Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Naeris była - jak zwykle - niesamowicie podekscytowana nowym zleceniem. Malowanie obrazów na zamówienie nie stanowiło nudnego zajęcia, ale dekorowanie ściany herbaciarni brzmiało jak zupełnie nowe wyzwanie! Ludzie będą to oglądać przez cały czas, a jeśli Naeris się postara może nawet więcej klientów zainteresuje się lokalem. Myślała bardzo długo nad tym, jak poprowadzić wzór - czy lilie będą odpowiednie? Może lepsze będą róże... Krukonka zdążyła wszystko zaplanować, kiedy zjawiła się na miejscu z zestawem pędzli, paletą barw i farbami. Była zdeterminowana, żeby namalować coś zjawiskowego. Uwielbiała tego typu zajęcia, więc mogła poświęcić na to bez problemu kilka godzin. Wszystko w mugolski sposób bez posługiwania się magią, czyli tak jak Naeris lubiła. Nawet jeśli miała ją później boleć ręka. Niestety, nie przewidziała tego, że humor jej się zepsuje. Dziewczynę męczył ból brzucha i znikąd rozbolała ją też głowa (może za długo siedziała na słońcu?). Nie umiała nacieszyć się pracą i popełniła kilka błędów. To tylko pogorszyło sytuację. Bo co jeśli wszystko zepsuje i pani Puddifoot każe komuś innemu dokończyć rysunki? Próbowała starać się bardziej, ale tylko mocniej się stresowała i brzuch też ją dręczył. Może to nawrót tej choroby, która dopadła ją też w menażerii miesiąc wcześniej... Właścicielka restauracji nie zdenerwowała się jednak na Naeris, a wręcz przeciwnie. Zaprosiła Krukonkę na niewielki, ale uprzejmy poczęstunek. Sourwolf nie wiedziała, czy coś dodała do herbaty, ale poczuła się dużo lepiej. Porozmawiała z kobietą i stwierdziła, że jest niezwykle sympatyczną osobą. Od razu podjęła decyzję, że przy najbliższej okazji wpadnie do herbaciarni, żeby pogawędzić z panią Puddifoot i kupić herbatę. Niemniej jednak, wróciła do swojej pracy z lepszym humorem. Szybko też ją dokończyła, a efekt był zadowalający. Musiała tylko zrobić parę drobnych poprawek przy liściach i liniach, ale widziała, że paru ludzi już przystanęło, żeby popodziwiać nowy wygląd herbaciarni. Naeris mogła wrócić do Hogwartu z poczuciem spełnienia - cała umazana farbą, ale zadowolona.
Przyszedł do Ciebie list od Pani Puddifoot, w którym informuję Cię o tym, że zostałaś przyjęta do jej kawiarenki i zaprasza Cię następnego dnia do pracy! Podekscytowana odpowiadasz, dziękując i zapewniając pojawienie się, pełna optymizmu idziesz spać. Następnego dnia przygotowałaś się i udałaś do Hogsmade, prosto do nowego miejsca pracy..
Możliwe Scenariusze: 1, 4 Przychodzisz do kawiarenki na czas, witając się szybko z właścicielką. Kobieta udziela Ci instrukcji, daje fartuszek i życzy powodzenia, żegnając Cię z uśmiechem i wpuszczając na salę. Sporo dziś gości, młodzi ludzie korzystają z popołudnia i spędzają miło czas przy herbacie i ciastka. Dostajesz sporo zamówień! Parzysta: Pracujesz ciężko i z uśmiechem na ustach, błyskawicznie realizujesz zamówienia i biegasz między stolikami, polecając swoje ulubione pozycje z menu czy wpadając w krótkie konwersacje. Szefowa jest z Ciebie zadowolona! Miła staruszka jest tak zachwycona i zauroczona Twoją osobą, że wychodząc, wręcza Ci napiwek w postaci 20 Galeonów! Nie zapomnij upomnieć się o nie w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Jesteś zdenerwowana, wszystko leci Ci z rąk! Notorycznie mylisz zamówienia, jąkasz się i rumienisz na każde, poirytowane spojrzenie klienta. Właścicielka wysyła Ci do pomocy koleżankę po fachu, a Ciebie wysyła do zmywania naczyń. Cóż, nie zrobiłaś najlepszego, pierwszego wrażenia!
2, 5 Dzień minął naprawdę dobrze, jesteś zachwycona tym, jak Ci poszło i jak odnajdujesz się wśród ludzi. Po zamknięciu kawiarenki wzięłaś się za sprzątanie - układasz stoliki, wyrzucasz śmieci, myjesz podłogę. Wtedy znajdujesz.. Parzysta: Myjesz podłogę, nucąc wesoło pod nosem i gwiżdżąc, odpływasz we własne myśli. Nie zauważyłaś leżącej na podłodze szmatki i potykasz się, przewracając i nabijając sobie guzy! Dodatkowo zrobiłaś jeszcze większy bałagan! Zła na siebie, bezradnie rozkładasz ręce i wstajesz, wracając do pracy. Twojej postaci towarzyszą siniaki w następnym fabularnym wątku! Nieparzysta: Pod jednym ze stolików leży ozdobna torebka, podpisana w Twoim rodzimym języku! Zaciekawiona trzęsiesz nią ostrożnie, a następnie zaglądasz do środka, siadając na krześle. Twoim oczom ukazuje się piękny, winny Łapacz Snów! Wiedziałaś, że i tak się nikt po niego nie zgłosi, więc zostawiasz go sobie na pamiątkę pierwszego dnia w pracy! Nie zapomnij zgłosić się po niego do odpowiedniego działu!
3 Pani Puddifoot jest zadowolona, widocznie Cię polubiła! Rozmawiacie wesoło, gdy jedno z dzieci zrzuca swoje ciasteczko na podłogę i wybucha płaczem, a matka nie może go uspokoić! Po kilku minutach podchodzisz i działasz cuda, chłopczyk przestaje rozpaczać a Ty dajesz mu nową babeczkę i chwilę rysujecie obrazki! Szefowa jest zachwycona i daje Ci dodatkową premię w wysokości 25 Galeonów! Nie zapomnij zgłosić się o nie w odpowiednim temacie!
6 Ciężko pracowałaś w kawiarence, czujesz lekkie zmęczenie. Na szczęście zegar pokazuje na przerwę! Idziesz więc na zaplecze z babeczką i filiżanką pysznej, jaśminowej herbaty. Siadasz, zajmujesz się przekąską i szukasz zajęcia - wtedy też pracująca z Tobą Lauren podrzuca Ci do przeczytania krótki tomik poezji. Z nim przerwa minęła Ci szybko, a Ty pełna energii i inspiracji, wracasz do pracy! Zdobywasz 1 Punkt Działalności Artystycznej do kuferka! Nie zapomnij zgłosić się po niego w odpowiednim temacie!
Odkąd tylko wysłała podanie o przyjęcie do pracy, Agnes nie potrafiła usiedzieć spokojnie. Próbowała zająć czymś ręce, wymyślając przeróżne zajęcia - starła kurze, poukładała książki alfabetycznie, zrobiła wielkie porządki w szafie - imała się wszystkiego, byle nie denerwować się oczekiwaniem na odpowiedź. Jednak czymkolwiek by się nie zajęła, jej wzrok co chwila wędrował w stronę otwartego na oścież okna. Nie potrafiła powstrzymać się przed wyglądaniem w niebo z nadzieją, że zobaczy lecącą w jej stronę sowę. Dziewczyna karciła się w myślach za paranoiczne wręcz przejmowanie się, ale cóż się dziwić – pierwszy raz ubiegała się o pracę. Dopóki nie skończyła Hogwartu, utrzymywana była przez matkę i ojczyma, którzy przysyłali jej kieszonkowe, aby niczego jej w szkole nie brakowało. Jednak gdy Agnes zdała OWUTEMY, postanowiła się usamodzielnić i zacząć sama zarabiać na swoje utrzymanie. Akurat tak się złożyło, że Pani Puddifoot poszukiwała kogoś do pomocy w swojej kawiarni, a że lokal znajdował się blisko szkoły - co było dziewczynie na rękę, w końcu nie zdała jeszcze kursu na teleportacje – i nie wymagano żadnych specjalnych kwalifikacji, postanowiła spróbować. Napisała do kobiety długi list, w którym próbowała przekonać potencjalną pracodawczynie, żeby dała jej szansę, po czym wysłała go najszybciej jak było to możliwe. Mijały dni, a po odpowiedzi nie było ani śladu, jednak Agnes nie zniechęcała się – przecież brak listu nie musi oznaczać odrzucenia podania, prawda? Może sowa zgubiła drogę albo kobieta w roztargnieniu odłożyła gdzieś kopertę i kompletnie o niej zapomniała. Kilka razy siadała już do napisania kolejnego listu, jednak za każdym razem powstrzymywała się w ostatnim momencie – poczeka jeszcze godzinę...albo trzy...albo do jutra. I tak właśnie kończyła przepisywać niezwykle nudny fragment o druzgotach, przygotowując się w ten sposób do zajęć, gdy usłyszała szelest skrzydeł. Zerwała się z miejsca, przewracając po drodze krzesło i z wypiekami na twarzy podbiegła do okna. Na parapecie siedziała nieco utuczona biała sowa, która wpatrywała się w nią swoimi wielkimi ślepiami. W dziobie ptaka znajdowała się koperta ze zdobionego w drobne, różowo-niebieskie kwiatuszki pergaminu. Dziewczyna ostrożnie wyjęła przesyłkę i pogłaskała puchate pióra zwierzęcia. Po chwili w całym pomieszczeniu rozległ się pisk, a może krzyk radości – trudno stwierdzić. Rozradowana puchonka najpierw wykonała kilka niezdarnych piruetów, ściskając mocno kawałek pergaminu i omal nie demolując doszczętnie wszystkich znajdujących się w jej zasięgu mebli, a następnie naskrobała starannym pismem odpowiedź, w której zawarła swoje najszersze podziękowania i wyraziła gotowość do stawienia się jutro w nowej pracy. Oczywiście jak to w życiu bywa, nie omieszkała podzielić się dobrymi wiadomościami z rodziną, więc niedługo po tym, jak biała sowa odleciała z listem dla Pani Puddifoot, z okna jej sypialni wyleciał kolejny ptak, tym razem kierując się w stronę Londynu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy przez resztę dnia, a gdy nareszcie położyła się spać, długo nie umiała zasnąć, czując poddenerwowanie zmieszane z niecierpliwością. Obudziły ją pierwsze wpadające przez okno promienie słońca, drażniąc powieki i przeganiając sen. Wstała, czując jeszcze większe nerwy, niż kiedy zasypiała. Szybko odhaczyła poranną toaletę – chciała sprawić dobre pierwsze wrażenie, przez co dziesięć razy przeglądała się w lustrze, czy aby na pewno wygląda w porządku. Zrobiła sobie poranną kawę, bez której nie byłaby w stanie funkcjonować po zaledwie kilku godzinach snu, jednak w nerwach trąciła łokciem stojący na stoliku kubek, zrzucając go na ziemie i rozlewając zawartość. "Zapowiada się wspaniale” - pomyślała i szybko uprzątnęła bałagan, starając się nie pokaleczyć sobie dłoni. Cały dzień minął jej na oczekiwaniu, więc gdy skończyła zajęcia, czym prędzej zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę Hogsmeade. Musiała powstrzymywać się, żeby nie zacząć biec, tak bardzo nie potrafiła doczekać się pierwszego dnia w pracy. Traktowała to jako nowe wyzwanie, któremu oczywiście musi podołać – nie ma innej opcji. Do pracy stawiła się na czas, co prawda trochę zdyszana po szybkim marszu, ale z wypiekami podekscytowania i szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitała ją starsza kobieta, ubrana w uroczą, nieco babciną suknię. Po krótkim słowie wstępu, zawierającym jakże interesującą historię lokalu (oczywiści z uwzględnieniem wszystkich par, które dzięki magicznej aurze tego miejsca odnalazły miłość), dokładną charakterystykę każdego ze sprzedawanych gatunków herbaty oraz kilka rad dotyczących tego, gdzie co się znajduje, Agnes otrzymała firmowy fartuszek i mogła zacząć pierwszą w swoim życiu zmianę. Początkowo szło jej całkiem nieźle – miała dużo energii do działania, lubiła przebywać z ludźmi, a powierzone jej zajęcia nie wydawały się być skomplikowane, jednak im więcej zamówień dostawała, tym bardziej się w tym wszystkim gubiła. Nie przywykła do tak szybkiego tempa, potrzebowała nieco więcej czasu na przyswojenie informacji kto, do którego stolika i co zamawiał, tym bardziej, że część gości okazała się mieć własne uwagi – kubek w kolorze takim, spodek w innym, a tu ze wzorkiem, tu znowu bez, ktoś zażyczył sobie innych kwiatów w wazonie – nadmiar informacji zaczął ją przytłaczać. Zamówienia jej się myliły, przez co wydawanie napojów trwało trzy razy dłużej, zniecierpliwieni ludzie posyłali ją pogardliwe i nienawistne spojrzenia, co skutkowało pojawieniem się rumieńca na jej twarzy, kiedy wstyd i zażenowanie wzięły górę nad misternym spokojem, który próbowała zachować. Wszystkie skargi odbierała personalnie, przez co denerwowała się jeszcze bardziej, aż w rezultacie ręce zaczęły jej się trząść, przez co wylewała połowę napoju, niesionego akurat na tacy. Pod koniec dnia miała ochotę zapaść się pod ziemię albo zaszyć w jakimś niedostępnym miejscu, ukryta przed wzrokiem niezadowolonych z jej obsługi ludzi i zawiedzionym spojrzeniem Pani Puddifoot. Właścicielka lokalu nie chcąc stracić wszystkich klientów, odesłała dziewczynę do kuchni, wołając na salę inną dziewczynę. Resztę dnia Agnes spędziła ze spuszczonym wzrokiem, sprzątając kuchnię, zmywając naczynia i pomagając reszcie pracowników, a gdy drzwi kawiarni zamknęły się za ostatnim klientem, wprawiając w dźwięk mały dzwoneczek, zebrała się w sobie i spojrzała starszej kobiecie w oczy, posyłając jej przepraszający uśmiech. Ta natomiast pokręciła jedynie głową i opuściła lokal bez słowa. Dziewczyna czym prędzej wróciła do zamku i rzuciła się na łóżko, zakrywając głowę poduszką, jak gdyby chciała ukryć się przed całym światem. Ten dzień nie poszedł po jej myśli, a ona nienawidziła ponosić porażek. Po kilkunastu minutach zasnęła nie zmieniwszy ubrania, wykończona przez towarzyszący jej cały dzień stres.
W pewien piątkowy wieczór Magiczne Stowarzyszenie Poetów z Hogsmade zarezerwowało uroczą i klimatyczną kawiarenkę. Miał się odbyć wieczór, gdzie nowi artyści będą mogli pochwalić się swoimi pracami, zasięgnąć opinii bardziej doświadczonych kolegów i zaczerpnąć inspiracji. Właścicielka długo zastanawiała się nad doborem personelu, ostatecznie angażując trzy studentki, które ostatnio zatrudniła — w tym Agnes. O siedemnastej kawiarnie opuścili wszyscy klienci, a wy zabrałyście się za sprzątanie, przygotowywanie stolików i podłączanie mikrofonu!
Możliwe Scenariusze Agnes:
Kostki:
1 Przypadło Ci w zadaniu czyszczenie stolików! Zbierasz filiżanki, puste talerzyki i stare serwetki. Myjesz blaty, układając na tacy brudne naczynia! Wśród papierków dostrzegasz złożoną karteczkę. Ciekawość wzięła górę! Rozwijasz ją i zapoznajesz się z jej treścią. Okazuje się, że to notatka dotycząca skomplikowanego przepisu na eliksir i jego składników. Zdobywasz nową wiedzę, a razem z nią 1 punkt z Eliksirów ląduję w Twoim kuferku! Nie zapomnij się po niego upomnieć w odpowiednim temacie!
