Bunkier znajduje się gdzieś na obrzeżach Hogsmeade, jest ukryty bardzo, ale to bardzo dobrze! Niewielu zna jego położenie, wśród porastających go krzewów i drzew jest trudny do zauważenia. Jeśli uważnie słuchałeś na historii magii, będziesz wiedział, że bunkier prawdopodobnie pochodzi z czasów wojny z goblinami - w takiej i w podobnych kryjówkach, czarodzieje często znajdywali schronienie.
UWAGA:
4, 6 – udaje Ci się wejść 1, 2, 3, 5 – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Autor
Wiadomość
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine spojrzała na chłopaka z lekkim uśmiechem, a potem ruszyła za nim. Gdy wskazał im miejsce usiadła, a potem zgrabnie chwyciła butelkę, którą w jej kierunku przesunął. -Nie, nie potrzebuję ani kubka, ani kieliszka- powiedziała po czym na znak aprobaty upiła dość solidny łyk z gwinta. Wiedziała, że to źle się dla nich skończy, ale gdy zapytał o książkę, wyciągnęła ją z torby i wyjaśniła co tam znajdzie. -Są tu zaklęcia czarnomagiczne oraz głównie używane do walki ofensywnej- powiedziała pewnym siebie tonem. Położyła książkę na blat stolika, bo przecież na chwilę obecną nie była im ona potrzebna w żaden sposób. -Teraz Luca, chluśnij, a potem opowiedz mi wszystko. Zobaczymy kto z nas miał gorszy tydzień- powiedziała lekko zmartwionym tonem siadając po turecku na swoim krześle. Znając życie i tak zaraz wyczaruje jakieś kamienne meble, albo położy na posadzce koc i będą siedzieć na ziemi bo to będzie wygodniejsze od starego krzesła. Przynajmniej ona ostatnio jakoś wolała picie z ziemi.
- Zaklęcia czarnomagiczne powiadasz? Zainteresowałaś mnie tym teraz, bardzo zainteresowałaś Kattie.. - Mruknął cicho i uniósł butelkę do góry, mruknął cicho i pociągnął mocno z gwinta by odstawić zaraz butelkę na miejsce. Przesunął ją na swoje prawo i usiadł sobie na stole przyglądając się dziewczynie. Panował tu delikatny półmrok, ale jednak światło nadal dochodziło tu z jakiegoś drobnego okienka u góry. - Pan Jay Harper przespał się z Rią, moją dziewczyną.. raczej byłą dziewczyną. Dwa dni temu użyłem na nim zaklęcia Sectumsempra powodując u niego rozległe rany na ciele. Co ciekawe podobało mi się jak konał, jednak dyrektor nie podzielał mojego zdania.. mam na ciele wiele blizn i otwartych ran. Na przykład na twarz, jak sama widzisz. - Wziął kolejnego sowitego łyka odstawiając z niemałym hukiem whisky na stół. Był wkurwiony, było to widać po jego spojrzeniu. Wodził wzrokiem gdzieś w cieniu wyobrażając sobie tą scenę jeszcze raz, no i jeszcze raz.. no i jeszcze pierdolony, kolejny raz. - A jak z tobą? - Zapytał po chwili budząc się z tego stanu.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wysłuchała go uważnie, dodatkowo przytakując mu przy tym głową. Była śliczna i wielu mężczyzn marzyło o tym by przebywać w jej towarzystwie, wielu jednak bało się kontaktu z nią ponieważ sprawiała nie raz wrażenie modliszki, która zabije zaraz po tym jak się takim słodziakiem zabawi. -Sectumsempra? Wow, Lucas wspaniałe zaklęcie, ja osobiście wolę mojego małego przyjaciela- powiedziała i wyciągnęła z torby swój elegancki nóż. To ten, który ostatnio dziwnie zadziałał na Salemczyków. -To dziwne, ale Jak Caroline i Cyrus, ci z Salem zobaczyli przypadkiem ten nóż, to zachowywali się jakby to był jakiś dziwny artefakt co jest przezabawne bo to zwykły nóż, ot prezent od dziadka. Jest tylko trochę dziwny bo wywołuje u mnie czarne i mroczne żądze. Zadźgałam nim ucznia, który mi podpadł. Ale wtedy wszystko rozeszło się w szkole po kościach a ojciec przekazał sporą sumę pieniędzy na szkołę. To było jednak dawno. Od tamtej pory nie używam go i uważam na niego- wyjaśniła siląc się na lekki uśmiech. Po chwili schowała z powrotem nóż do torby. Lepiej by się nim nie bawili. -Mówisz, że moja książka jest interesująca? Może i tak, ale to i tak ja jestem zawsze w centrum. Potrafisz zaklęcie obliviate? Dość skutecznie usuwa z głowy niewygodne dla nas wspomnienia, to często też pozwoli zapomnieć o tym co widzieliśmy, albo co ktoś widział- wyjaśniła powoli i spokojnie. Znowu upiła kolejny łyk alkoholu. Planowała dziś wypić całą butelkę, więc pewnie po kilku godzinach jak nie prędzej po prostu padnie tutaj niczym trup i nie wstanie do rana. -Ria ci powiedziała, że z tobą zrywa? Czy ty też ją zdradziłeś? Mnie wiele razy zdradzono, teraz jestem sama, nikt nie jest wart już mojego bólu i złamanego serca- powiedziała odrobinę smutnym tonem. Zapowiadało się na długą rozmowę o życiu. Wstała z krzesła i zbliżyła się do niego dotykając jego ran na twarzy. - Nie wygląda to za dobrze- powiedziała niezadowolonym tonem, zastanawiając się dlaczego ten nie udał się do lekarza po chwili coś jej zaświtało w głowie. -Czekaj, ale skoro to ty rzuciłeś to zaklęcie to czemu ty jesteś pocięty?- zapytała z dziwną niewiadomą w głosie próbując sobie to wszystko uzmysłowić.
Pochwaliła go? Ciekawie się zapowiadało, co za tym idzie coraz bardziej interesowała go ta Ślizgonka. Zawsze wydawała się zimna, praktycznie niedostępna dla otoczenia. Teraz natomiast jest miła, aż to do niej praktycznie nie pasuje. Ludzie są inni, tylko nie wszystkim warto pokazywać swoją lepszą stronę. Po prostu nie warto się tym zajmować, po co potem cierpieć. Lucas po wyjęciu noża uniósł brwi, a także wysłuchał co ma do powiedzenia. Wróciła stara Kattie, wraz z wyjęciem tego ostrza. Na twarzy pojawił się nieoczekiwany uśmiech którego nie mógł skontrolować. - Oblivate? Nie, nie kojarzę tego zaklęcia. Jednak słysząc jak działa chciałbym go szczerze mówiąc poznać, przydałoby mi się to bardzo. Co do Oriane, nie powiedziała że ze mną zrywa ale to chyba było jednoznaczne skoro mi o tym powiedziała prosto w twarz. Jak trucizna, musiałem działać przeciw Harperowi. Czy ja ją zdradziłem? Podobno Ria ma zdjęcie jak całowałem się z Vittorią. Jednak nie ruszyłbym tej szmaty, mówię całkiem poważnie.. gardze nią jak psem. - Pociągnął ponownie z gwinta krzywiąc się delikatnie, ognistą powinno się delektować. Oni natomiast piją ją jak jakiś sok, nic konkretnego. Wydawało się jakby wypił całą butelkę, a w rzeczywistości nawet jeszcze połowy nie wypił. - Biłem się także z Harperem nim doszło do zaklęć, rozciął mi łuk brwiowy.. mam ranę na prawym policzku oraz.. cholera Kattie to boli.. - Syknął cicho i odruchowo położył dłoń na jej dłoni.[b] - Użył zaklęcia dzięki któremu wyglądam jak wyglądam, łuk brwiowy i połowa siniak9w to bójka. Druga część to zaklęcie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
-Skoro zdradziła cię z Jayem i spędza z nim dużo czasu to zostaw ją w cholerę co? Nie powinniśmy ranić ludzi, którzy coś dla nas znaczą- powiedziała pewnym siebie tonem. Ja wiem, że każdy ma mnie za zimną sukę, ale żeby utrzymać swoją pozycję nie możemy pozwolić innym by nam weszli na głowę. Podoba mi się pewien Salemczyk, ale raczej nic z tego nie będzie, on ma dziewczynę, a ona by mnie chciała zabić, za zbliżenie się do niego. Co mi wtedy zostaje? - zapytała z kwaśnym uśmiechem na ustach. Zdjęła właśnie kurtkę bo zrobiło jej się tutaj wyjątkowo gorąco. Wszak to nie było jakieś wyjątkowo chłodne miejsce chociaż można rzec, że było ponure. Przypomniał jej o tym, że go boli, a ona cofnęła szybko dłoń. -Przepraszam Luca, czasem jestem za mało delikatna- wyznała siląc się na niezobowiązujący uśmiech. Wyciągnęła swoją różdżkę i zbliżyła ją do twarzy chłopaka. Wymruczała raz zaklęcie, ale nic nie wyszło, nawet nie pojawił się blask z różdżki. Wyszeptała je drugi raz, też nic. -Cholera jasna!- wrzasnęła rozzłoszczona po czym wzięła głęboki oddech i rzuciła zaklęcie jeszcze raz. -Spokojnie Luca, panuję nad sytuacją. Vulnus alere - wypowiedziała nakierowując strumień z różdżki na rany chłopaka na twarzy. Wedle działania zaklęcia rany te powinny zacząć się zasklepiać. Gdy już jego twarz wyglądała lepiej przesunęła dłonią po policzku chłopaka po czym odsunęła się od niego by odejść lekko w kąt i upić łyk alkoholu z butelki. Nie chciała od razu opróżniać całej, ale miarowo wypijać to w swoim czasie. Znała świetne studenckie zaklęcie na kaca, więc o niego się nie martwiła. Na początku podobała jej się wizja pomocy Lucasowi i wypicia z nim, ale teraz po wypiciu miała wrażenie, że popełnia błąd. Nawet jeśli by teraz do czegoś doszło to na trzeźwo będzie im głupio bądź jedno z nich będzie żałować tego wieczoru, a to byłoby już totalną porażką. Katherine na pewno nie była idealną dziewczyną dla Kraya, ale trzeba wiedzieć, że na pewno wykończyłaby każdą swoją rywalkę. -Nie próbuj nawet tknąć Vittori, ponoć jest w związku z Nathanielem. Tak ptaszki świergotały na dziedzińcu. Czasem szmatę trzeba ruszyć, ale tylko wtedy gdy posadzka jest brudna, by ją wytrzeć z błota. Jak słodko. Niech tylko Vittoria coś odwali to gwarantuję, że jeśli Nath nic nie zrobi to ja za niego urwę jej głowę- warknęła, boże skąd w niej się brało tyle agresji. Czasem sama aż siebie zadziwiała. Zastanawiała się czy pobyt z Lucą wyjdzie jej na dobre.
