Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
-Trudno. Jestem pewna, że będziemy się dobrze bawić bez tego. - Powiedziała to o dziwo całkiem szczerze. Uśmiechnęła się szeroko. Poszła za jego wzrokiem i zauważyła, że do akcji rzeczywiście wkroczyła Mégane która zebrała cały Alkohol. Trudno. Da się przeżyć bez niego, choć impreza z nim jest równie dobra. Coś czuła, że będzie sztywno nikt nie będzie tańczył i po prostu będą kryć się po kątach, aż wkroczy taki profesor Lucas i zaprosi Madison do tańca. A jak! Najlepiej, żeby nauczyciele wbili i pozapraszali nas do tańca, bo tym dupom wołowym z którymi przyszłyśmy się nie chce, albo nie umieją tańczyć. A podobno było coś takiego jak lekcja tańca. A może to odwaga? Bo przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i my powinnyśmy zaprosić ich? Nie oceniam Camerona, przecież Ruby dopiero go poznała, a już zdążył ją pochwalić i zaproponować wróżkę. Chodzi o tych, którzy przyszli na bal i nie wiedzą co zrobić dalej. Może tak dobrze się bawić? W jakiś inny sposób, a nie jak pan Calton, który ma równie miłą buźkę ale alkohol na imprezie musi być. -A dziękuje. - Obejrzała go całego i przekrzywiła głowię. -Rzeczywiście, peleryna i zostaniesz nowym Batmanem, który udaje Bonda. - Zaśmiała się. Popatrzyła na wróżkę. -Wróżka? Czemu nie. Nagle podbiegła do nich jakaś dziewczyna. Ślizgonka, z tego co wie. Uśmiechnęła się tylko i podała jej dłoń. -Ruby, mi również. -Tak miło i słodko. Sceny zazdrości? Hah..
Nagle okazało się, że Leah to chyba najgorsza możliwa aktorka na świecie. Nie żeby się tym jakoś specjalnie przejęła, ale fakt, iż łatwo zauważyć jej dzisiejszą dysfunkcję jest dobijający, bo i ona zwracała na nią wtedy większą uwagę. Nie da się jednak zignorować tego tak łatwo. Padło pytanie, musiała i odpowiedź. Przecież to nie lekcja na której milczy jak zaklęta. W tamtym momencie wydało się jej to bardzo zabawne. Kochała rozmawiać, dyskutować, nawet się kłócić, a w tym roku jakby kompletnie o tym zapomniała. Niespecjalnie miała z kim i oczym. Zapomniała o swoich znajomych i nie mogła tego ukryć. Kompletnie nie wiedziała co się z nimi dzieję. Zaszyła się z książkami w kącie (chyba poznała już każdy w zamku) i milczała. Może dlatego tak słabo u niej z relacjami międzyludzkimi? Większość ludzi nawet nie pamięta jak brzmi jej głos, a o imieniu już nie wspominając. Leah- dziewczyna, która kocha korzystać z aparatu mowy nie robi tego. Co za ironia. W swoim wnętrzu zaśmiała się sama z siebie. Koniec roku, są same powody do radości! Nie licząc nogi o której musi opowiedzieć. Skrótowo, bo szybko chciała zakończyć ten temat, ale jednak. - Zdradzę Ci pewien sekret, dobrze? To, że ktoś bardzo lubi coś robić wcale nie oznacza, że zawsze mu wychodzi. W moim przypadku lekcja tańca była złym pomysłem. Niby nikogo nie podeptałam, ale moja noga ucierpiała wystarczająco. Takie moje szczęście- odpowiedziała niby zwyczajnie, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło, ale każdy chyba wyczułby gorycz w jej głosie przy ostatnim zdaniu. Szczęście już dawno temu ją opuściło. Za to chłopak wydał się jej bardzo pogodny i prawdopodobnie nie wziął jej za wariatkę, bo uśmiechnął się jeszcze bardziej. "Czyżby poprzedni był fałszywy?"- pomyślała i od razu skarciła się za takie wymysły. Na tym balu chyba dwie Leah które w niej siedziały wytoczą sobie wojnę i tylko jedna wyjdzie z tego cało. Zapowiada się bardzo ciekawie. - Chyba rzeczywiście powinnam tak zrobić- stwierdziła pewnie, gdy ponownie na niego spojrzała. Antoine znalazł jakiś niewytłumaczalny sposób na to, by kierować jej myśli tam gdzie powinna, uspokajał ją nawet o tym nie wiedząc. Nie była przy nim zakłopotana, ani nic w tym rodzaju. Po prostu taka już jest Leah. Tworzenie historii o najgorszym mozliwym biegu zdarzeń to jej specjalność. Praktycznie od dzieciństwa straciła wiarę w bajki. Nie dla wszystkich był "happy end". Puchonka jednak miała okazję na coś przyjemnego tego dnia i ciężko było jej w to uwierzyć. Spróbowała jednak. Chciała się postarać, pokazać, że potrafi jeszcze być sobą. Chłopak zadając pytanie sam podjął decyzję, a ona nie miała zamiaru z nią dyskutować, bo jej odpowiadała. Pierwszy raz miała okazję dziękować Merlinowi za kogoś tak przewidującego sytuację. Gdyby nie Antoine pewnie nie przeszłaby tego odcinka. Zobaczyła garstkę par przed sobą i od razu zapomniała o wcześniejszych rozterkach. Wracając do równowagii lekko uwolniła się od chłopaka, ale wciąż trzymając jego dłoń weszła na parkiet i spojrzała w jego stronę z uśmiechem. Skąd taka pewność siebie u niej? Pewnie zawsze ją miała. - Sądzę, że przy Tobie moja druga noga wyjdzie z tego cało. I pamiętaj, że możesz mówić mi Leah. I tak wiem, że jesteś wyjątkowo kulturalny. Dziwnie się czuję, bo przy Tobie mam wrażenie, że jestem kompletnie z innej rzeczywistości.- stwierdziła żartobliwie, ale naprawdę w to wierzyła. Nic złego nie może się zdarzyć jeśli podejdzie do tego bezproblemowo. Nie dziś. Teraz jest ta chwila dla niej. "Merlinie, pamiętaj o tym ile już mi dołków wykopałeś. Następne możemy zostawić na później"- w podświadomości powiedziała i ponownie, wracając do rzeczywstości przyjrzała się swojemu partnerowi. Próbowała sobie przypomnieć gdzie mogła go widzieć. Kim jest? Nie kojarzy go z drużyny Quidditcha żadnego domu. Z pewnością nie jest z Hufflepuff'u. Nie jest też z jej rocznika. Starszy- tego była pewna. Nie jest Gryfonem, a raczej tak się jej wydaję. Oni są bardziej przepełnieni emocjami. Stwierdziłaby, że mógłby być z Ravenclaw, ale coś nie pasuję jej do tego. Ślizgon? Możliwe. Nie ma to dla niej większego znaczenia, lecz nie ukryłaby, że jest ciekawa jaki stosunek ma do "żółtków" jak często są nazywani. Ludzie lubią szybko określać ich jako ofermy i najbardziej męczących i nudnych czarodziejów w zamku. Dobra, zdarza się jej czasami mieć nieszczęśliwy wypadek, ale ten jest pierwszym jaki miała w tych murach! Nie mogła się doczekać, by poznać Antoine z czegoś więcej niż imienia. Jest interesujący- jak to wcześniej zdrzyła sobie uświadomić.