2,5 Rozmawiasz chwilę z koleżanką, jesteście nieco podekscytowane zbliżającym się wieczorkiem i bardzo chcecie, aby wszystko dobrze poszło. Pani Puddifoot przewidziała premię, jeśli wydarzenia tego typu będą sukcesem! Zabieracie się więc do pracy.. Parzysta: Wszystko idzie po waszej myśli do czasu, aż nie poślizgnęłaś się na świeżo umytej przez koleżankę podłodze, lądując na tyłku z piskiem i tłukąc filiżanki! Poza zranioną dumą musisz jeszcze pamiętać o tym, że masz zaklejone plasterkami dłonie, bo przez zrobiony przez Ciebie bałagan, nie było już czasu na rzucanie zaklęć uzdrawiających! Nieparzysta: Stoliki lśnią, podłoga umyta — wzięłaś się za przygotowywanie sceny. Gdy rozwijasz kable i grzebiesz w koszu w poszukiwaniu końcówki do mikrofonu, znajdujesz w nim stare, jednak wciąż sprawne, magiczne słuchawki. To czerwone Tłumaczki! Wsuwasz je do kieszeni fartuszka, a później wrzucasz do torebki. Na pewno Ci się przydadzą! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
3,4 Przyglądacie się sali z uśmiechem, wszystko jest pięknie przygotowane! Nieco przestawiłyście stoły i krzesła, robiąc miejsce dla występujących. Wybrałyście na tę okazję piękną, miętową porcelanę i rozstawiłyście na każdym ze stolików. Pozostało przygotowanie zamówionych i opłaconych wcześniej słodkości. Kierujesz się więc do kuchni połączonej z niewielkim zapleczem.. Parzysta: Wzięłaś się za czyszczenie półmisków i pater, aby następnie nałożyć na nie ozdobne serwetki i powykładać kolorowe ciastka i ciasteczka, układając je wedle własnego uznania. Musiałaś przyznać, że były naprawdę piękne, a wasz cukiernik wyjątkowo się postarał. Zauważasz jedno uszkodzone, kosztujesz więc i zachwycasz się pysznym smakiem owoców leśnych. Nagle zauważasz stojąca za Tobą kobietę, która uśmiecha się przyjaźnie i jest wyraźnie dumna z tego, jak bardzo smakują Ci słodycze. Po krótkiej konwersacji otrzymujesz od niej paczkę pięknie zapakowanych Kociołkowych Piegusków (15 sztuk)! Dziękujesz i chowasz prezent do torby. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Zaczynasz się denerwować, słysząc, że poeci zaczynają się schodzić. Trzęsą Ci się ręce i przypadkiem upuszczasz całe pudełko kolorowych babeczek! Zirytowana swoją niezdarnością zaczynasz sprzątać, a właścicielka potrąca Ci 10 Galeonów , dokładając jedzenia z waszego asortymentu! Nie zapomnij odnotować straty w odpowiednim temacie!
6 Szefowa postanowiła zajrzeć i sprawdzić jak wam idzie! Jest bardzo miło zaskoczona, widząc, jak szybko uwinęłyście się pracą! Kawiarenka wygląda przepięknie, na każdym ze stolików można znaleźć inspiracje, a i wy prezentujecie się nienagannie. Pochwaliła was! Dodatkowo dostajesz premię w wysokości 30 Galeonów! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie!
Wieczór rozpoczyna się! Przychodzą artyści, zajmując miejsce i składając zamówienia na gorące napoje, mające ożywić ich zapał przed prezentacją swoich dzieł. Kelnerki uwijają się niczym mrówki, błądząc pomiędzy stolikami z gracją i uwagą. Obdarzały was uśmiechem, polecały pozycję z karty i dbały o to, aby niczego nie zabrakło. Mogliście dostrzec zaciekawione twarze mieszkańców wioski zaglądające przez szybę, jednak niestety — była to impreza zajęta. Siadasz przy stoliku nieopodal kasy, przygotowując się do zaprezentowania swojego najnowszego wiersza..
Możliwe Scenariusze Kirył:
Kostki:
1,3 Z uwagą słuchasz występu kolegów, kiwając głową z uznaniem lub skupiając się na leżącym przed Tobą ciastku, gdy utwór nie przypadł Ci do gustu. Trzeba przyznać, że zaskoczyła Cię różnorodność tematyczna, spodziewałeś się poezji bardziej oklepanej.. Parzysta: Bijesz brawo koledze, kiwając mu głową z uznaniem i odprowadzasz go wzrokiem do stolika. Po chwili jednak mężczyzna przysiada się do Ciebie i urządzacie sobie krótką konwersację, wymieniając się podglądami. Na koniec daje Ci butelkę Jadu Kirlija, który sam próbuje wytwarzać! Upomnij się po nią w odpowiednim dziale! Nieparzysta: Ze znudzeniem na twarzy słuchasz kolejnego wiersza o drzewach i liściach, zasłaniając usta i ziewając. Zapomniałeś się, uraziłeś w ten sposób pozostałych i teraz patrzą na Ciebie krzywo, mając pretensję wymalowaną na twarzy. Zniszczyłeś sobie trochę reputację, a brzydkie plotki na Twój temat dotrą do Twoich uszu już niebawem..
2 Przygotowujesz się do występu, wchodzisz następny. Nie czujesz tremy, jesteś przekonany o swoim sukcesie i ze spokojem popijasz kawą pączka. Z ciekawością sięgasz po pozostawioną na Twoim stoliku książkę przez jakiegoś uczestnika wieczorka. Przeglądasz kartki, czytasz treść. Okazuje się, że to przepiśnik! Do Twojego kuferka trafia 1 punkt Magicznego Gotowania! Wiesz już, jak przyrządzisz jajeczne babeczki! Nie zapomnij zgłosić się po niego do odpowiedniego działu!
4,6 Nadszedł czas Twojego występu, poprawiasz koszulę i włosy, a następnie obdarzając jedną z tutejszych kelnerem uśmiechem, ruszasz w stronę przygotowanego mikrofonu, aby rozpocząć recytację i zaspokoić twórcze pragnienie swoim wierszem! Parzysta: Przykuwasz uwagę, jednak z każdym kolejnym wersem ona gaśnie.. Twój twór nie wzbudził takiego zachwytu, jak sądziłeś! Słuchacze są znudzeni, a Tobie czerwienieją policzki. Nie schodzisz jednak w połowie, kończysz swój występ i kłaniasz się, a następnie wracasz do stolika w asyście krytycznych szeptów! Nikt nie lubi zakochanych w sobie poetów! Czyżbyś popełnił błąd z doborem epitetów? Nie był to najbardziej udany udział w konkursie. Nieparzysta:Wszystko idzie po Twojej myśli! Z satysfakcją czujesz na sobie zachwycone spojrzenia, dołączasz więc do występu gestykulację i odpowiedniejszą mimikę twarzy, w pełni oddając się utworowi. Schodząc ze sceny, słyszysz gratulację, pytania o muzę i kiedy przygotowujesz kolejny tomik poezji do sprzedania! Jeden ze starszych autorów jest tak zachwycony, że daje Ci 20 Galoenów , aby wspomóc Twoją pracę! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie!
5 Występ poszedł Ci naprawdę cudownie! Wszyscy są zachwyceni Twoją poezją, włączając w to kelnerki! Wiersz był głęboki i poruszający. Z dumą kłaniasz się widowni, a następnie podchodzi do Ciebie organizator i przewodniczący kółka, wręczając Ci kopertę z główną nagrodą! Gratulacje! Zdobywasz 30 Galeonów! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie!
Kawiarenka jest wynajęta do późnych godzin wieczornych, więc pomimo zakończonych recytacji i wręczonej głównej nagrody, wciąż panował w niej zgiełk i hałas. Było jednak bardzo kulturalnie. Kirył postanowił zamówić jeszcze jedną filiżankę kawy, prosząc Agnes o dodatkowe ciastko z nadzieniem czekoladowym. Dziewczyna z uśmiechem idzie zrealizować zamówienie, a mężczyzna w tym czasie zagląda do swojego notesu, mając w głowie zalążki pomysłu na kolejny wiersz. Gdy studentka wraca, niestety potyka się o leżący na podłodze pasek od Kiryłowej torby, z piskiem lecąc do przodu. Filiżanka leci na ziemię, tłucze się, a napój rozlewa się po podłodze. Pomimo zaciśniętych oczu i wydanego z siebie krzyku, Agnes nie czuje uderzenia o podłogę! Szabałow łapię ją niczym w komedii romantycznej, nie pozwalając, aby coś się stało pracownicy lokalu. Trzyma ją w talii, pochyloną do tyłu i nachyla się nad jej twarzą, lustrując ją dokładnie.. Zdaje się, że nawet nie zauważyli tłumu, który przez chwilę wlepiał w nich oczy. Widząc jednak, że nic się nie stało i kelnerka jest bezpieczna, każdy wrócił do swoich zajęć, a oni pozostali sami ze sobą..
Piątek, najbardziej utęskniony dzień tygodnia, kiedy to obowiązki schodzą na drugi plan, ustępując miejsca rozrywce i przyjemnościom. Hogsmeade powoli wypełniało się uczniami Hogwartu, którzy zalewali uliczki, wprowadzając do wioski gwar i odrobinę zamętu. Na każdym rogu można było usłyszeć śmiech i radosne, podniesione głosy. W normalnych okolicznościach Agnes nie potrafiłaby powstrzymać uśmiechu, wypływającego na jej piegowatą twarz, kiedy idąc zatłoczonymi alejkami, na każdym kroku mogła poczuć tyle energii i życia. Jednak dziś dziewczyna zdawała się nie zauważać licznych przechodniów dokoła niej, zmierzając szybkim krokiem w stronę herbaciarni. Skórzana, wysłużona torba dyndała jej na ramieniu, uderzając od czasu do czasu o biodro właścicielki, która całkowicie to ignorowała, będąc pogrążoną we własnych myślach. Ten piątek miał być inny niż większość dni, które dziewczyna spędziła do tej pory w pracy. Wyjęła z kieszeni liścik, który otrzymała kilka dni temu od Pani Puddifoot i po raz kolejny przeczytała go uważnie. ”Wieczór poezji” Z tego co wiedziała, w kawiarence nigdy wcześniej nie organizowano podobnego wydarzenia, a nawet jeśli, to Agnes nie miała okazji w nim uczestniczyć. Trochę się denerwowała, w końcu podczas takiej okazji wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, ale stres tłumiony był przez ciekawość, jak też może wyglądać tego typu impreza. Co prawda poezja nie cieszyła się szczególnym zainteresowaniem puchonki – od czasu do czasu zdarzało jej się przeczytać jakiś wiersz, jednak nadal nie wiedziała wiele na temat literatury, a już na pewno nie próbowała pisać własnych utworów. Uwielbiała jednak słuchać ludzi, którzy z wypiekami na twarzy mówili o swojej pasji, a do takich prawdopodobnie należeli dzisiejsi goście specjalnie. Dlatego też nie mogła doczekać się, aby usłyszeć prezentujących swoje prace artystów, wsłuchać się w rozmowy, z których większości pewnie i tak nie będzie rozumiała oraz przy okazji zarobić dodatkowe galeony. Jednak zanim to nastąpi, czeka ją cały dzień zbierania zamówień i obsługiwania klientów, dlatego gdy tylko przekroczyła próg herbaciarni, udała się na zaplecze, gdzie zostawiła swoją torbę i założyła biały fartuszek, obszyty koronką. Przywołała na twarz miły uśmiech i zajęła się krążeniem miedzy stolikami, serwując herbatę, kawę, ciastka i inne łakocie. Popołudnie zleciało jej wyjątkowo szybko – wszystkie stoliki były zajęte, więc skupiona na obsługiwaniu klientów dziewczyna nie miała czasu choćby na chwilę przerwy. Z niecierpliwością zerkała na przesuwające się wskazówki dużego, wiszącego tuż nad drzwiami zegara z tarczą w kwiaty, a gdy wybiła 17, dziewczyna nie potrafiła powstrzymać ekscytacji. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z dwoma koleżankami z pracy i wspólnie zaczęły uprzejmie informować pozostałych gości o konieczności opuszczenia lokalu. Oczywiście nic nachalnie – pozwoliły dopijać kawę i kończyć jedzone słodkości, jednak z nieukrywanym wyczekiwaniem przyglądały się ostatnim maruderom. Gdy nareszcie udało im się zamknąć herbaciarnie, okazało się, że mają półgodzinne opóźnienie, przez co nie marnując ani chwili dłużej, dziewczęta zajęły się przestawianiem stolików, sprzątaniem sali i przygotowaniem poczęstunku dla zaproszonych gości. Agnes na początku pomagała rozkładać specjalnie przygotowaną na tę okazję porcelanową zastawę, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że jej koleżanka najwidoczniej nie radzi sobie ze sprzętem technicznym, więc podeszła do niej, proponując z uśmiechem, że zajmie się przygotowaniem sceny pod występy. Ogarnęła wzrokiem kilka kartonów, które wyglądały tak, jakby od wieków nie widziały światła dziennego, aby z cichym westchnięciem zabrać się za grzebanie w kablach. Udało jej się znaleźć części mikrofonu wśród tony innych, niepotrzebnych rupieci, a nawet dała radę złożyć je w całość. To samo tyczyło się głośnika, który z pomocą innej kelnerki ustawiły pod jednym ze stolików, aby różowy obrus zakrył wyglądające nieestetycznie urządzenie. Najdłużej zajęło jej szukanie kabla, który połączyłby oba odbiorniki. Włosy uciekły jej z niedbale związanego koczka, a na policzkach pojawiły się rumieńce zmęczenia, kiedy po raz kolejny zirytowana nurkowała wewnątrz kartonu. ”Merde, dlaczego ktoś wpadł na pomysł, żeby użyć mikrofonu, przecież jesteśmy w czarodziejskiej wiosce” Wydała z siebie bliżej nieokreślony okrzyk szczęścia, kiedy wreszcie jej wzrok natrafił na odpowiednią końcówkę. Ujęła ją w dłoń i zaczęła wyciągać przedmiot z pudła, co nie należało do najłatwiejszych zajęć, biorąc pod uwagę plątaninę kabli i innych szpargałów znajdujących się w środku. Gdy udało jej się nawinąć na dłoń całe urządzenie, spostrzegła coś czerwonego, wetkniętego pomiędzy zwoje kabla. Ostrożnie wyplątała przedmiot i przyjrzała mu się. Uniosła brew, zdając sobie sprawę, że trzyma w ręku lekko zakurzone, czerwone słuchawki, jednak na jej twarz wkradł się blady uśmiech, gdy rozpoznała czarodziejskie Tłumaczki. Wrzuciła je do kieszeni fartuszka, z zamiarem zapytania pracodawczyni, czy może zatrzymać znalezisko – w końcu bez sensu, żeby dalej leżały gdzieś w piwnicy, zapomniane przez świat. Podpięła jeden koniec do mikrofonu, a drugi wetknęła w port głośnika, po czym stanęła zadowolona z siebie i ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. Wszystko wydawało się być gotowe na przyjęcie gości – na każdym stole znajdowała się patera z ciastami, podłoga i blaty lśniły, nawet oświetlenie zostało zmienione, aby nadać herbaciarni mniej przesłodzony charakter. Niestety ogromne malowidło na ścianie i mnóstwo różowych kokardek, powtykanych w każdą możliwą szczelinę psuły efekt, zmuszając Agnes do zadania sobie pytania, czy osoba, która decydowała się na zorganizowanie wieczorku kiedykolwiek była w kawiarni pani Puddifoot. Słysząc gwar dochodzący zza drzwi, puchonka szybko zeszła z prowizorycznej sceny i stanęła za ladą, zakładając niesforne kosmyki za ucho. Z uśmiechem na twarzy powitała pierwszych gości i zaczęła przyjmować pierwsze zamówienia. Artystów przybywało, zajmowali kolejne krzesła przy stolikach, siadając grupkami i rozmawiając cicho, bądź wybierając miejsca na uboczu, gdzie w ciszy i spokoju mogli poświęcić się swoim utworom. Lawirując pomiędzy ludźmi, niosąc tacę z filiżankami mocnej, czarnej kawy i kawałkami ciasta czekoladowego – które swoją drogą należały do ulubionych wypieków dziewczyny – Agnes dostrzegła w tłumie znajomą postać, która akurat weszła do lokalu. Spróbowała wyłapać spojrzenie Kiryła, posyłając mu następnie miły uśmiech, jednak już po chwili musiała wrócić do pracy. Wieczorek trwał, a gdy zaczęła się część prezentacji swoich utworów, dziewczęta mogły chwilę odetchnąć, w końcu literaci woleli skupić się na poezji, miast składać zamówienia. Agnes oparła się o ścianę, zakładając ręce na piersi i wsłuchując się w żywą sztukę. Część utworów przypadła jej do gustu, powodując poruszenie, natomiast inne wydały się dziewczynie zbyt patetycznie i jakby...rozdmuchane, przez co ocierały się o banał. Kiedy konkurs dobiegł końca, ponownie zaczęły spływać zamówienia od poetów, którzy w oczekiwaniu na werdykt zdecydowali się na filiżankę herbaty czy coś słodkiego. Po ogłoszeniu wyników, część towarzystwa opuściła kawiarnię w zawiedzeniu, inni natomiast pozostali, aby pogratulować koledze zwycięstwa lub po prostu by spędzić jeszcze trochę czasu ze swoimi myślami. Agnes akurat wracała z tacą pełną brudnych talerzy, kiedy usłyszała kolejne zamówienie, tym razem należące do znajomego poety. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i ruszyła przygotowywać filiżankę kawy, wybierając największy kawałek ciasta czekoladowego i kładąc go na porcelanowym talerzyku, po czym skierowała się z powrotem w stronę pobliskiego stolika. Już miała kłaść tacę przed czarodziejem, kiedy poczuła, że coś blokuje jej nogę, hacząc o kostkę dziewczyny, przez co niezdarna puchonka straciła równowagę i zaczęła lecieć do przodu. Taca wypadła jej z rąk, a kruche naczynia potłukły się na podłodze, kiedy Agnes odruchowo zaczęła machać ramionami, próbując odzyskać pion. Na nic się jednak zdały jej gwałtowne ruchy, mając więc wizję nieuchronnego upadku, dziewczyna pisnęła chicho i zacisnęła powieki, przygotowując się na kontakt z podłogą.
