Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto 21 Wrz - 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Przygnębiona? Te słowo nie oddaje istoty stanu, w jakim się znajdowała. Nie ma chyba słowa, które w pełni by to oddało. Rozpacz, smutek, to pojęcia niewystarczające. W niej mieszało się tyle emocji, że tak naprawdę nawet ja, autorka nie wiem, co dokładnie odczuwała Gabrielle. To zbyt skomplikowane, by dało się to rozłożyć na czynniki pierwsze. A jeszcze dodam, że alkohol wypity zaczął działać na dobre. I zaczynała się wkradać do umysłu dziewczyny jakaś taka złość, gniew niewiadomego pochodzenia. Stawała się coraz bardziej nerwowa i już niezbyt długi czas była w stanie utrzymać swe emocje na wodzy. Dlatego dobrą rzeczą było, że przyszli akurat tu, gdzie mało kto o tej porze się tu zapuszczał i gdzie byli sami, więc nie wystraszy nikogo więcej niż Jareda. Niestety, będzie miał on okazję ujrzeć jej mroczną stronę. Ciemność, noc przejmowała kontrolę nad nią. Kłamstwa, półprawdy? Ona również to znała. I stosowała to bardzo często. Najczęściej, gdy chciała coś ukryć lub uzyskać jakieś korzyści. Albo po prostu mieć spokój i nie wdawać się w niepotrzebne kłótnie, które nie miały w ogóle sensu. Jednak bywała do bólu szczera i to dosyć często. Wtedy nie miała oporów i mówiła to, co jej ślina na język przyniosła. Jeśli miała kogoś pochwalić - chwaliła. Jeśli ganić - ganiła. Taką była osóbką specyficzną. Chyba podświadomie chciała usłyszeć słowo sprzeciwu, choć nie miała o tym pojęcia, bo jednak jakoś nieswojo się czuła, gdy... po prostu tak leciał kieliszek za kieliszkiem (no, nie aż tak szybko, nie jak wódka - jednym haustem, ale dosyć szybko, mimo wszystko, jak na nią). Może to dlatego, że to miał być drugi raz w życiu, jak się upije. A może dlatego, że okoliczności były całkiem inne niż poprzednim razem. Wtedy dobrze się bawiła, a teraz zapijała smutki, nic więcej. Oj, żeby nie popadła nasza Gab w uzależnienie. Ona nawet nie myślała w tej chwili, że może zrobić coś głupiego i, że może tego później żałować. Ona potrzebowała nawet zrobić coś bardzo głupiego, bo przez większość swojego życia kierowała się zdrowym rozsądkiem i naprawdę rzadko robiła coś spontanicznego, zazwyczaj w obawie "co będzie, jak mama się dowie". Ale do tanga trzeba dwojga. Dwa kieliszki? Była już w trakcie trzeciego. Tak, zdążyła sobie nalać ponownie. I miała ochotę zabrać butelkę ze sobą, jednak przypomniało jej się, że przecież nie była sama i dla chłopaka też coś musiała zostawić. Tak, wiec dalej stałą i patrzyła przed siebie i piła. Do czasu. Dopóki Krukon nie wypowiedział tego jednego słowa. Bo wtedy w niej coś pękło. I to był już czas, żeby wyznać, co ją dręczyło. Choć sposób... sposób może być brutalny. - Lepiej? - powtórzyła cicho za nim. - Jest gorzej! - zaczęła krzyczeć. - Gorzej z każdym dniem, gorzej niż myślałam, ja... to mnie dobija, wiesz?! Właśnie to, że wiem, że jest gorzej i nie mogę nic z tym zrobić, do cholery jasnej! A jej nie będzie, wiesz? Umrze, już niedługo, zostawi mnie, tak, jak tego zawsze chciała! - krzyczała już rozpaczliwie, nie wierząc jednocześnie samej sobie, że to powiedziała. - A ja nie chcę jej stracić, nie, kur*a! Nie... mogę... Nie! - zakończyła, a potem zrobiła coś, czego nie spodziewano się po niej. Odwróciła się tyłem do chłopaka i rzuciła kieliszkiem w ścianę. Tak po prostu. A kieliszek rozbił się z brzękiem i odłamki szkła upadły na podłogę. Na szczęście nie zdołały jej zranić. I po tym poczuła się odrobinę lepiej. Stała tak w niemym zapatrzeniu, a potem upadła nagle na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Ale nie płakała. Nie miała już czym. Zbyt wiele łez wylała ostatnimi czasy, by móc teraz płakać.
No dobra. Trochę go zaskoczyła. Troszeczkę, ciupinkę, ciut, niewiele. Okej, okej! Wcale nie troszkę. Już nie chata tworzyła przerażającą atmosferę, ale wybuch Gabrielle. Takiej jej jeszcze nie widział, i wcale nie spodziewał się, że zobaczy. Mógł tylko wysłuchać tego, co wykrzykiwała i modlić się, żeby jakoś poprawić jej stan emocjonalny, co nie zapowiadało się łatwo. I łatwe wcale nie było. Takie chwile nie były przyjemne. Stwarzały wątpliwości, sprowadzały niepewność, aż prosiły się o pieprzoną, przeklętą ciszę, która tylko wszystko pogarszała. Z tego właśnie powodu nie mógł pozwolić jej trwać w tej ciszy po skończeniu wybuchu, żeby nie pokazać, jak słabym potrafi być przyjacielem. Patrzył, zszokowanym wzrokiem, jakoś nie mogąc uwierzyć, że właśnie "powiedziała" to wszystko. Mógł być pijany, ale i tak zdołał poznać, że jest źle. Nie słabo, nazywając to po imieniu - po prostu źle. A propos głupstw, oczywiście, dobrze było czasem zrobić coś głupiego, bo była taka potrzeba. Jedynym problemem było to, że czasem te głupstwa sięgały stanowczo za daleko. Ale nie w tym przypadku. Może będzie jej trochę lżej? Kiedy już nieco otrząsnął się z tego dziwnego uczucia (nie zajęło mu to zbyt długo), odstawił cicho kieliszek na stolik i ignorując mnóstwo kawałków szkła, leżącego na podłodze, podszedł do Gabrielle i ukucnął obok niej, głaszcząc ją lekko po ramieniu. Najgorszy wybuch miała chyba za sobą, a w najgorszym przypadku oberwie pięścią w twarz i będzie chodził ze śliwą pod okiem. Może było cicho, ale za cholerę nie wiedział co powiedzieć. Dlatego właśnie spróbował zastąpić ciszę tym skromnym gestem. Bo co on miał do cholery zrobić, żeby jej pomóc? Czuł się tylko gorzej, bo nie mógł zrobić NIC. - A teraz? - zapytał szeptem. Jeśli nie jest lepiej, będzie czekał aż wykrzyczy się do skutku. Rozważał też (wspomniane wcześniej) uderzenie w twarz albo (zupełnie nieprawdopodobne, bo tu się raczej łudził) przytulenie z łkaniem w tle. I może mógłby coś rozpoznać po oczach, ale ich nie widział. W ogóle to klęczeli na zakurzonej podłodze, wśród dziwnej scenerii. Cała sytuacja była... dziwna. Ale czy oni nie byli dziwni?
Ten moment był szczególnym, dla nich obojga, a dla niej na pewno. Właśnie on dobitnie pokazał, jak bardzo potrzebowała teraz kogoś, kto będzie przy niej, będzie ją wspierał, pomagał jej w najgorszych chwilach, trzymał ją przy życiu. I jak usilnie szukała takiego kogoś, trafiając do tej pory źle. Jak bardzo bała się zostać sama, bo wiedziała, że sama sobie ze wszystkim nie poradzi. Wiedziała doskonale, ze załamie się kompletnie. Spadnie na dno, z którego się nie podniesie. Ten moment można traktować jako taki sygnał ostrzegawczy, który pokazywał, że z nią było bardzo źle. Pokazało to, jak bardzo była skryta i zamknięta w sobie, mimo swojej pozornej otwartości. Jak trudno było mówić jej o problemach, które ją dotykały. Wolała sama mierzyć się z przeciwnościami losu. Nie zwierzała się zwykle z lęków, bardzo rzadko. Dusiła je w sobie. Do czasu. Do chwili, gdy wybuchała. Do chwili takiej, jak ta. A cisza jeszcze ją dobijała. Ale jak wypowiedzieć cokolwiek po takim czymś, co ona zrobiła? Pewnie zrozumie to za jakiś czas, ale nie dziś. Dziś oczekiwała wsparcia. Konkretnego. A nie tylko pustych obietnic. I takie wsparcie otrzymała. Nie słyszała, jak chłopak podszedł do niej, jakby wyłączyła na chwilę zmysł słuchu, ale poczuła jego obecność, gdy poczuła jego dłoń na jej ramieniu. Ten gest, niby drobny, ale znaczył wiele. I wiele zdziałał. Dzięki niemu zaczęła się uspokajać, on jakoś ukoił trochę jej wewnętrzny ból, chociaż na chwilę. I nie zamierzała bić chłopaka, ona rzadko kogoś biła i to głównie w samoobronie, a nie, bo jej się tak zamamiło. A w istocie, nie mógł zrobić teraz nic. Tym bardziej, że i ona nie mogła. - Teraz? Nie wiem. Chyba... lepiej - odparła, jednak czuła, ze to było tylko chwilowe, bo wykrzyczała to, co ją bolało, ale wiedziała też, ze to wróci i to już niedługo. A może nie? Oby. Podniosła z wysiłkiem głowę i mógł teraz zobaczyć jej oczy. Jej piękne oczy, w których kryło się tyle emocji. Które walczyły ze sobą o to, która ma być najlepiej widoczna. I patrzyła na niego niepewnie, nie wiedząc, co ma teraz zrobić.
Może gdyby był ktoś taki, komu mogłaby powiedzieć o swoich problemach, byłoby inaczej. Nie trzymałaby tego tak w sobie i nie kumulowała wszystkiego naraz, może byłoby lżej. Albo to nic by nie dawało, taka możliwość oczywiście także istniała. Ale zazwyczaj duszenie w sobie negatywnych emocji nie było zbyt dobre i pogarszało sprawę. Ależ nikt nie sugerował, że Gabrielle jest osobą skorą do bójek! W przypływie emocji i pod wpływem alkoholu robiło się po prostu różne dziwne rzeczy (Dziwne, do cholery? To w niektórych przypadkach mało powiedziane!). W ogóle to autorka nie ma weny i pisała to co napisała ponad godzinę, więc prosi o wybaczenie za jakoś i długość tego posta. Najlepiej byłoby po prostu odpocząć od natarczywych myśli, przynajmniej na chwilę uspokoić się i nie myśleć zupełnie o niczym. Ale tylko ludzie z odległych zakątków świata potrafili zmusić się do "niemyślenia". Bo takie odprężenie wcale nie było łatwe, podobnie jak zachowanie porządku w umyśle, przynajmniej w takich przypadkach. No, w każdym razie Jared tak nie potrafił, a bo nie próbował. I chyba nie zamierzał, bo wyszedłby na dziwaka, waląc znienacka tekstem "ej, Gab, wycisz się i nie myśl o niczym...". Głupiego "będzie dobrze" też nie było sensu mówić. Gówno, a nie dobrze. Nie znał sytuacji jej matki bardzo dobrze, ale wiedział wystarczająco, aby domyślić się, że skoro ma takie przeczucie, to i tak się stanie. Dalej nie miał co powiedzieć ("będzie dobrze", no jasne!), dlatego usiadł trochę inaczej i wyciągnął do Gabrielle ręce. Skoro taki mały gest pomógł, to zawsze mogła się przytulić, no nie? No dobra, on serio się upił.
