W tym znajdujący się w Londynie, dużym królewskim parku, z racji iż jest to dość popularne miejsce, zwykle można spotkać wiele osób. Poza zadbanymi zielonymi terenami, znajduje się tu także niewielkie jezioro. W miejscu tym bogato rosną przeróżne gatunki drzew, czy roślin. Wszystko to jest jednak bardzo pielęgnowane. W wolnych chwilach dużo osób wybiera właśnie Hyde Park na spacer, czy odpoczęcie na jednej z ławek w tym malowniczym miejscu, bez względu na porę dnia.
Pff… jeszcze czego. Może od razu przyjdę na kolanach do twojego domu i przez tydzień będę ci sprzątać i gotować? Nie… od razu mówię, że tego nie zrobię. Ale chwila, przecież ja nie marudzę! O co ci teraz chodzi? O matko, to za dużo jak na moją główkę. Mów wolniej i wyraźniej, proszę. Jasne, jasne. Żyj dalej w takim przekonaniu, nie będę cię sprowadzać na ziemię, że tak nie jest. Otóż z własnego doświadczenia wiem, że to powiedzenie się nie sprawdza. Niestety. Kurczę, gdzie je widziałeś? Od zawsze o takich marzyłam! Zakupię drugą parę dla ciebie, tak w ramach podziękowania. I nie, wcale nie unoszę brwi w zachęcającym geście. Aww… jak już jakimś cudem Gilbert da się na mówić na założenie tego seksi stroju, to oplakatuję sobie jego zdjęciami pokój. I Courtney też do tego namówię. Nic nie jest niemożliwe, prawda? My tutaj wymyślimy jakiś sposób, żeby go wcisnąć we wdzianko Piotrusia Pana, spokojna głowa. Gdybym była na miejscu Gilberta, to zaczęłabym się pilnować i nie brać od Amerykanki żadnego napoju/cukierka/lizaka czy czegoś jeszcze innego, co nadaje się do wypełnienia go proszkiem usypiającym. - A co? Wcześniej wyglądałam źle? – Uniosła jedną brew do góry, wpatrując się w niego wyczekująco. W pierwszej chwili pomyślała, że stara się być po prostu przyjemny, ale… nigdy nie słyszała, żeby prawił, przynajmniej jej, komplementy bez ukrytej głębiej jakiejś prośby. Coś tutaj nie grało albo była po prostu przewrażliwiona. I tak źle, i tak niedobrze. – Może nie poznałeś mnie, dlatego, że jesteś niedowidzącym sklerotykiem, a nie dlatego, że się zmieniłam? - Biegiem? – Tak, tak… bierze przykład z tatusia, który zawsze mówił tak do mamy, kiedy ta zadawała właśnie takie pytanie. BIEDNĄ? GŁUPIUTKĄ? ŻE CO? Dobrze, że tego nie słyszała, bo Gilbert byłby już trupem.
Sprzątać możesz, spoko. Ja ci moge gotować, też nie ma sprawy. Widzisz jakby nam było dobrze. Ale ty oczywiście nie chcesz. Co za maruda, ja nieee wiem... Niestety nazwy sklepu nie pamiętam, a poza tym nie wolno tu robić sztucznej reklamy. Zresztą, to typu buty. A trzeba byłoby kupić caly stój. I to nie z jakiejś wypożyczalni dla dzieci czy z innego zawszonego teatru, fuj. Markowe szmatki, zdecydowanie. Koszulka od Dolce Gabbana, spodenki od samego Armaniego, buciki w stylu Chanel (cokolwiek oni produkują oprócz torebek) czapeczka od innego tam nie wiem kogo, bo nie znam się aż tak doskonale, ale cicho! Mieczy wykuty w samym tym no... oku Saurona i takie tam. Z Gilbert byłby Gilbert Pan wręcz idealny, jeee! Może gdyby dostał tak markowe i wyjątkowe rzeczy to skusiłby się na założenie tego czy owego, kto wie...Wylądowałby na rozkładówkach, bilbordach, w każdej gazecie i w ogóle wszędzie, każda dziewczynka i większość chłopców miałaby pokój oplakatowany jego zdjęciami i w ogóle. To byłyby piękne dni... -Wyglądałaś gorzej niż teraz. A nie poznałem cie, bo z daleka wyglądałaś jak niezła i miła niewiasta. Kiedy cie poznałem, czar prysł - Westchnął smutno znowu oczęta zamykając. Jak widać również ona brutalnie wyrzucała go z krainy sennych marzeń i...skąd był Piotruś Pan? To on był z Nibylandi czy kto tam balował? Cholera, trzeba sobie odświeżyć pamięć co do bajek, zdecydowanie. Nie wolno się człowiekowi tak stoczyć. Słowa Anderson były wręcz bezczelne. Zapewe dlatego rozłożył się jeszcze wygodniej i nawet powiek nie rozchylił, nie drgnął więcej ani o milimetr. Do niego się przecież nie pyskuje, to szczyt wszystkiego. On który ma zostać największym idolem osób w każdym wieku oraz panem i władcą całego wszechświata...on ma przyjmować na klatę jakiekolwiek bezczelne słowa? W życiu. Niech się dziewczyna cieszy, że jeszcze w lochach nie gnije!
Hmm… wyczuwam w tym jakiś podstęp. Gdyby moim obowiązkiem było sprzątanie, to dom byłby cały okurzony, zagracony i po prostu brudny, bo sprzątać nie cierpię. Czy to zapowiada nam dobre współżycie? Chyba nie bardzo. No, ale skoro tak sądzisz, to spoko. Możemy spróbować z tym podziałem obowiązków. Szkoda. W ostateczności sama mogę coś uszyć. Albo może lepiej nie. Wtedy z pewnością nie wyglądałby profesjonalnie. Myślisz, że takie marki produkują coś ala Piotruś Pan? Wiem, że to ostatni krzyk mody i te sprawy, ale z drugiej strony… nie każdy ma odwagę ubrać się w coś takiego, a koncerny mimo wszystko chcą, żeby ich ubrania przynosiły zyski. Nie zapominajmy o nakładkach na uszy od elfa świętego Mikołaja! W końcu PP również miał długie, strzeliste uszyska. My tu gadu, gadu, a trzeba się brać do roboty! Ja zamawiam wszystko od pasa w dół, a ty resztę, okej? Jak dobrze pójdzie za parę dni Gilbert będzie prawdziwym mieszkańcem Nibylandii. A przynajmniej z wyglądu, bo z charakterem to może być ciężko. - No widzisz. To zupełnie jak w twoim przypadku. Leżę sobie, rozglądam się, patrzę, a tu jakieś ciacho idzie w moim kierunku. Mówię sobie „super”, ale po chwili widzę, że to ciacho przypomina raczej zakalec, niż pyszną kremówkę. Gdybyś nie zrozumiał, to chodziło o ciebie. – Uśmiechnęła się słodko do swojego niespodziewanego towarzysza i wzruszywszy ramionami na jego foszka, położyła się z powrotem. - Odkupujesz mi czekoladę. Nieważne, czy dobrowolnie czy pod przymusem. – Mruknęła, rozciągając się na kocu. Słonko świeci, szumi woda, z oddali słychać śmiechy… cudownie.
O ile dom wygląda lepiej niż we wszelkiego rodzaju reklamach rozmaitych środków do czyszczenia to można w takim mieszkać, wszystko inne jest przecież do przeżycia. No i na poprawę humoru po niewytartej szafce będzie jakże smaczny i wcale nie trujący (ehe) obiadek, te sprawy. Piękna przyszłość. Patrząc czasem na modowe wybiegi (nie tylko te z serii sztuka dla sztuki) to owszem, produkują coś takiego. Co gorsza, szyją o wiele gorsze łachmany. A szlachta w czymś takim chodzić nie będzie. Mozna okazać troche dobrego serca, ewentualnie wbić się w strój z kolekcji Gilbert Pan, wesprzeć biednego projektanta o światowej sławie czy coś. Jednak nie można aż tak na łeb upaść żeby wrzucać na siebie coś w stylu TenStrójToTakNaprawdęPrzerobionyKubełekNaŚmieciDoPokojuDziecięcegoWKształcieKaczuszkiAleWażneŻeJestPodpisanyMoimNaziwskiemWiecNiktNieBedziePatrzylNaToZeWygladaWTymPoProstuKretynskoOIleNieGorzejHeHeHe. No jasna cholera, skąd się biorą ludzie którzy to kupują, nie rosumiem...Kurde, o czym ja w ogóle tu gadam... -Ojaaaaa, Anderson. Ale mi dowaliłaś. Litości, nie rób z siebie głupszej niż jesteś. Odpowiadanie takim kłamliwym docinkiem jest poniżej nawet twojego poziomu, mam nadzieje - No jaka powaga, ludziki. Gilbert uczy młodą uczennicę jak żyć i jak radzić sobie w jego towarzystwie o ile chce się żeby Slone wytrzymał w nim dłużej niż umowne piętnaście minut. Widać Anderson musiała nad sobą jeszcze trochę popracować, bo marnie z nią, oj marnie. -Dobry sucharek, doobry - Uśmiechnął się pod nosem obracając łepetynkę w jej stronę i wreszcie oczęta swe piękne otwierając. Fakt, bardzo suchy żarcik. On i oddawanie czegokolwiek niż wpierdol albo pocałunek, ha ha ha.
