Do hogwarckiej kuchni prowadzi boczny korytarz zakończony owalnymi drzwiami z klamką w kształcie gruszki. By wejść do środka należy ją połaskotać. W środku znajduje się skrzacie królestwo, a mianowicie niezbyt duża kuchnia. Jest tu gorąco oraz duszno, a przede wszystkim roztacza się tu mix cudownych zapachów. Każdy zbłąkany czy głodny uczeń dostanie tu coś ciepłego, o ile zachowuje się wobec skrzatów życzliwie i uprzejmie. Głównymi skrzatami dowodzącymi w tym miejscu są Bambuś, Bryłka, Chmurka oraz bardzo włochaty Gwizdek o donośnym głosie.
Chyba każdy ma problemy z nazywaniem uczuć. Ale niektórzy mają się trudniej, ponieważ mają ogromne problemy z zrozumieniem swoich emocji. A szczególnie ona. Niewiele przeżyła, niewiele mogła tak naprawdę określić. Jedyna jej wiedza na temat związków bierze się z romansów, z opowieści Ikuto. Przez to w jej głowie funkcjonuje jedynie pojęcie, że wszystko zawsze dobrze się kończy, miłość zawsze zwycięża i jeszcze wiele innych głupot, które chyba tylko zranienie tego dziecka mogłoby wyperswadować. Choć ją często zranić. Chyba, że fizycznie... Kyaaa, aż jej się przypomniało, jak Dracon brutalnie uderzył nią o ziemię! Momentalnie zakończyła smutne tematy i uśmiechnęła się niezwykle wesoło. Odwróciła się w stronę Finna uchylając wargi. - Finn... Eto... Kojarzysz może takiego chłopaka... Draco – No nie mogła nie zapytać. Miała ochotę przeprosić za to, że schodzi na taki temat, ale ją aż tak strasznie korciło, że aż ją przechodziły ciarki. Jeju! Ona by powiedziała, że przy takiej rozmowie, gdzie się dowie jak cudny jest Dracon nie zliczy orgazmów. Kyaaaa! - Nie pouczaj mnie, bo wiem lepiej niż ty. Co ty możesz wiedzieć o holenderskim ty ty... HOLENDRZE! - Powiedziała wytykając lekko język w jego stronę, uśmiechając się zabójczo po tym sztucznie patrząc na niego z wyższością, bo przecież ona wie lepiej i rybak nie będzie w stanie podważyć jej inteligencji i genialności O! Sama również zaczęła jeść chociaż zdecydowanie wolniej, jakby zastanawiając się nad każdym kęsem. Jajecznicę lubiła jeść, delektować się nią nawet w towarzystwie. W innym wypadku nie chciałaby z kimś jeść, ponieważ... Ta dziewczyna wstydzi się tego, że używa sztućców na odwrót, a więc widelec w prawej ręce, a do tego dzieli danie od tego, co najmniej smaczne do tego co najsmaczniejsze i w takiej kolejności wszystko je nigdy nie mieszając dwóch rzeczy ze sobą. - Nie nauczę cię, bo ten przepis to ogromna tajemnice. Zdradzę go tylko mężowy, bo on mi będzie robił takie wykwintne śniadanka do łóżka – Skomentowała zadowolona, że jak zwykle jakże najprostsza do zrobienia potrawa robi ogromną furorę. Powinna zostać kucharką!... Haha! Dobreee! Nie no, Van w kuchni. Szkoda gadać. Skrzaty to by chyba już tutaj nie wróciły, gdyby zaczęła pichcić coś „dobrego”.
Ostatnio zmieniony przez Agavaen Brockway dnia Sro Maj 23 2012, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
-No chyba sobie żartujesz...- powiedziała z wielkim zdziwieniem na twarzy gdy przeszedł obok niej wielki pan i władca całej kuchni i spiżarni razem wziętej. Miała ochotę pacnąć go ręką w tę jego przemądrzałą łepetynę, by może coś zaskoczyło i zaczęło szybciej i sprawniej działać i to na zwiększonych obrotach. -Panie fochnięty, albo też panie Temples. Jestem tutaj, widzi pan?- zapytała udając równie wielce obrażoną co i on. Niby specjalnie prawie wygarnęła mu z ręki jakiś składnik, który akurat on chciał wziąć by po chwili i tak odłożyć go na półkę. -Oj daj spokój- powiedziała do niego tym swoim słodkim tonem, głaszcząc go po główce niczym małe dziecko. No bo przecież o co mu chodziło? O to, że od razu poszła bez słowa do spiżarni? No chyba jednak nie. -Kiedyś skradłeś mi buziaka, pamiętasz?- zapytała po czym dała mu chwilę do namysłu albo też przypomnienia. -Teraz chcę byś mi go oddał- stwierdziła władczym tonem i spojrzała się na niego równie władczo.
Na słowa dziewczyny spojrzał na nią z uniesioną brwią, udając, że nie ma pojęcia o co jej w ogóle chodzi. I pewnie, że był wielkim panem kuchni i spiżarni no bo niby kto inni? Te wszystkie beztalencia kucharskie? Phi! -Mhm - mruknął leniwie odpowiadając na pytanie czy ją widzi. Ach jak on uwielbiał doprowadzać ludzi do białej gorączki tą swoją olewczością. No ale Katherine rzadko kiedy coś takiego fundował, przeważnie kiedy naprawdę coś przeskrobała. Kiedy podeszła i wygarnęła mu z ręki składnik tylko po to by odłożyć go z powrotem na półkę skarcił ją wzrokiem ale później tylko z westchnięciem pokręcił głową i zaczął dalej zbierać składniki. Ten słodki ton rzadko kiedy na niego działał. Ale ledwo się powstrzymywał od wybuchu śmiechu kiedy głaskała go jak małe dziecko. -Pamiętam - mruknął w końcu po całych wiekach milczenia tym samym dając jej zaszczyt ponownego usłyszenia tego lekko ochrypłego, niskiego głosu ale na jej następną wypowiedź od razu lekko uniósł brew. -Myślisz, że jestem taki łatwy, maleńka? - może i jej władczy ton działał i nawet przerażał większość ludzi w Hogwarcie i dlatego tworzyli świetną parę siejącą postrach ale Matt był jedną z niewielu osób, które się jej nie bały. Czasem nawet jej złość wywoływała w nim rozbawienie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine była osobą, która dzieliła ludzi na trzy grupy. W pierwszej grupie znajdowały się osoby, które mogły powiedzieć Kat najszczerszą prawdę albo też najgorsze oszczerstwo a i tak były usprawiedliwione w oczach dziewczyny i nie groziło im nic z jej strony. W drugiej grupie z kolei byli tak zwani neutralni. Mogli w niej pozostać,albo trafić do ostatniej grupy, krańcowej. Oni byli nietykalni do czasu, aż nie popełnili jakiejś gafy. Na końcu grupa zwana czarną, krańcową. Osoby w tej grupie mieli jednym słowem przekichane. Gnębienie było tu na porządku dziennym i Kat takim nigdy nie potrafiła odpuścić. To było dla niej coś w stylu porannego show, albo też całodziennego show. Matthew należał do grupy pierwszej, czyli tak zwanej elity albo vipów. -Wiem, że jesteś tak samo trudny jak ja, ale ty dodatkowo jesteś upartym osłem- zarzuciła mu tą ciętą ripostą, uśmiechając się przy tym zgryźliwie. Nie to nie. Złapała to co powinna zabrać ze spiżarni i ruszyła do kuchni by położyć to wszystko na kuchennym stole. Różdżką i zaklęciem nią rzuconym przywołała sobie nóż i tacę. Czekała teraz aż Matt wyjdzie i zajmą się w końcu gotowaniem tak jak to sobie zaplanowali.
Jego podział był prosty jak u każdego człowieka. Jego loża szyderców, znajomi ze Slytherinu, znajomi z innych domów, ludzie których znał z widzenia i mu nie przeszkadzali i ludzie, którzy są ofiarami jego loży szyderców bo po prostu są wkurzający albo dostali ten tytuł za jakąś konkretną zasługę. Katherine oczywiście była jego ziomeczkiem z loży szyderców i do tego całkiem fajną laską więc miała dodatkowe punkty jak mało kto. Tak w ogóle to myślał o zrobieniu jakiejś wielkiej, dzikiej imprezy na pożegnanie Hogwartu na czas wakacji tylko jeszcze nie miał kreatywnego pomysłu na miejsce bo przecież jego imprezy zawsze musiały zaskakiwać, prawda? Być może to przez nie był tak uwielbiany. -Dzięki wielkie za komplement! - rzucił nieco rozbawiony i zaraz wyszedł za nią. Czyżby uraził księżniczkę swoją niedostępnością? Przecież to ona co chwila miała zmiany nastrojów. Kiedy pojawił się znów w kuchni ustał za dziewczyną, ułożył ręce na jej biodrach i nachylił się nad jej uchem tak, że mogła czuć jego spokojny i miarowy oddech na szyi. -To może jednak chcesz odpuścić sobie gotowanie? - wymruczał seksownie wprost do jej ucha.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Stephen zawsze ją nazywał księżniczką bo niby to zachowywała się niczym prawdziwa rasowa królewna rodem z bajki. Czasem kapryśna a czasem pragnąca wszystkiego co niemożliwe i raczej nieosiągalne. Za pomocą magii przywołała do siebie jeden średni garnek, rondelek, no i patelnię, dość sporą patelnię. Matthew prawie oberwał tą patelnią w głowę. Katherine niezbyt się jednak tym przejęła. Gdy tylko dowie się, że nowicjusz został kapitanem drużyny mimo tego iż ona miała więcej zdolności niż on to pewnie będzie w stronę chłopaka ciskała gromami. Nagle ten stanął plecami do niej i położył jej dłonie na biodrach. Przez chwilkę stała w bezruchu by potem odwrócić się przodem do niego i spojrzeć mu prosto w oczy. -może... Może po prostu zajmijmy się gotowaniem co? Zgłodniałam- powiedziała prosto i zwyczajnie. Nie dało się w jej tonacji wyczuć ani znudzenia, ani też podirytowania. Dała mu buziaka w usta. Krótkiego i szybkiego, ale zawsze. - teraz zaczynasz gotować i mów mi co i jak? Za bardzo nie znam tego przepisu- oznajmiła uśmiechając się do niego lekko. Zapowiadało się bowiem dość miłe gotowanie.
