Świetne miejsce, zarówno na kameralne spotkanie przy ognisku z kilkoma znajomymi, jak i na zorganizowanie licznie uczęszczanej imprezy plenerowej. Zarządca parku jest wyjątkowo miłym człowiekiem i ochoczo przystaje na wszelkie propozycje ożywienia parku i przyciągnięcia do niego jak największej ilości młodych, energicznych ludzi, dlatego warto do niego zagadać!
szycie strojów:
Szycie strojów
Tradycyjne świętowanie oznacza też tradycyjne stroje! Skrzaty starają się uwijać jak najszybciej ze wszystkimi swoimi obowiązkami, a magiczne maszyny aż parują od prędkości, z jaką przerabiają materiał. Każdy uczestnik Beltane może zgłosić się po tradycyjny strój dla siebie, ale to nie wszystko! Czarodzieje zachęcani są do samodzielnych prób szycia! Materiały, wzory i sprzęt jest dostępny dla każdego, kto chciałby stworzyć sobie swój własny strój.
Rzut k6 jeżeli zgłaszasz się po strój:
Parzysta Jest dokładnie taki, jakim go zamówiłeś! Krój, wymiary i materiał się zgadzają, możesz go zabrać ze sobą, by czekał na Beltane! 1 Całkowicie pomylili twoje rozmiary! Czy to sukienka czy koszula i spodnie, wszystko z ciebie spada, jakby było zrobione na trzech takich jak ty! Przygotuj się lepiej na poprawki na miejscu i dużo szpilek! 3 Wymiary są dobre, to prawda... Tylko rodzaj się nie zgadza. Jeżeli chciałeś sukienkę, dostałeś koszulę i spodnie. Jeżeli chciałeś koszulę i spodnie, dostałeś sukienkę. Możesz je przyjąć, a możesz spróbować zawalczyć o swoje!
Rzut k6 czy ci się udało:
Parzysta - udaje ci się wyperswadować, że to skrzaty pomyliły zamówienie. Ustaw się, zaraz zaczną szycie na tobie właściwego kroju! Nieparzysta - jak się chciało co się chciało, to trzeba było dobrze zamówić. Nie umiałeś zamówić? Lepiej siadaj do szycia!
5 Tak, figurujesz w zamówieniu i to wykonanym ale... Ktoś musiał podwędzić ci twój strój. Z zapisków wychodzi, że zabrał go chwilę przed tobą.
Rzut k6 na to, co się stanie:
Parzysta - niestety, ktokolwiek przywłaszczył sobie twój strój, już dawno zniknął. Możesz albo poprosić skrzaty, żeby uszyli teraz jeszcze jeden strój, albo samemu do tego przysiąść. Nieparzysta - gagatek wciąż tutaj jest! I widzisz, jak próbuje komuś opchnąć za galeony twój strój! Działaj szybko!
Rzut k6 jeżeli szyjesz strój:
1 Musisz się nieźle nachodzić za właściwym materiałem, nigdzie nie widzisz takiego, jaki sobie wymarzyłeś!
Rzut k6, czy udało ci się znaleźć:
Parzysta - w końcu trafiasz na właściwe wzorki u innego czarodzieja, który chętnie dzieli się materiałem. Nieparzysta - choć bardzo się starasz, nigdzie nie możesz wypatrzeć tego wzoru! Musisz zadowolić się czymś innym.
2 Wśród zwojów materiału znajdujesz (na)strojny wianek, zostawiony przy komplecie różnych wzorów i tkanin, świetnie do siebie pasujących, a właściciela nigdzie nie widać. Znalezione nie kradzione, prawda? Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 3 Zebrałeś wszystkie potrzebne wzorce pod wycinanie elementów i masz pozbierane materiały. W trakcie szycia parę rzeczy ci nie gra, ale nie kwestionujesz idąc za ideą "trust the process". Cóż, ten proces doprowadził cię do tego, że jeżeli chciałeś koszulę, skończyłeś z sukienką i na odwrót. Może ktoś będzie chciał się z tobą wymienić? 4 Gdy wybierasz materiały, zauważasz różne notatki pozostawione przez kogoś, kto zdecydowanie musiał interesować się modą. Kilka rolek tkaniny jest opisana jako "ładne", "zupełnie nienastrojowe", "oddające ducha wiosny", a jedno z nich "do tego będzie pasować ta biżuteria". Jak widać nie dość, że znawca mody to jeszcze musi mu się przelewać, bo z dobroci serca zostawił kolczyki z króliczkiem! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 5 Twoja maszyna zdaje się wyjątkowo oburzona tym, jak długo musi pracować! W pewnym momencie zupełnie się buntuje i przestaje pracować, blokując twój strój pod igłą.
Rzuć k6 na odzyskanie materiału:
Parzysta - udaje ci się przekonać niepocieszony sprzęt, żeby jeszcze raz ruszył igłą i oddał ci twoją pracę! Dobrze, że byłeś już w połowie szycia, teraz ręczne dokończenie tego nie będzie aż tak trudne. Nieparzysta - siłujesz się z maszyną o materiał, aż w końcu ten cały się rwie! No nieźle... Teraz nie masz ani swojej pracy ani maszyny i musisz zaczynać z igłą i nitką w rękach od zera!
6 Musiałeś wyjątkowo wkupić się w przyjaźń skrzatów, bo mimo masy roboty znajdują czas, żeby co jakiś czas podejść do ciebie i ci coś podpowiedzieć. Cała praca przychodzi ci bardzo przyjemnie i sprawnie.
Theo poczuł się trochę źle z faktem, że użył hipnozy, aby choć trochę przekonać Fire. Równie dobrze mógł jej powiedzieć "zgódź się", a ona bez zastanowienia by to zrobiła. Miał nadzieję, że uda mu się jednak po prostu uświadomić ją, że upiera się bez sensu. Obawiał się, że trochę chce się też pobawić tą sytuacją, ale... W końcu nikt nie miał na tym ucierpieć, prawda? - Zrób mi tę przyjemność i postaraj się znaleźć pozytywy. Kusi, prawda? - Łagodny uśmiech nie schodził z jego twarzy, w szczególności gdy towarzyszka Fire zaczęła popierać jego pomysł. Nie wnikał w sercowe sprawy Vivien (ani nawet Fire, przecież nie planował żadnej z nich zapraszać na randki!), więc gdy kończyły ten temat, to sam przeszedł się na chwilę do altanki. - Chwała ci za to, Bri - rzucił do @Bridget Hudson, biorąc parę pianek. Nie chciał Puchonce przeszkadzać w rozmowie ze znajomą, więc wrócił do Fire. Skoro Vivien znalazła sobie inne towarzystwo, to Gryfonka chyba była na niego zdana! - Zainteresowana? - Spytał, wyjmując różdżkę i zaklęciem utrzymując pianki nad ogniem. Sam z kolei pokręcił lekko głową na propozycję papierosa, mrucząc "dzięki". - Zaczekamy, zobaczymy - odparł filozoficznie, opierając się łokciami i kolana i pochylając tym samym trochę do przodu. Ciepło bijące od ogniska przyjemnie ogrzewało jego policzki. Chłopak skoncentrował się na obserwowaniu pianek, a w jego oczach można było znaleźć idealne odbicie skaczących płomieni. - Jeśli nie chcesz... - Przytaknął, powstrzymując uśmiech, aby nie okazywać Blaithin za bardzo swojego triumfu. Bo nie oszukujmy się - Theo zawsze osiąga swoje cele.
Oczywiście, że Ezra dostałby ochrzan od Ruth za zatajenie przed nią takiej ważnej informacji i pominięcie jako pierwszej linii pomocy. Naturalnie ten „ochrzan” odbyłby się w wittenbergowym stylu, bez krzyków i fanfar, ale swoje na pewno by powiedziała. Hipokrytka, która do tej pory nie powiedziała mu o tym, że musi zrezygnować ze swojej pracy. Tak kochała Ezrę, że nie chciała go zadręczać swoimi problemami w tak ciężkim dla niego czasie, bo pomagał jej ze wszystkim pół życia, szczególnie podczas burzliwych chwil z Mikkelem, raz ona mogłaby się wysilić. Dopiero gdy stwierdził z znikającą z każdą sekundą pewnością siebie, że tamten by go nie okłamał, spojrzała na przyjaciela, jakby nie dowierzała w to, co właśnie usłyszała. -To jest akurat bardzo subiektywne – potarła skroń wolną dłonią, choć o wiele bardziej zmartwiło ją jego kolejne zdanie. Chciała zrozumieć, bardzo się starała, ale nigdy nie była w takiej sytuacji i zwyczajnie zrobiło jej się trochę przykro, że Ezra traktuje ją teraz tak niesprawiedliwie. Przecież nie robiła studiów z odpowiadania na tak trudne moralnie pytania, tylko z magii i czarodziejstwa. Choć jakby się nad tym dłużej zastanowić, to było jej przykro głównie dlatego, że coraz bardziej czuła, jak się zapada w sobie, nie potrafiąc znaleźć rozwiązania, o które tak prosił przyjaciel. Myśl Ruth, myśl! Chciała coś powiedzieć, już otwierała (tak tylko troszeczkę, oczywiście) usta wciąż zakryte niedbale pięścią, kiedy to Ezra zdradził jej w końcu imię tego szczęściarza. No bo przecież nie palnąłby jego imienia ot tak, zupełnie bez związku z tematem. A miał tego pecha, że Ruth była świetna w wyciąganiu słusznych wniosków. -Nie masz do końca racji, Ezra – zaczęła usiłując na niego patrzeć tym samym spokojnym wzrokiem, co zawsze – Żeby ci to udowodnić, powinnam cię teraz pocałować, ale mój facet zna twoje nazwisko, to nie jest najlepszy pomysł – dodała neutralnym tonem, sugerując, że to nie był z jej strony tylko żart – Nie poczułbyś się dobrze, nie odczułbyś nawet fizycznej przyjemności, bo to mózg steruje twoim ciałem i coś takiego byłoby dla ciebie tak niewygodne psychicznie, że nie myślałbyś o niczym innym, jak tylko to zakończyć. Pominęła fakty o tym, że gdyby w tym momencie go pocałowała Ezra myślałby o tym, że ktoś ją podmienił, że to na pewno eliksir wielosokowy, że jej facet go znajdzie i rozwałkuje na ministerialnym stole, a przede wszystkim, że… z Leo było jakoś inaczej. Lepiej? Gorzej? W każdym razie, na pewno zacząłby porównywać to do ostatniego pocałunku, bo tak już z ludźmi pod wpływem silnych emocji jest. A to właśnie chciała mu unaocznić Ruth. -Mogłabym ci podać veritaserum - kiwnęła głową – Istnieje coś takiego, jak wyrównywanie ciśnień. Jesteś w miejscu, które jest niestabilne i musisz teraz zrobić krok w przód, albo krok w tył. Innymi słowy albo tracisz przyjaciela, bo nie potraficie sobie poradzić ze swoimi emocjami, albo… - nie skończyła, bo też po prawdzie weszła mu w słowo i w tym momencie Ezra wyrwał, że musi porozmawiać z Leo. No, w końcu! -To wszystko zmieni, Ezra, ale może właśnie warto było to narazić? To tylko otwiera nowy etap, jaki on będzie, zależy już tylko od was – dodała i znów spojrzała w ognisko. Może naprawdę powinni coś zjeść? Umrą z głodu od tego myślenia. Ruth wzięła sobie dokładnie to samo, co Ezra (tylko bez mięsa) i już podczas opiekania się szaszłyków nad ogniskiem kontunuowała rozmowę normalnym tonem. To miłe, że wspomniał o Dorienie. -Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, naprawdę – zdążyła tylko powiedzieć, bo dosiadł się do nich @"Calum O. Dear". -O niczym istotnym – odparła od razu najspokojniej na świecie. Nie chciała go denerwować tematem Doriena na ognisku. Szczęściem dla Caluma nie zauważyła też, że wcześniej rozmawiał z Flo. -Jak się bawisz?
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, chociaż dobrze wiedziałem, że wcale nie rozmawiali "o niczym istotnym". Skoro jednak nie dane mi było dowiedzieć się, co było tematem ich pogawędki, nie zamierzałem się wtrącać. Parsknąłem śmiechem na pytanie Ruth. - Oj tak, bawię się cudownie - odparłem głosem ociekającym sarkazmem i zmarszczyłem brwi z ogólnej irytacji. - Jakaś laska mnie napastuje od początku lekcji. Wariatka - dodałem. Nie wymieniłem Florence z imienia i może to nawet lepiej, wszystko to pozostało między mną a nią. Nie chciałem się bardziej zwierzać Ruth, a już na pewno nie zamierzałem mówić przy Ezrze o tych kryształowych kulach, więc stwierdziłem, że olewam ten temat. Nieważne. - A poza tym to nudy. Chyba spadam do mieszkania porobić coś ciekawszego niż to - powiedziałem, wskazując głową w stronę ogniska. Wolałem pogrzebać w kulach niż opiekać kiełbasę... - Okej, narka - pożegnałem się i obróciłem się w miejscu, intensywnie myśląc o kamienicy, w której mieszkałem.
