Świetne miejsce, zarówno na kameralne spotkanie przy ognisku z kilkoma znajomymi, jak i na zorganizowanie licznie uczęszczanej imprezy plenerowej. Zarządca parku jest wyjątkowo miłym człowiekiem i ochoczo przystaje na wszelkie propozycje ożywienia parku i przyciągnięcia do niego jak największej ilości młodych, energicznych ludzi, dlatego warto do niego zagadać!
szycie strojów:
Szycie strojów
Tradycyjne świętowanie oznacza też tradycyjne stroje! Skrzaty starają się uwijać jak najszybciej ze wszystkimi swoimi obowiązkami, a magiczne maszyny aż parują od prędkości, z jaką przerabiają materiał. Każdy uczestnik Beltane może zgłosić się po tradycyjny strój dla siebie, ale to nie wszystko! Czarodzieje zachęcani są do samodzielnych prób szycia! Materiały, wzory i sprzęt jest dostępny dla każdego, kto chciałby stworzyć sobie swój własny strój.
Rzut k6 jeżeli zgłaszasz się po strój:
Parzysta Jest dokładnie taki, jakim go zamówiłeś! Krój, wymiary i materiał się zgadzają, możesz go zabrać ze sobą, by czekał na Beltane! 1 Całkowicie pomylili twoje rozmiary! Czy to sukienka czy koszula i spodnie, wszystko z ciebie spada, jakby było zrobione na trzech takich jak ty! Przygotuj się lepiej na poprawki na miejscu i dużo szpilek! 3 Wymiary są dobre, to prawda... Tylko rodzaj się nie zgadza. Jeżeli chciałeś sukienkę, dostałeś koszulę i spodnie. Jeżeli chciałeś koszulę i spodnie, dostałeś sukienkę. Możesz je przyjąć, a możesz spróbować zawalczyć o swoje!
Rzut k6 czy ci się udało:
Parzysta - udaje ci się wyperswadować, że to skrzaty pomyliły zamówienie. Ustaw się, zaraz zaczną szycie na tobie właściwego kroju! Nieparzysta - jak się chciało co się chciało, to trzeba było dobrze zamówić. Nie umiałeś zamówić? Lepiej siadaj do szycia!
5 Tak, figurujesz w zamówieniu i to wykonanym ale... Ktoś musiał podwędzić ci twój strój. Z zapisków wychodzi, że zabrał go chwilę przed tobą.
Rzut k6 na to, co się stanie:
Parzysta - niestety, ktokolwiek przywłaszczył sobie twój strój, już dawno zniknął. Możesz albo poprosić skrzaty, żeby uszyli teraz jeszcze jeden strój, albo samemu do tego przysiąść. Nieparzysta - gagatek wciąż tutaj jest! I widzisz, jak próbuje komuś opchnąć za galeony twój strój! Działaj szybko!
Rzut k6 jeżeli szyjesz strój:
1 Musisz się nieźle nachodzić za właściwym materiałem, nigdzie nie widzisz takiego, jaki sobie wymarzyłeś!
Rzut k6, czy udało ci się znaleźć:
Parzysta - w końcu trafiasz na właściwe wzorki u innego czarodzieja, który chętnie dzieli się materiałem. Nieparzysta - choć bardzo się starasz, nigdzie nie możesz wypatrzeć tego wzoru! Musisz zadowolić się czymś innym.
2 Wśród zwojów materiału znajdujesz (na)strojny wianek, zostawiony przy komplecie różnych wzorów i tkanin, świetnie do siebie pasujących, a właściciela nigdzie nie widać. Znalezione nie kradzione, prawda? Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 3 Zebrałeś wszystkie potrzebne wzorce pod wycinanie elementów i masz pozbierane materiały. W trakcie szycia parę rzeczy ci nie gra, ale nie kwestionujesz idąc za ideą "trust the process". Cóż, ten proces doprowadził cię do tego, że jeżeli chciałeś koszulę, skończyłeś z sukienką i na odwrót. Może ktoś będzie chciał się z tobą wymienić? 4 Gdy wybierasz materiały, zauważasz różne notatki pozostawione przez kogoś, kto zdecydowanie musiał interesować się modą. Kilka rolek tkaniny jest opisana jako "ładne", "zupełnie nienastrojowe", "oddające ducha wiosny", a jedno z nich "do tego będzie pasować ta biżuteria". Jak widać nie dość, że znawca mody to jeszcze musi mu się przelewać, bo z dobroci serca zostawił kolczyki z króliczkiem! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 5 Twoja maszyna zdaje się wyjątkowo oburzona tym, jak długo musi pracować! W pewnym momencie zupełnie się buntuje i przestaje pracować, blokując twój strój pod igłą.
Rzuć k6 na odzyskanie materiału:
Parzysta - udaje ci się przekonać niepocieszony sprzęt, żeby jeszcze raz ruszył igłą i oddał ci twoją pracę! Dobrze, że byłeś już w połowie szycia, teraz ręczne dokończenie tego nie będzie aż tak trudne. Nieparzysta - siłujesz się z maszyną o materiał, aż w końcu ten cały się rwie! No nieźle... Teraz nie masz ani swojej pracy ani maszyny i musisz zaczynać z igłą i nitką w rękach od zera!
6 Musiałeś wyjątkowo wkupić się w przyjaźń skrzatów, bo mimo masy roboty znajdują czas, żeby co jakiś czas podejść do ciebie i ci coś podpowiedzieć. Cała praca przychodzi ci bardzo przyjemnie i sprawnie.
Miłej zabawy i powodzenia!