Ale nie musiała przy nim księżniczkować bo przecież doskonale wiedziała, że w nadmiarze to irytuje Matta. W ogóle z kim jak z kim ale z nią nie przepadał za gierkami bo w ich przypadku takowe mogły się ciągnąć bez końca. Generalnie lubił wszelkie gierki ale z Katherine w ogóle było jakoś inaczej niż zawsze. Szybko zrobił unik kiedy niemalże oberwał patelnią w głowę. Mógłby przysiąc, że zrobiła to specjalnie! Nowicjusz? To, że wcześniej nie był w drużynie nie oznacza, że niewiele wiedział o Quidditchu. Nie miała nawet pojęcia o jego zdolnościach, szczególnie w przewodzeniu ludźmi, a to było potrzebne u kapitana. Z resztą sam jeszcze nie wiedział, że to on został kapitanem. Ale niech się nie martwi, jak ładnie poprosi to Matt pozwoli jej poprowadzić trening. Z resztą konkurs był uczciwy więc za co miała być zła? -Seeerio? Czy te jedzenie ma być tak samo oszukanej jakości jak ten pseudo pocaunek? - wywrócił oczami zaczynając się naprawdę poważnie zastanawiać nad jej umiejętnościami w całowaniu bo nie sprawiała szałowego wrażenia. W każdym razie ustał naprzeciwko niej. -To wszystko co przywołałaś jest niepotrzebne. Za to przywołaj jakiś półmisek bo się przyda i pokrój kapustę mandaryńską. - zakomenderował. Sam w tym czasie pokroił kurczaka w kosteczkę, odpowiednio przyprawił bo przecież nie chcieli żeby to źle smakowało i wstawił do piekarnika bo przecież kurczak miał być pieczony, a nie podsmażany.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine spojrzała na niego lekko złośliwie. Potem machnęła ręką, gdy zapytał się, czy jedzenie ma być tak samo oszukanej jakości jak ten pseudo pocałunek. Zdziwiły ją lekko te słowa. Na początku nic nie odpowiedziała tylko za pomocą magii i różdżki odesłała wszystkie przedmioty, które przywołała wcześniej. Znowu patelnia o centymetr przefrunęła nad głową Ślizgona. On uważał, że Katherine może mieć marne umiejętności w całowaniu? Przecież miała tylu chłopaków i tylu przez nią cierpiało. Powinien z tego wyciągnąć jakieś wnioski, że była niezłą szychą. Tym bardziej, że miała wpływowego ojca na wysokim stanowisku i głównie zadawała się z czystokrwistymi rodami czarodziejów. Przecież to właśnie te rodziny spotykały się wraz z rodziną Russeau na wytwornych kolacjach i balach na których Katherine i jej rodzeństwo od małego musieli odpowiednio zachowywać się, zwłaszcza przy kolacji. -Pseudo pocałunek? Nie wiem o co ci chodzi- powiedziała odrobinę obojętnym tonem, a potem uśmiechnęła się lekko i przywołała jeden z półmisków stojących wysoko na szafkach w kuchni. Potem wzięła do ręki nóż. Rzuciła zaklęcie i ten zaczął kroić kapustę mandaryńską, którą chłopak przyniósł wcześniej ze spiżarni. -Oczywiście szefie, tak jak sobie życzysz. Ja nie kroję sama, chyba że chcesz w posiłku mieć moją krew- powiedziała z odrobiną żartu w głosie. Gdy pokroiła już kapustę, obserwowała jak wstawiał kuczę do piekarnika. -Co dalej mistrzu? - zapytała wpatrując się w niego niczym sroka w gnat i uważnie śledząc każdy jego ruch. Zdjęła narzutkę którą miała na sobie, by teraz zostać na obcisłym topie. Było jej po prostu gorąco. Co do Quidditcha, miała o wiele więcej treningów niż on, nie widziała go często na miotle, a ona spędzała co drugi dzień latając i trenując. Często widać było po niej siniaki, była bowiem pałkarzem i chłopak wiedział, że dobrze tą pałką wymiata, ma swoją osobistą i nie raz komuś przywaliła a potem miała szlaban od nauczycieli za to.
A czego tu się dziwić? Matta nigdy nie zadowalały półśrodki. No i zaczął mieć wrażenie, że ona po prostu chciała go zabić tą patelnią. Albo co najwyżej ogłuszyć i zgwałcić bo zawsze przecież istniała również taka możliwość. W każdym razie kiedy znów prawie trafiła w niego patelnią posłał jej groźne spojrzenie. To, że łamała serce wielu facetom wcale nie świadczyło o jej umiejętnościach w całowaniu. A to, że była szychą wcale nic do tego nie miało. Z resztą Matt wolał nigdy nie zasłaniać się pozycją swojej rodziny i sam pracować na zdanie ludzi o jego osobie. Z resztą nie był fanem wszelkich konwenansów i kiedy trochę podrósł zaczął unikać tych wszystkich sztywnych spotkań bo na co mu było się męczyć? Pewnie, że laski lubiły takie rzeczy ale to nie było dla niego. W odpowiedzi na jej słowa jedynie teatralnie przewrócił oczami. Jakoś nie miał ochoty wdawać się z nią w dyskusję na ten temat. -Musisz wiedzieć, że używanie magii w gotowaniu nie jest żadną sztuką. Każda kobieta powinna sama umieć gotować - mruknął kończąc ustawiać piekarnik. No dobra, magia była wygodna ale spędzając wiele czasu z mugolami musiał radzić sobie bez niej. -Teraz wrzuć kapustę do półmiska, otwórz kukurydzę i też dorzuć. - on w tym czasie zaczął ścierać cebulkę hiacynta, a później zaszył się na drugiej szafce ze składnikami i zaczął przygotowywać idealnie pasujący do tej sałatki sos. Nawet nie zwrócił uwagi na moment kiedy została tylko w obcisłym topie. Fakt, że nie widywała go często na miotle nie oznaczał, że nie ćwiczył. Tak samo jak wyznacznikiem treningu nie były u niego siniaki tym bardziej, że ani nie był pałkarzem ani nie nosił skąpych ubrań więc i tak większości siniaków nie byłoby widać. I nie było sensu licytować się o to kto ma większe umiejętności bo komisja miała i tak na ten temat własne zdanie i wybrała sama.
Howard już od jakiegoś czasu z przyjemnością myślał o zbliżającym się rozpoczęciu nowego roku szkolnego, kiedy to będzie mógł na nowo podjąć temat przerwanego na okres wakacyjny kursu gotowania dla swoich podopiecznych. Co prawda planował zajęcia w trakcie wyjazdu do Indii, gdzie przecież każdy zakątek pachniał aromatycznymi przyprawami i potrawami, od których eksplodują kubki smakowe, jednak pech chciał, że Forester niestety już nie najlepiej znosił upały i musiał trochę przystopować. Teraz jednak z szerokim uśmiechem, od którego pogłębiały się zmarszczki na jego twarzy, witał wszystkich wchodzących do kuchni, by zamknąć drzwi za ostatnią osobą i defiladowym krokiem ruszyć do swojego stanowiska pokazowego, gdzie, jak przed wszystkimi innymi, znajdowało się sporo składników i narzędzi pracy, pozwalających się poniekąd domyślić, co dzisiaj było w menu. - Witajcie, moi drodzy, mam nadzieję, że wypoczęliście na wakacjach, bo przed nami trochę pracy! Zajmiemy się dzisiaj Zapiekanymi Paluszkami, idealnymi na przystawkę lub jako przekąskę, ale ponieważ grzechem byłoby po wspaniałym wyjeździe do Indii nie zaadoptować czegoś z ich kuchni do użytku własnego, przygotujemy je w nieco bardziej egzotycznej odsłonie, bo z hinduskim Chutneye. Z pewnością kojarzycie ten gęsty sos, który może być dodany praktycznie do każdego dania, bo jego skład zależy tylko i wyłącznie od waszej inwencji twórczej. Dzisiaj przygotujemy Chutneye z mango i posłuży nam on jako dip do paluszków, a resztę przełożymy do słoików i będziecie mogli cieszyć się smakiem wakacji w domach. – zapowiedział wesolutkim tonem, co ma w planie na dzisiejsze zajęcia, żywo gestykulując, po czym przejrzał dokładnie składniki znajdujące się przed jego deską do krojenia, chwycił dorodne mango i uniósł do góry, by wszyscy je widzieli. – Tego cuda będziemy potrzebowali z dwa funty, a zakładam, że nikomu nie chce się obierać owoców przez pół godziny. Z odsieczą przyjdą nam więc obieraczki, każdy znajdzie przed sobą egzemplarz. Należy różdżką zatoczyć krąg nad stertą warzyw lub owoców przeznaczonych do obrania i stuknąć w obieraczkę dwukrotnie, wtedy sama zabierze się do roboty. Dodamy jeszcze do obrania dwa jabłka, a my w tym czasie posiekamy cebulę, ostre papryczki i pędy wnykopieniek. Zakładam, że na tym etapie już potraficie obchodzić się z nożem bez odkrawania sobie palców, ran kłutych czy ciętych! Do garnka wrzucamy mango, cebulę, jabłka, papryczki, pędy i zalewamy trochę ponad połową szklanki octu winnego, dodajemy trochę imbiru, soli, cynamonu, czosnku, garść rodzynek i łyżkę miodu. Normalnie ten miks powinien stać w chłodnym miejscu przez noc, nam wystarczy delikatne Glasbe, ale uważajcie, żeby nie zamrozić wszystkiego! Następnie wstawiamy na ogień i doprowadzamy do zagotowania, zmniejszamy ogień i dusimy, aż wszystko zmięknie i nabierze jednolitej konsystencji. Dumni posiadacze skaczących garnków powinni rozważyć ich użycie, cała reszta musi uważać, by nie przypalić niczego na dnie. Trochę gotowego sosu odkładamy na bok do paluszków, resztę przekładamy do wyparzonych zaklęciem Fovere słoików i zakręcamy! Dobrze, zajmijmy się więc dipem, a Zapiekane Paluszki znajdą się w menu, gdy wszyscy skończą. Do dzieła! – Howard przedstawił sposób przygotowania sosu, opisując dokładnie każdy krok, po czym, tak jak na każdych zajęciach z gotowania, upewnił się, że wszyscy widzą, co dzieje się przy stanowisku pokazowym i zaczął szykować Chutneye w takim tempie, by uczestnicy zajęć mogli na bieżąco śledzić proces przygotowywania, gdyby zapomnieli jakiegoś punktu z instrukcji, którą właśnie zaprezentował.
