Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Dzisiejszy dzień, dzień powrotu do Hogwartu, może stać się lepszy tylko z jednego powodu - wreszcie udało Ci się zająć wymarzone miejsce przy oknie! Bądź panem własnego losu - zajmij miejsce w przedziale jako pierwszy, daj sobie możliwość wyboru!
Przedział zajmują: ● Tanner Chapman ● Brandon Russeau ● Angven Shay ● Faye Grey ● Evan Lynd ● Sunny Oriana Saltzman ● Daenerys Nymira Anderson ● Lucius C. Chaismore
Lucius C. Chaismore, Lucius C. Chaismore... Jest! Z entuzjazmem kiwnęła głową, widząc nazwisko swojego kuzyna, widniejące na liście osób w przedziale. Nieważne, że to nie jej przedział. Ona miała misję do spełnienia, musiała pilnować, by Luckowi nie wpadł żaden głupi pomysł do głowy. I wcale nie bała się jego napadów furii w momentach, kiedy orientował się, że Alfa zwyczajnie łazi za nim i sprawdza, czy aby na pewno nie robi właśnie niczego złego. W końcu nie chciała mieć kuzyna, którego można opisać tysiącem określeń, kończących się na -holik. Wiadomo, że wszystko dla ludzi, ale w normalnych ilościach i odpowiednich sytuacjach! A nie wiedziała, czy Luciusowi nie wpadnie na myśl, żeby do pociągu zabrać trochę ognistej i nie przejmując się niczym i nikim, wypić ją sobie z tym cwaniackim uśmieszkiem na ustach. Mógłby dodatkowo być za to zawieszony w prawach ucznia! Swoją drogą, to Alfa również nie była święta. Jak chyba wszyscy Chaismorowie, łamała czasem zasady. A już szczególnie wtedy, kiedy ktoś rzucił jej takie wyzwanie. No, ale ćśśś! Kuzyna trzeba umoralnić, bo przesadza! Otworzyła więc drzwi do peronu tak energicznie, jak to miała w zwyczaju i obadała teren. Lucka jeszcze nie było, tak samo, jak innych pasażerów tego przedziału. Rozsiadła się więc wygodnie na jednym z siedzeń, mając nadzieję na szybkie przybycie kuzyna. Wszak nie miała zamiaru czekać w nieskończoność. Cierpliwość, jak wszyscy wiemy, nie była jej mocną stroną. Siedziała tak, nieustannie się wiercąc. To machała nogą, to bawiła się jakimiś frędzelkami od spódniczki, to wstawała i chodziła po przedziale. Ktoś, widząc ją, mógłby powiedzieć, że jest naprawdę dziwna. Czy była? Pozostańmy na stwierdzeniu, że to po prostu dziewczyna, którą wiecznie rozpiera energia. No bo w końcu właśnie tak było.
Kurwa jego jebana mać. To była myśl przewodnia tego o to panicza, który niczym sam ponurak, przemierzał gwałtownym i szybkim krokiem, korytarz tego jebanego pociągu. Czy ich do końca powaliło by umieszczać, jego, JEGO z innymi osobami w przedziale? Przed wyjazdem chciał nawet podkosić, butelkę byle jakiego wyskokowego napoju ale .. nie było czasu. Zamiast tego wyjął ze swojej skórzanej kurty paczkę fajek i od niechcenia, odpalił swojego fajka. Mijając znak, zakazujący palenia, uniósł ironicznie brew do góry i na krótką, króciutką chwilę wyjął papierosa ze swoich delikatnie rozchylonych warg. Tylko po to by splunąć. I pójść dalej, nie oglądając się za siebie. Co prawda nie zwracał uwagi gdzie lezie, toteż i musiał się cofać o kilka przedziałów wstecz, a przy tym niestety bardzo ale to bardzo, kurwił. Na maszynistę, na jebane przedziały i pierdolone podziały. Słowem, na wszystko i na wszystkich. Parę dni wcześniej ta mała podstępna .. kuzyneczka, zrobiła mu artystyczne wejście na jego łódkę i do chuja pana, zajebała mu wszystkie butelki z alkoholem. By było tego mało, to miała jeszcze czelność oskubać go z maryśki. Jego oczywiście szlag trafił a tego skrzata, tylko cud uchronił od zielonego światła Avady - albo jej nadzwyczajna szybkość zwiewania, gdy ten wchodził w niekontrolowany stan swojej furiozy. Warknął na nią cicho w swoich myślach i odruchowo poprawił przewieszonego przez plecy elektryka, którego ktoś .. niechcący trącił swoim barem. Jednak to wystarczyło by blondwłosego rozsierdzić i kładąc dłoń na klamce od swojego zajebistego przedziału, wbił niebezpiecznie zwężone czarne tęczówki w tą ofiarę losu. - Kurwa jak Ty człapiesz człowieku, że zajmujesz całą jebaną przestrzeń w tym pierdolonym pociągowym korytarzu! - krzyknął ze złością i nie kłopocząc się tym by wyciągnąć ze swoich warg papierosa, jednym jebanym kopniakiem otworzył sobie wejście i.. znieruchomiał. Oczy w środku ujrzały, coś czego nie chciał oglądać do końca swojego życia i Luc .. momentalnie wybuchł. - Ja pierdolę! A Ty co tu do kurwy nędzy robisz?! Nie masz swojego miejsca?! Wynoś się na korytarz! - rozkazał władczo i równie bardzo obrazującym gestem wycelował w nią długim palcem a potem, wskazał nim na korytarz. Istnieje możliwość, że nie zareagowałby tak jak zareagował ale no kurwa! Ona śmiała mu zakosić wszystkie używki! Miała wielkie szczęście, że nie tknęła się jego gitary bo inaczej gołymi rękoma by ją zabił. Oj, to chyba nie był jego dzień. A do diabła z tym!
Siedziała tak w oczekiwaniu na kuzyna, kiedy podniesiony głos dobiegający zza drzwi, a chwilę później, głośny huk. Oczywistym było, że to właśnie Lucek. Kto inny zrobiłby tak spektakularne wejście? Wywróciła tylko oczami. - Dzięki za zajebiste powitanie, Beta. Już do reszty się oduczyłeś kultury, co? - Wstała i podeszła do Ślizgona. Bliżej i jeszcze bliżej. Tak, że teraz stali twarzą w twarz, choć to fakt, że musiała trochę unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy. Zmierzyła go świdrującym spojrzeniem. - To, że ci podjebałam te twoje cholerne używki, nie znaczy, że możesz teraz mi rozkazywać. Zrobiłam ci taki przymusowy odwyk, ciesz się! - Ostatnie dwa słowa doprawiła złośliwym uśmieszkiem, który właśnie wpłynął na jej twarz i skrzyżowała ramiona na piersiach. On naprawdę myślał, że jak parę razy przeklnie, wyceluje w nią palcem i podniesie głos, to uniżona Alfa osunie się w cień i z opuszczoną głową wyjdzie z przedziału? Jeśli tak, to grubo się mylił! - Jak ci płynie życie bez ziółek i napojów wyskokowych, nałogowcu? - Rzuciła, patrząc mu prosto w oczy, po czym pociągnęła parę razy nosem i skrzywiła się nieznacznie. Najwyraźniej wyczuła od niego dym papierosowy. - Szkoda, że fajek ci nie zabrałam, ale nie martw się. Wszystko w swoim czasie. - Posłała mu złośliwy uśmiech, po czym usiadła z powrotem na kanapie, zakładając nogę na nogę. Jednakże wciąż nie spuszczała wzroku z Lucka. Że też on nie potrafił zrozumieć tak fundamentalnych kwestii, jak ta, że jego umiłowanie do wszelkiego rodzaju używek, podchodzi już pod nałóg. Ba! To jest nałóg, a Alfa przyjęła sobie za punkt honoru, że go z tego wyciągnie. Nawet, jeśli będzie się usilnie bronił, co zresztą notorycznie ma miejsce. Carney, idioto, kiedy ty zmądrzejesz? Westchnęła ciężko i pokręciła głową z dezaprobatą, czekając na kolejną wiązankę, która znając życie, wypłynie za chwilę z jego ust. Oczywiście, że Kayden nie pozostanie dłużna. Ostatecznie, jeśli coś pójdzie niezgodnie z planem, będzie musiała spieprzać przed swoim wkurwionym kuzynem. Na coś się jej przyda umiejętność szybkiego biegania przynajmniej.
Patrzenie na podstawiony pociąg wprawiało go niemal w euforię. Wreszcie zajmie jakieś wygodne miejsce, zatopi się w swojej ukochanej książce do eliksirów albo skopie kogoś z tego żałosnego, puchońskiego domu. Tak, to była całkiem dobra wizja spędzenia kilku godzin na poprawianiu własnego egoistycznego życia. Kurewsko wspaniała, tylko potrzebował jednej osoby, żeby całość nabrała odpowiedniego wyrazu. Naśmiewanie się z innych w towarzystwie brata - uczucie, którego nie mógł opisać. Miał już nawet na oku takiego jednego Puchona. Idealnie pasował do wymyślonej przez Ivora sytuacji i gdyby jechał tym samym pociągiem, byłoby perfekcyjnie, ale nie widział go na peronie, więc pozostawała chociaż odrobina nadziei, że przyjdzie i wpadnie w długie palce Chaismore'ów. Albo dopadnę go w Hogwarcie, podsumował swoją myśl, po czym zaczął przebijać się przez tłum uczniów, gdzieniegdzie dostrzegając znajome twarz, aż dotarł do ostatniego wagonu celem odnalezienia przydzielonego mu wcześniej miejsca. Nie zamierzał dochodzić do tego, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, ale poza ewidentnym brakiem bliźniaka lub choćby towarzystwa kogokolwiek z jego domu, miał jeszcze szansę pogromienia kilku młodszych uczniów. Wprawdzie nie dawało to tej samej satysfakcji, co miażdżenie tych wszystkich studenciaków czy siódmoklasistów przerażonych owutemami, jednak poprawiało nastrój podobnie jak kilka szklaneczek ognistej whisky i dobry papieros. Tak, powinien dopisać do na listę pierwszych złamanych reguł w tym roku szkolnym. Szlaban w pierwszych dniach nauki - zajebista myśl. W każdym bądź razie, przepychanie się przez ten kurewsko wąski korytarz rozwiało marzenia o zniszczeniu jakiegoś zabytkowego gobelinu czy równie starej zbroi - albo zamknąć w niej jakiegoś pierwszaka - i musiał skupić się na obrzucaniu wszystkich uczniów i studentów swoim klasycznym zimnym spojrzeniem, choć nie dało się ukryć, że był w dobrym nastroju. Mogli się tylko zastanawiać czy właśnie upatrzył kolejną ofiarę, czy wracał z polowania, a Gabriel nie zamierzał im tego ułatwiać. Nigdy. Aldri, zanucił starą norweską piosenkę, pragnąć dopaść kogoś z gitarą, by na żądanie zagrał właśnie tę melodię, ale żaden z tych pseudoartystów nie znał jego ojczystego języka, więc równie dobrze mógł sobie nucić, pozwalając chrypiącemu głosowi na kilka odpowiednio głośnych słów. Bynajmniej nie oznaczało to, że dzielił się z tak pospolitymi ludźmi swoim talentem. W żadnym wypadku. Śpiewał tylko na specjalne okazje i dzisiaj najwyraźniej taka była, choć nie do końca doskonała. Prawdziwe świętowanie zacznie się, kiedy dopadnie swojego braciszka, a drugiej takiej blond czupryny w tym cholernym pociągu nie trudno znaleźć. Poza tym pozwolił sobie prowadzić się instynktem, a ten go nigdy nie zwodził. Prawie. Młodszego Chaisemore'a wypatrzył z daleka i oczywiście musiał powitać brata jakimś wykwintnym słowem lub czynem, toteż zbliżywszy się do niego wystarczająco, zaplótł ramiona wokół brzucha Luciusa, przyciskając do siebie. Na tym oczywiście nie koniec, gdyż parę sekund później musnął wargami koniec ucha bliźniaka, aż chwycił skórę zębami, zostawiając na niej delikatny ślad własnego oddechu oraz odrobinę związanej z tym wilgoci. Idealnie, uśmiechnął się niczym kot na łowach, układając głowę na jego barku. - Hei, Carney - wymruczał, obrzucając błyszczącym spojrzeniem kuzynkę. Czyżby trafił na kolejną utarczkę między tą dwójką. Niewątpliwie zdradzał ją wyraz twarz, a on sam nie zamierzał pomagać. Aldri. Wydął usta w udawanym buziaku, po czym przytknął je do policzka Carney'a i ponownie skierował wzrok na gryfońską kuzynkę. - Hvordan har du det? - spytał siląc się na sarkastyczny uśmiech. - Czyżbyś znowu próbowała nawrócić mojego brata?
