Pomnik nie jest centralnym miejscem parku, jednak wydaje się, że jakimś niewiadomym trafem każdy wie jak pod niego trafić. Majestatyczny kamienny lew pozuje zgodnie z rytmem dnia, nocą można go spotkać drzemiącego na swoim cokole, w ciągu dnia polującego na wyimaginowane ofiary. Czasami niemądrzy turyści szturchają posąg by zobaczyć jak fantastycznie się porusza i ryczy potrząsając swą kamienną grzywą.
Kości wydarzeń:
1 - Pod pomnikiem co tydzień odbywa się bardzo przyjemna akcja zorganizowana dla aktywizacji starszych ludzi z osiedla. Puszcza się tu muzykę, a oni spędzają sympatycznie czas na grze w szachy, a czasem nawet i tańcach!
Rzuć kością:
Parzyste - starszy pan namawia Cię na wspólną partyjkę szachów, Nieparzyste - starsza pani porywa Cię do tańca! Jeśli napiszesz 3 posty na długość avka, że z nim tańczysz, dostajesz +1 punkt z DA!
2 - Przechodząc obok pomnika dostrzegasz leżące przy nim kwiaty. Wiesz, że zasadniczo ten pomnik nie upamiętnia niczego wielkiego, jest jedynie ozdobą w kształcie skaczącego lwa, kiedy się zbliżasz zauważasz przy bukiecie rozerwany liścik i kilka kropelek krwi… Co tu się wydarzyło? Rzuć kostką. Parzysta - możesz podebrać kilka płatków maku! Zgłoś się po odpowiedni składnik. Nieparzysta - brzytwotrwa Cię pociachała! Ktoś z 11 lub więcej punktami z uzdrawiania musi uleczyć Ci ręce - inaczej zostaną Ci blizny. 3 - Zagapiłeś się na szczegółowość króla dżungli na pomniku i potknąłeś o nierówność na drodze! Padasz na kolana przed przypadkowym przechodniem jakbyś się chciał oświadczyć! Ale wstyd! 4 - Nagle orientujesz się, że zgubiłeś portfel! Cofasz się pospiesznie własnymi śladami pamiętając, że ostatnio macałeś kieszeń gdzieś koło pomnika. Musisz go tu teraz poszukać! Tracisz 20 galeonów! 5 - Podczas spaceru po alejce dostrzegasz/dostrzegacie już z daleka paniusie z niesfornym bombelkiem w wózku. Jesteś/jesteście dość sceptycznie nastawieni do takiego ignorowania wybryków bobasa, niestety, kiedy zrównujecie się ze spacerowiczką bombelek nagle wstrząśnięty wycieczką po kocim bruku wymiotuje prosto na was niczym z fontanny. To dziecko, czy jakiś demon?
Rzuć kością:
Parzyste - Matka dziecka bardzo przeprasza i pomaga wam zaklęciem usuwać plamy. Nieparzyste - Madka zaczyna się awanturować, że stresujecie Brajanka.
6 - Znienacka podbiega do Ciebie/Was młoda kobieta krzycząc, że: jeśli postać jest mężczyzną - zdradziłeś jej najlepszą koleżankę i mocno tego pożałujesz jeśli postać jest kobietą - rozbiłaś związek jej najlepszej koleżanki i mocno tego pożałujesz Rzuć literkę! Jeśli wylosujesz A lub J - zła wróżba musi się spełnić i musisz mieć taki wątek na fabule. Masz 3 miesiące do realizacji inaczej czekają Cię konsekwencje od MG.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Kwiecień w Anglii nie należy do tych szczególnie ciepłych miesięcy, ale dzisiejszego dnia słońce przyjemnie muskało twarz, którą to wyciągał nieustannie w jego stronę. Zwłaszcza, że szedł w jego kierunku, więc uznając, że lepszą opcją od ciągłego mrużenia powiek i marszczenia twarzy, będzie całkowite ich przymknięcie i poddanie się tej przyjemności w pełni. Brakowało mu światła na wyspach, tym bardziej po tym jak znów na długo i siedział w Hiszpanii. Wyruszył tam wraz z swoją kuzynką, do jej rodzinnego domu. Szukał tam informacji o pewnym czarnomagicznym przedmiocie. Po tym jak nie udało mu się stworzyć inferiusa, był bardzo niezadowolony z braku umiejętności i niewiedzy na ten temat. Wciągnęło go to całkowicie, pochłonęło tak bardzo, że zapomniał o całym świecie, o wszystkich znajomych, przyjaciołach, o narzeczonej. Był straszną osobą, i do tego nie potrzebował nawet machnąć różdżką i wypowiedzieć zakazanego zaklęcia. Jego sam sposób bycia, tak nieczułe i obojętne serce sprawiało, że ranił innych. Ranił bardziej niż niejedna klątwa, które rzucił w swoim nie tak długim życiu. I zamiast teraz naprawiać swoje błędy, na kolanach błagać swoją wybrankę o przebaczenie. By po raz kolejny dała mu szansę, znów wybaczyła jego winy, ponownie, jeszcze raz, i powtórnie. Chyba już sam czuł, że przegiął. Teraz tak na poważnie. Bo jak wcześniej mieli siebie za kumpli, za przyjaciół. Tak teraz byli parą, sam przecież tego chciał, a nie odzywał się do swojej narzeczonej już od dłuższego czasu. Ile to minęło czasu od ich spotkania nad Tamizą? Nie pamiętał... Ale było zimno wtedy. A teraz... Wciągnął mocno powietrze w usta i przez nos. Czuł młodą, zieloną trawę, wybijające się listki z pąków wszelkiej otaczającej go roślinności. Matka ziemia znów się odradzała ze snu. Lubił bardzo tę porę roku. Pomimo, że parał się brudną magią, tak bardzo interesował się tematyką śmierci. To życie całej natury przedkładał niekiedy ponad życie ludzkie. Ludzie byli jak robactwo, drążyli coraz to nowsze tunele i by to chociaż użyźniali glebę za sobą. Byli gorsi od gumochłonów, gorsi od zwyczajnej dżdżownicy. I takie też miał nastawienie do większej części mieszkańców tej planety. Unikał ich i wychodziło mu to znakomicie. Przynajmniej do czasu, aż nogi same nie pokierowały go pod pomnik lwa. I nawet grająca muzyka i gwar rozmów nie był w stanie wyrwać go z tego dziwnego letargu. Natomiast udało się to pewnej staruszce, która złapała go za rękę i porwała do tańca. Oszołomiony pozwolił na wszystko co z nim robiła. I dopiero po którymś obrocie z niską, siwą, całą pomarszczoną kobietką, której dałby tak z dwieście lat - zorientował się gdzie jest. Pomógł mu w tym wszystkim ryk lwa, który otrzeźwił jego umysł już wystarczająco mocno by znów zapanować nad ruchami swojego ciała. - Nie wie nawet Pani w jakich jest tarapatach - powiedział i uśmiechnął się wyzywająco do partnerki w tańcu. Na co ta tylko się roześmiała i rzuciła: - To się okaże kto jest bardziej w tarapatach. - Po tym Cortez przejął prowadzenie i szybciej zawirowali na prowizorycznym parkiecie, co wywołało jedynie okrzyk podniecenia zapewne jej koleżanek. Wtedy zrozumiał, że faktycznie to on był na przegranej pozycji. Składać broni jednak nie miał nigdy w zwyczaju więc podjął się tej nierównej walce. Pierwsza odpadła, po niej druga - nad wyraz żwawa. Której kondycji mogłaby pozazdrościć nie jedna młódka. Tańczyli długo, ale i ta odpadła. Już miał przyśpieszony oddech. Trzecia, czwarta. Przeminęła z wiatrem, z kolejnym wiosennym podmuchem, walczył dalej, dzielnie jak ten lew przy którym ta cała scena się odgrywała. Piąta odpadła bardzo szybko, ale i jej wiek mógł oszacować na "uczyłam Dumbledore podczas stawiania jego pierwszych kroków w Hogwarcie". Znów ta druga. - Może by tak druga rundka? - Rzuciła i wymieniła się z poprzedniczką. Druga?... Chyba twoja - pomyślał jedynie na co tamta uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Kurwa... więc wie, że jestem już zmęczony... To nic nie zmieni, i tak nie masz szans babciu. - Pomyślał, na co ta cholera jedna przyśpieszyła. O Merlinie! Czuł jak pot spływa mu po czole, jak koszula nim nasiąka, oddech teraz przypominał ten bardziej jak z biegu niż tańca. Ale trwał dalej. Staruszka zdawała się być zaintrygowana jego osobą, czasami wręcz się miała zatrzymać, gdy na moment wkradły się wspomnienia odnośnie spartańskich treningów przez które przechodził. Siedziała mu w głowie, był tego więcej niż pewny. Ale to był miecz obusieczny. Przyśpieszył więc i narzucał tempo, przez co w końcu opadła z sił. On jednak też, usiadł. Albo raczej opadł wśród cienia rzucanego przez posąg lwa, który stanął na dwie łapy i zaryczał potężnie, wystawiając obie łapy najeżone ostrymi pazurami w stronę nadchodzącej kolejnej staruszki. Ta się zatrzymała zlękniona i cofnęła. Aleksander spojrzał do góry i skinął w podzięce pomnikowi. Na co ten warknął za odchodzącą i powrócił do swoich normalnych czynności. Nawet dzielny lew potrzebuje swojej skały, na odpoczynek, by zregenerować siły. Znów zerknął na niebo, błękitne, bez najmniejszego śladu chmurki. Znów wrócił myślami do Ślizgonki i wtedy ciszę przerwały krzyki jakiejś dziewczyny. Nawet przerażający lew nie był w stanie przezwyciężyć gniewu jaki w niej wezbrał po zobaczeniu jego osoby. Krzyczała na niego, wyzywała i groziła strasznymi karami. Doskonale wiedział o kim mówiła. Przez to nie miał zamiaru się nawet bronić. Odział specjalny grupy uderzeniowej staruszek ruszył mu na ratunek. Dzielnie broniąc i wyrzucając z siebie złorzeczenia względem dziewczyny, której nawet nie znał. Broniły jego dobrego imienia, czci, uważając go za wspaniałego i dobrego młodzieńca. Przez co dziewczyna odeszła uznając za bezcelową rozmowę z tą zgrają, zwłaszcza, że sam oskarżany nawet nie zamierzał się wypierać i bronić. Westchnął ciężko i podniósł się. Wszelki cień wcześniejszych uśmiechu i sympatii zniknął z jego twarzy. - Miała rację i mówiła prawdę. Jestem strasznym potworem. Panie wybaczą. - Powiedział jedynie i pobieżnie zerknął na posąg lwa. Ten stał odwrócony tyłem i gniewnie uderzał ogonem o kamień. Ruszył więc dalej przed siebie z wzrokiem wbitym gdzieś daleko przed siebie.
zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
@Aleksandra Krawczyk Każdy potrzebuje czasem wyjścia z kamiennych zamkowych korytarzy, komnat wypełnionych zakurzonymi tomiszczami magicznymi i dusznych, gorących cieplarni, po których niosły się krzyki mandragor. Poza tym - w ostatnim sparingu quidditcha pomiędzy Gryffindorem oraz Ravenclawem oberwał całkiem mocno w ramię, i choć było to jedynie niegroźne stłuczenie, to Shaw uznał że nieco świeżego powietrza poza murami Hogwartu dobrze mu zrobi. Jak pomyślał, tak więc zrobił - przeszedł przez bramę uczelni i powolnym krokiem skierował się do Hogsmeade, wioski leżącej nieopodal. Tam minął wszelkie sklepy i kawiarenki - ostatnio oszczędzał pieniądze - i skierował się prosto do tutejszego parku. Pierwsze minuty minęły tak, jak można się było tego spodziewać po zwykłym, normalnym spacerze. Krukon przechadzał się alejkami, co jakiś czas masując bolące go ramię, i wdychając do płuc ciepłe, wiosenne powietrze, napawając się widokiem pierwszych mleczów czy stokrotek upiększających tutejsze trawniki. Wszystko to jednak do czasu. Oczywiście, Darrenowi nie mógł się przecież przytrafić dzień w którym albo nie osmali sobie brwi talią eksplodującego durnia, albo ktoś nie wyleje na niego pucharu z wodą w połowie transmutowaną w tanie wino, albo nie przebierze go w czerwoną spódniczkę. Tym razem, gdy tylko zobaczył jakąś tutejszą kobietę - starszą od niego może jedynie o jakieś dwa czy trzy lata - wiedział od razu że coś się święci. Nieznajoma maszerowała prosto na niego żywym krokiem - i być może to, że Shaw spoglądał na nią chwilę za długo przypieczętował jego los. - Ty gnojku! - wrzasnęła, gdy zauważyła że Darren zamierzał ją ominąć - Jak mogłeś to zrobić? Krukon przystanął i spojrzał na nią, unosząc brwi do góry. - Przepraszam... o co chodzi? - spytał, zatrzymując się i wsadzając ręce do kieszeni.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie mogła, po prostu nie mogła usiedzieć na miejscu w zamku. Nosiło ją od kąta do kąta, a zdenerwowane po jakimś czasie współlokatorki zasugerowały jej poszukanie sobie zajęcia gdzieś na zewnątrz. Najwyraźniej dzisiaj miała dzień, w którym rozpierała ją energia i najchętniej to skakałaby po ścianach. Tak też zrobiła, bo wcale nie wydawało jej się to najgorszym pomysłem. Niespecjalnie miała ochotę pobiegać, więc wybrała zwykły spacer. Początkowo miał być po otaczających zamek błoniach, ale szybko zmieniła plany i zawędrowała do Hogsmeade. Miała zamiar przejść przez wszystkie napotkane uliczki, z myślą, że może to pozwoli jej pozbyć się nadmiaru energii. Ostatecznie nogi zaprowadziły ją do parku i zatrzymała się przed pomnikiem. Zdarzyło jej się widzieć, jak poszturchiwane kamienny lew porusza swoją grzywą i pozuje, niby to polując na jakąś pomniejszą zwierzynę. Sama nie miała zamiaru tak robić i zadowalała się wpatrywaniem w niego. Do momentu, w którym nie usłyszała wyzwiska skierowanego wyraźnie w stronę jakiegoś osobnika płci męskiej. Odwróciła się zaciekawiona w tamtą stronę i zobaczyła wściekłą kobietę, która kierowała się wprost na młodego chłopaka. Al naprawdę nie zamierzała się wtrącać, ale słysząc, jak tamta go atakuje nie mogła tak spokojnie stać i nie zareagować. - Przepraszam, ale nie sądzi Pani, że to nie jest najodpowiedniejsze miejsce do wyjaśniania takich rzeczy? - zapytała ze spokojem, chociaż w środku czuła kiełkujące uczucie niechęci. Oskarżanie kogoś o zdradę na środku alejki nie było raczej zbyt poważnym rozwiązaniem. Jasne, rozumiała, że jeśli taka sytuacja faktycznie miała miejsce, to złość mogła przeważyć nad rozumem, ale wciąż. Po co drzeć się tak, żeby słyszało to całe Hogsmeade? Szybko jednak zrozumiała, że próbując złagodzić konflikt jedynie go wzmogła, bo kobieta momentalnie spojrzała na nią i w jej oczach pojawiła się chęć mordu. Zwyzywała ją, za najdelikatniejsze słowo biorąc "smarkula" i oskarżyła o rozbicie związku najlepszej przyjaciółki. - Słucham? - parsknęła z niedowierzaniem, bo tego już było za dużo. Najpierw rzuciła się na chłopaka, a teraz zamierzała też zrównać z ziemią ją? No chyba coś się kobiecie pomyliło. - Nie sądzę, żebym znała osobę, o której Pani mówi. - odpowiedziała sucho i z całych sił starała się nie posunąć do bardziej niemiłego tonu. Po groźbie, że "oboje srogo pożałują" zaczęła zastanawiać się, czy wszystko było dobrze z jej głową. W końcu kto normalny tak się zachowuje na ulicy?
Spokojne, sielskie popołudnie, które zaplanował sobie Darren, zamieniło się na razie w słowną batalię pomiędzy nim, nieznajomą oraz kolejną nieznaną Shawowi dziewczyną, która najpierw zbeształa awanturującą się paniusię - co było raczej rozsądne z jej strony, Krukon także nie żywił ciepłych uczuć do ludzi rozwiązujących swoje sprawy za pomocą ulicznych wrzasków - a potem także padła jej ofiarą, będąc oskarżaną o rozbicie związku jej najlepszej przyjaciółki. Darren westchnął przeciągle. Podjął jeszcze jedną próbę wytłumaczenia się przed nieznajomą kobietą, powtarzając raz za razem że nie ma pojęcia o kim mówi, a więc tym bardziej nie zdradził tejże osoby. Paniusia niestety nic sobie nie robiła z krzyżowego ognia w jakim znalazła się podczas sporu z Darrenem i drugą, Bogu ducha winną dziewczyną. - Okej, dość - mruknął, ukradkiem wyciągając różdżkę z rękawa, kiedy nieznajoma chwilowo przerzuciła swoją uwagę na drugą dziewczynę, wytykając jej od "latawic" i "puszczalskich". Gdy kobieta wygłaszała jakąś wyjątkowo żarliwą obrazę, Darren wycelował w nią końcem kawałka drewna i szepnął - Confundus. Oczy nieznajomej stanęły w słup, a po chwili zaczęła spoglądać to na Darrena, to na dziewczynę, widocznie poddając się działaniu zaklęcia. - Ten łobuz pobiegł w tamtą stronę - powiedział, wskazując dłonią w lewo. Kobieta spojrzała na niego wytrzeszczonymi oczami, po czym warknęła coś pod nosem i pobiegła... w prawo. Shaw westchnął z ulgą i podszedł dwa kroki do pomnika, przedstawiającego przygotowującego się do skoku lwa z wielką grzywą - prawdziwego króla zwierząt i sawanny. - Myślisz, że chodziło jej o tą samą przyjaciółkę w obu sprawach? - zagadnął nieznajomą dziewczynę na którą oszalała kobieta także naskoczyła. Kojarzył ją z hogwarckich korytarzy, posiłków w Wielkiej Sali i może paru lekcji, jednak nigdy nie zamienili ze sobą nawet zdania - Przy okazji, jestem Darren - przedstawił się, podnosząc dłoń w powitalnym geście, zdając sobie jednocześnie sprawę że wciąż nie schował różdżki. Szybko naprawił swoje niedopatrzenie, wciskając ją prędko do rękawa i uśmiechnął się nieco przepraszająco, choć dobrze wiedział że to w żadnym wypadku nie była jego wina.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Czuła się co najmniej dziwnie, kiedy tak wtrąciła się w rozmowę dwóch obcych sobie osób, ale czy można to było nazwać rozmową? Jedna atakowała i wyraźnie nie dawała szansy na przynajmniej próbę wytłumaczenia się tej drugiej. Chyba nie do końca było to zachowanie fair, zwłaszcza jak na dorosłą osobę, bo kobieta wyglądała na lekko ponad 20 lat. Aleksandra pomyślała, że w przypadku niektórych wiek nie idzie w parze z dojrzałością. Nieczęsto zdarzało jej się wysnuwać takie wnioski na temat nieznajomych, ale teraz naprawdę czuła się zniesmaczona jej zachowaniem. Z ulgą przyjęła rzucenie zaklęcia na awanturniczkę, chociaż generalnie nie była za takim rozwiązywaniem podobnych sytuacji. Czy mieli jednak inne wyjście? Do kobiety nie docierały żadne ich słowa, więc grzeczne odesłanie jej po ziółka do pobliskiej apteki albo zasugerowanie wizyty u lekarza nie wydawały się napawać optymizmem jeśli chodzi o skuteczność. - Nie zdziwiłabym się. Ciekawe, czy jeśli wtrąciłaby się jeszcze jedna osoba, to też by się tak zaczęła na nią pieklić. - westchnęła zmęczona trochę tą sytuacją, bo jednak wyszła, żeby trochę odpocząć i pozbyć się nadmiaru energii. Akurat to drugie w jakimś stopniu jej się udało przez ten nieprzyjemny incydent. - Aleksandra. - uścisnęła dłoń chłopaka z lekkim uśmiechem na twarzy. Wydawał się być przyjazny, a na pewno zdecydowanie bardziej niż towarzyszka, która chwilę temu ich opuściła. Zbitka obcych sobie ludzi, a do czego mogła doprowadzić przez pomyłkę... - Myślałam, że spokojnie spędzę tutaj czas, ale cóż. Najwyraźniej trochę się pomyliłam. A Ciebie co tu przywiało? - spytała, bo w sumie skoro już razem stali, to chyba mogli wejść w jakąś niezobowiązującą konwersację. Krawczyk lubiła poznawać nowych ludzi, a że akurat okoliczności były niezbyt sprzyjające, to nie miało wielkiego znaczenia. - Też się uczysz w Hogwarcie? - zadała kolejne pytanie, zanim jeszcze chłopak miał szansę odpowiedzieć na tamto. Była ciekawa, czy chodzą do tej samej szkoły, czy może on zaczął już dorosłe życie.