Autor
Wiadomość
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Spóźnianie się miało jedną zasadniczą zaletę - samemu nie trzeba było na nic zbyt długo czekać. Ruth pojawiła się na miejscu dosłownie chwilę za nim, kiedy nawet jeszcze nie zdążył zacząć się nudzić i czuć bardzo, bardzo samotnie. Mimo to, kiedy dziewczyna tylko obok niego usiadła, automatycznie przerzucił rękę przez jej talię, przyciągając ją do pół uścisku i tym zachęcając, by się o niego oparła, ponieważ chciał mieć ją jak najbliżej siebie. Od wydarzenia w obserwatorium nie mieli okazji porozmawiać i Ezrze wciąż było głupio, że wtedy w tak ostry sposób zwrócił się do przyjaciółki, która na złamanie karku biegła, żeby zjawić się na jego absurdalne nocne wezwanie. Tylko za to zasłużyła sobie na lepsze potraktowanie i dlatego postanowił nie robić jej jak na razie żadnych wymówek. Posuszyć głowę mógł jej na wyproszonym wspólnym szlabanie, który nieuchronnie się zbliżał. Mając koleżankę już przy sobie, był spokojniejszy i mógł się skupić na odnalezieniu w płomieniach konkretnego kształtu, ażeby profesor Robertson akurat tym razem nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Nie wychodziło mu to najlepiej, dopóki Ruth nie skomentowała własnych wizji. Podbródkiem wskazał na prawą stronę paleniska, gdzie szły iskry jego zdaniem przypominające robaczki. - Tutaj, prawda? - upewnił się, zaczynając dokładniej analizować ruch płomieni. Prawdopodobnie (przynajmniej tak wolał myśleć) zadziałała tu jakaś autosugestia, ponieważ Ezra spoglądając w ogień, zobaczył nic innego jak płomienne skrzydlate motylki. No naprawdę. Nie mogły być jakieś robaczki świętojańskie? - Tak - odpowiedział wreszcie niechętnie. - Czy to jakiś sygnał z niebios, który ma dowieść mojej odmiennej orientacji? Bo jak dla mnie motyle są bardzo gejowskie. - Zabrzmiało to trochę przesadnie gorzko, jak na próbę naprowadzenia rozmowy na niewygodny temat. Poza tym, bardzo mało wymowne, gdyby ktoś go usłyszał... Wyciągnął z torby przeniesiony podręcznik do wróżbiarstwa i zaczął go kartkować w poszukiwaniu odpowiedniego rozdziału. Kryształowe kule, sny, wróżenie z ręki... Kausinomancja! - Motyle, motyle, motyle... O. Symbolizują wolność. Wychodzi na to, że jesteśmy zniewoleni, Ruth - zatrzasnął podręcznik z lekceważeniem. Od początku wiedział, że to bajki. Ezra w żaden sposób nie czuł się zniewolony - no chyba że chodziło o uwolnienie się od szkoły na dwa miesiące. Wtedy mógłby się zgodzić. - Masz pomysł, jak moglibyśmy porozmawiać o tym? - zapytał z naciskiem. Nie zamierzał udawać, że go nie nosiło. Ale z drugiej strony nie chciał stworzyć rewelacji, która rozejdzie się po całym ognisku. Ezra wiedział jak to wygląda - niby nikt nie słucha, niby nikt nie zwraca uwagi... A potem nagle jest się w centrum uwagi całej szkoły. Na to nie mógł sobie pozwolić, tym bardziej, że jak na złość jedną osobą w kręgu był sam Leonardo... No pięknie.
Dyskretnie położyła jego dłoń na oparciu obok, przypominając przyjacielowi, że od dwudziestu jeden lat nic się nie zmieniło i wciąż pozostaje tą powściągliwą Ruth, którą dobrze znał (z małymi wyjątkami na całowanie ministrów magii, przystawianie ludziom różdżki do gardeł i pyskowania nauczycielowi, jakoby przeleciał pół damskiej części Hogwartu). Uśmiechnęła się ciepło do Ezry, choć kiedy ten przyznał, że faktycznie w ogniu widać motyle, oficjalnie uznała, że to nie ona zwariowała, tylko świat. Projektant uniformów z Munga musiał palić ognisko z Robertsonem kilka dni wcześniej, bo innego wyjaśnienia Szwedka nie widziała. -Nie musisz mi mówić. Szpital wprowadził ostatnio nowe sukienki dla recepcjonistek - przyznała skrajnie wymęczona tematem motyli, a właściwie tego, że od paru dni latają jej pod nogami czarne owady. - I teraz, kiedy chodzę w uniformie trochę szybszym tempem, wyfruwają z niego motyle - przyznała dość lakonicznie traktując temat, ale Ezra znał ją nie od dziś i doskonale wiedział, że dla Ruth takie przebieranki to cyrk ostateczny, jak piękne i bajeczne by nie były. Skończyła temat bardzo szybko, bo i ona przebierała już nóżkami, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Myślała o temacie tego dziwnego pocałunku kilka wieczorów, skrupulatnie analizując przyznanie Clarke'a, że to ten drugi jednak pozwolił go sobie zakończyć jako pierwszy. I naturalnie - przygotowała się do tej rozmowy także od strony technicznej. -Przez szkołę, chory system, czy głupie pomysły projektantów ubrań? - zapytała retorycznie i wyjęła swoją książkę, w której była karteczka, widoczna teraz tylko dla Ezry. Napisane było na niej: "Sermones - słyszenie w myślach głosu osoby, która je rzuciła" i chwilę potem zamknęła książkę, dyskretnie celując różdżką w Ezrę za swoim ramieniem, niewerbalnie traktując go rzeczonym zaklęciem. -Wystarczy, że będziesz mruczał pod nosem, usłyszę. Widziałeś się znów z tym chłopakiem? I jak mam interpretować to, co mi powiedziałeś w obserwatorium z tym odsuwaniem się? - zapytała, podpierając brodę dłonią, częściowo zakrywając usta i wbijając jednocześnie wzrok w ognisko, wyglądając teraz, jakby znudzona przypatrywała się płomieniom, a nie dywagowała, dlaczego jej przyjaciel całuje innych facetów po kątach.