Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Rzucacie DWIEMA KOSTKAMI na zdobycie babeczek, skoro te Irkowe się posypały! Potrzebujecie przynajmniej tuzina (12 szt), żeby zadowolić waszego porywacza.
1 oczko kostki = 1 babeczka.
Powodzenia!
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro Wrz 16 2015, 13:52, w całości zmieniany 1 raz
@Shenae D'Angelo, @Noel Payne, @Julian O'Shea Właściwie nie miała pojęcia, że zachowanie krukoni sprawi iż Archibald postanowi dać jej jakikolwiek szlaban. Co prawda, sama zarobiła ich miliardy w swojej całej karierze, ale szczęśliwie – nigdy – od opiekuna domu. Wolała się zatem już nie odzywać, bo gdyby jednak podjęła się dysputy z profesorem, to skończyłaby jeszcze gorzej niż She. Nie żeby coś, ale przypominało jej się w ten sposób starcie z Callisto, która za palenie chciała… Właściwie nie pamiętam co, ale wiem, że Eiv się to nie podobało. Spojrzała z niezrozumieniem na Shenae, kiedy ta tytułowała Noela, bo przecież nie był nauczycielem, right? Pokręciła więc głową i skwitowała jedynie krótko, że ten o to mężczyzna ma na nazwisko Payne i jest eks-ślizgonem. Niemniej jednak bez zawahania chwyciła za nadgarstek Julka, bo musiała odejść z jednym i drugim na bok, by wreszcie nikt im nie przeszkadzał, a kiedy już udało się ich odciągnąć od całego zamieszania i stali tylko we troje, wbiła w nich skonsternowane spojrzenie. -Rozumiem, że wasza dyskusja jest niesamowicie absorbująca, ale mamy poważniejszy problem i głęboko wierzę, że rozwiążemy go… – Powiedziała niezwykle rzeczowo i kiwnęła głową na kopertę. -Szybko. – Skończyła myśl, bo ten zwitek papieru znowu zaczynał cały cyrk. Wywróciła oczami na ten swój charakterystyczny sposób i bez żadnego zawahania szturchnęła Payne’a lekko w ramię, by wreszcie się ogarnął. -Bądźże dla niej miły; nic cię to nie kosztuje, a w ten sposób będziemy mogli opuścić tę zapyziałą norę. – Pokręciła głową zirytowana i ujęła pomiętą kartkę w dłoń. Robiła coś wbrew sobie, ale przecież miała ochotę na jak najszybsze opuszczenie Wielkiej Sali, toteż palcem zaczęła łaskotać kopertę po zagiętym rogu i w końcu odezwała się do niej tym swoim słodkim tonem, który zakrawał wręcz o głos prawdziwej hipokrytki. -Bądź tak dobra i wskaż nam drogę. Noel ma dzisiaj bardzo ciężki dzień, a ja głęboko wierzę, że jesteś w stanie okazać nam łaskę tą jakże ogromną – nie-su-bor-dy-na-cją. – Przesylabizowała słowo i zdawała się na ślepy los. No bo w gruncie rzeczy… Co takiej kopercie może wpaść do papierowego łba, c’nie?
Koperta nie dała się udobruchać Eiv, ale za to bardzo ochoczo potraktowała gładzenie jej rogów. Zwinęła się w rulonik i wyprostowała z powrotem wyraźnie zadowolona z tego stanu rzeczy. W kilka chwil potem, zwijając się razem z mapą Juliana, przefrunęła w kierunku Archibalda, rozkładając mu się na ręce, razem z mapą, wskazującą ich cel.
Od tej pory współpracujecie wszyscy razem w jednej grupie:
A jeśli chcecie zobaczyć mapę, musicie poprosić o nią profesora Blythe, tylko on może wam ją pokazać! Koperta też zdaje się chcieć współpracować tylko z nim.
Można powiedzieć, że @Irina miała szczęście w doborze rozmówcy, ponieważ Sverrir nie wyglądał na szczególnie znudzonego jej opowieściami, ba! Od czasu do czasu sam coś dodawał, gdy doszukał się w słowach Iriny podobieństwa do Stavefjord, czy jego ojczystego kraju, co mogło oznaczać, że naprawdę jej słuchał... i to ze zrozumieniem!... albo miał dobre wyczucie chwili. Już mieli wychodzić i zab... znaczy... znaleźć tego żartownisia, co ukradł im kopertę, które nie wiadomo wszyscy traktowali śmiertelnie poważnie... a więc już mieli wychodzić, kiedy ktoś nagle potrącił panię Blythe w wyniku czego na ziemię posypały się wszystkie babeczki! Sverrir szybko rzucił się do słodyczy, żeby je ratować, ale jako... nie do końca się to udało, bo ostatecznie złapał tylko... pięć. //@Louis teraz wszystko w twoich rękach. Nie zawiedź nas! xD
Uniosła posępne spojrzenie na Archibalda, ale profesor i tak musiał wiedzieć, że dalej go lubi. Ugryzła się jednak w język, żeby w żaden sposób niestosownie nie komentować zaleceń profesora. Słuchała go uważnie, chrząkając niewyraźnie na jego spostrzeżenia i zerknęła na Eiv, wzruszając nieznacznie ramionami. Tak właśnie zarobiły sobie metkę klnących jak szewc. Dorzuciła tylko niemrawo, żeby już mocniej się nie pograżać: — Miewam lepsze dni, profesorze — zapewniła go jednocześnie zaczesując z rozdrażnieniem włosy do tyłu, rozglądając się za sprawcami tej całej szopki. Voice i Zoellowi się oczywiście upiekło, choć to oni wyprowadzili ja z równowagi swoim szczeniackim zachowaniem. Odetchnęła, dobrze wiedząc, ze sama jednak nie była w tym bez winy. Otrzeźwiły ją dalsze słowa pana Blythe. Nie chcąc go ignorować, skierowała na niego spojrzenie, zerkając jednocześnie na zwitki papieru w jego dłoni. — Nie jestem pewna, czy chciałabym panu wchodzić w kompetencje, profesorze Blythe. Panu wydają się negocjacje przychodzić bardzo naturalnie. Pochyliła się do przodu ciekawa co też trzymał w ręku. Może Archibald zechciałby się podzielić tą tajemnicą? Skoro przygarnął ją do swojej dwuosobowej drużyny...
Nie skomentował sprostowania Eiv o sobie i swoim nazwisku bo było mu to na rękę, przynajmniej na razie. Jeszcze będzie miał czas żeby powiedzieć jej, ze powinna się zwracać do niego "profesorze Payne", przynajmniej oficjalnie i uśmiechał się wewnętrznie na samą myśl tego, jak cholernie będzie ją to irytować. Gdy pociągła go jednak razem z Julkiem w swoją stronę, jeszcze całkiem grzecznie, choć zdecydowanie wyciągnął swoją rękę z jej uścisku i posłał jej przeciągłe spojrzenie, bo nienawidził, kiedy ktoś targał go w ten sposób. — Poważny problem zostanie rozwiązany albo rozwiąże się sam — mruknął i pokręcił głową, a po chwili spojrzał na kopert, która złączyła się z mapą i pofrunęła do Blythe'a. Właściwie to nic dziwnego, że potrafili się dogadać, chyba nadają na tych samych falach. Przynajmniej on, bo Noelowi nijak szło rozmawianie z pogniecionym świstkiem. Doprowadzał go do szału i wcale tego nie ukrywał. Zerknął jeszcze przelotnie na Eiv, po czym ruszył w kierunku Blythe'a, bo w końcu to on był posiadaczem koperty i znał cel ich wędrówki. A teraz już nie było podziału na jego i resztę, zostali sami, z dwoma świstkami papieru, które pokazywały cel. — Wow, jestem pełen podziwu. Chyba muszę się jeszcze sporo nauczyć o kopertach — mruknął z nieskrywaną kpiną, bardziej do siebie samego niż Archibalda. Ten był od niego o wiele bardziej doświadczony, ale też cierpliwy. A może bardziej obojętny i to sprawiało, że łatwiej mu było dojść do porozumienia z czymś, co Payne;a wyprowadzało z równowagi. Odwrócił się na Eiv i Juliana, ponaglając ich wzrokiem, bo miał nadzieję, że ta cała szopka szybko się skończy.