- Chęć wyjścia z zamku - powiedział, przeciągając się i rozglądając po parku. Gdy nieznajoma zniknęła im z oczu, miejsce od razu stało co najmniej kilka razy cichsze i spokojne, idealne do tego by zrelaksować się nieco i skorzystać z plusów szkockiej wiosny - Tak, Ravenclaw - odpowiedział, uświadamiając sobie coś, nad czym się tak naprawdę nigdy nie zastanawiał. Nie będąc w szkolnych szatach przystrojonych oczywistymi, niebieskimi symbolami i herbem Krukonów, nie sposób było rozpoznać w nim podopiecznego tego domu. Przez lata nauki tak wryło się w jego świadomość to, że często na pierwszy rzut oka był w stanie ocenić czyjąś przynależność, że aż poczuł się nieco dziwnie w sytuacji, gdy musiał przypominać komuś o tym, do jakiego domu należał. - Hmm... Gryff... nie, Hufflepuff? - spytał, wytężając pamięć i przypominając sobie w końcu, przy którym stole widział Aleksandrę podczas posiłków. Westchnął leniwie, odbił się od podstawy i wyprostował, wskazując na ciągnącą się wgłąb parku ścieżkę. Skoro los ich połączył dzisiejszego dnia przy użyciu agresywnej nieznajomej, to równie dobrze mogli porozmawiać nieco dłużej w trakcie spaceru. - No to... może się przejdziemy? - zaproponował, nie mając zamiaru przerywać swojej przechadzki na dłużej, postanowił więc zaprezentować swoje towarzystwo domniemanej Puchonce. W dwójkę w końcu zawsze raźniej, a jeśli dodatkowo znowu napadnie ich jakaś obłąkana, będą mogli bronić się przed jej zarzutami razem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Słysząc przyczynę udania się poza szkolne mury kiwnęła jedynie głową ze zrozumieniem. Ile razy jej się zdarzało wychodzić z zamku tylko po to, żeby po prostu znaleźć się w końcu poza otaczającymi ją zewsząd czterema ścianami. Boskie uczucie wolności gościło wtedy w jej sercu, jak zresztą chyba u każdego korzystającego z możliwości wyjścia na zewnątrz. Nawet takie przechadzki jak te miały swój urok, bo przecież będzie mogła później opowiadać, jak to kiedyś w Hogsmeade próbowała uratować chłopaka od pewnej wariatki, ale skończyło się jak zawsze i to ostatecznie on ocalił ich oboje. I żyli długo i szczęśliwie. - To już wiadomo, jak wpadłeś na pomysł rzucenia zaklęcia - powiedziała, a kącik jej ust drgnął. Oczywiście, że przynależność do domu nie definiowała całego charakteru, jednak niewątpliwie Darren z jakiegoś powodu trafił do Ravenclaw a nie do Slytherinu. Tiara przecież się nie myliła. Za głupie uważała natomiast szufladkowanie przez to, bo przecież jak Ślizgon to niewątpliwie niedobry, a jak Puchon, to miś pyś przytulanka. No tak to niestety nie wyglądało. - Strzał w dziesiątkę - potwierdziła domysły chłopaka odnośnie jej przynależności do jednego z czterech domów. - To znaczy Hufflepuff - dodała za moment, reflektując się, że wcześniejsza odpowiedź była niezbyt jasna i mogła oznaczać zarówno dom borsuka, jak i lwa. - Ja za to Cię nie kojarzę, chyba kompletnie nie mam pamięci do twarzy - powiedziała i spojrzała na niego, lekko przekręcając głowę. Fakt, że raczej nie skupiała się na mijanych na korytarzach twarzach o ile nie był to ktoś znajomy, więc bardzo możliwe, że mijała się z Darrenem setki razy, ale po prostu nie zwracała na niego uwagi. Jak zresztą z niezliczoną ilością innych uczniów i studentów. Takie uroki szkoły. - Aha, z chęcią - zgodziła się, bo w sumie to nie miała żadnych planów, które mówiłyby tej propozycji jedno wielkie nie. Chłopak mimo wszystko zrobił na niej dobre wrażenie, choć w tej sytuacji dziwnie było jej myśleć o tym w ten sposób. - Nie lubię tych gadek-szmatek na początku znajomości. Poruszmy jakiś nietypowy temat - zaproponowała, nie wychodząc jednak z niczym konkretnym ze swojej strony. Liczyła na kreatywność nowo poznanego kolegi (chyba mogła już tak o nim myśleć?).
