Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Kiedy już udało się wam zebrać waszą drużynę niezwyciężonych, koperta, tak bardzo dzielnie skrywana przez Eiv (:*) sama wyleciała z pod jej koszulki wzdrygając się zanim się porządnie rozwinęła, dokładnie tak jakby miała dreszcze. — P-przepraszam. Co wam tak długo zajęło? — odezwała się magicnzym, trochę speszonym głosem, gdyby nie to, można byłoby pomyśleć, ze to jedna z tych, którą adresowało Ministerstwo Magii, które zwykle odzywały się głosem piszącego wiadomość pracownika. — Oj-oj-ojej! — koperta, szukając sobie miejsca, nie potrafiąc sobie poradzić w tej nagle bardzo bogatej przestrzeni (bo przy piersi Eiv czuła się bezpieczna i nie patrzyło na nią miliony oczu) wpadła prosto w twarz Noela i ześlizgnęła się z niej szybko, chowając się za ramieniem dziewczyny. — Dziew...cz-cz-czynko, ależ on jest sssss-straszny! — mruknęła dyskretnie do jej ucha, łaskocząc ją swoim wstążeczkowatym języczkiem, na którym widniał jeszcze rozdarty woskowy stempel. — Poka... proszę, p-pokażcie mi swoją mapę... — jęknęła koperta żałośnie, sadowiąc się na ramieniu Henley, która była od teraz jej prywatnym protektorem. — P-Panie.. Ssss-s-straszny... — nie odważyła się powiedzieć do niego nic wiecej — Panie Słodki 3 zwróciła się do drugiego z chłopaków, mógłby pan poprosić o kopertę Pana Strasznego? — o dziwo Juliana koperta się nie bała. I... i macie problem, skoro ktoś z was postanowił poddać swoją kopertę samozapłonowi.
Oczywiście weszła do Wielkiej Sali elegancko spóźniona. Uważała, że przychodzenie o czasie nie robi wrażenia, za to przychodzenie, kiedy wszyscy już siedzieli na swoich miejscach pozwala na idealne zwrócenie na siebie uwagi. Tak powinno być - niech wszyscy widzą, że oto wchodzi Wysłanniczka Losu, tak czy nie? Zresztą nawet, gdyby chciała, to i tak nie dałaby radę przybyć punktualnie. Z jakiegoś absurdalnego powodu jej ubrania nie były poukładane tak, jak miały w zwyczaju i zdecydowanie za długo szukała ulubionej szaty wyjściowej, która na dodatek okazała się być pognieciona. Nie mieściło jej się w głowie, że najwyraźniej wszystko musiała tu zrobić sama, podczas gdy w Salem takimi rzeczami zajmowały się skrzaty - i było to oczywiste. Zdecydowanie ta szkoła była jeszcze niżej dopuszczalnego poziomu, niż jej się wcześniej wydawało. Ups wyszła wcześniej. Biorąc pod uwagę ten fakt, istniało ryzyko, że to nawet nie była Ups, tylko ta nudziara albo ten pedałek i to się Atenie zupełnie nie podobało. Nie chciała spędzać uczty powitalnej z Upsilon czy Omicronem, bo to oznaczało zero jakiejkolwiek rozrywki. Ale cóż. Może uda jej się sprowadzić Ups z powrotem. Kiedy więc wpadła do sali... Nie, nie zaczęła od realizacji planu, mającego na celu przywołanie Ups. Przede wszystkim się zdziwiła, bo dziki tłum wcale nie siedział przy stołach, jak Merlin przykazał, tylko łaził po pomieszczeniu, nie zwracając na nią uwagi. A wtedy Atenka dostała list i przypomniało jej się, że rzeczywiście miała być jakaś absurdalna zabawa. Idiotyzm. Ale trudno, może przynajmniej później będzie dobre żarcie. Musiała znaleźć Upsilon i jakąś nauczycielkę, której nazwisko jej uciekło zaraz po przeczytaniu, już nie wspominając o tym, że z twarzy nie kojarzyła jej ani trochę. W końcu była na niewielu lekcjach na koniec roku, a na tych, na których się pojawiła, zupełnie nie przywiązywała wagi do nauczycieli. Do przekazywanych treści zresztą też nie, ale to już inna bajka. Upsilon na szczęście szybko się znalazła, a że stała obok jakiejś starszej kobiety, to nauczycielka też już na nią czekała. Idealnie. Podeszła do nich. - Dobry - rzuciła najpierw do profesorki, żeby choć zachować pozory tego, że ma zamiar zachowywać się poprawnie. Była jednak bardziej paląca kwestia. - Ty nie jesteś Ups, nie? - spytała, patrząc podejrzliwie na rudowłose stworzenie, które miało być jej przyjaciółką, bo ona tak chciała i już.
W życiu nie pomyślałby o Julianie jako o kimś, kto mógł mieć jakąkolwiek styczność z czarną magią, ale umiejętność chowania się za pozorami była najdoskonalszą z broni natury, jaką można było wykorzystać. I Noel doskonale o tym wiedział, dlatego nie stawiał na nim żadnej kropki ani krzyżyka. Był pierwszym Salemczykiem, jakiego poznał, a jemu zależało na informacjach, wiedzy. Czy nie po to został nauczycielem w Hogwarcie? Przecież nie po to, by uczyć obrony przed czarną magią, prawda? — Ta… Coś tam słyszałem — mruknął niby to od niechcenia, ale dalej uważnie mu się przyglądał. Hogwart był szkołą, która nie chciała czarnej magii, za Durmstrang sprawił, że Payne w końcu otworzył oczy i to właśnie tamte potajemne spotkania zrodziły w nim chrapkę na coś… innego. Wszystkie plotki na temat Salem traktował więc z rezerwą, ale fascynowały go, bo widział w obecności salemczyków szansę dla siebie i dla własnego rozwoju tego, czego nie mógł doświadczyć w Durmstrangu. — Oczywiście, pewnie większość z plotek jest wyssana z palca. W końcu ludzie muszą coś gadać, żeby rozniecić ciekawość. Kto by praktykował w tych czasach zakazane rodzaje magii, skoro żadna ze szkół ich nie uznaje — powiedział, choć w drugiej części swojej wypowiedzi znacznie zwolnił i zniżył ton głosu. Durmstrang przecież oficjalnie wycofał się nauki, ale… Payne, wiedział, że tylko oficjalnie. Julian więc wydał mu się o wiele ciekawszy niż z początku sądził, ale odwrócił wzrok na Eiv i… mimowolnie na jej piersi, spomiędzy, których wyleciała rozdygotana koperta. Splótł wiec ręce na piersi, bo nienawidził tych skrawków papieru i westchnął ciężko, czekając na to, co ma wreszcie do powiedzenia. Oczywiście nie powiedziała nic mądrego, bo jego własna koperta poddała się samozapłonowi, bo była głupia i obrażała się gorzej niż niejedna baba. Musiał się jednak pilnować i kontrolować swoje myśli, więc pokręcił głową tylko. — Super — mruknął, patrząc na kopertę przy uchu Eiv i przewrócił oczami. — Droga koperto — mruknął i ukłonił się teatralnie, siląc na całkiem poważny i pełen szacunku ton, choć bardziej zakrawał o kpinę, ale… to było silniejsze. Miał nadzieję, że druga nie spłonie. Widocznie rozpalał nawet papierowe serca.—Bądź tak miła i wskaż nam drogę, bo inaczej będziemy zmuszeni urządzić sobie polowanie wedle własnych kaprysów.
