Chętnie odwiedzany przez wszystkich młodych i troszkę starszych ludzi klub, cieszy się doskonałą renomą ze względu na dobrą muzykę, idealną do tańczenia i trochę wyciszone stoliki, przy których można swobodnie rozmawiać, bez konieczności pochylania się i przekrzykiwania innych dźwięków. Wspaniałe efekty świetlne osiągnięto przez najnowocześniejsze lampy na neonowe eliksiry!
Autor
Wiadomość
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath Drinki: Mam żółte ubrania i komentuję wszystko
Jak widać Julek potrafił myśleć tylko o jednej rzeczy na raz po wypiciu drinka i zjedzeniu tej pizzy. O rozebraniu się. I o ile fakt, że zdjął marynarkę nie był dla niej niczym niezwykłym o tyle nagłe złapanie jej i zaciągnięcie jej na bok, by to tam ściągnąć z siebie koszulę... No i powiedzcie mi, kto tu kogo molestuje?! Ona znowu jest grzeczna. Jedynie gada jak najęta, głupio wszystko komentując, ale to tyle. A ten co? Rozbiera się. Widząc jego nagi tors otworzyła usta żeby coś powiedzieć. Zamknęła je. Zacisnęła. Starała się. To co jednak wypiła było mocniejsze - Drodzy Państwo, zapraszamy na specjalny pokaz w wykonaniu tego dobrze zbudowanego Krukona - Prawdziwy był z niej komentator sportowy. Te słowa brzmiały dokładnie tak jakby właśnie zapraszała widzów na krótką przerwę na reklamy - gdzie reklamą był oczywiście pół nagi Julek, z którego nie mogła przestać się co jakiś czas śmiać. Sytuacja był komiczna. I jeszcze bardziej się taka stała, gdy pojawił się przy nich @Maximilian Felix Solberg ze szklaneczką i jakże jasnym obwieszczeniem, że jest jego żoną. Gdyby coś piła, pewnie by się właśnie zapluła ze śmiechu. - Co ten mój mąż, który bezczelnie przerywa mi striptiz w wykonaniu tego oto Krukona, jest dzisiaj taki nieślizgoński, co? - Spytała wpatrując się w niego z zaciekawieniem, bo przecież gdy wcześniej bawiła się w pożeracza dusz nie był taki żółty. Chyba, że... Ciekawe, czy jeden drink neutralizuje drugiego? Bez pytania złapała szklaneczkę w ręce Maxa i podmieniła ją z tą, którą sama trzymała. Po czym napiła się z niej dwa czy trzy duże łyki... Jednocześnie sama stając się żółciutka jak słoneczko. - Kochanie nie wiem o czym mówisz. Ja też jestem Puchonką z krwi i kości o czym świadczy mój piękny strój w kolorze kanarka - Taka piękna czarno biała sukienka podkreślająca jej urodę... No nic, miała nadzieję, że uda się ją jeszcze odratować. Choć nawet jeśli nie, to było warto - To ten oto @Julius Rauch tu nie pasuje - Powiedziała zerkając na biednego, wciąż ubranego na czarno Krukona. Przy Maxie od razu była swobodniejsza. Dodawał jej sporą dawkę pewności siebie i podkręcał jej humor zawsze, gdy pojawiał się obok.
Gdy zaczęto wypytywać się go o ten niefortunny incydent, przez który nie mógł się powstrzymać przed zdjęciem koszulki lekko się speszył. Wcale też nie pomagał wcześniejszy komentarz Gryfonki. Tylko zwracała na nich uwagę. Założył szybko koszulkę, czując, że ciepło już nie wypełnia jego ciała aż tak. Będzie to pewnie niekomfortowe, ale coś musiał zrobić. -Chciałem tatuaż narysowany markerem na klacie- odpowiedział starając się zignorować wzmiankę o mężu i całą resztę. Już nieważne jak bardzo głupio to brzmiało, ale nie chciał psuć nowemu koledze niespodzianki jeżeli zechciałby napić się kolejnego drinka. -Jestem największym fanem Puchonów, numer dwa oczywiście, zaraz po niej- odpowiedział z uśmiechem. Jakoś nie widział żadnej przeszkody w celebrowaniu zwycięstwa borsuków w ostatnim spotkaniu. -Masz może mazak?- po chwili chciał dopełnić swoją pierwszą wypowiedź. Może tylko się skompromituje przed "nieślisgońskim" kolegą, ale mógłby wygrać zakład z Tori. Zabawnie wyglądała by nagroda za to, zwłaszcza jak Max byłby obok.
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Nie trzeba dwa razy pytać Theresy Peregrine, czy chce iść na imprezę – a już zwłaszcza, kiedy było się Thaddeusem Edgcumbem. Z entuzjazmem przystała na ten pomysł – i dopiero kiedy zamknęły się za nią drzwi do Pokoju Wspólnego, pod które odprowadził ją Thad, poczuła odrobinę stresu powoli pnącą się z żołądka w górę. Nigdy bowiem nie była na żadnej imprezie w charakterze czyjejś partnerki. Chciała dobrze wypaść. Bo co jeśli jego przyjaciele nie polubią Tessy? Albo ciągle pamiętali docinki wykrzykiwane na boisku za przeciwną drużyną, jak na nią przystało – dosyć niewybredne? Albo ten jeden raz, chyba w czwartej klasie, kiedy przed ich treningiem podmieniła piłki na takie wydające z siebie odgłosy niestrawności przy każdym dotknięciu? Wtedy myślała, że to było zabawne, teraz nie było jej aż tak do śmiechu. Przebrała się chyba z dziesięć razy, rozrzucając ubrania po całym dormitorium. Ostatecznie postawiła na – jak na nią – dosyć prosty strój. Po wygłoszeniu mowy do samej siebie w lustrze (Theresa, weź tym razem nic nie odwal, co? Zrób to dla mnie i tego nie spierdol) – w końcu opuściła swój pokój, by spotkać się z Thadem pod bramami szkoły. Szła, cała sztywna, nie wiedząc, jak uciszyć ten wewnętrzny głos, który podszeptywał jej wszystkie co jeśli... Magiczny efekt, który miał na nią Edgcumbe, zadziałał, kiedy tylko go zobaczyła – wszystkie wątpliwości natychmiast zniknęły, a Theresa uśmiechnęła się błogo. Zwolniła kroku – żeby przedłużyć moment, w którym mogła poobserwować go, zanim on zauważy ją. Serce rozpędziło się na samą myśl, że to właśnie na nią czeka ten wysoki, elegancki, piękny chłopak. A kiedy na nią spojrzał i po raz kolejny pocałował (jeszcze liczyła w myślach te pocałunki, ale miała nadzieję szybko stracić rachubę)... Merlinie, ledwo wierzyła w swoje szczęście. Ledwo dostrzegła ten motor! – Cacko – powiedziała. Sama nie była pewna, czy bardziej o pojeździe, czy o Thadzie, ale to na niego patrzyła, wypowiadając te słowa. Pozwoliła założyć sobie kask, wsunęła ręce w rękawy jego kurtki (musiała podwinąć je chyba ze cztery razy, żeby móc swobodnie operować dłońmi), a potem objęła go w pasie – i polecieli. Mocno zacisnęła palce na dłoni Thada, kiedy już weszli do środka, uśmiechając się tylko odrobinę niepewnie. Póki trzymała tę dłoń, nic nie miało prawa pójść nie tak. – Gratuluję wygranej! – powiedziała do @Nancy A. Williams, gdy Edgcumbe zwrócił w rozmowie uwagę na obecność Theresy. Wyciągnęła rękę, żeby uścisnąć dłoń kapitan drużyny. – Cześć, jestem Theresa, ale możesz mi mówić Tessa, świetny debiut, mucha nie siada, widać było, że zgrana drużyna, trzeba będzie na was uważać w przyszłym sezonie, jeśli będziecie trzymać taki poziom, świetna robota – zalała ją natychmiast swoim nerwowym słowotokiem. Rozejrzała się po zgromadzonych. Z entuzjazmem odmachała @Liam A. Rivai (zastanawiała się przez chwilę, czy machał tak do niej, bo już go znała, czy może tak po prostu, na przywitanie – ale i tak w tym momencie mogła zareagować na ten jeden sposób), a potem przeniosła spojrzenie na @Aleksandra Krawczyk. – Tessa – przedstawiła się, ściskając jej dłoń. – Świetny mecz, co tam pijesz? – skomentowała, a potem zapytała na jednym oddechu, zerkając na drinka w jej dłoni, a później na stół. Intensywnie żółty napój przyciągnął jej wzrok, więc chwyciła szklankę – na pewno przyda się, żeby ugasić trochę te nerwy i przestać wypluwać z siebie słowa w tempie karabinu maszynowego. Dopiero po chwili w jednej z sylwetek rozpoznała @Maximilian Felix Solberg, do którego zamachała z daleka. Nie spodziewała się spotkać kumpla na imprezie dla puchoentuzjastów, ale cieszyła się z obecności kogoś, kogo znała. A poza tym, jeśli Puchoni znosili jego, to Theresę chyba też powinni polubić?
