Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Puchonka pokręciła przecząco głową, jednocześnie to samo gestykulując rękami. Wszystko było w porządku, poza tym, że dostała nagłego powrotu wspomnień, bolesnych zresztą. Rozejrzała się dookoła, spoglądając na koniec na chłopaka. - Już nie gram. Kiedyś byłam obrońcą - powiedziała spokojnie, czekając, aż Yngve przetrawi podaną mu informację. Nie wiedziała dlaczego jeszcze nie mieli okazji ze sobą rozmawiać, ale wynikało to chyba z tego, że Flora po prostu bała się wszystkich osób, które byłyby ją w stanie jakoś zrozumieć. W tym przypadku jedno i drugie miało kiedyś poważny wypadek, który zaważał na ich dalszym życiu i losie. - Nie wiedziałam, że grasz... ale ja niewiele wiem o uczniach - odezwała się, przesuwając wzrokiem po jego twarzy. W porównaniu z nią, chłopak nie wyglądał na specjalnie nieszczęśliwego, za co podświadomie zaczęła go podziwiać. - Mogę ci doradzać, jeśli masz ochotę - uśmiechnęła się, wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni.
Nie do końca jej wierzył, kiedy kiwała głową w odpowiedzi. Może i upadła na śnieg, jednak to też nie było najzdrowsze. Mogła się w każdej chwili przeziębić. Poza tym wyglądało to tak, jakby jednak głowa ją bolała. Rzucił zaklęcie na kawałek ziemi i śnieg się rozpuścił i na jego miejscu można było bezpiecznie usiąść. Siła magii. Wskazał na przygotowany kawałek i spojrzał na Puchonkę znacząco. Oczekiwał, że usiądzie tam i chwilę porozmawiają. Potem mogą przejść do treningu albo iść na spacer, ale w tej chwili zależało mu na… jej bezpieczeństwie? Tak powinien to nazwać, chociaż to nie była troska, która okazywał w stosunku do Ingrid. Teraz ogarniała go przede wszystkim obawa. Miałaś chyba dużo roboty, zapisał. Kiedy oglądał mecze, nie mógł wyjść z podziwu dla skupienia graczy. Ścigający robili najwięcej, ale to od obrońców wiele zależało. W końcu wszystkie straty punktów odbijały się na końcowym wyniku. Czemu już nie grasz? Pytanie padło dopiero po tym, jak przetrawił informację. Wszystko było w czasie przeszłym. Kiedy zaczęli rozmawiać o nim, nie wiedział dokładnie, jak odpowiedzieć. Gram od… niedawna. Zawahanie było wyraźnie widoczne w wiadomości. Jeszcze nie wystawili mnie w meczu. – Dodał to tylko po to, żeby dziewczyna nie przejmowała się tym, że go nie zna. Byłbym wdzięczny. Wszystkiego uczę się prawie od podstaw. Skrzywił się.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Odziana w swoją quiddichową koszulkę, taszcząc miotły i skrzynię z piłkami weszła na płytę boiska. Decyzja o tym, żeby zorganizować trening, była tak spontaniczna, że Gemma sama nie do końca wiedziała jaki ma plan. Działać jednak trzeba było szybko. Liczyła też na pomoc @Alice Månen-Findabair. Usiadła na skrzyni twarzą w stronę zamku. Miała nadzieję, że Puchoni jej nie wystawią i że kompletowanie drużyny będzie łatwiejsze niż szukanie członków zespołu. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jej żywot to ostatnimi czasy ciągła rekrutacja. Szczerze powiedziawszy nie była za bardzo rozeznana w tym, czy wśród Puszków są jakieś miotlarskie talenty, nie chciało jej się jednak wierzyć, że w tak dużej grupie nie znajdzie się 5 osób, które przynajmniej siedziały kiedyś na miotle. Już nawet nie chodziło o to, żeby zwyciężać. Potrzebowała drużyny Spartan, którzy do samego końca będą bronić dobrego imienia Hufflepuffu, nawet jeżeli z góry będzie wiadomo, że nie mają szans na wygraną.
......................................... Tak jak napisałam w listach, trening oficjalnie zaczynamy we wtorek, z tym, że nie o 17, a jakoś koło 22. Napiszcie w pierwszym poście, na jaką pozycję byście chcieli, ile macie punktów, jakie doświadczenie ma postać z miotłą itp. Żebym mogła ułożyć jakieś sprawiedliwe kostki. Osoby, które figurują w spisie drużyn, dostają się do drużyny z automatu c: Możecie jeszcze oszukać i się wpisać teraz ;) Zapisujcie się na rezerwy, bo dużo osób tam będących nie daje znaku życia.