- Myslałem nad tym spory czas, ciezko stwierdzic co jest na rzeczy. Mógłbym zostawic ja jak mówisz, w cholere. Jednak, poniekad.. twoje stwierdzenie jest prawdziwe.. Nie powinnismy ranic ludzi, którzy cos dla nas znacza.. nie jestem idealny i chyba takze popełnilem duzy bład. O ile to prawda, co zrobiłem moze wydawac sie dziwne. – Zerknał na nia dosyc powaznie, miala na oku pewnego Salemczyka? Po chwili rozwiazalo sie wszystko, w takim razie czy jest to platoniczna milosc? Ona kocha tego Salemczyka, a on jej nie? Czy wrecz przeciwnie, oboje do siebie legna jak pszczoly do miodu. Syknal ponownie, to chyba ten moment w którym zabrala swoja dlon. Ciekawosc to pierwszy stopien do piekla, a on byl jedna noga w nim. – Nic nie szkodzi Kattie, twój dotyk sprawia ze przestaje myslec o bólu.. albo to wina alkoholu. - Zasmial sie glosno i zanim wyciagnela rozdzke napil sie whisky. Idealny by usmiezyc ból. Jedyny napoj ktory mogl pic w duzej ilosci i nie bedzie tego zalowal, oczywiscie do rana, chyba ze Kath podzieli sie z nim zakleciem i nie kaze mu konac z ogromnym kacem. On osobiscie nigdy nie uzywal zaklec tego typu, jak juz pic to potem trzeba konac. Taka mial wymówke, tak na prawde nie znal takowego zaklecia.. trzeba bylo nieco uwazac na imprezach I sie takowego wyuczyc. Kiedy uslyszal zaklecie poraz pierwszy przymknal oczy jakby czekal na sklepienie sie ran, jednak nic nie poczul. Otworzyl zdziwony oczy by dotknac twarzy, nic. Dziewczyna ponownie uzyla zaklecia.. tym razem bylo wiadome ze nie zadzialalo bo wraz z ta próba pojawila sie dezaprobata. Usmiechnal sie pod nosem, az wreszcie zaklecie wyszło jej za trzecim razem. Jednak nikt nie jest idealny, nawet słodka Kattie. - Kattie, jest sprawa.. odnosnie Nathananiela oraz Vittori. Podczas ferii.. hm.. polało sie wiele alkoholu i całowałem sie wraz z nia w hotelowej toalecie. Ba, nawet doszło do rozebrania jej do bielizny. Wtedy zjawił sie on, wiesz ze miałem z nim na pienku i niewiele brakowało bym mu przywalil. Co wtedy zrobił? Wział do swojego pokoju Vittorie.. oczywsicie w samej bieliznie, chyba wiesz do czego doszło.. no.. jest jeszcze jedna sprawa. Jakis czas temu, po dowiedzeniu sie prawdy oraz dostaniu dwóch miesiecy nagany postanowiłem sie najebac w pubie przy wiezy. Poszła tam tez Vittoria by mnie po prostu wkurwic, tyle pamietam.. jednak Ria dostała zdjecie od Vittori na którym ja na wpół nagi, ona rowniez.. potem Ria wysłala je do mnie.. no wiesz w czym rzecz.. kurwa mac. Nie wiem co sie tam wydarzyło, urwał mi sie film.. pamietam tylko jak wypiłem zbyt wiele. Na to wychodzi, ze ja oraz Ria jestesmy kwita co do spania z nie swoim partnerem. Natomiast fakt ze to musiało byc niedawno, oraz to ze Nathaniel jest wraz z Vittoria mówi samo za siebie. – Woah, nigdy nie czuł sie tak dobrze. Powiedział prawie wszystko co mógł, na swoje nieszczescie nie wiedział jak zareaguje Slizgonka i to go martwiło.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wysłuchała go uważnie, a potem po prostu machnęła różdżką w kierunku krzesła stojącego w rogu pokoju, poprzez jej zaklęcie krzesło po postu wybuchło, rozpadło się na drobne elementy. Wkurzyła się i teraz po prostu chodziła po pokoju. Uspokój ją Lucas bo rozniesie cały bunkier. -Nathaniel wiele dla mnie znaczy. Znamy się praktycznie od dzieciaka i zawsze traktowaliśmy siebie niczym brat i siostra. Jedno drugiego nigdy nie rani. To co robi jednak Vittoria jest wkurwiające. Zabiję sukę, po prostu ją zabiję, ale najpierw porozmawiam z Nathem. Niech zobaczy z kim się zadaje- warknęła wściekłym tonem. Spojrzała na rozsypane krzesło w rogu sali. -Teraz do ciebie, tknij jeszcze raz tą dziwkę kijem, a możesz zapomnieć, że się znamy. Tego nie zapomnij, nie pozwolę ci byś zepsuł mi reputację, bo sypiasz z puszczającą się przyjezdną z Salem. Pamiętaj jesteś kimś więcej- powiedziała po czym podeszła do niego i chwyciła go za dłonie nie puszczając ich ani przez moment. Odetchnęła głęboko zamykając oczy. Musiała się zrelaksować i wyciszyć bo inaczej wybuchnie niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Jak to mówił jej dziadek? Powinna zapomnieć, gdzie się obecnie znajduje i popłynąć myślami w inne miejsce, tam gdzie według niej jest cicho i bezpiecznie. W takich chwilach zawsze jej myśli wędrowały do leśnej polany, gdzie nic się nie działo. W tle śpiewały ptaki, a obok szumiała rzeka. Pewnie zaraz Lucas wybudzi ją z tego transu. Wtedy już powinno być dobrze, a ona powinna być spokojniejsza.