Pierwsza kostka – przygotowanie warzyw i owoców
Spoiler:
1*, 6* – Widać, że słuchałeś uważnie lub po prostu masz doświadczenie w dziedzinie magicznego gotowania, bo sprawnie zaczarowujesz obieraczkę i nóż i wszystko przebiega wręcz wzorcowo. (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, rzucając uprzednio kostkami do pomagania – patrz niżej.) 2 – Niestety pośpiech nie służy nikomu, a już na pewno nie Tobie – wykonałeś niedokładny ruch różdżką nad wybranymi owocami, w wyniku czego Twoja obieraczka jak szalona dobrała się do wszystkiego, czego nie powinna, łącznie z rękawami Twojej szaty. Chyba w najbliższym czasie będzie Cię czekała wyprawa do sklepu odzieżowego! 3 – Nie masz pojęcia, dlaczego ta okropna obieraczka nie chce grzecznie obierać mango, a nóż trzaska złowieszczo o deskę, zamiast kroić warzywa. Ponawiasz zaklęcie i ponawiasz, ale nic się nie zmienia, nie pozostaje Ci więc liczyć na nic innego, jak pomoc profesora Forestera lub bardziej ogarniętego uczestnika zajęć. (Jeśli żaden z uczestników zajęć nie udzieli Ci pomocy, uznajesz, że zainterweniował Howard i dalej wszystko poszło zgodnie z planem.) 4, 5 – Prawdziwy sukces! A przynajmniej tak Ci się wydaje, bo nie zauważyłeś, że kiedy Ty skupiałeś się na szykowaniu odpowiednich przypraw, Twoja obieraczka dobrała się również do ogórka i do kompletu z zaczarowanym nożem przygotowała go do wrzucenia do garnka. Cóż, w gotowym Chutneye z pewnością wyczujesz, że smak nie jest do końca taki, jaki powinien!
Druga kostka - doprawienie
Spoiler:
1 – Czy tylko Tobie się zdaje, czy te wszystkie przyprawy wyglądają zupełnie tak samo? Nie masz pojęcia, które wybrać, więc w efekcie sięgasz po pierwsze z brzegu, które wpadną Ci w oko. O ile nikt nie przyuważy Twojego błędu i nie zwróci Ci uwagi, Twój dip może mieć ciekawy smak! (Jeśli ktoś zwróci Ci uwagę i pomoże z przyprawami, Twoje Chutneye jest uratowane, jeśli nie – losujesz dodatkową kostką: parzyste – okropny, gorzki smak, na pewno nie zjesz ani trochę więcej; nieparzyste – smakuje inaczej, niż planowałeś, ale w gruncie rzeczy jest bardzo smaczne i niekonwencjonalne!) 2 – Wykonałeś wszystko zgodnie z instrukcjami, niestety przy dolewaniu octu nieco zadrżała Ci ręka, przez co nalałeś go zdecydowanie za dużo. Próbujesz zrównoważyć smak dodając następne mango i jeszcze trochę miodu, co przynosi całkiem niezłe efekty, ale kwaśna nuta pozostaje wyczuwalna. 3*, 5* - Brawo, brawo, w doprawianiu zawartości garnka nie masz sobie równych. Nawet Howard zauważa, że wprawnie dodajesz wszystkich przypraw i dodatków i uśmiecha się pod nosem. (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, rzucając uprzednio kostkami do pomagania – patrz niżej.) 4 – Kompletnie się pogubiłeś i nie masz pojęcia, co powinieneś zrobić. Podpatrujesz działania kolegi obok. (Rzucasz kostką ponownie, wtedy się okaże, czy podpatrzyłeś prawidłowego kolegę czy kogoś, kto po prostu lepiej maskuje fakt, że nie wie, co robi!) 6 – Nie jest źle. Może do perfekcji jeszcze trochę Ci brakuje, ale przechodzący obok profesor Forester udziela Ci rady odnośnie tajemniczego składnika, którego dodaje dla lepszego smaku, więc jeśli zastosujesz się do jego dodatkowych instrukcji, na pewno uzyskasz lepszy efekt końcowy.
Trzecia kostka – chłodzenie i gotowanie
Spoiler:
1 – Przygotowane owoce i warzywa schładzasz zaklęciem na idealnym poziomie, jednak jesteś trochę nieuważny i dajesz się zagadać osobie obok w trakcie czekania, aż zawartość Twojego garnka się zagotuje. (Rzucasz dodatkową kostką: parzysta – ktoś zwraca Ci uwagę na bulgotanie w Twoim garnku, a Ty szybko interweniujesz i ratujesz owoc swojej pracy; nieparzysta - całe szczęście, że masz dobry węch i czując nieco mocniejszą woń przypominasz sobie, że co jakiś czas należy zajrzeć do garnka i przemieszać zawartość, bo jeszcze chwila i wyprodukowałbyś na dnie węgiel, a nie Chutneye!) 2* - Schłodzenie mieszanki to dla Ciebie prawdziwa pestka, raz dwa i wszystko gotowe. Jesteś małym cwaniaczkiem i udało Ci się od kogoś pożyczyć skaczący garnek, nie musisz więc się martwić ani trochę o gotowanie składników i możesz poświęcić swój czas innym. (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, rzucając uprzednio kostkami do pomagania – patrz niżej.) 3 – Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, ale chyba również nikt nie ostrzegał, że tak łatwo jest zamrozić wszystko w kostkę lodu w zaledwie ułamku sekundy. Lepiej szybko wszystko rozmroź, inaczej będziesz musiał zaczynać od początku! 4 – Może nie uważałeś na zaklęciach, a może po prostu nie jesteś zbyt ostrożny, ale przy rzucaniu zaklęcia Glasbe, jakoś tak wyszło, że zamiast na garnek, rzuciłeś je na rękę osoby obok, która przymarzła do blatu i pokryła się warstwą lodu. Profesor Howard szybko interweniuje i niestety odejmuje Ci pięć punktów za nierozwagę, która mogła się skończyć o wiele poważniej. Dalej kontynuujesz już bez przygód, za to ze stuprocentową uwagą. 5, 6 – Nie dajesz się rozproszyć ani odciągnąć na bok. Dzielnie stoisz przy swoim garnku i co chwila mieszasz, nie pozwalając niczemu się przypalić. Brawa za wytrwałość i konsekwencję, jeśli wcześniej nie palnąłeś gafy, z pewnością ugotujesz coś pysznego!
Czwarta kostka - słoiczki
Spoiler:
1, 3 – Czy nigdy nie słyszałeś o tym, że szkło się nagrzewa? Najwyraźniej nie, bo przy wyparzaniu pierwszego ze słoiczków poparzyłeś sobie palce i musisz pomyśleć, co z nimi zrobić, zanim przejdziesz do dalszego działania. (Jeśli żaden z uczestników zajęć nie udzieli Ci pomocy, uznajesz, że zainterweniował Howard i dalej wszystko poszło zgodnie z planem.) 2, 5 – Oj oj, ktoś tu nie słuchał uważnie lub stwierdził, że zjadł wszystkie rozumy świata – nie do końca wiadomo dlaczego, ale uznajesz, że zamiast zaklęcia Fovere, lepsze będzie Incendio, z którym efekty osiągniesz szybciej. Owszem, osiągnąłeś, ale nie do końca takie, jakich byś sobie życzył, bo oto Twój za bardzo nagrzany słoik pękł, raniąc Cię dotkliwie w rękę. Howard natychmiast interweniuje, ale i odbiera Twojemu domowi dziesięć punktów za niesubordynację. Mimo wszystko nie wywala Cię z zajęć, więc możesz kontynuować swoje działania, tym razem już przepisowe. 4*, 6* - Ktoś w Twojej rodzinie musi być fanem domowych przetworów, a Ty musiałeś kiedyś widzieć, jak wygląda szykowanie takich przetworów do wakacji w spiżarni – obchodzisz się ze słoiczkami z wprawą, jakiej inni mogą Ci tylko pozazdrościć, nagrzewasz je zaklęciem, napełniasz i odpowiednio zamykasz z łatwością i pewnością, że dip będzie równie świeży i pyszny, gdy sięgniesz po niego następnym razem. (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, rzucając uprzednio kostkami do pomagania – patrz niżej.)
Pomaganie innym – kostka i kod
Spoiler:
1, 2, 3 – niestety nic z tego, pomimo szczerych chęci, nie udaje Ci się pomóc 4, 5, 6 – brawo, udzieliłeś pomocnej dłoni koledze i przyniosło to dobre efekty!
Kod:
<zg>Pomagam: </zg> tak/nie w zależności od wyniku kostki <zg>Komu pomagam: </zg> wpisz imię i nazwisko <zg>Z czym pomagam: </zg> wpisz numer etapu
Kod obowiązkowy
Spoiler:
Kod:
<zg>Przygotowanie warzyw i owoców: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Doprawienie: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Chłodzenie i gotowanie: </zg> wpisz wartość kostki lub wpisz wartość kostki na chłodzenie, jeśli masz skaczący garnek lub wpisz „nie dotyczy”, jeśli masz skaczący garnek i punkty z zaklęć lub gotowania <zg>Słoiczki: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Skaczący garnek: </zg> tak/nie <zg>Punkty z zaklęć i z gotowania: </zg> wpisz wartości w odpowiedniej kolejności <zg>Link do kostek: </zg> [url=tu wpisz link]*klik*[/url]
Uwaga! Dodatkowe informacje!