W dalszym ciągu trzymając w jednej ręce swoją podróżną torbę a drugą trzymając za klamkę od przedziału, Lucius warknął na nią cicho, gdy nie śmiała wykonać jego rozkazu. Ze złością wymalowaną na twarzy, spoglądał na nią podejrzliwie gdy ta krok po kroczku się do niego przybliżała i w pewnej chwili wyciągnął przed siebie rękę i bezceremonialnie oparł ją o ten jej głupi, kudłaty łeb, by nie zbliżała się do niego bardziej - bo jeszcze kurwa na niego wlezie z tej miłości. Uśmiechnął się jednak paskudnie na jej jakże miły głosik i słówka jakimi go uraczyła i nonszalancko wzruszył ramieniem. - Kulturę mogę okazywać wobec kobiety, złotko. A do niej Ci daleko, jak widać. Zresztą to byłoby kurewską ujmą dla tego tytułu by Cię nią nazywać.. - stwierdził złośliwie gdy bezceremonialnie zjechał ją z góry na dół i z kolejnym głośnym hukiem, upuścił swoją torbę. Gdy nazwała go Betą .. powstrzymał się od wdeptania jej w ziemię i jedynie mruknął pod nosem parę niezbyt przyzwoitych słów. Ale i tak go chuj strzelił gdy ta od nowa zaczęła coś bredzić o jego nałogach. Sama kurwa nie robiła za anielicę ani za jakiegoś pierdolonego dziwaka a jego się czepiała! Luc, w tej sytuacji jedynie przesunął swoją dłonią po twarzy i zrobił zbolałą minę. - Za jakie kurwa grzechy, za mną łazisz. Idź sobie pomęcz krasnoluda, sprawdź czy Cię do chuja pana na korytarzu nie ma albo ja pierdolę, wyjdź z stąd po prostu! - krzyknął, coraz bardziej będąc wyprowadzonym przez nią z równowagi i łypnął na nią groźnie gdy ta mu zaczęła się wygrażać, że i fajki chce mu zajebać. Haha! Jeszcze czego! Wymijając ją, przeszedł na środek SWOJEGO przedziału jednocześnie taszcząc za sobą torbę, którą miał zamiar wjebać na te cholerne półki. Swoją drogą, co za idiota wymyślił by one były tak wysoko przylutowane do ściany, kurwa no! Klnąc pod nosem na swoje totalnie zjebane życie, biedny wojownik westchnął z frustracją i wyprostował się gdy ta, z tą swoją mierną miną na śligońską podróbę pozera, próbowała go jeszcze bardziej rozwścieczyć. Oddychając głęboko, odwrócił się do niej twarzą i przybierając okropny grymas, skrzywił się na jej widok. - Dalej tu siedzisz? Won! - warknął takim tonem jakby się zwracał co najmniej do psa a nie do swojej kuzynki i skrzyżował swoje ramiona na torsie. Wbił w nią nieprzyjemne spojrzenie, próbując samym jego siłą wypędzić z stąd dziewczynę i widząc, że nic absolutnie nic na nią nie działa, zacisnął gniewnie szczęki i po chwili .. dość bezczelnie wyciągnął ze swojej skórzanej kurtki paczkę -mugolskich a nie tych dziadowych, czarodziejskich - papierosów. Spoglądając jej wyzywająco w oczy, sprawnie odnalazł swoją zapalniczkę i podpalił kolejny tytoniowy wyrób. A co mu taka mała istota zrobi? W dupę da? Dobre sobie. Nachylił się nad jej gryfońską osóbką i prowokująco wypuścił gęsty, szary dym z ust wprost na jej twarzyczkę i uśmiechnął się ironicznie. - A uduś się, kurwa. Będzie przynajmniej spokój. - stwierdził z błogim uśmiechem i skinął głową na ten zajebisty plan. Odchylił głowę do tyłu, puszczając leniwe kółeczko dymu papierosowego, gdy usłyszał cichy szmer otwieranych drzwi od JEGO a nie JEJ przedziału i instynktownie ściągnął gitarę, która oparł tuż przed sobą - dokładnie w tym samym momencie, gdy ramiona jego bliźniaka, zdążyły się już wokół niego owinąć. Uśmiechnął się na ten gest dość wymownie do Omegi, a nie Alfy jak raczyła mu za każdym razem przypominać i przekrzywił nieznacznie do boku głowę jednocześnie mrużąc lekko powieki, gdy łucznik raczył go ugryźć.. w ucho. W sobie zdusił głośny śmiech i podtrzymując jedną ręką gitarę, drugą poklepał starszego Chasimore’a po udzie. By nieco podkręcić atmosferę. A co, nie wolno mu kurwa? Rozbawiony uśmieszek błąkał się po jego twarzy, gdy Gabriel palnął swoją wypowiedź po norwersku i również wydął wargi w zabawny dzióbek gdy posłał zalotnego całusa.. Kacykowi. Patrzcie jak mu się zajebiście szybko zmienia humor! - Nawraca? Ten skrzat, gdyby mógł to do zakonu, by mnie kurwa zapisał. - wymruczał, przeciągając leniwie swoje słowa i uniósł do góry brew.
Zmrużyła oczy i zacisnęła zęby, kiedy śmiał jej dotknąć. Ze złością odrzuciła jego rękę, a gdy dodał coś o kobietach i szacunku do nich, parsknęła śmiechem. - Chyba sobie, kurwa, żartujesz, Chaismore. - Zlustrowała go spojrzeniem swoich zielonych oczu, zastanawiając się, jak można być tak złośliwym, aroganckim i cholernie wkurwiającym człowiekiem. - Szacunku to ty nie masz do kogokolwiek, już nie mówiąc o kobietach. - Narastała w niej złość. Jakiś głos w głowie podpowiadał, żeby wyszła i zostawiła tego pierdolniętego Ślizgona w spokoju, a z drugiej strony, coś jej kazało zostać i nie dać za wygraną. Zgadnijcie, którego głosu posłuchała? W końcu, nie bez kozery wytatuowała sobie napis ,,be brave'', zamiast ,,spierdalaj, jak poczujesz, że coś ci grozi''. Stała tak, wpatrując się ze złością w swojego, za jakie grzechy, kuzyna, kiedy znowu zaczął coś pieprzyć o łażeniu za nim, o krasnoludzie, okraszając swoją wypowiedź mnóstwem przekleństw. Pewnie, gdyby była jakąś uległą dziewuszką bez szacunku dla samej siebie, już by jej tam nie było, ale nie. Ona była Alfą. Alfą, a nie Betą. Do rozmiarów Bety próbowała umniejszyć Lucjusza, choć w jej oczach, był już o wiele niżej. Gdzieś na samym końcu Greckiego alfabetu. - Bo może, do kurwy nędzy, nie chcę, żebyś jako stary dziad, skończył na jebanej ławce z butelką piwa w ręku, oglądając się za młodszymi panienkami, których i tak nie przeruchasz. - Wrzasnęła, rozkładając przy tym ręce dokładnie tak, jakby była w gotowości do walki. Stwierdziła, że jeśli on może kląć, jak szewc, to ona będzie klęła, jak dwóch szewców. Albo, kurwa, trzech! Nie zamierzała się stamtąd ruszać. Siedziała tam, gdzie wcześniej, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i zaciętym wyrazem twarzy, wpatrując się w Ślizgona. Najwyżej jej wpierdoli, no i co z tego? Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, kiedy Alfa się z kimś bije. A nie zamierza spieprzać tylko dlatego, że jakiś chłoptaś o nieuzasadnionym zbyt wysokim ego, jej tak kazał. - Tak, kurwa. Nadal tu jestem. - Wypluła wręcz z siebie te słowa, patrząc na Lucka tak, jak na ostatniego wroga, którym miała wrażenie, że czasami był. - I nigdzie się stąd nie ruszam. - Dorzuciła już spokojniej, posyłając mu złośliwy uśmieszek. Mina jej trochę zrzedła, kiedy kuzyn dmuchnął tym śmierdzącym dymem prosto w twarz Gryfonki. - Czy ciebie już do reszty popierdoliło?! - Wstała, machając panicznie rękami. Jak można to cholerstwo palić?! Kiedy do przedziału wszedł kolejny z bliźniaków, czyli Gabriel, wywróciła oczami, a na jego słowa, westchnęła ciężko. - To jest jakaś pieprzona inwazja Chaismorów, czy co, do chuja pana?! - Uniosła tylko brew, widząc ich powitanie. To był jakiś pieprzony spektakl? Kolejny żart? Pokręciła z niedowierzaniem głową, a na jej twarzy malowało się politowanie, pomieszane z obrzydzeniem. Co to ma, kurwa, być?! - Wam się naprawdę w głowach ostro pojebało...
Z pewną dozą irytacji przysłuchiwał się anielsko brzmiącej w uszach wymianie zdań między nimi. Wprawdzie dopiero wszedł, ale wystarczyło raptem kilka słów, by szybko powiązać fakty. W końcu nie gardził inteligencją i parę razy dobrze ją wykorzystał, a teraz miał cholernie wielką ochotę, by jeszcze bardziej podkręcić atmosferę. Musiał tylko poczekać na odpowiedni moment. Jeszcze chwila, Chaismore, jeszcze chwila... - Det er godt å se deg igjen - odpowiedział kuzynce, wyraźnie zirytowany jej zachowaniem. Co mógł poradzić, że traktowała go z góry. Mogła przecież nie zadzierać z nim, prawda? O swoje będzie walczył nawet z rodziną. Do samego końca, lecz jeszcze nie nadszedł na to czas i szybkim ruchem wyciągnął papierosa z usta Luciusa, by samemu się nim zaciągnąć. Zamruczał cicho, czując dym przebijający się przez gardło do płuc. Niemal rozmarzony posłał kuzynce ostre spojrzenie i dmuchnął, wyraźnie niewzruszony jej reakcją, po czym trzymając fajkę w palcach, przytknął ją do warg bliźniaka. Był starszy i miał prawo kontrolować jego nałogi, a co? Nikt mu przecież nie zabroni, a gdyby próbował - czekał go ciężki żywot. - I bądź tak miła. Nie krzycz. Byłaby wielka szkoda, gdybyś na jutrzejszym śniadaniu nie mogła wydobyć z siebie głosu - dorzucił, przejeżdżając dłonią po brzuchu Luciusa wyraźnie prowokującym ruchem. Nie umknęła mu reakcja Alphy. Czyżby nie podobał się jej widok dwóch chłopaków robiących takie, a nie inne, rzeczy? A może Gryfonce chodziło o fakt, że byli braćmi? Co za różnica, Gabriel chciał wyraźnie dać jej do zrozumienia, iż takie zachowania wyraźnie go nie interesują i stanąwszy obok młodszego brata, obrócił go do siebie, by dość gwałtownie zaatakować jego usta w krótkim pocałunku. Niech się napatrzy, za następny taki widok będzie musiała słono zapłacić. Bardzo słono, wygiął usta w szerokim uśmiechy pełnym ironii, nie przejmując się reakcją bliźniaka. Rozumieli się bez słów, więc nie istniała potrzeba dawania mu jakichkolwiek sygnałów. W końcu przeszli razem tyle i znali siebie. Wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi, nawet jeśli Łucznik nie chciał przyznać się do pewnych rzeczy przed Wojownikiem. Prowadził grę, nic więcej. Wszyscy w Hogwarcie doskonale wiedzieli, że obaj grali w coś cholernie niebezpiecznego, ale kim by byli, gdyby nie stawiali przed są niemożliwego. Wszak właśnie to ich definiowało, a Gabriel utożsamiał się z tym patrząc w lustro, czy obserwując swoją kopię. - Carney - zajęczał, biorąc kolejną porcję dymu w płuca. Tym razem dmuchnął nią w górę, nadymając wargi. - Chodzi mi po głowie taka jedna piosenka. Wiesz która. Pamiętasz jej tytuł? - Spytał, wolnym ruchem sięgając po gitarę braciszka. Przecież nie miał nic przeciwko, by zagrał kilka nut, choć dawno nie korzystał z tego instrumentu. - Kuzyneczko, dalej ćwiczysz swój growl? - Dodał mimochodem, siadając z gitarą na siedzisku. Odruchowo poprawił pozycję, zarzucił nogę na nogę i ułożywszy palce, szarpnął strunami, jakby sam próbował zestroić swoją duszę z wydobytymi dźwiękami. Powinien częściej ćwiczyć. Kilka dobrych kawałków aż prosiło się o odpowiednią aranżację, jednak sam nie byłby w stanie tego zrobić. Może Lucius zgodziłby się udzielić swoich utalentowanych rąk, a Kayden dałaby w końcu spokój tym dziwnym zwadom i pokazała, że umie coś więcej niż latanie za kawałkiem świńskiej skóry. Doprawdy, przecież to takie niehigieniczne. Kto wie, jakie choróbska albo i zaklęcia kryły się w tej śmiesznej piłce.
