Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Było to niepokojące, choć pewnie wynikało z tego, że chyba żadne z nich nie było gotowe na coś takiego. Zamiast miłego spotkania po tygodniach rozłąki zaserwowali sobie aferę na sto fajerek i to ich przerosło, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła Richelieu. Czekała co prawda na jakieś oficjalne zakończenie okresu rozważań i podsumowań które czego oczekuje, jednak po pewnym czasie stało się dla niej jasne, że popełniła następny błąd, nie wyznaczając określonego terminu ani nawet nie mówiąc, żeby to River napisał, kiedy będzie gotowy, bo żadne nie kwapiło się do wychodzenia z propozycją następnej poważnej rozmowy. Wszystko pozostało w sferze niedomówień, by z pewnym ociąganiem rozchodzić się powoli po kościach. Doprawdy, zaraz zacznę się zastanawiać czy nie otrzymała przypadkiem złej genetyki, może powinna być jasnowidzem, a nie metamorfomagiem? Chociaż to przykre, że to, co uznała za świetny żarcik, chwilę później obróciło się przeciwko niej, mimo że zapewnienia Kanadyjczyka o tym, że po wilkołakach podobne sytuacje nie przejdą, uznała za całkowicie trafne. - Ach ci Indianie, teraz już będę wiedzieć, żeby nie oczekiwać od nich niczego dobrego. – odpowiedziała chyba nie do końca świadoma tego, jak może to zostać odebrane w kontekście ich dziwnych relacji przez Rivera, który przecież też był Indianinem, ba, nawet z tej samej rodziny co wspomniani bracia, po których miała się obawiać najgorszego. Robi się coraz zabawniej, nie ma co! Przy okazji zapisała sobie jednak w pamięci, żeby w przyszłości podchodzić ostrożniej do różnych spraw w obecności któregokolwiek z braci Quayle, a już na pewno żeby nie eksperymentować z ich eliksirami. W sumie to miało sens, niech zostaną blisko natury i zajmują się ziółkami. Biedna Mads, jeszcze trochę i wpadnie w paranoję i będzie się bała uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez szkołę, bo ostatnimi czasy za każdym razem działa jej się jakaś krzywda, rozpoczynając od wycieczki na wakacjach, poprzez warsztaty origami czy bale, kończąc na lekcjach, które powinny być bezpieczne. Riverowi pewnie przytrafiały się czasami złe rzeczy tylko dlatego, że przebywał wtedy w jej towarzystwie i najwyraźniej przechodziło na niego trochę jej pecha. W końcu w kamień został zmieniony towarzysząc jej na uroczystym zakończeniu roku szkolnego! - Ja nie wiem, oni chyba na serio są strasznie niegościnni i na każdym kroku chcą nam pokazać, jak strasznie nas tu nie chcą. Dlaczego nie mieli jeszcze jakiegoś kuratora z Ministerstwa czy coś? Przecież tu jest pełno aurorów, dlaczego pozwalają na taką nierozwagę w organizowaniu balu? – burczała pod nosem, z niezadowoleniem odgarniając na plecy mokre włosy i dopiero po chwili zauważyła również parę, która cudem uniknęła podobnej tragedii, tyle że w roli głównej z kelpie zamiast kappy. Bez słowa protestu zgodziła się na oddalenie się od zoo, tak więc szybko opuścili obszar podwyższonego ryzyka. Spojrzała trochę nieprzytomnie na Kanadyjczyka, gdy oświadczył, że jest niebieska i z lekkim opóźnieniem dotarło do niej, że mówi o tajemniczym teleskopie. - Może to przez kolor mojej sukienki. – wyrzuciła z siebie pierwszy pomysł, jaki wpadł jej do głowy, kiedy odebrała od chłopaka teleskop i spoglądając przez niego, rozejrzała się wpierw po Sali, a później spojrzała w dół na siebie, co musiało wyglądać naprawdę zabawnie. Faktycznie była niebieska. Słysząc teorię Rivera o jadzie wodnika troszeczkę pobladła, ale tylko na chwilę, bo ponownie rozejrzała się po Sali. – Nienienie, ale tam jest jeszcze kilka niebieskich osób, oni nie mogli wszyscy zostać pogryzieni. Ale to dobry pomysł, chodźmy się zapytać. – jacy oni uroczo zgodni byli tego wieczoru, zaraz się okaże, że tak jak w przypadku Teddry i Madison, nieszczęśliwe wypadki zbliżają także i tę dwójkę! Kanadyjczycy podeszli do jeziorka, w którym przebywały przepiękne syreny, tym razem zachowując ostrożność. Madison patrzyła troszkę nieufnie na te istoty, mimo że wydawały się być o wiele przyjaźniejsze niż kappa, dlatego też powstrzymała się przed odruchowym cofnięciem się, gdy jedna z długowłosych piękności przestała nucić swoją piosenkę i podpłynęła w ich stronę, wskazując palcem Kanadyjkę. Albo teleskop trzymany przez nią w dłoni, jak to stwierdziła Richelieu, bo dlaczego syrena miałaby wskazywać ją. Chociaż może spodobał jej się strój dziewczyny? - Przepraszam, wiesz może co to jest? – zapytała, klękając przy brzegu jeziorka i pokazując syrenie teleskop, jednak z takiej odległości, żeby ta nie mogła go zabrać, długowłosa wpatrywała się w nią jednak bez słowa i kiedy Kanadyjka już chciała zrezygnować i się wycofać, syrena wyciągnęła rękę i wczepiła coś szybko w mokre włosy Richelieu. – Halo co jest. – palpitacje serca w trzy sekundy, czy ta istota chciała ją chwycić za włosy i wciągnąć pod wodę? Dopiero gdy dotknęła dłonią czegoś twardego i wysunęła z włosów, przeczesując je przy tym, odkryła, że dotknięte pasmo jest suche, a to, co trzymała w dłoni, przypominało kształtem grzebień. Wpatrywała się chwilę w podarowany jej przedmiot, aż z jej ust wydobyło się krótkie „ale super” i przeczesała następne pasmo, by sprawdzić, czy również wyschnie i zacznie pięknie błyszczeć. - Teleskop nadnaturalnych. Szare jest zwykłe, morskie wyjątkowe. – dobiegł z jeziorka głos syreny, która chyba chciała sobie trochę schlebić, zmieniając kolor niebieski na morski i mówiąc, że w tych barwach istoty są wyjątkowe. Żadne już nie zdążyło zapytać o nic więcej, ponieważ syrena zanurzyła się nieco i powróciła na skałkę do swoich towarzyszek. I dopiero wtedy do Madison dotarł sens jej słów. W teleskopie jest niebieska. Ups.
Och, oczywiście, że Raphael się spóźnił! Nie ma się czym chwalić, ale on już niestety taki był- funkcjonował w nieco innej rzeczywistości, innym czasie i nie bardzo panował nad swoim życiem. Właściwie od tej całej przykrej sprawy z Gigi Raph stał się jeszcze bardziej odrealniony, tyle że jego wcześniejsze, pogodne rozmarzenie przeszło w raczej ponure i flegmatyczne milczenie, połączone z upartym wpatrywaniem się w jeden punkt. Nigdy nie sądził, że jakiekolwiek uczucie potraktuje aż tak poważnie, żadna z jego dotychczasowych miłostek nie kosztowała go tyle nerwów i nieprzespanych nocy. To znaczy nieprzespanych nie z własnej woli. Quinley próbowała mu tłumaczyć, przekonać go, że to wszystko nie tak, ale on nie potrafił uwierzyć. Sparzył się zbyt dotkliwie i teraz wolał czekać, aż po prostu mu przejdzie. Niestety, to nie było takie łatwe. Dlatego też wpadł na wspaniały pomysł zaproszenia Curtis na bal. Jak już wspominałyśmy kilka razy, są oni ulepieni z podobnej gliny, świetnie się rozumieją, a de Nevers próbował (co prawda dosyć niemrawo) wygrzebać się z marazmu, w jaki popchnęła go Gigi. Starał się wychodzić do ludzi, nie zaszywać w ciemnych kątach i nie spędzać całych dni na ponurym wzdychaniu, choć nie przychodziło mu to łatwo. Miał nadzieję, że przy pannie Juvinall zapomni o wszystkim, a przynajmniej trochę się oderwie od przykrych myśli. Przebranie się za rozbitków uznał za całkiem niezły pomysł i nawet włożył trochę wysiłku w swój malowniczo obdarty strój. Musiał tylko urżnąć nogawkę w starych dżinsach, włożyć dziurawe buty, których z jakiegoś powodu nie wyrzucił (pewnie nie miał do tego głowy), poszarpać starą koszulę, która zdaje się, że dawniej była biała, a teraz przybrała dziwny kolor, którego nie potrafił nawet określić, nie czesać włosów i wysmarować się atramentem i keczupem. Idealnie. Był całkiem zadowolony z siebie i ze zdumieniem stwierdził, że jest już kwadrans spóźniony. O cholera! Jako tako zawiązał buty i pognał w stronę Wielkiej Sali, prawie zabijając się o własne nogi. W tłumie syren, piratów i innych takich dojrzał w końcu Curtis, która wyglądała prawie tak samo rozpaczliwie jak on. Uśmiechnął się do niej ciepło i przedarł się przez zwartą ścianę ludzkich ciał, nie przejmując się szczególnie ich protestami i okrzykami zgrozy. - Cześć, wybacz spóźnienie- powiedział, nachylając się, by ucałować ją w oba policzki.- Mamy chyba najbardziej oryginalne przebrania, dziwne, że jeszcze nikt nie uznał, że trzeba nas ratować- uznał, rozglądając się dookoła.