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie miał pojęcia jak to się działo, że mając za przyjaciela kogoś tak dotykalskiego i przy tym tak bezwstydnego jak Ezra, Ruth niezmiennie pozostawała maksymalnie powściągliwa. Westchnął, kiedy dziewczyna zmieniła ułożenie jego ręki, ale na nią nie naciskał. Nie chciała to nie, i tak zamierzał spróbować następnym razem. Parsknął cichym śmiechem, kiedy wspomniała o nowych uniformach. Co motyle miały do szpitala pozostawało dla niego zagadką, bo wydawało mu się, że stroje recepcjonistek zazwyczaj stawiały na profesjonalizm. No rozumiał, Mung to nie był teatr, żeby bawić się w przebieranki. Poza tym, jakby już bez tego męska część pacjentów nie zastanawiała się nad zajrzeniem pracownicom pod sukienki... - Przypomniałaś mi tym, jak dawno nie odwiedzałem cię w pracy. Wpadnę, choćby dla tego fantastycznego uniformu - zaśmiał się troszkę złośliwie z tej katastrofy Szwedki, szybko jednak temat poszedł w niebyt, podobnie jak kwestia ograniczonej wolności, którą Ezra skomentował tylko łagodnym uniesieniem kącika ust. Nie do końca rozumiał, po co Ruth wyciągnęła własną książkę, skoro dopiero co jej wyczytał podręcznikowe wyjaśnienie. Miał już ją o to zapytać, gdy pomiędzy kartkami dostrzegł krótką notkę. Zmarszczył brwi, odczytując formułę zaklęcia i w tamtym momencie sam nie wiedział, czy bardziej jest pod wrażeniem tego jak Ruth technicznie przygotowała się do tej rozmowy (on nawet nie miał pojęcia o istnieniu tego zaklęcia!), czy przerażony tym ile czasu miała, żeby wszystko sobie poukładać w głowie. Drgnął, niezbyt komfortowo czując się z tym, że głos Ruth dosłownie rozbrzmiewał w jego głowie, czysto i wyraźnie. Nie mówiąc już o tym, że sama rozmowa po prostu go stresowała. Mimo to postarał się przygarbić i przyjąć trochę senną postawę. Zaczął ocierać oko, udając, że zabłąkał się do niego drobny popiołek z paleniska i przysłaniając wtedy usta. - Wpadliśmy na siebie przypadkiem w Hogsmeade. Porozmawialiśmy... Momentami było niezręcznie, ale nie wiem. Może mi się wydawało. Twierdzi, że nic nie pamięta. W sensie całej nocy. Broń Merlinie nie wspomniałem o pocałunku. - Zrobił trochę nerwowy ruch głową, zanim zdążył się opamiętać. Ale i tak lepiej, żeby ludzie brali go za nadpobudliwego niż za zaburzonego orientacyjnie. Podparł się o rękę, trochę kopiując pozycję Ruth. - No... szczerze starałem się o tym nie myśleć. Ale gdyby on tego nie przerwał, ja... Ja chyba bym tego nie zrobił. Nie wiem. Na pewno jeszcze nie wtedy. Uniósł wzrok, wpatrując się w płomienie w zamyśleniu i dopiero po chwili zauważył, że centralnie po drugiej stronie paleniska, naprzeciwko niego siedział Leo. Wyglądało na to, że myślami znajduje się w innym świecie, przez co Ezra najwyraźniej uznał, że może mu się bezkarnie przypatrywać. Całkowicie zapominając, że on sam analizowany jest przez piekielnie bystrą krukonkę. - To po prostu było przyjemne - dodał jeszcze, lekko spuszczając wzrok. Na tyle, by wciąż widzieć Gryfona kątem oka, a przy tym nie wyglądać przerażająco przez takie wgapianie się. Trudno jednak było nie patrzeć, kiedy główny obiekt ich rozmowy znajdował się prawie na wyciągnięcie ręki.
Przyznam, że byłem nieco zestrachany całą tą sytuacją. Dziewczyna nie była moją znajomą, nie znałem ani jej imienia, ani domu (zakładam, że nie ubierali szkolnych szat na wyjście do Hogsmeade, bo byłoby to bezsensowne), a tym bardziej nie wiedziałem, skąd mogłaby posiadać takie informacje jak chociażby ta o kryształowych kulach... Aż bałem się myśleć o tym, bo co jeśli ona czyta w moich myślach? Szybko jednak przypomniałem sobie, że nie potrafiła usunąć skaleczeń i siniaków z dłoni po upadku, toteż opcja z legilimencją odpadała na starcie. Otrząsnąłem się jednak z tych myśli i przytaknąłem jej krótko na odpowiedź, że musiała mnie z kimś pomylić. Może właśnie tak było? Po cichu liczyłem, że był tu ktoś inny związany z kryształowymi kulami poza mną... Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że krótko po tym ta laska znów stała obok mnie. Nie celowo, wiadomo, ja sam nie wiedziałem, gdzie dokładnie umieściłem sam siebie przy ognisku, bowiem przed odczytywaniem wróżby robiłem kilka kroków w prawo i lewo, by mieć jak najlepszy widok. Pytanie też zadałem od niechcenia, a odpowiedź, której mi udzieliła, nie była taką, której się spodziewałem - byłem w szoku, że powtórzyła dokładnie to samo, co odczytałem sam. Czy ona sobie ze mnie żartowała? Może podsłuchała moją cichą konwersację z Robertsonem, gdy konsultowałem się, czy poprawnie interpretuję trzaski ogniska? Może była po prostu żartownisiem i chciała zrobić mi kawał? Jej mina nie wskazywała na to, ale mogła być również dobrą aktorką. Patrzyłem na nią przez moment szeroko otwartymi oczami, po czym parsknąłem śmiechem. - To jedziemy na tym samym wózku - odpowiedziałem i zaśmiałem się nerwowo, odwracając wzrok w kierunku ognia. Kim ona była, do cholery jasnej? - Jak Ci na imię? - zapytałem kilka chwil później, ponownie spoglądając na nią. - Fajnie byłoby poznać tożsamość towarzysza niedoli - dodałem, uśmiechając się delikatnie.
Pewnie, że interesowało mnie życie uczuciowe Caluma, nie zamierzałam jednak go komentować tak jak Fire. Wokół Caluma zawsze kręciło się sporo dziewczyn, ale to niemal zawsze kończyło się tak samo. Miałam szczerą nadzieję, że chłopak w końcu odnajdzie miłość. Fire przeszła na francuski, co w gruncie rzeczy było dość częste w naszych rozmowach – obie znałyśmy ten język płynnie, co było skutkiem bycia członkiniami takiego rodu jak Dearowie. - Tu es impoli, Fire* - powiedziałam szeptem do kuzynki. Nie podobało mi się, że tak niemiło potraktowała chłopaka, który wyglądał bardzo miło – celowo zmieniła język by go obgadywać. W gruncie rzeczy często tak się zachowywałyśmy, ale i tak poczułam się zobowiązana zwrócić jej uwagę – nie miało to chyba zbyt wiele sensu, skoro kontynuowałam francuską gadkę. Gdy usłyszałam, że chłopak również mówi po francusku parsknęłam cichym śmiechem – tym razem Blaithin się nie udało. Uścisnęłam dłoń @Theo Romeo U. Evermore mówiąc: - Salut Theo, ravi de vous rencontrer! Je suis Vivien!** Wiedziałam, że Blaith jest niezadowolona, że nawiązałam kontakt z uroczym chłopakiem, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało. Byłam miła niemalże dla wszystkich, niezależnie od zdania mojej kuzynki, poza tym miałam ochotę się z nią teraz przekomarzać. Po chwili pojawiła się przy nas @Bridget Hudson prosząc mnie o podręcznik. Gdy tylko Fire skończyła sprawdzać swoje zadanie podałam Puchonce książkę uśmiechając się delikatnie.