Sięgasz po szklankę z intensywnie żółtym płynem. W pierwszej chwili wyczuwasz cytrusowe nuty, przełamane lekko cynamonowym aromatem. Jest idealnie słodko-kwaśny. Nie ważne co miałeś na sobie wchodząc do klubu, po opróżnieniu szklanki wszystkie twoje ubrania zmieniają kolor na żółty z czarnymi akcentami! Teraz prezentujesz się jak na prawdziwego, puchońskiego kibica przystało!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie mógł opanować śmiechu, gdy "oburzona" Tori skomentowała jego przybycie. -Wybacz, następnym razem pooglądam z daleka. - Mimowolnie spojrzał na swoje ubranie, które przed chwilą zmieniło barwy. -To Ty nie wiesz, że puszki zajmują wyjątkowe miejsce w moim serduszku? - Sam nie wiedział czemu, ale relacje z borsukami miał chyba najlepsze. Takie poczciwe z nich istoty. -Wybacz, stary akurat nie wziąłem. Ale możesz załatwić to chyba różdżką, co? - Po co marker jak ma się magiczny kijek? Kojarzył @Julius Rauch z zajęć kółka podczas których włosy krukona zmieniły się w macki. -Tak w ogóle, to Max. - Przedstawił się oficjalnie. Jego napój został podmieniony i teraz @Vittoria Sorrento również wyglądała jak puchon z krwi i kości. Skoro ona kradła jego drina, to ona miał zamiar ukraść jej. Wziął łyka. W smaku nie najgorszy, chociaż powoli przestawał rozróżniać smaki. -PROSZĘ PAŃSTWA, CO ZA SPOTKANIE! TRÓJKA NIE PUSZKÓW ZEBRAŁA SIĘ TUTAJ NA STRIPTIZ W WYKONANIU KRUKONA. CO ZA STYL! - Wyrwało się z jego ust. Chyba wiedział już, jaki efekt miał podmieniony napój. Robiło się coraz zabawniej. Jednak borsuki wiedziały jak urozmaicić imprezę i tym razem także Max nie był zawiedziony. -POSZUKIWANIE MAZAKA SIĘ ROZPOCZĘŁO! CZY KTOŚ GO ZNAJDZIE? - Nic tylko iść teraz na mecz i komentować. -A OTO I PRZECUDOWNA @Theresa Peregrine! KOLEJNY ŚLIZGON W TYM ZACNYM GRONIE! - Wyrwało mu się, gdy zobaczył, jak kumpela się z nim wita. Nie omieszka zaraz do nich wrócić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath Drinki: Mam żółte ubrania
Gdy Julek wspomniał o tatuażu na klacie od razu zaczęła się śmiać, bo doskonale wiedziała o co mu chodzi. Markera jak nie było tak nie ma, zatem ani on nie będzie miał swojego obrazka na klacie, ani ona nie zostanie oznaczona. Mąż też był na szczęście niepomocny, gdy ten spytał go o mazak (a ona znowu się zaśmiała w związku z tym) to też nie obawiała się o swoje ciało. - Tak jak ślizgoni w moim? - Spytała @Maximilian Felix Solberg puszczając mu przy tym oczko. I coś w tym było, bo ona najwięcej relacji miała właśnie z uczniami Slytherina. I tych dobrych i tych złych. Szlabany ze ślizgonami, schadzki ze ślizgonem, teraz impreza w towarzystwie męża. Wiecznie Ci zieloni! - Tak głośno skandowałam dla Puchonów na meczu, że nawet nie słyszałam jak to robię - Stwierdziła a propos bycia największą fanką i wyszczerzyła się do @Julius Rauch. Kibicowanie kebabom było wprawdzie ważniejsze, ale i tak zasłużył na order zdrajcy swojego domu. - Jak już tak komentujesz - U niej ten efekt własnie się skończył, ale gdy Max zaczął niemal posikała się ze śmiechu i nawet miała ochotę do tego wrócić, ale na razie pozostała przy bezpiecznym napoju zmieniającym ciuszki - To byś chociaż skomplementował kreację żony! - Stwierdziła wskazując na siebie w oczojebnej, żółte sukience i oczekując lawiny komplementów - Normalnie tylko Julek mnie dzisiaj podziwia, co z wszystkimi innymi jest nie tak? - Spytała niezadowolona uwieszając się na ramieniu Krukona głównie po to, żeby mu wyszeptać do ucha - I ŻADNEGO MAZAKA! - Dodała jeszcze, żeby Max broń boże nie był jej Brutusem i nie pomógł przypadkiem blondynowi w poszukiwaniach.
Puszki zajmowały wyjątkowe miejsce w serduszku każdego ucznia i nauczyciela w Hogwarcie, a przynajmniej tak uważał on. Kto mógłby nie lubić tych uczniów z pociesznymi mordkami i dobrym nastawieniem do innych. -Wyszłoby coś okropnego- utalentowany to on nie był jeżeli chodziło o rysunki-Poza tym mazak mógłbym zmyć będąc w każdym stanie- na przykład jakby był w stanie nietrzeźwości- a zabawa różdżką nie brzmi tak dobrze jak nie jest się w najlepszej kondycji-jeszcze wypaliłby sobie dziurę próbując usunąć nieudany tatuaż, a prosić o pomoc w takiej sprawie wydawało mu się czymś śmiesznym. Uśmiechnął się nieśmiało, gdy Max zaczął głośno komentować jego występ. Musiał ratować się przed zapoceniem ubrań i teraz dwie osoby mogły popodziwiać jego ciało. No super. -Może się przyłączysz kolego?- no tylko tego by brakowało, żeby dwójka nieletnich uczniów latała z gołymi klatami po cudzej imprezie w klubie. Na pewno byłoby to coś śmiesznego. -Inni nie są blond aniołami jak ja Tori- no bo nie byli. Tylko Julius załapywał się do tego opisu. Była to jego jedyna zaleta jak na razie, no i może jeszcze mocny sen.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Efekt:2 - zmieniam się w borsuka, ale w następnym poście
Nagły tłum, który wpadł do klubu totalnie wybił ją z rytmu. Wiedziała, że podczas meczu kibicowała im ogromna ilość uczniów, ale nie spodziewała się, że tak wielu gości z innych domów postanowi wspólnie z nimi świętować sukces! Każdemu kto do niej podszedł dziękowała za miłe słowa, które lały się tak gęsto, że aż w pewnym momencie przestała im zaprzeczać, tylko grzecznie dziękowała. Uściskała porządnie @Yuuko Kanoe, która również postanowiła przyjść, by świętować zwycięstwo, a na widok ciastek Williams aż zaniemówiła. Kiedy ona miała czas je zrobić?! - Dzięki Yuu, mam nadzieję, że masz rację. - Powiedziała zanim wypuściła współlokatorkę z objęć, by przywitać się z @Maximilian Felix Solberg, który tym razem był w zdecydowanie lepszej formie niż kiedy ostatnio wspólnie się bawili w pubie jazzowym. - Jestem cholernie dumna... - Przyznała z pewnością w głosie, odwzajemniając ten przyjacielski uścisk. - Baw się dobrze Max, tym razem ból pleców nie powinien cię ograniczać. - Puściła mu oczko z rozbawieniem, wspominając podrygi babci Felicji na parkiecie. W ogromne zaskoczenie wprowadziło ją pojawienie się kolejnego gościa w klubie. Kogo jak kogo, ale kapitana krukonów zdecydowanie nie spodziewała się tutaj dzisiaj zobaczyć. Co prawda ich wygrana umożliwiła niebieskim udział w finale, ale myślała, że @Elijah J. Swansea mimo