Partner Amelii nie pojawiał się od jakichś dwudziestu minut. Dziewczyna na początku wytrwale na niego czekała, jednak zaczynała się powoli nudzić. Rozglądając się rozleniwionym wzrokiem po Wielkiej Sali dostrzegła jedną, samotną osóbkę, z którą zawsze chciała porozmawiać prywatnie, nie na lekcji i nie na temat szkoły. Cóż.. może właśnie dzisiaj jest odpowiedni dzień? Jest już pełnoletnia, może zaprosić go na drinka albo po prostu postać chwilę i porozmawiać z tym jakże przystojnym człowiekiem. Rzecz jasna, Amelia nie miała zielonego pojęcia, że profesor, na którego patrzyła z takim zachwytem jest homoseksualistą. Może własnie ta niewiedza skłoniła ją do podejścia do niego i odezwania się? Najdziwniejsze jest to, że dziewczyna zrobiła to całkowicie na trzeźwo, bez żadnego skrępowania. Stwierdziła, że skoro jest ostatni rok w tej szkole, mogłaby się jakoś zabawić. A że padło akurat na profesora geja? Cóż, nie widziała w pobliżu nikogo wolnego, z kim mogłaby porozmawiać. Większość osób przyszło z kimś, niektórzy mieli takie szczęście, że ich partnerzy pojawili się w Wielkiej Sali, nie bagatelizując tego, że ktoś przez nich może zostać na lodzie, tak jak teraz Amelia. Oczywiście jedną z przyczyn był także Gabriel, który rozmawiał sobie z jakąś słodką idiotką, oczywiście ze Slytherinu, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Trudno, ona nie będzie gorsza. Skoro tak się bawią.. Sama nie wiedziała, kiedy podeszła do profesora i stanęła przed nim ze swoim słodkim uśmiechem na twarzy. - Dzień dobry, panie profesorze - uśmiechnęła się lekko, starając się nie przedobrzyć ze swoimi słodkimi minkami. Wiedziała, że w większości odrzucają one, a nie przyciągają. - Widzę, ze pańska partnerka także nie zamierza się pojawić na tym jakże cudownym balu? - na początku prowadziła z nim normalną, grzeczną rozmowę, co było całkiem zrozumiałe, przecież uczył ją już tyle lat. Wypadało nawet podejść i odezwać się, chociaż półsłówkiem. - Może ma pan ochotę czegoś się napić? - dalej grała zwykłą uczennicę, która chce tylko dotrzymać profesorowi towarzystwa, ażeby nie musiał stać tutaj sam, zagubiony w tym tłumie małolatów. Nie miała zamiaru podrywać Charliego, przynajmniej na razie. Była jeszcze zbyt trzeźwa. Kto wie co stanie się po kilku drinkach?
Brown siedział sobie, nikomu chyba nie zawadzając, od czasu do czasu śpiewając z kapelą swoje ulubione kawałki, kiedy podeszła do niego Krukonka, Amelia Wotery, którą czasami widywał na swoich zajęciach. Uśmiechnął się szeroko, wszak dzisiaj, na balu, mógł być dla wszystkich miły. Szybko przysunął dziewczynie krzesło i ruchem dłoni dał znać, by siadała. Dzień dobry, a w sumie to już dobry wieczór - powiedział z uśmiechem na twarzy. Rozejrzał się, bo jego partnerka przed chwilą tutaj była, a teraz nagle zniknęła. -Nie nie, jeszcze chwilę temu tutaj była, przysięgam!- zawołał, rozglądając się gorączkowo. Ale wstyd, zgubić partnerkę na balu. Nawrzucał sobie w myślach, próbując przypomnieć sobie ostatnie kilka minut, ale chyba tak bardzo pogrążył się w myślach, że nie zwracał uwagi na otoczenie. -Nieważne. Właściwie mam ochotę na jakąś kaloryczną bombę, wypiłbym cappuccino z karmelem i bitą śmietaną!- powiedział z rozmarzeniem na twarzy. Był nieco nieobecny duchem, ale nie było to celowe działanie; ot tak, po prostu, gorszy wieczór, w którym szybko gubił się w otoczeniu. To trochę jakby się naćpał, ale niczego nie brał... no chyba, że ktoś mu coś dorzucił. Brown nie bardzo się na tym skupiał, w jego głowie pojawiła się wizja dużych lodów czekoladowych i półmiska z chałwą. Aaach.
Łatwo sobie wyobrazić zdziwienie na twarzy Amelii, gdy profesor zareagował na je towarzystwo z tak wielkim entuzjazmem. Uśmiechnęła się także szeroko, starając się nie wyjść na idiotkę. Siedział tutaj, sam, biedny. Przecież może mu potowarzyszyć, prawda? Uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o tym, że powinna powiedzieć "dobry wieczór" zamiast "dzień dobry", ale nie skomentowała jej w żaden inny sposób. - Moim zdaniem trochę głupio zgubić partnerkę, prawda? - zapytała, może trochę zbyt bezczelnie, jednak nie miała zamiaru więcej wspominać o jego towarzyszce. Skoro mu się zgubiła, to chyba oznacza, że nie chciał jej jakoś szczególnie mocno pilnować, prawda? Jej partner nie pojawił się w ogóle, więc o czym ona dyskutuje. Powinna zapaść się pod ziemię ze wstydu, że jest sama na balu. Może ten chłopak zobaczył ją i uciekł, gdy dowiedział się, że to właśnie z nią ma iść na bal? Westchnęła ciężko, rozglądając się po sali jeszcze raz, z nadzieją, że mogę go przeoczyła. - Miał pan już okazję skorzystać z którejś atrakcji? Strasznie interesuje mnie wrak tego statku - powiedziała rozmarzonym głosem, przyglądając się ogromnemu wrakowi. Chyba tam pójdzie, z profesorem czy bez, chciała do niego wejść i zobaczyć co tam się kryje. Rozmowa była trochę niezręczna, jak to między uczniem, a profesorem. Amelia jednak miała zamiar za jakiś czas to zmienić. Miała nadzieję, że nie tylko ona będzie chętna do zmiany ich relacji. - Może tam pójdziemy? - zastanawiała się, co mężczyzna jej odpowie. Przed chwilą był zadowolony i roztrzepany, jakby coś brał, jednak nie zwróciła na to uwagi. Może to po prostu dobry humor? Sama czuła się jakby pijana, lekko kręciło jej się w głowie i gadała głupoty. Jednak nie przejmowała się tym za bardzo, najwyżej więcej nie pojawi się na lekcji tego człowieka, co jej tam szkodzi. Zastanawiając się, jakiej odpowiedzi udzieli mężczyzna dalej wodziła wzrokiem po całej sali, starając się znaleźć w tłumie kogoś, kto na twarzy także miał tą obrzydliwą magiczną rozgwiazdę przyczepiającą się do twarzy.