Spoiler:
Na ten etap macie czas do godziny 12:00 w niedzielę, niedługo później pojawi się druga część zajęć i spóźnialscy nie będą już nagradzani punktami ani bonusami za tę część. Bez kodu lub za bycie kłamczuszkiem w kwestii kostek -> do kuferka leci okrągłe zero. Jeśli w którymś etapie wylosowaliście kostkę specjalną, oznaczoną gwiazdką*, bądźcie łaskawi tę gwiazdkę dopisać przy wartości kostki w odpowiednim miejscu w kodzie, to bardzo ułatwia późniejsze sprawdzanie i przyznawanie bonusów. Do etapu numer 3 – chłodzenia i gotowania: Osoby, które były już wcześniej na odpowiednich zajęciach z gotowania u Howarda i mają w ekwipunku skaczący garnek, mogą z góry założyć, że nie mają problemów z gotowaniem i losować tylko kość na chłodzenie mieszanki: wylosowane 1 – efekt taki sam, jak opisany w kości przy numerze 4 wylosowane 3 – analogicznie do numeru 3 wylosowane 2, 5, 6 – zero problemów, wszystko przebiega idealnie. Jeśli natomiast ktoś ma w kuferku zarówno skaczący garnek, jak i minimum 10 punktów z zaklęć lub magicznego gotowania, może całkowicie pominąć losowanie tego etapu i założyć, że postać nie miała żadnych problemów ani z chłodzeniem, ani z gotowaniem.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Naprawdę zabawne jest to z jakim zacięciem Sharker pojawiał się na lekcjach z magicznego gotowania. Teoretycznie nie potrzebował się uczyć przyrządzania posiłków, bo żadne nieprzewidziane okoliczności, typu utrata skrzata domowego, raczej mu nie groziły. Nawet jeśli jego służba by odeszła, zawsze mógł na dniach znaleźć sobie nową, bo w końcu co to za problem dla kogoś kto ma tyle pieniędzy? Ano właśnie, żaden. Może doszedł do wniosku, że warto jest być człowiekiem renesansu, znającym się na wielu rzeczach i może kiedyś to gotowanie mu się przyda? Gittan pewnie by się ucieszyła, jakby podał jej coś zrobionego własnoręcznie, a nie przez jego skrzatkę. Ona była taka dziwna! Nie potrafiła docenić tego, że jest w stanie zapewnić jej maksymalny luksus bez ruszania się z fotela i ciągle musiał tańczyć, aby w jakiś sposób urozmaicić jej codzienność. Niemniej jednak poczuł ukłucie w okolicach żołądka, gdy sobie o niej pomyślał. Chciałby się z nią zobaczyć, a z drugiej strony wolałby żeby przemyśleli sobie wszystko co sobie powiedzieli w Pokoju Węży dostatecznie dobrze, aby czuć się przy sobie komfortowo. Nie był jeszcze gotowy na spotkanie twarzą w twarz. Może więc to była po prostu próba odwrócenia uwagi od codzienności? Pogotujmy, poucinajmy sobie palce et cetera, no bo czemu by nie, a wtedy na pewno nasza adoptowana, chuj wie jakiej krwi, dziewczyna przestanie zaprzątać nam myśli. Och, jakiż on był żałosny. W każdym razie wsłuchiwał się w instrukcję Hogwarda z nieprzeniknioną miną, chociaż miał wielką ochotę parsknąć z irytacji. Było tyle elementów, które mogą nie wyjść, że to głowa mała… Westchnął cicho, starając się uspokoić mordercze odruchy i sięgnął po obieraczkę, wpatrując się w nią nieufnie. W życiu nie trzymał tak dziwacznego przedmiotu w rękach i obawiał się cóż takiego może wyjść jak zacznie go używać. Odłożył ją na razie na blat i zaczął zbierać wszystkie potrzebne składniki na blacie. Kiedy już to uczynił, umył owoce i warzywa, po czym zaczarował swoje narzędzia zagłady, aby obrały i wszystko pokroiły za niego. Kiedy układał sobie przyprawy w idealnie równym rządku, jego obieraczka i nóż zaczęły wyczyniać cuda na kiju, których na szczęście nie widział. Niestety zapewne wyczuje tego nieszczęsnego ogórka, gdy tylko przyjdzie do degustacji. Na razie jednak się tym nie przejmował i sprawnie zaczął wszystko doprawiać tak długo, aż był zadowolony z efektu. Oczywiście był przy tym tak skoncentrowany na pracy, że nie zwrócił uwagi na to czy profesor się uśmiecha czy nie, przechodząc sprawnie do schładzania. Glasbe nie nastręczyło mu absolutnie żadnych trudności, a skaczący garnek, który otrzymał na poprzednich zajęciach, okazał się być idealnym pomocnikiem w zmaganiach z dipem. Szkoda tylko, że cała procedura przygotowywania tego cudeńka nie przewidziała tego, że szkło powinno być chłodne z zewnątrz. Sharker poparzył sobie palce, gdy zaczął przelewać „miksturę” do słoiczków i zaklął sobie przy tym, wyjątkowo paskudnie, po szwedzku. Na zajęciach z pierwszej pomocy, w których uczestniczył w wakacje, dowiedział się, że powinien schłodzić oparzenie, więc wsunął palce pod strumień zimnej wody, nie mając pojęcia cóż dalej z tym faktem poczynić. Chyba było jakieś zaklęcie na taką okoliczność, ale dziwnym trafem zupełnie wyleciało mu z głowy. Cóż, zdarza się.
Przygotowanie warzyw i owoców: 5 Doprawienie: 5* Chłodzenie i gotowanie: nie dotyczy Słoiczki: 1 Skaczący garnek: tak Punkty z zaklęć i z gotowania: 53 i 5 Link do kostek: *klik* Mam nadzieję, że nic nie pochrzaniłam.
Przygotowanie warzyw i owoców: 2 Doprawienie: 5 * Chłodzenie i gotowanie: 5 Słoiczki: 5 Skaczący garnek: nie Punkty z zaklęć i z gotowania: 0 Link do kostek: *klik*
Ava nie była ze specjalnie pilną uczennicą, ale jeśli chodzi o jedzenie to była pierwsza! Magiczne gotowanie brzmiało tak cudownie. W Salem nie było takiego przedmiotu. Wszyscy skupiali się na nauce nudnych przedmiotów, nawet nie pozwalali im latać na smokach. Niespecjalnie ucieszyła się na klimat indyjski, bo ona w odróżnieniu do innych, nie była na tych wakacjach. Jako nowa osoba, starała się jednak nie odbiegać od reszty i nie marudzić, więc uśmiechnęła się, podchodząc do jednego ze stanowisk. Wyjęła różdżkę by stuknąć czubkiem w obieraczkę, lecz ta zaczęła się zachowywać jak szalona. Nie dość, że podkradała innym warzywa i owoce, to jeszcze dobrała się do rękawów Avy, co zaczęła komentować wielkim: na luga, ktoś na nią rzucił klątwę! Zaczęła biegać wokół stołów, a potem nawet pod nie się schowała, aby zgubić obieraczkę. Wychyliła zaledwie głowę, aby zobaczyć czy jest bezpieczna i jakby nigdy nic wróciła na swoje stanowisko. Już czuła, że wszystko będzie nie tak, bo w garnku znajdowało się zbyt wiele składników. Wyjęła kawałki swojej szaty, uznając, że te nigdy nie okażą się jadalne, a resztę tak jak były, tak zostawiła. Czas na doprawienie. Zapamiętała tylko połowę przypraw, które mają użyć, ale poczciwy Howard położył wszystkie na każdym stanowisku, więc Ava nie miała już żadnego problemu. Jakby był to obraz, który postanowiła namalować, dodawała każdej przyprawy po trochu, co chwilkę próbując danie. Jak dla niej - wyszło idealnie. Nawet zauważyła, że profesor był pod wrażeniem! Wciąż mając gdzieś z tyłu głowy, iż dodała za wiele składników, Ava postanowiła teraz stać się idealną kuchareczką. Dobrze przyprawiła potrawę, a teraz mieszała wielką łychą zawartość w garnku, bojąc się, że się przypali. Gdy jedzonko było gotowe, Ava podeszła w stronę słoiczków. Jakie to miało być zaklęcie? Gorączkowo nad tym myślała, przelewając zawartość do szkła. W końcu sobie przypomniała! Incendio! Niestety, słoik nie był tak oświecony i zadowolony jak Ava, która jeszcze miała uśmiech na twarzy, który świadczył o przypomnieniu sobie formułki zaklęcia, bo gdy tylko skierowała na szkło różdżkę, to wybuchło i w bestialski sposób zraniło Erskine. Howard to niestety dość szybko zauważył, nie dość, że zabrał punkty domowi, przez co Storm pewnie będzie się cieszył, to jeszcze zganił za brudne uszy. Gdy dłoń Avy przestała już krwawić, ta za radą profesora rzuciła już poprawne zaklęcie, ale wciąż w głowie słyszała: "minus 10 pkt dla Gryffindoru" i było jej bardzo przykro.
Przygotowanie warzyw i owoców: 1* Doprawienie: 6 Chłodzenie i gotowanie: 3 Słoiczki: 5 Skaczący garnek: nie Punkty z zaklęć i z gotowania: 8 i 0 Link do kostek: *klik*
Noce Gittan ostatnio były zupełnie bezsenne. Chciała wszystko sobie dokładnie przemyśleć i zastanawiała się, czy nie odciąć sobie języka za to poddawanie się chwili. Było jej przykro, a zarazem poczuła olbrzymią ulgę. Nie mogła pozwolić na to, aby Rasheed wciąż żył w kłamstwie. Ich związek może i domagał się zniewagi krwi, ale Gittan po prostu na to nie patrzyła. Nie wiedziała, z kim powinna o tym porozmawiać. Chociaż przez Freyą ani Utopią nie miała żadnych tajemnic, nie potrafiła wypalić, że jest kaleką emocjonalną i zachowuje się jak rozhisteryzowana nastolatka, więc trzymała wszystko w sobie, a bezsenność jej boleśnie dokuczała. Przyszła na magiczne gotowanie z ciekawości. Miała nadzieję, że i na tej lekcji nie spotka Rasheeda, z którym mogłoby być niezręcznie, bo ten unikał wszystkich przedmiotów artystycznych, ale gdy tylko weszła do sali, przeklęła po szwedzku i ruszyła od razu do stolika obok Rekina, czego będzie pewnie żałować, patrząc jakie ma wspaniałe kostki! Pogłaskała go po plecach na przywitanie, ale nie odezwała się słowem, bo Howard był jej ukochanym nauczycielem i nie chciała mu przeszkadzać. Wywróciła oczami, gdy dowiedziała się, że do magicznego gotowania potrzebna jest różdżka. Jakby to nie było oczywiste! Stuknęła czubkiem magicznego patyka w obieraczkę, a ta posłusznie zabrała się za obieranie wskazanych warzyw i owoców. Relaksowała się, kiedy gotowała, więc gdy na razie nie ośmieszyła się przy Sharkerze, obsługując różdżkę, była już trochę bardziej spokojna. Głośno i ciężko wypuściła powietrze. Teraz był czas na przyprawienie, co Gittan robiła ostrożnie. Nie lubiła jak coś było za ostro przyprawione, więc wolno dodawała co raz to kolejne przyprawy, tak że potrawa nie zdążyła zyskać jeszcze ich wyjątkowego smaku. Na szczęście Howard przyszedł jej z odsieczą i doradził, czego jeszcze brakuje, więc potrawa na pewno będzie o niebo lepiej smakować! Podziękowała słodkim głosem, bo była szczerze zauroczona w tym nauczycielu. Tak pociesznego staruszka jeszcze nigdy nie poznała! Oczywiście Gittan ze swoją niesamowitą gracją czarownicy zamroziła wszystko w kostkę lodu, więc prędko zaczęła podgrzewać od nowa potrawę, zapobiegając tym samym wielkiej katastrofie. Już zestresowana i paskudnie spięta na słoiczki rzuciła nieodpowiednie zaklęcie, którego efektem była rozcięta dłoń oraz strata punktów dla Ravenclaw. Gdyby nie kryła w sobie wszystkich emocji, właśnie teraz wybuchłaby płaczem. Howard zganił ją za niesubordynację, a Gittan jakby mogła to schowałaby się właśnie pod stół, czekając aż wszyscy wyjdą. Po opatrzeniu rany przez profesora i zatrzymaniu krwawienia, ponownie rzuciła już odpowiednie zaklęcie i słoiczki wypełniły się potrawą. Gittan, szwedka posiadająca różdżkę tylko dla szpanu. Patrzcie, jaka jestem groźna.