Hm… zależy czy masz na myśli ten dom „przed” czy „po”. Jeśli to drugie, to muszę cię zmartwić – będzie gorzej. Jeśli to pierwsze, to spoko. Aż taka wytrzymała na brud nie jestem. Oj, teraz to trochę mnie zagięło. Nie jestem pewna, czy obiad w twoim wykonaniu będzie jadalny. Nie, skąd, wcale nie kwestionuję twojego geniuszu kucharskiego. Świat mody zawsze był dziwny. Jakby ktoś uparł się ubierać ludzi oryginalnie, przy okazji robiąc z nich skończonych placków, których właściwie robią sami siebie, no bo kto inny, jak nie placek uległby takim trendom? Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda? Bo niektórzy (pozdrowienia dla Kathleen) nie bardzo, a to mnie trochę stresuje. Bo ja się naprawdę staram pisać wyraźnie i sensownie, ale mi nie wychodzi. To chyba ma jakieś podłoże psychologiczne czy coś. Normalnie mi jakoś wychodzi, ale dzisiaj niekoniecznie. Ale dobra, już nic nie mówię, bo się rozkleję nad swoją kompletną głupotą i nad tym, jaka to ja jestem niezrozumiana przez świat, a tego nikt by nie chciał. I nie, wcale nie wydłużam posta tym swoim ględzeniem, skąd. - No tak, masz rację. Nigdy nie byłam dobra w ściemnianiu, czyż nie? – Nieprawda. Była dobra. Każdy się nabierał na jej kłamstewka, żarciki czy scenki. A Gilbertowi tylko się wydaje, że ona udaje głupszą niż jest, bo jest głupsza niż on sądzi, a ona udaje mądrzejszą. Ha! I kto jest teraz górą? Obawiam się, że nadal on, ale ciii. – Zdecydowanie przypominasz ciacho z kremem. Po co się kłócić? Hmm… może dlatego, że UWIELBIAŁA to robić? Tak, to chyba dobry argument. Ale dzisiaj dzień był wyjątkowy nad wszystkimi wyjątkowymi dniami w roku, o. A to z tego powodu, że nie miała ochoty się z kimś gryźć. W każdym razie nie z powodu wrogiego nastawienia. - Lepszy niż węgielek, nie sądzisz? – Ojej, chyba jednak nie potrafiła nie zaczepiać kogoś. Grrr… no nic. Powie teraz coś miłego i po sprawie. Tylko… tylko… co? Przecież nie odpuści mu czekolady! – Spisujesz mnie na ogromne straty, wiesz? I do tego, nie dostaję nic, co mogłoby mi te straty zrekompensować. To nie jest fair. – Spojrzała mu w oczy, wyginając usta w podkówkę.
Teraz to ja się poczułem po prostu urażony. Po spróbowaniu moich jakże zacnych dań zdziwisz się, że można gotować tak wyśmienicie, ot co! A syf w domu będzie nadal, nie z mojej winy. Ha! Dobra, nie wiem czy jest się z czego cieszyć... Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałem placka (nawet takiego z jabłkami) ubranego w strój projektu jakiegoś tam pokręconego stylisty. I to właśnie z takiej kolekcji dla nienormalnych. Placki, choć nie zawsze smaczne, zazwyczaj prezentują się dość ładnie i znają się na rzeczy. Ja nie wiem jakie ty potrawy w życiu widziałaś, ale wydaje mi się że lęki mnie naszły przed kontynuacją tego tematu, bo to nie może być bezpieczne, nie? Coś się mnie tak wydaje...Ekhem -Nie wiem i mało mnie to obchodzi, po prostu nie umiesz wyjść na swoje. A ja, owszem, jestem cudowny - Przeciągnął sie leniwie niczym zdrowy kociak na pełnym słońcu. Kończyny naprostował, uśmiechnął się nawet zadowolony z tego, że mu tak wygodnie i w ogóle. Poza tym, fajnie jest móc spojrzeć na fragment jego cudownego brzucha kiedy koszulka unosi się delikatnie przy wyciąganiu się. A Anderson dostała taką możliwość co powinna uznać za ogromne wyróżnienie. Nie każdy ma okazję przyglądać się tak zacnym częścią ciała chłopaka bez celu. Chociaż nie. Momencik. Wszystkie jego części ciała były tak samo zacne. He he he -Pogrążasz się - Tylko tyle miał do powiedzenia na temat wspomnianego węgielka. Ten tekst wydawał się być poniżej jego poziomu aż bał się zagłębiać dalej i odkrywać o co dokładnie jej chodziło i czy ma to w sobie jakąś głębie. -Anderson, co ty w ogóle chrzanisz - Ostatnie pytanie w jej stronę skierował wyraźnie zawiedziony tym wszystkim co słyszy.
Przecież napisałam, że nie kwestionuję twojego talentu kucharskiego, noo. Chętnie się przekonam, jakie wyśmienite potrawy potrafisz wyczarować w kuchni.. Chyba nie ma, ale powiedzmy, że artystyczny nieład, jak zwykłam nazywać kompletny syf, jest rozwijający. No na przykład ćwiczy pamięć, rozwija zdolność orientacji w terenie czy wymaga iście strategicznego myślenia. Same plusy. Nie wiem, dlaczego wszyscy tak sceptycznie podchodzą to bałaganu. Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o placek w sensie, że placek, ale placek w sensie głupi człowiek czy też imbecyl, jak wolisz. Ja zaś widziałam placka (takiego placka, że placka) w zacnym, szykownym kapelusiku i wąsach. Znajomość bajek się kłania. Po obejrzeniu owej osobliwej sceny uznałam, że plackom we wszystkim ładnie. Tym pierwszym plackom, tym drugim wręcz na odwrót, chociaż można być przystojnym imbecylem… weźmy na przykład takiego Andrzeja… - Robisz się przewidywalny. – Mruknęła, wpatrując się w niebo, gdzie chmurki układały się w przeróżne kształty, w których każdy widzi coś innego. Ja na przykład widzę krowę tam, gdzie moja kumpela widzi Króla Artura przy skale z Excaliburem. W ogóle… one są jakieś dziwne. Co nie obniża poziomu ich cudowności. – Nie ma to jak skromność. Ajć, o mało nie opadła jej kopara przy podziwianiu tego zacniutkiego fragmentu jego boooskiej osoby. Brzuszek niczego sobie, choć przez chwile przeszło jej przez główkę, że chciałaby zobaczyć i coś więcej, ale potem zdała sobie sprawę, ze to mogłoby się niekorzystnie odbić na jej zdrowiu. Jeszcze by się zakochała, albo coś i by było. Hyhy, przez chwilę uwierzyła w to, że mogłaby się w nim zakochać. Bardzo zabawny moment, aczkolwiek krótki jak nie powiem co. - Bardziej już się nie da, nie sądzisz? – Uniosła jedną brew do góry, spoglądając w jego oczy. Cholera, jak ona uwielbiała patrzeć ludziom w oczy. Bez konkretnego powodu, po prostu zagłębiać się w tęczówki i szukać jakichś iskierek czy uczuć ukrytych głębiej w człowieku. U Gilberta, hmmm… widziała tylko to, co uzewnętrzniał – politowanie i zawiedzenie. Bywa i tak. - To, co mi ślina na język przyniesie… - wzruszyła ramionami, co w pozycji leżącej wcale nie było takie proste, po czym wgapiła się w przechodzących nieopodal ludzi. O matko… czy ona widziała gościa z watą cukrową? – Zaraz wracam. Tak, tak… pobiegła po ten smakołyk, po czym wróciła do nadal rozłożonego na jej kocyku Gilberta.
