W sercu parku znajduje się plac z ogromną fontanną, przy której można ochłodzić się w upalne dni. Zazwyczaj pełno tu rodzin z dziećmi, choć nie brakuje też spacerującej młodzieży. Nocą woda zmienia swój kolor i nabiera większego światła dzięki czemu aura jest tu iście romantyczna.
Saga oparła głowę na dłoniach. Kątem oka widziała, że do stoiska Nany ktoś podszedł. To trochę nie sprawiedliwe, krukonka zdecydowanie za dużo dziś zarobi. Ale może to nie tak źle? Szczerze mówiąc zagapiła się trochę i nie zauważyła kiedy Joshua do niej podszedł. Ot był sobie tam, a nagle zjawił się tu. Spojrzała na niego z wyrzutem, kiedy zapytał o jej dzień. Ten wzrok chyba był dość wymowny. Niemal w tej samej chwili poczuła, że coś się dzieje... Mordoklejka się odkleja. Szybko wyciągnęła napój od Candy z torby. Za jednym zamachem wysiorbała połowę napoju byle tylko pozbyć się tego słodkiego smaku z ust. W sumie miała ochotę wypluć felernego cukierka, ale może lepiej, że go przełknęła. Kiedy w końcu poczuła, że jest zupełnie wolna wykrzyknęła "Nareszcie!". Odchyliła się do tyłu wyciągając ręce w geście zwycięstwa tak, że prawie wpadła do fontanny. - Nie zażywaj NIC na tym festiwalu! - powiedziała do chłopaka rozkoszując się każdym słowem. Zatęskniła za swoim głosem. Poprawiła słomkę w napoju i piła dalej, zerkając na Joshuę. - Na razie było dość beznadziejnie, straciłam trochę kasy na tak bezużyteczne rzeczy jak ten portret - spojrzała na ten trzymany przez chłopaka - Nie najlepsza inwestycja... - od razu wyszczerzyła się do Nany, bo to miał być żart. Chociaż z tym tonem głosu kto wie jak mała Nana to odbierze. - Nie jesteś uczniem. Nie widziałam cię... chyba nigdy. - Z tym stwierdzeniem trochę zaryzykowała, bo w Hogwardzie była dopiero rok. Zabawne, że ten czas tak szybko minął.
Poznawanie okolicy, w której się aktualnie zamieszkało, to naturalna kolej rzeczy. Dziewczyna spacerowała po ulicach, bez konkretnego celu. Tym razem zostawiła swoje ukochane psy w mieszkaniu. Nie mogła ich tak długo męczyć na smyczy, to musiała być dla nich tortura. Z pięknych norweskich gór, trafiły do małej klitki w Londynie. Dziewczyna czuła wielkie poczucie winy. To przez jej widzimisię i przywiązanie do zwierzaków, zabrała je do miejsca, w którym muszą cierpieć. Jak mogła wcześniej o tym nie pomyśleć? Kochała je bardzo i wiedziała, że bez nich może sobie nie dać rady, ale nie widziała innego wyjścia. Musiała odesłać je z powrotem do rodziców. Trzy wielkie Utonagany, nazywane przez nią często małymi niedźwiedziami nie mogły szczęśliwie żyć w mieście, gdzie nie mają możliwości nawet biegać. Bolała ją ta myśl, ale nie miała innego wyjścia, chciała, żeby te miały swobodę i nie siedziały zamknięte w klatce. Ona doskonale wiedziała jakie to uczucie. Nikola nawet nie dostrzegła, że dotarła do parku. Był piękny, różnorodne kwiaty rozkwitały i zachęcały swoim zapachem do zwiedzania. A fontanna, która stała w jego sercu prezentowała się wspaniale. Nie zwracając uwagi na ludzi podeszła do niej i wlepiła swoje duże oczy w taflę wody. Kiedy się nie wściekała i nie irytowała na wszystko co się rusza, wyglądała naprawdę uroczo. Uniosła błękitną suknie, która sięgała jej do kostek i nie zważając na spojrzenia i szepty po prostu weszła do wody zamaczając swoje drobne stópki. Była orzeźwiająca, brakowało jej tutaj jeziora, albo stawu, przy którym mogłaby się ochłodzić. Możliwe, że było gdzieś w pobliżu, ale nie była w stanie jak na razie go zlokalizować. Zanim Kotecka zdążyła wyjść z wody, figury nagle wystrzeliły strumieniami. Co jakiś czas widocznie są wyłączane, by nie spowodować przeciążenia, a ona trafiła akurat na aktywną część ich pracy. Nie wściekła się. Przyjemny, chłodny deszcz spłynął na nią, a ona z uśmiechem i widocznie rozbawiona całą tą sytuacją wyszła z fontanny i usiadła przy niej. Przetrzepała wilgotne włosy i wystawiła się na słońce chcąc się osuszyć.