Gotowanie nie było jednym z ulubionych przedmiotów Leonarda, ale niedługo musiał zdać kurs barmański. Niby niewiele miało to ze sobą wspólnego, ale przyrządzanie smacznych drinków, a nie wódki zabarwionej odrobiną soku, wymagało umiejętności także z tej dziedziny magii. Poza tym - kto nie uwielbiał lekcji profesora Howarda ten na pewno był Ślizgonem. Byli do siebie tak bardzo podobni pod względem optymizmu płynącego z ich zachowania, że młody Gryfon musiał pojawić się na lekcji. Uśmiechnął się szeroko na przywitanie i wysłuchał całego monologu profesora, starając się skupić na tym, co mają do zrobienia, a nie rzeczy, która ostatnio cały czas zaprzątała mu głowę - animagii. Jak się okazało, nie udało mu się skupić wystarczająco mocno. Jak zawsze musiał coś zepsuć. Tym razem dosłownie. Wykonał chyba zbyt niedokładny obrót nad warzywami i owocami, ponieważ obieraczka pokroiła dosłownie wszystko dookoła, oprócz oczywiście warzyw i owoców. Udało mu się nawet pokroić swoją własną szatę. Zrezygnowany szukał wzrokiem pomocy u kogoś innego, zastanawiając się czy nie powinien przypadkiem poprosić o nią Howarda. Doprawianie poszło już chłopakowi o wiele lepiej. Mimo że nie udało mu się uzyskać idealnego smaku, to Forester przechodząc obok niego szepnął mu na ucho małą radę. Kazał mu dodać jeden składnik, którym on zawsze doprawia tą potrawę, żeby jej smak był idealny. Może zadziała? W tej dziedzinie magii Leonardo chętnie słuchał każdej z możliwych wskazówek, ponieważ wiedział, że mistrzem zdecydowanie nie jest. Z chłodzeniem i gotowaniem nie miał najmniejszego problemu, wszystko poszło po jego myśli, a profesor był bardzo zadowolony z dokonania chłopaka. Podbudowało to odrobinę Gryfona, który miał dzisiaj nienajlepsze wejście. Postanowił więc przyspieszyć nieco swoją pracę - przecież i tak był już tak daleko w tyle za innymi. - Incendio! -powiedział dość cicho, rzucając zaklęcie na jego słoik. Jak się okazało, był to bardzo zły pomysł - słoik pękł, a jego gorąca zawartość wylądowała prosto na ręce Leonarda. Skrzywił się z bólu, jednak nie zdążył sam uratować swojej sytuacji, ponieważ profesor Howard mimo swojego sędziwego wieku, był o wiele szybszy, niż się chłopakowi wydawało. Odjął Gryffindorowi dziesięć punktów i pozwolił, żeby Leo pod jego okiem kontynuował swoją dalszą pracę. Taki wstyd! Jako prefekt sprawił, że jego dom stracił już piętnaście punktów, a gdy nim nie był, był przykładnym uczniem.
Przygotowanie warzyw i owoców: 2 Doprawienie: 6 Chłodzenie i gotowanie: rzuciłam, ale później doczytałam: nie dotyczy Słoiczki: 5 Skaczący garnek: tak Punkty z zaklęć i z gotowania: 11 i 5 Link do kostek: *klik*
Matt jeszcze nie miał okazji zjawić się na zajęciach z gotowania choć gotować lubił więc w tym roku postanowił jednak spróbować szczęścia. A może zostanie wyróżniony i jego ego zostanie połechtane? No dobra i tak nie musiało ale lubił to. Kiedy cudem zjawił się na czas ustał gdzieś z tyłu i przysłuchiwał się temu, co do powiedzenia miał profesor. Na początku tylko się witał więc miał chwilę żeby zerknąć kto jeszcze będzie dziś gotował. W sumie to nie było jeszcze nikogo z jego bliższych znajomych więc nie miał co się wychylać. No dobra, w końcu przyszedł czas na przygotowanie kiedy wysłuchał wszystkich dokładnych instrukcji. Niestety on i obieraczka niezbyt się dogadali. Raczej zawsze robił takie rzeczy sam, a nie za pomocą zaklęć. Chyba jednak wolał zwykłe gotowanie. Aż wstyd mu było to przyznać przed samym sobą ale zdecydowanie potrzebował pomocy na tym etapie! Na szczęście doprawianie to był jego konik. Nawet profesor zauważył jego kulinarny geniusz więc Temples od razu pichcił z większą radością. Jeśli chodziło o kwestie smaku, a nie radzenia sobie z durną obieraczką to inni naprawdę mogli brać z niego przykład. No ale ta radość nie trwała długo bo coś nie poszło przy rzucaniu Glasbe i tak jakby hmm... przymroził trochę rękę osoby obok, a Howard od razu odjął mu pięć punktów. No pięknie! Nawet nie zrobił żadnego kawału celowo, a tu takie sankcje na niego nakładają! No bezczelność po prostu! Na szczęście dalej próbował wściekły ale mu wyszło. Na jego szczęście miał też wcześniej do czynienia z robieniem przetworów więc ta część poszła mu bez żadnych przykrych sytuacji. Tak jak powinien podgrzał słoik, napełnił i zamknął. Nic prostszego! Ba, nawet był na tyle dobry, że jak miał wolną chwilę to próbował pomóc Rasheedowi ale jakoś nie wyszło. Chyba nie miał ręki do cudzych przetworów. Albo zakrętka była wadliwa bo to z zamknięciem był problem kiedy próbował pomóc.
Przygotowanie warzyw i owoców: 3 Doprawienie: 3* Chłodzenie i gotowanie: 4 Słoiczki: 6* Skaczący garnek: nie Punkty z zaklęć i z gotowania: 1 i 5 Link do kostek: *klik*
Pomagam: nie Komu pomagam: Rasheed Sharker Z czym pomagam: słoiczki
Tanner nie był mistrzem gotowania, trzeba to przyznać bez bicia. Uwielbiał jednak stać nad garnkami i eksperymentować. Może czasem nie wychodziło mu to za dobrze, ale skoro to lubił, dlaczego miałby się przejmować efektami? Uśmiechnął się szeroko na myśl, że dzisiaj weźmie udział w kolejnej lekcji gotowania i może nauczy się jakiejś nowej potrawy? Byłoby cudownie! Gdy pojawił się na zajęciach i zajął jedno z miejsc, a profesor Howard Forester zaczął mówić, prawie klasnął w dłonie z radości. Co jak co, ale kuchnia w Indiach była bardzo, bardzo dobra! Uśmiechnął się jeszcze szerzej i od razu wziął się za krojenie warzyw i owoców. Poprawka, chciał się wziąć. Wypowiadał formułę zaklęcia, wykonywał odpowiednie ruchy, a tam nic. Kompletna pustka, zero. Warzywa i owoce jak leżały w całości, tak w całości pozostały. Chapman rozejrzał się dookoła, szukając pomocy i zastanawiając się czy ktokolwiek będzie na tyle chętny, by mu jej udzielić. Gdy mógł już przejść do następnego etapu, miał nadzieję, że pójdzie mu trochę lepiej. Pogubił się jednak kompletnie i jedynym ratunkiem było podpatrzenie tego, co należy zrobić u kogoś innego. Okazało się, że nie był to taki głupi pomysł. Mało tego, profesor Forester, który akurat go omijał, podpowiedział mu co powinien dodać, żeby potrawa smakowała jeszcze lepiej. Tanner bez wahania zastosował się do jego rady, coby smak jego dania był jak najlepszy i wziął się za następny etap - chłodzenie i gotowanie. Wszystko to poszło mu idealnie, co było miłym zaskoczeniem po wcześniejszym paśmie niepowodzeń. Jednak to prawda, że po burzy czasem wychodzi słońce. Po słońcu jednak znów musi być burza. Słoiki były tak gorące, że palce Tannera zostały poparzone. Ciekawe, co teraz z nimi zrobi? Po raz kolejny rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu pomocy, mając nadzieję, że któryś ze znajomych pomoże mu z tymi małymi obrażeniami. Byłoby cudownie!
Przygotowanie warzyw i owoców: 3 Doprawienie: 4 -> 4 -> 6 Chłodzenie i gotowanie: nie dotyczy Słoiczki: 3 Skaczący garnek: tak Punkty z zaklęć i z gotowania: 12 i 5 Link do kostek: *klik*
Zajęcia z magicznego gotowania postanowił zaszczycić swoją obecnością nawet Cesaire. Pewnie nie pojawiłby się na nich, gdyby nie fakt, że jego umiejętności kończyły się na przygotowaniu jajecznicy i zrobieniu kanapek bez ucięcia sobie żadnego z palców, a niedługo miał rozpocząć kurs barmański i tak coś mu się wydawało, że lepiej byłoby mieć jakieś pojęcie o czymkolwiek związanym z gastronomią, mimo że już od roku pracował w Felixie i radził sobie całkiem przyzwoicie. Gdy usłyszał, że w planach są przetwory domowe, trochę włos mu się zjeżył, bo od razu we wspomnieniach zobaczył swoją babkę, biegającą po kuchni w różowym fartuszku obszytym koronką i krzyczącą na wszystkich, by nie wchodzili jej w drogę, jednak odgonił od siebie to wspomnienie i zabrał się do roboty. Wyłożył na bok mango i jabłka i zaczarował obieraczkę, to samo zrobił z nożem, po czym zaczął przeglądać uważnie przyprawy, które można by do tego wszystkiego dodać, święcie przekonany, że wszystko idzie jak najlepiej. Niestety później będzie miał przykrą niespodziankę, kiedy wyczuje trochę ogórkowego smaku, będącego wynikiem działań niesfornej obieraczki i jej partnera w zbrodni, noża kuchennego. Żeby smak końcowy był jeszcze ciekawszy, Kanadyjczykowi trochę zadrżała ręka, gdy nalewał do garnka octu, w wyniku czego nalał go trochę więcej, niż powinien. Natychmiast dodał jeszcze jedno mango i trochę miodu, licząc na to, że trochę to zrównoważy kwaśną nutę, ale dopóki wszystko było w fazie początkowej, nie miał jak sprawdzić, czy faktycznie tak będzie. Schłodzenie wszystkiego zaklęciem Glasbe było prawdziwą pestką, a w dodatku Weatherly uśmiechnął się uroczo do koleżanki obok i zagadał ją tak, że ta pożyczyła mu swój skaczący garnek. Zaczarował go odpowiednio, patrząc jak robi to inny posiadacz tego sprzętu, po czym wrócił do rozmowy z koleżanką, wykorzystując chwilę wolnego czasu i nawet pomógł jej przy schładzaniu zawartości garnka, skoro ta miała z tym problemy. Taki pomocny Cezar! Niestety całe dobre wrażenie szybko minęło, bo oto chwytając pierwszy z brzegu słoiczek, by napełnić go gotowym Chutneye, zupełnie zapomniał o tym, że szkło się cholernie nagrzewa, w wyniku czego poparzył sobie palce. Zaczął mamrotać coś po francusku pod nosem, bardzo się powstrzymując, by nie były to przekleństwa i już kombinował, co tu zrobić z poparzeniem, kiedy ktoś przybył mu z pomocą. Jeszcze nie wiemy, czy to ktoś z uczestników zajęć czy wiecznie czuwający nad wszystkim Howard, ale co tam. Ważne jest to, że dalsze pakowanie Chutneye do słoiczków poszło już bez przygód, a Weatherly nawet uśmiechnął się lekko, widząc efekty swojej pracy stojące w rządku przy jego stanowisku.