Kiedy tak czekał, rozglądając się po ludziach, w pewnej chwili jego myśli gdzieś odpłynęły. Gdzieś w stronę miejsc, o których nie chciał myśleć, ludzi, którzy prześladowali go w snach (zwłaszcza jednego człowieka), wspomnień, które tak go męczyły... Miał dosyć. Nie chciał już tego, nie teraz, nie wcale. A kiedy wreszcie się ocknął i rozejrzał raz jeszcze, dotarło do niego, że wyłączył się ze świata na dłuższą chwilę, niż mu się wydawało. Dzięki temu jedna z osób, których wypatrywał, już była i to najwyraźniej od dobrych paru minut. Ruszył więc w stronę nauczyciela, którego bardzo lubił i cenił, żeby się przywitać i może dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej zabawy. W końcu on powinien coś wiedzieć, prawda? Zwłaszcza, że nie powiedziano ani słowa nawet prefektom, to chociaż nauczyciele... - Witam, profesorze - przywitał się, kiedy już dotarł do @Archibald Blythe. - Jeśli nie będzie to zbytnią poufałością, pozwolę sobie spytać: dobrze minęły panu profesorowi wakacje? - Po chwili zapytał wreszcie o to, co go nurtowało: - Orientuje się pan może, co mamy robić? Według mojego listu miałem znaleźć pana profesora i Crystal, ale nie wiem nic więcej...
Super, wszyscy mieli już swoje różdżki, odebrane w ten czy inny sposób, z tym, że nadal Zoell i Voice musieli znaleźć trzecią osobę z zespołu. Szkoda tylko, że tyle razy ją minęli... Cóż! Do tego dojdziemy. - A na koniec zakopmy, umyjmy od tego ręce i dajmy Slytherinowi wygrać w tym sezonie wszystkie mecze quidditcha - uśmiechnęła się radośnie, ale szybko sobie coś uświadomiła. - Ale nie na tym ta zabawa ma polegać - i tu bezceremonialnie odchyliła nieco szatę na piersi i spod materiału stanika wyjęła złożoną, różową kopertę, by jeszcze raz przeczytać jej treść, w całkowitym skupieniu, jakby przed chwilą nie świeciła Zoellowi przed oczami bielizną. - Jasne! - olśniło ją, więc chwyciła znów za nadgarstek Wellsa i pociągnęła go, tym razem nie od Shenae, a do Shenae. - @Shenae D'Angelo! - rzuciła krótko, komunikując jej swoje przybycie, po czym schowała różdżkę i kopertę do kieszeni szaty, by wolną ręką chwycić za ramię i ją, odciągając na ubocze. - Nie wierzę w przypadki - poinformowała z uśmiechem. - D'Angelo, jak zajmiemy się naszym przyjezdnym? Wydłubiemy mu oczy, czy oddzielimy ręce od korpusu? - I co z tego, że nadal niekoniecznie musieli wiedzieć, o co jej chodzi?
//pogubiłam się już
Ostatnio zmieniony przez Voice C. Cheney dnia Wto Wrz 15 2015, 22:56, w całości zmieniany 1 raz
@Voice C. Cheney, @Zoell E. Wells: To chyba było jednak ponad jej cierpliwość. Zadanie od dyrekcji swoją drogą, ale ona chyba nie miała siły użerać się z dwoma szczeniakami, którym nagle odwaliło do reszty. Patrzyła nawet nie z niedowierzaniem, co z politowaniem w to, co Zoell wyczyniał. Jedno, ze jej się nie przyznał, kim jest, skoro wiedział, że planowo to jego miała oprowadzać po szkole, z jakiego powodu zresztą mogła mieć problem, jak już zdążyła się zorientować, drugie, że rzucając jej różdżkę niemalże jak do aportu, stracił w jej oczach cały ten względny szacunek jakim zdążyła go obdarzyć po tym, jak całkiem dojrzale wyjaśnił Sapphire sprawę z kopertami. Wyraźnie wolał lizać nauczycielom dupę, a dla uczniów był po rpostu prostackim niedorośniętym gnojkiem. Zdarza się. tak samo jak zdarza się, żeby Shenae miała tak posępny nastrój, żeby móc z taką łatwością, bez konkretnej analizy szufladkować ludzi. Wells był dla niej przegrany, Voice stracona. Chociaż o ile na Voice złość jej jutro przejdzie, o tyle amerykaniec miał gorszą sytuację. Chociaż nie sądziła, żeby się tym przejął. I to był jego podstawowy błąd. Przelewitowała swoją różdżkę zaklęciem w swoją stronę, dopiero wtedy, bez słowa oddając własność Voice w jej ręce. Mogła się godzić na ewentualną reprymendę od nauczycieli. Nic nie mogło jej zmusić do latania jak piesek za uczniami, którzy wyraźnie chcieli ją spławić. Machnęła rękę, posyłając im już nawet nie gniewne, tylko po prostu zmęczone spojrzenie, zostawiając gołąbeczki samych sobie. Sama odpuściła sobie już jakiekolwiek próby pozostania sumienną uczennicą. Próbując opuścić salę szybkim krokiem, wpadła na kogoś kto napisze posta po mnie.
