Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Mam go uderzyć w twarz? Świetnie! Wolałabym uderzyć Gabriela. Środek mojej ręki musną policzek Puchona. Było to naprawdę lekkie uderzenie, ale chłopak lekko uchylił powieki. - Thomas! Obudź się! - Powiedziałam. Chłopak się wybudził. - Cudownie. To co teraz? Jeśli każą nam już zakładać szaty to raczej minęło zagrożenie. Ale jeśli tak się stało to raczej prefekci powinni zajrzeć do wszystkich przedziałów i nas o tym poinformować.
Widząc Elsie która lekko przestawała kontaktować przebrneło jej przez myśl, że jest po prostu pijana w sztok. Jednak za chwilę zganiła się w myślach. Słysząc chłopaka, prawdopodobnie chłopaka Elsie spojrzała na niego z wyrzutem. - Przestańcie siać panikę, do cholery. Wiem co robię. Rzuciłam im ostre, przytłaczające spojrzenie a z oczu ciskała niemalże pioruny. Ha, mała, słodka Alex. Zdecydowanie mogli się przestraszyć chociaż jej transformacji w owym momencie. Usiadła obok Elsie, wsunęła dłoń pod jej kark po czym podsunęła jej piersiówkę pod usta. Przechyliła ją lekko wlewając jej parę kropel do ust drugą dłonią przytrzymując jej głowę. - No, wstawaj Mała, potrzebujesz być przytomna jak przytoczę Ci kolejną dawkę kolorowych tabletek. Szepnęła odgarniając jej włosy z twarzy. Zlustrowała wzrokiem Quinn. Nie wyglądała najlepiej, aczkolwiek Alex znała jeden prosty sposób na to. Skinęła na Tiffany. - Wyjmij taką małą buteleczkę, fioletową z mojej torby. Daj jej połowę zawartości. Później się nią zajmę. A tego Puchona zostaw, zaraz go obudzę. Mruknęła uśmiechając się iście szatańsko. Wróciła wzrokiem do Elsie. - No dawaj, Mała, daaawaj. Szepnęła wlewając kolejną porcję z piersiówki w jej usta.
Już przestałam ogarniać co się wokół mnie dzieje, słyszałam tylko jakiś krzyk Krukona, a potem tak strasznie chciało mi się spać. Ale nie byłam w jakimś głębokim śnie, nawet czułam, że ktoś mnie dotyka i wlewa jakiś napój do ust. Na początku myślałam, że to woda, czując jednak ten ostry smak, który gryzł mnie w gardło wszystko nagle wyplułam przed siebie. Zakrztusiłam się, skuliłam i patrzyłam w ziemie zasłaniając sobie usta. - Co wy? Co się dzieje? - zapytałam prostując się w końcu. Krzywiłam się za każdym przełknięciem śliny, dziwny posmak pozostawał w moim gardle jeszcze przez chwilę. Oczy same mi się zamykały, patrzyłam na nich przymulona. Dłoń cały czas miałam położoną na brzuchu, zerknęłam w stronę okna. Jechaliśmy. Oparłam się więc znowu, głowa poszła na zagłówek i patrzyłam w sufit starając się nie zamykać oczu. Potem nagle zaśmiałam się cicho. - Pierwszy raz widziałam wilkołaka - wypaliłam dziwnie uradowana. Tak, śmiech był chyba lepszym lekarstwem na odreagowanie stresu niż alkohol. Przynajmniej nie był tak okropny w smaku.
Podniosłam torbę Alex. Mała, fioletowa buteleczka. Już myślałam ,że ją znalazłam, ale ta rzecz okazała się szminką. Matko boska! Kto używa tylu kosmetyków? W końcu dotarłam do odpowiedniego przedmiotu. Nie byłam pewna, co to jest ale Q trzeba było pomóc. Quinn była na tyle przytomna, by wiedzieć co się dzieje. Nachyliłam buteleczkę na usta przyjaciółki. Miała spojrzenie jakby chciała mnie zabić. - Nie sprzeciwiaj się. To na pewno ci pomoże. - Powiedziałam. Nie miałam pojęcia, co do cholery było w buteleczce, ale zaufałam Alex na tyle ,żeby podać to Quinn. Po podaniu połowy zawartości odstawiłam buteleczkę na ziemię. Obróciłam się do Alex. - Nie męcz się z jego obudzeniem, bo już dawno to zrobiłam. - Wskazałam na Thomasa, który patrzył bez słowa na wszystko, co dzieje się w przedziale. Ale był przytomny. W końcu znowu pociąg ruszył. Oparłam głowę o siedzenie i przymknęłam oczy. Tyle wrażeń w jednym dniu.