* Jesteś niegrzeczna, Fire ** Cześć Theo, miło Cię poznać! Jestem Vivien
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Według Fire najgorsze w Theo było właśnie to niezrażanie się, nawet jeśli uparcie na różne sposoby próbowała go zniechęcić. Normalny człowiek stwierdziłby, że nie warto się męczyć i wystawiać na nieprzyjemne komentarze. Najwyraźniej po raz kolejny trafiła na jakiegoś szaleńca. Nie chciała się irytować bez potrzeby, ale mała intryga spaliła na panewce, bo najwyraźniej Evermore był większym poliglotą niż Fire mogła się spodziewać. Dodatkowo Void wcale nie współpracowała, a Fire wręcz poczuła się, jakby była w jakiejś tajnej zmowie z Theo. Odwróciła się od tej dwójki, ukrywając złość za maską chłodnej obojętności. Mruknęła jeszcze coś pod nosem po francusku. Ogień okazał się dużo bardziej interesujący, gdyby nie to, że Evermore zagadnął na temat tego całego wróżenia. Blaithin wzruszyła ramionami, chłonąc ciepło płomieni i nie obawiając się tego, że jest tak blisko i może się sparzyć. - Ciekawego nie. - mruknęła, obserwując chwilę sylwetki łączące się wkoło i poruszające coraz szybciej. Ostatnio wywróżyła sobie, że ktoś stanie jej w planach na drodze. Gryfonka uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak się stało. Teoretycznie sama zniszczyła swój skomplikowany zamiar odebrania życia pewnej osobie. Starała się, żeby jej głos brzmiał normalnie i nie był przesycony goryczą. - Ale znowu ma mnie spotkać coś niemiłego. Może chodzi o to, że przyślesz kolejny list? Próbowała przekształcić sytuację w żart niemalże jak zawsze. Już przekonała się, że drwienie z Krukona, wcale nie przynosi takich skutków, jak powinno. - A jak się miewa twoje wewnętrzne oko? - rzuciła, zerkając na chłopaka. Była pewna, że Savage nie przekazał "pozdrowień" tak, jak ona by tego chciała. Teraz nie wiedziała, czemu się wcześniej nie powstrzymała. Miały być wyrazem pogardy, a najprawdopodobniej Theo mógł uznać je za naprawdę coś sympatycznego! - Zamierzacie zostać na tę niby imprezę, którą chce zorganizować Robertson? - spytała zarówno Evermore'a, jak i Vivien, kiedy profesor był po drugiej stronie paleniska. Sama nie podjęła jeszcze decyzji, chociaż ognisko kusiło.
Theo potrafił być niesamowicie uparty, jeśli tylko wymagała tego sytuacja. Niezbyt rozumiał ludzi, którzy od razu kogoś oceniali, albo z miejsca coś zakładali. Fire jakby nastawiła się na to, że każdego musi od siebie odsunąć i nikt nie może się do niej zbliżyć. Theo chyba na swój sposób chciał udowodnić jej, że nie tylko ona może tak bardzo się na jakimś punkcie zafiksować. A poza tym był po prostu sympatycznym gościem, który szukał znajomych i (z niewiadomych powodów) widział potencjał w tej rudowłosej Gryfonce. Zazwyczaj ufanie swoim przeczuciom wychodziło mu na dobre i nie zamierzał przestawać tylko dlatego, że zdobycie "łaski" Fire jest tak trudne. Aczkolwiek jej towarzyszka była zdecydowanie milsza i nastawiona bardziej pozytywnie. Theo obrzucił uśmiechem @Bridget Hudson, która zagadała do Vivien o podręcznik. Chciał nawet coś do niej dodać, ale akurat udało mu się wymusić choć trochę rozmowy u Fire. - Myślisz? Moim zdaniem tym "czymś niemiłym" będą wyrzuty sumienia, kiedy zorientujesz się, że zupełnie bez sensu odrzucałaś moją propozycję - czyli po tym, jak już się zgodzisz i dotrze do ciebie, że to nic strasznego. - Chciał ją szturchnąć przyjacielsko w ramię, ale nagle przypomniał sobie o tym, że gdy wcześniej nawiązali kontakt cielesny, to dostał w twarz. Theo był Krukonem z jakiegoś powodu, prawda? Czasami zdarzało mu się pomyśleć odrobinkę. - Fantastycznie, moje wewnętrzne oko widzi motylki - odparł tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. W gruncie rzeczy, symbol wolności nie był taki zły. Może chodziło o to, że w końcu sam podejmował decyzje? Przyjazd do Hogwartu miał być jego "wyzwoleniem". Widocznie w przyszłości wydarzy się coś podobnego... - Czemu mam wrażenie, że jeśli powiem ci, że zostaję, to wtedy ty nie zostaniesz? - Zaśmiał się krótko, potrząsając głową z niedowierzaniem. - Nie wiem, w sumie czemu nie?
Dobrze, że nie zwerbalizował swoich przypuszczeń, bo najpewniej od razu bym go wyśmiała gdyby oskarżył mnie o podsłuchiwanie – w czasie odczytywanie przyszłości byłam tak skupiona, że nie miałam głowy nasłuchiwać, o czym gadają ludzie wokół. Spojrzałam na chłopaka badawczo, a na mojej twarzy rysowało się lekkie niedowierzanie. - Jesteś pewien, że miałeś to samo? – zapytałam wyraźnie zdziwiona. Rzadko zdarzało się, żeby dwie osoby widziały w płomieniach to samo, tym bardziej dwie osoby wróżące z tego samego miejsca. Zastanawiałam się czy to był jakiś zbieg okoliczności, czy może chłopak nie miał bladego pojęcia na temat wróżbiarstwa. Obróciłam wzrok znów spoglądając w ognisko – nie byłam szczególnie chętna do nawiązywania nowych znajomości, a chłopak zachowywał się bardzo nienaturalnie, wręcz nerwowo, co piekielnie mnie konfundowało. Lubiłam ludzi ze szczerymi intencjami, a ten typek wyraźnie miał coś do ukrycia. - Jestem Florence – powiedziałam od niechcenia nie patrząc na chłopaka, by po chwili dodać obojętnym tonem – Szczerze powiedziawszy nie wydaje mi się, żebyśmy mieli być towarzyszami niedoli, skoro nie masz nic wspólnego z kryształowymi kulami. Celowo ponownie sprowokowałam temat, by zobaczyć jak tym razem chłopak zareaguje. Wciąż wpatrując się w ognisko spoglądałam na młodego mężczyznę kątem oka licząc, że z jego reakcji wyczytam prawdę.