Patrzył na nią zaniepokojony, wyglądała jakby miała za chwilę coś rozgnieść.. albo kogoś. W jednej chwili pojawiła się w jej dłoni różdżka i przez moment wydawało mu się że to on dostanie. Na szczęście, bądź nieszczęście ucierpiało drewniane krzesło odsłonę od nich o parę metrów. Poczuł jak drobinki drewna przelatują obok niego z dużą prędkością, westchnął cicho i popatrzył na nią nieco przejęty, a także najwidoczniej spięty tą sytuacją. - Nie rób niczego głupiego Kattie, ja za zwykłe podjęcie ucznia dostałem dwa miesiące szlabanu. Ale szczerze mówiąc warto było, należało mu się. Ksth, popieram Cię w stu procentach jednak jeżeli jesteś tak słowna jak zawsze to nie chciałbym usłyszeć jak lądujesz w Azkabanie.. co do Vittori. Nawet nie wiem czy to prawda.. tak więc nie mów że tak było, nie zamierzam nawet na nią patrzeć, chyba że wzrokiem pełnym pogardy. Bądź wtedy kiedy będzie konać, też ciekawy motyw swoją drogą. - Kiedy tylko do niego podeszła splótł jej dłonie że swoimi, widział że jest przejęta. Nie chciał chociaż na chwilę być przeciwko niej, nawet w klasie kiedy na drobną chwilę ją zignorował. Był głupi i wkurzony, teraz liczyła się Kattie. Objął ją trzymając wciąż jednej z jej dłoni i wtulił mocno do siebie, szepnął jej na ucho ciche przepraszam. Zależało mu na niej, ona jest z nim zawsze kiedy ma problem. Czemu on ma nie być kiedy takowy posiada Ślizgonka? Przecież to nie głową mu w tej chwili podpowiadała, tylko serce. Sięgnął tylko po butelkę i trzymał ją blisko kiedy chciałaby sobie ulżyć.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine jeszcze przez chwilę tkwiła w jego objęciach praktycznie tego nie świadoma. Wyłączyła swój umysł na moment, by całkowicie ochłonąć, tego nauczył ją jej dziadek. Uczył ją jak się wyciszyć, by kogoś nie zamordować. To jednak nie zawsze jej wychodziło. Wymagało ogromnego skupienia, a Katherine nie zawsze potrafiła być skupiona. Wreszcie otworzyła oczy, uśmiechając się przy tym lekko. Mogło to wyglądać odrobinę psychicznie, zupełnie niczym Bonnie i Clyde, dwa różne oblicza Panny Russeau. W jednej chwili praktycznie ześwirowała gotowa zniszczyć wszystko wokół a teraz idealna oaza spokoju. To było coś dziwnego i to bardzo dziwnego. Katherine dla swoich przyjaciół była wspaniałą osobą, była gotowa wskoczyć za te osoby w ogień i to dosłownie. Nigdy nie była ich względem ani odrobinę fałszywa. Ścisnęła mocniej jego dłoń, wdychając jego zapach i nadal nie otwierając oczu. -Życie jest trudne Luca, ale to nie znaczy, że mamy się załamywać. Mój los jest trudny, moja psychika jest trudna i często trudno jest mnie tolerować taką jaką jestem, ale przyjaciele są zawsze tym kołem ratunkowym, które trzyma nas na powierzchni, gdy tylko opadamy na dno. Wyciąga nas nad wodę i pozwala zaczerpnąć świeżego powietrza- powiedziała cicho i w miarę spokojnie. potem cofnęła swoją twarz od jego piersi i pociągnęła dość spory łyk alkoholu, lekko się nawet przy tym krztusząc. -Źle do tego podszedłeś, gdy zraniłeś tego Gryfona, wszyscy to widzieli. Ja zwykle wysyłam kogoś kto za mnie odwali brudną robotę, albo robię to tak, by nikt nie widział, że to ja. Jest też zaklęcie obliviate usuwające pamięć. Nie wyląduję w Azkabanie.- wyjaśniła spokojnym tonem po czym zdjęła kurtkę ponieważ zrobiło jej się odrobinę gorąco i teraz była na samej koszulce na ramiączkach w kolorze czarnym i czarnych obcisłych spodniach. Katherine z racji tego, że wiele uwagi poświęcała na to co je oraz aktywnie spędzała czas czyli dużo biegała, ćwiczyła a nawet trenowała mięśnie często uderzając w różne martwe i nieruchome przedmioty, miała wręcz idealnie szczupłe i umięśnione odrobinę ciało co sprawiało, że nie było dla niej problemem pchnąć jakąś dziewczynę, szarpnąć czy też złamać narzucającemu się facetowi nos. -Ostatnio chodzisz strasznie nabuzowany, niczym bomba mająca za moment wybuchnąć i wysadzić w powietrze wszystko co tylko jest wokół. Powinieneś pozbyć się tych emocji i skupić myśli na czymś innym inaczej się wykończysz. Nie powiem nic Nathowi, ale z racji tego, że to mój przyjaciel to nie pozwolę by brnął w coś co i tak jest z góry przeznaczone na porażkę. To nie fair Lucas, by ktoś cierpiał,a ja będę na to patrzyła z boku- wyjaśniła spokojnym tonem. Czuła się dziwnie w związanych włosach więc wyciągnęła ręce do tyłu i ściągnęła z nich frotkę, pozwalając swym falom opaść swobodnie na ramiona. Westchnęła lekko. -To zaklęcie, które rzuciłeś jest niesamowite. Chciałabym abyśmy je powtórzyli i poćwiczyli jak cofnąć jego przebieg, polecam też zaklęcie które sprawia, że masz wrażenie iż twoje ciało zamienia się w proch,a ty sam rozpadasz się w jedno wielkie nic. Czy znałeś to zaklęcie Luca?- zapytała siląc się na delikatny uśmiech w jego kierunku. Widać było, że humor się już jej poprawił więc lepiej by było aby taki jej pozostał już do końca.
Lucas co ciekawe nie śmierdział alkoholem, zapach który mogła odczuć to woń perfum. Cenił sobie Kath i na pewno na takie spotkanie nie przyszedłby w dresach, oraz nawalony jak dzika świnia. Jak pić, to tylko we dwoje.. jak się upijać to także we dwoje. Także ujął jej dłoń mocniej, oraz kiedy odebrała drugą dłonią alkohol ujął ją kładąc rękę na plecach. - Oblivate.. przyjaciele są bardzo ważni, ale czy mogę Cię nazywać przyjaciółką skoro aż tak wiele dla mnie zrobiłaś? Jesteś pierwszą osobą która przyszła ze mną pogadać, chyba potrzebowałem Cię bardziej niż własnej rodziny.. - Gdyby takową posiadał, nawet ich nie miałby móc się wyżalić. Kattie była i może wredna, ale teraz była zupełnie inną osobą niż mogło się wydawać. - Kattie, nie mogę. Zbyt wiele myśli kotłuje się w mojej głowie, masz rację.. mam ochotę wybuchnąć i to tak porządnie. Teraz to ty mnie od tego powstrzymujesz swoją obecnością. Nie przepadałem nigdy za Nathem, ale również nie chciałbym aby cierpiał przez Vittorię. Ja kto powtórzyli zaklęcie? Na czym, kiedy.. da się je odwrócić? Co do zaklęcia o którym wspomniałaś, nigdy go nie znałem. - Posłał jej krótki uśmiech, na jego twarzy pojawiły się kropelki potu. Czuł że pomimo drobnego wyleczenia ran, stanie w miejscu.. ogółem stanie na nogach sprawia mu wielki problem. Wszystko go bolało jak cholera, dlatego też jęknął cicho pod nosem. Miał nadzieję że tego nie usłyszy, głupia sprawa.