Wi – wilkołaki.. – powiedział niewyraźnie do samego siebie – O.. one tu były! – rzekł do siebie nieco już bardziej pewnie. Spróbował wstać, jednak bezskutecznie. Ciekawe ile go ominęło? Ale co ważniejsze – BYŁY TU KOBIETY! A ON ZEMDLAŁ! CO ONE SOBIE O NIM POMYŚLĄ! Razem z nimi w przedziale był jeszcze jakiś chłopak, bardzo dziwny, co chwila krzyczał. Ta cała Alex podawała coś do picia tej drugiej. Tiffany z kolei robiła to samo, tyle że z tą swoją przyjaciółką. Co tu się kurwa stało?! – To wilkołak? – spytał, wskazując na opatrunek Elsie. Miał nadzieję, że ktoś mu coś powie w tym temacie. I.. moment. – Gdzie jest ten.. ten.. – nie mógł za cholerę przypomnieć samemu sobie o kogo dokładnie mu chodziło. – ten buc, który spalił twoją książkę? Zaraz.. Zaraz.. porachuje mu kości.. – mówił częściowo do Alex, częściowo do siebie, powoli próbując wstać – Dokuczać.. pięknej kobiecie.. kto to.. – nie skończył. Poleciał na ziemie jak długi. Chyba na powrót stracił przytomność. Wszystko przez ranę w nodze tej drugiej.. Quinn bodajże. Przypomniała mu o tym, jak skończył jego ojciec. A on.. Ten wilkołak.. jego głowa… krew… Te złe wspomnienia. Zawsze działały podobnie. Lekarze mówili, że trauma może na niego oddziaływać w różny sposób. To prawda. A on często mdlał pod wpływem silnych bodźców przypominających mu tamte wydarzenia..
- Cholera! Thomas! - Warknęłam. Chłopak znowu zemdlał. - Wstawaj! - Znowu moja ręka dosięgnęła jego policzka. Trochę mocniej ale nadal lekko. Chłopak po raz kolejny się rozbudził. Do ręki wzięłam butelkę wody i oblałam go. - Jeszcze raz zemdlejesz to ja nie będę próbowała cię budzić. Już jedziemy do Hogwartu. Nic już nam się nie dzieje. Z Quinn było coraz lepiej. Chwała ci fioletowa buteleczko!
Spojrzała na Elsie śmiejąca się cicho. Zrzedła jej mina po czym spojrzała na nią ponownie. - Upiłaś się? Zaśmiała się cicho uśmiechając się po chwili tak, że było widać jej dołeczki w policzkach. Machnęła różdżką w stronę torby mrucząc coś pod nosem. Po chwili w jej dłoni wylądował mały pojemniczek. Wyciągnęła dwie kolorowe tabletki po czym podsunęła je pod usta Elsie. - Spokojnie, to nie dragi. Kolejne mugolskie cukierki. Odpowiedziała drugą ręką zaś zakręciła i rzuciła w stronę Tiffany. - Łap. Dwie niebieskie pod język do rozpuszczenia. Jak zacznie się trząść i pójdzie krew z rany podaj jej drugą połowę płynu. Później wysmaruj ranę tą maścią, co wcześniej używałam na Elsie. Zrozumiałaś? Wydawała polecenia z zimną krwią, chyba jako jedyna potrafiła teraz zachować powagę. Choć nie, jej styl bycia, odrobinę kontrowersyjny sprawiał, że bywała momentami obrzydliwa, w szczególności gdy "operowała" na żywca na zmianę obie dziewczyny. Ale mimo najniższego wzrostu - bo zaledwie metr sześćdziesiąt w kapeluszu wydawała się chyba największa. Przynajmniej wciąż stała wyprostowana a nie kuliła się. Puchon zaczął coś majaczyć po czym znów zemdlał. Wywróciła oczami i wepchnęła Elsie tabletki do ust po czym wstała i podeszła do Puchona. Strzeliła go w twarz, że aż trzasnęło. Wzięła swoją niezastąpioną piersiówkę, wsunęła mu w dłoń po czym stanęła nad nim. - Facet jesteś czy baba? Jak Ci nerwy latają to jebnij parę łyczków i wstawaj wreszcie bo będziesz mi potrzebny. Ryknęła na niego po czym stanęła z założonymi rękami czekając.
- Głupia nie jestem. Zrozumiałam. - Odpowiedziałam do Alex. Wsunęłam do ust Quinn niebieskie tabletki. Po kilku chwilach rana zaczęła krwawić a sama Quinn lekko trząść. Podałam jej drugą połowę płynu z fioletowej butelki i złapałam maść. Oczyściłam z krwi skórę dookoła rany i posmarowałam ranę maścią. Po całym zabiegu usiadłam. Od całego schylania się przez cały czas rozbolały ją plecy. Byłam niższa tylko od Ambroge'a. Wyglądałam dziwacznie gdy stałam obok Alex. Alexandre była od mnie niższa o około 16 centymetrów. Ale nie zawracajmy sobie głowy wzrostem. Wzięłam od Thomasa piersiówkę i wzięłam łyka. Puchon patrzył się na mnie jakby nigdy nie widział pijącej dziewczyny. Ale kto go tam wie? Wstałam i po raz kolejny zaczęłam pilnować stan Quinn.
