Bunkier znajduje się gdzieś na obrzeżach Hogsmeade, jest ukryty bardzo, ale to bardzo dobrze! Niewielu zna jego położenie, wśród porastających go krzewów i drzew jest trudny do zauważenia. Jeśli uważnie słuchałeś na historii magii, będziesz wiedział, że bunkier prawdopodobnie pochodzi z czasów wojny z goblinami - w takiej i w podobnych kryjówkach, czarodzieje często znajdywali schronienie.
UWAGA:
4, 6 – udaje Ci się wejść 1, 2, 3, 5 – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
O boże. Ten rzut nożem to nie był chyba najlepszy pomysł, bo nawet nie drasnął wilkołaka. Nie zdążył jej jednak nic zrobić, bo Ced ją chwycił i teleportował się razem z nią i Scarlett do... No właśnie, co to jest za miejsce? Zamierzała się rozejrzeć, ale usłyszała jęk Ceda, który chyba ledwo się trzymał na nogach. Była pełna podziwu dla jego bohaterstwa, w końcu zabrał ją i SMS z dala od tego potwora w JEJ MIESZKANIU. Tak więc przytrzymała Cedrika i ułożyła na ziemi, po czym kucnęła obok niego i mruknęła 'Haemorrhagia iturus', aby zatamować krwotok. Zaklęcie się udało (kochane kosteczki <3) i dzięki temu nie brudził już czerwonym życiodajnym płynem podłoża. - Dobra, jak już nie krwawisz, możesz powiedzieć, co to za miejsce? - spytała się Krukona. Rozejrzała się w około i zobaczyła, że znajdują się w czymś na kształt starego bunkra, z małymi okienkami i w ogóle dość zaśniedziałym miejscu. Postanowiła wyjść i się rozejrzeć, tak więc zrobiła. Wszędzie było zielono, budynek również, choć tak bardziej matowo. Wróciła do środka, gdzie nagle pojawił się Elliott wraz z Karin i Percym.
Percy był, najoględniej mówiąc, w ciężkim szoku. Ledwie się znalazł w kuchni, już wywabiły go z niej krzyki, ryki i odgłos roztrzaskiwanych o ściany przedmiotów. Tu się leje krew, tam szaleje wilkołak, a Melody ciska nożami! Merlinie, co za bajzel! Ogarnął się dosyć szybko, ale zanim zdążył rzucić jakieś zaklęcie, Cedric, Mel i Scarlett zniknęli, pozostawiając całej reszcie towarzystwa oślepionego i szalejącego z wściekłości wilkołaka. Już miał coś zrobić, rzucić jakieś zaklęcie, czy coś, ale Elliott był szybszy- widocznie atak na drugiego Bennetta podziałał na Puchona jak ostroga, bo rzucił jakieś zaklęcie. Nie do końca mu wyszło, ale nieważne, bo już po chwili chwycił jego i Karin za ręce i teleportował się w jakieś dziwne miejsce, które Percy zidentyfikował jako bunkier. Po tej łączonej teleportacji był trochę skołowany i nie miał pojęcia, co się dzieje. Cedric chyba krwawił, a Melody tamowała ranę jakimś zaklęciem. Zdaje się, że opanowała sytuację, ale lepiej się upewnić. - Na Merlina... niezła impreza, nie ma co. Niezapomniana...- spróbował zażartować, ale wyszło to raczej słabo. Przykląkł przy starszym Bennetcie i spojrzał pytająco na Melody, która zaimponowała mu hartem ducha. No, no, mało która dziewczyna potrafiła zachować tyle zimnej krwi. Zoe umiała, ale Zoe była pod każdym względem nadzwyczajna.- Czy ktoś może mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?
