Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Jak na młodą damę przystało - panienka Sullivian, krążyła sobie po Hogwarckiej Sali i z ciekawością obserwowała inne osoby. Kilka razy przez jej twarz przemknął wyraz zdegustowania gdy zarejestrowała jak inne laski założyły dość.. ciekawe sukienki. Przy nich to Sara wyglądała jakby w habit się ubrała! Chociaż w duchu musiała przyznać, że przegięła nieco ze swoim strojem. Jakoś nigdy nie paradowała w dekoltach ani nie lubiła pokazywać swojego ciała. I nie dlatego, że miała jakieś szramy czy coś. Nie. Znaczy się miała kilka blizn ale to już odrębna historia. Zerknęła więc na stół i przez ułamek sekundy zatrzymała się na bezalkoholowym szampanie. Hmm. Oj Sara dzisiejszej nocy sobie zabaluje. A jak! W końcu ta puchońska bestia miała za podwiązką wetkniętą różdżkę jak i malutką.. piersiówkę wypełnioną po brzegi doprawioną i wzmocnioną whisky. Więc gdy w końcu odnajdzie swojego partnera to ten raczej będzie miał za zadanie donieść ją do dormitorium - bo sama raczej nie da rady. A nie zamierza spać w Wielkiej Sali! Prowadząc więc ze sobą cichą dyskusję czy iść i dolać whisky do jakiegoś soku czy też nie - na kogoś niemalże wpadła. A może to ten ktoś kierował się w jej stronę? Nie wiadomo. Sara przekrzywiła delikatnie do boku głowę i przy zmrużonych orzechowych oczętach powoli otaksowała czyjąś, męską sylwetkę. Powolutku od samego dołu aż po.. znajome oczy? Strzeliła palcami i uniosła brew do góry. - Śledzisz mnie? - palnęła głupio zamiast przywitania się i zadarła do góry brodę. - Bo raczej nie jesteś moim partne.. - wymruczała i raptownie urwała gdy błysk jego broszki niemalże ją oślepiła. Przygryzła speszona wargę i zmierzyła go spojrzeniem swoich ciemnych tęczówek w których pojawił się nagle błysk zadziorności. - Na Morganę. Oni chyba w takim razie chcą by podrasować tą imprezę skoro dobrali i mnie i Ciebie na dzisiejszy wieczór. – odparła krótko i uśmiechnęła się po swojemu. Na jego szarmancki uśmiech i komplement - chyba komplement bo Sara nie ogarniała tych kwestii - prychnęła rozbawiona niczym kot i podała mu swoje ramię i nachyliła się do niego. -Nie ściemniaj Smoku w taką noc jak ta. - rzuciła, uśmiechając się pod nosem. - I nieźle Ci w czerni. - o tak. Sara także postanowiła powiedzieć coś miłego jednakże posłała mu przy tym ciut złośliwy uśmiech.
Wszystko zapowiadało się cudownie. Poza tym, że Hanna zbuntowała się i nie zamierzała opuścić pokoju wspólnego. Jasne, przecież i tak by wylosowali im partnerów. Ale czemu wtedy nie miałby olać go dla blondynki? Nieważne! Cameron postanowił pójść na bal sam i dobrze się bawić. Biedna Kennedy sobie cierpiała w łóżku, więc może potem jej to jakoś wynagrodzi. Niedługo wakacje, toteż chciał jakoś porządnie pożegnać te mury na dwa miesiące. On w porównaniu do większości przedstawicielek płci pięknej (tej brzydkiej w sumie czasami też) nie szykował się do tej imprezy z kilkanaście godzin. Nie stroił się dla nikogo i nie miał potrzeby w wyszukiwaniu najlepszego kompletu. Bądźmy szczerzy, ładnemu we wszystkim ładnie. Ubrał swój czarny garniak i przez dobrą chwilę kusiły go glany do kompletu. Potem stwierdził jednak, że nie chce mu się ich szukać w kufrze i ten pomysł został skreślony. Za to przyodział tę o to maskę, która pięknie zdobiła jego głowę. Serio, musiał coś odwalić. Gdy zjawił się w Wielkiej Sali przywitał się z paroma znajomymi. Nawet przez chciwlę wydawało mu się, iż widzi swojego cudownego i bardzo przystojnego brata, ale tłum popchnął go w innym kierunku. Pewnie dzięki temu wpadł na swoją partnerkę, która stała gdzieś z boku. - Cameron - przedstawił się na powitanie, pokazując swój zegarek z tarczą w gwiazdy. Swoją drogą nie był taki zły i nie odstawał za bardzo od całego stroju. Uśmiechnął się szelmowsko do dziewczyny, którą widział chyba z parę razu w dormitorium zielonych.
Rozłożył dłonie, jakby chciał powiedzieć ,, No cóż ja na to poradzę ? ", kiedy Sara doszła do wniosku, że to jednak on będzie jej towarzyszył dzisiejszej nocy. - Mam lepsze zajęcia, niż śledzenie Cię. - Skrzywił się, jednakże na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. To będzie kolejny ciekawy wieczór spędzony z Sarą, choć rzeczywiście ktoś, kto dobierał pary, musiał mieć nie po kolei w głowie. Albo chciał kłopotów. Przecież dla Gregersa impreza bezalkoholowa, to nie impreza, a jego towarzyszka też raczej nie zadowoli się szampanem bezalkoholowym, a przynajmniej takie były jego przeczucia. No, może cicha nadzieja, a nie przeczucia. Im więcej, tym lepiej, nie? - Mają nie po kolei w głowie. - Wzruszył ramionami, po czym parsknął śmiechem. Kiedy Sara kazała mu nie ściemniać, ten obruszył się niebywale. - Ależ skąd! - Mogło to brzmieć ironicznie, jednakże Gregersowi naprawdę podobała się kreacja Puchonki. - Naprawdę ładnie wyglądasz. Powinnaś częściej ubierać się w ten sposób. - Zlustrował ją wzrokiem i pokiwał głową, a kiedy usłyszał komplement, uniósł głowę wysoko w górę. - Ach, dziękuję. - Uśmiechnął się szeroko. Oczywiście, w końcu to jego ulubiony garnitur! No i koszula znaleziona jakieś pół godziny przed wyjściem. Cóż, niektórzy to we wszystkim ładnie wyglądają, nie? Gregers wskazał na swoją kieszeń. Sara mogłaby pomyśleć ,, No, jest kieszeń i co z tego? ", jednakże po chwili lekko wysunął z niej buteleczkę ognistej i puścił swojej towarzyszce oczko, jakby chciał powiedzieć Nie będziesz się nudzić tej nocy. Oj, na pewno nie będzie.