/zt
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Tak to było, kiedy nie doceniało się tego, co się miało. Do początku tego roku wszystko układało się jak w sinusoidzie. Czasem było lepiej, czasem gorzej, ale optymalny poziom zawsze był zachowywany. A ten rok jego zdaniem rysował się nawet gorzej niż krach na giełdzie nowojorskiej w latach trzydziestych. Czyli bardzo źle. - Tak, ale muszę komuś wierzyć. Nie mogę zakładać, że każdy mnie okłamuje, bo bym oszalał. Ufam przyjaciołom. - Być może miał się na tym przejechać, ale brak wiary w najbliższych nie był dobry. Jeśli miało się okazać, że Leo go okłamywał, był na to w jakiś sposób przygotowany. Nie zamierzał jednak tego akceptować, dopóki nikt nie dał mu na to twardych dowodów. On sam wiele wciąż zatajał. Nie przed Ruth, ale przed każdym innym. Tajemnice musiały istnieć i bez względu, co Ezra sobie o tym myślał, zazwyczaj starał się też zrozumieć pobudki drugiego człowieka nim go ocenił. Gdyby Leo go okłamywał i miał tego silne umotywowanie, Ezra nie zamierzał się złościć. Bardzo doceniał spokój, który przejawiała Wittenberg. W pewien sposób mu się to udzielało - jeśli Ruth potrafiła podejść na chłodno do sprawy, on też musiał sprostać wyzwaniu. Zaśmiał się ponuro na żart Ruth o jej facecie. Ezra nie chciał kończyć przerobiony na gabinetowy mebelek, więc faktycznie nie był to najlepszy pomysł. Swoją drogą, jak to było, że on znał nazwisko Krukona, a Clarke nie wiedział o nim kompletnie nic? Przy najbliższej okazji musiał tej dwójce narzucić swoje towarzystwo. Wracając jednak do problemu... - Dobra, racja. Z tobą nie potrafiłbym się całować, bo za dużo już razem przeszliśmy. Ale przecież całowanie chłopaka też nie jest dla mnie "wygodne psychicznie". Gdyby było, nie zawracałbym ci głowy, bo problem by nie istniał. Nie podobało mu się, do czego dążyła ta rozmowa. Nie podobało mu się to, co insynuowała mu Krukonka. Przecież całował się z mnóstwem dziewczyn i zawsze mu się podobało tak samo. Ten pocałunek wcale daleko nie odbiegał od poprzednich... Och. - Ale... Myślisz, że możemy jeszcze jakoś to rozwiązać? No wiesz, ten "nowy etap" może być po prostu w stylu zapomnijmy o tym? To wcale nie musi oznaczać początku jakiejś romantycznej relacji, prawda? - zapytał trochę niepewnie. Nie chciał tracić przyjaciela... Ale jednocześnie nie chciał zyskiwać chłopaka. Ostatnio na własnej skórze przekonał się, że związki to jednak bardzo dużo kłopotów. A szczególnie taki związek. Ezra nawet nie miał teraz do tego głowy i po prostu chciał usłyszeć od Ruth coś, co przekonałoby go do podjęcia jakiegoś działania. Nawet jeśli to miało być kłamstwem. Uśmiechnął się szczęśliwie, kiedy Ruth przyznała się do swoich uczuć. Po tylu zawodach miłosnych Wittenberg zasługiwała na to. Chciał zapytać o więcej szczegółów z ich związku, ale dosiadł się do nich Calum. Ezra skinął mu głową, ale ewidentnie ten chłopak też nie był w humorze. Ale zresztą Ruth też go trochę zbyła, nie mówiąc o temacie rozmowy. Nie żeby Ezra chciał włączać Caluma w ich sprawy, kojarzył jednak że on i Ruth byli dosyć blisko. - On chyba też potrzebuje rozmowy - zauważył, kiedy Dear stwierdził, że zmywa się z ogniska. Ruth chyba ostatnio robiła za pocieszycielkę na pełen etat.
Już zaczynała ją powoli irytować ta dyskusja. Nie dlatego, że Ezra był upartym osiołkiem i tak zażarcie bronił swojego stanowiska, które było ewidentnie próbą wyparcia prawdy, tylko ze względu na fakt, że samego siebie oszukiwał i jeszcze próbował ten kit wcisnąć przyjaciółce. Komu jak komu, ale Ruth niespecjalnie dawało się zamydlić oczy, szczególnie kiedy chodziło o jej przyjaciół, a Ezra był tym przyjacielem najdłużej ze wszystkich – wiedziała o nim tak wiele, że chyba o samej sobie tyle nie wiedziała. Nie miał gdzie się ukryć ze swoją prawdziwą twarzą przed Szwedką. -Kogo ty chcesz oszukać Ezra? Mnie czy siebie? Spieszę zawiadomić, że żadnej z wymienionych osób nie jesteś w stanie. Okej, jeśli cię to uspokoi to nie wydaje mi się, żeby jeden pocałunek miał skreślić całą waszą przyjaźń, ale nie łudź się, że możecie wrócić do tego samego miejsca, z którego startowaliście. Głupio zrobiłeś, owszem, ale przecież nie oblałeś go kwasem, nie przespałeś się z jego siostrą – po prostu się całowaliście. Chcesz, żebym ja to powiedziała na głos? Podobało ci się i boisz się, że byłbyś w stanie to zrobić jeszcze raz, czy tak? Jeśli nie dowiesz się, jaki jest jego stosunek do sprawy to w życiu nie ruszysz do przodu z tego typu wątpliwościami – schowała twarz w dłoniach, bo dobrze wiedziała, że mają tak różne charaktery, że mogą się zwyczajnie nie dogadać w tej sprawie. Ona nigdy nie miewała wątpliwości. Była tak zapatrzona w prostotę rozwiązań, że bez mrugnięcia wyprowadziła się z domu i przestała utrzymywać kontakt z matką, ale kiedy zjawił się Calum, zupełnie zmieniła podejście do sprawy. Co by zrobiła, jeśli pijana, zamroczona czy w jakichkolwiek innych emocjach doszłoby do pocałunku między tą dwójką? Nagle zrozumiała wszystkie wątpliwości Ezry i momentalnie zmieniła swoje stanowisko. -Może się zakochała? – zapytała @Calum O. L. Dear w ramach rozładowania napięcia, ale chyba nie podzielał jej humoru, bo szybko się zmył. –Nie, on tak ma, to nic takiego – machnęła ręką na zachowanie drugiego krukona, choć istotnie ostatnimi czasy nie robiła nic innego poza kursami, próbami wygospodarowania czasu na spotkania z Dorienem i pomaganiem przyjaciołom. Nie, żeby jej to przeszkadzało, oczywiście. -Powinieneś poznać Doriena, polubilibyście się – powiedziała, zgarniając swój szaszłyk znad ogniska.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Jeszcze zanim wyszli z Hogwartu to zaciągnął Skylera na moment do sowiarni. Szybko natrzaskana wiadomość, mamrotanie pod nosem coś na temat problemów z patronusem, który mógłby załatwić sprawę w sposób priorytetowy i mogli wyjść poza bramę Hogwartu. Tam chwycił go za nadgarstek i ich teleportował, uprzednio napomknąwszy, że chyba zna takie jedno miejsce, gdzie będą mogli na spokojnie porozmawiać albo pocałować bez obaw o wścibskie nosy. Wylądowali w Hogsmeade, czyli tak, jak ostatnio. Wąska, choć długa ścieżka, po bokach zapalone latarnie, półmrok i ogólnie święty spokój. I właśnie w tym momencie serce zaczęło walić mu jak szalone, a poziom stresu podskoczył o kilka szczebelków zapominając o jakimś procesie przygotowawczym. Wyprostował barki, odwrócił się twarzą w kierunku Puchona i odniósł wrażenie, że chyba zaraz tutaj padnie na zawał. Nadszedł moment, w którym chciał wykonać jeden gest, który jednocześnie był bardzo wymowną deklaracją, a te znowuż składał z naprawdę ogromną ostrożnością. Sam siebie zapędził w kozi róg, stąd też jego nagłe spięcie. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu był rozmiękłą kluchą, a teraz mięśnie pod skórą spinały się i uniemożliwiały mu zrobienie kroku naprzód. Zmarszczył czoło, przymknął powieki i zmusił się do zaczerpnięcia zimnego powietrza. Jako osoba skrzywdzona przez swoją pierwszą miłość miał naturalnie obawy przed zaangażowaniem się w nową relację. Tak na dobrą sprawę nim się zorientował to już podświadomie wyławiał Skylera w tłumie, by choć na krótki moment wyłapać jego spojrzenie. Pojawiał się w gronie jego towarzystwa, szukał w milczeniu sposobów, aby siedzieć obok w ławce, czy to w Wielkiej Sali albo czy to też trafić do jednego zespołu. Uświadomił sobie właśnie, że szukał z nim kontaktu na różnych płaszczyznach, a teraz, gdy byli sami i miał go przed sobą, z dala od irytujących tłumów to się zestresował. Mimo, że przemyślenia treściwe, to znieruchomiał raptem na dwie - trzy minuty nim wyciągnął rękę w jego kierunku i ujął jego wiecznie ciepłą dłoń, kalając ją swoimi chłodnymi palcami. Zadeklarował, bowiem ledwie to zrobił, a sekundę później ruszył powolnym krokiem wzdłuż ścieżki, na której zwieńczeniu tkwiła altana z możliwością rozpalenia sobie w niej ogniska. Serce wciąż łomotało dziko w jego klatce piersiowej, a krew krążyła nerwowo w żyłach. Zaciskał szczękę nieświadomie, a jednak podjął już decyzję. Bił się z myślami lecz jedna wygrywała - nie mógł ani sobie ani jemu odmówić tego gestu. Niby mały, drobny, ale mówił wiele, a zwłaszcza jemu przychodził z bagażem ogromnego znaczenia. Już wcześniej trzymali się za rękę, jednak nigdy nigdzie razem nie wędrowali, nie w tak jawny i jednoznaczny sposób. Nim zdołał przerwać ciszę rozległ się trzask, a przed nimi pojawił się skrzat. To jego wezwał poprzez wysłanie mu wiadomości z sowiarni. Dygocący z zimna Frytek przyglądał się im wielkimi ślepiami, podchodząc niepewnie do swego młodego właściciela. Ten przykucnął, na moment opuszczając dłoń Skylera. - Widzisz tę altanę? - zapytał skrzata, wskazując na koniec drogi. Dojście tam powolnym tempem zajmie im piętnaście minut. Frytek pokiwał energicznie głową, biadoląc swe typowe zwroty "Frytek widzi, Frytek zrobi co młody panicz każe" etc. - Przynieś tam dwa eliksiry i radzę się nie pomylić. Jeden z fioletową etykietą, a drugi z białą. Masz tam z nimi być zanim tam dojdę, czyli jakieś... - zerknął na zegarek na lewym nadgarstku - ... dwadzieścia minut, bo nie będę się spieszyć. - nakazał tonem szorstkim, stanowczym i poważnym. Westchnął głęboko, gdy skrzat podniósł lament na widok jego poranionej dłoni. Kazał mu się zabierać i po usłyszeniu trzasku deportacyjnego, wstał i ponownie chwycił dłoń Skylera. Ruszyli naprzód. A serce dalej nierówno tłukło się w jego trzewiach. - Nie poganiasz mnie. - odezwał się po paru chwilach, wracając do urwanej rozmowy jeszcze z zamku. Trochę niepewnie przesunął opuszkami po jego kłykciach, by wsunąć palce między jego. - Muszę przywyknąć do twojej wylewności. - wyznał cicho, spoglądając na niego kątem oka. - Ostatnim razem mocno przejechałem się na dwóch osobach, ale nie chcę... nie chcę ciebie odpychać. Odkąd się tak kręcisz wokół mnie to jakoś tak mi lżej na duchu, że mnie ktoś chce. - próbował się uśmiechnąć, jednak wyszło mu to trochę dziwnie.