Szybkie przełykanie śliny pomogło zapanować nie tylko nad mdłościami, ale i Omicronem, który wprawdzie zdawał się nie szarpać do wyjścia, a jednak zareagował absolutnie dziko już na pierwsze nuty głosu Lockwooda. Czasami Upsilon mogła ich usłyszeć, zwłaszcza wtedy, kiedy byli najbardziej podekscytowani, ale dość często kończyło się to po prostu przejęciem kontroli przez inną osobowość. Upsilon była pod wrażeniem, że Omicron jeszcze nie wyrwał na zewnątrz, choć być może był po prostu zbyt onieśmielony obecnością Gryfona. To było całkiem ciekawe zjawisko. Upsilon podejrzewała co nieco, biorąc pod uwagę radosne wpisy na wizzbooku Ups, ale nigdy nie widziała tego chłopaka osobiście. Dobrze, że nie narzygała mu na buty. Omi z pewnością nie byłby zachwycony. Sparks okazała się nagle niezwykle pomocna, spławiając Lockwooda. Upsilon nieco ulżyło, ale ulga jak zwykle nie mogła trwać zbyt długo. Oczywistym było, że ktoś w końcu zainteresuje się jej nadmierną bladością. Troska pani profesor nie była nawet taka najgorsza, a i pomysł na opuszczenie Wielkiej Sali zdawał się być całkiem mądry. Zwłaszcza, jeśli miały ukryć gdzieś kopertę przed wścibskimi oczami wszystkich tych ludzi. Skupiona na celu, prawie nie usłyszała tego, co Sparks miała jej do powiedzenia, ale Ups... Och, Ups usłyszała to aż nazbyt dobrze i panna Wild miała tego pełną świadomość, gdy na krótki moment jej oczy obróciły się wgłąb czaszki.
@ Ups
Mam nadzieję, że zaszkodziło ci nasze jedzenie? Ups wyraźnie czuła, że z tą babeczką coś jest srogo nie tak. Czy ona chciała ich wszystkich pozabijać, żeby zgarnąć nagrodę za ukrycie koperty?! Przydałaby się tu Sigma ze swoim malutkim okrucieństewkiem, które ZMIOTŁO BY SPARKS Z POWIERZCHNI ZIEMI! No, ale Sigmy tu nie było. Za to tuż u boku Ups była sama Wysłanniczka Losu! No i ona, dzielna Ups! Która ocali ich wszystkich przed każdym złem i każdym stresem, i pokaże, jak mogą się dobrze zabawić! Ha! - Mam nadzieję, że pani też jadła - skwitowała, uśmiechając się słodko do nauczycielki ONMSu, jak gdyby nigdy nic. Szybko jednak obróciła się do Atenki. - Ej! - mruknęła z podejrzanym uśmieszkiem, łapiąc rękaw Wakefield i ciągnąć go kilka razy z rzędu. - Ej, ej, ejejejejejej! Mam dziki pomysł! Chodźmy stąd! Iiii ty prowadzisz. Totalnie. Los nas poprowadzi. Co nie? Możesz go poprosić? Ateeeenkaaa, nooo! - Wydęła wargi, nie wypuszczając z dłoni rękawa przyjaciółki. A potem nachyliła się w jej kierunku z konspiracyjną miną. - Weźmy ją ze sobą - mruknęła, wskazując palcem na Sparks przekonana, że nikt poza nią i Atenką nie ma prawa tego zauważyć. Bo tak! - Może się jeszcze przydaaać. Co myślisz? - Patrzyła na Wakefield wyczekująco, nie mogąc się już doczekać tego, co będzie dalej.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Uniósł jedną brew, z rozbawieniem (tylko takim wewnętrznym, nie dajcie się zwieść pozorom) obserwując swoją żonę, rozsypującą babeczki. Islandczyk i tak wykazał się całkiem dobrym refleksem, pięć babeczek w locie stanowiło bardzo dobry wynik. Blythe zapewne posiłkowałby się zaklęciem. Teraz miał jednak bardziej istotne sprawy od analizowania sposobów ratowania słodkości. - Domyślam się. Z taką dwójką nie łatwo o lepszy dzień - dorzucił, zerkając również w ich stronę. Nie uśmiechały mu się kolejne szlabany, a łączonego dla całej trójki nie zamierzał robić, dlatego uznał, że Voice i Zoellem zajmie się oddzielnie. Ewentualnie zrzuci ten ciężki obowiązek na Callisto i któregoś nauczyciela z Salem. Spojrzał na Eiv, konspiracyjnie zgarniającą swoją drużynę, uśmiechając się do siebie. Chwilę później koperta posłusznie lądowała w jego dłoniach, rozprostowując się jak przystało na grzeczny zwitek papieru. Może powinien zaklinać wszystkie wypracowania ocenione niżej niż na zadowalający, aby w ten sam sposób traktowały uczniów? - To co, D'Angelo? Idziemy zwiedzać Hogwart? - zapytał, unosząc lekko mapę w taki sposób, aby tylko Krukonka mogła się jej przyjrzeć. Chwilę później opuścił ją jednak, smyrając kopertę po większym zagięciu żeby przypadkiem nie zauważyła, że wszyscy z nowej drużyny mogą ją swobodnie obserwować. - Dobry początek - skomentował znaczek na mapie, który wyraźnie dawał znać, skąd powinni zacząć. - Idziemy? - zapytał, niekoniecznie czekając na ich decyzję. Z góry założył, że wszyscy ruszą swoje tyłki do wskazanego punktu.
/zt. Wysyłam wam mapki, niech ktoś napiszę w naszym super punkcie, do którego mamy się kierować xd
Czekoladowe babeczki, taka mała kaloryczna przyjemność wypiekana w 180 stopniach w piekarniku. Coś co Louis by potrafił gdyby wyszedł ze swoim poziomem gotowania z piaskownicy. Cieszył się więc, że babeczki można było znaleźć na stole. Oczywiście również cieszyłby się gdyby teraz mógł odkryć w sobie dusze kucharza, ale... To byłoby bardzo ryzykowne. Nigdy nie wiadomo co by wybuchło gdyby się za to zabrał. Może spiżarnia, a może stanik @Iriny? Och wiecie, te kalorie... Na szczęście albo i nie... TYLKO kobieta wytrąciła czy coś cały talerz ciasteczek i poszły w cholerę. Gdyby się lepiej zastanowić odnalezienie "cholery" byłoby bardziej opłacalne niż to szwendanie się po szkole, ale czy on narzekał? Oczywiście, że nie. Na szczęście nie jest mną, hehs.- Dobra, to zrobimy tak. Ty łap z lewej ja z prawej! - Zwrócił się do @Sverrir'a, który wydał mu się jakiś dziwny. Nieśmiały? Oj chłopczyku, wujek Lumier i tak cię pozna, nie musisz się chować. Mamy dla siebie cały rok, nie zapominaj. Pognał w lewo do stołu puchonów, gdzie tylko byłemu uczniowi tej szkoły dało się połapać. Oczywiście szybko wyczaiły gdzie stoją talerze. Zabrał więc 7 sztuk, bo tylko tyle zostało i ruszył z powrotem do Irki. Zadowolony, że może w końcu uda im się opuścić wielką salę, w dodatkowo to nie on będzie musiał się produkować na temat szkoły, położył babeczki na tacy w rękach kobiety.- Ja to wezmę, nie możemy pozwolić by znowu przydarzyła się jakaś tragedia. - Stwierdził, zabierając jej tace. Po prostu w ten sposób da jej mniej sposobów na zepsucie sobie dnia. Nie zniszczy, nie wywali, nie nic... A jak coś Louis zrobi to jeszcze będzie miała okazję go wyśmiać. Dobra sprawa. Tyle radości i to nie z samego jedzenia babeczek.
Irina wcale nie obrażała się za brak zaufania ze strony Louisa. Potraktowała to jako chęć niesienia pomocy, dlatego bardzo chętnie oddała mu tacę z babeczkami. I owszem, wszystkie były teraz jego. Przynajmniej przez jakiś krótki moment. Tylko była sobie w ich towarzystwie jedna babeczka, której tak łatwo nie było poskromić jak tych na tacce. — W końcu jeśli od tego ma zależeć los naszej koperty — zaśmiała się krótko, podchodząc do Sverre. Skoro już udało im się uratować słodkości, mogli powrócić do poprzedniego tematu, jaki zostawili, zanim podjęli się tego odpowiedzialnego zadania polowania na czekoladowe smakowitości.