Ostatnio zmieniony przez Gemma Twisleton dnia Sro Kwi 26 2017, 00:09, w całości zmieniany 2 razy
TRENING! Tak! Znaczy… treningo-rekrutacja… ale trening! To było coś, czego dziewczyna potrzebowała tak bardzo. Ekscytacja jaka ogarnęła całe jej ciało nie pozwalało jej usiedzieć na miejscu. Drużyna Puffków była słaba. Mało… aktywna. Właśnie dlatego udało jej się dosyć szybko dostać na pozycję szukającego. Może nie była wybitna w te klocki, ale nie umiała się poddawać i walczyła do samego końca. Jeżeli @Gemma Twisleton uzna, że najlepszym treningiem będzie zaharowanie ich na śmierć, ona z uniesioną głową będzie zdychać! Kiedy tylko dotarła do Hogwartu pobiegła najdłuższą drogą na boisko. Czuła jak serce jej wali, a całe ciało reaguje na zmęczenie. Oddech był nierówny, a ona czuła się usatysfakcjonowana. Wzięła swoją nową miotłę i ruszyła już spokojnie w stronę boiska. Już z daleka dostrzegła Gemmę i z szerokim uśmiechem wystartowała biegiem do dziewczynie. - Cześć kapitanie! – krzyknęła już z daleka wymachując zbyt entuzjastycznie rękami. Miejmy nadzieję, że dziewczyna nie rozwali w ten sposób miotły. W końcu zatrzymała się przed panną Twisleton i z błyszczącymi oczami wyprostowała się gotowa do działania – Mogę w czymś pomóc?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie była najlepszym graczem Quidditcha, ale kiedy usłyszała, że Gemma została kapitanem i planowała zrobić nowy nabór do drużyny, nie mogła siedzieć spokojnie w pokoju wspólnym. Początkowo szła na boisko wyłącznie żeby popatrzeć na zmagania kolegów i koleżanek z domu na treningu rekrutacyjnym, ale w rezultacie postanowiła spróbować swoich sił. Jeśli jakimś cudem udałoby się jej dostać do drużyny, najpewniej i tak siedziałaby na rezerwie, bo jej umiejętności były niemal zerowe. Oczywiście, że siedziała kiedyś na miotle, nawet radziła sobie całkiem nieźle, uważała jednak, że Quidditch był zbyt brutalnym sportem jak na jej gust i zdecydowanie za bardzo bała się złamania ręki, nosa czy bolesnego upadku z miotły. Złapała jednak jakąś szkolną zmiataczkę i zjawiła się na mniejszym boisku, na którym stała już sama Gemma oraz Alice. - Hej dziewczyny! - przywitała się, machając do nich już z daleka. Nie spieszyła się z podchodzeniem do nich, rozglądając się w międzyczasie naokoło. - Wow, mnóstwo czasu minęło, odkąd byłam na boisku na dole - powiedziała zgodnie z prawdą. - Wiecie, czy przyjdzie dużo osób? - spytała jeszcze z czystej ciekawości. Osobiście nie rozmawiała z nikim o tym naborze do drużyny, toteż nie miała pojęcia, kogo mogły się tu spodziewać.
W kuferku okrągłe zero, miotły nie posiadam, pozycja raczej ścigająca i najpewniej rezerwa, bo praktycznie zerowe doświadczenie. Ale jak coś to mogę być cheerleaderką!
Im cieplej było na zewnątrz, tym przyjemniej spacerowało się po błoniach. Młodzieniec uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu, rozkoszować się przyjemnym wiaterkiem i zapominać o swoich obowiązkach. Było to odprężające, a tego właśnie potrzebował. Po aferze w pokoju wspólnym musiał jakoś pozbyć się stresu, który ciążył mu na barkach. To straszne, ale trzynastolatek bał się pokazać na oczach starszych rówieśników z domu. Przypadkiem przechodząc obok boiska, usłyszał jakieś krzyki dobiegające zza płotu. Pewnie ktoś się dobrze bawił, skutecznie przyciągając uwagę trzynastolatka. Ciekawość nie pozwoliła mu przejść obojętnie. Zajrzał ukradkiem i dostrzegł trzy dziewczyny, a wśród nich niedawno poznaną Gemmę. Westchnął cicho pod nosem, wzruszył ramionami i śmiało ruszył przed siebie, z delikatnym uśmiechem na twarzy. -Heyo Gemma! – krzyknął dosyć głośno i uniósł rękę, by jej pomachać. Ciekawe czy jeszcze go pamiętała. Podbiegł szybko bliżej do nich i spojrzał z dołu na dziewczyny. Jak on tego nie znosił. Przez niewielki wzrost, wszyscy traktowali go jak małe dziecko. Uśmiechnął się lekko, ale jak zawsze bardzo uroczo i przeczesał jedną dłonią włosy. -Co robicie? – spytał zerkając na pozostałe dwie dziewczyny. Raczej nie wierzył, że dziewczyny mogły zając boisko do jakiś babskich zabaw, więc czemu miałby się nie przyłączyć. Przecież mu nie odmówią, prawda? Zawsze to jakaś odmiana, poza tym przyda mu się dobra zabawa.
Kuferek: 16 - w sumie to nigdy jeszcze nie zagrał w normalnego quidditcha, ale dla zabawy lata już od jakiegoś czasu...
To Gemma dała jej cynk, żeby wpadła na trening Puchonów chociaż popatrzeć, co się dzieje. Nebraska była pozytywnie nastawiona, bo jeśli chodziło o Quidditch, czuła się całkiem swobodnie. Nie była wybitna na miotle, ale miała przecież połowę genów swojej matki, zawodniczki z Os z Wimbourne, więc zdecydowanie tkwił w niej pewien potencjał. Zaraz po przybyciu do Hogwartu zgłosiła się do gryfońskiej drużyny Quidditcha, ale kiedy przyszło co do czego, treningi się zwyczajnie nie odbywały, więc chciała skorzystać z okazji. Przybyła na mniejsze boisko Quidditcha nieco po czasie, a na miejscu dostrzegła trzy starsze Puchonki, w tym Gemmę oraz jakiegoś chłopca, do którego uśmiechnęła się przyjaźnie. - Cześć, jestem Nebbie - przywitała się ze wszystkimi. - Tłumów tu nie przywiało, ale i tak macie lepszą organizację niż Gryfoni - skomentowała jeszcze frekwencję na treningu. Ale nie będzie wybrzydzała, lepszy rydz niż nic. Warto też wspomnieć, że przyszła na trening ze swoim własnym Nimbusem 2001.