- Nic nie szkodzi - zaśmiał się Darren w odpowiedzi na wyznanie Puchonki. Rzeczywiście, gdyby sam siebie minął na korytarzu, zapewne też nie zapamiętałby swojej twarzy - choć jego pamięć do przypadkowo mijanych ludzi także nie należała do najlepszych, to i tak było widocznie nieco lepsza niż tak Aleksandry. Po kolejnej wypowiedzi dziewczyny usta Shawa zamknęły się szybciej, niż wrota do najgłębszych krypt w Banku Gringotta. Miał już spytać o coś równie banalnego, jak to jak jej się podoba w Hogwarcie, czy co jest jej ulubionym przedmiotem uczelnianym, albo co lubi jeść, albo co robi w wolnym czasie oprócz chodzenia po parkach w Hogsmeade i bycia napadaną przez rozszalałe mieszkanki okolicy. Krukon zastanowił się krótką chwilę. - Muszę przyznać, że nie sypię tematami rozmów jak z rękawa - zaczął powoli, ostrożnie ważąc słowa i obracając każdy możliwy temat co najmniej w myślach dwa razy, zastanawiając się czy nie będzie zbyt "zwykły" - Mógłbym spytać o miotły... ale mimo wszystko to raczej nieco pospolite - powiedział - Mógłbym zagadnąć o nieco mugolskiej literatury, bo zwykle czytuję taką, Doyle, King, może kojarzysz - dodał. Nie zakładam że tak - pomyślał Darren. Ostatecznie większość czarodziejów których znał zaczytywała się raczej w tych magicznych dziełach o łowach na wilkołaki, kochliwych półwilach z Lyonu, siedmiu sposobach na umycie plamy po czyrakobulwach czy mówiących o największych czarodziejach ostatniego stulecia i ich skrytych tajemnicach. Chłopak tymczasem wolał zapoznać się nieco z mugolskimi dziełami, nawet jeśli część z nich była nieco cięższa, a lektura była przerywana telefonami do dziadka z pytaniami w stylu "co to terminal lotniczy?" czy "czy ciężarówki mogą jeść coś innego oprócz benzyny?. - Jeśli to wszystko nadal jest zwykłe, to mam jeszcze tylko jeden pomysł - powiedział Darren, zwalniając nieco kroku i wzruszając ramionami - Co najgłupszego zrobiłaś jako mała czarodziejka, ale naprawdę mała, jakoś osiem lat? - spytał Krukon, chrząkając, przypominając sobie własne perypetie z sową, atramentem i siedzibą producenta fasolek wszystkich smaków.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Faktycznie zrobiła dość duży krok, sugerując, a właściwie podejmując decyzję o przebiegu rozmowy, zaczynając od nietypowych tematów. Bo w końcu po co wiedzieć o sobie jakieś podstawowe rzeczy? Na co się to komu przydaje? Pomyślała jednak, że na to będzie jeszcze czas, a ta zwykła wymiana informacji typu klasa, ulubiony kolor itp. mogła ich zaraz znudzić i konwersacja zmieniłaby się w suchą wymianę zdań. Mały eksperyment chyba nie zaszkodzi. - Coś kojarzę, ale nie wydaje mi się, żebym kiedyś miała okazję czytać książki któregoś z nich - przyznała. Jeśli dobrze pamiętała, to u babci w Polsce widziała dzieła owych autorów w biblioteczce domowej, ale nie dałaby sobie ręki uciąć. Nie sięgała jednak po te książki i w zasadzie nie wiedziała, dlaczego. Kilka razy zdejmowała je z półek i kartkowała, czytając poniektóre zdania, ale to by było na tyle. Może czas to zmienić? - Możemy wrócić zaraz do tych pytań, jeśli chcesz. Mi to nie przeszkadza - powiedziała zgodnie z prawdą i lekko się uśmiechnęła. Właściwie to w tej opcji była cała lawina rzeczy, o którą mogli siebie nawzajem wypytać, a teraz przypadkiem mogli zahaczyć o coś, co okaże się dla drugiej osoby niekoniecznie przyjemne, bo np. będzie miała bolesne wspomnienia. Może rzeczywiście lepiej było rozpocząć od tych najnormalniejszych tematów. - O nieee, i później będziesz mi to wypominał przy każdej możliwej okazji, tak? - spytała, raczej retorycznie, i roześmiała się, bo raczej nie sądziła, żeby należał do takich, którzy to rozgadują po zamku takie rzeczy. Oczywiście, że jako dziecko miała wiele głupich sytuacji, jak chyba każdy. Ciekawość świata towarzyszyła jej od zawsze. - Daj mi chwilę, muszę sobie przypomnieć - powiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho i pozostawiając rękę na policzku. Nie wiedziała czemu, ale często zdarzało jej się tak robić, kiedy się nad czymś zastanawiała. Tak samo jak przy skupieniu zaciskała usta. Taki odruch, nie kontrolowała tego i nawet niespecjalnie jej na tym zależało. - Co najgłupszego... - powtórzyła cicho, wciąż w głowie odtwarzając wydarzenia z dzieciństwa, które mogłyby być odpowiedzią na to pytanie. Chciała jakiś nietypowy temat, to miała! Nie było jednak łatwo znaleźć to odpowiednie wspomnienie, wszystko wydawało się niewystarczające i dlatego szukała głębiej i głębiej. - Oh, chyba mam - odezwała się w końcu i spojrzała przepraszająco na chłopaka, bo cisza trwała dobrą chwilę. - Miałam siedem lat. Przyszedł do nas na kolację kolega z pracy taty z żoną i synem. Wszystko było super, dopóki nie wbiegłam prosto w jego brzuch, odbiłam się i spytałam, dlaczego to on jest w ciąży, a nie jego żona, bo słyszałam, że spodziewają się dziecka. Facet się wkurzył, bo miał straszne kompleksy na tym punkcie i zanim wszystko się zaczęło, to się skończyło - odpowiedziała. Może nie było to najgłupszym wspomnieniem, jakie kiedykolwiek od kogoś usłyszała, ale to właśnie to przyszło jej na myśl jako pierwsze. - Innym razem, też jakoś w wieku siedmiu albo sześciu lat, dźgnęłam jedno z magicznych stworzeń ojca różdżką... No, tam, gdzie nie powinnam. Ale to był przypadek! Przypłaciłam to podrapaniami i siniakami na całym ciele, ale na szczęście nie pozostał żaden ślad - powiedziała niedługo po skończeniu poprzedniej wypowiedzi. Zupełnie inaczej było przy zajściu z matagotem, po czym do dziś ma bliznę na obojczyku. - Twoja kolej. Chyba, że wracamy do podstawowych pytań. - Dawała mu pole wyboru, bo po swojej odpowiedzi nie była już taka pewna, że wcześniej wpadła na dobry pomysł. Cóż, przestroga na przyszłość.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Postaram się zatrzymać to dla siebie - zaśmiał się Darren, wsłuchując się potem w opowieść - a nawet dwie - o dziecinnych wybrykach Puchonki. Jej historie brały się jednak głównie z nieuwagi, przynajmniej taką Krukon miał nadzieję - jakie dziecko w końcu dźgałoby magiczne stworzenia różdżką specjalnie? Słuchając dziewczyny, Darren rozejrzał się dookoła. Pomnik przedstawiający króla zwierząt - a razem z nim wspomnienie o dziwnej mieszkance Hogsmeade - pozostawili już dobrych kilkadziesiąt kroków z tyłu. Nie zauważył nawet, że kamienny lew odwrócił się na drugi bok, układając się do drzemki, chcąc odgraniczyć się od wrzasków i kłótni trójki czarodziejów. Parkowa roślinność tymczasem rozkwitała w wiosennym czasie - znajdowali się w nieco mniej uporządkowanej części parku, gdyż sam posąg także był nieco na uboczu. Trawa rosła tu więc nieco bujniej, drzewa pokryte były bielą, różem i zielenią, a gdzieś w oddali słychać było stukoty dzięciołów szukających pożywienia w środkach pni. - Obawiam się, że nie mam w zanadrzu takich ciekawych historii - powiedział, zastanawiając się przez chwilę. Włożył dłonie do kieszeni spodni i wciągnął głęboko świeże powietrze - Może na początek wspomnę o tym, że jeśli trafisz kiedyś w paczce fasolek wszystkich smaków kulkę o smaku baraniny z soczewicą, to może to być moja zasługa - rzekł, dodając też po chwili oczywiście potrzebne szczegóły na tym zasypania producenta słodyczy listami z prośbą o dodanie zarówno powyższego smaku, jak i innych takich jak pasterskie skarpety, liście czy guma balonowa o smaku truskawkowym - Cóż, być może nie wszystkie propozycje były do końca przemyślane. Na tym Shaw jednak nie skończył opowieści o głupstwach ze swojego dzieciństwa - opowiedział jeszcze o tym, jak mając jakieś sześć lat łowił ryby w jeziorku niedaleko rezydencji dziadków, zapalczywie szukając chociaż jednej makreli - mimo, że są to ryby pływające przecież w morzu, a to wszystko dlatego że dziadek obiecał mu srebrnego sykla jeśli uda mu się taką złapać. Wspomniał też jak podczas odgnamiania ogrodu przypadkiem wrzucił jednego do kuchni, co skończyło się nie tylko zniszczeniem obiadu, ale potrzebą wstawienia co najmniej dwóch nowych okien - tego, którym gnom wleciał, rzucony przez chłopca, oraz tego którym wyleciał, w panice uciekając z domu.