Nieszczególnie interesowała mnie rozmowa między @Theo Romeo U. Evermore", a Fire, ale gdy usłyszałam o jakiejś propozycji zrobiłam wielkie oczy i obudziła się moja wewnętrzna plotkara. Spojrzałam na chłopaka i zapytałam: - Co proponowałeś Fire, Theo? Wiedziałam, że Gryfonka gotuje się teraz ze złości, ale odrobinę mnie to bawiło, więc nie zamierzałam przepraszać, tylko w najlepsze zagadywałam sympatycznego Krukona. Gdy kuzynka zapytała o imprezę zastanowiłam się chwilę - w gruncie rzeczy nie miałam zbyt wiele do roboty tego wieczoru (tak jakbym wcale nie zdawała zaraz Owutemów!), ale nie spodziewałam się, żeby działo się tutaj coś szczególnie ciekawego - a nudzić mogłam się równie dobrze w dormitorium. - Sama nie wiem - westchnęłam. Po chwili zastanowienia dodałam - Jeśli główną atrakcją tego spędu ma być nasz Calumek - tutaj leciutko skinęłam głową w stronę brata, tak że tylko Fire mogła dostrzec ten ruch - i kręcące się wokół niego laski to ja podziękuję.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dosłownie w tym samym czasie, w którym Bridget podeszła do Vivien prosząc o podręcznik, w pobliżu znalazł się Theo, na co Bridget zareagowała lekkim pąsem i szybkim odwróceniem głowy. Nie powiedziała w sumie nic poza krótkim "dzięki" w kierunku Ślizgonki, ponieważ rozmowa znajomych szybko przeszła na inny język, którego Bri nie rozumiała i ogólnie było nieco awkward. I jeszcze sposób, w jaki Theo patrzył na Blaithin... Dziewczynie zrobiło się odrobinę przykro, więc postanowiła czym prędzej oddalić się z tego miejsca i zająć się zadaniem. Nie do końca mogła się skupić, ale ostatecznie odnalazła odpowiednią interpretację. Czyżby miała niedługo się zakochać? Jej wzrok ponownie podążył w kierunku @Theo Romeo U. Evermore i z Puchonka zorientowała się, że to chyba już powoli się działo...
kostki: 1, 5
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ciężko było przewidzieć, które pierwsze odpuści, ale w przypadku Fire im bardziej się zapierała, tym ciężej dopuszczała do siebie możliwość zgody. Towarzystwo Krukona nie było na tyle wkurzające, żeby dosadnie go od siebie odczepiła (najprawdopodobniej jakimś porządnym zaklęciem wysyłającym do skrzydła szpitalnego). Może dlatego jeszcze się nie wściekła, a może za bardzo ją to bawiło. Jakieś powody miała. - Ale ja doskonale wiem, że to nic strasznego. Czego miałabym się obawiać ze strony tak miłego, uroczego chłopaka? - Fire postarała się, żeby więcej ironii się w to zdanie wlać nie dało. Ze strony Vivien musiało to wydawać się co najmniej zabawne, chociaż Blaithin pilnowała, żeby kąciki jej ust nie podjechały do góry. Wolała zachować chłodną obojętność. - Po prostu nie i tyle. Powtarzała to chyba po raz setny, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Wtedy właśnie Vivien musiała się zainteresować, na co Szkotka westchnęła. Była pewna, że zna odpowiedź, jaką udzieli Romeo, a przecież nie zamierzała zatykać mu ust ani dłonią ani magią. Zbyt dużo ludzi patrzyło. Zresztą, niech sobie mówią co chcą. - pomyślała, zduszając irytację i wyciągając ręce w stronę ognia, żeby poczuć jego przyjemne gorąco. Wzięła nawet jedno drewko, żeby zwiększyć płomień. - Więc jednak jest z tobą gorzej niż myślałam, Romeo... - odparła, bo chłopak wyraził się tak, jakby to go w ogóle nie zaskakiwało. Fire nie widziała w motylach nic specjalnie ciekawego - ot takie tam owady. Nie miała pojęcia, co mogą one oznaczać, ale nie dopytywała. - To chyba już ten moment, kiedy zaczynasz mnie poznawać. - stwierdziła, unosząc brew. Uwaga Romeo była tak trafna, że nawet Fire się tego nie spodziewała. Oczywiście, jednocześnie poczuła chęć udowodnienia, że jest zupełnie odwrotnie i, że Evermore nie ma racji. - A co, Vivien, lepiej byłoby, jakby wokół ciebie też kręciło się trochę facetów, nie? Posłała kuzynce zadziorny uśmiech - w końcu w Solace rozmawiali o tych "kolejkach" ustawiających się do ręki Ślizgonki. Teraz mogła swobodnie z tego żartować, a przy okazji odgryźć się za wcześniejsze. Co prawda, jeden facet już był w pobliżu... Może dałaby radę jakoś wcisnąć go Void? Chyba, że naprawdę impreza jej nie interesowała. - Właściwie to ja mogę na trochę zostać. - dodała Blaithin.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris skupiła się w pełni na powstającym rysunku, chociaż odrobinę rozpraszał ją wiatr, gdy ściągał kosmyki włosów na oczy dziewczyny. Nie zauważała, że pojawiali się ciągle nowi ludzie. Przyjścia nauczyciela też nie zarejestrowała, próbując wyrównać kreskę przy jednym z płatków. Dopiero, gdy ktoś ją szturchnął, Naeris miała okazję usłyszeć, co będą robić. Właściwie wydało jej się to czymś bardzo ciekawym. Nigdy nie wróżyła z ognia, więc miała doskonałą okazję spróbować. Jej ciotka wspominała coś o tym sposobie odczytywania przyszłości, ale sama wolała bezpieczniejsze sposoby, na przykład tarot czy kule. - O, cześć! - roztargniona spojrzała na Lottę i przytuliła ją. - A nic, takie tam narcyzy. - machnęła ręką, dając znak, że to naprawdę mało ważne. Schowała szkic kwiatków i podeszła do ognia. Żar płomieni nie pozwalał Naeris się zbliżyć. Lubiła ten żywioł, ale w sumie lubiła każdy żywioł... Chociaż wodę kochała najbardziej. Nagle zobaczyła jakieś motyle, które wyglądały jakby zostały utkane z iskier. Wzbijały się w górę i opadały, prowadząc między sobą specyficzny taniec. Wpatrzyła się zachwycona w ten pokaz i odczytała, że chodzi o wolność. Nie miała pojęcia, co ją spotka, ale nie bała się tego. Potem nie pozostało nic oprócz powolnego zebrania się do domitorium.