kuferek: 10 (+4)
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Rozpromieniła się widząc z daleka Alice. Uniosła obie ręce i pomachała jej wesoło. - Pewnie, że możesz – odpowiedziała na propozycję pomocy i pochyliła się w jej stronę i przyznała się zduszonym szeptem: - Nie mam pojęcia co robić. W ogóle nie spodziewała się tej funkcji kapitana. Jeszcze kilka lat temu nie umiała nawet chodzić prosto, a wszelki ruch, poza ćwiczeniami korekcyjnymi pozostawał w strefie marzeń. Fakt, że zawzięła się na uprawianie sportu nieziemsko, ale i tak zdawała sobie sprawę z tego, że objęcie przez niej dowodzenia drużyną, świadczyło tylko o tym, w jak beznadziejnej kondycji znajdował się aktualnie Hufflepuff. Siedziały chwilę razem, a Gemma co chwilę zerkała na zegarek na kostce. W końcu zobaczyły jakąś postać zmierzającą w stronę boiska. - Yaaaay, Bri! – krzyknęła, rozpoznając dziewczynę – Nie mam pojęcia… Mam nadzieję. W każdym razie super, że ty jesteś! Czekały we trójkę, a Gemma już nie puszczała nogi, patrząc to na zegarek, to w stronę zamku. Osiemnasta minęła, ale nikt inny nie nadszedł. - Kwadrans studencki – uśmiechnęła się do dziewczyn, próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Musieli przyjść. Może nie była wymarzonym kapitanem, ale musieli… Nie przyszli, chociaż czekała nawet 20 minut. W końcu się poddała. Zeskoczyła ze skrzyni i klasnęła w dłonie. - No dobra – oznajmiła z entuzjazmem. Tylko ona widziała jak bardzo było jej teraz przykro i bardzo dobrze. Bridget i Alice na pewno również były zawiedzione, więc jej żale tylko by to spotęgowały. Od tego tu była, nie? Od podnoszenia na duchu i zagrzewania do boju – Wyszło jak wyszło, no ale ich strata – nigdy nie przyznałaby głośno, że Puchoni dali ciała, nie przyznałaby się, że tak myśli nawet przed samą sobą, chociaż wszystkie trzy dobrze wiedziały, że reszta Borsuków po prostu ich wystawiła – My i tak w coś zagramy, tylko muszę chwilę pomyśleć. To nie było łatwe. Co niby miały rozegrać we trójkę? Głupiego Jasia? Z rozmyślań wyrwał ją chłopięcy głos. - Cześć Młody – zawahała się, zastanawiając się czy przyznawać się, że to miał być trening. Lubiła dzieciaka, ale nie chciała żeby ktokolwiek myślał źle o Puchonach, nawet jeżeli na to wyjątkowo zasłużyli – Trening indywidualny – wymyśliła, nie oddalając się za bardzo od prawdy – Bri chce dołączyć do drużyny, więc z Alice trochę jej pomagamy – ponownie zawiesiła głos. Na boisku, Ślizgon teoretycznie był wrogiem, ale we czwórkę mogli już coś ugrać – W sumie to nie będziemy omawiać żadnych strategii, więc może chcesz dołączyć, ślizgoński szpiegu – puściła do niego oko i wskazała miotły, które przywlekła na boisko wcześniej. - Okej! Plan mam taki… - zaczęła, ale ponownie ktoś jej przerwał – Nebbie! – z tego wszystkiego zapomniał, że mówiła jej o treningu. Jak dobrze, że to zrobiła - w piątkę było jeszcze lepiej. Wtedy Alice mogłaby spokojnie zając się ćwiczeniem na własnej pozycji, a nie bezsensownie bawić w ścigającą – Super, masz swoją miotłę? No to grasz z nami. Dobra ludzie! Szybka rozgrzewka, żeby sobie nikt nic nie naciągnął, a ja w tym czasie, ułożę sobie ułożę to wszystko w głowie.
Już rozgrzani zebrali się przy skrzyni, a Gemma zaczęła im tłumaczyć zasady, wymyślonej na szybko gry. - Mamy 3 drużyny: ja i Bri pierwsza, Nebbie i Monte druga, i Alice trzecia. Nasza czwórka podaje sobie kafla. Pięć podań między drużyną to punkt. Alice – ty jesteś szukającą, za każde złapanie znicza też masz punkt. Jak złapiesz, to wypuszczasz, liczysz do 10 i łapiesz znowu. Dookoła nas będzie latał jeden tłuczek – podała pałkę Findabear i tylko jej – żeby nie było Ci za łatwo, będziesz też pałkarzem. Wiem, że to normalnie nie twoja bajka, ale w zamian będziesz mogła naparzać w nas, żebyśmy nie zdobyli więcej punktów i bronić samej siebie. Wszystko jasne? To zaczynamy! – wypuściła piłki i razem wzbili się w powietrze.