Kirył sam nie wiedział, w jaki sposób tu skończył, zwykle przedkładał nad takie spotkania zwykłe przesiadywanie w domu, po części było tak dlatego, że nigdy nikt go nigdzie nie zapraszał. Tym razem, było jednak inaczej. Otrzymał imienne zaproszenie, na wieczorek poetycki organizowany w Hogsmead przez tamtejsze stowarzyszenie. Oznaczało to, że w końcu został zauważony, a jego wiersze trafiły do większego grona odbiorców, wśród którego znaleźli się także inni poeci, to zaś otwierało mu drogę ku sławie i rozpoznawalności. Przygotowywał się do tego wieczora już od dawna. W końcu nadszedł ów dzień! Piątkowy wieczór zapowiadał się świetnie, pogoda była piękna, jak by sama zachęcała do weselenia się i wysławiania jej uroków w wierszach. Kirył specjalnie teleportował się na obrzeża wioski, by do móc przy okazji zaliczyć mały spacer i popodziwiać niewątpliwie piękne miejsce, jakim była wioska. Była nieporównywalnie piękniejsza od Londynu, jednak to właśnie gwarne i zatłoczone ulice Londynu, poeta upodobał sobie bardziej od pięknych, lecz cichych uliczek Hogsmead. Droga nie trwała zbyt długo, bo i miasteczko nie było aż tak duże, jak mu się wydawało. W końcu znalazł się przed Herbaciarnią pani Puddifoot, dla pewności jeszcze z trzy razy sprawdził kartkę z adresem, którą otrzymał wraz z zaproszeniem, a kiedy już był pewien, że to miejsce, przekroczył próg lokalu. Pierwszym co w niego uderzyło, był unoszący się wszem wobec zapach herbaty, atakujący jego nozdrza swym przyjemnym i kuszącym zapachem, któremu Kirył, jako zapalony kawosz, stawił dzielny opór. Zaraz po zapachu przyszedł wzrok, chłopakowi wystarczyło jedno spojrzenie, by uznać, że musi odwiedzać tę kawiarnię częściej. Pomieszczenie, urządzone w gustowny i bardzo przytulny sposób, z dominacją równie przyjemnych co wystrój, barw. Stał i mierzył wnętrze przez dłuższą chwilę, a z owej zadumy wyrwał go dopiero głos jednego z poetów, upraszający go o nietarasowanie przejścia. Chłopak posłusznie odsunął się kawałek dalej i w końcu zdjął z siebie okrycie wierzchnie. Tak, nawet w taką pogodę, Rosjanin nie rozstawał się ze swoim masywny czarnym płaszczem. Pod płaszczem, skrywał białą koszulę, urozmaiconą dość sporym, acz gustownym kwiecistym wzorem. Ubiór dopełniały dobrane do koszuli spodnie i buty, a także nieodłączne rękawiczki. Kiedy pozostawił wszystkie niepotrzebne elementy garderoby na wieszaku, mógł ruszyć w stronę najbliższego wolnego stolika, jak się okazało, najbliższego kasy. Zasiadłszy i zebrawszy myśli, przypomniał sobie, że umiera ze strachu i że najwyższy czas powtórzyć sobie treść wiersza, oraz wprowadzić ostatnie ewentualne poprawki w jego treści. Drżącymi ze stresu rękoma, zaczął szukać wymiętych kartek z wierszem, który chciał dziś zaprezentować, samo ich znalezienie trochę mu zajęło, a kiedy już to zrobił, nie mógł się w pełni skupić na tym, co miał do zrobienia. Nawet nie spostrzegł, jak minął mu cały zapas czasu, jaki sobie przygotował. Na szczęście nie zmarnował go bezowocnie, a wiersz prezentował się, choć minimalnie lepiej niż wcześniej. W końcu zaczynało się właściwe spotkanie, śmietanka tutejszych twórców zaczęła zbierać się w lokalu i zajmować wcześniej zarezerwowane miejsca. Kirył wręcz drżał z podniecenia i nie mógł się doczekać możliwości zaprezentowania reszcie swojego wiersza, całkowicie odrzucił myśl o niepowodzeniu. Spotkanie trwało, na scenie prezentował się jeden poeta za drugim, każdy wiersz był na swój sposób oryginalny i ciekawy, Kirył sam nie wiedział, czy każdy z nich mu się podobał, nie chciał jednak kwestionować kompetencji bardziej doświadczonych i szanowanych twórców. Im bliżej było do jego występu, tym bardziej zdenerwowanie przejmowało nad nim kontrole, kiedy zaś w końcu przyszła jego kolej, zdjął rękawiczki, na drżących nogach wstał i niepewnie skierował się w stronę sceny. Tuż przed wejściem na scenę potknął się i wywołał cichą salwę śmiechu, sprawiło to, że jeszcze bardziej się zdenerwował, mimo tego, kiedy trzymał w dłoni mikrofon, dumnie się wyprostował i dumnie zaczął recytować swój nowy wiersz zatytułowany, Kasztanowe Oczy. Chłopak doskonale wiedział, że nie należał on to zbyt górnolotnych i chwytliwych tytułów, ale nie miał pomysłu na nazwę, która tak doskonale opowiadała o treści wiersza. Pierwsze słowa, wypowiedział jak prawdziwy mistrz, wiedziony zapałem i nadzieją, przykuł uwagę całej sali, kolejny wers, nie miał w sobie takiej moc jak poprzedni, ale wciąż przyciągał uwagę, z każdym kolejnym wersem słabła jego pasja, a wraz z osłabnięciem pasji, słabo zainteresowanie wierszem. Nim rumieniec wywołany upadkiem zdążył na dobre zniknąć z jego twarzy, zagościł na niej kolejny, wywołany spektakularną klapą, jaką był jego pierwszy poważny występ w Hogsmead. Mimo tego chłopak z wysoko uniesioną głową dokończył recytacje, by zaraz po tym, jak ostatnie słowo dobrze wybrzmiało prawie że zbiec ze sceny i zasiąść przy swoim stoliku. Rosjanin był załamany, niedawno cieszył się z pierwszego zaproszenia, teraz był pewien, że było nie tylko pierwszym, ale i ostatnim. Szepty, jakie słyszał przy schodzeniu ze sceny, wcale nie pomagały mu w uspokojeniu nerwów. Jak to zwykle bywało, wielkie emocje dały mu wielką inspirację i już po chwili siedział z piórem i notesem w ręce. Zamówił jedynie kolejną porcję pysznego ciasta czekoladowego i kawe, by wspomóc proces twórczy, okazało się jednak, że nim otrzymał zamówienie, zdążył już spisać wszystkie pomysły. Nie zamierzał spędzać tu ani chwili dłużej niż trzeba, kompromitacja była zbyt duża, już miał wstać i złapać stojącą na ziemi torbę, kiedy kelnerka, która miała mu przynieść ciasto, potknęła się o nią i z piskiem zaczęła pędzić ku spotkaniu z ziemią. Rosjanin, jako uczeń Volshebnika i akrobata, miał jednak jako takie odruchy i momentalnie rzucił się, by ją złapać, co na szczęście mu się udało. Po pierwszej chwili, kiedy opadła już Adrenalina, a chłopak zdał sobie sprawę z tego, jak dziwnie musi wyglądać ta sytuacja, zaczerwienił się i wciąż nie puszczając dziewczyny, zapytał. -Nic pani nie jest?- Jedynym plusem owej sytuacji było to, że Tłum, który początkowo zwrócił na nich uwagę, nie przejmował się nimi aż tak bardzo i wrócił już do swych zajęć. -Przepraszam, nigdy nie patrze gdzie kłade swoje rzeczy, potem stoją w przejściu i tak to się kończy. Kostki 4>6
Dziewczyna pędziła w dół, mocno zaciskając powieki i przygotowując się na uderzenie w podłogę. Co prawda lokal wyłożony był nieco tandetnymi dywanikami, jednak impet, z jakim puchonka opadłaby na ziemię i tak spowodowałby kilka siniaków i stłuczeń. Z początku wymachiwała rozpaczliwie ramionami, świadoma, że prawdopodobnie nic to nie da, jednak po chwili jej ruchy zostały ograniczone przez pewny chwyt, który poczuła na ramieniu, a następnie również w talii. Dziewczyna zawisła w powietrzu, wygięta w tył, z grymasem wymalowanym na twarzy. Zdziwiona otworzyła oczy, które momentalnie przybrały rozmiar spodków do herbaty, które przed chwilą tak niezdarnie rozbiła na podłodze. Zaledwie kilka - lub kilkanaście, Agnes od zawsze miała problemy z określeniem odległości - centymetrów od jej twarzy znajdowała się twarz Kiryła. Policzki brunetki spłonęły rumieńcem, a ona sama spuściła wzrok, starając się nie patrzeć w ciemne tęczówki poety, które były zdecydowanie zbyt blisko. Kątem oka dostrzegła, że zebrani na sali goście przerwali swoje czynności i skupili swoją uwagę na ich dwójce. Świadomość, że właśnie znajduje się w centrum zainteresowania tylko spotęgowała poczucie dyskomfortu i zażenowania, czego rezultatem był intensywniejszy kolor rumieńca, który przypominał powoli barwę buraczkowo-czerwoną. Po chwili jednak obserwatorzy wrócili do swoich zajęć, najwyraźniej ceniąc poezję bardziej niż kompromitację jakiejś niezdarnej kelnerki. Agnes zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech, wypuściła więc powoli powietrze, a słysząc pytanie, przeniosła wzrok ponownie na twarz czarodzieja. Kąciki jej ust drgnęły, gdy zauważyła, że nie tylko jej policzki postanowiły zaopatrzyć się w nadmiar krwi. Odchrząknęła cicho, bo przez całą tą sytuację zaschło jej w gardle. -Nie, wszystko w porządku. - wymamrotała cicho. Znajdowali się na tyle blisko, że chłopak i tak był w stanie ją usłyszeć, a ona w tej sytuacji nie potrafiła wydobyć z siebie głośniejszych dźwięków. Uniosła delikatnie brwi, słysząc, jak poeta próbuje się tłumaczyć, po czym przerwała mu, lekko kręcąc głową. -Ale to przecież moja wina! Jak zwykle musiałam się o coś potknąć, coś wylać, coś przewrócić na kogoś wpaść...Przepraszam, niezdara ze mnie. Zresztą komu ja to mówię. - przerwała, zdając sobie sprawę, że z nerwów zaczęła trajkotać bez opamiętania. Świetnie, teraz ma cię za gadatliwą trzpiotkę o dwóch lewych nogach. Na ułamek sekundy zacisnęła powieki, kiedy przed oczami pojawił jej się obraz ich pierwszego spotkania. Wtedy także wylała na poetę kawę...a może herbatę? Otworzyła oczy i z pomocą Kiryła odzyskała pion. Kiedy już stanęła na pewnych nogach, uniosła głowę i spojrzała czarodziejowi w oczy, uśmiechając się blado. -Dziękuję...Poza tym prosiłam, żebyś nie zwracał się do mnie per Pani, przecież się sobie przedstawiliśmy. - powiedziała i przewróciła oczami. Spróbowała zrobić krok w stronę potłuczonej porcelany, której kawałki walały się po podłodze, jednak zapomniała wyplatać nogę z paska torby poety, przez co ponownie straciła równowagę, tym razem wpadając na chłopaka i z impetem przewracając go na ziemię. Upadek nie był bolesny, przynajmniej dla Agnes, bowiem dziewczyna wylądowała na klatce piersiowej Kiryła. Gdy pierwszy szok minął, puchonka uniosła się na ramionach, spoglądając na znajdującego się pod nią mężczyznę. Dzięki ci Merlinie, że nadal oddycha. Jej włosy uciekły z warkocza, opadając na twarz poety, jednak dziewczyna już po chwili odgarnęła je z powrotem na plecy. -Merde, przepraszam najmocniej, to jakiś feralny dzień. - powiedziała szybko, a gdy zorientowała się, że nadal siedzi w rozkroku na Rosjaninie, czym prędzej z niego zeszła i uklękła obok. -Wybacz, wszystko w porządku? - miała ochotę uciec i schować się gdzieś, gdzie nikt nie znajdzie jej przez najbliższych kilka dni, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała ponieść konsekwencje swojej niezdarności. Unikała wzroku Kiryła jak ognia, pozwalając puklom ponownie opaść na jej twarz, by choć odrobinę zakryć szkarłat, wykwitły na jej policzkach, szyi i dekolcie.
Sam nie wiedział, jak możliwe było to, co właśnie się stało, nigdy nie był wysportowany ani szybki, nie miał dobrego refleksu, a jego koordynacja wzrokowo ruchowa była na co najmniej niskim poziomie. Mimo tych wszystkich wad, na potknięcie się dziewczyny, udało mu się zareagować z niesłychaną prędkością, godną co najmniej olimpijczyka. Nie do końca zdawał sobie sprawę, z tego, co robi, zadziałały odruchu, a nim się obejrzał, trzymał w swoich ramionach znajomo wyglądającą kelnerkę. Ponadto, poza tym, że miał w ramionach ową dziewczynę, miał również coś na sobie, były to spojrzenia całej sali, co w połączeniu z jego poprzedni, mocno średnim występem, doprowadziło go do lekkiego zmieszania. Na szczęście, zainteresowanie sali, zniknęło tak nagle, jak przyszło, a przebywający w lokalu ludzie zapatrzyli się na scenę, gdzie już produkował się kolejny poeta. Dopiero teraz miał chwile, by uważnie przyjrzeć się dziewczynie, a raczej zatopić się w jej kasztanowych oczach, w które dzięki niewielkiej dzielącej ich odległości mógł się zapatrzeć bez reszty. W jej oczach, jak i na jej twarzy mógł dostrzec świadectwo tego, że tak samo, jak dla niego, owa sytuacja jest co najmniej średnio przyjemna. Zabawne było to, że mimo upływu lat, Kirył wciąż potrafił się zarumienić jak dziecko. Mimo tego również uniósł kąciki swoich ust, mając nadzieje, że delikatny uśmieszek ze strony obojga delikatnie rozluźni atmosferę. -To najważniejsze, nie wybaczyłbym sobie, gdyby komuś coś się stało przez moją niezdarność, a raczej roztrzepanie.- Odpowiedział, nie wiedzieć równie cicho, jak dziewczyna, zupełnie tak, jak by przekazywał jej jakiś sekret. Musiało to wyglądać komicznie, Kirył tym bardziej cieszył się z tego, że nie zwracali już niczyjej uwagi. Zdał sobie sprawę z tego, jak filmowa i sztampowa, a zarazem niecodzienna i inspirująca była ta sytuacja, z jednej strony bowiem, wyglądało to, co najmniej jak scena z jakiegoś słabego filmu, z drugiej zaś, rzadko kiedy sceny z filmów miały odzwierciedlenie w realnym życiu. Dopiero po kolejnych jej słowach zdał sobie sprawę, że już pamięta czemu, kelnerka wydawała mu się znajoma. To była ta sama dziewczyna, która całkiem niedawno oblała kawą jego rękopisy, oczywiście, jako że Rosjanin nie był typem człowieka, który by się na kogoś gniewał, dość szybko nawiązał z nią całkiem przyjemny kontakt. Jedynym powodem, przez który nie pamiętał jej aż tak dobrze, był fakt, że w lokalu było stosunkowo ciemno, a od jego ostatniej wizyty w herbaciarni minęło trochę czasu. Teraz było mu wstyd, że zwrócił się do niej per pani, musiał teraz uznać, że jej nie pamięta. Nim zdążył się zreflektować, dziewczyna odzyskała stojącą pozycję i zdążyła zauważyć jego pomyłkę. -Przepraszam, w pierwszej chwili cię nie poznałem Agnes, mimo tego niecodziennego rozpoczęcia rozmowy, bardzo miło mi cię widzieć.- To powiedziawszy, posłał jej szeroki uśmiech. Czemu dziś wszystko działo się tak nagle? Nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, dziewczyna znów straciła równowagę, tym razem jednak uznała, że to ona wyruszy na spotkanie jemu, tak by nie musiał się po nią rzucać. Spowodowało to dość komiczną sytuację, w której oboje wylądowali na ziemi, a ona zasiadała na nim okrakiem. Zapewne, gdyby nie fakt, że miał ochotę eksplodować ze wstydu, wybuchnąłby śmiechem. Tak, mógł jedynie cieszyć się tym, że ów incydent nie przyciągnął uwagi tłumu, ściągniętej przez występ wyjątkowo zdolnego poety. Właśnie dlatego był w stanie podejść do tego, jak do czegoś zabawnego.-Tak, naprawdę nic się nie stało. Nie musisz się tak przejmować jakimś niespełnionym artystą, widziałaś, jak wygląda sytuacja.- Jeżeli było coś co wychodziło Kiryłowi dobrze, było to wyśmiewanie samego siebie. Musiał przyznać, że dziewczyna wyglądała doprawdy uroczo, kiedy tak przejmowała się wszystkim, co robiła.... czy on zachowywał się podobnie? Jego rozmówcy musieli nie brać go na poważnie. -Co powiesz na wspólną kawę w ramach rekompensaty?- Zapytał posyłając jej szeroki i zachęcający uśmiech.