Parapetówka życia, żaden z gości jej z pewnością nie zapomni przez dłuuugi czas, hehs! Szczególnie Cedric, menski menszczysna, który raz po raz zaciskał zęby, przeklinając w duchu wszelkie wilkołaki i inne demony. - Sekretny bunkier, znaleźliśmy go kiedyś z Elliottem i Drake'iem - poinformował ich, kładąc głowę na kolanach Scarlett, która przy nim przyklękła. Kiedy trójka muszkieterów była zaledwie kilkunastoletnimi szkrabami, często udawała się na bardzo niebezpieczne wyprawy, często zahaczając nawet o zakazany las! Podczas jednej z takich wędrówek w poszukiwaniu przygód, zawędrowali na skraj wioski, do lasu i tam natrafili na ten niesamowicie dobrze ukryty bunkier, który stał się ich małą tajemnicą! Ach, gdyby Ced nie krzywił się z bólu promieniującego z rozerwanego ramienia, z pewnością otarłby wyimaginowaną łezkę, przypominając sobie lata tej beztroskiej zabawy! - W Hogsmeade. - dodał, krzywiąc się z bólu już trochę na zapas, bowiem zaradna Melody na szczęście sprawiła, że już nie broczył krwią tak obficie jak bohaterowie w filmach Tarantino. Przeklęty wilkołak! Gdyby nie fakt, iż na imprezie znajdowała się a) Scarlett b) Elliott c) znajomi, w tym właścicielka mieszkania, stoczyłby z tą bestią zażartą walkę, NA PEWNO. Seems legit! Zemściłby się za ten cały czerwcowy bal, na którym to sama Saunders tak ryzykowała, a jego zamknięto z resztą hołoty i nie pozwolono wyjść.
Och tak, parapetówka była niesamowita. Pierwsza, na którą poszedł Elliott i zapewne ostatnia. Widać było, że Melody bardzo się starała, chciała aby wszystko poszło pomyślnie, aby każdy z gości mógł zanieść jakiś talerzyk do pokoju, tymczasem nagle wpada włochaty stwór z zamiarem zaatakowania wszystkich obecnych. Bennett mało zawału nie dostał, a gdyby wiedział, co go czeka w pociągu... Och! Na szczęście zachował (prawie) zimną krew i choć nie udało mu się trafić wilkołaka zaklęciem, to przynajmniej pomyślnie teleportował wszystkich do sekretnej kryjówki Braci B.! Swoją drogą, Melody i Percival musieli być bardzo mądrzy, że tak od razu wpadła im do głowy myśl, że to może być bunkier. Kiedy Elliott przybył tutaj po raz pierwszy, myślał, że to domek starożytnych czarnoksiężników, ale on właściwie ma same głupie pomysły, więc nic dziwnego! W każdym razie znalazł się w ów bunkrze wraz z Karin i Percym, więc mógł czuć się bezpiecznie. I dumnie, wszak uratował dwójkę uczniów, no halo! On! On, Elliott Bennett! Sukces roku. - Na Merlina, Cedric, widziałeś to? Na Merlina, zniszczyli jej mieszkanie. Gdzie ona teraz przenocuje, na Merlina?! - zwrócił się do brata z rozdziawioną paszczą, nie dowierzając. Trochę słabo, że Blackcherry wydała furę galeonów na mieszkanie, które i tak zostało doszczętnie stratowane. Zdawało się, że bardziej przeraża go właśnie ta myśl, niźli sam atak wilkołaka. Czy teraz będą musieli przenocować ją u siebie, dopóki nie znajdzie czegoś nowego? Ugoszczą ją z otwartymi ramionami, może nawet spać w pokoju Drejka, który przecież wyjechał w podróż życia. Tak, to wspaniałe rozwiązanie! Zaraz jednak Bennett przypomniał sobie o włochatym cielsku, pochylającym się nad jego bratem. - CEDRIC, TY ŻYJESZ! Powiedz, co ci zrobił ten gbur? Czy to coś poważnego? Wszystko w porządku? Jeśli chcesz, mogę napisać do mamy! - ponownie zwrócił się do brata, oferując jakże korzystne rozwiązanie, jakim jest list do mamusi. Tak, ona na pewno wszystkiemu zaradzi!