Kuferek: 9 (+1 koszulka)
-------------------------------------------------------------- W praktyce:
Kafel gdzieś tam sobie lata, więc kto pierwszy ten lepszy c:
Kostki Alice:
Piszesz, kiedy chcesz
Rzucasz dwie: 1 na tłuczek, 2 na znicz
Tłuczek: 1,2,3 – obrywasz tłuczkiem 4,5 – bronisz się skutecznie przed tłuczkiem 6 – uderzenie zawodnika, który aktualnie jest w posiadaniu kafla, a także przejęcie tego kafla przez ścigającego drugiej drużyny
Koski, są trochę nierówne, ale to dlatego, że nie masz doświadczenia w pałowaniu.
Znicz: 1,2 – nawet go nie widziałaś 3,4 – zauważyłaś, ale nie udało Ci się złapać 5,6 – złapałaś znicza, chyba że wyrzuciłaś 1,2 lub 3 na tłuczku
Kostki reszty:
Piszemy, kiedy mamy piłkę (tak jak w normalnym meczu)
Rzucamy dwie: 1 na tłuczek, 2 na kafel
Tłuczek: 1, 2 – obrywasz tłuczkiem i puszczasz kafla, którego przejmuje drużyna przeciwna 3,4,5,6 – unikasz tłuczka
Kostki nierówne, w związku z tym, że możemy też oberwać od Alice.
Kafel: 1, 2, 3 – rzucasz do ziomka z drużyny, ale przeciwnik przejmuje kafla 4, 5, 6 – podajesz do ziomka z drużyny, chyba, że na tłuczku masz 1 lub 2
Za każde 4 pkt w kuferku, jeden przerzut. Gramy, dopóki nam się nie znudzi ;p
-Wolę jednak Monte. – mruknął z lekkim lecz zabawnym oburzeniem w głosie. Nie lubił, gdy wytykano mu niski wzrost czy młody wiek. Przecież to nie jego wina, że pomiędzy nimi było kilka lat różnicy. Mimo wszystko, zazwyczaj starał się nadrobić swoje braki. W niektórych dziedzinach nawet dobrze mu to wychodziło. Na tle swoich rówieśników bardzo się wyróżniał i chyba lubił to. Mógł pochwalić się zarówno urodą, jak i wynikami. Szczególnie jeśli chodziło o miotły. Jeśli mógł powiedzieć, że jest w czymś dobrym, to trzynastolatek na pewno świetnie latał. Uśmiechnął się lekko na propozycję gry. Skoro nie udało mu się z grą dla ślizgonów, to dlaczego miałby nie spróbować na treningu Hufflepuffu. Zawsze to jakieś przyjemne doświadczenie, chociaż gdyby ktoś go teraz zobaczył, to nie skończyłoby się dobrze dla chłopaka. Trudno, nie przejmował się tym, bo niestety i tak startował z przegranej pozycji. -Spoko… To pokażcie co umiecie. – wyszczerzył nieco szerzej zęby, rzucając wyzwanie puchonkom. Powoli podszedł po jakaś starą miotłę. Szkolny sprzęt do najlepszego nie należał, ale nie przeszkadzało to chłopakowi. Nawet wręcz przeciwnie, bo dzięki temu mógł dużo bardziej pochwalić się swoimi zdolnościami, a nie tylko wystrzałową miotłą. Usiadł bokiem na magicznym, drewnianym patyku i powoli lewitując zbliżył się do dziewczyn, gdy pojawiła się kolejna osoba. Korzystając z okazji, uniósł się nieco wyżej na miotle, tak by znaleźć się na wysokości ich twarzy. Tak przynajmniej nie spoglądały na niego z góry. Niestety, na rozgrzewkę musiał z niej zeskoczyć. -No dobra, a co z nagrodą dla wygranych? – spytał, gdy wznosili się w powietrze. Rozejrzał się za piłkami i nie czekając na resztę, szybko złapał za kafel. -Chciałbym mieć coś więcej, niż tylko satysfakcję z pokonania was. – zaśmiał się cicho i o mały włos nie spadł z miotły uderzony przez tłuczek. Wredna piłka przeleciała mu tuż przed twarzą. Chyba powinien bardziej uważać, a już na pewno wziąć tą grę na poważnie, bo może być niebezpieczna. Rozejrzał się za rudowłosą koleżanką z drużyny, ale pierwszy rzut chłopaka do najlepszych nie należał i niestety szybko stracił kafel. -Ups…
Kostki: 3 i 1
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget naprawdę nie wiedziała, czy to był dobry pomysł, żeby pakowała się na miotłę po tak długiej przerwie, ale jeśli by nie zaryzykowała, na pewno by się nie przekonała co do jego słuszności. Pierwszych kilka metrów przeleciała chwiejnie i niepewnie, starając się złapać równowagę i jednocześnie mieć na uwadze wszystko to, co działo się wokół. Alice krążyła szukając znicza, Gemma była niedaleko, ten mały ślizgon też i ruda Gryfonka. Ojej, zawiał wietrzyk i Bridget trochę zniosło na lewo, ale o dziwo znalazła się na dobrej pozycji, bo Monte chciał podać do Nebraski, a Bridget, będą w polu rażenia piłki, przejęła ją. Jej kariera w powietrzu nie trwała jednak długo, ponieważ dosłownie kilka sekund później oberwała tłuczkiem i kafel wyleciał jej z ręki. Cóż, i tak by nie dała rady podać do Gemmy, bo była za daleko i chyba nie widziała jej popisów.