Artystyczny nieład jest zacny, sterylny i szpitalny porządek mi zdecydowanie nie odpowiada. O ile dom nie będzie w stanie takim jak na tych reklamach PRZED zastosowaiem superhiperbajermegaultrasrodkaktorydzialanawszystkocoisniejewtymwrzechswiecieijestcholerniedrogi to mi pasuje. Wtedy talent kulinarny na pewno mi sie poprawi, źle się pracuje kiedy obok nogi przebiega ci karaluch, nie? Nie znam się na plackach. Znaczy się, przynajmniej na tych ludzikowych. Nigdy nie widziałem takiego placka. Chyba, że widziałem, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wiem. Aż korci mnie o poproszenie cie, o wielki placowy guru o napisanie specjalnie dla mnie notatki encyklopedycznej na ich temat. -I tak mnie lubisz - Skromny to on był jak jasna cholera albo i jeszcze bardziej. Przewidywalny? W swojej nieprzewidywalności, na pewno. Jednak to gilbertowa zaleta, nie wada. On w ogóle nie miał wad, tak swoją drogą. Jak istota tak idealna i zajebista mogłaby mieć jakiekolwiek przywary, no ludzie kochani. -W twoim przypadku Anderson, da się. - To była smutna prawda, nawet bardzo smutna. Jednak no... bardzo prawdziwa. Im dłużej ją znał tym bardziej go zaskakiwała jak bardzo się człowiek może pogrążyć. Czy ja wiem czy to takie cudowny talent? Oczywiście mowa tu o spadaniu w dół w oczach panicza Slone, a nie całej reszty świata. Nie zdarzył jej nic mądrego odpowiedzieć. Dlaczego? Ano dlatego, że zdradziła go dla handlarza watą cukrową i popędziła wprost w jego objęcia. Przynajmniej wróciła z trofeum w postaci słodyczy, był skłonny jej to wybaczyć. Dopiero kiedy znowu usiadła obok niego, wreszcie podniósł piękne ciałko również sobie wygodnie siadając, nie przejmując się czekoladą...czy na czym on tam leżał. Po co się podniósł? Ano, żeby mieć łatwiejszy dostęp do żarcia. Rwać nie będziemy, po kiego grzyba? Od razu nachylił się i złapał wargami skrawek waty, pociągnął łebkiem odrywając spoory kawał który szybko zniknął między jego ustami, potem w gardle -Przynajmniej wiesz co dobre - Miał tu na myśli i watę i siebie, wiadomo.
No to możemy sobie przybić pionę, bo myślę tak samo, o. Nie będzie, nie będzie. Tyle to nawet ja nie jestem w stanie wytrzymać, więc luz, będzie umiarkowany bałagan. Li i jedynie. Karaluch to jeszcze pół biedy, szczur to dopiero hardkor! Chociaż z drugiej strony moglibyśmy założyć hodowlę tych zacnych gryzoni i też nie byłoby najgorzej. Gdyby to nie wyszło, to zawsze można je jeść idąc za przykładem Shreka, chociaż on chyba nie jadł szczurów, tylko jakieś inne zwierzątko, kit z tym. Ja spotykam ludziowe płatki niemalże codziennie. Wiesz, mam pecha i cały czas wchodzą mi pod nogi z jakimiś głupimi tekstami i myśleniem, że są fajni, a tak nie jest. Na pewno widziałeś. Nie zwróciłeś na nich uwagi, gdyż iż dobrze się maskują, choć przed takim dobrym detektywie jak ja się nie ukryją nawet przy jądrze ziemi. Mój nos wyczuwa ich na kilometr. Ale wiesz, nie szukaj ich. To nic fajnego spotkać na swojej drodze takiego placka. Ach, ach… napiszę ci w następnym poście o nich tak dokładniej. - Może… - Tak, wiem. To było stwierdzenie, a nie pytanie, a ona i tak odpowiedziała. Wydawało jej się, że nie powinna tego zostawiać tak samemu sobie i odpowiedziała, o. A ja się powtarzam. Cholera, coraz gorzej ze mną. No nic, w pewnym wieku tak się po prostu dzieje, że człowiek gubi wątek lub dwa razy powie/napisze to samo. Tak, tak… idealny mężczyzna. Naprawdę. Szkoda tylko, że taki niemiły dla Courtney, o. Gdyby było inaczej, to nawet byłaby w stanie przytaknąć, że tak, że owszem, że jest cudowny, boski i idealny. A tak? Gbur, prostak i cham z momentami przebłysku inteligencji i tyle. - Widzisz, jestem wyjątkowa, a to już jakiś plus. Nieważne, że akurat w tym lepiej się nie wybijać poza normę. – Nie widział jej jeszcze rozkopującej pole w stroju strasza na wróble ani kąpiącej się w jeszcze nie zastygłej galaretce. Wtedy to dopiero wziąłby ją za kompletną wariatkę i dziwoląga. Chociaż powiedzmy sobie szczerze – sam za normalny też nie był, nie obrażając go rzecz jasna. Handlarz z watą cukrową chociaż oddał jej to, co jej się należało, czyli resztę, a Gilbert nie, więc niech się tak bardzo nie dziwi. Wybaczyć? ON JEJ WYBACZYĆ? No proszę was! To ona jemu powinna wybaczać, a nie na odwrót. No cudownie, i jeszcze jej podżera watę. Gdyby miała choć trochę więcej chęci na pokonanie błogiego lenistwa, to dostałby po łapach. No, ale jej się nie chciało. I nie dostał. Ach, ach! Ale przynajmniej odzyskała swoją czekoladę, choć była w stanie krytycznym i do niczego się nie nadawała, to chociaż opakowanie mogła zachować. Dlaczegóż to? Ano dlatego, że zbierała je i wklejała do specjalnego segregatora. Takie spaczone hobby spaczonego człowieka. Z uśmiechem pełnym satysfakcji zauważyła, że na jakże przepięknej koszuli studenta pozostała pamiątka, po jej wiernej, słodkiej towarzyszce. W jakiej postaci, to już można się domyślić. Nie spoglądała jednak na to zbyt długo, żeby się przypadkiem nie zorientował i powróciła do pałaszowania waty, rwąc ją jednak, a nie idąc za przykładem Gilberta. - Widzę, że wyznajesz zasadę „co twoje to i moje, a co moje to nie ruszaj”.
Pjonteczka zacna i zasłużona, a jakze by inaczej. I w sumie ja bym wolał hodowlę szczurów albo myszek jakiś niż karaluchów. Jakoś mnie to COŚ nie pociąga, nie wiem, może jestem dziwny. A Shrek jadł szczury. W sosie, głowy nie dam czy własnym czy innym. Ale w sosie. Jako Osioł powinnaś takie rzeczy wiedzieć, a nie hańbisz się tu takimi niedomówieniami. Opowiedz mi o plackach, zaczyna mnie to fascynować, oh! A może to jakaś subkultura? Zaczynam mieć wrażenie, że również do nich należysz. A może jesteś jakimiś ich plackowym guru, co? Pasowałabyś, tak myśle. -A nie lubisz? - Spojrzał na nią z wyraźnym niedowierzaniem (cztery osiemnastki, tylko w moim samochodzie la la...wyłączę to radio..) i w ogóle nieufnością. Jak w ogóle można go nie lubić? Pewnie, nie należał do najmilszych osób na świecie ani nic z tych rzeczy, ale co z tego? Miał w sobie coś takiego co czyniło go cudownym. No i pełnym uroku, charyzmy, seksu i w ogóle wszystkiego. Nic tylko takiego wyznawać, kochać, błogosławić, lubić i uwielbiać. A ona wyskakuje tu z jakimś MOŻE zamiast rzucić się na niego, zatulić i zacałować. No ludzie kochani, co za kobieta. -Przynajmniej cie z nikim nie pomyle. Chyba - Nie raz i nie dwa zdarzało mu się mówić do pani/pana dajmy na to... Kovalsky per Harvin czy cokolwiek w tym rodzaju. Jak ktoś nie był wart jego uwagi i pamięci to nic dziwnego. Czasem nie pamiętał nazwiska w ogóle. Choćby przy panience Glau. Troszkę to przykre. A tu proszę, jej nazwisko pamiętał. Nad imieniem pewnie musiałby sie zastanowić przez momencik, ale ćśśśś. -Co się tak gapisz? - No widac coś z jego koszulką piękną było bardzo nie tak. Aż przekrzywił łepek starając się to zauważyć, niestety, nie ma umiejętności oglądania własnych pleców. Westchnął ciężko łapiąc się z tyłu za kołnierzyk i szarpiąc swoją piękną bluzeczką delikatnie żeby zaraz przeszła mu przez łepek i wylądowała w całej okazałości w jego dłoniach (omfg, GILBERT POKAZAŁ ZAJEBISTY NAGI TORS...tsa). Obejrzał uważnie swój ciuszek aż w końcu dostrzegł plamkę. Niefajnie -Kurwa mać - Podsumował to starając się pozbyć jej jakoś przez magiczne zsuwanie jej palcem. Nie pomogło. Pozostało mu tylko wyjąć różdżkę i zająć się bluzką w sposób magiczny, co też zrobił. Mniejsza z mugolami dookoła! -W sumie można to tak nazwać. A co, masz ochotę być moja? - Spojrzał na nią wreszcie odrywając piękne oczy od bluzeczki. Jak to uroczo zabrzmiało! Zapewne miał na myśli innego rodzaju posiadanie niż każde inne, piękne, romantyczne i pełne miłości, ale cicho!
