Chętnie odwiedzany przez wszystkich młodych i troszkę starszych ludzi klub, cieszy się doskonałą renomą ze względu na dobrą muzykę, idealną do tańczenia i trochę wyciszone stoliki, przy których można swobodnie rozmawiać, bez konieczności pochylania się i przekrzykiwania innych dźwięków. Wspaniałe efekty świetlne osiągnięto przez najnowocześniejsze lampy na neonowe eliksiry!
Autor
Wiadomość
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Z dziećmi jest chyba tak, że nikt – lub prawie nikt, bo jednak zdarzały się wyjątkowe przypadki – nie jest na nie gotowy, dopóki nie zostanie postawiony przed faktem dokonanym i trudną koniecznością wzięcia odpowiedzialności za cudze istnienie; nikt z młodych ludzi, bo im dalej w las, tym sprawa bardziej się komplikowała. Sam nie myślał wcale o potomstwie, i bez tego miał całą masę problemów. Wiedział, że z pewnością by to zjebał i prędzej niż wziął na siebie odpowiedzialność, namówiłby partnerkę na zażycie odpowiedniego eliksiru. Tak mu się przynajmniej wydawało... — Nie sposób — potwierdził, kiwając bez przekonania głową. Pytanie tylko czy dla tych kilku niezapomnianych chwil warto było jeszcze ryzykować? Czuł, że był na dobrej drodze, w końcu zrobił w swoim życiu coś, co mogło mieć jakiś sens. Jak wiele trzeba było, by to zepsuć? — Trzeba się cenić, trochę narcyzmu nikomu nie zaszkodziło — puścił do dziewczyny oczko i zgasił papierosa o ścianę, przy której stał. Nie skomentował tego jak dobrze zna Heaven, bo nie wiedział ile wie jej urocza koleżanka; skoro Dear sama nawiązywała do ich znajomości, można by uznać, że sporo, ale z drugiej strony... czy Heav naprawdę powinna być dla niego wyznacznikiem rozsądku i dbania o detale? Niemniej, pozwolił sobie na dość teatralne westchnięcie i otworzył drzwi, gestem zapraszając je przodem. — Drink nikomu nie zaszkodzi, skoro obie jesteście pełnoletnie — stwierdził, bo ich argumenty rzeczywiście do niego trafiały. W pewnym sensie było to tylko takie gadanie, ale, cóż, prawda była taka, że w towarzystwie jednej z nich nigdy się nie nudził, a skoro trzymały się razem, to coś musiało je łączyć. Nie planował zostawać z nimi na długo, ot, wypije jednego drinka w miłym towarzystwie i wróci do mieszkania. Z wnętrza wypłynęły dźwięki głośnej muzyki i zaraz potem z rześkiego styczniowego powietrza wszedł prosto do gwarnego, rozgrzanego klubu. Ówcześnie rozejrzał się dyskretnie, na wypadek gdyby ktoś nazbyt nachalnie się im przyglądał. Nie robił nic złego, ale nie miał ochoty na niepotrzebne plotki. Kierując się w stronę baru, zdjął z ramion skórzaną kurtkę i pozostał w czarnej koszuli. — Irlandzką whisky i coś dla pięknych pań — uśmiechnął się pod nosem, płacąc za ich zamówienia, bez względu na ich wymyślność i ruszył do wolnego stolika. Nie było ich zbyt wiele, ale znalazły się jeszcze trzy miejsca, na całe szczęście z dala od jego znajomych, którzy dalej gdzieś tam ćpali. — Powiedziałbym, że dla studentek picie z... hmm — zawahał się na moment, zajmując miejsce przy stoliku — powiedzmy, że nauczycielem, to żadna zabawa. Chyba że tak was mierzi, że ktoś wam czegoś zakazuje? Uśmiechnął się kącikiem ust, pozerkując to na jedną, to na drugą, a potem uniósł szklankę do ust i upił sporego łyka. — My znamy się już chyba od jakiegoś czasu, hm? — zwrócił się do Chloé — z wizbooka? — dodał pytającym tonem, bo choć był tego prawie pewien, prawie mogło robić dużą różnicę. Spoglądając na Heaven, dodał — Chociaż w tym momencie mojego wizbooka zna już chyba każdy. Nie był na nią szczególnie zły, ale w jego głosie dało się wyczuć odrobinę... nagany? Chyba za mocno wchodził w swoją nową zawodową rolę.
Gdyby nie była w takiej sytuacji, pewnie sama powiedziałaby, że eliksir to najlepsze rozwiązanie. Zabawne, pewnie byłaby o tym całkowicie przekonana, gdyby ktoś zapytał ją o radę. A jednak ostatecznie wszystko okazało się być bardziej skomplikowane, niż mogłoby się zdawać. Nie żałowała. Przynajmniej jeszcze nie, chociaż spodziewała się, że będą kryzysy i będzie trudno, ale Milka dodała jej odwagi, której się po sobie nie spodziewała. Innej, niż ta, którą miała do tej pory. Weszła za Natem do klubu i zaraz również zdjęła swój płaszcz, a przy barze poprosiła o margaritę. Dawno nie piła alkoholu, miała nadzieje, że dalej ma względnie mocną głowę i nie musi się przesadnie pilnować. Zresztą, czy miała potrzebę dzisiaj jakkolwiek się pilnować? Miała się bawić, Milka była bezpieczna i zaopiekowana, a ona mogła odetchną. - Zależy z jakim nauczycielem - upiła łyka swojego drinka i spojrzała na niego rozbawiona. - Mierzi? Nie, zakazy mi nie przeszkadzają. W sumie wręcz przeciwnie. Jakby ich nie było, to nie byłoby czego łamać, a to byłaby straszna strata - pokręciła głową, patrząc na niego, zakładając nogę na nogę i opierając się wygodnie. Fakt, że nagle został jej nauczycielem ani trochę jej nie zniechęcał i miała nadzieje, że niczego nie wyklucza. Wręcz przeciwnie, to był kolejny czynnik, który przyciągał ją bardziej. Nie wyprowadziła go z błędu odnośnie tego, że Chloé jest studentką i nawet szturchnęła ją dyskretnie pod stołem, żeby przypadkiem ona nie wpadła na taki pomysł. Jakby wiedział, że jest uczennicą, mogłoby być różnie, a w jej głowie zaczął się wykluwać dość konkretny pomysł, któremu niepotrzebne były zbędne wątpliwości. Uśmiechnęła się pod nosem na jego kolejne słowa i wzruszyła niewinnie ramionami. - To źle? Zapewniłam ci uwagę wielu ładnych studentek, nie ma co narzekać. Widzę pouczający ton szybko złapałeś, trzeba przyznać. Ale nie narzekam - obracała powoli kieliszek palcami i podparła się łokciem o stół. Spojrzała na Chloé, a potem na Nate'a i zamyśliła się na chwilę. - Zaskoczyłeś mnie tymi eliksirami, ostatnio jak miałeś coś uwarzyć wydawałeś się dość... spanikowany? Nie wiedziałam, że to twoja dziedzina - przyznała i nagle przyszło jej coś do głowy. Ona już wiedziała, że to jego dziedzina, ale on nie wiedział, jak ważne to jest dla niej. Widział niby jak poszło jej na lekcji, ale to był eliksir na banalnym poziomie i o niczym nie świadczył. - Skoro pijemy z nauczycielem, wypadałoby uczynić to spotkanie bardziej... edukacyjnym? Możesz mi na przykład zadać trzy pytania ze swojego przedmiotu, tak trudne jak uznasz, jak wygram, to spędzimy resztę wieczoru po mojemu, a jak przegram, to po twojemu. Co ty na to? - powoli zbliżała się do końca drinka i działanie alkoholu zaczęło do niej docierać, ale wciąż było delikatne i nie przyćmiewało jej logicznego myślenia. Wiedziała, że musiałby wyskoczyć z czymś naprawdę skomplikowanym, żeby miała problem z odpowiedzią.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Uśmiechnęła się zadowolona, kiedy chłopak stwierdził, że napicie się z nimi drinka jest jednak dobrym pomysłem. Rzeczywiście, od kiedy była pełnoletnia, wszystko było łatwiejsze. Ten wieczór może się okazać jeszcze ciekawszy niż pierwotnie się zapowiadał. A zapowiadał się świetnie, wystarczyło połączenie Heaven x Chloé x klub, a tu pojawił się dodatkowy element w męskiej postaci. Mogło być lepiej? Skierowała się do wejścia razem z jej towarzyszami i w końcu znalazła się w środku. Dźwięki głośnej muzyki wdarły jej się w uszy, a wychłodzone policzki owiało ciepło. Wzdrygnęła się lekko, czując różnicę temperatur, ale zdecydowanie wolała przebywać w środku. W końcu zaczynała rozmarzać. Coraz bardziej stwierdzała, że woli lato niż zimę, jeśli chodzi o jej przystosowanie się do pogody. Zdjęła płaszcz i powiesiła go na wieszaku. Skórzaną ramoneskę zostawiła jednak na sobie, jeszcze nie rozgrzała się wystarczająco, aby paradować w zwiewnej bluzce na cienkich ramiączkach. Ruszyła z Nathanielem i Heav do baru, zamawiając jakiegoś kolorowego drinka. Pewnie nie miał zbyt wiele alkoholu, ale przecież to dopiero początek. Sięgała już do torebki po portfel, ale Bloodworth zapłacił za całe zamówienie. Chloé kiwnęła głową z uznaniem i podziękowała - za drinka i komplement. - Chyba dobrze dziś trafiłyśmy z towarzystwem - zaśmiała się do Heaven, kiedy szli do wolnego stolika. Usiedli na miejscach i Chloé rozjerzała się wokół. Podobał jej się ten klub. Nie był żadną, hm, menelnią. Wyglądał nowocześnie i elegancko, na tyle, by czarodzieje raczej nie mieli ochoty wzburzać żadnych awantur. Wygląd i atmosfera jednak sprzyja dopasowywaniu się do otoczenia. Odwróciła twarz w kierunku Nathaniela, który coś do nich mówił. Uśmiechnęła się, słysząc słowa Heaven. - Jak dobrze, że się znamy. Dobrze mieć przyjaciół, z którymi wyznaje się te same zasady - powiedziała, upijając łyk swojego drinka. Miłym zaskoczeniem było, że miał więcej alkoholu niż jej się z początku wydawało. - Fakt - przytaknęła Heaven. - Fairwyn prędzej wylałby mnie ze szkoły niż poszedł pić. Choć może warto spróbować - wzruszyła lekko ramionami z rozbawionym wyrazem twarzy. Nie potrzebowała szturchnięcia Heaven, żeby nie pisnąć słówka na temat swojego wieku. Zresztą... komu robi różnicę jakieś pół roku? Przecież już za chwilę pójdzie na studia, więc po co wyprowadzać Nathaniela z błędu? Nie było sensu. Spojrzała na chłopaka i kiwnęła głową. - Mhm, zgadza się. Ujął mnie twój motocykl. Ty też, oczywiście - dopowiedziała ze śmiechem po celowym kilkusekundowym milczeniu. - Ale... nadal jestem chętna na przejażdżkę. Podobają mi się te maszyny - powiedziała, opierając łokieć na stole, a brodę na dłoni. Dopiła drinka do połowy. Słuchała słów Heaven do Nathaniela w milczeniu, a w jej oczach pojawiła się ciekawość. Wiedziała, że się znali i to nawet dość dobrze, ale na ile? Liczyła, że dzisiejszego wieczoru się tego dowie. Zaintrygowana nachyliła się lekko do ślizgonki, aby wysłuchać jej pomysłu. Powoli na jej twarzy rozszerzał się uśmiech, kiedy Heaven dokończyła wypowiedź. Wiedziała, że jak w jej głowie zrodzi się szatański pomysł to nie spocznie, dopóki go nie zrealizuje. - Próba sił? Może być ciekawie - powiedziała, splatając palce obu dłoni ze sobą. - Którekolwiek z was wygra, proszę, wymyślcie ciekawy sposób spędzenia reszty wieczoru - rzekła, zerkając najpierw na jedno, potem na drugie. Osobiście chyba wolałaby, żeby wygrała Heaven. Ona nie będzie miała skrupułów, aby wymyślić coś naprawdę ciekawego. W końcu ciepło klubu i alkohol rozgrzały ją na tyle, że mogła zdjąć ramoneskę. Lekki chłód owiał jej nagie ramiona, ale po chwili przyzwyczaiła się do przyjemnego ciepła, panującego wewnątrz.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Wylądowała. Wciąż nie docierało do niej co się tak właściwie stało i jak do tego doszło. Przez jej twarz przetaczały się wszystkie możliwe emocje, by w końcu, po oficjalnym ogłoszeniu wyników pojawił się na niej najszerszy uśmiech na jaki tylko było ją stać! Zrobili to! Helgo złota, udało im się! Wygrali! Dziki okrzyk radości wydarł się z jej gardła, kiedy rzuciła cały sprzęt na ziemię, aby każdego Puchona z osobna uściskać i pogratulować świetnej gry! Każdy z nich się popisał i była z tego tak niesamowicie dumna! Wiedziała, że nie mogą przejść obok wygranej bez porządnego świętowania. Nie było nawet takiej możliwości, dlatego od razu zarządziła kilka godzin na ogarnięcie się po meczu, a wieczorem zbiórkę w pubie w Hogsmeade. Przyszła przed czasem, by mieć pewność, że będzie pierwsza i zdąży wyściskać każdego po kolei i pogratulować raz jeszcze. Byli wspaniali i nie zamierzała szczędzić im dzisiaj pochwał. Każdy z nich z osobna oraz wszyscy razem jako drużyna. W końcu zgrana, w końcu szczęśliwa, w końcu podbudowana. Ile było w tym zasługi Williams? Pewnie niewiele, mimo wszystko miała ich pod swoimi skrzydłami naprawdę krótko, ale gdzieś w środku i tak była dumna tak samo z nich, jak również z siebie. Wróciła z tej bitwy z tarczą. Mimo zwątpień, mimo chwilowej chęci rezygnacji, udźwignęła ten ciężar i zamierzała iść z nim dalej, po kolejny zwycięstwa w kolejnym sezonie. Czekało ich jeszcze mnóstwo pracy, ale to był pierwszy krok w kierunku powrotu Puchonów do formy. Poprosiła obsługę o duży stolik i zasiadła na "honorowym miejscu". Chciała wygłosić parę słów jak już wszyscy przyjdą, bo takie spektakularne zwycięstwo nie mogło obejść się bez jej komentarza. Od razu zamówiła również pizze w bardzo dużej ilości. Słyszała, że jest kilka fanów tego specjału wśród jej zawodników, a poza tym na pewno wszyscy umierali z głodu po takim wysiłku! Do tego jakieś piwo, drinki, soczek wszystko na jej koszt. Chociaż tak mogła im się odwdzięczyć.