Ostatecznie obojgu z nich zabrakło pewnej odwagi, czy też po prostu chęci, by po wielkiej kłótni przyjść do siebie i powiedzieć, że oficjalnie to zakańczają, albo, że sobie wybaczają. Wszystko nieznośnie zawisło w okresie oczekiwania. Być może i Madison nie zdała sobie sprawy z tego, jak zabrzmiały jej słowa o Indianach, River natomiast po ich usłyszeniu lekko uniósł brwi, bardzo gorączkowo się zastanawiając, czy to ma być jakiś przytyk, czy co to właściwie było. Ostatecznie, nie chciał się tu teraz kłócić, ani nawet dociekać, co to właściwie miało znaczyć. Poza tym, istniała ewentualność, że jest przewrażliwiony, a przecież rzeczywiście, po nim nie ma się co spodziewać, zbyt wielu dobrych rzeczy. Sprawę więc przemilczał. - Ja wciąż uważam, że to wszystko wiąże się z tym, że chcą osłabić naszą drużynę, właśnie próbowali Ciebie utopić, mnie zamienić w kamień, a już nie wspomnę o tym dzikim irbisie, który chciał zabić zarówno Ciebie jak i Teda - wygłosił swoją teorię spiskową, której wciąż bardzo uparcie się trzymał, bez względu na to, jak absurdalnie brzmiała. Z tym kolorem sukienki, coś mu nie grało. Pokręcił więc tylko z niezadowoleniem głową, spoglądając na salę i próbując ogarnąć, kto tam był innym kolorze i wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski. Jednak jego wielkie rozmyślania zostały przerwane, gdy podeszli do syren. Aż mu serce na chwilę przestało bić, gdy syrena wsadziła rękę we włosy Madison, już pewny, że zaraz będzie musiał jakoś unieszkodliwić to stworzenie, bo zapewne, zaraz wciągnie jego partnerkę pod wodę. Na szczęście nic takiego się nie stało, a Quayle mógł szczerze odetchnąć i nie kombinować nad efektownymi zaklęciami. Co więcej, dostrzegł, iż Mads dostała jakąś bajerancką spinkę, więc Riverek szybciutko podbiegł do Kanadyjki, by przyjrzeć się temu zjawisku. - Onie, dla mnie nie macie takiego grzebienia? Ja też mam piękne i długie włosy - zaprotestował patrząc w stronę syreny, która już się oddalała. Aż mu się smutno zrobiło, że nie otrzymał takiej bajeranckiej suszarki. No ale nic, wciąż miał przecież ten teleskop, w którym niektórzy z niewiadomych powodów byli niebiescy. Już po chwili syrena postanowiła się jeszcze raz odezwać, gdy to już Quayle stracił nadzieję, iż rozwikłają tego dnia zagadkę ów magicznego przedmiotu. Teleskop nadnaturalnych… - Widzisz, mówiłem, że od teraz będziesz wodnikiem… - powiedział niezupełnie poważnie i dopiero wówczas dotarł do niego sens wypowiedzianych słów. Znaczy, wiedział, że z tą kappą to bzdura, ale wiedział też, jak Mads tego dnia, tylko tego dnia, wyglądała inaczej. Że jej włosy za szybko urosły, że jej skóra tajemniczo pobłyskiwała, że jej wzór na ramieniu wyglądał bardzo naturalnie. Czuł jakby pod wpływem tych informacji mózg miał mu zaraz eksplodować. Dlaczego ona miała wciąż tyle tajemnic! Przyłożył rękę do głowy, jakby złapał go okropny ból (bo w sumie tak się poczuł), spoglądając na nią wyczekując. - Na bogów, Madison, dlaczego mi po prostu nie powiedziałaś? Dlaczego zawsze, w twoim wypadku, muszę się dowiadywać tylu rzeczy, cholernym przypadkiem? - Zapytał, właściwie nieco oskarżycielskim tonem. Po prostu nie mógł zrozumieć, dlaczego to wszystko tak właśnie wygląda. Czemu Madison o pewnych sprawach nie mówiła mu od razu. Czemu jeszcze w Japonii nie wiedział, że kumpluje się z Morissem, czemu od paru lat, albo chociaż też na wakacjach, nie wiedział, że Richelieu jest metamorfomagiem? Czemuczemuczemu?
Brown złapał swój puchar z dyniowym sokiem i wypił kilka łyków. W Sali było bardzo duszno, być może przez to, że było tutaj mnóstwo osób, albo przez działanie zaklęć atmosferycznych. W każdym razie, zaczęło mu się lekko kręcić w głowie, toteż wziął kilka głębszych wdechów, aby ogarnąć ten problem. Retoryczne pytanie dziewczyny skwitował kwaśnym uśmiechem, czując się trochę głupio. No jasne, pewnie niedługo przeczyta na Wizbooku wpis o tym, że gubi partnerki na balu. Z drugiej strony, to zawsze trochę więcej fejmu. Wyszczerzył się sam do siebie na tę myśl i usłyszał kolejne pytanie. -Moją jedyną atrakcją jest pilnowanie, żeby wszyscy zachowywali się jak należy. Mówię Ci, ubaw po pachy- mruknął z przekąsem, uśmiechając się blado. Przystał jednak na propozycję zwiedzenia wraku statku, wszak także jego korciło wejść do drewnianej kabiny. -No jasne, możemy iść - powiedział i wstał na znak, że jest gotowy do 'wymarszu'. Rozejrzał się ponownie, mając nadzieję na dostrzeżenie partnerki wśród tańczących (lub pokładających się) ludzi, ale bezskutecznie. Westchnął głęboko i odczekał na reakcję Krukonki.
Dziewczyna rozglądała się dalej po sali, jednak bezskutecznie poszukiwała swojego partnera. Wzruszyła tylko ramionami. Skoro nie pojawił się na balu, to trudno, ona nie zamierza siedzieć jak jakaś idiotka i czekać na niego. Miała towarzystwo, co prawda nie ucznia, a profesora, jednak ani trochę jej to nie przeszkadzało. Cicho zaśmiała się na wzmiankę profesora o tym, że jego jedyną atrakcją jest pilnowanie porządku. - Czas to zmienić - uśmiechnęła się lekko i wstała, ciągnąc go lekko za rękaw w stronę statku. Gdy już do niego doszli, puściła jego rękaw i stanęła przed statkiem, przekrzywiając lekko głowę. Nagle poczuła, że może to kiepski pomysł, aby tam wchodzić? Na pewno stanie się coś złego. Jej przeczucie nie powstrzymało jej jednak od wejścia na wrak statku. Uśmiechnęła się lekko do kulawego pirata, który zapraszał ich z uśmiechem do wejścia na statek. Zniknęła w wejściu. Amelia rozglądała się zaciekawiona dookoła, zastanawiając się, co w tym wszystkim ciekawego. Nagle usłyszała jakiś trzask. Nim zdążyła się zorientować, deska pod jej nogami zarwała się. Razem z profesorem wpadli do dziury. Amelia w swoich szpilkach upadła tak niefortunnie, że wykręciła sobie lekko nogę. - Cholera - warknęła cicho, starając się nie stawać na bolącą nogę. Dopiero teraz zorientowała się, że wpadając do dziury, złapała Charliego za rękę. Jednak zignorowała ten fakt i trzymała go cały czas. Oprócz bolącej kostki udało jej się zobaczyć, że jej czarne rajstopy są podarte, a z lewej nogi leci krew. - Miałam przeczucie, że nie powinniśmy tu wchodzić - mruknęła cicho, zerkając w górę na twarz profesora. To, że wpadli do tej samej dziury sprawiło, że stali teraz bardzo blisko siebie, tak, że Amelia ocierała się swoim brzuchem i klatką piersiową o profesora. Ups, niezręczna sytuacja? Czekała na reakcję profesora, zastanawiając się czy nie będzie na nią wściekły za przyprowadzenie go tutaj. W końcu to jej wina, że tu utknęli, prawda?
Gdy biegacie po statku jedna ze starych desek nie wytrzymuje i głośno się załamuje. Niestety nie zdążyliście odskoczyć i wpadacie do dziury, raniąc sobie przy tym nogi. Wchodzenie na wrak chyba jednak nie było najlepszym pomysłem. Lepiej sprawdźcie, czy nie potargały się wasze ubrania!