Na ziemie przywróciła go silna fala bólu. Natychmiast się zerwał.. – Auu! No dobra, ale niech ten buc przeprosi pierwszy! – krzyknął, wskazując na.. no właśnie kogo? Po raz kolejny zdał sobie sprawę, że tego idioty, chama i prostaka, z którym nie wiedzieć co Alex robiła, nie było na horyzoncie. Zamiast tego, była dziewczyna, która go uderzyła. – Ja? Będę Ci potrzebny? – zanim doczekał się odpowiedzi, chciał pociągnąć trochę z piersiówki. Niestety ta cała Tiffany ubiegła go. Patrzył na nią może nie tyle ze zdziwieniem, co.. złością? – TO BYŁA MOJA KOLEJKA! – krzyczał na nią w duchu. Co ona sobie wyobrażała? Ale nie, miała racje. Skoro ta niska chciała jego pomocy, to lepiej by był trzeźwy! Tak! Tak będzie najlepiej! W ogóle to nie mógł zrozumieć, czemu ten wysoki, chyba najwyższy z nich wszystkich i na bank najstarszy, tak się klei do tej panny ze Slytherinu? Jakie to słodkie.. Widok tej pięknej parki przypomniał mu, iż miał tu coś do zrobienia! I musiał zrobić to dobrze! Bo przecież ona patrzy! I wszystko rejestruje! I pewnie ocenia! A on, skoro ma już ten swój zarost i jest taki męski.. I popełnił taką gafę, jak dwukrotna utrata przytomności.. Po prostu musiał jak najlepiej spełnić swoje zadanie najlepiej, jak potrafił. - Więc, co mam zrobić? – zapytał, otrzepując się nieco z pyłu i kurzu, niepodzielnie panującego na podłodze. Uśmiechnął się do niej, jakby chciał dodać jej otuchy. Niestety, nie odwzajemniła jego starań.. Ech, kobiety..
- Radzę, napij się. Butelka jest w torbie. I daj mi skalpel. Taki ostry... a zresztą. Westchnęła machając ponownie różdżką. Wyciągnęła to, czego potrzebowała podając przy okazji Puchonowi butelkę Ognistej. Spojrzała na przedział.. Cóż. Burel na kółkach. Machnęła kilkukrotnie różdżką chowając zbędne rzeczy tak, że w przedziale znów zapanował.. no, uznajmy, porządek. - Chłoszczyć. - mruknęła celując w podłogę, siedzenia, Tiffany, Quinn.. a we wszystko po kolei. Uklęknęła obok Elsie, ułożyła ją po czym odsłoniła rany na jej brzuchu. Spojrzała na nią zmartwiona. - Drętwota. Mruknęła celując w dziewczynę po czym wzięła skalpel w dłoń. Wywróciła oczami. - Zabij mnie chwilę po tym jak podziękujesz że uratowałam Twój zgrabny tyłeczek. Powoli podważyła ranę po czym zaczęła usuwać zarażoną skórę. Do przyjemnych ta czynność nie należała, z pewnością. Ale miała wielką nadzieję, że Elsie nie wytarga ją przez to za jej blond loczki. Po chwili dziewczyna leżała, z lekko otwartą raną, gdyż dyptam wygoił uprzednio znaczną jej część. W miejscu świeżych nacięć zaczęła spływać niewielka ilość krwi. - Episkey. Zaczęła mruczeć pod nosem przesuwając wzdłuż rany, ta zaś zasklepiała się powoli. Gdy skończyła ponownie wyczyściła brzuch dziewczyny mrucząc pod nosem zaklęcie, wytarła dłonie po czym nie patrząc na reakcje zdjęła z siebie koszulkę i szybko przebrała w nią Elsie. A niech się patrzą. Może znów będzie tylko blondyneczką z dużym biustem. Skinęła głową na Puchona. - Odblokują ją i lepiej przytrzymaj żeby nie skopała mi tyłka. Mi został jeszcze jeden wybrakowany egzemplarz. Mruknęła spoglądając na Quinn. Nie kłopotała się nawet z tym, by się ubrać, no cóż. I tak za chwilę będzie zmuszona założyć szatę. Co za dzień.. jak Boga kocham.
Pobladła, umazana nieswoją krwią Clara, otworzyła drzwi do przedziału trzeciego dokładnie wtedy, kiedy pociąg ponownie ruszył, na co odetchnęła z lekką ulgą, chociaż to wcale nie znaczyło, że są bezpieczni. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie widok masakry z przedziału nauczycielskiego, zaczynały męczyć ją mdłości. I pieczenie oczu, które rychło zwiastowało płacz. Ale nie mogła sobie pozwolić na taką chwilę słabości, nie teraz! Teraz musiała się skupić i postarać się pomoc, nie wiedziała co jeszcze te PODŁE wilkołaki zrobiły, czy ktoś jeszcze był ranny albo... ugh, nie wiedziała czy drugi raz zniosłaby widok podobny do tego, który malował się w przedziale dla pracowników. Odgłosy walki na korytarzu przycichły, warczenia również nigdzie już nie było słychać. To nie była powtórka z balu. To było zdecydowanie gorsze. Weszła do środka i szczerze mówiąc poczuła zawód, iż znowu nie udało jej się trafić na przedział, w którym siedziałaby chociaż jedna osoba, o które tak bardzo się teraz martwiła. - O cholera, ja pierdolę co ty robisz? - wybałuszyła oczy na ślizgonkę ze skalpelem w dłoni. Czyżby tamtą ugryzł wilkołak i teraz jakoś nieporadnie próbują to zniwelować? - Ugryzł ją czy tylko zadrapał? Jeśli zadrapał, to się nie zmieni. - powiedziała, wciąż w lekkim szoku wchodząc do środka. - Asinta mulaf! - machnęła różdżką w stronę Elsie. W założeniu zaklęcie miało uśmierzyć ból.