Agnes pracowała w herbaciarni stosunkowo niedługo, a już zdążyła rozbić dwa talerzyki, cztery filiżanki i jeden porcelanowy dzbanek - nie żeby liczyła każdy taki incydent, po prostu musiała pokryć koszty swojej niezdarności z własnej wypłaty. W tym czasie udało jej się również dwukrotnie oblać Kiryła kawą, dlatego dziewczyna zaczęła się poważnie zastanawiać, czy dla dobra innych nie powinna rozglądać się za inną pracą, bo jak tak dalej pójdzie, to niechybnie zostanie zwolniona...o ile nie zdemoluje wcześniej lokalu, puszczając tym samym panią Puddifoot z torbami. Na myśl o szefowej dziewczyna rozejrzała się z przestrachem po pomieszczeniu, jednak nigdzie nie zauważyła starszej kobieciny. Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że koleżanki na nią nie doniosą, a skoro huk, który spowodowała nie przyciągnął tutaj staruszki, to może całe zajście pozostanie niezauważone. Ponownie skupiła uwagę na Rosjaninie, czując się zażenowana całą tą sytuacją, w duchu przeklinając zdradzający ją rumieniec, wykwitły na twarzy i dekolcie dziewczyny. Napięcie dookoła niej rosło, powodując nieprzyjemny ucisk w żołądku, a Agnes dopiero po chwili zdała sobie sprawę z absurdu całej tej sytuacji. Kirył wciąż leży na ziemi z lekko zdezorientowanym uśmiechem na twarzy, natomiast ona klęczy obok czerwona jak burak. Mając w pamięci, że jeszcze przed chwilą wyglądali, jakby odgrywali scenę z taniej komedii romantycznej, Agnes nie potrafiła powstrzymać rozbawienia. Z początku próbowała ukryć nagłą zmianę nastroju, jednak kiedy z jej ust zaczął wydobywać się cichy chichot, jedyne co mogła zrobić to posłać chłopakowi przepraszający uśmiech. Ktoś mógłby pomyśleć, że dziewczyna jest niestabilna emocjonalnie lub szalona, ale ona taka już była - w jednej minucie miała ochotę zapaść się pod ziemię, by w następnej w ogóle się zajściem nie przejmować. Gdy udało jej się uspokoić, usiadła w klęczkach i zaczęła poprawiać fryzurę, która uległa całkowitemu zniszczeniu. Znajdowali się w takim miejscu, że z jednej strony osłaniał ich bar z kasą, natomiast z drugiej byli odgrodzeni od reszty sali kilkoma okrągłymi stolikami, nakrytymi obrusami sięgającymi aż do ziemi. Tak więc ukryci przed wzrokiem reszty towarzystwa, mogli skorzystać z chwili prywatności, nie obawiając się ciekawskich szeptów, które zapewne niedługo przerodziłyby się w plotki. Dla Agnes była to okazja do krótkiej przerwy w pracy, na którą nie mogła sobie pozwolić przez cały dzień. Podczas zaplatania ponownie włosów w warkocz, przekładając kosmyki przez siebie, praktycznie nie skupiała się na wykonywanej czynności, kierując bystre spojrzenie kasztanowych tęczówek na poetę. Przewróciła oczami, słysząc jak próbuje wyśmiać swój występ. -Przesadzasz, wcale nie było tak źle. Twój wiersz nie był najgorszy-uśmiechnęła się pokrzepiająco. Może i poezja Kiryła do niej nie przemówiła, będąc odrobinę zbyt patetyczną i ocierającą się o banał, ale bądźmy szczerzy, podczas dzisiejszego wieczoru występowało wielu stokroć gorszych poetów. Wiersz Rosjanina był przynajmniej ładny pod względem artystycznym, co wynagradzało niezbyt wyszukaną treść. Agnes nie uważała się jednak za osobę odpowiednią do oceniania poezji, dlatego pozostawiła uwagi dla siebie, nie chcąc urazić poety, który chyba nie był zbytnio zadowolony ze swojego występu. Na jego propozycję zareagowała cichym westchnieniem - ile by dała, by napić się dobrej kawy. Choć pracowała w herbaciarni, to o ironio wciąż nie miała czasu na filiżankę ulubionego napoju. Podniosła się nieco, rozglądając się ukradkiem po lokalu. Większość gości już wyszła, zostało zaledwie kilka osób - łącznie trzy stoliki do obsłużenia, nie jest źle. Przeniosła wzrok za bar, spostrzegając, że jedna z kelnerek zdążyła skończyć pracę, najwyraźniej nie zamierzając brać nadgodzin. Wciąż jednak były na sali w dwójkę, co jest wystarczającą ilością, jak na tyle ludzi, szybko podjęła więc decyzję. Wróciła pod stół, a raczej na ziemię obok niego i uśmiechnęła się do Kiryła. -Z wielką chęcią. To co zwykle?-po czym nie czekając na odpowiedź wstała i otrzepała spódnicę. -Poczekaj chwilę-powiedziała, kierując kroki w stronę ekspresu. Zaparzyła espresso dla chłopaka, sama przygotowując sobie mocne cappuccino - jakkolwiek wielkim miłośnikiem kawy by nie była, nie potrafiła przełknąć napoju bez chociażby odrobiny mleka. Ułożyła na tacy dwie filiżanki i kawałek ciasta czekoladowego, który była winna Kiryłowi, by następnie ruszyć z powrotem w stronę stolika, tym razem uważając, by ponownie nie potknąć się o torbę chłopaka. Z uśmiechem postawiła tace na drewnianym blacie i podała filiżankę oraz ciasto czarodziejowi, sama zajmując miejsce naprzeciwko niego.
Tak to już było, że Kirył miał okazje poznać Agnes jako osobę lekko niezdarną. Nie oznaczało to jednak, że jej nie polubił, dziwiło go tylko, jak osoba której tak często zdarzają się..."zaniedbania" wciąż pracuje w herbaciarni. Oczywiście cieszyło go to, że tak jest, lubił dziewczynę, wydawało mu się, że jest bardzo wrażliwa, poza tym, była inspirująca na swój niezdarny sposób. Z nią, w odróżnieniu od innych kelnerek, która jak mu się wydawało, traktowały go jak dziwaka, mógł porozmawiać. W sumie nie przeszkadzało mu leżenie na ziemi, był tak zażenowany, zarówno tym, co zrobili razem z Agnes, jak i swoim wcześniejszym występem, że chętnie zapadłby się pod nią, ale jak to się mówi, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma i musiało mu wystarczyć leżenie na podłodze. Tak sytuacja zdecydowanie komiczna, dlatego nie zdziwił go stłumiony chichot dziewczyny, który Rosjanin odwzajemnił bez skrępowania i posłał jej rozbawiony uśmiech. Mogli sobie pokonwersować w oddzieleniu od reszty uczestników, jak dzieci które schowały się przed rodzicami na jakiejś rodzinnej imprezie, dlatego chłopak nie zamierzał ukrywać emocji. Również podniósł się do pozycji siedzącej i otrzepał lekko ubrudzoną koszule i doprowadził do ogólnego porządku po upadku. Jak widać, jego żart na rozluźnienie atmosfery wzięła poważnie, fakt, że próbowała go pocieszyć, był bardzo miły, cóż chłopak wiedział, co zrobił źle i jak urocza i szczera nie byłaby w pocieszaniu Agnes, nie mogła wpłynąć na to, co myślał o sobie w tym momencie. -Najgorzej może i nie, ale i tak okropnie.... wszystko poszło nie tak, intonacja, pomyliłem się we własnym wierszu dwa razy i jak by tego było mało, był po prostu słaby, a ja nie chciałem tego dostrzec, ale to nie ważne, było minęło, a ja wyciągnę z tego wnioski.- Miał nadzieje, że przyjmie jego propozycje, nikt nie pomagało na zły występ tak jak przyjemna rozmowa. Nie chciało mu się wracać do domu, prawda była tak, że doskwierała mu ostatnio samotność, a z dnia na dzień tylko się w tym utwierdzał. -Tak, dobrze wiedzieć, że ktoś pamięta.- Już po chwili siedział wraz z Agnes, przy stole, delektując się zapachem i smakiem ulubionego espresso, jak zwykle, kiedy tu przychodził, wybornego. Jak się okazało, dziewczyna przyniosła również kawałek ciasta, nie wiedzieć czemu tylko dla niego. -Wyborna kawa, jak zwykle.- Powiedział cicho, prawie że do siebie. -Uczysz się w Hogwarcie prawda Agnes? Ja całkiem niedawno go skończyłem, nie dawno, bo czym są trzy lata.
Kawa od zawsze miała na dziewczynę prawie że zbawienny wpływ. Nie chodziło nawet o kofeinę, która szczerze mówiąc niezbyt ją rozbudzała, ale o smak i zapach - dwa nieodłączne elementy każdego dania czy napoju, gwarantujące w tym przypadku niezwykle przyjemne doznania. Agnes nie wyobrażała sobie zacząć dnia bez tego cierpkiego, gorzkiego smaku kawy, przenikającego się ze słodkawym smakiem śmietanki lub mleka - w zależności od tego, co akurat było pod ręką. Dlatego też siedząc na drewnianym krześle, należącym zapewne do tych niezbyt wygodnych, jednak całe szczęście wyłożonych miękkimi, pufiastymi poduszkami w pastelowych kolorach, dziewczyna nie mogła pohamować wkradającego się na jej twarz błogiego uśmiechu zadowolenia, gdy do jej nozdrzy dotarła dobrze znajoma woń. Mimo zmęczenia wyjątkowo pracowitym tygodniem, a także emocjami towarzyszącymi dzisiejszemu wieczorowi, Agnes, rozkoszując się aromatem świeżo mielonej kawy, choć na chwilę poczuła ogarniające ją odprężenie i spokój. Ucieszyła się, że napój Kiryłowi smakuje, w końcu miał okazję go wypić, a nie zbierać ze swoich rękopisów, posłała mu więc w odpowiedzi szczery uśmiech, licząc, że i on poczuje się lepiej po kilku łykach gorącego płynu. Dziewczyna ułożyła łokcie na stole, opierając w ten sposób podbródek na dłoniach i skupiając swoją uwagę na towarzyszącym jej czarodzieju. Dobrze wiedziała, że chłopak potrafił mówić z pasją, tak żarliwie się wypowiadając i wierząc w każde jedno słowo, które padało z jego ust. Choć czasem popadał w odrobinę zabawny, patetyczny nastrój, to rozmowy z nim zawsze były inspirujące i zwyczajnie przyjemne. -Tak, VIII rok, chociaż właściwie wakacje za pasem, a ja nie planuję nie zdać, więc można powiedzieć, że jedną nogą jestem już na IX roku-przewróciła oczami, uśmiechając się delikatnie i robiąc przerwę na łyk kawy. -Hm...Trzy lata? Pewnie masz rację, chociaż na dziś dzień wydaje się to dość długo. Na przykład nie potrafię wyobrazić sobie, co będę robić za trzy lata. To takie nierealne myśleć o sobie w tak długim odstępie czasowym, nie uważasz?-dopiero po chwili dotarło do niej, że to co powiedziała mogło być odebrane dwojako. Jej twarz ponownie pokrył rumieniec, a dziewczyna szybko poprawiła się, nie chcąc w żaden sposób urazić Kiryła. -Przepraszam, ja nie miałam nic złego na myśli...to znaczy, trzy lata po zakończeniu szkoły to faktycznie nic...po prostu tak mówię co mi ślina na język przyniesie, wybacz-posłała chłopakowi przepraszający uśmiech.