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Sama najchętniej użyłaby zmieniacza czasu, aby cofnąć się o te kilkanaście minut w tył i podzielić się jakimś innym wspomnieniem z dzieciństwa. Tamte dwa wydawały jej się jakieś takie... głupie, a jednak nie do końca pasowały według niej do tematu. Mogła, na pewno mogła wygrzebać z pamięci coś innego, coś po prostu lepszego. Nie posiadała zmieniacza, więc to przesądzało o wszystkim. Nawet gdyby go miała, czy rzeczywiście posunęłaby się do użycia go teraz? W końcu nie była to jakaś piekielnie ważna sytuacja, sam chłopak raczej zapomni o odkrytym kawałeczku przeszłości Krawczyk, a jeśli nie, to co? W gruncie rzeczy owe wspomnienia nie należały do bardzo ważnych czy potencjalnie szkodliwych, gdyby weszły na więcej języków. Chwilowe uczucie zażenowania minie szybciej, niż się pojawiło i po sprawie. Rozbawiona prychnęła jedynie, słysząc pochlebną opinię na temat swoich historii. Ciekawe, czy chłopak faktycznie tak uważał, czy może powiedział to, żeby się nie obraziła czy coś. Chociaż do tego akurat było jej daleko, bo sama była skłonna przyznać na głos, że no, nie było to najlepsze. Wytrzeszczyła oczy na kolejne jego słowa. - O matulu, moja siostra chyba kiedyś na to trafiła - powiedziała, przypominając sobie, jak jedna ze starszych panien Krawczyk włożyła do ust fasolkę wyglądającą inaczej, niż zwykle i po chwili zaczęła pluć i biec po picie. Od tamtej pory widząc w pudełku podobną zawartość, Aleksandra omijała ją, nie chcąc nawet próbować. Wystarczyła jej reakcja siostry, a jeśli w smaku było to porównywalne do karmy dla psa, to podziękuje na zapas. Odraza okazywała się zbyt silna i nie potrafiła się przemóc. - Ej, ale akurat truskawkowa guma balonowa i liście nie brzmią najgorzej - powiedziała. Nie przypominała sobie co prawda czy miała okazję ich spróbować, bo smaków było przecież całkiem sporo, a ona wybierała raczej inne słodycze, fasolki wszystkich smaków zostawiając na spotkania z przyjaciółmi lub rodziną z uwagi na możliwość wylosowania jakiegoś okropieństwa. Tak, w otoczeniu bliskich zabawa wtedy była przednia. Zaśmiała się na historię o poszukiwaniu makreli, bo z perspektywy osoby trzeciej było to naprawdę zabawne. Oczywiście będąc na jego miejscu sama pewnie nie okazałaby się mądrzejsza. W końcu czego się nie zrobi jako dziecko dla choćby knuta? Wiedza, gdzie żyją jakie ryby nie jest w tym czasie potrzebna, o ile ktoś się tym nie interesuje, ale i tak ciężko, żeby już w wieku kilku lat zapamiętać takie rzeczy. Była wręcz pewna, że z równym zapałem zabrałaby się do wyznaczonego zadania i z zawiedzioną miną wróciła po całym dniu do domu. Po czasie za to patrzyło się na to innym okiem. - Wiesz co, przebiłeś mnie tym stukrotnie - powiedziała, zanim wybuchnęła śmiechem na wzmiankę o gnomie, który wleciał do domu razem z odłamkami uprzednio wybitej szyby. Kij z obiadem, ona oczami wyobraźni widziała, jak przebywająca akurat w kuchni rodzina Darrena zaczyna krzyczeć z przerażenia i zaskoczenia. - Wspomniałeś wcześniej coś o quidditchu... Latasz? - spytała, kiedy już się uspokoiła, bo nagle jej się to przypomniało.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Krukon z lekkim ukłonem w odpowiedzi na informację o tym, że siostra Aleksandry trafiła kiedyś na fasolkę zaprojektowaną przez niego. Z tego co wiedział, sporo smaków było pomysłami konsumentów - i choć historia którą opowiedział pochodziła z czasów jego dzieciństwa, na razie wolał nie wspominać o tym, że do tej pory, przynajmniej raz do roku wciąż wysyłał do tejże firmy sowę z kolejnymi propozycjami, oczywiście nieco bardziej wyważonymi niż "skarpety" - Guma byłaby okej, ale liście? - spytał z uśmiechem, zerkając na niewielkie, jasnozielone listki zdobiące parkowe drzewa - No dobra, może i mniej szalone niż woszczyzna z uszu - zgodził się po krótkim namyśle Krukon, uznając że neutralnie-nieprzyjemny smak listowia jest nieco bardziej znośny niż inne szaleństwa które można znaleźć w paczkach fasolek. - Nie przesadzajmy z tym stukrotnie... może tylko pięćdziesięciokrotnie - rzekł, szczerząc zęby. Mieszkając na wsi ciężko nie wpadać w różne tarapaty będąc dzieckiem, szczególnie kiedy nie tylko mieszka się w magicznym domu, ale dodatkowo oboje rodziców zwoziło pełno różnych, niebezpiecznych przedmiotów z kraju, jak i zza granicy. - Zdarza mi się - odpowiedział powoli na pytanie o quidditcha. Jeszcze do niedawna latał wyłącznie rekreacyjnie, fruwając od czasu do czasu oraz oczywiście na okazyjnych lekcjach miotlarstwa - ZdarzaŁO, teraz latam częściej, przynajmniej od czasu kiedy Elijah spytał czy chcę zagrać w meczu i się zgodziłem. Teraz jakoś głupio nie trenować nieco więcej - dodał, wzruszając lekko ramionami. Jeszcze miesiąc temu nigdy nie pomyślałby o karierze w quidditchu - ba, teraz także o niej nie myślał, ciężko było jednak ukryć że rywalizacja podczas meczu była całkiem przyjemna, nawet jeśli wiązała się z obrywaniem czasem tłuczkiem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Miała okazję trafić już na tyle różnych dziwnych smaków fasolek, że chyba nic by jej nie zaskoczyło. Poza tym obstawiała, że każdy przynajmniej raz w życiu miał przygodę z którąś z tych niekoniecznie dobrych i wymysły odnośnie powstania nowych przewinęły się przez myśl nie tylko Krukonowi. Czemu na przykład nie było takiej o smaku mleka? Albo może była, a ona po prostu nigdy na taką nie trafiła. Tak samo herbatniki, ale w sumie było tyle różnych wariantów, że jakby tak mieli dodawać wszystkie życzenia konsumentów, to prawdopodobnie za każdym razem w pudełku byłaby inna zawartość. I byłoby to całkiem ciekawe. - Wedle zasady skromność nade wszystko? - uniosła brwi, ale nie miała na myśli nic złego, czego zresztą można było się bez trudu domyślić po jej żartobliwym tonie. Dla niej wciąż historie Krukona były lepsze od tych jej, a czy to stu, pięćdziesięcio czy trzykrotnie, to już miało mniejsze znaczenie. - Oh, rozumiem. Gratulacje - powiedziała, po uprzednim odwróceniu głowy w jego kierunku, bo mówienie takich słów akurat wydawało jej się bardzo nieodpowiednie przy jednoczesnym patrzeniu się gdzieś przed siebie. Trochę tak, jak by się nie miało do rozmówcy szacunku. Ale może to ona zwyczajnie przesadzała. - Głupio czy nie głupio, wciągniesz się i w końcu nie będziesz chciał przestać. O ile już do tego nie doszło - dorzuciła i zaśmiała się, bo znała osoby, które próbowały czegoś zupełnie nowego, będąc nie do końca przekonanym, a nie trzeba było wiele czasu, aby w pełni się angażowały. Ciężko przewidzieć, co tak naprawdę się człowiekowi spodoba dopóki się nie sprawdzi tego na własnej skórze.
- To tylko latanie - wzruszył ramionami. Fruwanie na miotle nie było dla niego jak oddychanie czy jedzenie - było tylko (jednak też "i aż") hobby, które pozwalało mu na jakiś czas całkiem dosłownie oderwać się od ziemi. - Czyli też latasz? - spytał, wnioskując że jeśli zainteresowała się tym tematem to być może sama też lubiła od czasu do czasu tu i ówdzie pofrunąć na jakimś starym, wysłużonym Zmiataczu. Darren przystanął na chwilę, wciągając w płuca świeże, parkowe powietrze. Czasem miał wrażenie, że w Hogwarcie wdychał za dużo kurzu - pochodzącego z książek nieruszanych od dekad, komnat nieotwieranych przez długie dni czy opuszczonych korytarzy. Wydawać by się mogło, że zamek zaprojektowany był by przyjmować przynajmniej kilkukrotnie więcej uczniów niż obecnie - a trzeba pamiętać, że szeregi studentów były także zasilane przez osoby pochodzące spoza Wielkiej Brytanii. - Masz jeszcze jakieś inne hobby, oprócz spacerowania i bycia napadaną przez szalone kobiety? - spytał, uśmiechając się lekko i robiąc kolejne, powolne kroki. Choć wszystkie drzewa były takie same, to miło było czasem zobaczyć jakieś inne niż te, rosnące na zamkowych błoniach. Krukon kopnął lekko jakiś leżący na ścieżce kamień, obserwując jak ten toczy się, skręcając lekko w prawo i wpadając w wysoką trawę obok jakiejś ławki. Spojrzał na Aleksandrę i wskazał głową drewniane miejsce do siedzenia. - Chwila oddechu? - zaproponował, po czym sam usiadł na ławeczce i wystawił twarz w stronę wiosennego słońca, zamykając oczy by ochronić je przed jasnymi promieniami słońca.