- Brunetem. - Wycedził wręcz to słowo. Phi! Każdy wie, że blondyni są o niebo przystojniejsi! Choć fakt faktem, że jeśli chodziło o płeć piękną, to Gregers też wolał brunetki, ale ćśśś. Nie ważne! Jemu się w ogóle kobiety podobały, niezależnie od koloru włosów. - Ja? - Uniósł wysoko brwi. On się cyka? Kolejny absurd! No dobra, może po prostu nie chce wylecieć ze szkoły, ale to chyba oczywiste, nie? Wolał być przezorny i sprawy poufne załatwiać w miejscu do tego przeznaczonym, a w końcu do mieszkania nikt mu nie będzie zaglądał. - Ja się nie cykam. Ja zapewniam bezpieczeństwo. - Powiedział mrużąc oczy i lekko się uśmiechnął. - Oczywiście. - Odparł, kiedy Puchonka zaznaczyła, że warunkiem jest jakieś okrycie dla niej, co by nie zamarzła. Odda jej swoją marynarkę, a co tam. On jest dość odporny na chłód, nawet lubi, kiedy jest trochę zimno. Oczywiście nie na tyle, że odmarzają mu stopy, ale umiarkowany chłodek był całkiem przyjemny. - Będę gentlemanem i powierzę Ci swoją marynarkę. - Posłał jej szarmancki uśmiech. Och, Gregersie, ależ ty jesteś uprzejmy. Uśmiechał się mimowolnie na myśl o tym, że w końcu zapali coś innego, niż papierosy. No, bo to już rutyna. Wstaje, pali papierosa, godzinę później kolejnego i jeszcze jednego, potem następnego. Wciąż to samo, monotonia! On nie znosił monotonii. No, a co najważniejsze - będzie w wybitnie dobrym humorze i to bez alkoholu. No patrzcie państwo, to ciekawe... - To zatańczmy, a później pójdziemy. - Zrobił kilka tanecznych kroków w stronę parkietu i zaczął poruszać się w rytm muzyki. Nie chciał wzbudzać podejrzeń. Zabrali mu alkohol, a teraz on by dziwnym trafem zniknął z sali? Zbyt podejrzane, wolał być przezorny. Nie chciał kolejnego szlabanu, nie było mu to w żaden sposób na rękę. W końcu jest tyle ciekawych rzeczy do roboty! Choć zapraszanie ludzi do mieszkania też jakoś niespecjalnie mu się uśmiechało. To było miejsce tylko dla niego, a przynajmniej do tej pory. Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? Tym bardziej, jeśli sytuacja tego wymaga.
Przyszła na bal... Był to już tak wielki sukces, gdyż ona nienawidziła balów. A najgorsze było to, że w garderobie miała, aż nadto tych wszystkich sukienek. Ale i tak nie wzięła jakiejś gustownej sukienki, wzięła taką jaka jej się podoba. I do tego miała wziąć element rozpoznawczy, dzięki któremu mogła się odnaleźć z partnerem. Była to POZŁACANA SPINKA, którą nosiła na dość widocznym miejscu na włosach, by ten ktoś wiedział, że ona jest z nim. Gdy weszła na bal od razu poczuła się spięta. Wiedziała, że jest możliwość, że jej parą będzie kobieta, co teraz jest możliwe, gdyż nie często mężczyźni noszą spinki. I tego właśnie najbardziej bała się na całym balu. Nie chciała mieć partnerkę, to dla niej nie byłoby komfortowe. No może jedynie z Lindsey, tak po przyjacielsku. I tyle. Więcej nie. Przechodząc kryjąc się przed innymi pojawiła się przy stoliku z drinkami. Wzięła jednego i rozejrzała się potłumie. Już po kilku minutach zobaczyła Aidena, który miał ten sam znaczek rozpoznawczy co pani Lena. Uff,co za ulga! Lena zaśmiała się na widok ślizgona z spinką. Mogła by podejść, ale na chwilę obecną rozglądała się więc jakoś nie chciała. Dopiero, gdy uznała, że chyba jest najbardziej spóźnioną osobą podeszła do Aidena od tyłu zaśmiała mu się do ucha. - O cześć Aidenku co tam porabiasz? Co tam sam tu stoisz? - Szybko ukryła spinkę, by nie zauważył, że to ona jest jego parą. Nawet się cieszyła, że jest w parze z kimś kogo znała.
Uśmiechnęła się zawadiacko gdy spostrzegła jak Ślizgon wręcz wycedził przez zęby, jedno słówko i nie mogąc się powstrzymać roześmiała się miękko. - Owszem brunetem. Zawsze coś w sobie.. mają. Za to przed blondynami zazwyczaj mnie ostrzegano. - odparła swobodnym głosem i przymrużyła z rozbawieniem swoje czekoladowe ślepia. Chociaż to była prawda! Matka kilkakrotnie jej mówiła, by uważała na blondynów bo Ci zawsze wytną jakiś numer kobiecie. Chyba nie muszę wspominać, że w ten zakres wchodzą zazwyczaj ślizgoni? Dlatego też Sara, prawie zawsze miała się na baczności ilekroć by takiego spotkała na swojej drodze. Poruszając się z lekkością w rytm melodii płynącej tak naprawdę znikąd, Sara delikatnie zakołysała biodrami i okręciła się wokół własnej osi, rzucając mu zaintrygowane spojrzenie. - Ślizgon i bezpieczeństwo? - spytała jakby się upewniając, czy dobrze zrozumiała i otaksowała go swymi ślepiami. W sumie poniekąd to może być prawda. Pomijając dzisiejszy szlaban, dotychczas przeżyła z nim te wszystkie dni i jakimiś cudem nie znalazła się w Skrzydle Szpitalnym. Dziwne, nie? Zwłaszcza, że ślizgoni raczej nie zadają się z puchonami. A najdziwniejsze jest to, że Sara z Gregersem nawet się dogadywała. Jasne, że ich rozmowy były polane dużą dawką drażnienia się jak i żartów ale co prawda to prawda - gadają ze sobą na ten swój pokręcony sposób. Odkrycie tego, skończyło się tym, że Sara przystanęła w połowie tanecznego kroku i spojrzała po raz pierwszy na Ślizgona jakby był z innej planety. - My ze sobą rozmawiamy. - zauważyła jakże błyskotliwie, posyłając mu przy tym znaczące spojrzenie - a chłopak powinien zrozumieć o co puchoniastej chodziło. Nie minęła krótka chwila a Sareczka znowu wróciła do tanecznego nastawienia i nawet jej twarz przybrała już normalny wygląd a nie totalnego zdziwienia jakby ktoś ją poinformował, że Merlin tak naprawdę nigdy nie istniał. Przygryzła nieznacznie swoje wargi i podniosła na niego swój wzrok gdy ten zaczął coś nawijać o swojej marynarce. Dziewczyna, uniosła wysoko brew do góry nie bardzo wiedząc o co mu może tym razem chodzić gdy nagle, zrozumiała! Ach więc tym sposobem chce skombinować jej okrycie. Sullivian wywróciła oczami i spojrzała na niego sceptycznie. Czy ona na serio wygląda na taką dziewczynę jak inne, które żebrzą o daną część garderoby od przedstawicieli płci brzydszej? - Marynarkę? Och, wiesz. Miałam raczej na myśli, że popiszesz się swoimi genialnymi zdolnościami transmutacyjnymi i wyczarujesz mi coś fajnego z serwetki czy coś. - jęknęła z rozbawieniem jednakże uśmiechnęła się szelmowsko. A to Ci numer, że Ślizgon chce coś oddawać. Dziwny teen świaaaat. - O tak, Sara teraz by z powodzeniem mogła to zaśpiewać! Wprawiając swoje ciało w delikatne ruchy, spojrzała gdzieś w dal i nagle parsknęła cichym śmiechem. Ciekawe jak Ślizgon będzie zachowywał się gdy .. się naćpa, po prostu. Bo wiecie.. to co Sara ma schowanego w tej genialnej kiecce, to nie byle co! Raz w życiu tego spróbowała i później trzy dni do siebie dochodziła więc zapowiadało się niezłe przedstawienie z głównym udziałem Ślizgona. Bo nie wiadomo co jemu wtedy odwali i co też zrobi. Czy będzie udawał kogoś innego, albo kogoś naśladował, zacznie bawić się w filozofa czy też może zacznie śpiewać? Sara uśmiechnęła się leciutko pod nosem a po chwili westchnęła cicho. W sumie ta sama siebie będę musiała pilnować, o!