Świeciło słoneczko, było ciepło, ptaszki śpiewały - mogłoby się wydawać, że cały świat osiągnął harmonię. Dlaczego więc Jonathan miałby spędzać ten dzień w zamkniętych pomieszczeniach, skoro mógł wziąć sztalugę, swój stołeczek, pędzle i węgiel (ostatnio zaczął coraz częściej go używać, żeby nabrać wprawy) oraz ruszyć w jakieś ładne miejsce, by stworzyć obrazy? Dodatkowo było w miarę wcześnie, więc dawało to dodatkowe plusy w postaci dobrego światła. Wieczorem na pewno byłoby gorzej - a poza tym, tak przynajmniej nie będzie się nudził. Jak postanowił, tak zrobił i już wkrótce (ubrany w białą koszulkę, czarną kamizelkę bez rękawów i zwykłe jeansy, które były poplamione farbą) ruszył w kierunku parku, taszcząc ze sobą swoją sztalugę. Niektórzy dziwacznie się na niego patrzyli, ale cóż, na artystów zawsze inaczej się patrzyło, a Jon zdązył się do tego już przyzwyczaić, ba, nawet czasami uśmiechał się szeroko do ludzi, którzy posyłali mu krzywe spojrzenia. Chłopak zdecydowanie wyznawał zasadę, że drobne miłe gesty jak uśmiech, czy zwykłe 'dzień dobry' mogą poprawić dzień i sprawić, że kąciki ust unoszą się automatycznie do góry. Wkrótce dotarł do parku i bez zbędnego przeciągania wybrał sobie odpowiednie miejsce (wpierw sprawdzając, czy nie będzie nikomu przeszkadzał), po czym rozłożył się tam. Następnie usiadł na stołeczku i na listwie pod płótnem rozłożył węgle, rozglądając się dookoła, by sprawdzić, czy jest coś tutaj, co by go zainspirowało. I wtedy jego wzrok padł na drobną niską dziewczynę, która ewidentnie została zmoczona przez tryskające strumienie wody z fontanny, ale nie wydawało się, żeby jakoś bardziej się tym przejęła. Jonathan uśmiechnął się pod nosem i wziął do ręki cienki węgiel, obserwując dziewczynę. Była piękna, niemalże jak porcelanowa laleczka, co poskutkowało tym, że chłopak naszkicował ją tak jak siedziała, w długiej niebieskiej sukni, z rozpuszczonymi włosami oraz z rozmarzonym, prawie smutnym wyrazem twarzy. Miał zamiar nadać jej szklistego wyglądu, żeby upodobnić ją do lalki, może zamienić fontannę w pozytywkę. Kiedy względny szkic był gotowy, zorientował się, że może dziewczyna nie chciała być rysowana, więc przesunął się nieco bliżej fontanny. - Przepraszam. Cześć, jestem Jonathan. - odezwał się do dziewczyny, obracając nieco sztalugę w jej stronę. - Zacząłem Cię rysować, bo wyglądasz prześlicznie, ale... Mogę przestać, jeśli nie chcesz. Chciałem się tylko spytać, czy nie masz nic przeciwko. Zainspirowałaś mnie, wiesz? A niewiele rzeczy mnie inspiruje. To jak? Chciałabyś pobawić się w modelkę? Był trochę niepewny co do tego, bo przez to dziewczyna mogła stracić na naturalności, ale musiał się spytać. Nie chciał potem wysłuchiwać narzekań o prawa autorskie i takie tam - już mu się zdarzyło parę razy. Więc teraz siedział tak, z węglem w ręku, czekając w napięciu na odpowiedź dziewczyny.
Jej spokojne przemyślenia zostały przerwane przez obcego przybysza, dla którego zmiana na jej twarzy musiała być zaskakująca. To delikatne spojrzenie i radość zniknęła w mgnieniu oka, a ona zmarszczyła nos, w oczach rozkwitła wściekłość. I tak laleczka ukazała swoją złą stronę. - Czego? – warknęła wstając z miejsca. To musiało wyglądać komicznie, przy nim prezentowała się jak karzeł, albo dziecko. Może właśnie dlatego postanowiła wstać? Żeby wyrównać trochę ich szanse? Zresztą, to nie było aż takie ważne. Dziewczyna zlustrowała go bardzo uważnie, każdy skrawek jego ciała, gesty i mimikę twarzy. Wszystko miało znaczenie, nie miała zamiaru zignorować choćby najmniejszej rzeczy, już raz się na tym sparzyła. Słysząc kolejne słowa zacisnęła rękę w pięść przygotowując się do ataku. Nie lubiła jak ludzie robią co im się żywnie podoba bez zdania kogoś innego. Kto dał mu prawo do rysowania jej? W najlepszym wypadku po prostu podejdzie do tego jego obrazu i jednym dobrym rzutem wrzuci go do fontanny, to oduczy się naruszania czyjejś prywatności. Zanim chłopak zdążył skończyć zdanie rozluźniła się i wlepiła w niego swoje zaskoczone spojrzenie. Może skończyć? Nie spodziewała się, że rozmowa przyjmie takie tory i chłopak zaproponuje jej współpracę. Może właśnie z tego powodu przytaknęła nie rozmyślając szczególnie o tym, na co właściwie się godzi. Nikola rozluźniła dłonie i poprawiła sukienkę, po czym z naburmuszonym wyrazem twarzy zawiązała dłonie na klatce piersiowej. Zabawa w modelkę, co? Bardzo często to robiła, zwłaszcza dla norweskich magazynów, większych, czy mniejszych. Nie miała na koncie jakiegoś sporego doświadczenia, jednak wiedziała jak powinna się zachowywać. Naturalność była cechą, której wymagało się od takiej osoby. Niezadowolona dziewczyna odwróciła od niego spojrzenie zatrzymując je przy okazji na pobliskim drzewie i wymamrotała. - Pokaż mi ten szkic. Muszę wiedzieć w jakiej pozycji powinnam się mniej więcej utrzymać – wydukała. Mimo iż ton jej głosu mówił, że jest poirytowana, to wyraz twarzy potwierdzał, że jest w pewien sposób szczęśliwa. Jednak nigdy się do tego nie przyzna – ach i przy okazji – wyrzuciła z siebie ponownie zwracając na niego uwagę. Przeniknęła go tym wściekłym spojrzeniem i dodała swój warunek – jeżeli mi się nie spodoba, to obiecuje, że wylądujesz z tym płótnem w fontannie, już ja się o to postaram – prychnęła zaczesując za ucho wręcz białe, niesforne kosmyki włosów.