Sprostujmy pewną rzecz. Taką osobą można było nazwać Jareda. Szczerze. Był przecież przy niej w wielu ważnych dla niej momentach, ale też i przy rzeczach banalnych i śmiesznych, a czasem nietypowych, ale również śmiesznych. Od pewnego czasu to właśnie on pojawiał się wtedy, gdy wymagała tego sytuacja. To on, jak nikt inny potrafił ją pocieszyć i uspokoić, a także rozśmieszyć. Akceptował ją taką, jaką była, nie wymagał od niej, by stała się kimś innym, niż była. Słuchał jej uważnie, gdy chciała coś powiedzieć - nieważne, czy to było coś istotnego albo mądrego, czy plecenie trzy po trzy. Po prostu był. Jeśli nie fizycznie, to przynajmniej duchem. I Gabrielle wiedziała, że może mu powiedzieć właściwie o wszystkim. A to, że nie mówiła, wynikało nie z braku zaufania, a z faktu, iż jej potrzeba niezależności była tak wielka, że chciała ze wszystkim radzić sobie sama, nie zważając na to, że "co dwie głowy, to nie jedna". Ponadto chyba nie do końca, mimo wszystko, doceniała zasługi chłopaka, wszak nie zdawała sobie sprawy z pobudek, jakimi się kierował. Nie ze wszystkich. Nie wiedziała o tym jednym, wyjątkowym uczuciu, którego była podmiotem. I jak na razie się nie domyślała. Przynajmniej, dopóki była trzeźwa. Gdy było się pod wpływem alkoholu, inaczej patrzyło się na pewne rzeczy. Po prostu dojrzała coś... dziwnego w jego oczach, przez chwilę. Zobaczyła, jak na nią patrzył. Nie tylko jak przyjaciel, ale dojrzała też coś zgoła innego, głębszego. Ale nie potraktowała tego poważnie, wmawiając sobie, że to tylko jej się przywidziało. Odpocząć od natarczywych myśli? Nie w jej przypadku. Ona nie umiała się ich pozbyć, z każdą chwilą nabierały na sile. A też nie zgłębiła nigdy żadnych technik medytacji i oczyszczenia umysłu. Bo i nie miała ku temu nigdy okazji. Poza tym, trzeba najpierw upaść, by potem się podnieść, jak to mówi jedna z piosenek. Ale nie można o niczym zapominać, ale też nie można żałować i trzeba żyć dalej, swoim życiem. I ona nie żałowała, zazwyczaj. Popatrzyła na niego trochę dziwnie, na jego wyciągnięte ręce, jednak zaraz zorientowała się, o co chodzi i objęła go ramionami bardzo mocno, chyba trochę zbyt mocno, jak na przyjaciółkę, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Wtuliła się w niego i poczuła, że mogłaby już być tak zawsze, że nie chce niczego więcej. - To o mnie wtedy myślałeś? - zapytała znienacka, zanim zdążyła się powstrzymać. Miała nadzieję, że chłopak skojarzy, o które "wtedy" jej chodziło.
Prawda, był, ale jakoś nie czuł, żeby zawsze się sprawdzał, pewnie przez swoją niejednostronność w ich kontaktach. I może dlatego, że część zachowywał w ścisłej tajemnicy, układało im się dobrze, bo za wszelką cenę unikał kłótni, niedopowiedzeń i tym podobnych. Jako przyjaciele mogliby się poza tym po prostu pogodzić, a inaczej... nie było to już takie proste, bo trzeba by było przywyknąć do pewnych faktów, które niekoniecznie chciały stać się "rzeczami normalnymi", które dałoby się zwyczajnie ignorować. Lepiej było tak, jak było, jak o tym nie wiedziała. No, chyba że czułaby to samo, to już inna sprawa, wymagająca odrębnych komentarzy, mogących ją opisać. Właściwie było to możliwe, że tylko jej się przywidziało, bo trudno stwierdzić jakiego charakteru był błysk w jego oku. W tym momencie, nawet podpity, kierował się raczej ich przyjaźnią. Ale sam nie potrafił stwierdzić, bo po pierwsze - nie widział swoich oczu, był pijany. A kolejna sprawa jest dosyć oczywista - nie wiedział o czym myśli Gabrielle i raczej nie miał jak się dowiedzieć. Raczej nie zdziwił się na reakcję dziewczyny, bo sam zasugerował jej, że może się przytulić, ale pytanie zbiło go z tropu. Nie zwlekał jednak długo z odpowiedzią, żeby nie okazała się udawana. A zbyt prawdziwa nie była. - Zależy, które wtedy masz na myśli - powiedział, klnąc w myślach. Doskonale wiedział, które to wtedy. Ale przecież nie może się domyślić! Bo jak to tak, on to ukrywa, tak skrzętnie i robi wszystko, żeby tylko nie zniszczyć tego, co jest, a ona tak nagle pyta o wtedy. Zaczął się denerwować, szukać panicznie głupich wymówek i kłamstewek, żeby tylko nie, żeby nie... I nagle jakoś tak, wśród natłoku tych wymówek i kłamstewek znalazła się jedna, odrębna myśl. A co, jeśli jednak tak? Może jednak nie warto tego ukrywać i dowiedzieć się, co sądzi na ten temat? Mimo tego, że prawda nie musiała być przychylna, oo nie, wcale nie musiała, bo miała pewną cechę. Potrafiła zarówno zaskoczyć, jak i potwierdzić przypuszczenia. I znalazł kolejny powód, dla którego wypicie nie było dobrym pomysłem. Człowiek po alkoholu nie dość, że robił nie to, co zwykle by zrobił, ale też myślał inaczej. No nic, na razie postanowił czekać na odpowiedź. Potem... się zobaczy. Przy okazji zauważył, że to bardzo fajne uczucie, kiedy jest tak blisko.
To, że on nie czuł, było jego odrębną sprawą, jednak wiążącą się, mimo wszystko, z całością. Bo on nie musiał tego czuć, a raczej nie mógł ze względu na to, jakimi uczuciami ją obdarzał. Ale dopóki ona o nich nie wiedziała, czuła, że on się sprawdzał, w większości ról. Nie wiedziała tylko, jakby się sprawił w roli... partnera, takim to słowem określmy. Jakoś nigdy do tej pory o tym nie myślała, może dlatego, że goniła za czymś, co nie było dla niej, co w rezultacie mogło jej zaszkodzić, a nie zauważała tego, co miała na wyciągnięcie ręki i, co mogłoby sprawić, że rozkwitłaby w pełni. Bo jak dotąd nie miała tej możliwości. Bo i sama ją sobie odbierała. A tak a propos kłótnie są potrzebne, nawet między przyjaciółmi. Bo przecież nie może być cały czas dobrze, nie może być sielanki. A takie kłótnie oczyszczały. Może wprowadzały niepokój... Ale potem można było przeprosić i okazać wybaczenie. Poza tym, czym dla niech były "rzeczy normalne"? I nie mógł jej tak wiecznie zatajać przed nią prawdy. Bo co, jeśli straci swą szansę? - Dobrze wiesz, które - rzekła poirytowanym tonem, bo myślała, ze uzyska odpowiedź od razu, a on jej nie chciał powiedzieć, co wzbudziło w niej myśl, ze chciał przed nią coś ukryć. A i tak ona się prędzej, czy później domyśli, co. - Urodziny. Zamyślenie. Prawda i nieprawda mówiona. Przyznałeś mi rację. Myślałeś o mnie. Nie tylko jako przyjaciółce - powiedziała to, czego domyśliła się w tej chwili. I jakoś... nie było jej z tym dziwnie. Wręcz przeciwnie, nawet dobrze. Nie odczuwała żadnego zakłopotania, czy zmieszania. Na pewno wpływ na jej uczucia miał alkohol, bo na trzeźwo pewnie inaczej by się zachowywała. I nie mógł już zaprzeczać, że tak nie było, że nie czuł do niej tego, co czuł, bo nie brzmiałby szczerze, bo nie umiał aż tak dobrze kłamać, bo jego kłamstwo by wyczuła. Tego była niesamowicie pewna. A najciekawsze w tym wszystkim było to, że ona nie ruszyła się o jotę, nadal wtulała się w chłopaka, bo tak było jej dobrze i wygodnie. Aczkolwiek wiedziała, że to długo może nie potrwać, wszak reakcja chłopaka na jej słowa mogła być nieoczekiwanie chłodna. Oby nie.
On sam nie wiedział, jak by się sprawdził. W kilku "związkach", jak to zwali, był. I na ogół radził sobie dobrze, ale coś jakoś za każdym razem jedno przyczepiło się do czegoś i się kończyło, w zasadzie bez większego żalu i rozpaczy żadnej strony. A z kłótniami bywało różnie, a Jared preferował rozwiązanie typu "zróbmy sobie przerwę, bo niedługo nie będziemy mogli wytrzymać ze sobą minuty, a to byłaby nieopisana strata". Był człowiekiem bezkonfliktowym, na pozór otwartym, ale patrząc na to logicznie... większość swoich uwag, zdań, opinii i innych tego typu - zatrzymywał dla siebie. I nie spieszył się do zmian w tym kierunku, bo w taki właśnie sposób unikał sporów. Mógł się domyślić, że dowiedziała się tego głównie po tym wyskoku z "prawdą i nieprawdą mówioną i niemówioną". Szczęście, że teraz miał większy porządek w głowie, niż wtedy. Ale patrząc na to logicznie, teraz nie było powodu, by rozmyślać o prawdzie i nieprawdzie, jak wtedy. W tym momencie myślał o wiele spokojniej i na inny temat, cały czas "trochę" się denerwując. I zrobił postępy, bo już nie planował ukrywać, tylko się poddać i powiedzieć prawdziwą prawdę (dotychczas myślaną). Kombinowałby, gdyby nie powiedziała tego, co powiedziała. Widocznie nie udało mu się tej prawdy schować w całości. - Przejrzałaś mnie - mruknął z niemrawym uśmiechem. Normalnie kręciłby dalej, ale tu nie było już jak. Cóż, i tak nie mówił tego, najdłużej jak się dało. Dalej nie spieszyło mu się do zmiany miejsca, ani odepchnięcia Gabrielle, więc siedział, jak siedział, ale zatrzymał rękę, która wcześniej miarowo gładziła plecy dziewczyny. Skoro już się domyśliła, to zostało mu tylko dowiedzieć się, jak ona traktuje całą tę dziwną sytuację. I miał nadzieję, że albo zostanie tak, jak jest, albo będzie inaczej, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A tak poza tym, to liczył na szczerość. - A ty? - zapytał, wiedząc, że domyśli się, o co chodzi w tym krótkim pytaniu. Sytuacja nie wymagała większej ilości słów, raczej.
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę.
Tak, ten moment, w którym zaczął opowiadać jej o "prawdzie i nieprawdzie mówionej i niemówionej" był tym punktem wyjściowym, który pozwolił jej w ogóle na to, by domyślić się prawdy. Aczkolwiek, jak zaczęła przypominać sobie pewne momenty, które zdarzały się wcześniej, to połączyła to w całość i odgadła, jak to było z nim, z jego uczuciami do niej. Była w końcu inteligentną osobą i aż dziwne, że udało jej się to teraz dopiero zrobić, a nie wcześniej. Gdyby wcześniej... może byłoby inaczej? Ale nie ma co gdybać.
Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam.
- Nie przestawaj, proszę - rzekła, gdy zorientowała się, że delikatna ręka nie przesuwa się powoli po jej plecach w dół i w górę, a zatrzymała się w jednym miejscu. Cieszyła się natomiast, że nie odsunął jej, bo... bo mógłby to zrobić w zdziwieniu, że przejrzała go, jak to sam stwierdził. Zresztą cieszyła się z tego, że przyznał jej rację i dokładnie nie wiadomo czemu się cieszyła, bo powinna chyba być zdumiona. Chyba nie do końca orientowała się, co to właściwie oznaczało.
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu W myśli twojego odnowić obrazu?
Mogła spodziewać się takiego pytania, ono było nieuniknione wręcz. Ale, mimo wszystko i tak zdziwiła się. To chyba była jedna z normalnych reakcji, naturalnych - ludzie często tak robili. Sytuacja nie wymagała wielu słów, ale musiały one być bardzo przemyślane. I to właśnie robiła - myślała. Długo. Zapadła krępująca cisza, ale nie mogła odpowiedzieć pochopnie, nie będąc pewną.
Jednakże nieraz czuję mimo chęci, Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
Wiedziała, że uszczęśliwiłaby go słowami, w których stwierdzałaby, że też go kocha, tak, jak on ją. Ale... ale ona nie wiedziała, czy to czuje. Wszak jeszcze niedawno była z Willem i wydawało się jej, że to on był tym jedynym, jednak okazało się, że nie, że to tylko kolejne zauroczenie, bo jakimś cudem zdołała się przez ten wieczór pogodzić z tym. I sprawił to nie kto inny, jak Jared. O ironio.
Kiedy położysz rękę na me dłonie, Luba mię jakaś spokojność owionie.
Musiałą to sobie wszystko poukładać. Jared okazał być się wspaniałym przyjacielem. Naprawdę, był dla niej kimś bliskim, przywiązała się do niego bardzo mocno. Gdy go widziała, nie czuła żadnych motylków w brzuchu, jak to bywało na widok innych. Nie myślała o nim cały czas. Ale często. Bardzo często. Nawet wtedy, gdy była z Willem. Sama czasem łapała się na tym, że bywała zazdrosna, gdy Shewmare okazywał względy jakiejś dziewczynie, komplementując ją, choć to raczej nie było nic poważnego. Wtedy pragnęła, żeby okazywał takie względy tylko jej. Także denerwowała się, gdy zastanawiała się nad przyszłością. Wiedziała, że prędzej, czy później ich więzi się rozluźnią, bo on znalazłby kobietę swego życia i z nią byłby i nie byliby już tak... "nierozłączni". Coś by się popsuło. Nie chciała. tego. Chciała, by jej poświęcał największą uwagę. Myślała czasem, jak to byłoby, gdyby byli razem. I teraz nadarzyła się szansa. Niewiarygodne. Wykorzystać ją byłoby grzechem. Bo lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż, że się czegoś nie zrobiło. Bo kochała jego. Nikogo innego.
Zda się, że lekkim snem zakończę życie; Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie.
- Myślałam. Często. I wiesz... nie chcę, byś był... z kimś innym - odparła, wyrażając swe chęci. Tak prosto, tak łatwo. Tylko, czy on na pewno tego chciał? Raczej tak, ale... i tak nie była pewna, dopóki nie usłyszy tego z jego ust. I... czy byli na to gotowi? By zaryzykować?
I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Czekał na odpowiedź cierpliwie, choć kłamstwem byłoby rzec, że był spokojny i wolny od irytacji. W końcu od tych kilku słów zależało wiele, między innymi to, czy ze sobą będą, czy zostanie tak jak jest, czy może zrobią sobie przerwę. Albo na przykład... nie, wolał nie dopuszczać do głowy innych, gorszych myśli, które tylko doprawiłyby wszystko nutką paniki, zupełnie niepotrzebnej. Kiedy poprosiła go o to, aby nie przestawał gładzić dłonią jej pleców, odczekał kilka sekund, po czym znów trwali tak w tej krępującej ciszy. Nad czym mogła się tak zastanawiać? Wymyślała, co powiedzieć, aby go nie zranić? Czy może formowała inną wypowiedź, zupełnie inną niż się spodziewał? Ciężko było określić. Oczywiście nie zamierzał jej pospieszać, bo byłoby to zupełnie nieodpowiednie. Po prostu czekał, przebijając się przez kolejne myśli, z których każda była inna, odrębna i szyowała inną historię, odpowiedź, sytuację, reakcję... Niektóre były w stosunku do siebie przeciwne, inne zdawały się podobne pod niektórymi względami, a reszta, jak to reszta, nie podchodziła pod ogólną klasyfikację. O ile w ogóle dało się to sklasyfikować. Na dłużej zatrzymał się przy pytaniu, czy dziewczyna kiedyś myślała o nim inaczej, niż jak o przyjacielu. Pamięć nie nasuwała mu żadnych konkretnych skojarzeń, mogących potwierdzić tę możliwość, dlatego uznał, że jesli tak było... to potrafiła tu ukryć o wiele lepiej niż on. Jared zdradził się swoim zamyśleniem, a teraz nawet nie pamiętał, skąd owe się wzięło. Możliwe, że wtedy przypomniał sobie o Williamie, i tak wyszło, że sytuacja nie pozwoliła na uporządkowanie głowy na czas. Właśnie... przez moment zupełnie zapomniał o tym, że jeszcze nie tak dawno Gabrielle była z Williamem. Trochę uderzyła go ta prawda i był już prawie pewien, że usłyszy coś w stylu "wybacz, ale jeszcze nie pozbierałam się po rozstaniu z Willem...". Zaraz jednak zaczął szukać jakiejś innej myśli, która pomogłaby uciszyć tę jedną. I znalał. Przecież Krukonka wyciągnęła go do Hosmeade po to, żeby mu powiedzieć o swoich podejrzeniach dotyczących bliskiej śmierci matki, a nie rozpaczy po skończonym (i krótkim!) związku. Zgadza się, szukał ostatniej deski ratunku, aby nie zrobić czegoś głupiego. Ale właśnie wtedy, kiedy największy rozgardiasz znów wkradał się do jego głowy, usłyszał odpowiedź. A wysłuchanie całej zajmowało jakoś dziwnie dużo czasu, jakby trwała kilka minut, choć w zasadzie było to zaledwie kilka sekund. I cóż mógł powiedzieć, lepszej nie mógł usłyszeć. - Nie sądziłem, że wychodząc dziś z zamku będę się uśmiechał - powiedział, opierając się czołem o głowę dziewczyny. - Teraz mogę się tylko cholernie cieszyć, że się domyśliłaś.
Nie można było dziwić się, że denerwował się bardzo, bo kto by się nie denerwował, będąc na jego miejscu? Każdy by się niecierpliwił. Ona również się by denerwowała, gdyby była na jego miejscu, a on na jej. Co nie znaczyło, że ona i teraz się nie denerwowała, bo podjąć decyzję nie było łatwo. Ale właśnie jego obecność sprawiała, że czuła, iż przy nim pokona wszelkie przeciwności losu i wszystko wytrzyma. Że poradzi sobie ze wszystkim z jego pomocą, bo był dla niej wielkim wsparciem i udzielał jej nieocenionej pomocy duchowej. Przy nim nawet nie bała się już aż tak faktu nieodległej śmierci matki, choć lęk w niej nadal pozostał, mimo wszystko. Właśnie on pomógł jej odzyskać, chociaż częściowo, tę jej chęć do życia, której wszak do końca się nie wyzbyła, która tliła się w niej, tliła się nadal. Żarzyła się i wystarczyło trochę tlenu i odpowiednia podpałka, by zwiększyć płomień, by rozpalić ogień na nowo. I takim "tlenem" i taką "podpałką" był fakt, że Krukon żywił do niej głębsze uczucia, niż do tej pory myślała. I to, że to ona odgadła ten fakt, co pozwoliło na to, że nie dziwiła się tak temu, jakby to pewnie zrobiła, gdyby to on odważył się jej o tym powiedzieć. Pozwoliło jej oswoić się z tą myślą, choć zbyt wiele czasu na to nie miała. I łatwiej było jej podjąć wiążące jej decyzje. Wszak sama musiała upewnić się co do swoich uczuć, a gdy to już zrobiła, mogła podjąć decyzję. Pozytywną dla ich obojga. Przynajmniej w tej chwili. Można by zastanawiać się było, jakim cudem w tak szybkim czasie zdołała to odgadnąć. Otóż, pewne sytuacje zmuszają ludzi to całkowitej zmiany myślenia i przewartościowania swych poglądów, a wtedy człowiek poznaje zakamarki swojego umysłu i dostrzega świat z całkiem innej strony. I robi coś, czego wcale można byłoby się po nim nie spodziewać. Oto dowód na to, jak mało człowiek siebie zna. W istocie, chłopak dobrze domyślał się, że potrafiła ukryć swe myśli dotyczące jego osoby lepiej, niż on to robił z myślami dotyczącymi jej osoby. Skrywała je w swej głowie głęboko, jednak mimo wszystko nie aż tak, by nie można było ujrzeć ich, odgadnąć czegokolwiek. A może jednak? Skoro on ich do tej pory nie zauważył, to jednak umiała ukryć swe uczucia bardzo dobrze. Akurat w tym przypadku. Bo ona bardzo chciała je ukryć. Bo do tej pory właściwie, gdy takowe myśli się pojawiały, to bagatelizowała je, nie traktując ich poważnie i spychając gdzieś na margines. Głównie dlatego, że po prostu traktowała je tylko jako wymysły swojej wyobraźni. Nie sądziła, że staną się one kiedykolwiek prawdą. A potem przyszło zauroczenie Williamem i związek z nim, krótkotrwały, który, mówiąc szczerze, nie miał przyszłości, o czym zdołała się przekonać. A potem przyszło rozstanie i załamanie psychiczne, w którym, nawet jeśli myśli o Jaredzie powracały, to ona nie miała siły ich roztrząsać. I przyszedł dzień dzisiejszy, w którym doszła do wniosku, że musi się z kimś spotkać z kimś i powiedzieć o tym, co leżało jej na wątrobie i wyżalić się, bo inaczej ponure myśli dotyczącej jej matki zadusiłyby ją, a ona musiała się od nich uwolnić, choć na chwilę. Poza tym... łatwiej było dzielić z kimś smutki, niż męczyć się z nimi samemu. I padło tak na Krukona, co skończyło się pozytywną niespodzianką. - Prawdziwie, mój list nie mógł napawać optymizmem - odparła, przymykając oczy i wciąż do końca nie wierząc w to, co się stało. - Nie myślałam, że to się tak skończy, wiesz? Ale, cieszę się bardzo, bo... po prostu się cieszę.