Ahh no i koniec wakacji! Dlaczego tak szybko? Przemknęło przez myśl brunetki idącej powoli przez korytarz expresu którym uczniowie oraz nauczyciele wracali do szkoły. Westchnęła cichutko wpuszczając głowę w dół. Nie chciała wracać do szkoły, w Indiach było cudownie. Dlaczego wakacje minęły tak szybko? Ehh, nie ważne. Przecież niedługo miał rozpocząć się kolejny rok szkolny, Sunny powinna być dumna z tego, ze zdała do II klasy. Była studentką! Wywróciła teatralnie oczyma na tą myśl i ponownie cichutko westchnęła. Szła powoli przed siebie ciągnąc za sobą niedużą walizkę. No nareszcie znalazła III przedział! Uff! Odetchnęła z ulgą otwierając drzwi przedziału. Zajrzała do środka i otworzyła szeroko oczy widząc trójkę uczniów, którzy krzyczeli na siebie. Ok.. Może po prostu źle trafiła? Może do nie jej przedział? Zaczęła gorączkowo rozmyślać nad tym czy mogła pomylić przedziały. Wyjrzała na korytarz i spojrzała na drzwi przedziału. Nonie to jednak jej przedział miał na drzwiach III. Uniosła do góry jedną brew i weszła powoli do środka. Rozejrzała się dookoła i westchnęła. -Cześć. Nie przeszkadzam? -spytała zerkając na dziewczynę pytająco po czym zerknęła na pozostałych 2 chłopaków. Ok.. Byli bardzo podobni więc to pewnie rodzeństwo. A może jakieś kuzynostwo? No tak wszyscy w jednym przedziale! To musiało skończyć się kłótnią! Sunny zaczęła śmiać się w myślach. Po chwili jednak podeszła do wolnego miejsca i spojrzała w górę gdzie kładło się bagaże. Westchnęła cichutko podnosząc dość ciężką walizkę. Niezdarnie próbowała włożyć ją na miejsce, niestety nie udawało jej się to. Wściekła na samą siebie zazgrzytała zębami mamrocząc pod nosem coś niezrozumiałego. Po chwili poddała się i opadła na siedzenie rzucając walizkę obok siebie.
Lucius tylko spojrzał na nią z politowaniem i bez słowa, wysłuchał jej fascynujących słów. Gdyby tylko kurwa wiedziała, że ją jedyną traktuje jeszcze DOBRZE, to by nie kłapała tak tym swoim dziobem. Co z tego, że był ironiczny, wredny, zły i ogółem wkurwiający? Taki po prostu był do cholery, a nienawidził jak ktoś go kurwa mać, na siłę zmieniał! A ta gryfonica się na niego uparła jak Voldemort na Pottera! Koniec, końców cenił jej ostre słowa oraz to, że nie odchodziła ze zwieszoną głową. I z przykrością - ale musiał w stwierdzić, że była buntowniczą istotką i wbrew pozorom.. niekiedy pozwalał jej na rozkazywanie - ale bez przesady, kurwa! - Jesteś moją kuzynką do kurwy nędzy! A rządzisz się jak moja matka i tak - powiem to głośno by doszło to do twojego kudłatego łba. Jesteś mi kurrewsko WAŻNA. Kaput, czy dalej będziesz się darła jak stare prześcieradło?! - wrzasnął, zaciskając dłonie w pięści i gdyby mógł to rozwaliłby na jej ślicznej główce, jakichś pokaźnych rozmiarów wazon. Od tak, dla rozładowania swoich negatywnych emocji. Nawet ledwo co odnotował słowa Gabriela, które uspokajająco rozbrzmiały tuż koło jego lewego ucha. Zapomniał nawet o swoim papierosie. Tak bardzo złość go roznosiła. A niech no się tylko ktoś wpierdoli do ich przedziału, a będzie miał przejebane na całej linii. Ponownie przeniósł równie iskrzące spojrzenie swoich pociemniałych tęczówek na Kayden i wygiął wargi w nieco mniejszy niż dotychczas grymas. Ostatecznie można by nawet uznać, to za jeden z jego sarkastycznych uśmiechów. - Sama jesteś jedną z tych pieprzonych Chaismorów. Pogódź się z tym faktem, sierściuchu. - mruknął cicho, obdarzając ją przy tym dość, pieszczotliwym zdrobnieniem od tych lwów i odetchnął powoli. Warknął jedynie cicho, gdy tym razem własny brat począł go drażnić w momencie jak raczył zajebać mu z ust papierosa. Już miał i jemu posłać ładną wiązankę.. lecz szybko zrezygnował. Znał swojego bliźniaka na tyle by wiedzieć, że nie odwala niczego głupiego bez większego planu. I jak przypuszczał nie musiał nawet za długo czekać, kiedy Gabriel wprowadzał właśnie w życie swój szatański plan. Och, już wielokrotnie się w ten sposób nabijali przed Hogwarcką społecznością. Bo kto mu kurwa zabroni, no kto. Bardziej czuł aniżeli widział, jak brat się zaciągnął jego kurewskim papierosem i równie bezczelnie co on wcześniej- wypuścił szary dym w stronę ich słodkiej kuzynki. Na sam ten widok, uśmiechnął się ciut złośliwie i nie minęła chwila, gdy papieros z powrotem znalazł się w zasięgu jego warg. Bezpardonowo zaciągnął się nieśpiesznie i wiedząc co go czeka - wstrzymał dym w swoich płucach. Obrócił się leniwie na pięcie, wręcz synchronizując swoje ruchy z ruchami Łucznika i posłał mu wymowne spojrzenie na sekundę przed tym gdy bliźniacze wargi zaatakowały jego własne. Lucius jakby od niechcenia złapał swoimi długimi palcami, brata za brodę i podniósł mu ją delikatnie do góry. Kciukiem musnął jego dolną wargę a sam pochylając się nad nim.. tchnął prowokująco szary,tytoniowy dym zmieszany z jego oddechem wprost w usta Gabriela. Perwersja na sto dwa, nie? Ach, spierdalać. Gdy odsunął się od niego - od razu na jego twarzy pojawił się ten satysfakcjonujący uśmieszek i uniósł brew do góry, kiedy jego brat wyjęczał jego imię. Och, dawno się tak zajebiście nie bawił i nie urządzał takiego przedstawienia. - Już jęczysz jak dopiero zaczęliśmy zabawę? - Spytał nadając przy tym swojemu głosu, aksamitny ton i po raz pierwszy tego dnia.. wybuchnął głośnym i przyjemnym dla ucha, śmiechem. Cofnął się o krok i po chwili rozsiadł się a raczej rozwalił wygodnie na siedzisku, obok swojej kuzyneczki i robiąc jej na złość, objął ją swoim ramieniem. Gabrielowi naprzeciwko puścił oko i wskazał mu miejsce obok siebie. Bądź co bądź, wolał mieć na oku swoją gitarę. Uważnie obserwował jak smukłe palce starszego Chaismore, łagodnie szarpią struny jego instrumentu i na moment podniósł wzrok na jego twarz gdy zapytał się o tytuł tej całej piosenki. Jasne, że wiedział co mu chodzi po głowie. W końcu nucił to bez przerwy na wakacjach a on - biedny i zmuszany przez niego - musiał mu ją przygrywać. - Wiem o co się rozchodzi, ale ten tytuł jest tak zjebany, że ze chuja go sobie teraz nie przypomnę. - Stwierdził i przymrużył oczy, gdy wtem dobiegł go jakiś hałas. Spoglądając w stronę otwieranych drzwi, zmarszczył z niesmakiem czoło gdy jakaś lasia rodem z tap madl zjawiła się w JEGO przedziale (tak, kurwa wszystko jest jego.) i niczym sierota, patrzyła się na nich. Nie odzywając się ani słowem posłał jedydnie znaczące i ironiczne spojrzenie Ivorrrowi a sierściucha, szturchnął lekko ramieniem. - Zmieniam zdanie, jesteś jednak zajebistą kobietą. - mruknął jej cicho na ucho, nie spuszczając przy okazji swojego bacznego wzroku z tej gwiazdy, która ich nawiedziła. Przez twarz przebiegł mu wyraz bezgranicznego obrzydzenia i wywindował do góry swoją brew na jej pytanie, czy przeszkadza. Nie no skądże, kurwa. Siadaj, rozgość się i jeszcze Ci kurwa walizkę wsadzę na górę bo ze mnie jest jebany dżentelmen. Pomyślał ironicznie młodszy bliźniak czyli IDEALNA KOPIA swojego brata, a nie kurwa, jakaś pieprzona podobizna. W końcu byli do siebie podobni jak dwie krople wody ale jebać to. Wyciągnął po chamsku nogi przed siebie a to nierozgarnięte dziewczę, obdarzył zimnym uśmiechem. - Dra til helvete. -odpowiedział krótko. Uwielbiał jednak norwerski.
Słysząc słowa chłopaka prychnęła mierząc go wzrokiem. W takich chwilach dziękowała rodzicom, ze kazali uczyć jej się obcych języków! -I wzajemnie. Szkoda tylko, ze diabli takich jak ty nie biorą. -warknęła w jego stronę i wyjęła z kieszeni różdżkę. Hmm, może powinna mu odpowiedzieć w tym samym języku? Nie! Po co?! Pff, jeszcze czego. Wystarczyło, ze rozumiała co powiedział. Wycelowała różdżkę w walizkę i westchnęła bezgłośnie. -Wingardium Leviosa. -powiedziała od niechcenia po czym walizka uniosła się do góry. Sunny skierowała walizkę na miejsce i przerwała zaklęcie a ta opadła na półkę. Schowała różdżkę po czym rozsiadła się wygodnie na swoim miejscu. Ta podróż będzie niestety bardzo długa, dzięki temu oto chamskiemu Ślizgonowi w dodatku przyjezdnemu. Czy wszyscy tacy byli? Zresztą co ją to obchodziło? Był sobie, mógł sobie robić i mówić co mu się podobało a ją to chuj obchodziło! Przecież nie będzie zwracała uwagi na jakiegoś przemądrzałego kretyna, który robił z siebie nie wiadomo kogo i myślał, że jest fajny. Wcale nie był fajny. Może nikt mu tego jeszcze nie powiedział? Może to najwyższy czas na uświadomienie go, że był zwykłym kretynem? Zresztą czym ona się przejmuje. Kiedyś na pewno się dowie co myślą o nim ludzie. Sunn wbiła leniwie wzrok w drzwi przedziału, zastanawiając się czy oni wreszcie sobie stąd pójdą. To nie był ich przedział z wyjątkiem zarozumiałego lalusia. Niestety.. Odgarnęła kasztanowe włosy z policzków i zarzuciła je na plecy po czym wbiła wzrok w swoją torebkę. Wzięła ją do ręki i otworzyła jedną z kieszonek. Haa! Jak na zawołanie od razu natrafiła na Pocałunek Dementora - jej ulubione papierosy o smaku Pieprznych Aniołków. Wyjęła jednego papierosa z paczki po czym wsadziła go do ust i odpaliła. Zaciągnęła się i po chwili leniwie wypuściła dym z ust.