Nie zabawił zbyt długo w towarzystwie wszystkich, którzy zebrali się nagle wokół Juliana, Shenae i reszty tam obecnej (dalej tak samo nie ogarniam). Odpowiedział na wszystkie ewentualne powitania, ignorując brak uprzejmości ze strony reszty, w wolnej chwili słuchając słów Krukonki, do której uśmiechnął się niemrawo. - Zawsze byłaś taka spostrzegawcza? - puścił pytanie w przestrzeń, pokpiwając z lekka. Fakt, chwilę temu zajmował się lewitowaniem kapeluszy. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty - dorzucił, niedługo później w prawie komiczny sposób, bardzo adekwatny do całej szopki, która zaczęła się odstawiać, wywijając młynka kapeluszem, zdjętym na chwilę z głowy. Z niewzruszonym wyrazem twarzy odsunął się od reszty, obierając niezidentyfikowany kierunek. Na szczęście od braku roboty wyzwolił go Lockwood. Powitał prefekta nieznacznym uśmiechem. Cóż, od Blythe nie można było wymagać zbyt wiele. - Dobry wieczór - przywitał się uprzejmie. - Względnie - dorzucił w odpowiedzi. Nie miał w zwyczaju się rozwlekać. - Wiem jeszcze mniej, niż pan. Crystal Vesley? Nie widziałem jej. Sądzę, że w takim układzie przydałby się nam przyjezdny, chyba że Hogwart stawia na oprowadzanie prefektów i nauczycieli - wywnioskował, kierując spojrzenie w kierunku @Athene Wakefield (pozdro multi), @Upsilon Wild i @Sapphire Sparks. - Sądzę, że - zaczął, przerywając na chwilę i podchodząc w tym czasie do tej grupki - Profesor Sparks chyba przygarnęła nadmiar Salemczyków. Ale podobno od przybytku głowa nie boli - skomentował, chcąc dodać coś jeszcze, ale właśnie w tym momencie wpadła na niego @Shenae D'Angelo. Przerywając mu zarówno słowem, jak i czynem. - Minus piętnaście dla Ravenclaw - odpowiedział. - Dokładny termin dostaniesz listownie - uzupełnił. Spojrzał na Eiv. - @"Eiv. C. Henley" pozwolisz, że sam się tym zajmę? D'Angelo, skoro tak zjawiskowo dogadujesz się ze swoją grupą, dołączysz do naszej, o ile uda nam się znaleźć przyjezdnego - dorzucił.
edit: post odnosi się do dwóch poniższych, jakby co - net zmulał xd
Ostatnio zmieniony przez Archibald Blythe dnia Wto Wrz 15 2015, 23:52, w całości zmieniany 2 razy
Chwilę po tym, jak na kogoś wpadła, klnąc oczywiście siarczyście pod nosem, bo nie było tajemnicą, ze kiedy D’Angelo ktoś zdenerwował, język wyostrzał jej się do tego stopnia, że z pewnością profesor Archibald, nasłuchując jej wypowiedzi, nie byłby z niej zadowolony. Ale przecież nie chciała klnąć na Archibalda (chyba, że miała to nieszczęście, że zachce mu się napisać posta pod moim ;C). W tym momencie jej furia sięgała zenitu. Chociaż zacisnęła zęby, planując jak najszybciej opuścić miejsce tego całego bajzlu i znaleźć się w spokojnej Wieży Ravenclawu zdała od zgiełku i przytępych ludzi, nie było jej to dane. Jak tylko uwolniła się z ramion osoby, w której to ręce wpadła, dostrzegła przybycie Voice i Merlin jej świadkiem, ze tak wściekłego spojrzenia nigdy nie posłała w jej kierunku. — Teraz chcesz ze mną współpracować? — uśmiechnęła się pod nosem prawie rozbawiona jej stwierdzeniem. Nawet zaśmiała się gorzko, zagryzając wargę, uderzając niepokojąco swoją różdżką o swoje udo. Zaraz ją schowała, żeby jej jeszcze nie podkusiło spalić tego platynowego blond łba. — Jak Cię Voice wyjątkowo lubię, jak na ślizgonkę, tak wypierdalaj mi teraz z przed oczu, bo Cię serio rozniosę, a to zgaduję, w przykry sposób zrujnowałoby naszą dobrą, ośmioletnią znajomość. I oczywiście, ze wpadła na Archibalda! Bo kurcze, jak mogło być inaczej. Właśnie zdała sobie z tego sprawę. Zamknęła się, patrząc na profesora żałośnie. — Wiem: język, panie profesorze. Przepraszam. To kiedy mogę się zjawić na szlabanie? Odetchnęła zrezygnowana. I wiecie co? Za to wszystko planowała zabić Halvorsena. Oczywiście jeśli jej noga kiedyś postanie w dziczy Peru.
Ostatnio zmieniony przez Shenae D'Angelo dnia Wto Wrz 15 2015, 23:18, w całości zmieniany 1 raz
Eiv miała jeden problem. Obserwowała całe otoczenie, bo była z natury cichą osobą, ale nie skromną, czy wstydliwą. Po prostu, nie umiała rozmawiać. Należało ją poznać i tę okazje miał Noel, Julek, Sweeney i parę innych osób, którym pozwoliła wejść do swojego życia. Shenae była w tym gronie, toteż nim koperta wyleciała z pod jej bluzki, dostrzegła sytuację, która sprawiła, że rozchyliła usta w niezrozumieniu. Starała się skupić na towarzystwie, w którym tkwiła, ale była zła i zirytowana, bo to czego nie znosiła, to moment, w którym ktoś źle traktował ludzi dla niej istotnych. Budziła się w niej wtedy prawdziwa lwica, coś jak samica alfa, która musi dbać o swój teren. Próbowała nawet machnąć do krukonki, ale ta miała oczy w dupie i z pewnością nie dostrzegła Małej. Henley pokręciła z dezaprobatą głową i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że to co ukryła przed Payne’m, a to co on chciał jej odebrać miało naprawdę sporą moc. Parsknęła nawet śmiechem, gdy tylko koperta się odezwała, a to serio ostra schiza, zważywszy na fakt, że Cara była totalnie czysta. -O, kurwa! – Jęknęła rozbawiona, gdy kawałek ładnie poskładanego papieru zaczął ją łaskotać. -To znaczy… Na brodę Merlina! – Poprawiła się, bo przecież miała niewyparzony dziób, c’nie? Spoglądała na Julka, a potem na każdą