Szturchnęła go lekko łokciem w żebra i posłała mu wymowne spojrzenie. - Nie chcę mieć na karku żadnych napaleńców. I zapomnij! Nie będę na co dzień paradować w slytherińskich barwach. Toć to hańba dla puchona! - odparła dumnie i wyprostowała się po czym zaśmiała się cicho. Kirke.. gdyby ona wiedziała, że to właśnie z Gregersem ma hasać po całej Wielkiej Sali - zakryłaby się od stóp po głowę! Czyli jak zawsze! Dlatego gdy ten dalej na nią zerkał, pokazała mu język i założyła ramiona na swoich piersiach. By wszystko zakryć, hehe. Wywróciła oczami gdy zareagował na jej miłe słowa - jednakże gdzieś tam błąkał się na jej wargach rozbawiony uśmiech. Swoimi ślepiami prześlizgnęła się po jego marynarce od garniaka i ułożyła usta w zabawny dzióbek gdy nieco wysunął miniaturową buteleczkę z Ognistą. - Mogłam się tego spodziewać. Jednakże nie tylko TY się przygotowałeś! - odparła butnie i sięgnęła palcami do zakończenia swojej sukienki i już, już miała ją delikatnie unieść gdy znieruchomiała i posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. - Teraz lepiej patrz mi się w oczy albo inaczej resztę wieczoru spędzisz z opaską na oczach. - stwierdziła ni to zabawnie ni to serio i rozglądając się dyskretnie po innych osobach, podwinęła delikatnie cienką tkaninę na wysokość uda i zgarnęła z podwiązki nie-tak-znowu-małą piersiówkę. Bo oczywiście była magicznie powiększona! Z powrotem się prostując, stanęła przodem do stołu i obracając w smukłych palcach tą zbawienną zabaweczkę, zerknęła na chłopaka kątem oka. Nie podglądał? Sara wzruszyła delikatnie ramionami i zdmuchnęła ze swojego czoła niesforne kosmyki włosów. - A może to był ich taki niecny plan by uratować ten bal? - spytała w żartach i uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ej, co Ty chcesz od zielonego? - Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Toż to taki piękny kolor, a dom w tych barwach jeszcze lepszy! Gdy Sara skrzyżowała ręce na piersiach, zrobił smutną minkę. Musiał właśnie wyglądać, jak piesek, który coś przeskrobał i został ukarany. No bo tak się czuł! Jednakże kiedy jego towarzyszka wyciągnęła gdzieś spod sukienki piersiówkę, uśmiech powrócił na jego twarz. Tak, ten łobuzerski uśmiech, który mówił Moja krew! Oczywiście, kiedy kazała mu patrzeć jej w oczy, zrobił to posłusznie. No, może zerkał od czasu do czasu, kiedy ta rozglądała się po sali, ale nie miał złych zamiarów! Po prostu nie dało się ukryć, że taka wersja Sary wizualnie bardzo mu się podobała. No w końcu był mężczyzną, prawda? Oni są mało odporni na tego typu sprawy, co poradzić. Kiedy Puchonka stwierdziła, że zapewne wszystko było zaplanowane, pokiwał głową. - Tak. - Zmrużył oczy i zatarł ręce. Musiał wyglądać, jak szaleniec, który knuje jakiś niecny plan. Kto wie, może już go uknuł? - W końcu czymże byłby ten bal bez nas, prawda? - Uśmiechnął się szeroko. Cóż, teraz już wie, że nie będzie się nudził. Jego obawy zostały rozwiane, kiedy tylko dostrzegł u Sary zieloną broszkę. - To co, napijemy się czegoś? - Położył nacisk na ostatnie słowo, bo oboje wiedzieli, czego się zaraz napiją. Trzeba było tylko zrobić to tak, żeby zaraz jakiś prefekt, czy inny chłoptaś nie podszedł do nich z pretensjami. Nie zamierzał opuszczać tego balu, oj nie! Dlatego musieli być ostrożni.
Jest za śślizgoński. - jęknęła rozbawiona i spoglądając zza swoje ramię - swoją drogą także odsłonięte (!) ale Sara już nie miała siły zwracać na to uwagę - i przeskanowała swoimi tęczówkami tłum bawiącej się młodzieży i leniwie zataczając koło powróciła swoimi ślepiami do jego twarzy. Posłała mu rezolutny i przewrotny uśmiech, gdy uprzejmie zapytał się czy się czegoś napiją i Sareczka wzruszyła delikatnie ramionami jak przystało na młodą damę. - Skoro tak ładnie nalegasz.. - odparła w podobnym tonie co on i specjalnie się bliżej niego przysunęła tak by zasłonić swoim ciałem co też ona będzie wyprawiała przy stole a nie, że robi sobie z niego wieszak. Nie, nie, nie! Po prostu wszystko ma wyglądać niewinnie, nie? A tak to nie zwrócą na nich uwagi. Zawadiacko przekrzywiła do boku głowę tak by nawet i włosy ukryły ten podniosły czyn gdy będzie wlewała mocny (cholernie mocny!) alkohol w miejsce szampana i nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. - Po co się kryć - szepnęła konspiracyjnie i spojrzała na niego z spod delikatnie uniesionej brwi. - Najlepiej od razu schować się pod stołem. Obrus długi, zakryje wszystko co nielegalne! - wymruczała rozbrajająco i uśmiechnęła się niewinnie. A uwierzcie, że schowałaby się pod stołem. Ot takla z niej wariatka. A potem by z spod niego wylazła w genialnym humorze i och.. dopiero wtedy by pokazała co to znaczy się bawić!
Na słowa Sary, prychnął. Za Ślizgoński? Ha! Dobre sobie! Kiedy dziewczyna zaczęła kombinować, jak tu wlać alkohol tak, by nikt nie zobaczył, Gregers uśmiechnął się pod nosem. Były momenty, kiedy nie mógł uwierzyć, że ma do czynienia z Puchonką i taki moment właśnie nastąpił. Obserwował jej poczynania, kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym wyjął z kieszeni swoją buteleczkę ognistej i dolał jej trochę do szampana. Zrobił to z refleksem i szybko, tak jakby nalewał sobie soku jabłkowego. No, w końcu miał wprawę, nie? Bywał na imprezach bezalkoholowych, które według niego były nieporozumieniem, dlatego wolał je trochę... Rozkręcić. Po chwili uśmiechnięty od ucha do ucha zwrócił się do Sary. - Nie trzeba wchodzić pod stół. - Zmrużył oczy. - Wystarczy odrobina wprawy. - Dorzucił, po czym spojrzał na nią badawczo, a po chwili dorzucił do tego szarmancki uśmiech. - Idziemy potańczyć? - W tym momencie przypomniał sobie ten dzień, a właściwie wieczór, kiedy się poznali. Miał okazję zobaczyć, że Sara tańczy całkiem nieźle, więc obędzie się bez deptania po stopach i tego typu atrakcji. On oczywiście jest świetnym tancerzem! Nie czekając na odpowiedź, pociągnął swoją towarzyszkę delikatnie w stronę parkietu, trzymając kieliszek w drugiej ręce. Przecież nie zostawi go gdzieś na stole! To zbyt cenny napój, jeszcze ktoś się pokusi. A wtedy Gregers byłby zły, oj naprawdę zły.
No i tak sobie stała i stała. Patrzyła jak pary się odnajdują. Niektórych znała dobrze, niektórych z widzenia. Uśmiechnęła się i poprawiła sukienkę tak, żeby rozkładała się równomiernie. Była strasznie długa i gęsta, pod spodem miała kilka warstw! Można było się w niej na prawdę dobrze prezentować, jakby nie to to w życiu by jej nie kupiła. A tak zmieniając temat, niektórzy mieli na prawdę piękne i pasujące dodatki! Tylko im trafiło się takie badziewie, jakim był zegarek w gwiazdki. No proszę was, zegarek w gwiazdki? A co my jesteśmy w przedszkolu? Hah. Najchętniej ubrałaby się jak zawsze, w te swoje glany, koszulkę z zespołem - odświętnie założyłaby Guns N' Roses albo AC/DC (takie tam klasyki). Cóż.. tylko makijaż się zgadza, bo czarny tylko usta miała ciemno różowe, tak żeby jakoś pasowały do góry sukni. Kiedy chłopak do niej podszedł, była miło zaskoczona. Nie znała go, może kiedyś przemknął jej przed oczami, ale to dobrze. Miała nadzieje, że pozna kogoś interesującego. Nie widzieli swoich twarzy (no po części) choć z drugiej strony, fajnie wiedzieć jak wygląda druga osoba. Jej maska była taka mała drobna i prawie nic nie zasłaniała, więc dużej różnicy nie było. Ważne, że dobrze wyglądała. -Ruby - podniosła zegarek razem z nim. No tak! Jemu pasował! W garniaku prezentował się całkiem całkiem, a ta maska była zajebista! -Fajna maska. - Powiedziała od razu kiedy przyszło jej to na myśl.