Podszedł do nich jakiś pedałkowaty Gryfonik i chciał im zabrać Upsilon. No co za ludzie w tej nienormalnej szkole! Patrzcie go, jakie, kurwa, pomysły! Upsilon jej zabierać. Nawet jeśli to nie była Ups, to i tak pomysł był absurdalny. I już, już miała mu powiedzieć, co o tym myśli, kiedy szybki rzut oka na przyjaciółkę uzmysłowił jej, że wcale nie musi się odzywać. Ruda zaraz na niego narzyga i się skończy impreza. No i pięknie! To jakby palec Losu dźgnął żołądek Wildówny i chciał przez niego przekazać swoją wolę! Wiedziała, że może na niego liczyć. Najwyraźniej jednak nie tylko ona zauważyła niepokojący wygląd dziewczyny. Profesorka też się zainteresowała, wyraziła jednak w związku z tym raczej dziwne życzenie. Miała nadzieję, że Ruda będzie rzygać przez tutejsze żarcie? Ta też chyba na głowę upadła. Niech się sama udławi tym badziewiem. A Atenka chyba zacznie organizować sobie sama jedzenie, byłoby bezpieczniej. Ten tekst jednak wystarczył, żeby z Upsilon coś się stało. Może poczuła się zagrożona albo coś... Grunt, że włosy dziewczyny nieznacznie się zmieniły, co było totalnie nowym zjawiskiem i Atenka spojrzała na nią podejrzliwie. Patrzyła tak, aż dotarło do niej, że dziewczyna ciągnie ją za rękaw. - Co? - warknęła, zanim ustaliła, że wreszcie wróciła Ups. Wtedy dopiero się rozpromieniła. - Ups! Nareszcie. Dobrze, że jesteś, Upsilon to straszna nudziara. Ej, wiesz, że macie jakby inny kolor włosów? To dziwne. Nieważne. Zamyśliła się. Tak, pójście stąd wydawało się być dobrym pomysłem. Zabranie ze sobą tej trzeciej... Już mniej. A jeśli będzie próbowała je zabić? Udusić, otruć, zatłuc jakimś zaklęciem? Co prawda one były dwie, a ona jedna, ale jednak była nauczycielką, więc może... Niee. One będę sprytniejsze. I tak ci się nie uda... - Idźcie w cholerę. Uda mi się. Ups, chodźmy. I ty... Ekhem. Pani też. Do tej miejscówki, gdzie składują jakiś sentymentalny gruz? Albo nie, bo nawet nie wiem, gdzie to jest. To może przy tym badziewiu od zegara, co się tak majta w tę i z powrotem? Kto niby tam chodzi? Nikt. Więc nikt tego nie znajdzie. Genialne! - zawołała, dumna z siebie. - Ups, idź przodem. Będę cię kryć - rzuciła, łypiąc podejrzliwie na nauczycielkę.
Wbrew dobrym chęciom, czas was goni nieubłaganie. Tik-tak, tik-tak. Słyszycie to? Nie? Powinnyście! To zegar wybija godzinę waszej porażki. Pośpieszcie się, zbliża się już godzina policyjna, a wy dalej się ociągacie. Chyba, ze któraś z was posiada zmieniacz czasu, w co wątpię. To co, panienki... zostało wam 15 minut do godziny 22 a potem to już lulu do łóżka. Może mały wyścig? Która pierwsza dostanie się do waszej tajnej skrytki?
Rzucacie JEDNĄ kością: Która wyrzuci największą ilość oczek, dociera pierwsza do miejsca waszej tajnej misji. Na nią będzie czekać drobna niespodzianka!
zt dla wszystkich trzech (piszcie już w wybranym przez siebie miejscu docelowym)
W Wielkiej Sali jak każdego zwykłego dnia odbywał się właśnie kolejny zwykły posiłek, w którym uczestniczyła większość uczniów, włącznie z @Ashleigh M. Eiris. Przyjezdna z Salem nie miała jednak dzisiaj w planach wielkiej wyżerki, bowiem zajęta była czymś o wiele ważniejszym i wymagającym jej niepodzielnej uwagi. Na kolanach pod obszerną szatą chowała wyciągniętą chwilę temu z torby laleczkę voodoo, owiniętą zielono-srebrnym materiałem i z dopiętymi do materiałowej głowy orzechowymi włosami. Och, włosy były najtrudniejsze do zdobycia, ale Eiris miała odpowiednie znajomości, by załatwić sprawę. Spojrzenie Ashleigh skierowane było wprost na przyszłą ofiarę - Ślizgonkę, która jeszcze tego dnia miała zrozumieć, że z Eiris się nie pogrywa. Wyczekując odpowiedniej chwili, przyjezdna miętosiła laleczkę w lewej dłoni, by prawą utrzymywać różdżkę gdzieś w okolicach pośladków materiałowego stworka. I gdy już, już wszystko zdawało się sprzyjać chwili, Ashleigh rzuciła cicho: - Everte Statum. Ktoś wyleciał w powietrze ze zdecydowanie zbyt dużą siłą i chociaż jeszcze sekundę temu siedział przy stole Ślizgonów, z pewnością nie był tym konkretnym dziewczęciem, któremu należała się nauczka. @Jack Laurent wyglądała na wściekłą, kiedy z niemałym trudem podniosła się na nogi, przecierając obolały tyłek. Z pewnością nie dojrzałaby swojego oprawcy, gdyby nie kompletny szok na twarzy Ashleigh i zbyt wysoko podniesiona laleczka voodoo.
Nadszedł czas decyzji. Jack, chyba nie puścisz jej tego płazem? A ty, Ashleigh? Wolisz konfrontację czy szybki odwrót i zemstę na tym, kto załatwił ci nie ten pukiel orzechowych włosów? Tylko tym razem zaplanuj wszystko porządnie.
Na czas Halloween Wielka Sala przybrała dosyć nietypowy wygląd. Zazwyczaj podczas imprez tego typu strojono pomieszczenie w mocno dystyngowanym stylu. Jednak nie dziś. Nie przechodząc jeszcze przez drzwi można było się domyśleć jak kolorystycznie prezentuje się Wielka Sala. Słodki zapach nastrajał uczniów na to, że w środku zobaczą kolorystykę pasującą do Miodowego Królestwa lub Magicznych Dowcipów Wesleya. Już na samym początku można zauważyć, że coś jest nie tak. W drzwiach widać dwie czarownice, które przebrały się w strcite mugolski sposób. Haczykowate nosy, szpiczaste kapelusze i czarne stroje dają do myślenia. Zwracają uwagę każdemu chętnemu do wzięcia udziału w balu, że obowiązują na Sali stroje lekkie i zwiewne, pasujące do zabawy na świeżym powietrzu, ale połączone z klasą i stylem, bo nie są mile widziani obdartusi. Po przekroczeniu progu można było dostrzec, że Wielka Sala przeobraziła się w stu procentach. Zniknęły wszelkie elementy dotychczasowego wystroju. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec świecący się na złoto magiczny pył, który unosił się w powietrzu, jakby cały czas się sypał z sufitu. W dodatku pośród pyłu można było dostrzec przelatujące i wesoło ćwierkające kolibry. Jesteś pod wrażeniem? To nie wszystko. Przekraczając próg Wielkiej Sali czujesz, że podłoga pod Twoim ciężarem lekko się ugina. Patrząc w dół dostrzegasz, że całe pomieszczenie zostało wyłożone miękką trawą na której można się wygodnie położyć. Może dlatego stoły zostały zastąpione skrzyneczkami i to przy nich siedzą dotychczasowi goście? Mimo tego, że prowizoryczne stoliki nie są na pierwszy rzut zbyt pojemne widzisz, że wręcz uginają się od różnorakich przekąsek. Możesz tam dostrzec kolorowe babeczki, kiście winogron i jabłek oraz wszelkiego rodzaju desery. Dla spragnionych sprawa jest bardziej skomplikowana. Przy ścianach mogą oni znaleźć kilka amfor, które oferują różnorakie trunki. Jednym z najbardziej powszechnych jest wino. Jednakże jeśli nie masz 17 lat nie próbuj oszukać amfory, bo może Cię spotkać sporo nieprzyjemności! Gdyby tego było mało, na samym środku Wielkiej Sali postawiona została ogromna fontanna z której wypływa jasnobłękitna ciecz, której koloru nie można porównać do zwykłej źródlanej wody. Może przekonasz się czy w smaku jest identyczna? Dookoła fontanny znajdują się zielarki, które radośnie nawołują do przechodzących obok studentów zachęcając do skorzystania z ich usług. W głębi Sali znajduje się też kilka stoisk na których możesz zaopatrzyć się w różne eksluzywne dobra, których większość została wyprodukowana tylko i wyłącznie na potrzeby tego wydarzenia. Z samego końca Sali wydobywają się regularne odgłosy. W miejscu stołów nauczycielskich pojawiła się scena, a na niej zespół powszechnie nazywany Roznegliżowane Boginy grał jedną ze swoich piosenek.
Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego zielarki są tak zafascynowane kwiatami? One same powtarzają, że pobierają z nich witalną energię i moc, której nie można doświadczyć w żadnym innym miejscu. Są zdania, że człowiek otaczający się naturą, a zwłaszcza kwiatami staje się promienny i wesoły. Na Wielkiej Sali nie mogło zabraknąć i tego elementu. Tuż przy fontannie stała rozpromieniona zielarka, która zachęcała wszystkim przybyłych do porozmawiania z nią i przekonania się do kwiatów. Może zgodzisz się na zaklęcie powodujące pokrycie Twojego ciała kwiecistymi tatuażami?
Żeby nauczyć się zaklęcia Corpus Flo rzuć jedną kostką. Jeżeli zaklęcie się uda, rzuć dodatkowymi dwiema. Na nauczenie się zaklęcia masz trzy próby. Jeżeli po trzeciej zaklęcie dalej będzie nieudane - zielarka przepędza Cię spod fontanny.
Druga kostka odpowiada za wzory jakie pojawią się na Twoim ciele, a trzecia od interakcji z zielarką po wykonaniu zaklęcia
Zaklęcie.
Spoiler:
1 - Po rzuceniu zaklęcia ciało nie pokrywa się żadnymi wzorami, widzisz tylko lekkie zaczerwieniania. 2 - Zauważasz, że pod wpływem zaklęcia Twoje ciało pokrywają lekkie przebarwienia, jednakże nie przypominają one jakichkolwiek wzorów. 3-6 - Zaklęcie zamienia część Twojego ciała na pokrytą różnokolorowymi tatuażami.