pozostałą osobę i gdy usłyszeli końcówkę własnego zadania, wbiła wzrok w dawnego ślizgona. -Mapa, tak? Czyli mamy trafić gdzieś bez niej? – Skrzywiła się nieznaczenie, bo to było awykonalne. No chyba, że @Noel Payne miał pamięć fotograficzną. -Pamiętasz z niej cokolwiek? – Spytała jeszcze, jakby mając nadzieję, że faktycznie cokolwiek ogarnia, bo skoro sama zadbała o swoją kopertę własnymi cyckami, ba, w których było temu zawiniątku bardzo dobrze, to przecież mężczyzna też na pewno coś wiedział. Była naiwna, tak? Nim jednak zdążyła to do końca przeanalizować, poczuła jak ktoś w nią wpada. Zgięła się delikatnie do przodu, a gdy wzięła zamaszysty obrót głową, otuliła kosmykami włosów @Julian O'Shea. Cóż, za blisko stał. -Profesorze @Archibald Blythe... Ja ją nauczę pokory i języka i następnym razem będzie chodziła jak w zegarku. Sto-pro! - Powiedziała spokojnie, bo przecież musiała tę cholerę wybawić z opresji, nie? Zaraz potem nachyliła się do brunetki i szepnęła jej na ucho. -@Shenae D'Angelo, nie odwalaj teraz. Stoisz tu i słuchasz mojej nowej przyjaciółki. Jest genialna. – Zaśmiała się szczerze, bo ta akcja po prostu ją bawiła. Oczywiście ewakuacja krukonce nie mogła przyjść do głowy i dla pewności Henley dość mocno chwyciła ją za nadgarstek. Bum. Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Patrząc na kopertę, Noel pokręcił głową z niedowierzaniem. Byłoby miło, gdyby nie to, że mapy w jego kopercie nie było, a jedynie jedno proste polecenie. Nie miał więc na cym się skupiać, choć rzeczywiście, pamięć fotograficzną miał. — Jaką mapę, Henley? — spytał unosząc brwi i posłał jej wymowne spojrzenie, a następnie skierował je na Julka. On przecież kopertę też posiadał prawda? Widocznie polecenia musieli wymyślić sobie sami, a najwyższej narysują sobie własną mapę. Kto powiedział, że nie mogą zorganizować zwiedzania na własną rękę, z pewnością będzie ciekawiej niż pod dyktandem świstka papieru. Bez obrazy, oczywiście. Jego był całkiem znośny, gdyby nie zaczęła się w myślach wymiana zdań pomiędzy nimi. Spojrzał na Eiv,a następnie na dziewczynę, którą przygarnęła pod swoje "ramię" i przeniósł leniwe spojrzenie na @Archibald Blythe, któremu skinął lekko głową w geście przywitania. — Ciekawe kto popracuje nad twoim językiem, Henley. Nie wiem, czy dla niej to bezpieczne— dodał przekąsem, marszcząc brwi i kątem oka zerkając na Evelyn.
Louis chyba nie do końca wiedział o co chodzi. Przyszedł na rozpoczęcie roku, by się najeść i odprężyć przez nadciągającymi dniami nauczania, a już od progu dowiaduje się, że ma połazić po szkole z kimś tam... Ok, fajnie. Pozna kogoś nowego, zamieni par słów, może dowie się czegoś ciekawego. Zaparzy ulubionej kawy i druga strona mu wszystko wyśpiewa. Taki był plan, jednak wiecie jak to z nimi zawsze bywa... Zmieniaja się z prędkością światła. Już usiadł przy stole nauczycielkim i miał zamiar oblukac swojego wybranka lub wybrankę na ten cudowny wieczór, gdy nagle słowa dyrektora wszystko mu zepsuły. To on ma chodzi po szkole? Świetnie! Nie robił tego przez ostatnie pare lat, na pewno dużo rzeczy się pozmieniało. W tę myśl stwierdził, że na pewno będzie świetnym przewodnikiem turystycznym, bo przecież historie szkoły miał głęboko w... serduszku. Zapowiada się dobra zabawa. Ruch się wzmógł, gdy tylko dyrektor skończył mielić jęzorem, a miliony drapieżnych rąk rzuciło się na jedenie jakby ich w domu nie karmili. Czyli nic nowego. Zdziwił go jednak ruch przy stole nauczycielskim. Czyżby przyszło mu oprowadzać jakiegoś nauczyciela? - Siemka gołąbeczki! - podbił do @Iriny i @Sverrira, których dostrzegł jako pierwszych. Na twarzy malował mu się uśmiec numer pięć, więc musieli wybaczyć mu to nieformalne powitanie. Są teraz kolegami z pracy! To kto pierwszy przyjdzie na spowiedź? Nie martwcie się wszystkie grzechy zostaną na dnie serduszka Louisa... Oczywiście do czasu. By grzech mógł być zapomniany wpierw musi ujrzeć światło dzienne. Tak więc ruchy, ruchy! Ustawić się w kolejeczkę i na kolana. - Wy napewno wiecie co teraz, nie? - Zapytał, w końcu o tym co jest pięć wiedział tyle co przeciętny czarodziej na temat całki powierzchniowej trzeciego stopnia. W dodatku wszystko szło by świetnie, na pewno po wymianie spostrzeżeń zostałby najlepszym kapitanem grupy ever, gdyby nie fakt, że szczęśliwy trafi postanowił obdarzyć go karteczką. Tylko czemu we włosach! Przecież już nawet skrzat domowy ma bujniejszy fryz niż on. Każdy wie, że facet po trzydziestce to już raczej musi uważać co się na jego głowie dzieje. Wyjął karteczkę czy co to tam było i szybko otworzył. Ach te informacje!- "Drodzy nauczyciele. Mam waszą kopertę. Jeśli chcecie ją dostać, przyjdźcie Pod Wielki Dąb z talerzem czekoladowych babeczek, albo waszej kopercie stanie się krzywda!" - Przeczytał na głos, ale jakoś niespecjalnie się przejął. Wręcz przeciwnie zaśmiał się głośno i przecierając łezkę z rzęs mrukną.- No tak, przecież w Wielkie Sali na pewno nie znajdziemy jedzenia! Kurcze... Już po nas. Śliczna szykuj się, idziemy obrabować cukerinie. - Rozbawienie nie miało końca, a teatralne miny, momenty grozy i polecenia towarzyszyły każdemu wersowi. Może na zajęciach u Howarda nie był gwiazdą, ale swoje potrafił.