Ostatnio zmieniony przez Ruby Stone dnia Sob Cze 28 2014, 20:46, w całości zmieniany 2 razy
Przyznaj się lepiej, że tchórzysz a nie, że masz wprawę. - odparła i uśmiechnęła się szeroko gdy zauważyła, że ten także dolewa alkoholu do swojego kieliszka. W tym samym czasie Sareczka zdążyła schować swój umilacz na dzisiejszy wieczór i trzymając w dłoni smukły kieliszek, parsknęła śmiechem na jego propozycję. Potańczyć? Przed całą szkołą? Sara przygryzła dolną wargę i spojrzała na ślizgona po raz pierwszy niepewnie ale szybciutko na jej twarzy pojawiła się aż nazbyt znajoma buntowniczość. - Hej, mam z siebie zrobić pośmiewisko przed całą szkołą? - spytała, marszcząc delikatnie czoło i jęknęła gdy ten już ją ciągnął na ten cholerny parkiet. Chyba teraz nie ma możliwości by zwiać, nie? Tak więc zgrabnym i lekkim krokiem, przemknęła niczym cień tuż za nim jednocześnie posyłając co poniektórym ostrzegawcze i niezadowolone spojrzenia. Gdy koniec końców przystanęła na samiutkim środeczku parkietu, zastukała swoimi obcasami i spojrzała na Gregersa niczym bazyliszek. - Każdy Ślizgon pyta się o coś a potem i tak to realizuje bez odzewu drugiej strony czy mam Cię uznać za przypadek szczególny? No chyba, że ślizgoni lubią dręczyć niewinne puchonki. - skwitowała i posłała mu wymowne spojrzenie jednak westchnęła cicho i uniosła swoje dłonie (wraz z kieliszkiem ) jakby w geście poddania się. - Ale chyba muszę się napić przed tym przedstawieniem. - stwierdziła ciszej i posyłając komuś uroczy i słodki uśmiech ( stwarzanie pozorów, nie? ) umoczyła wargi w kieliszku i pociągnęła mały łyk. Skrzywiła się delikatnie po czym wskazała palcem na ślizgona i zmrużyła oczy. – Zanim zapomnę - dzisiaj robisz za dobrego kolegę i duszyczkę i odprowadzasz mnie pod wspólny jak nie dam sama rady. - poprosiła - tak poprosiła! - cicho jednak zmarszczyła nagle czoło i spojrzała na niego podejrzliwie. - albo może i nie bo nigdy nie wiadomo co Ci wpadnie do tej jasnej łepetyny, o!
Bardzo możliwe, że nie do końca było to w angielskim stylu, jednak nie bardzo widziało mu się witanie swojej partnerki na ten wieczór w chłodny sposó i będąc sztywny jakby ktoś mu jakiś pręt włożył. Takie było odpowiednie dla jakiś innych sztywniaków, przy których należy stać na baczność, a nie przeznaczone dla dziewczyn. Dlatego słysząc lekki chichot podniósł swój wzrok z ręki na twarz, tylko to byłoby w stanie zdradzić go, że się nieco zmieszał i zastanowił przez moment czy zrobił coś źle. - Coś się stało? - zapytał się uśmiechając się ciepło, choć coś mu podpowiadało, że to była raczej pozytywna reakcja, ale czemu by nie zagrać trochę? - Brandon - odpowiedział szybko zauważając, że nie przedstawił się w sumie jeszcze. Tak dużo mówił, ale najważniejsze pominął. Co do wieku to fakt był młodszy, jednak to o rok więc miała naprawdę niezłe oko, że to dostrzegła. A może pamięta go z jakiś zajęć dla starszych uczniów gdzie najmłodsi musieli chodzić do siódmej klasy, ale na ani jednej lekcji dla studentów. On niestety nie bardzo kojarzył dziewczynę, więc nie mógł się powstrzymać by nie zadać aż tak bezpośredniego pytania. - Wybacz, ale albo mi się wydaje, albo naprawdę nie dane nam było się nigdy wcześniej spotkać, bo za nic nie mogę skojarzyć do którego z domów możesz należeć - zagadnął przyglądając się badawczo rozmówczyni. - Masz na coś ochotę? Coś do picia, zjedzenia, a może taniec albo ustalimy, że wpierwdamy sobie chwilkę, bądź dłuższą chwilę na zapoznanie się nieco, a dopiero później zajmiemy się zabawą? - Ojj musiał być chyba bardzo zestresowany bo wypowiedział to wszystko na jednym tchu. Szybko, ale starając się na tyle wyraźnie mówić by dziewczyna go zrozumiała. Było to wręcz nie podobne do niego, nie w jego stylu, choć kto tak naprawdę z tutaj zebranych widział jego prawdziwe ja? Dwie, trzy osoby? Przestał grać zdejmując wszelkie maski i sztuczność. Jeśli będzie zły to to pokaże, jeśli będzie zadowolony to będzie to pokazywać wszystkim i jak najdłużej. A co! Obiecał sobie, że przynajmniej na ten jeden wieczór dołoży na bok wszelkie wyuczone miny. Chce sam sobie udowodnić, że jest w stanie żyć bez tej całej gry. Skierował otwartą dłoń w stronę wolnych siedzeń zachęcając by jednak usiedli na moment. Przy okazji chwycił za dwa kieliszki dymiącego napoju i upijając odrobinę skrzywił się nieco. - Ale paskudne, na szczęście mogę coś na to poradzić - powiedział cicho i mrugnął poruzumiewawczo do towarzyszki.
Nie miała zamiaru się do tego przyznawać, za bardzo obawiając się, że zostanie uznana za jedną z lekkomyślnych dziewczątek, którym w głowie tylko bale i miłostki, ale Cheyenne naprawdę cieszyła się na ten nadchodzący bal i trochę nie mogła się go doczekać, trzymając wszystkie swoje wrażenia w skrytości serca. Nigdy nie powiedziałaby o tym na głos, ale lubiła podobne imprezy. Zawsze liczyła na to, że spędzi miły wieczór w miłym towarzystwie i być może przetańczy całą noc z kimś, kto wpadnie jej w oko i dla kogo jej serce zabije szybciej, o czym pewnie również nigdy nie ośmieliłaby się powiedzieć nikomu. Teraz za to odczuwała szczególne podekscytowanie ze względu na tę nutkę tajemnicy, która towarzyszyła losowemu dobieraniu partnerów. To mogło być swojego rodzaju przygodą. Nie miała bladego pojęcia, z kim zostanie sparowana. Przyjaciel czy wróg? Ktoś sympatyczny czy niekoniecznie? Czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na to, jak miała spędzić ten wieczór? Czuła przyjemne wirowanie w żoładku i bicie serca, które od czasu do czasu zrywało się do nieregularnego, szybszego łomotu, mimo że na twarzy gościła ta sama co zawsze niewzruszona i wręcz obojętna na podobne kwestie mina. Niejako z przymusu, ze względu na rolę, którą sama sobie wyrzuciła, hamowała zapały koleżanek z dormitorium i sama starała się zachowywać największy spokój podczas starannego i niespiesznego układania ryżych włosów w loki, których dwa kosmyki po jednym z każdej strony głowy upięła do tyłu, pozostawiając resztę luźno. Nie dała po sobie poznać, jak ogromnym dylematem jest dla niej wybór sukienki i nie pytała, czy ta miętowa, bez ramiączek, z luźnym, rozkloszowanym nieco dołem jest faktycznie wyborem najlepszym. Z tej okazji wbiła się nawet w czarne szpilki, klasyczne, jedyne, jakie posiadała i udała się do wielkiej bali, dzierżąc również w dłoni wachlarz, którego kolor przechodził od zieleni do czerwieni – jej znak rozpoznawczy, element, po którym miała rozpoznać swojego partnera. Kiedy wchodziła do Wielkiej Sali z bijącym mocno sercem i płytkim oddechem, wewnątrz było już mnóstwo osób. Czyżby się spóźniła? Goddammit Cheyenne! Aż skrzywiła się lekko pod nosem. Miała tylko nadzieję, że jej partner się nie zniechęcił i nie wybył z wybraną przez siebie partnerką. Tymczasem przystanęła gdzieś na uboczu i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu wachlarza bliźniaczego do tego, który sama posiadała lub ewentualnie jakieś innej znajomej twarzy.