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Znakiem, że Finn jest już dla niego kimś bliższym, świadczyło chociażby to, że nie czuł żadnej potrzeby do small talku, którego zazwyczaj był przecież królem. Z boku może wylądało to tak, jakby stracił nieco entuzjazm do zdobywania tej relacji, jednak prawda była taka, że po prostu poczuł się bezpieczniej, a co za tym idzie, cisza wydawała mu się czymś przyjemnym. Nie czuł presji, by odpowiadać na każde słowo, mając wrażenie, że chłopak i tak go zrozumie, chociaż prawdę mówiąc - mógł się w tym temacie bardzo mylić, jednak naiwnie chciał w to usilnie wierzyć. Kusiło go nieco, aby zerknąć czy dopytać się do kogo pisze, skoro jest to aż tak ważne do zrobienia w takim momencie, jednak nie czuł prawa do takiej wścibskości, a przynajmniej nie na etapie, na którym się znajdowali. Zawsze zresztą chyba dość dobrze radził sobie z wścibskością i nawet gdy zazdrość go zżerała, wypalając w żołądku dziurę, to nie zdarzało mu się przekraczać granicy prywatności przez chociażby czytanie cudzych rozmów. Pierwsze co zrobił po teleportacji, to spojrzał na Finna, jednak już chwilę później rozglądał się ciekawsko gdzie wylądowali. Ścieżka, półmrok, dość chłodne powietrze - od razu przypomniało mu to ich spacer po niezwykle krótkiej rozmowie w kawiarni, więc mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie tamtej alei, na której zdecydowanie zrobili krok milowy w ich relacji. Cieszył się, że sięgnął wtedy po jego dłoń, jednak gdy teraz powrócił wzrokiem do Garda, chcąc powtórzyć tamten gest, zauważył, że ten cały się spina, więc mimowolnie zaczął się zastanawiać co zrobił źle. Ale przecież… ledwo się tutaj teleportowali, nawet nie zdążył się odezwać, żeby mógł coś popsuć. - Co jest? - mruknął cicho, rezygnując ze zrobienia kroku i stanął koło niego, przyglądając mu się uważnie. Może dla szweda trwało to zaledwie chwilę, jednak jemu każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a jego serce po każdym kolejnym uderzeniu przyspieszało, wystukując oskarżycielski rytm. Nie chciał z nim iść dalej? Kurwa, Finn, mów do mnie. Nim jednak zdążył sobie uświadomić, że sam przecież nie mówi mu co właśnie myśli, to ten wyciągnął ku niemu dłoń, uspokajając go tym nieco. Niezależnie od tego jaką bitwę właśnie rozegrał w swojej głowie, to wynik był dla Skylera pozytywny. To chyba powinno mu wystarczyć, prawda? Splótł ich palce, uśmiechając się lekko, bardziej z zadowolenia sam do siebie, niż chcąc nim coś przekazać Gardowi. Dla niego trzymanie za rękę było niestety niczym więcej niż przyjemnym gestem, więc nie mógł w tym dostrzec żadnej deklaracji, niemniej musiał przyznać, że czując na dłoni chłodne palce Finna miał wrażenie, że robi mu się lżej na sercu. Wciąż jednak wyczuwał jego spięcie, nim jednak zebrał się w sobie, aby go o to zapytać, automatycznie uniósł brwi, gdy usłyszał przed sobą charakterystyczny trzask. - Cześć, Frytek - przywitał się intuicyjnie, chcąc ścisnąć mocniej rękę Garda, jednak ten zabrał ją niemal w tej samej chwili. Uniósł zmartwione brwi, widząc jak skrzat telepie się z zimna, a szorstki i stanowczy głos chłopaka wcale nie pomógł mu o tym zapomnieć. Zmielił w ustach słowa krytyki, nie chcąc teraz wywlekać tak różniącego ich tematu i zamiast tego próbował skupić się na ogrzaniu dłoni Finna. - Raczej nie ja jeden - mruknął mu w odpowiedzi, ale zaraz dotarło do niego, że niezbyt rozsądne jest marudzenie, że i inni okazywali zainteresowanie Gardem, skoro to on teraz szedł z nim za rękę i to on niedawno tak skutecznie skradł mu całe powietrze z piersi. - Ja tylko najgłośniej krzyczałem - dodał nieco już rozbawiony, przypominając sobie, że coś podobnego pisał mu w listach, choć dotyczyło to zgoła odmiennej sytuacji. - Tylko… - zaczął ale westchnął, unosząc nieco głowę do góry, jakby na ciemniejącym niebie miał wyczytać brakujące słowa. - Chodzi o to, żebym dał Ci się przyzwyczaić w Twoim tempie - wyjaśnił w końcu, po czym w milczeniu analizował jego słowa. Dwie osoby? Mówi o makaroniarzu i Gabrielle? Cieszyło go, że jest mu lżej, ale… Zatrzymał się, przyciągając go za trzymaną dłoń do siebie, chcąc spojrzeć mu w oczy. - Tylko dlatego, że “ktoś” Cię chce? - spytał powoli, jakby w obawie, że zbyt szybko wypowiedziane słowa stracą swój sens i nigdy już nie dostanie odpowiedzi.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
To był właśnie jeden z jego najwyraźniejszych problemów - nie mówił od razu, a jeśli już mu się zdarzyło, to był o to ponaglany, przypominano mu, że wypada wyjaśnić skąd takie, a nie inne zachowanie, a przede wszystkim, że nie wypada ważnej dla siebie osoby trzymać tak długo w niepewności. To jego wada, stosunkowo duża i trudna do rozpracowania. Przez pewien czas Marlow wypracował to z nim do zadowalającego poziomu, a teraz... wszystko wróciło na poprzednie miejsce z tym, że stał się w środku jeszcze gorszy i bardziej zepsuty. Nie wyjaśnił Skylerowi skąd wzięło się to spięcie, nie podzielił się myślami, a gdy odkrył, że pominął ten istotny element to było nieco zbyt późno na wytłumaczenie się. Myśli umykały jedna za drugą, a zamiast jak na zdrowego człowieka przystało zwierzyć się z nich, narzucał im milczenie. Ile wad jeszcze się w nim wyklaruje i czy przy którejś Skyler uzna, że ma dość? Sama myśl, że teraz całe to początkowe zaangażowanie miałoby przeminąć sprawiało, że coś go ściskało w trzewiach w bardzo bolesny sposób. Nie chciał być sam. To było straszne uczucie, a on znosił to dwakroć gorzej, bo wówczas wewnętrzna paskuda wstawała z martwych i niszczyła go od środka. Nie chciał tracić Skylera mimo, że oficjalnie to wciąż nie miał "prawa", by go mieć dla siebie na wyłączność. Padły między nimi pewne słowa i zapewnienia, ale to uczucie musiało jeszcze nasiąknąć kilkoma silniejszymi wspomnieniami by nabrało pełnej mocy. Ścisnął mocniej jego palce, ot tak, na wszelki wypadek. - Ty jeden. - poprawił, marszcząc nieco czoło w niezrozumieniu. - Nikt inny. - nie przypominał sobie niczyjego wzmożonego zainteresowania i nawet nie próbował zwracać na to uwagę, odkąd to Skyler pojawił się na pierwszym planie. Nie lubił być w centrum zainteresowania większej ilości osób. Pojedynczo - okej, dawał radę, ale gdy ostatnio i Caelestine, i Flora, i Nessa i profesor Jones zwróciły na niego swój wzrok to szczerze mówiąc czuł się nieco osaczony. Przy Skylerze mu to odpowiadało, co było dzisiejszym wielkim odkryciem. - Nie mogę oczekiwać, że będziesz się wiecznie do mnie dostosowywać. Mnie też to czeka. - nie chciał być cały czas egoistą, który tylko wymaga, a nie daje nic w zamian. Przysunął jego dłoń bliżej siebie, by zakryć jej wierzch palcami drugiej ręki, tej wciąż owiniętej bandażem. Przeklął pod nosem w swym ojczystym języku, gdy został przyłapany i jednocześnie uświadomiony na niezbyt dobrym doborze słów. Zatrzymał się posłusznie i przeniósł nań wzrok. - Jeszcze we wrześniu nie brałem pod uwagę, że będę trzymać kogoś za rękę, całować i ogólnie chcieć się angażować. Ty sprawiasz, że chcę. Nie wiem jak, nie rozgryzłem tego jeszcze. - próbował wyjaśnić swoją postawę i choć to było trudne, to starał się. Był mu winien otwartość nawet, jeśli przychodziła mu z takim trudem. Przyglądał mu się z powagą, długo i znów się nad czymś zastanawiał. By udowodnić, że potrafi się skłonić do otwartości, odezwał się szczerym szeptem: - Łatwiej mi z tobą rozmawiać niż z Gabrielle. - gorzka prawda zawisła w powietrzu i miała bardzo przykry odcień. - Odpoczywam psychicznie przy tobie. - dodał, by go zapewnić, że nie jest "byle kim", a Skylerem, który miał w sobie coś, co sprawiało, że szukał go wzrokiem w tłumie i za nim tęsknił. - Męczy mnie mój nawyk bycia ostrożnym. - wyznał, uciekając wzrokiem na ich dłonie. Pogładził kciukiem jego palce, skupiając się mocno na tym małym geście, byleby nie stchórzyć i znów się nie zamknąć w sobie. Jeśli ma zatrzymać przy sobie Skylera to musi mówić więcej i treściwiej, choćby sprawiało mu to cholerną trudność.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Spojrzał na niego, przenosząc wzrok na usta, jakby chciał uchwycić nie tylko dźwięk, ale i kształt wypowiadanych przez niego słów. Ty jeden. Nikt inny. Wolałby usłyszeć to kiedyś jeszcze raz, ale w innym znaczeniu. Właściwie to chciałby słyszeć takie zapewnienia codziennie, ilekroć tylko zada odpowiednie do tego pytanie. - Oby tak zostało - odpowiedział, prostując się przy tym, jakby pewniejsza siebie pozycja miała odgonić od Garda wszelką konkurencję, nie zamierzając się kłócić o to, kto jeszcze walczył o jego względy. Nie chciał myśleć jakby to teraz wyglądało, gdyby faktycznie ktoś zawalczyłby o Finna równie intensywnie. Czy Szwed zniósłby w ogóle tyle nachalnej uwagi w jego kierunku, czy po prostu pogoniłby obie osoby, nie zastanawiając się nad tym dłużej? - Przecież się dostosowujesz - mruknął z uśmiechem, po czym przysunął się bliżej, aby ucałować lekko jego wargi. - Czy nie? - szepnął, łącząc ich usta tym razem nieco nachalniej, ale już za chwilę odsunął się od niego i odchrząknął, aby przypomnieć sobie jego słowa, na które chciał jeszcze coś odpowiedzieć.. - Poza tym, to mi to wcale nie przeszkadza. Możesz ode mnie wiele oczekiwać, tylko powiedz mi najpierw o co chodzi - kontynuował, starając się nie zdradzać w głosie jak ciężko było mu poprzestać na tych dwóch krótkich pocałunkach. Nieco rozbawiony słuchał tych jego niezrozumiałych przekleństw, które brzmiały jak przypadkowy ciąg liter i mimowolnie zastanowił się nad tym czy będzie w stanie sprawić, że pod wpływem przyjemności z ust Puchona wydobędą się podobne słowa. - Za dużo myślisz, Finn - powiedział cicho, sięgając dłonią do jego policzka, aby zaraz przesunąć ją na kark, aż w końcu wsunął palce we włosy. - Też tego nie planowałem, ale nie wyobrażam sobie teraz, że miałoby być inaczej - dodał, przypominając sobie z jakim uporem powtarzał wtedy, że w tym roku nie planuje żadnych podboi. Cóż, w pewnym sensie miał rację, bo teraz nazwanie Finna jego “podbojem” wydawało mu się niezwykle nietrafne i krzywdzące, jakby odbierało tym całą magię, która między nimi była. On czuł to wyraźnie, ale problem polegał na tym, że zawsze w związkach był za szybki, niemal od razu gotowy do deklaracji i śmiałych zapewnień. Niektórzy odbierali to jako próbę przyspieszenia całego procesu, aby dobrać się do kogoś w pełni swojej zachłanności, jednak prawda była taka, że zawsze deklarował to, co naprawdę czuł. Po prostu łatwo płonął. Spoglądał na niego uważnie, starając się zapamiętać wypowiadane przez niego słowa, żeby przeanalizować je nie tylko teraz, ale i gdy już będą musieli się dziś rozstać. Nie potrafił znaleźć równie ważnej odpowiedzi, więc jedynie wpatrywał się w ten jego błękit, mając nadzieję, że w jego własnych oczach dostrzeże zrozumienie i przede wszystkim to, że docenia jego wyznania. Chciał powiedzieć mu, że Gabrielle mówiła, że się zmienił; że nie potrafi się z nim teraz porozumieć, a jednak milczał uparcie, martwiąc się czy mówiąc o tym znów nie złamie niepisanej zasady poufności ich rozmów. - Nad nawykami można pracować - zaproponował, nie potrafiąc powstrzymać przy tym kącików ust od uniesienia się, automatycznie zakładając, że odnosi bycie ostrożnym do formalności ich relacji lub tego na jak wiele bliskości może sobie pozwolić. - To mówisz, że chcesz się angażować? - spytał, sam zaskoczony tym, że posłał mu przy tym zdecydownie zbyt szeroki uśmiech jak na jego standardy, zupełnie jakby na chwilę opętał go duch Dunbara.