Ostatnio zmieniony przez Clara Hepburn dnia Sob Sie 17 2013, 18:22, w całości zmieniany 2 razy
Denerwowało mnie to, że byłam zmuszona polegać na mugolskich lekarstwach, które to Alex miała w torbie. O wiele lepiej czułabym się siedząc w poczekalni w Świętym Mungu albo pijąc eliksir o smaku glutów w Hogwarckiej wieży. Dziewczyna podsunęła mi te dziwne tabletki pod usta, ale ja się im tylko przyglądałam z zainteresowaniem, a Ślizgonka instruowała wszystkich co mają robić. Kiedy skończyła, a ja otworzyłam usta by zapytać co to tak właściwie jest wepchnęła mi je do buzi. Skrzywiłam się, bo naprawdę bałam się, że to coś pogorszy mój stan. Maść zadziałała, ale tabletki? Patrzyłam na Alex pytająco mając nadzieję, że wyjaśni nam wszystkim co to tak właściwie jest. Teraz była jednak zajęta waleniem nieprzytomnego Puchona w twarz. Uśmiechnęłam się robiąc zdziwioną minę, też miała niezłe uderzenie. Korzystając z okazji, że nikt na mnie nie patrzył położyłam znowu głowę na oparcie i zamknęłam oczy chcąc sobie odpocząć. Kiedy usłyszałam o skalpelu otworzyłam szeroko oczy, ale zanim zdążyłam zareagować już nie mogłam się ruszać. Puchon mnie trzymał, a ona gmerała mi w ranach na brzuchu. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy, bałam się, nie mogłam nic zrobić, bolało mnie to. Kiedy skończyła zaleczyła mi otwarte rany i założyła swoją bluzkę. W tej samej chwili wpadła prefekt i aż krzyknęła z zaskoczenia. Gdybym mogła się ruszać to pewnie bym się zaśmiała. Puchon szybko ściągnął ze mnie drętwotę, a prefekt rzuciła zaklęcie, dzięki któremu nic mnie już nie bolało. Rozluźniłam się, oparłam głowę o cokolwiek i zamknęłam oczy. Chyba miałam już dość.
- Gówno mnie obchodzi czy ugryzł ją wilkołak, szczur, czy jej chłopak. Ranę otwartą która zaczyna na swój sposób - z braku słowa - gnić trzeba usunąć a potem zaszyć. Co też właśnie zrobiłam. Jeszcze jakieś pytania czy mogę strzelić lufę na otrzeźwienie zanim zabiorę się za drugą pacjentkę? Spytała nieco wyższym głosem niż zawsze. Więcej publiki, więcej! O tak, marzyła o tym! Zacisnęła ramiona na wysokości biustu po czym wydęła wargi w grymasie spoglądając na nowo przybyłą. Co do jasnej cholery się dzieje z tym światem. No żesz... - Elsie, trzymasz się? Może chcesz czekolady? Zmieniła ton głosu o 180 stopni wracając wzrokiem na dziewczynę. Posłała jej delikatny uśmiech po czym ponownie wróciła wzrokiem do prefekta. - To nie koncert życzeń, pomyliłaś przedziały. Jakieś pytania jeszcze czy chcesz mieć na głowie pakowanie prezentów do czarnych, plastikowych worków? Wysunęła podbródek spoglądając na nią z ukosa. Jaka tu logika, gdy ratujesz dupę połowie przedziału a zamiast usłyszeć dziękuję wciąż Cię ponaglają, bądź drą się na Ciebie. Sami na jej miejscu trzęśli by portkami lub zwrócili zawartość żołądka wprost na siedzenie. O tak. Cudownie. Zaklęła pod nosem wywracając oczami.