Już po pierwszych słowach chłopaka, wiedziała, że się ze sobą dogadają. No no, szykuje się ciekawy wieczór. Zaśmiała się na stwierdzenie "chory psychol" i kiwnęła głową. -Tylko czekałam na moment, kiedy będę mogła to zdjąć. -Rzuciła i odłożyła kapelusz gdzieś z boku. Rozczesała szybko potargane włosy palcami i wzrokiem wróciła do swojego towarzysza. Uśmiechnęła się do niego i otrzepała sukienkę. -Dziękuje. -Powiedziała i sama rzuciła szybkie spojrzenie na strój chłopaka. -Ty też dobrze wyglądasz. Do twarzy Ci w czerni. Ucieszyła się, gdy chłopak wspomniał o czymś mocniejszym. Ona oczywiście nie pomyślała o tym, żeby coś ze sobą wziąć, więc teraz mogła liczyć tylko na niego. I ma szczerą nadzieje, że uda mu się coś wykombinować, bo te bezalkoholowe napoje są okropne. Gdy chłopak zaczął jej się przedstawiać, na początku nie wiedziała o co mu chodzi. Przecież chyba zrobił już to wcześniej...A może nie? W sumie nie było to teraz istotne. Uniosła brwi i z rozbawieniem popatrzyła na chłopaka, gdy ten wspomniał coś o opóźnieniu. Pokręciła głową i z uśmiechem podała mu rękę. -Chodź zatańczyć. -Zaproponowała i pociągnęła go w stronę parkietu.
Wydawało mu się całkiem zabawne to, że pod maską może uchodzić za kogokolwiek i nie jest z nikim porównywany. Nikt mu nie powie, że jest taki sam jak Willis, a jakaś zdesperowana nastolatka nie zacznie ich ze sobą mylić nagle dziesięć razy i jeszcze raz. Tak czy owak nie wiedział nawet czy jego brat zamierzał pojawić się dzisiaj na sali. Kiedyś robili większość rzeczy razem odsyłając dziewczyny do siebie nawzajem podając się za drugiego. Te czasy chyba się skończyły. Szczególnie, że Lowell został sam biorąc pod uwagę, że nawet puszczalska Alexis nie zaszczycała go swoim towarzystwem. Dotychczas zalewała go swoim dotykiem, a teraz? Była pośród ludzi na tej sali czy może obarczała kogoś gdzie indziej? Nie ruszało go to zbytnio, już dawno nie czuł tego sławetnego uczucia zamykającego się w wyrażeniu "zależy mi". Ludzie to raczej przechodzili przez tą salę w różnych strojach z jawną prośbą: "zrób mi jakąś krzywdę". Miał kurewską ochotę zapalić, ale było kilka powodów, dla których się od tego powstrzymywał. Po raz, było to chyba zabronione, dwa mógł podpalić partnerkę, a trzy... Może rzeczywiście nikt by nie zauważył? Ten argument całkowicie go przekonał, bo lewą rękę miał już w kieszeni i ze strachem wyczuł, że jest pusta. Natychmiast rozpoczął manewr przeszukiwania prawej i tam również nic. Siarczyste "kurwa" opuściło jego usta, więc w desperacji pociągnął towarzyszącą mu dziewczynę w kierunku stolika z napojami czy czymkolwiek, gdzie mogli dostać coś do picia. Szkoda tylko, ze nie miał długiej słomki. Przecież miał w ogóle nie zdejmować maski! - Mówisz i masz. - Odrzekł już zupełnie innym tonem, bo dziewczyna wydawało mu się jakaś... Jakaś taka. Gapiąc się na napoje wyciągnął rękę po najdłuższą dostępną słomkę, a potem po wysoką szklankę, do której wlał trochę soku, a potem zza marynarki wyciągnął buteleczkę niedopijkę, która była niewielkich rozmiarów, ale mieściły się w niej dwa litry cieczy. - Nalać Ci? - Nie trudno zgadnąć, co skrywała rzecz przez niego przyniesiona na przyjęcie. Była to jedna z najmocniejszych wódek, która już po łyku powodowała to, że twarz purpurową się stawała. Ale przecież mieli maski i jeden drugiego nie zobaczy. Nie czekając na odpowiedź przystąpił do tworzenia "drinków".
Wywrócił tylko oczami. - Pośmiewisko? - Spojrzał na Sarę, unosząc brwi. Miał już okazję widzieć, jak tańczy i nie było w tym nic, czego mogłaby się wstydzić. Wręcz przeciwnie. - Nie wiem, czy już Ci to mówiłem. - Powiedział, kiedy szli w stronę parkietu. - Ale dobrze tańczysz. - Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć ,, No i co z tego, ja i tak lepiej !". Cały Gregers. Kiedy dziewczyna zapytała, czy każdy Ślizgon ma w zwyczaju robić coś, zanim otrzyma odpowiedź, uśmiechnął się łobuzersko. - Tylko ja. - Ach, ten wyjątkowy Colton. Tak naprawdę nie miał pojęcia, ale przecież nic nie zaszkodzi trochę sobie dodać. Tym bardziej, że Sara już trochę go poznała i zapewne zdążyła poznać zachowania Ślizgona. Kiedy dziewczyna uniosła nieco swój kieliszek, on korzystając z okazji postanowił wnieść toast. A co! Tak dawno nie wznosił toastu. Nie pamięta nawet, kiedy. Może dlatego, że był już pijany? Tak, pewnie o to chodzi. - Za dzisiejszy wieczór. - Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Sarę, po czym upił łyk swojej mikstury. Tak, mikstury, która smakowała... Ohydnie. Szampan bezalkoholowy w połączeniu z ognistą? Fuj! Więcej nie będzie ryzykował takiej mieszanki i po prostu napije się prosto z butelki. Jeśli zrobi to dyskretnie, nikt nie zauważy. - Ohydne. - Skrzywił się. - Następnego pijemy z gwinta. - Szepnął, rozglądając się po sali. - Załatwione. - Odpowiedział krótko, kiedy Sara stwierdziła, że będzie musiał odprowadzić ją do dormitorium. Pewnie, nie ma sprawy. Ciekawe tylko, czy jak opróżni butelkę, będzie pamiętał drogę do dormitorium Puchonów? Oby tylko pamiętał, jak wrócić do swojego mieszkania. Ach, najwyżej zatrzyma się gdzieś w pubie w Hogsmeade, w końcu ma jeszcze parę galeonów. Na piwo kremowe na pewno starczy. Jedno, czy tam dwa.