Ach, zasłużyłam na pjonteczkę? Jak miło. Toć to ja mówiłam o szczurach! Karaluchy… no coś ty! To je się w ogóle da hodować? Jeśli tak, to o tym nie wiedziałam. A poza tym… szczury są bardziej higieniczne wbrew pozorom, no i House miał szczura w drugim bodajże sezonie, a to już daje całkowitą przewagę nad karaluchami. Wiem, że powinnam, ale ja tam nie wiem, co on mi dawał. Głodna byłam, to zjadłam. A tak w ogóle, to nie wiem, dlaczego w filmie zrobili ze mnie mężczyznę, noo! Nie hańbię, nie hańbię. Niedomówienia są rzeczą ludzką, ot co! A więc tak… placki to grupa ludzi, a raczej pseudoludzi, z którymi współżycie na tle seksualnym jest traktowane jako zoofilia z racji ich niemalże zerowej inteligencji. Przechodząc koło ciebie zazwyczaj rzucają jakimiś durnowatymi tekstami, z których tylko oni sami się śmieją, ewentualnie inne osobniki tego gatunku również. Przedstawiciele tej rasy słuchają głośno muzyki na ulicach, myśląc że są fajni, a tak naprawdę wzbudzając żal u ludzi cywilizowanych, którzy z desperacji chętnie złożyliby się dla nich na słuchawki. Ja się do nich nie zaliczam, a do guru to już zupełnie nie pasuję. W każdym razie, znam osobę, która nadawałaby się idealnie na to stanowisko, ot co. Nie, to nie ty. Nie jestem wredna. - A jak myślisz? – Uniosła brew do góry, w duchu śmiejąc się z wyrazu jego twarzy. Uwierzył jej, naprawdę jej uwierzył. Ale nie, zachowała poker face’a niczym zawodowy gracz karciany, by jeszcze trochę pobawić się z Gilbertem, który najwyraźniej nie wyczuł w jej głosie nutki rozbawienia, której mimo szczerych chęci powstrzymać nie mogła. - No widzisz. Zawsze to jakiś znak rozpoznawczy. – Mrugnęła do niego, tym razem już się uśmiechając. Niech ma ją za wariatkę, proszę bardzo. Ale prawda jest taka, że miała naprawdę duży dystans do siebie. Nie no… nie pamiętał jej imienia? A to nikczemnik, naprawdę. Ona jego pamiętała aż za dobrze, nazwisko zresztą też. I nie, nie myliła go z nikim innym. Był zbyt… specyficzny. I nie wiem, czy można to uznać za komplement. No i cudownie! Zauważył ten jej usatysfakcjonowany uśmiech, a teraz… o ludzie, ludzie! Zaczął się rozbierać. Omal jej koparka nie opadła, nie żartuję. Mrau, naprawdę zacną miał klatę. Aż mogłaby w tym momencie mu powiedzieć, że naprawdę go lubi. - Nie przeklinaj. – Mruknęła, kiedy zdążyła się już zebrać do kupy, po tym dziwnym oniemieniu. Zaśmiała się cicho, zakrywając usta dłonią. No bo teraz wyglądał naprawdę śmiesznie, próbując zetrzeć plamę po jej siostrze palcem. Mwahaha… i kto tu jest uroczy w swojej głupocie, hm? Cóż… chyba nadal ona, bo student w końcu wpadł na to, by użyć różdżki. Niedobrze. Przesunęła się trochę, by osłonić magiczny patyczek przynajmniej od strony ścieżki, gdzie było oczywiście najwięcej mugoli. - A kto by nie chciał, hmm? – Spojrzała na niego sponad kłębka waty cukrowej, która przykrywała jej zadziorny uśmieszek. No… ale naprawdę słodko i uroczo to zabrzmiało! Gdyby nie znała Gilberta, to pomyślała, że chłopak jest romantykiem, serio.
No wiesz, jak nie dajesz sobie zaglądać do majtek to musieli oceniać tak dość powierzchownie, że to tak nazwę. A z tego co wiem i w ogóle wszystkim wiadomo z biologii, to panowie ras wszelakich biustu (niestety) nie posiadają. Na pewno stąd ten błąd, nie martw się. Kojarze placków! Placki? Plac....ICH! Przynajmniej teraz wiem jak sie do nich zwracać, wielkie dzięki za oświecenie. I w ogóle to wychodzi na to, że masz o nich naprawdę rozległą wiedzę. Przyznaj się, jesteś plackiem albo plackowym guru. Albo masz placków dookoła siebie. Nie wiedziałabyś tego wszystkiego ot tak. Aaaa i tu cie mam, racuszku! -Myślę, że się we mnie skrycie podkochujesz ale boisz się przyznać, bo wiesz ze bym cie wyśmiał. Spoko, możesz mi nawet mówić, że mnie nienawidzisz - Miło jest jak ktoś cie nienawidzi. Jak kocha też jest całkiem w porządku. Gilbert nie trawił obojętności. Jak ktoś taki jak on może kompletnie nic dla nikogo nie znaczyć, nie wzbudzać w nim absolutnie żadnych emocji? On do tego nie dopuszcza, pewnie dlatego jeszcze nikogo takiego nie spotkał. I bardzo nie chciałby spotkać, ma się rozumieć. Mimo, że sam jest bardzo obojętny na mnóstwo spraw, osób, zjawisk czy w ogóle nie wiadomo czego. Ah ta jego wrodzona hipokryzja -Dziwna jesteś, Anderson - Nie zabrzmiało to raczej jak komplement, a z drugiej strony nie było też obelgą. Po prostu stwierdził ten fakt, który niczego w jego życiu nie zmienił i trudno. Dobrze, by jednak było gdyby Kortni zdawała sobie z tego sprawę. Jeszcze pomyśli, że jest inaczej i będzie się oszukiwała całe życie. To byłoby przykre. -Bo kurwa co? - On i brak przeklinania? Ha ha ha, to był dobry sucharek, dobry. Wreszcie zaczyna się jej udawać, po prostu brawo. On nie byłby sobą gdyby nie używał takich słów. Oczywiście, że umie wyrażać się bez tego, ale po co ma to robić? Weszło mu to w krew, jest fajnym przerywnikiem i pokazywaniem emocji. Jego kolejnym mottem mogłoby być wolę powiedzieć zwyczajowe "kurwa" niż pierdolić 30 sekund "bardzo mnie irytują nierówności chodnika, które z nienacka narażają mnie na upadek". I mało go obchodziło, że nie wypada przeklinać przy kobietach czy cokolwiek takiego. Jemu wypada wszystko, to on ustala reguły. Nie ma zamiaru się przejmować bzdurami jak dobre wychowanie spisane parę wieków temu. -Każdy chce. Miło się jednak patrzy na ogniki w twoich oczach kiedy udajesz, że wchodzisz ze mną w gre słów - No tak, przecież on swoje wiedział. Leciała na niego, tego nie potrafiła ukryć. Mimo, że nie spędzali większości życia na macaniu się, to i tak z jej gustem było wszystko w porządku. Oczywiście swoje spojrzenie na jej oczy i na wspomniane iskierki skierował, bo przecież one się tam czaiły, co tu kryć! Urwał nawet kolejny kawałek waty żeby jej nie zasłaniał, a sam przy okazji miał z tego korzyść. Jakby nie było nią patrzenie na Amerykanke, nie? Bluzkę chwilowo przewiesił przez ramię, nie ubrał się. Bo i po co.