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Na całe szczęście nie miał zbyt wielu… adoratorów. O ile przecierpiał jakoś wzmożoną atencję płci żeńskiej, tak w istocie mógłby zaistnieć poważny problem w odbiorze czyichś intencji, gdyby oprócz Skylera ktoś jeszcze próbował zaprzątać mu głowę. Uważał się za odpornego wobec cudzych podchodów, a jednak gdy przychodziło co do czego to sam siebie zaskakiwał odpowiadając pięknym za nadobne. Skinął głową Skylerowi popierając jego “Oby tak zostało”, bowiem nie dążył do bycia w centrum uwagi zbyt wielu osób naraz. Zapewne szlag by go trafił albo by odezwały się jego wady. Nie spodziewał się co prawda, że to Skyler się nim zainteresuje, wszak wydawał się zbyt towarzyski jak na finnowego outsidera, a jednak i na tej płaszczyźnie zachodziły nieplanowane zmiany. Zamiast posłuchać rozsądku i wycofać się z potencjalnego niebezpieczeństwa to brnął dalej, łaknąc jego obecności w coraz to większych ilościach. Niczym antidotum na złe myśli. Odwykł już od regularnego i częstego całowania, zwłaszcza z zaskoczenia, co też Skyler właśnie zrobił. Nie zdążył odpowiedzieć ani na jeden ani na drugi pocałunek, bowiem jego mózg jeszcze nie załapał, że czas się do tego przyzwyczajać. Zakrył dłonią jego ramię, aby chociaż w ten sposób dać mu znak, że nie jest nieruchomą i martwą kłodą, a jedynie to skołowanie wywołane dużą ilością bodźców. Nie prosił jednak, by przestał. Nie odpowiedział na tę ochoczą deklarację dostosowywania się. Z jednej strony byłaby to ulga, zaś z drugiej brzmiało to niebezpiecznie znajomo i wolałby jednak robić sobie samemu na przekór. - Enty raz już słyszę, że za dużo myślę. - uśmiechnął się pod nosem na dosłownie parę sekund, bowiem zajął się nastawianiem, że dzisiaj dostanie jeszcze wiele drobnych gestów i należy na nie w (nie)przyzwoity sposób zareagować. Odetchnął pod wpływem obecności jego dłoni na poliku, przysunął się na te pół kroku, by popatrzeć z bliska w szaroniebieskie tęczówki.. - Przyzwyczaisz mnie do siebie. - ostrzegł, sięgając do jego ręki ulokowanej we włosach, by ją sobie przywłaszczyć i tym samym pociągnąć ich nieco naprzód, by nie marzli w półmroku, a doszli w końcu do tej altany, gdzie będą mogli rozpalić małe ognisko. - I tak dzisiaj już sobie fogluję i jeszcze rozsądek nie został o tym poinformowany. - zapewnił, a gdy dostrzegł najpierw inne wydanie jego uśmiechu, a dopiero później zrozumiał treść zadanego pytania, niemal zamarł. Serce znów wybiło się ze spokojnego rytmu, gdy zatrzymał wzrok na uniesionych kącikach ust. Kilka sekund temu marzło mu się, a w chwili obecnej nim się zorientował to już odwiązywał szalik, by wpuścić trochę chłodu na skórę rozgrzanego karku i zaróżowionej szyi. - To szalone, ale na to wygląda. - kusił go stan zapomnienia. Moment, kiedy nie myśli o niczym ani nikim innym, a koncentruje się na jednej, jedynej osobie robiąc sobie z niej niejako epicentrum życia. Ot tak, by nie musieć przejmować się swoim chorym utęsknieniem za nakarmieniem tej gorszej strony. Obawiał się, że będzie tego gorzko żałować. Tkwiło w nim ziarno niepokoju, czy aby Skyler nie machnie na niego ręką albo nie znudzi się po jakimś czasie przymuszania do cierpliwości i nakładania ograniczeń, do których Gard miał imponującą smykałkę. - Tylko pewnie jeszcze parę rzeczy powinienem ci o sobie powiedzieć… - dodał niechętnie, bo jak wiadomo zdradzanie tajemnic przywodziło na myśl dobrowolne poddawanie się Cruciatusowi tylko po to, aby się zahartować na przyszłość. - Ale szkoda psuć takiego popołudnia gorzką rozmową. - nie ukrywał, że stracił chęć do poruszania trudnych tematów, skoro Skyler mu pokazał, że można inaczej spędzić czas i przy tym nie martwić się o nic. Po paru chwilach udało się im dojść do altany, w której o dziwo jeszcze skrzata nie było. Póki co nie reagował mimiką na to jawne spóźnienie, a jedynie wycelował różdżką w kierunku mniejszego paleniska, by tam z pomocą zaklęć transmutacyjnych i zwykłych przygotować wszystek i ostatecznie rozpalić małe ognisko. Gdy tylko altana rozjaśniła się poblaskiem ognia to pociągnął Skylera w kierunku białych ławeczek, na której usiadł i od razu odetchnął z ulgą. Są sami, poza wzrokiem innych i mógł się w końcu w pełni rozluźnić. W pewnym momencie, znienacka jego palce opuściły jego dłoń, by sięgnąć w kierunku barku. Nachylił się w jego stronę, a w błękitnym spojrzeniu zamajaczyło utęsknienie. - To na czym skończyliśmy na tarasie? - zapytał nieco zaczepnie i z pewną dozą niepewności sięgnął ustami do jego ciepłych warg, których smak już dane było mu poznać, ale nie w pełni się nim nacieszyć. Mimo, że nie miał ku temu podstaw to odnosił wrażenie, że było to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe i lada moment w końcu coś przerwie tę idyllę.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie potrafił zrozumieć jak Finn może być tak niepewny niektórych swoich gestów, a z drugiej strony zachowywać się tak stanowczo. Widząc, czy może bardziej czując, jak momentami nie wie jak powinien zareagować urzekało go chyba równie mocno, jak te chwile, w których zadziwiał go pewnością swoich ruchów jak chociażby teraz, gdy tak po prostu zdjął jego rękę ze swojego karku. Możliwe, że nawet wolał te chwile, w których był wręcz prowokacyjnie pewny siebie, jednak wiedział, że musi napawać się każdą sekundą jego niepewności, bo ta z czasem na pewno zacznie zanikać, gdy tylko na dobre przyzwyczai się do jego obecności. Czuł zresztą, że Finn naprawdę szybko oswaja się z jego bliskością, co z jednej strony go oczywiście cieszyło, a z drugiej jednak obawiał się, że przez to za chwilę Szwed się nim znudzi. Był naprawdę dobry w odpychaniu od siebie tych wszystkich negatywnych scenariuszy, póki jego myśli były zajęte tymi dużo przyjemniejszymi, w których dobierał się do Puchona na tysiąc różnych sposobów, jednak gdy ten tylko wspominał coś o zagłuszanym rozsądku, zaczynał się bać, że naprawdę przysłonił oczy Finna pożądaniem i gdy ono minie, to ten zrozumie, że popełnił błąd i będzie chciał się wycofać. - Dobrze się składa - odpowiedział mu, mimowolnie przenosząc wzrok na uwolnioną od szalika skórę. - Bo ja też - dodał ciszej, chociaż szczerze wątpił, żeby było to konieczne. A przynajmniej jemu wydawało się, że jego zainteresowanie jest już oczywiste i wyraźnie ukierunkowane. Prawdę mówiąc, to już dawno się zaangażował, czego też nie omieszkał już wygadać wszystkim w najbliższym otoczeniu, nawet nie zastanawiając się czy Finna by to zdenerwowało. Ba, nawet jego babcia wiedziała, że coś już jest na rzeczy, bo zauważyła w nim jakąś zmianę i skłonność do zamyślań, a przecież widywała go tylko raz w tygodniu. Otworzył usta, aby zaprotestować i zapytać się co takiego powinien wiedzieć, jednak w jego dalszych słowach doszukał się jakiejś obietnicy, więc posłusznie zamilkł, przygryzając wargę. Jeszcze znajdzie się na to czas. Mnóstwo czasu i zdecydowanie w większym skupieniu od tego, które miał dzisiaj. Oparł się o balustradę altany i z zainteresowaniem przyglądał się jak Finn przygotowuje ognisko, powstrzymując się od komentarza, że gdyby zabrakło magii, to on sam uratowałby ich zmarznięte tyłki, rozpalając ogień w całości po mugolsku. Od tego narcystycznego komentarza powstrzymywało go jedynie to, że tak dla odmiany - Sky, władca mugolskich płomieni - różdżką mógłby co najwyżej podgrzać kawałek drewna jakimś zaklęciem kulinarnym. Opadł na ławkę, zarzucając rękę za oparcie i od razu przysuwając się do Finna, uśmiechając się prawą stroną ust, mając właśnie zarzucić wymuszenie wibrującym głosem “Cześć, często tu bywasz?”, gdy nagle poczuł na sobie dłoń chłopaka, więc w milczeniu uniósł tylko wzrok na jego błękitne oczy. Przeklął w myślach pod wrażeniem salta, które zrobił jego żołądek, gdy tylko dotarły do niego słowa Finna i zdążył tylko zwilżyć odruchowo usta, zanim zostały przykryte ustami chłopaka. Przerwał mu jednak szybko, odsuwając się na odległość milimetra i uśmiechając się mimowolnie, aby wyszeptać “Pamiętam to mniej więcej tak”, po czym poprowadził jego palce ku swojemu krawatowi, zamykając je wokół niego i powracając do pocałunku. Przymknął oczy i sięgnął dłonią zza oparcia do jego szyi, tym razem starając się całować go naprawdę powoli i spokojnie, jednak rozchodzące się po ciele ciepło nieznośnie wciąż go poganiało i zanim zdążył się zorientować, druga dłoń zacisnęła się już na puchońskim udzie. Niezbyt przytomnie przejechał kciukiem po jego policzku, jakby chciał tym odwrócić uwagę, że jego język tęsknie musnął jego dolną wargę, chcąc zaprosić Finna do ciepłego wnętrza swoich ust.