Wodzirej dzisiejszego balu został zaproszony aż z cygańskiego klubu za Londynem, który słynął w tym, że doskonale koordynował zabawę podczas takich imprez. Nim pojawił się tutaj na sali z młodzieżą to odebrał jeszcze z Garethowym rąk mnóstwo wskazówek o tym, co wolno, a co nie wolno. I z pewnością jedną z takich wskazówek było to, że ludzie tutaj mieli kategoryczny zakaz spożywania alkoholu. Wiecie co to znaczy? Że będzie bardzo smutno, jeśli Bert odnajdzie coś takiego pośród was. I tak oto gdy wszedł na salę i już chciał zachęcać do tańca w swojej neonowej, fioletowej marynarce, to dostrzegł od razu co się wyrabia i co zamierza ten Ślizgon (Gregers Colton). Bert nie zamierzał się wycofać, więc podbił do chłopca i wyrwawszy mu butelkę dzierżył ją teraz w dłoni. - Ej dziecko, ile Ty masz lat? Z pewnością masz oczy mojego syna, który wczoraj skończył cztery lata. Zabierz swoją dziewczynkę na parkiet i zakręć tyłeczkiem. A takie napoje jak ten zostaw dla tak dojrzałych ludzi jak ja. Nie wyobrażaj sobie za dużo, bo się udławisz szczęściem, że towarzyszy Ci taka dupencja. Jak masz likierku na imię? - Uśmiechnął się do dziewczyny szeroko, ale mknął już z ich butelką na drugi koniec sali, co by powstrzymać następnych zabawowiczów.
Gregers już miał na końcu języka długą, ale to naprawdę długą wiązankę, kiedy przypomniał sobie, że za coś takiego może opuścić bal. Zajmij się sobą, skurwysynu pierdolony... - Ach, no tak, przepraszam Pana bardzo. To się więcej nie powtórzy. - Przyjął ton grzecznego chłopca, który po prostu nie wiedział, że jest to impreza bezalkoholowa. W końcu kto by podejrzewał tego aniołka o umyślne łamanie zasad? No proszę Was. Uśmiechnął się, po czym zrobił skruszoną minę, a uwagi wielmożnego pana puścił oczywiście mimochodem. Kiedy ten zrobił parę kroków w drugą stronę, Ślizgon uznał, że już można zacząć rzucać mięsem. - No żeż kurwa mać! - Skrzywił się i wykonał dziwny gest ręką, by podkreślić swoją irytację. Jak można Gregersowi alkohol zabierać? Po chwili przypomniało mu się jednak, że Sara gdzieś tam miała ukrytą jeszcze jedną magiczną buteleczkę, a w tym momencie twarz Coltona złagodniała i pojawił się na niej promienny uśmiech. - To co, masz tam coś jeszcze? - Spojrzał na Sarę, upijając łyk z kieliszka. W końcu nie wypił jeszcze wszystkiego, niech sobie Sukinsyn nie myśli, że mu zabawę popsuje. Ha! Wręcz przeciwnie. Co by to zrobić, żeby mu trochę życie uprzykrzyć...
Przechyliła do boku głowę i parsknęła śmiechem na wzmiankę o jej umiejętności tanecznych. - Ach Gregers czy mam wspomnieć, że wtedy już byłeś pod wpływem jakże wspaniałego trunku? A podobno ślizgoni strasznie słodzą gdy zechcą. - dorzuciła łobuzersko i uśmiechnęła się rozbawiona. Oczywiście, że żartowała! Natomiast na jego odpowiedź, wywróciła oczami i teatralnie spojrzała w zaczarowany sufit. Och dzisiejszej nocy wyglądał on zajebiście. Znaczy się sufit nie Gregers! Znaczy się, ach olać to! Wiadomo, że chodzi o sufit, nie? A tak na marginesie to zaczarowane sklepienie wyglądało ładnie, bo niebo było takie ciemne, z gwiazdami. Ach super, słowem, o! Na swoje nieszczęście prawdopodobnie zarumieniła się - zwaalimy na alkohol, nie? Bo jednak te cholerstwo mocne było a w Wielkiej Sali duszno to nic dziwnego, ze człowiekowi gorąaco się robi, no bez przesady! Dlatego też Sara, dyplomatycznie upiła kolejny łyk alkoholu i zwilżyła swoje wargi. - Jakie to mocne! - poskarżyła się chłopakowi i zachichotała gdy ten zaczął marudzić na temat swojego trunku. I chyba zaczął w złą godzinę mówić bo nagle tuż koło nich pojawił się jakiś dziwaczny gość chociaż Sara puściła mu perskie oczko. Patrzcie państwo jaka z niej nagle zalotnica się zrobiła! Jednakże na jego monolog, Sara przygryzła wargi by nie wybuchnąć śmiechem. Zasłoniła sobie nawet usta dłonią a drugą rękę z kieliszkiem zgrabnie schowała za swoje plecy. Naburmuszoną i wręcz oburzoną minę przybrała dopiero gdy ten gość nazwał ją jak nazwał! Sara sama warknęła coś pod nosem, spaliła oczywiście buraka i nie wiedząc gdzie podziać swoje oczęta, pociągnęła cała zarumieniona kolejny łyk alkoholu i bez słowa mu podała swój kieliszek. A niech i chłop się napije! . Samej whisky, bez jakiegoś bezalkoholowego szampana. Bo Sara - geniusz, ukradkowo wszystko przelała. Taka z niej spryciula, no! Kobiety nie piją z gwinta, zapomniałeś? - dorzuciła i ruchem głowy wskazała mu, że większość osób także ukradkowo podpija sobie własne trunki po czym powoli, niemalże nieśmiało (w końcu inni także tu są, prawda?) poczęła się poruszać w rytm jakieś muzyki.
Ostatnio zmieniony przez Sarah Rosemarie Sullivian dnia Sob Cze 28 2014, 21:00, w całości zmieniany 1 raz
Taniec? To najgorsza decyzja w jej życiu! Preston nie był zbyt dobrym tancerzem, to znaczy jakoś pląsać sobie umiał, ale nie robił tego zbyt często, więc nikt nie mógł narzekać na następny dzień że stopy go bolą...ale od podeptania przez chłopaka. Przeciskając się przez tłum, starał się wyłapać kogoś wzrokiem, co by mógł przeprowadzić dywersje i przemycić na sale alkohol. Tym samym wymigałby się od tańca, ale czy to nie byłoby trochę chamskie z jego strony? Najpierw szukał swojej partnerki dosyć długo, a teraz gdy już ją znalazł to tak bezczelnie ucieka pod jakimś pretekstem. Jak na złość nie było nikogo w polu widzenia, więc raczej jego obietnica na razie się nie spełni, może później wymkną się z balu i pójdą sobie w ustronne miejsce, a on zabierze po drodze z dormitorium ukrytą wódkę. Chyba już nie było ucieczki, więc kiedy tylko znaleźli się na parkiecie Preston zaczął podrygiwać w rytm muzyki. Nie był to doskonały ruch bo trochę się denerwował i był skupiony żeby nie deptać jej po stopach. -Chyba pożałujesz swojej decyzji... Zaczął pochylając się w jej kierunku by powiedzieć jej te słowa do ucha, bo muzyka była dosyć głośna i dookoła było pełno par które tańczyły. -Nie jestem wyśmienitym tancerzem, więc wybacz jeżeli ci nadepnę na nogę. Możesz mnie kopnąć wtedy w piszczel. Zaśmiał się i złapał za rękę obracając dookoła własnej osi. Zapamiętał ten ruch gdy tańczył z ciotkami na weselach. -Jak ci poszły egzaminy? Zagadnął, bo tak za bardzo jej nie znał i nie wiedział o czym mogą rozmawiać, a jak wiadomo gadka o szkole jest najlepsza na całym świecie. Ten temat nigdy się nie nudzi i jak jest sytuacja krytyczna to, to zawsze pomaga. Nie trzeba więcej mówić co się działo, Preston bardzo dobrze się bawił ze swoją partnerką, nawet zapomniał że nie potrafi za dobrze tańczyć i parkiet był dosłownie ICH! Kilka piosenek minęło i chłopak poczuł że zaschło mu w gardle. -Wiesz co, proponuję żebyśmy poszli się napić co? Zapytał i złapał ją za rękę kierując się do stolików. Teraz najważniejsze, jako iż nie chcę żeby to wypadło od tak że widział wszystko. Dochodząc do stolika z napojami dostrzegł, może przez przypadek, a może nie Gittan (której nota bene nie poznał) i jej partnera który...miał największy skarb na tym balu. A co ważniejsze, rzucającą się w oczy maskę...konia. Gdyby nie to co miał przy sobie, prawdopodobnie zacząłby się nabijać z tej maski, ale teraz byli w potrzebie ze swoją partnerką. -O mój boże...ziomeczku. Ratujesz ludzkie życia. Powiedział w kierunku Quillan'a.