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Uśmiechnęła się lekko. W zasadzie miał rację, to było tylko latanie, tyle że dla niej znaczyło jakoś dziwnie dużo. To dziwne, że mimo tylu upadków, uderzeń tłuczkiem czy nieudanych prób i zniechęceń wciąż nie potrafiła przestać. Miała w sobie coś, jakiś głosik w głowie, który za każdym razem, gdy chciała odpuścić, mówił, żeby parła dalej przed siebie. I dokąd ją to doprowadziło? Do drużyny Hufflepuffu i wizyt w skrzydle szpitalnym po niektórych treningach, ale to akurat niczym nadzwyczajnym nie było. Coraz bardziej czuła, że większe przyłożenie się do magii leczniczej wyjdzie jej tylko na plus, bo nie będzie musiała latać po pomoc z nawet najmniejszym skaleczeniem. - Tak - odpowiedziała ze wciąż widniejącym na buźce delikatnym uśmiechem. Nic nie mogła poradzić na to, że prawie nie znikał i całe życie przemierzała z nim na twarzy, nieważne, co by się działo. No dobra, może w nieprzyjemnych i groźnych sytuacjach nie zawsze tak było, ale komu jest wtedy do śmiechu? - Hm, pomyślmy. Oprócz tych dwóch wymienionych przez Ciebie, dużo czytam, zwłaszcza o magicznych stworzeniach, które zresztą uwielbiam i z którymi wiążę przyszłość. Poza tym jeszcze smakowanie jedzenia, chociaż nie wiem, czy to się liczy. A Ty? - odbiła pytanie ze śmiechem, bo ostatnią rzecz powiedziała pół żartem, pół serio. Jak chyba każdy lubiła jeść, a dobre rzeczy to już w ogóle, jednak czy to do końca podchodziło pod hobby, to już nie była taka pewna. - Myślę, że to dobry pomysł - zgodziła się i usiadła koło chłopaka, zakładając zaraz nogę na nogę. Odczuła brak okularów przeciwsłonecznych, kiedy chcąc się rozejrzeć po okolicy, nie obyło się bez mrużenia oczu. Ale było ciepło i to się liczyło.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Też lubię... jeść - powiedział Darren ostrożnie - Jak każdy - dodał z uśmiechem. Oczywiście, niektórzy uwielbiali jedzenie bardziej niż inni - ale po Aleksandrze nie było zbytnio widać bycia zbyt wielką miłośniczką nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. Darren oparł się wygodnie i wyciągnął nogi do przodu, zakopując je lekko w żwirze drogi. Gdyby nie Puchonka, zapewne tutaj skończyłby się jego spacer. I nie chodziłoby o to, że Shaw kilka chwil później wstałby i ruszył z powrotem do zamku, ale wręcz przeciwnie - istniała bardzo duża szansa, że Krukon przesiedziałby na tej ławce następną godzinę czy dwie, pozwalając by owiewał go wiosenny wietrzyk i opalały słoneczne promienie. Zwykle robił to w jakichś mniej uczęszczanych zamkowych salach - siadał w kącie i medytował lub czytał dla niepoznaki jakąś książkę, zapamiętując jedynie co dziesiąte słowo. Podczas tego wypadu do Hogsmeade Darren miał jednak towarzystwo - i to całkiem miłe, a więcej Krukonowi do zaliczenia dnia jako udanego nie trzeba było. - Też dużo czytam, ale mugolskich autorów - powiedział, robiąc bliżej nieokreślony gest ręką - A poza tym, jak to w Hogwarcie, nauka, siedzenie w parku... - tutaj Shaw wskazał otaczającą ich zieleń - ...i próbowanie wbić takiemu jednemu Gryfonowi choć gram wiedzy o transmutacji - dodał, przypominając sobie niedawne, bardzo ciężkie lekcje, dawane Ferdkowi na temat zaklęcia, które przydawało się przecież tylko do wydłużania nogawek. - Często wybywasz na takie eskapady? - spytał, odwracając się prosto do Aleksandry i mierząc ją wzrokiem raz jeszcze. Często lubił pokręcić się po Hogsmeade, ale jak żył to jeszcze nie widział Puchonki. Być może po prostu się mijali - a być może wolała ona pozostawać bliżej zamku.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
- Życie bez jedzenia byłoby okropne - stwierdziła nagle. Taka możliwość w ogóle nie mieściła jej się w głowie, bo przecież to była czynność tak naturalna jak oddychanie, więc jej brak istotnie byłby problemem. Pewnie, gdyby ludzie nie musieli się pożywiać, sprawa wyglądałaby inaczej, bo przecież by nie wiedzieli, jak dobre potrawy można przyrządzić i nie odczuwaliby straty czegoś, czego zwyczajnie nie znali. Było jednak inaczej i perspektywa życia bez pizzy i makaronów naprawdę wydawała się straszna, niczym z koszmarów. - Nie chciałbyś mi może kiedyś pożyczyć jakiejś książki? Jeśli masz je w zamku, ale podejrzewam, że tak. I o ile się zgodzisz. - uśmiechnęła się, ciekawa odpowiedzi Darrena. W końcu dopiero co się poznali, a ona sama nie lubiła pożyczać książek nawet swoim bliskim w obawie przed zniszczeniem, więc możliwe, że Krukon również tak miał. Postanowiła spytać, bo w sumie nie miała nic do stracenia i naprawdę była ciekawa mugolskiej literatury. Do wakacji jeszcze chwila pozostała, a jakoś wątpiła, żeby w bibliotece się coś znalazło. - Jesteś dobry z transmutacji? Podziwiam. Ja kompletnie nie odnajduję się ani w tym, ani w zaklęciach - powiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho i odwróciła głowę w stronę chłopaka. Kwintesencją jej umiejętności z transmutacji była przemiana pióra w ptaka, która udała się tylko częściowo i traumatycznym widokiem była głowa zwierzęcia, przechodząca stopniowo w ostre zakończenie pióra. Od tamtej pory nie próbowała już tego zaklęcia ani razu. - Nawet nie. Jestem tu, kiedy muszę coś kupić albo akurat wyjdę ze znajomymi. Ewentualnie jak biegam, ale wtedy wybieram mniej uczęszczane drogi - odpowiedziała, lekko kołysząc nogą, która była założona na drugą. To było dla niej coś normalnego. W trakcie lekcji też nie potrafiła usiedzieć spokojnie i musiała przynajmniej jednym palcem uderzać w ławkę - oczywiście nie robiąc przy tym hałasu, żeby inni jej nie zjedli za wytrącenie z rytmu - albo poruszać pod meblem stopą. Tak samo kiedy słyszała muzykę. Po prostu musiała być prawie przez cały dzień w najmniejszym nawet ruchu, bo inaczej ją roznosiło od środka. - Pewnie dlatego tak słabo znam tę wioskę.
Darren zaśmiał się jedynie ze stwierdzenia o beznadziei życia bez jedzenia. Ciężko się było z tym nie zgodzić - Shaw z jednej strony nie wiedział co zrobiłby bez białej czekolady i łososia, z drugiej jednak zapewne znalazłby sobie "nowe" ulubione jedzenie i nie rozpamiętywałby za długo czasem nieco zbyt słodkiego, ale idealnie aksamitnego smaku czekolady, która po włożeniu do ust powoli roztapia się na języku i... - Ekhm... no jasne - odpowiedział na pytanie Oli, które wyrwało go z transu w który zapadł na myśl o słodyczach. Być może jednak lubił jedzenie nieco bardziej niż chciał się do tego przyznać - Mam parę tomów w zamku, i zawsze mogę przecież skoczyć do siebie - rzekł, tupiąc stopą w rytm jakiejś niesłyszalnej melodii - Uroki teleportacji - dodał, wzruszając ramionami i uśmiechając się szeroko. - A więc jesteś pewnie dobra w czymś, w czym ja jestem kompletną nogą - rzekł, śmiejąc się lekko, po czym zaczął strzelać w obszar specjalizacji Puchonki - Uzdrawianie? Magiczne zwierzęta? Eliksiry? - wyliczał Krukon, spoglądając na Aleksandrę. - Polecam spacer po Hogsmeade od czasu do czasu - powiedział Darren kiwając głową z miną znawcy, choć po prostu bywał tu tylko odrobinę częściej od swojej towarzyszki - Jeśli chcesz, możesz dać znać kiedy będziesz biegać następnym razem, może znajdę swoje dresy do joggingu - zaproponował Shaw.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Na wspomnienie o teleportacji poczuła ukłucie zazdrości, że chłopak może korzystać z tej umiejętności właściwie w dowolnym momencie. Zechce się udać do Londynu? Nie ma problemu. Szybka wizyta w Dolinie Godryka? Czemu nie! A jej ona na tę chwilę nawet nie miała za bardzo jak wykorzystywać teleportacji. Droga z zamku do Hogsmeade długa nie była i nawet nie chciało jej się sprawiać, żeby była jeszcze krótsza. Co innego po zakończeniu roku szkolnego, chociaż miała przeczucie, że wtedy już nie będzie jej sprawiać tyle radości zniknięcie z jednego kiejsca, żeby zaraz pojawić się w drugim. Wiadomo - zakazany owoc smakuje najlepiej. A nawet jeśli nie stricte zakazany, to ograniczony, o. Ucieszyła się za to słysząc, że chłopak chętnie pożyczy jej jakąś książkę i będzie miała okazję zapoznać się z mugolską literaturą. Kto by pomyślał, że to właśnie po takie dzieła sięgnie panna Krawczyk zamiast szperać po regałach w bibliotece w poszukiwaniu kolejnego tomiszcza o magicznych stworzeniach? Słyszała, że mugole w swoich książkach też mieli smoki i inne fantastyczne bestie i skakała z podekscytowana, żeby przekonać się, jak też je opisują. Czy są podobne do tych, jakie miała okazję widywać prawie codziennie? Czy może zupełnie inne? A jeśli tak, to czy okażą się równie interesujące? Oh, takich pytań po