Ostatnio zmieniony przez Sunny Oriana Saltzman dnia Sob Sie 16 2014, 00:39, w całości zmieniany 1 raz
- Nie będę! - Zakończyła również krzykiem, aczkolwiek skoro Carney przestał wylewać na nią pokłady swojej złości, ona również postanowiła przystopować. Na tyle, na ile umiała. Wywróciła tylko oczami na słowa Gabriela o tym, że powinna oszczędzać głos. Ona nie przejmowała się tym, czy ktoś ją słyszy, czy struny głosowe wytrzymają, albo czy ktoś z opiekunów nie przyjdzie zaraz ich uciszyć. Wszystko, co robiła, robiła całą sobą. Nienawidziła całą sobą, kochała całą sobą, wkurwiała się również całą sobą. Dlatego też stała teraz, dysząc ciężko i próbowała ochłonąć. Słowa kuzyna trochę ją uspokoiły, to prawda. Na jakiś tam swój dziwny sposób, wyraził swoją, nazwijmy to, sympatię wobec niej. Nawet, jeśli nie potrafił takich rzeczy wyrażać, zrozumiała intencje. A kiedy przypomniał jej, że ona również należy do Chaismorów, wywróciła tylko oczami. W rzeczy samej. Wyrzec się tego nie mogła nawet, jakby chciała. Oni wszyscy byli podobni, tak cholernie podobni. Równie impulsywni, równie wyszczekani i równie nieustępliwi. - Co wy odpierdalacie? - Uniosła wysoko brwi, obserwując poczynania bliźniaków. Skrzywiła się nieznacznie, a może bardzo wyraźnie? To mogła ocenić tylko osoba trzecia. Skąd taka reakcja? No bo już pomijając fakt, że dwaj faceci, to do tego bracia! Czy to nie podchodzi pod kazirodztwo? Nie. To z pewnością j e s t kazirodztwo! Pokiwała głową z dezaprobatą, odwracając wzrok w drugą stronę. Wtedy poczuła ramię Lucka na swoim barku i zgadnijcie, co? Znowu wywróciła oczami. Tego dnia biła rekordy w wywracaniu oczami. Już chciała rzucić mu jakąś złośliwą uwagę, kiedy stwierdziła, że nie ma co znowu zaczynać wojny i wzruszyła tylko ramionami. W końcu, bądź, co bądź, z założenia był to przyjacielski gest, nie? Szkoda, że Lucek chciał jej zrobić zwyczajnie na złość. Trochę go już znała, nie? Kiwnęła twierdząco głową w odpowiedzi na pytanie Ivora. - Wiadomo. - Posłała mu zawadiacki uśmiech. - I coraz lepiej mi idzie. - Dodała po chwili. W rzeczy samej, w końcu trochę ćwiczyła, a poza tym, miała wysokie mniemanie o sobie. Znała swoją wartość, dlatego, jeśli jest okazja, by się pochwalić, to czemu nie? - Zakładamy kapelę? - Wypaliła nagle, zacierając dłonie, a w jej oczach pojawił się błysk. Właśnie ten charakterystyczny błysk, który pojawiał się zawsze wtedy, kiedy wpadała na jakiś super pomysł. - Będzie zajebiście. No chyba, że tchórzycie? - Zlustrowała braci spojrzeniem zielonych oczu, po czym uśmiechnęła się zawadiacko trochę do nich, a trochę do siebie. Właśnie w tym momencie ktoś wszedł do przedziału. Nie kojarzyła tej dziewczyny, wzruszyła więc ramionami na jej pytanie, które prawdopodobnie skierowane było właśnie do Alfy. A co ona miała powiedzieć? Jedna osoba więcej nie robiła jej jakiejkolwiek różnicy, aczkolwiek nie była też specjalnie zachwycona jej obecnością. Uśmiechnęła się pod nosem na słowa Lucka i szturchnęła go lekko w ramię. Dokładnie tak, jakby chciała powiedzieć nie strasz jej!. Uniosła wysoko brwi, kiedy odezwał się znowu. I znowu po norwesku. Oczywiście, że znała ten język. W końcu tam się urodziła i tam się wychowywała. Tylko czy ta niczego, prawdopodobnie, nieświadoma dziewczyna go znała? Oby nie. Zlustrowała wzrokiem nowo przybyłą raz jeszcze i założyła nogę na nogę, obserwując rozwój sytuacji. Wcale się nie zdziwi, jak biedna ucieknie z piskiem, bo i takie już bywały reakcje na złośliwości Lucka. W gruncie rzeczy, Alfa była chyba jedyną kobietą, która się go nie bała. W jakimkolwiek stopniu, wręcz przeciwnie. Próbowała pokazać mu, że wcale nie jest taki mocny, jakby sobie wyobrażał i usiłowała utemperować trochę jego charakter. Uniosła wysoko brwi, kiedy dziewczyna, którą posądzała o ucieczkę z krzykiem, okazała się zareagować zupełnie inaczej. Uważaj, bo się doigrasz... - Polatałabym na miotle... - Wyznała, kładąc nogi na przeciwległej kanapie, a na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech. Zupełnie tak, jakby cała ta sytuacja w ogóle jej nie dotyczyła. Och, w powietrzu było zupełnie inaczej! Nie mogła już się doczekać kolejnych meczy Quidditcha. Tych emocji, tej wolności i smaku wygranej... Już się rozpływała, kiedy nowo przybyła dziewczyna... Również odpaliła fajkę. Tego już za wiele! Alfa podskoczyła, jak oparzona. - Co wy, kurwa! - Wykrzyczała znienacka. - Co to jakaś palarnia jebana jest? Zgaście te faje jeden z drugim i trzecia też! - Rzuciła, wskazując głową na każdego z palaczy po kolei.
- Mogę jęczeć głośniej, jeśli się postarasz - odpowiedział Luciusowi i długo nie czekał, gdyż niemal natychmiast zajął miejsce obok brata, żeby żadna bimbo nie lepiła się do jego brata. Rzecz jasna dalej brzdąkał na gitarze pojedyncze akordy, lecz przerwał, chcąc wsłuchać się w dość interesującą wymianę zdań między dwójką Chaisemore'ów. - Alpho, jesteś zajebista - zanucił chrypiąco, puszczając jej oczko. - Ale mój brat jest lepszy. Takie życie. - Zarzucił nogę na udo bliźniaka, znacząc swój teren. Nikt mu nie zabroni. W końcu też taka była jego rola w tym duecie, choć kto wie, co jeszcze mógł zrobić, jeśli chciał przedstawienie doprowadzić do końca. Byłoby nawet w porządku, gdyby nie ta dziewczyna. Jak śmiała obrażać jego brata?! Typowa Puchonka. Nie ma co. Jeszcze z tych, co obnoszą się jak paw ze swoim ogonem i doskonale wiedział, że ten dzień może być już tylko lepszy. Oparłszy gitarę o podłogę, przysunął się do Luciusa celem zostawienia kolejnego soczystego śladu na policzku, by zaraz - trochę zbyt gwałtownie - przechylić jego głowę i delikatnie ugryźć cienką jak papier skórę szyi. Przy tym nie szczędził sobie wyraźnie sugestywnych pomruków, cały czas obrzucając nową dziewczynę pełnym obrzydzenia wzrokiem. Nawet nie silił się na zadawanie pytań. Szkoda jego czasu, ale nie zamierzał popuścić jej takiego traktowania. Nigdy. Gwałtownie zerwał się z miejsca i stanąwszy przed Puchonką, sprawnym ruchem wytrącił jej papierosa z rąk, zadeptał butem, wlepiając w nią najbardziej zimne spojrzenie, jakie kiedykolwiek istniało. Z zaciekawieniem obserwował zmiany zachodzące na jej twarzy. Wcześniej nic nie mówił, wszak brat wyręczył go znakomicie odpowiednim zdaniem, ale żadna bimbo nie będzie chwaliła się znajomością JEGO języka w TYM przedziale. - Jeszcze jedno złe słowo na mojego brata, a wyrwę ci wszystkie kudły i dopilnuję, by były w twoim śniadaniu do końca roku - wymamrotał cicho, wyciągając różdżkę z tylnej kieszeni spodni. - Nie próbuj na niego patrzeć, di tøyte - urwał, celując końcem patyka między oczy Puchonki. Potrząsnął nim delikatnie, jakby chciał rzucić jakieś zaklęcie i prostując się, obrzucił ją kolejnym chłodnym spojrzeniem doprawionym kolejną, beznamiętną uwagą: - Skoro jesteś taka mądra, na pewno zrozumiesz też to: du ser for jævlig ut - Zerknął na brata i kuzynkę, podświadomie czekając na jakieś uwagi z ich strony. Był całkowicie przekonany, że takie się pojawią. Ta sama krew, więc wystarczyło tylko odsunąć się odrobinę na bok, by zrobić im miejsca, jednak wcześniej chciał zrobić coś jeszcze. - Carney - wymruczał z norweskim akcentem - myślisz, że jej oczy nadadzą się do tego eliksiru? - spytał podekscytowany, nie spuszczając dziewczyny z oka. Jeśli rzuci na niego jakieś zaklęcie, Lucius nie będzie dłużny. Tego mógł być pewien. No ale wątpił też w jej zdolności. Puchoni z natury byli głupi i tchórzliwi, ale ta tutaj zgrywała wielką kim to ja nie jestem, więc co za problem uświadomić ją, że była kolejną przeszkodą na ich drodze. Cofnął się, nogą sięgając do Luciusa. Trochę inaczej wyobrażał sobie ten dzień i wsparcie ze strony bliźniaka byłoby na miejscu. Nie pogardziłby paroma bardziej sugestywnymi radami na oczach tak niewinnej dziewczynki i liczył, że młodszy brat zrozumie tę nagłą potrzebę, kiedy beznamiętnym wzrokiem będzie przełamywał ostatnie opory kretynki, która postanowiła z nim zadrzeć.