Hogwart nie akceptował czarnej magii, mimo to w szkole pojawiło się kilkoro Salemczyków obeznanych z jej tajnikami. Nie wszyscy przybysze z USA byli nią zainteresowani, jednak ich wystarczająca ilość panoszyła się już po szkole. Ciekawe, jak zareagują na to nasi Hogwartczycy? Wysłuchałem w skupieniu tego, co miał mi do powiedzenia @Noel Payne, doszukując się w jego wypowiedzi czy mowie ciała jakiś wskazówek na temat zdania w sprawie pewnych rodzajów zaklęć. - Oczywiście, ludzie muszą o czymś gadać, a sprawa czarnej magii zawsze wywołuje podniecenie i potok słów na ustach plotkarzy. W istocie, wszystkie szkoły wycofały się już z jej praktykowania, więc zdobycie takiej wiedzy w jakiejkolwiek placówce wydaje się być co najmniej irracjonalne - powiedziałem, odpowiednio ważąc słowa. Może dodałbym jeszcze coś więcej, ale niespodziewanie koperta na ramieniu Eiv zaczęła... Gadać? Co to ma być? Odpowiedź jest prosta - Hogwart. Zupełnie zignorowałem jej uwagi dotyczące mojej słodkości - pozory zaiste mylą, w tym wypadku na moją korzyść. Byłem może i wyjątkowo wysoki, ale też szczupły, o młodej twarzy. Podobnie jak u mojej siostry, wygląd bez wątpienia był mylący. Może to nawet zasługa odleglych, genów wil? Kto wie. Wyciągnąłem swoją mapę, pokazując ją Noelowi i Evelyn oraz kopercie za jej uchem. - Właśnie, niezwykle miło byłoby gdybyś wskazała nam drogę. Albo chociaż powiedziała, co mamy zrobić - potaknąłem. W międzyczasie She zdążyła wpaść na pannę Henley, która prawie wywróciła się prosto na mnie. Koperta zapewne odmówi, a wtedy pozostanie już tylko jedno pytanie. Czy gadające kawałki papieru da się zahipnotyzować?
Trochę zbiło z tropu to, że nawet profesor Blythe nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. W końcu jeśli prefekci nie wiedzieli, nauczyciele nie wiedzieli, to kto wiedział? Ale coś było w tym, że skoro cała ta zabawa miała być powitaniem przyjezdnych, to w ich grupie jakiś przyjezdny by się przydał. I rzeczywiście, profesor Sparks przygarnęła pod swoje skrzydła aż nadto, biorąc pod uwagę, że w ich grupce nie było nikogo. Nie miał pewności, czy jest najlepszą osobą, która może załatwiać takie rzeczy, niemniej skoro dostał polecenie profesora, to nie miał innego wyjścia. Może powrót do pewnej otwartości na ludzi nie byłby takim złym pomysłem. Podszedł więc do dziewcząt, z którymi nie miał jeszcze okazji rozmawiać. Jako że jedna nie wydawała się zbyt sympatyczna, zwrócił się do drugiej, tej jakby bardziej wycofanej, a przez to może bardziej skłonnej do rozmowy. (@Upsilon Wild) - Cześć, jestem Felix. Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać, więc to chyba będzie idealny moment, prawda? Widzę, że zostałaś przydzielona do grupy z profesor Sparks, ale to prawdopodobnie jakiś błąd - pozwolisz, że to ja dostąpię zaszczytu oprowadzenia cię po szkole? - uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że to wystarczy. Tym bardziej, że bardzo mu zależało, żeby wszystko poszło jak należy.
Wyszło moje niezrozumienie koperty, wybaczcie, ale Eiv na co dzień z nimi nie gada. Niemniej jednam... -Oczywiście, profesorze. - Zwróciła się do @Archibald Blythe, a Noel po raz pierwszy miał okazję widzieć potulność Henley względem nauczycieli. Wiadomo, nie pałała takim uczuciem do każdego, ale ten konkretny wykładowca już dawno temu przypadł gryffonce do gustu. Nie tylko przez wzgląd na dom, ale wiedzę, którą emanował. -Nie masz mapy? - Skrzywiła się nieznacznie i przeniosła wzrok na @Julian O'Shea, bo w końcu ukazał jej się w pełnej krasie obraz, który mieli rozszyfrować. -Chyba muszę potrenować język... Nie sądzisz, Payne? - Zaptytała jeszcze luźno, a zaraz potem wzięła kopertę w dłoń, by mieć lepszy pogląd na pewne sprawy i by ona lepiej widziała. Jakkolwiek durnie to brzmi. -Co teraz? - Mruknęła pod nosem, bo przecież to nie był koniec zabawy, a przynajmniej Henley miała nadzieję, że nie. -Patrz, nawet Noel stał się potulny. Dostaniemy jakąś podpowiedź? - Niezły stuff. Eiv chce takiego więcej.
Nie docierały do niej słowa Eiv, która stała obok, rozmawiając ze swoją drużyną. Załapała tylko, że odbijając się od Archibalda wpadła prosto na Eiv, a ta przyciągnęła ją do siebie, więc stała obok, przynajmniej tutaj nie czując całego tego szału wariatów. Przyłożyła dłonie do skroni, zrezygnowana, kompletnie zmęczona, czując jak krew która buzowała jej w żyłach podnosiła jej temperaturę, adrenalinę i powodowała już nawet migrenę. A wyłączając to, cały ten żal jaki powinna czuć pod nieobecność Enzo zwyczajnie w świecie przeinaczał się w białą gorączkę, co w połączeniu z wydarzeniami na Wielkiej Sali robiło z niej bombę z tykającym zegarem. Tylko czekać, aż D’Angelo całkiem wybuchnie. Poslała Henley słaby, krzywy uśmiech, bo mimo jej dobrych chęci i tak dostała szlaban, a jedyne co mogła na to rzucić to: — Dobrze, profesorze. I przeniosła wzrok na drugiego z mężczyzn. Tego nie znała, ale nie wyglądał na ucznia. Postanowiła zaryzykować grzecznościową formą, skoro ostatnio wszyscy pedagodzy wyglądali młodo i… o zgrozo, seksownie. — Ja się zajmę językiem, Henley. To będzie praca wspólna. Jeszcze wyjdziemy na ludzi, profesorze… — zawiesiła ton, bo nie znała nazwiska. Szturchnęła Eiv, żeby skończyła za nią. Wstyd jej było przed Archbaldem, czego nie powiedziałaby głośno, że straciła w obecności ulubionego nauczyciela gardę i cierpliwość, a przy okazji wstyd jej było nie wiedzieć jak się nazywał nowy nauczyciel. Przez to miała kolejne powody do poczucia, ze krew krąży jej w żyłach jeszcze szybciej. Aż zagryzła wargi do krwi, nie wiedząc jak się zrelaksować. — Profesorze Blythe… jeśli profesor pozwoli, może po prostu spróbuję naprawić co zepsułam? Ale oczywiście równie dobrze mogła dołączyć o jego grupy. Tylko dlaczego miała wrażenie, ze to wiązało się z ryzykiem stracenia kolejnych punktów? Jakoś tak ciężko jej było już tłumić złość w sobie.