Słyszałam o nowym kapitanie i zapewne nowym składzie. Co prawda za bardzo nie miałam ochoty na kolejne stłuczenia, ale trening przecież jeszcze nikomu nie zaszkodził, nie? Postanowiłam wpaść z czystej ciekawości ile to puchonów zebrało się na treningu, czy aby na pewno tylko i wyłącznie oni. Weszłam na boisko i od razu rozejrzałam się po nim. No z pewnością sami żółci to nie byli obecni, ale co tam. Lepiej dla mnie, bo będę mogła poćwiczyć swoje wcześniejsze umiejętności. Miałam oczywiście ze sobą miotłę, bo jakby inaczej. W końcu przyszłam na trening to nie wypadało, żebym jej nie miała. - Cześć wam... - powiedziałam i rozejrzałam się po mniej i bardziej znanych twarzyczkach. Z tego co się orientowałam to chyba byłam jedną ze starszych osób, ale co tam. Najwyżej pokąże im jak naprawdę gra się w Quidditcha.
Ktoś kto się zna w miarę dobrze na mowie ciała i mimice twarzy, zawsze zauważy sprzeczne sygnały, jednakże, nawet jeżeli Alice by to zauważyła, to nie powiedziałaby nic. Nawet nic by z tym faktem nie zrobiła, wszakże Gumiś nie miał ochoty ukazywać to reszcie drużyny, co pokazywało, jak silnym trenerem jest. Prawdę mówiąc to mała puchonka była dumna z tego, że to właśnie ona nim została. Na początku głównie ze względu na determinację i zaangażowanie, jakie poświęcała temu treningowi, a później doszło jeszcze kilka rzeczy. Wszystkich przybyłych przywitała gorącym, szerokim uśmiechem, szczęśliwa, że rośnie ich liczba. Szkoda tylko, że nie samym Borsuków, a mieszanki domów. Na całe szczęście pani Kapitan wymyśliła coś, co nie postawiło ich w złym świetle, a przede wszystkim dało możliwość normalnego treningu. Wzięła się za rozgrzewkę, na szczęście już wcześniej przygotowywała się do treningu, więc nie musiała zajmować się tym zbyt długo. Opis zadania, przed jakim postawiła ją Gemma, było… Dziewczyna wzięła pałkę i spojrzała na nią widocznie zszokowana. Ona, ma… o mój boziu! Nie dość, że szukać znicza, co nie było takie łatwe przecież! A teraz jeszcze ma uważać na tłuczek! Znaczy się… z jednej strony to bardzo dobry trening, przyda się na meczu, ale czy to nie za dużo na pierwszy trening od tak dawna!? No cóż. Wzięła głęboki oddech i posłała Gemmie pełen determinacji uśmiechu. - Dam radę! Najwyżej zginę – powiedziała z entuzjazmem i wskoczyła na miotłę. Wleciała próbując się skupić na tym, co się wokół niej działo i zanim weszła w swój trans obserwacji, poczuła, jak tłuczek uderza ją w plecy. Jęknęła z bólu i przytrzymując się mocniej miotły i robiąc fikołek, by móc uciec tłuczkowi. TO BOLI! Ze łzami w oczach złapała mocniej pałkę i zaczęła w obawie się rozglądać. Dasz radę, dasz radę! Logiczne było, że jak na razie nie będzie polować na znicz. Musi ogarnąć tłuczek, a dopiero później się bawić w poszukiwacza. Tyle dobrego, że już powoli wchodziła w grę, a co za tym idzie… będzie tylko lepiej! Spojrzała w dół i dostrzegła nową osóbkę. - Kapitanie! - krzyknęła w jej kierunku i wskazała pałką na plamkę na boisku, która była @Adrienne Lorrain,
Kostki: 1, 2 Kuferek, bo nie napisałam: 0 (+5) XD
[Powinnam za to dostać bonusowy punkcik xD O ile nie zginę!]
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Nadal było jej bardzo przykro, ale wymyślenie nowej gry trochę poprawiło jej humor, a przynajmniej odwróciło uwagę od zmartwień. W głowie pomysł wyglądał pięknie, a jak to wszystko sprawdzi się w praktyce, miało się okazać. Oprócz zabawy realizowała też troszeczkę swój chytry kapitański plan. Alice, która teraz musiała łapać znicza, skupiając się jednocześnie na tłuczkach, na pewno przyjdzie to o wiele łatwiej w prawdziwym meczu, kiedy tłuczki będą w głównej mierze zmartwieniem pałkarzy. Ona i Bri zaś miały okazję współpracować ze sobą przy podaniach i znaleźć wspólny język. Pierwszy piłkę złapał Monte i zaraz prawie oberwał tłuczkiem. - Zrobimy Ci w nagrodę kakao – krzyknęła i pokazała mu język. Nie mogła powstrzymać się przed traktowaniem go jak dziecka, ale robiła to z czystej sympatii. Jej najstarszy brat zawsze się z nią tak droczył, a ona kochała Johana całym swoim szemrzącym serduszkiem. Nie dyskutowali więcej, tylko wzięli się za grę. Monte rzucił kafel do Nebraski, ale Bri szybko go przechwyciła. Gemma nie zdążyła jednak do niej dolecieć, ale obserwowała ją kątem oka. Szło jej trochę chwiejnie i szybko straciła piłkę, uderzona tłuczkiem, ale wszystko się dało wypracować. Poleciała za upuszczonym kaflem, ale przerwał jej okrzyk Alice. Spojrzała we wskazanym kierunku i rozpromieniła się. Zleciała na ziemię, skocznym krokiem podbiegłą do @Adrienne Lorrain i przytuliła ją podnosząc do góry. - Siema! Super, że jesteś! Wytłumaczyła jej szybko zasady, lekko je modyfikując, a kiedy dziewczyna się rozgrzewała, poleciała do reszty, zapoznać ich ze zmianami. - Ada dołącza do mnie i do Bri, ale teraz nasza drużyna musi zdobyć nie pięć, a siedem podań na punkt. Reszta po staremu.