Przygotowanie warzyw i owoców: 4 Doprawienie: 2 Chłodzenie i gotowanie: 2* Słoiczki: 1 Skaczący garnek: nie Punkty z zaklęć i z gotowania: 2 i 0 Link do kostek: *klik* pomoc w etapie 4 mile widziana ♥
Madison już od jakiegoś czasu po głowie chodziła myśl, by nauczyć się gotować na takim poziomie, by mogła gotować dla siebie i dla Percy’ego w ich mieszkaniu w Londynie, skoro już przedstawiła mu optymistyczną wersję wydarzeń, w której to jest królową kuchni. Nie czekając więc na nic, pojawiła się na zajęciach Howarda, by uważnie wysłuchać wszystkich instrukcji i zabrać się do pracy. Nie było nawet tak źle, a przynajmniej tak pomyślała Richelieu, która przygotowała warzywa i zabrała się za wyszukiwanie odpowiednich przypraw, a w tym czasie nie zauważyła niesubordynacji obieraczki i tego, że w jej garnku ląduje coś, co nie powinno się tam znaleźć. Gdy nadeszła pora na doprawianie mieszanki, zupełnie się pogubiła i nie wiedziała, co zrobić, całe szczęście osoba przy stanowisku obok była bardziej ogarnięta i Kanadyjka bardzo sprytnie podejrzała jej działania. Dodatkowo mijający ją profesor Forester podpowiedział jej, co powinna dorzucić dodatkowo, żeby smak był jeszcze lepszy, a ta podziękowała mu, uśmiechając się pogodnie i dorzuciła tajemniczy składnik Howarda do garnka. Jej Chutneye będzie najlepsze na świecie! Z chłodzeniem i gotowaniem nie miała najmniejszych problemów, w końcu z zaklęciami dawała sobie radę całkiem dobrze, a przyuważyła, że jej koleżanka nie używa swojego skaczącego garnka i była skłonna pożyczyć swój egzemplarz Mads i nawet wyjaśnić, jak go prawidłowo uruchomić. Blondynka miała trochę czasu, dlatego pomogła swojej nowej koleżance schłodzić warzywa i pilnować, by się nie przypaliły, by na sam koniec dać popis prawdziwego kunsztu w przekładaniu dipu do słoiczków. Kto by pomyślał, że Richelieu potrafi robić takie rzeczy! Chciała nawet pomóc jakiemuś Ślizgonowi, który miał problem ze słoiczkami, jednak kiedy ruszyła w jego kierunku, garnek jej koleżanki zaczął niebezpiecznie bulgotać, więc musiała porzucić ten zamiar i pomóc dziewczynie. Mads matką narodów.
Przygotowanie warzyw i owoców: 4 Doprawienie: 4 i dodatkowa kostka 6 Chłodzenie i gotowanie: 2* Słoiczki: 4* Skaczący garnek: nie Punkty z zaklęć i z gotowania: 7 i 0 Link do kostek: *klik*
Pomagam: nie :c Komu pomagam: Tanner Chapman Z czym pomagam: 4 - słoiczki
Frejka już nie mogła się doczekać następnych zajęć z magicznego gotowania. Z początku podchodziła do nich z lekkimi obawami, ale później okazało się, że radzi sobie całkiem dobrze, co znacznie poprawiło jej morale w tej kwestii. Tego dnia też stawiła się na zajęcia, by uważnie wysłuchać Howarda i zabrać się do działania. Bez żadnych problemów zaczarowała obieraczkę i nóż, pilnując ich przy tym, by nie próbowały się dobrać do niczego innego, niż wyznaczone owoce. Rozejrzała się po kuchni, by zauważyć, że Leonardo radzi sobie trochę gorzej i już miała ruszyć w jego kierunku, kiedy nagle rękaw jej szaty przytrzasnął do deski nóż uczestnika zajęć przy stanowisku obok, a Vacheron krzyknęła tylko „ej, uważaj trochę”, by z żalem spojrzeć na odcięty kawałek rękawa, który został na desce. Z doprawianiem też poszło jej nieźle, nawet profesor Forester uśmiechnął się pod nosem, obserwując jej poczynania! Podniesiona na duchu Frejka, pomimo tego, że pacan obok zniszczył jej rękaw, okazała niesamowite miłosierdzie i podpowiedziała mu, których przypraw powinien dodać, a których lepiej nie, by następnie rzucić wzorowe Glasbe na zawartość swojego skaczącego garnka, zaczarować go i czekać spokojnie na efekty, bez obaw, że cokolwiek się przypali. Dopiero przy słoiczkach pojawiły się schody, bo nieuważna Freya chwyciła gorący słoiczek, by nałożyć do niego trochę Chutneye. Niby nic, bo przecież nie czuje bólu ani skrajnych temperatur, ale w kilka chwil przestała czuć swoje palce i odstawiła słoiczek na deskę, by zobaczyć paskudne oparzenie, pojawiające się na jej dłoni. Zmarszczyła brwi, jakby dziwiąc się, co też się stało i co z tym powinna zrobić i zupełnie zapomniała o jakichkolwiek przydatnych zaklęciach w takich okolicznościach. Dopiero kiedy ktoś naprawił jej palce, a ona podziękowała z całego serduszka, mogła powrócić do pracy, tym razem już pamiętając, że gorące szkło jest złe.
Przygotowanie warzyw i owoców: 1* Doprawienie: 3* Chłodzenie i gotowanie: nie dotyczy, ale jestem głupia i z rozpędu losowałam xd Słoiczki: 3 Skaczący garnek: tak Punkty z zaklęć i z gotowania: 7 i 0 Link do kostek: *klik* pomocy ze słoiczkami w etapie 4 :c Pomagam: nie :c Komu pomagam: Leonardo Z czym pomagam: etap 1
Uwaga! dzisiaj wieczorem lub najpóźniej jutro w ciągu dnia pojawi się post Howarda z drugim etapem zajęć. Chętnych do wzięcia udziału w zajęciach proszę o nie zwlekanie z pisaniem i napisanie najpóźniej do 19, żebym mogła uwzględnić wszystkich uczestników w części fabularnej posta. Osoby piszące później będą mogły wziąć udział tylko w drugiej części lekcji, pierwsza część nie zostanie zaliczona!
Świetnie, świetnie, całej grupie szło o wiele lepiej, niż Howard początkowo zakładał! Mężczyzna krążył po całej kuchni, od stanowiska do stanowiska, by doglądać pracy swoich podopiecznych, podpowiadać co powinni zrobić lub ratować ich z opresji. - Panie Temples, panie Chapman, trzy głębokie wdechy i proszę spróbować ponownie. Zakreślamy okrąg i uderzamy dwukrotnie różdżką. – zwrócił się do Matta i Tannera, gdy przechodząc obok, zauważył, że ich noże i obieraczki są wyjątkowo nieposłuszne, poczekał jeszcze chwilę, by obserwować ponowną próbę wprawienia narzędzi w ruch i ruszył dalej dopiero, gdy się upewnił, że wszystko idzie już w porządku. Profesor Forester dostrzegł, że rękawy Avy i Leonardo są trochę postrzępione, ale zawsze lepsze to, niż pocięte palce! Machnął szybko różdżką, by obieraczki powróciły do zajmowania się mango, a nie przerabianiem fasonu szkolnych szat, po czym wrócił do swojego stanowiska pokazowego, z którego widział całą kuchnię i wszystkich uczestników zajęć. – Och och, kochani, ostrożnie ze słoiczkami! – odezwał się ponownie, widząc, że bardzo duża część grupy nie radzi sobie z gorącym szkłem i natychmiast ruszył w głąb Sali, by odpowiednimi zaklęciami uleczyć obrażenia Rasheeda, Avy, Gittan, Tannera, Cezara i Frei, każdemu przy tym udzielając jakiś rad odnośnie słoiczków lub niestety odejmując punkty za nieuwagę. Widząc jednak smutne miny dziewcząt, które z pewnością nie planowały wysadzenia słoiczków, zmienił zdanie co do surowości kary, ostatecznie odejmując im po pięć punktów, a nie dziesięć. - Dobrze, skoro wszyscy dotrwaliśmy do przepakowania Chutneye do słoiczków, teraz Zapiekane Paluszki! Mam nadzieję, że nikt z was nie jest fanem wegetarianizmu, bo niestety tego dania z zamiennikiem z sałaty nie da się przyrządzić! Ale do rzeczy: palce druzgotków znajdziecie w spiżarni. Musimy je pokroić na równe części, natrzeć wyciągiem z korzeni dyptamu, dzięki czemu kości skruszeją i staną się delikatne, doprawić nieco ziołami i solą czosnkową, przełożyć do foremki, przykryć serem dowolnego wyboru i wstawić do nagrzanego piekarnika na około kwadrans. To wersja klasyczna, ale my ją troszeczkę zmienimy, żeby dalej pozostać w klimacie wakacji. Przy swoich stanowiskach znajdziecie miseczki z Ghee, to sklarowane masło, które z pewnością kojarzycie z Indii. Ma karmelowo-orzechowy posmak i świetnie nadaje się do głębokiego smażenia, bo praktycznie w ogóle nie dymi ani się nie przypala. Przed wstawieniem paluszków do pieca, obsmażymy je właśnie w rozgrzanym Ghee, dzięki temu będą bardziej chrupkie i nabiorą trochę innego posmaku. A żeby nie zabić wszystkiego serem, my nasze Zapiekane Paluszki przykryjemy kwiatami Hibiskusa Ognistego. Ktoś jest w stanie powiedzieć coś o tej roślinie i wysnuć teorię, dlaczego padło właśnie na nią? Pierwsza osoba, która odpowie prawidłowo, zostanie nagrodzona! Na blacie z boku kuchni stoi w doniczce piękny okaz tej rośliny, obecny na naszych zajęciach dzięki uprzejmości profesor Vicario. Będziemy zrywać z niego kwiatki i układać w foremce na palcach druzgotków. Dalej bez wariacji, do piekarnika na kwadrans i gotowe. Z Chutneye będzie smakować wybornie! – profesor Forester wyjawił plan na dalszą część zajęć, gromadząc przy tym wszystkie niezbędne składniki wokół swojego stanowiska pokazowego. Miał nadzieję na to, że ktoś z grupy chodził na Zielarstwo i był w stanie odpowiedzieć na jego pytanie! Następnie, upewniwszy się, że wszyscy są gotowi, przystąpił do szykowania Zapiekanych Paluszków w odsłonie wakacyjnej, co jakiś czas kontrolując, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.