Rozmowy z idealną wilą… Tylko się skrzywiła lekko na to określenie. Nie lubiła, gdy ktoś ją w taki sposób określał. Było to wysoce irytujące. Szczególnie, gdy zawsze po określeniem „idealne” miała przed oczami własną matkę. Effie na pewno nie była idealna i wolałaby gdyby inni zdawali sobie jednak z tego sprawę. Tak czy owak, rzeczywiście plakietka pozornej idealności mocno do niej przylgnęła. Co gorsza i przyjaciele o niej tak myśleli. Mając wrażenie, że to jak walka z wiatrakami, jedynie niekiedy zaprzeczała. To wszakże nie zmieniało myślenia, były to jedynie nieistotne przekonywania. Tak czy owak, postanowiła, że nieco później wróci do tego tematu. I kiedy tylko wyszła z cukierni zostawiając za sobą pogrążone w mroku wnętrze, pojawił się niespodziewanie Grigori. Zeskoczył z dachu, nagle pojawiając się tuż obok, co dość ją zaskoczyło. Nie, nie, oczywiście, że nie przestraszyła się nagle pojawiającego się z nieba piromana w masce i poszarpanych włosach! Orlov wyglądał na bardzo zadowolonego, najwyraźniej ich plan potoczył się idealnie. Effie na moment odwróciła jeszcze głowę spoglądając w stronę okien, za którymi zaczął kłębić się dym. Przez szparę w drzwiach nawet nieco mgły próbowało wydostać się na zewnątrz. Nim blond włosa zdążyła o cokolwiek zapytać, jak choćby na ile utrzyma się to zaklęcie, Rosjanin pociągnął ją z rękę. Zaczęli szybko biec przed siebie, a w pewnym momencie wila gwałtownie zatrzymała się i pociągnęła Orlova w lewo. - Ten las to strasznie kusząca propozycja, ale myślę, że w starej chacie, gdzie straszy będzie mimo wszystko przytulniej – powiedziała spoglądając w mroku na niego uważnie. – Chyba, że obawiasz się przeczekania wieczora w nawiedzonym domu? – Mimowolnie lekki uśmieszek przebiegł jej po ustach. Oczywiście nie sądziła by Rosjanin bał się duchów, choć z drugiej strony… coś musiało być, czego najbardziej by się obawiał. W końcu każdy ma swoje dziwactwa i obawy. Tak czy owak, Ślizgonka nie czekając na jego odpowiedź pociągnęła go i zaczęła biec w stronę wrzeszczącej chaty. Prawdę powiedziawszy i ona sama nieczęsto tam wchodziła, aczkolwiek co jakiś czas bywała przed owym budynkiem, zajmując wolną ławkę. W środku było brudno i nie miała tam czego szukać. Aczkolwiek w owej chwili miejsce to mogło być idealne jako schronienie. Musieli przeczekać jakiś czas, aż zamieszanie w cukierni opadnie i przestaną być podejrzanymi. Miała tylko nadzieję, że po drodze nikt nie zwracał jakoś specjalnie na nich uwagi. Kiedy tylko znaleźli się przed chatą, która oczywiście wyglądała mało przyjaźnie, panna Fontaine szybko pociągnęła za klamkę, w starych drzwiach. Nie zdziwiła się, że było otwarte, przecież uczniowie co jakiś czas odwiedzali to miejsce. Poza tym kto miałby dbać, aby zamki pozostawały nienaruszone? Popchnęła nogą brudne drzwi, by te szerzej się otworzyły, po czym szybko weszła do środka. Strzepnęła z włosów śnieg, po czym spojrzała na Grigoriego. Właściwie była ciekawa czy ktoś za nimi pobiegł, zauważył. Czy ktokolwiek zdawał sobie sprawę, że za tym zamieszaniem stoi prefekt naczelna i Rosjanin z wymiany? Kiedy tylko chłopak zamknął za sobą drzwi, tak, że nikt z ulicy nie mógł ich już dostrzec, podeszła w jego kierunku parę kroków i uśmiechnęła się w nieco cwaniacki sposób. - Może to teraz ty powinieneś napić się na odwagę? – Zapytała unosząc lekko brwi. Nim chłopak cokolwiek odpowiedział, przysunęła się jeszcze na dwa kroki i sięgnęła drobną dłonią w stronę jego płaszcza. Zgrabnie wysunęła sobie z jego wewnętrznej kieszeni butelkę z rosyjską wódką, po czym z anielskim uśmiechem, takim, którym niekiedy innych zamraczała, a który to właśnie mu posłała, obróciła się i zaczęła przemierzać parę kroków po budynku. W międzyczasie odkręciła wódkę i pociągnęła mocny łyk, krzywiąc się lekko. Czerwoną suknią ścierała kurz z podłogi, powolnym krokiem idąc przez dom do kolejnego pokoju. Niczym odkrywca, zastanawiając się, co znajdzie w kolejnym pomieszczeniu. Obecnie rozglądała się za jakimś dogodnym miejscem, w którym mogłaby usiąść, przeczekać nieco, a przy okazji oswoić się ze smakiem rosyjskiego, mocnego trunku.
Nazwał ją tak oczywiście, by się z nią drażnić. W końcu już wcześniej zauważył, że co najwyżej może się za taką uważać, ale tak naprawdę bardzo daleko jej do kobiety idealnej. Nie jeśli chodzi o wygląd, ale o charakter. Bo w końcu dla Grigoriego do była bardzo ważna sprawa. Chociaż w sumie jeśli chodzi o wygląd, mogłaby być chociaż trochę mniej szablonowo piękna. Cóż to, że przyjaciele uważają ją za chodzący ideał i nie chcą słuchać jak ona się tego wypiera, to raczej nie kwalifikuje ich w randze „najlepsi przyjaciele na świecie”. Ale w końcu jak było powiedziane takiej osobie jak Effie trudno znaleźć jest prawdziwych przyjaciół. W przeciwieństwie do Orlova. W każdym razie Rosjanin właśnie zeskakiwał z dachu, wziął za rękę zaskoczoną dziewczynę i pobiegł… w nieokreślonym kierunku. Cóż na takie pytania jak to czy długo będzie się trzymało zaklęcie, z pewnością będą mieli jeszcze dogodniejsze momenty niż ten. Posłusznie poddał się woli wili, kiedy ta pociągnęła go w przeciwną stronę. Słuchał tego co mówi i biegł. A ponieważ mimo wszystko nie był to sprint, tylko ociężały bieg, zapewne dlatego, że biegł za rękę z dziewczyną w ciężkiej, czerwonej sukni, Orlov zdołał wyjąc butelkę wódki i napić się jej parę łyków. Pokręcił jedynie z dezaprobatą głową na jej kolejne podpuszczanie go i szukanie słabych punktów. W każdym razie duchy to nie były. Rzecz, w której jest słaby i prawie w ogóle tego nie potrafi jest w sumie dość przewidywalna. Ale nie powie jej oczywiście, dopóki sama tego nie odkryje. Grigori zakręcił butelkę i ponownie rozpoczął bieg. Stara opuszczona chata, była rodem ze strasznych opowieści, które uwielbiał słuchać jak był mały. Aż delikatnie uśmiechnął się na ten widok. Gdyby zostali trochę dłużej i Orlov usłyszałby wyniki głosowania… no cóż z pewnością nie byłby w tak dobrym humorze. Ach no jasne, jeśli ktoś ich zauważył, na pewno nie zwrócił specjalnie uwagi na biegnącą przez las piękność w czerwonej sukience, biegnącą za rękę z wysokim chłopakiem, w masce z włosami, wyglądającego na psychopatę w czasie tego chorego biegu. Patrzył jak Effie otwiera pokraczny domek i znika w jego wnętrzu. Rozejrzał się dookoła zanim zniknął za drzwiami, sprawdzając czy przypadkiem tłum ludzi z cukierni nie goni ich z różdżkami w ręku. Po chwili sam zniknął we wnętrzu budynku. Kiedy tylko zamknął jako tako drzwi zobaczył zdziwiony, że dziewczyna przybliża się do niego. - Miło, że o mnie dbasz – powiedział wzruszając ramionami i rozglądając się po wnętrzu. Łaskawie pozwolił jej poszperać w jego płaszczu, by wyjęła butelkę alkoholu. Przy tym uśmiechnęła się do niego anielsko i sam zauważył, że na chwilę zapatrzył się na dziewczynę. Kiedy się zorientował skrzywił się niemiłosiernie. Nie podobało mu się to, że wila nawet na niego potrafi w pewnym sensie wpłynąć. W każdym razie wyszło na to, że odpowiedział nieprzyjemnym grymasem na jej uśmiech. Poszedł za dziewczyną wolnym krokiem, rozglądając się również po pomieszczeniu. Sam wypił parę łyków wódki. Zostało jej jeszcze mniej więcej ¾. Widząc to Grigori ponownie miał ochotę podroczyć się z Effie. - Anglicy mają strasznie słabe głowy, to prawda? Zakładam, że gdybyś wypiła tyle ile możesz najwięcej z tej butelki leżałabyś i rzygała pod krzakiem – powiedział niby obojętnym tonem, bawiąc się butelką wódki.
Akurat jej charakter bezapelacyjnie był wprost idealny! Co prawda była to rzecz szalenie względna i nawet nie było co dyskutować. Szczególnie z Rosjaninem, który ewidentnie najbardziej lubił otaczać się kobietami cichymi, kryjącymi się gdzieś tam z boku... Właśnie, właśnie czyż nie taka była tamta Francuska, której imienia Effie nie pamiętała, albo nawet nie poznała? Spokojna, trzymająca się gdzieś tam z tyłu, w której aby dostrzec coś niezwykłego, trzeba bliżej się przyjrzeć. Akurat tą rzeczą dla Colette był zapewne jej taniec. To wyróżniało ją między innymi. Najwyraźniej takie charaktery właśnie zachwycały Grigoriego. Coś chyba na zasadzie przyciągających się przeciwieństw. Panna Fontaine na wiadomość, że została wybrana do reprezentowania Hogwartu, zapewne zareagowałaby dość spokojnie. Co prawda jakoś nie marzyła o pokonywaniu tych pokręconych zadań, ale z drugiej strony... dawało to pewnego rodzaju prestiż. Oczywiście o ile nie polegnie w pierwszym zdaniu, a tego by sobie nie wybaczyła. Trochę ją przytłoczyłaby jednak wiadomość, że ma być reprezentantem całego Hogwartu. Nie do końca mogłoby się jej podobać, że na jej barkach będzie spoczywać ewentualne rozżalenie uczniów o przegraną na przykład z Rosjanami. Swoją drogą, że też nie zdawali sobie sprawy z tego, że właśnie obaj zostali reprezentantami. Jakby ich rywalizacji jeszcze było mało... Do tego kompletu jakiś Francuz i pewna blondynka. O ironio, eks dziewczyna Griga. Ciekawie dobrani zostali reprezentanci. Oczywiście dostrzegła skrzywienie Orlova po tym, jak go zamroczyła na moment. Aż nie mogła odpuścić sobie usatysfakcjonowanego uśmieszku. Doskonale zdawała sobie sprawę, że co jak co, jednak Rosjanin zdecydowanie nie ma ochoty na bycie choć przez moment pod wpływem uroki wili. Zaraz odeszła dalej, jednak kiedy usłyszała te kolejne słowa Rosjanina zatrzymała się w połowie drogi i obróciła spoglądając na chłopaka. - A ja zakładam, że nigdy dobrze nie poznałeś żadnego Anglika - powiedziała biorąc mu butelkę, a następnie wypiła kolejny łyk mocnego alkoholu. - Zakładam też, że musicie tam w Rosji żyć w wysokim przekonaniu o swojej niezwykłości - dodała kontem oka na niego spoglądając. Kolejno z wódką w ręku przeszła przez część pokoju i zatrzymała się przy jakimś rozklekotanym, starym fotelu. Na jego środku leżała wielka czerwona, a raczej ze względu na starość, szaro czerwona poduszka. Blondynka szybko ją podniosła, aby zając miejsce na fotelu. Nie widząc dogodnego miejsca dla starej poduszki, rzuciła ją na bok, tak się składało, że wprost w Rosjanina. Ups! Cóż za niefortunny zbieg okoliczności. Wila nie zwracając na to uwagi, zajęła sobie miejsce na fotelu zakładając nogę na nogę, a między dłońmi obracając wódkę i studiując jej etykietę. Oczywiście napisy na niej pozostawały dla niej zupełną zagadką. Właściwie to zastanawiała się czy to jakiś gatunek czarodziejski, czy coś zupełnie mugolskiego. Wszakże w Anglii żaden mugol Ognistej nie pijał.