------------------------------------------------------- Ada, zasady są na w moim poprzednim poście, z tym, że tak jak napisałam wyżej – nasz drużyna musi ogarnąć 7 podań c: Teraz piłkę mają Monte lub Nebbie
Spóźnię się przez to pół godziny na ćwiczenia xDDDD
Nebraska krążyła wokół graczy, uważnie obserwując to, co się działo na boisku. Monte złapał kafla jako pierwszy, ale chyba za bardzo się osiągał z podaniem albo może to ona zareagowała za późno, ale kafel szybko został przechwycony przez jedną z Puchonek. Nebbie dodatkowo rozpoznała w dziewczynie tą gapiącą się na nią i na Ezrę laskę na wróżbiarstwie, co trochę ją zdenerwowało, a z drugiej strony uradowało, że może pokaże jej teraz, kto tu rządzi. Nie powinno być aż tak ciężko, bo obserwując jej poczynania na miotle, Nebraska stwierdziła, że nie jest ona konkurencją na boisku. Szybko przejęła kafla po tym, jak Puchonka oberwała tłuczkiem, a zaraz potem zrobiło się zamieszanie, bo na boisku pojawiła się jeszcze jedna laska. Nebraska mruknęł niezadowolona pod nosem, że im się przerywa grę. Sprawnie wyminęła tłuczek, który tym razem upatrzył sobie ją na swoją ofiarę, a potem cisnęła kafel przed siebie. Niestety nie doleciał on do rąk Monte, co Nebraska skomentowała wyszukaną wiązanką przekleństw. Trudno grało się w tak zróżnicowanym składzie, ale dziewczyna stwierdziła, że będzie się jeszcze bardziej starała. Poczuła rosnącą żądzę rywalizacji. - Monte, sorry, następnym razem lepiej Ci to podam - krzyknęła do chłopaka, unosząc rękę w przepraszającym geście, po czym odbiła w drugą stronę.
Na tluczek 6, a na kafel nie pamietam, ale przeciwna druzyna przejmuje
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Przyjście Adrienne poprawiło jej humor. Teraz miała już ponad pół drużyny. Martwienie się resztą odłożyła na jutro. Nebbie podawała właśnie kafla Monte. Gemma przyśpieszyła w ich stronę, omijając po drodze tłuczka i śpewając na całe gardło: - NANANANANANANANANANANANANA - wleciała między nich i przejęła piłkę - BATMAN! - mieli się dobrze bawić, nie? Nie zwalniając poleciała dalej unosząc kafel triumfalnie nad głową i śmiejąc się do pozostałych graczy - To pieśń mojego ludu! - doleciała bliżej pozostałych Puchonek i przekazała piłkę.
Pojawiały się kolejne osoby, a widząc, jak Gumiś się rozpromienił i wszyscy zaczynali się dobrze bawić. Mała Alice uśmiechnęła się szeroko. Brakowało jej takiej atmosfery, brakowało jej takiej zabawy. Tak więc i ona będzie się bawić i postara się jak tylko się da! Puchonka uważnie rozglądała się we wszystkie kierunki, próbując odnaleźć znicz. Latała w tę i z powrotem uważnie lustrując otoczenie. W końcu go dostrzegła. Przez ułamek sekundy nie była pewna, czy to on, ale w końcu pognała za zniczek ile sił w miotle, gdy nagle do uszu dotarła pieść ludu Twisleton, przez do panna Månen wybuchła śmiechem. WIĘCEJ TAKICH TRENINGÓW! Proszę! Szkoda tylko, że śmiejąc się zapomniała o zniczu, a tłuczek elegancko wykorzystał okazję i uderzył ją w rękę. Za nie długo to będzie panda, a nie człowiek. Albo dalmatyńczyk, cała w ciapki!
Kostki: 3, 3
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget postanowiła się jakoś zrehabilitować po poprzedniej porażce, więc mocno się spięła, by następnym razem przejąć kafla, uniknąć tłuczka i dodatkowo podać kafle do kogoś ze swojej drużyny. Uważnie obserwowała sytuację na boisku, chcąc wybrać jak najlepszy moment do tego, by uderzyć do ataku i w końcu doczekała się, gdy Nebraska chciała podać kafla do młodszego ślizgona. Wyleciała między nich, wyciągając rękę i z trudem dosięgając piłki, przejęła ją, co skwitowała okrzykiem tryumfu. Również tłuczek nie przeszkodził jej w przerzuceniu kafla do koleżanek z drużyny. Była z siebie dumna!
Kostki: 4, 5
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Bridget złapała piłkę od niej i wymijając tłuczek odrzuciła go ją z powrotem do Gemmy. - Dwa! - policzyła głośno podania - Świetnie, Bri. Tak jak wierzyła, młodsza Hudson potrzebowała tylko czasu, żeby przypomnieć sobie jak się lata. I trzeba jej oddać, że przypomniała sobie całkiem szybko. Gemma złapawszy kafla zanurkowała pod lecącym na bią tłuczkiem i podała do Adrienne, niestety nie zbyt dokładnia. Pilka znów była po stronie przeciwników.