Kawa, napój popularny zarówno w świecie czarodziejskim, jak i mugolskim. Czy zasłużenie? Niewątpliwie. Co Kirył sądził i kawie? Wręcz ją kochał i był gotów zgodzić się z każdym, kto nazywał kawę napojem bogów. Uwielbiał każdy z jej aspektów, rodzajów i sposobów podania. Rosjanin darzył taką samą miłością wszystko, co było związane z kawą, lody, cukierki, ciasta. Kofeina, choć nie była aż tak ważna, to ona również była dość ważnym elementem jego życia, napędzającym go do pracy i tworzenia. Jeżeli nie napił się porannej kawy, nie potrafił sklecić nawet kilku sensownie brzmiących zdań, a co dopiero jakiś ładny wiersz. Właśnie dlatego, oddawał się wdychaniu kawowych oparów i kosztowania napoju, z wręcz nabożną czcią. Smakował idealnie, Kirył nie chciał zbytnio łechtać dumy Agnes, chociaż faktycznie przydałby się jej komplement, szczególnie po tym małym wypadku. -Chyba już wiem czemu, pani Puddifoot cię zatrudniła. Ta kawa jest wyborna, dawno nie piłem tak dobrze przyrządzonej. Pewnie nikt z waszych pracowników nie dowiózłby mi kawy na ulicę pokątną?- Zapytał pół-żartem, pół-serio, doprawdy powalony tym jak świetnie smakowała przyrządzona przez studentkę kawa. Co prawda on sam nie był w tym aż tak zły, nie była ona jednak czymś stricte robionym dla smaku, miała spełniać swoją funkcję, a jemu nie zawsze chciało się rozwodzić nad jej smakiem. Ileż by dał, by ktoś przynosił mu taką kawę co rano. Po pierwszym zachwycie, nad smakiem i zapachem kawy, przyszedł czas na drugą, nie mniej przyjemną czynność, jaką było obserwowanie dziewczyny. Uwielbiał obserwować ludzi, a dziewczyna była bardzo atrakcyjna i jak zdołał zaobserwować emocjonalna, wprost idealny "cel" do obserwowania, jedna z wielu muz, o których potem tworzył. Był pod tym względem zdecydowanie dziwakiem i cieszył się, że mało kto potrafił czytać w myślach. -Tak też myślałem, pierwsza praca? Ja pracowałem w antykwariacie, nawet w pracy nie potrafiłem się oderwać od książek. Kiedy tak mówię, wychodzę chyba na jakiegoś bardzo starego, a przecież między nami jest tylko 5 lat różnicy.- Również posłał jej szeroki uśmiech, swych śnieżno białych zębów. Jej słowa były prawdziwe, on sam w pewien sposób wiedział, kim chcę być, nie mógł być jednak pewien tego, czy jego plany się spełnią. Prawda była taka, że do niedawna utrzymanie się z samej pracy poety, wydawało mu się jedynie odległym marzeniem, a nie realną szansą na prace. -Coś w tym jest, ale jednego możesz być pewna, nieważne jak bardzo byłabyś zagubiona, nie pójdzie ci gorzej ode mnie, naprawdę. Początki mojego w pełni "dorosłego" życia, to jeden wielki przypadek i gdyby nie doza szczęścia, wszystko mogło, by się potoczyć zgoła inaczej.- Powiedział, by choć troche podnieść ją na duchu. Oczywiście czym były słowa jakiegoś nieznajomego i to poety! Co poeta mógł wiedzieć o życiu, przecież poeci to marzyciele z bogatych domów, których stać na nic nierobienie i rozmyślanie o tym na czym świat stoi. Cóż... przypadek Kiryła pokazywał, iż bywało inaczej. Jej rumieniec lekko go zdziwił i wprawił w jeszcze większe zainteresowanie jej osobą. -Nic się nie stało, to tylko ultone słowa przy kawię, nie możesz stresować się aż tak. Nawet ja, poeta który przykłada wagę do tego co mówi, zwykłem mniej się pilnować.-
Gwar w sali powoli ucichał z każdym wychodzącym z herbaciarni klientem; coraz rzadziej można było usłyszeć brzdęk porcelanowej filiżanki uderzającej o spodek lub stukot pantofelków drugiej kelnerki, która obsługiwała ostatnich gości. Wieczór powoli przechodził w noc, czego doskonałym potwierdzeniem była narastająca wrzawa, dobywająca się z pobliskiego baru - bardzo możliwe, że część poetów opuszczających lokal pani Puddifoot po prostu przeniosła się tam, by wypić szklaneczkę czegoś mocniejszego. Jednak ani pustoszejąca herbaciarnia, ani harmider kilka przecznic dalej nie mąciły w tym momencie myśli Agnes, zbyt zajętej rozmową z Kiryłem, by zwracać uwagę na cokolwiek innego. Dziewczyna zawsze angażowała się w rozmowę całą sobą, o ile oczywiście już do takowej doszło, bowiem Puchonka większość życia spędzała, trzymając się na uboczu z własnym notatnikiem. Równie często można ją było spotkać z nosem w małym, czarnym zeszyciku, skrobiącą coś zawzięcie, jak i śmiejącą się w otoczeniu znajomych. Szatynka akurat uniosła filiżankę do ust z zamiarem upicia kolejnego łyka słodko-gorzkiego napoju, kiedy usłyszała komplement adresowany w swoją stronę. Spuściła wzrok, rumieniąc się lekko, a naczynie z kawą zastygło kilka centymetrów od jej twarzy. -Oh dziękuję, ale ta kawa z pewnością nie jest aż tak dobra...to znaczy nie mówię, że jest zła, ale znam kilka osób, które jedną filiżanką potrafią powalić na kolana.- powiedziała, posyłając chłopakowi blady uśmiech. Przypomniała sobie Annie i wieczór, kiedy o raz pierwszy spotkała Gryfonkę. Panna Neemo wówczas skrzywiła się, czując w ustach smak zaparzonej przez Agnes kawy, a następnie sama przyrządziła najwspanialsze latte, jakie Puchonka kiedykolwiek piła. Oczywiście od tego czasu podszkoliła się trochę, jednak nadal wiele jej brakowało do zdolności baristycznych koleżanki. -A wiesz, że nawet nie wiem, czy istnieje taka możliwość? Nigdy nikt o to nie pytał, ale porozmawiam z panią Puddifoot na ten temat...chyba, że wcześniej mnie zwolni.- przewróciła oczami, chociaż było w tym ziarnko prawdy. Starsza kobieta miała kilka solidnych powodów, by wyrzucić Agnes już dawno temu - a to wylała kawę na któregoś z klientów, a to rozbiła komplet porcelanowych filiżanek - słowem chodząca niezdara. Dziewczyna jednak zawsze sowicie przepraszała za swoje niedopatrzenia i oczywiście wszystkie straty pokrywała z własnej wypłaty, może więc dlatego staruszka zdecydowała się dać jej kolejną, i kolejną, i kolejną szansę. Po chwili osiemnastolatka przypomniała sobie wreszcie o filiżance kawy, która wciąż znajdowała się w niewielkiej odległości od jej warg, i już kilka sekund później czuła w gardle przyjemne ciepło, gdy ulubiony napój znalazł się w jej ustach. Przymknęła na chwilę powieki, jednak nie dane było jej zbyt długo rozkoszować się smakiem kawy. Niezdolna by odpowiedzieć na pytanie czarodzieja, bowiem słodko-gorzki płyn nadal znajdował się w jej ustach, Puchonka jedynie kiwnęła głową, słuchając w uwagą historii poety. Gdy tylko padło słowo "antykwariat", twarz dziewczyny rozjaśnił błogi uśmiech, przez co na moment mogła wyglądać niczym dziecko rozmyślające o zabawkach. Agnes potrafiła spędzać pół dnia na targach staroci, szperając między zabytkowymi meblami, a ubraniami z minionych epok, dyskutując ze sprzedawcami i kolekcjonerami, czy po prostu przeglądając stare pocztówki. Uwielbiała tę magiczną atmosferę, która panowała w takich miejscach - jakbyś przeniósł się w czasie! I faktycznie, chwilę później rozmowa faktycznie przeniosła ich w czasie, jednak nie do przeszłości, a kilka lat do przodu, bowiem temat zmienił się na plany zawodowe, których Agnes, co tu dużo mówić, nie miała. Kiedyś była pewna, że zostanie magomedykiem i nawet nauczyła się wszystkich dostępnych podręczników uzdrowicielskich na pamięć, jednak teraz o wiele bardziej skłaniała się w kierunku kariery polityczno-społecznej. Dziewczyna marzyła, że pewnego dnia niemagowie dowiedzą się o istnieniu magicznego świata, i że wszyscy będą żyli wedle równego prawa, bez podziału na mugoli i czarodziejów. Było to jednak jedynie marzenie, bowiem zwolenników swojej teorii Puchonka mogłaby policzyć na palcach. Już miała poruszyć ten temat z Kiryłem, w końcu poeci słyną ze swojej wrażliwości na drugiego człowieka, gdy nagle usłyszała nad sobą znaczące chrząknięcie. Druga kelnerka stała wyczekująco przy stoliku, który zajmowali, a gdy Agnes rozejrzała się po sali, dostrzegła, że wszyscy oprócz ich trójki opuścili już lokal. Koleżanka z pracy pożegnała się z Puchonką, posyłając Kiryłowi badawcze spojrzenie, po czym zostawiając klucze na stoliku, wyszła z herbaciarni, ginąc w mroku na zewnątrz. Nieco zmieszana szatynka zwróciła się ponownie w stronę towarzysza. -Chyba powinniśmy się zbierać. Muszę jeszcze posprzątać, a już dawno minęła północ. Dokończymy tę rozmowę kiedy indziej, dobrze?- zapytała z nieśmiałym uśmiechem, a gdy oboje dopili kawę, dziewczyna odprowadziła Kiryła do drzwi i pożegnała go z szerokim uśmiechem. -Do zobaczenia!- rzuciła jeszcze, ale czarodziej już zniknął, tonąc w ciemności. Osiemnastolatka westchnęła cicho, a następnie zajęła się porządkowaniem sali, przekręciwszy wcześniej kluczyk w zamku. Zebrała pozostawione na stołach talerze, filiżanki i patery z ciastami, układając z nich mały stosik w kuchennym zlewie. Następnie uprzątnęła kolorowe obrusy, gdzieniegdzie naznaczone plamami po kawie, przetarła drewniane blaty wilgotną szmatką, pozamiatała okruszki z podłogi i wyczyściła ekspres do kawy, aż wreszcie stanęła po środku niewielkiej sali, podpierając się pod boki, zmęczona, ale zadowolona. Lokal był gotowy, by następnego dnia przyjąć klientów -całe szczęście, że Agnes miała wolne, bowiem chyba zasnęła by na stojąco po tak intensywnym wieczorze. Zgasiła światło i zabierając swoje rzeczy z zaplecza, w którym też zostawiła biały fartuszek z wyszytym nań różową nitką imieniem "AGNES", opuściła herbaciarnię tylnym wyjściem, by udać się prosto do zamku.
Dostrzegłeś ogłoszenie o konkursie dla młodych talentów organizowanym tu, w Hogsmade. Zachęcony swoimi poprzednimi sukcesami, natychmiast wysłałeś zgłoszenie i zacząłeś przygotowania. Byłeś pewien swoich umiejętności, więc niezbyt skrupulatnie poświęcałeś temu czas, ponieważ obowiązki szkolne oraz te związane z odznaką prefekta, robiły swoje. Nadszedł jednak w końcu dzień konkursu, a Ty stawiłeś się w herbaciarni nienagannie wystrojony i chwilę przed czasem.. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,2 Usiadłeś, zamówiłeś wodę i czekałeś na swoją kolej, powtarzając rolę i przygotowane przez siebie kwestie. Poziom konkursu był naprawdę wysoki, a Ty zaczynałeś żałować, że tak lekkomyślnie do tego podszedłeś. Kolejne osoby wypadały naprawdę świetnie. W końcu usłyszałeś własne nazwisko.. Wstałeś gwałtownie i już miałeś wejść na scenę, gdy okazało się, że ktoś rozlał herbatę, a Tobie powinęła się noga. Jak długi poleciałeś na podłogę, brudząc sobie cały garnitur i wywołując salwę śmiechu. Dobrze, że poza Twoją zranioną dumą, siniakami i rozciętym policzkiem, nie stało się nic poważniejszego! Sama rywalizacja poszła Ci naprawdę źle, zapomniałeś tekstu. Byłeś chyba zbyt zaabsorbowany swoim wcześniejszym upadkiem.
3,6 Nie powtarzałeś tekstu, popijałeś wodę i skupiałeś się na obserwacji innych aktorów, kiedy to urocza blondynka dosiadła się do Twojego stolika. Otwarcie się przedstawiła, zaczynając rozmowę. Była widocznie Tobą zainteresowana. Skupiłeś się całkiem na nowej koleżance, zaintrygowany jej umiejętności retorycznymi. Okazało się, że ona również bierze udział w konkursie i mogliście rozmawiać o sztuce. Było to pouczające! Do Twojego kuferka trafia 1 punkt DA! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
4,5 Zerkałeś na zegarek. Miałeś pecha, bo byłeś ostatni na liście uczestników. Przez obowiązki i pośpiech zapomniałeś zjeść obiadu, przez co czułeś narastający głód. Gdy w końcu nadszedł ten czas, pewny siebie poszedłeś na scenę i zacząłeś odgrywać przygotowaną scenkę.. Nie zwróciłeś uwagi, że rozbawione spojrzenia i uśmiechu w Twoją stronę wcale nie były wywołane wybranym przez Ciebie materiałem, a głośnym burczeniem w brzuchu. Dopiero roześmianie się kelnerki idącej z obok sceny z ciastkiem na tacy sprawiło, że poczułeś rumieńce na policzkach. Zacząłeś się jakąś i stresować, chociaż normalnie nie zareagowałbyś w ten sposób- byłeś przecież profesjonalistą! Cóż, to z pewnością nie był ani Twój dzień, ani Twoja chwila! Na pocieszenie jednak dostałeś pyszne rogaliki a dżemem malinowym od właścicielki herbaciarni.
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Pierwszy raz ogłoszenie zobaczył, kiedy rano w pośpiechu wyprowadzał Chione na spacer - estetycznie wykonana kartka smętnie wisiała na jednym ze słupów i Ezra nawet ze współczucia dla autora tej przez większość pomijanego ogłoszenia chciał zerknąć na jego treść. Potrzeba psiny była jednak ważniejsza, więc Clarke dał się pociągnąć w kierunku drzew. Kolejny raz podczas wizyty w najbliższej kawiarni, gdy kupował kubek naparu dla dodania sobie energii. Kolejka była jednak zbyt długa, aby po drodze przejmował się ulotkami. Ostatecznie dopiero w teatrze ogłoszenie wpadło mu w ręce, kiedy znajomi dyskutowali o owym konkursie, rozważając swój udział. Ezra nie miał czego rozważać - był młody i był też talentem (nieodkrytym, marnym, pospolitym, wybitnym, interesującym - niepotrzebne skreślić przez jurorów) a ostatnie sukcesy całkiem go podbudowały. Chętnie więc posłał sową swoją kandydaturę. A potem konkurs zszedł gdzieś na drugi plan wobec obowiązków szkolnych i zobowiązań towarzyskich; to w istocie nie było nic ważącego na jego karierze. Ot, jakaś rozrywka powiązana z nutką rywalizacji. Nawet kiedy pojawił się w kawiarni, Ezra nie przejmował się powtarzaniem tekstu - jego atutem nie było wkuwanie kwestii na pamięć, ale charyzma i talent do improwizacji. Zresztą, był tu również po to, aby czegoś się nauczyć. Dlatego z zainteresowaniem obserwował pozostałych aktorów, skupiając się na ich mimice, na ekspresji kumulującej się w gestykulacji, na możliwościach głosu... I jego zdaniem poziom był faktycznie wysoki. Nie przeszkadzała mu jednak obecność uroczej blondynki, która odważnie dosiadła się do jego stolika. Lekko uniesione brwi Ezry świadczyły o zaintrygowaniu - po świecie wcale nie chodziło tak wiele osób, które nie miały żadnego problemu z zaczepianiem obcych ludzi. Zresztą, Ezrze pochlebiało jej zainteresowanie, nie tylko ze względu na ładną buzię, ale również ogromne umiejętności retoryczne, które ujawniły się już po kilku zdaniach rozmowy. Koleżanka bez problemu odwróciła uwagę Krukona od sceny - zawsze przyjemnie było słuchać, gdy ktoś opowiadał o czymś, na czym się znał i co było jego pasją. Od razu wtedy oczy lśniły trochę bardziej, a uśmiech stawał się trochę szczerszy niż mógł wywołać jakikolwiek inny człowiek. I Ezra dokładnie to widział w przypadkowej znajomej. Być może ona widziała to w nim już w momencie, kiedy się przysiadała? Czasami po prostu wie się, kiedy spotyka się człowieka ulepionego z tej samej gliny. Jeśli zatem po tej rozmowie Ezra miałby za kogoś trzymać kciuki na tym konkursie, to zdecydowanie była to ta dziewczyna. Jemu i tak udało się już wydobyć korzyść - taka rozmowa była bardziej wartościowa niż garść galeonów w ramach nagrody.
Dziewczyny przez całą drogę ze sobą rozmawiały. Li czuła, że naprawdę mogłaby dogadać się z dziewczyną, jednak widziała, że ta nie jest za bardzo do tego chętna. Ok. Niby z nią rozmawiała, ale widać było ten dystans, który ich dzielił. No na pewno nie miała zamiaru jej do siebie przekonywać, nic na siłę. Jednak miała nadzieję, że to dzisiejsze spotkanie nieco zbliży do siebie dziewczyny, chociaż czy Winter będzie chciała znać tak bujną dziewczynę, która była całkiem odmienna od niej? Jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają. Dowędrowały aż do Hogsmeade, no tutaj czuła się już całkowicie lepiej. Szczerze powiedziawszy nawet na moment zapomniała o tym co stało się na cmentarzu. Wolała o tym zapomnieć, a Winter o tym dalej nie wspominała, dlatego była jej za to wdzięczna. Jednak rozpamiętywanie tego na pewno nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Nie liczyła na to, że Winter będzie chciała spędzić z nią więcej czasu, ale Li z uprzejmości zaprosiła ją na coś ciepłego. Jednak wieczory były już chłodne, dlatego postanowiła się nieco rozgrzać, czy w towarzystwie krukonki czy nie miała takie prawo. Ale na szczęście i ta się zgodziła. Li z nudów często odwiedzała różne lokalizacje w wiosce i chyba znała już wszystkie tutejsze kawiarnie. Wiedziała, gdzie można się napić czegoś naprawdę dobrego. Weszły do środka i od razu zarezerwowała jeden ze stolików. - Czego się napijesz? - zapytała. - Oczywiście ja stawiam, jestem Ci dłużna to wyratowanie z cmentarza. Sama nie wiem jakbym sobie z tym poradziła. - powiedziała. Naprawdę była jej wdzięczna i wdzięczna losowi, że ona się tam zjawiła. Sama chyba dostałaby szału na widok ponuraka, a tak to była nieco spokojniejsza o swój dalszy los. - Ja chyba skuszę się na Malinowego Chruśniaka. Ponoć bardzo dobry, a sama jeszcze nie miałam okazji go skosztować. - oznajmiła.