A no tak, oczywiście był idealny, ale na pewnie nie dla Griga. I faktycznie dyskutowanie z nim na ten temat byłoby co najmniej bez sensu. On lubiący się otaczać cichymi kobietami? Jedynie śliczna Colette, która obecnie kryła się chyba przed nim w schowkach na miotły taka była cicha, nieśmiała, drobna. Ale to był wyjątek. Dziewczyna, w której można chyba powiedzieć, że był zakochany po prostu wybiła się z kanonu. Wystarczyło spojrzeć na Lottę, z którą był dość długi i szczęśliwy okres czasu. To zdecydowanie nie była cicha i spokojna osoba. A to tylko przykład, bo zazwyczaj nie interesował się innymi kobietami niż właśnie takie, które tryskają energią. No tak, ona przyjęłaby to spokojnie. W końcu była przyzwyczajona do tego, że wszyscy zwracają na nią uwagę i o niej mówią. Wila, pani prefekt. Mogła wręcz się spodziewać, że będzie kandydatką do turnieju trójmagicznego. I właśnie, zależało jej w chociaż drobnym stopniu na prestiżu. Zaś Grigorija zupełnie to nie obchodziło. Dodatkowo był przekonany, że Dimitri albo Tamara będą bawić się w ten cały turniej. W końcu kto przy zdrowych zmysłach wybrałby nadpobudliwego piromana do takich zadań. A przynajmniej o tym święcie był przekonany Orlov. On nawet nie myślał o tym, że ktoś mógłby mu zarzucać, że przegrał z Meksykiem, Hogwartem czy czymś. Po prostu to było jego zdaniem zupełnie nierealne. No tak, niech się cieszy, że w końcu udało jej się urodą, a nie ciętym językiem skupić na sobie uwagę piromana, bo on już się postara, żeby nigdy więcej nie dać jej tej satysfakcji. A potwierdzeniem tego może być fakt, że po drodze kopnął stoliczek, wyładowując się tym samym za swoją wcześniejszą otępiałość. Uśmiechnął się kpiąco na jej kolejne słowa. - Nie chcę urażać twojej angielskiej dumy, ale wobec tego potrafisz powiedzieć z ręką na sercu, że jesteśmy zupełnie zwyczajni? – zapytał wzruszając ramionami i podchodząc powoli do dziewczyny. Oczywiście miał na myśli to, że Rosjanie zdecydowanie wprowadzali chociaż trochę zamieszania w te mury nudnego zamku. W tym momencie dostał jakąś zapyziałą poduszką. Podniósł ją zdziwiony i spojrzał na wilę. Odrzucił na nią poduszkę i zaśmiał się widząc jak unosi się nad nią chmura kurzu. Doskoczył do blondynki, by wypić parę łyków wódki. W końcu była impreza teoretycznie, więc aż wstyd być trzeźwym. Krzywiąc się niemiłosiernie pił dalej, by oddać jej zdecydowanie uszczuplony zasób alkoholu w butelce. Owszem czarodziejskiej wódki, którą było jednak zdecydowanie lepiej pić nić mugolską. W końcu nie piłby tak po prostu zwyczajnej wódki. Ona miała mimo wszystko trochę lepszy smak.
Wyjątek... ale to właśnie w niej był zakochany. Czyż można było więc sądzić, że to chyba takie najbardziej mu odpowiadają? Najwyraźniej rozgadane nie oczarowywały go w takim stopniu, jak cicha Colette. Uniosła brwi słuchając słów Rosjanina. Owszem, wcześniej przyznała w myślach, coś na temat ich nietypowości, ale czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Tu już były pewne wątpliwości. - Zwyczajni? Nie, ale zastanowiłabym się w jakim stopniu, w waszym przypadku mowa o pozytywnej stronie tego sformułowania - odparła lecz nim zdążyła kontynuować tą rozmowę, dostała od Rosjanina z tej brudnej poduszki. Momentalnie kichnęła w chwili, gdy chmura kurzu zawisła przy niej. Automatycznie ogarnęła ją lekka złość. Właściwie mogła się spodziewać, że Rosjanin odrzuci w nią tą poduszką, jednak powiedzmy iż liczyła, że jakoś nie przyjdzie mu to do głowy. Chłopak przyssał się do butelki, chyba zamierzając pokazać jak wiele potrafi wypić tego na raz. Kiedy oddał jej w końcu wódkę, blondynka przechyliła ją i zrobiła sporego łyka. Znów poczuła to ciepło roznoszące się po ciele, co było wysoko pożądane w tym nieogrzewanym domu. Zabrała tą poduszkę, którą przed chwilą w nią rzucił, po czym krytycznie spojrzała na Orlova. - Widzę, że mogę także założyć, iż nie jesteście zbyt dojrzali i wasze wychowanie na pewno pozostawia wiele do życzenia - odparła, postanawiając iść uparcie w teorię, iż rzuciła w niego poduszką zupełnie przypadkowo. Wszak rzeczywiście, nie celowała bezpośrednio w niego. Choć owszem, doskonale wiedziała gdzie stał. Tak czy owak nie istotne. Z pewną złością cisnęła w niego ponownie tą poduchą, aby sobie ją zabrał, wypchał się nią i nie wiadomo co jeszcze. Kiedy pozbyła się poduszki z rąk, otrzepała włosy z tego kurzu, który osiadł na niej. - Sądzę, że niebawem zapomną o zamieszaniu w cukierni - powiedziała na moment przenosząc wzrok na brzeg fotela. - Maska - powiedziała nagle, przypominając sobie o tym elemencie stroju. - Musiała zostać przed cukiernią - dodała z lekką irytacją, przy tym zaczynając palcami wybijać rytm o oparcie w owym starym meblu. Jednak ponownie przeskoczyła myślami na poprzedni temat. - Chyba, że twoje zaklęcie było w miarę względne i ta mgła utrzyma się tam nieco - powiedziała niezbyt przekonanym tonem, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami. Oczywiście było by miło, gdyby utrudnienie, którego narobili nieco potrwało, ale powiedzmy iż nie miała przekonania co do tych rosyjskich zaklęć, szczególnie jeszcze w wykonaniu owego piromana.
Nie zakochuje się przecież w każdej dziewczynie, która jest cicha i nieśmiała. Zazwyczaj nie zwraca na nie uwagi. Zresztą czy jest sens rozważać za jakimi kobietami przepada nieobliczalny Rosjanin? - Pozytywna, czy nie pozytywna. Przynajmniej nie nudna – powiedział wzruszając ramionami. Zdaniem Grigorija Anglicy byli bardzo monotonnym narodem. Najchętniej siedzieliby na parapecie okna i wyznawali sobie miłość, albo powierzali tajemnice. W zasadzie nie spotkał żadnego chłopaka, który choćby w najmniejszym stopniu był odrobinę bardziej szalony. Chyba, że według nich „szaleństwo” to niemęskie fajtłapy, często nie zainteresowani płcią przeciwną tylko sobą nawzajem. A reszta to cudowni chłopcy, o których zabiegają kobiety. Uf. Wywód myślowy skończony. Orlov uśmiechał się zadowolony widząc jak Effie jest niezadowolona, że dostała poduszką, po czym bierze i pije jego alkohol. Pokazać jak wiele potrafi wypić na raz? Chyba nie musiał tego udowadniać, poza tym nie wchodziłby w tego typu rywalizacje z kobietą, nawet tak bezczelną jak Fontaine. Zaśmiał się szczerze z jej kolejnych słów. - A tak, zapewne jesteś przyzwyczajona do tego, że chłopcy otwierają przed tobą drzwi i rozmawiacie na tematy związane z filozofią życia. Dlatego ktoś kto odrzuca poduszką, to niedojrzałe dziecko – Mówiąc to nie zwracał uwagę na jej obrażoną minę. Nie obchodziło go też czy specjalnie czy nie specjalnie w niego rzuciła. Ważne, że obleśna poduszka znalazła się w zasięgu jego osoby. Łaził sobie po dziwnym pokoju, słuchając jak mówi coś o tym, że zostawiła maskę. Bardziej frasowało go czy stolik przed nim utrzyma go czy od razu się załamie. Prawdopodobnie był to spory dylemat dzięki wypitemu alkoholowi oraz czystej przekory, żeby nie zwracać całej swojej uwagi na gadającą dziewczynę. Wlazł na stolik i zaczął po nim skakać. I pomimo, że skrzypiał niemiłosiernie, stolik nie zawalił się. - Jak ktoś zna się na rosyjskich zaklęciach, to z łatwością usunie mgłę. Mogłaś sama ją zrobić – powiedział wzruszając po raz kolejny ramionami i zeskakując ze stolika. Wątpił, że potrafiła zrobić coś takiego. Ale kto wie, może go zaskoczy. W międzyczasie znalazł kolejną brudną poduszkę, którą wcelował w dziewczynę. A ponieważ ta sobie siedziała jak królowa, nie była trudnym celem. - Napij się lepiej jeszcze, bo zupełnie nie masz poczucia humoru – powiedział wzdychając i sam, trzymając drugą poduszkę w ręku napił się swojego alkoholu i oddał butelkę dziewczynie. Ze swoją własną trochę czystszą poduszką wyszedł z pokoju, by nie dostać ponownie. Znalazł się w obleśnej łazience. Rozejrzał się dookoła, wyjątkowo przyjemny brud i pająki, nie ma co.