- Mamy dwie ranne. Na szczęście wszystkie tylko "zadrapane" - odpowiedział rzeczowo dziewczynie. Co innego mu pozostało? Ta mała uratowała ich wszystkich. Elsie, tą drugą, nawet tego małego Puchona, który zaczął się jej ukradkiem przyglądać. Widząc całą te sytuację, chłopak zdjął z siebie kurtkę, którą miał na sobie, po czym podszedł do Alex. - Ubierz ją. Nie będziesz przecież świecić dekoltem na prawo i lewo.. - powiedział z wielkim, ale niewyczuwalnym bólem. W sumie, dziewczyna była ładna. Może nawet gdyby nie Elsie.. Ale właśnie! Była Elsie! A w tym momencie jeszcze ranna! No, już mniej, ale zawsze. Usiadł obok niej i objął ją delikatnie ramieniem. - Możesz nam wytłumaczyć, co się właściwie stało? I skąd wzięły się tu Wilkołaki? - zapytał uczennicę, która jak wydedukował, była prefektem. Nie do końca wiedział tylko, czy może mówić o tych bestiach w czasie przeszłym? No, ale skoro pociąg już ruszył, a oni wszyscy mieli zakładać szaty.. – Może mogę Ci jakoś pomóc? Mogę przeliczyć uczniów, nie wiem.. cokolwiek. – zaoferował się, widząc jej minę. Miał nadzieję, że będzie mógł się jakoś przydać. Smutne, ale widział w tym wszystkim co się stało pewne plusy – sam chciał zostać prefektem, jeszcze w tym roku szkolnym. Wyrobiłby sobie zatem w ten sposób pewne „chody”. Nie doczekał się jednak odpowiedzi nowoprzybyłej, gdy poczuł dotyk małej Ślizgonki. Tak, jakby chciała go tu zatrzymać. Racja, w końcu obiecał, że tu zostanie.
- Alex, czy ona ci coś zrobiła? Powinnaś wziąć pod uwagę ,że wszyscy są tu przerażeni. Wszyscy naprawdę jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Powinnaś się uspokoić. - Odwróciłam wzrok od Alex i spojrzałam na prefekta. - Czy Lunarnych już nie ma? Wszyscy chodzili poddenerwowani a na korytarzu prefekci biegali w tę i z powrotem. Wykrzykiwali ,że już dojeżdżamy i wszyscy mamy zakładać szaty. Ciekawe czy w ogóle znajdzie się tu osoba, która martwi się ,że nie założy szaty. Nikogo ubrania teraz nie obchodziły.
Dobrze że to tylko zadrapania. Q nie chciałaby być ohydnym, włochatym wilkołakiem. Uhg. Chyba nikt by nie chciał. Rozejrzała się .Miała jeszcze w ustach smak czegoś co dała jej Tiff. Czegoś obrzydliwego. No właśnie. Alex nie powinna zachowywać się tak w stosunku do tej dziewczyny. bez przesady. To jasne ze martwi się o przyjaciółkę i w ogóle.
Ach, jak ona kochała takie ślizgońskie suki, zupełnie prostolinijne, o całkiem nieskomplikowanym charakterze, świecące dekoltem (dosłownie hehe) na prawo i lewo. Blond stereotypowa ślizgoneczka równie hojnie szastała tymi buńczucznymi, nie-do-przebicia uwagami, które naprawdę średnio dotknęły Clarę, mającą na głowie zgoła inne zmartwienia. - Z łaski swojej proszę zamknij pysk, bo doceniamy, że ubrudziłaś swoje paznokietki, ale zamiast przeprowadzenia operacji SKALPELEM, mogłaś to równie dobrze zrobić eee zaklęciami? - już nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać, ale granica absurdu została osiągnięta, kiedy Alexandra zaproponowała Elsie czekoladę. Czy to była do cholery szkoła medycyny czy magii, którą równie dobre, a nawet lepsze efekty, można było osiągnąć za pomocą jednego machnięcia różdżką? - O czym ty do mnie rozmawiasz, WŁAŚNIE KURWA WRÓCIŁAM Z PRZEDZIAŁU UBRUDZONEGO FLAKAMI NASZEJ PIELĘGNIARKI, NA KORYTARZU TEŻ WALAJĄ SIĘ JAKIEŚ JELITA. - najchętniej to by na nią w ogóle zwymiotowała, ale nie, nie, musi być silna! - Mógłbyś je opatrzyć zwykłymi zaklęciami, bez używania, japierkurwadole, skalpela i przeprowadzania operacji? Jesteś studentem, błagam powiedz, że to leży w zakresie twoich umiejętności. - miała ochotę tylko na fejspalma i zwinięcie się kłębek w celu zapłakania nad ludzką głupotą, ale MUSIAŁA BYĆ SILNA. - Nie wiem, wiem tylko, że pielęgniarka nie żyje. Zapewne... nie tylko ona, ale to tylko przedłużenie tego, co działo się na balu. Muszę iść sprawdzić co z innymi i błagam, nie pozwól tej lasce wchodzącą w dość wczesne stadium menopauzy, bawić się skalpelem. - westchnęła ciężko. Co za dzień. - Ostre narzędzia nie są dla dzieci. - wzruszyła ramionami i zrezygnowana wyszła na korytarz, aby pomóc innym.