Winter, jak zwykle, zachowywała stosowny nań dystans. I o ile rozmawiała, o tyle robiła tylko pozory otwartej na oczy Li księgi. Owszem, dogadywała się, mimo że przesądy nie były jej mocną stroną, o tyle obecność studentki o azjatyckich korzeniach nie wkurzała ją. Zazwyczaj ludzie wzbudzali w niej zgoła odmienne reakcje; nieraz intuicja wywoływała, że coś jest nie tak, że coś po prostu szwankuje i gdzieś znajduje się iście fałszywy akord, uwieńczony wśród reszty nut, które powinny tworzyć finezyjną całość przy dotyku za pomocą smyczka skrzypiec bądź klawiszy fortepianu przy pomocy opuszek palców. Niemniej jednak była uprzejma oraz życzliwa - tyle wystarczyło, by przekonać do siebie Puchonkę w takim stopniu, by zawitać następnie w jednym z okolicznych lokali, a prawdę rzecz mówiąc - w kawiarence, gdzie to nie miała okazji się jeszcze pojawić. Prawda jest taka, że nigdy wcześniej nie była w żadnej. Chłodne wieczory uderzały Wielką Brytanię z coraz to większą siłą; czyżby Winter została zmuszona do wyjęcia z szafy glanów oraz iście czarnego płaszcza? Kto wie. Przyrąbanie metalową blachą tworzącą buta w piszczel na pewno zaboli na tyle, że zniechęci to potencjalnego złodzieja, gwałciciela czyhającego w krzakach lub inne mniej lub bardziej nieporadne ścierwo chcące zyskać na słabości i niewinności ludzkiej na tyle, że ten zacznie uciekać w popłochu. Niemniej jednak o tym nie myślała, zaś rzeczywiście na zewnątrz robiło się po prostu na tyle zimno, iż zwyczajnie przyjęła zaproszenie od Na i weszła do okolicznej herbaciarni, wyczuwając w powietrzu dość przyjemną woń aromatu napojów serwowanych w tymże miejscu. Przypomniało jej to o babci, o tym jak potrafiła być niezwykle pomocna w trudnych momentach życia Krukonki. - To miłe- dodała, spoglądając dookoła, jako że miejsce to było małe i przytulne; jej oczy nie musiały zbytnio się wytężać, zaś ciemnota powoli zapadała za bezpiecznymi ścianami lokalu - ale pojawiłam się tam zupełnym przypadkiem. - nie mogła przyjąć zapłaty za napój, skądże. Niby funkcjonują takie słowa, że jak dają, to ma brać, a jak biją, to ma uciekać, niemniej jednak Winter nie lubiła się zadłużać w jakikolwiek sposób, tudzież wyciągnęła z kieszeni własne galeony. O ile tych było w ogólnym rozliczeniu dziewczyny żałośnie mało, o tyle nie wyjęła ich wszystkich; bieda w jej przypadku piszczała na alarm. - Sama za siebie zapłacę. - rzuciwszy, spojrzała na serwowane napoje, które to oferowała herbaciarnia, słysząc nagle o Malinowym Chruśniaku. Może rzeczywiście warto? Przepadała za malinami, a przede wszystkim za ich połączeniem z herbatą; czyżby ryzyko było warte tych paru galeonów? O smaku napoi jej wiedza była równa tyle co nic. Nawet mniej niż zero. - Myślę, że też się na niego skuszę. - i zdążyła wystawić odpowiednią sumę, składając zamówienie, nim Li w jakikolwiek sposób podjęła się akcji, by następnie zająć wolne miejsce wraz z dziewczyną. - Brzydka pogoda jest na zewnątrz. - dodała, spoglądając na całokształt chmur przeszywających Wyspy Brytyjskie. Ewidentnie wakacje były przyjemniejsze. - Pracujesz gdzieś w okolicy? - musiała zarzucić, tak na wszelki wypadek. Teoretycznie nikt nie mógł jej zauważyć z Azjatką; sam fakt wspólnego spaceru zwiększał prawdopodobieństwo, że ta znajdzie się w jeszcze większych i o wiele gorszych tarapatach. O siebie już nie dbała, ale nie bez powodu unikała spotkań z ludźmi; być może nie ześle na niej jakiegoś pecha?
Mimo iż Winter zdawała się być nieosiągalna, ta postanowiła jakoś to zmienić. Może jakoś się dziewczyna przed nią otworzy? Niemożliwe przecież, że nie jest skłonna do jakichkolwiek uczuć w stosunku do drugiej osoby. Wydawała się być miła i uczynna. Czy zależało jej na tej znajomości? Może trochę, ale przecież głowy nie da sobie za to urwać. Wydawała się być w porządku dlatego też chciała dać im szansę na rozwinięcie jakiejkolwiek znajomości. Może będzie ona w jakiś sposób owocna, a może nie. Ale uważała, że warto zaryzykować i sprawdzić czy dziewczyny będą w stanie się dogadać na dłuższą metę. Kto wie co będzie po ich spotkaniu. Może będzie tak jak z resztą znajomych Li, którzy jedynie kiwną jej głową na znak przywitania i przejdą obok niej jakby nigdy nic. Nie chciała się po raz kolejny zawieść dlatego dość spokojnie do tego podchodziła. Nic na siłę. Pogoda robiła się coraz to gorsza. Nie padało chociaż tyle, bo Li nienawidziła deszczu, oraz zimna. Jako futrzak nie musiała się przejmować za bardzo pogodą, bo jednak miała swoje futerko i było jej naprawdę w nim bardzo dobrze. Jednakże w postaci ludzkiej pogoda dawała jej się we znaki. Ale zauważyła, że jest bardziej odporniejsza. Za młodych czasów była strasznym chorowidkiem, a teraz żadna pogoda nie była jej straszna. Jednakże zawsze wolała dmuchać na zimne i ubierać się ciepło gdy pogoda od tego wymagała. Nie widziało jej się leżenie w Skrzydle Szpitalnym i przyjmować odpowiednią dawkę leków. - Przypadkiem czy też nie uratowałaś mnie z opresji. - oznajmiła i posłała jej wdzięczny uśmiech. Nie mogła sobie wyobrazić co by zrobiła gdyby ta się tam nie pojawiła. Na pewno by spanikowała i mogłaby zrobić coś głupiego, a tak to krukonka zadbała o to, żeby nie zwariowała. Wydawała się być niedostępna i teraz też to odczuła. Nie jeden by się zgodził, żeby to Li zapłaciła, a ona się nie zgodziła. Nie miała zamiaru się z nią wykłócać, tym bardziej, że to nie były takie drogie rzeczy, żeby Winter to jakoś specjalnie odczuła. Li mimo iż pracowała to czuła, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy. Matkę nie miała co prosić o jakiekolwiek pieniądze, bo zawsze znajdowała odpowiednie wytłumaczenie i tym samym gasiła puchonkę. Ojciec bardziej chętniej, jednakże nie chciała im pokazać, że sobie nie radzi, bo tak nie jest. Mieszkała nadal w Hogwarcie więc pieniądze jej bardzo potrzebne nie były. Oczywiście, że są niezbędne, ale póki mieszka w szkole to ma co jeść. Przeniosła wzrok za okno i kiwnęła jedynie głową. - Tak, paskudna... - mruknęła. Już ciepłe dni odeszły i pewnie szybko nie wrócą. Trzeba się było prze klimatyzować na tutejszą pogodę i dostosować odpowiednie ubrania. - Restauracji Hufflepuff. - powiedziała. - Jednakże myślę o zmianie pracy. - oznajmiła. Może i nie było jej źle w tej pracy, ale jednak wolała coś bardziej ambitniejszego. Od jakiegoś czasu poszukiwała innej pracy. W domu, w wakacje miała dużo czasu na przejrzenie ofert, ale nic ciekawego nie znalazła. Li nie lubi zmian więc znając ją zostanie tam gdzie teraz pracuje.
Zmiany? Nikt nie wywierał na niej już żadnego wpływu. Po prostu nikt. Czy to wynikało z trudnego życia, czy także z charakteru dziewczyny (który jest tak naprawdę odbiciem rykoszetu działań ojca oraz macochy przy drobnym współudziale partnerów w zbrodni, czyli brata), była maksymalnie uodporniona na wpływy innych, brnąc własnymi, wcześniej nieznanymi wówczas drogami, posiadającymi na widoku kolce. Schemat dziewczyny, jej działania oraz wszelkie inne rzeczy, które przemknęły obok oka Ministerstwa Magii, były całkowicie zaplanowane, aczkolwiek w ślepiach osób przyglądających się z zaciekawieniem w jej stronę - całkowicie nieprzemyślane. Nikt nie wiedział, jak cholernie taktyczną istotą potrafiła być Rieux, a przede wszystkim o tym, że zawsze myśli o dwa kroki do przodu i każde z jej działań ma jakiś większy lub mniejszy sens, aczkolwiek nigdy nie jest spontaniczny, wynikający z chwilowego kaprysu. Niemniej jednak jak kogoś poznawała, nie przechodziła obojętnie obok drugiej osoby, tudzież Li nie musiała się martwić o to, że kolejna znajomość, do której zostawała powoli wliczana Winter, małymi i nieprzymuszonymi kroczkami, będzie polegała znowu na kiwnięciu głową, prostym "Cześć" oraz odejściu w swoje własne strony. Ogólnie czarownica jakoś nie odczuwała przymusu rozmawiania z ludźmi, a mgiełka, którą się otaczała niemalże zawsze i wszędzie, również nie zachęcała do jakiejkolwiek interakcji z nią. Kiedy jednak ktoś stawał się bardziej odkryty, a przede wszystkim nie był kolejną szarą twarzą w tłumie, Rieux bez problemu była w stanie podejść oraz zwyczajnie wymienić mniej lub więcej zdań - w zależności od kaprysu. - Nieświadomie. - rzuciła, łapiąc bez problemu uśmiech rzucony przez Li, chociaż sama jakoś nie wydawała się być chętna do jakiejkolwiek ekspresji emocji na swojej twarzy. Nadal była wyjątkowo tajemnicza, jak również i zaskakująco otwarta, jakby między mgiełkę, którą się otaczała, mógł wejść człowiek. Niestety, widział tylko idealnie wyprofilowany wizerunek pilnej uczennicy, za którą kryła się istna tragedia rodzinna, przemoc domowa, śmierć wielu niewinnych osób oraz apatia. Winter była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, choć należy ewidentnie przyznać, że zmiany pogody nie wpływały jakoś pozytywnie na jej stan. Zmiany ciśnienia potrafiły po prostu być uprzykrzające, stawać się niepotrzebnym ciężarem na ramionach, przez co dziewczyna zwyczajnie wolała, aby jednym ciągiem była ta sama temperatura, ten sam wiatr, te same promyki słońca rozświetlające jej tajemnicze lico. Może jeszcze nie mogła w jakikolwiek sposób poddać się transmutacji w zwierzę poprzez zdolność animagii, trzymając w swojej buzi charakterystyczny listek mandragory, co nie zmienia faktu, iż systematycznie przygotowywała się do pozostania jedną z osób, które mogą przemieniać się w stworzenia znajdujące się pod człowiekiem. Być może to przez niego łyk herbaty malinowej zmienił się w gorzki i dość nieprzyjemny napój, choć nie śmiała narzekać w żaden szczególny sposób, rzuciwszy spojrzenie chłodnych tęczówek w stronę Li. Nie wiedziała, że dziewczyna również jest jakoś zaangażowana w transmutację, jak również nie miała żadnej świadomości uzyskanej przez Azjatkę przemiany. Sama ukrywała fakt chęci przekroczenia barier, dlaczego więc miała tego samego wymagać od drugiego człowieka? - Byłaś na wakacjach w Meksyku? - zarzuciła, skoro były przy temacie pogody, a zawsze lepiej myślało się o promykach słońca, które mają nadejść zawsze po ulewie. A przynajmniej takie jest teoretyczne założenie, bo zawsze bywało inaczej, nie po jej myśli, chyba że nagle negatywna energia zostanie jakoś przełamana i prędzej czy późnej zauważą błękitne niebo, zupełnie niezakryte przez szare tumany chmurzysk. Zapłata za herbatę wydawała się być odpowiednia dla chwili wytchnienia w herbaciarni, jednak nie wiedziała również, że Li odczuwa brak jakichkolwiek pieniędzy. Drobne kwoty zawsze pożyczała, więc nie było z tym problemów, chociaż ostatnio zadłużyła się u znajomej, zatem będzie szykowała się do oddania kwoty, na którą to się pokusiła. - Szukasz czegoś konkretnego? - zapytała. Kto wie, może pomoże dziewczynie? Byleby wiedziała, w czym ta jest dobra i jakoś to będzie. Może zbyt wielu znajomości nie posiadała, co nie zmienia faktu, że po prostu sama szykowała się powoli do podjęcia stażu na aurora, tuż po zdaniu szkoły. Daj mi jeszcze chwilę. Zdjęła niepotrzebne odzienie, na które przekładała się bluza, pozostając w podkoszulce na ramiączkach - w lokalu było stosunkowo ciepło, tudzież nie widziała powodu i sensu, by się przegrzewać; a bywa to gorsze od oziębienia. Li mogła zauważyć tatuaż zdobiący jej lewe ramię, na które to składała się ledwo widoczna blizna. Między kwiatami znajdował się wizerunek testrala, które wyjątkowo zapadły jej w pamięć przez fakt ich widzenia poprzez wcześniej zaobserwowaną śmierć drugiego człowieka. Winter przyzwyczaiła się już powoli do faktu, że jej ciało zostało oszpecone w widoczny nań sposób; nie zamierzała się jednak poddawać. Pochwyciła zatem kubek z herbatą, czekając na odpowiedzi ze strony Puchonki.
Z nią jest całkowicie inaczej. Zawsze inni mieli na nią wpływ. Była bardzo naiwna i mimo iż może teraz przestrzegać innych nieco zasad to prędzej czy później do tego wróci. Tego nie potrafi w sobie zmienić. Jest łatwowierna i uwierzy w każdą bzdurę, chyba że doskonale zna ową prawdę. Chociaż to się rzadko zdarza. Często jest tak, że nie potrafi odmówić nikomu nawet wrogowi. Potrafi za niego nawet odrobić lekcje, mimo iż wcale nie jest zastraszana, a jedynie fakt, że lubi pomagać ludziom i wierzy, że przez to ta osoba zmieni o niej zdanie, bądź myśli, iż ją polubił a wcale tak nie jest. Jakby tak z boku na to popatrzeć to naprawdę szkoda tej dziewczyny, ale ona zawsze taka była. Może dlatego nie znajdowała przyjaciół? Skoro znali jej charakter dość dobrze po prostu z niej rezygnowali. Ale ona nie miała zamiaru się dla nikogo zmieniać, taka była i już. Może jeżeli ktoś postawi ją do pionu na jakiś czas zmieni swoje postępowanie, ale to zawsze do niej wraca i czasami z podwojoną siłą. Za to Li nigdy nie myśli przed zrobionym ruchem. Zawsze myśli dopiero po fakcie. Czasami jej się zdarza w porę zareagować, ale często jest tak, że jest już na to stanowczo za późno i musi ponieść tego zamierzone konsekwencje. - A jednak... - mruknęła i popiła to co sobie zamówiła. Trunek nawet jej smakował, ale czy byłaby w stanie poświęcić inne knajpy, żeby tutaj przyjść kolejny raz? Chyba nie. Po prostu ta restauracja była po drodze, a dziewczyny nieco zmarzły dlatego nie chciała jej włóczyć po całym Hogsmeade. Oj tak. Panna Rieux była bardzo tajemnicza. Czy to się Li podobało? Na pewno to jest bardziej ciekawie, jednakże ona zawsze wolała mieć czystą sytuację. Bo tak naprawdę nawet nie wiedziała czy ona się dobrze z nią czuje, czy chciałaby już jak najszybciej stąd uciec. Chociaż wydawało jej się, że Winter raczej by nie bawiła się w kotka i myszkę i poszłaby jakby miała taką ochotę. Jednakże nie chciała się tym przejmować, bo stało się inaczej. Szczerze powiedziawszy mimo iż razem uczęszczały na lekcje to nie wiedziała jak ona się uczy. Widziała ją nie raz nie dwa przy książkach, ale jednak nie interesowała się zbytnio innymi uczniami, tym bardziej, że wcześniej jakoś za sobą nie były i jedynie rozmawiały na nudny dość temat. Może i rozmawiały ze sobą na temat ocen, ale Li najwidoczniej tego nie pamiętała. Mogła się jedynie domyślać, że Winter była dobrą uczennicą. Miała takie mądre spojrzenie, ale wiadomo pozory niekiedy mylą. Ona natomiast nigdy nie miała problemu ze zmieniającą się pogodą. Czasami jej byłe przyjaciółki zastanawiały się czy ta w ogóle wie jaka jest przygnębiająca pogoda na zewnątrz mimo iż ta miała uśmiech od ucha do ucha. Nie potrafiła się przejmować tak przyziemnymi sprawami, bo dzisiaj będzie padać, a jutro wyjdzie słońce i po co się przejmować. - Nie, nie byłam. Te wakacje postanowiłam spędzić z rodziną. Wiesz mam siostrę, która nie uczęszcza do Hogwartu, nie jest magiczna, więc też muszę dbać o rodzinę. - powiedziała do niej. Taka była prawda. Ze względu na młodszą siostrę została w domu, wcale tego nie żałowała. Ale ona już na tyle dorosła, że wcale nie siedziała z nią, bo nawet nie miały o czym tak naprawdę rozmawiać. Miała innych znajomych, kompletnie inne zainteresowania. Czasami kpiła z jej zdolności. To nie było miłe gdy się to słyszy od tak bliskiej sobie osoby, dlatego wiele razy spędzała czas jako wiewiórka na drzewie obserwując swój dom niżeli z rodziną. Nawet matka wydawała się być bardziej oschła dla niej, może popierała zdanie młodszej córki? Li nigdy nie była dla niej bardzo ważna. Kiedy pojawiła się młodsza Na od razu odtrąciła Li do tego stopnia, że musiała sobie szukać lepszego towarzystwa, dlatego znalazła wuja, który to nauczył ją animagii. Była mu za to bardzo wdzięczna. Tęskniła za nim, ale od jakiegoś czasu nie mieli ze sobą kontaktu. Sam nie kazał do siebie pisać, pewnie miał jakieś problemy. Oby tylko niepoważne. Jednak obawiała się, że nie mówił jej całej prawdy od ostatniego listu coraz bardziej się o niego martwiła. Zachowywał się podejrzanie, tak jak nie on. Nieco się zamyśliła kiedy to wyrwało ją pytanie Winter. - Nie, właśnie nie. Nie mam dla siebie żadnego pomysłu. Chociaż obawiam się, że dopóki nie skończę szkoły będę pracowała jako kelnerka. - powiedziała do niej i wzruszyła ramionami. Wydawało jej się, że do innej roboty to ona się nie nadaje. Przyzwyczaiła się do tej pracy. Już prawie dwa lata jak zaczęła, naprawdę można się przyzwyczaić nawet do pracy.