Kostki: 3, 1 Bri, zgubiłaś mój post ;)
Wstawiam kostki jeszcze raz, bo ciągle zapominam, a nie chce mi się szulać na poprzednij stronie.
Kostki Alice:
Piszesz, kiedy chcesz
Rzucasz dwie: 1 na tłuczek, 2 na znicz
Tłuczek: 1,2,3 – obrywasz tłuczkiem 4,5 – bronisz się skutecznie przed tłuczkiem 6 – uderzenie zawodnika, który aktualnie jest w posiadaniu kafla, a także przejęcie tego kafla przez ścigającego drugiej drużyny
Koski, są trochę nierówne, ale to dlatego, że nie masz doświadczenia w pałowaniu.
Znicz: 1,2 – nawet go nie widziałaś 3,4 – zauważyłaś, ale nie udało Ci się złapać 5,6 – złapałaś znicza, chyba że wyrzuciłaś 1,2 lub 3 na tłuczku
Kostki reszty:
Piszemy, kiedy mamy piłkę (tak jak w normalnym meczu)
Rzucamy dwie: 1 na tłuczek, 2 na kafel
Tłuczek: 1, 2 – obrywasz tłuczkiem i puszczasz kafla, którego przejmuje drużyna przeciwna 3,4,5,6 – unikasz tłuczka
Kostki nierówne, w związku z tym, że możemy też oberwać od Alice.
Kafel: 1, 2, 3 – rzucasz do ziomka z drużyny, ale przeciwnik przejmuje kafla 4, 5, 6 – podajesz do ziomka z drużyny, chyba, że na tłuczku masz 1 lub 2
Coś mi się wydaje, że ten mecz, to będzie porażka. Zwłaszcza z Alice na pozycji szukającego. Dziewczyny działały i grały bez opamiętania, a ona nie była w stanie nawet zbliżyć się w tym czasie do znicza. Rozglądała się z wielką uwagą i kiedy w końcu go zauważyła… Nawet nie zastanawiała się. Ruszyła przed siebie, zapomniała o świecie w tym pościgu za złotym ptakiem, przyspieszała, by tylko móc go dosięgnąć, musnąć, cokolwiek! Wydłużała się tak mocno, jak tylko się dało, kiedy już jej palce musnęły znicz, poczuła uderzenie na udzie. Złapała się mocniej miotły i zacisnęła powieki. To boli! Kiedy otworzyła oczy znicza już nie było, a ona wisiała w powietrzu zmarnowana. Ona zginie na tym treningu. PIEPRZONY TŁUCZEK! Chyba Alice się wściekła.
Kakao był wystarczającą motywacją, by trzynastolatek dał z siebie nieco więcej niż na samym początku. Oczywiście rozumiał, że każda z dziewcząt w przeciwnych drużynach przygotuje mu co najmniej jeden kubeczek słodkiego napoju. Uśmiechnął się na widok kolejnej dziewczyny, bo oznaczało to nic innego, jak więcej dobroci dla chłopaka. -Lubię mocno czekoladowe. – odparł, a raczej odkrzyknął w stronę rudowłosej. Właściwie to lubił wszystko co słodkie i jest pełne kakao czy innych potwornie tuczących mas. Rozejrzał się dookoła za wrogo nastawionym do graczy tłuczkiem. Na szczęście był w miarę daleko i biedaków z przeciwnych drużyn. Najpierw ominął Gemmę, która trzymała kafel, a później uderzył w Alice. Biedna dziewczyna oberwała już kolejny raz. No trudno, to nie jego zmartwienie, przecież miałą tłuczek i jeśli tylko chciała, mogła sobie z nim łatwo poradzić. Monte pochylił się nieco do przodu i przeciął podanie, pomiędzy puchonkami, a później przytulił kafla do siebie. Tłuczek leciał mu prosto w twarz, ale płynnie zanurkował tuż przed nim i uśmiechnął się lekko pod nosem. Szybko podleciał nieco bliżej Nebraski i bez większych problemów podał jej kafla. Jezu, ślizgoni by go zabili, gdyby zobaczyli go w jednej drużynie z gryfonką. -Spoko, wygrajmy to szybko. – bo miał już potworną ochotę na to kakao.
Nebraska szybko wróciła do gry i ze zdwojoną siłą lawirowała między koleżankami i Monte, czekając na odpowiedni moment, by albo odebrać piłkę od przeciwniczek, albo złapać podanie od Ślizgona. Nie widziała nic złego w tym, że jej partner w drużynie był kilka lat młodszy i zielony (pod wzgledem domowych szat, nie umiejętności gry w Quidditcha, bo jak na to, że był w drugiej klasie, na miotle radził sobie wspaniale!). Teraz też się popisał i udało mu się odebrać kafel Puchonkom. Chwilę później Nebraska trzymała szkarłatną piłkę w swoich dłoniach. Okrążyła dziewczyny, które ruszyły do ataku, również bezproblemowo uniknęła lecącego w jej twarz tłuczka, a potem krzyknęła: - Monte! - I kafel swobodnie przeleciał w powietrzu prosto w wyciągnięte ręce Ślizgona. - Dwa! - dodała jeszcze i wyminęła w locie Gemme.