Coś w tym jednak było. Wyróżniający się mężczyźni, to byli po prostu Ci, którzy robili sporo zamieszania poprzez swoje wybory sercowe, pod postacią przedstawicieli tej samej płci. Inna część mężczyzn, to byli wiecznie niedostępni chłopcy, za którymi latały kobiety. No i jeszcze była opcja C. Bardzo nieczęsto spotykana. Prawdziwi podrywacze. Prawdę powiedziawszy, jak dla niej w tej szkole był takowy tylko jeden i nikt nie zbliżył się nawet do jego statusu. Bowiem niezapomniany Jadon Murray! Tak tak, mógł się cieszyć koroną jakiegoś naczelnego podrywacza i super zdobywcy, który miał w swoim łóżku więcej dziewczyn, niż liczba kobiet które Eff w całym swoim życiu poznała z imienia. Tak się składało, że owy Murrey uwiódł nawet dwie szkolne wile, co było dość zaskakującym faktem. Tak czy owak, nie skupiając się już więcej na typach mężczyzn w Hogwarcie, wróćmy do tego, co działo się we Wrzeszczącej Chacie. Oczywiście, że była przyzwyczajona do poważnych rozmów! No dobrze... może wcale nie tak poważnych. Rzeczywiście, z Alexem przecież zawsze poruszała takie ważne sprawy! I nie, Effie wcale nie była sztywna, nie chciała zachowywać się jak sześćdziesięciolatka, ale wszystko sprowadzało się do tego, że Rosjanin w jakiś sposób działał jej na nerwy. Właściwie teraz bardziej niż przedtem i chyba sama nie była pewna z czym to się wiąże. - Cóż, na pewno moglibyście się od nich nauczyć kilku rzeczy - dodała ze spokojnym uśmiechem. Zmarszczyła lekko brwi patrząc na to co wyrabia Rosjanin. Ten bowiem zaczął sobie chodzić po stoliku. Co za dzikus. Przebiegło jej jedynie przez myśl, nie rozumiejąc czemu on skacze po meblach. - Oczywiście, że mogłam, ale wówczas bym się nie przekonała, co ty potrafisz - powiedziała kiedy tylko Rosjanin uznał, że Eff mogła rzucić zaklęcie. Tak przynajmniej zobaczyła, jak mniej więcej Orlov radzi sobie z zaklęciami i czy rzeczywiście potrafi jeszcze zrobić zamieszanie na imprezie. Nim się zorientowała Grigori rzucił w nią kolejną brudną poduszką. - Orlov! Czy ty mieszkałeś w jakieś dziczy? - zapytała podniesionym głosem, wstając jednocześnie z fotela. Zamrugała szybko oczami, kiedy zaczął ją drażnić unoszący się kurz z poduszki. I nim zdążyła się choćby zamachnąć, w owej chwili Grig wyszedł z pomieszczenia. Effie naturalnie nie zamierzała mu tego odpuścić. Pierw jednak sięgnęła po tą jego wódkę i wypiła parę mocnych łyków. Flaszka była właściwie w bardzo dużym stopniu już opróżniona, co blondwłosa nawet poczuła, gdy ruszyła przed siebie. Nieco zakręciło się jej w głowie, mimo to dumnie skierowała się do łazienki. I tam panował brud oraz mrok z racji, iż było już całkiem późno. Jako takie światło padało jedynie zza okna, gdzie okolicę rozjaśniały tumany białego puchu. - Przestań we mnie rzucać tym paskudztwem - powiedziała momentalnie i gdy wypiła jeszcze małego łyka alkoholu odstawiła go na brzeg umywalki, która ledwo wisiała. Właściwie wyglądała, jakby miała zaraz spaść na ziemię i roztrzaskać się na drobny mak. Effie szybkim ruchem ręki roztargała poduszkę i rzuciła tymi wszystkimi pierzami w Orlova. Widząc jak osiada na nim puch uśmiechnęła się wesoło. - Nie, to tylko ty nie miałeś okazji przekonać się, że nie brakuje mi poczucia humoru - odparł, podparła się ręką w boku, patrząc jak Rosjanin stoi mając na sobie wiele biało szarych piór. O tak, teraz wyglądał bardzo interesująco!
Oczywiście, że coś w tym było. Wbrew pozorom Grigori całkiem nieźle rozpracował ten cały angielski system! Wobec tego wychodzi na to, że Hogwart dzieli się na rozrywkowych gejów, niedostępnych mężczyzn, których pragną kobiety i Jaydona Murrey’a, kimkolwiek on był. Gdyż Orlov nie miał przyjemności poznać jedynego mężczyzny, który wybija się z tłumu szablonowych chłopców angielskich. A z pewnością dogadałby się z nim lepiej niż z resztą anglików. O ile ten w ogóle byłby zainteresowany rozmową z Rosjaninem, bo tacy podrywacze zazwyczaj otaczali się jedynie kobietami. Ale właśnie, przestańmy wałkować temat hogwardzkich mężczyzn. Ach, znowu ten Alex. To chyba jakaś wyrocznia jeśli chodzi o mężczyzn, ideał, do którego każdy powinien się dopasować. Oczywiście, że była sztywna. Albo może po prostu to Griogri lubił się z nią drażnić i działać jej na nerwy? W zasadzie kto to może dobrze określić. - Dobrze mamo – powiedział kiedy wspomniała, że powinien uczyć się czegokolwiek od anglików. Cóż to było wręcz śmieszne dla niego. Wolał skakać po stole resztę życia i próbować złamać mebel, niż uczyć się dobrego zachowania od osób pokroju wili. - To zrób ją teraz – powiedział rozglądając się po pokoju. W zasadzie trochę się martwił, że Eff też znała to zaklęcie, ale to przecież graniczyło z cudem! A poza tym i tak nie trzymała się za dobrze na nogach. W każdym razie miała szczęście, że Grigori nie zauważył jak chodzi, bo z pewnością by się roześmiał. Chociaż sam również zdecydowanie nie był trzeźwy. W każdym razie uciekł do łazienki i rozglądał się po ciemnym, brudnym pomieszczeniu, kiedy do toalety wparowała rozwścieczona wila. Patrzył zdziwiony i jak rozrywa poduszkę i zaczyna rzucać w niego pierzem. Teraz podobała mu się zdecydowanie bardziej i pomimo, że wiedział, iż wygląda na pewno jak kretyn, a zdechłe wnętrze poduszki oblegało go całkowicie, powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Pokręcił głową i otrzepał się chociaż trochę z pierzu, wziął do ręki wódkę i dopił ją do końca. - Nie powinnaś tego robić, panno Fontaine – powiedział i zabrał jej rozsypującą się poduszkę z rąk i wrzucił do wanny obie, które miał w ręku. Dość szybko i niespodziewanie dopadł Effie i wziął ją na ręce. Wystawił ją nad brudnymi poduszkami, wykładającymi zasyfiałą wannę. - Zaraz poznasz smak zemsty – powiedział całkiem zadowolony z siebie i puścił ją na brudne posłanko.
Ten podział Hogwarckich mężczyzn, który wspólnie wymyślili, był na prawdę niebywale idealnie opisujący prawdę. Stanowiło to zaskakująco trafne podsumowanie przedstawicieli tutejszych mężczyzn. Wyrocznia. Ciekawie określone. Całe szczęście zupełnie nie prawdziwe, bowiem nikogo nie porównywała. Owszem, Brooxter często przychodził jej na myśl, ale co w tym zaskakującego, skoro był osobą z którą głównie gadała przez większość wakacji? Jakby to Alexis nagle zniknęła w tajemniczych okolicznościach, pewnie między kolejnymi przyjaciółkami też wspominała jak to było, gdy właśnie z nią spędzała czas. - Jeszcze nie opanowałam rzucania zaklęć bez różdżki - odparła tylko, gdy ten zaproponował, aby zrobiła ową mgłę. Jednak powiedziała to do siebie, bowiem Rosjanin był już w innym pomieszczeniu. No tak, oczywiście, że nie znała tamtego zaklęcia! Skąd miałaby znać jakiś rosyjski czar?! Ale to nie znaczy, że Grigori musi się dowiedzieć o tym. Właściwie ogółem nie pamiętała żadnego zaklęcia na mgłę, no ale teraz to nie było istotne. Wszystko zrzuciła na niefortunny brak swojej różdżki przy sobie. Jednakże w tej chwili oboje byli już w łazience, a do tego Orlov był pięknie przystrojony pierzami. Chciała mu wyrwać jeszcze tamtą poduszkę, jednak próby jej przejęcia nic nie przyniosły, bowiem Rosjanin wrzucił owy przedmiot do brudnej wanny na środku pomieszczenia. Swoją drogą, uroczy klimacik tu mieli! Zapewne widząc w świetle dziennym to okropne pomieszczenie w niebywałym tempie by je opuściła, tym czasem wraz z Grigorim tkwili tu już jakąś chwilę. Zastanawiałaby się dalej jak dostać się do wanny z poduszkami, aby i tą drugą rozerwać i wysypać na Orlova, jednak ten zrobił coś wysoce... zaskakującego. O to i wziął ją na ręce i wrzucił do tej paskudnej wanny! Owszem chciała się przy niej znaleźć, ale nie wchodząc do niej! Blondynka była wysoce rozzłoszczona nietypowym przebiegiem sytuacji, a przede wszystkim tym, że Rosjanin wziął sobie ją na ręce niczym lalkę i po prostu wsadził do wanny. Chyba ze złości, aż jej oczy pociemniały, co niekiedy się jej zdarzało, jako takie słodkie dziedzictwo po matce, która w ataku furii mogła zamieniać się w harpię. Całe szczęście Effce zaledwie mogły pociemnieć oczy i zaostrzyć się rysy twarzy. Wila, gdy tylko wylądowała na poduszkach wewnątrz, wykorzystała moment w którym chłopak nie odsunął się od niej jeszcze po tym bezczelnym wsadzeniu ją do wanny. - Czuję, że też masz ochotę spróbować tego smaku własnej zemsty - szybko i bardzo mocno pociągnęła go za brzeg koszuli, tym samym zmuszając do tego, aby i on wylądował w brudnej wannie. Nawet nie myślała jak on do niej wpadnie, bądź czy przy tym jej nie zgniecie jakoś lądując. W głowie miała tylko myśl, że musi pociągnąć go do tej samej brudnej wanny i żeby czasem nie myślał, że ona nie jest w stanie go tu wrzucić.
Powinni być jakimiś specami od określania ludzi. A co najlepsze w tej chwili zgadzali się ze sobą. Trzeba to zapisać w jakimś notatniku, pamiętniku, kalendarzu czy czymś innym przeznaczonym do tego rzeczy. No tak, ale tak, ale porównywała go z Grigorijem wspominając jaki to był szarmancki i o czym gadali. Jakby oceniała innych na podstawie wyjątkowo przystojnego mężczyzny, z którym zadawała się bliżej. Ale pech chciał, że ani razu nie wspomniała o Alexis,, choćby nie w celu wspomnień, a tak po prostu. Zaś Alex pada już któryś raz z rzędu. Cóż gdyby to usłyszał z pewnością pobiegłby, żeby dać jej swoją różdżkę, bo zwyczajnie zapomniał, że nie miała swojej. Jednak miała szczęście, że wtedy ulotnił się do ich urokliwej łazienki, więc nie została zmuszona do kompromitacji. Chociaż w sumie Orlov dotarł do toalety i nie zauważył wokół siebie gęstej białej mgły, więc stwierdził oczywiście, że dziewczyna nie umie wyżej wspomnianego zaklęcia. No cóż, oczywiście Grigori był zawsze przystojny, nawet oblepiony zdechłym pierzem. I gdyby faktycznie ktoś teraz im zapalił światło nie tylko przeraziliby się wyglądem łazienki, ale też tym w jakim stanie był Rosjanin, bo wyglądał jak przerażający, wyrośnięty ptak. Oczywiście nie zdołała się pobawić dłużej swoją śmiercionośną bronią, czyli poduszką, gdyż wylądowała w wannie. Zresztą tuż za nią panna Fontaine, której Grigorij ułatwił dojście do poduszki, do której szukała dostępu. Więc nie miał pojęcia, czemu była taka niezadowolona. Ach cóż poradzić na to, że Orlov był wysoki i silny, a Effie szczuplutka, dlatego bez trudu umieścił ją w brudnej wanience. W każdym razie faktycznie oczy jej pociemniały trochę i zauważył iż jej rysy na twarzy też się zaostrzyły. To chyba był jedyny powód dla którego nie odszedł, bo akurat blask księżyca oświetlił jej trochę zmienioną twarz. Zafascynowany wręcz przysunął się bliżej wanny, co poskutkowało tym, że również się w niej znalazł. Była to chwila nieuwagi, którą pół wila wykorzystała. Nawet nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo znalazł się w nieszczęsnej wannie. I cóż faktycznie nie przemyślała tego całego manewru, bo Grigori znalazł się dokładnie na Effie. Gdyby nie to, że myśleli teraz w kwestiach jak zemścić się tym razem oraz nie fakt, iż w umywalce leżała pusta butelka po wódce, która ich zamroczyła z pewnością czuliby się niezręcznie, a szczególnie wila z Rosjaninem między nogami. Orlov chciał jakoś wyjść z wanny, dodatkowo szamotał się z panienką Fontaine, która odkrywała chyba właśnie jakieś pokłady waleczności. Jednakże w pewnym momencie kiedy już myślał, że uda mu się wykaraskać, ponownie ręka mu się obsunęła i wylądował na dziewczynie. Otworzył oczy sprawdzając, czy aby na pewno jest w całości i napotkał idealnie jej spojrzenie, które zdążył zaobserwować wcześniej. Domyślił się, że to owy gen wili, ale nie wiedział, dlaczego tak go to fascynuje. W każdym razie po chwili bezruchu pochylił się bardziej i jego ciepłe wargi zetknęły się z ustami wili. Całkowicie stracił kontrolę nad tym co robi, bo nie tylko nie odsunął się od niej zażenowany, ale mocniej wpił się w jej usta. Ręce, które wcześniej próbowały ją odepchnąć, teraz gładziły delikatnie talię dziewczyny.