Charlie dał się poprowadzić, pomiędzy tańczącymi parami i kulawymi stolikami, w kierunku dużego wraku statku. Przeszli przez drewniany, skrzypiący pomost, a Brown spostrzegł, że jest tu nieco chłodniej, niż przy stolikach. Skłonił lekko głowę, mijając pirata i przekroczyli wejście statku, który teraz wydawał się dziwnie ponury, ciemny i odpychający. Znaleźli się w półmroku, ale zanim jego oczom udało się przyzwyczaić do ciemności, rozległ się głośny trzask, jak z bicza strzelił i pękły deski pod ich nogami. No jasne, nie dość, że gubi partnerki na balu, to jeszcze jest tak ciężki, że zarywa się pod nim podłoga. Już teraz czuł, że wkrótce pojawią się dzikie ploty na jego temat. Porzucił smętne myśli, starając się rozeznać w sytuacji. Dziewczyna mocno ścisnęła go za rękę, kiedy wpadali w głęboką dziurę. Zaklął pod nosem i wyszarpał z drewnianej laseczki, którą trzymał od początku balu, swoją jabłoniową różdżkę. Machnął nią ze świstem w dół, zapalając wielką oliwną lampę, stojącą na niewielkiej szafce. Ostrożnie, aby nie złamać pozostałych desek, złapał się krawędzi dziury i lekko wyskoczył na powierzchnię. Rozejrzał się, szukając pomysłu jak wyciągnąć dziewczynę, ale po kilku sekundach zrezygnował i wycelował w nią różdżkę. Mruknął w myślach Mobilicorpus i delikatnie wyciągnął dziewczynę, by po chwili usadowić ją w bezpiecznym miejscu (przynajmniej taką miał nadzieję!). Zagryzł wargę, oglądając krwawą ranę Amelii. -Uważam, że powinnaś zgłosić się do skrzydła szpitalnego. Nie wygląda to poważnie, mogę to opatrzyć, ale wydaje mi się, że nasz... pielęgniarz- zawahał się, kiedy mówił o Averym; jad cisnął mu się na usta, ale ogarnął się i ciągnął dalej -zrobi to sprawniej i szybciej. Jedyne, co mogę zrobić, to zatamować krwotok, nie chciałbym zacząć Cię leczyć i przypadkiem amputować Ci nogi - dodał z uśmiechem na twarzy. Cała historia mocno go ubawiła, wszak on sam wyszedł bez szwanku; teraz, po pierwszej fali zaskoczenia, wszystko wydawało się o wiele bardziej zabawne. Machnął różdżką i zabandażował nogę, po czym, nie czekając na decyzję dziewczyny, wycelował patyczek w górę i wypowiedział w myślach Expecto Patronum, skupiając się na wspomnieniu genialnej nocy z ostatnim partnerem. Z różdżki wyleciał wielki, srebrzysty feniks, który pomknął do skrzydła szpitalnego. Wcale nie uśmiechało mu się kolejne spotkanie z Averym, ale co poradzić. Uśmiechnął się pobłażliwie do Krukonki, starając się poprawić atmosferę. -Zachciało się baraszkować po wraku... Ale ale, pielęgniarka zaraz będzie- spojrzał dziewczynie prosto w oczy i wyłapał swego rodzaju pożądanie. Łooo, Brown, tego nie przewidziałeś. Myślałeś, że cała szkoła gorszy się na twoje gejowskie wybryki, a tu proszę, znajduje się jeszcze ktoś, kto o tym nie wie. Nie wiedział, jak zacząć temat, toteż zamknął buzię i zarechotał cicho. Nie, wcale go to nie bawiło, to raczej histeryczny śmiech, ehe.
Ogarnięty poirytowaniem szybkim krokiem do Charlie'go i Ameli - Charlie widzę, że jak coś dotkniesz to już psujesz... pokaż tą nogę,a ja zobaczę co teraz mogę zrobić - spojrzał na nogę Ameli i wyciągnął różdżkę - myślałem, że tyle to ty umiesz zrobić Brown... jak widać myliłem się co do ciebie kolejny raz - machnął różdżką mamrocząc zaklęcia pod nosem i po jednej chwili Amelia miała wyprostowaną nogę. - w skrzydle szpitalnym jeszcze podam ci eliksir, który sprawi, że w ciągu dwóch dni nogę będziesz miała już normalną. Chcesz teraz czy ci się nie chce? Bo to nie jest takie poważne, lecz jeśli wolisz mieć to szybciej z głowy to mów zaprowadzę cię do skrzydła wybór należy do ciebie - spojrzał na dziewczynę patrząc na nią lodowato. Nie uśmiecha się do byle kogo, chyba, że szyderczo.
Zaklęła cicho pod nosem, zastanawiając się jakim cudem można mieć aż tak ogromnego pecha? Chciała się trochę zabawić, jednak nie myślała, że jej zabawa skończy się pobytem w Skrzydle Szpitalnym. Pięknie. Chyba nie powinna więcej pojawiać się na takich balach. Nie dość, że jej partner wystawił ją do wiatru, to jeszcze jej noga.. spojrzała na nią i aż zamarła ze strachu. Kostka wykrzywiona była w dziwną stronę, a z drugiej nogi lała się krew. Obrzydlistwo. Gdy profesor wyskoczył z dziury i chciał wyciągnąć dziewczynę, odsunęła się na tyle, na ile pozwalała jej wąska szczelina, w której się znajdowała. Charlie użył zaklęcia, dzięki któremu znalazła się na powierzchni. Siedziała wygodnie, z nogami spuszczonymi w dół, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo boli ją skręcona kostka. Cudownie wręcz. Niedawno leżała przecież w Skrzydle, po pamiętnym "meczu" Quidditcha. Teraz ma wylądować tam po raz kolejny? Nie ma nawet mowy. - Żadnego Skrzydła Szpitalnego - wyjęczała pod nosem. Miała nadzieję, że profesor potraktuję ją serio i nie zabierze jej tam siłą. - Chętnie na niego poczekam - mruknęła cicho, zastanawiając się, dlaczego mówił o ich pielęgniarzu z taką niechęcią. To dziwne, że będąc w takim szoku udało jej się wyłapać tak subtelną zmianę w jego tonie. Chyba jest dobra w te klocki. Zawsze zauważała u innych niechęć do danej osoby. Całkowicie zignorowała jego parsknięcie śmiechem. Nie sądziła, że śmieje się z tego, co zobaczył w jej oczach, a raczej z całej tej beznadziejnej sytuacji. Bo przecież niby jakim cudem akurat im musiało się to przytrafić? Przed nimi szło tutaj tyle osób.. jak pech, to pech. Czekając na pielęgniarza nie śmiała spoglądać ani na profesora, ani na swoją nogę, toteż gapiła się przed siebie, w przestrzeń, zastanawiając się: ile do cholery można iść z tego Skrzydła? Gdy zjawił się jej wybawiciel, Amelia od razu poczuła się lepiej. Nie zignorowała oczywiście faktu, z jaką niechęcią odnosił się do niej i do profesora, jednak nie miała zamiaru teraz się w to zagłębiać. Najważniejsze było, żeby wreszcie naprawił tą cholerną nogę i żeby mogła wrócić do stolika, po drinka. Tłum gapiów zebrał się wokół nich, co przeszkadzało Amelii niesamowicie. Po zaklęciu, które wypowiedział, poczuła przeraźliwy ból w nodze, jednak gdy na nią spojrzała, była już na właściwym miejscu. - Żadnego Skrzydła - powiedziała, tym razem do Avery'ego. Nie miała zamiaru tkwić tam przez kilka kolejnych dni. Ba, nie miała najmniejszego zamiaru iść tam nawet na minutę. - Wolałabym dostać coś tutaj. A później mocnego drinka. Ktoś pomoże mi dostać się do wolnego stolika? - mruknęła, starając się nie okazywać swojej wrogości. Nie lubiła być zdana na czyjąś pomoc, w końcu była przecież na to zbyt ambitna, prawda? Jedno jest pewne, po tym balu, jeśli kiedykolwiek pójdzie na jakiś inny, nigdy już nie będzie bawić się w atrakcje wymyślone przez ich kochane grono pedagogiczne czy cholera wie jeszcze kogo. Skrzywiła się po raz kolejny, czekając na reakcję jej towarzyszy.
Prychnął i wyciągnął z kieszeni różdżkę i przywołał eliksir i szklanke. Nalał eliksir na szklanki - do dna- Uśmiechnął się dodając otuchy dziewczynie i zwrócił się do Charlie'go - teraz chyba możesz się wykazać i dać ją na krzesło i wode bo drinków nie może. Ja już stąd idę, żegnam pana i panią i niech pani da mi znać jeśli znów sobie coś zrobisz. Tylko niech panienka wyśle patronusa, nie on, nie zniosę drugi raz jego głosu - uśmiechnął się drwiąco do Charlie'go i poszedł sam po swojego drinka. Miał zamiar z kimś zatańczyć lecz jakoś jeszcze nikogo kto zwróciłby na niego uwagę nie spotkał. Usiadł rozglądając się i popijając kieliszek ognistej whisky i rozglądając się za kimś.