Wzięła od chłopaka kurtkę jednak po chwili wahania oddała mu ją. - Nikogo tutaj nie zabije chyba patrzenie na mnie, pół nagą, prawda? I tak za chwilę się przebiorę. Poza tym czeka mnie robota. Puściła mu oczko po czym słysząc Tiffany zwróciła na nią wzrok. - Wybacz ale trzymam tu rękę na pulsie więc muszę się wydrzeć, bo inaczej byłyby tu dwa trupy i dwoje histeryków. Słysząc odzywki czegoś, co wpadło do przedziału zatkała tylko uszy po czym jęknęła demonstracyjnie. Gdy dziewczyna otworzyła drzwi spojrzała na nią z politowaniem po czym rzuciła soczyste "Spierdalaj" w stronę drzwi. Wywróciła oczami po czym skinęła głową na Quinn o której chyba wszyscy zapomnieli. - Ją też trzeba przedziabać i odstawić. A reszta może się przebierać. Więc? No i niech ta kretynka - tu machnęła głową w stronę drzwi - się lepiej przykłada do nauki. Ran po stworzeniach takich jak to nie wyleczysz magią bez odpowiedniego oczyszczenia ich. Idiotka. Czekając aż jej odpowiedzą pociągnęła łyka z butelki Ognistej po czym schowała ją do torby. Złapała w jedną dłoń scyzoryk, w drugą maść, zaś różdżkę wsunęła w stanik między piersi. Tanie porno niemalże, ale wolała nie stracić ani sekundy na ewentualne późniejsze poszukiwania, jakby jakimś cudem zafundowano im kolejne atrakcje.
Nagle wpadła tu jakaś dziewczyna. Wydarła się na Alex. Przecież chciała dobrze. Poza tym, miała racje. Rany tego typu wpierw trzeba oczyścić w ten sposób. Chyba, że istniało jakieś zaklęcie, na tyle silne, by sobie z tym poradzić? Cóz.. Będzie musiał to sprawdzić, dopiero po przyjeździe do Hogwartu. Poza tym, zgadzał się z tą niższą od niego, acz bardzo dobrze zbudowaną, dziewczyną. Jakby nie patrzeć, była chyba jedyną tutaj osobą, która mogła coś zrobić. Zaraz, zaraz, zaraz, zaraz.. CZY ONA POWIEDZIAŁA, ŻE NA KORYTARZU WALAJĄ SIĘ JELITA?! I ZGINĘŁA PIELĘGNIARKA?! Zatem sprawa była bardziej „gruba” niż podczas Balu. Więc ugrupowanie zwane „Lunarnymi” znowu uderzyło. Matka miała rację. To była banda terrorystów, którzy walczyli w imię jakiś dziwnych idei i przy użyciu bardzo.. niehumanitarnych, żeby nie powiedzieć drastycznych, czy mocniej sadystycznych, metod. Mimo to chyba wszystko skończyło się względnie dobrze, prawda? W końcu pociąg ruszył.. Mimo to chłopaka nie opuszczało takie złe przeczucie. Zaatakowali pociąg. Walczyli o prawa tylko dla szlachetnie urodzonych i „wartościowych” w każdy inny sposób uczniów. Zatem musieli mieć coś wspólnego z Hogwartem. Ciekawe było tylko, czy w końcu ujawnili swoje tożsamości? Choć jeden? Ale z drugiej strony jak? Przecież w postaci wilkołaka, praktycznie każdy wygląda zgoła inaczej, niż w swojej ludzkiej formie.. - Emm.. Przepraszam. Mogę Ci jeszcze jakoś pomóc? – zapytał Alex. Czuł się głupio z powodu wcześniejszej utraty przytomności. Dwukrotnej z resztą. Dlatego tak bardzo chciał odpokutować. Nie wiedzieć czemu, ale czuł taki respekt do tej dziewczyny. O ile wchodząc tutaj, chcąc uniknąć tej dziwnej dziewczynki, ciągle tylko gadającej o nieuchronnej śmierci ich tutaj wszystkich, myślał że może będzie miał jakieś szanse u dziewczyny, teraz był święcie przekonany iż nie miał nawet o czym marzyć. Zapewne po przyjeździe do Zamku nawet nie zamieni z nim słowa, będzie go traktować jak powietrze i takie tam.. Ale! Teraz! Teraz miał szansę jakoś pomóc, zyskać w jej oczach. W sumie, chętnie popilnowałby tamtej całej Elsie, ale starszy już się nią zaopiekował. Ciekawe, czy byli ze sobą? Poniekąd tak wyglądali.. Nie, to nie była jego sprawa. Poza tym, mogły ich łączyć takie relacje, jak niegdyś jego rodziców, zanim jeszcze w ogóle wzięli ślub – traktowali się jak para dobrych przyjaciół, troszczyli się o siebie etc., wszelki kontakt fizyczny odkładając na bok. Jak wspominała matka, „wtedy liczyła się tylko chęć przebywania z tamtą osobą”..