Nie mogła sobie pozwolić na naiwność. I o ile każdy był taki, na jakiego natura to wychowała, to dramatyczna przeszłość odcisnęła spektakularne piętno na osobowości Winter. Niezbyt się tym przechwalała, co nie zmienia faktu, że zawsze była wyczulona na wszelakie objawy, jakie posyłało jej otoczenie podczas swobodnego biegu w celu poprawy własnej kondycji fizycznej. Dopatrywała się, starała się odnaleźć jakiekolwiek zagrożenie wynikające z czystej działalności ludzkiej, była niczym maszyna wykonująca poszczególne sekwencje kodu zapętlone na wiele sposobów, uwarunkowanych oraz z przypisanymi tablicami zmiennych. Nie inaczej - nie potrafiła przestać analizować sytuacje oraz zwyczajnie wyciągać z nich poszczególnych wniosków. Również podczas treningów starała się przewidzieć możliwe ruchy przeciwnika; tak więc, cholernie rozważnie stawiając kolejne kroki, zapoznawała się z całokształtem pani Li, z którą to wcześnie nie rozmawiała; czy to z czystego przypadku, czy braku czasu dla dokształcenia samej siebie w relacjach międzyludzkich. Sylwetka półmroku, skąpana w dość negatywnej energii, nie zachęcała do prowadzenia dalszych rozmów, jakoby odtrącając swoim całokształtem zaintrygowanych. Tylko nieliczni, być może nieświadomi tego, z czym tak naprawdę wiąże się znajomość z Rieux, chcieli brnąć dalej oraz przekraczać wymierzone żelazną ręką granice. Nie interesowali się tym, jakie zło może ona wynieść z własnych prywatnych spraw; im mniej powiązań i możliwości wydania tajemnicy, tym o wiele lepiej. Nie zmienia to faktu, że różnice się przyciągają, tworząc po prostu plus. Może rzeczywiście dziewczyny wykazywały inne systemy wartości oraz cech, co nie zmienia faktu, że się po prostu dogadywały. Co najlepsze - z Winter da się w większości przypadków w miarę normalnie porozmawiać, choć nie będzie ona sięgać do przeszłości, której dno pozostało okryte cuchnącą substancją, niezbyt zachęcającą do podjęcia się dalszych kroków. Skutecznie od myśli o tym, co może się przez kompletny przypadek stać w tym lokalu, odwiodła ją herbata, której to smak skutecznie zabijał utkwiony w policzku liść mandragory. Coś za coś, determinacja oraz cierpliwość kluczem do celu, czyż nie? Nikt nie mówił, że będzie łatwo, choć w porównaniu do sytuacji z wakacji, żucie tej cząstki rośliny przez określony czas nie wydawało się być zbyt wielkim wyczynem. Może wynikało to z faktu, że zwyczajnie przyzwyczaiła się do o wiele gorszych rzeczy, które trwały wiele lat na przestrzeni czasu? Nie była w stanie do końca stwierdzić, co nie zmienia faktu, że napój posiadał określoną, niezbyt przyjemną goryczkę, choć Winter nie oznajmiała tego w żaden szczególny sposób; wyraz twarzy pozostawał taki sam, skóra skąpana w bladości reszty barwy zdawała się zataczać linie poprzez posępny uśmiech. Całokształt studentki na ostatnim roku nie prezentował się zbyt ciekawie. Jej wyniki w nauce były powyżej jakichkolwiek oczekiwań, zaś stopniami uderzała w ten prawie najwyższy; nie oznacza to, że łatwo można było ją zbić z tropu oraz równowagi, kiedy to ktoś postanowił sobie zażartować z jej wiedzy oraz przejść do oceny z praktyki. Nie była osobą, która bez problemu zalamywała się po pierwszym podejściu ze strony losu, kiedy ten uśmiechał się niefortunnie w twarz oraz pokwitował głośnym, donośnym śmiechem. Zmiany pogody bywały co prawda w jej przypadku dość trudne do przełknięcia, jakby to była po prostu tabletka o jeszcze większej goryczce niż trzymany w ustach listek, co nie zmienia faktu, że jakoś je wytrzymywała, nawet jeżeli samopoczucie bywało o wiele gorsze. - Jest charłaczką czy to w Tobie obudziły się - nie mogła się powstrzymać przed zadaniem właśnie tego pytania; o ile status krwi kompletnie latał jej koło nosa, o tyle wiedza dotycząca aktywacji genu odpowiedzialnego za bycie czarodziejem nadal zostawała ogromną zagadką - magiczne zdolności? - dokończywszy, wzięła kolejny łyk herbaty. Rozmowa szła w jej mniemaniu idealnie; jakby prowadziła po części dochodzenie bądź jakikolwiek wywiad, wyzyskiwała dla własnej informacji rzeczy, które po prostu kiedyś mogą jej się przydać. Co najlepsze; na razie Li nie rzucała czymkolwiek na tyle, by przekraczało to jej strefę prywatną, może to i dobrze? Biorąc głęboki wdech, pozwalając na to, by płuca rozwarły żebra sklepiające skupienie najważniejszych organów wewnętrznych, po chwili go wypuściła, wraz z myślami o rodzinie. No tak. To ona była największą skazą na własnej, skoro wyróżniała się dość niskim wskaźnikiem krwi; brat i siostra mogli się pochwalić o wiele większym, choć przedstawicielce płci pięknej nie poprzewracało się przez to w głowie. Jej życie było po prostu przejebane; ojciec z dokładną precyzją wypominał jej niemalże codziennie, kto jest główną przyczyną śmierci matki. Szkoda tylko, że nie zdawał sobie w żaden sposób sprawę z tego, iż ta prędzej czy później by umarła, staczając się na samo dno. Czy było dziewczynie żal własnego rodziciela? Skądże. Nie za to, jakie piekło jej sprawił. Jeszcze chwila, za niedługo stanie się dorosła, potem zgłoszenie się na stanowisko aurora i jakoś to będzie. - Inaczej - skoro Puchonka nie miała na siebie pomysłu, Winter postanowiła dojść do rozwiązania na swój własny sposób - z jakiego przedmiotu szkolnego czujesz się pewnie? - i ponownie upiła łyk herbatki.
Była bardzo szczęśliwą dziewczynką jak jeszcze mieszkała w Chinach. Rodzice ją traktowali normalnie i potrafiła z nimi porozmawiać na każdy temat. Oczywiście to nie były takie tematy na jakie mogłaby rozmawiać teraz, bo jest o wiele starsza i jej problemy nie kończyły się tylko na zabawce, którą odebrała jej siostra. W tamtejszej szkole bardzo jej się podobała, czuła się tam bardzo dobrze, jednak była wdzięczna losowi, że rodzice postanowili się przenieść do Londynu. Zmieniła szkołę, otoczenie. Co prawda w Hogwarcie było więcej zajęć, było więcej nauki, ale tym się kompletnie nie przejmowała. Dla niej uczenie się czegokolwiek w szkole magicznej było sprawą, która ją satysfakcjonowała. Do tej pory ją satysfakcjonuje, ale jednak nie robi już tego z tak wielkim zaangażowaniem jak wcześniej. Na całe szczęście spędziła tylko rok w Chińskiej szkole i nie zdążyła się tam za klimatyzować, poznać wszystkich znajomych tak dobrze, żeby teraz musiała to przeżywać. Ok, może i miała jedną przyjaciółkę z którą bardzo dobrze się dogadywała. Nawet pisały do siebie listy przez jakiś czas, ale minął rok, dwa i dziewczyny całkowicie o sobie zapomniały. Teraz pewnie gdyby usłyszała jej imię i nazwisko nawet nie wiedziałaby kto to właściwie był. Gdy byłaby tam dłużej to na pewno by bardziej przeżyła rozłąkę z przyjaciółmi. Ona nie przejmowała się nigdy opinią innych, bo jeżeli tak miałaby robić przestałaby wierzyć w samą siebie. Ludzie różne rzeczy o niej mówili i zapewne Winter niektóre z nich słyszała, ale o to nie miała zamiaru się pytać. To było dawno. Teraz miała nadzieję, że nikt o niej nie mówi w taki sposób w jaki mówili wcześniej. Minęła im chyba satysfakcja sprawiała psychicznego bólu chince. Często przepłakiwała noce gdy dziewczyny cokolwiek na nią powiedziały. Miały powody, bo naprawdę zachowywała się bardzo dziwnie. Do tej pory można również to zauważyć, ale zapewne nie na tak wielką skalę jak to było dawniej. Jakoś za specjalnie nie liczyła na wielką przyjaźń z Winter, ale czas pokaże czy dziewczyny będą siebie warte, czy będą miały ochotę się ze sobą spotykać. Li gdyby tylko wiedziała, że tak mogłoby być, że Winter jest taką znajomością zainteresowana mogłaby zrobić wiele, nawet zbyt wiele. Nikomu jeszcze nie powiedziała swojej tajemnicy. Owszem, dwie uczennice spotkały ją w czasie przemiany. Niby obiecały, że ta wiedza zostanie tylko i wyłącznie dla nich, ale nie mogła im wierzyć na słowo. Jednakże do tej pory nie spotkała się z jakimiś opiniami na jej temat pod tym względem. Więc pewnie trzymały język za zębami. Li mogłaby mieć naprawdę olbrzymie kłopoty. W końcu była niezarejestrowanym animagiem. Jeżeli chodzi o oceny w szkole to podobnie jak Winter, Li nie miała nigdy problemu z otrzymywaniem dobrych stopni. Nawet nie tyle co się uczyła, wykuła na pamięć to wielkie znaczenie miało to, że była po prostu bardzo dobrym słuchaczem i cała wiedza z lekcji pozostawała w jej głowie jakby niewidzialny notes wszystko notował. Bardzo się cieszyła z tego, że nie musiała aż tak wiele czasu spędzać nad nauką. Gorzej było jednak z praktyką. Zaklęcia nawet jej wychodziły, jednakże eliksiry? To była porażka. Żeby jej tylko kiedyś nie odbiło i nie zaczęła warzyć eliksirów w swoim kociołku, bo to mogłoby się skończyć katastrofą, a nawet w najgorszym wypadku tragedią. - Tylko we mnie. Wiesz miała olbrzymie pretensje i wielką urazę do mnie, że to tylko ja zostałam ta "wybrana" jednakże nic z tym nie mogłam zrobić. Naprawdę bardzo bym się cieszyła jakby była tutaj ze mną. Od czasu gdy zaczęłam naukę to oddaliłyśmy się od siebie. Teraz można powiedzieć, że jesteśmy sobie całkiem obojętne. - oznajmiła. Ten fakt naprawdę bardzo ją smucił. Siostrę miała tylko jedną i zawsze byłaby ona przydatna. Bo komu ma się później zwierzać. Obawiała się nawet tego, że jak Li będzie miała potomstwo to ta nawet nie zechce być matką chrzestną dziecka, które będzie magiczne. Nawet nie obawiała się jak była tego pewna. Gardziła nią na ten moment co ją bardzo bolało, ale nie miała siły, żeby kolejny raz ją przekonywać. A na pewno nie będzie kłamać, że lepiej być mugolem niż czarodziejem. Poza tym na tyle dobrze się znały, że poznałyby kłamstwo od razu. Znów wrócił temat zmiany pracy. Li nie była do tego mocno przekonana, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że powinna to zrobić i to w jak najkrótszym czasie. Musiała zbierać już odpowiednią kwotę, bo jak skończy szkołę to gdzie się zwróci o pomoc w postaci pieniędzy? Nigdzie. Będzie musiała radzić sobie sama. Matka może i ją wtedy wspomoże, ale gotówką, która dla niej będzie śmieszna. Zresztą doskonale pamięta jej minę jak tylko Li przechodziła na ten temat podczas wakacji. Nie chciała nawet tego słuchać. Pewnie gdyby nie matka mieszkałaby już sama, bądź z jakimś współlokatorem, ale ta była zdania, że dopóki się uczy i korzysta z otwartych drzwi w szkole powinna to wykorzystać. Tak też robiła. - Najbardziej to Wróżbiarstwo, czy też Starożytne Runy. Też dość dobrze z Transmutacji. - mruknęła. Dopiero teraz sobie przypomniała, że od kiedy w szkole uczył Daniel ta dość intensywnie podchodziła do nauki z tego przedmiotu. Chciała się przed nim pokazać z jak naj jaśniejszego światła.
Kiedyś, choć nie bardzo dawno temu. Chciałaby zwiedzić świat. I, o zgroza, jak się jej nie uda na posadzie aurorskiej zagrzać miejsca, to z ogromną chęcią uda się w nieznaną wówczas podróż po kontynentach. O dziwo sama, bez jakiegokolwiek wsparcia; w celu zrozumienia jeszcze w lepszym stopniu różnych dziedzin nauki, jak również zwyczajnie w celu ucieczki przed rodziną, która to sprawia za dużo problemów. Za dużo, nie za głośno, niezbyt jawnie, starannie zaplanowanie psując życie sięgającej już końcowego wieku szkolnego Winter. Nie wiedziała zaś zbyt wiele o systemie szkolnictwa na świecie; owszem, były inne placówki z większym lub mniejszym naciskiem na naukę, jednak ostatecznie nie mogła stwierdzić, w której to dają najwięcej materiału na zimne, ulewne wieczory. Też jakoś jej to szczególnie nie interesowało, gdyż wiedza to potęgi klucz, zatem z łatwością oddawała się temu, co powodowało, że mogła otworzyć kolejne drzwi, kolejne bramy, ale nie w jej umyśle, chociaż również starała się przetrzeć granice stawiane przez sam fakt istnienia czegoś tak ograniczonego jak mózg. I nie, nie chodziło jej wcale o sytuację, którą zaobserwowała u mugoli, ruchy technologiczne oraz inne tego typu rzeczy; zwyczajnie po prostu miała zamiar przekroczyć własne możliwości, postawić krok w jak najbardziej wówczas odpowiednim dla niej kierunku, zwyczajnie przeskoczyć kolejną barierkę, która to podobno nie jest możliwa do ominięcia. Opinie innych miała zarówno w bardzo głębokim poważaniu, jak również interesowała się nimi odrobinę. Głównie chodziło tutaj o to, żeby zadbać o własną reputację, aby żadne ziarenko niepewności nie wdarło się do jej życia. Już od początku zrozumiała, że władzę daje głównie zaufanie ludzi do jej osoby, więc jeżeli nie postanowi w jakikolwiek sposób odgrywać poszczególne role na poszczególnej scenie, zwyczajnie spotka się z dezaprobatą. Dostosowanie się do zasad społecznych nie było zbyt trudne, co nie zmienia faktu, iż zwyczajnie stanowiły dla niej twardą podstawę, stabilne fundamenty do stawiania kolejnych cegieł w swoim życiu. Nie bez powodu zatem po otrzymaniu daru animagii zgłosiłaby się w celu zarejestrowania, że tak, że ona potrafi przemieniać się w zwierzę - w świetle dzisiejszych problemów w związku z zakłóceniami nie warto było ryzykować; rzucało się przecież na stół wszystkie karty ukryte w rękawie, z uśmiechem pełnym politowania lub żądzy wygranej, w zależności od osobowości, prawda? Winter również w jakiś sposób odczuwała, że lekcje wysłuchane ze strony nauczycieli brzmią lepiej w jej głowie niż wiedza znacznie bardziej teoretyczna oraz naukowa z podręczników, aczkolwiek z tą również nie miała problemów. Wynikało to głównie z zaskakującej nieraz pamięci, choć również i jej umysł jest podatny na anomalie oraz gierki ze strony serca; o ile sprawuje nad nim sporą kontrolę, o tyle zawsze może znaleźć się w pobliżu niechciany element układanki oraz wszystko po prostu zepsuć. - To przykre ze strony Twojej siostry - dodała, aczkolwiek nie w celu pogłębienia nastroju, który niczym cichy zabójca pod przykrywką nocy próbował wtargnąć na strzeżony teren; niemniej jednak Rieux nie mogła się powstrzymać przed wypowiedzeniem słów, które w mniemaniu Li mogą zranić - że nie stara się Ciebie w jakikolwiek sposób wesprzeć. - ukończywszy, wzięła kolejny łyk herbaty, obserwując zza okien herbaciarni mijających przechodni; mimo że to był dopiero początek października, czuła się tak, jakby powoli na tereny Wielkiej Brytanii wkraczała chłodna i mroźna zima; być może to przez fakt szybko kończących się dni, które z łatwością są zastępowane przez długie i niebezpieczne noce. Życie na zewnątrz ponownie pozostawało pod znakiem zapytania. Zmiana pracy oznacza także zmianę nawyków oraz zwyczajnie przyzwyczajenie do nowej rzeczywistości. Winter powoli szykowała się do roboty jako auror, tudzież nie mogła sobie pozwolić ani na chwilę wytchnienia - przynajmniej do czasu, kiedy to uzyska wymagane stopnie. Nie zamierzała jednak w jakikolwiek sposób oblewać nauki po zakończeniu studiów, skądże - zbyt wiele niewiadomych zapisanych na pergaminie dawało jej do myślenia. - Wróżbiarstwo, runy oraz transmutacja... - zamyśliła się na chwilę; sama parę lat temu szukała odpowiedniej pod swoje kwalifikacje roboty, tudzież rozejrzała się po większych oraz mniejszych placówkach, znajdując stosowne informacje. Wzięła zatem głęboki wdech, rozdzierający jej płuca i rozszerzający żebra chroniące serce przed jakimkolwiek ciosem. - Niewymowny po ukończeniu studiów, dziennikarz w jeden ze stacji, bodajże "Magic Radio" oraz różdżkarz... - wymieniła te posady z łatwością, biorąc kolejny łyk napoju, który to zdołała zamówić, czując nieprzyjemną goryczkę. Sama chciała pozostać aurorem, więc słyszała coś o Niewymownych, aczkolwiek nie na tyle, by poruszać się po tym temacie z należytą gracją - po prostu wiedziała o istnieniu takiego zawodu. Reszta była kompletnie normalna, niewymagająca ze strony Li niczego więcej jak papierku ze szkoły, który dziewczyna już posiada. - Tyle mi przychodzi na razie do głowy, a wypłata na pewno jest większa. - mruknęła, spoglądając tęczówkami w jej stronę. Może to ją zainteresuje? Różdżkarzem była, więc mogłaby ją jakoś wciągnąć, wypłata też jest dobra, bo aż 125 galeonów! Do tego dochodzi stypendium i już ma niezłą sumkę na koncie.
