to wyglądać. Ruszył przed siebie we wskazane miejsce, nawet nie wiedział dokładnie co to miejsce oznacza. Szedł jakby na ścięcie, bo gdy tylko wszedł do środka, ujrzał pewnego pana na suficie, widział go dość dokładnie i o mało nie dostał zawału. Fritz? Jego brat. Tak to on był jego boginem i w tym momencie Tan mógł to wiedzieć. Nie wie co to za chłopak więc wcale się nie zdziwi jak zaczną się pytania dotyczące starszego Neuhoffa. - Fritz... - warknął na niego, ale ten szyderczo się śmiał. No czego mógł się po nim spodziewać? Wkurzało go to niesamowicie, ale cholernie się go bał. Gdyby jeszcze raz w jego życiu się pojawił to nie wiedziałby jak to zrobić, żeby go wyrzucić po raz kolejny ze swojego życia. Tak bardzo cieszył się, że się go pozbył. Nawet nie zauważył gdzie dokładnie jest Tan, zbyt bardzo zajął się oglądaniem swojego brata cofając się i wpadając na ścianę.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Wpadali na siebie niemal bez przerwy. Wolałby żeby nie odbyło się to na korytarzu pełnym ludzi, a właśnie na osobności. Dlatego musiał zadziałać szybciej niż los. Uniknąć niepotrzebnego zamieszania przy ludziach szczególnie, że od jakiegoś czasu trochę stronił od towarzystwa. Większość czasu spędzał w dormitorium udając, że go nie ma. O jak zwykle miał na sobie koszulę i pół-eleganckie spodnie. To się nigdy nie zmieniało, nawet jeśli wychodził z pokoju w pośpiechu. Zawsze musiał wyglądać idealnie, inaczej sam nie mógł na siebie patrzeć. Choć lekko spocony, z rozmierzwionymi włosami i krzywo zapiętą koszulką gdy wychodził ze źródełka... Cóż. Wtedy mu nie przeszkadzało aż tak, jak powinno. Może dlatego, że niosło ze sobą dobre wspomnienia. Gdy pojawił się w środku Puchon jego wspomnienia związane z upadkiem z miotły zmieniły się na coś zupełnie innego. Coś czego nie poznawał. Zobaczył chłopaka, który rysami twarzy odrobinę przypominał mu Adriana. Miał jednak zupełnie inne spojrzenie, nie tak dobre i poczciwe jak Puszek. Wręcz przeciwnie. Przeniósł wzrok na swojego towarzysza by zobaczyć, że ten najwyraźniej nie był przygotowany na zobaczenie tego człowieka. Nie wiedział tylko, czy to co się z nim dzieje to zaskoczenie, czy strach. Dlatego też podszedł do loczka i chcąc odwrócić jego uwagę oparł ręce po obu stronach jego głowy, po czym zbliżył się do chłopaka. Oczywiście po to, by go pocałować. W sumie gdyby nie bogin... Pewnie i tak by to zrobił, bo na sam widok jasnowłosego zareagowały pewne części jego ciała, ale na szczęście luźne spodnie pozwalały to ukryć. Cholera... Tak już teraz będzie? Nie będzie mógł nawet an niego spojrzeć by nie myśleć o razu o jednym?
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Tak to było ich dopiero pierwsze spotkanie umówione, zazwyczaj zwyczajnie na siebie wpadali. Zauważył, że Tanowi z biegiem czasu to zaczynało trochę irytować, bo faktycznie to wyglądało dość podejrzanie, ale dawał głowę, że wcale go nie śledził, chociaż nie raz miał takie pomysły. Zwyczajnie los tak chciał i tak się działo. Patrzył na swojego brata wystraszonym wzrokiem, na całe szczeście jego postać przyćmił mu Tan, który od razu pocałował. Nie uciekał od niego, ale dość szybko zakończył ten pocałunek. Przecież mieli rozmawiać, a nie całować się, bo wiadomo do czego to może doprowadzić, a dzisiaj nie miał zamiaru ulegać mu tak jak kiedyś. - Witaj Ntanda. - powiedział i spojrzał z powrotem na sufit. Nie miał pojęcia w jakim miejscu się znajdował i dlaczego pojawił się tutaj jego brat. Czy to miejsce pokazuje jego najgorsze wspomnienia? Najwyraźniej tak. Dobrze wiedział jakiego ma bogina, bo przecież już mieli lekcje na ten temat. - Co to za miejsce? - zapytał odchodząc od niego. Szukał wzrokiem miejsca gdzie mógł usiąść, dlatego ruszył przed siebie widząc stertę poduszek. Złapał jedną i rzucił pod ścianę, by tam ulokować swój zadek. Spojrzał na niego nieco pytająco. O czym mieli gadać? O tym jak dobrze im było ostatniego spotkania? Owszem, było im bardzo dobrze, przynajmniej Adrianowi, ale wkurzył go tym pisaniem, że tak naprawdę nic dla niego nie znaczył poza dobrą zabawą.