grupa nieparzysta Kostka: 4
Ostatnio zmieniony przez Naeris Sourwolf dnia Pią 23 Cze - 23:40, w całości zmieniany 1 raz
Theo to niezwykle dobroduszna istota, ale zarazem wcale nie taka nieporadna i bezbronna. Doskonale wiedział, że jeśli tylko zapragnie, to może wymusić u Fire zgodę. Nie chciał posunąć się do takiego ruchu, ale coś w jej uporze sprawiało, że bardzo potrzebował udowodnić sobie własną wyższość. Ona i tak by się nie dowiedziała, gdyby ją zahipnotyzował - Evermore wiedział, jak "podsunąć" komuś swoje myśli. - Otóż to! - Przytaknął entuzjastycznie, ignorując po całości ironię, w której Gryfonka chyba chciała go utopić. Pstryknął palcami tak, jakby na coś wpadł - ale w rzeczywistości chciał mieć pewność, że rudowłosa patrzy teraz na niego. - I właśnie dlatego zaczynasz się do tego pomysłu przekonywać. Ze strony osoby takiej jak Vivien musiało to zabrzmieć jak przejaw pychy i przesadnej pewności siebie, ale Theo najzwyczajniej w świecie postanowił użyć hipnozy i trochę podręczyć Fire. Na Merlina, jej upór nie miał sensu! - Chciałbym ją namalować - wyjaśnił od razu, bo w końcu nie widział w tym problemu. - To nic złego, prawda? - Nie mógł pozwolić na to, aby koleżanka Fire stanęła po jej stronie. Mógł spodziewać się drobnych wyrzutów sumienia, ale głosik z tyłu głowy podpowiadał mu, że nie ma co panikować. Krukon z zadowoleniem postanowił go posłuchać. - To ekscytujące - przewrócił oczami z rozbawieniem na uwagę Gryfonki. Nie wiedział, kim jest ten Calumek i ogólnie niezbyt był rozeznany w sytuacji. Postanowił jednak wyjątkowo się w to nie mieszać i większą uwagę zwrócił dopiero na słowa dziewcząt o zostaniu na "imprezie". Nie miał żadnych większych planów i im dłużej siedział w cieple ogniska, tym bardziej kusiło go pozostanie. - Nie zaszkodzi... - mruknął potakująco. - Ale spokojnie, nie uciekaj.
Nie przepadała za tym przedmiotem, ale skusiło ja to, że zajęcia miały odbywać się na zewnątrz. Co prawda nieźle się spóźniła i wcale nie było jej z tego powodu przykro. Przywitała się z nauczycielem skinieniem głowy i usiadła razem z resztą. Dowiedziała się jeszcze szybko co ma robić, na szczęście nauczyciel miał chyba całkiem dobry humor. A może taki był po prostu? Skąd ma wiedzieć, jak na zajęciach to raczej często nie bywa. Bazując na instrukcjach, skupiła się na dymie. Nigdy nie była dobra z tego przedmiotu i to było powodem jej kiepskiego nastawienia, tym razem jednak zdziwiła sama siebie. Jakąś tam wiedzę posiadała więc potrafiła interpretować obrazy, niestety zwykle nic nie widziała, a tu taka niespodzianka. Bardzo wyraźnie zobaczyła najpierw dwójkę ludzi. Takie kształty, walczyli. Później dołączyło do nich więcej kształtów. Obraz był tak wyraźny, że Fox nie mogła go źle zinterpretować. Kłopoty... Duże... Kolejna rzecz przez którą nie przepadała za wróżbiarstwem... Te głupie zwiastujące katastrofe wróżby.
Uwaga Fire lekko mnie skonfundowała - wciąż nie narzekałam na brak powodzenia, a na dodatek przypomniała mi się pewna noc spędzona w Londynie, do której zdecydowanie nie powinno dojść. Na samą myśl o tamtym wieczorze do mojej twarzy napłynęła krew. - Dopiero co narzekałaś przed Dorienem, że mam za dużo adoratorów - powiedziałam zimnym tonem siląc się na obojętność - Teraz, że mam ich za mało, zdecyduj się. Blaith tak bardzo mnie zezłościła, że postanowiłam już więcej się nie asekurować i w stu procentach stanąć po stronie @Theo Romeo U. Evermore. Chociaż pomysł sportretowania mojej kuzynki wydawał mi się świetny, normalnie nie wykazałabym aż tyle entuzjazmu, chciałam jednak zrobić jej na złość, więc uśmiechnęłam się do Krukona. - Uważam, że to doskonały pomysł - powiedziałam radosnym tonem, siląc się na naturalność, by po chwili już z sarkazmem dodać - Portret mojej rudziutkiej kuzyneczki mógłby zawisnąć zaraz koło portretu pradziadka Deara! Na mojej twarzy zabłysł ironiczny uśmieszek.
Kolejna jakaś tam lekcja, znów spóźniony. Prawidłowo! Z uśmiechem na ustach wkroczylem między ludzi. Widzę szykowało się ognisko, szkoda, że kiełbasek brak. Rozejrzałam się za nauczycielem, chyba go kojarzyłam, ale pewności nie mam. Trochę to zajęło i to chyba on właściwie zauważył mnie pierwszy. Przywitałem się z nim kiwnięcie głowy i zabrałem się za szukanie kogoś kto by mi wyjaśnił co mamy robić. Po chwili już siedziałem przed ogniskiem wlepiając swoje oczy w dym próbując coś w nim zobaczyć. No i się udało tylko dlaczego widzę właśnie jakieś motyle? Ach no tak! To oznaczało wolność lub coś w rodzaju uwolnienia się spod czujejś kontroli. Na tą ostatnią część moich myśli uśmiechnąłem się i rozejrzałem się po gronie rówieśników.
Jak to ostatnio miał w zwyczaju Matt spóźnił się nieco na zajęcia. Patrzył jak grupa rozpala ognisko, pomógł trochę pamiętając mugolskie formy robienia ogniska ze swoich podróży i wreszcie im się udało. Został przypisany do grupy, która miała czytać z dymu. Poczuł się niczym szaman indian i nie mógł powstrzymać uśmieszku. Kiedy minęło parę minut i dym się zagęścił rozpocząć swoje badania. Był czarny jakby zamiast drewna paliła się guma, Matt zaciekawiony zaczął się uważniej przyglądać aż dostrzegł w dymie twarz. Cofnął się parę kroków z zaskoczenia i przetarł oczy czy aby nie ma przewidzeń. Ale tak, widział twarze które według podręcznika zwiastowały przysługę...a on miał kilka do spłacenia. Czyżby pewna osoba miała się niedługo upomnieć o wypełnienie złożonej obietnicy? Wcześniejszy urok ogniska prysł i Mattowi zrzedła mina. Widok @Laura Manese nie poprawił mu humoru, a nawet go zepsuł.