Siedziała w milczeniu wpatrując się w drzwi przedziału. Gdy nagle obok niej stanął drugi bliźniak, wyrwał jej papierosa z rąk, rzucił go na ziemię i zdeptał. Wściekła Sunny spojrzała na niego wściekła zaciskając wargi, które ułożyły się w prostą linię. Myślał, że przez to głupie spojrzenie się go przestraszy? Każdy ślizgon był taki sam, robił z siebie nie wiadomo kogo a tak na prawdę był nikim! Taka prawda, no ale co miała teraz usiąść w kąciku i płakać bo jakiś tleniony blondyn zaczął ją obrażać? PFF! Jeszcze czego! Sunny nigdy nie przejmowała się opiniami innych, miała gdzieś ich zdanie. W sumie gdyby Puchonka przejmowała się opiniami innych na pewno nie była by taka jak teraz. Nie była by odważna i obojętna na swoich lokatorów w przedziale. Zapewne popłakała by się i uciekła z krzykiem. Jednak nie teraz! Nie po tylu latach nauki obojętności. Teraz była pewna swoich czynów i słów, ale czy tego samego był pewien ślizgon? Sunny była dobra z zaklęć i opcm + jej refleks i szybkość której nauczyła się podczas gry w Quidditcha. Kiedy wróciła na ziemię z rozmyśleń obrzuciła złowrogim spojrzeniem blondyna. -Sama potrafię zgasić, nie potrzebuje pomocy. -powiedziała przyglądając mu się uważnie. Słysząc jego słowa na temat włosów zaśmiała się cichutko. -Rusz je a nie żyjesz! -warknęła ostrzegawczo i zmrużyła powieki obserwując uważnie trójkę towarzyszy. Nikt nie miał prawa dotykać jej włosów bez pozwolenia! Nikt! A on myślał, że Sunny bez walki odda mu swoje włosy? Pff to było co najmniej zabawne. Puchonka nigdy nie poddawała się bez walki. Więc zanim Ślizgon zdobędzie jej włosy by karmić ją nimi codziennie będzie się musiał sporo namęczyć. Gdy zakazał jej patrzeć na brata uśmiechnęła się w myślach. No w końcu nie będzie musiała na nich patrzeć, dla niej to i lepiej. Westchnęła bezgłośnie i odwróciła wzrok. Chociaż ten zakaz był plusikiem dla Sunny bo nie musiała oglądać ich jakże okropnych min. Gdy znów odezwał się po norwesku prychnęła cichutko rozumiejąc każde słowo. -Hvis du ikke vet hva jeg skal si, ikke si noe. Dumme kommentarer vitner om intelligensen til personen, som ytret dem. -odpowiedziała płynnie bez zająknięcia. Taka była prawda, głupie komentarze świadczyły o inteligencji rozmówcy więc widocznie blondyn nie był jedną z inteligentniejszych osób. Gdy wspomniał coś o jej oczach i eliksirze wzruszyła jedynie obojętnie ramionami i ponownie wygodnie się rozsiadła. Myślał, ze jakiś eliksir ją wystraszy? Matko, jak można być takim niemądrym. Przecież to było tak głupie, ze aż zabawne. Wbiła wzrok przed siebie i westchnęła bezgłośnie. Miała nadzieję, ze oni pójdą sobie niedługo jak najdalej stąd lub do przedziału wejdzie jakaś normalna osoba.
- Co Ty tam pierdolisz pod nosem, bimbo? - spytał z narastającym rozbawieniem gdy ta dziunia, śmiała zareagować na jego jakże urocze słowa po norwersku. Gdyby jeszcze zrozumiała ich aluzję to nie zareagowałby tak jak zareagował, ale no kurwa. Nie zna języka, a ta kłapie jakby co najmniej wszystkie rozumy komuś podpierdoliła. Marszcząc wymownie czoło, bardziej do siebie przyciągnął sierściucha co by nie zaczęła warczeć na tą farbowaną na jakiś dziki kolor włosów, lasię i wydął wargi. Wręcz automatycznie przekrzywił do boku swoją głowę i oparł ją leniwie o ramię kuzynki, gdy Ivorr od nowa odstawiał przedstawienie. Sam zamruczał głośno w momencie gdy jego zęby drasnęły wrażliwą skórę Luciusa i półprzymknął powieki. Palce wsunął w czuprynę brata i lekko pociągnął go za jeden z kosmyków włosów - i właśnie w takiej pozycji, rzucił kolejne groźne i zdegustowane spojrzenie tej całej lali. Jak on nienawidził takich dziewczyn. Takie to jedynie do przeruchania się nadają - a to i tak trzeba by było, być totalnie spitym i naćpanym - i to do tego stopnia, że człowiek nawet do lampy by się przystawiał. Zresztą gdyby ona była jedną, jedyną dziewczyną na świecie, to i tak by już kurwa wolał jechać na ręcznym niż.. niż cokolwiek z nią zrobić. Krzyżując kostki w wyciągniętych przed siebie nogach, bez słowa zaobserwował jak jego cudooowna bliźniacza połowa wstaje gniewnie i zwraca się w stronę tej bimbo. W międzyczasie oczywiście podniósł swoją gitarę z tej biednej i zakurzonej podłogi i z czułością oparł ją o siebie, wręcz odruchowo umiejscawiając swoje palce na poszczególnych strunach by wprawić je w nieznaczne drganie. Na uwagę o powyrywaniu jej wszystkich kudłów, skrzywił się znacząco i przeciągnął drugą dłonią po swoich włosach, które już go niemiłosiernie wkurwiały. - Ja pierdolę, tylko nie to. Nie zamierzam potem jadać w tym pomieszczeniu, gdy jej kurewskie kłaki będą się znajdywać w moim talerzu. - mruknął złośliwie i obdarzył brata, konspiracyjnym spojrzeniem. Niedostrzegalnie skinął głową i przeniósł swój wzrok na to.. coś. W sumie mógłby ją zjechać z góry na dół a nawet i wyjebać za okno wraz z tą jej walizeczką. Ale po chuja? Wyżycie się psychiczne jest o sto razy lepsze. Przynajmniej według niego. Dlatego bawiąc się fajkiem, okręcił go w swoich smukłych palcach i westchnął dramatycznie. - Te lala, przestań z łaski swojej wkurwiać nas tym swoim jebanym akcencikiem i pierdolonymi zdrobnieniami bo człowieka kurwica bierze. Spakują tą swoją walizeczkę i wypierdalaj najlepiej do innego przedziału lub na korytarz. Niech Cię jakiś lamus przygarnie i wydupczy, może przestaniesz być taka nerwowa, słoneczko. – Stwierdził , wzruszając obojętnie ramionami. Chuj go obchodziło co się z nią stanie. A jak ma tutaj siedzieć to niech kurwa, tak nie gwiazdorzy i nie odstawia jakiejś Mary Sue. No taki nerwowy z niego człowiek, cóż poradzić. Oparł swoją brodę o czubek kudłatego łebka tego sierściucha i po chwili musiał ją z powrotem zaciągać na miejsce, gdy ta lwica już zaczynała się rzucać. Kurwa, czemu też oni mają gryfonkę w rodzinie, litości. Nie mając innego wyjścia, złapał ją w pasie i posadził na swoich kolanach co by się uspokoiła trochę - oczywiście wcześniej, delikatnie odkładając gitarę na miejsce obok kuzynki. A samo Chaismorowe dziewczę, sekundę później wziął na ręce i sprawnie podrzucił je na swoje miejsce z którego się podniósł. Lekkim, kocim krokiem, znalazł się tuż koło ramienia Ivorra i spojrzał z góry na tą puchonicę, która zgrywała niewiadomo jak bystrą i jakże odważną laskę. Nic nie mówił. Nie gestykulował. Nie wrzeszczał i nawet jej nie uderzył. Jeszcze jako takie, zasady wyznawał co by nie klepać dziewczyn. Po dobrej minucie, podniósł głowę by spojrzeć w oczy swojego bliźniaka i .. - To jest beznadziejny przypadek. - wydał swój wyrok, śmiertelnie poważnym głosem i podał swojego fajka, Gabrielowi gdy sam się o niego oparł. Oczy mu się jednak zaświeciły na wieść o uwarzeniu jakiegoś eliksiru i podnosząc brew do góry, zacmokał cicho. - A ona by była składnikiem? To kurewsko nielegalne ale, och do chuja. Piszę się na takie rzeczy. - Wymamrotał i posłał tej gwieździe uśmiech godny szaleńca. Na jej pocisk po NORWERSKU! aż zamknął oczy i przeklął po cichu. - Ja pierdolę, przestań pierdolić farmazony w tym języku. A jak masz się odzywać to kurwa bez błędów i nie kalecz mojego ojczystego języka, bo skaleczę twój i to dotkliwie. - warknął cicho i jakby na potwierdzenie swoich słów, podciągnął rękawy skórzanej kurtki do łokcia. Nie, nie po to by jej przyjebać chociaż to mogło tak wyglądać z pozoru. Chociaż może to nie głupi pomysł?
Obowiązuje kolejka. Teraz ja, potem Alfa, Gabriel i Ty. Więc nie pisz kiedy chcesz, a trzymaj się jej.
Już chciała wstać i obić całej trójce mordy za te pieprzone fajki, kiedy Lucek bezczelnie odstawił ją na miejsce. Tym bardziej była poirytowana, im bardziej napięta stawała się sytuacja w przedziale. Coraz bardziej miała ochotę komuś wpierdolić. - Te, kurwa, Lucek! - Krzyknęła, wykonując charakterystyczny, zadziorny, zachęcający wręcz do walki, ruch głową. - Jak będę chciała, to sobie usiądę, a na razie chcę stać. - Niestety miała mało w tej kwestii do powiedzenia, gdyż kuzyn był od niej silniejszy i to on zadecydował o położeniu Alfy, która właśnie skrzyżowała ręce na piersiach i obserwowała sytuację z pozycji siedzącej. A ta po jakimś czasie okazała się być całkiem wygodna. Miała wszystkich na oku, w razie, gdyby napięcie sięgnęło zenitu, obrzuci ich jakimś ładnym zaklęciem. Albo jeszcze lepszym ciosem. A tymczasem siedziała, słuchając wymiany zdań między bliźniakami, a nową. Zaśmiała się nawet pod nosem, kiedy Ivor skwitował ją tak dobitnym określeniem w dodatku po norwesku. Usiadła po turecku i milcząc na razie, przyglądała się spektaklowi. Albo jest szalona, albo głupia... Pokręciła głową, widząc, jak bardzo dziewczyna upierała się przy swoim. Choć kto, jak kto, ale Alfa nie powinna się temu dziwić, bo była ostatnią, która w takiej sytuacji skierowałaby swoje kroki na korytarz w strachu przed kolejnym atakiem ze strony bliźniaków. No, ale to Alfa, nie? Była ich kuzynką, więc gdzieś tam w głębi duszy wiedziała, że jak dostanie od któregoś z kuzynów wpierdol, to w końcu chwycą go wyrzuty sumienia i znowu będzie potulnym wężykiem. W każdym razie wciąż przyglądała się całej sytuacji i co jakiś czas, kiedy padały coraz to wymyślniejsze zdania, wybuchała głośnym śmiechem. A najbardziej rozbawiły ją słowa dziewczyny po norwesku. Taka wyszczekana, a tak mało umie... - Te, młoda. - Tak miała w zwyczaju zwracać się do ludzi, niezależnie od tego, czy byli rzeczywiście młodsi od niej. Wciąż siedziała z nogami wygodnie ułożonymi na przeciwległej kanapie i sprawiała pozory całkiem spokojnej. Może była spokojna? - Zazwyczaj to jest tak. - Zrobiła teatralną przerwę i wzięła głęboki oddech. - Jak czegoś nie umiesz na zajęciach, to się nie odzywasz, nie? Czy też pieprzysz farmazony? Wiesz, zniosłabym cię w sumie, bo nic mi nie zrobiłaś. Tylko szlag mnie trafia, do kurwy nędzy, jak wchodzi sobie jakaś laska z fają w gębie, wzdycha ostentacyjnie tak, jakby co najmniej po seksie była, a później udaje specjalistkę od wszystkiego i pierdoli trzy po trzy w języku którego nie zna. - Kiwnęła głową na zakończenie, po czym obrzuciła dziewczynę pogardliwym spojrzeniem. Doprawdy, nie miała w zwyczaju kogoś dręczyć, ale były przypadki, kiedy złośliwości same cisnęły się na usta. Rozsiadła się wygodniej, zakładając ręce za kark i czekając na dalszy rozwój sytuacji. - Co z naszą kapelą? - Rzuciła, odpływając gdzieś myślami. Dokładnie tak, jakby zupełnie zignorowała zaistniałą sytuację. - Moglibyśmy mieć miliony fanów, wiecie? Laski by się do was śliniły... - Rzuciła im prowokujące spojrzenie, wiedząc, że to całkiem dobry argument. Dlaczego by nie wykorzystać zdolności, które dał im los? Można by zrobić z tego coś naprawdę zajebistego! Oczami wyobraźni była już na scenie.