Wasza koperta, o zgrozo, na moment znieruchomiała. Po prostu. Jeszce moment temu smyrała wstążeczką kark brunetki, a teraz po prostu zwinęła się i... jebut. No nic. Umarliście swoją kopertę. Wstydźcie się!
Ale... ale... Nie!
Nagle się ożywiła i, jak jebutła Noelowi jęzorem w twarz, plując ją klejem to chyba ją poznał! Te papierzyska chyba naprawdę nie lubiły przystojnych profesorów, moze też uważały to za mocno nieprzyzwoite i niegodne zagranie?
— Czekam na przeprosiny — oznajmił tym razem inny, dumny ton, bardzo zresztą hipnotyczny, prawie jak Noel szepczący słodkie słówka do ucha, tylko że kobiecy, czyli jeszcze bardziej magnetyzujacy — czekam na przeprosiny albo nie dostaniecie wskazówki — dodała zdecydowania dusza tejże koperty.
Ku jej zaskoczeniu to nie Athene dotarła do niej pierwsza. Głos Sapphire Sparks wdarł się do jej uszu, zanim zdążyła dostrzec nauczycielkę, i wywołał w jej ciele nieprzyjemny dreszcz. Nie lubiła przebywać wśród ludzi, a tłum zaczynał narastać. Co gorsza, absolutnie nic nie mogła z tym zrobić i obawiała się tej, która lada moment mogła przejąć wodze ich wspólnego ciała. - Dzień dobry - przywitała się nieco spięta, odwracając się w kierunku pani profesor. - Nie ma problemu - rzuciła jeszcze, zastanawiając się nad tym, jak potoczy się ich dalsza rozmowa. W gruncie rzeczy jeszcze się nie znały. W końcu wszyscy uczniowie z Salem pojawili się w Hogwarcie na krótko przed zakończeniem roku. Ale problem został zdjęty z jej barków zanim mogła się nim naprawdę przejąć. Sparks przeprosiła ją grzecznie i odeszła na bok, by zająć się swoimi "nauczycielskimi" sprawami. Jej wzrok wychwycił w tłumie niewinny gest Juliana. Odmachała mu lekko, ale wiedziała, że to nie jest dobry moment, by próbować się do niego przebijać. Może później, a może po prostu przy innej okazji, kiedy nie będą otoczeni innymi ludźmi. Jej spokój nie trwał jednak długo, bo Sparks już była z powrotem, a na dodatek w drzwiach pojawiła się trzecia zguba i chociaż mało kto zwróciła na nią uwagę, co wyraźnie jej się nie podobało, Upsilon zauważyła ją od razu. Zupełnie jakby jakiś cichy głos w jej głowie nakazał odwrócenie się we właściwym kierunku, krzycząc zawzięcie "Ateeeenkaaa!". Miała niewielkie podejrzenia, co to może być za głos. Niekiedy ta straszna rzecz naprawdę się działa. Wakefield od samego początku zdawała się nieco podejrzliwa. Tym bardziej nie było więc sensu kłamać jej prosto w oczy. - Nie. Ups ma wolne - spróbowała zażartować, choć z pewnością na niewiele się to zdało. Będzie dobrze, jeśli dodatkowo nie wkurzy Athene. Z jakiegoś powodu to wokół nich zaczęło się teraz robić zamieszanie. Blythe czy jak mu tam dokładnie było gapił się na ich trójkę, by już po chwili podejść bliżej. Upsilon czuła, że robi jej się nadmiernie ciepło, choć starała się trzymać osobowości w ryzach. To. Nie. Był. Dobry. Moment. Poważnie. Niepokój ogarniał ją coraz mocniej, gdy obok jak spod ziemi wyrósł kolejny mężczyzna. Coś znowu zdawało się wydawać dźwięki w jej głowie, ale tym razem był to tylko przeciągły jęk. Upsilon czuła, że jej kontakt z rzeczywistością jest kwestią kilku chwil. Krew odpłynęła jej z twarzy. Nie była pewna czy kontrolę nad nią bardziej przejmuje strach, czy pewien mocno otumaniony hormonami nastolatek imieniem Omicron. Podobnie zresztą jak nie była pewna czy prędzej przywita się z Felixem, czy raczej na niego zwymiotuje. - Cześć. Słuchaj, ja... - zaczęła cicho, przesuwając się w kierunku Ateny i starając się zapanować nad mdłościami. - Wolałabym zostać z moją grupą - dodała, by dopiero później policzyć się z Omicronem.
Rotacje, rotacje, wszystko się pokiełbasiło! Koperty poczuły się oszukane przebiegiem zdarzeń. Nie wiadomo kiedy, nagle wszystkie wyleciały prawie wszystkim z kieszeni i zaczęły wzlatywać w powietrze niczym szalone, kłębiąc się pod sufitem, a zaraz potem coś wybuchło. Albo przynajmniej wydawało się, że wybuchło, ale nie. To tylko część kopert sama podarła się pod sufitem, a szczątki papieru wylądowały na głowach zgromadzonych w sali, nawet tych, co się najmniej udzielali.
Wszyscy, którzy nie należą do niezmienionych grup niżej za moment otrzymają nowe zadania, post dotyczy się tylko tych obecnych w Wielkiej Sali.