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine spojrzała w jego oczy, praktycznie przeszywając go spojrzeniem swoich brązowych, a w tym momencie wyglądających prawie niczym czarne, tęczówek. Zupełnie tak jakby chciała w tym momencie przeniknąć jego duszę i zajrzeć do jej wnętrza. Jej oczy były bez wyrazu aczkolwiek nie były puste tylko jakby zamyślone. Kath wysłuchała uważnie jego słów, dała mu dojść do końca, zanim w ogóle otworzyła usta by coś powiedzieć. Może to było dziwne uczucie, którego od dawna już nie doświadczyła, ale zadrżała gdy poczuła jego dłoń na swoich plecach. Czasem wiele osobom chciałaby powiedzieć o swoich uczuciach, ale nie była w stanie by to zrobić. Katherine nie potrafiła okazywać uczuć tak jak każdy. Jako dziecko nie wychowywała się przy rodzicach. Zawsze był przy niej skrzat domowy i niania. To oni najczęściej byli w domu a nie rodzice. Często musiała zwracać na siebie uwagę, by ojciec ją zauważył. Małe dziecko to zawsze bolało. Na zdjęciu rodzina zawsze wychodziła wspaniale, ale wszystko to odbiło się również na jej psychice. Ona też okazywała uczucia z ukrycia, tak samo jak jej rodzeństwo. Uśmiechnęła się lekko do Lucasa. -Daję ludziom szansę. Wiem komu mogę powierzyć sekrety i na kogo postawić swoją kartę, a także komu zaufać. Jeśli nie jestem twoją przyjaciółką to kim dla Ciebie jestem Lucas. Kim byś mnie określił? - zapytała szeptem, praktycznie nie odsuwając się od niego ani na minimetr. Wdychała zapach jego perfum, działający na nią bardzo wręcz pobudzająco. Podobał się, miała nadzieję, że nie dodawał do nich nutki amortencji. Inaczej przepadła by z kretesem, chociaż teraz te większe koncerny robiły wszystko by tylko jak najlepiej sprzedać swój towar więc nie dziwiłoby ją, gdyby w perfumach ukrywano afrodyzjaki i eliksiry miłosne. Wszystko podobno jest dla ludzi. Przesunęła dłonią po ramieniu chłopaka, a potem delikatnie po jego torsie. Miała długie paznokcie, pięknie wypiłowane by imitowały typowe szpony. -Czy coś jeszcze cię boli? Mogę jakoś pomóc? Widzę, że jest ci ciężko. Nie rób z siebie bohatera. Przy mnie nie musisz, nie jest to konieczne, ta cała gra- powiedziała głosem pełnym czułości i szczerości zarazem. Gdy wypiła robiła się wylewna a zarazem bardzo proludzka. Odsunęła się od niego tylko na chwilę, by wyciągnąć z torby koc i położyć go na podłodze. Usiadła na nim opierając się plecami o ścianę. Gestem dłoni poprosiła chłopaka by usiadł obok. Jak tak dalej pójdzie to skończy mając jego głowę na swoich kolanach, gładząc go po włosach. Dlaczego tak wiele dziewcząt jej nie znosiło? Zazdrościły królowej Slytherinu jej naturalnej urody i pewności siebie. Mimo iż Kath była genialną aktorką, to wiele dziewcząt miało ją za wredną sukę, zwłaszcza te, których chłopcy ślinili się do niej niczym psy na widok szynki. Katherine tak naprawdę nie miała w tym żadnego udziału, po prostu była sobą. Toretycznie, bo tak naprawdę jej prawdziwe oblicze znali nieliczni. To ciepłe, pomocne i uczynne, gdy zaszła taka potrzeba. Druga jej twarz, wrednej i zimnej Katheriny była na co dzień zarezerwowana dla całego Hogwartu. Reputację niestety jakoś trzeba było zachować, a jak ktoś się ciebie nie bał to nie czuł względem ciebie respektu. Przesunęła językiem po wargach, oblizując je. Przez moment na jej języku błysnęła metalowa kulka, urok buntowniczej wakacyjnej młodości i buntu.
Obydwoje mieli brązowe, często przemieniające się w czarne węgielki oczy. Stali na przeciwko siebie, patrzył na nią z góry prosto w jej świdrujący wzrok, chyba przeszyła mu mózg na wylot i zebrała sobie informacje które były jej potrzebne informacje. Poczuł to drżenie, jakby jego ręka zrobiona była z lodu i dotknęła rozgrzanego metalu, w tym wypadku jej ciepłych pleców. Jej uśmiech mówił wiele, rzadko można go było ujrzeć.. nie był to ten, kiedy Kath patrzyła na cierpienie innych. Wydawał się inny, specjalnie zostawiony dla Lucasa. - Kattie.. moja słodka, droga Kattie.. nie mam nikogo. Mam tylko Ciebie, mógłbym nazwać Cię w tej chwili swoją drugą połówką której potrzebuję jak własnego serce. Jednak czy ty odwzajemniasz to uczucie, pozostawiam do rozpracowania Tobie... oraz temu miejscu. - Przejechał dłonią z pleców, aż nad jej pierś zatrzymując dłoń na miejscu gdzie powinno być serce. Zabrał ją jednak prędko, to nadal była Kath i jeżeli poczuje że Lucas na zbyt wiele sobie pozwala to pewnie bardzo tego pożałuje. Perfumy Lucasa były specyficzne, to prawda że większość firm dodaje do swoich produktów eliksiry oraz inne specyfiki. Nie zdziwiłby się jakby tak było i w tej chwili, w końcu była tak blisko i wdychała jego perfumy dosyć długo. Mruknął cicho czując jej "szpony" na klatce piersiowej. - Nie muszę grać.. jestem Ślizgonem, Kath. Ból jest nie dla mnie.. chyba powinienem przestać udawać, masz rację. Nie czuję nóg, ostatnimi czasy jestem straszliwie wycieńczony i zbyt długie stanie w cholernej kolejce.. czy też po prostu dłuższy marsz sprawia mi problemy. - Jęknął przeciągle i siadł tuż obok niej wpatrując się w jej chudą twarz, odgarnął kosmyk włosów za jej ucho i zerknął zaciekawiony na jej język. - Nigdy nie miałem okazji spotkać kobiety z kolczykiem w języku, podobno jest.. hm.. szorstki, to prawda? - Zbliżył się do niej ocieplając jej policzek gorącym, nieco śmierdzącym whisky oddechem, ciekawość przezwyciężyła stąd taki ruch. Teraz to Luc patrzył w jej oczy pełen.. pełen wszystkich uczuć, mętlik. Tak mógł je nazwać gdyby zajrzał sobie do głowy.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Mówił do niej w taki sposób, że miała wątpliwości, czy mówi prawdę, czy po prostu to wina alkoholu, który powoli coraz bardziej płynął w ich żyłach. Spojrzała na niego z uśmiechem po czym to jednak ona położyła mu głowę na kolanach. No bo dlaczego by tego nie zrobić? No właśnie. -Mówisz to tak, jakbyś wyznawał mi miłość. To bardzo miłe Lucas- powiedziała cicho, poważnym tonem, ale po chwili coś ponownie pojawiło się w jej głowie. -Gdybyś nic dla mnie nie znaczył, nie byłoby mnie tutaj, ale co z Oriane? Co będzie, gdy po dwóch miesiącach wrócisz do zamku? Wrócimy do naszych ławek i starej znajomości?- zapytała z lekkim zainteresowaniem w głosie. Jeśli nadal kochał też Oriane to wiedziała, że ich związek nawet w zalążku by nie przetrwał i po tych dwóch miesiącach wrócą znowu do kontaktów na poziomie przyjaciół. Gdy mówił o tym, że jest Ślizgonem, zaśmiała się. Ona też przecież była Slizgonką. -Bycie w Slytherinie zobowiązuje. Cała moja rodzina tu należała. My nie okazujemy publicznie sympatii. Jesteśmy specyficzni,ale jesteśmy też ludźmi- dodała z przekonaniem w głosie. Uniosła na chwilę głowę by upić łyk whiskey. Lekko czuła, że już ją ćmi, ale starała się tego po sobie nie okazywać. Uśmiechnęła się gdy wspomniał o jej kolczyku. -To po prostu zimny metal. Czujesz cało obce- wyjaśniła z szerokim uśmiechem na twarzy. Miała teraz wyjątkowo dobry humor. Przy okazji chciała go dokładnie sprawdzić. Wielu facetów marzyło głównie tylko o tym by zedrzeć z Kath bieliznę, miała niesamowite ciało i ten kto myślał inaczej, pewnie musiał być gejem. -Chciałbyś się ze mną przespać?- zapytała nagle znienacka nie patrząc mu w oczy ale prosto w sufit, trzymając mu głowę na kolanach.