wszystko wolałby świętować z Gryfonami, którzy podobno również urządzili imprezę. Nie zamierzała natomiast w żaden sposób się w to zagłębiać. Uśmiechnęła się serdecznie na jego widok i uścisnęła go przyjaźnie. - Eli! Jak miło cię tu widzieć! Wszyscy są mile widziani! - Przyznała szczerze, przejmując bukiet z nieukrywanym zachwytem. Był idealny! - Dziękuję! Częstuj się na co tylko masz ochotę! Wszystko jest dla was! - Wskazała na skromnie zastawiony stół. Chwilę później zagadnęła barmana i dostała nawet wazon na kwiaty, by nie zdążyły zwiędnąć przez czas trwania imprezy! Przeprosiła grzecznie krukońskiego kapitana, bo na horyzoncie pojawił się w końcu ostatni członek drużyny! Przywitała się z @Neirin Vaughn wesoło, choć tak naprawdę w środku odczuwała na jego widok niemały stres. Chyba był jedynym z zawodników, który wciąż jej nie akceptował, a przynajmniej Nancy odczuwała od niego jakieś negatywne wibracje, które starała się ignorować, bo nie miała pomysłu co więcej mogłaby na ten moment z tym zrobić. A może to tylko mylne wrażenie? Może nadinterpretowała? - O rany! Nei! Są cudowne! - Pisnęła cicho kiedy zobaczyła co też im Vaughn przyniósł. Malutkie stworzonko popatrzyło na nią błyszczącymi oczkami, a Nan zupełnie zapomniała o zmartwieniach. - Byłeś świetny, domyślam się, że nie łatwo zmienić pozycję tak na ostatnią chwilę. Uratowałeś nam tyłki! - Przyznała szczerze, umieszczając pufka na swoim ramieniu. Zaraz jednak odwróciła się w stronę wejścia, bo oto usłyszała znajomy głos, na którego dźwięk uśmiechnęła się tak szeroko jak to tylko było możliwe. - TADZIU! - Krzyknęła radośnie i już rozkładała ramiona, by tak jak zwykle, rzucić mu się na szyję w przyjacielskim uścisku, ale w porę cofnęła ręce za siebie, kiedy dotarło do niej, że @Thaddeus H. Edgcumbe nie przybył sam! Dała się przyciągnąć i wyczochrać, bo kompletnie nie przejmowała się aktualnie swoją fryzurą, tylko dziewczyną, która stała obok jej przyjaciela. Zestresowała się! Chciała zrobić na @Theresa Peregrine jakieś dobre wrażenie, chciała, żeby zostały koleżankami, przyjaciółkami. Zdecydowanie chciała mieć pozytywne relację z dziewczyną swojego przyjaciela, skoro miało to już być oficjalnie! Na szczęście przed niezręczną ciszą, spowodowaną gulą w kapitańskim gardle, uratował ich @Liam A. Rivai i jego entuzjazm, który mógłby roznieść chyba cały ten budynek. - Tłuczek! Świetne imię! Kurcze, to jakie wybrać dla mojego? - Zmartwiła się, bo nie miała chwilowo żadnego pomysłu, a przecież, idąc śladem Liama, Pała go nie nazwie... Wróciła spojrzeniem do ślicznej ślizgonki i uśmiechnęła się ciepło, chowając ten irracjonalny stres gdzieś do kieszeni. - Nancy. Bardzo miło mi Cię poznać! Nie mogę się doczekać aż spotkamy się na boisku! Mam tylko nadzieję, że nie będziesz za bardzo rozpraszać Tadzia... - Zaśmiała się, szturchnąwszy przyjaciela w bok. Oby obecność dziewczyny na boisku nie miała potem wpływu na grę! - Przygotowałam drinki, jest pizza, częstujcie się! - Wskazała na stół zachęcającym gestem i sama sięgnęła po jeden z kieliszków, by zanurzyć usta w smacznym, herbacianym napoju. Zdawała sobie sprawę, że nie są to zwykłe drinki, złożyła specjalne zamówienie, na specjalną okazję, jaką była ich wygrana, ale do końca wiedziała co też zostało do nich dolane. Kto nie lubi niespodzianek? Zanim upiła kolejną porcję, spojrzała na Tadka pytającym spojrzeniem. Znali się tyle lat, że doskonale rozumieli się bez słów, dlatego liczyła, że zrozumie niewypowiedziane pytanie "chcesz, żebym się ulotniła, czy mogę wam jeszcze poprzeszkadzać?" i da jej jakiś sygnał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Parsknął słysząc o miłości @Vittoria Sorrento do ślizgonów. Zdecydowanie coś w tym było, chociaż nie była to ta sama miłość, o której mówił Max. -OHO! DRODZY PAŃSTWO MAMY TU WIELBICIELKĘ ZIELONYCH. NIESTETY PANNA SORRENTO NIE ZDAJE SOBIE SPRAWY, ŻE MOJA MIŁOŚĆ DO PUSZKÓW TO CO INNEGO. - Coraz bardziej działały na niego efekty piwa. -CZYŻBY JULIUS WĄTPIŁ W SWOJE ZDOLNOŚCI PLASTYCZNE? DAJCIE WSZYSCY DOPING NASZEMU KRUKOŃSKIEMU PRZYJACIELOWI! - Rozejrzał się po zebranych, gdy @Julius Rauch stwierdził, że różdżką może być mu ciężej niż markerem. Max pewnie też wolałby zwykły pisak, ale nie musiał się o to teraz martwić. -SOLBERG ZDECYDOWANIE POOPIERA DOŁĄCZENIE SIĘ DO KLUBU NAGICH KLAT! - Ostatnio miał wrażenie, że dość często to robił na imprezach. Szczególnie tych organizowanych przez borsuki. Czy to miało stać się jakąś tradycją? W każdym razie krążące w jego organizmie używki mówiły mu, że nie ma się czym martwić. Zdjął więc koszulkę, świecąc przed Tori jej ulubionym fragmentem jego ciała. -I OTO NA BOISKO WKRACZA NIEPOCIESZONA VITTORIA W ZJAWISKOWEJ KREACJI SPECJALNIE NA TEN WIECZÓR. - Puścił jej oczko z miną w rodzaju "Teraz lepiej?". Faktyczni wyglądała pięknie. Zdziwił się na komentarz Julka o blond aniołach. Dotąd słyszał tylko, jak dziewczyna wyraża się tak o samej sobie. Nie sądził, że grono aniołków może być większe.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath Drinki: Mam żółte ubrania
-Mężu! Ty masz miłość tylko do żony, pragnę Ci przypomnieć! - Powiedziała wielce oburzona, grożąc mu przy tym palcem. Jak to tak Puszki, jak tu żona obok i trzeba o nią zadbać?! Co on sobie kurcze myślał?! -Julek jest grzeczny, Max. On się nie bawi różdżką - Stwierdziła w pełnej powadze patrząc kątem oka na Krukona, a potem na swojego Małża. Wiedziała, że ten drugi na pewno wyłapie aluzje, którą własnie puściła. A w obecnym stanie? Na pewno ją skomentuje! I trochę na to własnie liczyła, gdy rzucała tą uwagę. -Wolność dla golasów! - Zakrzyknęła ich cudowne hasło, które to powstało na pierwszym spotkaniu tej dwójki. Zanim ten jeszcze zaczął się rozbierać ona już wiedziała, że jemu nie trzeba dwa razy powtarzać. Jej wzrok oczywiście spoczął na jego bliźnie, na widok której lekko się uśmiechnęła. Jak ten mąż tak śmie ją kusić bliznami, jak ona tu z innym przyszła?! -Ty jesteś Julek. Ja jestem Blond Aniołem - Wciąż musiała bronić swojej pozycji. Potem spojrzała w stronę Maxa, a gdy ten puścił jej oczko, ta zaklaskała kilkukrotnie chwaląc go za jego piękny popis. Ciekawe, kiedy mu gardło siądzie.