No cóż, nie tak sobie to wszystko wyobrażała. Sądziła że to będzie fajna impreza a tymczasem zrobiło się z tego spotkanie kółka wzajemnej pomocy (o ile takowe istnieje). I wspólne zmywanie naczyń które Elliott przerwał swoim dość rozsądnym pomysłem, by użyć zaklęcia. Eh, za długo nie używała czarów... Od jutra wszystko będzie załatwiać w ten sposób. A co do mieszkania... no cóż, pewnie jest doszczętnie zniszczone albo rezyduje tam wilkołak. Albo już sobie poszedł. Nie zmienia to faktu, że Melody nie zamierza tam wracać, ze względu na złe wspomnienia. Poza tym, nie czuje się zbyt bezpiecznie. Może w Hogsmeade będzie lepiej... o cholera, trzeba będzie powiadomić rodziców o zniszczonym mieszkaniu. Kupowała je i meblowała z własnych oszczędności, a teraz większość przepadła. Może wróci tam za miesiąc i zabierze to co nie jest do końca zniszczone i odsprzeda komuś. A jak nie, będzie musiała pożyczyć od rodziców trochę kasy na nowe mieszkanie. Z pewnością zrozumieją. Na razie może stacjonować właśnie u nich. Choć w sumie mieszkanie u Bennettów to nie jest taki zły pomysł...choć za sam fakt SMS już by ją zagryzła na śmierć. A to by było równoznaczne ze spotkaniem w cztery oczy z wilkołakiem, więc... Nagle pomyślała o swoim mieszkaniu. Zrobiło jej się żal tych wszystkich rzeczy przyniesionych jako prezenty, a szczególnie Kaptusa. Tworzyliby taką fajną rodzinkę...na Merlina, zostawiła Carney'a! Ten potwór go zagryzie! Jeśli wcześniej nie była blada, to teraz z pewnością taka się stała. Jej twarz była bielsza niż ściana. Spojrzała po twarzach i wyjąkała: - Tttam zzzzossstałł CCarrneyyyy i-i-i Kkkaptuuss - po czym jej oczy napełniły się łzami na myśl o tej dwójce pozostawionej na pastwę wilkołaka. Oby tylko byli cali i zdrowi...
Karin bywała na wielu imprezach i wiele z nich kończyło się rozrubą, ale pierwszy raz trafiła na taką, gdzie gwoździem programu okazał się rozwścieczony wilkołak! Ona sobie stoi, grzecznie zmywa naczynia, a tu nagle w salonie krzyki, wrzaski i szlochanie. Ledwo się odwróciła zobaczyła jak wielka włochata bestia (nazwijmy ją PUSZKIEM) atakuje jednego z chłopaków, a potem nasza Pni Domu rzuca w Puszka nożem. Sekundę później gdzieś zniknęła razem z rannym chłopakiem i jego dziewczyną, a Gryfonka została sama z jego bratem i tajemniczym Przystojniakiem. Również chciała rzucić jakieś zaklęcie, gdy uslyszała coś o dziwczynie od babeczki (szczerze mówiąc wcześniej nawet nie zauważyła, że jej urocza koszulka została tak zbeszczeszczona), a w następnej chwili ktoś chwycił ja zarękę i się teleportowali. Upadła na jakąś twardą i baaaardzo zakurzoną posadzę. Oddychając ciężko i kaszląc bo nałykała sie tego świństwa z ziemi podniosła się na nogi. -Co... Co to miało być?- rzuciła pierwsze lepsze pytanie jakie przyszło jej do głowy. Zobaczyła szlochającą Melody. Podeszła i ją objęła. -Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Na pewno ktoś z sąsiadów już zawiadomił Ministerstwo. Złapią go i będzie po krzyku.- Czy to było uspokajające? Miała taką nadzieję.
Okropny, włochaty pysk zwierza chyba do końca życia pozostanie w jego pamięci. Jednak to wszystko już za nimi, to wszystko się skończyło. Teraz znajdowali się w bunkrze. Tak, w bunkrze, najbezpieczniejszej kryjówce pod słońcem i pod księżycem również. W bunkrze, którzy odkryli bracia Bennett. Bracia B., rozumiesz, Elliott?! Tak, pewnie że rozumiesz, więc przestań się trząść. Przestań się trząść jak osika, do cholery! I nie rozmawiaj sam ze sobą, nawet w myślach, a może zwłaszcza w myślach, bo to nie wróży niczego dobrego. - Melody, nie martw się. Melody... - zwrócił się do krukonki pokrzepiającym tonem i już miał zamiar do niej podejść i przytulić (czytał w jednej książce, że to najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji), ale Karin go uprzedziła. Więc ona też czytała tą książkę. Ha, ciekawe! Nie wiedział, że dziewczyny od babeczek lubią czytać o przygodach czarodziejorycerza Merlina. - Na pewno nie będzie tak źle! Możemy razem poszukać Kaptusa i twojego kota też, naprawdę! Robił wszystko, byle poprawić jej humor. Elliott to dobry chłopiec, można się zatem łatwo domyślić, że był wrażliwy na smutek innych, a już szczególnie, kiedy dotyczyło to osób, które on bardzo lubił. A Blackcherry na pewno do takich się zaliczała, choć znał ją dopiero kilka godzin! Podszedł zatem i położył dłoń na jej ramieniu, uśmiechając się pocieszająco. - Chodź... Wrócimy tam. My tam wrócimy, tak właśnie! Lepiej miej różdżkę w gotowości, bo nie wiem, co wpadnie temu wilkołakowi do głowy, o ile jeszcze tam urzęduje. I o ile wilkołaki mają głowę, bo w którejś książce pisało, że mają pyski. Więc nie wiadomo, co mu wpadnie do pyska. Miejmy nadzieję, że to nie będziemy my! I że sobie poszedł. Zabierzemy Kaptusa i twojego kota, chodź - mówił z zaangażowaniem, a gdy skończył, spojrzał na brata z przerażeniem, zastanawiając się, co właśnie obiecał. Och, ale on był lekkomyślny! Nie czekając na odpowiedź, jedną dłonią chwycił dziewczynę za ramię, a drugą kurczowo zaciskał na różdżce. Teleportowali się w miejsce, z którego jeszcze chwilę temu uciekali.