- Może to jest wyznanie miłości, w zależności jak to odbierzesz Kattie. - Uśmiechnął się ale jednak słysząc wzmiankę o Oriane spoważniał. Wziął głęboki oddech i oparł głowę o zimną ścianę dodając nieco szorstko. - Chciałbym zapomnieć o niej, ale nie mogę Kath. Codziennie myślę o tym że oddałem jej serce, a ona upiekła je na ruszcie jak gdyby nigdy nic.. czy mogę mieć chociaż odrobinę normalności? - Zmarszczył czoło i przymknął oczy, odebrał jej na chwilę butelkę by i on również mógł się napić. Był nieco wstawiony, ona również więc jego myśli stawały się coraz bardziej odległe. Ile jeszcze mógł wypić? Sporo, dlatego tez nie musiał się tym martwić. Odkaszlnął dławiąc się nieco alkoholem i postawił go nieopodal Kath by miała go na wyciągnięcie ręki. - Ciało obce? Ciekawe, ciekawe.. wygląda interesująco, stąd te pytanie. - Bawił się jej włosami, dotykał ich i przerzedzał przez palce. Były miękkie, o nie też musiała dbać tak dobrze jak o swoje ciało. - Kattie.. wiesz dobrze że gdybym powiedział nie, to bym skłamał. Pytanie raczej brzmi, kto by nie chciał? - To prawda, Ślizgonka ma wyborne ciało i ubiera się naprawdę w bardzo pociągający sposób. Nie jedna osoba zazdrościłaby Lucasowi sytuacji w jakiej znajduje się wraz z nią. Nachylił się nad nią delikatnie by móc spojrzeć jej w oczy, była myślami gdzieś indziej. Niech wraca tutaj.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine spojrzała się na niego uważnie, a na jej czole pojawiła się delikatne zmarszcza znacząca o tym, że rozmyśla o tym co też powiedzieć. Nagle podniosła się siadając po turecku obok niego, ale chwilowo odwrócona do niego plecami. Wyciągnęła ręce do tyłu, by przeczesać swoje gęste i miękkie loki. Ileż to ona pracy musiała poświęcić by codziennie wyglądały perfekcyjnie. Strasznie dużo czasu. Sięgnęła butelkę, którą podsunął jej Kray i upiła dość solidny łyk, nawet delikatnie się przy tym krztusząc. Lekko jej się zakręciło w głowie, ale starała się nie podnosić z ziemi, w zamian za to usiadła mu na kolanach odwracając się do niego przodem, tak że praktycznie jeszcze chwila, a mogli by się zetknąć nosami. -Jesteś mi bliski, inaczej nie spotkałabym się tutaj z Tobą, nie chciałabym jednak aby twoje wyznanie dziś, za dwa miesiące okazało się tylko przelotnym słowem. To by mnie zabolało. Nie jestem tak silna jak ci się wydaje i ból w sercu zawsze mnie wykańcza zarówno fizycznie jak i psychicznie- powiedziała cicho zgodnie z prawdą. Dziewczyna była lekka niczym piórko więc pewnie chłopak zbytnio nie odczuwał nacisku jej ciała na swoje nogi. -Odrobinę normalności? Tak, możesz mieć Lucas. Nikt nie każe ci być cierpiętnikiem, by Ślizgoni nie jesteśmy od tego by cierpieć albo pokutować za grzechy. Szlamy niech cierpią, my nie musimy. Nie do tego zostaliśmy stworzeni- stwierdziła z szerokim uśmiechem na twarzy. Uchwyciła jego twarz w swoje dłonie i przesunęła palcami po jego policzkach. Zrobiła to delikatnie, a przynajmniej tak jej się wydawało. -Pewnie znalazły by się takie osoby. Mam wrażenie, że Cyrus Lynford jest gejem. On mnie nie chciał. Zaczął mnie ignorować. Więc pewnie będzie mógł żałować swoich decyzji- wyjaśniła z dziwnym przekonaniem w głosie. -Ty nie jestem gejem, przynajmniej tak mi się wydaje- stwierdziła po czym zaśmiała się w głos by po chwili obrysować palcem jego usta i przesunąć paznokciem lekko w ich głąb i musnąć wnętrze dolnej wargi, potem cofnęła dłoń by oprzeć ją na ramieniu chłopaka. Katherine wiedziała, że jej ciało robi na facetach imponujące wrażenie. Może i nie miała miseczki D, ani największego C, ale ciało i tak miała wysportowane i jak na dziewczynę, umięśnione. W końcu trenowała więc to do czegoś niestety zobowiązywało. Czy chciała się nim zabawić? Raczej nie, ale bała się, że to Lucas zabawi się nią. Dała mu krótkiego i szybkiego całusa w usta, by zaraz odsunąć swoją twarz. Miała pewne wątpliwości. -Zabawisz się i po dwóch miesiącach separacji wrócisz do swojej byłej, o ile z nią już zerwałeś- powiedziała smutnym tonem.
- Kath, pragnę żeby moje słowa nie były rzucone na wiatr. Musisz mi pomóc o tym zapomnieć, sprawić bym nie musiał cierpieć i byś załatała moje serce. Nie oczekuję wiele, pragnę by ktoś mnie kochał. - Uśmiechnął się czule i kiedy tylko usiadła na jego nogach przymrużył oczy. Była taka delikatna, objął ją jedną dłoń kładąc ją właściwie na jej obu biodrach. Był tak blisko, mógł poczuć nie tylko woń whisky ale także zapach jej włosów, ciała.. kręciło go to jak cholera. - Nie jestem idealnym Ślizgonem, to że twoja krew jest czysta.. nie oznacza że wszyscy taką mają.. oczywiście tępię typowe szlamy które nie wiedząc jak dostały się za mury Hogwartu. Kiedyś i tak wszystkie umrą, prędzej czy później. - Odwrócił wzrok, jak on się teraz cieszył że jego ojciec jednak nie żyje. Nie był czarodziejem, ale wiedział o tym świecie i uważał to za chore. Dobrze że go unikał i nie widział jak gnije późniejszy czas w Szkockim więzieniu. Tam go zadźgali, oczywiście nikt o tym Lucasowi nie powiedział. Dostał informację o śmierci przez zawał i w taką informację wierzy do dziś. - Cyrus? Ten Salemczyk? Nie wie co tracił, może rzeczywiście jest gejem.. bardzo często spędza czas w męskim gronie. Kto wie, może wszyscy tam nawzajem się pierdolą i nikt o tym nie wie? Taka trochę sekta.. - Parsknął śmiechem przełamując dłuższą chwilę ciszy. Przekręcił głowę wpatrując się we wszystkie rysy jej twarzy, słodka Kattie.. to co robiła wprawiło go w dreszcz. I tak ledwo co mógł usiedzieć, czuł jakby się nim bawiła. Ale czy teraz, kiedy oboje są wstawieni można się kimś bawić? To wtedy człowiek jest szczery jak cholera, wiele informacji można z niego wyciągnąć. - Nie jestem gejem, nawet tak nie mów. Brzydzi mnie to że faceci nie potrafią zająć się kobietami tylko wolą.. o czym ja myślę, skończmy to. - Zmarszczył czoło unosząc brew do góry, wyglądał zabawnie. Cholera, ten całus był taki.. nienaturalny. Czuły, ciepły i.. pragnął jeszcze. Chciał zbliżyć usta do jej, ale nie mógł bo Ślizgonka mu się wymknęła. - Spraw bym został przy tobie, moja Królowo. - Ujął jej twarz i delikatnie, nie napierając zbyt mocno przesuną ją by patrzyła prosto w jego dwa czarne węgielki. Uśmiechnął się i zbliżył się, musnął jej dolną wargę swoją zapraszając ją w ten sposób to wspólnego tańca. Ucałował ją, pierw powoli jakby to dziewczyna miała przejąć pałeczkę jeżeli tego zapragnie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
-Każdy pragnie w życiu miłości, mogę spróbować Cię pokochać takim jakim jesteś, ale nie obiecuję, że się uda. Nie mam pewności czy nie wrócisz do dawnej miłości. Wtedy ja zostanę daleko w tyle- wyjaśniła smutnym tonem, robiąc przy tym jedną ze swoich min ukaranego szczeniaczka. -Mogę też pomóc ci całkowicie zapomnieć o tym co złe, rzucić zaklęcie i wtedy wszystko będzie po sprawie, a nikt nie będzie cierpiał- wyjaśniła, ale wiedziała że raczej chłopak na taki układ nie pójdzie i nie będzie chciał tego zrobić, chyba że jakże się myliła tutaj względem jego decyzji. Gdy mówił o swojej krwi, skinęła tylko głową. Chwyciła jego dłoń i położyła na swoim sercu. -Wiem Luca, moje serce bije tak samo jak twoje, ale tak mnie wychował mój ród. Jesteśmy czystokrwiści od pokoleń i zawsze wpajano nam pewne zasady, ja też znam je od dziecka i teraz ciężko jest zmienić stare nawyki, równie trudno niczym przesadzenie starego drzewa. Korzenie niestety będą się mocno wzbraniały- odrzekła zgodnie z prawdą, bo przecież nie jest jej winą w jakim przeświadczeniu została wychowana przez swoich rodziców prawda? -Chciałabym rozgryźć tego Salemczyka, czy aby na pewno nie jest gejem, ehh nieważne, nie to jest teraz ważne- powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Zaśmiała się, gdy mówił praktycznie przez chwilę sam do siebie. -Masz rację, za dużo myślisz- powiedziała po czym odwzajemniła jego pocałunek. W pewnym momencie mógł nawet poczuć jej zimny metal na języku. Cholera spodobało jej się to, niestety albo stety w tej chwili przepadła z kretesem. -Nieziemsko całujesz Luca, postaram się Ciebie zatrzymać, ale nie uda mi się to, jeśli nie będziesz mi w tym pomagał- wyjaśniła przesuwając palcami po jego włosach. Miał krótkie włosy, ale na szczęście nie na tyle krótkie by nie mogła go trochę po nich pogłaskać. Później przesunęła dłońmi po jego ramionach by na koniec wsunąć mu dłonie pod koszulkę i przesunąć nimi po jego torsie. Jej dłonie były gorące, mógł mieć wręcz wrażenie, że palą jego ciało. Ponownie wpiła się w jego usta, najpierw delikatnie przygryzając jego dolną wargę, a później bezczelnie wsuwając mu język do ust, nie czekając na protest z jego strony, bądź też aprobatę. Robiła co chciała, bo przecież nie bez powodu nazywała się Katherine Russeau.