Charlie stał, przestępując z nogi na nogę, co jakiś czas pogwizdując wesoło, kiedy usłyszał skrzypienie drewna na zewnątrz. Odwrócił się, ale stwierdził, że to chyba tylko para jakichś nawalonych uczniów, którzy, zobaczywszy wielką dziurę, zawrócili, pokładając się ze śmiechu. Zaczął się niecierpliwić, ale cóż, czego można się spodziewać po opóźnionym w rozwoju pielęgniarzu. W końcu, a wydawało mu się, że trwało to wieki, ponownie usłyszał skrzypienie pomostu i do kajuty wpadł Avery. Brown uśmiechnął się drwiąco, patrząc na jego białe włosy i odsunął się, aby mógł zacząć działać. Wysłuchał kąśliwych uwag na temat tego, że nie opatrzył nogi dziewczyny i uniósł brew. -Cóż, pozwalam po prostu wypełniać ci obowiązki szkolnej pielęgniarki, przecież płacą ci za to, a nie za na przykład... zdradzanie tajemnic szkolnych uczniom- powiedział jadowicie słodkim tonem, dodając w swojej wypowiedzi krótką pauzę - o tak, dla lepszego efektu. W milczeniu patrzył, jak facet naprawia Krukonce uszkodzone kończyny i wysłuchał zaleceń. W cale nie miał zamiaru udawać, że gościu nie przynudza - nawet ziewnął teatralnie na znak, że powinien już sobie pójść. -Naturalnie, podprowadzę ją do stolika, nie musisz tak uprzejmie mnie o to prosić- powiedział sarkastycznie i obserwował, jak Avery oddala się. Wyciągnął rękę do dziewczyny, która wypiła jakieś świństwo - wcale by się nie zdziwił, gdyby ten białowłosy miś polarny ją otruł - i przyjrzał jej się uważnie. Ubranie miała wciąż roztargane, toteż machnął krótko różdżką, doprowadzając jej wygląd do porządku. -To co, idziemy usiąść do stolika?- zapytał, wskazując na wyjście.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel, natomiast obserwował w spokoju sytuacje, w której w roli głównej znalazła się Amelia. Obiecał sobie, że dzisiaj weźmie „wolne od życia”, ale przecież może to zrobić, kiedy indziej prawda? Co prawda miał czekać na swe przeznaczenie, to znaczy na swą partnerkę, ale najchętniej porwałby Amelię gdzieś daleko, zwłaszcza że był przy niej ten sadystyczny nauczyciel, który miał wielkie problemy z pohamowaniem swoich krwawych wizji no i jeszcze ten skalpel.. Tak Gabriel miał już przyjemność poznać ów osobę dla tego bacznie się przyglądał na całe szczęście (dla sadysty) był tam także inny reprezentant grona pedagogicznego, który zdawał się być bardziej ogarnięty a przynajmniej wywierał lepsze wrażenie. No cóż jak widać Gabriel będzie w najbliższych dniach wystawiany niejednokrotnie na próbę cierpliwości. Niby nic wielkiego, ale jednak był przewrażliwiony w niektórych przypadkach zresztą ostatnio był przewrażliwiony na wszystko i na wszystkich. Teraz dopiero Gabriel się lepiej rozejrzał i zauważył kroczącą ku niemu Dainę. Jego twarz wyrażała wiele rzeczy od niemego zachwytu jej wyglądem, zaskoczenie, że to ona aż po pytanie czy nadal jest zła za ich ostatnie spotkanie nad Tamizą. Gdy już się zbliżała Gabriel zdjął z oka swą opaskę pirata, która stanowczo do niego nie pasowała i uśmiechnął się do Dainy. - Wyglądasz przepięknie ma królowo. – Powiedział uśmiechając się i całując jej dłoń. – Zatańczymy? – Zapytał i porwał ją do tańca na sam środek parkietu. Oczywiście zupełnie przypadkowo kapela akurat grała wolniejszy kawałek tak, że mogli sobie spokojnie patrzeć w oczy . Daina dzisiaj była naprawdę piękna, a może to Gabriel zapomniał jak piękna ona potrafi być? No cóż może jedno i drugie, lecz ciekawsze co jej chodziło po głowie na myśl o tym, że to on jest jej parterem tym przeznaczonym? Bo, jeżeli, by wierzyć w takie rzeczy i w przeznaczenie to myśli mogą być bardzo różne a warto zaznaczyć, że w jego życiu zaczęły się dziać tak różne rzeczy, iż jest skłonny uwierzyć w takie rzeczy jak przeznaczenie.
Paraparapra. Liam działał pod wpływem chwili. Dopiero jak schował swój eliksir, spojrzał w dół na swoją dzisiejszą partnerkę i trochę się zaniepokoił. Ale nie przyzna sie do błędu. Atmosfera trochę zgęstniała. Chyba jak ktoś zostawia otwarta kajutę pełną eliksirów na balu, to po to żeby je brać. No tak na logikę. Ale dobrze że już wyszli z tej kajuty. Kohoku zaczął sie tam czuć jak w klatce. No co poradzisz że taki rosły facet i że wszędzie mu ciasno. Rozejrzał sie uważnie po sali. Ludzie sie mnożyli, jak ameby albo pantofelki. Z każdą minuta wydawało sie być ich coraz więcej. Hawajczykowi zaczynało sie naprawdę podobać. Szkoda że chłopak sobie nie potańczy. Binnie pod jego okiem była wymarzoną partnerką do tańca. Nie chciał żeby odebrała to jako zaloty, dlatego nie tańczył z nia przy każdym spotkaniu. Mimo że kusiło. Jakoś nie szczególnie pociągały go syreny. Miał styczność z paroma na Hawajach i jakoś nie szczególnie przypadły mu do gustu. Może potem pójdą? To już Binnie zadecyduje. Jednak zrobienie sobie pamiątkowej foty, brzmiało naprawdę zachęcająco. Prawdopodobnie ostatni raz w życiu miał na sobie taki strój.: -Chodźmy zrobić sobie zdjęcie. Pierwszy i ostatni raz jestem piratem.- złapał ją z znów za łapkę i pociągnął w stronę namiotu na początku sali. Po drodze ,chyba minęli Juno. Kohoku prawie sie zakrztusił własną śliną. Mimo to nie chciał robić z siebie debila, i lecieć za nią jak jakiś wierny pies. Przyszedł tu z Venturą, i z Ventura zamierzał się bawić. W namiocie było znów ciasno. Ktoś kazał im wsadzić głowy do tekturek. Dostał fleszem po oczach. Był pewien że wygląda jak dureń. Teraz musieli chwile poczekać aż w magiczny sposób ktoś wywoła im te zdjęcia
Krocząc ku Gabrielowi ciągle przyglądała się jego twarzy. Badała jego nastrój i dzisiejsze nastawienie do świata - tak można to nazwać. Zerkał na jakąś dziewczynę i wyglądał, jakby chciał ją porwać gdzieś daleko. Czyżby jakaś kolejna lala, którą się bawi? Zignorowała dziwne uczucie w podbrzuszu którego nie mogła zidentyfikować (albo może nie chciała?) i kiedy Gabriel spojrzał na nią pełen podziwu i podekscytowania.. To ją zaskoczyło! Cóż. Może nawet nie tyle zaskoczyło, co zaintrygowało i zdziwiło.. No bo spójrzmy prawdzie w oczy. Co mogło go skłonić do takiej nagłej zmiany zdania? Ostatnimi czasy unikał jej, był dla niej niemiły, oschły.. Aż tu nagle te spojrzenie, którego nawet nie starał się ukrywać! A może to jakaś kolejna gierka? Lepiej jest pozostać czujną.. Kiedy porwał ją do tańca, komplementując w tym samym czasie jej osobę, zmarszczyła brwi i wbiła lazurowe tęczówki w jego twarz, jakby szukać oznaki drwiny, czy kłamstwa. Nic! Nic nie znalazła ani nie wyczuła w jego głosie jakiejkolwiek nutki sarkazmu. Porwał ją do tańca nie czekając na jej zgodę, czy zaprzeczenie jakby był pewny, że od razu mu ustąpi. Co to, to nie! Wyrwała się z jego objęć i odsunęła na krok z podejrzliwym wyrazem zwątpienia na twarzy. - Co, tak nagle zmieniłeś zdanie co do mojej osoby i nagle wyglądam przepięknie? A podczas, kiedy chciałam do Ciebie dotrzeć to byłam taka okropna i nie chciałeś mnie znać, tak? Co Ty sobie wyobrażasz? Że od razu wskoczę Ci w ramiona bez żadnych ceregieli? Mój drogi, nie pochlebiaj sobie. - Warknęła patrząc na niego chłodno. I po co ona w ogóle tu przyszła? Żeby użerać się z Gabrielem? W tej chwili sama nie wiedziała co czuje. Z jednej strony była wniebowzięta, że wrócił jej szarmancki i cudownie idealny Gabriel.. A z drugiej była wściekła na te jego zmienne humorki. Nie miała pewności, że za chwilę nie odwidzi mu się i nie będzie jej kazał zostawić go i zapomnieć o nim. No, to teraz Gabriel będzie musiał udobruchać Dajankę, ale czy mu się uda? Miejmy nadzieję!