Wzory.
Spoiler:
1 - Twoje ciało zaczynają pokrywać krwistoczerwone róże otoczone kolczastymi łodyżkami. Wyglądasz jak gwiazda rocka, jednak do kompletu brakuje Ci tylko tatuażu w kształcie przebitego serca. 2 - Na Twoich rękach pojawiają się kwiaty wyglądające jak Księżycowa Rosa. Jest ich tak wiele, że ciężko doliczyć się ile tak naprawdę kwiatów zdobi Twoje ciało. 3 - Patrzysz na swoje ręce i nie dostrzegasz żadnej zmiany. Czyżby coś poszło nie tak? Zauważasz jednak, że ludzie dookoła Ciebie dziwnie patrzą. Po chwili dostrzegasz w odbiciu wody, że Twoją szyję i część twarzy pokrywają żółte tulipany. 4 - Widziałeś kiedyś krzew jagód? Właśnie zaczął pokrywać Cała Twoją klatkę piersiową oraz ramiona. Niby nic takiego, ale owoce są soczyście fioletowe i znacznie większe od tych rzeczywistych 5 - Prawdziwym arcydziełem na ciele wytatuowanej osoby jest jedność jaką tworzą wszystkie symbole. Większość Twojego ciała została pokryta błękitem i co kilka centymetrów widać lilie wodne. 6 - Prawdziwą ozdobą ogrodu są dorodne storczyki. Właściwie już nie potrzebujesz ogrodu, by się nimi zachwycać, bo zaczęły pokrywać znaczną część Twojego ciała.
Interakcja zielarki.
Spoiler:
1 - Gdy Twoje ciało zostało pokryte tatuażami na twarzy zielarki pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Chwila! To w ogóle możliwe, żeby się bardziej uśmiechać?! Pod wpływem emocji zauważasz, że wyrzuca przed siebie pył, który opada na Twoje ciało, które w efekcie zaczyna świecić. 2 - Ciągle rozpromieniona zielarka śpieszy Ci z gratulacjami. Po chwili zauważasz, że wręczyła Ci żółty kwiat przypominający lilię, który wydaje niepokojący dźwięk. Nie mija chwila, a ten wybucha i jesteś cały umorusany w żółtym pyle. 3 - Widziałeś kiedyś wkurzoną zielarkę? Chyba nie spodobał jej się Twój tatuaż i sądziła, że trochę lepiej Ci to wyjdzie. Nie zważając na innych zaczęła rzucać w Ciebie kwiatami i przeganiać z miejsca w którym się znajdowała. 4 - Zielarka przez pewien czas wpatrywała się w Twoje tatuaże oniemiała. Czy to możliwe, żeby nagle tak się zmieniła? Po chwili sięgnęła za siebie po nieznany Ci przedmiot i zza jej pleców wyleciały małe kanarki, które zaczęły siadać Ci na ramionach radośnie ćwierkając. 5 - Rozpromieniona zielarka jest pod zachwytem Twoich tatuaży i na prędko prosi Cię, żebyś się do niej zbliżył. Zaczyna majstrować przy Twoim ubraniu i dostrzegasz, że przyczepiła Ci do niego kilka różnokolorowych kwiatów. 6 - Gdy wydawało się, że zielarka pozostawi bez echa Twoje tatuaże i możesz w spokoju odejść, ta podeszła do Ciebie i chwytając Cię za dłoń dotknęła różdżką Twoich tatuaży, które zaczęły powoli i regularnie zmieniać kolory.
Wróżby z kwiatów
Niedaleko fontanny stoi młoda kobieta, obwieszona koralikami i talizmanami. Jej długie jasne włosy spływają na szczupłe ramiona, sprawiając, że wygląda jak nimfa. W dłoniach trzyma bukiety kwiatów, wśród których na pewno znajdziesz swój ulubiony. Śmiało, podejdź do niej! Uśmiecha się miło i prosi byś zamknął oczy, a potem sięgnął do bukietu i wybrał jedną łodyżkę. Spokojnie, żaden z kwiatów nie ma kolców, więc niczego się nie obawiaj! Każdy kwiat coś oznacza, a to, który wybrałeś, na pewno zdradzi, co cię czeka w najbliższej przyszłości. Jak się okazuje, kobieta jest zielarką, która nie tylko zna się na właściwościach roślin, ale potrafi też z nich wróżyć. Wybierz kwiat, a ona wyjaśni ci jego znaczenie.
Rzuć dwiema kostkami i zsumuj liczbę oczek:
2 – Och, wylosowałeś gałązkę wrzosu! Jeśli czujesz się samotny, wiedz, że w pobliżu jest ktoś, kto bardzo cię podziwia i chciałby cię bliżej poznać. Rozejrzyj się uważnie, a może zmienisz swój los! 3 – Piękny kwiat piwonii oznacza dobrobyt, więc patrz w przyszłość bez lęku. Na pewno będzie ci się dobrze wiodło! 4 – Te subtelne, kolorowe kwiatki to groszek pachnący. Nie chcę cię martwić, ale zwiastuje on rozstanie, więc miej się na baczności, poświęcaj swoim przyjaciołom i bliskim więcej uwagi niż zwykle, bo mogą cię opuścić. 5 – Poznajesz ten czerwony kwiatek? To goździk. Niedługo możesz stanąć w obliczu zagrożenia lub wyzwania, dlatego wykaż się odwagą i zasłuż na uznanie otoczenia! 6 – Czujesz ten piękny zapach? Wylosowałeś konwalię, symbol nieśmiałości. Musisz czasem okazać więcej pokory i łagodności, by zdobyć to, na czym ci zależy. Nie wszystko można zagarnąć, demonstrując swoją siłę. 7 – Narcyz nie wróży zbyt dobrze. Czy nie zachowujesz się ostatnio zbyt egoistycznie? Nie jesteś zachłanny i zapatrzony w siebie? Uważaj, twoi bliscy są już zmęczeni takim zachowaniem, zastanów się, czy mogą na tobie polegać i czy okazujesz im swoje przywiązanie. 8 – Wspaniały kwiat, prawda? To hortensja. Nie angażuj się emocjonalnie, to nie jest właściwy moment ani właściwa osoba. Możesz spotkać się z obojętnością, dlatego bądź rozważny. 9 – Ten niepozorny kwiatek to fiołek. Wygląda na to, że ktoś skrycie się w tobie kocha, ale nie ma odwagi zabiegać o twoje względy ani wyznać swoich uczuć. Możesz zaufać tej osobie, fiołek wróży wierną miłość, dlatego nie bój się ryzykować! 10 – Wylosowałeś chryzantemę. Los ci sprzyja, bo wygląda na to, że twoje marzenia w końcu się spełnią, a ty zdobędziesz władzę. Jakiego rodzaju? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam. 11 – Geranium wygląda niepozornie, ale symbolizuje... szaleństwo. Nie zadawaj zbyt wielu pytań, wróżbiarstwo nie jest nauką ścisłą. Może oszalejesz z miłości do kogoś, a może twoje ambicje sprawią, że zapomnisz o umiarze? Uważaj na siebie i znaj granice. 12 – Jaśmin... hm, to obietnica miłości zmysłowej. Wygląda na to, że twoje życie erotyczne rozkwitnie i zupełnie namiesza ci w głowie. Make love not war! Tylko sza, nie wspominaj nauczycielom o treści tej wróżby. Mogliby się oburzyć.
Stoisko z perfumami
Uwielbiasz delikatny, naturalny zapach kwiatów i chciałbyś, żeby towarzyszył ci każdego dnia? A może znasz kogoś, kto wprost za nim przepada? Jeśli tak, na tym stoisku na pewno znajdziesz coś, co przypadnie ci do gustu. W każdym z flakoników zamknięty jest zapach wybranego kwiatu i odrobina magii, która poprawi ci nastrój. Wszystkie perfumy kosztują 5 galeonów. Zakup należy odnotować w tym temacie.
Konwalia – Ten subtelny zapach rozproszy wszystkie smutne myśli. Dosłownie! Wystarczy odrobina, by poczuć przyjemne rozluźnienie i zapomnieć o troskach.
Róża – Działanie tych perfum nie powinno być dla ciebie zaskoczeniem, ale... tak, na krótki czas zawróci w głowie komuś, do kogo skrycie (bądź jawnie) wzdychasz.
Jaśmin – To zdecydowany zapach, który sprawi, że wszyscy będą ci potakiwać z pełnym przekonaniem, nieważne jakie głupstwa opowiadasz! Efekt ten utrzymuje się przez krótki czas, ale chwile, kiedy uchodzisz za niezwykle mądrą i charyzmatyczną osobę są naprawdę bezcenne!
Bez – Sprawi, że ogarnie cię rozkoszne ciepło i nie opuści cię do końca dnia – zupełnie jakbyś grzał się w promieniach majowego słońca!