- Hmm, po robocie oddam Ci skalpel i wsadzisz go tej nadętej paniusi w tyłek. A tak to nie potrzebuję, uwierz, dam sobie radę. Posłała mu delikatny uśmiech po czym spojrzała na swoje dłonie. Była zmęczona, czuła się zajechana jak koń po westernie i w ogóle, zużyta prezerwatywa. Cudownie. Usiadła tuż obok Quinn spoglądając z zaciekawieniem na jej nogę. Tragedii nie było. Może i nie pachniało zbyt przyjemnie, bo w końcu skażona skóra nie mogła pachnieć fiołkami. Ale cóż, także na czym to miało stanąć? - Hmm, Quinn chcesz się pozbyć nogi czy dasz mi poznać swoje wnętrze? Uniosła brew ku górze spoglądając na nią. Zagryzła wargę, zamyśliła się. - Mogę dać Ci swoją spódnicę bo niestety ale w moje spodnie się nie zmieścisz. Tym bardziej z bandażem. Nie mogła sobie darować promiennego uśmiechu, oj nie. Przynajmniej to, że bywała trochę złośliwa pozwalało jej ponownie poczuć poczucie kontroli. Hmm, dobrze. Czas działać. Zerknęła na Elsie gdyż przypomniały jej się słowa mało urodziwej gryfindorskiej dziewuchy. - Czekolada. Magnez. Ubytek krwi. Doooobrze. Przeciągnęła ostatnie słowo śmiejąc się pod nosem. Jak mogli nie wiedzieć, że czekolada jest dobra? Nigdy nie mieli do czynienia z pobieraniem krwi? Ahh, z pewnością tylko Alex miała doświadczenia z mugolską medycyną. No cóż. Przypomniały jej się kolejne słowa oraz wypowiedź Thomasa. - FLAKI? JELITA? Dajcie mi jej trzustkę, powieszę sobie na ścianie! Pisnęła z uciechą, mając nadzieję, że rozbawi towarzystwo. Ależ ona zabawna. Spojrzała ponownie na Quinn. - Spódnica jest w kolorze butelkowej zieleni. Będzie ładnie wyglądała przy Twoich ciemnych włosach. Uśmiechnęła się do niej delikatnie oczekując jej odpowiedzi.
Spojrzała na Alex- Sadzę że noga będzie mi jednak potrzebna- powiedziała marszcząc lekko nos. Wprawdzie bez nogi da się jakoś żyć jednak Q woli mieć obie nogi. Na pewno lepiej będzie wyglądać z dwiema dogami niż z jedną. Q zdziwiła się kiedy Alex zaproponowała aby brunetka założyła jej spódnice. Czyżby blondynka była miła dla Quinn? Pokiwała lekko głowa - Dobra- powiedziała powoli. Nie żeby miała coś przeciwko temu żeby Alex była do niej pozytywnie nastawiona jednak miała wrażenie ze zaraz ta dobroć się skończy.
Wyciągnęła z torby spódnicę po czym zasłaniając lekko dziewczynę mruknęła pod nosem Diffindo kierując na jej spodnie różdżkę. Te z miejsca zostały pocięte w drobne paski. Zdjęła je z niej po czym założyła na nią swoją spódnicę. Dla odmiany spojrzała na nogę Quinn. Hmm, widok był interesujący. - Chłoszczyć. - mruknęła po czym nachyliła się biorąc skalpel do ręki. - Wybacz, nie mam czasu na znieczulenia. Poza tym to boli tyle co nic. Powiedziała niby to pocieszająco po czym bez zbędnych ceregieli zabrała się za odcinanie skażonej skóry. Zagryzła wargę, parokrotnie przejechała dłonią po ranie po czym ponownie wycelowała w nią różdżkę mrucząc pod nosem Episkey. Spojrzała na swoją robotę. Brawo, Alex, cóż za inwencja twórcza. Cóż za urocze wzroki. Dobra, koniec żartów. Wycelowała w swoją torbę zaś już po chwili na jej dłoni leżało pudełeczko, kawałki gazy i bandaż. Otworzyła je - ten specyfik dla odmiany pachniał dość "przyjemnie". Wysmarowała ranę po czym obłożyła ją gazą i zawinęła wokół bandaż. Spojrzała na Quinn. Usiadła jakby nigdy nic na siedzeniu, wyczyściła dłonie, spakowała machnięciem różdżki cały swój dobytek po chwili zaś wyjęła szkolną szatę. Bez zbędnych słów zrzuciła z siebie spodnie zostając teraz już tylko w pasujących do stanika koronkowych majtkach po czym naciągnęła na siebie szatę. Wygładziła ją, spakowała spodnie do torby, ukryła różdżkę w kieszeni. Rozejrzała się po twarzach wszystkich po czym setny już chyba raz wsunęła dłoń do swojej olbrzymiej torby i wyciągnęła z niej parę tabliczek czekolady. Rzuciła jedną Quinn, rozdała innym zatrzymując jednak wzrok na niej. - Smacznego. Jedz, poczujesz się lepiej. Mruknęła niewyraźnie gdyż po chwili sama wpakowała kawałek do ust. Po chwili jednak skrzywiła się, odłożyła resztę i wyciągnęła swoją nieodłączną piersiówkę. Pociągnęła parę łyków. - Mmmmm, tego mi było trzeba. Szepnęła z zachwytem przymykając oczy.