Był chyba jedyną osobą z tej trójki, która nie była fanem zielonych. Po pierwsze dlatego, że Krukoni dalej z nimi rywalizowali, a po drugie dlatego, że prawie nikogo z tamtego domu nie znał. -Nie wątpię w to Max, ale wolałbym uniknąć wpadek- Niemiec zawsze chciał być zabezpieczony, na wypadek gdyby to co robi miało skończyć się w zły sposób.-Bawię się pewnie rzadziej niż ty- nie wiedział, czy dobrze zrozumiał podtekst wypowiedzi Tori, ale zapewne nie pomylił się, bo po prostu dziewczyna miała taki a nie inny humor. Gdyby natomiast nie chodziło, to pewnie też miał rację. Zaklęć używał stosunkowo bardzo mało, bo po prostu nie miał okazji do zastosowania ich poza lekcjami. Pech. -Brawo!!-roześmiał się tylko i głośno klasnął w ręce. Fajnie, że ten chłopak nie był sztywniakiem jak on, bo zapewne gdyby to zależało od w miarę trzeźwego Juliusa, to ten nigdy by tak bez powodu nie rozebrał się w miejscu publicznym. A teraz stał tak jakby miał nieźle nawalone w czambo bambo i śmiał się jakby sobie popił. Przynajmniej dobrze się bawił, tak? -Coś ci mówiłem krasnalu, że ja jestem Blond Aniołem- no nie musiał chyba po raz setny jej tego tłumaczyć, bo to było zbyt oczywiste-Ale mam pomysł- zwrócił się teraz bardziej w stronę ich stosunkowo nowego towarzysza-powiedz nam Maxymillian, kogo ty wolałbyś jako tego "anioła"?- szyderczy uśmieszek pojawił się na twarzy Niemca i od razu lampka zaświeciła się, że to może nie pójść w dobrym kierunku... chyba.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Efekty: Goła klata, puchońskie ciuszki i komentatorstwo
Zieloni i niebiescy ostro rywalizowali w tym roku o puchar domów. Max stał się nawet ulubieńcem kruków dzięki temu, ile punktów ostatnio stracił. Oczywiście sam pluł sobie w brodę z tego powodu, ale już nie zmieni przeszłości. Robił więc, co mógł, aby nadrobić stracone punkty. -I ZNÓW VITTORIA SORRENTO ZNALAZŁA SIĘ W BŁĘDZIE! CO ZA WIECZÓR MILI PAŃSTWO, CO ZA WIECZÓR. - Na aluzję co do zabaw Julka różdżką, prawie opluł się piciem. Był zbyt zrobiony, żeby go coś takiego nie bawiło. Zdecydowanie nie powinien się jeszcze doprawiać. -KTO BY POMYŚLAŁ! ZNALEŹLIŚMY GRZECZNEGO KRUKONA. - Już po chwili Julek jednak pochwalił Maxa za negliż i nazwał Tori krasnalem, co trochę przeczyło jego słowom. -NO I DOCHODZIMY DO PIERWSZEGO DYLEMATU WIECZORU. KTO BARDZIEJ ZASŁUGUJE NA MIANO BLOND ANIOŁA? JAKIEŚ SUGESTIE? NIE? W TAKIM RAZIE MÓJ GŁOS WĘDRUJE DO.... - Zrobił dramatyczną przerwę udając, że nabija rytm na werblu. -PANA JULIUSA!!!! - Krukon zdecydowanie bliżej był charakterem do anioła niż Tori. Przynajmniej Solberg tak myślał, bo chłopaka nie znał za dobrze.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath Drinki: Mam żółte ubrania
- Najgorszy mąż na świecie - Skomentowała fukając na niego, gdy to pozbawił ją złudzeń na temat tej nieskończonej miłości, którą powinien ją obdarzać. Tak się bawimy, Julek? Skoro tak... - Żeby być w czymś dobrym trzeba dużo ćwiczyć. Chcesz zobaczyć, jak dobrze mi idzie zabawa różdżką? - Zagaiła unosząc jedną brew i patrząc na niego zadziornym spojrzeniem wskazującym mocno na dwuznaczność jej wypowiedzi. - Miałam być księżniczką, nie krasnalem, bałwanie jeden - Mruknęła w udawanym niezadowoleniu, a gdy i Max postanowił odebrać jej to co określało ją najbardziej (bycie Blond Aniołem), tupnęła nóżką i obróciła się do nich plecami z wielkim fochem, którego oczywiście tak na prawdę nie było. -Z Tobą - Odwróciła się przez ramię do Julka - Już się nie lubię. A z Tobą - Teraz zerknęła na Maxa - ŻĄDAM ROZWODU - O ponownie stanęła do nich w pełni plecami, z postawą mówiącą "ja z wami nie rozmawiam". Wewnętrznie jednak umierała ze śmiechu, a przez sposób wypowiadania się Maxa ledwo się trzymała, żeby nie wypuścić całej salwy rozbawienia na zewnątrz.
Mąż? Mąż! Tak... Julkowi trochę zajęło przerobienie tej informacji, ale w końcu to do niego dotarło. Nie spodziewał się czegoś takiego ze strony Vittori, która wyglądała na "luźną" dziewczynę, jeżeli można to tak nazwać. Postanowił nie zadawać zbędnych pytań, bo w końcu to nie była jego sprawa. -Wolałbym zobaczyć Maxa w akcji- chłopak wyglądał na takiego, który lubił zabawę- niech on pokaże co umie zrobić z różdżką, jest bardziej doświadczonym czarodziejem- kolega pewnie miał rację, że Vittoria była w błędzie, a jemu mogłoby się udać sprowokowanie Ślizgona do zrobienia czegoś zabawnego, na przykład tatuażu. -Grzeczny Krukon spotyka się z krasnalem i jej mężem- dla niego Vittoria zawsze była, jest i będzie krasnalem. Żeby dorosnąć do miana blond anioła trzeba... dorosnąć, no i być przede wszystkim dobrodusznym, grzecznym uczniem. -Dzięki Maxiu- powiedział z uśmiechem na twarzy, gdy sprawiedliwy werdykty niezależnej osoby namaścił go blond aniołem.- Cichaj tam Tori- nie ma czegoś takiego, że osoba wyprowadzona z kłamstwa, w którym żyje nagle zrywa ze wszystkim i każdym- Mogę cię pocieszać po rozwodzie- powiedział patrząc najpierw na Vittorię, by później skierować wzrok na jej męża, niedługo zapewne rozwodnika. Biedny chłopak na pewno miałby zdruzgotane serduszko po tak smutnym wydarzeniu i będzie potrzebował kolegi, który go wesprze.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Efekt: a od końcówki posta jestem sobie pełnoprawnym borsukiem
Uśmiechnął się ciepło do Silvii, a uśmiech, który w pełnej krasie rozkwitnął na obdarowanej kwiatami pani kapitan utwierdził go tylko w przekonaniu, że nie wprosił się aż tak bardzo na krzywy ryj, jak można się było obawiać. Zagryzł wargę kiedy Rivai urządził mu „scenę”. Rozbawiło go to, bo przypomniało mu o spotkaniu kółka teatralnego, na którym pracowali w parze. Przy Liamie nie dało się nie śmiać, prawda? Tym bardziej zasługiwał na swój własny bukiet! Swansea wyciągnął różdżkę, skupił swoją wolę na zaklęciu i już po chwili trzymał w ręce całkiem spory bukiet konwalii. Był mniej pokaźny niż ten, który otrzymała kapitan, ale taki właśnie miał był – nic nie mogło jej dziś przyćmić, prawda? — Liamie, przyjmij proszę ten bukiet będący wyrazem podziwu dla Twoich pałkarskich zdolności — powiedział teatralnym tonem, podając mu kwiaty, po czym całkiem już poważnie dodał — Ładnie się spisałeś, aż miło było popatrzeć. Czasem sam tęsknię za pałką. Kto jak kto, ale on potrafił docenić współpracę pałkarzy i czyste, celne trafienia tłuczkiem w przeciwników. Mógł grać na obronie, ale w głębi serca zawsze pozostanie na swojej starej pozycji. — Jak było na wymianie? — z zainteresowaniem zapytał Silvię, bo odkąd wróciła, nie miał jeszcze okazji z nią porozmawiać. Spodziewał się, że teraz, kiedy do Huffu wróciły dwie największe quidditchowe gwiazdy tego domu, drużyna rozkwitnie swoje skrzydła tak