jej głowie krążyła niezliczona ilość, a czas zdecydowanie nie był odpowiedni, żeby się nimi zajmować - w końcu była w trakcie rozmowy. - Opieka nad magicznymi stworzeniami, tak, to najbardziej. Uzdrawianie chyba trochę też - powiedziała ostrożnie, bo sama dokładnie nie potrafiła ocenić swoich umiejętności w tej dziedzinie. Coś tam potrafiła i na pewno w razie jakiegoś mniejszego wypadku byłaby w stanie pomóc, ale to cały czas nie było to, co chciała osiągnąć. Więcej. Potrzebne było jej więcej i wiedzy teoretycznej, i ćwiczeń, to bez wątpienia. - Jakby tak połączyć nasze talenty, to powstałaby całkiem uzdolniona istota - zaśmiała się, kiedy ten pomysł przyszedł jej głowy nie wiadomo właściwie skąd. Ale coś w tym było - on był dobry z dziedzin związanych z czarowaniem, ona z kolei przodowała w onms i uzdrawianiu... Do kompletu brakowało tylko zielarstwa i eliksirów. Perspektywa osoby posiadającej taką wiedzę była jednocześnie ekscytująca i w pewien sposób przerażająca. - O, bosko! Na pewno o tym nie zapomnę, więc miej dresy i odpowiednie buty przygotowane - powiedziała i wyszczerzyła się do niego. Akurat na pamięć nie mogła narzekać, więc było prawie pewne, że prędzej czy później odezwie się do chłopaka i wyciągnie go z zamku.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren zaśmiał się na wspomnienie o osobie, mającej połączone umiejętności ich dwójki. Ciężko mu było znaleźć w pamięci kogoś, kto był naprawdę wszechstronny i "nie-świetny" w tylko jednej czy dwóch dziedzinach magii. Wątpił, czy nawet dyrektorowie Hogwartu wiedzieli wszystko na temat wróżbiarstwa czy zielarstwa, specjalizując się w, na przykład, zaklęciach czy eliksirach. W końcu każda dziedzina magii była naprawdę szeroka i na zgłębienie wszystkich sekretów choćby transmutacji mogło nie starczyć jednego życia. - No to jesteśmy umówieni - powiedział, kiwając głową i udając, że zaczyna rozgrzewać kostki - Już nie mogę się doczekać zakwasów - dodał żartobliwie, pocierając dłońmi. Krukon przeciągnął się i wstał leniwie z ławki. Wskazał podbródkiem na dalszą część ścieżki, prowadzącą wgłąb parku - do miejsca, gdzie Darren słyszał plusk wody i trzepot skrzydeł jakichś ptaków, być może kaczek. Prawdopodobnie - sadzawka. - Idziemy dalej? - spytał. Wystarczająco już odetchnął - a raczej wystarczająco nacieszył się zielenią i siedzeniem na ławce. Zapomniał też już o prawie o dziwnej mieszkance Hogsmeade, która wzięła go za jakiegoś lowelasa. Nie lubił takich sytuacji - nie lubił, gdy ktoś zakłócał jego spokojne dni. Na szczęście jednak dzisiaj na jego drodze pojawiła się także Puchonka, a rozmowa z nią działała na Shawa wyjątkowo uspokajająco.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Niemożliwym wydawało jej się, żeby ktoś rzeczywiście wiedział wszystko z eliksirów, zielarstwa, transmutacji i tak dalej, i tak dalej. Musiałby chyba wszystkie rozumy pozjadać albo chodzić po tym świecie kilkaset lat, ale czy i tak byłoby osiągalne posiąść obszerną wiedzę z tak naprawdę wszystkich dziedzin nauki i życia? Jak by nie patrzeć, wciąż tworzono nowe mikstury i zaklęcia, niektóre rośliny i zwierzęta wymierały... Wszystko się zmieniało i owszem, ktoś mógł mieć naprawdę imponującą wiedzę, przecież nawet były takie postaci w historii, ale na pewno nie był świetny ze wszystkiego. To było po prostu poza zasięgiem ludzi i czarodziejów zresztą też. - Wywlokę cię kiedyś na błonia w środku nocy, więc uważaj - powiedziała, starając się utrzymać poważny wyraz twarzy, ale zdradzały ją iskierki wesoło tańczące w oczach. - Podobno jeden ze śmiałków, który poszedł ze mną pobiegać, miał zakwasy przez kilka dni - rzuciła swobodnym tonem, wspominając słowa Solberga po ich wyjściu do wioski. Ile w tym było prawdy, tego nie mogła stwierdzić, ale fakt, że ona też zwłaszcza na kolejny dzień czuła nogi. Oj tak, i to jeszcze jak! - Pewnie, możemy iść. Może przy okazji trochę lepiej poznam Hogsmeade - odpowiedziała, nawiązując do poprzedniego wątku. Wstała z ławki i przeciągnęła się z uśmiechem. Wspaniałe uczucie rozprostowania kości po tkwieniu przez jakiś czas w jednej pozycji. Dała chłopakowi znak, że jest gotowa i podążyli ścieżką przed siebie, w poszukiwaniu innych, ciekawych miejsc.
Powoli się uspokajał, kiedy to wiedział, że jedyną czynnością, jaką może zrobić, to przeczekać. Odczekać, aż humor mu się poprawi, poczekać, aż wreszcie dni nie będą wyglądały na tak ponure, jakimi tak naprawdę nie były; wszędzie panował chaos. Niuchacze i chochliki wprowadzać zaczęły istny zamęt nie tylko w samym Hogwarcie, lecz także w Hogsmeade, którego to okolice Felinus zwyczajnie postanowił pozwiedzać. Chłopak, stawiając coraz to twardsze kroki, nie mógł uwolnić się w pełni od tego, czy aby na pewno słusznie postąpił, w związku z czym działał sam, nie odzywając się do nikogo przez dłuższy czas. Musiał przemyśleć naprawdę wiele, nawet jeżeli nie chciał - nawet jeżeli próba uwolnienia się od klatki zwanej umysłem bywała po prostu jedynie stratą energii - chciał zapomnieć. Nie. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Nie chodzi tutaj o to, by się poddać i uciec, odwrócić kota ogonem. Wiedział o tym doskonale, jak również był świadom tego, że tak naprawdę te czynności... doprowadzają do jego jeszcze większego upadku. Przyczyniają się do wykopania samemu własnego grobu, spędzenia coraz to większej ilości czasu na jednej i tej samej rzeczy - na chwytaniu łopaty i przerzucaniu ziemi. On nie chciał w taki sposób skończyć - nie chciał, by demony przeszłości nadal były jego demonami przeszłości, nawet jeżeli te nie zamierzały odpuścić. Dopóki nie zaakceptuje ich i nie ujarzmi, będą prześladować go w koszmarach, odbierając zdrowy rozsądek oraz świadomość umysłu - jeżeli chce doprowadzić siebie do gorszego stanu niż sprzed spotkania z Solbergiem na poddaszu, to jest akurat na dobrej drodze. Faolán wcisnął dłonie mocniej we własne kieszenie, zastanawiając się nad naprawdę wieloma rzeczami. Nadal to piętno czarnej owcy nie dawało mu spokoju, w związku z czym zaczął przyglądać się ogromnemu pomnikowi lwa, który wyglądał tak, jakoby bestia była gotowa do ataku. On... nie posiadałby tak silnego charakterem zwierzęcia. Grzywa, zdająca się podwyższać urok dominacji, silne łapy gotowe zmiażdżyć kości, długie kły wbijające się w szyję ofiary. Nie, on nie był takim łowcą. Nie wzbudzał strachu, no ba, trzymał się na uboczu, co nie zmienia faktu, że dokładność szczegółów posągu naprawdę zdawała się robić na nim wrażenie. Chciałby poznać je bardziej - szczegóły - chciałby odetchnąć nimi pełną piersią. Skupić się na czymś innym - to jego dzisiejsza rola. A przynajmniej była, dopóki nie potknął się podeszwą buta o wystającą płytę chodnikową i nie upadł na własne kolana w dość kuriozalny sposób. Pomijając już fakt tego, że samo zdarzenie nie było przyjemne, nie spodziewał się akurat takiego zwrotu akcji; myśląc, że w pełni panuje nad otoczeniem, sam stał się dla siebie pułapką. Przed sobą natomiast miał przypadkowego przechodnia, choć, dopóki nie spojrzał do góry, nie dowiedział się, kto to tak naprawdę jest. — Max? — proste pytanie, kiedy skierował czekoladowe tęczówki do góry i spotkał wysokiego jegomościa, którego doskonale kojarzył, a tuż obok mignęły mu niuchacze, które chyba wykorzystywały moment ataku chochlików w innej części parku.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Czw 1 Paź 2020 - 2:14, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
A - takiego bałaganu w lokacji dawno nie widziałeś. Wszystko, co stało na swoim miejscu zostało wywrócone do góry nogami. Widzisz wyniesione z zamku zbroje, czyjeś kufry, plecaki a ze środka wylatuje zawartość: zeszyty, atramenty, a nawet gryzące firsbee - chochliki rzucają wszystkim gdzie podpadnie, znajdzie się tam nawet zardzewiały kufer/stalowy transporter, który minął Twoją głowę o dosłownie jeden cel. A niuchacze? Niestety w trakcie chaosu niuchacze rzucają się na Ciebie przez co zostałeś okradziony z przedmiotu bądź czegokolwiek błyszczącego o równowartości 30 galeonów (np. kolczyki, pierścionek, zegarek). Mechanicznie proszę zgłosić utratę 30 galeonów zaś fabularnie dowolnie rozegrać proces okradzenia przez niuchacza. Zamiennie możesz utracić jeden dowolny wybrany przez siebie przedmiot z kuferka.