- Im dłużej będziesz przy mnie tym bardziej ułatwisz mi sprawę, po prostu chcę się oderwać od przeszłości i żyć teraźniejszością. Jest to trudne, ale z tobą.. wydaje się nieco prostsze. Po prostu.. trzeba spojrzeć na to z lepszej strony. - Pogładził jej policzek tym samym pocieszając ją, nie ważne kto by robił minę taką jak w tej chwili Kath robi. Zawsze jej ulegał.. po prostu miał do niej słabość, a jak to robiły dzieci.. to już całkiem. - Zaklęcie? Ah.. te zaklęcie, nie wiem już sam. Może tak będzie lepiej, nie będę przejmował się tym co było. Zapomnę, nie będzie więcej poruszany temat Oriane.. może to jest jedyne wyjście? - Zapytał sam siebie. Luuuucas, przestań ze sobą gadać bo pomyśli że jesteś jakimś dziwadłem i zaraz ucieknie stąd. Nie, wróć. To była Kattie, teraz rozumiała go w pełni. - A mnie wychował alkoholik, w dodatku nie czarodziej. Więc umiałem zadbać o siebie kiedyś, kiedy byłem traktowany jak jakieś zwierze. Może stąd ta agresja w mnie. Jednak nadal boję się jednego, nie chcę skończyć jak własny ojciec. Pijak, morderca.. kłamca i bez serca.. no i martwy. - Mruknął cicho, założył na siebie kolejną maskę którą była.. rozczarowanie. Przymknął oczy i wrócił do świata rzeczywistego. W tym momencie Kattie odwzajemniła pocałunek, objął ją mocno i ujął jedną z jej nóg by splotła ją wraz z drugą za jego plecami. Chciał by była blisko, nawet bardzo blisko. Kolczyk sprawi że złączył języki delikatnie muskając go. Bardzo podniecające to było i napędzało go to do kolejnych ruchów, a jej komplementy mówiły same za siebie. - W takim razie pomogę Ci jak tylko potrafię.. - Uśmiechnął się krótko i przeciągle mruknął czując jej dłonie na swoim torsie, nie pozostając dłużny swoje włożył pod jej ubiór masując okolice jej kości ogonowej. Ponownie, teraz to Kath zaczęła pocałunek. Nie pozostawał dłużny, czując jak napiera złączył ponownie ich języki. Bawił się, zahaczał od czasu do czasu o jej podniebienie i zerkał na jej mimikę twarzy.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
-Masz rację. Żyjmy tym co jest teraz. Żyjmy chwilą dobrze? Tak jest najlepiej, a my będziemy na pewno szczęśliwsi. Obiecaj mi jednak, że jeśli nam się nie uda pozostaniemy przyjaciółmi. Nie mogłeś mnie chyba ot tak zacząć kochać prawda?- powiedziała siląc się na delikatny uśmiech. Chciała rzucić zaklęcie by w pomieszczeniu zaczęła grać muzyka, ale niestety nic takiego się nie wydarzyło. Widocznie miała za dużo alkoholu już we krwi i trudniej jej się było skupić, by takie zaklęcie zostało poprawnie rzucone. Nie próbowała jednak rzucić go ponownie. Niby było to zwykłe zaklęcie, ale w tej chwili sprawiło jej ono spory problem. -Wiesz co? Lepiej nie, rzucenie zaklęcia jest za proste. To uciekanie od problemu. No a z Oriane musisz ten problem rozwiązać sam i powiedzieć jej, że to już koniec. Jeśli chcesz pójdę z tobą i będę cię wspierać. Ale zakończysz tą toksyczną zabawę w zdrady - stwierdziła wyjątkowo pewnym siebie tonem. Pewnie jeszcze trochę się pobawią i powoli ta impreza we dwoje skończy się na zupełnie innym poziomie. -Mój ojciec i cała rodzina byli zawsze ludźmi sukcesu. Strasznie zależało im zawsze na dobrym rozgłosie i każdy błąd w rodzinie był surowo karany naganą. Wiesz jak to jest być na ciągłym celowniku. Każdy patrzy ci na ręce- westchnęła. W gazetach wielokrotnie przesuwało się w różnych artykułach nazwisko jej ojca. Wielu zwyrodnialców osadził on już w Azkabanie i był z siebie ogromnie dumny, za swoje dokonania. Całowanie się z Lucasem było naprawdę przyjemne, a ona potrafiła robić to dobrze, naprawdę dobrze. To dlatego niektórzy tak chętnie do niej wracali, mimo iż wcześniej od niej odeszli. Ona jednak nie przyjmowała ich już z powrotem. Widziała jak działa na niego jej kolczyk i bliskość. Ona sama tak dawno nie miała okazji tego odczuć, że w tym momencie czuła tylko narastające podniecenie. Jeszcze dodatkowo alkohol potęgował tylko i wyłącznie ich doznania, co w tym momencie nie było dla nich korzystne. Pocałunki i ślina, zmieszana z zapachem ognistej whiskey było wręcz finezyjnym połączeniem. -Masz serce, o tutaj, czuję jak biję, słyszę je, ale nie każdemu musisz je okazywać Lucas. Bycie zimnym i oschłym w wielu przypadkach jest wygodne i oszczędza nam bólu- powiedziała mu szeptem do ucha w chwili krótkiej przerwy. Potem znowu zaczerpnęła powietrza, no i ugryzła go delikatnie w płatek ucha w miejscu gdzie właśnie ucho było najbardziej unerwione. Dłońmi przejechała po jego klatce piersiowej odrobinę drapiąc ją swoimi pazurkami. Kath zwolnij usłyszała swój głos w głowie, ale odrobinę przytłumiony otaczającymi ją emocjami.