Od jakiegoś czasu miała naprawdę wielką ochotę pojechać do Chin. Odwiedzić rodzinę, dziadków. Ponoć jeden z nich był poważnie chory, jednakże matka nie miała zamiaru tam jechać. Sama nie wiedziała o co chodziło, bo zawsze dobrze się dogadywała ze swoimi rodzicami. Czy coś ominęło Li gdy zaczyna się rok szkolny? Wtedy nie ma kontaktu z rodzicami, tak naprawdę nie piszę do nich, a jedynie od czasu do czasu ich odwiedza, ale Ci nic na ten temat nie mówili. A gdy tylko schodziła na temat dziadków to matka od razu zmieniała temat na inny. Kompletnie nie wiedziała co się między nimi wydarzyło, ale na pewno to było coś niepokojącego, bo zawsze mieli dobry kontakt z dziadkami. Wszystko się pogorszyło jak tylko przeprowadzili się do Londynu. Matka miała dość sporą rodzinę w Chinach i z nikim tak naprawdę nie utrzymywali żadnych kontaktów. Ubolewała nad tym, bo miała wiele kuzynów nawet w swoim wieku i co teraz? Miała z nimi stracić całkowity kontakt. Na pewno to było utrudnienie, że była czarownicą i musiała przed nimi wszystko ukrywać. Rodzice wraz z siostrą musiały wiedzieć, ale tamci nie. To przecież przez to wyprowadzili się z Chin. Mogli coś podejrzewać gdy Li znikała na cały rok w szkole, a oni musieli zmyślać gdzie to się akurat podziewa. Jednak ogólne podróżowanie wolała zostawić bardziej odważniejszym osobom. Ok, razem ze szkołą mogła jechać na wakacje, ale podróżować na własną rękę? To na pewno nie dla niej, a bardziej dla odważniejszych osób. Jeżeli chodzi o animagię. Li wiele razy myślała na ten temat, żeby się zarejestrować. Jednakże wtedy od razu wuj, który ją tego nauczył odradzał. Sam był niezarejestrowanym animagiem i nie miał zamiaru tego robić. Jednakże on miał spokój. Miał swój dom, nie musiał się tak naprawdę ukrywać. Nie to co ona. Ona w szkole musiała się ukrywać cały czas, a jednak starała się co jakiś czas spędzać czas jako wiewiórka, żeby ta wiedza nie została zapomniana. Nie znała przypadków, żeby ktokolwiek zapomniał tej zdolności, ale po co ryzykować? Tym bardziej, że ona miała duży problem z przemianą. Do tej pory czasami przemieni jej się sam ogon, a reszta ciała wygląda normalnie. Na całe szczęście ogon wiewiórki jest dość mały przez co mogła go spokojnie ukryć pod spodniami, czy też pod szkolną szatą. Gdy tak się dzieje, od razu ma obawy, że może ta nauka pójść w las, a tego by na pewno nie chciała. Zbyt wiele wyrzeczeń ją to kosztowało. Chciałaby być wolna i spokojnie używać swojej transmutacji, ale wolała posłuchać rad dojrzałego animaga, który się jednak na tym bardziej znał niż ona. Mogłaby zostać zawieszona w swojej umiejętności i co wtedy? Wolała nie kusić losu, bo nie przeżyłaby tego gdyby zabroniono jej tego używać. - Zawsze była zazdrosna o to, że to ja jestem czarownicą a nie ona. Często ją przekonywałam, że skoro nie została wybrana to nie powinna nad tym rozmyślać. Przecież życie toczy się dalej, a ona i tak swoje. - powiedziała do niej i wzruszyła ramionami. Wcześniej jeszcze brała to za żarty. Były małymi dziewczynkami, więc wiedziała, że będzie o to zazdrosna, ale teraz to już naprawdę nie było śmieszne. Zachowywała się do niej bardzo chamsko i nie raz podczas wakacji wychodziła z domu pokłócona z nią. Ta nie chciała jej widzieć w domu, a nawet miała pretensje, że przyjechała do domu na wakacje. Na całe szczęście po ukończeniu tego roku, a zarazem szkoły będzie musiała zamieszkać sama. Bardzo liczyła na jakieś mieszkanie w Hogsmeade, ale wiadomo, że nie wszystko ułoży się tak jakby tego chciała. Na pewno byłoby jej łatwiej zdobyć porządną pracę jakby przyznała się do swojego daru, jednakże wolała nie ryzykować, że za dobrą pracę odbiorą jej to co najważniejsze w jej życiu. Ona bez przemian już by nie funkcjonowała, to jest połowa jej życia. Wiele razy spędza całe dnie jako zwierzak i nie mogła sobie wyobrazić, żeby mogło jej tego zabraknąć. - Różdżkarz? - zapytała się. Jako dziennikarz chyba by się nie nadawała. Owszem była wścibska i mogłaby dojrzeć wiele informacji, które zaciekawiłoby publikę, jednak nie widziała się w tej pracy, ale jednak różdżkarz to była bardzo ciekawa propozycja. - A Ty czasami się tym nie zajmujesz? - zapytała. Gdzieś chyba słyszała, że dziewczyna właśnie tam pracowała. Może nawet od niej? Nie mogła teraz zlokalizować tej wiadomości co, od kogo i dlaczego.
Ludzie starali się wiele razy ją zdeptać. Niestety lub stety, w zależności od strony, nigdy się to nie udawało, zaś Rieux brnęła nadal w bagno zwane życiem - czy cały trud włożony w chęć uratowania siostry oraz oderwania jej od schematu rodzinnego był wart zachodu? A może się niepotrzebnie przeliczyła w związku z tym, jak bardzo duży postęp zdołała zrobić w przeciągu kilku lat? Czyżby duma i pycha połączyły się w jedno, tworząc niemożliwą do okiełznania mieszankę? Niemniej jednak Winter nie wiedziała, jak miałaby zastąpić kogokolwiek młodszej przedstawicielce rodziny; co jak co, ale rodzice, mimo jadu utkwionego między wierszami, specjalnie wręcz wbitego w odpowiednie szczeliny, zdawali się być w miarę porządku dla niej. Krukonka jednak zdawała sobie dokładnie sprawę z tego, że wszystko nie trwa wiecznie i kiedyś cierpliwość ojca do młodej się po prostu wyczerpie - nie, studentka nie mogła aż tak ryzykować, to niosło ze sobą cholernie za duże ryzyko; na tyle za duże, że bez problemów odliczane sekundy przez zegar były ciut bardziej przyspieszonym materiałem przedstawiającym frustrację ze strony głowy rodziny. I, co najgorsze, nie dało się go zatrzymać, nie można było w żaden sposób wpłynąć na jego działanie pozytywnie. Pozostawało wiele opcji, mogłaby to zgłosić odpowiednim służbom, aczkolwiek Winter doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ci mają wtyki praktycznie wszędzie; nie warto zatem ryzykować i stawiać niezbyt rozważnych kroków ze względu na własne widzimisię. Musiała wszystko planować z rozwagą. I nawet żucie tego listka zdawało się być jednym z licznych kroków w życiu Rieux. Na razie nie spotkała żadnych większych przeciwności, pomijając niezbyt przyjemną goryczkę. Informacje o tym procesie uzyskała tylko i wyłącznie z mniej lub bardziej legalnych książek; była zdana zatem tylko na siebie. Czy zechce skorzystać z pomocy profesora? Tego jeszcze nie wiedziała. Teoretycznie wszystko idzie w odpowiednim kierunku; czy zawracanie głowy komuś tak pochłoniętemu przez szkołę jest odpowiednim krokiem? Warto byłoby jednak mieć jakiś nadzór, jakieś oparcie, chociaż i samej jej bardzo nieźle szło. Przynajmniej jak na studenta, bo ogólnie rzecz mówiąc animagia jest rzadką umiejętnością i nie każdy potrafi wytrzymać z listkiem w buzi przez miesiąc. Szkoda byłoby, gdyby zamieniła się połowicznie w jakieś zwierzę - na pewno wyglądałoby to wprost tragicznie. Nadal jednak nie wiedziała, w jakie będzie potrafiła się przemienić; wielka tajemnica owijała na razie tę myśl, zaś nie mogła w żaden sposób sobie tego wybrać. Zwyczajnie to będzie uwarunkowane jej charakterem; chociaż ten jest wyjątkowo trudny do zrozumienia. - Bywają też przypadki - odpowiedziała, musiała powiedzieć o tym; chociaż i tak to miało pewny motyw, swój motyw - że czarodziej chce być mugolem. - i sama by chętnie nim była, gdyby oznaczało to pozbycie się kłopotów. Niestety, płynęła w niej krew, widoczna krew, być może niezbyt spora, aczkolwiek istniejąca. Sama przebywała więcej czasu z osobami spoza czarodziejskiej społeczności i nie było to wcale spowodowane niechęcią do tego, kim tak naprawdę jest. Zwyczajnie na treningach raczej nikt nie był czarodziejem, tudzież nie wnikała głębiej, nie opowiadała o rzeczach, które nie powinny dostać się do uszu osób niemagicznych. Zdawała sobie zarówno doskonale sprawę z tego, że jeżeli nie przyłoży się do ukrywania tajemnicy o istnieniu czegoś kompletnie nowego, mogą z tego wyniknąć niezbyt ładne kłopoty. - W życiu nikomu nie dogodzisz. - rzucając te słowa, wiedziała, że grubi chcą być chudzi, a chudzi chcą być grubi - i nic z tym człowiek nie zrobi. Każda strona posiadała swoje plusy i swoje minusy, o których byli świadomi. Każda strona posiadała pewne niedogodności, na które ktoś się zgadza mniej lub bardziej; to tylko od charakteru zależy, czy się osoba z tym pogodzi, czy może rozpocznie bunt. - Owszem. - dodała na pierwsze, retoryczne pytanie wychodzące z ust dziewczyny. Czyżby to ją zaintrygowało? Ciekawe. Błysk w oku pojawił się bez problemu, kiedy to zarejestrowała względne zaciekawienie ze strony Azjatki. Czyżby trafiła w dziesiątkę? - Tak. - odpowiedziawszy prosto, zamierzała się podzielić pewnymi ciekawostkami wynikającymi z pracy jako twórca różdżek. - Jeżeli ukończysz kurs zawodowy - rozpoczęła, biorąc w międzyczasie łyk herbatki - to otrzymasz większą wypłatę. Dość intrygująca praca.
Dla niej najważniejsza była rodzina. Mimo iż mieli teraz problemy z dogadaniem się na pewno stanęłaby za nimi murem. Jednak należeli do grona ludzi którym tak naprawdę nic nie groziło. Byli mugolami, nie wierzyła zatem, że ktokolwiek lub cokolwiek może ich zaatakować. Czarodzieje raczej nie chcieli igrać i atakować niewinnych ludzi, którzy byliby z nimi bez szans. Zresztą jaka to byłaby dla nich satysfakcja. Zabić mugola to żadne wyzwanie. Jednakże za każdym razem gdy pojawiała się w domu wypytywała czy wszystko jest w porządku, czy nie mają jakichś większych problemów czy też zmartwień. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, więc bez problemu mogła wracać do swoich zajęć. Na dobrą sprawę to bardzo się cieszyła, że miała akurat taką rodzinę. Nie mieli bladego pojęcia co dzieje się w świecie magii wierzyli w to co ona sama im powiedziała. Nie raz kłamała, żeby się o nią nie martwili, lub co gorsza zabronili jej dalszej nauki w szkole. A tak mogłoby być. Ostatnio miała wrażenie, że właśnie tylko na to czekają. Na złe oceny nie mieli co liczyć, bo jednak przykładała się na tyle do nauki, że miała bardzo dobre stopnie. Szlabany też jej nie dotyczyły, bo była uważana za spokojną uczennicę i nawet gdyby coś zrobiła nie tak, to komukolwiek trudno byłoby w to uwierzyć. A bądź co bądź nie raz wylądowała w Zakazanym Lesie, która jak nazwa sama wskazuje był zakazany i uczniowie nie mogli ot tak sobie tam chodzić. Jej się kilka razy ta czynność udała. Nic takiego tam nie znalazła, poza atakującą ją tentakulą. Jakoś specjalnie nie bała się pająków, więc bez problemów dała sobie z nią radę. Jednakże gdyby akurat znalazła całe stado to mogłaby mieć wielki problem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w lesie są różnego rodzaju zwierzęta, które nie żyją w zgodzie z czarodziejami. Chciałaby poznać problemy krukonki, a doskonale zdawała sobie sprawę, że ta jej nic szczególnego nie powie. Była bardziej zamknięta w sobie niżeli zaraz miałaby wylewać swoje żale do niej. Li zresztą tego od niej nie oczekiwała, jednak miło by było gdyby ta jej w jakiś sposób zaufała, a mówienie o swoich zmartwieniach tylko by ją w tym umocniło. Była pomocna i uczynna, więc gdyby ta tylko chciała to mogłaby jej pomóc, chociaż sama w wielu przypadkach liczyła na czyjąś pomoc niżeli na swoje umiejętności. - Tak słyszałam o takich przypadkach i szczerze powiedziawszy takich ludzi kompletnie nie rozumiem. - mruknęła do niej i wzruszyła ramionami. Li by nigdy nie odstawiła życia wśród czarów. Może dlatego, że nie miała tego od dzieciństwa? Gdyby się wychowywała w rodzinie magicznej miałaby już tego serdecznie dość? No tego tak na dobrą sprawę nie można powiedzieć, bo w takiej sytuacji się nie znajdowała. - Wiesz pewnie musiał nie raz stać na pograniczu śmierci... - mruknęła. Bo jedynie taka przyczyna była możliwa. Pewnie sama gdyby miała takiego wielkiego pecha i nie raz uciekałaby spod szpon śmierci postanowiłaby to zakończyć. Chociaż chyba nie. Kochała magię, a miała też pewność, że magia kocha ją. Kochała magię i wszystko z nią związane, a jednak tworzenie magicznych patyków to jednak bardzo intrygująca i na pewno satysfakcjonująca ją praca więc pewnie doskonale by się też przy tym bawiła. Jednak nie chciała działać pochopnie. Ma jeszcze cały rok, żeby pomyśleć nad tym, ale może Winter będzie na tyle miła, że będzie ją cały czas do tego nakłaniała? Jej potrzebny jest właśnie ktoś taki, który wskaże drogę. Na rodziców nie mogła polegać, bo najchętniej dla nich jakby zajęła się czymś w świecie mugoli, co dla niej było nie do pomyślenia. Nawet nie było mowy, żeby wróciła do rodzinnego domu i tam zaczęła prace gdziekolwiek. Gdzie nie mogłaby czarować, nie mogłaby rozmawiać o pracy. Byłaby bardzo nieszczęśliwa i z pewnością nie spełniałaby się w tym w stu procentach.