Piwonia – Ten zapach doda ci pewności siebie i sprawi, że bez problemu nawiążesz kontakt z osobą, do której nigdy nie miałeś odwagi zagadać. To perfumy niezwykle popularne wśród nieśmiałych dziewczyn, które chcą wziąć sprawy w swoje ręce.
Hiacynt - Działa jak filiżanka kawy! Pobudza, dodaje energii i chęci do działania. W zbyt dużych ilościach może przyspieszać akcję serca, więc lepiej zachować umiar.
Lawenda - Ukochany zapach uczennic Calpiatto, szczególnie tych, które nie przepadają za nauką. Sprawia, że nauczyciel nie ma ochoty wyrywać danego ucznia do odpowiedzi. Jednak nie można stosować go zbyt często, bo traci swoje właściwości.
Jak ugłaskałeś Isolde, aby poszła z tobą na bal? Przy takich imprezach lubił jedno. Tłum. W nim zawsze można było pozostać na tyle niewidocznym, aby komuś coś… od kogoś coś pożyczyć, nie zwracając na siebie większej uwagi. Co chwila ktoś na siebie wpadał i ludzie przestawali być uważni. Zresztą znaczna ich część wykorzystywała ten moment, aby pokazać swoje najlepsze i najdroższe błyskotki. Według Madnessa sami się o to prosili. Nikt nie kazał im zakładać pamiątek rodzinnych cenniejszych niż wszystko co sam posiadał. Dzisiaj jednak miał być grzeczny. I bez żadnego zmieniania na grzeszny. W końcu wiedział, że nagrabił sobie u Isolde, więc dokładanie jeszcze czegoś nieodpowiedniego nie było wskazane. Na początku samym, bo później mogło różnie z nim wyjść. Jednak szedł z zamiarem bycia grzecznym. Nawet wszechobecni salemczycy nie mieli dla niego większego znaczenia i chęć pokazania im, że nie są tutaj mile widziani zeszła na drugi plan. Chwilowo. Z Isolde umówił się przed wejściem do wielkiej sali, bo tak było w sumie najprościej. Miał nadzieję, że nie każe jej długo na siebie czekać, w sumie wolał opcję, że to jemu przyjdzie parę chwil postać i popatrzeć bez celu na innych. Oficjalnie nie zacznie wtedy być na balu, więc będzie miał kilka minut, aby jednak pokazać salemczykom, żeby znaleźli sobie inną szkołę. Nie było mu to dane zrobić, bo albo oni go unikali, albo Is tak szybko zjawiła się na miejscu. W sumie ciężko mu było stwierdzić. Musiał przyznać przed samym sobą, że jakoś dziwnie się czuł przed spotkaniem z nią. Tak jakby obawiał się tego co może od niej usłyszeć. Pierwszy raz miał coś takiego i zdecydowanie próbował się pozbyć takiego uczucia. - Piękna jak zawsze - próbował udobruchać ją na początek komplementem, choć nie był pewien czy przyniesie to odpowiedni skutek. Brakowało mu jej, ale nie rwał się do tego, aby powiedzieć o tym głośno i był zadowolony, że razem będą mogli spędzić chwilę na balu - Liczę na dużo ognia i szaleństwa - powiedział głośno, bo akurat w pobliżu przechodziła grupka z Salem, a on nie mógł sobie odpuścić. No co zrobić jak taka natura - To chodźmy do wielkiej sali. Może będą jakieś ciekawe atrakcje? Jak myślisz? I opowiadaj jak to być dorosłym człowiekiem, który… no właśnie. Co robią dorośli, nieuczący się ludzie? - Madness upijał się w trupa jak miał chwilowe wolne od szkoły, ale wątpił, aby Isolde również podzielała taką formę rozrywki.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde naprawdę nie wiedziała, dlaczego się zgodziła. Miała do tego człowieka przedziwną i niepokojącą słabość, z której nigdy nic dobrego nie wiedziała. Nie miała pojęcia, dlaczego zawsze wraca i udaje, że nie stało się nic albo wszystko. Przywykła do tego, ale nie miała zamiaru zbyt łatwo mu wybaczyć, czy też dać do zrozumienia, że wybacza. Nie znosiła, kiedy ludzie znikali z jej życia bez uprzedzenia, a jemu zdarzało się to zdecydowanie zbyt często. Stojąc przed lustrem i z oddaniem godnym lepszej sprawy układając włosy, myślała o Fairleyu, co ją samą zaskoczyło. Zastanawiała się, czy potrafi tańczyć. Właściwie... jakie to miało znaczenie? Żadnego. Na Merlina, Is, nie zawracaj sobie głowy takimi sprawami! Ale... Berberys (niesamowite imię, jego rodzice mieli ciekawe pomysły) był zagadką, którą z jakiegoś powodu miała ochotę rozwiązać. Był kimś, o kogo mogła zaczepić myśl. Dni, które spędzała w szpitalu, razem z nim próbując choć trochę rozweselić chore dzieci, były wyjątkowe. Czekała na nie i cieszyła się na widok Berysa, choć nigdy nie mówiła o tym wprost. To taka niepisana umowa. Lubimy się, ale udajemy, że trudno nam siebie znieść. Na bal ubrała się w zwiewną, zieloną suknię, do tego złociste pantofelki na maleńkim obcasie i dyskretny złoty łańcuszek. Spojrzała w lustro z satysfakcją i pomyślała, że chciałaby, żeby Berys zobaczył ją w tym wydaniu. Nie w praktycznych spodniach, z rygorystycznie spiętymi włosami, nie w zakrwawionej poszarpanej bluzce. Tylko właśnie taką. Potrząsnęła głową, chcąc odpędzić te myśli. Bzdury. Zdecydowanie zbyt długo nie miała kontaktu z mężczyznami i takie właśnie są skutki. Madness czekał na nią w sali. Przybrała wyraz twarzy, który naprawdę dobrze dopełniał jej strój - niezachwiana pewność siebie i spokój, które niewiele miały wspólnego z tym, co naprawdę czuła. Miała ochotę na niego nakrzyczeć, była naprawdę zła. Czy odwrócenie się na pięcie i opuszczenie sali, zanim jeszcze bal się rozpoczął, naprawdę byłoby takie... dziecinne? Tak, zdecydowanie. Dlatego odetchnęła głęboko i podeszła do Madnessa. Żadnych całusków ani przytulania. Co to, to nie. Udała, że nie usłyszała jego komplementu. Nie kupi jej łaski jednym, niezbyt wyszukanym pochlebstwem. Merlinie, naprawdę dobrze było wiedzieć, że temu idiocie nic się nie stało. - Dorośli, nieuczący się ludzie... uczą się dalej. Teraz jestem na stażu, wiesz, taka przymiarka do bycia aurorem. A co będzie potem, zobaczymy - powiedziała krótko, dosyć chłodno, ale nie lodowato, zmierzając w kierunku wielkiej sali i modląc się w duchu, żeby nie zaplątać się we własną sukienkę. - Lepiej powiedz, co u ciebie. Twoja zdolność do znikania i zacierania wszelkich śladów jest imponująca - zakpiła, nerwowym ruchem poprawiając sukienkę.
Gdyby tylko Madness wiedział o kim myślała Isolde nie odpuściłby i drążył temat dopóki nie powiedziałaby czegoś więcej. Niestety tak nie było i musiał się zmierzyć z jej chłodnym obliczem zamiast próbować odwrócić temat na taki, który nie będzie dotyczył jego osoby. Co teraz by mu się szczególnie przydało. Zawsze mógł próbować, ale już po tym jak go powitała wiedział, że może lepiej sobie odpuścić. - Zawsze wiedziałem, że zielony jest twoim kolorem - próbował dalej, ale tym razem gdzieś zaplątała się odrobina złośliwości. Takie tam tylko ślizgońsko-gryfońskie walki na kolory. Nadal jednak nie czuł się pewnie i kątem oka kontrolował czy Isolde nadal jest gdzieś obok czy może zmieniła zdanie i wyszła bez słowa. Taki mały rewanż za to, że wyjechał bez nawet najmniejszego znaku - Wiesz, chciałem żebyś poćwiczyła swoje aurorskie zdolności - chyba słabo mu żarcik wyszedł, bo jego pewność siebie gdzieś się zapodziała. Nagle poczuł się o wiele mniejszy niż był w rzeczywistości i gdyby ktoś mu powiedział, że tak się stanie wyśmiałby go, a nawet zmiótł śmiechem z podłogi. Teraz przyszło mu się z tym mierzyć, a jednocześnie nie dać po sobie tego poznać. To byłoby straszne, gdyby wydało się, że… tak zależy mu Isolde, na znajomości z nią i jej zdaniu. Okej, niby wszyscy to wiedzieli, ale mówienie o tym otrawcie albo pokazywanie w taki sposób to zupełnie inne sprawy. - Raseri mnie potrzebowała - przyznał cicho. Wiedział, że mogło to zabrzmieć jak słaba wymówka na zasadzie w sumie nie wiem co powiedzieć, więc zabawię się w kochającego syna. Kiedy wrócił ostatnim razem obiecał, że ponownie czegoś takiego nie zrobi. Szczególnie, że Kendra była w ciąży i naprawdę chciał pokazać, że jest inny od swojego ojca. Isolde też do tamtego czasu nie robiła mu większych wymówek, a reszta też jakoś specjalnie nie suszyła mu głowy. Chciał zachować się więc następnym razem fair w stosunku do tych wszystkich ludzi, ale mu nie wyszło. Oczywiście mógł zgrywać, że było inaczej i przed ludźmi na których mu nie zależało tak robił. W sumie gówno ich obchodziła prawda, a takie gadanie szybciej łykali i dawali mu święty spokój. Tylko się nie rozpłacz, byłoby głupio tak przy ludziach pokazać twarz. Ten ludzki kawałek swojego oblicza. - Jak jeszcze była młoda współpracowała z pewnym czarodziejem, był równie szalony co ona, a może i bardziej. Później jak zaszła w ciążę musiała przed nim uciec, bo obawiała się o mnie. Teraz ją znalazł i prosiła mnie… - mogła nie chcieć go słuchać, mogła puszczać jego słowa mimo uszu, ale on musiał chyba w końcu to z siebie wyrzucić. Oczywiście moment jaki na to wybrał był słaby, bo bal i w ogóle. Wielka sala przystrojona inaczej niż zwykle i jakaś dziwna kobieta przy fontannie. - Będziemy się upalać tymi ziołami? Dla mnie zajebiście, tylko niech salemczycy znów nie puszczą wszystkiego z dymem - po chwili szczerości musiał jakoś się rozładować. Bo jak wszyscy wiedzą co za dużo to nie zdrowo.