- Bimbo - zaśmiał się pod nosem, obejmując Luciusa ramieniem. Doprawdy, ten dzień podobał mu się coraz bardziej. Zwłaszcza, że towarzystwa dotrzymywał brat i kuzynka, z którą o dziwo jeszcze się nie pozabijali. Cholernie dziwny przypadek, ale nie narzekał. Nie było na co, gdyż Kayden należała do rodziny, a swoich trzeba było bronić. Za to patrzenie na tę gwiazdeczkę niemiłosiernie dodawało mu ochoty na dołożenie do przysłowiowego pieca. Kurewsko rozgrzanego w tej chwili, prawdę mówiąc. - Słyszałaś, Miss Gafy Towarzyskiej - zaczął, pstrykając palcami lewej ręki - zamknij dziób, bo robisz z siebie pośmiewisko przed rodowitymi Norwegami. Bardzo chętnie wrzuciłbym cię przez to małe okienko tam u góry - ostentacyjnie wskazał na niewielki luft pod sufitem - ale obawiam się, że samo dotykanie ciebie może przyprawić mnie o zawał. - Dokończył i całkowicie ignorując puchońskie dziewczę, usiadł obok kuzynki. Brata szturchnął delikatnie w plecy, by zrobił to samo, po czym wsunął nogę pod pośladki i zaczął bawić się różdżką z niemal szaleńczym wyrazem twarzy. Może dorobię jej takie wielkie wąsy? Albo poroże? Tak, wyglądałaby zajebiście, gdyby jeszcze zawiesić na nim jakieś niemodne gacie z jej walizki. Tak, tak, tak... Będzie kurewsko dobrze, jeśli nie przestanie. Zrównam tę bimbo z ziemią i nie będzie czego po niej zbierać. Ale nie dzisiaj... Poderwał głowę, przypominając sobie słowa Alphy o kapeli. Rzucił jej spojrzenie z dużo mniejszym wyrazem szaleństwa uzupełnionym o błysk w ciemnych oczach i wyraźnie błąkającym się po twarzy uśmieszku pełnym cynicznego podejścia do sprawy. - Tylko, jeśli ta tutaj - wskazał na Puchonkę - będzie leżała na scenie z flakami wywleczonymi przez jakiegoś psa. - Dodał, czekając na reakcję Gryfonki. Kayden zdecydowanie za łatwo okazywała niektóre emocje, a tym razem chciał zobaczyć u niej wyraz pełnego tryumfu, a nie jakiegoś obrzydzenia. - We troje dalibyśmy radę, gdybyś objęła perkusję. - Zamilkł. - A każda fanka dwa cale za blisko mojego brata oberwie w łeb. Niech żadna nie próbuje. Gabriel zerknął za okno, oddając się na chwilę nostalgicznym myślom. Gdzieś w odmętach własnego umysłu widział to, o czym mówiła kuzynka. Może w trochę innej formie, ale nie wątpił, że miała na myśli dokładnie to samo, co on. W końcu growl był jej specjalnością, więc nie zamierzała śpiewać jakichś ckliwych serenad dla zakochanych. W życiu nie poświęciłby własnego głosu na coś tak obrzydliwego. Tylko mocne i porządne brzmienia. Osobiście postarałby się o odpowiedni tekst do takiego kawałka. Niewątpliwie Carney i Alpha dorzuciliby coś od siebie, by wszystko brzmiało porządnie. W tej sprawie dogadaliby się całkiem szybko, co przy ich tercecie stanowiło nie lada wyczyn. Bez bicia, gryzienia, wizyt u pielęgniarki czy szlabanów. Całkowicie nie w ich stylu. - Biorę na siebie partie wokalne! - zawołał, wyrywając się z zamyślenia. - I żadne pierdolenia o nieszczęśliwej miłości ani tych smętnych słów o zagubionych kochankach. Co do tego chyba nie musimy się kłócić. - Popatrzył jeszcze na kuzynkę, chcąc dostrzec w jej twarzy zgodę, a chwilę później utkwił wzrok w Luciusu będąc pewnym, że bliźniak ma swój pomysł. Nie mogło być inaczej. Krew nie woda.
Kiedy w końcu odezwała się dziewczyna Sunny spojrzała na nią uważnie obserwując jej ruchy. Hmm a więc mimo iż była Gryfonką zachowywała się jak Ślizgonka. A to ciekawe, Tiara musiała się grubo pomylić przy przydziale tej oto dziewczyny. No ale cóż, przecież to nie sprawa Sunny. Uniosła jedynie brew ku górze i patrzyła na nią. Przecież każdy się myli oni też się mylili jak wszyscy, a co do języków to ona nie była z krwi Norweskiej tylko uczyła się tego języka więc.. A zresztą czym ona się przejmowała. Wystarczyło, ze biegle znała Francuski i Angielski. Odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów z policzka i wetknęła go za ucho. Zmierzyła wzrokiem dziewczynę i chłopaka, którzy ciągle coś marudzili. W sumie teraz było zabawnie, nie obchodziły ją ich groźby. Wpatrywała się w nich w milczeniu czekając na ich kolejne obelgi i tak dalej. W końcu ich kuzynka zmieniła temat, Sunny odetchnęła w duszy i oparła się o oparcie. Wbiła wzrok w coś co znajdowało się za oknem, był to bliżej nieokreślony punkt. Nawet nie słuchała o czym rozmawiali, bo po co? Przecież to nawet ją nie interesowało. Jednak gdy usłyszała, że chłopak mówi o jej wyprutych flakach spojrzała na niego rozbawiona i wróciła do wpatrywania się za okno. Matko a myślała, ze podróż do szkoły będzie nudna. Myliła się miała w przedziale 3 błaznów, którzy zapewne będą ją rozbawiać aż do samej szkoły. Po zachowaniu bliźniaków wywnioskowała, ze są sobie bardzo wierni. Zapewne gdyby jakaś laska ruszyła któregokolwiek z nich drugi by ją rozszarpał. Po głowie Sunny chodziło jedno pytanie. Która laska ruszyła by któregokolwiek z nich? Sunny uspokój się.. O czym ty w ogóle myślisz? Po kilku minutach bezsensownych rozmyśleń przeniosła wzrok na drzwi przedziału czekając aż ktoś się w nich pojawi. Brunetka miała tylko nadzieję, ze nie będzie to kolejny krewny tych trojaczków. Chociaż może 4 osoba była by jeszcze zabawniejsza? Hmm, któż to wie. Z drugiej strony jeśli w przedziale pojawi się ktoś o słabych nerwach zrobi się jeszcze zabawniej niż jest teraz. Na pewno będzie dużo łez, krew i wszędzie flaki. Nie, nie może krwi i flaków nie będzie, ale łzy będą. Długo będzie trwała ta nudna podróż? Przecież umrę tu z nudów. Przemknęło przez myśl Puchonki, która szybko skierowała swoje spojrzenie na drzwi przedziału. Zmrużyła zaciekawiona oczka i westchnęła bezgłośnie. Może dobrym pomysłem byłoby odwiedzenie Benjego? Ciekawe czy się za nią stęsknił. Któż to wie. Na myśl o Gryfonie od razu na ustach Sunny pojawił się figlarny uśmiech, który od razu znikł gdy dziewczyna przypomniała sobie z kim przebywa w przedziale.
Rudowłosa Ślizgonka szła korytarzem expressu ciągnąc za sobą niedużą walizkę. Koniec wakacji wiązał się z początkiem roku szkolnego czyli dużo nauki mało zabawy. Cóż za beznadzieja, ale niestety nikt tego nie zmieni nawet dyrektor. Chociaż może, czemu nie. Nie, nie.. Dyrektor nigdy by tego nie zrobił przecież szkoła jest po to, żeby uczyć a nie żeby się bawić. Rozglądała się dookoła szukając na jednych z drzwi przedziałów swoje nazwisko. Gdy w końcu je znalazła zatrzymała się przed drzwiami i przyjrzała się uważnie nazwiskom na liście. A więc Sunny była z nią w przedziale! Świetnie! Jeszcze raz uważnie czekoladowe tęczówki przebiegły listę i nagle Faye skrzywiła się. Oby tylko Sunny nie spotkała LCC. To chyba będzie najgorsze spotkanie na świecie Sunny i Lucius w jednym przedziale. Są dwie opcje, 1 to albo się pozabijają, 2 Sunny jak to Sunny będzie miała wyjebane na wszystko co on będzie mówił, za to on będzie się albo wkurwiał albo cieszył. Ok powinna tam jak najszybciej wejść i zobaczyć co się dzieje. Otworzyła pospiesznie drzwi przedziału i weszła do środka. Rozejrzała się uważnie. O nie! Trójka Chaismore'ów? Serio?! Dlaczego.. Spojrzała na Sunny i uśmiechnęła się do niej delikatnie wyjmując z kieszeni różdżkę. Przez chwilę stała wpatrując się w swoją walizkę i zastanawiając się czy dobrym pomysłęm będzie użycie zaklęcia czy zostawienie ją obok siebie. W końcu jednak zdecydowała się na użycie zaklęcia, którego nauczyła się bardzo dawno temu. -Wingardium Leviosa. -powiedziała celując końcem różdżki w walizkę. Ta posłusznie uniosła się do góry i opadła na półkę. Po schowaniu różdżki Faye usiadła obok Sunny i przybrała wygodną pozycję. -Więc Suniaczku jak minęły wakacje? -spytała z zaciekawieniem zerkając na Puchonkę. Już dawno ze sobą nie rozmawiały, a właściwie to od początku wakacji jakoś. Ostatnio miały krótką rozmowę na zajęciach z Jogi i to tyle.