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Jeszcze nie odnalazł się w pełni w tej relacji - raz był niepewny, a raz tak zdeterminowany, że nigdy nie uległby pod jakąkolwiek presją. Potrzebował jeszcze czasu, aby pozbyć się wątpliwości i nabrać więcej swobody przy dawkowaniu zachowań wobec Skylera bez obaw, że zrobiłby coś nie tak. Zdołał zauważyć, że w aspekcie fizycznym ten jest bardzo... wyrozumiały, co było mu na rękę, skoro czasami atakowało go zawahanie. Podczas rozpalania ogniska popatrzył kątem oka na chłopaka, gdy ten zadeklarował zaangażowanie. Powinien mu wspominać o swoich ciągotkach? Riley polecał zamilknąć na ten temat i nikogo nie wtajemniczać, skoro nikt o zdrowych zmysłach tego nie zrozumie. Miałby go okłamywać? Nie miał ochoty bawić się w kłamstwa, za dużo z nimi zachodu, a i tak musi notorycznie zapewniać otoczenie, że jest zwyczajnym nastolatkiem. Wiele lat powściągał emocje, słowa i zachowania, a dzisiaj miał już tego dosyć. Ileż można odmawiać sobie swobody? Skyler podchodził do życia w tak rozbrajający sposób, że mu pozazdrościł. Potrzebował pocałować? Całował. Potrzebował dotknąć? Dotknął. Stosował proste metody, gdy tylko mieli za sobą już pierwsze muśnięcia. Próbował się tego od niego nauczyć i cóż rzec, szło mu to chyba całkiem dobrze. Takie detale bardzo się dlań liczyły, zwracał na nie uwagę i zapamiętywał, by móc je kiedyś odtworzyć albo zmodyfikować. - No to teraz się zacznie... - wymamrotał pod nosem i nawet nie był pewien czy Skyler mógł to usłyszeć, a nawet jeśli to czy powinien. Próbował podejść do relacji spontanicznie i Merlin mu świadkiem, że na każdym kroku musiał toczyć ze sobą bój, aby nie zabić tego uczucia w zarodku przez swoje dziwaczne podejście do życia. Choć odwrócił wzrok z powrotem do ognia, to przed oczami wciąż miał jego sylwetkę opartą o ściankę altanki i mimowolnie psuł tym rytm swojego oddechu. Coraz silniej tęsknił do jego ciała mimo, że poznał jedynie rejony twarzy, ust i dłoni. Przez Schuestera coraz częściej o nich myślał, dopuszczając niechętnie do świadomości jak bardzo potrzebował jego dotyku. Miał w sobie sporo deficytów, a ten fizyczny przebijał się właśnie na pierwszy plan - przynajmniej do czasu aż nie popatrzy na sytuację z większym rozsądkiem i dystansem. Powiedział A, powie i B. Pocałował raz, zrobi to kolejny, by mu wynagrodzić ostatnie dwutygodniowe surowe dystansowanie, a i żeby mu pokazać, że go pociąga. Odwzajemnił półuśmiech, gdy jego palce zostały poprowadzone do krawata, nad którym się pieklił i rozważał czy go rozwiązać czy jednak zostawić w świętym spokoju. Wsunął palce za jego krawat, wkradając się bliżej ciepłej skóry na szyi i przy okazji przysunął go do siebie o te pół cala. Myślał, że to dłoń na udzie go rozproszyła (która go swoim ciężarem mile zaskoczyła), jednak został wyprowadzony z błędu wyczuwszy na dolnej wardze wilgotny koniuszek jego języka. Rozchylił jego usta własnymi, by pogłębić i wydłużyć pocałunek, tym razem z premedytacją i jako tako zachowanym tempem. Nachylił się nad nim, przez co został zmuszony oprzeć obandażowaną dłoń o białe belki ławki. Do jego mózgu przebił się narastający dyskomfort związany z nieoczyszczoną i niezaleczoną raną, jednak prędzej sczeźnie niż teraz to przerwie. Jeśli skrzat teraz tu przyjdzie to zrobi z niego krwawą miazgę, jednak miał nadzieję, że ten się jednak sporo spóźni. Zostawił czarno-złoty krawat w spokoju na rzecz przeniesienia dłoni na ciepły kark, na którym do połowy wsunął palce za wystający kołnierzy jego koszuli. Przytrzymywał jego usta na własnych, całował je, a im dłużej to trwało tym wlewał w to więcej czułości. Delikatnie przedostał się językiem do wnętrza jego ust, by powrócić do delektowania się ich smakiem. Tutaj nie musiał się przejmować niczym innym poza lekko niewygodną pozycją do wycałowywania lecz póki mięśnie nie protestują od ciągłego pochylania się, to nie będzie się tym teraz martwić. Cofnął język, zsunął się z jego ust do ich kącika, w górę do kości policzkowej i przy jej krańcu niżej, do żuchwy, po której przesunął rozchylonymi wargami. Pochylił kark, połaskotał włosami jego policzek, gdy jego usta wylądowały na skrawku odsłoniętej szyi, którą to musnął nie tylko pocałunkiem ale i koniuszkiem języka, poznając słony posmak doprawiony przyjemnym zapachem skóry. Z jego trzewi wydostało się ciche westchnięcie, a gorące powietrze z jego ust rozbiło się po powoli wycałowywanej skórze szyi. Tu było ciepło, miło, a jego wargi pulsowały od wewnątrz, złaknione więcej smaku. Zaprzestał jednak na kilka chwil, by uspokoić oddech, co nie znaczy, że się odsunął. Oparł czoło o jego bark, by w tym zaciemnionym kącie móc poddać się obowiązkowemu złapaniu oddechu i prób uspokojenia drżących od emocji rąk. - Mówiłem... mówiłem, że sobie odbijemy. - nie poznawał swojego głosu, tak zmienionego od szybkiego dechu i chrypki. - Tylko nie w miejscu publicznym.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Dla niego nie miało znaczenia gdzie byli. Jego świadomość skutecznie odcinała się od otoczenia, gdy tylko ich usta się łączyły, niezależnie od tego czy znajdowali się na tarasie, korytarzu czy zamknięci sami w mieszkaniu. Żył tą chwilą, oddając się jej w całości i zapewne gdyby trafili razem do grupy na tej osławionej już lekcji zielarstwa z amortencją, to pewnie nawet by nie zauważył, jakby już zdjęli z niego efekt eliksiru, nie potrafiąc się oderwać od pocałunków. Trudno było mu rejestrować wszystkie gesty Finna, które wydawały się tak płynne, że nie potrafił wyłapać momentu, gdy jego dłoń opuszczała jedno miejsce, aby znaleźć się w drugim, ale wyraźnie odczuwał każdą drobną zmianę w ich pocałunkach, pod których wrażeniem oddech znów nieznośnie mu się spłycił, przyspieszając konieczność zaczerpnięcia nowej dawki powietrza. Zapomniał o skrzacie, zapomniał o ranie, zapomniał o czekającym go jeszcze dziś dyżurze i łapczywie przyjmował każdy kolejny pocałunek, jakby miał być tym ostatnim, po którym Finn mógłby stwierdzić, że ma dość. Przesunął dłonią w górę jego uda, co chwila zaciskając palce nieco wyżej, zatrzymując się nieco dłużej na jego biodrach, ale i tak zaraz przekręcił się i przeniósł dłoń na dół jego pleców, aby pociągnąć go w swoją stronę i poczuć na sobie ciężar jego ciała. Chcąc dobrze przywitać chłopaka w swoich ustach, przytrzymał dłonią tył jego głowy, aby nawet nie próbował się od niego odsunąć, gdy z cichym mruknięciem zaczął ssać jego język, ale przerwał zaraz w obawie, że sam prowokuje się tym to do dalszych kroków, które Gard mógłby uznać za zbyt pośpieszne. Ten zaraz zresztą wycofał się z pocałunku, przez co serce drgnęło mu niespokojnie z żalu, na krótką chwilę, zanim nie zorientował się, że chłopak wcale się od niego nie odsuwa. Mimowolnie na jego twarzy pojawił się blady uśmiech, który przykrył przegryzieniem wargi i nadstawił się tylko do dalszych czułości, odsłaniając Puchonowi dostęp do swojej szyi, jednocześnie podążając dłonią na włosach za ruchami jego głowy. Przełknął ślinę, spinając się nieco pod wpływem dreszczu wywołanego językiem na swojej skórze i już po chwili skupił się, aby uspokoić zbyt szybko bijące serce, gdy Finn oparł się o jego bark. - Mogę uznać, że mamy za sobą połowę pierwszego dnia z tych dwóch tygodni - szepnął po dłuższej chwili, gdy sens jego słów zaczął do niego powoli docierać, po czym sięgnął dłonią na jego kark, aby powolnym ruchem pociągnąć od tyłu za szalik, aby ten dał się skutecznie zsunąć, uwalniając szyję Garda. Chyba udało mu się go zawiesić na oparciu ławki, jednak prawdę mówiąc nie skupił się na tym zbytnio, odsuwając chłopaka, aby usiadł prosto i sam wstając z miejsca, aby pochylić się i oprzeć dłonie na oparciu po obu stronach chłopaka. Spojrzał w jego oczy zamglonym od pożądania wzrokiem i ledwo powstrzymał się od komentarza, żeby poczekał aż przejdą do odbijania sobie chociaż jednej z tych czternastu nocy, po czym przeniósł jedną z dłoni na jego policzek, aby na drugim rozpocząć całą serię drobnych, powolnych pocałunków. Oparł kolano tuż obok zewnętrznej strony jego uda, aby złapać równowagę i móc przysunąć się nieco bliżej, bo planował zostać w tej pozycji przez jakiś czas, nie przejmując się już zupełnie tym, czy Szwed nie poczuje się przez to osaczony. Wpił się ustami w jego rozgrzaną szyję, pozostawiając tam kilka długich, namiętnych pocałunków, przesuwając dłoń z jego policzka we włosy. Upojony jego zapachem skrócił pocałunki do bardziej natarczywych i intensywnych, bardziej pasujących do jego urywanego oddechu, nie potrafiąc się powstrzymać od kilkukrotnego, choć wciąż delikatnego, chwycenia jego skóry zębami, aby possać ją, pozostawiając w tych miejscach czerwone ślady.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Myśli rozpierzchły się na wszystkie strony, co było im zdecydowanie na rękę, bowiem nie było teraz szans, aby ponownie wpadł na absurdalny pomysł skończenia pocałunków chwilę po ich zainicjowaniu. Nie chciał więcej oglądać tej smętnej miny, gdy słuchał rozsądku i nakazywał im rozmawiać albo w jakikolwiek sposób funkcjonować wśród ludzi, kiedy zwyczajnie potrzebowali spędzić ze sobą trochę czasu. To było przyjemne spotkanie. Robiło się coraz goręcej i nie miało to nic wspólnego z cicho trzaskającym ogniskiem. Drgnął od elektryzującego dreszczu przebiegającego wzdłuż kręgosłupa, gdy tylko na jego biodrach pojawiła się dłoń, a i ochoczo przeniósł ciężar ciała w stronę Skylera, byle bardziej czuć wszystkie pocałunki. Zagotowało się w nim, gdy ten przytrzymał jego język, przyciągając go głębiej wnętrza swych ust, a i cieszył się, że się przytrzymał ławki, bo pod wpływem nowego bodźca oparł wolną dłoń o jego bark. Serce w jego klatce piersiowej znów dudniło w nierównym rytmie, a i on był targany coraz bardziej narastającą ciekawością. Poznał rejony szyi, a odkrył przed sobą wstydliwą myśl, że chciałby znów zobaczyć go bez koszulki lecz tym razem nie uciekałby wzrokiem przed tym widokiem... Więcej odsłoniętej skóry to więcej jej smaku i ciepła, a w porównaniu ze Skylerem czuł się niczym bryła lodowa, którą wypadałoby stopić. Zaśmiał się cicho przy jego ramieniu, usłyszawszy jakże interesujące słowa. Podniósł wzrok, gdy ten zsuwał z niego szalik. - To dziś nadrobimy chociaż trochę, skoro tak to przedstawiasz. Liczysz odsetki? - uśmiechnął się w pełny sposób, porządny, oboma kącikami ust, choć wciąż był to nade skromny uśmiech jak na ekspresyjne możliwości człowieka. Nim jeszcze się nachylił nad nim to poluzował swój własny krawat czując jak go uwiera w rozpaloną już szyję. Z aprobatą przyjął zmianę pozycji, bowiem mógł oprzeć plecy i ulżyć poranionej ręce zabierając z niej ciężar swojego ciała. Nie czuł się jakoś specjalnie osaczony, a jeśli już miał odnieść takie wrażenie to zdecydowanie odebrałby je pozytywnie. Odchylił nieco głowę, gdy i on przeniósł się do bliższego zapoznawania się z jego szyją. Pulsująca tam tętnica bardzo szybko nagrzała całą skórę, mrowiącą pod siłą jego pocałunków. Cicho westchnął, przymykając na moment oczy, by napawać się przyjemnością. Zacisnął palce na jego ramieniu, gdy uszczypnął zębami jego skórę, co było tak zaskakujące jak dzisiejsza treść spotkania. Przeniósł obie ręce na jego uda, przysunął go do siebie, by usiadł mu na kolanach i ustabilizował swoją pozycję. Odebrał mu dostęp do zaczerwienionej szyi, którą to rozmasował, jakby chciał wetrzeć w skórę ciepło jego ust. - Musisz teraz się mnie trzymać. - zakomunikował cicho, ruchem posuwisto-gładzącym przenosząc dłoń z uda, po biodrze aż na jego plecy. - Mam ochotę przenieść nas w wygodniejsze miejsce, ale też wydaje mi się, że się szybko zapomnimy. - im więcej Skylera tym częściej o tym myślał. - Jesteś gorący. - dodał, gdy zorientował się, że jego wolna dłoń znów znalazła się przy ostatnim kręgu na karku Skylera. Uniósł wyżej brodę, by zajrzeć do jego oczu, a gdy zobaczył tam wyraźnie pożądanie aż zaschło mu w ustach. - Chyba potrzebuję małej zachęty, by nas teleportować do mieszkania. - wypalił bez absolutnie żadnego pomyślunku, co było katastrofalne, gdy zdał sobie sprawę, że myśl stała się wypowiedzianym zdaniem i jednocześnie obietnicą, że w końcu puszczą hamulce. - Nie wierzę, że to powiedziałem. - jak na potwierdzenie w jego oczach wymalowało się autentyczne zaskoczenie. Wychodzi na to, że na wpół świadomie go prowokuje i woła o więcej, jakby zapomniał, że powinien zachować ostrożność. Utkwił wzrok w jego ustach czekając w jaki sposób się poruszą i co spomiędzy nich padnie - jakie słowa? A może wygną się w uśmiechu, który go jeszcze raz dziś roztopi?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