szeroko i silnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Szkoda, że nie mieli szansy zobaczyć tego w tym sezonie – trzeba było czekać na kolejny. — Dobrze, że do nas wróciłaś. Twoje zdrowie — uniósł szklankę z drinkiem, którą złapał pospiesznie z tacy, uśmiechnął się do niej i tak jak zapowiedział, napił się sporego łyka. Tymczasem do klubu wszedł Neirin, rozdając wszystkim Puchonom puszki pigmejskie, ale i... wyrażając swoje zdziwienie, że widzi tu Krukonów. — Spokojnie, przyszedłem Wam tylko pogratulować, nie zabawię długo — wytłumaczył się, choć wcale nie musiał. Tak czy inaczej, czuł się trochę jak intruz i nawet jeśli miał z Puchonami pozytywne relacje, a oni zapewniali go, że jest tu mile widziany – lepiej było im dać świętować we własnym gronie. Chciał tylko na moment porozmawiać z Tadkiem, więc czekał aż ten ruszy tu swoje cztery litery. Bo co do tego, że pojawi się na imprezie, nie miał akurat żadnych wątpliwości. I przyszedł, a jakże! Tylko że nie sam. Pomyślałby może, że Theresa trafiła na puchoparty sama, ale sposób, w jaki ją obejmował, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Na ten widok szczęka opadła mu prawie że na samą podłogę, a ręka, w której trzymał szklankę z drinkiem sama znalazła drogę do ust, wlewając mu do gardła całą jej zawartość – na raz. Uśmiechnął się i chciał podejść do kumpla, by mu pogratulować, ale wtedy poczuł dziwne mrowienie na skórze – znajome, a jednak nie wynikające z metamorfomagicznej zmiany. Wyciągnął przed siebie rękę, która na jego oczach zaczęła się pokrywać czarnym futerkiem i ruszył w stronę Tadka, by pokazać mu to dziwactwo. Zaczął się jednak zmniejszać i zmniejszać – z każdym krokiem coraz bardziej, aż w końcu padł na cztery borsucze łapy, zmuszony wydostać się z własnych ubrań, które ani nie były w jego rozmiarze, ani nawet nie pasowały już do kształtu własnego ciała. Był borsukiem. Cholernym borsukiem. — Słodka Roweno, Nancy, co to za drink? — zawołał z pozycji podłogi, mile zaskoczony tym, że udało mu się odezwać ludzkim głosem. Co teraz? Co robić? Iść stąd, czy zostać w tej dziwacznej zwierzęcej formie? Jak długo miała potrwać? Wlepił żałosne spojrzenie w kapitan Puchonów, a potem w Tadka, niemo szukając u nich pomocy.
Chłopak bawił się dobrze, gdy nagle zaczęło dziać się coś niedobrego. Nieprzyjemne kręcenie w głowie i ból w podbrzuszu zmotywował Niemca do opuszczenia przyjemnego lokum i udania się w drogę powrotną.Ubrał się, by nie łazić jak ktoś niepełna rozumu publicznie bez ubrań, po czym pożegnał się z Maxem i Vittorią. Miał nadzieję, że nikt nie będzie miał mu za złe to wczesne wyjście. Gdy tylko wróci, położy się w łóżku i pójdzie spać... no może wcześniej weźmie sobie jakąś lekturę do przeczytania. Trochę nauki przed odpoczynkiem zawsze dobrze mu robiło.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przynajmniej mogła dopisać to jako kolejny punkt do listy rozwodowej. Ciekawe ile tego nazbiera. -SORRENTO SZYKUJE POKAZ POSŁUGIWANIA SIĘ RÓŻDŻKĄ! ZAPRASZAMY WSZYSTKICH CHĘTNYCH! TO BĘDZIE NIESAMOWITE WIDOWISKO! - Nie mógł się powstrzymać od kolejnego komentarza. Szczególnie od TAKIEGO. W końcu to ona miała za cel zawstydzenie go, a jakoś średnio jej to szło. -MAX JEST TU TYLKO OBSERWATOREM. WALKA TOCZY SIĘ MIĘDZY JULIUSEM A VITTORIĄ. - Był bardziej ciekaw ich pokazu umiejętności. Chociaż pewne umiejętności swojej żonki to on już znał. -NO I MAMY TO! CZY TO PTAK? CZY TO SAMOLOT? NIE! TO DŹWIĘK PAPIERÓW ROZWODOWYCH! - Powód numer.... Ciężko było się już w tym połapać, ale do setki na pewno dobili. Wziął ostatniego łyka picia i zwrócił się do pozostałej dójki. -CZAS DOBIEGŁ KOŃCA. PIERWSZA RUNDA ZALICZONA! SOLBERG ZMIENIA BOISKO! - Pożegnał się z wychodzącym Juliusem i skierował w stronę @Aleksandra Krawczyk i @Theresa Peregrine wraz z jej towarzyszem. Rzucił Tori spojrzenie pytające: "Idziesz?". Nie będzie jej tam ciągnął, ale jej towarzysz się właśnie ulotnił. -NO I WCHODZI NA BOISKO ON! ŚLIZGOŃSKI BLUSZCZ, PUCHOŃSKI WIELBICIEL I GRYFOŃSKI... - Wolał nie kończyć tego zdania. -WKRACZA W TOWARZYSTWO PRZEPIĘKNYCH DAM I PYTA O ICH ZDROWIE. - Przytulił Tereskę na przywitanie, bo jeszcze nie mieli okazji się osobiście przywitać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Była naprawdę dumna z Puchonów i nie mogła nie złożyć im gratulacji z powodu wygranego meczu. Tym bardziej, że naprawdę każdy z nich zapracował na ten sukces i pokazał się z jak najlepszej strony. Owszem, może i nie była znawcą Quidditcha, ale wiedziała, że każdy z nich dał niepowtarzalny pokaz swoich umiejętności. I za to naprawdę należały im się pochwały. Oczywiście zwróciła również uwagę na to, że nieco po czasie na miejscu pojawił się Thad. I to w towarzystwie pięknej Ślizgonki. Ogólnie dostrzegła, że puchońska impreza była na tyle puchońska, że oczywiście nie mogło zabraknąć na niej także przedstawicieli innych domów. I taka jak można się było tego spodziewać posłała jedynie pannie Peregrine przyjazny i niezwykle serdeczny uśmiech. - Naprawdę miło cię poznać, Tessa - zwróciła się do niej. - Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. I choć wiedziała, że nie powinna oceniać ludzi po wyglądzie to Theresa wyglądała na naprawdę miłą dziewczynę. Przynajmniej tak było w jej mniemaniu, a powszechnie wiadome było, że jednak zwykła doszukiwać się w ludziach głównie jeśli nie wyłącznie pozytywnych stron. W międzyczasie Nancy załatwiła również drinki i jedzenie dla całej puchońskiej (bo wliczamy w to też innych) zgrai. Nawet się nie spostrzegła kiedy pani kapitan wcisnęła jej w dłoń jedną ze szklanek czy też kieliszków. Nie chciała wyjść na niewdzięczną, ale naprawdę nie miała ochoty na to by choćby zamoczyć usta w alkoholu... - Wybacz, Nans, ale ja nie piję - powiedziała przepraszająco oddając jej drinka lub też po prostu odkładając go gdzieś na bok w nietkniętym stanie. Nie zamierzała teraz rezygnować ze swojej dobrowolnej abstynencji. Nie miała jednak zbyt wiele czasu, by o tym myśleć, bo już po chwili wyłowiła w gwarze głosów dosyć charakterystyczny głos wesoło wołający jej imię. - Cześć, Liam! - odpowiedziała chłopakowi, podchodząc do niego bliżej. Uwielbiała jego osobliwą lecz wyjątkowo zaraźliwą i pozytywną energię. - Widzę, że humor po meczu ci dopisuje! Szczerze powiedziawszy to, co zadziało się kolejne kilka chwil później jedynie upewniło ją w tym, że zrezygnowanie z drinka było naprawdę dobrą decyzją, bo w Geometrii zapanował prawdziwy chaos. Zewsząd dobiegały głośne krzyki, komentujące dosłownie wszystko, a ludzie zamieniali się w borsuki. Naprawdę cieszyła się z tego, że raczej uniknie tego losu i będzie mogła nieco inaczej spędzić ten czas.