To zdecydowanie było niebywałe, że choć przez chwilę pomyśleli zaskakująco zgodnie. Choć znając pannę Fontaine i jej stosunek do różnych słów Rosjanina, bardzo możliwe, że próbowałaby zaprzeczyć. Raczej wynikałoby to z faktu, że miałaby wysoki problem, by przyznać, iż mogą mieć w jakiejkolwiek sprawie zgodne zdanie. Przecież byli jak ogień i... powietrze. Woda choć mogła coś ugasić, a to powietrze tylko podsycało płomienie, roznosząc je na boki. Tak właśnie wyglądały ich rozmowy, przechodzili na kolejne tematy, nieugięcie prezentując odmienne zdanie i prowadząc jakieś drobne spory. Gdyby tylko rozmowa na temat Alexa na prawdę się odbyła, Effie zareagowałaby zupełnym rozbawieniem. Nie dość, że tylko wspomniała o tym, że z Alexem zawsze rozmawiała na poważne tematy, czyli dręczenie Puchonów, to jeszcze całość ze strony Orlova brzmiałaby jak oburzenie, że w ogóle blondwłosa przebywając w towarzystwie Rosjanina, śmie dopuścić do głowy myśl o jakimś koledze. Oczywiście, że nie myślała i wspomniała o Alexis, bowiem ona nie zniknęła z powierzchni ziemi! W tym właśnie tkwił szkopuł. I na pewno uparcie zapewniłaby, że nie był to wspomniany Alex już któryś raz z rzędu. Jednakże nie skupiając się już na dawnych znajomych, wróćmy do tematu tych obecnych. Będąc już w wannie, czuła, że Rosjanin zaczął się jej dokładnie przyglądać. Oczywiście domyśliła się, że musi być widać jakieś drobne zmiany w jej wyglądzie. Nagle poczuła się w jakiś sposób trochę odkryta. Zastanówmy się realnie. Ile osób kiedykolwiek widziało w niej ślady po przodku - harpii, a nie olśniewającej wili? I nagle tak z tym, już wcale nie tak wyidealizowanym wyglądem tkwiła przed Rosjaninem, który najwyraźniej dobrze się bawił przyglądając się jej. Co wcale się jej nie podobało. Była to tylko jeszcze większa motywacja, aby wrzucić go do brudnej wanny i przerwać to obserwowanie. Tylko poczuła jak Grigori wylądował na niej w tej małej wannie. Miała ochotę jeszcze bardziej go udusić. A należy tu dodać, że i dziesięć minut temu zrobiłaby to z wielką przyjemnością. Zaczęła się z nim szamotać, chcąc by łaskawie z niej zszedł, bo rzeczywiście, jakoś szczytem jej marzeń nie było, leżeć z nim tu, w tej wannie. Kiedy już wydawało się, że o to udało mu się z niej w końcu zejść, ręka odsunęła mu się tak gwałtownie, że Effie automatycznie przymknęła oczy. Zdając sobie sprawę, że leży z Orlovem na sobie, szybko otworzyła powieki. Jeszcze czuła przelewającą się przez nią złość, jeszcze jej oczy nie miały zielonej barwy. Choć teraz już sama nie wiedziała, czy nie jest czasem najbardziej zła na to, że to właśnie on musiał dostrzec jej złość tak niebywale wyraźnie malującą się na twarzy. Patrzyła na niego z jakąś szaloną zaciętością. Ani w głowie nie było jej odwracanie wzroku. Czekając, aż Grigori coś zrobi, badała spojrzeniem. I Rosjanin zrobił, coś tak niespodziewanego, że aż w pierwszej chwili, gdy ich usta się spotkały, absolutnie ją zamroczyło. Co więcej, chłopak nie odskoczył przepraszając i mówiąc coś o zapomnieniu się, tylko pogłębił pocałunek. Blondynka z jakąś niepewnością przymknęła oczy, jakby to była chwila w której powinna była go odepchnąć. No właśnie. Z tym, że z jakichś powodów wcale tego nie zrobiła. Było to wręcz absurdalne. Jednak dziewczyna nie tylko, nie kazała mu przestać, ale i jakoś zaczęła się zdecydowanie angażować w owy pocałunek, by już po chwili przybrał na jakiejś niespodziewanej namiętności. Jeszcze nie wiedziała czemu to robi, dlaczego złość nagle gdzieś przechodzi na bok, a zastępuje ją jakieś inne uczucie. O tak, właśnie w jej głowie zamiast chęci popełnienia morderstwa na Orlovie, pojawiło się pożądanie względem jego.
No tak, naprawdę zaskakujące. Ale spokojnie, Orlov nie byłby dłużny, zapewne gdyby zorientował się, że właśnie się ze sobą zgadzają, zacząłby się wykręcać. Aż w końcu zapomnieliby o sprawie, wracając do swoich stałych drobnych kłótni. No cóż porównanie ich rozmów do ognia i powietrza było całkowicie prawidłowe. W końcu nigdy się nie dogadywali tak jak powinni, wręcz robili wszystko, by pokazać drugiej osobie jak są różni, jakby wstydzili się przyznać, że w sumie to przez pewne zbieżności w ich charakterze dochodzi do tych sporów. No cóż, Gigori w rzeczywistości ani razu nie usłyszał jeszcze o Brooxterze, ale i tak powiedziałby, że zgadza się z gazetką co do tego, że Effie przeżywa jakieś nieszczęśliwe miłości. Ale faktycznie, cała rozmowa i tak zabrzmiałaby wyjątkowo komicznie, biorąc pod uwagę jak było naprawdę. Orlov jakoś nie wspominał żadnych swoich znajomych, kiedy gadał sobie z Effie, więc śmieszne było, że ta co chwilę wspominała kolegę, który uciekł przed jej szponami. W sumie dosłownie, jak teraz się okazało, kiedy leżała sobie w wannie, z ujawnionymi genami harpii. Oczywiście, był zaintrygowany i rozbawiony tą sytuacją. A szczególnie jej zmianą. Faktycznie, z pewnością niewiele osób widziało ją w takim stanie. Ale przecież trzeba mieć zdolności Orlova, żeby zazwyczaj spokojną panią prefekt rozzłościć tak, że prawie zamienia się w harpia! Którzy inny tak pięknie nie wyprowadziłby z równowagi dziewczynę? Tutaj po prostu potrzebny był Grigori. Cóż mogła się przynajmniej poczuć, chociaż trochę jak zwykłe dziewczyny, które mają pewne wady w urodzie i muszą żyć z tą świadomością. A przynajmniej tak sobie pomyślał uradowany tym co zrobił Rosjanin. Ale cóż za chwile triumfu i rozkoszy musiał zapłacić, gdyż znalazł się w brudnej nieprzyjemnej wannie w jakimś nawiedzonym domu. No pięknie. Szamotanina Effie niezbyt pomagała mu w wydostaniu się z ciasnego miejsca, ale w końcu sama go na siebie zwaliła. Więc pewnie chciała go teraz tu zostawić na zawsze i przygnieść swoją osobą! Tak, tak takie myśli przechodziły czasem trochę podpitemu Orlovi przez głowę, kiedy próbował się wykaraskać. Ale cóż nie udało mu się i jak wspomniane było wcześnie spotkał się nosem w nos z wilą, na dodatek wciąż zmienioną. I jak również było powiedziane zrobił coś czego prawdopodobnie nie spodziewał się nikt podczas zaistniałej sytuacji, oraz przebiegu ich znajomości. Oczywiście zapominając, że Grigori jest trochę szalonym Rosjaninem – piromanem, a Efka poważną panią prefekt, o anielskim wyglądzie. No może w tej chwili nie aż tak anielskim. Przekraczając… w sumie wszystkie racjonalne granice, które powinny stać między nimi, Grigori pod wpływem impulsu pocałował Ślizgonkę. I w sumie na tym mogło to się zakończyć. Jeśli on tego nie zrobił, to panna Fontaine powinna zrzucić go z siebie i nawrzeszczeć na niego za nieodpowiedzialne czyny. Ale nie. Ku zdziwieniu jego, jak i pewnie jej, dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Rosjaninowi przemknęło gdzieś z tyłu głowy wycofanie się. Ale kto by tak naprawdę to zrobił w obliczu pół wili, która oddaje pocałunek. Pomimo tego, że była prawie harpią, Orlov zupełnie nie miał motywacji do powstrzymania się. Miał za to do tego, żeby coraz bardziej namiętnie oddawać pocałunki. Miał wrażenie, że nienawiść i złość, którą do siebie przed chwilą odczuwali, zupełnie zwyczajnie przerodziła się w dziwne pożądanie, którego Orlov do tej pory szczerze mówiąc nie doświadczył. W każdym razie całował bez specjalnej krępacji dalej dziewczynę. Co więcej, miał wrażenie, że to mu nie wystarcza. Nie wystarcza mu nawet odkrywanie faktury jej zgrabnej talii, szczególnie, że była pod sukienką. Przeszkadzało mu nawet, że ma na sobie, rozpięty jak rozpięty, ale wciąż płaszcz. Nie wiedział co z tym fantem zrobić, do czego może się posunąć. Działając raczej pod wpływem impulsu, zjechał ręką niżej, by móc przesunąć ręką po nodze dziewczyny, zadowolony z tego, że sukienka zsunęła się trochę z niej. Po chwili jednak jakby zmienił cel i przeniósł rękę na jej dekolt i ramiona, zsuwając z nich, chcąc nie chcąc płaszcz.