To nieplanowane przysunięcie go na puchońskie kolana wybiło go na chwilę z rytmu, bo mimowolnie zmartwił się, że Finnowi będzie zwyczajnie za ciężko, chociaż i tak większość swojego ciężaru opierał na własnych nogach. Zanim zdążył na dobre powrócić ustami do jego szyi, to dostęp do skóry zagrodziła mu dłoń chłopaka. Ale nie ma tak łatwo. Nie ze Skylerem. Trzeba o wiele więcej, żeby się go pozbyć, bo ledwie musnął spojrzeniem twarz Finna, a już ułożył głowę na jego ramieniu, dobierając się do szyi z drugiej strony, dłonią przykrywając jego dłoń, która przegoniła go z poprzedniego miejsca. Prawdopodobnie byłby pod wrażeniem tego, jak Gard potrafi się kontrolować, gdyby nie fakt, że sam zupełnie przestał kontaktować z rzeczywistością, zapominając, że poza nim, Finnem i tą jedną ławką istnieje cokolwiek innego na tym świecie. Nie słyszał wypowiadanych przez niego słów, ale wyczuł ustami drgania jego krtani, więc odsunął się z trudem, skradając wcześniej jeszcze kilka pocałunków, aby spojrzeć w czysty błękit w poszukiwaniu jakiegoś niezadowolenia lub przyzwolenia na kontynuowanie. Krew pulsowała w nim na tyle gwałtownie, że z trudem składał wypowiadane przez Szweda głoski w słowa, zdecydowanie zbyt wolno rozumiejąc ich sens. - Przecież trzymam - odpowiedział niezbyt przytomnie, zbyt skupiony na dreszczu, który poczuł przysuwając ich biodra do siebie, zachęcony do tego dłonią na swoich plecach. Zwilżył mrowiące od intensywnych pieszczot usta, ściągając nieco brwi w skupieniu, aby zrozumieć czy właśnie dostał komplement, po czym pochylił się, aby na krótką chwilę złapać zębami dolną wargę Finna, uprzednio całując go leniwe. Nie odsuwając się spojrzał w jego oczy i wymruczał: - To Twoja wina, rozgrzałeś mnie. Weźmiesz za to teraz odpowiedzialność? - po czym wyprostował się i sięgnął po dłoń chłopaka, przenosząc ją ze swojego karku na biodro, aby przytrzymał go przed potencjalną utratą równowagi. Pokręcił z rozbawienia głową, przesuwając językiem po wnętrzu swojego policzka, niedowierzając, że potrzebna jest jakakolwiek dodatkowa zachęta. - Tutaj też jest całkiem przytulnie - mruknął na przekór, sięgając dłonią do zamka jego kurtki i zaczepił go kolejnym pocałunkiem, jednocześnie dobierając się już do pierwszych guzików jego koszuli. Z czego robieni są Ci Szwedzi? On sam nie uprawiał seksu od… miesiąca z hakiem i odchodził tu od zmysłów z niecierpliwości, a ten siedział sobie jakby nigdy nic i się spokojnie zastanawiał. Może makaroniarz nie pokazał mu odpowiednio jakie to może być przyjemne? Nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać, bo pod wpływem jego kolejnych słów zwątpił zupełnie, szukając w jego oczach sensu, którego nie mógł wyłapać z wypowiedzi. Te słowa były niczym kubeł zimnej wody, który ostudził (nieznacznie, ale jednak) jego rozgrzane do czerwoności libido, dopuszczając do siebie nieco rozsądku. Nie chciał doprowadzić do niczego, czego Finn by później żałował, a przyspieszanie drastycznie jego tempa zdecydowanie było jedną z takich rzeczy. Pochylił się, aby oprzeć czoło o jego bark, za chwilę przesuwając się bliżej rozgrzanej wciąż szyi. Chciał żeby dopuszczał go do siebie świadomie, zgodnie z sobą, a nie pod wpływem chwili, omamiony wywołanym pożądaniem. - Zależy mi na Tobie, Finn - szepnął cicho w ciepłą skórę Puchona, co musiało mu wystarczyć za wszystkie wyjaśnienia, których nie potrafił ubrać w słowa. - Chcę żeby to miało znaczenie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Najwyraźniej udało mu się otumanić Skylera, stąd brakująca odpowiedź i słowa, które nie zostały zbytnio skomentowane. Mieli darować sobie rozmowę, a jednak raz na jakiś czas coś mówił, jakby czuł potrzebę utrzymywania z nim kontaktu nie tylko dotykowego, ale i dialogowego. Chciał słyszeć ten głos, zmieniony od emocji i przyzwyczajać się do tego dźwięku. Wtłaczał sobie go jako dobre i miłe skojarzenie, by móc sobie odtwarzać ten obraz w myślach przy sennych kryzysach i załamaniach. Mimo, że rozstał się z gitarą i muzyką to wciąż miał dobrą pamięć i słuch, więc wyłapywał każdą drżącą bądź niewyraźną nutę jego głosu. Wzniósł oczy ku niebu, mimowolnie odchylając głowę, gdy Skyler znalazł się z drugiej strony jego szyi i jak gdyby nigdy nic i ten obszar znaczył swoimi ustami, wprawiając organizm Finna w lekkie trzęsienie. Próbował jakoś tutaj zapanować nad sytuacją, a robił to nieświadomie, jakby odkrywał w sobie wieczną potrzebę kontrolowania wydarzeń i procesu ewoluowania relacji. Rozmasował górną wargą tę dolną, która przed momentem została w tak oryginalny sposób potraktowana. Przykrył palcami jego policzek, niemo domagając się jego wzrokowej atencji. - Yhymm... - wymamrotał, przytrzymując go z większą siłą. Choć mieli wokół siebie obszerną altanę to wybrali ciasnotę w kącie ławki. Starał się nie myśleć o niewygodzie, bo inaczej musiałby narzucić między nich wolny od ich ciepła obszar. Zapatrzył się na niego intensywnym wzrokiem, gdy jego palce pomknęły do kurtki, a gdy ten po krótkim pocałunku odsuwał się, to jeszcze się nachylił, by munąć te usta w chwilowym pożegnaniu. Chłodne powietrze wywołało na jego skórze gęsią skórkę, gdy odpiął pierwsze guziki koszuli. Pozwolił na to, a pozwoliłby na znacznie więcej otumaniony tłumionymi od wielu miesięcy pragnieniami. Gdyby nie musiał go trzymać to i reagowałby odpowiednio, być może ponaglił, okazał większe zainteresowanie śmiałością jego rąk. Został zmiękczony do wysokiego poziomu i łamał większość swoich prywatnych zasad, byleby jeszcze uszczknąć jeszcze trochę ciepła Skylera. Schuester obudził jego uśpione dotąd deficyty, a skoro robiło się między nimi coraz goręcej to sam siebie skutecznie przekonywał, że mogą je wypełnić, skoro obaj tego chcą. Nie spodziewał się jednak pełnego niezrozumienia spojrzenia, bo był przekonany, że odnajdzie tam aprobatę. Spotkało go co innego, co skłoniło go do uruchomienia całego ciągu procesu myślowego, a to zaś wiązało się z powrotem do rzeczywistości. Przesunął dłoń z jego biodra w kierunku żeber i niejako objął go do połowy ramieniem, gdy ten oparł się o kościsty bark. - Masz duże znaczenie. Wszystko, co robisz ma dla mnie znaczenie. - odparł spoglądając ponad połomieniami w ciemność. Opierał policzek o jego czoło i napawał się gorącym oddechem raz po raz wywołującym w jego ciele słodkie wstrząsy. - Rozbudziłeś moje potrzeby. - mruknął znacznie ciszej, jakby te trzy słowa były zbyt ciężkie, by je wypowiedzieć płynnie i melodyjnie. - Wcześniej je wytłumiłem, a przy tobie jest to trudne. - dopowiedział, nabierając do płuc zimnego powietrza. To też go ocucało, a hipnotyzująca ciemność przypominała dawne dzieje... Zamrugał, przenosząc wzrok na narwane płomienie w ognisku. Pojął, że niejako Skyler właśnie ich wyhamował, co go bardzo mocno zawstydziło i przywróciło rozsądek. Wykrzywił się i cieszył się, że ten tego nie widzi. - Wybacz. - mruknął czując jak przygniata go zawstydzenie swoimi nieprzemyślanymi słowami. Zamknął oczy, aby podjąć się niechętnej próby oderwania myśli od jego gorącego ciała pomimo, że miał z nim stały kontakt. Bardzo łatwo dał mu się rozmiękczyć i choć było to cudowne oraz oznaczało proces zdrowienia, to jednak... wypadałoby się nad tym intensywnie zastanowić.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przymknął powieki, opierając usta o jego szyję - nie całując jej, a jedynie uspokajając myśli pod wpływem jej ciepła, aby nie wyszukiwać już nowych pomysłów do obwiniania się. Musiał powtórzyć sobie kilka razy, że przecież do niczego Finna nie zmusza i odsunąłby się, gdyby tylko usłyszał słowo "nie" lub poczuł fizyczny sprzeciw... prawda? Zmarszczył lekko brwi, próbując przypomnieć sobie czy chłopak na pewno nie próbował go od siebie odsunąć, jednak wszystko było zakryte mgłą podniecenia i potrafił przypomnieć sobie tylko tę chwilę, w której Finn zakrył mu usta i tę sprzed dosłownie chwili, gdzie zasłonił mu dostęp do szyi, ale... przecież nie protestował, gdy przeniósł się na drugą stronę, prawda? Czy protestował, tylko on sam był zbyt skupiony na pocałunkach, żeby to zauważyć? Westchnął ciężko, poniekąd jednak z ulgi, rozgrzewając dodatkowo skórę pod swoimi ustami, gdy poczuł, że Finn opiera się o niego policzkiem co zdecydowanie nie było gestem odtrącającym. Zauważył też, że chłopakowi o wiele lepiej wychodzi wyrażanie swoich myśli i uczuć, niż wychodziło to jemu samemu, co wydało mu się nawet zabawne w świetle tego, że raczej ludzie stwierdziliby, że Finn jest od niego mniej otwarty. Po części żałował, że po prostu nie dał mu tej "zachęty", a z drugiej czuł się teraz o wiele lepiej, słysząc to zapewnienie z ust Garda, które zapewne będzie odtwarzał w głowie jeszcze wielokrotnie. Zdecydowanie patrząc na to długoterminowo, nie będzie tego żałował, teraz jednak czując, jak zgasił entuzjazm Puchona, czuł do siebie trochę żalu. Mogło być tak miło. Czy nadal jest? A może znów może być? Wyprostował się i ujął twarz Finna w dłonie, aby spojrzeć mu łagodnie w oczy, wykorzystując chwilę, w której miał jeszcze przytomny wzrok. Chciał rozbudzić wszystkie jego potrzeby, nie tylko te związane z pożądaniem. Chciał żeby czuł potrzebę usłyszenia, że jest najważniejszy i zapewnienia tego samego w drugą stronę; potrzebę zaśnięcia w czyichś objęciach; zjedzenia wspólnie posiłku; pochwalenia się swoim uczuciem przed innymi; posiadania chociaż jednej wspólnej rzeczy i jeszcze miliony innych, drobnych potrzeb, które będą zbliżać ich do siebie. Chciał tego wszystkiego, a jednocześnie wiedział, że to znów on jest tym, który zapędził się w relacji, nie potrafiąc nacieszyć się jej początkiem, od razu chcąc być pochłonięty w całości. - A mam co wybaczać? - spytał w końcu, już nieco zdezorientowany hipnotyzującym błękitem i uśmiechnął się mimowolnie, sięgając znów do jego ust, w które mruknął: "też muszę wziąć odpowiedzialność za rozgrzewanie", po czym rozchylił je zachłannie własnymi wargami, aby pogłębić pocałunek. Przesunął ręce w dół, przechodząc z jego twarzy na szyję i wsuwając jedną z dłoni za jego kołnierz, napierając opuszkami na skórę na jego plecach. - Ale musisz być pewny swoich słów - mruknął, wibrującym od ponownego podniecenia głosem, wolną ręką rozpinając jeszcze jeden guzik jego koszuli i przekręcając jego krawat na bok. Ucałował jego usta, brodę, schodząc na przód szyi, aby systematycznie wyznaczać sobie ścieżkę do grdyki, którą musnął językiem, nie zatrzymując się jednak i pocałunkami schodząc jeszcze niżej, aż do ostatniego rozpiętego guzika - bo ja na pewno Ci niczego nie odmówię.