- Wiesz co, ja też chętnie odpocznę. A tańczyło się świetnie - odparła, wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej. - Może posiedźmy tu chwilę, zmęczyłam się - skończyła, siadając obok chłopaka. - A poza tym, wiesz, cały wieczór bawimy się, a nie zdążliśmy się lepiej poznać. Pogadajmy sobie trochę. Opowiedz mi coś o sobie, to ja opowiem ci coś o sobie - zasugerowała. Chciała lepiej poznać Puchona, bo wywarł na niej pozytywne wrażenie. A ostatnio czuła się samotna, potrzebowała poznać kogoś nowego, kogoś fajnego.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
A miało być tak pięknie… I znowu w życiu mi nie wyszło… Gabriel spojrzał się na nią lekko przekrzywiając głowę i natychmiast dusząc, odpychając i niszcząc w sobie uczucie, by rzucić to w cholerę i po prostu sobie pójść, a może, by tak wrócić do syreny, która była, nim zafascynowana i zauroczona? Mógł, lecz nie chciał dlaczego? Może to była kolejna gra, a może naprawdę zależało mu na tej dziewczynie, która stała przed nim? Może dzięki Amelii, która została nazwana kolejną niunią coś zrozumiał? Może odnalazł sobie resztki człowieczeństwa i teraz szukał osób, które mu pomogą stać się lepszym? Może tak, a może to kolejny kaprys dla zabicia nudy któż to wie? Gabriel podszedł do dziewczyny i założył jej kosmyk za ucho tym samym głaszcząc ją po policzku i patrząc jej w oczy lekko się uśmiechając. - Niczego nie zmieniłem zawsze byłaś przepiękna, wyjątkowa i nieprzewidywalna niczym dzika kotka, która wcale nie pragnie być poskromiona. Przecież wiesz, że zawsze mi się podobałaś, pociągałaś nie jednokrotnie to wykorzystywałaś, zapomniałaś już jak to było? Jesteśmy do siebie tacy podobni, po co to niszczyć? – Gabriel patrzył jej się w oczy delikatnie głaszcząc ją po policzku. – Kocham jak się złościsz w, tedy jesteś taka piękna i urocza. – Powiedział szeptem wciąż nie przestając się na nią patrzeć. - Niczego nie oczekuję i wiem, że jesteś na mnie zła. Masz do tego prawo. Skrzywdziłem cię , zraniłem i odrzuciłem. Rozumiem to. – Gabriel przybliżył się do niej i oparł swoje czoło o jej przez chwilę milcząc. – Wyrwijmy te kilka kartek z naszego pamiętnika, zaczarujmy ten wieczór. Jeśli pozwolisz to odbuduję, to co wyrwałem z twoich marzeń. – Gabriel ponownie się od niej odsunął i wystawił dłoń zapraszając ją do tańca. - Tylko ten jeden wieczór. Tylko dla nas. Potem zrobisz co chcesz. Proszę cię tylko o jeden wieczór, w którym się zatrzymasz włączysz pauzę i pozwolisz, by to, co piękne i nierealne powróciło do ciebie z dwojoną siłą wszak chyba nie było ci z zemną aż tak źle prawda? – Zapytał wciąż czekając z dłonią. Cóż Daina mogło odejść lub przyjąć jego propozycję miała wybór, lecz czy aby na pewno? Myślę, że tak, chociaż mogę się mylić.
Wysłuchała z uwagą jego słów i rozważyła je na każdy możliwy sposób. Zauważyła jego wahanie nad "zostać z nią i walczyć" oraz "odejść i iść do kogoś lepszego", ale na szczęście szybko jego wyraz twarzy zmienił się i pozostał pełen skruchy i zawziętości. Dostał od niej małego plusa za to, że się nie poddaje tak łatwo a zarazem zarobił u niej szacunek za chęć zatrzymania jej przy sobie. Może faktycznie w jakimś stopniu zależało Gabrielowi na uroczej ślizgoneczce? Mimo to wciąż nie rozumiała jego wcześniejszego zachowania. Przekrzywiła głowę na lewy bok studiując jego twarz. Nie wiedziała co teraz zrobić.. Zwłaszcza, że tak czule się do niej zwracał. Z zaangażowaniem. Z chęcią. Z tęsknotą i uwielbieniem. Kiedy poczuła jego dotyk na swoim policzku miała wrażenie, że za chwilę się rozpłynie. Brakowało jej tego uczucia, kiedy dotykał ją z taką precyzją i opanowaniem. W ogóle jej go brakowało. Nie chciała się sama przed sobą przyznać, ale jednak to była prawda. Wypuściła głośno powietrze i zacisnęła zęby, starając się logicznie myśleć. Przygryzła krwistoczerwoną wargę i widząc jego dłoń czekającą na przyjęcie propozycji, bądź odrzucenie jej zawahała się chwilę. Powoli uniosła dłoń i ułożyła ją idealnie dopasowując do jego własnej, którą tak dobrze znała. Przybliżyła się i z racji tego, że w tej chwili płynął w magicznych głośnikach wolniejszy kawałek, ułożyła obie ręce na jego ramionach, poruszając biodrami w rytm muzyki. - Jedna noc i jedna chwila? A co potem? Znów się ode mnie odwrócisz i będziesz traktować jak zabawkę, którą można odłożyć na półkę kiedy się znudzi, albo wziąć z powrotem kiedy najdzie Cię taka potrzeba? - mruknęła tym razem spokojnie, zaglądając w jego tęczówki doszukując się prawdy. Chciała wiedzieć co myśli, co czuje i jak ma zamiar się zachować.. A przede wszystkim upewnić się, że to nie będzie kolejna gra. - A po za tym, co z tą Twoją rzekomą dziewczyną? - uniosła brwi w pytającym geście, oczekując szybkiej i szczerej odpowiedzi. Ależ ten Gabriel był nieprzewidywalny i skomplikowany...
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel czekał cierpliwie za jej decyzją. Widział jak poddaje to wszystko logice i chłodnemu myśleniu, lecz po co? Po co to czynić czyż nie łatwiej i lepiej a przede wszystkim w tym momencie rozważniej było poddać się chwili popłynąć nieznanym nikomu oceanem i znaleźć się tam, gdzie jeszcze nikogo nie było. Owszem, logika była ważna w każdej sytuacji, lecz teraz byłą naprawdę zbędna między tą dwójką nigdy nie było logiki i nigdy nie będzie ich relacje są zbyt dziwne, nieprzewidywalne, skomplikowane, by można było mówić o logice, więc, po co się przejmować i analizować? Lepiej było płynąć z Gabrielem lub patrzeć jak płynie z, nim ktoś inny wszak w życiu ma się tylko dwa wyboru albo walczysz o swoje albo patrzysz jak robi to ktoś inny i przestaje to być twoje. Oczywiście można jeszcze wybierać drogę numer trzy tak jak to robił Gabriel, ale to już, kiedy indziej nie dziś i nie teraz! Teraz wyłączmy na chwilę czas i myślenie niech ten wieczór będzie tak bardzo piękny, że aż nie realny. Gabriel trzymał swoje ręce na jej biodrach i patrzył jej się w oczy z lekkim uśmiechem. - Czy warto zastanawiać się o jutro, które może nigdy nie nadejść? Czy nie lepiej będzie, gdy jutro będzie dziś? – Zapytał nie przestając się na nią patrzeć zwłaszcza w jej oczy. – Nigdy nie byłaś żadną zabawką, chociaż wiem, że mogłaś się tak poczuć. Potrzebuję cię tu i teraz. – Powiedział obracając ją wokół jej własnej osi i przytulając ją do siebie. – Czy jakakolwiek dziewczyna mogłaby stanąć pomiędzy nami? – Zapytał odsuwając się od niej o kawałek, by ponownie z nią tańczyć i patrzeć jej w oczy. - A może ty chcesz nią zostać? – Zapytał niespodziewanie i idę o zakład, że dziewczyna tego się nie spodziewała ja także się tego nie spodziewałem i nawet Gabriel się tego nie spodziewał, który właśnie uśmiechał się do niej tym swoim uśmiechem. Jeśli chodzi o Chiare to sprawa między nimi była załatwiona wszak zakład się skończył a Gabriel otrzymał to, co chciał, więc mógł po wygranym zakładzie robić to, co chce i zdobyć to czego chce lub kogo chce. A, więc czego lub kogo pragnie? Odpowiedź nasuwa się sama prawda?