Uśmiechnęła się szerzej słysząc obcy dla niej akcent. Czyli jednak trafiła na kogoś z wymiany. To w sumie dość dobrze, bo przecież lubiła poznawać nowych ludzi i ich kultury. Na jej szczęście chłopak potrafił mówić po angielsku. Serena akurat nie należała do tych cudownych osób, które znają po piętnaście języków. -Dziękuję, ty też bardzo dobrze wyglądasz. - odpowiedziała na komplement, starając się nie zarumienić. Jak dobrze, że jednak trafiła na takiego uroczego partnera! Fluvius odrzuciła włosy do tyłu, by za bardzo nie opadały jej na twarz. Szczerze, to krukonka należała do tych dziewczyn, które przez swoje niezdecydowane mogłyby zmienić sukienkę na parę minut przed rozpoczęciem imprezy. Tym razem jednak udało się bez szukania nowej kiecki, a komentarz chłopaka utwierdził ją w podjęciu słusznej decyzji. Spojrzała w jego niebieskie oczy i przez chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią. Po czym ochoczo pokiwała głową. -Z miłą chęcią! Chyba powinnam teraz dodać jak prawie każda dziewczyna, że przepraszam jeśli Cię podepczę? Zaśmiała się delikatnie i podała mu swoją dłoń. Niby opuściła ostatnio odbywającą się lekcję tańca, ale przecież to nie należało do najtrudniejszych zajęć? Zamieniała już człowieka w świnię mając miażdżone przez parkiet nogi, co to dla niej! Ten bal wcale nie był pierwszy, więc powinna poradzić sobie z tańcem. - Jesteś z wymiany, prawda? Za bardzo nie mogę odgadnąć jaki masz akcent... Serena nie podróżowała zbyt często, a to głowie przez strasznie opiekuńczą matkę. Przynajmniej gdy Lunarni zostali pokonani nie powinna zabronić pojechać jej na wakacje z Hogwartu. Z drugiej strony wolała nie wiedzieć co by jej zrobiła, gdyby się dowiedziała, że jej własna córka działała jako Argenka. Dożywotni szlaban w tym wypadku byłby najlepszą z opcji.
Weszła do sali trochę... zdenerwowana? Spięta? Trochę tego trochę tamtego. Cassidy często przychodziła na imprezy, ale na bale końcowe... Dziś wyszła na bal z powodu zwykłej zachcianki. Zapisała się, ale wtedy jeszcze nie była zdecydowana, że jednak wyjdzie na ten bal. Ubrana w długą czarną sukienkę weszła na bal i ruszyła w stronę jedzenia i drinków. To jej się podoba. Pewnie wróci z balu cała upita i nażarta. Ale właśnie takie rzeczy na tego typu "imprezach" Cassie lubiła. We włosy miała wpięte TRZY CZERWONE SPINKI, dla znaku rozpoznawczego. Chciałaby zatańczyć, ale nie z jakiś pedałem, lub kujonem... tylko nie z nimi. Wszystkimi innymi. Przeczesując całą salę w poszukiwaniu swojej pary nie znalazła osoby. Czyli została skazana na samotność. Normalnie byłaby podkurwiona, ale teraz jakoś ją to nie obchodziło. Wolała siedzieć samemu i patrzyć jak inni tańczą, niż być z jakimś idiotą. Chyba, że znajdzie kogoś na prawdę przystojnego i wartego uwagi.
Spojrzał na nią z łobuzerskim uśmiechem. - Ostrzegano, mówisz. - Westchnął ciężko, kiwając głową. - No i słusznie najwyraźniej. - Raczej żartował, chociaż? W końcu nie był przykładnym osiemnastolatkiem, którego wszyscy stawiają za wzór do naśladowania. Rzecz jasna - potrafił takiego udawać, ale to wszystko. Kto chciałby wzorować się na chłopaku, który pije, pali, jak widać nawet się narkotyzuje, a do tego jest Ślizgonem, co często mówi samo za siebie? No właśnie. -Ślizgon i przezorność. - Poprawił ją, podnosząc palec wskazujący ku górze. - Tak się czasami zdarza. - No tak, przezorność wiąże się z bezpieczeństwem, ale on po prostu nie chciał spędzić kolejnych dni gdzieś w zamku, odbywając swój szlaban. Tym bardziej, że zbliżają się wakacje, on już jest w nastroju iście wakacyjnym ( jak zawsze zresztą ), więc wszelkiego rodzaju kary były mu nie na rękę. Jedną już dostał. O jedną za dużo. Kiedy Sara odkryła Amerykę, czyli krótko mówiąc - doszła do wniosku, że Gregers i ona rozmawiają ze sobą, ten klasnął w dłonie tak, jakby chciał powiedzieć ,, Ty, no rzeczywiście. Że ja na to nie wpadłem... ", co zresztą po chwili powiedział. Tak błyskotliwe stwierdzenie nie mogło pozostać bez komentarza, prawda? Roześmiał się po chwili, a tym bardziej rozbawiło go spojrzenie Puchonki. Dokładnie takie, jakby widziała go pierwszy raz, albo zobaczyła w nim kogoś niezwykłego. Dopiero teraz to odkryła? - Ach! - Uśmiechnął się lekko. - Chciałem być szarmancki, nie dajesz mi możliwości, żebym się wykazał. - Znów ta smutna minka. Chciał być miły w ten piękny wieczór. Ha! Miły. Też czujecie ten absurd? Zaśmiał się pod nosem, po czym znów zaczął poruszać się do rytmu. Muzyka była fajna, skoczna, idealna do tańca. Tym bardziej przyjemnie się tańczyło ze świadomością, że kiedy wrócą tu po raz kolejny, obydwoje będą w świetnych humorach i wszystko będzie takie... Zabawne. No, chyba, że Sara mówi o czymś innym, niż on miał na myśli, to też możliwe. Tak, czy inaczej, nie omieszka spróbować.