Ah, ten dzień zapowiadał się obiecująco. Słońce przyjemnie prażyło, dookoła dało się zobaczyć mnóstwo zieleni oraz stworzeń, które korzystały z pięknego dnia. Wyglądało to tak, jakby cały świat się cieszył. Chłopak wolnym krokiem przechadzał się dookoła fontanny obserwując uważnie każdy jej element. Podziwiał precyzję ludzi, którzy ją wykonali. Cóż, to miejsce zdecydowanie należało do jego ulubionych. Głównie z powodów przedstawionych powyżej, Matthias również był perfekcjonistą. Starał się, aby wszystkie rzeczy wykonane były idealnie. Młody Krukon przeczesał swoje włosy jedną dłonią, a następnie skierował się w kierunku ławki postawionej nieopodal. W jego umyśle zrodziła się dosyć zabawna myśl. Zastanawiał się ileż to "doskonałych" związków zakończyło się na tejże ławeczce, ileż miłości na zawsze. Ten medal miał także drugą stronę, wiele ludzi prawdopodobnie spotkało się tutaj po raz pierwszy, to tutaj mogli zakochać się od pierwszego wejrzenia. Uśmiech zawitał przez moment na twarzy Matt'a, już od dawna nie mógł sobie posiedzieć w ciszy i przemyśleć ważne sprawy. Jego oczy skierowały się w górę obserwując tym samym chmury snujące się powoli po błękitnym niebie. Wyglądały tak bardzo leniwie, zapewne jedną z nich chciałby być nasz młodzieniec. Powoli zmieniać swe położenie, być pozbawionym wszelkich cierpień i zmartwień. Jego dłoń zacisnęła się w pięść, a chłopaka owładnął gniew. Dlaczego życie musiało być takie ciężkie? Powrót do przeszłości zawsze wzbudzał w chłopaku negatywne emocje. Jego oczy się zamknęły, a oddech powoli wyrównywał. W tym momencie potrzebował jedynie odrobiny luzu...
Jeśli Matt naprawdę chciał posiedzieć w ciszy i spokoju, wybrał do tego zdecydowanie złe miejsce i zły czas. Może i park był piękny a fontanna i ładne otoczenie często przyciągały zakochanych romantyków, ale czasem przyciągało również takie niereformowalne osobniki jak Lee, która ciszę i spokój zakłóciła dość głośnym i średnio czystym śpiewem najnowszego przeboju Fatalnych Jędz. Szła w stronę fontanny, by usiąść na jej brzegu, z nadzieją, że rzeźba wyjątkowo nie zacznie chlapać wodą na jej nowiuśką czarną i mhroczną koszulkę na ramiączkach z nazwą jakiegoś mniej znanego mugolskiego zepsołu (krótkie spodenki i trampki mogła moczyć ile chciała, bo i tak już dużo przeszły), odsłaniającej zarówno jej tatuaż jak i inne atuty, z książką w ręku, którą niedawno poleciła jej siostra. Nie rozglądała się przy tym na boki, zajęta przypominaniem sobie tekstu, który dziwnie wyleciał jej z głowy, przez co jej śpiew był bardziej chaotyczny niż zwykle. Zamilkła jednak, kiedy kątem oka zauważyła dość znajomą twarz na jednej z ławek. Zmrużyła przez chwilę oczy, upewniając się, ze jest to właśnie ten osobnik, a nie jakiś inny i przystanęła niepewnie. Nagle zapragnęła trochę go podenerwować. Wiedziała, że jest raczej typem samotnika, więc jej gadatliwa i niemogąca usiedzieć w miejscu osoba, na pewno go jakoś rozrusza. No i ciągle czuła do niego lekką urazę po tym, jak wyśmiał jeden z jej nieudanych eliksirów - nawet, jeśli było to dawno- więc nawet jeśli liczył na ciszę i spokój, to w tym momencie te marzenia mogły iść w siną dal. Uśmiechnęła się do siebie i ruszyła wolno w jego stronę. -No, no! Kogo ja widzę.- powiedziała na dzień dobry z wielkim entuzjazmem i bez pytania wepchała swoje jestestwo obok niego, wyciągając przed siebie nogi i krzyżując je w kostkach.