Jej propozycja pokazu została niedoceniona przez Julka, za to krzyczący Max oczywiście musiał ją skomentować. Niemal się tam popłakała ze śmiechu widząc tą sytuację. - Przysięgam, że ja Cię kiedyś za tego krasnala zabije - Opowiedziała Krukonowi ze złowrogim spojrzeniem. Co ona ma zrobić?! Zacząć chodzić w szpilkach 15 centymetrów?! Wredna menda. A mąż wcale nie pomagał! - Możesz mnie pocieszyć przed rozwodem - Skomentowała ruszając brwiami kilkukrotnie, dając pod te słowa podtekst, jak to miała w zwyczaju, a potem się zorientowała - Czekaj... Mnie czy jego?! - Rzuciła z niewielkim oburzeniem. Potem Max wyruszył w stronę kolejnych ofiar, a ona kiwnęła mu głową na 'nie', sugerując, że wychodzi z Julkiem i tak też się stało. Lepiej go odprowadzić, bo kto wie czy czasem nie zaszkodziło mu coś co wypił lub zjadł.
z/t
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Działo się za dużo - zwyczajnie, po prostu za dużo - żeby Thaddeus był w stanie ogarnąć ten gwar i krzyki na raz (a do tego pufki, które wszyscy dzierżyli albo puścili je zupełnie wolno i radośnie teraz biegały wokół stołu, szukając czegoś do zeżarcia - pufki, nie Puszki). Mimo to, wyszczerzył się szeroko, od ucha do ucha, miotając głową na boki, kiedy tylko ktoś go wywołał - nie mógł się nie roześmiać z tego radosnego bałaganu. Puchoni z krwi i kości. Ciągle na nowo upewniał się jak bardzo tęsknił za taką atmosferą. — Liam! Dla mnie też znajdzie się jakiś Kafel?! — rzucił do kumpla (@Liam A. Rivai) przez stół, wymownie spoglądając na pufka-Tłuczka, który z widocznym zadowoleniem przyjął i imię i entuzjazm swojego nowego właściciela. Zahaczył też spojrzeniem o Neirina (@Neirin Vaughn) posyłając mu rozbawiony uśmiech i uchylając niewidzialnego kapelusza w geście uznania - za dotrzymywanie danego słowa. Naprawdę nie sądził, że Puchon naprawdę przyniesie dla wszystkich członków drużyny pufki, a Thad cenił dotrzymywanie słowa - nawet jeśli wstępnie uznawał je za żart. — Olcia, dobrze Cię widzieć! — odwzajemnił uścisk drobniutkiej Puchonki (@Aleksandra Krawczyk), pochylając się nieco, żeby ułatwić jej sprawę. Poczuł się tylko trochę nieswojo z tego powodu - mając jednocześnie tuż obok Theresę, którą naturalnie musiał w tym momencie puścić, żeby uścisnąć Krawczyk. — Nieźle sobie poradziłaś młoda — rzucił z uśmiechem do puchoniej rudowłosej - odnajdując jedną ręką talię Peregrine. Nie chciał dać dziewczynie poczucia, że ją tutaj zaprosił - a teraz wpadnie w wir swoich znajomych zostawiając ją samą sobie. Była tutaj z nim i nie krępował się tego podkreślać - ba! zdawał się rosnąć o kilka centymetrów, kiedy Theresa była obok niego. Komentarz @Nancy A. Williams o rozpraszaniu przyjął z... nieco zbyt rozmarzonym uśmiechem - na krótko wlepiając spojrzenie zielonych tęczówek w Peregrine. To chyba mogło spokojnie posłużyć za odpowiedź. — Ja nie piję Nan, jesteśmy motorem — wyjaśnił, po czym wyszczerzył się do przyjaciółki, puszczając jej porozumiewawcze oczko - "Absolutnie nigdzie nie odchodź" zdawał się mówić. Kogo jak kogo - ale Tessa z Nan powinny się poznać, biorąc pod uwagę, że Puchonka była jedną z najbliższych jego osób. — Ale może colę dostanę...? — Uwielbiał coca-colę. Poza tym spoglądając na to, co drink właśnie zrobił z podążającym w ich stronę Elio (@Elijah J. Swansea)... Nawet nie miał specjalnej ochoty na zostanie borsukiem - poza tym, hej! Przecież był już borsukiem, nie potrzebował do tego drinków! I nie mógłby tak prowadzić bravo. Czy borsuki w ogóle miały kciuki? — Helga Ci pobłogosławiła za kibicowanie dobrej drużynie! — Thaddeus dosłownie parsknął śmiechem na widok zwierzęcego Swansea (i to nie pod łabędzią formą), na chwilę wypuszczając Theresę ze swoich objęć i schylając się ku odmienionemu kumplowi. — Rzuciłbym Finite, ale nie mam różdżki i nie wiem czy w ogóle zadziała. Chodź tu borsuczku, bo zaraz jeden z pufków sobie Ciebie upatrzy... — nie mógł się powstrzymać od żartów, biorąc Elijaha pod włochate paszki i stawiając go na stole, żeby nie musiał mówić do ich łydek. — Chyba mamy nową maskotkę drużyny! Z radosnej równowagi wytrąciła go nieco podbitka jednego z ugoszczonych Ślizgonów - w którym rozpoznał Solberga (@Maximilian Felix Solberg). O ile absolutnie nie miał nic do puchoentuzjastów - tak powieka delikatnie mu drgnęła, kiedy młodszy chłopak wziął w objęcia Peregrine. Uśmiechnął się na ten widok - sztywno, zaciskając zęby i ściągając linię żuchwy w skurczu mięśni. — Cześć Solberg. — Czy on był niezauważalny, czy jak?