- Przecudowna bielizna. - Mruknęłam. Wyjęłam z mojej walizki szatę. Zdjęłam z siebie bluzkę i nałożyłam szatę. Teraz mogłam komfortowo zdjąć spodnie nie odsłaniając swojego tyłka. Dodatkowo wyjęłam uszyty przez moją mamę zielony szalik w złote pasy. Owinęłam szyję i pomogłam Quinn usiąść na siedzeniu koło mnie. Wzięłam do ust kawałek czekolady którą rozdała Alex. Skrzywiłam się. - Biała z dodatkiem mlecznej. Ohyda. - Połknęłam czekoladkę i popiłam wodą. - Wolę gorzką.
Schowałam spodnie i bluzkę do walizki i wszystko inne co należało do mnie. Różdżkę schowałam do podręcznej torby. Zacmokałam a spod kanapy wylazła Fluffy. Była przerażona i szybko wpadła w moje ramiona. Teraz musieliśmy tylko czekać. - Dasz sobie radę z szatą? - Zwróciłam się do Quinn. - Już za chwilę wysiadamy. W oknie widać było już Hogsmeade.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Tiffany Keppoch dnia Nie Sie 18 2013, 12:47, w całości zmieniany 1 raz
Leżałam tak na ramieniu Ambroge'a dopóki nie zajechaliśmy do Hogsmeade. Dopiero głośny łoskot i dźwięk otwieranych drzwi mnie obudził. Większość dziewczyn się już przebierało, wypadało bym i ja to zrobiła. Poprosiłam więc chłopaka, aby ściągnął moją torbę, a potem jak gdyby nigdy nic zaczęłam ściągać spodnie. Już po pięciu minutach byłam gotowa. Quinn musiała się jeszcze uporać ze wszystkim, no i wcale nie było tak brudno. - Chodźmy, im szybciej znajdziemy się w szkole tym lepiej - powiedziałam do nich. Przed wyjściem z pociągu pożegnałam się jeszcze z chłopakiem, musiał przecież zabrać swoje rzeczy. Umówiliśmy się, że spotkamy się w sali. - Spotkamy się w Wielkiej sali, nie wleczcie się dziewczyny - posłałam im blady uśmiech. Wyszłam chyba jako pierwsza, miałam dość już tego miejsca. Pośpieszałam pierwszorocznych, rozpędzałam drugo i trzecioklasistów, aby jak najszybciej dostać się do powozu. W Hogwarcie miałam nadzieję czuć się bezpiecznie.
Nie komentując już nic wzięła w dłoń torbę, pstryknęła palcami zaś jej mała, puchata kotka wskoczyła do niej po czym podeszła do drzwi. Zerknęła przez ramię na dziewczynę, odrzuciła włosy do tyłu. Pomalowała usta pomadką, zacmokała, poprawiła torbę. - Do zobaczenia w szkole. Posłała im buziaka w powietrzu po czym wyszła zamykając za sobą drzwi.
Skoro dziewczyna uznała, iż poradzi sobie sama, usunął się w kąt. W tym czasie za pomocą różdżki (JAK ON KOCHAŁ MAGIĘ! PRAWIE TAK JAK SWÓJ ZAROST!) pościągał pozostałym dziewczynom bagaże. Następnie przebrał się w swoją szatę. Czując na sobie wzrok dziewczyn, kiedy zobaczyły jej kolor, uśmiechnął się lekko zakłopotany. Nie wiedział, o cóż może im chodzić? On był dumny z tego, że był Puchonem! Ba! Był podwójnie dumny! Bo był Puchonem oraz osobą pochodzenia szlacheckiego! A mało było takich w jego Domu.. No, ale dość o jego pochodzeniu. - Boże. Jaka ona jest wspaniała.. – skomentował wygląd ciała Alex. Ależ ona mu się spodobała. Tylko czemu?! Czemu?! Czemu zemdlał?! To na zawsze przekreśliło jego szansę. Był tego pewien, tak bardzo, jak pewien był swojego nazwiska. I tego, że chce poznać prawdziwą naturę Wilkołaków. A tymczasem.. Cholerny wczasowicz! Cholerny ojciec! Mimo tych wszystkich zbierających się w chłopaku złych emocji, uśmiechnął się szeroko do wszystkich, opuszczając przedział. Wcześniej tylko zmniejszył swój bagaż, tak o, by mieć pewność, że nie będzie mu zawadzał. A więc Hogwarcie! Po mimo tych smutnych przeżyć i wspomnień z pociągiem, witaj! - Trzymajcie się. I mam nadzieję do zobaczenia jeszcze kiedyś, w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach.. – powiedział z uśmiechem, kłaniając się w pas. Po czym powtórzył te ukłony by opuścić przedział ostatecznie. A zanim znalazł się na dobre za drzwiami usłyszał głos najstarszego, który mówił, że musi jeszcze iść po swoje rzeczy i życzył Quinn owocnej rekonwalescencji. Poprosił ją też o sowę, w sprawie leczenia. Widać przejął się nie na żarty. Po chwili obaj znaleźli się za drzwiami, a starszy tylko złapał go za głowę i zniszczył jego fryzurę, czochrając jego włosy i żegnając się z nim.