Postanowił udać się dzisiaj do Hogsmeade z bardzo prostego względu - chciał w spokoju oddać się nałogowi, bez ryzyka, że zza winkla wyskoczy nagle prefekt, czy nie daj merlinie jakiś nauczyciel i wlepi mu ujemne punkty. Od kiedy próbował być czysty, potrzebował więcej. Więcej nikotyny, więcej alkoholu, więcej adrenaliny, a do tego wszystkiego więcej spokoju. Przystanął pod pomnikiem lwa, przyglądając się rzeźbie, jednocześnie wdychając w płuca dym z papierosa. Kamienna figura wyglądała bardzo realistycznie, jak wszystkie jej podobne w wiosce. Lew wydawał się gotowy do ataku. Solberg zawsze podziwiał, jak wiernie można było oddać coś przy pomocy magicznych figur. Zwierzę przypomniało mu o nadchodzącym meczu i ślizgon wyobraził sobie, że kamienny lew ma w pysku ogromnego węża. Miał tylko nadzieję, że na boisku ta wizja się nie spełni. Chciał zacząć sezon z jak najwyższej półki i liczył na to, że pierwszy mecz będzie należał właśnie do zielonych. Wywalił dopalonego papierosa i chciał ruszać dalej, bo ile można gapić się na pomnik, gdy ktoś przed nim upadł na glebę. A raczej na kolana. -Oh skarbie, zaskoczyłeś mnie. Oczywiście, że za Ciebie wyjdę! - Po co przywitać się z przyjacielem, skoro można od razu przejść w tryb żartu. Felinusa poznał od razu nie tylko po głosie, ale też po charakterystycznej sylwetce odzianej w czerń. Na twarzy ślizgona malowało się szczęście połączone z zaskoczeniem. Perfekcyjnie grał swoją rolę. Niestety chyba nawet zbyt perfekcyjnie. W momencie, gdy czuł, że dłużej nie wytrzyma, podbiegła do niego dość tęgo wkurwiona kobieta i bez żadnych ceregieli dała Solbergowi prosto w ryj. Powiedzieć, że chłopak był zdziwiony byłoby lekkim niedopowiedzeniem, ale nie musiał nawet pytać, o co chodzi, bo kobieta zaczęła się drzeć na cały park. -TY KURWO JEBANA! WCZORAJ MÓWISZ ANIELI, ŻE JĄ KOCHASZ, A DZISIAJ CO?! PEDALISZ SIĘ NA ŚRODKU PARKU?! A ŻEBY CIĘ CHIMERA WYJEBAŁA! JAK JESZCZE RAZ ZOBACZĘ CIĘ W POBLIŻU ANI, TO INACZEJ POROZMAWIAMY! - Powiedziała, co miała i praktycznie rozpłynęła się w powietrzu, tak szybko uciekła z miejsca zdarzenia. Solberg tym razem naprawdę stał zszokowany. Pierwszy raz widział kobietę na oczy, nie mówiąc już, że nie znał żadnej Anieli. Szok ustąpił jednak krótkiemu śmiechowi, gdy zobaczył, jak znikając za rogiem, dziewczyna wyjebała się o leżącego na ziemi niuchacza.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lew posiadał pewnego rodzaju urok; lew był odzwierciedleniem odwagi drzemiącej w duszy człowieka - czy on miał odwagę? Czy potrafił bezpośrednio uporać się z własnymi problemami i oswoić drzemiące w nim jednocześnie demony? Nie podejrzewał - a przynajmniej nie od razu, kiedy to zamyślał się, spoglądając w szczegóły, jakie wydobył nieznanego nazwiska artysta na tym posągu. Zastanawiał się, co on tak naprawdę może oznaczać - potęgę Gryffindoru? Całkiem możliwe, zważywszy uwagę na jego zasługi w zakresie Bitwy o Hogwart, o której ciągle było głośno. Wybraniec losu, który pokonał siły zła, pochodził właśnie z Domu Godryka, o czym nikt nie mógł zapomnieć. Historia wpisała się w pamięć wszystkich tak perfidnie, że nie mogli jej w żaden sposób usunąć; daty musieli wkuwać na pamięć na Historii Magii, co mu się trochę nie podobało, aczkolwiek pozwoliło zachować szacunek wobec tych, którzy polegli, nawet jeżeli kręgosłup moralny w nim dość mocno zaniknął. Przepadł w otchłań, rozpadł się na kawałki, a próba posklejania tego wszystkiego kończyła się jedynie nicością, w której to tkwił. Z odmętów przemyśleń - chociażby na temat własnej przeszłości, wyrwał go ten niesforny upadek na kolana. Dłoniami zamortyzował część uderzenia, niemniej jednak nadal nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy; kiedy natomiast spojrzał do góry, zauważył Maximiliana, do którego się uśmiechnął dość charakterystycznie. Tyle, ile z nim przeżył, tyle ile z nim odwali... to wszystko pozwalało mu na chwilę zapomnieć o własnych problemach. Oddać się w spiralę niekończących się pomysłów na zgłupienie; nawet jeżeli jego nastrój nie był najlepszy, to żart, który podsunął mu Max, od razu wywołał na nim widoczny, naturalny uśmiech. Tego wariata chyba za to lubił - za beztroskie podejście do sytuacji, nawet jeżeli się wystarczająco poniżył, gdy czekoladowe oczy zbyt mocno zwróciły uwagę na żłobienia. Do tego jeszcze przeleciał nad nim Equinox, który od razu usiadł na posągu i kraknął głośno, jakoby chcąc coś powiedzieć; nawet nie spodziewał się, że ta cholerna ptaszyna go śledzi. — I dochowasz mi wierności? — zapytawszy się go, w pełni postanowił odzwierciedlić własną rolę, chwytając następnie Maximiliana za dłoń powolnym, delikatnym uściskiem kościstych palców, by następnie przybliżyć ją do siebie i złożyć na niej spokojny, subtelny pocałunek oraz podnieść głowę. Zamiast pierścionka... no cóż, wręczył chwyconego, podróżującego w nieznane niuchacza, którego położył we własnych rękach, jako prezent. Niespecjalnie przejmował się opinią społeczną oraz tym, o czym ktoś inny może pomyśleć, w związku z czym pozwolił sobie na takie, a nie inne działanie; co miał do stracenia? No właśnie. W obecnym stanie nie miał nic. Pozwoliło mu to zapanować nad sobą bardziej i powstrzymać się przed prychnięciem oraz wybuchem śmiechu, chociaż, kiedy wstał, by powoli zakończyć cały ten cyrk, jego uwagę zwróciła jakaś kobieta. A ta kobieta dała soczystego plaskacza w stronę Maximiliana, na co nie zdążył zareagować, ale czuł się w powinności jakiejkolwiek reakcji. — O co ci, do cholery, chodzi? — spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem Max znowu nie wpadł w jakieś tarapaty, co nie zmienia faktu, iż kobieta, po solidnym wydarciu ryja, zwyczajnie poszła w swoją stronę. Felinus rzucił nieme pytanie "w porządku?", by następnie obserwować, jak kobieta wypierdala się na ryj, otrzymując natychmiastową karmę. Nawet przy czymś takim nie mógł się powstrzymać i się zwyczajnie zaśmiał. — Karma, bitch. — rzucił pod nosem, chwytając za kolejnego niuchacza, którego spowolnił za pomocą Immobulus. — Ty ją w ogóle znałeś? — spytał się w jego stronę, chowając puchatą kulkę do własnej torby.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wdzięczność i idealizacja Domu Lwa była czymś, co niesamowicie Maxa irytowało. W końcu gryfoni nie byli jedynymi uczestnikami Bitwy o Hgwart. Walka zjednoczyła wszystkie domy, co po części przyczyniło się do tego, że dzisiaj podziały między nimi przestały być aż tak drastyczne. Oczywiście ślizgoni nie mieli się aż tak czym chwalić, ale Solberg potrafił to zrozumieć. Większość dzieciaków miała w szeregach śmierciożerców bliskich i Max sam nie wiedział, czy byłby w stanie stanąć do pojedynku na śmierć i życie z rodziną, czy przyjacielem. Historia nigdy nie była czarno-biała, jednak nie każdy kontekst zachował się do dziś, by móc zrozumieć pełen obraz sytuacji. Sam ślizgon interesował się Historią, ale nie każdym jej okresem. Posiadał pewną wiedzę, ale losy czarodziejów nadal dość często mu się plątały. Daty, czarnoksiężnicy, wojny... Gdyby nie sposób, w jaki Shercliffe prowadził lekcje, zapewne przestałby na nie uczęszczać. Wąż, borsuk, lew i kruk.. Pojawienie się latającego towarzysza Lowella dopełniło towarzystwa. Można by pomyśleć, że cała czwórka założycieli czuwa nad ich relacją, która dla niewtajemniczonych przechodniów, właśnie przeżywała swój bardzo ważny moment. -Tego akurat nie obiecuję, ale przynajmniej będę szczery! - Max i wierność to był żart sam w sobie, chociaż gdy był z Mią, nie plątał się w kontakty fizyczne z innymi. Nie licząc tego jednego pocałunku z Olivią, i małego zapomnienia z Lucasem i Gabrielle w Luizjanie. W każdym z tych wypadków, któraś ze stron (lub wszystkie) była pod wpływem. Nie spodziewał się aż tak romantycznej chwili. Musiał przyznać, że wargi Felinusa były zaskakująco miękkie i delikatne, gdy złożył subtelny pocałunek na dłoni młodszego kolegi. Jednak nic nie mogło przebić tego, co stało się następnie. -Czy Ty, Felinus Faolán Lowell, tym niuchaczem kradniesz moje serce? - Zapytał biorąc futrzaka w ramiona i drapiąc go po brzuchu. Mimo tylu problemów, jakie te istotki sprawiały, Max naprawdę zaczynał mieć do nich słabość. Był w zbyt dużym szoku, by jakkolwiek zareagować na plaskacza i krzyki tajemniczej kobiety. Spojrzał tylko na Lowella, który postanowił zabrać głos, a następnie cała scena się skończyła wraz z odejściem kobiety z miejsca awantury. -O dziwo, nie. - Powiedział intensywnie myśląc, czy może o czymś nie zapomniał. Gdyby nie fakt, że miał wczoraj wyznawać komuś miłość, pomyślałby, że koleżanka kobiety była jedną z jego wariackich podbojów w czasie, gdy udał się na kilkudniową imprezę. Jednak w tym wypadku nic się kupy dupy nie trzymało. -Tylko nie te jebańce.. - Mruknął, gdy zobaczył w oddali sunące ku nim po niebie chochliki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees