Dość jasny, przestronny. Na ścianach są portrety byłych dyrektorów, którzy naturalnie śledzą nowo przybyłych swym przenikliwym wzrokiem. Dość uporządkowany, chociaż przepełniony wieloma dokumentami. Pod ścianą jest też kanapa, która jednak rzadko jest użytkowana.
Autor
Wiadomość
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Szczerze, gdyby chimery nie otworzyłyby mu drogę, spróbowałby wprowadzić jakieś hasło, ale w 99,(9)% by mu się nie udało. Znał dyrektorka Hampsona, ale nie w takim stopniu, by wiedzieć jakie słowo zabezpieczenia by wprowadził. Dlatego rad był, że nie musiał improwizować i mógł od razu wejść do gabinetu pana Hampsona i ujrzeć znajomą twarz. Rozejrzawszy się szybko po gabinecie, usiadł naprzeciwko biurka dyrektora, czekając grzecznie na słowa dyrektora. Widział jak starszy pan przyglądał się mu z największą uwagą. Nie zdziwiło to Shawna, wiedział, że musiał go ocenić. Przez 5 lat zmienił się prawie nie do poznania, ale czy na lepsze. I zaczęło się. Pytanie o jego przeszłość. Wiedział, że takie zostanie zadane i był na nie przygotowany. Kłamanie szło mu wybitnie, a jeszcze lepiej, kiedy się do niego przygotuje. Dlatego słowa jakie wypowiedział, brzmiały bardzo wiarygodnie i nie można było wyczuć w nich nuty kłamstwa. - Szczerze? Po szkole myślałem sam o sensie życia, co mógłbym robić. Zacząłem podróżować. Finansowo nie miałem problemu, ojciec o to zadbał przed wypadkiem... matkanteż nie była najbiedniejsza, więc w mugolskim świecie także nie miałem problemów. I moje podróże trwały dobre trzy lata, wróciłem do domu rok temu. Przez cały ten rok albo pomagałem mamie, albo wychodziłem na miasto ze starymi znajomymi ze szkoły. Cóż, jedyne do czego mogę się przyznać, że tęskniłem za klubm pojedynków ze szkoły, dlatego uczesniczyłem w pojedynkach ulicznych... ale to był pojedynczy wypadek. A teraz, kiedy udostępnili ponownie dostęp do doliny Godryka, przeprowadziłem się i do dzisiaj nudziłem się, szukając czegoś co by dało kopa mojemu życiu. Dlatego pojawiłem się tutaj. - Na tym zakończył opowiadanie, aż poczuł, że mu sucho w gardle. - Ma pan coś do picia? Zwykła woda wystarcza. - Dodał, gdyż nie miał na razie ochoty na żaden alkohol, a taki właśnie napój mógłby mu podać dyrektor. Z tego co powiedział, niektóre rzeczy miały w sobie trochę prawdy, przykładowo z podróżami. W trakcie pracy jako sprzedawca, często wyjeżdżał, ale nie po to by szukać sensu życia, a w poszukiwaniu artefaktów, najczęściej czarnomagicznych. Shawna korciło powiedzieć mu o swoim prawdziwym zawodzie, jednakże wiedział, że wtedy mógłby się pożegnać z zawodem asystenta. Na szczęście, mało kto wiedział, że właściciel Borgina & Burkesa się zmienił i nikt nie mógł go wkopać. Jedynie Padme... ale ona tego nie zrobi, nie jemu. - Jak mówiłem, szukam czegoś co wprowadzi w moje życie coś ciekawego i coś co mógłbym wspominać, a nawet może w przyszłości... bym spróbował objąć posadę nauczyciela. Ale do tego jeszcze daleko, więc nie musimy o tym na razie rozmawiać. Cóż, jeśli chodzi o moje umiejętności - w ciągu moich podróży, jedynym moim towarzyszem była książka, naprawdę dużo się dowiedziałem. A moją silniejszą stroną są umiejętności praktyczne niż teoretyczne. - Brakowało m skromności, lecz czy będąc skromnym, potrafiłby określić swoje zdolności? Na pewno mówiąc jakim jest nieudolnym czarodziejem, nie zainteresowałby pana Hampsona. I wtedy również by okłamał staruszka. Co do tego, dlaczego chciałby zostać asystentem, odpowiedź jest jedna - ciekawość i chęć zdobycia większej wiedzy o zaklęciach. Czarna Magia nie jest jego jedynym zainteresowaniem - Biała jest równie ciekawa, on kochał się po prostu w zaklęciach, a nigdy nie uzależniał się do jednej z tych dwóch dziedzin magii. I tak siedział, spokojny, lecz uważny, czekając na kolejne zastrzeżenja dyrektora. Chciał wypaśćnjak najlepiej, ale nie chciał też, by ujrzał zupełnie inną osobę niż tą, którą Shawn jest w rzeczywistości.