Amelia bez słowa wzięła eliksir od Avery'ego i wypiła go jednym duszkiem. Oczywiście zaraz tego pożałowała. Skrzywiła się, nie mogąc przestać czuć tego ohydnego smaku w jej ustach. Po chwili jednak wszystko było w porządku. Czuła się o wiele lepiej, smak jednak dalej nie znikał. - Dziękuję - mruknęła, patrząc na oddalającego się od nich pielęgniarza. Wieczór zakończył się katastrofą. Miała ochotę się napić, więc uśmiechnęła się tylko lekko do profesora, dając podprowadzić się do wolnego stolika. Gdy już usiedli, zastanawiała się właśnie o jakiego drinka poprosić profesora. To nie było tak, że nie słyszała, że nie powinna pić. Oh, słyszała i zrozumiała bardzo wyraźnie. - Mogłabym prosić jeszcze o przyniesienie jakiegoś drinka i już zostawiam pana w spokoju? - zerknęła na niego, zajmując wygodną pozycję na krześle, tak, żeby nie obciążać swojej nogi. Miała nadzieję, że nauczyciel nie będzie miał nic przeciwko i przyniesie jej to, o co prosi. Nie miała ochoty sama kuśtykać do baru, który znajdował się stanowczo za daleko. Westchnęła cicho, przeklinając w duchu swoją niezdarność. Jak mogła zrobić coś takiego? Pokręciła tylko głową i znów wróciła do przeczesywania oczami sali w poszukiwaniu swojego partnera. Jednak wzrokiem trafiła na kogoś innego. Na kogoś, kogo nie chciała widzieć, na pewno nie w tej chwili, w której go zobaczyła. Gabriel obściskiwał się na środku parkietu z jakąś lalunią. Tylko tego jej jeszcze brakowało. Skrzywiła się tak okrutnie, że z pewnością nie jedna osoba by się zlękła. Założyła ręce na piersi i obserwowała każdy ruch chłopaka. Widziała, jak założył dziewczynie niesforne pasemko włosów, jak położył jej głowę na ramieniu, jak szczerzył się do niej tym swoim uśmieszkiem, przed którym żadna nie mogła się powstrzymać. Parsknęła cicho, dalej patrząc na chłopaka. Chociaż nie chciała tego widzieć, nie mogła oderwać od niego wzroku. Teraz już na pewno potrzebowała drinka. Szkoda, że to wszystko się tak potoczyło. Teraz z pewnością nie będzie zawracać sobie głowy profesorkiem. Jeżeli z nią zostanie, chętnie z nim posiedzi, ale będzie tylko osobą, która odwróci jego uwagę od Gabriela. A miało być tak pięknie, prawda? Czy on musiał wszystko zepsuć, jak zawsze? - Idiota - mruknęła tak cicho, że nikt z pewnością jej nie usłyszał. Musiała jakoś wyładować swoje emocje. Gdzie ten cholerny alkohol?!
Logiczne myślenie jest cholernie ważne w każdej sprawie, więc myślę, że Daina dobrze robi nie ulegając jego urokowi. Cóż.. Może w pewnym sensie już to zrobiła, mimo to nie do końca co widać w jej wahaniu. Dała się prowadzić w tańcu rozkoszując się chwilą w jego obecności, ludźmi dookoła i muzyką, która umilała czas. Nie chciała, aby bal się skończył. Marzyła o tym aby chwila trwała, bez żadnych problemów, bez zagadek, zmartwień ani nic podobnego. Teraz było po prostu idealnie... - Jutro też jest ważne, bo jutro może się wszystko zmienić i przynieść wiele rozczarowań. Jesteś tak nieprzewidywalny, że nie mam pojęcia co mam myśleć o Twoim zmiennym nastawieniu do mnie. - odparła spokojnie i odgarnęła z twarzy zabłąkany kosmyk czekoladowych włosów. Odchyliła głowę do tyłu by móc spokojnie patrzeć na jego twarz, która wyrażała tylko pozytywne emocje. Tak dawno nie widziała go zadowolonego, bez kpiny i wyrazu sarkazmu na twarzy. Odetchnęła głęboko i po raz pierwszy tego wieczoru posłała mu delikatny, szczery uśmiech. Zaczęła się rozluźniać. Wrócił Gabriel. Jej stary, ukochany Gabriel. Zmieniła uśmiech na pełen uroku słysząc jego następne słowa o tym, czy ktoś może między nimi stanąć. Nie odpowiedziała nic, a jedynie wzruszyła ramionami. Nie miała pewności do tego, co ma odpowiedzieć więc pozostawiła to w spokoju. Rozejrzała się dookoła aby zorientować się czy może jest ktoś znajomy, oraz kto w ogóle jest w WS.. Gdy nagle ją zamurowało. Jego słowa. Jego kilka słów.. i choć tak inne, wywołały podobną reakcję do tej, kiedy uznał, że nie chce jej znać. Przeniosła na niego lazurowe tęczówki i rozchyliła wargi w niemym zaskoczeniu. Zamrugała powiekami i powoli zamknęła usta aby chwilę potem znów się otworzyły. Wyglądała trochę jak ryba potrzebująca tlenu.. A tak naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Nie wiedziała, czy mówił poważnie.. Czy może znów się bawił. Nie wiedziała już nic. Była w kropce. - Aa.. Ale.. Eem.. Nie.. Nie, Gabriel. Chodzi mi o to, że.. Oh, na brodę merlina. Gabriel. Ty.. Ja.. Ja Cię nie znam. To znaczy znam, ale tylko powierzchownie. Nie wiem jaki jesteś. Próbowałam się do Ciebie dostać i nie udało mi się. Chcę Cię poznać w sensie dosłownym i każdym. Chcę znać Twoją przeszłość i to, co teraz dzieje się wewnątrz Ciebie. Jeśli mówisz to poważnie i nie jest to kolejna gra.. To musisz dać temu czas i zbliżyć się do mnie. Zaufać mi.. Pokochać mnie. Teraz jedynie Cię pociągam.. Może uważasz to za coś więcej.. A może nie.. Widzisz? Właśnie o to mi chodzi. Muszę wiedzieć, czy mówisz wszystko poważnie i czy to nie jest jakaś gra.. - wydukała w końcu i chwyciła go za dłoń, splatając razem ich palce. Miała nadzieję, że ją zrozumiał i miała nadzieję, że tym razem dotarły do niego jej słowa. Miała nadzieję, że to w końcu rozwinie się w dobrym kierunku.
- To zabrzmiało trochę źle, nie o to mi chodziło, tak czasami mi wychodzi, że mówię coś kompletnie z czapy, rozumiesz. – zaczęła nagle pospiesznie tłumaczyć, kiedy zauważyła lekkie uniesienie brwi na niezbyt przemyślanie słowa o Indianach. Właściwie to River nie musiał nawet nic mówić, bo w końcu trochę już mieli okazję się poznać i po tym czasie dziewczyna była w stanie zinterpretować jego minę, a przecież to tylko miało taki głupi wydźwięk, a w założeniu leżało bliżej żartu niż przytyku. - Szkoda, że nas nie uprzedzili, że to bardziej szkoła przetrwania niż kulturalne międzynarodowe rozgrywki, czuję się doprawdy podle oszukana. – dorzuciła jeszcze swoje trzy grosze do teorii Kanadyjczyka, która wcale nie była aż taka absurdalna, jakby się jej lepiej przyjrzeć! Może wersja z kolorem sukienki był trochę naciągana, jednak mimo wszystko brzmiała lepiej niż wersja z okropnym jadem wodnika kappa, przynajmniej w oczach głównej zainteresowanej, której do szczęścia wcale nie brakowało przemian w dziwnego stwora. Kanadyjce chyba również na chwilę stanęło serce w momencie, w którym syrena wykonała gwałtowny ruch, jednak już po kilku sekundach wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, a i podarowany grzebień był bardzo przydatny po nieplanowanej kąpieli w sadzawce w zoo, tak więc dziewczyna szybko przeczesała cudownym przedmiotem poszczególne pasma swoich włosów, rozkoszując się ich miękkością i blaskiem. - Może gdybyś również był przebrany za syrenkę, też byś dostał coś super. Ale spoko, mogę Ci pożyczać czasami.