Profesor Roberstson krążył przy ognisku, przyglądając się, jak pracują jego uczniowie, udzielając odpowiedzi na nurtujące ich pytania, w międzyczasie witając nowo przybyłych i pokrótce tłumacząc im, czym mają się zająć. Już wcześniej stwierdził, że nie będzie się irytował w związku ze spóźnianiami, jednak kiedy w parku zjawiła się @Bridget Hudson niosąca wielki kosz z jedzeniem (definitywnie przeznaczony bardziej na imprezę przy ognisku, niż na lekcję wróżbiarstwa), nie mógł powstrzymać wpełzającego na jego twarz uśmiechu politowania. Po jakimś czasie okazało się jednak, że kto miał coś wywróżyć, już dawno to zrobił i większość zajęła się towarzyskimi rozmowami w swoim gronie, co Robertson odebrał jako sygnał na zakończenie lekcji. - Zbierzcie się tu wszyscy - powiedział, a gdy zgromadziła się wokół niego większość obecnych, przeszedł do rzeczy. - Dziękuję wam za tak liczną frekwencję, to były ostatnie zajęcia w tym roku. Ogień zostaje do waszej dyspozycji. Wasza koleżanka już przyniosła prowiant, więc najwyższy czas, abym zostawił was w spokoju. Tylko nie zaróbcie syfu w parku, sprzątać po sobie - skończył beznamiętnie, po czym obrócił się w miejscu i zniknął.
Wszyscy, którzy napisali post o wróżeniu, dostają do kuferka 1 punkt. Bridget przyniosła prowiant, kosz jest zostawiony w altanie. Mam nadzieję, że kilka wątków jeszcze się tu pociągnie i imprezka będzie udana :) dzięki za udział!
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget starała się nie skupiać swojej uwagi na Theo, wobec tego zmieniła zupełnie miejsce, w którym stała i ponownie próbowała patrzeć w płomienie, ale to też jej nie wychodziło, bowiem nieopodal siedziała Ruth z Ezrą i Bridget dostrzegła ten moment, w którym chłopak obejmował dziewczynę w pasie. Poczuła delikatne ukłucie w klatce piersiowej. Nie wiedziała, czy był to żal, czy smutek, czy może zazdrość? Rozmawiała na ten temat z Krukonką, zaprzeczyła, jakoby miała romans z Clarke i stwierdziła, że to tylko jej przyjaciel - może oni w przyjaźni się tak obejmowali? Potrząsnęła głową, starając się myśleć o czymś innym niż akurat to. Na szczęście sama lekcja dobiegła już końca i profesor Robertson najpierw podziękował im za obecność, a następnie zniknął teleportując się. Oczywiście nie omieszkał wspomnieć, że Bridget (chociaż nie wymienił jej z imienia i nazwiska) przyniosła prowiant, z czego dziewczyna się cieszyła, bo nie musiała nadwyrężać głosu, mówiąc: - Tak jak powiedział pan profesor, kosz z prowiantem jest w altanie! Częstujcie się! Same najlepsze wyroby od naszych kochanych skrzatów domowych! - Bo nie ma to jak dobra reklama, prawda? Sama udała się do altany razem z innym w celu zabrania jakiegoś smakowitego kąska. Padło na warzywny szaszłyk, który już chwilę później lewitował nad ogniskiem, unoszony za pomocą magii przez Bridget.
I koniec zajęć. Podniosła się z ziemi i obrzuciła wzrokiem obecnych. Całkiem niezła frekwencja. Z profesorem pożegnała się dokładnie tak jak przywitała, czyli po prostu skinieniem głowy. Zamierzała zebrać się zaraz po zajęciach, ale wzmianka o koszu prowiantu szybko zmieniła jej zdanie. Zajęcia były całkiem ciekawe i udane dla niej, a to się często nie zdarzało na wróżbiarstwie. Tym razem cieszyła się, że na nie przyszła, a wzmianka o jedzeniu tylko utwierdziła ją w słuszności podjętej decyzji. Ruszyła do altany zaraz za Bridget i wybrała coś dla siebie. Ona wolała mięso wiec zaraz obok szaszłyka z warzyw, lewitował sobie mięsny. Usiadła ponownie na ziemi i zajęła się obserwowaniem szaszłyka. Nie była ostatnio zbyt towarzyska. Może to te kiepskie wyniki? Tyle siedziała nad książkami, że powoli zapominają jak się rozmawia. A z Historii Magii pewnie i tak nie zda. Myślenie o tym chyba nie było najtrafniejszym pomysłem, ostatnio za każdym razem gdy o tym myślała, przechodziła drobne załamanie nerwowe.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Obok Bridget przysiadła się Erin, którą dziewczyna kojarzyła z lekcji. O ile się nie myliła, były na tym samym roku, z tym że ruda była Ślizgonką. Nigdy nie wydawała jej się osobą bardzo towarzyską i otwartą na zawieranie znajomości, ale stwierdziła, że przecież skoro jest okazja, to szkoda byłoby ją zmarnować, prawda? Zrobiła krok w jej stronę, przybierając na twarz ciepły uśmiech i delikatnie szturchnęła ją w ramię. - Hejka, Erin! - W sumie nie wiedziała, czy koleżanka pamięta jej imię, bo chyba nie miały okazji rozmawiać prywatnie, raczej tylko wtedy, gdy zostały przydzielone razem do grupy na jakichś zajęciach. Coś w twarzy znajomej mówiło jej, że nie jest zbyt zadowolona, dlatego też zapytała: - Coś Cię gryzie? Wyglądasz jakbyś była nie w sosie. To przez to wróżbiarstwo? Jakaś kiepska wróżba? - zawaliła ją nieco tymi pytaniami, lecz miała nadzieję, że Erin nie będzie miała jej tego za złe.
Siedziała tak i gapiła się w szaszłyka. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy dla rozrywki nie zacząć go opuszczać i podnosić nad ogniem, kiedy ktoś się odezwał. Nie poznała jej po głosie, ale kiedy obróciła głowę udało jej się dopasować imię do twarzy. Nie rozmawiały zbyt często ale się zdarzało. - Cześć. Bridget, tak? - Wolałam się jednak upewnić, niż później w trakcie rozmowy przypadkiem nazwać ją innym imieniem. - Nic takiego. Nie, nie wróżba. Choć w sumie to dobra nie była, ale moje nastawienie trochę przeszkadza mi w wierzenie w wróżby. - Zaśmiałam się i spojrzałam w ognisko. Zdecydowanie ciężko było mi uwierzyć, że jakieś kształty w dymie coś znaczą. W końcu to moja wyobraźnia przypisuje tym kształtom określone rzeczy. - Wątpię, że zdam z Historii Magii i trochę mnie to wkurza. - Właściwe to byłam tego pewna. Westchnęłam i uśmiechnęłam się do dziewczyny. - Chociaż będę znać materiał. - Marna próba przedstawienia tego z pozytywnej strony, ale zawsze jakaś. Liczą się chęci.