Tylko jedna cholerna chwila spokoju... Czy ja naprawdę błagam o zbyt wiele? Powiedział sam do siebie w myślach nasz jakże przemądrzały Krukon. Fakt, że jego cisza została przerwana przez donośny śpiew nie za bardzo mu się spodobał. Jego powieka lekko drgnęła powodując nieco komediowy wyraz twarzy chłopaka, usta się zwężyły, a brwi nieco zbliżyły do siebie. Z takim akcentem czekał, aż pojawi się osobnik zakłócający jego błogą ciszę. Cóż, los chciał, że była to osoba znajoma. Chwila niepewności dziewczyny nieco zażenowała chłopaka, przecież on nic jej takiego nie zrobił! - Pani Williams. - Powiedział opierając swoje łokcie o kolana, a po chwili na dłoniach chłopaka wylądowała jego głowa. Wzrok skierowany centralnie na fontannę nie przejawiał żadnych emocji. A może by tak ją zignorować? Ciekawe czy by podziałało... Myślał spoglądając na swoją towarzyszkę kątem oka. Cóż, nie zmieniła się ona ani trochę od ostatniego incydentu na eliksirach. - Co Cię tu sprowadza droga koleżanko? - Spytał po chwili odwracając wzrok od niej. Miał nadzieję, że dziewczyna będzie przynudzać, a on na spokojnie będzie mógł zasnąć. Rozmyślał jeszcze, aby poprosić Krukonkę o zanucenie jakiejś piosenki, ale to mogłoby naprowadzić tą inteligentną osóbkę na trop planu Matthias'a.
-Pan Örn. Odpowiedziała tym samym tonem, patrząc na niego wesoło, całą swoją postawą, głosem, wzrokiem i w ogóle wszystkim roztaczając wokół siebie - a teraz i wokół niego- aurę optymizmu która na pewno zaczęła nieco przytłaczać jego ponuractwo i znudzoną na tę chwilę osobowość. Pora wprowadzić trochę radości z życia, przetentegować go na epikureizm jakiś czy coś, żeby zaczął sprawiać nieco sympatyczniejsze wrażenie. Bo gdzieś tam wierzyła, ze chłopak potrafi być na przykład MIŁY, a nie sarkastyczny i nieco wredny, jak wtedy, gdy wytknął jej zniszczony eliksir (Tak, dla Lee to naprawdę była zniewaga. A zniewaga krwi wymaga! Albo przynajmniej lekkiego dręczenia). Tak więc ignorując jego ukradkowe spojrzenia i przerywając cokolwiek się w jego głowie właśnie działo, wlepiła w niego wzrok, przy okazji nie zauważając żadnych większych zmian w jego wyglądzie. Ale wcześniej w sumie też nie wlepiała w niego ślepi jak zapewne wiele innych dziewcząt, nawet, jeśli byli w jednym domu, na jednym domu i to od pierwszej klasy aż do teraz, podczas studiów. -Cóż, korzystam z pięknej pogody, jak widzisz. I szukam kogoś do mojego najnowszego i nieco niecnego eksperymentu. Nadasz się idealnie. - Wyszczerzyła się przy tym, bo pomysł wpadł jej do głowy teraz. Miała czytać, ale książka nie zając, nie dostanie nóg i nie ucieknie, prawda? Zwłaszcza, że była to MUGOLSKA książka a nie jakaś czarodziejska. Zresztą sprawdzenie jak szybko rzeźba reaguje na ewentualne ofiary ochlapania, wydawało się jej ciekawszym zajęciem. A nuż zobaczy wściekły posąg i będzie miała o czym opowiadać w domu! -Piszesz się na to?
Z początku ten optymizm irytował Matthias'a sprawiając, że jego humor stawał się z każdym słowem coraz gorszy, jednakże chłopak postanowił spróbować zmienić swoją postawę. Wyprostował się i przybrał mniej poważny wygląd. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a ramiona powędrowały za oparcie ławki. - Cóż to za wspaniały eksperyment Paniusia przygotowała? - Spytał zainteresowany, trzeba przyznać że zaintrygowała go tym pomysłem. W sumie, co miał do stracenia? Zawsze to oderwanie się od rzeczywistości i zerwanie z nudą. Przeniósł wzrok na dziewczynę i wsłuchał się uważnie w jej słowa. Być może w tamtym momencie odradzała się w Matthiasie cząstka osobowości z dzieciństwa. Zaczął się szczerze uśmiechać, okazywał zainteresowanie, a także nareszcie się wyluzował! - Czy jest to, aby na pewno bezpieczne dla mojego zdrowia? Nie kombinujemy nic z eliksirami? - Dodał żartobliwym tonem, to zdanie nie miało na celu urazić dziewczyny - chłopak chciał jeszcze bardziej rozładować swoje napięcie. Lekki wiaterek przebiegł po jego karku powodując powstanie gęsiej skórki, a może spowodowane to było ekscytacją? Krukon utkwił swoje czarne oczy w niebieściutkich oczach dziewczyny. Zmiana nastrojów chłopaka mogła wydawać się dziwna, lecz zawdzięcza to swojej traumatycznej przeszłości. Być może przebywanie w dobrym towarzystwie pomoże mu wyrwać się z więzi przeszłości? - Powiedz mi jeszcze, czy dobrze spędzasz wakacje? Mi osobiście brakuje szkoły. - Wyznał stosunkowo cichym tonem obserwując zachowanie dziewczyny. Cóż, otworzył się przed nią, chociaż nie miał do tego powodu. Zresztą, czy znał ją na tyle dobrze? Czy ona nie będzie chciała tego wykorzystać, aby ośmieszyć chłopaka? Przez ten cały czas zdążył już tyle nabroić i nie tylko Lee zaszedł za skórę. Czy ja kiedykolwiek próbowałem z kimś się zaprzyjaźnić? Zadawał sobie pytania w myślach. Wiedział, że jego zachowanie wymaga skarcenia, ale potrzebował stanowczego ojcowskiego "przestań".