Szczerze mówiąc Malika była pewna porażki tego wieczoru. Niedobrana z nich para... Ona; szczera do bólu i niebyt przyjemna po alkoholu oraz chłopak który za wszelką cenę próbował się zachowywać. - Nie powiem, wychodzi mu - pomyślała Jednak jest jedna rzecz która potrafi zmiękczyć jej charakter. Butelka. Nie byle jaka. Gdy więc Brandon odchylił marynarkę i wskazał głową nie co innego jak alkohol Malika wyprostowała plecy i już miała palnąć coś głupiego gdy w rogu sali pojawiła sie nauczycielka odbierająca rozbawionym studentom nielegalnie wniesiony do sali alkohol. Nie ominęła ani tej pary, ani nikogo innego. Zawiedziona Malika już miała zamiar powiedzieć coś nauczycielce ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Obrzuciła ją tylko jadowitym spojrzeniem na co ta, nawet nie zwróciła uwagi. - No to tyle - mruknęła Dalsze słowa chłopaka świadczyły, że ten niby grzeczniutki chłopaczek robi nielegalne trunki. Że też musiała trafić na ich całkowity brak. Następnie zaprosił dziewczynę na parkiet. Och, no nie... Miała zamiar uniknąć tańca i nie dać po sobie poznać, że rodzice zmuszali ją do chodzenia do szkoły tańca. Taki wstyd! Brandon wypowiedział kilka przesłodzonych komplementów na co dziewczyna zareagowała subtelnym uśmiechem. Nie miała zamiaru znowu wyjść na idiotkę. Czas pokazać klasę. Szczerze mówiąc Brandon umiał tańczyć. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Trzeba się rozejrzeć...może gdzieś? ktoś? jednak? - Hymm, tobie też nieźle idzie - powiedziała po czym uśmiechnęła się wyzywająco - Więc mówisz, że pochodzisz z Londynu - zagadnęła. Nie miała zamiaru niszczyć tego wieczoru który zrewanżuje jej się jutro w postaci mocnego łupania w głowie - kaca. - Mal, daj sobie spokój - pomyślała. Po kilku piosenkach Malice zaczęła przeszkadzać obcisła sukienka. Nie pozwalała jej wykonywać swobodnych ruchów. Dziewczyna ubrała ją tylko dlatego iż myślała, że nie będzie musiała tańczyć. - Pozwolisz, że wrócę za chwilę - powiedziała do towarzysza - daj mi sekundę. Powoli opuściła salę dbając o to by nie zrobić za dużego kroku. Głupia sukienka...Na szczęście zawsze dbająca o szczegóły Malika była przygotowana na taką okoliczność. Powoli weszła po schodach i w końcu znalazła się w herbaciarni gdzie między półkami położyła małą torbę. Wyciągnęła ją i zamknęła drzwi na klucz. W torbie krył się plan B Maliki; śliczna sukienka i beżowe buty. Dziewczyna przebrała się pospiesznie i za pomocą różdżki sprawiła by na jej głowie znowu pojawiły się loki. Do Wielkiej Sali wróciła w cudownej beżowej sukni. Jej dół był rozłożysty i wyglądał jakby obsiadły go tysiące beżowych motyli. - I jak? - powiedziała wpadając z piruetem na Brandona
Ostatnio zmieniony przez Malika Lovegood dnia Nie 29 Cze 2014 - 19:41, w całości zmieniany 4 razy
Z uśmiechem ruszył na parkiet ze swoją towarzyszką. Cieszył się, że to właśnie ona jest jego partnerką, naprawdę. Jeśli miałby ją wymienić na kogoś innego - chyba wolałby w ogóle nie przyjść. Gdy dotarli na parkiet zatrzymał się razem z Chantel i ułożył jedną dłoń, nieco niepewnie, na biodrze dziewczyny. Z drugą nie bardzo wiedział co zrobić, a że leciał akurat w miarę wolny kawałek, to ujął dłoń dziewczyny, zupełnie jakby próbował tańczyć z nią walca. Albo jakiś inny, wolny taniec, bo on nie bardzo się na tańcach zna. - Przepraszam, że się spóźniłem... bo wydaje mi się, że przyszedłem trochę za późno... ale rozumiesz jak to jest - zasiedziałem się w bibliotece i ... no. Chce się wytłumaczyć. Przepraszam jeszcze raz. Uśmiechnął się nieśmiało do dziewczyny, obracając się z nią wokół ich osi, po czym przechylił ją lekko do tyłu. No, wiecie, jak to w tańcu. Tancerz się znalazł.
Nie, żeby była złą aktorką. Czy ktokolwiek poza nim to zauważył nie miał pojęcia. W każdym razie, jemu takie rzeczy rzucały się w oczy, bo lubił gromadzić informacje o swoich rozmówcach, bądź też osobach z nim przebywających. Stąd dokładnie wiedział, ile białych sukni jest na balu, ile małych czarnych, jak duży odsetek panów założył krawaty, a jak duży muchy. Było to w pewien sposób niezależne od niego, jak gdyby jego podświadomość robiła to samoczynnie. A może był w tym wszystkim jakiś dziwny cel, o którym sam nie miał pojęcia? Kto wie? A może to po prostu ten stan skupienia i uwagi? Nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. W każdym razie, prawda. Problem jej nogi wyraźnie rzucił mu się w oczy. – Lekcja tańca? – spytał lekko, a w jego głosie dało się słyszeć zachwyt i zdziwienie. – Byłaś? I jak? Ja tak bardzo chciałem w niej uczestniczyć, ale niestety nawał obowiązków i po prostu nie dałem rady. – powiedział zgodnie z prawdą. A szkoda, bo fajna sprawa takie lekcje tańca. Zwłaszcza, że nie wszyscy uczniowie znali kroki rożnych tańców. Szkoda, szkoda. Wielka szkoda, no ale cóż. Dzięki temu, ktoś taki jak on, człowiek o jako takim wyczuciu rytmu, a także, będąc trochę nieskromnym, dobry tancerz (bo przecież, jak mówiła jego mama: „Prawdziwy gentleman, niezależnie od tego czy mugol, czy czarodziej musi opanować kilka rzeczy – zachowanie przy stole, kulturę wypowiedzi, taniec, a także historię. Na czarodziejów dodatkowo spadają niektóre zagadnienia związane ściśle z naszym światem – historia magii, no i zaklęcia”). – To znaczy, pomijając uraz. Czego się uczyliście? – wyraźnie zainteresował go ten temat. Kurde, wielka szkoda że się nie udało. Naprawdę. A świadomość, że mógłby poznać taką damę wcześniej napawała optymizmem.. Uspokajał jej, nie wiedząc o tym? No, dobre sobie. Widać było po niej, że rozważa różne rzeczy, zastanawia się, coś kalkuje i tak dalej. Może stąd właśnie jego uwaga? Kto wie. W każdym razie, mówiła o miłym wieczorze, toteż dlaczego niby miałaby sobie zakrzątać głowę, jakimiś bzdetami. Poszli na parkiet, ona zadowolona z tego, że jej towarzysz tak sobie radzi z jej osobą. On zachwycony, że nie trafił na jakąś nudziarę. Prawda, nie była Daenerys, ale trzymała poziom. Swoją drogą, Bonnet sam zastanawiał się z jakiego domu może pochodzić? Nie chciał jej nigdzie przypisać, bo w ostatnim czasie, co straszne, na swojej drodze spotkał wielu bardziej kulturalnych i odważnych Puchonów od członków Domu Salazara… - Zaraz innej rzeczywistości.. – skomentował jej słowa, bagatelizując ostatnią wypowiedź. – To mi zarzucają nudziarstwo i setki innych złych rzeczy, związanych z obyciem wśród ludzi.. – powiedział, lecz jakoś niespecjalnie smutny, zły czy jakkolwiek inaczej. Bo i nie przejmował się tym, co na jego temat sądzili ludzie, którzy nie potrafili nawet prowadzić rozmowy na najniższym poziomie intelektualnym. – A co do nogi.. – rzucił, po czym sprowadził ją z parkietu. Usiedli przy jakimś stoliku w rogu Sali, a chłopak przykucnął obok niej. Delikatnie pochwycił jej nogę, złapał ją, po czym gdy chciała coś powiedzieć, jedynie przyłożył palec do ust, nakazując jej tym samym być cicho. Rozpiął marynarkę, z wewnętrznej kieszeni wyciągnał różdżkę, po czym rzucił zaklęcie Episkey. – Powinno pomóc. Zakładając, że nie jest to jakiś poważny uraz, ale nie wydaje się. – rzekł, wstając z uśmiechem i z takim samym namaszczeniem jak poprzednio, odstawiając nogę swojej partnerki na miejsce. Po czym wstał, wyciągnął rękę w jej kierunku i ruszyli już właściwie w stronę parkietu..
Znalazłabym mnóstwo odpowiedników do słowa Ślizgon. - wymamrotała pod nosem, robiąc w powietrzu cudzysłów i uśmiechnęła się zadziornie. Mądrze pokiwała głową i strzeliła palcami w jego stronę w swoim jakże słynnym geście. - Ostrzegano ale i tak we wszystkich starciach wygrywam! - wypaliła rozbrajająco i na jej twarzy pojawił się słodki, szeroki i jakże satysfakcjonujący uśmiech! Tańcząc, nuciła sobie pod nosem bardziej znane jej kawałki i co chwila wcinała się w wypowiedzi Gregersa i poprawiała go z ciut złośliwym uśmiechem bądź wywracała oczętami. Najbardziej jednak roześmiała się na jego słowa o byciu szarmanckim, miłym i zapewne łagodnym! Dlatego też młodziutka puchonka mrużąc oczy prychnęła niczym kot i wzniosła oczy ku zaczarowanemu sklepieniu. - W sumie jak jesteś za miły to wydaje mi się, że zawsze coś kombinujesz! - skwitowała ze szczerym, łobuzerskim uśmiechem, próbując przekrzyczeć muzykę, która nagle zaczęła grać jeszcze głośniej! Hmm, czyżby pewność siebie wróciła do niej ze zdwojoną siłą? Zapewne tak! Nie zwracając za bardzo uwagi na wszystkich wokół siebie, postanowiła się dobrze bawić jak i pokazać Hogwarckiemu Światkowi Młodzieży co to znaczy fajny taniec i poruszanie się a nie jakieś drętwe tańczenie z partnerem, któremu jeszcze nie daj Merlinie, podepcze się stopy. Lub na odwrót! Łepetyna na boki, biodra w ruch i jazda! Znaczy się Sara tańczyła ze smakiem, nie? Chociaż wątpliwa sprawa by ktokolwiek widział jej taki taniec na luzie jak teraz. A co do tej marynarki no to już w ostateczności .. niech będziee. Chociaż będzie w niej wyglądać tragicznie bo coś przeczuwała, że za duża na nią będzie! Ale olać. Mieli ją zobaczyć w tej kiecce i zobaczyli, ha!
Leoś był naprawdę oczarowany. Nie dość że dziewczyna była ładna, to jeszcze miła i nie wydawała się głupia. Po za tym miała poczucie humoru. Naprawdę był oczarowany. Starał się nachalnie jej nie przyglądać, ale był tylko facetem, dlatego zlustrował ją parę razy wzrokiem,a w błękitnych oczach widać było podziw. Lubił patrzeć na piękne i zgrabne kobiety, naprawdę. Leoś był świetnym tancerzem. Zawsze miał świetne poczucie rytmu i w ogóle. Na wszystkich czeskich imprezach gdzie chodzili głownie pić, rozkręcał tańce. Pewnie jakby bardziej się przyłożył to i tańczyłby zawodowo. Ale wracając do balu. Gdy podała mu rękę znów posłał jej uśmiech i zaprowadził na parkiet. Objął w tali, przysunął trochę do siebie i zaczął z nią tańczyć. Na komentarz że go podepcze tylko szarmancko się uśmiechnął i powiedział: -Kobiety nie muszą umieć tańczyć. Mężczyzna mu umieć kobietę w tańcu poprowadzić- wyszczerzył zęby i wpatrując się w nią. Mimo butów na obcasie, nadal był wyższy od dziewczyny. -Tak, jestem z wymiany. Pochodzę z Republiki Czeskiej. Umiem ten akcent zniwelować- powiedział prawie czystym angielskim- Ale tak bardzo kocham mój rodzinny kraj, że nie potrafię zabić w sobie potrzeby mówienia po czesku- znów się uśmiechnął. Ta mała ruda dziewczyna, bal i ta cała atmosfera sprawiała że cały czas się uśmiechał. Leoś kim jesteś?! Po chwili zapytał: -A ty jesteś stąd prawda? I tiara przydzieliła Cię do domu Kruka? Wydaje mi się że już kiedyś Cię widziałem- odgarnął jej rude włosy delikatnym ruchem.
Zasiedziałem się w bibliotece. Na twarzy Chantel pojawił się promienny uśmiech, a oczy jej wręcz zabłysły. Czy nie o tym właśnie myślała, zanim przybyła na bal? Żeby jej partner był inteligentny i oczytany? Krukonka właśnie rozpływała się na dźwięk tych słów, choć w końcu Castiel mógł zasiedzieć się w bibliotece z różnych powodów. Może wcale nie lubił czytać, ale akurat zmuszony był do lektury. Skrzywiła się nieznacznie. Wolała postawić na drugą opcję. - Nie masz za co przepraszać, nie musiałam długo czekać. - Jeszcze jeden promienny uśmiech. Odgarnęła swoje niesforne włosy w twarzy i jedną rękę położyła gdzieś w okolicach obojczyka partnera, a że drugą ujął w swoją dłoń, pozwoliła mu się prowadzić. Wyglądał na dość niepewnego, ale tańczył całkiem dobrze, a przynajmniej zdaniem Chantel, więc powinien poczuć się trochę pewniej. - Dobrze tańczysz. - Powiedziała, żeby trochę chłopaka zachęcić, po czym dodała z iskierką w oczach. - Do tego lubisz czytać. - Nie do końca pytała, ale równocześnie zdanie nie było stwierdzeniem. Czymś pomiędzy, bo nie była pewna, dlaczego Castiel zasiedział się w bibliotece. - Więc już w ogóle jestem w siódmym niebie. - Roześmiała się miękko, po czym spuściła wzrok. Nie była dobra w komplementowaniu, więc poczuła się trochę speszona. Po chwili jednak spojrzała swojemu partnerowi w oczy i posłała mu delikatny uśmiech. Całkiem przyjemnie się z nim tańczyło, naprawdę. Cieszyła się, że to z Castielem przyjdzie jej spędzić dzisiejszy wieczór, a nie z jakimś ignorantem, chamem, czy też kimś, kto jest wiecznie niezadowolony. W pewnym momencie dostrzegła Sarę wirującą gdzieś na parkiecie z nieznanym jej chłopakiem i pomachała koleżance na powitanie. Czyżby znalazła wreszcie jakiegoś amanta?