Zdecydowanie nie potrafili by przyznać, iż w ich charakterach są jakieś zbieżności. Wszakże byli jednocześnie tak różni, co więcej te różnice wręcz podkreślali, aby zapewnić, że wszystko ich dzieli, a w niczym nie mogą podobnie myśleć. Nie do końca jednak tak było, jedno co już w tej chwili było można na pewno stwierdzić, to że uwielbiają dominować nad innymi i mają silne charaktery. Jak widać Orlov zamiast o koleżankach wolał wspominać swoje byłe i obecne dziewczyny, co widać było z tej rozmowy. Wszakże i wątek Colette i Lotty został poruszony, choć pewnym byłoby, że gdyby był na jej miejscu, zapewne także wspominałby rozmowy z kimś, z kim całkiem niedawno spędził wiele czasu. I tak, rzeczywiście, Eff mówiła o nim doprawdy co chwilę! Czyli aż jeden raz. Rzeczywiście pannę Fontaine nie było łatwo rozzłościć do takiego stopnia by pojawiły się w jej wyglądzie zmiany. Albo inaczej, nikt nawet jakoś zbytnio nie kwapił się do podjęcia prób zezłoszczenia Effki do takiego momentu. Z drugiej strony sama ciągnęła tą kłótnie. Pewnie najbardziej irytowało ją to, że chłopak też brnął w tej dyskusji. Rzeczywiście, coś pociągającego było w wizji zostawienia Rosjanina w tej wannie na zawsze. Choć nie myślała teraz o tym i szczerze powiedziawszy nie przyszło jej to do głowy, kiedy skupiała się na jak najszybszym opuszczeniu wanny i przede wszystkim zrzuceniu z siebie Orlova. Oczywiście wszystko do czasu, a raczej do tego momentu, w którym to wszystko gwałtownie się skomplikowało. Nie wiedziała dlaczego tak naprawdę odwzajemnia te pocałunki, ba dlaczego coraz bardziej w to brnie. W tym wszystkim coś w Grigorim się jej jakoś zapewne musiało podobać. A może tak właściwie wcale nie odrzucała ją jego upartość, a wręcz przeciwnie? W tej chwili nie była tego pewna, a i tak naprawdę nie skupiała się na tych myślach. Daleka była od skomplikowanych rozważań, a już zwłaszcza, gdy Rosjanin nieprzerwanie całując, zaczął dłońmi błądzić po jej ciele. Nagle odkryła jakieś inne uczucia względem chłopaka, zupełnie różne od wcześniejszej złości, choć niekoniecznie słabsze. Niczym w amoku związanym z przebiegiem sytuacji, zupełnie instynktownie nieco się uniosła znad poduszek, czując dłonie Grigoriego zsuwającej z niej płaszcz. I wcale nie podniosła się po to, by uciec stąd krzycząc na cały głos i przeklinając cały naród rosyjski, a by zsunąć z siebie owe odzienie i co więcej, zająć się zupełnie niepotrzebny płaszczem Grigoriego. Fakt, że właśnie z ramion zsunęła się jej gruba część ubrania, opadając na poduszki, przyjęła z ulgą choćby ze względu na to, iż w tej lodowatej łazience, nagle zrobiło się niebywale gorąco. Drugą sprawą było to, że w tej dzikiej namiętności, która nagle zaczęła nią targać, poczuła wyjątkowo silną chęć dotknięcia ciała Orlova, bliższego poczucia go. Oczywiście jego płaszcz byłby to wyjątkowo utrudniający. Gdy zrzuciła z niego ową część ubrania, dłonie zatopiła w jego potarganych włosach, mocno przy tym je zaciskając. Pożądanie, które w jednej chwili ją ogarnęło było po pierwsze zupełnie silne i wprawiające w totalne zapomnienie, a do tego absolutnie niezwykłe. Nie, nie, coś takiego nie przytrafiało się codziennie.
W zasadzie jeśli chodzi o zachowanie, styl bycia, byli zupełnie inni od siebie. Jednak jeśli chodzi o charakter można zauważyć szczegóły, które się ze sobą splatają. Choćby to, że są uparci, co na okrągło pokazują. I oczywiście ich dominujące charaktery, to był a zdecydowanie kwestia sporna. W zasadzie to Effie pierwsza wspomniała o typie kobiet jaki lubi Grigori, a Lotta została wspomniana, aby zanegować fakt, iż Orlov może się zauroczyć jedynie w cichych baletnicach. W zasadzie został już wspomniany co najmniej drugi raz, po wcześniej przeżywała to co zostało o nich napisane w jakiejś tam gazetce, czyż nie? W sumie ciekawe dlaczego nikt się do tego nie kwapił. W końcu wyglądała na dość zarozumiałą wilę i raczej jakby ktoś o to pytał Rosjanina, powiedziałby, że z pewnością ma wielu wrogów. Szczególnie wśród płci pięknej. Ale w końcu większość osób by się zapewne poddało, albo po prostu nie przypuszczałoby, że brudna poduszka wywoła u panny Fontaine tyle złości. Oczywiście coś pociągającego, o ile ona byłaby chyba razem z nim w tej wannie. Tylko kiedy nadszedłby ranek, ta wizja zostałaby przerwana, kiedy zobaczyliby w jakich warunkach przychodzi im kokoszenie się i próba wyjścia. W każdym razie póki co jak widać ją zaniechali, bo zajęli się ważniejszymi rzeczami, takimi jak poddawaniu się chwili i chwilowego dziwnego pragnienia. No cóż Grigori gdyby go zapytać dlaczego w ogóle pocałował dziewczynę, wzruszyłby zapewne bezradnie ramionami. Przecież wila była jego zdaniem przereklamowana, jej uroda nużąca i nie można było patrzeć na nią bez pryzmatu olśniewającej urody. Chociaż zapewne wmawiał tak sobie, nie chcąc być szablonowy i patrzeć na nią jak każdy mężczyzna, czyli idealny obiekt seksualny. Dlatego ubzdurał sobie, że mu to szalenie przeszkadza. Ale i tak nawet po tym zajściu zapewne nie zmądrzeje. Bo Orlov popełnia tysiące razy te same błędy. A co dopiero rozmyślanie o tym teraz. Kiedy nagle znalazł w sobie odkrywce, co byłoby całkiem zgodne z jego naturą, gdyby nie to, że zapragnął odkrywać zgrabne ciało dziewczyny, z którą przed chwilą się kłócił. W zasadzie jego problem co teraz zrobić rozwiązał się praktycznie sam, kiedy Effie pozwoliła mu ściągnąć z siebie płaszcz, a na dodatek pozbyła się jego odzienia, czuł, że teraz ma pole do działania. Ze zdziwieniem stwierdził, że dłonie dziewczyny, które aktualnie zatopiła w jego świetnej fryzurze, wyjątkowo na niego działają. Zresztą całe jej ciało, które teraz chociaż trochę bardziej mógł zobaczyć, również cholernie go kusiło. Dzięki temu, że się podniosła , a jego dłonie znalazły się na jej plecach, stwierdził, że w sumie może rozpiąć jej sukienkę, zrobił to szybko i delikatnie, tak, że w przypływie obecnie panujących tu emocji Effie mogła się zorientować, że to zrobił dopiero kiedy przejechał dłonią wzdłuż całego kręgosłupa. Jego kolejny plan, które układał w ciągu dwóch sekund i od razy realizował, było dojście do górnych partii ciała wili. Dlatego kiedy wrócili na zdechłe, dziwnym trafem ciepłe, poduszki przestał na chwilę ją całować. Miał wrażenie, że jej wzrok ponownie był jakiś inny, chociaż wyraźnie widział już zielone nie czarne tęczówki. Chyba. W każdym razie po chwili wolno zaczął schodzić pocałunkami do jej dekoltu, również go naznaczając. W końcu wystarczył ruch dłoni, żeby górna partia sukienki poleciała w dół, a on mógł w świetle księżyca zobaczyć, trzeba przyznać perfekcyjne, piersi Efki. W głowie mając tylko śliczną dziewczyną, a nie konsekwencje czy nawet niewygodę, zetknął wargi z tymi ślicznymi częściami jej ciała.
Choć między Grigorim i Effie tych różnic było więcej niż podobieństw, to właśnie te zbieżności były w takich kwestiach, że nakreślały cały charakter ich poplątanej znajomości. Nie byli dobrze dobrani, raczej przewrotnie i wprost nieco komicznie. Choć może w tym właśnie tkwiła metoda? No cóż, przynajmniej mniej było w tym wszystkim nudy. Właściwie nie było co o niej w ogóle mówić. Gazetka to było jeszcze co innego, a prawdę powiedziawszy coś, o czym wcale nie miała ochoty zbyt wiele myśleć. Szczególnie, iż wyglądało na to, że reporterce brak tematów, skoro odgrzewała jakieś zimne już wątki. Czyżby taka monotonia wkradła się w Hogwarckie mury? Jednak mimo wszystko wyglądało na to, że nie wiele osób pali się do posiadania wroga w postaci prefekta naczelnego, bo jakoś raczej ich nie miewała. No chyba, że chodziło jeszcze o coś innego. Tak czy owak, nie narzekała w tej kwestii. To jak było właściwie jej odpowiadało. Czy Effie mogłaby zmienić stosunek do Grigoriego? To było raczej mało prawdopodobne, przecież on nadal pozostanie tym samym zbyt pewnym siebie, upartym i dziwacznym Rosjaninem. To co działo się między nimi w owej chwili... wykraczało poza wszelakie granice logiki. Nawet nie było się jej co doszukiwać w tym. Po prostu okazało się, że poza tym, iż drażnią się nawzajem, także zupełnie się pociągają. No cóż, absolutnie normalna i logiczna sprawa! Choć panna Fontaine póki co nie zastanawiała się jakie myśli nawiedzą ją po tym wszystkim. Po chwili zapomnienia się w jakiś namiętnych pocałunkach, poczuła jak Grigori przesuwa dłonią wzdłuż jej nagiego kręgosłupa, jak się domyśliła, musiał zgrabnie uporać się z zapięciem czerwonej sukienki. Co prawdę powiedziawszy, nawet nie wiedziała w której chwili nastąpiło. I nie zastanawiała się nad tym, ani jakoś ją to nie obchodziło. Po prostu wedle tego co narzucał Rosjanin położyła się na poduszkach, pozwalając schodzić mu z pocałunkami niżej, aż ten dotarł do jej biustu. Przymknęła oczy, automatycznie wolną ręką wędrując do włosów, by jakoś byle jak je rozburdać. Na moment rozchyliła lekko usta, łapiąc kilka głębszych oddechów, pod wpływem muśnięć jakimi obsypywał ją chłopak. No i na tym by się skończyło. Nie, nie, oczywiście nie ten wieczór, czy wariacje w opuszczonej łazience. Po prostu w tym momencie została przerwana na tę chwilę Effkowa uległość. Dziewczyna zaraz podniosła się z poduszek, oczywiście przy tym odnajdując usta Rosjanina, by wrócić do ich całowania. Naparła na niego, na tyle, by ten podniósł się i by usiedli w tej małej przestrzeni. Panna Fontaine zaraz znalazła się na jego kolanach i zabrała za pozbawianie go górnej części odzieży. Nie minęła chwila, a dziewczyna odrzuciła owy fragment garderoby chłopaka gdzieś na bok, po czym z pocałunkami powędrowała ku jego linii szczęki, szyi, obojczykom. Jej dłonie oczywiście także znalazły całkiem niezłe zajęcie. Wędrowały sobie bowiem po klatce piersiowej chłopaka, by ostatecznie po zsunięciu, zatrzymać się tuż nad zapięciem jego spodni. O tak, właśnie dokładnie poznała na czym polega zupełne zapomnienie się.