No proszę, niemal podskoczyła na swoim miejscu, zauważając diametralną zmianę w jego zachowaniu. Najpierw wydawał się taki zamknięty w sobie i już miała wrażenie, że zacznie na nią krzyczeć, kiedy... nagle jakby otworzył się na świat. Ha! Sukces! Prawie, nie ekscytuj się tak idiotko. Może tylko udaje! Skarciła się w myślach, ale uśmiech na jej twarzy poszerzył się znacznie, kiedy odłożyła książkę na bok. -Nie, nie, to wszystko będzie bezpieczne. Jedyne co Ci grozi to to, że możesz się trochę zmoczyć... - Już chciała dodać, że na koniec pewnie oboje skończą mokrzy w pieruny, ale po co go od razu straszyć. Zresztą mógł to też dziwnie odebrać. On, albo jakiś przypadkowy przechodzeń, który akurat przypadkiem nawinąłby się by usłyszeć te słowa.-A co do eksperymentu... chciałabym zobaczyć czas reakcji tego kamiennego gościa. Wiesz, jak szybko reaguje, gdy ktoś usiądzie na brzegu fontanny, ile dokładnie ewentualna ofiara ma czasu na ucieczkę i jak wygląda wściekły kamień.- Wyjaśniła, patrząc na niego z iskierką w oczach, zerkając jednocześnie na obiekt jej badania. Szczerze wątpiła, by komukolwiek chciało się to kiedykolwiek zrobić, a nawet jeśli - to raczej nie było to na tyle ważne, żeby napisać o tym w gazecie albo coś w ten deseń. A ona chciała wiedzieć. Nie dość, że chłopak wyglądał jakby miał zacząć ŻYĆ a nie tylko smęcić, to jeszcze zaspokoiłaby swoją własną ciekawość. I nawet machnęła ręką na ten przytyk do eliksirów, głównie z powodu jego reakcji - w innym wypadku pewnie by się obraziła i zostawiła go na pastwę natury. -Wakacje?- Uniosła brew, słysząc ostanie pytanie, wyrywając się z zadumy. Takie trochę to wyrwane z kontekstu było, ale szczerze zdziwiona, odpowiedziała, po dobrej chwili zastanowienia. No bo musiała najpierw pozbierać myśli do kupy i lekko przeanalizować jak te wakacje jej póki co mijają. -Całkiem dobrze, dziękuję. Też mi trochę brakuje szkoły, bo wymykanie się nocą do kuchni w domu na kakao, nie jest takie ekscytujące jak robienie tego w szkole... wiesz, lekki dreszczyk, czy Cię nie przyłapią. A twoje wakacje? -Spytała szczerze zaciekawiona. Może zmusi go do mówienia, może w końcu pozna go lepiej? W końcu po tylu latach znajomości, chyba by wypadało, prawda? Zachichotała potem nagle i dźgnęła go lekko palcem w ramię. Tak po prostu, w jakimś dziwnym odruchu. Bo nadal jej nie odpowiedział, czy się zgadza czy nie, chociaż gdzieś tam w głębi czuła, że nie musi się obawiać odpowiedzi przeczącej. W innym wypadku pewnie dawno by stąd zwiał!-To co, zgadzasz się? Kto pierwszy będzie ofiarą?
Chłopak odetchnął z ulgą, najwyraźniej dziewczyna nie obraziła się za lekką docinkę z jego strony bądź jej po prostu nie usłyszała. Cóż, kiedy usłyszał że może się trochę zmoczyć... młodziak stracił cały entuzjazm do tejże zabawy. Przez jego głowę przechodziły miliony myśli: mam wracać mokry do domu? przecież wszyscy zaczną się za mną oglądać. Rozsądek zapragnął przejąć władzę nad Islandczykiem. Młody Krukon spojrzał w oczy Lee, widział tam pełną ekscytację, a przede wszystkim dobrą zabawę. Uśmiechnął się i pokiwał głową. - Niech Ci będzie. Tylko jest jedno "ale". Ty pierwsza! - Powiedział jednocześnie powstrzymując się od śmiechu. Plan idealny! Skoro dziewczyna chciała go w to wciągnąć to najpierw powinna zaprezentować swoje zdolności! Matthias wyciągnął swoją różdżkę i obrócił ją między palcami parę razy. Uwielbiał się nią bawić w ten sposób, mógł poczuć że ma nad nią całkowitą władzę, a także wiedział że różdżka słucha tylko jego. - W razie czego wyczaruję Ci jakieś poduszki żeby złagodzić upadek. - Dodał po chwili szczerząc się do dziewczyny. Czy myślał, że Krukonka sobie z tym nie poradzi? Może troszkę, ale raczej to zdanie miało być formą mobilizacji dziewczyny. Cóż może być bardziej mobilizujące niż wspólna rywalizacja? Chłopak wstał z ławki i kiwnął zachęcająco głową na dziewczynę. Chciał jeszcze zacząć klaska i skandować jej imię, lecz tym razem powstrzymał swoje zapędy ze względu, że nie byli tu sami. - Moje wakacje są cholernie nudne. Całkowicie nic się nie dzieje... aż do dzisiaj. - Powiedział unosząc parę razu brwi. Młody Örn pomimo wakacji większość czasu spędzał przy książkach, chciał się kształcić, zyskać moc jakiej nie miał dotąd żaden czarodziej. Wracając do tematu - chłopak nadal nie był przekonany czy sprawdzanie reakcji posągu to dobry sposób na nudę. Przecież naprawdę może im się coś stać, igrać z magicznymi przedmiotami to nie jest chyba najlepszy pomysł. Spojrzał podejrzliwie na posąg znajdujący się niedaleko fontanny. Wyglądał całkiem bezbronnie, raczej nie była to broń do zagłady ludzkości. Pomachał z daleka parę razy do rzeźby, jednakże nic się nie stało. Spojrzał z ukosa na dziewczynę i obserwował, czy aby na pewno podejmie się tego zadania.