Bez większych problemów udało mu się złapać podanie od Gryfonki. Biorąc pod uwagę liczebną przewagę Puchonek, to duet Monte-Nebraska radzili sobie doskonale. Jak do tej pory, chyba najlepiej ze wszystkich. W pewnym sensie było to bardzo budujące, bo dzięki temu zyskiwał ogromną pewność siebie, która była bardzo ważna na oficjalnych meczach, o których zresztą trzynastolatek marzył. Wyminął jedną z dziewcząt, a zaraz za nią uchylił się przed tłuczkiem. Z każdym kolejnym przychodziło mu to chyba łatwiej, jakby stopniowo łapał rytm. Rozejrzał się szybko za koleżanką z drużyny. Była dosyć daleko, kryta przez wrogo nastawione dziewczyny. Ich przewaga chyba dawała o sobie znać. Zatrzymał się na moment w powietrzu i wziął szeroki zamach. Z całej siły wyrzucił kafel nad dziewczynami, ale na niewiele się to zdało. O ile jego umiejętności latania, były na dobrym poziomie, tak brakowało mu nieco siły, a wątła budowa ciała niezbyt pomagała. -Sory. – skrzywił się lekko, widząc jak kafel ląduje w dłoniach przeciwniczki.
Kostki: 6 i 1, przerzucone na 1 Wykorzystane przerzuty: 1/4
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Piłka przelatywała między rękami Gryfonki i Ślizgona, a Bridget latała między nimi, starając się utrzymać na swojej miotle przy nagłych zwrotach i próbując przejąć kafla. Spojrzała za siebie w poszukiwaniu Gemmy lub tej drugiej Puchonki, minęła Alice, która wypatrywała złotego znicza, po czym... Prawie spadła z miotły, wykonując coś w stylu korkociągu w celu uniknięcia lecącego w jej stronę tłuczka. Była święcie przekonana, że Gemma rzuciła na piłki jakieś zaklęcie, by agresywniej atakowały graczy, bo nie przypominała sobie, by podczas oglądania meczów Quidditcha była świadkiem takich akcji. Nabrała prędkości i wyleciała między Monte i Nebraskę akurat w momencie, gdy podawali między sobą kafla. Wpadł jej w ręce, lecz równie szybko z nich wypadł. - Na gacie Merlina! - powiedziała ze złością i zwróciła, by ponownie ruszyć do ataku.
Tym razem nie miała zamiaru się dać trafić. Spojrzała na grę swojej drużyny i kilku gości, po czym wzleciała w górę rozglądając się uważnie za zniczem. Nim go dostrzegła wzdrygnęła się słysząc świst powietrza i zamachnęła się pałką w stronę dźwięku odbijając tłuczek. Na szczęście, albo nie szczęście, nie trafiła w nikogo, tylko obroniła się przed tym atakiem. Radość jaka spłynęła na pannę Månen była nie do opisania, ale nie miała czasu zbyt długo się radować. Złapała za miotłę i poszybowała w stronę błysku, który objawił się jej w oddali. W końcu go złapie. Nie ma najmniejszych szans, by tego nie zrobiła!
Pomimo że Monte nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w samej grze, to szło mu całkiem dobrze. Szczególnie jeśli chodzi o przejęcia piłki. Zdecydowanie radził sobie w tej kwestii znacznie lepiej, niż rudowłosa koleżanka. Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy niedoświadczona Puchonka złapała kafel, a ten wypadł z jej rąk. Przez moment chciał się nawet zaśmiać, ale chyba nie wypadało. Pochylił się lekko do przodu i szybko wyminął wszystkie rywalki, dolatując tym samym do piłki jako pierwszy. Złapał ją pod ramię i odwrócił się twarzą do dziewcząt. Tłuczek minął chłopaka o kilkadziesiąt centymetrów. Otworzył nieco szerzej oczy, lekko przestraszony. Mało brakowało, a przeżyłby czołowe zderzenie z wredną piłką. Ciężko powiedzieć czy faktycznie by je przeżył, ale z pewnością nie wyszedłby z tego w jednym kawałku. Bał się w ogóle pomyśleć, jak tragicznie mogło się to skończyć. -Łap! – zawołał wykonując kolejny niecelny rzut w kierunku Nebraski.
Kostki: 6 i 1
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget spróbowała swoich sił jeszcze raz i leciała tuż za Monte, mając nadzieję na to, że po raz kolejny uda jej się przejąć piłkę. Pech chciał, że owszem, przejęła, ale kiedy próbowała podać do swoich koleżanek z drużyny, jej ręce znów zawiodły, a ona sama prawie zleciała z miotły. Strasznie to było frustrujące, bo przecież nie latała na niej po raz pierwszy w życiu, a i w Quidditcha zdarzyło jej się grywać, więc czemu nagle tak okropnie jej szło? Może obrała złą pozycję i powinna bronić, bo te przechwyty naprawdę nieźle jej wychodziły. Hudson zaczęła to rozważać, wymijając lecący tłuczek, a gdy Gemma znalazła się bliżej, starała się krzyknąć do niej: - Ej, wiesz co? Chyba byłabym dobrym obrońcą. A ścigająca to ze mnie jest marna - ale nie było czasu na więcej pogaduszek, więc zabrały się do roboty i spróbowały przejąć piłkę jeszcze raz.
kostki: 5, 1 -.-
Pisałam już Etce, ale tu też napiszę. Ogólnie mnie jutro prawie w ogóle nie ma, więc jakbym was bardzo blokowała to rzucajcie za mnie, pozwalam!