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Musiał przyznać sam przed sobą, że taki sposób przytulenia bądź oparcia się jest miły i przyjemny. Nieustanny kontakt z ustami rozgrzewającymi skórę i przy okazji krótka rozmowa, czułość wylewająca się z niektórych gestów i cicha potrzeba bycia blisko. Choć mógłby narzekać na dyskomfort - ból w dłoni i powoli pojawiający się przy boku na starej bliźnie - to jak najdłużej chciał to przetrzymać, byleby nie musieć rezygnować z tego ciepła. Powrót do zimnej rzeczywistości jak nigdy będzie bardzo bolesny. Inhalował się nowymi zapachami, a jego wargi nieustannie pulsowały, jakby wciąż było im mało. Ciemność została przesłonięta jego twarzą, wyrazem oczu, w które zajrzał nie mając żadnego innego wyboru. Ogrzewał policzki wnętrzem swych dłoni i wyrywał go z toku myślenia, przypominając, że nie musi bić się wiecznie z myślami. Powiódł wzrokiem po jego skroniach, kościach policzkowych gładko przechodzących w smukłe policzki i żuchwę. Nieco ciemniejsze usta niż zazwyczaj układały się w słowa przecinające dźwięk trzaskającego ogniska. - To, że przecież... - nie dokończył, urwał odpowiedź pod wpływem bliskości. Instynktowanie odwzajemnił pocałunek, naparł mocniej na jego plecy i z przymkniętymi powiekami pozwalał, aby wszystkie myśli znów ulatywały hen daleko, zostawiając ich w świętym spokoju. Westchnął, gdy umknął niżej w rejony, które sobie dzisiaj śmiało odkrywał, a i poruszył barkami pod wpływem gorącej dłoni wkradającej się już pod skrawek ubrania. Nie było szans, aby miał zmarznąć; nie, kiedy jego usta rozpalały jego organizm wciąż na nowo i na nowo, jakby chciały, by spalił się pod ich ciężarem. Zamiast skoncentrować się na udzieleniu odpowiedzi jego myśli przesłoniły dalsze potencjalne odkrycia jego warg. Przełknął głośno ślinę, gdy dopadł go pomysł, który mógłby zrealizować, a jednocześnie nie przekroczyć granicy, za którą się niemal przepchnął. Sięgnął po jego dłoń, zakrywając jej wierzch palcami. - Sky? - zawołał go, by mu popatrzeć w oczy, a w jego własnych zamajaczyło zdeterminowanie. Przesunął wnętrze jego dłoni na wysokość swojego mostka, ułożył ją tam, a następnie objął jego palce własnymi i tym sposobem uwrażliwił je na nierówności wyczuwalne przez materiał jego koszuli. Obrysowywał kształt ukrytej blizny, pokazując zmysłowi dotyku Skylera, że nosi na sobie szpetotę. Z przymrużonymi oczami wpatrywał się w wyraz jego twarzy, gdy odpiął na sobie kolejny guzik, by górna część blizny była dostępna już dla dotyku. Przesunął tam jego dłoń, by musnął wrażliwe miejsce na mostku. Ślad pooperacyjny był stosunkowo płaski, ale i tak odznaczał się pół milimetra od skóry. Teraz nie dało się tego nie wyczuć. - I tak będziemy musieli się przenieść. Rozpaliłeś mnie, ale nie mogę zbyt długo lekceważyć bólu. - powiedział to tonem, jakby opowiadał o pogodzie na następny dzień. - Ostatnio Flora się na mnie natknęła na błoniach i holowała mnie do ławki, gdy jedna blizna, nie ta tutaj, dała mi się we znaki. Znów zaczynam ją czuć. Nie lubi zimna. - uznał, że warto wspomnieć o tym na wypadek, gdyby za parę minut spiął się i wykrzywił z bólu. Wolałby go nie wystraszyć ani nie zaniepokoić grymasami. Póki co blizna na boku pulsowała, ale dało się z nią wytrzymać, nie wspominając o wciąż poranionej dłoni. Potrafił podchodzić lekceważąco do swojego zdrowia jak na osobę, która przecież spędziła w Mungu trzy lata. Sięgnął wargami do kącika jego ust, by musnąć je leniwie, spokojnie, czule. Nie palił się już ze zniecierpliwienia, a jedynie rozmiękczył i rozczulił. To też było przyjemne. Nie pamiętał czy wspominał, że oprócz uszkodzonych myśli miał też uszkodzone ciało, co prawda w drobny sposób acz upierdliwy. Wiele razy ignorował tę pomniejszą bliznę, by wiedzieć jak bardzo może zaboleć, gdy jej jakoś nie zabezpieczy a najwidoczniej obecne warstwy ubrania jej nie zadowalały skoro od dwóch godzin szwenda się po mrozie. - Skrzat mi zaginął. - zaśmiał się sucho i próbował zaniepokoić tym, że ten prawdopodobnie nie potrafi trafić tu z powrotem i zapewne stresuje się na potęgę nie mogąc znaleźć swojego surowego właściciela. Ta myśl wydawała mu się nader zabawna zwłaszcza w chwili, gdy będzie wracać do mieszkania (nie teraz, oj nie) i zastanie jąkającego się Frytka. To będzie przyjemne popatrzeć na jego zestresowanie, ale póki co skupiał się na przyjemnościach płynących ze znacznie bardziej atrakcyjnej obecności. Nie miał ochoty oddalać się od jego ciepłych rąk.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wodził nosem po jego skórze, obsypując go gradem drobnych, powolnych pocałunków, nie chcąc pominąć żadnego miejsca, ale wciąż powracając do obojczyków, które wabiły go swoim wyraźnym zarysem. Uniósł wzrok, niechętnie odrywając od niego wargi, gdy usłyszał swoje imię i wyprostował się, aby zaraz pochylić się do jego twarzy i z lekkim uśmiechem skraść mu jeszcze pocałunek. Rozpalonym wzrokiem wodził na zmianę po brwiach, powiekach, nosie, ustach, policzkach, zadowolony z jego inicjatywy, skupiając się na oczach dopiero wtedy, gdy poczuł pod opuszkami zarys blizny na skórze. Nowy obszar, jeden z jeszcze wielu, które zamierza odkryć nie tylko swoimi dłońmi, był w swojej niewinności jednym z ważniejszych przez niesioną przez "skazę" historię i nawet otępiały od podniecenia umysł potrafił to zrozumieć. - Wiesz gdzie mieszkam - przypomniał mu urywanym od płytkiego oddechu szeptem, przymykając przy tym oczy, aby po krótkim pocałunku w usta, nakreślić kolejne - najpierw tuż pod jego uchem, aby wyznaczyć drogę do obojczyka, po którego długości przejechał przeciągle wargami, jednak schodząc niżej poczuł, że i jego kręgosłup ma ograniczenia. Zsunął się z jego nóg, aby uklęknąć między nimi na jednym kolanie i przeniósł dłonie na plecy Finna, aby przysunąć go bliżej siebie, unosząc głowę do góry, aby szukając wzrokiem błękitu, ogarnąć ciepłym oddechem skórę uwolnioną od zasłony koszuli. - Jest piękna - zapewnił go szczerze, rozmiękłym od emocji głosem i zakrył bliznę ustami, aby zaraz odpiąć kolejny guzik, chcąc naznaczyć całą jej długość pocałunkami. - Powinna Ci przypominać, że wygrałeś - dodał, przykładając do niej rozgrzane czoło i próbując przypomnieć sobie czy wytłumaczył mu w listach swój stosunek do blizn. Rozmawiali o tym, tego był pewien. - Pokaż mi ją, to drugą też rozgrzeje - skomentował z majaczącym na twarzy uśmiechem, przesuwając nosem i wargami po jego mostku, wsuwając ręce pod jego kurtkę, aby gorącymi dłońmi przesunąć po dole jego pleców. - Jest gdzieś tutaj? - szepnął zaczepnie, unosząc na niego wzrok, palcami badając linię jego kręgosłupa mniej więcej od linii jego żeber po sam dół. - Poradzi sobie - mruknął szybko w odpowiedzi, nie chcąc pozwolić, aby myśli Finna odpłynęły zbyt daleko od tego jak usilnie wołał go teraz bliżej siebie, więc w przypływie bezsilności wobec powracających przyziemnych myśli chłopaka, przejechał koniuszkiem języka po jego bliźnie, otulając ją kolejną falą ciepłego oddechu.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Krew w jego żyłach na nowo przyspieszyła swoje tempo pompowania tlenu, gdy do organizmu została dostarczona kolejna seria rozpraszających bodźców. Przed chwilą próbował się wyrwać z amoku, by jednak trzymać się te pół kroku przed przekroczeniem granicy, jednak Skyler na nowo podsuwał pomysły co mogą jeszcze sobie wzajemnie dać, by miło spędzić wieczór. Rozleniwiał go i jednocześnie rozbudzał wyobraźnię, a to w porównaniu z jego głęboką samotnością stosunkowo łatwo prowokowało do pójścia na całość. Echo rozsądku podpowiadało, by jeszcze chwilę zaczekać, by nasycić się do połowy, a potem łagodnie ostudzić się z pożądania mimo, że nie chciało mu się z tym walczyć. Ciepło Skylera go otumaniało oraz uświadamiało, że samotności nienawidził. Nie umiał z niej samodzielnie wyjść, a więc czemu miałby nie przyjąć pomocy? Chciał jej, czuł wyraźnie w całym ciele potrzeby, więc czy chociaż raz nie zasługuje na moment zapomnienia o życiu? Łagodność jego gestów była sycąca i byłby westchnął z zachwytu nad ich wyrazistością, gdyby nie odkrył silnego zainteresowania blizną. Nie uważał jej za piękną, ale przywykł do jej obecności. Zamknął mocno powieki, by skoncentrować się na gorącym oddechu i wilgotnych ustach, a nie na wspomnieniach, które chciały wyjść na pierwszy plan. Przytrzymał dłonią jego kark, walczył o oddech, zmuszając się do zapomnienia. Otworzył oczy, spoglądając na rozpaloną twarz Skylera i udawało się być ponad wspomnieniami. Liczy się tu i teraz. Chłodne powietrze zamiennie z gorącymi dłońmi wywołało w jego ciele serię nieprzyjemnych dreszczy, przypominających, że to nie jest dobry pomysł, aby poddawać się takim skokom temperatury na świeżym, jesiennym powietrzu. Zachłysnął się, gdy dłonie Skylera ze swobodą powędrowały pozwiedzać zasłonięte i nieodkryte rejony. - Sam znajdziesz. - nie był pewien czy to była myśl, czy faktycznie to wypowiedział. Trudno było układać słowa, gdy serce tak łomotało w piersi. Był poddawany świadomym rozpraszaczom przez co emocje znów przypuściły szturm na jego ciało. Jakże ma być na to odporny? Jakże ma ich ostudzić skoro nie ma na to ochoty? Chwycił mocno jego łokieć, być może wkładając w to zbyt dużo siły, drugą ręką przysunął do siebie jego brodę, ucałował gorliwie jego zuchwałe wargi i dokładnie w tej pozycji ich teleportował.