- Kath.. oboje jesteśmy specyficznymi ludźmi, sama dobrze o tym wiesz. Możemy powiedzieć sobie wiele słów, ale czy wszystkie się spełnią? Szczerze mówiąc wątpię, co mnie na prawdę boli. - Jęknął cicho przerywając na chwilę swoje wywody kiedy poczuł że nieco ciąży mu na nodze, mimo że nie ważyła zbyt wiele miał ostatnimi czasy spore problemy. Przysunął ją nieco bliżej i zsunął się delikatnie w dół by odciążyć bolącą nogę. Zerknął na jej poczynania i uśmiechnął się, w tej chwili myślenie było dosyć ciężkie, a co dopiero wypowiadanie zaklęć. - Nie wiem czy dam radę, znamy się już dłuższy czas i.. to jest trudne, nawet bardzo Kath. Znam tą dziewczynę od dziesięciu lat, jest.. jest częścią mojej rodziny można tak na to spojrzeć. - Odetchnął głośno i zaczął ponownie gładzić jej policzek, przekręcił delikatnie głowę jakby to miało mu w tym pomóc. W tym świetle Ślizgonka wydawała się o wiele.. ciekawsza, większość ludzi teraz by ją wyśmiało. Jednak Lucas jest pod wielkim wrażeniem, oraz pełen podziwiu że rodzina Russeau potrafi mieć serce. - Nie wiem jak to jest Kattie, ale u mnie sprawa wyglądała inaczej. Moja rodzina była raczej tą przegraną, mojego ojca nie obchodziło jak go widzą inni. Pełno blizn na moim ciele, chociażby tu. - podwinął koszulkę by pokazać jedną z nich, nie tak dużą ale jednak - U ciebie otrzymywało się nagany, u mnie jak nie poszedłem po alkohol dla ojca dostawałem kary cielesne, mugole pozostają mugolami. Nie wiem co jest gorsze, że ten idiota zmarł sam, czy to że ja mu nie pomogłem konać. - Zacisnął zęby przypominając sobie o tym, że nie każdemu mówił o swoim życiu prywatnym. Dlatego też sięgnął po butelkę i wypił ostatnie kilka łyków ognistej, no cóż.. jedna z głowy. - Masz rację, nie każdy zasłużył na moją.. łaskę? Chyba to będzie dobre określenie. W sumie cieszę się jak patrzą na mnie inni, większość Gryfonów z pogardą, Puchoni ze strachem.. to jest jak paliwo, nakręca jeszcze bardziej. - Kath powinna coś o tym wiedzieć, w sumie to jej ludzie boją się bardziej. Lucas jest tylko drobnym pionkiem w całej tej grze. Gdyby rodzina Russeau chciała się go pozbyć, na pewno nikt by nie zauważył zniknięcia pana Kraya. W końcu większość osób myśli że już dawno wącha kwiatki od spodu, a mógł poinformować parę osób by ludzie nie rozsiewali tych zbędnych plotek. Odruchowo wciągnął brzuch kiedy jej paznokcie przejechały po jego torsie, wywołało to u niego przyjemny dreszcz. W połączeniu z delikatnym ugryzieniem w płatek ucha.. Lucas trochę tu jej odjeżdżał, wydawało mu się to takie nierealne, a jednak prawdziwe. Podwinął jej koszulkę w górę, by całkowicie ją zdjąć. W trakcie tego zaczął składać pocałunki na jej szyjce, przechodząc coraz niżej i niżej.. aż natrafił na biust gdzie zatrzymał się i dłuższą chwilę go obcałowywał. - Masz delikatne.. wspaniałe ciało. - Powiedział w przerwie i uśmiechnął się figlarnie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Kath uśmiechnęła się lekko do niego. Pogładziła jego włosy po czym przesunęła paznokciami po jego policzku by na koniec zatrzymać paznokieć na jego ustach. -Teraz jestem pijana, potem pewnie będziemy tego żałować, obiecuję ci jednak Lucasie Kray, że jeśli ja ci nie wystarczę, to za to całe upokorzenie po prostu cię zniszczę- powiedziała po czym pocałowała go głęboko, namiętnie i z wyczuciem. -Uwierz mi, każdy kto ze mną był, mówił jaka jestem niesamowita. Coś w tym jest bo każdy zawsze wracał jak bumerang do mojego łóżka- wyznała mu na ucho, gryząc go lekko w płatek. Już nie chciała słuchać o rodzinie Lucasa, ani też opowiadać o swojej arystokratycznej i zawsze według zdania ojca , idealnej rodzinie Russeau. Chciała być z nim tu i teraz, to na pewno zostanie między nimi, a gdyby Brandon się o tym dowiedział, to na pewno urwałby Lucasowi nogi przy samej dupie. Pomogła mu zdjąć swój stanik, a potem razem zdjęli jego górną część odzieży. W tej chwili mimo iż tu było chłodno, to oni tego wcale w ten sposób nie odczuwali. Ona z kolei zabrała się za rozpinanie jego spodni. Zrobiła to sprawnie i bez zbędnych problemów. Mały żołnierz praktycznie był już na służbie u czystokrwistej. Nie potrzebował zbędnych rozkazów. -Na co cię stać Lucas?- zapytała po czym rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że zaczęła wokół nich rozbrzmiewać melodia, którą ona stworzyła w swojej głowie. Zaczęła przed nim zmysłowo tańczyć.
- Zniszczysz mnie? Czy można ufać w pełni mężczyźnie który ma tak bogatą kartotekę, sypiał z połową Hogwartu i ma problem z alkoholem? - To tak jakby dać dziecku lizaka i powiedzieć mu że ma go nie zjeść. Innymi słowy, niewykonalne mimo wielkich starań Lucasa. On działa podświadomie, ma problem którego sam nie potrafi rozwiązać ale jeszcze nikt nie zwrócił na to uwagi. Po prostu każdy go bierze za faceta który rucha każdą pannę jak leci, by osiągnąć w życiu jakiś cel. Co innego jak postawić go w takim świetle: On po prostu nie może się powstrzymać, sam dąży do stosunku mimo wszystko. - Zapewne się przekonamy, czy sławna "Katherine Russeau" jest tak wielką specjalistką łóżkową.. - Wyszczerzył się krótko i uniósł brwi kiedy pomogła mu zdjąć bluzę, a także rozpiąć i odrzucić na bok dżinsowe spodnie. Po prostu się na nią patrzył, na jej ciało i na sposób w jaki się poruszała. Było mu dosyć dobrze, po co miał psuć tą chwilę jakimś zbędnym komentarzem? No właśnie, nie było takiej potrzeby. Skoro i Ona potrzebuje tego czego On, to niech się zacznie do niego dobierać. W końcu nie mają całej nocy, a już w sumie sporo jej minęło. Sięgnął po butelkę z whisky i opróżnił to, co zostało na dnie. Odrzucił ją na bok, na szczęście się nie stłukła.
Zwiedzałam Hogsmeade i okolice z kotem pod pachą, ciekawie przyglądając się każdemu domkowi i sklepowi, bo a nuż był opuszczony i mogłam tam stacjonować przez pewien czas z kotem. Po drodze kupiłam jakieś jedzenie, które przeznaczone było dla kota, żeby nie zdechł z głodu. Potrzebowałam tego słodziaka tak bardzo, że bierne przyglądanie się jak cierpi z głodu było dla mnie co najmniej nieprzyjemne. No może tylko troszkę. W pewnym momencie nawet wypuściłam kota, żeby też szukał, zaś ja pobiegnęłam za nim, utrzymując jego zad w zasięgu wzroku. Niespodziewanie jednak zniknął, jakby zapadając się pod ziemie. Nie wiedziałam gdzie się podział, więc przeszukiwałam haszcze i krzewy, które rosły wokół mnie w poszukiwania jakiejś dziury czy wejścia, którym udał się rudzielec. Wreszcie znalazłam, był to jakiś mega stary bunkier, który ledwo widoczny bardzo kamuflował się z otoczeniem. Weszłam do środka, pchając głaz, który lekko uchylony, wciąż był możliwy do ponownego otwarcia i nie musiałam używać do tego różdżki. To dobrze, bo ostatnimi czasy magia szfankowała. Jakaś potężna moc panowała nad całym światem i tego dnia chciałam też przećwiczyć zaklęcia, może któreś nie jest pod kontrolą i może być używane bez ryzyka. Właśnie do tego potrzebowałam kociaka. Tego dnia chciałam nauczyć się Cruciatusa, który nie miałam możliwości się nauczyć w szkole pod okiem nauczycieli i uczniów. Zaś w takim bunkrze mogłam ćwiczyć do woli. W końcu, po kilku dniach, a może tygodniach, gdy naucze się już Avady, sprawię szczęścke temu słodkiemu kociakowi, odsyłając jego duszę do lepszego świata. Bowiem zwierzaka znalazłam w środku, znalazłam też wiele narzędzi, lin i materiałów, które wiekiem górowały nad kotem i mną razem wziętych. Ostatecznie, przywiązałam kotka do odstającego pręta tak, by nie mógł uciec. Wyciągnęłam różdżkę i zamknęłam oczy, skupiając cały swój umysł na zaklęciu i jego efekcie, na tym co się za chwile stanie. Skierowałam koniec różdżki w kierunku rudzielca i wykrzyknęłam: - Crucio! - Przez ułamek sekundy zauważyłam jak kot się skręca z bólu, a źrenice idą do góry w wyrazie niewyobrażalnego bólu, a powietrze wokół nich wyraźnie zgęstniało... i czar prysł, albo z powodu braku dostatecznych umiejętności, albo zakłócenia magiczne pokrzyżowały jej plany. Kot zaczął się szarpać, chcąc uciec z tego miejsca, lecz więzy były wystarczająco mocne by go utrzymać w miejscu. Nastał czas na kolejne zaklęcie. Wycelowałam i znów wypowiedziałam zaklęcie, jednak chyba tutaj już zakłócenia ingerowały w działanie zaklęcia. Kot zaczął się miziać po podłodze, jakby coś dawało mu ukojenia, tak jakby zaklęcie zadziałało wspak. I tak chyba było. Przerwałam je. Przeczekawszy chwile ponowiłam zaklęcia, lecz dwa następne również nie miały zamierzonego efektu - pierwsze w ogóle nie wystrzeliło, drugie również zadziałało wspak. Dopiero czwarta próba zadziałała tak, jak miała. Byłam tak szczęśliwa, że spędziłam tam z kilka godzin, ponawiając zaklęcie, z przerwami, dając kociakowi odetchnąć. Czułam coraz większe przywiązanie do tego małego stworzonka i niewyobrażalnie mocno korciło mnie by skrócić jego cierpienie, jakim było życie na tej planecie. Ostatecznie zostawiłam go tam, dając mu jedzenie i picie, zwiększajac też zasięg, w jakim kotek będzie mógł chodzić. Wyszłam z bunkru, szczęśliwa jak nigdy, nawet bardziej niż po dniu, w którym odesłałam rodziców do bogów, do Raju.