Hampson słuchał uważnie swojego kandydata na nauczyciela i właściwie... nie do końca był przekonany czy widziałby go na tym jakże odpowiedzialnym stanowisku. Miał nauczać dzieci, kiedy sam jeszcze zachowywał się jak dzieciak? Ciężko było sobie wyobrazić, by na zajęciach mógł wzbudzić szacunek. Kiedy Shawn poprosił o picie, dyrektor zawołał skrzata, który chwilę później przyniósł szklankę wody. Zniknął równie szybko jak się pojawił, nie przeszkadzając już panom w rozmowie. - Rozumiem - rzekł Hampson z rozmysłem, wnikliwym wzrokiem przypatrując się chłopakowi. Umiał, jak to się potocznie mówiło, czytać w myślach, więc ciężko było tak naprawdę ukryć przed nim wszelkie tajemnice. Używał jednak leglimencji kiedy sytuacja tego naprawdę nie wymagała, nie miał również takich zwyczajów podczas rozmowy kwalifikacyjnej - ufał, że nauczyciele szybko pokażą jak to z nimi naprawdę jest. - Ciężko więc powiedzieć, by miał pan jakieś prawdzie doświadczenie - zauważył sceptycznie. Jednak nie o wielkie doświadczenie tutaj chodziło, bo ludzie zaczynali praktykę w szkole od razu po studiach i dobrze sobie radzili. - Interesuje mnie jednak co innego. Co skłania pana do pracy z uczniami? To naprawdę odpowiedzialna i ciężka praca. Wymagająca ogromnych nakładów cierpliwości... z pewnością nie dla każdego. Trzeba to lubić robić. Największa wiedza nie wystarczy, jeśli nie umie się jej przekazać. Pan jednak ani słowem nie wspominał o nauczaniu. Gareth złożył palce jednej dłoni z drugą, opierając ja na biurku i opuszczając lekko głowę. Ani na chwilę nie spuścił wzroku z rozmówcy, patrząc na niego teraz jakby spode brwi.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Nie tyle, że miał nauczać dzieci. Nie prosił o posadę nauczyciela, a o asystenta, który będzie dopiero się uczyć nauczać i pomagać nauczycielowi. Do prowadzenia własnych lekcji mu jeszcze daleko. Cóż, wygląd nie był jeszcze najważniejszym czynnikiem. Postać fizyczna jednostki często była mylna i kierowanie się nią jest głupotą. Popijając wodę, zastanawiał się jakie zdanie ma o nim jego były dyrektor Gareth. Od mówienia było mu sucho w gardle, a sama woda była dość zimna, także pił ją z niemałą przyjemnością. Nawet jeśli była to jedynie woda. Utrzymywał kontakt wzrokowy ze staruszkiem, gdyż to był klucz do sukcesu - brak strachu i sekretów przed swoim pracodawcą, a także patrząc tak prosto w oczy starca czuł się pewniej. Shawn już przed rozmową spodziewał się prostych faktów, które będą rzucane przez Garetha, tak więc nie zaskoczyło go zbytnio, jak ten podsumował jego doświadczenie z tym zawodem. - Dlatego przybywam w to miejsce, zdobyć doświadczenie. Nie jako nauczyciel, lecz jako asystent, którym dziś chciałbym zostać. - Nie uśmiechał się, lecz jego mimika nie była też bezuczuciowa niczym głaz. Nie przywykł do sztucznych uśmieszków. Zainteresowanie zaklęciami i skłonność do zgłębiania większej wiedzy nie były jedynymi aspektami, dzięki którym Shawn chciał zostać asystentem. Szczerze mówiąc, pracując na Nokturnie, Shawn poznał wiele typów ludzi, od najgorszych do tych najmilszych, z wykreowanymi ideałami, do których dążą. Lecz nie każdy z nich był taki, że był szczęśliwy i zmotywowany w tym czym się zajmował. Wiele ludzi wybrało swój zawód przez wgląd na rodziców, czy też przez inne powody. I pracując jako asystent, później jako nauczyciel mógł mieć jakiś wpływ na młodsze pokolenie. Oficjalne podejście Shawna do uczniów było dość ponure. Nie lubił dzieciaków, ich wybryków. I to nie przeczy się z poprzednim zdaniem o motywacji. On nie chciał uczyć dla uczniów, lecz dla ich umysłu, dla ich przyszłości. Chciał przekazywać wiedzę, którą ma i otworzyć oczy wielu ludziom na inne sprawy, które są teraz tematem tabu. Przygotowując się do odpowiedzi, nawet na sekundę nie spuścił wzroku. - Motywacja do przekazywania wiedzy. Jedynie ciężka i wymagająca praca może potem okazać się bardziej satysfakcjonująca. Przekazywanie wiedzy jest trudne, spotyka się wiele rodzai ludzi, wiem. Jednakże robiąc to z pasją, często zaraża się nią swoich podopiecznych. I to mnie motywuje do uczenia, a przynajmniej pragnienia przekazania tego co mam w mózgu reszcie. Nie znam żadnych tricków nauczycieli, które pomogłyby mi powiedzmy ujarzmić klasy, bądź nieznośnego ucznia. Jednakże wszystkiego da się nauczyć. Pragnę zostać asystentem zaklęć i obrony przed czarną magią, chcę przekazywać informację o tej sztuce reszcie uczniów. Dla mnie ważne są skutki. Nie chce zostać asystentem, możliwe, że później nauczycielem, by poznawać ludzi, młodsze pokolenie czarodziei. Nie ukrywam, że mam sceptyczny pogląd co do niektórych typów ludzkich. Lecz nie jestem po to by wychowywać, czy zaskarbić sobie uczniów, lecz po to by ich nauczyć czegoś pożytecznego. Czegoś co im się przyda w życiu. - Zakończył swój długi wywiad, w którym zapewne się nieraz powtórzył oraz poplątał w zdaniach, gdyż to co mówił, było prosto z serca i tak uważał. Dopił już wodę i nawilżając usta nie spuszczał wzroku z twarzy dyrektora. Miał nadzieję, że ten doceni jego idee nauczania.
Gareth słuchał długiej przemowy Shawna i chociaż nadal nie był do końca przekonany czy rzeczywiście nadawał się na nauczyciela - czy też kogoś kto kiedyś miał nim zostać - postanowił dać mu szansę. Widział, że bardzo tego chce i chociaż dyrektor nie mógł odgadnąć dlaczego, a przynajmniej bez wchodzenia mu do głowy, postanowił dać mu tę pracę. - Dobrze, panie Reed - powiedział, kiedy cisza nie trwała jeszcze zbyt długo. Potem wyjaśnił mu wszystko co powinien wiedzieć. Opowiedział o obowiązkach, o nauczycielu którego będzie asystentem. Kazał zapoznać się ze wszystkim punktami kodeksu nauczyciela a potem podpisać różne potrzebne umowy. Przez najbliższy czas Reed miał do niego przychodzić raz w tygodniu, żeby zdać raport z tego co robił. Dyrektor zamierzał go całkiem mocno kontrolować i to nie tylko w sposób, którego mógł być świadomy. Tak też Shawn dostał posadę w Hogwarcie.
zt x2
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Ojejku, co jej wtedy odbiło... Idąc do gabinetu dyrektora, ledwie trzymała się na nogach i okropnie chciało jej się płakać. W dużej mierze ze strachu, ale głównie z żalu, który czuła do samej siebie. Za nic nie mogła sobie wybaczyć tego wybuchu złości na transmutacji. Zaprzepaściła całą swoją nieskazitelną reputację. "Nieskazitelną" na poziomie Gemmy Twisleton. Od najmłodszych lat była chodzącym przypałem. W domu dziecka była wysyłana do gabinetu dyrektorki częściej niż wszyscy pozostali rezydenci razem wzięci. Ze względu na jej wredny charakter nie chciał zajmować się nią żaden wolontariusz, a inne dzieci omijały ją szerokim łukiem. Porządnie sobie na to zapracowała ignorując polecenia, niszcząc wszystko co wpadło jej w ręce, kradnąc, paląc papierosy, kopiąc, gryząc i bijąc każdego, kto do niej podszedł. Nie lepiej zaprezentowała się w elstowskiej podstawówce, po tym jak trafiła do Twisletonów. Zanim ją skończyła udało jej się co prawda opanować agresywne zachowania, kleptomanię i lęk przed ludźmi, ale łatka najgorszego ucznia, jaki kiedykolwiek uczęszczał do tej placówki przylgnęła do niej prawdopodobnie na zawsze. Dla jedenastoletniej Gemmy szkoła kojarzyła się wyłącznie z miejscem, w którym jej nienawidzono. Tym bardziej zależało jej na tym, żeby w Hogwarcie nikomu nie podpaść. Przez sześć lat wychodziło jej to pierwszorzędnie. Niezmiernie rzadko traciła jakieś punkty, szlabany mogła zliczyć na jednej ręce, a na dywaniku u nauczyciela wylądowała tylko raz, kiedy wydało się, że poobwieszała szkołę swoimi słynnymi ulotkami o naborze do Enemy. Była zupełnym przeciętniakiem i część profesorów ledwie kojarzyła kim jest, ale dla Gemmy, która przywykła do swojej złej sławy w rodzinnej wiosce, było to życiowym sukcesem. Rozpierała ją duma, kiedy myślała o tym, że nie ma pojęcia jak wygląda gabinet dyrektora Hogwartu. Ba! Nie była nawet pewna jak wygląda sam dyrektor. Znała go oczywiście, ale była przekonana, że nie rozpoznałaby go, gdyby spotkała go poza murami szkoły. A teraz to wszystko miało przepaść. Przez jedno, głupie załamanie nerwowe. Z drugiej strony... Nie próbowała się usprawiedliwiać, ale nie mogła wyprzeć się zrozumienia dla swojego wybuchu na lekcji. Nie powinna była obrażać Craine'a, ale on nie powinien traktować uczniów jak ostatnich gówien i terroryzować ich psychicznie. Jego miejsce było w psychiatryku, nie w szkole między dziećmi i młodzieżą. W końcu dotarła pod drzwi gabinetu. Gdyby tylko udało jej się odnaleźć w sobie tę odwagę z zajęć... Pomyślała o zastraszonych twarzach niektórych uczniów, o obelgach, którymi Craine rzucał na prawo i lewo, o turlających się po podłodze pucharach Nebraski i łzach w oczach Lotty. Szkoła pozawalała temu wstrętnemu staruchowi robić co mu się żywnie podobało, zupełnie nie troszcząc się o uczniów. I bardzo dobrze, że wysłali ją do dyra! Może ktoś mu w końcu uświadomi, co wyrabiało się w jego placówce, bo albo był ślepy, albo tak samo obłąkany jak Craine! Wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i z uniesioną dumnie głową... cichuteńko zapukała do drzwi. Może nie usłyszy? Może powinna teraz uciec, póki jeszcze była na to szansa? Nawet nie zauważyła, kiedy ponownie cała skuliła się w sobie. Ojejku, co jej wtedy odbiło...
Gdyby dyrektor wiedział co działo się na ostatniej lekcji transmutacji najprawdopodobniej musiałby urządzić sobie poważną rozmowę nie tylko z uczniami, ale również z profesorem Crainem - na razie trwał jednak w błogiej nieświadomości pracując nad masą papierów, które zalegały w szkolnych archiwach. Z zadumy wyrwało go jednak pukanie do drzwi, które skwitował cichym: - Proszę. Wrócił do papierów spodziewając się, że to woźny albo któryś z nauczycieli, gdy jednak nie usłyszał żadnego głosu podniósł wzrok i zobaczył lekko wystraszoną rudowłosą dziewczynę. Właściwie nazwanie jej lekko wystraszoną było dość dużym eufemizmem - istota ta była blada jak ściana i wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Profesor Hampson zmierzył @Gemma Twisleton od stóp do głów. - Dzień dobry, panno Twisleton - powiedział poważnym tonem - Proszę usiąść. Dziewczyna chwile się zawahała, dopiero po chwili zajęła miejsce naprzeciwko dyrektora. Mężczyzna poczuł lekkie zaniepokojenie - czy dziewczynie coś się stało. - W czym mogę Ci pomóc? - zapytał spokojnym tonem widząc, że Puchonka zachowuje się jak spłoszone zwierzę.
Ostatnio zmieniony przez Gareth Hampson dnia Wto Maj 09 2017, 10:30, w całości zmieniany 1 raz
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Sieeet. Usłyszał. To by było na tyle w kwestii ucieczki... Równie cicho co zapukała, wślizgnęła się do środka i od razu stwierdziła, że był to najgorszy dyrektorski gabinet w jakim miała nieprzyjemność przebywać. Z każdej strony, ze wszystkich ścian, patrzyły na nią oczy poprzednich dyrektorów. Czuła się jakby zamiast na dywaniku, wylądowała na sali rozpraw. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyła żyjącego dyrektora. Aż podskoczyła lekko, kiedy ją przywitał. - Dzień dobry, profesorze - mruknęła cicho, krzywiąc się w myślach na ironiczny wydźwięk tych słów i powlokła się do biurka. Cały czas czuła na sobie wzrok kilkunastu par malowanych oczu i poważnie zaczęła zastanawiać się nad wyskoczeniem przez okno. Ostatecznie jednak usiadła naprzeciwko Hampsona i skrępowana tym małym dystansem wbiła wzrok w zmiętoloną kartkę, którą trzymała w rękach. A może by ją tak porwać, zjeść i uciec. Zmienić szkołę, zmienić tożsamość, zmienić twarz... przestać oglądać filmy szpiegowskie. Nieśmiało podniosła wzrok na profesora słysząc pytanie i zagryzając dolną wargę, przysunęła mu po biurku kartkę od Craine'a. - Nie zawieszać mnie? - uśmiechnęła się krzywo w odpowiedzi, ale szybko zmyła grymas z twarzy, przypominając sobie, że nie był to ani czas, ani miejsce na żarty. Coś musiało być z nią serio nie tak, skoro nawet w takiej sytuacji nie umiała się powstrzymać. Czekając aż dyrektor znów przemówi, zaczęła nucić w głowie "A view to kill". Troszeczkę jakby ją to odstresowało. Nadal nerwowo szarpała rękaw mundurka, ale nóżka jej do rytmu chodziła. Czasami miała wrażenie, że każda część jej ciała jest zupełnie autonomiczna.
Dyrektor spojrzał na kartkę podaną mu przez Twisleton - już po piśmie bez problemu poznał, że dziewczyna podpadła nauczycielowi transmutacji. Poważnie przestudiował cały zapisem Craine'a i już po chwili żałował, że nie jest uczniem, bo miał piekielną ochotę się roześmiać, mimo że zachowanie Gemmy było skandaliczne. Trudno ukryć, że nauczyciel transmutacji nie za bardzo znał granice i często był zbyt ostry wobec uczniów, dlatego Hampsona nie dziwiło, że Puchonka tak na niego naskoczyła, poza tym znał profesora Transmutacji na tyle dobrze, że był niemal pewien, iż jego notatka mocno przejaskrawiała zachowanie Gemmy, a wybielała jego osobę. Mimo to musiał powstrzymać się od śmiechu - był w końcu dyrektorem szkoły i straciłby cały autorytet gdyby śmiał się z obrażania swoich pracowników. Poza tym trochę ciekawiło go skąd Twisleton bierze pomysły na tak kreatywne obelgi jak "Niedorżnięty tetryk". Hampson cicho odkaszlnął i odłożył kartkę, po czym spojrzał na dziewczynę z poważną miną. - Gemmo - powiedział spokojnym głosem celowo zwracając się do dziewczyny po imieniu - Możesz mi wytłumaczyć skąd takie zachowanie? Zignorował uwagę o zawieszeniu - wiedział, że musi ukarać dziewczynę zawieszeniem albo przynajmniej szlabanem, nie chciał jednak by kara była zbyt surowa.
Ostatnio zmieniony przez Gareth Hampson dnia Wto Maj 09 2017, 10:30, w całości zmieniany 1 raz
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Oczywiście, że mogła. Tylko, że... Nie, jednak nie. - Ja... - zaczęła, skubiąc rękaw z jeszcze większym zacięciem - Wymknęło mi się. Miałam gorszy dzień... Doskonale zdawała sobie sprawę, że wcale sobie w ten sposób nie pomaga, ale powoli dochodziło do niej, że nie istniały słowa, które wyciągnęłyby ją z tarapatów. Sama uważała, że nie powinna była obrażać wtedy Craine'a. Nie ze względu na konsekwencje, po prostu nie rzucała zazwyczaj ludziom w oczy obelgami, jakimi sukinkotami by nie byli. Nie chciała w ten sposób napędzać koła nienawiści. Nawet jeżeli kręciło się już ono w najlepsze. Lubiła oglądać konsternację złośliwców, kiedy odpowiadała im serdecznością. Kill 'em with kindness, c'nie... W każdym razie, skoro ona sama nie umiała się przed sobą usprawiedliwić, jak niby miałaby przekonać dyrektora. Nawet gdyby chciał słuchać i uwierzyć w to, że jego podwładny psychicznie znęca się nad uczniami, nie uznałby tego za wystarczający powód. - Naprawdę mi przykro, tylko, że... - urwała, próbując znaleźć jakiś dobry sposób, w który mogłaby ująć, dlaczego pękła na lekcji - No bo... - czy skarżenie się na Craine'a w ogóle było dobrym pomysłem? - Nie ważne - wzruszyła ramionami i opadła zrezygnowana na oparcie krzesła, wbijając wzrok w paznokcie. Czy jej słowa miały w ogóle jakiekolwiek znaczenie, wobec słów profesora? Dodatkowo, gdyby Craine dowiedział się, że ktoś skarżył się na niego dyrektorowi, zapewne zemściłby się na nich na lekcji. Wprawdzie Gemma była zdecydowana nigdy więcej nie przekroczyć progu klasy transmutacji, nie chciała jednak, żeby za jej rewoltę zapłaciła reszta klasy.
Gemma ewidentnie próbowała wywinąć się od odpowiedzi, więc Hampson niemal od razu domyślił się, że miał rację - wszystko wskazywało na to, że bała się represji ze strony nauczyciela transmutacji. Dyrektor nie zamierzał mówić Crainowi co zdarzyło się w gabinecie - chciał się tylko dowiedzieć czy tym razem profesor nie przesadził. Zamierzał w najbliższym czasie zrobić rutynową, niezapowiedzianą kontrolę na jego lekcji dlatego chciał się koniecznie dowiedzieć czy stosunek profesora do uczniów ani trochę nie zelżał - Gemmo - mężczyzna spojrzał na nią świdrującym spojrzeniem i przemówił spokojnym, poważnym głosem - Takich rzeczy raczej nie mówi się bez powodu. Czy profesor Craine.. - tu zawiesił głos szukając odpowiedniego słowa, które nie miałoby aż tak pejoratywnego wydźwięku - sprowokował Cię? Proszę, żebyś mówiła prawdę. Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej było mu żal dziewczyny - było widać, że nie powiedziała tego bez powodu. Hampson zaczął się zastanawiać nad karą dla niej - zasłużyła na nią, poza tym Craine nie spocząłby gdyby nie została ukarana, dyrektor nie chciał jednak, żeby była ona zbyt surowa.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Doświadczenie podpowiadało jej, że mężczyzna wcale jej nie pomoże - dyrekcja zawsze trzymała sztamę z nauczycielami. Craine nie był pierwszym bezdusznym pedagogiem jakiego spotkała. W sierocińcu mieli taką jedną wychowawczynię. Wrzeszczała, wyzywała, poniżała i nikt się tym nie przejmował. Przecież nie można się nad dziećmi cały czas trząść. Ktoś je musi nauczyć, że w życiu nie jest lekko,na pewno nie raz usłyszą, że są tępi i nikt ich nigdy nie zechce, więc niech się uodporniają. Wszystko było w porządku... dopóki trzynastoletnia dziewczynka nie powiesiła się na pasku od spodni. Dopiero wtedy ktoś coś zauważył. Craine może i nie wydawał się taki przerażający, kiedy miało się silny charakter i lata życiowych doświadczeń. Szkoda tylko, że pracował z rozchwianymi emocjonalnie nastolatkami, z których większość i bez pomocy starego dziada miała zaniżoną samoocenę i czuła lęk przed światem. Nie chodziło o jedną rzecz, którą Craine zrobił lub powiedział, tak jak nie jedno słowo zabiło tę trzynastolatkę z bidula. Drobnymi przykrościami napełniał szalę goryczy, która przelała się akurat wtedy, kiedy postronnemu obserwatorowi wydałoby się, że nic wielkiego się nie stało. Nie wiedziała jak miałaby wytłumaczyć to dyrektorowi. Nie wierzyła, że w ogóle próbowałby zrozumieć. Bezradność, którą teraz czuła, przypominała jej czasy, które w myślach nazywała przedtwisletonowskimi, kiedy będąc zupełnie sama, w każdym widziała wroga i żeby ukryć strach, reagowała agresją. - Sprowokował?! - powtórzyła, podnosząc lekko głos - Nie! Prawdę powiedziawszy robił dokładnie to samo, co na każdej lekcji! - słowa wystrzeliły z niej zanim w ogóle zdążyła się zastanowić. Właściwie to nie treść była problemem, a jej ton, w którym pobrzmiewała irytacja i sarkazm wymierzone prosto w dyrektora. Odwróciła głowę w bok, wmrugując z powrotem łzy, które zaczynały napływać jej do oczu. Chciała mu powiedzieć co myśli o zatrudnianiu psychopatów pokroju Craine'a, chciała żeby jej nie zawieszał, chciała uciec i schować się w jakimś kąciku, chciała do mamy, chciała być sama, chciała, żeby ktoś ją przytulił i powiedział, że wcale sama nie jest. Ledwie dostrzegalnie bujając się w przód i tył, próbowała przełknąć ogromną gulę rosnącą w jej gardle. W końcu zebrała się w sobie i oczami lśniącymi od ukrytych pod powiekami łez spojrzała znów na profesora. - N-niech mi pan tylko po-o-ozwoli zagrać w meczu - poprosiła cicho; jak zwykle liczył się tylko Hufflepuff - Nasza drużyna i t-tak jest już do dupy. N-nie znajdą teraz nikogo. Po meczu mo-ogę się n'nawet wynieść z Hoga. O to przecież chodziło od początku. Craine się nie liczył, jej edukacja się nie liczyła - ważny był tylko ten zbliżający się mecz, który i tak miał się skończyć porażką. Jak mogłaby, jako kapitan, zostawić drużynę w tak beznadziejnej sytuacji?