Co Co Co Naprawdę chcieli wrócić do tego mieszkania po kaktusa i szczątki kota? Czy mózg Elliotta uległ rozczepieniu podczas teleportacji? Bo Ced zakładał, że Melody to musi mieć z gruntu jakieś zapędy samobójcze, wszakże nie znał jej za dobrze i nie miał jak zareagować odpowiednio, podając zioła czy inne tam eliksiry, które krukonka niewątpliwie powinna brać. - Elliott czy ty naprawdę....?! - spróbował się podźwignąć z kolan SMS, ale zanim chociażby zdążył dopaść brata, zatoczył się z bólu, a puchon i Mel już znikli. Cedric zmiął w ustach tylko jakieś przekleństwo, łapiąc się za ramię. Wraz ze Scarlett doszedł do wniosku, że nic tu po nich, o ile Ced nie chce się wykrwawić, dlatego pożegnali się z Percym i Karin, wcześniej wskazując im wyjście z niesamowicie dobrze ukrytego bunkru i teleportowali się z powrotem do Londynu, ale bynajmniej nie na Tojadową, a do Munga, aby jakiś uzdrowiciel mógł obejrzeć to paskudne zadrapanie.
Kame przyciągnął tutaj ślizgonkę. -Wbijaj- Powiedział otwierając jej drzwi. -Znalazłem kiedyś to miejsca przez przypadek. Nie miałem lekcji, więc postanowiłem sobie pozwiedzać. Niewiele nauczycieli wie o istnieniu tego miejsca- Powiedział z delikatnym uśmiechem wpuszczając dziewczynę do środka. Kiedy ona weszła, on wszedł za nią i zamknął drzwi. -Uważaj tylko na głowę, bo jest tutaj nisko- Powiedział i kiedy znaleźli się na dole za pomocą różdżki zapalił świeczki które tam się znajdowały. Usiadł sobie spokojnie na materacyku który znajdował się na ziemi i czekał aż dziewczyna też gdzieś zajmie sobie miejsce.
Poszła za Kame dreptając po jakichś krzakach. -Jezu weź Ty zacznij interesować się jakimiś normalnymi schronieniami a nie bunkrami. -powiedziała rozbawiona wchodząc do środka. Rozejrzała się dokoła i usiadła obok Niego. -Ok, brak szklanek to pijemy z gwinta. -dodała chichocząc cichutko. Wzięła od niego butelkę i odkręciła ją. Odetchnęła głęboko i wzięła dość dużego łyka. Oddała mu butelke krzywiąc się delikatnie. -Grrr, niedobre. -zaśmiała się cichutko marszcząc zabawnie nosek.
-No nie przesadzaj. To to samo co ze szklanki- Powiedział i pociągnął sobie zdrowo. -Ciekawe dlaczego ten bunkier tutaj postawili. Odnoszę dziwne wrażenie, że powinienem był to wiedzieć, ale jakoś nie wiem- Zamyślił się przez chwilę starają się przypomnieć to gdzie mógł by słyszeć o tym miejscu, ale miał czarną dziurę w głowie. - Może po prostu postawili go dla takich uczniów jak my- Powiedział uśmiechając się lekko. Po chwili oparł się o przyjemnie chłodną ścianę za sobą.
-Wiem, że to samo. -powiedziała i westchnęła cichutko. Zmrużyła zabawnie oczka kręcąc głową. -Nie ważne. -mruknęła i spojrzała na Niego. Wzięła od niego butelkę i zaczęła się jej przyglądać. -Wiesz, ze jak to wypijemy to już po nas. Będziemy tu leżeć jak dłudzy. -mruknęła rozbawiona. Upiła spory łyk i postawiła butelkę na ziemi. Westchnęła cichutko i położyła się tak, że głowę trzymała na jego kolanach.