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Zamęt był naturalnym środowiskiem dla Theresy – i chociaż z początku przytłoczył ją trochę nadmiar bodźców, istne sensoryczne przeciążenie mieszanki głosów, pokrzykiwań i kolorowych plam, a przy okazji odrobina stresu ściskająca za żołądek – to z chwili na chwilę czuła się coraz bardziej swobodnie. Zarażała ją ta puchowska pozytywna energia, i chociaż ciągle odrobinę zdezorientowana, uśmiechała się szeroko. Dopiero po chwili jej mózg przetworzył niektóre informacje, na przykład stado pufków, równie rozentuzjazmowanych co świętująca zwycięstwo drużyna. Peregrine mruknęła z rozczuleniem, patrząc na puchate kulki biegające między nogami obecnych, zanim nie odciągnęło jej od tego widoku pojawienie się ścigającej. Jej mięśnie mimiczne na chwilę stężały, kiedy Thad wypuścił jej dłoń z uścisku, utrzymanie uśmiechu na twarzy nie było proste. Jak na nią całkiem dobrze poradziła sobie z ukryciem swojego niezadowolenia, które tak czy inaczej szybko zniwelował gest, jakim Thaddeus objął ją w talii. Przytuliła się do jego boku; pokrzepiające ciepło emanujące od jego ciała było jak lek na wszystkie niepokoje. – Ciebie też miło poznać, w ogóle was wszystkich – zwracając się do @"Nancy A Williams", ale też do @Aleksandra Krawczyk i @Yuuko Kanoe. Chociaż zupełnie szczerze, mówiła to z pewną niepewnością – nie była przyzwyczajona do takiej… przytulnej atmosfery. Kochała swoich przyjaciół, ale oczami wyobraźni już widziała Cali, wywracającą oczami na ten radosny tłum i rzucającą jakąś kąśliwą uwagę na ten temat. I taka kąśliwość była lepiej wyćwiczonym u Tessy mięśniem, niż ta swobodna otwartość, a mimo to czuła się tu z nimi na miejscu – może właśnie przez to, że nie dawali jej absolutnie żadnego powodu, żeby pomyślała inaczej. Chyba nie było się czym tak stresować, koniec końców. – Muszę kiedyś wpaść do was na trening! – stwierdziła. Chętnie spotkałaby się z nimi na boisku w luźniejszej atmosferze, zanim nastąpi to w jakimś meczu – w końcu Theresa bardzo wczuwała się w konkurencyjną atmosferę. Na uwagę o rozpraszaniu automatycznie spojrzała na Thaddeusa, krzyżując z nim spojrzenia, a jej uśmiech poszerzył się znacząco. – Tego nie mogę obiecać – bąknęła, palcami sięgając jego dłoni usytuowanej na jej talii. Mogłaby z pewnością złożyć odwrotną do tej obietnicę – miała nadzieję mieć dużo okazji do rozpraszania Edgcumba w następnym sezonie. I w każdym kolejnym. – No to za wygraną? – Uniosła nieznacznie szklankę z drinkiem, zanim napiła się jej zawartości. Kątem oka zauważyła gwałtowną zmianę w swojej garderobie, która z czarnej w moment zmieniła się w żółtą. Najwyraźniej dzisiaj puchońskie barwy były jej przeznaczone. – Pilnuj mnie, bo chyba ze trzy takie i będzie po mnie – zwróciła się do Thada, unosząc w górę swoją szklankę – już do połowy opróżnioną. Cytrusowy napój był idealnie wyważony, prawie w ogóle nie czuć było smaku alkoholu, piło się to praktycznie jak soczek. Niebezpiecznie! Aczkolwiek najwyraźniej nie trafił jej się najbardziej niebezpieczny drink, bo oraz w ich stronę podszedł… borsuk przemawiający ludzkim głosem? I to znajomym głosem. Trybiki obracały się przez chwilę w jej głowie. – O, cześć Elio! – wydedukowała w końcu jego tożsamość – i parsknęła krótkim śmiechem z myślą o tym, że tak szybko rozpoznała go pod postacią borsuka, w czasie kiedy miała z tym częste problemy przy ludzkiej formie. Chwilę później pojawił się @Maximilian Felix Solberg – czyżby już trochę podpity? Tylko tak potrafiła wyjaśnić zapał, z jakim komentował swoje własne działania. Pytanie, czy była to kwestia alkoholu, czy raczej towarzyszących mu efektów specjalnych. Wyściskała go na powitanie (zupełnie nieświadoma tego, co się działo w głowie Thada). – Cześć Max. A ty z jakiej okazji tu jesteś? – zapytała, bo nie podejrzewała go o bycie Puchoentuzjastą. Spojrzała potem na Egdcumbe’a, unosząc lekko brwi słysząc ton, w którym odbijało się lekkie napięcie i wsunęła rękę pod jego ramię. Mimowolnie uśmiechnęła się zadziornie. Czyżby był o nią zazdrosny? – Czyli znasz już Thada? – zwróciła się do Solberga, wciąż głupio wyszczerzona.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zauważył mały gest Thadka i szybko wyciągnął do niego rękę. -Siema stary! - Jak widać efekt drinka już minął, chociaż nadal miał na sobie ciuchy w barwach Hufflepuffu. Szybko przeniósł zdziwione spojrzenie na Thereskę i połączył w głowie kropki uśmiechając się lekko. -Przyszedłem świętować razem z puszkami! To chyba oczywiste. - Może i jego obecność tutaj dziwiła wiele osób, ale nie był jedynym przedstawicielem innego domu. Chociażby stojąca przed nim Theresa raczej nie pasowała do puszkowego domu, a jednak tutaj była. Zauważył, jak Tori i Julius opuszczają imprezę. Nie miał pojęcia, dlaczego tak nagle postanowili wrócić do zamku, ale też nie chciał ich gonić. Solberg miał dzisiaj postanowienie dobrej zabawy. Sięgnął więc po kolejnego drinka, którego ktoś zostawił na stole i wdał się w lekką pogawędkę z puszkowymi zwycięzcami. Był ciekaw, czy przyszły sezon będzie równie emocjonujący co ten. Po godzinie, poczuł jednak, że wlany w siebie alkohol i długi dzień zaczynają objawiać się w formie zmęczenia. Pożegnał się więc z puchońską drużyną oraz innymi znajomymi i również ulotnił się z klubu marząc o swoim łóżku w dormitorium.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wypad do Trzech Mioteł musiał skończyć się imprezą, tak jak zakładała Ode. Nie było innego wyjścia, skoro dziewczyny tak świetnie się bawiły tego wieczoru, musiały to wykorzystać. Po opuszczeniu pubu nie mogła nie zauważyć, że trójka delikwentów, których porwały z lokalu była równie szajbnięta co one. Chłopaki (Peter, Liam i Jake) w kameralny gronie, jak to określili "przyszli się nawalić, żeby mieć śmiałość pływać nago w jeziorze". - Dużo wypiłaś? - spytał jeden z nich, zerkając na Odeyę, która przyklejona niemal do Arli, związana szalikiem, próbowała wyczarować kanarki, które miały bronić je przed zboczeńcami, jednak nie mogła przestać się śmiać i skupić się na zaklęciu. - Całą butelkę rumu porzeczkowego, to dużo? - zapytała próbując zachować powagę przez chwilę, jednak nie była w stanie. Idąc krok w krok z Armstrong mogła przynajmniej prostować jej chód, który już teraz wydawał się nieco chwiejny. Chyba to przez ten rum... Gdy zawitali do klubu, Odeyi od razu jak zawsze rzuciły się w oczy neonowe lampy. - Ile razy tu jestem, zawsze mnie zachwycają - wytłumaczyła, rozglądając się i zrzucając płaszcz, pod którym miała wiązaną, białą bluzkę i poszarpane dżinsy. - O, tu będzie idealnie. - oznajmiła, rzucając na któryś ze stolików swoje odzienie, aby za chwilę odwrócić się do Krukonki, ale zanim się odezwała, usłyszała znajome brzmienie i odwróciła się w stronę didżejki z wymalowaną na twarzy ekscytacją. - Ejjj, to Agnst! Idziemy na parkiet! - zakomunikowała wszystkim, po czym jedną ręką chwyciła dłoń Arli, a drugą pociągnęła najbliżej stojącego chłopaka.
Pokojowa Nagroda Nobla i Order Merlina należałyby się osobie, która wynalazłaby alkohol niewpływający na wartkość umysłu i stabilność chodu... - Pomyślała całkiem trzeźwo Arli, opierając się na Odzie i walcząc z kolejną już napotkaną po drodze krzywizną chodnika. Całe szczęście, że pomiędzy Trzema Miotłami, a Geometrią nie było żadnego shot-baru ani pubu, bo niewątpliwie chciałaby się tam zatrzymać. A tak, nie miała wyboru - parła do przodu, korzystając głównie z motoryki gryfonki i nowo poznanych kolegów, kiwając tylko co chwilę głową i kwitując pomysły towarzyszy zdawkowymi "ehem" oraz "aha". W miarę, jak stawiała kolejne kroki, te ehemy i ahamy stawały się coraz cichsze i bardziej niewyraźne... Powiedzmy, że Arli miała teraz tylko jedną potrzebę, a potrzebą ta skrywała się za drzwiami z niewinnie wyglądającym kółkiem narysowanym na nich białą kredą. Na widok drzwi WC-ta bez słowa wyrwała się Odzie i ruszyła do przodu niczym szukający po dostrzeżeniu znicza. Barkiem otworzyła drzwi, dopadła muszli i w kilka chwil pozbyła się niedawno wypitego rumu i piwa kremowego. Niech Założyciele Hogwartu mają w opiece jej zwyczaj wiązania włosów w kitkę i chowania jej do kaptura bluzy. Wstała, otrzepała się, dopiero teraz rozejrzała się po łazience. Była sama. Całe szczęście. Podeszła do zlewu, palcami naciągnęła sobie wory pod oczami, puściła, czknęła i krytycznie przyjrzała się własnej twarzy. Przepłukała usta wodą, raz, drugi, trzeci, obmyła całą twarz i jak gdyby nigdy nic wyszła z powrotem na korytarz. Wpadła prosto na jednego z nowo poznanych kolegów. - Oh, hej, hej, hehe, gdzie siedzimy? - Zapytała od niechcenia i nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę Ody, która stała przy jednym ze stolików i właśnie mówiła coś o zachwycaniu się. - Założę się, że to, co jest w tych lampach, da się wypić. - Rzuciła półgębkiem, zrzucając z siebie płaszcz i bluzę Wędrowców. T-shirt z banalnym napisem dopełniał obrazu całkowitego roztrzepania i nieogarnięcia, które rysowały się teraz na jej twarzy. - Wiesz co, ja muszę na dymka... - Rzuciła do Ody, która wybiegała właśnie na parkiet i schyliła się do płaszcza, wyciągając z kieszeni paczkę wizz-wizzów mentolowych. Nie zastanawiając się wiele nad selekcją ofiary, złapała jednego z porwanych przez Bęca studenciaków za rękę i zaciągnęła go do kącika dla palących, znajdującego się na niewielkim podwyższeniu, ze świetnym widokiem na dancefloor. Przechyliła się przez barierkę, odpaliła szluga od różdżki PeteraLiama Jake'a i zaciągnęła się intensywnym, piekącym dymem wizz-wizza. Miała nadzieję, że intensywny zapach mentolu choć trochę przysłoni wyczuwalne nuty jej chwilowej niedyspozycji sprzed kilku minut. Jednym uchem słuchała opowieści dziwnej treści Jake'a, przede wszystkim jednak zerkała na wywijającą na parkiecię Odeyę, uśmiechając się pod nosem i wywijając papierosem w rytm muzyki.