Ostatnio zmieniony przez Preston A. Farãas dnia Sob Cze 28 2014, 20:42, w całości zmieniany 1 raz
Czuła dziwną ulgę będąc w tej szkole. Nie musiała się wysilać, starając przypomnieć sobie coś z przed wypadku. Tutaj wszytko było nowe dla niej i z przyjemnością chciała to poznawać. Nawet już zdążyła zaprzyjaźnić się z uroczą Barbarą z Salem. Miały razem dać skarpetki tym skrzatom puchonom zamkniętym przy kuchni. Nie dziwcie się im, jeszcze nie zdążyły ogarnąć tych całych domów. Oby dwie mieszkały teraz w wieży, która roiła się od tych całych.... krukonów? Dość przyjemny dom, bo przecież mogła trafić gorzej! Niedługo zaczynały się wakacje i Moira bała się pomyśleć co ma zaplanowane na pierwszy miesiąc. Odpoczynek z rodziną w Argentynie? Łażenie z Claytonem po Uzdrowicielach, którzy i tak jej od razu nie pomogą? Nie, od samej myśli dostawała grymasu na twarzy. Może weźmie swoje oszczędności i pojedzie w szaloną podróż po świecie? Odwiedzi ciekawe miejsca, zaszyje w jeszcze przyjemniejszym i odetnie się od tych nieprzyjemnych spraw. Drugą połowę wakacji za to postanowiła spędzić z Hogwartem, który organizował im jakiś wyjazd. Oczywiście miejsce miało być tajne, aż do ostatniej chwili... a wiecie jaka ona czasem potrafi być ciekawska. Od razu się na nie zapisała, licząc tym samym na cudowną przygodę. Jednak niedawno dostała list z wskazówką, jak rozpozna swojego partnera na balu. Trochę nietypowe, iż sami dobierają Ci osobę towarzyszącą osobę... ale raz się żyje, prawda? Postanowiła ubrać swoją zakupioną niedługo przed wyjazdem sukienkę, w której się po prostu zakochała. Niby długa, ale zawsze jak będzie jej przeszkadzać to może skrócić ją jakimś pomocnym zaklęciem. W końcu zabrała ze sobą różdżkę, którą umieściła w złotawej, małej torebce. Nie obeszłoby się bez butów na wysokim obcasie w beżowym kolorze. Dość sporo czasu poświęciła na wymyślaniu fryzury pasującej do stroju. W końcu padło na podpięte lekkie fale, czy jak kolwiek można byłoby to nazwać. Dodała do tego złotą opaskę z kokardą, która miała być jej znakiem rozpoznawczym na dzisiejszym balu. Przed wyjściem podkreśliła delikatnie oczy i pomalowała usta szminką w odcieniu swojej sukienki. Gdy już skończyła, założyła jak wisienkę na torcie tę oto maskę. W końcu jak już mamy złote dodatki... to trzeba być konsekwentnym. Zjawiła się w Wielkiej Sali w porę, lecz trochę krążyła po sali w poszukiwaniu swojego towarzysza. Nagle dostrzegła pannę z przedmiotem przeznaczonym ich parze. W sumie nie była do końca pewna na jakiej płci przedstawiciela padnie. Nie była rozczarowana czy coś w tym guście. Zamierzała się tu dobrze bawić, a nie szukać miłości życia. Podeszła z delikatnym uśmiechem na ustach i wskazała w kierunku swojej głowy. - Jak widać, to za mną będziesz się bawić przez najbliższe godziny. Poza tym Moira jestem. - powitała dziewczynę zaciągając dość mocno po hiszpańsku. Oj, chyba powinna się pilnować! I kolejny plus, kompletnie nie znała osoby ukrywającej się za maską z piórami. Nie tak, że zapomniała jak większość ludzi po swoim wypadku. Po prostu wiedziała, że nigdy nie miała możliwości jej wcześniej poznać. O Merlinie, może wieczór będzie zaliczał się do tych udanych!
Gdy chłopak podniósł twarz zadał pytanie które dziewczyna słyszała od każdej osoby którą poznała. - Pochodzę z Francji, a dokładniej z Paryża. Przyjechałam tu w kwietniu w ramach Złotego Sfinksa. Ja to ja, a ty masz się wyluzować - tu delikatnie szturchnęła go w ramię pięścią. Szybko wróciła ją i założyła ręce widząc niezbyt zorientowany wyraz twarzy Brandona. Chłopak poruszył się i znów wypowiedział kilka zdań. Były tak śmieszne, że Malika po prostu wybuchnęła śmiechem. Osoby które przechodziły akurat obok spojrzały na nią jak na upośledzoną. - Przepraszam - wykrztusiła łapiąc się za brzuch - nie jestem przyzwyczajona do takiej sztywnej postawy. A poza tym za dużo wypiłam przed wyjściem - Im więcej mówiła tym bardziej się śmiała. Malika zatoczyła się lekko i opadła na krzesło. ZDECYDOWANIE za dużo wypiła ale musiała coś zrobić ze swoimi zszarpanymi nerwami. - Nie zachowuje się dzisiaj najlepiej i ty też nie musisz. Mam plan - uśmiechnęła się łobuzersko - zdemoralizujemy cię trochę. Lubisz procenty?