Gryfon otworzył oczy i spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. Delikatnie i bardzo niepewnie zaczął gładzić ją po głowie. Ponownie zaczął sobie nucić cicho jakąś melodyjną piosenkę, jednak tym razem wyrwały mu się takie słowa piosenki. -Włóczę się po mieście choć za chwilę świta, każdy mnie dziś o ciebie pyta, ja tu sam...nie wiem nic. W kanjpie strzela lufkę albo dwie, dawniej tutaj razem bawiliśmy się a dzisiaj, nie ma cię. Na przeciwko szedł jakiś łysy gość, przez moment myślę, że mi ukradł coś...mojego, właśnie ciebie. Łapię go za kurtkę rzucam w prawy kąt, zostaw ją łysy bo nie wyjdziesz stąd, a on do mnie, przestań już pić. Miałeś wszystko, a teraz nie masz nic- Od taka melodyjka wydobyła mu się z gardła. Czy to na trzeźwo czy po pijanemu lubił sobie pośpiewać czasami.
Ostatnio zmieniony przez Kamenashi Seo dnia Czw Lis 28 2013, 00:40, w całości zmieniany 1 raz
Wpatrywała się w Niego z delikatnym uśmiechem na porcelanowej twarzyczce. Słuchała go uważnie nie przestając się uśmiechać. Ślicznie śpiewał. -Wow, to było coś. -powiedziała chichocząc cichutko pod noskiem. Miał talent i szkoda było by go zmarnować. Podniosła się i podała mu butelkę. Poczochrała delikatnie dłonią jego włosy. -No pij, nie mamy całej nocy. -ponagliła uśmiechając się szeroko.
-Taka tam zwykła pioseneczka. W pracy ją często śpiewam- Powiedział i uśmiechnął się. Kiedy ta zaczęła mu targać jego czuprynę odchyli trochę głowę w bok. -Potargaj mnie jeszcze raz, a zacznę ciebie łaskotać- Wziął od dziewczyny butelkę i przychylił ją wypijając trochę. Odstawił ją na ziemię i zaczął się uważnie przyglądać dziewczynie. Nie wiedział co los planuje dla niego, że postawił ją na jego drodze, ale bał się tego. Nie rozpoznawał swoich własnych uczuć. Teraz był wlany, ale jutro jak wytrzeźwieje znowu będzie to samo. Pokręcił lekko głową aby wyrzucić niepotrzebne myśli.
-Zwykła, pff. Jasne. -powiedziała uśmiechając sie delikatnie. -Grozisz mi?! -popatrzyła na niego mrużąc zabawnie oczka. Kiedy odstawił butelkę na ziemi wzięła ją i upiła spory łyk. Odstawiła ją na ziemi. -Groźby są karalne. -powiedziała i zaczęła czochrać jego czuprykę chichocząc przy tym melodyjnie. -Nie boję się Ciebie! -pisnęła rozbawiona nie przestając targać mu włosów.
-I to był największy błąd w twoim życiu-Powiedział i role się teraz odwróciły. Chwycił ją za nadgarstki i po chwili jak gdyby nic zaczął ją łaskotać. Pod jego ciężarem musiała wylądować na ziemi. A on dalej nie przestawał ją łaskotać. -Przeproś ładnie to przestanę, a jak nie to załaskoczę ciebie na śmierć- Na jego ustach również kwitł szeroki uśmiech.
-Już sie boje. -powiedziała patrząc na Niego uważnie. Kiedy zaczął ją gilgotać zaczęła się cichutko śmiać. Jego ciężar spowodował, ze upadła plecami na materac a on znalazł sie nad nią. -Nie przeproszę Cię bo nie mam za co. -stwierdziła rozbawiona patrząc w jego czekoladowe tęczówki. Chichotała cichutko.
Ryu po chwili przestał ją łaskotać. Wbijał teraz swoje spojrzenie w jej oczy. Pogładził delikatnie jej policzek i odgarnął kilka kosmyków z twarzy. -Nie ruszaj się- Poprosił a swoje ręce oparł na materacu po obydwu stronach jej głowy. Nachylił się nad nią. Przymknął delikatnie swoje oczy. Już wyczuwała jego oddech na swoich ustach, jednak ten się zatrzymał. Odsunął się od niej i wrócił na swoje miejsce. Ponownie oparł się o ścianę, podciągnął sobie nogi pod siebie i przymknął delikatnie oczy. Przełknął głośno slinę. Dopiero po chwili spojrzał na ślizgonkę. -Przepraszam- Wydukał tylko cicho.