Scarlett nie czekała na ten bal z jakąś wielką niecierpliwością. W sumie traktowała go tylko jako okazję do upicia się i ujarania zielskiem w jakimś zacisznym miejscu, kiedy nauczyciele będą zajęci pilnowaniem zgromadzonych w Wielkiej Sali uczniów. Nie miała jakichś wygórowanych nadziei że spotka kogoś, z kim będzie mogła spędzić czas w sposób, który preferowała. Chociaż może ludzie z pamiętnej imprezy na statku się pojawią i znowu będzie ciekawie? Kto wie? Mimo to jakoś nie miała ochoty za bardzo się integrować z czarodziejami. Chociaż... Była jedna osoba z którą miała ochotę się spotkać. Joshua. Wcześniej nie miała okazji go zaprosić, a wysyłanie zaproszenia sową byłoby... Nie na miejscu. Dlatego też miała cichą nadzieję, że zjawi się na tym balu z własnej woli. Na tę okazję ubrała się w długą, czarną sukienkę oraz za pomocą prostego zaklęcia zmieniła kolor splecionych w gruby warkocz włosów na czarny. Nie nałożyła zbyt mocnego makijażu, w końcu nie szła na luzacką imprezę jak te na które wybierała się w Aberdeen, tylko na sztywny, szkolny bal więc nie mogła wyglądać jak dziwka. Oczy tylko podkreśliła eyelinerem, mascarą i delikatnym perłowym cieniem, a usta pokryła burgundową szminką. W sumie pierwszy raz w życiu wyglądała elegancko. I dobrze wiedziała, że w takim wydaniu sprawia wrażenie femme fatale. Nawet jej się to podobało. W końcu choć trochę wyglądała na niedostępną. Od razu skierowała swe kroki w kierunku amfor, aby napić się wina, jednak poczuła jak ktoś chwyta ją za rękę. Zielarka. Scar od razu zaczęła wykręcać się tym, że nie jest zainteresowana ozdabianiem ciała kwiecistymi wzorami, jednak do zielarki nie przemawiał żaden argument. Kobieta wyjaśniła Czerwonej na czym polega zdobienie ciała zaklęciem Corpus Flo, ale dziewczyna ciągle nie miała za bardzo ochoty na takie pierdoły. Bez przekonania rzuciła zaklęcie, jednak na jej rękach pojawiły się tylko lekkie zaczerwienienia. Co to do cholery ma być? Spróbowała ponownie i wtedy na jej rękach pojawiły się drobne kwiaty przypominające stokrotki. Przyjrzała im się. Nie. To Księżycowa Rosa. Zbyt delikatne jak na jej charakter. Bardziej pasowałyby róże, najlepiej czarne. Dopełniłyby jej wizerunku. Niepewnie zerknęła na zielarkę, która również nie wyglądała na zadowoloną rezultatem i wzorami na ciele Szkarłatki. Po chwili zaczęła rzucać w dziewczynę kwiatami i przeganiać ją spod fontanny. W takim razie po cholerę mnie zatrzymywała?! Lekko odgarniając z twarzy przeszkadzający jej kosmyk włosów podeszła do amfor. Wzięła kieliszek aby po chwili nalać sobie czerwonego wina i poszła usiąść w miejscu, z którego miała dobry widok na drzwi wejściowe.
Zaklecie: 1, po poprawie 3. Wzory: 2. Interakcja zielarki: 3.
Tak po prawdzie to Seth nie miał większego pojęcia o tym, dlaczego się tutaj znalazł. Zazwyczaj omijał takie miejsca szerokim łukiem, wychodząc z założenia, że wszystko co ciekawe dzieje się albo na odludziu, albo w zakątkach jego własnego pokoju. Może nie potrafił już znieść pustki w domu Lyonsów, a może zwyczajnie zapragnął znowu znaleźć się w Hogwarcie? Nigdy by nie pomyślał, że gdy już uda mu się opuścić jego mury, okaże się, że nawet studia nie były takie straszne, ale - wiadomo - mądry Morpheus po szkodzie. Dorosłe życie niemalże całkowicie wyłączyło go z jakiejkolwiek aktywności poza pracą, więc nawet, wbrew protestom cichego głosu gdzieś z tyłu czaszki, ucieszył się, kiedy ponownie znalazł się w Wielkiej Sali. Mina niemalże natychmiast by mu zrzedła (gdyby jeszcze się uśmiechał), kiedy dostrzegł na jaki wystrój zdecydowano się tego roku. To nie był jego klimat, ot po prostu, ale nic nie mówił, ba nawet się nie krzywił… dobra, może minimalnie. Złoty pyłek i trawa to po prostu nie to. W każdym razie zupełnie zignorował jakieś tam bełkotanie o zwiewnym stroju, decydując się na włożenie elegantszej wersji swojego zwykłego ubioru. Wyróżniał się w nim zapewne jeszcze bardziej niż gdyby przywdział wianek i kolorowe legginsy, ale mniejsza z tym. Nie zaszedł daleko, gdyż zatrzymał się parę metrów od wejścia, najwyraźniej nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Może powinien zdjąć buty? Zdecydowanie lepiej maszeruje się po trawie na boso, ale potem zaczął rozważać czy, tak właściwie, mu to przystoi. Własna duma bywała czasem przeszkodą nie do pokonania.
Czas przeznaczony na wybieranie sukienki trochę się przedłużył. Do tego stopnia, że Pixie zorientowała się, że właściwie powinna już wychodzić, a nie sterczeć nad stertą ubrań. Miała już chwytać pierwszą rzecz, która nawinie się pod rękę, ale zdecydowała się na fioletową sukienkę, tylko dlatego, że jej pies postanowił się w nią zaplątać. Nie zależało jej specjalnie, żeby wyglądać ponadprzeciętnie i zjawiskowo. Wybierała się do Hogwartu przez wzgląd na sentyment i ciekawość zmian, jakie tu zaszły. Nie szukała sobie partnera, licząc na to, że znajdzie się ktoś znajomy, z kim będzie mogła wyrwać się do Hogsmeade albo Londynu na mniej formalną i ograniczającą imprezę. Zdecydowała się zresztą późno, bo tego samego dnia. Gdyby nie to, że akurat miała wolne, pewnie nawet nie pomyślałaby, aby tu zawinąć. Teraz jednak stała na trawie, w złotym pyłku, trzymając kieliszek z winem. Rozglądała się tu i tam, szukając Asha, żeby móc mu powiedzieć, że tym razem trochę przesadził z ilością pyłku (nawiązując do bankietu i podejrzanych chmur nad głową Irlandki), ale Hawkeye najwyraźniej miał ciekawsze zajęcia. Wzruszyła do siebie ramionami i zdjęła buty, uznając, że po trawie najlepiej chodzi się boso (dodajmy, że tego wieczoru urosła nieznacznie dzięki swoim umiejętnościom i była chodzącym metr siedemdziesiąt cztery, a nie sześćdziesiąt pięć) - i właśnie w ten sposób przechadzała się po sali, obserwując nieznajome twarze. Jeśli miało być tak niemrawo, nie zapowiadało się na dłuższy pobyt w tym miejscu. Miała większą ochotę na przejście się po zamku, skoro większość uczniów, studentów i nauczycieli była tu. Było tyle rzeczy, które można było zrobić pod ich nieobecność! Klasa eliksirów zapewne stała otworem. Bum. Takie stłumione. Trawa stłumiła dźwięk tłuczonego kieliszka, który właściwie nawet się nie stłukł. Zamrugała wybita z rytmu, wpatrując się chwilę w ciemniejszą czerń na czerni, która okazała się plamą na stroju faceta, stojącego przed nią. Rękę miała pustą, za to jej wzrok momentalnie przyciągnęły tatuaże wystające znad kołnierzyka. Zapomniało jej się o plamie, za to zręczne paluszki szybko odnalazły drogę do szyi, którą obejrzała z dwóch stron, aby ostatecznie objąć palcami brodę Lyonsa i unieść ją nieco do góry, o ile jej na to pozwolił. - Niezłe - podsumowała, przesuwając palec po jego szyi i zahaczając na krótki moment ciemną koszulkę. Dopiero wtedy przypomniała sobie o leżącym na trawie kieliszku i plamie, a raczej plamach, bo jej sukienka też postanowiła złapać trochę wina. - Najnudniejszy scenariusz świata - wpaść na faceta i oblać go alkoholem - podjęła, unosząc wzrok do góry. - Naprawiłabym to, ale różdżka to raczej średnia opcja. Możemy co najwyżej iść do klasy eliksirów i wymyślić recepturę odplamiacza.