-No widzisz. Jakie to szczęście że tu na siebie wpadliśmy. No, i właśnie w tym momencie, te wakacje zaczynały się robić naprawdę ciekawe. Nie tylko dla niej ale i dla niego jak widać. Może w końcu jakoś dotrze do chłopaka i wyrwie go z tej jego ponurej egzystencji? Bo chyba od zawsze ją intrygował (zresztą jak większość ludzi). Ludzie mieli o nim wyrobione zdanie i jakoś nie zapowiadało się, by miało się ono zmienić, zwłaszcza, że sam Matt raczej do tego nie dążył - obdarzając wszystkich swoim ponuractwem. W przeciwieństwie do Lee, po której ludzie nauczyli się już chyba spodziewać wszystkiego. Nie raz przecież przechodziła ze skrajności w skrajność i rzadko kiedy można było przewidzieć jak zareaguje. Podniosła się szybko z ławki i całkiem zapominając, ze przecież nie chciała żeby to kamieniste coś ochlapało jej nowiuśką bluzkę, ruszyła w stronę fontanny. Ludzie, chociaż aż tylu ich nie było, patrzyli na nią ciekawie, kiedy na szybko odgarniała swoje długie włosy w prowizoryczny warkocz. W połowie jednak się odwróciła i idąc tyłem, zawołała. -Najpierw usiądę tak, żeby mnie nie widział. Gdybyś widział jakiś podejrzany ruch, to powiedz, okej? Nie zależy mi, żeby się zmoczyć. Upewniła się jeszcze, że chłopak na pewno jej nie zwieje, gdy tylko odwróci głowę i prawie potknęła o jakiś kamyk leżący na jej drodze, dlatego znów obróciła się do tyłu, by patrzeć pod nogi. Nie chciała się wygłupić i wyrżnąć orła tak przy ludziach. A gdy dotarła do fontanny, upewniła się, że posąg na nią nie patrzy, zajęty raczej opryskiwaniem kilku gołębi które usiadły po drugiej stronie i teraz w popłochu odlatywały, usiadła wygodnie przodem do chłopaka, żeby go widzieć i jednocześnie nie patrząc na rzeźbę. Jakoś tak chyba poczuła nić zaufania do chłopaka, albo po prostu chciała wierzyć, że skoro już nie uciekł, to przynajmniej ją ostrzeże przed wodą, prawda?
Rozmyślenia Matthias'a przerwał kobiecy głos. Nie wiadomo czy było to zaufanie do dziewczyny, czy też Maybelline, ale nasz kochany Krukon postanowił, że nie zrobi jej tak dziecinnego psikusa jakim jest nieostrzeżenie przed tryskającą rzeźbą! Czyżby dojrzał? Raczej nie, prędzej by meteor walnął w ziemię, niż Örn stał się dojrzałym młodzieńcem. Cóż, obserwował uważnie dziewczynę powstrzymując się od śmiechu. Ta sytuacja była istnie komiczna, kiedy Lee ukradkowo usiadła niedaleko kamiennej statuetki chłopak nie wytrzymał. Jego gromki śmiech zapewne dało się usłyszeć już z kilometra! -Poczekaj chwilę! - Krzyknął kiedy zauważył, że "aniołek" powoli zmienia swój cel. Chłopak przez ten czas chciał również przypomnieć sobie jakieś przydatne zaklęcie, które pozwoli mu w razie czego uratować dziewczynę z wszelkich opresji. Obejrzał się dookoła. Raczej ludzie nie byli zainteresowani przedstawieniem, które miało się tutaj za chwilę odbyć. - Przydałby się jakiś stoper! - Krzyknął z oddali tak, aby dziewczyna to usłyszała. Chwila niepewności, bądź nieuwagi i dziewczyna będzie cała przemoczona! Tak ważnego zadania chłopak nie otrzymał od bardzo dawna. Czuł się teraz wyjątkowo i z całych sił pragnął pomóc dziewczynie! Zacisnął palce na różdżce i obserwował z pełnym skupieniem posąg, który aktualnie zwrócił się w stronę pobliskich drzew. Matthias przeniósł wzrok na dziewczynę i z miną pełną powagi kiwnął jej głową, na znak że już nadszedł ten pamiętny moment! Krukon był gotowy, tylko czy aby na pewno zaklęcie Huero da radę zmienić tor lotu armatki wodnej? Zapowiadał się wspaniały dzień, być może nawet najlepszy w życiu chłopaka?