Gittan zastanawiała się, ile jej partner wytrzyma w masce konia. Czy w tym w ogóle można było oddychać? Przyjezdna niezbyt orientowała się w problemach hogwartczyków, a w szczególności w rodzinnych walkach. Nie wiedziała, czy są bliźniacy i czy kiedykolwiek robili sobie z niej jaja. Pewnie nie chodziłaby od jednego do drugiego, pytając o brata. Olałaby sprawę, przecież nie będzie latać jak głupia za drugim człowiekiem. A może! Gittan posiadała niesamowitą umiejętność wplątywania się w przeróżne kłopoty. Wszystko było przez ludzi, których poznawała przypadkiem, a potem nagle wszystko zaczynało się psuć, a rodzice robili awantury o środowisko, w którym się obraca. Takie życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie ta magiczna umiejętność przyciągania do siebie konkretnych osób. Niebezpieczeństwo wiązało się z odwagą, ciekawymi wspomnieniami, a tego Gittan nie mogła sobie odmówić. Widzę, że mają podobny stosunek do Alexis, tyle, że Svensson nazwałaby ją suką albo piekielną krową (oczywiście po szwedzku). Najlepsze przyjaciółki to na pewno nigdy nie zostaną po tym jak przyjezdna wylądowała w Skrzydle Szpitalnym przez uroczego, płonącego ptaka. Uniosła brew, widząc poszukiwania partnera. - Zaczyna Ci brakować powietrza czy o co chodzi?[i] – spytała wyraźnie zaniepokojona, nawet położyła mu dłoń na ramieniu. Gittan taka troskliwa. Nie wiedziała, czy ma zrzucić mu maskę i zacząć pokaz pierwszej pomocy czy może się jednak powstrzymać. Na szczęście marynarka Quillana była odpowiednio wyposażona, co Gittan skomentowała wielkim uśmiechem. - [i]A jednak przysłał cię ktoś z wielkim sercem, świetnie, że o tym pomyślałeś – skomentowała, stawiając kieliszek na stoliku, aby łatwiej było mu wszystko rozlać. Kiwnęła głową, obserwując jego ruchy. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek się już spotkali. A może byli z tego samego domu? Na balu maskowym wypadałoby zachować anonimowość, ale gdy Gittan próbowała się napić, paskudne pióra weszły jej do ust, co skomentowała soczystym przekleństwem po szwedzku i rzuciła maskę w cholerę. Delikatna uroda, pozbawiona wszystkich tatuaży na czas balu, mogła sprawić, że nawet bliscy ją by nie poznali. Dopiero po chwili ponownie się napiła, próbując zakryć swój krzywy uśmiech. - Nawet nie wiesz, jak tym gestem uratowałeś ten cyrk, ale na stu kransoludów, czy podkradłeś to Rosjanom? – spytała, co mogło postawić ją trochę we wrogim świetle, ale zaraz się uśmiechnęła, kładąc dłoń na kolanie partnera – To jest genialne – przeciągnęła ostatni wyraz jak tylko się dało, aby pokazać zachwyt nad pomysłem Quillana. Nie zdążyła zauważyć kiedy tuż obok nich zmaterializował się Preston, przynajmniej tak myślała, że to on! Wyciągnęła rękę z kieliszkiem w jego stronę. - Preston, spróbuj tego, po prostu umrzesz, to majstersztyk. – rzuciła w jego stronę. Skoro był jej przyjacielem, to musiał już poznać Svensson po głosie.
Megan również brała dzisiaj udział w balu. Nie miała na to specjalnej ochoty, głównie ze względu na to, że tłum uczniów w maskach, najwyraźniej dochodził do wniosku, że skoro są oddzieleni od kadry nauczycielskiej, to wszystko im wolno. To niektórzy mieli zbyt wydekoltowane sukienki, a to pozwalali sobie na słowa nieprzystojące tak młodym osobnikom. Szkoda gadać co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą. W pewnym momencie Elspeth postanowiła wyjść trochę z ich nauczycielskiego miejsca zabawy i przejść się po sali i dojrzeć jak się bawią dzieciaczki. Miała na sobie granatową sukienkę z fioletowymi refleksami. Włosy spięła wysoko, w misternie układany kok, wsuwając w niego czarne, wysadzane brylantami grzebienie, jakie odziedziczyła po matce. W pewnym momencie przystanęła z boku, celując różdżką w Quinn. Machnęła nią krótko, magicznie zwężając jej dekolt, aby nie odsłaniał aż tyle. Z kolei widząc Phoenix, magicznie przedłużyła jej sukienkę do połowy uda. Cóż się dzieje z tą młodzieżą… szkoda, że nago nie przyszli! Reszta albo miała szczęście, albo czarownica uznała, że walka o czyjąś godność, przypomina trochę walkę z wiatrakami. Jak będą mieli trochę więcej lat, to zrozumieją, że nawet młodzieńcza głupota ma swoje granice. Szkoda jednak, że Sarah tego nie wiedziała, gdyż ledwo co uniosła kieliszek do góry, Megan zjawiła się za nią niczym nietoperz i przejęła go od niej, przysuwając sobie pod nos. Uczyła eliksirów, dlatego rozpoznanie whisky nie stanowiło dla niej problemu. - Szlaban, panienko Sullivian - zdaje się, że doszkoliła się też z rozpoznawania uczniów i ich domów. - Pan Colton też widzę ma ochotę na czyszczenie kociołków szczoteczką do zębów? Zapytała go zimno, opróżniając kieliszek dziewczyny zaklęciem. - Po zakończonym balu, wyślę wam sowy z instrukcjami gdzie będziecie odbywali szlaban. Ku gwoli ścisłości, za spożywanie alkoholu na balu szkolnym oraz za niestosowne słownictwo. Życzę miłej zabawy - jej uśmiech wyraźnie świadczył o tym, że wolałaby ich powiesić za kostki u sufitu, w ramach przykładu dla reszty. Odeszła na parę kroków, rzucając jeszcze pod nosem. - Accio alkohol - i wtedy cały alkohol jaki znajdował się w wielkiej sali pomknął do jej rąk, aby mogła opróżniać butelki zaklęciem. Ot i znalazła sobie pożyteczne zajęcie na tej drętwej imprezie.
Lindsey siedziała sama z dziesięć minut, a jej mina stawała się coraz bardziej znudzona. Czemu jej partner nie mógł się tak wyszykować, żeby się nie spóźnić? Ona sama zaczęła zajmować się swoim ubiorem dobre kilka godzin przed godziną, w której zaczynał się bal! Tak więc, gdy przed dziewczyną pojawiła się Meadow, ślizgonka o mało co nie westchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się szeroko, gdy usłyszała uwagę co do swojego wyglądu - w końcu ktoś docenił jej starania! - Dlaczego nie założyłaś maski? - zapytała siostrę, gdy zauważyła, że ta nie ma na twarzy ani przy sobie czegokolwiek przypominającego maskę. W sumie to białowłosa nie była zadowolona z tego, ze był to bal maskowy, bo zwiększało to prawdopodobieństwo, że nikt dziewczyny nie skojarzy, nawet jeżeli wpadł na nią przypadkiem jeszcze godzinę temu. Siedziała i rozmawiała z bliźniaczką przez następne pięć minut, między innymi na temat tego, czy Lindsey nie poznała ostatnio żadnego chłopaka, który by się jej spodobał, czego dziewczyna nawet nie skomentowała. Niestety, w pewnym momencie Mea odeszła, bo pojawił się jej partner, a właściwie partnerka. Tymczasem białowłosa siedziała, zastanawiając się, jakiej płci będzie jej osoba towarzysząca i czy nie obrazi się zbytnio, gdy podczas tańca Linds okaże się kompletną łamagą. Do tego miała nadzieję, że po raz kolejny nie przeszkodzi jej poobijana noga, która, tak właściwie, dalej ją pobolewała. Minuty mijały, a dziewczyna dalej siedziała przy swoim pustym białym stoliku. W którymś momencie wstała i wzięła sobie coś do stolika, upewniając się (a przynajmniej postarała się upewnić), że nie ma w nim alkoholu, w razie gdyby któryś z nauczycieli postanowił to sprawdzić. Dzięki temu mogła odetchnąć z ulgą, gdy ich nowa opiekunka przywołała do siebie cały alkohol na sali, bo czuła, że gdyby trafił tam także jej napój, wywiązałaby się z tego jakaś pyskówka, bo kobieta niezbyt przypadła do gustu białowłosej. No i gdzie jest ten partner?