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Nie podejrzewał go tak na prawdę o śledzenie, choć faktycznie mogło się tak wydawać i dla przekory pewnie by nie raz to powiedział. O dziwo sam też uważał, że los po prostu tak chce. Dzisiaj jednak zaprosił go tutaj i mieli po prostu pogadać. Normalnie. Na tyle normalnie, na ile on jest w stanie zebrać swoje myśli, które były w wyjątkowym jak na niego bałaganie. Właściwie to jeszcze nie wiedział co tak na prawdę chce mu powiedzieć. Choć pewnie nie to, czego Puszek od niego oczekiwał. Gdy pocałunek przyniósł zamierzony skutek on sam odsunął się dając mu znów pełny obraz tego pomieszczenia. - Komnata wspomnień - Odpowiedział krótko - Nie zawsze pokazuje tylko to, co dobre - Dodał już dłużej, co tylko sugerowało, że na prawdę się stara rozmawiać, a nie no... Inne rzeczy. Sam również wziął jedną z poduszek i położył ją jakieś dwa metry od Adriana. Usiadł na niej trochę pokracznie, gdyż żadna z pozycji wymaganej przy siedzeniu a ziemi nie była dla niego komfortowa. Może jednak należało znaleźć miejsce z krzesłami i stołem? Dobrze by było gdyby stół ich teraz oddzielał. Łatwiej byłoby mu się hamować. - Słyszałem, że masz puffka... - Zwykle Ntanda się nie rozwlekał z pogawędkami na długie godziny. Od razu przechodził do konkretów... Więc co własnie wyprawiał?! Dlaczego zaczął najmniej istotny temat jak tylko się dało? Co ten Adrian z nim robił...
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Obawiał się, że ta rozmowa będzie o wszystkim i o niczym, że tak naprawdę kompletnie niczego się od niego nie dowie, a jedynie był podstęp, żeby znowu dobrać się do jego warg, czyż nie? Przecież doskonale wiedział, że mu się bardzo podobało i pewnie gdyby mógł od razu by się na niego rzucił. Rzucił się, ale Adrian od razu uciekł od niego, żeby nie doszło do czegoś przez co znowu nie porozmawiają. Oczekiwał jakiegokolwiek wyjaśnienia jego uczuć, i na czym tak naprawdę stoi. Co mieli się spotykać tylko i wyłącznie na seks? To kompletnie nie dla niego. Owszem chłopak go bardzo jarał, ale nie wyobrażał sobie takiej relacji ze ślizgonem. O wiele bardziej wolałby kompletnie go nie znać i tyle. - Właśnie widzę... - powiedział przypominając sobie minę swojego podłego brata. Jak on go bardzo nienawidził, ale na szczęście nie musiał już dłużej patrzeć na jego realną twarz. Hogwart cały czas go zadziwiał, co rusz poznawał to nowe pomieszczenia. Może dlatego, że większość czasu spędzał w bibliotece, a zwyczajnie nie miał nawet z kim odwiedzać to nowe lokalizacje. Zresztą to mu do szczęścia nie było potrzebne. Skąd to wiedział? Ale dopiero teraz uświadomił sobie, że przecież udostępnił jego wygląd na wizzie więc pewnie stąd o tym wiedział. Wystawił rękę z kieszeni gdzie trzymał puszka. Nigdy się z nim nie rozstawał, a nie było możliwości, żeby zostawić go gdziekolwiek samego. - Oto i on. - powiedział. Puszek jednakże od razu wskoczył na jego ramię, uwielbiał tam siedzieć, a on mu zawsze na to pozwalał. Małe stworzonko patrzyło na nowo poznanego ślizgona. - Antoni. - przedstawił go i przeniósł z powrotem wzrok na ślizgona.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Podstęp? Adrian nie narzekał jakoś szczególnie za pierwszym czy drugim razem, więc teraz też raczej nie powinien narzekać. Natomiast skoro chciał być twardy (w innym tego słowa znaczeniu) to Ntanda zamierzał zachować między nimi tzw. przestrzeń bezpieczeństwa. Tak będzie najmądrzej, dopóki ta rozmowa się nie skończy. - Kto to był? - Zapytał wpatrując się w niego. Był ciekawy, czy Adrian i tym razem włączy swój zmysł gaduły i opowie mu ze szczegółami co też widzieli na tym suficie. Jeśli to był Bogin, a tego się domyślał Ntanda, to tym bardziej nie rozumiał czemu Adrian miałby się bać kogoś, kto się z niego