Gdy przestał ją łaskotać spojrzała na Niego i odetchnęła głęboko. Nie poruszyła się gdy poprosił by się nie ruszała. Patrzyła w Jego oczy w milczeniu. Poczuła jego oddech na swoich ustach. To ten moment, ta magiczna chwila. Nagle chłopak odsunął się pospiesznie. Zszokowana tą całą sytuacją podniosła się z ziemi i spojrzała na Niego. -Nie masz za co mnie przepraszać. -powiedziała biorąc z ziemi butelkę ognistej. Pociągnęła dwa duże łyki i odstawiła do połowy pustą na ziemię butelkę. Nie patrząc na Niego usiadła po turecku i westchnęła bezgłośnie.
Bił się teraz z myślami. Serce mówiło zrób to rozum krzyczał stop. I kogo tutaj posłuchać. Widział, zę zawiódł dziewczynę, jednak nie miał kompletnie pomysłów jak miał by ją pocieszyć. Tak więc tylko przyciągnął ją do siebie i delikatnie przytulił. Nie chciał się angażować za mocno, bał się, że i to spartoli, w końcu poprzedni związek zniszczył, a sobie zaufać ponownie jest najtrudniej. Nic nie mówił tylko przytulał delikatnie dziewczynę. Nawet nie wiedział co miał by powiedzieć, po prostu zabrakło mu słów.
Wpatrywała się w swoje dłonie milcząc uparcie. No bo niby co miała powiedzieć? 'Żałuję, że mnie nie pocałowałeś' 'No szkoda, ze nie wyszło bo miałam taką ochotę zatopić sie w twoich ustach'. No bez przesady ok? Nie jest gotowy to nie i koniec kropka. Nie ma co się nad sobą użalać. Kiedy poczuła w pasie dłoń Kame spojrzała na Niego. Westchnęła cichutko. Wzięła butelkę ognistej i oparła się o jego ramie przymykając delikatnie powieki. Tak też mogli siedzieć, żadnemu z nich przynajmniej nie było zimno.
Kame nie mógł znieść tej ciszy. Więc wstał ze swojego miejsca i zaczął się kręcić po pomieszczeniu. Ponownie potargał sobie włosy z tyłu głowy. -Chcesz tego ?- Zapytał się wbijając swoje spojrzenie w nią. Jeżeli będzie się domyślać nic nigdy nie osiągnie. -To nie jest tak, że ja nie chciałem, ale zrozum boje się jak ludzie zareagowali by na to, że ja jestem starszy a ty młodsza. Nie martwię się o swój wizerunek bo on mi akurat lata, ale o twój. Nie chcę aby ludzie brali ciebie za dziewczynę która znalazła sobie sponsora.- Powiedział i ukucnął przed nią. Cóż najwyraźniej godzina szczerości nadeszła znacznie szybciej niż Kame przypuszczał.
Spojrzała na Niego czekoladowymi tęczówkami, które pod wpływem alkoholu lśniły. -Nie obchodzi mnie to co sobie pomyślą inni. Przecież jest mnóstwo ludzi, którzy związali się z młodszą osobą i jakoś są szczęsliwi. -powiedziała spokojnie wpatrując się w Niego. Upiła maleńki łyczek ognistej i odstawiła butelkę na podłogę pod ścianą. Westchnęła cichutko i odgarnęła niesforny rudy kosmyk z policzka, po czym wetknęła go za ucho. Ah ten alkohol, co on robił z ludźmi. Przynajmniej dzięki niemu dowiedziała się dlaczego Kame jest taki powściągliwy i trzyma się na dystans.
Kame wziął głęboki wdech i przymknął delikatnie oczy. Po chwili jednak je otworzył. Podszedł do dziewczyny i chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Położył swoje ręce na jej biodrach i wpatrywał się przez chwilę w jej oczęta. Ponownie przybliżył swoją twarz do niej, jednak tym razem nie zrezygnował. Ich usta się zetknęły a on tylko lekko zacisnął swoje ręce. Po dłuższej chwili oderwał się od niej i poszedł pod ścianę na drugi koniec pomieszczenia. -I co warto było- Powiedział nadal wbijając wzrok w dziewczynę.