Julian O'Shea Noel Payne Eiv C. Henley
Sapphire Sparks Upsilon Wild Athene Wakefield
Sverrir Vígsteinsson Irina Blythe Louis Lumier
Dyskwalifikacja:
Burst Woolley Crystal H. Vesley Ambroge Friday Scarlett Jung
Wizja, którą zaczęła roztaczać Voice wydała się przyjemną opcją, po tym wszystkim co go do tej pory spotkało. Przy okazji nastąpiłaby integracja ucznia z Salem z uczennicą z Hogwartu, więc wzyscy powinni być zadowoleni. - Zabawa - powtórzył za nią, jasno dając do zrozumienia, że ma zupełnie inne zdanie. Szkoda, że nie zaświeciła mu przed nosem gołymi cyckami, widok z pewnością na dłużej zapadłby w pamięć. Nim się zorientował znów był ciągnięty, ale tym razem w kierunku z którego do przyszli. Serio? Dobrze, że zaczął się po niektórzych spodziewać niemal wszystkiego, bo inaczej pewnie stałby teraz z głupią miną, a tak patrzył na wszystko z rozbawieniem mieszkającym się z niesmakiem. Nie komentując tego w żaden sposób. Nie dlatego, że zabrakło mu słów, ale uważał, że nie warto. D'Angelo i jej zły nastrój go nie interesowały, a w pamięci zapisał żeby dla własnego dobra jej unikać. Szkoda na nią było czasu i tyle. - O masz swojego ducha szkoły - mruknął do Voice z rozbawieniem - Widać póki co zostanę z oczami i rękami, a... - znów nie było mu dane dokończyć zdania. Jeszcze trochę i stanie sie to jakimś zwyczajem. Czy on naprawdę ze wszystkich szkół magii musiał wybrać właśnie Hogwart? Nowe zadanie? Przeczytał list i przez chwilę się zastanawiał czy nie powinien się on znaleźć w rękach Voice. Może kopery się pomyliły? - Nie wiem jak ty blondyneczko, ale ja się stąd zmywam - i tyle go było widać w wielkiej sali. Spodziewał się, że już sam znajdzie się na korytarzu, ale blondyneczka podążała tuż obok niego.
Czarna magia miała to do siebie, że w czasach, w których jej nie było i była mało popularna w niektórych środowiskach robiła się modna – bo była zakazana. Tak prawdopodobnie miałoby się stać wśród ślizgonów, bo przecież żaden Gryfon nie zainteresowałby się czymś, co jest sprzeczne z jego mentalnym kodeksem. Uczniowie Hogwartu z natury byli dobrymi czarodziejami. Dlatego przybyli Salemczycy mogli zrobić niemałe zamieszanie, o ile mieli jakąkolwiek styczność z zakazaną magią. Ta jednak fascynowała Payne’a, ale przecież był bezpieczny i wolny od podejrzeń. Nawet Henley nie miała pojęcia co Noel robił w Durmstrangu, bo poza tym, że się zmienił i tym, co zrobił z jej ojcem… nie mogła wiedzieć nic. I tak było lepiej, a wszystkie niecne czyny pozostawały jego sekretem. To właśnie dlatego musiał trzymać się z daleka od Sparks i całej reszty legilimentów. — W ogóle zdobycie tej wiedzy jest irracjonalne— zaakcentował wyraźnie, zwracając uwagę na to, że przecież Blythe stoi całkiem blisko. — To magia zbyt potężna, by zwykły czarodziej mógł się jej uczyć. Ktoś mógłby zrobić z tego niewłaściwy użytek, a historia zna takie przypadki. Zresztą, to chyba nie miejsce i czas na taką rozmowę— uciął, unosząc wzrok na profesora i westchnął, zaciskając dłonie w kieszeniach spodni. To prawie jakby mówił o sobie. Miał przecież… niedobre intencje. Przeniósł wzrok na Eiv, która zwracała się do niego po imieniu, ale przecież… dla niej nie było w tym nic dziwnego, skoro nie miała pojęcia, że Noel nie jest już ślizgonem, pracownikiem ministerstwa ani przypadkowym gościem, a nauczycielem, zaś on sam nie wyprowadzał jej z błędu, postanawiając przecież ją zaskoczyć w przyszłości. — Na to wygląda. Każdy język ma swój specyficzny rodzaj milczenia. Chyba trzeba to w Tobie obudzić, panno Henley— mruknął melodyjnie i przeniósł wzrok na Shenae, której posłał wdzięczny uśmiech. Skoro postanowiła zająć się językiem Evelyn wszystko miało rozwiązać się samo, zważywszy, że na dwuznaczność tych słów nie musiał uważać. Wyprostował się, spoglądając na dziewczyny i Juliana, a następnie ze zniecierpliwieniem na kopertę. Pewnie gdyby nie trzymane w kieszeni ręce zdążyłby się obronić, ale znów oberwał klejem, która kompletnie postradała zmysły. Wyciągnął więc różdżkę i wymierzył ją w świstek papieru, wycierając wargę z kleju. Na boga, bardzo całuśne te koperty. To aż nieprzyzwoite. — Zrób to jeszcze raz, a pomogę ci odebrać nam przyjemność dzisiejszego wieczoru i cię spalę— warknęł i zacisnął szczękę, bo jeszcze nie upadł na głowę, by przepraszać kawałek papieru. Nawet ten gadający.
Koperta zwinęła się, zwinęła języczek i zacisnęła go na stemplu, patrząc na Noela, pomarszczyła się cała, aż jej się rogi wygniotły, ale już nic nie powiedziała. Podleciała do niego nagle, niespodziewanie, po krótkiej pauzie okładając go zwitkami papieru, co w sumie wcale nie bolało, ani chyba szczególnie nawet nie łaskotało go.
Eiv i Julian mogą próbować udobruchać kopertę, bo Noelowi nie idzie.
A te baby jak stały tak stoją. Przypominam, że macie super ważne zadanie do wykonania! Przyszłość Same-Wiecie-Czego leży w waszych rękach!
Archibald i Shenae mogą udobruchać kopertę też, albo sabotować wysiłki kolegów, skoro wasza drużyna i tak się rozpadła. Widzisz, Archie? Twoj Felek gdzieś lata przy pięknych paniach, nawet się tego nie spodziewałeś po tym, ponoć ciamciałowatym gryfonie!
Dla Sparks cała ta zabawa z Voice i Zoellem była… Nie na miejscu. Nie miała zamiaru już się wtrącać, ale z pewnością nie będzie akceptować tego typu zachowania, którego nie pochwalała. Innym razem może i zrobi wykład tej jakże szalonej dwójce, ale teraz musiała skupić się na swoich podopiecznych. Usłyszała nagły głos Archibalda i wbiła w niego spojrzenie, jakby chciała mu tym samym przekazać, że bez względu na wszystko, z pewnością sobie poradzi. Spojrzała kątem oka na @Upsilon Wild, a zaraz potem przeniosła spojrzenie na @Athene Wakefield. Miała nadzieję, że dziewczyny nie okażą się nadętymi uczniami Salem, bo to było ostatnie czego teraz potrzebowała po starciu z dwójką poprzednich rozmówców. Zwróciła uwagę też na zachowanie jednej z dziewczyn i nagłą zmianę wyglądu, jakby co najmniej potrzebowała pomocy pielęgniarki. Zagryzła policzek od środka i wbiła tęczówki w @Felix Lockwood. -Mój drogi… – Zaczęła nazbyt poważnie, gdy jedna brew uniosła się w dość wymownym geście do góry, a Sapph zdawała się być w tym momencie dość obojętna, choć nie ukrywała poirytowania. -Wydaje mi się, że grupa, w której miała znaleźć się panna Wild wraz z panną Wakefield jest w dobrych rękach. – Skwitowała krótko, a już po chwili tkwiła obok Ups, bo stan zdrowia uczennicy był dość istotny, by móc kontynuować dalszą część całej zabawy, prawda? -Dziewczęta… – Zwróciła się do jednej i drugiej, a następnie wskazała na drzwi wyjściowe. -Myślę, że możemy opuścić Wielką Salę i rozpocząć dalszy etap, bo o ile zdaje sobie sprawę, że jesteśmy w komplecie, tak nie chciałabym żeby ktoś przeszkodził w całym rozwiązaniu tej jakże zawiłej zagadki. – Zakomunikowała bezceremonialnie, a następnie zrobiła krok w przód. -Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że zaszkodziło ci nasze jedzenie… – Dodała jeszcze w stronę Ups, bo (naprawdę!) martwiła się o nią.