śmieje. Nie wyglądał na słabego psychicznie - nie na tyle, żeby pierwszy lepszy 'bully' tak go przerażał. Nie korzystał z Wizbooka. Prawie. Śledzenie profilu Adriana było jednym z wyjątków. Jednak nie przyznałby się do tego otwarcie. Wolał udawać, że takie rzeczy go nie interesują. Gdy pojawił się puffek zdawało się, że w tamtej chwili twarz Ntandy się wręcz rozjaśniła. Zwierzęta wzbudzały w nim tylko pozytywne emocje i sprawiały, że na jego twarzy zakwitał lekki, ale szczery uśmiech. - Dzień dobry, Antoni - Przywitał się cicho by nie wystraszyć maluszka i wystawił mu niemu rękę. No... Świetnie szła mu poważna rozmowa na temat ich dwójki. Na widok zwierzątka prawie zapomniał po co tu w ogóle przyszedł.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Nie oszukiwał się, bo jakby tylko chciał mógłby się na niego rzucić, owszem chciał tego, ale wiedział, że nie może. Mają porozmawiać a nie kolejny raz uprawiać seks. Owszem to było niesamowite przeżycie, które będzie bardzo długo pamiętał i dobrze wspominał i liczył na powtórkę, ale chciał mu pokazać, że nie tylko na tym ma polegać ich znajomość, przynajmniej z jego punktu widzenia. Pewnie gdyby Tan mu otwarcie powiedział, że nie ma na co liczyć, a może jedynie na seks z nim pewnie by się zgodził. A co miał do stracenia? Nikomu przez to krzywdy nie robił i nie miał zamiaru na tym ucierpieć, żeby odmawiać. Przecież ślizgon był niesamowicie pociągający, a Adrian na sam jego widok czuł jak krew zaczyna mu szybciej pulsować w wiadomym miejscu. - Mój cudowny brat... Ale serio nie chce o tym gadać. Jest wredną mendą i tyle. - powiedział do niego pokazując mu dłoń na której miał po nim pamiątkę na całe życie. Można było się tylko domyślać co to takiego jest, ale szlama była dość sporawa, jak na jednokrotne parzenie papierosem, to było kilka razy pod rząd. Puszek był nieco strachliwy dlatego schował się za jego szyją nie chcąc iść do Tana. - Jest znajdą nie ufa zbytnio ludziom. - oznajmił tłumacząc zachowanie swojego małego przyjaciela. Jednakże zauważył, że puffek jest bardzo kontaktowny, jeżeli Adrian by mu pozwolił iść do Tana pewnie by to uczynił. Wręcz błyszczał zwierzęcą inteligencją. Ale nie chciał stresować zwierzątka, tym bardziej że długo go nie miał. - Powiedz mi lepiej czego oczekiwałeś od naszego dzisiejszego spotkania? - zapytał unosząc jedną brew do góry. Chciał porozmawiać, ale o czym. Przecież jasno mu napisał, że nic do niego nie czuje, że sam nie wie co ma myśleć, więc skoro nie miał nic konkretnego do powiedzenia po co go tutaj wzywał.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Ntanda by nie pogardził kolejnym seksem szczerze mówiąc... Ale nie. Oboje wiedzieli, że tak się to dzisiaj nie skończy. Chyba. Znaczy... Może. Dobra. Prawda jest taka, że nie miał pojęcia jak się skończy ta rozmowa. Może pocałunkiem. Może kłótnią, choć on nie zwykł się kłócić. Może... Nawet nie było co gdybać. Mogło zdarzyć się po prostu wszystko. - Rozumiem - Odpowiedział, choć tak na prawdę nie rozumiał. On wbrew swojej osobowości miał dobry kontakt z całym swoim rodzeństwem - niezależnie czy chodziło o znacznie starszego brata, czy o malutką siostrę. U nich zawsze panowała zasada, że rodzina trzyma się razem. Wiedział, że zawsze może na nich liczyć. I takich relacji życzyłby wszystkim innym. - Nie musisz martwić się moimi uczuciami. Mój kugchar mnie nienawidzi - Poinformował go odsuwając się żeby nie stresować biednego zwierzaczka. Po czym zrobił jak to miał w zwyczaju swoją małą prowokację - Zresztą. Zwierzęta wyczuwają złych ludzi - Nic się nie zmieniło względem tego, że i tak mówił pewne rzeczy tylko po to, by zbadać jego reakcje. - Nie chciałem się przegadywać przez wizzera... Uznałem, że lepiej się dogadamy na żywo - Odpowiedział mu zgodnie z prawdą, jednocześnie tak na prawdę nie odpowiadając na jego pytanie. Błądził, kluczył. I czuł się z tym okropnie, ale nie wiedział co mu ma właściwie powiedzieć.