Pierwsza kostka – szykowanie palców druzgotka:
1, 6 – Może nie pokroiłeś wszystkiego w idealnie równe kawałki, ale jeśli później ładnie przykryjesz zawartość foremki kwiatami, nikt tego nie zauważy. Problem jest taki, że zamiast wyciągu z korzeni dyptamu nieopatrznie sięgnąłeś po sos z ostrej papryczki chili, który przecież nie da takich samych efektów. Całe szczęście poczułeś charakterystyczny zapach lub pieczenie skóry dłoni i uświadomiłeś swoją gafę – musisz zacząć od początku, wykorzystując kilka zapasowych paluszków, które odłożyłeś obok swojej deski. 2, 3 – Niby wszystko ładnie, wszystko pięknie, ale gdzie w tej przeklętej spiżarni znajdziesz palce druzgotka? Nie masz pojęcia, czy wszystkie już zostały zagrabione przez Twoich kolegów, czy po prostu nie możesz ich dostrzec, ale bezskutecznie przeszukujesz spiżarnię. (Jeśli żaden z uczestników zajęć nie udzieli Ci pomocy, uznajesz, że zainterweniował Howard i dalej wszystko poszło zgodnie z planem.) 4*, 5* – Niewątpliwie masz do tego dryg – palce druzgotka były pierwszą rzeczą, jaką dojrzałeś w spiżarni i nie masz żadnych problemów z ich oprawieniem. Kroisz je w równe kawałki, nacierasz wyciągiem z korzeni dyptamu i przyprawami i jeszcze masz czas, by pomóc innemu uczestnikowi zajęć! (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, tym razem bez rzucania dodatkowymi kostkami.)
Druga kostka – obsmażanie w Ghee:
1*, 3* - Musisz mieć w swojej rodzinie szefa kuchni z prawdziwego zdarzenia lub skrycie jesteś fanem gotowania i się do tego nie przyznajesz, bo bez większego wysiłku, sprawnie i szybko obsmażasz wszystkie przygotowane paluszki i układasz je w foremce do zapiekania, a na Twoim fartuchu nie ma ani jednego śladu po wychlapującym rozgrzanym Ghee. Chapeau bas! (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, tym razem bez rzucania dodatkowymi kostkami.) 2, 4 – Kompletna klapa. Najpierw Ghee nie chciało się rozgrzać do odpowiedniej temperatury i paluszki zamiast się smażyć, nasiąkały nim jak gąbka, później z kolei rozgrzałeś je do tego stopnia, że z Twojej patelni aż pod sam sufit wydobywa się snop czarnego dymu. (Jeśli żaden z uczestników zajęć nie udzieli Ci pomocy, uznajesz, że zainterweniował Howard i dalej wszystko poszło zgodnie z planem.) 5, 6 – Nie jest źle. Może nie jest też idealnie, ale z pewnością jakoś sobie radzisz. Przechodzący obok profesor Forester udziela Ci rady odnośnie łatwiejszego sposobu na obracanie obsmażanych paluszków, który zaoszczędzi Ci trudu i zminimalizuje ryzyko oparzenia wychlapującym masłem, więc jeśli zastosujesz się do jego dodatkowych instrukcji, na pewno uzyskasz lepszy efekt końcowy.
Trzecia kostka – kwiaty Hibiskusa i zapiekanie:
1, 4 – Ogniście czerwone kwiaty ułożyłeś na paluszkach w finezyjny wzór, uważając przy tym, by roślina nie poparzyła Ci palców. Nie dajesz się rozproszyć ani odciągnąć na bok. Uparcie stoisz przy piekarniku i pilnujesz, by nic się nie przypiekło. Brawa za wytrwałość i konsekwencję, jeśli wcześniej nie popełniłeś żadnego rażącego błędu, Twoja potrawa z pewnością będzie pyszna! 2*, 6* - Brawo, brawo, Twój sposób na zrywanie i układanie kwiatków bez przygód z wysoką temperaturą jest godny podziwu. Szybko kończysz zadanie, a dzięki magicznemu termometrowi do pieczenia, który znalazłeś przypadkiem w kuchni, nie musisz się martwić o to, że coś się przypiecze – termometr sam wyłączy piekarnik, kiedy wszystko już się upiecze, dlatego masz czas na pomoc innym, jeśli tylko masz takie życzenie. (Możesz pomóc komuś, kto gorzej radzi sobie z tym etapem, tym razem bez rzucania dodatkowymi kostkami.) 3, 5 – Niestety chyba nie jesteś zbyt pilnym uczniem Zielarstwa, bo nierozważnie chwytasz kwiatki hibiskusa i trzymasz je długo pomiędzy palcami, a te odwdzięczają Ci się nieprzyjemnym żarem. Co prawda nie zostałeś poparzony, ale wypuszczasz szybko roślinę, nie za bardzo wiedząc, jak się zabrać do zerwania kwiatów i ułożyć je w foremce. (Jeśli żaden z uczestników zajęć nie udzieli Ci pomocy, uznajesz, że zainterweniował Howard i dalej wszystko poszło zgodnie z planem.)
Kod do pomocy:
Bez dodatkowych rzutów kostką!
Kod:
<zg>Pomagam: </zg> tak/nie w zależności od wyniku kostki <zg>Komu pomagam: </zg> wpisz imię i nazwisko <zg>Z czym pomagam: </zg> wpisz numer etapu
Kod obowiązkowy:
Kod:
<zg> Szykowanie palców druzgotka: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Obsmażanie w Ghee: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Link do kostek: </zg> [url=tu wpisz link]*klik*[/url]
Plus dla spóźnialskich dołączających tylko na drugi etap:
Kod:
<zg>Punkty z zaklęć i z gotowania: </zg> wpisz wartości w odpowiedniej kolejności
Uwaga! Dodatkowe informacje!:
Na ten etap macie czas do soboty, w niedzielę pojawi się podsumowanie zajęć i w krótkim czasie do waszych kuferków powędrują należne wam punkty i prezenciki od Howarda. Bez kodu lub za bycie kłamczuszkiem w kwestii kostek -> do kuferka leci okrągłe zero. Jeśli w którymś etapie wylosowaliście kostkę specjalną, oznaczoną gwiazdką*, bądźcie łaskawi tę gwiazdkę dopisać przy wartości kostki w odpowiednim miejscu w kodzie, to bardzo ułatwia późniejsze sprawdzanie i przyznawanie bonusów. Osoby, które nie były obecne na pierwszym etapie, mogą dołączyć do tej części zajęć, jednak wykonują zadania tylko z drugiego etapu. Do etapu drugiego – obsmażania w Ghee: jeśli ktoś ma w kuferku minimum 5 punktów z magicznego gotowania, może nie losować kostki i z góry założyć, że wszystko obyło się bez przygód.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed w spokoju przygotowywał swoją potrawę, więc pomimo poranienia palców i otrzymania nieudanej pomocy od Matthewa, nie stracił specjalnie rezonu. Uśmiechnął się do Gittan z pewnością siebie, co zważywszy na jego obecną sytuację musiało wyglądać po prostu zabawnie i z ulgą przyjął pomoc Howarda. Nigdy więcej gorących słoików. Opcja przygotowywania zapiekanych paluszków jakoś bardziej mu się podobała. Miał nadzieję, że obejdzie się bez poparzeń, ale słuchając instrukcji, coraz szybciej pozbywał się złudzeń. Świetnie, gorące masło na pewno będzie dla niego bardzo bezpieczne. Znając życie to wyleje je całe na siebie. Skrzywił się lekko, zerkając jak sobie radzi Szwedka, ale szybko odwrócił spojrzenie. Nie mógł się dekoncentrować, bo jak nic nastąpi katastrofa. Słysząc pytanie Howarda, westchnął cicho. Czy on czegoś o tym hibiskusie nie pamiętał czasem? - Kwiaty hibiskusa emitują ciepło. Roślina potrzebuje dużo wody, więc im więcej wilgoci w pobliżu tym łatwiej się poparzyć. Jest składnikiem leków na przeziębienie i rozgrzewających, więc pewnie będzie idealnie trzymał temperaturę na górze i paluszki ładnie się opieką. Nie jestem pewien jak smakuje, więc nie wiem czy to też ze względu na walory smakowe. - zastanowił się na głos podczas odpowiedzi, po czym wzruszył ramionami, postanawiając od razu przejść do przygotowywania potrawy, nawet jeśli jego odpowiedź nie była całkiem poprawna. Chociaż spróbował. Znalazł w spiżarni palce druzgotków i bez najmniejszego problemu pociął je w równiutkie części. Nacieranie wyciągiem z korzeni dyptamu oraz przyprawami było wręcz przyjemnością, tak się przy tym rozluźnił. Paradoksalnie część, której najbardziej się obawiał, czyli obsmażanie również wyszła mu bardzo dobrze. Paluszki nabrały pięknego złotego koloru i raz dwa wylądowały w foremce do zapiekania. O dziwo nie miał również problemów z kwiatami, o które najbardziej się obawiał. Sharker i zielarstwo to raczej nie był idealny duet, ale nawet nieźle mu poszło. Ułożył na paluszkach wzór z kwiatów, prezentujący się na nich całkiem nieźle, a nawet nie poparzył sobie przy tym rak. Czatował też przy piekarniku, nie dając się rozproszyć nawet na sekundę, dzięki czemu nic się nie przypaliło i potrawa wyszła z tego starcia bez szwanku. Ba, z pewnością będzie przepyszna. Pozostało mu już tylko uśmiechnięcie się z satysfakcją.