Dobra teraz mogłaby zbierać swoje zęby z podłogi. Pewnie gdyby wiedziała jak dużo potrafił zobaczyć Antoine to chyba naprawdę tak by się stało. Była zaskoczona i to bardzo. Nigdy nie spotkała się z sytuacją w której ktokolwiek chciałby rozmawiać o jakiejkolwiek lekcji. Nie mówiąc już o tym, że tematem był taniec- czego każdy możliwy, znany jej chłopak unikał. Czy to wszystko prawda? Po chwili jawnego zaskoczenie informacja została przetworzona przez jej mózg. - W sumie było ciekawie. Walc i samba. Wcześniej była rozgrzewka i improwizacja. Żałuję, że nie dotrwałam do tego drugiego tańca, ale musiałam potwierdzić tezę, że jako Puchonka jestem kompletną niezdarą. Jestem ciekawa jak musiał czuć się profesor Forester widząc, aż cztery osoby ze skręceniami po jego lekcji- odpowiedziała uradowana tym, że może zwyczajnie pogadać. Przekazała dokładnie to co się działo. Nietylko ona miała tę przyjemność odwiedzić Skrzydło Szpitalne. Wspominając ten fakt wciąż była pewna, że te nauczycielskie plansze były jakieś lewe. - Nie wiem kto jest tak głupi, by uznać Cię za taką osobę. Jesteś fascynujący, chociaż to raczej złe słowo, bo nie jesteś żadnym okazem, tylko człowiekiem- odpowiedziała na jego stwierdzenie. Złe obycie wśród ludzi? Z takim zachowaniem? Kto może mieć takie mniemanie o kimś takim? Chyba w zamku są prawie same małpy. Powiedział to tak zwyczajnie. Chyba Leah była bardziej wkurzona tym faktem niż on. Szybko jednak przeszła od zdenerwowania do zaskoczenia. Antoine cały czas powodował jej rozkojarzenie. Tym razem pomógł jej w nieoceniony sposób. Sądziła raczej, że po prostu woli posiedzieć, a nie ratować jej nogę. Nie da się ukryć, że było to miłe i ułatwi jej zabawę na balu. Chciała się wtedy odezwać, ale został jej dany wyraźny znak, że ma milczeć. Po zaklęciu rzuconym przez chłopaka poczuła wyraźną ulgę i odkryła, że musi być studentem. Uczniowie nie znają tego zaklęcia. Zostało dziwne uczucie, którego nie potrafi określić, ale po za tym wszystko było w porządku. Zauważyła, że chyba wziął sobie do serca jej słowa, bo uśmiechnął się do niej kolejny raz. Lubiła widzieć szczęśliwych ludzi. To podnosi na duchu. - Dziękuję- szepnęła tylko, gdyż nie była przyzwyczajona do specjalnej pomocy. Chwyciła dłoń chłopaka i poszła za nim ponownie na parkiet. Może normalnie tańczyć! Cieszyła się, że jej partnerem do tej czynności jest osoba, która wie co robi. Muzyka była na tyle dobra, że dało się do niej dobrze tańczyć. Chyba lekcje jej pomogły, bo szło lepiej niż kiedykolwiek. Liczyła na to, że Antoine bawi się tak samo dobrze. Okazało się też, że mimo, iż nigdy nie jest specjalnie zainteresowana ludźmi to lubiła mu się przyglądać, a on badał otoczenie, jakby się przyczajał. Co za myśli kiełkują w jego głowie? - Planujesz coś? Jeśli tak to podziel się swoim pomysłem. Może chcesz poznać przyszłość? Osobiście wolę dziedziny sprawdzone i bardziej logiczne, ale ponoć niektóre wróżby są prawdziwe. Spotkałeś się z takimi? Interesujesz się tym?- powiedziała Leah łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem. Chciała zdobyć informację o nim. Czy tego chciał, czy nie był dla niej zagadką, którą polubiła rozwiązywać. W taki tajemniczy wieczór spotkała chodzący sekret przyciągający uwagę.
Prawdę powiedziawszy Aiden zdążył uznać już bal za totalny niewypał. Nie w smak mu było patrzenie, jak inni tańczą i się bawią, podczas gdy on nadal nie znalazł swojej partnerki. I jeszcze miał tę głupią spinkę... Ugh, przecież był chłopakiem, jak to wyglądało? Oczywiście, nie mógł uskarżać się na złe widoki, bo dostrzegalne było, że dziewczyny bardzo się postarały, żeby podkreślić tego wieczoru wszystkie swoje atuty. I może wcale nie byłoby tak tragicznie, gdyby tylko za sprawą bardzo irytującej Pani profesor cały alkohol nie zniknął z sali. Został jedynie szampan bezalkoholowy, który nie przypadł Ślizgonowi do gustu. Zajebiście, prawda? W pewnym momencie ktoś zaśmiał mu się prosto do ucha. Aiden zdezorientowany obrócił się do osóbki, która podkradła się do niego niepostrzeżenie. Mimowolnie uśmiechnął się do Leny. - Cześć. Dzięki za przypomnienie o mojej samotności - mruknął przewracając oczami. - Moja partnerka chyba postanowiła mnie wystawić... Miło, nie? A twój partner to gdzie się zagubił? Ponownie przeskanował salę, tym samym przegapiając szybki ruch Leny. Skrzywił się i przesunął wzorkiem po sylwetce panny Vaught, a kącik jego ust lekko podszedł do góry. -Ślicznie wyglądasz. Może chcesz zatańczyć, oczywiście, jeżeli twój partner nie będzie miał nic przeciwko?
Albo Castielowi się wydawało, albo jego policzki pokryły się delikatnym różem, gdy dziewczyna wspomniała, że jest 'w siódmym niebie'. Nie do końca rozumiał dlaczego, ale odebrał to jako komplement i zrobiło mu się dziwnie przyjemnie, tak ciepło i miło na sercu. Uśmiechnął się nieco niepewnie, okręcił dziewczynę wokół jej osi, a gdy znów stanęli twarzą w twarz zaśmiał się cichutko i założył kosmyk włosów za ucho. Zawsze miał problem z włosami. Były trochę przydługie, ale w sumie dobrze się czuł w tej fryzurze i nie chciał ścinać włosów. W ogóle nie lubił zmieniać niczego w swoim wyglądzie... to tak jakby tracić część swojej osobowości. - Nie uważam, żebym dobrze tańczył... ale co do czytania, to owszem, lubię. Wręcz uwielbiam. Pochłaniam wszystkie książki, niczym gąbka wodę. - zaśmiał się cicho, bo przed oczami stanął mu on sam, w kształcie gąbeczki, leżący w kałuży. Boże, a niby nic dziś nie pił... - A ty? Lubisz czytać? Co ostatnio przeczytałaś? - a co, ciekawiło go to, skoro dziewczyna była zadowolona, że Cas lubi książki, to sama również musiała je lubić. Może znalazł kogoś, z kim ma wspólny język?
Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jak Serena cieszyła się, iż nie wylosowano jej jakiejś nieciekawej osoby. Niektórzy na tym balu przecież wyglądali jakby zrobili komuś łaskę pokazując się w Wielkiej Sali. Przyjść tylko po to by zepsuć komuś wieczór? Niektórych ludzi to ona po prostu nie zrozumie. Dała się, więc z uśmiechem poprowadzić partnerowi na parkiet. Dopiero teraz udało się jej porządnie przyjrzeć. Nie dało się zaprzeczyć, iż pomieszczenie miało swój niewątpliwy urok. Cała sala była przystrojona dość tajemniczo, jakby na wzór Zakazanego Lasu. Ten dym, półmrok, duchy... czego można chcieć więcej? Ten bal pobił na głowę poprzedni, nawet jeśli pominie się atak wściekłych wilkołaków. - To brzmi dość dobrze, więc zdaję się na Ciebie - roześmiała się na jego odpowiedź. Serena oczywiście prowadzona przez chłopaka, lekko stawiała kroki w rytm muzyki. Nie zahaczyła o nikogo, ani o nic i nie nadepnęła na buty niewinnej ofiary. W trzech słowach; zapowiadało się dobrze. Skierowała swoje spojrzenie znów na Czecha i z ciekawością słuchała jego wypowiedzi. -No co ty, masz bardzo ładny akcent. Zawsze lepiej się czymś wyróżniać. Bardzo twój kraj różni się od Wielkiej Brytanii? Tak, chodziło jej głównie o kulturę. Co począć, że była po prostu ciekawa? Poza tym osoby z innym akcentem wydają się mniej przeciętne. Sama co najwyżej mogłaby mieć amerykański, ale po tylu latach w Anglii to raczej nie należało do możliwych. -Stąd? Miałam chodzić do Salem, ale moja rodzina przeprowadziła się do Anglii. I tak, jestem krukonką. Bardzo możliwe, że wpadliśmy na siebie na tym całym szkoleniu. Też biorę udział w Sfinksie. Uśmiechnęła się delikatnie gdy odsunął jej włosy. Nawet się już nie zastanawiała czy teraz na jej policzkach nie zagościły rumieńce. No trudno i tak z tym nic teraz nie zrobi.