Zaklecia: 6, 1, 3, 2
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Brzdęk, brzdęk, brzdęk. Butelka uderzała rytmicznie o wikińską bransoletę z każdym jego krokiem, w akompaniamencie szczeknięć Ducha, szedł przed siebie, nucąc balladę, jaką niegdyś usłyszał od matki. Fałszując, ściślej mówiąc. Grunt już osnuwał mu się spod stóp, powinien był przestać pić… Powinien. Ale to był pierwszy wolny weekend od dawna, który mógł spędzić po swojemu. Pierwszy piątek, w którym nikt nie patrzył mu na ręce, w którym nie miał dyżuru, w którym postanowił ponad wszystko się rozluźnić. Duchowi nie podobała się jego decyzję. Wilczaka drażniła woń spożytej Ognistej i dziwne, nieprzewidywalne zachowanie jego pana. Podgryzał mu nogawki, nie spotykając się z żadną reakcją Ragnarssona. Chłopak odzywał się do niego po islandzku. Szczenię, nie rozumiejąc, przechylało czasem głowę na bok. Nie miało żadnej mocy wpływu na swojego ludzkiego członka stada. Ach. Dziwni ludzie. Gunnar zatrzymał się tylko dlatego, że rękaw jego bomberki wczepił się w jakiś krzak, co zdawało się niemal niemożliwe. Wykręcił właśnie przedramię za swoje plecy, kiedy do pijackiego umysłu po kilkudziesięciu sekundach dotarła informacja o tym, że wszedł w część lasu, której nie przemierzał już sam. Z wyraźnym spóźnieniem zarejestrował widok kobiecego widma. — Meluzyna — mruknął po wygranej walce z kupką chrustu kucając przed swoim psem, przyduszając go uściskiem szerokich ramion i butelką zaraz przy jego szyi. Duch nie był zadowolony. — Słodka Meluzyno — powtórzył powitanie — Zaśpiewaj dla mnie, Meluzyno. Umiesz śpiewać, prawda?
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Szwendam się niepomiernie ostatnio po Dolinie Godyrka czy Hogsmeade w poszukiwaniu co nowszych roślin. I zamiast nich, spotykam Ślizgonów którzy szlajają się po lasach w stanach odurzenia. Tak jak dzisiejszego dnia, kiedy to uznaję, że to dobry czas na poszukanie ziół w okolicach Hogsmeade dla odmiany, nie tylko Doliny jak to zwykle. Przechadzając się słyszę niezbyt delikatne szmery i odwracam się z różdżką wyciągniętą przed siebie. Stoję tak zdumiona kiedy widzę kto zakłóca moje samotne przechadzki. Absurdalne wręcz wydaje mi się to ponowne spotkanie w lesie, ale zwyczajnie opuszczam różdżkę, patrząc bez słowa na mojego nowego towarzysza i jego mniejszego kompana, który wydaje się być równie zaniepokojony co ostatnio (tym razem jednak nie mną). Byłam przekonana, że wróciłeś do Islandii i czasem zastanawiałam się czy miałam na to wpływ, a oto jesteś. Pijany, bełkoczący, szamoczący się z chrustem, z Duchem u boku... Już miesiące temu zdecydowałam porzucić okropne wspomnienia z naszego ostatniego spotkania i wybaczyć Ci jeśli jeszcze się spotkamy. Czy myślałem o tym chociaż przez chwilę? Wyglądasz jakbyś miał wiele na głowie (i w). - Gunnar? - pytam szczerze zdziwiona Twoim widokiem. Zszokowana zatrzymuję swoją dłoń ubraną w rękawiczkę zielarską nad kwiatem, który chcę zebrać. - No eee, nie wiem, mamy teraz musical i tam śpiewam... - plątam się najpierw na to pytanie, głupio myśląc o naszym ostatnim zdaniu z DA podczas którego wykonuję szpagaty na Elio; bo po prostu nie wiem jak mam na to zareagować, czy zacząć ludzką rozmowę. - Nie widziałam Cię ostatnio w szkole? - zauważam jeszcze pytająco, chcąc też dowiedzieć się delikatnie powodu nieobecności; ostrożnie wracam do prób zebrania lulka rosnącego na samej górze dziwnego, pochyłego krzewu. Wtedy też opieram się delikatnie o krzew i okazuje się, że nie był on zwyczajny. Moje kolano otwiera pochyła drzwi, do których wpadam znienacka, jedynie piszcząc krótko. Z jęknięciem, ociąganiem próbuję podnieść się choćby na łokciach, by wyjść z tego okropnego, ciemnego miejsca, całkiem przestraszona. Co to ma być! Cieszę się, że dziś założyłam kolorowe alladynki i spódnica nie wisi mi na głowie, z kolei turban z przechadzającym się po nim kotem, obecnie bardzo przestraszonym, zdecydowanie zamortyzował mój upadek. - Gunnar? - rzucam znowu Twoje imię, tym razem nie chcąc być sama w tych egipskich ciemnościach, w nadziei, że mi pomoże wyjść, mimo swojego pijaństwa.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Śpiewa. Zrozumiał. I to jeszcze w musicalu. Znaczy, że musiała być naprawdę dobra. Dlatego zgarnął z ziemi Ducha, układając go sobie na barku, bo jakiś taki niespokojny się robił i narwany, dość głośny jego wilkowaty towarzysz, kiedy Ragnarsson obgadywał poważne interesy. Natury śpiewania pięknych ballad, których chciał posłuchać. Oparł się więc o pobliskie drzewo, z Duchem na ramieniu, głaszcząc go za uchem, za co wilczak użarł go w nadgarstek w pierwszym instynkcie, a dopiero w drugim się uspokoił. Gunnar, choć zalany w sztos, wiedział o co pytała i temat rozmowy dalece mu się nie podobał, dlatego zachował dyplomatyczne milczenie wzruszając ramionami. Wrócił do poprzedniej kwestii, znacznie bardziej go interesującej. — Czemu nie śpiewasz, Meluzyno? Wyjątkowo często używał dziś jej imienia, bo wbrew temu, że czasami był przekonany, że nie lubił jej, samo imię pozostawało dla niego dźwięczne i przyjemne dla uszu. Melodyjne. Uspokajające. Jak marynarzy uspokajały fale oceanu i syreni śpiew, tak Gunnara wspomnienie mitologii i pięknych, majestatycznych tworów ludowych podań. Dlatego Ragnarsson przymknął powieki, oczekując tych urokliwych dźwięków i… usłyszał. Donośne zawodzenie. Początkowo oszukany, że to ten obiecany śpiew, nie zrobił nic, w żaden sposób nie zareagował. Stał w miejscu. Dopiero brzmienie jego imienia wyrwało go ze stanu oczekiwania na dalsze głoski. — Hmm? — podążył za nią spojrzeniem, ale Meluzyny już nie było. Magicznie zniknęła. Zamrugał oczami, bo chociaż trochę widział niewyraźnie to dotychczas myślał, że tak łatwo nie będzie mu zgubić czarodzieja. Szukając pomocy u wilczaka i jego drapieżnych instynktów, przechylił głowę, pytając: — Gdzie ona jest? Duch zawył żałośnie, szczekając w kierunku, w jakim zniknęła Meluzyna, a Gunnar idąc za warkotem swojego przyjaciela, w końcu szybko ją odnalazł. Zagubioną damę w opresji. Dogniótł ją do ziemi, wpadając za nią, tą samą dziurą, tym samym sposobem, tylko jego miękkim lądowaniem było drobne ciało krukonki. Ciepłe, delikatne w jego ramionach. — O… — z rozpędu, jak już byli tak blisko, a jego twarz zanurkowała w tylku kota, uciekającego w popłochu na drugą stronę turbana, zamrugał oczami.Trochę tu było ciemno, niewyraźnie, nie wiedział gdzie się znajdują. Za to wyraźnie czuł najerzoną sierść pół-wilka u swojego boku, kiedy sięgał dłonią po różdżkę. — Czekaj, pomogę. Relashio. Strumień ognia wypłynął z jego różdżki, o mało nie godząc w panienkę Pennifold. Przeleciał niebezpiecznie blisko jej turbana, paląc jego bok, więc może lepiej, że nie były to włosy… — O, sorry, nie to. Lumos Maxima!