Ostatnio zmieniony przez Lindsey Windstow dnia Nie Cze 29 2014, 01:43, w całości zmieniany 1 raz
Percival lubił nieśmiałe dziewczyny, co mogło się wydawać o tyle dziwne, że jakiekolwiek głębsze uczucia żywił wyłącznie do tych o cholernie trudnych charakterach i równie gorących temperamentach, co jego własny. Zazwyczaj był spokojnym i pogodnym człowiekiem, ale kiedy wpadł we wściekłość (o co nie było jakoś szczególnie trudno), to nie dało się nad nim w żaden sposób zapanować - racjonalna argumentacja zupełnie do niego nie trafiała, krzyk drugiej strony jeszcze bardziej rozjuszał i właściwie tylko łagodność była w stanie coś zdziałać, ale też odpowiednio dawkowana. Może dlatego jedyny związek, w jaki kiedykolwiek się wplątał, był straszliwie burzliwy, namiętny i pozbawiony happy endu - połączenie dwóch żywiołów skutkowało prawdziwym kataklizmem, który niestety nie mógł przynieść nic dobrego. Wygląda na to, że troszkę przesadził i onieśmielił biedaczkę. Nie miał takiego zamiaru, po prostu nie wiedział, czy trafi na pewną siebie gryfonkę, bezczelną ślizgonkę, uroczą puchonkę czy racjonalną do bólu krukonkę. Tutaj obstawiał pufka i bardzo się z tego cieszył, choć oczywiście mógł się mylić, bo pierwsze wrażenie bywa zwodnicze, prawda? Tak czy inaczej był bardzo zadowolony, że nie trafił na jakąś pewną siebie, arogancką dziewczynę, która koniecznie chciałaby mu udowodnić, że w ogóle nie robi na niej wrażenia, jest beznadziejny, nudny, a ona jest wyzwoloną feministką, która najchętniej pokazałaby światu, że płeć męska jest nikomu niepotrzebna. No chyba że do rozmnażania. Postanowił się więc poprawić i łobuzerski uśmiech został złagodzony ciepłem, na które najwyraźniej mógł sobie pozwolić. To nie tak, że Percy był fałszywy, nigdy nie był fałszywy, ale znał się na kobietach na tyle, by wiedzieć, że do każdej z nich należy podchodzić w sposób indywidualny, pewne cechy zmiękczać, inne podkreślać tak, by sprostać oczekiwaniom, choć nie do takiego stopnia, by zatracić swój charakterystyczny urok. Cóż, zawsze jakoś potrafił wypośrodkować. - Wróżka? Brzmi świetnie, zwłaszcza że niedługo bronię pracę dyplomową i byłbym spokojniejszy, wiedząc, jak mi pójdzie... - zażartował, po czym podał jej ramię i poprowadził w stronę wróżki. Prawdę mówiąc zawsze podchodził do przepowiadania przyszłości dosyć lekko, wychodząc z założenia, że każdy jest kowalem własnego losu, może zmienić obraną ścieżkę i tym samym pokrzyżować plany wszystkim jasnowidzom, z których większość była po prostu bandą szaleńców. Prawdziwe talenty zdarzały się tak rzadko, że Percy nie wierzył, by kiedykolwiek natrafił na prawdziwą wyrocznię. Jeśli rozrzucasz ciernie, nie chodź bez butów. Choć może czas podarować je najbliższej osobie? To brzmiało trochę niepokojąco, mimo że nie dawał wiary przepowiedniom i wróżbom, zaczął się zastanawiać, kogo mogą dotyczyć te słowa. W końcu wzruszył ramionami i z uśmiechem spytał Sheilę o treść jej wróżby, a kiedy już mu odpowiedziała, zaproponował taniec. Tak dawno tego nie robił, a przecież naprawdę lubił szaleć na parkiecie, w dodatku był w tym naprawdę niezły!
Dobra. Jakiś dziwny typek przyszedł, pogadał i zabrał mu butelkę ognistej, przeżyje. Choć w duchu nadal obrzucał go bluzgami, aż nie stracił faceta z oczu. Słowa Sary wyrwały go z amoku. Spojrzał na dziewczynę i uniósł lekko brwi. - No tak, nie piją z gwinta. - Zmarszczył brwi, po czym dodał. - A kto na kamiennym kręgu pił wódkę? - I szeptem dorzucił. - Kradzioną z czyjegoś stolika? - Posłał jej łobuzerski uśmiech. W końcu on robił to samo, więc nie miał jej za złe, ale standardowo się droczył. W pewnym momencie usłyszał za sobą jakiś głos. Zacisnął ze złością powieki i odwrócił się w jego stronę. No tak, przed nimi stała nauczycielka. Profesor Elspeth D'Aoust. Pani profesor Elspeth D'Aoust. Westchnął ciężko. Nie chciało mu się już udawać potulnego chłoptasia, ale najwyraźniej dziś los nie był dla niego łaskawy. Właśnie dostał szlaban. Zajebiście. Postanowił po prostu milczeć, bo czuł, że jeśli cokolwiek jeszcze powie, nie będzie w stanie powstrzymać się od ironii, czy złośliwej odzywki. A to ani czas, ani miejsce na pogarszanie swojej sytuacji. Do tego cały alkohol zniknął z sali. W tym momencie Gregers zorientował się, że prawie każdy miał coś mocniejszego w zanadrzu. Z naciskiem na ,, miał '', bo teraz wszystkie butelki znalazły się w rękach Pani profesor. Kiedy ta ruszyła w inną stronę, już chciał rzucić jakiś złośliwy komentarz, kiedy przypomniało mu się, że tutaj najwyraźniej ściany mają uszy i najlepiej będzie, jak nie powie nic. Spojrzał tylko wymownie na Sarę, po czym znów westchnął ciężko. - No to pozostał nam szampan bezalkoholowy. - Skrzywił się. Doprawdy, czy ci nauczyciele nie mają ciekawszych zajęć, niż sprawdzanie uczniów? Jeden kieliszek ognistej przecież nie zaszkodzi. Jeden, czy dwa. Nawet trzy. Co za różnica?!
Panienka Goldrey tego dnia nie była sobą. Jak nigdy pół dnia spędziła w pokoju na przygotowaniach. W końcu to był ostatni bal w tym roku i jej pierwszy w Hogwarcie więc wypadało ładnie wyglądać. Po dłuuugiej relaksującej kąpieli wysuszyła włosy i doprowadziła je do ładu, a następnie zajęła się makijażem. Wybrała lekko przydymione oko ale nie takie przytłaczające tylko sprawiające, że wyglądała nieco tajemniczo, a nie jak panda. Usta podkreśliła szminką w kolorze niewiele odbiegającym od naturalnego, jedynie nieco go podkreślającym. Pomińmy część o czarnej koronkowej bieliźnie i pończochach i przejdźmy do jej bajecznej kiecki. Spędziła straszliwie dużo czasu na poszukiwaniu stroju ale kiedy tylko zobaczyła tą kieckę od razu wiedziała, że to ta jedyna. Była czarna i do ziemii dzięki czemu po założeniu niebotycznie wysokich szpilek Nina wydawała się chociaż trochę wyższa. Gorset miał ręcznie robione złote zdobienia, a od talii sukienka była nieco bardziej luźna i zwiewna. No i ładnie podkreślała jej szczupłe ramiona. Po raz pierwszy od dawna Nina wyglądała nie tylko tajemniczo i mrocznie ale również pięknie i kobieco. Na koniec już tylko nieco perfum i była gotowa do wyjścia. A no i jeszcze broszka z rubinem, którą spięła pojedynczy kosmyk włosów, po której miał ją poznać partner. W sumie była całkiem ładna i komponowała się z resztą. Tradycyjnie dziewczyna była modnie spóźniona, jakieś piętnaście minut ale ani trochę się tym nie przejmowała. Gdy weszła do środka już prawie wszyscy byli podobierani w pary ale póki co nie zauważyła swojego tajemniczego partnera. Coraz bardziej zaczynało ją zastanawiać kto to taki i czy będzie miała szansę się z nim dobrze bawić. Podeszła do stolika z napojami i nalała sobie czegoś niegazowanego.