-Szybko się uczysz. - Odparł, gdy usłyszał jak @Irina wymawia jego nazwisko. W sumie ciekawie było posłuchać, jak ludzie z różnych regionów świata próbują wymówić jego nazwisko... lub imię. - Nie odmówię. Kto wie, czy małą wycieczka po Hogwarcie oszczędzi moim uczniom czekania na mnie, gdy będę błądził po korytarzach szkoły? - Być może Irina przyczyni się do tego, by pierwsza lekcja magii żywiołów odbyła się na czas? Albo chociaż zmniejszy jej opóźnienie? Spróbował nawet uśmiechnąć się do niej, ale okazało się to trudnym zadaniem, bo latający nad jej głową kapelusz skutecznie odciągał jego uwagę. -Może na początek najważniejsze sal... - Odparł, gdy @Louis spytał o ich dalsze plany. Niestety nie dane było mu dokończyć, bo jakiś papierowy samolot urządził nalot na fryzurę rozmówcy. - Najwidoczniej trafił nam się wyjątkowo nieśmiały, "babeczkowy porywacz"... albo leniwy. - Odparł, gdy treść wiadomości została już ujawniona. - Na twoim miejscu nie byłbym taki pewien. Szczerze wątpię, czy w tym całym zamieszaniu uchowała się jakaś czekoladowa babeczka... - Odparł, patrząc na to co działo się w Wielkiej Sali. W sumie w takich okolicznościach forma okupu nie była wcale taka głupia z perspektywy ucznia, który bardzo lubił czekoladowe babeczki. Tam musiałby o nie walczyć, a tak zdobędzie cały talerz i to bez wysiłku! - Proponuję rozpocząć poszukiwania od stołu nauczycieli. - Odparł, nieśpiesznie (w końcu pozostali członkowie drużyny mogli mieć lepsze pomysły) ruszając wzdłuż stołu w poszukiwaniu czekoladowych babeczek, mając nadzieję, że pozostali nauczyciele podzielali jego nastawienie do słodyczy i ich nie lubili.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Konsekwentnie ignorował rozmowę toczącą się między Paynem a Salemczykiem, nie dając po sobie poznać, że słyszał z niej jakiekolwiek słowo. Zazwyczaj nie wychylał się ze swojej typowej postawy, zakładającej jedynie analityczną obserwację. Wyciągał wnioski sam dla siebie i nikt obecny w Hogwarcie nie powinien mieć wątpliwości, że owe wnioski potrafił wyciągać nadzwyczajnie szybko i trafnie, nawet jeśli zupełnie się z tym nie afiszował. Inteligencji jeszcze mu nie odmówiono. Unikał zaangażowania, odcinając się niekiedy od źródła zamieszania. Tak więc, dokładnie jak przy sytuacji z Callisto i Runą, zachował dla siebie szczegóły, które zdążył wyłapać. Nie było potrzeby wywlekać ich dalej. Przywitał nowego nauczyciela w ten sam sposób. - Świetny plan - pochwalił Shenae, kolejny raz nie powstrzymując zalążka kpiny. Była idealną osobą do temperowania języka Henley. - Swój dopracowałaś już do perfekcji - zaakcentował, unosząc dłoń i stykając palec wskazujący z kciukiem na znak pochwały. - Organizacja najwyraźniej zakłada, że sam powinienem zwiedzić Hogwart. Może to nie taka zła opcja - skomentował, spoglądając w stronę Felixa, dwóch przyjezdnych i Sparks. - Tymczasem, skoro tak bardzo chcesz naprawiać błędy, pobaw się w dyplomantkę, D'Angelo. Dobra okazja na przetestowanie sprawności języka - zasugerował, sięgając dłonią do koperty, aby wygładzić jej pomarszczone rogi. - Nie ma co się denerwować. Złość piękności szkodzi - zwrócił się do niej, chwilę później odszukując w tłumie Irinę, do której uśmiechnął się lekko, unosząc swój kapelusz. W razie czego zawsze można było ją tu ściągnąć. Skoro potrafiła porozumieć się z szamanem, czym była dla niej zwykła koperta? Jeśli zaś chodziło o czekoladowe babeczki, których poszukiwania właśnie ruszyły, sam Blythe nie tknął żadnej. W końcu trzeba jakoś wyglądać!
Poprawiła kapelusz na głowie, przekrzywiając go na skos przez co na jej głowie wyglądał zupełnie inaczej niż na Archibaldowej, a zaraz potem, jak już machania Archiemu wydało się bardzo niebezpieczne, bo niemalże zaczęła wokół siebie wzbijać tumany kurzu i niewielkie wiry powietrzne, szczególnie, że machała swoją różdżką, opuściła rękę, obracając się w kierunku swojej nauczycielskiej grupy. — No to co panowie, łapać za babeczki i chodźmy ratować naszą kopertę — uśmiechnęła się do nich kącikowo ust, wyraźnie nieświadoma dwuznaczności tych słów. Odeszła od stołu, zgarniając sama talerz słodkości, zanim łapiąc Sverrira pod ramię, opowiadając mu całą historię Hogwartu, udała się tak samo z nim, jak i z Lou we wskazanym im przez treść liściku kierunku. Po drodze oczywiście Islandczyk został obrzucony gradem ciekawostek o obiektach, które akurat mijali. Ale nie doszli dalej niż do drzwi, co nie uchroniło wcale Sverre przed długimi historiami, bo jak się okazało, babeczki Iriny zostały jej wytrącone z ręki już kilka chwil później, rozsypując się po posadzce. — Ojej?