Patrząc na to jak Aiden miał swoją spinkę chciała się śmiać. A jej zachcianki często są spełniane. Jak i tego razu. Wybuchła śmiechem i poczochrała włosy Aidenowi. - Widzę, że nowa moda, spinki się nosi. - Zaśmiała się raz jeszcze i napiła się szampana. Była trochę zdenerwowana, że nie jest to alkohol, ale zawsze można się wybrać do Hogsmeade, wziąć jedną butelkę i wypić ją przed wejściem. Dobrze, że kiedyś podczas jednej z podróży nauczyła się kilku tańców bo inaczej teraz by mogła jedynie schować się w cień. Co jest częstym zjawiskiem u Leny. - Jak mi przykro z powodu twojej partnerki. Pewnie zatrzymała się gdzieś w kiblu z jakimś murzynem. A mój partner, gdzieś tu jest, przed chwilą go widziałam, ale poco mam do niego podchodzić? Teraz jestem z tobą. - Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Lubiła go, mimo, że poznała go niedawno. Był również przystojny. Miło jej się z nim rozmawiało. Na prawione komplementy Aidena dziewczyna przyłożyła mu palec do ust i zaśmiała się. - Dobra, dobra, żeby ze mną zatańczyć nie musisz od razu opowiadać jaka jestem.- Aiden wystawił jej rękę, a Lena położyła swoją na jego ręce i lekko ją ścisnęła. Chłopak zaprowadził ją na prawie środek parkietu i zaczęli tańczyć wolny taniec. Miło jej się tak tańczyło, czuła się obok niego tak... dobrze. Po prostu dobrze.
Quinn pewnie sobie stała gdzieś czekając na swojego partnera. Miała nadzieje, że okaże on się kimś sensownym, a nie jakimś przychlastem, który niczym się nie wyróżnia. Po chwili podszedł do niej chłopak, który miał taka samą wstążkę jak ona. Spojrzała na niego uśmiechając się. - Cześć- przywitała się żeby potem było, że jest bucemi nie odpowiada. Już otwierała usta a by coś powiedzieć kiedy chłopak zaczął oglądać jej sukienkę. Zmarszczyła lekko brwi. - Jak chcesz, to mogę ją zdjąć, może wtedy dokładniej ja sobie obejrzysz- powiedziała uśmiechając się. Nie bardzo wiedziała czy chłopakowi podoba się sukienkę sama w sobie czy ona w sukience. Ale mimo wszystko cieszyła się, że komuś podoba się jej sukienka. Dziewczyna przygryzła lekko wargę. - Jeśli chodzi o materiał to niestety ci nie powiem bo sama nie wiem- pokręciła głową- Wiesz, siostra kuzynki żony brata mojej mamy ma sklep z ubraniami, więc mi ją załatwiła- powiedziała jednak nie wiedziała czy przypadkiem nie pomyliła tych wszystkich koligacji rodzinnych. A może to była kuzynka siostry zony brata? Cholera. Można się pogubić. Uniosła lekko kącik ust. - Niee, nic nie chce- powiedziała poprawiając włosy- Poza tym, jestem Quinn- przedstawiła się.
Prychnął robiąc prędki unik. Nie był jednak dostatecznie szybki, więc Lena niestety zdążyła jeszcze bardziej zniszczyć jego fryzurę. - Ha ha ha. Zobaczymy kto się będzie śmiał jutro, kiedy wszyscy podpatrzą ten styl. Wiesz, wyznaczam trendy - syknął sarkastycznie. Głupia maszyna. Kto się będzie śmiał jutro? Wciąż Lena. Spojrzał jak Lena popija szampana. Po jej minie wnioskował, że nie jest jedyną osobą, której nie odpowiada wymóg napojów bez procentów. - Potrafisz pocieszyć jak mało kto - burknął z rozbawieniem. - Jesteś tak bardzo kulturalna zostawiając go bez słowa. Prawie jest mi go szkoda. Prawie, bo to ja mam teraz szczęście. - Uśmiechnął się szeroko. Nie znał się z nią długo i choć z początku nie miał dobrych przeczuć, co do ich znajomości, teraz wiedział, że uroda to nie wszystko co oferuje Puchonka. Zaskoczył go gest Leny. No cóż, zazwyczaj kiedy prawił dziewczynie komplementy raczej spodziewał się innej reakcji. Do tego został już przyzwyczajony obracając się w tłumie mniej lub bardziej nieśmiałych dziewcząt. - Chciałem być po prostu miły. Tak postępuje dżentelmen. Wystawił rękę z szarmanckim uśmiechem i zaprowadził pannę Vaught na parkiet. Nie był znakomitym tancerzem, ale podstawowe kroki były mu znane. Położył dłonie na jej talii i poprowadził. Ich ciała, chcąc nie chcą, znajdowały się bardzo blisko siebie. Z ust Aidena nie schodził uśmiech, kiedy bezkarnie przyglądał się jej twarzy.
- Mnóstwo? - Zrobił minę w stylu ,, Ach, no tak! " - Ślizgoni są inteligentni, sprytni, no i przystojni z reguły. - Po raz kolejny poprawił kołnierzyk swojej koszuli tak, jakby mówił wyłącznie o sobie. No przecież to brzmi pięknie : inteligentny Ślizgon, sprytny Ślizgon, przystojny Ślizgon. Wszystko idealnie dobrane. Oprócz tego bywają mściwi, złośliwi i zwyczajnie chamscy, ale to można pominąć. - Myślisz, że jak ograłaś mnie w pojedynku, to już możesz się wywyższać? - Zmrużył oczy, obrzucając ją pełnym wyższości spojrzeniem, po czym uśmiechnął się trochę... Złośliwie? Chociaż nie, chyba nie złośliwie, ale tak jakoś dziwnie. Kiedy Sara wyznała, że zawsze, gdy Colton jest miły, wydaje jej się, że coś knuje, parsknął śmiechem. Chociaż tak, zazwyczaj właśnie w ten sposób to się odbywało. Czegoś potrzebował? Ach, jakiż ten Gregers uprzejmy, sympatyczny i w ogóle cud! Szkoda tylko, że później pokazywał swoje drugie oblicze. Jednakże Sarę chyba po prostu lubił. Tak, lubił! W końcu może kogoś lubić, nie? Nawet on. Nie patrzcie tak na niego. - Nie masz się czego obawiać. - Powiedział, wpatrując się w Puchonkę, po czym dodał. - Na razie. - I roześmiał się. Żartował, tym razem na pewno żartował. Nie zamierzał Sarze życia uprzykrzać, no bo i z jakiej racji? Gregers potańczył jeszcze chwilę, po czym zszedł z parkietu i pospieszył swoją towarzyszkę ruchem ręki. Nie ma na co czekać! - Chodź, idziemy. - Powiedział, po czym niemalże tanecznym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Tuż przed drzwiami wyjściowymi zdjął marynarkę i narzucił dziewczynie na plecy. Ot tak, w koleżeńskim geście.
Zaśmiała się widząc jak Aiden unika. - Chłopcze, nie uda ci się uniknąć moim czochrań. Jeszcze nikomu się nie udało. A co do trendy to wierze w ciebie. - Myśląc teraz o szampanie zastanawiała się gdzie go położyła. Spojrzała na miejsce, gdzie Lena podeszła do Aidena i zobaczyła rozbity kieliszek. Wybuchnęła śmiechem kładąc głowę na ramieniu ślizgona. - Ten pan jest teraz bardzo szczęśliwy, więc nie mam powodu psuć mu humorku. A zresztą mam ciebie. - zaśmiała się i puściła mu oczko. To nie miał być żaden flirt, po prostu tak jej się powiedziało. Prychnęła, gdy ten zaczął mówić o tym jaki z niego dżentelmen. - Dżentelmen czy sztywniak, jaka różnica. Wolę byś był sobą Aiduś. - znów wybuchła śmiechem. Tańcząc z nim nie myślała o niczym innym niż jego nieschodzący, mały uśmieszek.