Craine ewidentnie zrobił coś na lekcji, a dziewczyna nie zamierzała na niego donosić. W oczach uczennicy pojawiły się łzy, a dyrektor chociaż je widział nie zamierzał reagować - chociaż zrobiło mu się żal dziewczyny musiał ją ukarać. - Gemmo - powiedział rzeczowo starając się nie podnosić głosu - Niezależnie od zaistniałej sytuacji powinnaś odrobinę bardziej panować nade emocjami. Na dyrektorze zrobiło wrażenie, że dla dziewczyny ważniejsze jest, żeby ochronić swój dom przed upokorzeniem na boisku niż żeby nie zostać ukaraną. W mniemaniu mężczyzny wykazała poprzez to lojalność i udowodniła, że jest prawowitą członkinią swojego domu. Dyrektor zmarszczył brwi zastanawiając się co zrobić z dziewczyną - z jednej strony wiedział, że zasłużyła na karę, z drugiej mimo, że zazwyczaj nie wzbraniał się przed rozdawaniem zawieszeń tym razem Puchonka wzbudziła jest współczucie. - Gemmo - przemówił w końcu patrząc na dziewczynę z powagą - Możesz zagrać w meczu, ale muszę Cię ukarać. Pozbawiam Cię przywileju wyjść do Hogsmeade na trzy tygodnie. Po za tym pozbawiam Hufflepuff trzydziestu punktów.
Co to oznacza: Gra rozpoczęła się 7 maja (czyli wtedy fabularnie się odgrywa). Przez trzy tygodnie od tej daty (czyli do 28 maja) nie możesz rozpoczynać nowych wątków w Hogsmeade.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Odetchnęła z ulgą słysząc, że może zagrać. Cała reszta zupełnie nic nie znaczyła. Poczuła wprawdzie ukucie w sercu, kiedy odjął Hufflepuffowi aż 30 punków (co razem z tym co odjął jej Craine dawało 50), ale rozum podpowiadał, że ich sytuacja w klasyfikacji domów była tak beznadziejna, że 50 punktów w te czy wewte nie robiło różnicy. Poza tym było to do odrobienia na meczu. Nie martwiła się też tym, co na ten temat powie reszta Puchonów. W tym roku stwierdziła ze smutkiem, że z całej żółto-czarnej ekipy, chyba tylko on przejmowała się punktami. Niestety. Wolałaby chyba, żeby ją za to zabili, ale choć trochę się starali, ale nic na to poradzić nie umiała. - Dziękuję - wybąknęła, pilnując się, żeby się nie chociaż nie zacząć uśmiechać - Emmm... to mogę już iść? - spytała nieśmiało. Chciała biec czym prędzej do pokoju wspólnego i podzielić się radosną nowiną z resztą drużyny, ale nie wolała już nikomu więcej nie podpadać swoją impulsywnością.
Na twarzy Gemmy pojawiła się ulga - czyżby kara była zbyt łagodna? No cóż, nie należało jej teraz zmieniać, to oznaczałoby brak konsekwencji. Hampson spojrzał na dziewczyną wciąż się nie uśmiechając, po czym w odpowiedzi na jej pytanie lekko skinął głową. Dziewczyna jak strzała wybiegła z gabinetu rzucając za sobą ciche "Do widzenia". Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły dyrektor parsknął cichym śmiechem - wyobraził sobie minę profesora Craine'a. Niezależnie od tego, że Twisleton była bezczelna to dawno nie słyszał tak zabawnej obelgi jak "niedorżnięty tetryk". Po wszystkim Hampson wrócił do pracy.
Nie sądziłem, że ten przygłup @William Walker naprawdę doniesie na nas dyrektorowi - sądziłem, że to raczej czcza groźba, próba zastraszenia nas. No cóż- jednak to zrobił, więc wraz z @Harriette Wykeham ustaliliśmy dogodny termin na spotkanie z dyrektorem. O dziwo pojawiłem się przed Etką, więc stwierdziłem, że wejdę do gabinetu, bo już nadeszła ta godzina. Zapukałem do drzwi i gdy usłyszałem ciche "proszę" wszedłem do gabinetu. Byłem tutaj drugi raz w życiu - zazwyczaj udawało mi się jakoś wywinąć z opresji, poza tym do Hogwartu uczęszczałem dopiero drugi rok. Szkoda, że do tak interesującego miejsca chodziło się tylko w tego typu okolicznościach. Przywitałem się z dyrektorem krótkim "dzień dobry" i zgodnie z jego prośbą zająłem miejsce na jednym z krzeseł. Nie przejmowałem się jakoś strasznie tym spotkaniem - wiedziałem, że kara będzie surowa, ale wyznawałem zasadę, że bez ryzyka nie ma zabawy. - Panie Profesorze - powiedziałem siląc się na grzeczny ton wypowiedzi - Harriette zaraz powinna się pojawić.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Trochę się bała. Wprawdzie nigdy nie była aniołkiem, a zasady traktowała raczej jak wskazówki, których można, ale nie trzeba było się słuchać, mimo to stosunkowo rzadko pakowała się w poważne kłopoty, zwykle wynosząc z nich jakąś nauczkę, przynajmniej na jakiś czas. Od niedawna jednak zupełnie straciła poczucie przyzwoitości. Właściwie wszystko co legalne i dozwolone kompletnie straciło dla niej znaczenie. Chciała adrenaliny. Szukała wrażeń na każdym kroku, a ponieważ obowiązek szkolny i zależność od nadopiekuńczego taty nie pozwalały jej na włóczenie się po świecie i poszukiwanie czarnomagicznych artefaktów, łapanie mantykor czy inne emocjonujące zajęcia, które chodziły jej po głowie, musiała zadowolić się skromną dawką ekscytacji, którą dostarczało łamanie regulaminu i drobne prawne wykroczenia. Już od kilku miesięcy traktowała łamanie przepisów i norm jak sport, rzucając sobie coraz zuchwalsze wyzwania, ale jak dotąd udawało jej się unikać konsekwencji. Teraz jej dobra passa najwyraźniej dobiegła końca. Być może byłaby bardziej przejęta, gdyby nie towarzystwo Lysa, przed którym za żadne skarby świata nie chciała pokazać, że obawia się reperkusji. Fakt, że cztery lata starszy od niej chłopak uważał ją za dobrego kompana do łobuzowania, napawał ją nieprzeniknioną dumą. Żeby jeszcze poigrać z ogniem i dodatkowo podkreślić swój tumiwisizm, celowo się spóźniła. Kiedy pojawiła się pod drzwiami gabinetu dyrektora, Lysa nie było nigdzie widać. Założyła, że wszedł już do środka. Wzięła ostatni głęboki wdech, zapukała do drzwi i weszła do środka. - Dzień dobry - skinęła Hampsonowi, siląc się przy tym na obojętny ton i usiadła obok Lysa posyłając mu krótkie, roześmiane spojrzenie. Nie zamierzała nawet dopuszczać do siebie myśli, że wpakowała się w niezłą kabałę.
Gdy oboje uczniowie się pojawili Hampson zmierzył ich ostrym spojrzeniem - ich sytuacja były zdecydowanie inna niż niedawne zachowanie panny Twisleton - ona jedynie w dość chamski sposób napyskowała nauczycielowi, jej działanie nie było zaplanowane, to był przypływ emocji. Co innego w przypadku zachowania Lysandra i Harriette - ta dwójka zaplanowała swoją akcję zupełnie na zimno i dopuściła się czynu zupełnie niemoralnego. Co innego gdyby wrzucili tam kilka łajnobomb i uciekli - gabinet profesora Craine'a był wprost splądrowany, niezdatny do użytku. Nie dość, że ta dwójka okazała zupełny brak szacunku do nauczyciela to jeszcze ukradła korniczaka profesor Pober i zaczęła obrażać prefekta. W mniemaniu Hampsona takie zachowanie było zwyczajnie niedojrzałe i przynosiło wstyd domowi Godryka Gryffindora. Dyrektor bardzo chłodno, aczkolwiek spokojnie zapytał: - Zamierzacie mi wyjaśnić swoje skandaliczne zachowanie?
Spojrzałem pytająco na @Harriette Wykeham i gdy ona delikatnie skinęła głową, wziąłem głęboki oddech i zabrałem się za odpowiadanie dyrektorowi. - Panie Profesorze - powiedziałem bardzo poważnie, głosem pełnym szacunku do Dyrektora, jednakże moja pozycja wskazywała na niedbałą nonszalancję - Może odrobinę przesadziliśmy, ale oboje przyznajemy się do winy. Westchnąłem i na moment przerwałem, widząc jednak, że dyrektor już zamierza wciąć mi się w wypowiedź pośpiesznie zacząłem kontynuować. - Przepraszam jeśli zabrzmię bezczelnie - powiedziałem w gruncie rzeczy brzmiąc wybitnie bezczelnie - Ale w moim mniemaniu Cra... profesor Craine zasłużył sobie na to. Na ostatnich zajęciach był tak złośliwy, że doprowadził do płaczu jedną dziewczynę. Trudno ukryć, że profesor nawet nie próbuje hamować chamskich odzywek i odnosi się do uczniów jak do ostatnich śmieci. Lekko podniosłem głos - oczywiście nie celowo, ale buzowały we mnie emocje nad którymi często nie potrafiłem zapanować ze względu na moje niezwykłe pochodzenie. Przymknąłem oczy by na moment się uspokoić i dużo łagodniejszym tonem dodałem: - Owszem, zrobiliśmy coś złego i powinniśmy zostać ukarani, ale uważam, że za te kilka łajnobomb i przylepców Walker mógł sam wlepić nam szlaban, a nie wysyłać nas od razu do Pana. W tym momencie zgodnie z naszą umową bezczelnie rżnąłem głupa udając, ze nie mam pojęcia o korniczaku - nasza sytuacja była na tyle okropna, że to był jedyny sposób by odrobinę ją złagodzić.
Ostatnio zmieniony przez Lysander S. Zakrzewski dnia Nie Maj 28 2017, 14:43, w całości zmieniany 2 razy
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Prawdę powiedziawszy, pod spojrzeniem dyrektora jej buntowniczy zapał trochę osłabł. Resztkami sił trzymała fason przed Lysandrem, chociaż troszeczkę zdradzało ją nerwowe pocieranie stopą o stopę. Zgłupiała słysząc pytanie. Niby mieli plan, ale jak to wszystko ubrać w słowa? Zerknęła na chłopaka, mając nadzieję, że chociaż on to przemyślał. Mimicznie dogadali się jakoś, żeby to on zaczął. Im więcej mówił, tym pewniej czuła się Ettie. Ich nieciekawa sytuacja zeszła na drugi plan, kiedy przypomniała sobie jak bardzo nienawidziła Craine'a. Korniczak był z jej strony miłosierdziem - trzeba mu było zostawić tam górskiego trolla. Najgorsze było w tym wszystkim to, że to oni wychodzili teraz na tych złych. Zdemolowany gabinet był niczym w porównaniu do systematycznego gnębienia, które serwował im nauczyciel transmutacji, a mimo to to oni mieli być ukarani. Była pewna, że dyrektora nie przekonają tłumaczenia Lysa. Sama nie wiedziała co mogłaby dodać, żeby jakoś się wybielić. Byli w beznadziejnej sytuacji i jedyne co mogli robić, to wymigać się od większych konsekwencji, zatajając miedzy innymi kradzież korniczaka. Skrzyżowała ramiona na piersi i patrząc spode łba na dłonie Hampsona, słuchała Lysandra jednym uchem. Była wściekła na niesprawiedliwość tego świata. Craine zasługiwał na coś dużo gorszego niż kipisz w gabinecie i może faktycznie było to gówniarskie posunięcie, ale co innego niby mieli zrobić? - Czuł się pan kiedyś zupełnie bezradny? - mruknęła trącającym impertynencją tonem, kiedy Lys skończył mówić. Nadal nie podnosiła wzroku powyżej dłoni profesora - Ale to tak kompletnie bezradny, że w pewnej chwili czuł pan, że jeżeli czegoś nie zrobi to wybuchnie? - zaciśnięte pięści i rumieńce, które rozlały jej się na policzkach, wskazywały wyraźnie, że sama zbliża się tego etapu - No i dobra, może i zachowaliśmy się szczeniacko, ale może po prostu desperacko chcemy, żeby ktoś się z nami liczył! Kipiała teraz nastoletnią frustracją i nawet nie przejmowała się tym czy brzmi arogancko.Sama uderzyła teraz w swój czuły punkt. Brak niezależności ciążył jej jak kula u nogi i właściwie każdą sytuację potrafiła obrócić w powód do użalania się nad sobą z tego powodu.
Hampson pierwszy raz od dość dawna był mocno zdenerwowany - co innego pod wpływem emocji powiedzieć coś nieprzemyślanego do nauczyciela jak zrobiła to Twisleton, a co innego z zimną krwią dopuścić się takiego występku jak Lysander i Harriette. Mimo to nie przerywał uczniom - pozwolił im się wysłowić i dopiero potem zaczął mówić. - Kilka łajnobomb i przylepców? - zapytał Hampson z niedowierzaniem - Przecież ten gabinet był splądrowany! Jego głos, który zazwyczaj był bardzo spokojny w tym momencie się uniósł. Trudno było ukryć, że uczniowie zachowali się skandalicznie i to, że w ogóle jeszcze z nimi rozmawia, zamiast od razu ich surowo ukarać było ze strony dyrektora łaską. - Panie Zakrzewski - przemówił z gniewem - Gabinet nie nadaje się do użytku! Jest cały zrujnowany, a na dodatek podrzuciliście profesorowi Crainowi korniczaka! To zachowanie jest poniżej wszelkiego poziomu, przynieśliście wstyd swojemu domowi! Po wyrzuceniu tego z siebie dyrektorowi odrobinę ulżyło. Spojrzał na dwoje uczniów z żalem i złością i spokojniejszym tonem powiedział: - Skoro profesor Craine tak się zachowuje to należało przyjść z tym do mnie, a nie zachowywać się jak dzieci. Oczekujecie poważnego traktowania, a nie potraficie sobie na nie zapracować.
Gdy dyrektor powiedział o korniczaku wiedziałem, że Ettie najprawdopodobniej zaraz puszczą nerwy, więc przejąłem inicjatywę. Byłem całkiem niezłym aktorem i manipulantem co już setki razy pozwoliło mi wymknąć się z opresji. Spojrzałem na dyrektora z całkiem nieźle odegranym niedowierzaniem. - Panie profesorze - nawet w tonie mojego głosu słychać było autentyczne zdziwienie - Jakiego korniczaka? W równie wyrachowany sposób zamilknąłem na moment by dać upust mojemu rzekomemu zdziwieniu, by po chwili z oburzeniem w głosie powiedzieć, czy też niemalże krzyknąć: - Nic nie wiem o żadnym korniczaku! Równie dobrze mógł go podrzucić Walker, kręcił się pod gabinetem gdy szliśmy do dormitorium! Wziąłem głęboki oddech by udać, że próbuję zapanować nad skołatanymi nerwami, a w gruncie rzeczy świetnie się bawiłem odwalając ten teatrzyk. - Profesor Craine nienawidzi Walkera z wzajemnością, Walker miał tyle samo co my powodów, żeby zrujnować ten gabinet. - powiedziałem spokojnym, aczkolwiek widocznie zirytowanym tonem. - Panie Dyrektorze - powiedziałem patrząc mężczyźnie w oczy, bo w moim mniemaniu unikanie kontaktu wzrokowego świadczyło o kłamstwie - Co by Pan zrobił? Dał profesorowi ostrzeżenie, a on dalej by się nad nami pastwił, najpewniej jeszcze gorzej niż wcześniej. Zerknąłem na Ettie pytająco - byłem ciekaw czy ma coś do dodania. Wprawdzie mój teatrzyk był naprawdę niezły, ale byłem niemalże pewien, że Harriette ma jeszcze coś równie mocnego do dodania.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie przywykła do tego, że ktoś podnosił na nią głos. Gniewny ton dyrektora ponownie usadził ją na miejscu. Gdyby krzyknął prawdopodobnie od razu wygadałaby mu wszystko i jeszcze przyznałaby się do kilku innych nagięć regulaminu, które uszły jej dotąd na sucho. Tego na szczęście nie wiedział. - Te połamane meble to ja - powiedziała cicho, jeżdżąc wzrokiem po ścianach gabinetu. Pomijając drobny fakt, że taka była prawda, było to przyzwoite z jej strony z jeszcze jednego powodu: nie była jeszcze pełnoletnia. Odpowiadała więc w mniejszym stopniu niż Lysander. Co prawda wolałaby językiem zlizywać syf, który zrobili u Craine'a i sprzedać wszystkie swoje dobra, żeby odkupić mu meble, niż żeby o całej sprawie dowiedział się jej tato. Sprawę korniczaka przemilczała zupełnie. Nie umiała kłamać i z doświadczenia wiedziała, że lepiej kiedy w ogóle się nie odzywała. Kiedy Lys oskarżał Walkera, dziewczyna z zafascynowaniem oglądała własne paznokcie. Przyszło jej do głowy, że to również nie wygląda zbyt naturalnie, ale tak jakoś nie była w stanie przerwać. Oderwała się od własnych dłoni dopiero, gdy poczuła na sobie spojrzenie kolegi. To przypomniało jej, że miała przy nim nie pękać. Wyprostowała się na krześle i hardo spojrzała profesorowi w oczy. Niby jak mieli mu ufać, skoro to on zatrudni tego opętanego dziada. - Właśnie! - zaczęła odważnie, ale zaraz potem zszedł z niej cały animusz. Nie była gotowa na wzrokowe pojedynki z Hampsonem - Właśnie... - powtórzyła ciszej, spuszczając oczy i jakby kurcząc się w sobie. Za wiele pożytku z niej tu nie było.
Hampson nie wiedział co ma o tym wszystkim sądzić - z jednej strony to, że William Walker mógł wykorzystać sytuację by zemścić się na znienawidzonym nauczycielu wydało się całkiem prawdopodobne. Z drugiej jednak strony zachowanie panny Wykeham wyraźnie wskazywało, że Zakrzewski nie jest do końca szczery. Nie było na to jednak dowodu, więc dyrektor nie zamierzał naciskać. - Porozmawiam z Panem Walkerem w najbliższym czasie i wyjaśnię tę sprawę. - powiedział względnie spokojnie. Nie miał zamiaru tego robić - chociaż nie miał dowodu, a Zakrzewski był bardzo autentyczny to trudno było uwierzyć, że to nie oni podrzucili korniczaka. Nie zamierzał jednak zgłębiać tego tematu i od razu przeszedł do kary. - Odejmuję Wam po 30 punktów za to skandaliczne zachowanie. W poniedziałek po zajęciach przyjdziecie wysprzątać gabinet profesora Craine'a. Ma lśnić. - powiedział mocno podirytowanym głosem. Po chwili pożegnał uczniów oschle, siadając do swojej pracy.
z/t
(informacje o szlabanie umieszczę niedługo)
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Była wściekła! Ostrzeżenie, że wyleci z drużyny trochę ją przestraszyło (dzięki czemu nie pogorszyła swojej sytuacji przy Limiere, którego miała ochotę zamordować własną pałką), ale im bardziej oddalała się od boiska, tym bardziej się w niej gotowało. Żeby, kuźwa, wiedział, że wybierała się do dyrektora! Była święcie, że jest niewinna i znów została potraktowana niesprawiedliwie. Za pierwszym razem, nie usłyszała, że mają nie trafiać tłuczkami, a jak niby miała na to sama wpaść - jak sama nazwa wskazywała, były od tego, żeby tłuc, a nie przelatywać obok zawodników. Za drugi i trzecim razem po prostu oddawała Manese, która oczywiście ukarana nie została. Skoro trener nie zamierzał, to musiała sama dochodzić sprawiedliwości. To denerwowało ją najbardziej - to że zawsze obrywała tylko ona, a Ślizgonom wszystko uchodziło płazem. Nawet jeżeli Limiere faktycznie nie widział, od kogo dostała tłuczkiem - chociaż działo się to pod jego nosem - to chyba nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że mogło to mieć związek z osobą, w którą potem celowała Ettie. Nie zahaczyła nawet o szatnię, tylko prosto z boiska pomaszerowała do gabinety dyrektor. W jednej ręce trzymała miotłę, w drugiej pałkę, a na grzbiecie miała magiczną koszulkę, która wciąż przedstawiała Mondragona na szubienicy. Zapukała do drzwi trzonkiem miotły, chociaż miała ogromną ochotę rozwalić je pałką. Usłyszawszy zaproszenie, weszła do środka. - Dzień dobry - fuknęła, obrażonym na cały świat tonem, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Hampsona może i trochę się bała, przy Bennett czuła się jednak zupełnie pewnie, być może dlatego, że ją po prostu znała lepiej. Pomijając już nawet lekcje, to wszędzie było jej pełno. Osobiście Etka była ogromną fanką profesor. Troszeczkę liczyła też na to, że Bennett spojrzy na nią łaskawszym okiem, chociażby w związku z tym, że była jednym z najlepszych uczniów z zaklęć.
Odkąd została dyrektorką szkoły, Ursulla Bennett stawała na głowie, żeby placówka prosperowała w idealny sposób. Wymagało to od niej ogromnego wysiłku i podporządkowywania swojego życia nowym i bardzo istotnym obowiązkom. Być może inni ludzie na jej miejscu już by się poddali, ale każdy, kto znał profesor Bennett, wiedział, że ta kobieta żyła dla wyznaczania sobie ambitnych zadań i realizowaniu ich w pełnym entuzjazmie. Funkcja dyrektora dawała jej zatem niepowtarzalną możliwość zmieniania Hogwartu na lepsze, ale jednocześnie niosła ze sobą mniej przyjemne brzemię. Ursulla była wyrozumiałą osobą i nie odnajdywała przyjemności w karaniu uczniów, dlatego cieszyła się, że punkty domów raczej pięły się w górę. Nie mogła się spodziewać, że jeden trening quidditcha kompletnie tę sprawę odwróci. Podskoczyła zaskoczona, kiedy pracę przerwało jej dudnienie w drzwi. Zanim zaprosiła dobijającą się osobę, poprawiła się przy biurku z łagodną, ale poważną miną, podkreślając w taki sposób swój dyrektorski autorytet. Cała ta dumna postawa kończyła się na nogach, które niecierpliwie podskakiwały, jakby chcąc już porwać kobietę w wir innych zadań. @Harriette Wykeham do gabinetu wparowała z iście gradową miną, a jej strój nasuwał skojarzenie z jedoosobowym zamachem stanu. Bennett zmarszczyła brwi, wierząc, że Gryfonka sama domyśli się, że pałkę mogłaby odłożyć. - Dzień dobry. Siadaj proszę - zwróciła się do Gryfonki, zostawiając wszystkie wcześniejsze sprawy. - Co się stało, panno Wykeham? - Bennett lubiła tę impulsywną dziewczynę, która ponadto odnosiła sukcesy w dziedzinie zaklęć. Niestety obiło jej się o uszy, że Ettie miała inną sławę wśród niektórych nauczycieli i często była powodem burd na lekcjach. Dziwne przeczucie podpowiadało Bennett, że historia przyniesiona przez Gryfonkę miała właśnie takie podłoże...
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
W kilku szybkich krokach znalazła się przy biurku, rzucając na podłogę obok niego miotłę, chyba po raz pierwszy w życiu zapominając o milionach monet, któtre na nią wybuliła. Z impetem wylądowała na krześle na przeciwko dyrektor. - Stało się to - ledwie Bennett umilkła, dziewczyba wybuchnęła nie kryjąc złości w głosie - że Limier jest niesprawiedliwą... - "gnidą" zbiegające sprintem z jej języka, w ostatniej chwili wyhamowało i wróciło cicho do środka. Zbiło ją to z tropu na tyle, by odrobinę sie uspokoiła. Nadal jednak policzki jej płonęły i wściekle zaciskała paznokcie na trzymanej na kolanach pałce. - Uwziął się na mnie i o wszystko się czepia - kontynuowała, już nie tak napastliwie, ale nadal z pełną wyrzutu skargą w głosie - I Lysa dziś też, a Ślizgoni mogą sobie na jego oczach robić co im się żywnie podoba! Mondragon bardziej skupia się na faulach niż na kaflu i jakimś cudem to jest okej, a ja kogoś "za mocno" tłuczkiem uderzęi hurr durr - gram za agresywnie, chociaż taka jest moja rola na boisku! Lepiej pewnie żebym kwiatki zbierała - głos na moment jej się załamał, ale zacisnęła tylko mocnej palce na pałce i kontynuowała z irytacją równą tej jaka towarzyszyła, gdy zaczęła mówić - Na meczu ze Slytherinem rzucił się na mnie nawet ich szukający po tym jak zrobiłam tylko to co powinnam, a ich kapitan splunął mi w twarz, bo mu się nie podobało, że dostał tłuczkiem! I kto wylądował na ławce - ja! - teraz już prawie krzyczała, a widok zniekształcały jej zbierające się pod powiekami łzy wściekłości. Możliwe, że wydarzenia z tego meczu trochę jej się poplątały, najważniejsze pamiętała jednak aż za dobrze. - Ciekawe czy oni wtedy w ogóle wygrali - prychnęła, wmrugując uratkiem łzy z powrotem do środka - Ten ich smarkaty szukający wolał kopać mnie po plecach niż rozglądać się za zniczem, a jakimś cudem udało mu się go złapać w obscurusie... Ktoś to w ogóle widział prócz Limiera? W tym rozdrażnieniu chciała już pójść z teoriami spiskowymi o krok dalej i oskarżyć Manese o upozorowanie tego całego obscurodzicielstwa, ale samo wspomnienie nieprzeniknionej ciemności pochłaniającej boisko zamknęło jej usta. Wyrzuciwszy z siebie wszystko, opadła na oparcie krzesła, krzyźując ramiona na piersi. Pałkę przytuliła pionowo wzdłuż ciała i oparła brodę na jej trzonku. - Chce się mnie pozbyć z drużyny - jęknęła żałośnie, patrząc na profesor spod rzęs - I szuka byle pretekstu