Ode była tak zajęta zachwycaniem się wystrojem lokalu, że nawet nie zauważyła kiedy blondynka pognała w kierunku łazienek. Gryfonka wypiła zdecydowanie mniej niż ona, dlatego nie znała tej nieopartej potrzeby, jaką poczuła Arla, jak tylko weszła do klubu. - Jeśli chcesz świecić jak maskotka Nuti to śmiało - zażartowała w stronę koleżanki, przypominając sobie pluszaka, który owszem, był uroczy, jednak nie wyobrażała sobie W TYCH KOLORACH Arleigh. Wzruszyła tylko ramionami na słowa Krukonki, która koniecznie potrzebowała w tej chwili zażyć dawki nikotyny, a sama pognała w kierunku parkietu z najstarszym ze studentów. Liamem, jak się później upewniła. Mocne brzmienia dudniały jej w uszach, jednak właśnie to lubiła w klubach najbardziej. Podskakując i wymachując ciemną czupryną czasami nawet zapominała o tym, że ma towarzysza, bo ten był chyba przytłoczony jej nadmiarem energii. Gdyby nie Quidditch i właśnie taniec, pewnie chodziłaby jak tykająca bomba. W końcu po kilku kawałkach musiała złapać oddech, a więc dołączyli do Jake'a i Arli na półpięterku, gdzie dziewczyna mogła legalnie zapalić. Ode żwawo przeskakując co drugi stopień, pokonała schody, wskakując między blondynkę i jej towarzysza, przejmując od niej papierosa aby wziąć bucha. - I jak się bawicie? Arli, widziałam przy barze, że serwują tu Miętowego Memorteka. Zawsze chciałam tego spróbować. Tylko mi nie sprzedadzą... - zwróciła się do koleżanki, krzywiąc się nieco na samą myśl, że jako niepełnoletnia czarownica nie może tego co by chciała. Sięgnęła po pare galeonów, aby w razie czego dać je Armstrong gdyby zgodziła się kupić jej orzeźwiającego drinka. - Dj daje czadu, mówie Wam. Żałujcie, że podpieracie balustradę, zamiast wywijać tam na parkiecie. A w ogóle, gdzie jest Peter? - rzuciła zdziwiona, rozglądając się wokoło. Czyżby się zgubił w tłumie imprezowiczów? A może już przyatakował jakąś panienkę?
Gadka szmatka, podczas której musiała wytłumaczyć kompanowi, dlaczego kibicuje Wędrowcom, skoro zaledwie kilkanaście mil od jej domu mają swój stadion treningowy Sroki z Montrose, kleiła się nawet nieźle, dlatego Arleigh zupełnie przegapiła moment, w którym zaczęła opierać się głową o nowego kolegę, już nawet stała z nim dupka w dupkę... Na szczęście, zza wzgórza ze schodów na podest wpadła na nich gryfońska kawaleria, rychło w czas rozdzielając papużki nierozłączki i wtryniając się do rozmowy wraz ze swoimi studwudziestoma słowami na minutę. - Co? - Zamrugała najpierw szybko, widząc, jak papierosek został jej bezpardonowo odebrany. Ściągnęła usta i wysoko uniosła brwi, po czym demonstracyjnie wyciągnęła z paczki kolejnego papierosa i odpaliła go sobie różdżką. - Miętowy Memortek, emmm... Kurde, no w sumie czemu nie. Nigdy tego chyba nie piłam. Poszukasz kolegów i przypilnujecie nam kurteczki przy stoliku? - Rzuciła na odchodne do Jake'a. Zacisnęła dłoń na monetach, które wcisnęła jej Oda i pociągnęła ją w stronę baru, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. Przed zejściem z podestu zatrzymała się jeszcze, wzięła swojego i Ody papierosa, oba zgasiła, ułożyła sobie na dłoni i mrucząc "Ordinem Sigarellum!" dźgnęła je różdżką. Niedopałki syknęły, trzasnęły, skurczyły się w sobie, wywróciły na drugą stronę i już leżały na jej dłoni dwa malutkie modele mioteł sportowych. - Nimbus to to nie jest, ale masz, będziemy może dzięki temu pamiętać ten wieczór! - Miała nadzieję, że Oda usłyszy jej słowa mimo dudniącej muzyki. - Nimbusy to to nie są, ale jeden dla ciebie, masz! A teraz tu czekaj! - Powtórzyła głośniej i wcisnęła jej miotełkę do dłoni. Ruszyła w stronę baru, gdzie szybko dopadła niezajętego tego wieczora barmana. Skupiła wzrok na trzymanych w dłoni monetach, złapała ostrość, przeliczyła. Spojrzała na cennik nad barem i zdecydowała. - Miętowego Memortka i Czarnego Quintina! - Zamówiła, rzucając na ladę odliczoną kwotę i niecierpliwiąc się na trunek, który znała i lubiła. A Oda, na cóż, jak chce, niech pije memortka, ale ja jej nie będę jutro streszczać wszystkiego.
To, że wtryniła się między nich, wcale nie było specjalną zagrywką. Odka po prostu nie chciała koniecznie w tym momencie skupić na sobie ich uwagę, wspominając o rześkim drinku. - No właśnie! Dlatego musimy spróbować - rzuciła z entuzjazmem i zanim zleciał po schodach, zaciągnęła się jeszcze raz dymem, żegnając z uśmiechem chłopaków. - Aww, jak romantycznie - mruknęła, kiedy niemalże przyklejone do siebie schodziły z podestu, aby za chwilę Arli mogła pokazać swoje umiejętności transmutacyjne. Odeya spojrzawszy na nią z ekscytacją godną pięciolatki, zapiszczała prawie przekrzykując muzykę. - Jest zajebista! Dziękuję! - cmoknęła ją w policzek i rozpromieniona zaczęła przyglądać się miniaturce miotły, kiedy Krukonka ogarniała ich drinki. Jednak kiedy barman postawił na blacie dwie wysokie szklanki, Ode zmarszczyła brwi, widząc, że zamówienie się nie zgadza. Bez zastanowienia podeszła do baru, zwracając się do kolesia tam urzędującego. - Hej! Miały być dwa memorteki! - upomniała go, próbując przekrzyczeć się przez klubowy hałas. Zerknęła na koleżankę obok, posyłając jej pytające spojrzenie, zanim barman zmrużył oczy i odezwał się do Worthington: - Dzieciaku, jakie Memorteki?! Dla Ciebie co najwyżej herbatkę imbirową - Ej, tylko nie "dzieciaku"! Jestem pełnoletnia! - oburzyła się, podnosząc głos jeszcze bardziej, po czym chwyciła drinki w obie dłonie i bezceremonialnie odwróciła się plecami, aby odejść. - Mam wezwać ochronę? - zagroził mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany. - Arla, powiedz mu - poprosiła stanowczym tonem, odwracając się jeszcze i szukając pomocy u Armstrong.