A może to po prostu osobowość Lee tak na niego działała? Nah, całkiem możliwe! Tymczasem jednak Lee spojrzała na niego nieco zdziwiona, gdy usłyszała jego śmiech. Całkiem uroczy, naprawdę! Może dlatego, że pierwszy raz słyszała ten dźwięk, a może po prostu, bo nie spodziewała się go nigdy usłyszeć? -Nie zacieszaj, tylko pilnuj!- odkrzyknęła radośnie, zerkając kątem oka na posąg. Ohoho, zaraz ją zauważy. Ostatecznie stwierdziła, że nawet jak ją nieco zmoczy, to to nic takiego - było w końcu tak ciepło, że na pewno szybko wyschnie. Ale i tak wolałaby pozostać sucha. -Niestety nie mam stopera. Musisz liczyć w myślach!- odkrzyknęła jeszcze, nieco przeklinając swoją głupotę. Ale przecież nie wiedziała, że jej dzisiejsza wycieczka właśnie tak się potoczy! Była pewna, że skończy czytając tę nudną książkę i będzie walczyła z zamykającymi się powiekami. A tu proszę. No, ale że stopera nie było, to będą musieli zastosować tradycyjną metodę - liczenie w pamięci. I zapamiętywanie, bo też wątpiła, by miał przy sobie coś, co pozwoliłoby im zapisywać wyniki. Tymczasem jednak zauważyła, że chłopak jakby się skupił na tym, co było za nią. Czyżby posąg ją zauważył? Już zbierał się do ataku? Ma wiać teraz, czy za chwilę? Ach, przydałoby się, żeby wcześniej ustalili jakiś w miarę dyskretny sygnał ostrzegawczy. Tymczasem będzie pewnie musiała po prostu zgadywać. A może chłopak sam coś wymyśli i da jej jakiś znak? Oprócz oczywiście wyciągniętej w jej stronę różdżki. Ludzie mogliby to dziwnie odebrać... chyba.
Faktycznie, przydałby się jakiś dyskretny znak, który poinformuje dziewczynę o niebezpieczeństwie, jednakże teraz nie było na to czasu. Rzeźba powoli zmieniała swój kierunek. Raz, dwa, trzy. Stróżka wody wypłynęła z jej ust. Cztery, pięć, sześć. Chłopak obszedł nieco fontannę, aby mieć lepsze pole manewru w razie niepewnej sytuacji. Siedem, osiem, dziewięć. Tyle czasu wystarczyło, aby przypomnieć sobie walki gladiatorów rzymskich, a także moment ich stracenia, kiedy to cezar kierował kciuk w dół. Cóż, być może będzie to zbyt mało jasne dla dziewczyny, jednak nic lepszego nie da rady wymyślić. Wystawił swoją dłoń z kciukiem skierowanym ku górze i uważnie przyglądał się posągowi. Dziesięć, jedenaście, dwanaście. To był moment, w którym rzeźba z fontanny zauważyła dziewczynę. Momentalnie kciuk chłopaka skierował się w dół dając sygnał Krukonce o ucieczce. - Uciekaj panienko Williams, uciekaj. - Szeptem mówił do siebie lekko poddenerwowany. Emocje związane z tak poważnym zadaniem dawały mu się we znaki. Małe kropelki potu pojawiły się na jego czole. Dlaczego z poważnego, raniącego wszystkich dookoła łobuza zmienił się w milusiego Krukona, który pragnie pomóc swojej koleżaneczce? Przecież równie dobrze mógł jej teraz nie ostrzec. Umysł Matthias'a także chyba tego nie rozumiał, ale to dodawało niejakiego smaczku całej tej sytuacji. Chłopak uniósł dłoń z różdżką oznajmiając tym samym swoją gotowość do wypowiedzenia zaklęcia. Trzynaście, czternaście, piętnaście i szesnaście. Armatka wodna wystrzeliła w stronę Lee. Chłopak przyłożył swoją pięść do ust, jakby chciał zasłonić się przed kaszlnięciem i wyszeptał jedno słowo: Huero, co spowodowało lekki świst wiatru i odepchnięcie strumienia wody w stronę pobliskiego drzewa.