Kiedy nauczyciel się odezwał chcąc, nie chcąc spojrzałem w jego kierunku i wysłuchałem tego co ma do powiedzenia. Teraz nawet stwierdziłem że dobrze zrobiłem bo wkońcu dowiedziałem się o tym że ktoś postanowił tu przywlec prowiant. Wstałem z miejsca i odrazu skierowałem się w stronę altanki by sobie coś tam dobrego znaleźć. Gdy tylko zobaczyłem pianki w koszyku odrazu po nie sięgnąłem i udałem się z powrotem do ogniska tym razem usiadłem trochę bliżej. Usiadłem sobie koło dwóch dziewczyn które kojarzyłem z zajęci i chłopak którego akurat wogóle nie kojarzyłem. Zresztą co tam wkońcu nie muszę wszystkich kojarzyć. -Hejka, ktoś chętny na piankę z ogniska? Jak coś to też mam czekoladę do tego.- Rzuciłem do całej trójki z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy, a do Vivien puściłem oczko. Po chwili nad ogniskiem wisiało kilka pianke co sprawiło też że mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
Chłopak, który się do nas przysiadł był ze mną i Fire na jednym roku. Rozmawiałąm z nim tylko kilka razy, ale wiedziałam, że gra w Quidditcha, więc uśmiechnęłam się do niego delikatnie próbując przypomnieć sobie jego imię. - Hej - rzuciłam - Jesteś Gregory, prawda? Bardzo cieszyłam się, że chłopak się do nas dosiadł, bo dawało to nadzieję, że Fire chociaż na moment da mi wytchnąć od złośliwych uwag dotyczących mojego życia uczuciowego. - Na piankę jestem zawsze chętna - rzuciłam z uśmiechem. Schowałem rzeczy do torby, bo z racji rozpoczynającego się pikniku już niczego nie potrzebowałam, po czym delikatnie odwróciłam się w stronę chłopaka chcąc zakomunikować mojej kuzynce, że nie będę z nią prowadzić czczych dyskusji. - Jak tam przygotowania do meczu? - zapytałam Puchona. Wiedziałam, że w tym roku już się z nim nie zmierzę na boisku dlatego mogłam rozmawiać o tym zupełnie na luzie - nie był dla mnie konkurencją.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie podobało się, że ktoś sobie na nią pstryka, więc zmarszczyła brwi i przypatrzyła się chłopakowi, który najwyraźniej kompletnie ignorował jej sarkazm. W tamtej chwili poczuła się dość dziwnie i Gryfonce ciężko było wytłumaczyć, dlaczego ogarnęło ją takie uczucie. Z jednej strony było to trochę niepokojące, ale z drugiej... Zaczęła zastanawiać się nad własnym zachowaniem pod innym kątem. W sumie co szkodziło jej poświęcić chwilę uwagi pomysłowi Romeo? Zamrugała parę razy, czując, że w jej głowie zaczyna tworzyć się jakiś mętlik. - Wcale, że nie. - odparła, a zabrzmiało to wyjątkowo mniej stanowczo niż planowała. Arogancja Krukona przekraczała wszelkie akceptowalne przez Szkotkę granice. Nie zdążyła jednak mu tego wypomnieć, bo uwagę przeniosła na kuzynkę. Widziała doskonale, jak ogarnia ją złość i na swojej mimice wymusiła obojętność. - Chodziło mi o to, że aktualnie żaden się tu nie kręci. - powiedziała, krzyżując ramiona na piersi. Wolała nie mówić za dużo, bo nie miała ochoty na kłótnie. Fire musiała przygryźć wargę, żeby nie powiedzieć nic na temat tego całego portretowania. Prędzej ona sama by zawisła... Na szczęście uwagę Gryfonki na chwilę odwrócił Evermore. Pewnie nie był jeszcze świadomy tego, że właśnie nie pozostawił rudowłosej wyboru, co do tego czy zostawać na imprezie czy nie. Gdyby sobie poszła, uznałby, że w jakiś sposób miał na to wpływ - nie mogła pozwolić mu uwierzyć, że może się go w jakiś sposób obawiać! - Na razie nie zamierzam. Nie obiecuję natomiast, że ty nie będziesz w końcu miał ochoty uciec. - oparła się lepiej o krzesełko przy palenisku, odgarniając włosy. Skinęła głową Puchonowi, którego imię bardzo mgliście kojarzyła. Na pytanie o pianki tylko pokręciła głową. Tym lepiej, że nauczyciel szybko się zmył. Fire mogła wyciągnąć paczkę Wizz-Wizzów i zapalić jednego. Miała gdzieś, czy komuś będzie przeszkadzać dym papierosowy, aczkolwiek wyciągnęła papierosy do Romeo w uprzejmym geście. W końcu Vivien zajęła się Gregorym w błyskawicznym tempie, a Fire to odpowiadało. - Więc mówisz, że nawet nie musielibyśmy rozmawiać? - spytała, wydmuchując chmurkę ciemnego dymu i obracając papierosa w palcach.
Chyba grfynoka nie miała ochoty razem z nami, a przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Zresztą jakoś mi to nie przeszkadzało wkońcu nie tylko ona była tutaj. Po za tym ona i krukon zajęli się właśnie chyba sobą. - Dokładnie tak, a ty to Vivien zgadza się? - Nie tylko ślizgonka była nie pewna co do imienia, ja miałem tak samo. Ale nie powinna mieć mi tego za złe skoro i sama z tym problem miała. Po chwili dwie pianki podfrunęły w zasięg naszych rąk. - A czekolady do tego? No i uważaj bo gorące. - Zapytałem wyjmując z kieszeni bluzy tabliczkę czekolady. Teraz odrazu ręką sięgnąłem po swoją piankę samemu zapominając o tym że jest gorąca. Cofnąłem rękę do tyłu gdy tylko dotknął słodyczy po czym chwyciłem się za ucho. - Jak to przygotowania, czyli treningi przede wszystkim. - Rzuciłem z uśmiechem na ustach i ponownie sięgnąłem po już ciepłą piankę i kostkę czekolady. Oj tak to połączenie nigdy mi się nie znudzi. - Zostajesz na dłużej na ognisku? Bo ja tak jeśli oczywiście mają więcej piankę. - Przy ostatnich słowach zaśmiałem się lekko i ponownie puściłem oczko do dziewczyny.
Ostatnio zmieniony przez Gregory Wilkox dnia Sro 21 Cze - 16:43, w całości zmieniany 1 raz