Ściska mocno rękę Cyrusa, chichocząc głupiutko. Mówi mu słodkie nic do ucha, potykając się o własne nogi, kiedy wchodzi do Wielkiej Sali. Kowbojki odmawiają jej dozgonnego posłuszeństwa, a Winona obija się o drzwi radośnie. Rozgląda się po wnętrzu i mruży oczy lekko zdziwiona. - Musimy powiedzieć tym nierozgarniętym Anglikom, że to nie dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny – zauważa Winona, ciągnąc ku sobie Lynforda, żeby był jej większą podporą. Jest w wyśmienitym humorze, po tym jak wypili z przyjacielem resztę ich amerykańskich trunków. Skłonna do większych czułości po alkoholu, zarzuca swojemu towarzyszowi niefrasobliwie rękę na ramiona i całuje go radośnie w policzek. Równocześnie próbuje podciągnąć lekko opadającą na biodrach sukienkę. Winnie jest dość roznegliżowana w swoim białym stroju, a jej główne okrycie na górną partię ciała to długie włosy, które przerzuca z jednej strony na drugą. - Czy jesteśmy za wcześnie? – krzyczy do ucha Cyrusowi, omiatając go alkoholowym oddechem. Dość słabą frekwencję mieli na tych balach, ludzie z Hogwartu. – Gdzie są wszyscy? – jęczy jeszcze Winona, wzdychając z niezadowoleniem. Rozgląda się w poszukiwaniu pięknych włosów @Ceres O'Shea, czy smukłej sylwetki @Zoell E. Wells. Królowa Kwiatów @Katya Kolosova odnalazłaby się tu doskonale. Jest niezadowolona, że nie złapała ich po drodze, żeby przyszli razem, zamiast znowu ciągnąć przyjaciela, z braku bardziej aktualnego mężczyzny w jej życiu. Zanim Winnie proponuje cokolwiek partnerowi, jakaś zielarka zaczepia ich, a dziewczyna piszczy radośnie i momentalnie się zgadza na wszystko co proponuje kobieta. Ze średnim skupieniem rzuca zaklęcie, które jej powtarzają, ale najwyraźniej po pijaku jest lepsza niż na trzeźwo, bo od razu załapuje o co chodzi. Ciało Hensley zaczynają pokrywać krzaki jagód na dekolcie oraz ramionach. Mogło to być coś bardziej spektakularnego, ale dziś Amerykanka nie jest wybredna. Za to jest niestabilna, więc kiedy zaczyna skakać z radości, o mało nie przewraca się na trawę. Wykorzystuje moment, kiedy Cy sam uczy się zaklęcia, żeby zdjąć kowbojki i rzucić je gdzieś w kąt. Na pewno ich nie zapomni. - Jak wyglądamy? – pyta Cyrusa i zaczyna dziko tańczyć, zarzucając włosami. Wtedy zielarka robi coś dziwacznego i w stronę Księżniczki Rodeo leci mnóstwo małych ptaszków. Kanarki siadają na tańczącej Hensley. Zaskoczona dziewczyna rzuca jeszcze szerszy uśmiech Cyrusowi. Cóż to za idylliczny obraz z tańczącą blondynką, wśród kanarków, w zwiewnej sukience, na bosaka. Dla zwiększenia efektu splunęła szybko gdzieś pod stopy zielarki. - Łap mnie!- krzyczy nagle do Lynforda i biegnie w jego kierunku, by ją złapał. Na pewno mu się uda.
Perspektywa wygody uparcie nakazywała mu rozważać zrzucenie butów. Zdaje się, że nawet Lyons miał pewne, a nawet dość solidne, zahamowania przez publicznym negliżem, chociaż chodziło tylko o bose stopy. Można to tłumaczyć tylko nieogarniętym wstrętem przed ujawnianiem przed całą tą rzeszą dzieciaków, smoliście czarnych znaków zdobiących niemalże całe jego ciało, stóp nie wyłączając. Wystarczyło to, że mieli widok na dłonie, szyję oraz siłą rzeczy kark, a także bok głowy, jaki niedawno wytatuował i w zasadzie reszta nie była im potrzebna do szczęścia. Właściwie to chyba właśnie był powód, dla którego wrzucił na grzbiet aż tak solidnie zakrywające wszystko ciuchy i najlepiej trzymać się tego wyjaśnienia. To na pewno nie mogło mieć nic wspólnego ze zniknięciem obu jego sióstr, no skądże. [ * ] Trwał tak przez dłuższą chwilę, najwyraźniej tocząc z myślami zażarłszy bój, niźli mogła to okazywać stateczna mimika jego twarzy, a ledwo podjął jakąś decyzję to już przyszło mu zmieniać plany. Wilgoć rozlała się na jego koszulce tak niespodziewanie, że aż w zupełnej bezmyślności nie wiedział jak zareagować. Powiódł spojrzeniem bladozielonych oczu po sylwetce czarnowłosej i (jak dla niego) wciąż drobnej i niewysokiej dziewczyny i to było chyba ostatnie co zdążył zrobić, zanim tak naprawdę porządzono się jego ciałem. - Hej… - zdążył tylko wymruczeć tym swoim niskim, chrapliwym głosem, bardziej przypominającym kocie pomruki niż artykułowaną mowę, a już jego szyja stała się obiektem testowym dla ciemnowłosego karzełka. Momentalnie gorąco uderzyło go po twarzy. To było zdecydowane naruszenie jego przestrzeni osobistej i bardzo nie rozumiał jak można być tak bezczelnym. Wow, skoro Seth poczuł się urażony to coś musiało w tym być. Wytatuowane palce Lyonsa momentalnie pomknęły do dłoni Pixie, zamykając ją w stanowczym, ale nie nazbyt silnym (co by jej tych palców nie połamał przypadkiem) uścisku. Odsunął jej łapkę od swojej szyi i dał sobie sekundę czy dwie na przetrawienie jej prezencji. Zdaje się, że uznał ją za godną rozmowy (cóż za zaszczyt buc, nieprawdaż?), gdyż postanowił odpowiedzieć na jej słowa, tyle że w odrobinę inny sposób, niż, zapewne, oczekiwała. - Każdego tak macasz na powitanie? - wyglądał, jakby pytał na poważnie, ale to nie była żadna nowość. Seth rzadko wydawał się być żartobliwym, nawet jeśli sytuacja teoretycznie mogła zakrawać nawet na komiczną. Dał jej sekundę na odpowiedź, zanim wypuścił jej rękę spomiędzy swoich palców i skupił spojrzenie na zalanym winem stroju. Nieznacznie się skrzywił. - Niech będzie. - zgodził się po chwili namysłu, nieznacznie potrząsając ramionami. Nie miał ochoty na spędzanie całego wieczoru w ciuchach pachnących jak, za przeproszeniem, przybytek spożywania jaboli.