– zaśmiała się, słysząc protesty Rivera i wspaniałomyślnie zaproponowała podzielenie się grzebieniem tak w ramach pocieszenia. Madison już otworzyła usta, by powtórzyć z uporem godnym maniaka, że nie chce być wodnikiem, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ najwyraźniej również Quayle usłyszał dokładnie i przetrawił słowa syreny o tajemniczym teleskopie zabranym wodnikowi. I, jak można się było tego spodziewać, nie wydawał się być zachwycony. Wyciągnęła rękę w stronę Rivera, chcąc dotknąć delikatnie jego dłoni, którą się chwycił za głowę w pełnym dramatyzmu geście, jednak zastygła w połowie ruchu i po chwili opuściła ponownie rękę wzdłuż swojego ciała. To przecież jej wina. - Tyle rzeczy? A niby czego jeszcze dowiedziałeś się przypadkiem i co było prawdziwe? Kiedy miałam Ci o tym powiedzieć? To dla mnie nowe, nikt jeszcze nie wie, a wcześniej jakoś średnio mieliśmy okazje do zwierzeń, bo albo cały czas był obok ktoś z naszych znajomych, albo… omawialiśmy inne kwestie. – w ostatnim momencie zastąpiła końcówkę wypowiedzi, nawiązującą oczywiście do ich kłótni po powrocie Indianina, mniej oskarżycielskimi słowami, bo naprawdę nie chciała znowu rozpętywać następnego dramatu. Nie potrafiła jednak pojąć, jakiej jeszcze rzeczy Quayle dowiedział się o niej zupełnym przypadkiem, a i w kwestii metamorfomagii Madison wydawało się, że to zupełne normalne, że nikt nie wie o jej genach. Nigdy nie czuła potrzeby mówienia swoim znajomym o takich sprawach, a gdy już pojawiła się zażyłość pomiędzy nią a Riverem, cały czas była przekonana, że moment właściwy na wyskoczenie z tekstem „hej, jestem metamorfomagiem!” jeszcze nie nadszedł. Chociaż czy na takie rzeczy kiedykolwiek jest dobry czas? I tak oto jej szansa na spokojny wieczór przepadła. - Przepraszam. Naprawdę. Nigdy nie chciałam, żebyś tak to wszystko odbierał, że mam pełno tajemnic i wszystko przed Tobą ukrywam. – westchnęła ciężko, spoglądając na oddalającą się syrenkę jakby z lekkim wyrzutem, że ostatecznie spełniła jej prośbę i wyjaśniła, czym jest teleskop, po czym ponownie przeniosła spojrzenie na Kanadyjczyka w oczekiwaniu na jego reakcję i nawet przez myśl jej nie przeszło zaproponowanie zrobienia sobie zdjęć pamiątkowych.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel tak jak i przed chwilą Daina znalazł się w kropce. Nie z powodu jej słów a z zachowania Amelii. Z początku nie rozumiał nic, ale po chwili dotarł do niego sens jej zachowania. Ona była zazdrosna! To odkrycie nie powinno go dziwić a jednak! Czyżby nie wiedziała lub zapomniała jak ważna była dla niego? Czyżby nie wiedziała, że najchętniej porwałby ją gdzieś daleko i osobiście zająłby się nią przez resztę wieczoru? Lecz nie mógł, bo był tu z Dainą i to nie był jakiś obowiązek szlachetnego głupca czy coś w tym guście, lecz i na tej Ślizgonce mu zależało i chciał przy niej zostać. Dla tego tak bardzo nie lubił się angażować, bo w, tedy dochodzi do kłopotliwych sytuacji. - Czy naprawdę musisz dalej drążyć? – Zapytał patrząc jej się w oczy. – Nie jestem w stanie ci niczego obiecać ani niczego dać. Wiesz o tym a ja nie będę cię karmił pustymi obietnicami dotyczącymi jutro. Nie opowiem ci słodkiej bajeczki pod tytułem „Na zawsze będziemy razem i będziemy szczęśliwi” – Powiedział wciąż z nią tańcząc, chociaż widać, że sytuacja dla niego zaczynała być kłopotliwa. Z jednej strony Amelia, która była na niego wściekła i zazdrosna z drugiej Daina, która nie chciała uwierzyć, że naprawdę mu zależy i jak tu spędzić normalny wieczór bez żadnych zmartwień? - Jestem jaki jestem i zapewne się nie zmienię. Znasz mnie po prostu nie znasz mojej przeszłości i o to ciągle chodzi. Wszyscy usilnie starają się poznać moją przeszłość jak, gdyby to był klucz do jakieś wielkiej tajemnicy. – Gabriel zamilkł czując jak wszystko idzie w złym kierunku. Jedyne czego chciał to spędzić miły wieczór, naprawić błąd i pokazać, że mu zależy dlaczego wszystko musi się zawsze tak bardzo komplikować? – Czas jest jedną z tych rzeczy, których nie mamy pod dostatkiem, lecz rozumiem. – Powiedział ponownie się uśmiechając i przez chwilę się nie odzywając. W głębi duszy było mu smutno, bo poczuł, że zamiast ją odzyskać traci ją bezpowrotnie, lecz wszak był sam sobie winien i spija teraz piwo, które sam naważył a znając Gabriela po wypiciu tego piwa pójdzie pić dalej. - Mówiłem poważnie, gdy mówiłem, że cię potrzebuję, lecz dajmy temu spokój. Zapomnijmy o tym wszak nie wiadomo co mi odbije i jaki będę jutro, a może moje dzisiejsze słowa jutro zamienię w pył dla czystej zabawy? Przecież taki jestem. – Nie było tu żadnej drwiny ani gry to była czysta prawda. Gabriel poprawił jej kosmyk i znów ją głaskał po policzku patrząc jej głęboko w oczy. – Chciałbym dać ci szczęście, na które zasługujesz i jest mi smutno, gdy myślę, że to nie ja będę tym, który cię uszczęśliwi. – Wyszeptał wciąż patrząc jej głęboko w oczy.
Brown powolutku dokuśtykał z dziewczyną do stolika i delikatnie usadowił ją na krześle. Hm. Nie wyglądała na zachwyconą, ale nie zamierzał teraz tego zmieniać, spotkanie z pielęgniarzem trochę wyprowadziło go z równowagi, wiedział też, że koleś na pewno został gdzieś na Sali, toteż nie chciał zostawać tu ani chwili dłużej, bo przy następnym natknięciu mógłby sypnąć w kolesia jakimś urokiem. Wyobraźnia, jak zwykle działająca wtedy, kiedy nie powinna, podsunęła mu natychmiast kilkanaście dobrych zaklęć, które powinien wypróbować na Averym. Rozmarzył się na samą myśl, ale powrócił do otaczającej go rzeczywistości, słysząc pytanie dziewczyny. Drinka? -Avery mówił, że nie możesz nic pić- powiedział z uśmiechem na twarzy -więc jasne, że Ci przyniosę - dodał i zarechotał. Nie powinien, ale gorsza strona jego duszy podpowiadała mu, żeby to zrobił. Machnął różdżką, przywołując drinka stojącego z brzegu baru, wręczył go Krukonce i pomachał jej na pożegnanie. Nie miał zamiaru siedzieć tutaj ani chwili dużej, więc wymaszerował z sali, uważając jedynie na to, by nikogo nie podeptać. Otarł czoło, kiedy znalazł się w Sali Wejściowej, zdjął kapelusz z głowy i pognał na górę. Niee, to nie było coś, co można nazwać udanym wieczorem. [zt]
Przy Klemensie naprawdę można było poczuć się docenioną i zauważoną, choć przez krótką chwilę poczuła się nieswojo, kiedy przesunął wzrokiem po jej sylwetce. Ale powinna się przyzwyczaić, w końcu włożyła w swój wygląd wiele pracy i miała nadzieję, że właśnie taką reakcję wywoła u ludzi - zachwytu! Mile połechtało to jej ego, bo lubiła komplementy, lubiła być traktowana wyjątkowo i lubiła zawracać ludziom w głowie, nawet jeśli to było chwilowe i przelotne. - Dziękuję, ty również wyglądasz świetnie - odparła, odwdzięczając się zalotnym uśmiechem. Puchon zrobił na niej wrażenie nie tylko drobnym upominkiem, kiedy przywiązał ten śliczny bukiecik do jej nadgarstka, ale i całokształtem. - Nienie, oczywiście, że nie. To bardzo miły gest z twojej strony - odparła zgodnie z prawdą, czarując go kolejnym już dziś uśmiechem. Zupełnie nie przejęła się faktem, że ów bukiecik może nie pasować do stroju - był to tak uroczy podarunek, że nie mogła mu mieć tego za złe. Tymczasem chwyciła go za ramię i wspólnie udali się w bardziej ustronne miejsce na sali. Przylgnęła do niego blisko, a może to on przylgnął do niej?, a kiedy wypuścił ją z objęć, odsunęła się na bezpieczną odległość. Wiecie, żeby nie myślał sobie zbyt wiele, bo potem trudno będzie mu się odkleić, hehe. Ale to nie trwało długo, zwłaszcza, że bardzo ładnie pachniał. - Prawdziwy bal wypadałoby rozpocząć od tańca, nie sądzisz? - odpowiedziała, spoglądając chłopakowi w oczy z figlarnym błyskiem, jak to ona, i dając tym samym do zrozumienia, że chętnie zatańczy. Ów cuda nie zając, nie uciekną, zresztą przy stoiskach kłębiły się teraz grupki uczniów, którzy zaaferowani chcieli pierwsi skorzystać z przygotowanych atrakcji. Kiedy tłum się przerzedzi, nie trzeba będzie pchać się w żadną kolejkę, a miała wrażenie, że i Klemens nie ma na to najmniejszej ochoty. Poza tym w tle leciała całkiem przyjemna piosenka, więc właściwie nic nie stało im na przeszkodzie przed wyjściem na parkiet, co też uczynili i wkrótce oboje poruszali się w takt muzyki. Co wydało się Violecie niezmiernie romantyczne, choć nie była przecież osobą, której takie rzeczy zapierały dech w piersi.