Była w skowronkach. Stres związany z pierwszym meczem, który towarzyszył jej przez ostatnie dni i dzisiaj rano osiągnął apogeum, zniknął, a w jego miejscu pojawiła się euforia. Tak, bo właśnie to czuła, kiedy Silvia złapała znicza. Po co komu Felix Felicis? Właśnie takie chwila jak te napędzały ją do dalszego działania, były jak mocny kop motywacyjny, po którym miała taką chęć na quidditcha i ogólnie gry miotlarskie, że była gotowa z miejsca łapać za miotłę. Czuła się, jakby miała góry przenosić i nic nie było jej straszne, a każda napotykana na drodze przeszkoda wydawała się śmiesznie mała i do pokonania praktycznie od razu. Z przyjemnością przystała na propozycję @Nancy A. Williams o wieczornym wyjściu do klubu, żeby uczcić zwycięstwo. Wiedziała, ile to dla niej znaczy, bo przecież objęła funkcję kapitana stosunkowo niedawno, podejmując się tym samym uratowania drużyny, co najwidoczniej jej się udało. Niby nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca, jednak jeśli dzisiejszy mecz poszedł im dobrze, to uważała, że perspektywy na przyszłość są bardzo obiecujące. W końcu będą mieli jeszcze sporo czasu, żeby lepiej poznać się na boisku, a taki start na pewno im w tym pomoże. - Jest i nasza cudowna pani kapitan! - zawołała z wyszczerzem i dała jej buziaka w policzek na powitanie. Od wrzasku dochodzącego z trybun po złapaniu znicza cały czas się uśmiechała i wybuchała śmiechem, nie mogąc zapanować nad radością, dlatego policzki bolały ją niemiłosiernie. I trudno! Nie miało znaczenia to, że ten mecz nie dawał im szans na zdobycie pucharu, bo o tym wiedzieli już na długo przed nim. Ale co z tego? Tak wiele ludzi nie skupia się na codziennych, małych rzeczach, które mogą sprawić, że będą szczęśliwi. Nie zauważają ich, czy zwyczajnie przekładają chwilę radości na później, twierdząc, że dopiero jak zrobią to i tamto, to będą sobie mogli na nie pozwolić? A co, jeśli czasu nagle zabraknie, bo cały czas będzie się to odwlekać gdzieś w bliżej nieokreśloną przyszłość? - O matko, czuję się tak dobrze, że nawet nie mam słów, żeby opisać mój stan. Coś pięknego - zaśmiała się po wyściskaniu Nancy za wszystkie czasy i usiadła na jednym z wolnych miejsc. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.
Gdy tylko wylądował na ziemi, nie potrafił opanować się ze szczęścia. Podrygiwał, skakał i wrzeszczał jak jakiś idiota, jak najszybciej biegnąć uściskać drużynę za tak wspaniały mecz! Nie spodziewał się, że gra na pozycji pałkarza wyzwoli w nim takie emocje. Nadążanie i pilnowanie tylu rzeczy było niesamowicie wymagające! Gdy do tej pory grał na pozycji bramkarza, przejęcie czuł oczywiście cały czas, ale ta pozytywna nuta stresu pojawiała się tylko, gdy zbliżał się strzał przeciwnej drużyny. Natomiast podczas szukania znicza, był trochę wyłączony z wrzawy i napięcia rozgrywanego przy kaflu, bo jego zadaniem było odnalezienie małej, złotej piłeczki, a nie uganianie się za dużą, czerwoną. Podekscytowany wrócił do dormitorium, chcąc przebrać się, umyć i przygotować na drużynowe spotkanie, którego oczywiście nie mógł przegapić za żadne skarby. Musiał zobaczyć te pyśki raz jeszcze i raz jeszcze sprzedać każdemu przytulasa. Ubrał się, jak zwykle dla siebie, elegancko i schludnie, pilnując, by wszystko było na swoim miejscu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i choć Liam zawsze sprawia wrażenie wesołego, dziś był nadzwyczaj rozpromieniony. - AAAAAAAAA! CO TO BYŁ ZA MECZ!!! – wejście smoka. Dobrze, że w lokalu grała muzyka i nieco zagłuszyła ten krzyk pozytywności. Podbiegł do dziewczyn (@Nancy A. Williams, @Aleksandra Krawczyk), żeby zgarnąć je do mocnego tula. – Byłyście niesamowite!!! Nie mogę przestać myśleć jakimi jesteśmy kozakami! AAAA! – zaczął przestąpywać z nogi na nogę, jakby jego ciało nie potrafiło do końca znieść tej energii, którą miał w sobie. Cieszył się jak głupi. Dawno nie być zawodnikiem w wygranym meczu Puchonów, więc miał się z czego cieszyć. Szczególnie, że Gryfy to naprawdę mocni przeciwnicy. Gdy puścił w końcu dziewczyny, ledwo ich nie zaduszając, każdej podarował jeszcze krótki cmok w policzek w przyjacielskim tonie. Z racji tego, że przez większość czasu figurował w pokoju wspólnym jako „druga koleżanka każdej Puchonki”, stwierdził, że może sobie pozwolić na taki gest. – Nie mogę się doczekać następnych meczy z Wami! W ogóle.. świetne miejsce do świętowania. Nigdy tutaj nie byłem, a wy? Jakie oni tutaj mają bajeranckie światła-...! – zanim grzecznie usiadł przy stoliku, oczywiście musiał się jeszcze pokręcić i porozglądać. - Właśnie, co nas tak mało? Przyszedłem za wcześnie czy to reszta się spóźnia? Mam nadzieję, że wszyscy się szybko zbiorą! – był tak pozytywnie naładowany, że nawet nie myślał o tym, że jednym z zaproszonym był Neirin, z którym ostatnio pokomplikowały mu się relacje. Dziś chciał skupić się tylko na świętowaniu.
Ta wygrana totalnie do niego nie docierała. Odkąd zsiadł z miotły, co i rusz dopytywał się przyjaciół - czy to naprawdę się wydarzyło? Zwykle nawet nie śledził szukających, aby nie denerwować się ich poczynaniami. Najbardziej skupiając na jak najszybszym zebraniu, jak największej ilości punktów. Zawsze łudził się tym, że jeśli nie zniczem, to punktami dadzą radę nadrobić straty. Tymczasem jednak okazało się, że pierwszy raz od długiego czasu, to ich szukająca była szybsza! Jak się nazywała? Silvia? Ten rok był naprawdę pełen niespodzianek… oh, tak! Jeszcze Liam! Nie zdążył mu pogratulować dobrej obrony. Tak dawno nie widział go na boisku,że nawet by nie pomyślał ile ten ziomek może mieć tyle pary w ręku. Zastanawiał się tylko czy obrażenia @Neirin Vaughn był na tyle lekkie, aby pojawić się na spotkaniu? Dość mocno oberwał. Czaiło się na niego aż dwoje pałkarzy. Wszystko działo się tak szybko… zupełnie inaczej. Nie było łez przez fałszywe uśmiechy, robienia dobrej miny do złej gry, ani depresyjnego milczenia. Zdecydowanie głośno. Ale to nawet przyjemny hałas. Pełen wiwatu i niedowierzania. Zazwyczaj nie bywał na grupowych imprezach. Zwykle nie integruje się jakoś przesadnie z ludźmi, jednak tym razem postanowił zrobić wyjątek. W końcu było co świętować. Poza tym, wspomniano mu o darmowej pizzy. Moment nigdy by nie przepuścił okazji do zjedzenia darmowej Pizzy! Dość niepewnie wszedł do lokalu, rozglądając się na boki w poszukiwaniu znajomych twarzy. Tu są! Czyli to spotkanie wcale nie było kłamstwem! - Pani kapitan – Uniósł dłoń na powitanie @Nancy A. Williams, podchodząc bliżej stolika. - Robisz błyskawiczną karierę. - Kąciki jego ust uniosły się w górę, w półuśmiechu, zanim przeniósł swój wzrok na drugą Puchonkę @Aleksandra Krawczyk. - Też nie znajduję słów. Zawsze przygotowywałem się na słoną porażkę... to dość... miła odmiana. - Skomentował, w przeciwieństwie do Liama nie był aż tak wylewny. Chociaż tak na dobrą sprawę, dawno się tyle nie uśmiechał. - Liam! Dobre zagranie. - Co to była za furia! - Myślałem, że ogłuchnę po tamtej akcji, ale jak widać wszystko jeszcze przede mną.- Pogratulował przyjacielowi @Liam A. Rivai, lekkim kuksańcem w bark - by zaznaczyć swoją obecność – zanim zajął miejsce obok i prześmiewczo uścisnął jego biceps. - Ćwiczysz coś po kryjomu? Kogoś sprałeś ostatnio, że tak dobrze Ci idzie z pałką? - Zażartował. Dawno się nie widzieli, szczególnie w tak milej atmosferze.
Ostatnio zmieniony przez Jack Moment dnia Nie Maj 17 2020, 18:11, w całości zmieniany 1 raz
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Nic nie mogła poradzić na to, że od momentu, kiedy złapała znicza, szeroki uśmiech cały czas gościł na jej ustach. Po prostu entuzjazm aż wylewał się z niej jeszcze gdy siedziała na miotle. Piszczała z radości patrząc na resztę członków jej quidditchowej drużyny. Każdy, ale to każdy poradził sobie świetnie w dzisiejszym meczu i ta wygrana była jak najbardziej kompletnie zasłużona. Uważała, że Nancy poradziła sobie świetnie w roli kapitana i jedyne czego żałowała, to to, że nie miała okazji więcej meczy zagrać z puchonami w tym roku szkolnym. Może mieliby szansę odwrócić znacząco losy ich drużyny? Ale nie ma co gdybać. Przynajmniej nie przegrali wszystkich meczy! A po dzisiejszym dniu Silvia z nadzieją patrzyła w przyszłość, mocno wierząc w ludzi, którzy razem z nią latali. Kiedy Nancy ogłosiła pomeczową imprezę, od razu się zgodziła. Pomysł wspólnego świętowania byl wspaniały i Valenti od razu przystała na niego entuzjazmem. Od powrotu do Wielkiej Brytanii nie miała zbyt wiele czasu na imprezy czy cokolwiek innego. Skupiała się cały czas tylko na lataniu, a skoro ich mecze w szkole dobiegły końca, miała chwilę oddechu przed tym, jak rozpocznie się oficjalne mecze jej nowej drużyny. Potrzebowała kilku godzin, aby odpowiednio się przygotować. Należało uczcić tę okazję należycie. Jej nowa pani kapitan odniosła wspaniałe zwycięstwo. Postawiła na czarny top i długą spódnicę. Uznawszy, że wygląda odpowiednio, ruszyła do klubu, w którym Nancy zarządziła zbiórkę. Teleportowała się na miejsce, po czym otworzyła drzwi i weszła do lokalu. Było tam już kilka osób, których przywitała szerokim uśmiechem. -Mamy to, wygraliśmy z Gryfonami! - powiedziała, robiąc dosyć jednoznaczny gest do wyimaginowanych, przegranych Gryfonów. Co prawda nie mogli oni teraz tego zobaczyć, ale i tak sprawiło to Silvii nie małą radość. Po chwili dostrzegła @Liam A. Rivai i zapiszczała z radości, by po chwili rzucić się uściskać chłopaka. -Amore mio! tak bardzo tęskniłam! - dodała, tuląc twarz w jego włosy. Naprawdę tak było! Brakowało jej niesamowicie w Ilvermorny tych wszystkich ludzi, których zdążyła poznać w Hogwarcie. Początkowo czuła się tam samotna, nie ma co tego ukrywać. Z czasem odnalazła się w nowej szkole, ale po części ucieszyła się, gdy na horyzoncie pojawiła się możliwość ponownego zagoszczenia w murach Hogwartu. Puściła po chwili chłopaka i rozejrzała się po zebranych już puchonach, ale wciąż trzymając swoją rękę na ramieniu Liama. -To był wspaniały mecz moi kochani - dodała, wciąż i wciąż uśmiechając się szeroko.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Na widok wchodzącej do klubu Oli poderwała się z miejsca i porwała ją w ramiona. Nie pamiętała czy robiła to na boisku, pewnie tak, ale wtedy emocje buzowały w niej tak mocno, że ledwo pamiętała co się działo. Wszyscy krzyczeli, wpadali sobie w ramiona, zbijali piątki, lały się łzy wzruszenia. Zdecydowanie mogła powiedzieć, że to była jedna ze szczęśliwszych chwil w jej życiu. Poczęstowała swoją wspaniałą ścigającą buziakiem w policzek. - Ja nie mam w ogóle słów na nic... Ciągle jestem w szoku! - Odpowiedziała kręcąc z niedowierzaniem głową. Wszystko dotrze do niej pewnie dopiero jutro, kiedy emocje opadną, bo teraz wciąż serce biło jej jak oszalałe. Do klubu wpadł kolejny szczęśliwy borsuk zwiastując swoje nadejście radosnym okrzykiem, a Williams radośnie porwała Liama w ramiona, by porządnie go wyściskać. - Liam, tłuc z toba ludzi to czysta przyjemność! - Zaśmiała się tuląc się do chłopaka. - Ej, nigdy nie myślałam, że coś takiego powiem. - Dodała odsuwając się kawałek z radosnym uśmiechem. Myślała, że nie nadaje się na pałkarza, a jednak! Na czas rozgrywki potrafiła być profesjonalna i robić to co trzeba, bez zbędnych wyrzutów sumienia! W końcu taka gra, quidditch rządził się swoimi prawami. - Mam nadzieje, że zaraz przyjdą. Liczę na całą drużynę! No i kibiców też zaprosiłam! Taką okazję trzeba świętować i to hucznie! - Co do tego nie było wątpliwości. Już wiedziała, że nie wyjdzie stąd w dobrym stanie, ale musiała sobie w końcu odbić mordercze treningi i nieprzespane z nerwów noce. Zasłużyła! Wszyscy zasłużyli. Pomachała do Jacka radośnie kiedy tylko dołączył do ich szczęśliwej gromadki. - Miła odmiana i mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej! Przyszły sezon jest nasz! - Stwierdziła z zaskakującym przekonaniem w głosie. Wygrana dodała jej takich skrzydeł, że w tym momencie wierzyła, że uda im się osiągnąć absolutnie wszystko. I tym bardziej nie zamierzała zwalniać tempa. Już planowała ostatni, przedwakacyjny trening! Nie zamierzała tutaj osiadać na laurach, wręcz przeciwnie, czekało ich teraz jeszcze więcej ciężkiej pracy. W końcu dołączyła do nich i gwiazda tego dnia! - Silvia! - Krzyknęła radośnie, a kiedy tylko dziewczyna wypuściła z objęć Liama, Nancy sama porwała ją w ramiona. - Byłaś wspaniała! To chyba był jakiś rekord szybkości w złapaniu znicza! - Przyznała szczerząc się od ucha do ucha. Zerknęła jeszcze na wejście, ale chwilowo nie dostrzegała kolejnych zawodników. Pewnie potrzebowali nieco więcej czasu by dojść do siebie, albo byli zajęci innymi sprawami, jak pewien ścigający, który zamiast na ziemię, pierwsze co to wleciał w trybuny. Uśmiechnęła się pod nosem domyślając się czego, albo raczej kogo Tadek tam szukał. Wiedziała jednak, że prędzej czy później do nich dołączy. Nie wiedziała za to jak się czuje Neirin, który trochę oberwał podczas meczu. Williams nie dała rady już dłużej czekać, bo czuła jak z każdą chwilą umykają jej słowa, które chciała powiedzieć. Chwyciła w rękę szklankę z jakimś drinkiem i jeszcze raz spojrzała na każdą z tych pięknych, puchońskich twarzy, czując jak do oczu napływa jej wzruszenie. - Kochani... Byliście wspaniali! Każdy, dosłownie każdy popisał się dzisiaj swoimi umiejętnościami. Każdy choć przez chwilę błyszczał na boisku i pokazał na co stać drużynę Hufflepuffu. Nie dość, że znicz był nasz, to przodowaliśmy nawet w punktach za pętle! Aleks, Jack... Bramki zdobyte w pięknym stylu! Nie mieli szans tego wybronić. Liam... Tak jak mówiłam, ta współpraca to była czysta przyjemność, mam nadzieję, że zasilisz nas na stałe w składzie drużyny! No i Silvia! Nie mam słów. To było po prostu perfekcyjne! Dz-Dziękuję wam. Je-jesteście wspaniali! - Przyznała łamiącym się już lekko głosem. Wzięła głęboki wdech, by nieco ostudzić szalejące w niej emocje i uniosła szklankę w górę. - Za nas! Za wygraną! Za przyszły sezon, w którym będziemy walczyć już nie o honor, a o puchar! - Wzniosła toast i przecierając ukradkiem wilgotne ze wzruszenia oczy.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath
Udało jej się bardzo łatwo wynegocjować swoje życzenie, jednak nie wyjaśniła mu jakie ono jest. Zgodnie z zasadą - powie mu dopiero, gdy rozwiążą zakład z markerem. Była pewna, że go wygra, a przy okazji jeszcze dostanie to, czego na ten moment od Juliusa chciała. Idealnie. Wystarczyło jedynie poczekać, aż ten zaczepi każdą możliwą osobę na imprezie w poszukiwaniu czarnego mazaka i każdy spojrzy na niego jak na idiotę. Potem będzie już z górki. Stojąc przed Klubem Geometria zatrzymała się i niepewnie zerknęła w stronę Krukona. Generalnie miała to być impreza "Puszków i Puszkosympatyków", a Julek ewidentnie się do nich zaliczał w trakcie tego meczu - jak chyba większość szkoły. Wszystko tylko dlatego, żeby niebiescy mogli zagrać w finale. Kosztem zadowolenia czerwoniutkich. Przez chwilę dopadły ją wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby tu przyjść. Potem jednak natychmiast ochrzaniła się w myślach. Jest Vittorią Sorrento, czy nie? Jest. Kobietą, której nikt nie będzie mówił komu ma kibicować? No jest. Kobietą, która na ta istotnym meczu kibicowała kebabom? To ona! Zresztą, nawet nie dostała zaproszenia na imprezę z Gryffonami (pewnie byli dodatkowo wściekli za potracone przez nią punkty), więc jaką miała inną opcję? Dlatego też weszła do środka zauważając, że są tam tylko... Zawodnicy. Już wszyscy tak popili, że wybrali się do dormitoriów?! -Cześć! Gratulacje! Świetny mecz! - Czy ona w ogóle zna którekolwiek z tych ludzi... Nie przeszkodziło to jednak by przywitała się ze wszystkimi, jeszcze zwracając na siebie więcej uwagi. Może jednak pod tymi drzwiami zbudowała zbyt wiele pewności siebie, przez która nie wkradła się i nie weszła w tryb incognido? Upolowała wzrokiem krzesło w okolicy @Jack Moment i to właśnie tam podeszła z towarzyszącym jej @Julius Rauch. -Hey. Świetny gol, po prostu niesamowity - Pochwaliła chłopaka mając nadzieję, że nikt ich stąd nie wywali za to, że jest gryfonką. W końcu za kibicowanie im powinna mieć tu miejsce VIP! Bardzo łatwo udzieliła jej się atmosfera tego miejsca. Poczuła się niemal tak, jakby grała tam wraz z nimi. Zdecydowanie była bardzo zadowolona z pierwszego meczu na jakim była od roku i z tego, co się stało po nim.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Zanim pojawiła się w Klubie Geometria musiała jeszcze zawitać w swoim mieszkaniu, by przebrać się w bardziej wyjściowy strój, który o wiele lepiej nadawałby się na podobne wyjście, a także żeby wziąć małe upominki dla ich dzielnych Borsuków, które może i nie miały najlepszego sezonu, ale zdecydowanie pokazały na sam koniec klasę. W końcu nie dali się Gryfonom, którzy gdyby nie ich porażka otrzymaliby tytuł mistrzów. Z pewnością odeszli w wielkim stylu! W Geometrii zjawiła się już, gdy wszyscy członkowie zwycięskiego składu już tam się znajdowali. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu na sam ich widok. Naprawdę była dumna ze swoich Puszków i cieszyła się z tego, że mogła być razem z nimi w jednym domu. Jednak Hogwart potrafił stworzyć naprawdę silne uczucie przynależności do danej grupy. - Gratuluję, Puszki! - zawołała na ich widok, zaczynając witać się z każdym członkiem drużyny z osobna. Oczywiście każdy z nich został nagrodzony nie tylko serdecznym uściskiem pani prefekt, ale i paczką przepysznych ciasteczek (przepisu Skya oczywiście!). - Gratuluję wygranej! Świetnie sobie poradziliście! Jeden Gryfon nawet kazał mi was pochwalić - powiedziała jeszcze, wspominając ostatnie słowa Odina nim ten zniknął z trybun. - Mam nadzieję, że jesteście cali i sami nie uszkodziliście nikogo tłuczkami! - te słowa skierowała głównie do pałkarzy, którzy mieli najwięcej do czynienia z tymi zabójczymi piłkami. Pamiętała w końcu, że na boisku doszło do kilku uderzeń w zawodników i liczyła na to, że nie miały one żadnych konsekwencji zdrowotnych. - Czasem nie bardzo widziałam, co się dzieje pod pętlami, ale pięknie się sprawiliście - zwróciła się zarówno do ich obrońcy jak i ścigających, którzy nie dali Gryfonom okazji do przejęcia przewagi punktowej. Dopiero wtedy podeszła do szukającej, którą również przytuliła z ogromną radością. - Silvia, cudowny występ. Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni! - powiedziała, odsuwając się w końcu odrywając się do dziewczyny o podchodząc do ostatniej w grupie pani kapitan. I to chyba z jej powodu cieszyła się najbardziej. W końcu to z Williams była najbliżej, mieszkały nawet razem i wiedziała ile dla niej znaczyła wygrana w pierwszym meczu po przejęciu kapitaństwa i nie dało się ukryć, że poradziła sobie wyśmienicie. - Spisałaś się na medal - zapewniła ją, przytulając mocno. - Z taką panią kapitan z pewnością odniosą spory sukces w przyszłym sezonie! Była o tym przekonana. W końcu taki debiut musiał niechybnie świadczyć o predyspozycjach Nancy co do kierowania tak zdolną drużyną. W przyszłym roku nie będą mieć sobie równych!
Julius przebrał się w czarną koszulę, na którą narzucił równie ciemną marynarkę. O to mu chodziło, kiedy wyobrażał siebie jako czarnego kruka. Droga do klubu minęła mu zaskakująco szybko. Liczył, że tak samo będzie w drodze powrotnej, bez żadnej niespodziewanej przygody. Postanowił wejść tuż za Tori i można by dostrzec wyraz zdziwienia na jego twarzy po przekroczeniu progu. Pewnie przyszli jako jedni z pierwszych, co było bardzo dobre dla niego i mazaka. -Gratki, mam nadzieję, że będziecie z nami na finale- pogratulował Jackowi, wyciągając jednocześnie rękę na powitanie. Prawda jest taka, że gdyby nie oni, to Julius raczej miałby dzisiaj morową minę. Jak skończą z nim rozmawiać musiał szybko podejść do reszty i jakoś podstępem dostać mazak.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro Tori dała mu znak o imprezie zwycięstwa puchonów, nie omieszkał poczuć się zaproszonym. Mimo, że nie dał rady być na meczu, imprezy opuścić nie mógł. Przyszedł więc lekko spóźniony i lekko wstawiony do klubu widząc, że musiała już tam się zebrać cała drużyna, bo zrobił się mały tłumek. -Gratulacje wygranej! - Podbił do @Nancy A. Williams. W końcu to Pani Kapitan należały się pierwsze gratulacje. Przytulił ją na powitanie. -Słyszałem, że gryfoni nie mieli z wami szans. Musisz być z nich cholernie dumna. - Było to pierwsze zwycięstwo puchonki po objęciu stanowiska kapitana drużyny i domyślał się, że nie ma w całym tym klubie osoby, która cieszyłaby się bardziej niż ona. Szybko wyszukał wzrokiem @Aleksandra Krawczyk i również do niej podszedł. -Dobra robota! - Pocałował ją na dzień dobry w policzek, jak to miał w zwyczaju i szeroko się uśmiechnął. - Widzę, że szykuje się gruba impreza. - Wszyscy byli w doskonałych nastrojach i domyślał się, że mieli zamiar porządnie uczcić to zwycięstwo. W końcu nie od dziś było wiadomo, że puszkowe imprezy były jednymi z najlepszych. Dziś na szczęście nie musiał obawiać się o efekty uboczne alkoholizacji w postaci łusek czy innego widzenia pufków wychodzących ze ścian. Z drugiej strony, nie potrzebował też zbyt wiele alkoholu, bo w jego krwi już go trochę pływało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Na stole czekają na ciebie przeróżne, kolorowe drinki, w fikuśnych szklankach i kieliszkach! Co prawda wszystkie mocno przypominają coś, czego pić się raczej nie powinno, a jednak ty dajesz się skusić tęczowym napojom serwowanym przez samą panią kapitan! W końcu jest co świętować! Jeśli tylko pojawiasz się w okolicy Nancy to chcesz, czy nie, do twojej dłoni zostaje wciśnięty jeden z przygotowanych drinków. Lepiej sam zdecyduj się wcześniej na co masz ochotę! Na drinki rzucamy kosteczką k6! Efekt drinka utrzyma się przez co najmniej 2 posty.
Drinki:
1. Żółta Alternatywa Sięgasz po szklankę z intensywnie żółtym płynem. W pierwszej chwili wyczuwasz cytrusowe nuty, przełamane lekko cynamonowym aromatem. Jest idealnie słodko-kwaśny. Nie ważne co miałeś na sobie wchodząc do klubu, po opróżnieniu szklanki wszystkie twoje ubrania zmieniają kolor na żółty z czarnymi akcentami! Teraz prezentujesz się jak na prawdziwego, puchońskiego kibica przystało!
2. Borsucza Herbatka Drink o herbacianym aromacie, z wyraźnym dodatkiem mięty i podejrzanym zapachu piżma. Po pierwszym łyku czujesz delikatne swędzenie, a twoje ciało powoli zaczyna porastać szarym futerkiem! Kilka następnych i zaczynasz przypominać borsuka! Parę kolejnych i lądujesz na ziemi, na czterech łapkach! Zmieniasz się w słodkiego, gadającego borsuka!
3. Niezły Doping Wybierasz kieliszek wypełniony po brzegi wściekle niebieską, gęstą substancją. W smaku okazuje się być bardzo kwaśna i jeśli nie jesteś fanem takich klimatów to z pewnością krzywisz się niemiłosiernie. Otwierasz usta by coś powiedzieć, być może ponarzekać na smak, ale okazuje się, że co kilka słów, z twojego gardła wyrywają się okrzyki dopingujące puchońską drużynę! Ktoś obok ciebie beztrosko pije piwo? Nie możesz się powstrzymać by mu przy tym nie dopingować! Dawaj, dawaj! Dasz radę!
4. Popita Lee Jordana Ze wszystkich kolorowych szklaneczek wybrałeś warstwowego, żółto-czerwonego drinka. Po skosztowaniu, na podniebieniu rozchodzi się smak truskawek, ale z pewną pikantną nutą. Czyżby chilli? Chwile później zaczynasz odczuwać potrzebę komentowania wszystkiego co się wokół ciebie dzieje niczym prawdziwy komentator sportowy!
5. Gardłowy Smar Ten drink zdecydowanie wygląda najbardziej podejrzanie, ciemna, nieprzyjemnie gęsta ciecz, o orzechowym zapachu kusi cię chyba jedynie fikuśnym kieliszkiem. Alkohol powoli spływa po gardle, a ty z każdą chwilą czujesz potrzebę wyśpiewania wszystkiego co tylko przyjdzie ci do głowy! Sportowe przyśpiewki? Piosenka ulubionej kapeli? Slogan z jakiejś reklamy? Nieważne! Mało tego, że masz ogromną ochotę na śpiewanie to jeszcze wychodzi Ci to lepiej niż zazwyczaj, kiedy robisz to ukradkiem pod prysznicem!
6. Klątwa Szukającego Skusił cię malutki kieliszek,wypełniony po brzegi złotą substancją o zapachu pieczonego jabłka. Jeśli wybrałeś go, po to żeby ograniczać dzisiaj procenty, to niestety trafiłeś na najmocniejszego drinka na stole! Zaraz po wypiciu, masz wrażenie, że coś lata ci dookoła głowy. Jesteś pewien, że widzisz przed sobą złotego znicza! Odczuwasz nieodpartą chęć złapania go, ale piłeczka wciąż jest poza zasięgiem twoich rąk. Chyba łatwiej będzie jeśli wejdziesz na krzesło… Albo na blat… Ewentualnie na czyjeś plecy!
Jest też pizza!
Żeby zaspokoić głód, po wysiłku na boisku, na stole wylądowały świeżutkie, pachnące pizze! Nie krępuj się, łap ile wlezie, w piecu już czekają następne! Aby zobaczyć jaki kawałek ci się trafił rzuć kostką k6! Efekt utrzyma się przez co najmniej 2 posty.
pizza:
Parzysta: Puchoński Przytulas! Chwytasz za kawałek obficie przyozdobiony krążkami żółtej papryczki i kukurydzą. Pierwszy kęs wita cię słodkawym smakiem dodatków, przywołując miłe wspomnienia chwil spędzonych w towarzystwie swojej puchońskiej rodzinki. Ciepło które czujesz na myśl o przyjaciołach usypia twoją czujność i dopiero pod sam koniec pizzowego kawałka czujesz, że coś jest nie w porządku. Zwiastunem zastawionej na ciebie pułapki jest początkowo delikatne, lecz z każdą sekundą coraz bardziej stanowcze i nachalne pieczenie kubków smakowych, któremu towarzyszy ogarniające całe twe ciało uczucie gorąca. Czy ktoś tu odkręcił kaloryfery? Mleko lub wachlowanie nic tu nie pomoże. Musisz szybko znaleźć sposób na ochłodzenie się, bo czujesz, że zaraz zostanie z ciebie tylko kupka mokrych ubrań! Nieparzysta: Typowy Puszek! Ignorując pogardliwe spojrzenia współbiesiadników, wybrałeś kawałek dla prawdziwych koneserów! Kawałki ananasa zdają się uśmiechać zalotnie, gdy pochylasz się nad stołem by skonsumować swoją pizzową wybrankę. Ledwo przełknąłeś pierwszy kęs a czujesz jak mięśnie twojej twarzy tężeją, a usta rozciągają się powoli na boki, tworząc głupkowaty uśmiech od ucha do ucha. Czy ktoś opowiedział dowcip? Wybuchasz nagłym śmiechem, prawie dławiąc się puchońską wariacją na temat hawajskiej, która jak się okazuje, zna wiele dobrych żartów. Zaraz, co? Nie wiem, ale koniecznie musisz je opowiedzieć reszcie!
Kod:
<zg>Efekt:</zg>
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie spodziewał się, że zawita na puchońskiej imprezie. Mimo że liczył na wygraną domu Hufflepuffu, było to kibicowanie przesiąknięte płynącymi z takiego wyniku korzyściami. Nie znaczyło to, że poza tym życzył Puchonom źle – wręcz przeciwnie, tak czy inaczej pogratulowałby przynajmniej części z nich osobiście, zwłaszcza Nancy, która zaliczyła wspaniały debiut i Tadkowi, który z kolej rozegrał niepowtarzalny powrót. Mimo to był przekonany, że dzisiejszy wieczór spędzi w towarzystwie gryfońskiej kapitan, bez względu na wynik meczu. Mylił się. Nie chciał osaczać jej jeszcze na boisku, świadom jak ważny dla kapitana jest moment kiedy cała drużyna schodzi z mioteł; nie chciał narzucać się kiedy sytuacja nieco się uspokoiła, bo wiedział, że tym o czym teraz marzy jest najpewniej prysznic. A potem już nie potrafił jej znaleźć. Był zawiedziony, bo wierzył – być może naiwnie – że bez względu na wynik spędzą ten czas razem, albo głośno celebrując zwycięstwo, albo w ciszy, w atmosferze lizania ran. Nie liczyło się dla niego to, że ich przegrana była mu na rękę, bo i ona była dla niego znacznie ważniejsza niż Quidditch. Naiwnie wierzył, że to miało działać w dwie strony. Może i było w tym rozumowaniu za dużo goryczy, ale wynikała ona wyłącznie z nienasycenia – początki miały to do siebie, że chciało się spędzić z drugą osobą każdą wolną chwilę; nic dziwnego, że czuł się rozczarowany kiedy sama mu to uniemożliwiła. Stwierdził, że woli spędzić ten wieczór w gronie znajomych niż zupełnie sam. Wrócił do domu dosłownie na kilka chwil, by na szybko przebrać się w bardzo klasyczny dla siebie strój, wyczarował bukiet słoneczników i w takiej oto odsłonie pojawił się przed wejściem do klubu, które zaraz pokonał. Swoje kroki od razu skierował do @Nancy A. Williams, która była dzisiaj niewątpliwą gwiazdą wieczoru. Wręczył jej bukiet, przywołując na twarz uśmiech i uścisnął na powitanie. — Witam wszystkich zwycięzców. Liam, przepraszam, ale dla Ciebie nie mam kwiatów — udał zmartwioną minę i przywitał się serdecznie z oboma panami. Nie pominął, rzecz jasna, reszty Puchonów! — Silv, piękny znicz, błyskawiczny. Miło widzieć Cię znowu na boisku. Mam nadzieję, że Krukoni są tu mile widziani? — rozejrzał się i napotkał wzrokiem Julka w towarzystwie jego gryfońskiej koleżanki. Gryfów spotkać się tu nie spodziewał – aczkolwiek nie było to niemiłe zaskoczenie. Początkowy uśmiech nieco zgasł. Żeby tego nie pokazać, rozejrzał się za alkoholem, gotów postawić Puchonom kolejkę – niepotrzebnie, bo oto na stole pojawiły się drinki. Uznawszy, że może się poczęstować, wybrał jakiegoś na chybił trafił, nie przywiązując do tego większej wagi.
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Trochę się spóźnił. Wszedł odrobinę po czasie do klubu, chociaż nie bez problemów na wejściu przez spory, wiklinowy kosz na plecach. Na szczęście gość na bramce miał dobry humor i koniec końców rudzielec mógł znaleźć się na imprezie. Nie był tak entuzjastyczny jak reszta towarzystwa. Chociaż niektóre osoby mogłyby uznać go za zbyt wesołego, kiedy podszedł i zgarnął @Silvia Valenti w ramiona. Czy ona przed chwilą nie tuliła Liama? Cóż. Z Rivaim ich relacje są obecnie nieco skomplikowane. A Włoszki nie widział całe miesiące. - Dzięki tobie wygraliśmy - uniósł ją lekko nad ziemię, zanim odstawił, aby zmierzwić włosy. To nie była zasługa Nancy i nie zamierzał jej nawet gratulować. Tyle dobrego, że nie planował też mówić tego na głos. Dziewczyna po prostu miała szczęście, że Silvia wróciła z Włoch. To wszystko. Ściągnął kosz z pleców i postawił go na jednym z krzeseł, zanim otworzył. - Obiecałem - każdemu wręczył po jednym, puchatym zwierzaczku, odpowiednio wystrojonym z okazji wygranej Hufflepuffu. Rozważał nawet zrobienie im na plecach (bezpieczną dla zwierząt, oczywiście) farbą herb, niemniej odpuścił. Z czarnymi obróżkami i tak były dostatecznie ładne. Puchon party z pizzą i pufkami! Prawie idealnie. Prawie. Zatrzymał ostatniego pufka, jakiego właśnie miał wręczyć Jackowi, kiedy zdał sobie sprawę, że kilka twarzy w tłumie jest niezbyt borsuczych. Zmierzył spojrzeniem @Elijah J. Swansea, @Maximilian Felix Solberg oraz @Julius Rauch, zanim zauważył jeszcze @Vittoria Sorrento. Przytulił nagle zwierzaczka do piersi w pewnym obronnym geście. - Wydawało mi się... Czy to miała być impreza Hufflepuffu? - Spojrzał po twarzach Momenta oraz Liama, szukając w nich wyjaśnień. Miejscami niekoniecznie dobrze radził sobie ze zmianami, szczególnie takimi, których sam nie zaplanował. Nic, z czym odrobina alkoholu nie pomoże. Ale jeszcze po picie nie sięgał.
Kilka osób było już w pomieszczeniu, a jeszcze więcej miało przybyć. Silvia nie do końca dowierzała w to, co się dzieje. I jeszcze w jaki sposób te wszystkie osoby ją traktowały. Jakby to ona sama doprowadziła do takiego sukcesu wszystkich puchonów. A przecież była to praca zespołowa! Każdy kto oglądał ten mecz wiedział, że ścigający i pałkarze zrobili wręcz genialną robotę. Ona dokończyła tylko to, co inni zaczęli. Jej jedyna zasługa, to że pojawiła się te dwa tygodnie wcześniej w szkole i miała szansę zagrać w meczu. Przecież Nancy mogła jej nie wpuścić na boisko. Przecież nie wiedziała, co włoszka potrafi. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej? Zaskoczona przytuliła panią kapitan bardzo mocno do siebie, co jednocześnie zmusiło ją do puszczenia Liama. Uśmiechnęła się szeroko słysząc kolejny komplement skierowany w jej stronę. -Daj spokój Nancy, razem z Liamem robiliście z nimi co tylko chcieliście na tym boisku! - stwierdziła, bez cienia jakiegokolwiek żartu, czy cholera wie czego jeszcze czającego się w głosie. Naprawdę uważała, że jej pani kapitan odniosła niesamowity sukces. Kiedy przyszedł czas na wzniesienie przez puchonkę toastu, Silvia złapała jakiś kufel w dłoń. Gwizdnęła głośno w odpowiedzi na jej słowa, że kolejny sezon jest ich. Wspaniałe podejście. Z takim tokiem myślenia naprawdę mieli ogromne szanse w kolejnym sezonie stanąć na najwyższym stopniu podium. I miała szczere i gorące nadzieje, że faktycznie tak się stanie. Kolejna osoba postanowiła złożyć jej imienne gratulacje, a tym razem była to Yuuko. Nic nie mogła poradzić na to, że słowa puchonki wywołały na jej licu delikatny rumieniec. Nie chciała kolejny raz powtarzać, że to nie tylko jej zasługa, bo dziewczyna podążyła w stronę pani kapitan, co naprawdę ucieszyło Valenti. Nie czuła się komfortowo, kiedy wszyscy mówili jej takie rzeczy. Nie co dzień spotykała się z podobnymi reakcjami. No ale na imprezie chyba wypadało, aby z uniesionym podbródkiem sobie z tym poradzić, prawda? Znów uśmiechnęła się szeroko, kiedy zobaczyła, jak do klubu wchodzi nie kolejny puchon, ale tym razem krukon. Dawno nie widziała Elijaha i naprawdę cieszyła się, że mogla go spotkać w takich okolicznościach. -Nie wiem, co na to Nancy, ale w moim odczuciu jesteś tutaj bardzo mile widziany. - stwierdziła w stronę Swansea. Nie mogła jednak zbyt wiele w tym momencie z nim porozmawiać, ponieważ nagle na jej twarzy zagościło zdziwienie, kiedy nie zrozumiała co się dzieje z jej ciałem. Bo jej stopy oderwały się od podłoża i dopiero po chwili Silvia zrozumiała, kto jest tego przyczyną. Znalazła się w ramionach Neirina. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak bardzo za nim tęskniła, do momentu, kiedy nie zobaczyła go dzisiaj ponownie na boisku. -Neirin... - jęknęła czując, jak pod jej powiekami zbierają się łzy wzruszenia. To, w jaki sposób zaakcentował swoje słowa... Po czym dostała najdziwniejsze zwierzątko, jakie dotychczas widziała. Pufek był mały, słodki i żółciutki jak słońce. Tego było za dużo. Po prostu poczuła, jak jedna paskudna łza zdradziła ją i wymknęła się z pod kontroli. Starła ją z policzka szybkim ruchem dłoni, uważając na nowy nabytek znajdujący się w jej dłoniach. -Wiesz, że Cię uwielbiam, Rudzielcu? - rzuciła retoryczne pytanie w jego stronę. Chwilę później zobaczyła, jak chłopak się spina widząc, że ktoś jeszcze prócz puchonów znajdował się w tym momencie w klubie. Wiedziała o co może chodzić. I postanowiła zaradzić temu najszybciej, jak się tylko dało. -Nic się nie martw, Hufflepuff tego wieczoru zawsze będzie z Tobą. - stwierdziła, łapiąc go pod rękę i przyglądając się trzymanemu pufkowi. -Poza tym, musisz pomóc mi wymyślić dla niego imię.
Czy można być bardziej wygranym i szczęśliwym Puchonem aniżeli Thaddeus tego pięknego wieczoru? Chyba, raczej, zdecydowanie nie. Oczywiście, że nie był głównym czynnikiem wygranej Hufflepuffu - on jedynie zaczął mecz odpowiednim tempem i asekurował swoich ścigających współgraczy. W końcu trudno było na tej pozycji latać bez celu po boisku - ciągle coś się działo. Jeśli nie było się akurat przy kaflu, to ustawiało się w pozycji do podania albo blokowało przeciwników - proste. Dostał nawet tłuczkiem - wyjątkowo szczęśliwie jednak, więc ten fakt zdążył się nawet nakryć mgłą zapomnienia w jego pamięci. A miał doskonały powód, żeby skutecznie zapominać o wszelkich nieprzyjemnościach. I bynajmniej nie był to wygrany mecz o honor Puchonów. Dając swojej partnerce odpowiednią ilość czasu na przygotowanie się - sam zadbał o pomeczowe ogarnięcie i odpowiedni strój na imprezę zainicjowaną przez świeżo upieczoną Panią Kapitan - a jego dobrą przyjaciółkę, Nancy. Nie mógł się na niej nie pojawić, choćby z samego względu na Williams i dobrego ducha drużyny - ale nie chciał też po kluczowych wydarzeniach na Trybunach choćby na chwilę spuszczać z oczu swojego brązowookiego chochlika.
Przed przyjazdem pod Klub - nie musicie tego czytać :
Swojego. Jak rozkosznie to brzmiało w jego głowie. Napuszony chyba do granic możliwości - pijany wręcz szczęściem, które odbijało się w jego zielonych oczach - czekał na Theresę Peregrine tuż przed bramą Hogwartu, nonszalancko opierając się o swój motor. Jeśli już szaleć to szaleć - mógł prowadzić, pewien, że żaden alkohol nie będzie mu już dzisiaj potrzebny - a i chciał się zwyczajnie popisać. Głównie przed dziewczyną. Jeszcze nie miał okazji zabrać jej na przejażdżkę swoim bravo, zbyt zajęty przygotowaniami do meczu. Teraz jednak będą mieli ku temu naprawdę wiele okazji - aż gęba sama mu się cieszyła na samą tylko myśl o tym. W końcu nadeszła i ona. Bez słowa - wystarczył sam zachwyt w jego oczach na jej widok - skradł Peregrine szybki, czuły pocałunek (zupełnie naturalnie, jakby robił to już od lat, a nie kilku godzin), porywając ją w objęcia - tylko po to, żeby posadzić ją na miejscu pasażera. — Już jesteśmy spóźnieni — stwierdził, rozbawiony, sięgając po przygotowany wcześniej dla dziewczyny kask motocyklowy. Nie wyglądał na przejętego - zapowiedział już z resztą, że przybędzie do klubu z małym poślizgiem w czasie. — I nie martw się, wszystkich po kolei Ci przedstawię. Połowę i tak na pewno rozpoznasz — nawiązał jeszcze do przypadłości Theresy z typową dla siebie troską, uzbrajając jej głowę w odpowiednią ochronę. Z rozczuleniem spojrzał na ściskające policzki dziewczyny osłony, zanim opuścił szybkę przyłbicy. Zrzucił z siebie jeszcze motocyklową kurtę, która zastępowała mu marynarkę tego wieczora - zarzucając ją na drobne ramiona Ślizgonki - po czym sam uzbroił się w kask i zasiadł na miejscu kierowcy. — Trzymaj się mocno, zaraz będziemy na miejscu! — przekrzyczał jeszcze pomruk odpalanego silnika - i ruszyli.
Zgrabnie - bez zbędnej brawury - zaleciał przed Klub "Geometria", lądując z wyczuciem niedaleko wejścia. Puścił biegi na luz - jednak zanim zgasił silnik, nie mógł powstrzymać się od szczeniackiego dociśnięcia gazu - tylko po to, żeby obwieścić swoje przybycie rykiem wielocylindrowego silnika. Wyszczerzył się pod nosem - schodząc ze swojego motocykla i pomagając zrobić to samo Peregrine. O ile jeszcze przed chwilą uśmiechał się z dziecięcej radości nad nową zabawką - tak szybko zreflektował się, otaczając ramieniem swój główny powód dzisiejszego szczęścia. Z jego twarzy szło wyczytać wszystko jak z otwartej księgi. Rozpierało go od środka. Gotowi czy nie - wkroczyli oboje do wnętrza klubu - gdzie Thaddeusowi od razu rzuciło się w oczy miejsce przebywania Puchonów - i puchoentuzjastów, jak już zdążył zauważyć. Nie wyrwał jednak od razu do znajomych i przyjaciół - odnajdując swoją dłonią szczupłe palce Theresy - i rzucając jej ciepłe spojrzenie. Wspominał już kiedyś, że trzymając jej dłoń czuł się jakby trzymał Puchar Ligi? Nie? Tak? To było nawet lepsze. — HEJ BRACIA I SIOSTRY! — huknął wesoło na samo podejście do zgromadzenia, szczerząc się od ucha do ucha. Przejechał spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych, czując jak małe atomowe słoneczko w jego trzewiach zaczyna się rozrastać. Na Merlina, jak bardzo mu tego brakowało - meczy, a potem świętowania, niezależnie od wyniku. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę jak bardzo za tym szkolnym życiem tęsknił - przez ostatnie miesiące praktycznie odcięty od świata w szkockim Hamilton. Szczególnie wiele uwagi poświęcił członkom swojej drużyny - zaczynając rundę honorową od Nancy (bo choć chciał w pierwszej kolejności pogratulować Silvii sokolego wzroku, to ta wydawała się w tej chwili otoczona - i to także przez Neirina, drugiego w kolejce do przybicia zwycięskiej piątki). Nawet nie zaczął dopytywać skąd wzięło się tu tyle pufków. — Pani Kapitan — zaczął poważnie, tylko po to, żeby wolnym ramieniem przyciągnąć do siebie przyjaciółkę i poczochrać jej idealnie ułożone włosy. — I po co był ten stres Nan, co? — zaśmiał się krótko - by zaraz skierować swój roziskrzony wzrok na Peregrine, której ciągle, uparcie nie puszczał. — Nie znacie się chyba...? — zagaił, nie chcąc robić z Theresy roli swojej bransoletki, a wbić ją w swobodną, puchońską atmosferę. Rzucił jeszcze kątem oka po reszcie towarzystwa - wyszczerzając się do dopiero zauważonego Elijaha. Nie spodziewał się go na tej imprezie, tym bardziej ucieszył się na jego widok.
Miał niesamowicie dobry humor i choć zdążył się już nacieszyć, poskakać z nogi na nogę i zająć swoje miejsce przy stole, dosłownie po sekundzie znów musiał się podnieść, bo na horyzoncie zamigotał mu @Jack Moment. Ostatnio widywali się zdecydowanie mniej, więc perspektywa wspólnie spędzonego czasu przy stole i alkoholu pitego za zwycięstwo, napawała go ogromem pozytywnej energii. - JACK! – krzyknął ucieszony, od razu stanowiąc niezły kontrast do drugiego Puchona, znacznie bardziej powściągliwszego w emocjach. Liam się nie patyczkował. Jaki tam kuksaniec, jakie tam zwykłe gratulacje… natychmiast porwał go do przytulasa, tak mocnego, że podczas Quidditchowego meczu dałby sędziemu dobrą podstawę do zdjęcia go z boiska za faulowanie. Niczym się teraz nie różnił od szczeniaka, który wylewnie witał się z opiekunem, gdy ten uprzednio wyszedł na pięć minut do sklepu. Tylko merdającego ogona mu brakowało. – O rany, byłeś boski, Jack!!! Co za piękna bramka! – pogratulował, puszczając go z wielką niechęcią, ale mając z tyłu głowy, że człowiek działa lepiej, gdy może oddychać. Dał mu dotknąć swojego bicka, który do największych co prawda nie należał, ale dawał radę uderzać tłuczki, co w roli pałkarza liczyło się najbardziej! – Pfff! No kurczę, że tak! – próbował przybrać pozę typowego bandziora, napinając swoje mięśnie jak najbardziej umiał, choć bardzo rozpraszała go chęć wyśmiania samego siebie za te wygłupy. – Lepiej uważaj, Jack. Nie zapuszczaj się nocami w ciemne korytarze Hogwartu, bo pałuję tam każdego jak leci! A jeśli akurat nie mam przy sobie pałki, to rozrywam koszulę i idę w bój na gołe pięściiii! – zniżył głos, żeby lepiej odegrać rolę zakapiora, po czym sprezentował mu udawany cios w policzek z zawrotną siłą, dorównującą muśnięciu skrzydła motyla. - BUUUM! – i rozchichotał się znowu. Wyprostował się znowu, zauważając, że ich imprezowe szeregi zasiliła gwiazda dzisiejszego wieczoru, @Silvia Valenti. - SILVIA! – ile on się dziś nawrzeszczy… ale wierzył, że w takiej atmosferze nikomu jego entuzjazm nie będzie przeszkadzał. Ucieszył się na jej widok już nawet nie przez piękny chwyt złotego znicza, który zagwarantował im wygraną, a sam fakt, że widzi dziewczynę po tak długim czasie! – O rany, rany, rany! Ja też tak mocno tęskniłeeeeeem!!! – rzucił przeciągle, za Chiny nie chcąc się od niej odkleić. – Tak długo cię nie widziałem! Ale muszę przyznać, że powrót miałaś w WIELKIM stylu! – zaśmiał się wesoło, nawiązując do pięknego meczu. – Poza wspólnym wygrywaniem w meczach, dalej jestem chętny na nasze wspólne lekcje włoskiego! – wyprężył się dumnie, powolutku odklejając od szukającej. – No bo wiesz. Przecież będę światowej sławy projektantem, a nic nie krzyczy bardziej „jestem modowym, najwyżej klasy produktem”, niż sukienki nazwane po włosku! – puścił jej oczko, po czym znów się zaśmiał na własny żart. No tak, tak, Liam. Jak ty zaczniesz nazywać sukienki po włosku, to wyjdzie kolekcja „Pizza Bella”… Z radością wzniósł toast, czując, że twarz mu dosłownie odpadnie, gdy tylko wróci do dormitorium. Uśmiechał się za szeroko, nawet jak na swoje standardy. - Za Hufflepuff! – ucieszył się, lecz nim zdążył upić łyczek alkoholu, rozproszyły go kolejne pojawiające się osoby, które jako naczelny golden retriever żółtego domu, musiał należycie przywitać. Jako pierwszą wychwycił @Yuuko Kanoe. – Yuukooo! – pomachał jej wesoło, przez chwilę poważnie się zastanawiając nad jej obawami. – Kurczę, oby nie… jak tak teraz myślę, to może faktycznie wypadałoby napisać list do Gryfonów, których znokautowaliśmy… co myślisz, Nancy? – zerknął ostrożnie na @Nancy A. Williams. Naprawdę nie chciał nikomu zrobić krzywdy. Z drugiej strony chętnie porzucałby tłuczkami raz jeszcze... bycie pałkarzem to jeden wielki love-hate. Zdziwiła go obecność przedstawicieli innych domów (@Maximilian Felix Solberg, @Julius Rauch, @Vittoria Sorrento), ale każdego przywitał szerokim uśmiechem i ewentualnym zrobieniem miejsca przy stoliku - chwała, że był dość duży. Nie znał ich wszystkich, ale każdemu pomachał, zadowolony, że sukcesem Borsuków cieszyły się nie tylko Borsuki. Bardzo miłe! - Eli?! – miał w planach po prostu się z nim przywitać, raczej nie oczekując dla siebie żadnego prezentu. Ale skoro sam zaczął, to Liam poczuł się w obowiązku pociągnąć tę grę. Spojrzał na @Elijah J. Swansea z najbardziej teatralnym zaskoczeniem, na jakie było go stać, zaraz łapiąc się za serce. – Jak mogłeś?! Jak mogłeś nie przynieść mi bukietu kwiatów?! Albo chociaż wianka!!! Jestem szczerze zawiedziony Twoją postawą. Myślałem, że się przyjaźnimy! – pokręcił na niego głową, pod koniec nie wytrzymując i wybuchając śmiechem. Oczywiście powitał się z Krukonem równie wylewnie, co z każdym swoim nowoprzybyłym do tej pory przyjacielem – mocny tul. Wyraźnie spiął się na widok @Neirin Vaughn, bojąc się, że ich pokrętna relacja zepsuje dobrą atmosferę. Było po prostu niezręcznie. Szybko jednak odgonił te obawy, gdy tylko zobaczył, co rudzielec dla nich przygotował. - O SŁODKI MERLINIE! – wyrwało mu się na cały regulator, gdy nie zdążył zasłonić ust w absolutnym zachwycie. – PUFEK. Oranyranyrany… mają borsucze mini obróżki… AAAA…! Jesteś niemożliwy, Nei!!! – ekscytacja pozwoliła mu choć na chwilę poczuć się przy rudym jak zawsze… ale tknęło go dość boleśnie, że nie mógł go nawet zwyczajnie przytulić w podziękowaniu, gdy przejmował swoje puchate zwierzątko. Przez moment zastygł w dziwnej pozycji, jakby niekoniecznie wiedział co zrobić z ciałem, odmrażając się dopiero na niepokój ze strony Walijczyka. - O, tak, tak. To impreza na cześć Huffu! Ale świętować razem z nami mogą też inni przedstawiciele domów. – powiedział łagodnie, czując się w obowiązku dorzucić do zapewnień Silvii również swoje wyjaśnienia dla Nei’a. Zaraz jednak się rozproszył. Wydawało mu się, że słyszy ryczenie silnika na zewnątrz klubu. Jego lekka konsternacja szybko zmieniła się na kolejny przypływ szczęścia. - THAAADUŚ! – wyprostował się, nie wystrzelając entuzjastycznie rąk ku górze tylko dlatego, że trzymał w nich pufka. - No wreeeszcieeee! Ale długo Ci to zajęło! – zrobił mu wyrzut, ale ciężko było uznać jego ton za pretensjonalny, gdy cały czas się do niego uśmiechał i szczerze cieszył, że jest. -@Thaddeus H. Edgcumbe, mamy dla ciebie pufka! Neirin nam przyniósł! Patrz, patrz, patrz! Jakie słodkie mają obróżki! Aaaa… O RANY. Już wiem jak swojego nazwę!!! Na cześć nowo objętej funkcji mój pufek będzie nazywać się.... Tłuczek! – uniósł zwierzątko lekko ku górze w ceremonialnym geście. Puchata kulka chyba nie miała nic przeciw, lekko oblizując pyszczek długim językiem. Gdy skończył się wygłupiać, zerknął nieco zaciekawiony na @Theresa Peregrine W sumie nie wiedział, że Thaddeus się z kimś spotykał. Nie miał jednak jak podejść do dziewczyny od razu, otoczony zbyt dużą ilością ludzi, stołów i pufków… dlatego póki co tylko wesoło jej pomachał na dobry początek.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Słowom gratulacji nie było końca, a do klubu napływało coraz więcej osób. Dopiero co tuliła Liama, żeby za chwilę przeskoczyć do @Silvia Valenti i pogratulować jej złapania znicza, bo spisała się genialnie! Wyraźnie zaznaczyła swój powrót do szkoły w sposób, jakiego inni mogli jej tylko zazdrościć. Kiedy @Nancy A. Williams wzniosła toast i wygłosiła krótką przemowę, zareagowała na nią okrzykiem radości, podnosząc w górę pierwszą lepszą szklankę, która wpadła jej w łapki. Nie mogła jednak ukryć wzruszenia, jakie w niej wywołały słowa kapitan i spojrzała w sufit, mrugając szybko, żeby odgonić gromadzące się w kącikach oczu łzy. Nie zdążyła się nawet napić, kiedy przy ich stole znów zaczęło robić się tłoczno. Przywitała się z @"Vittoria Sorrenti" i @Julius Rauch, których co prawda nie znała, ale skoro się zjawili, to najwidoczniej musieli zostać zaproszeni jako kibice. I to chyba z innego domu, bo nie kojarzyła ich z pokoju wspólnego. – Yuuko! - powitała Puchonkę entuzjastycznym okrzykiem i zamknęła w uścisku. Cieszyła się z pojawienia się dziewczyny, a już dosłownie rozpłynęła się, kiedy dostała od niej paczkę ciastek. Nie miała wątpliwości, że będą przepyszne i najchętniej zaczęłaby się nimi obżerać już teraz, ale chyba trochę nie wypadało. Czy tylko ona z Puchonów nie miała zdolności kulinarnych i dębiła wypieki od innych? Próby upichcenia czegoś nie kończyły się najlepiej, co niestety nie zachęcało do próbowania jeszcze i jeszcze raz, ale tak bardzo chciała, że wreszcie spod jej ręki wyszło coś naprawdę dobrego, że się nie poddawała. Koniecznie musi kiedyś zagadać do kogoś, kto będzie chciał ją trochę poduczyć. – A czy w ogóle mogła być zła? - prychnęła w odpowiedzi na słowa @Maximilian Felix Solberg, chociaż zdawała sobie sprawę, że tak, mogła. Przecież jakby nie patrzeć, to był moment, w którym stres wziął nad nią górę i pozwoliła na odebranie kafla, czego nie mogła sobie darować cały czas. Jasne, wygrali i to się liczyło, jednak świadomość, że gdyby Silvia nie złapała znicza i mecz trwałby, a ona dała przeciwnikom szansę na zdobycie bramki... No, takie myśli potrafiły zgasić uśmiech, więc postanowiła na razie wyrzucić je z głowy i ewentualne przejmowanie się nimi zostawić na później. Najlepiej na nigdy. – Proszę cię, przyszedłeś na imprezę do Puchonów, chyba nie myślisz, że będziemy grzecznie siedzieć przy stole i utrzymywać kulturalną rozmowę? I widzę, że już zdążyłeś zacząć świętować nasze zwycięstwo – skomentowała ze śmiechem, widząc po oczach chłopaka, że przed przyjściem do baru zdążył coś wypić. A wcale nie był Puchonem! Nieco zdziwiona była przybyciem @Elijah J. Swansea, ale przywitała go równie entuzjastycznie, jak pozostałych. Miała wrażenie, że na tę jedną noc wszyscy goście nienależący do Hufflepuffu, w pewnym sensie staną się wychowankami Helgi. Zresztą przynależność do jednego z czterech domów nigdy nie stanowiła dla niej bariery nie do przekroczenia i chętnie zawierała znajomość z każdym, z kim tylko miała okazję. Totalnie nie spodziewała się za to, że @Neirin Vaughn mówił na poważnie przed meczem. Z zachwytem wymalowanym na twarzy umieściła pufka na dłoni i podziękowała rudzielcowi z szerokim uśmiechem. Stworzonko zaczęło wspinać się po jej ramieniu, na co roześmiała się tylko, odwracając głowę w jego stronę i czując na policzku muśnięcie miękkiego futerka. Nigdy nie rozstanie się z tą kruszynką! Spojrzała z powrotem na ludzi, wśród których zobaczyła dwie nowe osoby. – Hej Tadziu! - obdarowała go mocnym uściskiem, wcześnie stając na palcach, bo inaczej zawiesiłaby się na szyi chłopaka jak łańcuch na choince, a tak to mogła go w miarę swobodnie objąć. Czym rodzice karmili w dzieciństwie jego, Maxa i Neirina, że wyrośli na takich mutantów? Wyglądała przy nich jak dziecko i wcale nie takie nieuzasadnione były obawy, że w tym tłumie ktoś ją po prostu zaraz zdepta. Dodatkowo musiała uważać, żeby zawartość szklanki, którą przed chwilą zawinęła ze stołu, na nikogo się nie wylała, a przy jej 162cm wzrostu lawirowanie między ludźmi stawało się ciut ciężkie. Przeniosła spojrzenie na @Theresa Peregrine i wyciągnęła w jej stronę wolną dłoń. – Aleksandra.
Strój: klik Dodatkowo: Trzy czerwone, brzydko się gojące, ślady na policzku po paznokciach Kath
Ludzi zbierało się coraz to więcej, ale do pewnego momentu stanowili jedynie niepuchonie towarzystwo. Do pewnego momentu, bo potem nagle pojawił się no nie kto inny jak Max Solberg. Druga połówka niezniszczalnego duetu Sorrento-Solberg! Na mecz to nieeee ('nie mam czasu, ale będę z Tobą pisał na wizzerze pół dnia', co za facet), ale na imprezę jak tylko o niej usłyszał?! Jasne! Oczywiście w żaden sposób nie miała mu tego za złe, bo właściwie to nawet dobrze wyszło. Poszła tam z Julkiem, między nią i Krukonem robiło się na prawdę miło... Nawet oficjalnie była w stanie przyznać, że jej się podoba i może coś z tego nawet będzie? Na razie jeszcze nie mówiła o tym głośno, bo nigdy nic nie wiadomo. Jej życie potrafiło się zmieniać jak w kalejdoskopie. Teraz jest super, jutro mogą się do siebie nawet nie odzywać (dop. autorki ). Pana ślizgona była znacznie bardziej pewna w swoim życiu, ponieważ łączył ich związek małżeński, to też posłała w stronę Maxa intensywne spojrzenie kradnące dusze, które miało zwrócić na nią jego uwagę. Niezależnie od tego czy podziałało czy też nie, tak wróciła w końcu wzrokiem do Julka. - Napijemy się czegoś? - Spytała uśmiechając się jeszcze do @Jack Moment i ruszając w stronę napojów, łapiąc Krukona za dłoń i ciągnąc go za sobą, by potem zorganizować im dwie zupełnie przypadkowe pićka, jedno podając blondynowi. Właściwie, to o dziwo nikt nie wyglądał na szczególnie niezadowolonego z jej obecności tutaj. Zdziwionego? Tak. Ale złego? Wręcz przeciwnie. Jednak bycie Puchonem o czymś świadczy - zawsze mili, zawsze przyjaźni.
4. Popita Lee Jordana Ze wszystkich kolorowych szklaneczek wybrałeś warstwowego, żółto-czerwonego drinka. Po skosztowaniu, na podniebieniu rozchodzi się smak truskawek, ale z pewną pikantną nutą. Czyżby chilli? Chwile później zaczynasz odczuwać potrzebę komentowania wszystkiego co się wokół ciebie dzieje niczym prawdziwy komentator sportowy!
Gdy zaczęło zbierać się coraz to więcej osób, została podana przekąska wraz z napojami. Serce Raucha lekko uradowało się, gdy zorientował się, że do jedzenia będzie smakowity, taką przynajmniej miał nadzieję, placek, a do picia fikuśne drinki, a raczej jeden drink, bo nie zamierzał się schlać, zapewne wbrew oczekiwaniom Tori. -Tylko jeden- powiedział stanowczo, pokazując jednocześnie na dłoni jeden wysunięty palec. Jednocześnie kiwnął Jackowi głową na odchodne, by podejść do stoiska z piciem. Pociągnięty przez Gryfonkę nie opierał się idąc przed siebie, aż do momentu, gdy ta podała mu jeden z napoi do wypicia... no i zaczęło się... -Dawaj dawaj!!!- zaczął drzeć mordę jak na meczu Puchonów, gdy Vittoria przechylała swój kieliszek. Cały zrobił się czerwony, gdy zorientował się, że ktoś zaraz weźmie go za debila, albo kogoś niespełna rozumu. Postanowił więc, że zatka się jedzeniem. Wtedy przynajmniej nie będzie w stanie niczego wykrzykiwać. To był drugi z jego błędów, ponieważ pomimo dobrego smaku na początku, Merlinowi dzięki, że nie było to ohydne, bo by zwariował, zaczęło palić go w ustach, a po chwili w całym ciele. Miał uczucie, jakby stał przy ogromnym ognisku, albo takim co przeskakiwał podczas Celtyckiej Nocy, na jedno wychodzi. Zdjął marynarkę i przewiesił ją sobie przez wieszak uczyniony z ręki wsadzonej do kieszeni, po czym zaczął się wachlować.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Dziewczyna wprawdzie była głodna, o czym już wspominała na meczu, ale przede wszystkim chciało jej się pić. No i obiecała przecież Juliusowi, że go dzisiaj uchleje tak? Nie mogła przepuścić takiej okazji. - Pij pij, będziesz łatwiejszy - Skomentowała puszczając do niego oczko choć coś czuła, że gdyby go teraz pocałowała, to nie miałby nic przeciwko. Tym bardziej, że szczerze mówiąc od korytarza miała na to ochotę, ale wciąż nie chciała posuwać się za daleko dopóki nie będzie pewna swoich odczuć względem Krukona. Musiał być pewna, że minie kilka dni i jej się nie odmieni. Wtedy dopiero mogła zacząć myśleć o tym, żeby spróbować z nim coś zbudować. I dopiero wtedy w grę wchodziły ewentualne pocałunki - przynajmniej z jej strony. Nie wiem co by zrobiła, gdyby to on wykazał inicjatywę. Sama upiła łyk drinka i... Od razu poczuła, że coś jest nie tak, gdy jej usta zaczęły się ruszać wbrew jej woli. Zresztą to jak Julek jej w tym dopingował świadczyło o tym, że i w jego napoju coś było. - I proszę Państwa Julek dostał nagły zastrzyk ducha sportu i rywalizacji i dlaczego ja to mówię - Zacisnęła wargi, a widząc jego czerwoną twarz... No po prostu musiała się zacząć śmiać - Julius sięga po pizzę i... I proszę państwa z jaką zachłannością je żeby nic nie mówić CZEMU JA TO MÓWIĘ - Zatkała sobie usta tym razem nie mogąc powstrzymać się przed wyśmianiem samej siebie. O boże. Miała nadzieję, że to jej szybko przejdzie. - Z Julkiem dzieje się coś niedobrego po zjedzeniu pizzy. Wydaje się rozpalony proszę państwa czy on właśnie robi striptiz? Czy to w celu przypodobania się stojącej przed nim gryfonce?! - No proszę. Byłaby świetnym komentatorem sportowy. Zerknęła w stronę jedzenia. O nie. Zdecydowanie nie. Nie ma takiej opcji choćby ktoś ją chciał siłą zmusić. I napić też się tu już niczego nie zamierza. Starczy jej chodzenia i bałamucenia wszystkich, a kto wie czy gdzieś nie dolali tego samego, co miało mleko w trakcie Celtyckiej Nocy. Obecnie chciała się skupić na blondynie, który z nią tu przyszedł.
Chłopak znajdował się teraz w patowej sytuacji, bo nie wiedział, czy ma się śmiać, płakać, czy faktycznie zaprezentować wszystkim striptiz dla ubogich. Z całą pewnością zacząłby powoli rozpinać koszulę, gdyby tylko miał guziki, a tak... Tak to musiał uciekać gdzieś w zimny kąt klubu, gdzie byłoby mniej ciekawskich oczu, patrzących na nich. By nie pokazywać innym swojej pomidorowej buźki, postanowił skupić swój wzrok na ziemi, zasłaniając się lekko marynarką. Wolną ręką pociągnął za sobą Vittorię i gdy tylko dotarli na miejsce, rzucił wierzchnie nakrycie na bok i zdjął koszulkę. Spojrzał się tylko na Gryfonkę izrobił minę typu "nie wiem co się odpierdala". -No sorry-liczył na to, że jego koleżanka nie zacznie krzyczeć na niego, jak chwilę temu, albo nie skrzyczy go za robienie jej wstydu przy ludziach.
Nigdy nie mówił tego na głos, ale chociaż doskonale znał radosne reakcje Liama na widok znajomych twarzy, to jednak dzisiaj, sprawiały mu one o wiele więcej radości niż zwykle. Czy to dlatego, że ten jeden z nielicznych razów sam miał dobry humor i nie krzywił się jakby go coś bolało? To się chyba nazywa euforia… jakieś endorfiny… cokolwiek w tym stylu. Ale jeśli było to w stanie wpłynąć aż tak mocno na Momenta, to co dopiero z Rivaiem, który niemal zawsze biegał wypyszczony od ucha do ucha, cokolwiek by się nie działo. Ledwo słyszalne parsknięcie wyrwało mu się z ust, kiedy chłopak przestał go dusić i przeszedł do rękoczynów. - Wierzę Ci, wierzę! - Zacisnął powiekę, znajdującą się tuż nad trafionym policzkiem, przechylając odrobinę głowę do boku. - Au, aua… Au… Więc nie mam co liczyć na łagodne traktowanie z twojej strony? - Jęknął błagalnie, imitując przyjecie bolesnego ciosu, mimo uśmiechu na twarzy. - Jesteś bezlitosny. Nie mam z tobą żadnych szans. - Dodał, pół żartem, pół serio, masując sobie dłonią twarz. Kto wie, czy gdyby rzeczywiście doszło do podobnej potyczki, Jack byłby w stanie go pokonać. Był dość sprawny jako mugol, ale czarodziejom od początku wychowanym w magicznych rodzinach zapewne o wiele naturalniej przychodziło, sięganie po magię kiedy chodziło o rękoczyny. Można o tym zapomnieć. Podrapał się po karku, wyrwany z zamyślenia, kiedy nagle na szyję jego przyjaciela skoczyła rozentuzjazmowana Włoszka. Tak, zdecydowanie pożałuje faktu zajęcia miejsca, tuż obok @Liam A. Rivai. Na powrót zrobiło się strasznie głośno. Spojrzał na @Vittoria Sorrento, kiedy @Silvia Valenti nie zwracając na niego uwagi, przejęła Rivaia w swoje ramiona, pilnując niczym pies pełnej miski. Chyba ostatnio wiele przegapił jeśli chodziło o rozwój relacji swoich znajomych. - Mecz bez goli, jest jak koncert bez piosenkarzy. Możesz puścić muzykę, ale szow z tego nie zrobisz. Nie lubię polegać tylko i wyłącznie na szczęściu szukającego. Jak do tej pory bywało strasznie zawodne. - Odparł gryfonce odsuwając się nieznacznie ze swoim siedzeniem, by dać nieco więcej miejsca obleganemu przyjacielowi. Nie miał nic przeciwko większej imprezie, zwyczajnie nie przepadał za hałasem – oczywiście muzyka w klubach, w jego skali akceptowalności, nie zaliczała się do hałasu – ponadto nie spodziewał się, że którykolwiek dom poza Hufflepuffem jest jeszcze w stanie szczerze uwierzyć w sukces tej drużyny. - O ile kiedykolwiek do tego dojdzie, nie liczyłbym na łatwą wygraną. - Pewnie uścisnął dłoń @Julius Rauch, zadzierając głowę. Sam o to zadba, by nikt nie miał z puchonami łatwo - zakładając, że w ogóle dotrwa do tej pamiętnej chwili. Na ten moment nie robił sobie wielkich nadziei. Udało się raz, więc był zadowolony. Przyszłość zacznie rozważać dopiero za drugim, lub trzecim pasmem zwycięstw. - Kolejne ciasteczka? Jeśli takie są skutki wygranej… to żałuję, że w poprzednich meczach tak słabo nam szło. - Przyjął wypieki od @Yuuko Kanoe z wdzięcznością, chowając je pieczołowicie do swojej sakiewki wsiąkiewki, aby móc się nimi nacieszyć w spokoju, gdy wróci już do domu. Najpierw pizza! - Dziękuję. - Uśmiechnął się ostatni raz do dziewczyny, zanim pochylił nad stołem. Dla niego to było ważniejsze niż alkohol czy słodycze. Bez krępacji sięgnął po największy kawałek. Nie byłby sobą, gdyby zignorował leżącą przed nim ambrozję. To musiała być prawdziwa miłość! Zrobiło mu się tak ciepło na ciele, duszy i sercu, że nawet się nie spostrzegł gdy rozsupłał krawat, by - nie przestając jeść – wolną dłonią rozszarpać koszulę przy szyi i rozpiąć dwa pierwsze guziki. Jeśli w porę nie zauważy nieprawidłowości jakie towarzyszą temu jedzeniu, najpewniej prędzej czy później skończy bez ubrań. Póki pizza wciąż była na stole, na pewno nie mógł być bezpieczny. Chociaż zawsze był ostrożny i powściągliwy to teraz wpadł w pułapkę własnego uzależnienia. Hanajem byś go od pizzy nie odgonił. -Mmm... @Neirin Vaughn? - Odwrócił swój wzrok niespodziewanie, słysząc znajomy głos za plecami. Nie wierzy własnym oczom. Rudzielec naprawdę przytargał ze sobą stadko pufków! Trzeba uważać na to co się wykrzykuje w przypływie chwilowego zadowolenia. Los bywa przewrotny i pod koniec może postawić Cię w kłopotliwej sytuacji - na przykład takiej jak ta. Brunet z uśmiechem, otarł palcem ślady mąki, z lewego kącika ust, by po tym otrzepać dłonie po pierwszym, dekorowanym żółtą papryczką trójkącie. -Myślałem, że blefujesz i nie masz masz takich zwierzaków. - Skomentował, po chwili zauważając jego obawy związane z dodatkowymi gośćmi. - Nie wydają się mieć złych zamiarów. - rzucił pobłażliwie. - A jeśli nawet, to Liam zawsze może ich sprać w jakimś ciemnym zaułku. Zdaje się mieć już w tym wprawę. - Posłał krótkie spojrzenie w stronę wspomnianego puchona, nim nie odpuścił sobie żartów. Pizza mu stygła. Albo raczej to on robił się tak straszliwie gorący. Pochłonął pierwszy kawałek tak szybko, że nawet nie zdążył zapiec go na języku, gdy znów sięgnął po następny.
Pizza: Puchoński Przytulas!
Efekt:
Chwytasz za kawałek obficie przyozdobiony krążkami żółtej papryczki i kukurydzą. Pierwszy kęs wita cię słodkawym smakiem dodatków, przywołując miłe wspomnienia chwil spędzonych w towarzystwie swojej puchońskiej rodzinki. Ciepło które czujesz na myśl o przyjaciołach usypia twoją czujność i dopiero pod sam koniec pizzowego kawałka czujesz, że coś jest nie w porządku. Zwiastunem zastawionej na ciebie pułapki jest początkowo delikatne, lecz z każdą sekundą coraz bardziej stanowcze i nachalne pieczenie kubków smakowych, któremu towarzyszy ogarniające całe twe ciało uczucie gorąca. Czy ktoś tu odkręcił kaloryfery? Mleko lub wachlowanie nic tu nie pomoże. Musisz szybko znaleźć sposób na ochłodzenie się, bo czujesz, że zaraz zostanie z ciebie tylko kupka mokrych ubrań!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Drink:1 - Moje ciuchy zmieniają kolor na puchońskie barwy.
Imprezy puchonów, a przynajmniej te na których bywał, zawsze urastały do rangi wielkich. Z pozoru grzeczne borsuczki, wieczorami zmieniały się w imprezowe bestie. -Jak tylko usłyszałem, że wygraliście, postanowiłem to uczcić. To chyba nic złego? - Było to dalekie od prawdy, ale @Aleksandra Krawczyk nie musiała znać prawdziwego powodu jego alkoholizacji. Ważne, że był tu teraz i na dodatek był z niej cholernie dumny. -Chyba też sobie coś załatwię. - Powiedział wskazując na jej drinka i obiecując, że zaraz wróci, udał się po napój. Zgarnął najbliższą szklankę i wziął łyka. Nie poczuł, aby działo się z nim coś niezwykłego pod wpływem alkoholu, ale gdy tylko spojrzał w dół, zauważył, że jego ubrania z kompletnie czarnych, stały się żółto-czarne. Teraz spokojnie mógł udawać puchona. I tak już wszyscy wiedzieli, że Solberg jest jednym z największych fanów puszków, jacy chodzą po Hogwarcie. Na jeden wieczór mógł więc stać się jednym z nich. Wracał właśnie do Oli, która nadal siedziała tam, gdzie ją zostawił, po drodze witając się z nowo przybyłymi. Zdziwiła go obecność kapitana krukońskiej drużyny, ale nie to było dla niego największą niespodzianką. Jego wzrok padł na stojącą w kącie gryfońsko-krukońską parę. Do tego chłopak rozbierał się przed Tori. Nie mógł sobie odpuścić. Ściskając w ręku szklankę z napojem, zmienił kurs i podszedł do nich. -A co to za striptiz przed moją żoną? Nie ma mnie pięć minut, a tu już takie rzeczy? - Zaśmiał się, dając dziewczynie krótkiego buziaka na przywitanie. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu. W końcu ich relacja nie miała nic wspólnego z uczuciami. -A tak właściwie... Co robicie na PUCHOŃSKIEJ imprezie? - Zapytał, bo ta kwestia ciekawiła go dużo bardziej.