| Zt x2
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Nie spodziewał się, że napisze do niego ktokolwiek z wizbookowej grupy gargulkowej. Od dawna już nie była ona zbyt aktywna, a przez to zdążył zapomnieć, że w ogóle się kiedyś do niej zapisał. Odczytał jednak wiadomość od nieznajomego chłopaka z uśmiechem na ustach, bo doskonale wiedział, że przyda mu się odrobina dziecięcej, niewymagającej zbyt dużego wysiłku umysłowego rozrywki. Poza tym ostatnimi dniami do późnych godzin wieczornych ślęczał nad rozmaitymi papierami i książkami, a to sprawiało, że najzwyczajniej w świecie brakowało mu kontaktu z drugim człowiekiem. Ot, luźnej pogawędki o głupotach, która nie miałaby nic wspólnego z formalistycznym językiem i skomplikowaną, bankową terminologią. Miał tylko nadzieję, że odnajdzie z chłopakiem z wibooka jakąś nić porozumienia, bo powiedzmy sobie szczerze, zupełnie go nie znał i nie miał pojęcia, czy poza gargulkami łączą ich podobne zainteresowania. Pogoda okazała się dość łaskawa, chociaż można było już wyczuć na odsłoniętych fragmentach skóry o wiele chłodniejszy wiatr. Szczególnie tu po drodze, nad brzegiem jeziora, zdawało się że temperatura jest znacznie niższa niż w rzeczywistości, a przez to Theo pociągnął za suwak, dopinając swoją miodową, iście puchońską kurtkę aż po sam kołnierz. Stwierdził, że nie będzie to najlepsze miejsce na spotkanie, toteż przeszedł kilka alejek dalej, trafiając na drewnianą altanę, która przy od razu przypadła mu do gustu. Wreszcie zajął miejsce na jednej z ławek i otworzył swoją czarodziejską księgę, żeby napisać do Taylora, gdzie go powinien szukać. Zresztą… wstyd przyznać, ale chciał sobie jednocześnie przypomnieć jego imię, żeby nie strzelić w rozmowie na żywo jakiejś gafy. Znudzony wypatrywał kojarzonej wyłącznie ze zdjęcia sylwetki, ale póki co w pobliżu dojrzał wyłącznie grupkę młodziutkich dziewcząt, które swym piskliwym śmiechem przepłoszyły okoliczne stadko ptaków.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Po jakże parszymy rozpoczęciu roku szkolnego, po prostu potrzebował czegoś, na oderwanie swoich myśli od tego wszystkiego. A przynajmniej tak sam siebie tłumaczył, kiedy brał w dłoń swojego wizbooka, by potem poszukać tam jakichś ciekawych rzeczy. Merlinie, nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz sięgał po ten magiczny zeszyt... Tym razem jednak to zrobił. Bez większego zaangażowania czy znaczenia przeczesywał informacje, jakie można było tam znaleźć, nie skupiając swojej uwagi na niczym szczególnym. Aż w końcu w jego oczy trafiła grupa gargulkowa. Kompletnie zapomniał, że ona istnieje, ale ostatecznie postanowił poświęcić jej chwilę czasu. I znalazł wpis, gdzie ktoś chciał rozegrać partię. W sumie... Co miał lepszego do zrobienia? Niewiele myśląc napisał do tego faceta z pytaniem, czy nie jest może jednak zainteresowany zagraniem partii bądź dwóch. I ku jego wielkiemu zaskoczeniu, ten wyraził chęć! Więc kolejnego dnia szedł w stronę Hogsmeade, z zestawem do grania w gargulki pod pachą i z delikatnym uśmiechem na ustach. W końcu zapowiadało się, że spędzi trochę czasu w naprawdę spoko towarzystwie, grając sobie w tak przyjemną grę. Nie potrzebował negatywnego nastawienia przed tym spotkaniem. Odebrał jeszcze tylko wiadomość na wizengerze odnośnie tego, gdzie ten facet jest, by dokładnie w to miejsce skierować swoje kroki. Dostrzegł go z daleka, ale nie krzyczał jak ten wariat z oddali, tylko poczekał, aż znajdzie się w odpowiedniej odległości od niego. - Cześć, Alec jestem - przywitał się, wyciągając w jego stronę dłoń w formie powitania. Oczywiście na jego ustach dalej towarzyszył uśmiech, którego rzadko kiedy się pozbywał. - To co, gramy? - zapytał jeszcze, w sumie dosyć retorycznie, bo jednak dokładnie po to się tutaj spotkali, prawda? Podrapał się po głowie - Tylko od razu mówię, że dawno nie grałem i mogłem wyjść nieco z wprawy - zagaił, jednocześnie przyznając się do tego faktu. Bo ostatecznie od pojawienia się w Hogwarcie w gargulki grał raz i jakoś nigdy więcej, aż po dziś dzień, po nie nie sięgnął.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Wypatrywał w oddali sylwetki kojarzonej wyłącznie z wizbookowych zdjęć, dlatego nie był w stu procentach przekonany, czy chłopak, którego spostrzegł wreszcie na horyzoncie rzeczywiście jest tym, z którym się umówił. Ludzie na żywo wyglądali zwykle zupełnie inaczej niż przed obiektywem aparatu; prawdopodobnie dlatego, że zachowywali się swobodniej, nie próbując utrzymać żadnej sztucznej pozy. Mimo że nie miał pewności, na wszelki wypadek pomachał do nieznajomego, a kiedy ten zbliżył się do altany od razu zerwał się do powitania, ściskając również i jego dłoń. – Theo. Fajnie, że udało nam się zgadać. – Mruknął z uśmiechem, starając się unikać nazbyt formalistycznych, grzecznościowych zwrotów w stylu „miło mi cię poznać”, które najczęściej czyniły tylko spotkanie mniej komfortowym. Potrzebował odpocząć od pracy i kurtuazyjnych rozmów prowadzonych ze współpracownikami banku, które z luzem nie miały niczego wspólnego. Nic więc dziwnego, że ochoczo skinął również głową, kiedy chłopak z gargulkowej grupy zaproponował rozpoczęcie rozgrywki. - Spokojnie, sam od czasu opuszczenia murów Hogwartu nie miałem zbyt wielu okazji do gry. Mam nadzieję, że pamiętam dobrze zasady. – Rzucił, wskazując mu gestem dłoni, żeby wyszli przed altanę. – Chodź, pomogę ci wszystko rozłożyć. – Zaproponował swoją pomoc, wyciągając kolejne elementy z przyniesionego przez niego zestawu, zachowanego w o wiele lepszym stanie niż ten, który leżał zakurzony w jego szafie. – No to zaczynamy. – Uprzedził go przed swoim pierwszym ruchem, kiedy udało im się przygotować pole do gry, a następnie chwycił jedną z kamiennych kulek w swoim kolorze, rzucając nią w kierunku wyznaczonego okręgu. Dawno tego nie robił, a jednak wydawało się, że wcale nie wyszedł z wprawy, bo nie tylko trafił w pobliże środkowej, „białej”, ale jeszcze dodatkowo trącił inną ze swoich kul, dzięki czemu również i ona znalazła się bliżej centrum. Póki co nikt nie został opluty, a i jemu udało się nazbierać całkiem sporo punktów. Wspaniały początek. - Czytałem w proroku, że Hampson odszedł na zasłużoną emeryturę… – Zagaił sprytnie, chcąc wybadać, czy ma do czynienia z uczniem Hogwartu czy może jego absolwentem, bez konieczności zasypywania go gradem pytań. Wydawało mu się to bardziej naturalne, a przy okazji mogli złapać jakiś wspólny temat, żeby nie rzucać kamiennymi kulkami w milczeniu.
Kostki:6 i 1 Kolejka: I Zdarzenie losowe -3 dla Theo, wybijam jego kulkę Wynik Aleca: 6 Theo wydawał się być naprawdę sympatycznym facetem, co od razu przypadło Alecowi do gustu. Niestety często trafiało się na gburów, z którymi nawet nie było o czym pogadać, a ten tutaj miał równie pogodny uśmiech na twarzy, jak i ten, który bardzo często gościł na ustach Gryfona. - Tak, naprawdę fajnie. Powoli zaczynałem już sądzić, że gargulki to gra, w którą kompletnie nikt nie gra, zbyt zajęty wizbookiem czy lataniem na miotłach - przyznał, uśmiechając sie delikatnie przy tych słowach. Faktycznie tak ostatnio uważał. Mało to zwracał uwagę na tak ogromną różnorodność, jaka istniała w świecie czarodziejów, zbyt skupiony na nowinkach, które przynosił rozwój cywilizacji. Mówiono, że wśród mugoli można było zaobserwować to szczególnie mocno, ale i wśród czarodziejów, było to nad wyraz widoczne. Chyba nikt nie mógł tego faktu kwestionować. - W takim razie obaj zobaczymy, jak nam pójdzie - stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Nie przykładał wagi do tego, czy wygra, czy przegra, ważniejsza dla niego była po prostu dobra zabawa. Nie miał nic przeciwko, by Theo rozpoczął grę. Obserwował jego rzut, by po chwili pokiwać z uznaniem głową. - No to było niezłe jak na kogoś, kto nie grał od czasu Hogwartu - wyszczerzył w jego kierunku zęby, gdy sam zajmował odpowiednią pozycję do rzutu. - Tak, też o tym wspominali na rozpoczęciu roku szkolnego. Choć w zasadzie nie wiem, czy to dobrze, czy źle. - dodał, w odpowiedzi na jego słowa. Nie mógł mieć opinii na temat kogoś, kogo praktycznie nie znał. Przycelował, przymykając nieco jedno oko. Chciał po prostu rzucić w środek, ale zrządzenie losu uznało, że lepiej gdy dodatkowo przesunie w tył jedną z kulek Theo. Uśmiechnął się, widząc jak mu poszło. - Huh, kto by się spodziewał - przyznał skromnie, bo on sam kompletnie nie myślał o tym, że uda mu się tak trafić.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Jeszcze kilka miesięcy temu na próżno było poszukiwać uśmiechu na jego twarzy, ale na szczęście bliscy przyjaciele, jak i czas spędzony we wreszcie satysfakcjonującej go pracy pomogły mu wyjść z życiowego dołka. Dobry nastrój powrócił do niego ze zdwojoną siłą, bo teraz sam zarażał innych swoim optymizmem, i wydawało się, że akurat w tej kwestii mają z Aleciem wiele wspólnego. – Chyba rzeczywiście nie są już tak popularne jak kiedyś… a ktoś gra jeszcze w ogóle w therię? Albo durnia? O, dureń był świetny. – Przypomniał sobie o innej planszowej grze, nad którą spędził wiele godzin za czasów edukacji w murach Hogwartu. Niedawno śniło mu się nawet, że siedzi przed swoimi kumplami w podartych łachmanach, modląc się by nie natrafić na kartę demaskującą jego bogina. Podobnie jak jego nowy kolega z wizbooka, nie liczył wcale na zwycięstwo. Chciał po prostu miło spędzić czas i odpocząć trochę od codziennej rutyny, ale skłamałby mówiąc, że nie jest z siebie dumny po pierwszym, niezwykle celnym rzucie. – Dzięki. – Przyjął zresztą komplement z szerokim uśmiechem na ustach, naprędce odsuwając się chłopakowi z pola do gry. – W sumie nie jestem na bieżąco… kto w ogóle został nowym dyrektorem? – Dopytał go również po chwili, krzywiąc się lekko, kiedy przeciwnik w swojej próbie wybił jego kulkę znacznie dalej od środka. Cóż, przynajmniej gargulki były dla niego łaskawe, bo oberwał w twarz jedynie czekoladą, której zaraz pozbył się z pomocą swojego języka… – Niezły początek. – Musiał mu to oddać, ale nie zamierzał wcale pozostawać dłużnym. Poczekał tylko aż odejdzie, a kiedy sięgnął po kamienną kulkę, zmrużył oczy, przymierzył i… odwdzięczył mu się pięknym za nadobne, strącając jego pionka bliżej krawędzi okręgu. Oczekując na swoją kolej, sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej dwa pudełka z czekoladowymi żabami, z których jedno podał Alecowi. – Częstuj się. – Mruknął przyjaznym tonem, a sam zabrał się za rozpakowanie czarodziejskiej słodkości. Zwykle zawartość uciekała, zanim zdołał ją pochwycić w zęby, ale tym razem udało mu się nadgryźć podskakującą głowę. – O kurwa. Sam Godryk Gryffindor. – Przekleństwo samo cisnęło mu się na usta, kiedy ujrzał przepiękny obraz dość rzadko spotykanej karty, na spodzie której zamieszczono informację o jednym z czterech założycieli Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ceniącym sobie męstwo i odwagę. Autorzy kolekcji wspomnieli również o jego słynnej kłótni z Salazarem. – Zbierasz? Ja zbierałem te karty do jakiejś siódmej klasy. Ostatnio sobie o nich przypomniałem i zacząłem kupować… chyba z sentymentu. – Zagadnął, wyjaśniając zarazem swoje podekscytowanie.
Kolejka: II Kostki:4, 1 Zdarzenie losowe: -3 dla Aleca; zostaje opluty Efekt gargulkowego płynu:G Wynik Theo: 7 – 3 + 4 = 8
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Czekoladowe Żaby:Armando Dippet Kostki:6 i 4 Kolejka: II Zdarzenie losowe -1 dla Aleca Oplucie:I - gargulek chybił i przywiązał mnie do Theo Wynik Aleca: 6 + 6 -1 -3 od Theo = 8
Widocznie mieli bardzo podobne podejście do tych samych kwestii, co mogło tylko cieszyć Aleca. Nic dziwnego, że słysząc słowa Theo, pokiwał głową na znak swojej aprobaty. - O theri nie słyszałem, ale w durnia miałem okazję grać, jak przybyłem do Hogwartu. Nie wspominam tego najlepiej - zaśmiał się przy tych słowach i pokręcił głową. Zdecydowanie, nie wspominał tego dobrze. Grał w grę, o której w ogóle nie miał pojęcia i poniósł w niej sromotną porażkę. Nic dziwnego, że za nią nie przepadał. W podobnej sytuacji chyba każdy by go zrozumiał. Pochwalił jego rzut, bo zdecydowanie na to zasługiwał. Był precyzyjny i naprawdę dobry. Alec robił, co mógł, przez co poszło mu całkiem nieźle. - Jakaś Li Wang. Nie wiem kto to - wzruszył lekko ramionami, bo serio nie szczególnie go obchodził ten fakt. W końcu był stosunkowo nowy w tej szkole. Kolejny rzut jego przeciwnika był równie dobry, co i poprzedni, przez co Alec został opluty przez gargulki. Ale takie oplucia to mógłby znosić codziennie! Nic dziwnego, że zaśmiał się głośno, gdy w ustach poczuł smak czekolady - O kurde, jaka smaczna - skomentował to jeszcze, gdy sam szykował się do rzutu. Wymierzył i poszło mu całkiem nieźle! Tyle że przy okazji wybił własną kulkę… - Mogło być lepiej - stwierdził, a chwilę później ponownie został opluty. I to tak, że jego dłoń przykleiła się do torsu Theo. - Kurde, sory, te kulki mnie chyba jednak nie lubią - powiedział, po czym wyjął z kieszeni różdżkę i odpowiednim zaklęciem oderwał swoją dłoń od ciała chłopaka. Zerknął na chłopaka, gdy ten poczęstował go czekoladową żabą. Nawet w Ameryce czekoladowe żaby były znane. - Dzięki - odwinął opakowanie i wprawnym ruchem ręki złapał żabę zanim ta zdążyła uciec. Z lubością odgryzł jej czekoladową głowę po czym zerknął na kartę. - Ej, te wasze karty są jakieś inne! - oznajmił, przyglądając się postaci Armando Dippeta. Zerknął na Theo, bo nie był pewien, z kim ma tutaj do czynienia. Co prawda spędził na tyle czasu w Hogwarcie, by kojarzyć gościa, ale zawsze pozostawało ryzyko. - To nie jeden z tych waszych dyrektorów? - zapytał go, naprawdę ciekawy co za karta do kolekcji mu się trafiła.