Lucius stał jak ten młody bóg i w dalszym ciągu, przypatrywał się tej .. dziewczynie. Po dobrej chwili, uśmiechnął się do siebie cynicznie, gdy to coś przestało wydawać z siebie przeróżne niezbyt miłe dla ucha dźwięki i okręcając się na pięcie, wcisnął się pomiędzy Ivorrra a Alfę i odetchnął cicho. Zdecydowanie wolałby się wpakować na kolana brata, ale już nie chciał za bardzo niszczyć zdrowia psychicznego biednego sierściucha, któremu właśnie mierzwił włosy. A Łucznika przelotnie musnął wargami w policzek, co by nie pozostał bez niczego - i zalotnie oraz jakże pokazowo, mrugnął do niego. - Dokończymy wieczorem! - stwierdził z wyczuwalnym rozbawieniem w swoim głosie i zwilżając językiem swoje wargi, podniósł sugestywnie brew do góry, wbijając ciemne spojrzenie swoich oczu w tęczówki bliźniaka. Po chwili spuścił swój łeb i po raz kolejny wziął swoją gitarę, której nie zamierzał już wypuszczać do końca podróży ze swoich ramion i .. zaczął na niej przygrywać. Palcami sprawnie, szarpał za poszczególne struny a całe ciało a zwłaszcza głowa Luciusa, delikatnie się chwiała na wszelkie możliwe strony. Pod nosem mruczał słowa jednej z mugolskich piosenek, która nie była o żadnym miłosnym pierdoleniu ani innym pitu-pitu. Doprawdy nie przepadał za takim chłamem. Mimowolnie się przysłuchiwał rozmowie pozostałej dwójki z wielkiego rodu Chaismorów i przekrzywiając nieco głowę, spojrzał to na bliźniaka to na swojego sierściucha i naraz odchylił się do tyłu, opierając głowę o zagłówek tego zajebiście niewygodnego fotela czy chuj wie na czym siedział. Pomysł założenia kapeli przez ich trójkę był wykurwiście dobry - przecież nie od parady wszyscy byli genialnie twórczy i dobrzy, jeżeli chodziło o muzykę i inne aspekty z nią związane. Tak, jestem we wszystkim zajebiście dobry. Sarkastyczny uśmieszek pojawił się w kącikach jego warg, gdy jego starsza o sześć minut bliźniacza połowa, jebnęła coś o flakach i truchle tamtej dziuni na ich scenie i od razu wzdrygnął się ramionami. Mroczna wizja, fakt. Ale jakie by to dało przedstawienie i efekty specjalne! Z namysłem przygryzł mocno zębami swoją wargę i podciągnął jedną nogę pod siebie co by mu było wygodniej gitarę trzymać. Ze skórzanej kurtki wyjął gitarową kostkę z własnymi inicjałami, by nikt inny mu jej przypadkiem nie podpierdolił i puszczając w eter kilka podstawowych akordów, starał się tym samym uspokoić swoje rozchwiane nerwy. Owszem, był człowiekiem impulsywnym i czasem bez ostrzeżenia dawał komuś po mordzie lub bawił się słownymi gierkami - ale jak miał wytrzymać w jednym przedziale z lalką o rozumie wielkości znaczka pocztowego, to już kurwa nie wiedział. Coś czuł, że jak tylko nadejdzie koniec podróży, to spierdoli nawet z tej idiotycznej Uczty Powitalnej i pójdzie wprost do dormitorium się nachlać. O ile sierściuch, nie będzie się za nim szwendał i na dobranoc, porządnie mu nie wpierdoli, zanim złapie za jakikolwiek alkohol. Uroczy dzień się zapowiada milordzie. A raczej noc. Och do chuja.. Trącając ramieniem swojego Łucznika, wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak: O kurwajapierdolędajciemiwięcejcierpliwości i podkręcił swoje wyznanie mocniejszym szarpnięciem za struny jak i zdmuchnięciem ze swojego czoła włosów. - Perkusja dla futrzaka? Ja pierdolę jak się za bardzo Kacu wczujesz, to nam ją jeszcze rozpierdolisz! Może na klawiszach, spróbuj? Chociaż chuj z klawiszami. Ty masz growlować. - zarządził i już miał się uśmiechnąć szeroko, gdy drzwi od przedziału się rozsunęły i weszła… kolejna lafirynda. Spojrzenie u młodszego Chaismore’a automatycznie pociemniało a rysy twarzy wyostrzyły się jakby z miernego spokoju wskoczył znowu na hard level - czyli początkującego wkurwienia. I to takiego totalnego. - Ja pierdolę. Kolejna gwiazda. - mruknął i zamknął oczy jakby nie wierząc że Dyrektor śmiał go wsadzić do przedziału z samymi pojebami. Za jakie grzechy?
Postanowiła nie wtrącać się więcej w wymianę zdań z nową, dochodząc do wniosku, że powiedziała już wszystko, co zamierzała. Uśmiechnęła się natomiast z satysfakcją na słowa Gabriela. Wyglądało więc na to, że dopięła swego. Uwielbiała to uczucie. - Perkusja? Co ty, kurwa, Ivor. Przecież, jakbym miała zły dzień, to nie przetrwałaby nawet sekundy. Podobnie, jak wasze uszy. Ja mam lepszy pomysł. - Kącik jej ust uniósł się ku górze. Przecież ona powinna zająć się growlem! Darcie mordy było jej prawdziwą specjalnością. - Będę growlować. - Kiwnęła twierdząco głową, kiedy Lucek zdążył podrzucić ten pomysł, zanim jeszcze się odezwała. Uniosła wysoko brwi. - Smętne kawałki? Przecież wszyscy wiemy, że nie ma mowy. Musimy pisać o czymś zajebistym. - Wykonała charakterystyczny ruch ręką, jakby próbowała uchwycić jakąś myśl, po czym klasnęła w dłonie na znak, że właśnie tą myśl złapała. - Piszmy takie motywujące rzeczy. Takie wiecie. O wygranej, o ludziach, którzy osiągnęli to, co chcieli. I o tym, jak pięli się do celu!- Gestykulowała przy tych słowach, jak mało kto. Ręce jej chodziły, jakby były tak podekscytowane, jak ona sama. Czegóż innego się po Alfie spodziewać? Nie była z tych, co to pogrążają się w melancholii przy smutnych kawałkach. Ona nie znała tego uczucia. Była albo wkurwiona, albo szczęśliwa. Żadnych stanów pośrednich. Czarne i białe, nie ma szarości. Oczy jej błyszczały, jak za każdym razem, kiedy wpadała na nowy pomysł. Wtedy do przedziału weszła jakaś dziewczyna, przywitała milczącą już specjalistkę od wszystkiego i wrzuciła swoje rzeczy na górę. Alfa nie spuszczała z niej wzroku, mając nadzieję, że okaże się trochę bardziej rozgarnięta, choć nic na to nie wskazywało. Suniaczku. Uniosła wysoko brwi. Nigdy nie mogła zrozumieć tych przesłodkich, kobiecych przywitań. Alficzku, Kaydenku, buziaczek i w ogóle. Dobrze, że z nią nikt się tak nie witał. W tym momencie pociąg gwałtownie zahamował. Sytuacja: Trach! Walizki jedna po drugiej zaczęły spadać na dół, wszelakie przedmioty, stojące na ziemi przesunęły się o parę metrów, a Alfa przeskakiwała tylko z jednej strony na drugą, chcąc uniknąć zderzenia z którymś kufrem. Jak to czasami w życiu bywa, miała pecha. Właśnie jeden z kufrów z hukiem spadł na jej rękę, a Gryfonka syknęła z bólu. - Kurwa jego mać! - Chyba coś sobie złamała, bo czuła, jak każdy mięsień jej przedramienia nieznośnie pulsuje. - Pierdolone, kurwa, walizki! Po chuj je na górę kładłaś?! - Wrzasnęła na Puchonkę, nie przejmując się tym, co sobie o niej pomyśli. - Znacie jakieś zaklęcia przeciwbólowe? - Niecierpliwie rozejrzała się po peronie, mając nadzieję, że ktoś pomoże jej jakoś przeżyć zderzenie z nieznośnym kufrem. - Kurwa, znacie, czy nie? Ja pierdolę, kurewsko boli, a ja nawet nie mogę wyciągnąć różdżki, ruszcie dupy! - Rozcierała obolałe miejsce, próbując choć na chwilę uśmierzyć ból.
Rozmarzonym, błyszczącym wzrokiem popatrzył na brata, po czym uśmiechnął się w ten lubieżny, obrzydliwy sposób, jakby chciał dać wszystkim do zrozumienia, że to będzie noc życia. Właśnie dzisiaj, a nie kurwa jutro! Tak! Granie przed własną kuzynką, a nawet i bratem stało się tak kurewsko piękne i naturalne, że nie istniała opcja, by zakończyć to tak szybko. Kurtyna nie mogła opaść w takim momencie. Nie zawiódłby widowni. Nigdy. - Dobra, ale nie mamy perkusisty. Mnie prędzej chuj pierdolnie, niż znowu zacznę napierdalać tymi jebanymi pałkami po bębnie. - odparł szybko i rzucił krótkie spojrzenie na Puchonkę z błyskotliwą myślą. Wystarczyło jedno zerknięcie, by w głowie Gabriela zrodził się jakiś szalony plan. - Ale na jej łbie mógłbym zagrać - dorzucił, pochylając się w stronę Luciusa. Co miał poradzić, że uwielbiał tę całą szopkę z obmacywaniem. Teraz robił to głównie dla własnej przyjemności, a niszczenie psychiki pozostałych stanowiło jedynie miły dodatek. Przecież nie będzie nikogo zadowalał. Nie dzisiaj. Dziś zaspokajał swoją fantazję i przyjemność. Podobnie jak przez trzysta innych dni w roku. Resztę mógł w geście dobroczynności poświęcić na coś innego. W końcu kiedyś trzeba odrabiać szlabany. - Ale wszystko ustalone. Growl - spojrzał na kuzynkę - gitara - niewiele brakowało, by zaczął się ślinić jak fanka, kiedy patrzył na bliźniaka - i ja pełen wokal. Jakieś zastrzeże- - Niemal leżąc na młodszym bliźniaku, dostrzegł jak wlazła kolejna wywłoka. Tę akurat kojarzył. Kurewsko często przebywała w ICH POKOJU WSPÓLNYM I, FY FAEN, NISZCZYŁA WIZERUNEK DOMU. Dokładnie w tej chwili. Ja pierdolę. Skąd taka się urwała?! Tiara Przydziału popełniła tak kurewsko wielki błąd i za żadną cholerną cenę nie dało się go odwrócić. Przecież ta... to coś powinno być w jednym pokoju razem ze swoją psiapsiółeczką. Ciekawe czy ta też była taka przemądrzała? - Będziecie się witać czy odpierdalać jakieś tarło? - Merlinie, skąd te... kobiety się wzięły? Zaprzeczały jakimkolwiek normom kobiecości. Naprawdę. Suniaczek, to kurwa jakaś forma ślimaka?! Och kurwości, za jakie grzechy jego brata spotkały te kretynki? Musiał koniecznie coś zrobić i to tak, by nie wyszło, że oddają pole bitwy. Taka opcja nie istniała. Przecież wygrana leżała po ich stronie. Bez wątpienia. Już nawet nie chodziło o fakt przewagi liczebnej, ale o samo nastawienie. Definitywnie byli silniejsi. I to jeszcze jak. Nagłe szarpnięcie prawie zrzuciło Gabriela z siedzenia. Ledwie zdążył złapać się jakiegoś oparcia. - HVA FOR FA- - Nie zdążył dokończyć wypowiedzi, gdyż wielki kufer nadleciał z przeciwnej strony przedziału i starszy bliźniak definitywnie stracił przytomność, obijając sobie przy tym inne części ciała, kiedy spadł prosto pod nogi swojego młodszego brata. Jak tylko się obudzi, będą mu się ostro tłumaczyć. Zwłaszcza właścicielka swojej kurewsko ciężkiej walizki.
Kiedy do przedziału weszła rudowłosa uniosła jedynie brew i zignorowała ją. Miała swoje powody by to zrobić. Nie odpowiadając na jej słowa wpatrywała się w okno, a raczej w to co za nim był. Po kilku minutach pociąg gwałtownie zahamował i wszystkie walizki zaczęły spadać z półek. Spojrzała zdziwiona na trójkę krewnych i skrzywiła się widząc jak dziewczyna oberwała w rękę kufrem Faye, a po chwili jej kufer uderzył w blondyna, który stracił przytomność. Słysząc krzyki Gryfonki wyjęła różdżkę z kieszeni i odetchnęła głęboko. -Ok, wiem nienawidzicie mnie. Jednak uczę się na uzdrowiciela, więc trochę sie na tym znam. -powiedziała spokojnie, spojrzała na dziewczynę podchodząc do niej. -Po prostu nie ruchaj się, a Ty.. -zwróciła się do przytomnego blondyna. -Jak obudzę twojego brata jakoś go uspokój, chce jeszcze trochę pożyć. -dodała i ostrożnie złapała rękę Gryfonki. Wycelowała w nią ostrożnie różdżką. -Asinta mulaf. -powiedziała cichutko odpowiednio akcentując słowa. Ręka dziewczyny na chwilę rozbłysła po czym już mogła normalnie funkcjonować. Usiadła na ziemi obok Ślizgona, powoli wyciągnęła nad nim różdżkę i spojrzała na dziewczynę oraz jego brata. -Nie chce żeby się na mnie rzucił z pięściami zaraz po wybudzeniu. -powiedziała krzywiąc się nieznacznie. Rozchyliła powieki nieprzytomnego i zmarszczyła nosek. Ok no to zaczynamy. To już nie tak jak na zajęciach Sevi, to było prawdziwe życie, prawdziwi poszkodowani. -Rennervate. -powiedziała spokojnie z odpowiednim akcentem. Powoli Ślizgon zaczął się wybudzać. Odwróciła jego głowę sprawdzając czy nie jest ranny. -Boli Cię coś? -spytała przyglądając mu się uważnie. Odłożyła różdżkę przyglądając się jeszcze dokładniej jego głowie. Nie chciała żeby z jej powodu ktoś cierpiał. Wszystko przez jedną, no dobrze dwie walizki. Boze, mogła je położyć na ziemi, nie oczywiście musiała je dać na górę. Boże co za porażka. Spojrzała złowrogo na Faye. Jej walizka zraniła Gryfonkie, więc Gaye też przyczyniła się do tego zamieszania. Po chwili Sunny wstała z ziemi, wzięła swoją różdżkę i pchnęła swoją walizkę w kąt przedziału. -Ja już chyba pójdę, bo znowu coś wam się przeze mnie stanie. -wymamrotała pod nosem zerkając na trójkę spokrewnionych czarodziejów.
( Faye była tak przerażona całą sytuacją, ze uciekła z przedziału wiec dla niej to z/t gdyż nie potrafię pisać 2 postaciami ze sobą )
Dzisiejszy dzień był dla Tanner'a bardzo ważny. Powrót do Hogwartu wiele dla niego znaczył. Jeszcze kilka dni temu wcale by tak nie pomyślał, jednak dzisiaj, idąc za rękę z panną Shay i lewitując za sobą ich kufry z ubraniami, był pewien, że to jedyne miejsce, w którym chce się znajdować. Szczególnie, że to wszystko wydawało mu się takie nowe. Zupełnie tak, jakby poznawał świat po raz drugi, dokładnie tak czuł się u boku Angven. Ta mała osóbka o różnokolorowych włosach, bo za tym, z jakim kolorem zobaczy ją Chapman następnego dnia, nie mógł kompletnie nadążyć, pozwoliła mu na nowo odkryć piękno tego cudownego życia. Gdy weszli to przedziału, zajęli dwa miejsca obok siebie, uśmiechając się pod nosem z rezygnacją. Zbyt dużo ludzi, przynajmniej jak dla niego. Do tego jeszcze Faye, z którą łączyła go jakaś niewyjaśniona sytuacja. Wywrócił oczami i posyłając kufry na wolne miejsca bagażowe spojrzał z powątpiewaniem na swoją dziewczynę. - Cześć. Jestem Tanner - rzucił do kilku osób, których kompletnie nie znał, ale to, co działo się w przedziale było dla niego nie do zrozumienia. Wszyscy krzyczeli do siebie i okazało się, że jakaś dziewczyna, która przyszła tu chyba do swojej rodziny wcale nie powinna znajdować się w tym przedziale. Chapman miał ochotę ją wyrzucić, bo i bez dodatkowych osób było tu zdecydowanie zbyt mało miejsca. - Mogliśmy sobie chyba darować podróż Hogwart-Expressem, przepraszam, że Cię na to namówiłem. Jak widać niepotrzebnie tu przyszliśmy - mruknął do panny Shay, biorąc jej rękę między swoje dłonie i całując ją delikatnie w policzek. - Jakoś Ci to wynagrodzę, gdy dojedziemy na miejsce, obiecuję - dodał jeszcze szeptem, zerkając na nią z niepewnością. Chociaż mogli dostać się do Hogwartu w inny sposób, on uparł się i przyprowadził ich na peron dziewięć i trzy czwarte. Gdy tak próbował się wytłumaczyć, pociąg gwałtowanie zahamował. Jemu akurat nic się nie stało, jednak inni nie mieli tyle szczęścia. Na jednego chłopaka spadł kufer, ktoś inny doznał gorszych obrażeń. Tanner spojrzał tylko na Angven, zastanawiając się czy z nią wszystko w porządku.
Podróż do Hogwartu przebiega w nadzwyczaj spokojnej atmosferze, wszyscy wydają się tacy zrelaksowani, zadowoleni i pełni pozytywnej energii na nadchodzący rok. Wakacyjne nastroje zdecydowanie nie zdążyły opuścić jeszcze pasażerów Hogwart-Expressu. Wygląda na to, że nie tylko nastrój pozostał ten sam.. przez całą podróż w Waszym przedziale coś śmierdzi, strasznie śmierdzi czymś martwym i zdecydowanie nieświeżym. Wreszcie okazuje się, że zapach, chociaż tak właściwie nie można tego nazwać w ten sposób, dochodzi z jednego z kufrów, ułożonych na samej górze. Decydujecie się ściągnąć go na dół i poszukać przyczyny smrodu. Wreszcie udaje Wam się dokopać do starej, bardzo starej, możliwe, że włożonej tam w dzień powrotu Hogwart-Expressem do domu, kanapki, upchanej gdzieś w bocznej kieszonce. Wszyscy patrzycie na siebie z konsternacją, zastanawiając się, czyj to kufer. Jakoś nikt nie kwapi się do podniesienia ręki i przyznania się do faktu, że to jego rzeczy znajdują się w kufrze.
Teraz każdy z Was rzuca jedną kostką – kufer należy do tej osoby, która wyrzuciła największą liczbę oczek. W razie remisu, rzut powtarzają tylko osoby mające ten sam, największy, wynik. Fabularnie oznacza to, że obie zdecydowanie wypierają się posiadania tak kompromitującej rzeczy w swoim bagażu, jednak wreszcie któraś ugina się i przyznaje do swojego zaniedbania.
Młodszy Chaismore uśmiechnął się z satysfakcją gdy wyprzedził wypowiedź sierściucha i zarzucił swoim zajebistym pomysłem. W końcu od zawsze jest pierwszy, nie? Spoglądając kątem oka na swojego bliźniaka, szukał u niego ostatecznego zaakceptowania pomysłu i uniósł jeszcze wyżej kącik warg w iście ślizgońskim uśmieszku, gdy ten podjął jego grę. Tak więc bez namysłu, objął go władczo swym ramieniem i jednocześnie obdarzył tą puchońską dziewuchę spojrzeniem pełnym nienawiści i dobitnie mówiącym, że lepiej dla niej będzie gdy swoje łapy będzie trzymała z dala od JEGO CHAISMORE ’A. I szczerze powiedziawszy miał jej opinię głęboko w dupie - a zwłaszcza to co sobie o nim pomyśli, jak i o jego wykurwiście wymownym zachowaniu względem własnego bliźniaka. Na Merlina! Gdyby to od niego zależało to nawet i zaraz by mógł zrobić wszystkim na złość i miałby na tyle odwagi by odjebać z bratem taką szopkę, że inni by kurwa dostali ślinotoku na widok jego zdolności. Uśmiechnął się paskudnie do siebie, na samo wyobrażenie ich zajebiście zszokowanych min i już, już miał się rozkoszować tym zmyślonym wydarzeniem gdy z transu wybił go nikt inny jak jego Łucznik i ten sierściuch. Jasne, że posłał temu gryfońskiemu futrzakowi niezbyt zadowolone spojrzenie a po chwili na jego wargi wkradł się złośliwy uśmiech. - Te futrzakowa, od razu wymyślmy teksty piosenek o Tobie, co kurwa? Ale reszta będzie jednak kurewsko dobra. Co do perkusji.. - tutaj wydął wymownie dolną wargę i poderwał do góry brew, gdy zmierzył Alfę ( i Omgę w jednym) swym spojrzeniem i dalej kontynuował - .. to bałbym się o nią. Wyszłaby trochę chujnia gdybyś już w pierwszym takcie ją rozpierdoliła z tego podniecenia. Bądź wkurwienia. Masz pojęcie, że non stop łazisz jakbyś miała dynamit w dupie? Ja pierdolę sierściuchu! W Hogu załatwię Ci Prozac, może nieco przytępi Twój ostry temperament. - zakończył swą wypowiedź tak bardzo miłosiernie, że nie mógł sobie odpuścić i poklepał ją czule po głowie. Trochę mu przypominała Filemona. Znaczy się jego kota, którego jeszcze tolerował ze wszystkich innych żyjących na tym świecie zwierząt. Co prawda też go wkurwiał i nie raz i nie dwa miał ochotę go wyjebać z lochów ale jednak zawsze go zostawiał przy sobie. Tak samo było z tym sierściuchem. Cóż poradzić - przyzwyczaił się do jej darcia, przeklinania, grożenia i chuj wie jak ona mu jeszcze życie utrudniała. Uśmiechnął się okropnie w środku, gdy nagle uświadomił sobie, że stanowczo staje się pizdą w jej towarzystwie i wydał z siebie bolesne westchnienie na ten fakt. Kurwa, jeszcze trochę a będę na równi z jakimiś pojebusem - puchonem. Aż się wzdrygnął na tą myśl i bardziej zacisnął swoje długie palce na ramieniu brata w momencie, gdy przeniósł na niego swe rozbawione spojrzenie. - Taa, w końcu jestem zajebiście utalentowany, nie? - mruknął (nie)skromnie i zbliżył się nieznacznie do niego, by móc końcówkę swojego zdania szepnąć dwuznacznym tonem wprost do jego ucha, jak i wypuścić swój rozgrzany oddech na jego płatek. Posunąłby się znacznie dalej gdyby nie te jebane szarpnięcie pociągu i jego tragiczne skutki. A przynajmniej w ich przedziale. Wpierw dosłyszał głośny i dziki wrzask sierściucha, który skakał z miejsca na miejsca i klął na cały regulator. Nie to, że to jakaś nowość była. Jednakże mrużąc oczy dostrzegł, że jej ręka jakoś chujowo się trzymała i ogółem była wygięta jakby ktoś przypierdolił nią w mur. Oprócz tego, wszystkie kufry jak na czyjś jebany rozkaz nagle ożyły i zaczęły jeden po drugim napierdalać w ich trójkę - znaczy się w niego, w sierściucha, którego już zdążyły znokautować oraz w Ivora. Sam zdążył się w ostatniej chwili uchylić i z przerażeniem odnotował, że kufer przeznaczony dla niego z całą mocą jebnął i zatrzymał się na głowie jego bliźniaka. Siłą woli powstrzymał się by nie zacząć rzucać klątwami w każdego, kogo choćby jego oczy ujrzały i momentalnie się podniósł by w ostatniej chwili złapać swojego brata za ramiona by nie przypierdolił jeszcze mocniej głową w podłoże pociągu. Wyciągnął nawet różdżkę co by jednym, sprawnym Silencio uciszyć swoją kuzynkę i nagle doznał prawdziwego szoku gdy ta puchonka, leciała 2/3 pozostałym Chaismore’om na pomoc. Nie zdążył jej nawet posłać pięknej wiązanki gdy jej ręce dotknęły czubka głowy jego brata, na co odruchowo zawarczał i skierował na nią koniec swojej różdżki. - Łapy przy sobie, kurwa. - zasyczał jakże treściwie oraz miło i od razu wlepił swoje tęczówki w Gabriela. Nie odwracając od niego swojego wzroku, skrzywił jedynie usta w grymasie gdy delikatnie musnął opuszkami palców jego czoło i natknął się na pokaźnych rozmiarów guza. Jego wkurwienie automatycznie się podniosło do góry i zaciskając gniewnie szczęki, obrzucił jadowitym spojrzeniem to całe dziewczę. - Ja pierdolę, nie pchaj się tam gdzie nie potrzeba i nie pokazuj tych pierdolonych sztuczek na te kurewskie uzdrawianie jak Cię nikt o to nie prosił! - warknął niebezpiecznie niskim głosem i od razu przeniósł swe tęczówki w stronę Alfy. - A Ty sierściuszku, chodź do mnie. Masz chociaż czucie w ręce? - spytał, marszcząc przy okazji czoło gdy znowu skupił się na swoim bliźniaku i pomagając mu wstać, zmierzwił lekko jego włosy jednocześnie strosząc mu je nieco tuż u samej nasady. Wyciągnął także wolną rękę w stronę swojego lwiątka co by przyczłapało do niego i nie warczało już tyle, a sam starając się nie rozpierdolić tego przedziału - wyprowadził ich dwójkę na zewnątrz czyli na korytarz pociągu. W końcu i tak za niedługo koniec podróży. Reszta powinna się jedynie cieszyć, że wykazał na tyle taktu, że nie wyjebał ich rzeczy przez okno. (3x zt)