Chwiejnym krokiem przemieszczałem się po Wielkiej Sali, trzymając się Wins, a nie tylko udając jej podporę. Przejmując się losem mojej czarownej przyjaciółki, sam co jakiś czas, opiekuńczo podciągałem jej kusą sukienkę, gdy niebezpiecznie zsuwała się z jej bioder. Mówiłem jej, że dziś wygląda jak dziesiątka. Sam w swoim mniemaniu oczywiście plasowałem się równie wysoko. Ciuszki, które były dla mnie niesłychanie istotną sprawą, wybierałem całkiem długo. Musiały być modne i co ważniejsze, drogo wyglądać. A jako, iż zaklęcie powielania przedmiotów, wciąż nie działało na galeony, zaciągnąłem kolejną drobną pożyczkę od kuzynki. Rodzina była fenomenalną sprawą. O ile oczywiście nie bankrutowała i nie ciągnęła Cię w dół. - Proszki w powietrzu, zielarki z ziołami i tatuażami, alkohol w fontannach. Myślę, że ta szkoła próbuje nam udowodnić, że są zajebiści i luzaccy. Myślisz, że później wpadną tu nagie dziewice, a na trawie rozsypali trochę twardszych narkotyków? - Zapytałem nie do końca poważnie, choć z nieukrywaną nadzieją w głosie. Na wszelki wypadek rozejrzałem się na boki, gdybym przypadkiem miał przegapić taniec nagich niewiast. - Są za poważni za takie rzeczy, więcej rozpusty dla nas - skwitowałem te dziwne braki w uczniach tego wieczoru. Ja tam się bawiłem super. Najlepiej, gdy opróżniłem butelkę whiskey, a ta słodko krążyła mi w krwiobiegu, przezornie będąc zmieszaną z eliksirem pobudzającym. Szkoda byłoby przespać bal Hogwarcki ochoczo zapraszający do wszystkiego zakazanego. Może ich programem naukowym było zakrzewienie w uczniach hedonistycznej myśli filozoficznej? Mi tam pasowało. Doskonale ogarnąłem zaklęcie, które szybko ubarwiło większość mojego ciała na niebiesko, z jakimiś liliami wodnymi. Jak wyglądaliśmy? Z perspektywy innych na pewno jak najfajniejsi ludzie na świecie. Ona, szczególnie wyglądała tu dobrze. Może te latające ptaki jej pasowały, albo dobrze sprawdzała się z tym machaniem włosami. Albo to ta sukienka. Sam nie wiem. - Ja dziś będę olśniewającym syrenem, ty zaś zostajesz królową lasu - tak, pewnie, złapałem biegnącą do mnie Wins i pięknie ją okręciłem, a później nawet przechyliłem do tyłu. Tylko trochę się przeceniłem. Tylko odrobinę się poobijałem, gdy z moją byłą, zamiast wykonać pozycję na miarę Tańca Z Czarodziejami, padłem na ziemię. Całe szczęście, że była tam trawa. Kanarki latały nam nad głowami i i tak było kosmicznie idyllicznie. Pogłaskałem więc Winnie po głowie, sprawdzając czy trzyma się twardo. - Chyba nas nie obsrają? - Zapytałem na wszelki wypadek, tylko trochę martwiąc się o swoje piękne ubranka.
Zerwałem z ziemi kilka kwiatków, jeden wsadziłem sobie za włosy, drugi dałem przyjaciółce, gdyby przypadkiem była zła za tamten upadek. A potem poderwałem ją za rękę z ziemi, wyznaczając kierunek, do którego już mnie ciągnęło. Ziemia fascynująco zawirowała mi pod nogami, a ja poczułem się w tym miejscu jeszcze bardziej absurdalnie. Przez chwilę miałem ochotę zrzygać się od tego nadmiaru pastelowych kolorów (albo alkoholu w moim żołądku), ale twardo się trzymałem. - Tam wróżą z kwiatów, może mi powiedzą, czy te nagie niewiasty tu wbiją, bo trochę się już niecierpliwię - uznałem, kierując nas do kwiatowej wróżby. Niestety wcale nie usłyszałem tego co chciałem. Tylko jakieś duperele, że mam mieć więcej pokory. - Nie mogę być pokorny, postanowiłem utożsamiać się z tym balem i zostać hedonistą - burknąłem bardzo nieusatysfakcjonowany z wróżby jaka została mi przydzielona. Głupoty.
4, 5, 4 a potem 2 i 4 czyli 6
Ostatnio zmieniony przez Cyrus Lynford dnia Sob Paź 10 2015, 01:31, w całości zmieniany 1 raz
Bal w Wielkiej Sali był ostatnio wydarzeniem, o którym mówiło się cały czas. Hogwart oszalał na punkcie przygotowań i nie chodzi tutaj tylko o to, że trzeba było przygotować dekoracje pomieszczeń. Największego szału dostawały dziewczyny, które szukały idealnych strojów, pomysłów na fryzury i dodatki, no i oczywiście obgadywanie chłopaków z którymi idą na bal. Dla Benja w sumie było to wydarzenie jak każde. Oczywiście, chciał dobrze wypaść, ale nie traktował tego jako priorytet. Były ważniejsze rzeczy od tego, czy na balu będzie widziany przez wszystkich, czy tylko przez większość. Nie chciało mu się już sztucznie napędzać tej całej lawiny. Zbliżając się do Wielkiej Sali można było cały czas dostrzegać, że napięcie wzrasta. Z każdą stopą wszystko coraz dobitniej wskazywało na to, że ten wieczór powinien jednak potraktować trochę bardziej na poważnie niż do tej pory zakładał. W końcu tylko raz na rok przeżywa się coś takiego. Jeżeli nie raz na pół. Tego wieczoru miał towarzyszyć Alenie Sokolovej, tej która w ostatnim czasie wręcz kipiała nienawiścią w jego kierunku. Jak to jednak mówią, między miłością, a nienawiścią jest cienka granica. Może jeszcze jej nie przekroczyli, ale wszystko zapowiadało na to, że nastąpi ocieplenie w ich relacjach. W drzwiach do Wielkiej Sali stały bardzo dziwne czarownice, które wyglądały jak przerysowane z mugolskich wyobrażeń. Spojrzał na nie tylko z ukosa i przekroczył próg pomieszczenia, które wywarło na nim ogromny wpływ. Już na samym początku poczuł słodki, kwiatowy zapach. Ponadto pod stopami uginała się podłoga, która zamieniła się nagle w porośniętą gęstą trawą. Zrobił kilka kroków w bok i zaczął czekać na swoją partnerkę. W ręku trzymał wisiorek, który postanowił zakupić dziewczynie z okazji tego balu. Miał nadzieję, że nie pojawi się w ekstrawaganckim stroju pełnym tego typu biżuterii, bo pomysł okaże się niewypałem.
Dalej wesoło chichocze, kiedy Cyrus co jakiś czas próbuje podciągać jej sukienkę, żeby przypadkiem nikt nie zobaczył zbyt wiele jej wdzięków. Chociaż sama kiecka i tak wystarczająco dużo pokazywała. Jest zbyt pijana, żeby dopytywać czy na co dzień nie wygląda jak dziesiątka, więc tylko powtarza, że obydwoje wyglądają dziś jak Królowie Życia. Szczególnie, że wcale nie mają dużej konkurencji na tym balu, z tymi kilkoma parami na krzyż. - Czemu akurat dziewice? – pyta rozbawiona, patrząc na Lynforda. Ma wrażenie, że akurat z takimi rzeczami nie poradziłby sobie najlepiej. – Zasnąłbyś z ekscytacji, zanim ostatnia dziewica wpadłaby do sali – stwierdza z szerokim uśmiechem, głaszcząc po główce biednego przyjaciela. - Może nie tylko laski przybiegną, tylko jeszcze jakiś… Magic Harry– dodaje nagle z werwą Winnie, teraz również rozglądając się w poszukiwaniu nagich mężczyzn na jednorożcach, czy czegoś równie atrakcyjnego. - Jesteśmy tacy piękni – cieszy się Winona, dotykając skóry przyjaciela. Jakim był ślicznym syrenem! W ogóle na dzisiejszy wieczór ona i jej mokry tryton powinni na chwilę zostać parą, tak niesamowicie wyglądali. Kiedy już skończą dzikie tańce z pewnością mu to zaproponuje. O ile zaraz nie zapomni. Kręci się w ramionach chłopaka, dopóki nie upada z gracją na ziemię. Pierwsze co robi to łapie mocno partnera, w tej dziwacznej pozie, nie pozwalając mu wstać. - Pilnuj mi sukienki! – mówi do niego, próbując równocześnie wypuścić go z objęć i nie pokazać swojej bielizny tym kilku osobom, które mogą oglądać ich wyczyny. Nie wie czy Cy zrozumiał dlaczego ma pilnować sukienki, ale w końcu podniosła się z lekkim trudem i w obawie przed srającymi kanarkami, próbuje od nich uciec, trzymając chłopaka za rękę. Próbuje wplątać kwiatek w swoje włosy, równocześnie obdarzając Cyrusa kolejnym mokrym pocałunkiem w policzek za ten uroczy prezent. Wróżba kwiatowa dla Lynforda okazuje się być całkiem nudna i Hensley kiwa poważnie głową na słowa kobiety. - Każdego dnia proszę go, by był bardziej pokorny. A on nieustannie mówi o nagich niewiastach – dzieli się z nią swoimi problemami i wzdycha smutna. Zamyka oczy i z lekkimi kłopotami losuje kwiat, bo bukiet zdaje się przemieszczać, bo nie może w niego trafić! - Zdobędę władzę! – krzyczy uradowana, podnosząc zaciśnięte pięści do góry. – Od dziś jesteś moim podwładnym. Giermek Cy. Musisz w zamian nosić mnie na baranach i prawić komplementy – oznajmia niebieskiemu ziomkowi. – Zanieś mnie do pączu, a potem sprowadź tu jakiś przyzwoitych ludzi – pada pierwszy rozkaz Winnie, która unosi wysoko podbródek i wyciąga ręce, żeby mógł ją sobie zarzucić na plecy, czy coś w tym stylu, i zanieść do alkoholu.