Spojrzała na Castiela z rozmarzeniem wypisanym na twarzy. Nie, że zaraz się zakochała, czy coś! Niech sobie chłopak nie myśli! Po prostu czuła, że to początek pięknej znajomości. Wreszcie znalazła kogoś, z kim będzie można porozmawiać o czymś więcej, niż tylko o pogodzie. Poruszała się w rytm muzyki, wciąż spoglądając z uśmiechem na swojego partnera. - Dobrze jest znaleźć kogoś, kogo nie pochłonęły jeszcze do reszty alkohol i życie towarzyskie. - Puściła chłopakowi oczko. Nie, żeby nie lubiła imprez, czy alkoholu. To znaczy, z reguły nie upijała się na umór... No, może raz, czy dwa, a później odchorowywała to ciężkim bólem głowy i żołądka, a imprezowała od czasu do czasu, ale przerażali ją ludzie, dla których było to jedyną rozrywką. - Ostatnio. - Zamyśliła się na chwilę, mrużąc oczy. - Chłopczyk i czarodziejka Rose. - Westchnęła cicho. Nie będzie przecież przyznawać się do tego, że czytając tą książkę, płakała, jak bóbr. Naprawdę. Bardzo wzruszyła ją ta historia. - Niesamowita opowieść. - Przyznała, uśmiechając się delikatnie do Castiela. - Czytałeś? - Zapytała, spoglądając na chłopaka. Jeśli czytał, będzie chyba... Jest coś wyżej, niż siódme niebo? Ach, nieważne. Będzie wniebowzięta!
Jej maski były nawet na rękę i absolutnie nie przeszkadzała jej możliwość ukrycia swojej twarzy w takim tłumie. Ba, żałowała nawet, że nie urodziła się metamorfomagiem. Nie chodziło o to, że nie lubiła siebie, a po prostu była nieco speszona tym całym zamieszaniem i najchętniej wtopiłaby się w tłum, wsiąkając w ścianę. Wystarczyło jej już to, że jej partner był osobą, do jakiej normalnie by się nawet nie zbliżyła, czego potwierdzeniem było to, że prawie połknęła język na początku ich znajomości. Kontrolowała swój oddech i ruchy w sposób naprawdę profesjonalny, dzięki czemu nawet nie było widać jak bardzo jest zestresowana i nerwowa. Zabawne. Czuła się, jakby nigdy w życiu nie trzymała chłopaka za rękę i oto wynikały z tego jakieś dziwne historie. Po jego wyjaśnieniu dotyczącym pracy, jej zielone oczy rozbłysły zaciekawieniem. - Da się w tych lasach znaleźć hipogryfy? - zapytała, ale ton jej głosu wcale nie wskazywał na to, że oczekuje odpowiedzi. Była po prostu zaskoczona, ale w gruncie rzeczy trudno powiedzieć dlaczego. W końcu, sama wcześniej nie próbowała znaleźć żadnego magicznego stworzenia w okolicy, a być może dlatego, że po prostu była za bardzo skupiona na użalaniu się nad sobą… okej, a tak poważnie to dużo czasu spędzała po prostu na wieży astronomicznej. Mimo, że niespecjalnie ogarniała gwiazdy, to lubiła się w nie wpatrywać, zwłaszcza, że w nocy zazwyczaj i tak nie mogła pospać jak człowiek przez lunatykowanie. Najłatwiej było jej się wyspać, gdy przychodziło do chodzenia spać około szóstej rano, co całe szczęście dzięki zamieszkaniu w domu u Math, pozwalało jej na zrelaksowanie się w spokoju. Chciała go jeszcze poprosić o to, aby jej kiedyś je pokazał i nawet było widać, że chciała coś powiedzieć, ale zaraz zacisnęła wargi, pozwalając sobie na chwilę ciszy. Nie powinna prosić o takie rzeczy dopiero co poznanego chłopaka, który ma na głowie pisanie pracy kończącej studia. - Fajny temat - powiedziała zamiast tego i zastanowiła się nad tym, co może mu powiedzieć o sobie. To w gruncie rzeczy nie powinno być takie trudne. Kilka niewiele znaczących informacji. - Umm, przyjechałam na Złotego Sfinksa wraz z siostrą z Bostonu. Jestem w grupie Noctis i w gronie moich zainteresowań można znaleźć wróżenie, obserwację gwiazd, a także muzykowanie. Gram na skrzypcach i saksofonie, a w wolnych chwilach zbieram lakiery do paznokci. - uśmiechnęła się z rozbawieniem, wyjawiając mu takie prozaiczne zainteresowanie - Mam w Hogwarcie kuzynkę Mathilde. Zawsze chciałam zobaczyć ponuraka. Myślisz, że gdybym spędzała w lesie więcej czasu to bym jakiegoś spotkała, czy one pojawiają się wszędzie? Lunatykuje i strzelam z łuku. Gram też w eksplodującego durnia. Ot i zasypała go gradem informacji, pewna, że i tak nie zapamięta nawet połowy. Zresztą było jej wszystko jedno, dzisiaj mieli się przecież dobrze bawić, a nie kombinować co później i co jeśli. - Dobry pomysł - przytaknęła wesoło, gdy zaproponował przyjęcie jej wróżby jako dzisiejszego motta. Nie spodziewała się tego, że Percival tak szybko spróbuje ruszyć ją do tańca i cicho jęknęła, gdy nią zakręcił, uczepiwszy się niego niczym przerażona ośmiornica kotwicy statku. - Umrę - wymamrotała, a uświadomiwszy sobie jak go chwyciła, szybko puściła jego ubranie, czując jak jej policzki delikatnie różowieją. Świetnie, jeszcze rumieńców jej brakowało! - S-spróbuję, ale to naprawdę może być tragedia - powiedziała i zaśmiała się cicho, chcąc ukryć swój strach przed tańcem w miejscu publicznym. Patrząc jak się rusza, natychmiast pożałowała, że się zgodziła. Spróbowała wymyślić coś po swojemu, ale wyglądało to raczej nieporadnie. - Zawodową tancerką to ja nie zostanę - przyznała się, o dziwo z rozbawieniem. Może wreszcie wyluzowała się na tyle, aby się nie przejmować swoją żałosną koordynacją?
Pobłażliwie pokiwał głową słysząc jej słowa. Jeśli, jak twierdziła Lena nikt jeszcze nie ominął jej czochrań, Aiden zamierzał być tym pierwszym. - Słonko, mi miałoby się coś nie udać? To, że raz mnie przechytrzyłaś nie oznacza, że zrobisz to ponownie. - odparł przybierając bezprotensjonalny ton głosu. Lena często się śmiała, co wprowadzało w Aidena w podobnie optymistyczny nastrój. - To niech teraz żałuje, bo ja już mu cię nie oddam. Nie był pewny, jak powinie zinterpretować zachowanie Leny. Czy ona próbował flirtować czy tylko jemu się tak zdawało? W sumie, czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Teraz mógł być miły, ale koniec końców gdyby dziewczyna czegoś od niego oczekiwała nie czułby skrupułów, żeby to wykorzystać na swoją korzyść. - Jesteś tak bardzo czepialska - westchnął teatralnie. - I nie mów tak na mnie, to tak bardzo niemęskie. Tak to możesz nazywać dziesięcioletniego chłopca, a nie przystojniaka, z którym chcesz bawić się na balu. Zostawię cię, jeśli powiesz to jeszcze raz - zagroził jednocześnie przyciągając ją bliżej, tak, że teraz niemal stykali się klatkami. Lena utrafiła wcześniej w sedno, Aiden nie był dżentelmenem, jakkolwiek bardzo by się starał. A skoro ona i tak tego nie chciała, czemu miał udawać?