Pff… a co mam dawać. Tak o? Bez niczego? Jestem zbyt interesowna, żeby pozwolić na to, a potem nie dostać nic w zamian. I nie mówię tu o zmianie płci Osła, bo to już swoją drogą. A tak w ogóle, to co ty mi tu sugerujesz, hę? Że niby jestem jedną z tych desek, że się nie da po sylwetce rozpoznać czy to kobieta, czy facet? No wiesz, teraz to mnie zraniłeś. NO WIDZISZ! Mówiłam, że to wcale nie takie wyjątki. Ależ cała przyjemność po mojej stronie, miło że mogę uświadomić cię o takich ważnych rzeczach, które są pomijane przez społeczeństwo. Tak samo jak aglet na przykład, wiesz co to? Tak bez pytania się wujka Google, z pamięci. Nawet Word nie wie, a ja tak. Przecież cały czas mówię, że otaczają mnie same placki. Nie słuchasz mnie, smuteczek. Zaśmiała się głośno z tych jakże irracjonalnych i śmiesznych słów panicza Slone. - Kochać? Proszę cię. To za duże słowo nawet na to, co kiedyś czułam do Kaleiego. Nie jesteś bogiem. Są osoby, które nie ulegają twojemu urokowi osobistemu, ja się do nich zaliczam. – Przemilczała uwagę o nienawiści. To uczucie było zarezerwowane dla LSD i koniec. Poza tym… gdyby go nienawidziła, to przecież by tu już nie siedziała. Nie wgapiałaby się w jego tors czy oczka, nie uśmiechałaby się do niego, nie zniosłaby siedzenia z nim na jednym kocu. Od razu wiadomo, że go lubiła, o. Czy coś więcej? A tego to ja już nie wiem, bo nie chce mi rudzielec powiedzieć. - Dziękuję za komplement, Slone – Może było to po prostu stwierdzenie faktu, z którego zresztą zdawała sobie sprawę od urodzenia, ale co innego świadomość wewnętrzna, a co innego usłyszeć to od kogoś, a tym bardziej od Gilberta. Więc tak, potraktowała to jak komplement. - Bo ja tak mówię. – No cholera jasna! To, że zdecydowana większość populacji używała „kurwa” jako przecinka, to nie znaczy, że on też musi. No okej, mógł sobie przeklinać byle gdzie, przy kimkolwiek, ale nie przy niej. Ona jest tutaj dobrze wychowana, a on jej proszę ciebie przeklina. Pfff… co z tego, że on sobie sam ustala zasady. Miała to naprawdę głęboko. Chociaż właściwie… - Rób, co chcesz. Foszek, ot co. - Skąd pomysł, że udaję? – Uniosła do góry brew, szczerze, ale to naprawdę szczerze zaskoczona. Le… leciała na niego? Jasne, gdyby to usłyszała, zaczęłaby się poważnie martwić o jego główkę. Z jej gustem owszem, było wszystko w porządku, ale Gilbert nie był tu wyznacznikiem, o nie. Nie mówię, że Kortni za wszelką cenę wypiera się tego, że student jest przystojny, słodki itp., ale hmm… nieważne. Niech tylko uważa, żeby owe iskierki go nie spaliły, hyhy. -Wiesz, że obnażanie się w miejscach publicznych jest karane? – Odsunęła od siebie watę, żeby przypadkiem się do niej nie przykleić, a jednocześnie chroniąc ją przed Gilbertem, który coś tutaj się zbyt rozpędził, jeśli chodzi o jej jedzenie.
Ja nic nie sugeruje! Tak sobie tylko gadam żeby gadać, o. No i w ogóle nie śmiałbym ci tak powiedzieć, no weź. Zła dla mnie jesteś, ot co. I w ogóle... ja już nic nie mówie! No dobra, to i owo jeszcze dodam. Chyba, że nie chcesz. A-G-L-E-T, wie już każdy! Wszyscy skaczemy ile sił...te sprawy. Nie zagniesz mnie tak łatwo placku no przykro mi bardzo. Końcówka sznurówki nazywa sieee.... [...] A G L E T...tym tyryry...będzie mi to teraz grało w głowie. -Do kogo? Zresztą, nieważne. Nie mowie, że mnie kochasz. Podkochujesz. Jesteś zauroczona. Lubisz lubisz. Nie zapędzaj się Anderson - Się kobieta zapędzi i weź tu taką ogarnij. Jak już zacznie gadać, myśleć, kombinować i analizować to po tobie człowieku, nie ogarniesz, nie powstrzymasz. Potem jeszcze z jej ust wyleje się fala zdań, słów i w ogóle jedno wielkie wypracowanie, będzie gadała bity kwadrans, a ty będziesz musiał udawać, że słuchasz. Okropieństwo. Trzeba próbować płeć piękną powstrzymywać kiedy to tylko jest możliwe, co oczywiście jest bardzo trudnym zadaniem. -Uważaj, bo się jeszcze przestraszę - O tak. Wielki pan i władca, panicz Slone, na pewno przerazi się tego, że niejaka Kortni każe mu po prostu nie przeklinać. Na pewno wyrzuci ze swojego słownika każde słowo, które nie przystoi dżentelmenowi na salonach i zastąpi je synonimami kulturalnymi lub całymi opisami czegoś co się dzieje, zamiast streszczać to w jednym przekleństwie. Jego życie się zmieni, zacznie zaczesywać włosy do tyłu, nosić okulary i ubierać marynarki do nie podartych jeansów i czystych butów. A na koniec znajdzie sobie żonę i założy z nią piękną rodzinkę ze stadem dzieci, wybuduje domek na obrzeżach miasta, z ogrodem w którym posadzi drzewo i w ogóle. Anderson odmieni jego życie! -Nie potrafisz udawać ani kłamać jak człowiek - Stwierdził, znów kierując spojrzenie w jej oczęta. W nich przecież kryło się wszystko i to z nich był w stanie wykraść każde najmniejsze zawahanie czy coś niezgodnego z prawdą. Poza tym, Gilbert nie był głupi, on się wbrew pozorom znał na ludziach i nie da się ot tak łatwo oszukać i w ogóle wydymać! Chyba, że ktoś jest bogiem seksu to sie moze zastanowić nad tym dymaniem... -Chcesz żebym się ubrał? - Kolejne niedowierzające, rozbawione i litujące się spojrzenie poleciał w jej stronę. TSA! Na pewno bardzo tego pragnęła.
Yhym… jasne. No, ale z racji tego, że ze mnie pokojowa osóbka (hyhy), to nie zamierzam się kłócić o takie drobne nieporozumienie. Oczywiście, że nic nie insynuujesz, głupio gadam. Z tego samego powodu, co ty zresztą – gadam, żeby gadać. Zła? Bardziej powiedziałabym niesprawiedliwa, ale zła właściwie też może być. Nie będę się czepiać takiego szczególiku…. Okej, chyba już to zrobiłam, ale cii. Ależ nie! Mów, ile tylko chcesz. Chętnie posłucham. Pff… też oglądam Fineasza i Ferba i się nie chwalę (teraz może jednak trochę, ale nie do końca). W każdym razie jeszcze uda mi się ciebie zagiąć, zobaczysz. Jeszcze nie wiem jak, ale mi się uda. I wtedy nie będzie „Bo ja myślałem…” albo „I tak jestem bossem”. A G L E T, wie to każdy, A G L E T! - Nieważne, nieprzyjemna historia – machnęła ręką. – Cóż… nie będę cię pozbywać marzeń, dragi Gilbercie. Co kobieta? Co kobieta? A niby mężczyźni tak nie mają? Weź tu takiemu powiedz, że nie masz na coś ochoty, a ten zaraz wymyśla, że na pewno znowu zrobił coś źle, żę teraz już tak będzie zawsze, itd. I nie przyjdzie mu do głowy, że po prostu NIE MA SIĘ OCHOTY. Więc ty się tu nie wypowiadaj o ogarnianiu, naprawdę. Poza tym, powiedziała wszystko, co powiedzieć chciała, więc co to za wyrzuty o piętnastu minutach gadania o jednym? Nie przesadzajmy z tym wszystkim. - Powinieneś się bać. – Gdyby wyrzucił słowa, których przy kobietach gentelman używa nie powinien to chyba byłby już niemy. No, ewentualnie mógłby przytakiwać bądź zaprzeczać, pamiętając jednak, by używać tylko „tak” czy też „nie”. A plan założenia rodziny nie jest taki zły. Żona czy chociażby stała partnerka trochę by go utemperowała, a nie. Poza tym… co to za facet bez syna, domu i posadzonego drzewa? Nie twierdzę, że musi się spieszyć, ale no… powinien to przynajmniej przyjąć jako jedną z ewentualnych planów na przyszłość. Anderson nie zmieni jego życia, bo jej się nie chce. Nie ma tak dobrze, sam sobie musi poradzić, No chyba, że mu dobrze tak, jak jest, to okej. -W takim razie udziel mi paru lekcji, o wielki mistrzu kłamstwa. – Pochyliła główkę w geście poddaństwa i szacunku do jego szlachetności i bogactwa darów, jakimi obdarzyła go natura. Coś czuję, że to stwierdzenie opisuje nie tylko gilbertową umiejętność udawania, ale dobra, niech będzie, że chodzi tylko o to. Pfff… gdyby naprawdę jej na tym zależało, to mogłaby ukryć, co tylko by chciała. Ale że jest leniuszkiem, to zrobiła inaczej i Slone wyczytał to, co wyczytał, a co nie było do końca prawdziwe, ale cóż. Chyba sens tego zdania uciekł do Egiptu sprzedawać piasek… nieważne. - Nie! – Uj, zbyt szybka i głośna odpowiedź, jak na obojętność. Że też nie umiała pohamować emocji. A teraz proszę, student ma się z czego cieszyć. O zgrozo! – To znaczy… rób, co chcesz. TSA, brawo panienko Anderson, się popisałaś. Wkurzona na siebie wepchnęła sobie do ust kłębek waty, patrząc na Gilberta z niemrawą miną. Foszek. Na niego? Na siebie? Hmm... chyba gdzieś po środku, bo gdyby nie to, że zdjął swoją koszulkę, nie byłoby tego całego zamieszania, a teraz?
No oczywiście. A potem się człowiek po takich pretensjach załamuje i popada w chorą depresję i nie wiadomo o co takiemu chodzi. Jednak wszyscy wiedząc, że to znowu wina płci pięknej, bo nikt inny człowieka do takiego stanu nie doprowadzi. A potem to im wyjaśniaj, ho! Najlepiej powiedzieć coś w stylu...ja wiem...bo to zła kobieta była. A ty jesteś bez winy? Ja jestem święty. No i dokładnie tak to się zawsze dzieje. ALe oczywiście to płeć brzydka jest zła! Cholera, miałem nie zaczynać od ALE... No daawaj dawwaj dziewczynko, próbuj. I tak nie jesteś w stanie zagiąć wszechpotężnego...MNIE. Mimo wszystko, wierze w ciebie no. -Gadaj jak sobie kurwa chcesz - Żeby się nawet przyznać nie chciała do tego jak jest. Najpierw mu mówi o jakimś kimś nie wiadomo kim. Chyba, że ten ktoś to tak naprawdę coś. Kto ją tam wie, on wolał sam z siebie to nie wnikać. Potem oczywiście mówi, że to nieważne (co i lepiej dla niego, bo woli nie znać tej historii i nie musieć patrzeć jak mu się tu kobieta rozkleja) to jeszcze zwyczajnie ukrywa prawdę, co też jest przecież kłamstwem. Swego rodzaju. No i weź tu człowieku ogarnij takie coś. Nie ma szans normalnie. On się oczywiście bać nie zamierzał, ani zmieniać słownika specjalnie dla niej. Oczywiście, że mógłby się postarać ograniczać swoje nieładne słówka akurat przy niej, pewnie że tak! Jednak ona nie postarała się żeby go przekonać. Żądania na niego nie działają. Do takiego to trzeba podejść w sposób delikatny i subtelny, bo inaczej zareaguje na to atakiem. Jak kociak, o! Jak się na niego rzucisz z dzikim wrzaskiem żeby go pogłaskać kiedy on sam się o to nie upomina, to cie zadrapie na śmierć. A jak zachęcisz go smakołykiem, myszką czy czymś takim i będziesz delikatny to sam zacznie mruczec. Prosta logika. Nie chciał jej dawać lekcji od razu. Ciekawe był co do stanu swojego ubioru. Oczywiście jej odpowiedź bardzo go rozbawiła. Nikły uśmieszek zagościł na jego wargach kiedy odkładał bluzkę na bok żeby go przypadkiem nic nie zasłaniało, skoro tak jej z tym źle. Oto jest łaska panicza Slone, jak widać. Oczywiście na tym nie miał zamiaru kończyć, ej. Miała być lekcja,, trzeba uzgodnić warunki. Chłopak klęknął sobie wygodnie tuż przed nią, ujał jej twarzyczkę w dłonie unosząc przy okazji jej łepek żeby spojrzała mu w oczy. Powolutku zbliżał się do niej nie chcąc tracić kontaktu wzrokowego. -Mogę ci dać najlepszą lekcję kłamstwa w twoim życiu. Przyjemną i dość pożyteczną. Wygodną dla ciebie i dla mnie. Przyjemną niczym drażnienie gardła dymem papierosowym. Żeby potem zmiażdżyć cie prawdą niczym wiadomością o raku płuc. O ile chcesz się ode mnie uczyć Anderson - Zamknął swoje zacne oczęta szepcząc owe warunku regulaminu. Przysunął się do niej niebezpiecznie blisko tak, że przy każdym słowie jego wargi muskały jej usta. Przesunął jedną dłoń z jej policzka w stronę włosów, które zaczesał do tylu wplatając w nie palce, rozczesując jakiś niesforny kołtun. I wciąz nie miał na sobie koszulki! Bardzo słodka scena.
Oj przepraszam, to płeć brzydka sama się do tego doprowadza, bo zamiast spróbować zrozumieć rozumowanie kobiety, co jest co prawda trudne, ale nie niemożliwe, zajmuje się własnym światem związanym z techniką i uczuciami prostymi jak kit od miotły. Bo po co się męczyć, żeby zrozumieć naszą psychikę, lepiej nawalać w jakieś gry wojenne czy coś innego. A święci mężczyźni to gatunek wymarły, nie wiedziałeś? No chyba, że jesteś ostatnim egzemplarzem, w co wątpię, ale przecież nie zawsze mam rację, więc mogę się mylić… Ha! Wcale nie. Nieprawda. Ściema. Ja ZAWSZE mam rację, nawet wtedy, kiedy jej nie mam. Dobrze, że przynajmniej przyznałeś się przed samym sobą, iż wasza płeć jest płcią złą. Robisz postępy. Okej, skoro jesteś taki wszechwiedzący, wszechmocny i w ogóle WSZECH, to powiedz mi jaka jest najgroźniejsza choroba na świecie, o! Ale bądź na tyle uczciwy, żeby nie zaglądać do żadnych źródeł czy pytać kogokolwiek. Sam znajdź odpowiedź. I wiem, to pytanie jest banalnie proste i wiem, że prawdopodobnie znów cię nie zagnę, ale w następnym poście wymyślę coś NAPRAWDĘ trudnego. - A żebyś wiedział, że będę. – Odburknęła, hardo unosząc bródkę. – Kalei to mój były, jeśli cię to tak strasznie interesuje. No i co? Lepiej mu? Lepiej? Bo szczerze mówiąc Court ni czuje jakiejś specjalnej ulgi czy też przypływu szczęścia, ciekawe dlaczego, prawda? MOŻE DLATEGO, ŻE TO NIE JEGO SPRAWA. A może dlatego, że jeszcze się w tym wszystkim niepogod ziła, whatever, czasami jej nie rozumiem. W każdym razie, nie rozkleiłaby się nawet, gdyby zaczęła mu opowiadać całą sytuację od początku do końca. A przynajmniej tak sobie wmawiała i ani mi się waż jej z tego wyrywać! COŚ? Co masz na myśli? Bo chyba nie Court, prawda? No jasne, już widzę Amerykankę oddającą pokłony Gilbertowi i z czołem przy podłodze śpiewającą hymn na jego cześć, po czym szepczącą mu na uszko słodkie słówka tylko po to, by zmienił swoje słownictwo w jej towarzystwie. To byłaby ujma na jej i tak zmizerniałym honorze. Logika może i prosta, ale w jej przypadku niemogąca mieć sprawdzenia w praktycznym życiu. Oczywiście, przyjęłaby tą wersję do wiadomości, ale nie zrobiłaby nic w tym kierunku, co to, to nie. Zbyt jest uparta i dumna. Przymrużyła oczy, tłumiąc w sobie ochotę rzucenia się na niego z pazurkami i zdrapania tego zadowolonego uśmieszku z jego ślicznej twarzyczki. Ale no powstrzymała się widząc jego boską klatę, czemu oczywiście nie towarzyszyło żadne ślinienie się czy okrzyki zachwytu. Wa… warunki? Robi się niebezpiecznie. Ojojoj! Court! Wycofujemy się! No choooodź. Dalej. Jak to NIE? Jak to NIE? No wiesz! Jak to „mi się tu podoba”? Pfff… Podejrzliwym wzrokiem podążała za ręką Gilberta, po czym podniosła go na jego oczyska. Odsunąć się, przysunąć? Odwrócić się, teleportować? Och, za dużo myślała. Zdecydowanie. Wyłączyła, więc tą opcję swojego mózgu, tak rzadko używaną, ale jednak nadal działającą. - Nie palę, Slone. Ale możesz próbować. – Mruknęła, nie ruszając się z miejsca. Powinna była się odsunąć? Nawet jeśli, to tego nie zrobiła. Zamknęła oczka, mrucząc z zadowolenia. I kto tu jest kotem, Gilbercie? No kto? – Naucz mnie kłamać, Gilbercie. Czyżby pod wpływem jego dotyku jej duma zmalała do tego stopnia, że o coś poprosiła? Hmm... źle z nią.
Dobra, dobra. Już się tak nie produkuj, nie filozuj ( hłe hłe hłe ) i w ogóle na ten sam jeden temat tylko idź zmień avatar, bo właśnie sie zhańbiłaś. Ustawiając ten, że w sensie no. I proszę mi tu nie pakować całej płci męskiej do jednego worka, bo to jest okropne, feministyczne i okropnie feministyczne. Ot co. Zawsze sie znajdzie jakiś wyjątek, gdzieś tam, kiedyś tam. Nie gwarantuje, że nie będzie miał już chłopaka. Nigdy nie wiadomo, no. Najgroźniejsza choroba na świecie? Oj moja droga, troszeczkę tego jest, to już kwestia gustu. Można do tego uznać... hm. Niech no ja sie zastanowię. Miłość, pieniądze, bezsens, hane montane, A MOŻE HARRY POTTER?! Nie ma na to uniwersalnej odpowiedzi. Chyba, że chodzi co A-G-L-E-T. To luzik. i co ty na to, pani niejestemanitrocheWSZECHidlategozazdroszczetobieprzezcomarudze ? -Nie interesuje mnie to wcale. Jak chcesz się wygadać, to mów śmiało. Nie oczekuj, że cie będę słuchać. Ale wiesz, wyrzucisz to z siebie patrząc na kogos - Prychnał pod nosem wywracając swoimi pięknymi oczętami. I po kiego grzyba ona w ogóle zaczyna takie tematy. Gilberta niezbyt obchodziła jej przeszłość czy innego rodzaju miłostki albo nie wiadomo jakie badania na HIV z powodu owych starych związków. Mogło się nawet okazać, że była z jego matką ( co dla niego nie byłoby szokiem biorąc pod uwagę to jakie ma zdanie na temat owej rodzicielki ), on ne zwróciłby na to uwagi i zapomniałby o tym fakcie po paru godzinach. No co ja moge. Oczywiście, że jej tu było dobrze. Oczywiście, że student wywoływał mętlik w głowie. Tak już z nim było. Miał w sobie owe paskudne COŚ przez co nie dało się przy nim zachować trzeźwości umysłu. Nie wykorzystywał tego jednak jako rasowy casanova, wbrew pozorom. Po prostu taki był i było mu z tym dobrze. Mrrah. Tak, to on był tu rasowym kociakiem. -Nauczę cie kłamć. Nauczę chrzanić, zmyślać, grać pozorami i dobierać słowa może nie idealnie, ale dokładnie tak jak trzeba żeby oszukać tego kogo się chce. Krok po kroku, nauczę cie. Oczywiście jest jeden warunek - Nie odsunął się ani o milimetr. Znów muskał jej wargi przy każdym słowie. Nie podniósł głosu ani o ton, przecież szept idealnie wpasowywał się w tą sytuacje. -Musisz być moja. Podziel się ze mną swoim życiem przez chwilę. Uwierz, że wstajesz, jesz i oddychasz dla mnie. A ja jestem twój. Czujesz jakie to nierealne, doskonale wiesz jakie to potrafi być ulotne. Dlatego trzymać się tego z całych sił i nie próbuj się zawahać ani przez moment. To zepsuje wszystko. Nie nauczysz się niczego. - Otworzył wreszcie oczy, jednak się od niej kawalątek odsuwając. Jednak niewiele, tylko tyle ile trzeba było żeby spojrzeć jej w tęczówki -WIęc jak? Chcesz być teraz tylko moja, Courtney? - Oesu! Nawet powiedział do niej po imieniu. Dziwne, że ja pamiętał. matko i córko, świat sie wali! Takie rzeczy proponował na spokojnie, na poważnie i to patrząc jej w oczęta i mówiąc szeptem. Bleeee. Zupełnie jak z z jakiegoś romansidła. Brakowało tylko pocałunku na zachęte, ale nie. Wyraźnie było widać, że nie da sie dotknąć póki nie usłyszy odpowiedzi. Bez zawahania. JAKIEŻ TO PIĘKNE!
Czy ja filozuję? Czy ja filozuję? No okej, może trochę, ale popatrz na siebie, o. A tamten avek to może i była pomyłka, ale nie będziesz mi tu rozkazywać. Jak stwierdzę, że mi się nie podoba to go zmienię. To znaczy już zmieniłam, ale żeby było jasne – tylko dlatego, że miałam na to ochotę, a nie, bo ty tak powiedziałeś. Pff… nie jestem feministką. To był tylko skrót myślowy, dzięki któremu napisałam coś kompletnie nie zrozumiałego dla wszystkich innych oprócz siebie, who cares? Ale sam przyznajesz, że tym wyjątkiem może być homoseksualista, więc któraś tam część ciebie się ze mną zgadza, ha! Okej, tak właściwie, to nie wiem, o czym w poprzednim poście pisałam, to było tak dawno, a ja jestem taka leniwa. Blablabla… nie wymądrzaj się, okej? Matko, czy ty zawsze musisz być WSZECH. Daj mi raz poczuć smak wygranej, co? Ale nieee… bo po co. Lepiej samemu pławić się w tytułach WSZECH, a mi nie pozwolić na żaden. Bo po co! F-O-S-Z-E-K. Najgroźniejszą chorobą jesteś ty, wiesz? Bo przez ciebie się stresuję i tracę wenę. - Nie mam zamiaru ci o tym opowiadać. A już tym bardziej komuś, kogo bardziej niż innych ludzi interesują zyski i seks. – Teraz to ona prychnęła i przewróciła oczami. Nie cierpiała takich zachowań. Mów, wyżal się, ale nie myśl, że będę cię słuchać. SZCZYT MARZEŃ. Potrzebowała zrozumienia, a nie możności wyrzucenia z siebie tego, co jej na sercu leżało ze świadomością, że nie zostanie to nawet wysłuchane. Taką pomoc to może sobie wcisnąć tam, gdzie słońce nie dochodzi. Hmm… nie jestem pewna, czy mętlik to właściwe słowo, ale z racji, iż nie chce mi się myśleć, uznajmy, że tak. Poza tym chodzi chyba o to, że Court ma za słabą psychikę, jeśli chodzi o sprawy takie jak ta. Nie umie się przeciwstawić magnetycznemu dotykowi, choć powinna. I nie tylko przy Gilbercie – to raczej cała płeć przeciwna tak na nią działała. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego pytająco. Warunek? Matko boska, jak on sobie coś wymyśli, to będzie trupem. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma, prawda? - Jaki warunek? – Spytała, nadal marszcząc brwi. Zbyt była zaskoczona i zaintrygowana, by szeptać tak jak Gilbert. Słowa studenta ją… bawiły. A nie powinny, prawda? Powinny spowodować milusie dreszczyki i poczucie bezpieczeństwa oraz nadchodzącej przyjemności. A czuła jedynie… no właśnie – rozbawienie. I nie w związku z faktem, iż miałaby być przez te parę dni tylko jego, to akurat nie przykuło jej uwagi. Ale… A ja jestem twój. Cholera, to zabrzmiało tak nierealnie, że aż chciało się od tego śmiać. Gilbert oddychający dla niej? Przecież przed chwilą na nią warczał. Ba! Od zawsze warczeli. Co prawda zdarzało im się porozmawiać normalnie, bez unoszenia głosu, ale te chwile były tak rzadkie i tak ulotne, że z biegiem czasu wydawały się nieprawdziwe. W jej oczach nie było żadnego wahania. O nie. Chciała poświęcić się zabawie, przestać myśleć, analizować. Jedynie jeśli wpatrzyłby się strasznie intensywnie w jej oczy, ujrzałby w nich iskierki rozbawienia. Uśmiechnęła się. - Gilbercie, ależ oczywiście, że mogę przez parę dni być tylko twoja. Ale… czy ty siebie słyszysz? TY? MÓJ? Sam w to nie wierzysz. Nie umiałbyś być wierny choć te parę dni. – Uniosła wysoko brew, spoglądając na niego z nieskrywaną już radością. Przybliżyła się do niego, tak, że jej usta znalazły się tuż przy jego uchu, przy każdym oddechu czy wypowiedzianym słowie drażniąc je delikatnie. - A może się mylę? Spóźniłam się o 3 minuty, niech to szlag.
Nie chce mi się w pełni kontynuować tej (chwila, policzę) jedenastolinijkowej dyskusji, chociaż jest wielce inteligentna. I musiałbym sobie przypomnieć pare postów, bo się pogubiłem, ale zwyczajnie mi się nie chce. Widzisz, to wina tej twojej przerwy w odpisywaniu, pf. A ja jestem najgroźniejszą chorobą? Ojej, dziękuje za te słowa. Nie no serio, nie spodziewałem się. To było soł słit i soł najs. A za wszelki stres i utratę weny grzecznie przepraszam, toć nie taki mój zamiar. -Już? Skończyłaś? - Znowu zaczęła niepotrzebnie nadwyrężać gardło i marnować ślinę. Zamiast w spokoju zostawić temat, który go nie obchodził to ona zaczęła wyjaśniać to o czym on już wiedział. Tak to z babami jest, co poradzić. Miał chociaż nadzieje, że jego słowa, powierzchnie uważane za niegrzeczne i wredne (w ogóle nie rozumiał dlaczego ludzie tak mówią. Większość nie widziała go jeszcze wrednego...) troszeczkę ją przypiłują i panienka zacznie zastanawiać sie nad tym co mówi żeby nie narażać się na kolejne pseudo docinki Gilberta. Matko kochana jakie długie zdanie wyszło przez ten nawias. Aż nienaturalne. No trudno, trudno. -Znowu zaczynasz się zastanowić, podchodzić do tej sytuacji w jakiś chory sposób. Uspokój się, ja cie grzecznie proszę. Po prostu oddaj sie tym lekcją i przestań myśleć schematycznie udając wielce inteligentną i zgrywającą pozory, że zna mnie na wylot - Pokręcił łepkiem z niedowierzaniem. No nie mogła się zachować jak na młodą amerykankę przystało? Ludzie kochani. On nie miał zamiaru jej niczego zapewniać, obiecywać, a co dopiero się tego wszystkiego trzymać. Marzenie ściętej głowy, pewnie że tak. Z drugiej strony, kto go tam wie. Może sam z siebie będzie grzeczny i w ogóle. Z takim to trudno wybrać jedną sytuacje. A tym razem był spokojny i poważny. Mógłby strzelić focha za to, że go Anderson o mało nie wyśmiała, ale jednak powstrzymał się. Trzeba miec troszeczkę dumy i być ponad jej prosty organizm, ot co. -Więc jak Ande...Courtney? Pójdziesz za mną baranku czy rezygnujesz? W trakcie nie ma zmiany decyzji - Jego ton od razu stał się milszy, spokojniejszy, cichszy. Nie będzie przecież na nią warczeć bez sensu. Szczególnie, że jego działania po słowach byłyby dość dziwne... gdyby się wściekał. A co takiego zrobił? Znów pogłaskał ją kciukiem po policzku i oparł czoło o jej skroń mrużąc piękne oczęta. Courtney Anderson, to jest twoja chwila prawdy. I gong w tle...
Wiem, że jest inteligentna. Pff… przecież ja zawsze piszę mądre rzeczy. Yy… chciałam sobie poprawić samoocenę, ale cholera jasna nawet ja w to nie wierzę. To chyba coś znaczy… No, nieważne. Myślenie mnie dzisiaj boli. Ey, nie zwalaj na mnie całej winy, mimo że tak jest, okej? Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie. Na twoim miejscu nie potraktowałabym tego jako komplement, ale cóż. Nie jestem, więc się nie odzywam. - Hmm… tak. – Jaki on troskliwy, no naprawdę. Ale spoko luz, gardło jej się tak od razu nie nadwyręży, a ślina nie skończy. Hyhy, nadzieja matką głupich. Nie zbyt przejęła się tym podobno wrednym i niegrzecznym stwierdzeniem. Była zbyt… rozbawiona. Co ona za to może, że nie może się powstrzymać ze śmiechu. Przed oczkami pojawiła jej się scena, w której Gilbert prasuje w fartuszku jej koszule i ścieli łóżko. Matko, może to nie najodpowiedniejsza wizja, a już tym bardziej nie mająca związku z całą sytuacją, ale cóż… ich nie da się powstrzymać. Prychnęła. Udawać inteligentną? Przecież ona taka była! W odróżnieniu do autorki, ale to już taki bonus. Zgrywająca pozory? Skąd. Była sobą. Po co udawać? No i przed kim? Hyhy, kto jak kto, ale Gilbert nie był osobą, przed którą zmuszona była cokolwiek udawać. A przynajmniej na razie. - Źle to zinterpretowałeś, wiesz? Ja nie udaję niczego i nie podchodzę do tej sytuacji w chory sposób. No chyba że… okej, nieważne. – Zapewne, gdyby się rozgadała, to i tak by jej nie słuchał, więc… po co zaczynać? Najprawdopodobniej straciłaby tylko czas i tyle. Chwila… „jak na młodą Amerykankę przystało”? Czyli niby jak? No okej, nie tłumacz. Nie wyśmiała jego jego, tylko tego… no… wiesz przecież, o co chodzi. Nie czepiajmy się szczegółów. W ogóle, ten post jest beznadziejny. Serio. Staram się, staram i dupa. Wstawiłabym tu Ing face’a, ale nie mogę. Wracając… Prosty organizm? Teraz to pojechał. Ona nie ma prostego organizmu! Wręcz przeciwnie. Zbyt skomplikowany nawet, a może przede wszystkim, dla mnie, przez co wychodzi, jak wychodzi. - Dobra. – Skoro i tak mieszkają w jednym pokoju, to można to jakoś, hmm… umilić, prawda? Uśmiechnęła się nie wiadomo, czy do siebie, czy do niego. Tak po prostu.
Dobra. Zdarzyło ci sie napisać coś mądrego, nie zaprzeczę, bo musiałbym skłamać. A kłamać nie wolno. Mi się to w ogóle nie zdarza. Wracając do tematu, tobie wymsknęło się parę razy coś co miało głębszy sens. Hmm, ujmijmy to w stylu amerykańskich filmów. Gdybym za każde twoje mądre słowa dostawał dolara to..miałbym dolara. -Podchodzisz, uwierz mi na słowo - Oczywiście miał na myśli podchodzenie do sytuacji w sposób niezbyt normalny, chory wręcz jak on to ujął. Czy jak on to tam... nieważne. Widać coś nadal nie pasowało mu w jej zachowaniu. Cholera wie o co takiemu może chodzić. Może to jednak kwestia tego, że udawała inteligentną? Gilbert nie jest palcem robiony, on się zna na rzeczy, takie oszustwo wyczuje na kilometr i nie ma szans żeby je szybko zatuszować Uśmiechnął się pod nosem kiedy się wreszcie, ostatecznie zgodziła. Zrobiła to o wiele później niź się spodziewał, to fakt. W sumie, co jemu to robi za różnicę? I tak i tak mógł znów zasmakować jej ust i na moment wtulić się w jej szyje jakby wyczekując odpowiedniego momentu. Zastygł w bezruchu oparty czołem o jej ramię, trzymając jedną rękę na jej karku, drugą gdzieś w okolicy uda. Miła sytuacja -Zjebałaś nawet pierwszą lekcję Anderson. - Mruknął w końcu, podnosząc się od razu do pozycji...stojącej. Naciągnął na siebie bluzkę, nie będzie się kurde w niego wgapiała tyle czasu. Że niby źle, że mu uwierzyła? Znacyz no, przyznała rację? Pewnie nie, o to mu chyba chodziło. Popełniła inne błedy, bywa. Nic dziwnego, że Gilbert poszedł sobie od niej pewnym, ale powolnym krokiem. Ciao
Po tej chwili która omal nie sprawiła że Mary się udusiła Pojawili się w jakimś ustronnym miejscu Hyde Parku. No i to było coś. Może uczucie nie było zbyt przyjemne ale to że trzymała jego dłoń nieco to uczucie uprzyjemniało. Uśmiechnęła się lekko. - No dobrze ale zaśpiewasz jeszcze coś dla mnie??- Spytała cichutko bo byli tak blisko że nie musiała głośno mówić by ją usłyszał.- Może wtedy ja Ci coś zaśpiewam. Uśmiechnęła się lekko. Jej mina wyrażała jakieś ciche zadowolenie że w końcu jest gdzieś z kimś kogo być może kocha. Uśmiechała się szeroko. - To co?? Proszę- Zrobiła kota ze shreka. Od tak by się uśmiechnął i może zgodził dla niej zaśpiewać.
Kame uśmiechnął się lekko. Musiał sobie włączyć luz bo normalnie spierniczył by cały interes. Tak więc położył ręce na biodrach dziewczyny i przybliżył ją delikatnie do siebie. Popatrzył w jej oczy a z jego ust wydobyła się piękna bllada. Zaczął się razem z nią delikatnie kołysać w takt melodii. Nadal nie mógł oderwać swojego wzroku od jej oczu. Były po prostu niesamowite, jego były najzwyklejsze w świecie brązowe. Prawie każdy Japończyk takie posiadał, więc nie było czym się zachwycać. Kiedy skończył uśmiechnął się romantycznie i nadal trzymał ją za biodra. Przechyliła lekko głowę w bok.
Nadal jednak nie odrywała oczu od jego brązowych i pięknych jak dla niej oczu. Uśmiechnęła się i jej ręce wylądowały na jego klatce. Lekko się uniosła od tak sobie. Zbliżyła się bliziutko i lekko go pocałowała. Uśmiechnęła się szeroko. Odsunęła się lekko. - Śliczna- szepnęła cicho i uśmiechnęła się.- Naprawdę piękna. Po raz pierwszy jej ktoś coś śpiewał patrząc jej tak głęboko w oczy. Mary nie była przyzwyczajona do takiego typu piosenek a ta była naprawdę piękna. - Chyba ten pocałunek był najlepszą zapłatą za ten utwór co??- szepnęła cicho wciąż nie odrywając od niego wzroku. Uśmiechnęła się i złapała go za rękę. Wyszli na zatłoczony park i poszli się gdzieś przejść. Mary nie puszczała jego ręki.
- Gdybym od ciebie dostawał takie zapłaty to mogę śpiewać od rana do wieczora - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Zacisnął jej rękę i dał się pociągnąć w głąb parku. - No więc...może teraz wepcham nos w nie swoje sprawy, ale powiedziałaś, że ojciec zabił twoją matkę...po tym wydarzeniu mieszkasz nadal z nim ? - Zapytał się zaciekawiony. Normalnie jak powie, że tak to chyba nie uwierzy aż nie zobaczy. On nie potrafił wrócić do rodziców po tym co zrobili a ona nadal mieszka z ojcem zabójcą. Normalnie to trzeba mieć mocna psychikę. Położył jej rękę na ramieniu i przyciągnął ją do siebie bliżej.