Szykowanie palców druzgotka: 5* Obsmażanie w Ghee: nie muszę rzucać Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 1 Link do kostek: *klik*
Szykowanie palców druzgotka: 4* Obsmażanie w Ghee: 6 Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 6* Link do kostek: *klik*
Przyjęła pomoc profesora z niewielkim uśmiechem. Wciąż było jej smutno za te pocięte rękawy. Kiepsko jej szło, bo nie musiała nigdy sobie gotować. Zawsze robiła to ciocia albo mama, a w Salem podobnie jak i w Hogwarcie były skrzaty, więc nikt specjalnie nie interesował się, skąd bierze się jedzenie. W spiżarni szybko znalazła palce druzgotka, krzywiąc się. Myślała, że będą formowali te paluszki z jakiegoś sporego kawałka mięsa. Pokroiła je tak jak powinna, a następnie natarła wyciągiem z dyptamu. Potem przyprawiła i wydawało jej się, że ma jeszcze dużo czasu. Nie wiedziała, jak powinna je obsmażać, więc szybko zapytała się profesora. Nie chciała zaliczyć kolejnej gafy. Przypatrując się jak robi to Howard, powtórzyła ruchy i spytała się, czy jest dobrze. Kiwnął tylko głową, a Ava kontynuowała opiekanie paluszków dalej. Jeszcze poszła się raz spytać, czy są dobrze przyrządzone, a po drodze zobaczyła magiczny termometr. Układała i zrywała kwiaty tak jak czuła gdzieś głęboko w sobie, bo nigdy tego nie robiła. Jej wiedza była zerowa, a ona poddawała się intuicji. Zapiekała wszystko według instrukcji, a dzięki termometrowi nie mogła nic przypalić. Piec wyłączył się po wskazanym czasie. Ava wyciągnęła uważnie potrawę i postawiła na blacie, zastanawiając się, co dalej.
Tak jak pierwsza część zajęć poszła Cezarowi całkiem sprawnie, tak przy nieszczęsnych zapiekanych paluszkach zaczęły się już niestety schody. Kanadyjczyk udał się z resztą grupy do spiżarni, ale za nic na świecie nie mógł tam znaleźć żadnej części ciała druzgotka, a już na pewno nie czegoś, co przypominałoby palce stworzenia. Czy reszta zabrała już wszystkie składniki i nic nie zostało, czy jak? Rozglądał się chwilę dookoła z nieporadnością, która była mu na co dzień zupełnie obca. Całe szczęście ktoś w końcu mu pomógł i mógł ruszyć do swojego stanowiska, gdzie pokroił i natarł mięsko przyprawami i wyciągiem z korzeni dyptamu. Pomysł smażenia czegokolwiek w rozgrzanym do wysokiej temperatury indyjskim maśle kompletnie nie przypadł mu do gustu, bo już wyobrażał sobie, jak rozgrzane Ghee chlapie na wszystkie strony i sieje zniszczenie, głównie na jego skórze, ale najwyraźniej miał odrobinę szczęścia, bo dawał sobie radę. Jeszcze przechodzący obok Howard poradził mu użycie specjalnej łopatki do łatwiejszego obracania paluszków i wtedy wszystko poszło już z górki, a po kilku chwilach Weatherly przekładał już do foremki śliczne złociste kawałki mięska. Jednak żeby życie nie było takie piękne, jak by się mogło zdawać, Kanadyjczyk ponownie dał popis swojego braku elementarnej wiedzy z różnego zakresu, bo jak ostatni głupek chwycił kwiatki hibiskusa, a te w odwecie zaczęły go parzyć w palce. Co prawda nie trzymał ich tak długo, by go poważnie poparzyły, ale odruchowo wypuścił kwiatki z rąk i chyba musiał podchodzić do nich jak pies do jeża, bo aż ktoś udzielił mu pomocy i dopiero wtedy dowiedział się, jak zerwać i ułożyć kwiaty hibiskusa bez robienia sobie przy tym krzywdy. Ech chyba przydałoby się odwiedzić czasem lekcje zielarstwa.
Szykowanie palców druzgotka: 2 Obsmażanie w Ghee: 5 Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 3 Link do kostek: *klik* nie pogardzę pomocą w etapie 1 i 3
Szykowanie palców druzgotka: 1 Obsmażanie w Ghee: 5 Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 1 Link do kostek: *klik*
Gittan oczywiście słuchała swojego profesora, ale gdzieś tam w środku ciągle rozmyślała o ostatniej rozmowie z Rekinem i połowa najważniejszych informacji przeleciała gdzieś bokiem. W dodatku wpatrywała się w niego jakby była zahipnotyzowana. Właśnie dlatego nie chciała, aby opowiadali sobie intymne historie. Teraz czuła się niezręcznie w jego towarzystwie, a przez to traciła na lekcjach. Trącona przez jakąś osobę, szybko wróciła na ziemię. Wzięła palce, zaczęła je ciąć tak jak jej się podobało, bo już w ogóle straciła humor. Nie były to idealne równe kawałki, ale nie można powiedzieć, że nie są odpowiednio pokrojone. Zagapiła się i chwyciła sos z ostrej papryczki, a następnie zaczęła nacierać paluszki. Gdy zaczęła płakać od tego zapachu, zrozumiała, że to nie jest dyptam, więc musiała zacząć robić wszystko od nowa, co skomentowała soczystym: javla. Zajęło jej to dwa razy dłużej, a Gittan nie potrafiła się skupić. W dodatku profesor zwrócił jej uwagę jak obsmaża paluszki. Przeprosiła za swoją lekkomyślną, a potem już dokładnie patrzyła, czy wykonuje wszystko tak jak powinna. Kwiaty nie poparzyły palców Gittan, kiedy układała je na talerzu. Stała przy piekarniku, ciągle wachlując dłonią twarz, bo było tam okropnie gorąco! Na szczęście nic nie spaliła, a gotową potrawę położyła na blacie.
Pomagam: tak Komu pomagam: Césaire Weatherly Z czym pomagam: 1 i 3
AVE dobra duszyczka chciała pomóc koledze z zielonymi elementami na szacie. Zauważając jego zagubienie, chwyciła ramię Cezara w spiżarni. - Hej, czekaj, nie tu - pociągnęła go za sobą w zupełnie inną część pomieszczenia, a następnie podała mu palce druzgotka. Nie chciała go zostawić teraz samego, więc zaczęła z nim dzielić blat. Pokazywała jak powinien wszystko pokroić, aby kawałki były równe, a jednocześnie nie zrobił z paluszków paskudnej miazgi. Gdy skończyła smarować wyciągiem dyptamu druzgotka, buteleczkę podała Cezarowi, aby nie pomylił tylko tego z ostrą papryką chili. Olej Cezara tryskał na boki tak, że Ava ledwo zdążyła się od niego uchronić! Już chciała na niego nakrzyczeć, ale gdy zobaczyła jak biedaczyna się poparzył kwiatami, to jeszcze raz podeszła do chłopaka. - Wszystko w porządku? Zobacz, musisz tu go chwycić - powiedziała, tym samym pokazując Cezarowi, jak to tam powinno być wszystko ułożone. Razem z nim wszystko włożyła do piekarnika, czekając aż wszystko będzie gotowe. Użyła oczywiście po raz kolejny termometru znalezionego wcześniej, który wyłączył piec w odpowiednim momencie. - Ta dam, gotowe - odrzekła, otwierając drzwiczki od pieca i pokazując mu tym samym, jak pięknie się wszystko razem zapiekło.
Całe to gotowanie było całkiem spoko. Co prawda co chwila w kuchni coś się działo, ktoś sobie z czymś nie radził albo w ogóle robił sobie krzywdę, ale w gruncie zajęcia szły sprawnie i ludziki pomagały sobie nawzajem, kto z czym radził sobie lepiej. Madison znalazła w spiżarni palce druzgotka i pokroiła je na kawałki, mniej więcej równej długości, po czym zaczęła je doprawiać i nacierać czymś, co sądziła, że było wyciągiem z korzeni dyptamu. Niestety kiedy skóra dłoni zaczęła ją charakterystycznie piec, uświadomiła sobie, że pomyliła się i zaaplikowała paluszkom ostre chili, a nie dyptam, co zniweczyło jej dzieło i gdyby nie fakt, że miała jeszcze trochę palców odłożonych na boczek, bo nie wszystkie zmieściłyby się do foremki, byłaby bieda, a ona zostałaby z niczym i musiała prosić kogoś o pomoc i udzielenie składników. Rozpoczęła jednak operację od początku, tym razem skupiając się na poszczególnych krokach i nie popełniając już żadnej gafy również przy obsmażaniu w rozgrzanym Ghee, które szło całkiem spoko. Przechodzący obok profesor Forester podpowiedział jej jeszcze jak poruszyć patelnią, by paluszki same obróciły się w maśle, a ona nie musiała ryzykować poparzeń przy majstrowaniu przy nich łopatką czy czymś takim, całość więc poszła już z górki, a Richelieu mogła już całkowicie skupić się na układaniu artystycznego wzorku z kwiatów hibiskusa na ułożonych w foremce paluszkach. Nie miała żadnych problemów z rośliną, w końcu przy Riverze, który był domorosłym wielbicielem zielarstwa, nieźle się podciągnęła w tej dziedzinie. Po wstawieniu całości do piekarnika, nie odchodziła ani na chwilę, pilnując swojego dzieła, by to nie przypiekło się ani trochę. Zapach był świetny i Kanadyjka już zaczęła planować, że po zajęciach zapakuje foremkę i zaserwuje Percy’emu pyszny obiadek w ich wspólnym mieszkaniu. Już nie mogła doczekać się końca!
Szykowanie palców druzgotka: 1 Obsmażanie w Ghee: 6 Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 4 Link do kostek: *klik*
Wszystko szło świetnie. Wybornie wręcz, dopóki Vacheron nie odkryła, że zamiast wyciągiem z dyptamu, ze szczególnym namaszczeniem nacierała paluszki ostrym chili, przez co nie nadawały się do niczego, jak do kosza, a ona musiała zacząć od nowa, dziękując przy tym w duchu za to, że zostało jej jeszcze trochę niezmarnowanych paluszków odłożonych na bok. Całe szczęście tym razem pokroiła je i przygotowała do dalszej obróbki bez większych przeszkód, mało tego, na etapie obsmażania mięska w rozgrzanym Ghee Frejka dała popis szalonych umiejętności kulinarnych, o jakie nikt by jej nie podejrzewał, a już z pewnością nie ona sama i jeszcze w przypływie dobroci serca szepnęła kilka rad swojej koleżance obok, która radziła sobie trochę gorzej. Na sam koniec, uważając na roślinkę, o której uczyła się pilnie na zielarstwie, blondynka ułożyła finezyjny wzór z kwiatków na ułożonych w foremce paluszkach, które następnie wstawiła do nagrzanego piekarnika i dzielnie stała tuż przy drzwiczkach, nie oddalając się nawet na krok i wpatrując się z uporem maniaka w swoje dzieło, by nie dopuścić do tego, że niedobry piekarnik zniweczy jej trudy i wszystko przypali.
Szykowanie palców druzgotka: 6 Obsmażanie w Ghee: 1* Kwiaty Hibiskusa i zapiekanie: 1 Link do kostek: *klik*