Naprawdę zapowiadało się ciekawie. I chyba oboje się wczuli w swoje role. A przynajmniej tak sądziła po skupionej twarzy chłopaka. Obserwowała go ciekawie, kiedy obchodził powoli fontannę, ignorując rzeźbę. I chyba tylko dlatego zauważyła jego rękę i uniesiony kciuk. Chciał jej pokazać, ze jest okej? Że póki co nie została zauważona, że może nadal spokojnie siedzieć? A może spodziewała się zobaczyć znak, który czasem sędziowie dawali przed rozpoczęciem wyścigu - bo bardzo jej to przypominało. Prawie już spodziewała się, że jego dłoń następnie pójdzie do góry, by potem gwałtownie opaść w dół, a ona po prostu zerwie się z miejsca i ruszy przed siebie (albo i zygzakiem, byle nie dostać wodą, bo nie wątpiła, że rzeźba potrafi daleko chlapać i po prostu bieg po linii prostej też może być niebezpieczny). I będzie biegła, dopóki nie zniknie z zasięgu wody. Dlatego bardzo się zdziwiła, kiedy chłopak po prosu skierował swój kciuk w dół. Jak ten, no... Cesarz o! Kiedyś chyba widziała to w jakimś mugolskim filmie. I cholera dopiero po chwili zrozumiała, co to miało znaczyć i nawet mimo zaklęcia rzuconego przez chłopaka, czy mimo tego, że zerwała się czym prędzej ze swojego miejsca, poczuła jak dół jej pleców po prostu robi się mokry. Odbiegła na bezpieczną odległość i zatrzymała się, by spojrzeć na rzeźbę ze wzrokiem bazyliszka. Potem jednak wybuchnęła śmiechem tak donośnym, że niektóre gołębie gwałtownie poderwały się do lotu. I podeszła do chłopaka, dalej lekko chichocząc, żeby w razie czego mu pokazać, że nie jest zła czy coś. -Jaki wynik? -spytała z uśmiechem, gdy się lekko opanowała, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem.
Ah, praktyka czyni mistrza. Nie zawsze da się perfekcyjnie rzucić zaklęcie, lecz w tym momencie miał czas oraz co ważniejsze mógł się skupić. Karcił się za to w myślach. Tyle książek, tak długo czerpał tą wiedzę, a teraz?! Poległ na banalnym zaklęciu. Starał się, a to chyba najważniejsze, prawda? Po chwili podszedł do dziewczyny z miną smutnego psa zerkając na mokry brzeg jej koszulki. Z daleka wydawało się, że Lee o wiele bardziej "oberwała" strumieniem wody. - Wybacz, robiłem co w mojej mocy. - Powiedział drapiąc się po głowie swoją różdżką. Tak! To była wspaniała broń, a jednocześnie niezawodna drapaczka! Matthias ponownie przeciągnął się. Czyżby nadchodziła jego kolej, aby się troszkę wykąpać? Spojrzał ukradkowo na Krukonkę robiąc minę biednego kotka, któremu podkradzione zostało mleczko i pokręcił przecząco głową. - Wyszło 16 sekund. Lee... ten no, może już starczy tej zabawy z wodą? - Spytał trzęsącym się głosem, w którym dało się słyszeć coś w deseń chichotu. Jego wzrok przeniósł się na rzeźbę, która aktualnie zwróciła się w kierunku drzewa. Takie małe coś, a tyle problemu! Świat magiczny potrafił zadziwić w każdej chwili. Może za chwilę z góry jeszcze zleci meteoryt?! Na niebie pojawiały się pierwsze chmurki zwiastujące powrót lenistwa chłopaka. Oczy Islandczyka zwrócone ku górze, ktoś kto by pierwszy raz widział chłopaka mógłby pomyśleć, że stoi rozmarzony. Czy tak było naprawdę? Niekoniecznie. Najczęściej chłopak w takiej sytuacji powracał myślami do przeszłości, zamykał się w swoim świecie, z którego nie dało się go wyciągnąć.
-Niezła zabawa, prawda? Dalej była bardzo wesoła, kiedy już stanęła obok niego a potem chwyciła za brzeg koszulki i przeciągnęła ją do przodu, by lekko ją wykręcić, przy okazji pokazując swój brzuch. Naprawdę, to nie była jego wina. To raczej wina jej zamyślenia i w ogóle tego, że nie przemyślała wszystkiego dokładnie. Następnym razem wszystko potoczy się lepiej, na pewno! Następnym razem - niekoniecznie dziś, bo Matt wyglądał, jakby za nic w świecie nie chciał być mokry. -Wiem, że się starałeś. Masz szczęście, że to tylko bluzka, a nie cała Ja. -Zaśmiała się, grożąc mu palcem, ale uśmiech na jej twarzy mógł mu podpowiedzieć, że to nie na serio. Potem nieco wymiętą bluzkę podwinęła, bo nawet na czarny materiale, taka wciąż mokra plama nie wyglądała za ładnie i postanowiła tak zostawić, przynajmniej do wyschnięcia. -16 sekund? Nieźle. - Pokiwała do siebie głową, w zastanowieniu. To już coś! Ale w domu zastanowi się na spokojnie jak tę wiedzę wykorzystać, by zobaczyć zdenerwowany kamień. -Coo, boisz się zmoczyć, nie? Nie no, wystarczy, że ja jestem mokra.-Przewróciła przy tym oczami, a potem rozejrzała się po obecnych. Może ze dwie pary oczu wlepiały w nią ciekawy wzrok, reszta raczej miała gdzieś dwójkę nastolatków bawiących się wodą. -Czyli co, teraz grzecznie wracamy na ławkę?- Upewniła się jeszcze z uniesioną brwią, zerkając na niego ciekawie.
Tego dnia uśmiech praktycznie nie znikał z twarzy chłopaka. Spoglądając na dziewczynę, która wyciskała resztkę wody z koszulki, Matthias schował swoją różdżkę. Nieźle mu się przyfarciło, dzisiaj nie zmoknie! Wyglądało na to, że dziewczyna nie była zła za tą drobną pomyłkę z rzucaniem zaklęcia. Co więcej, wyglądała na szczęśliwą. - Hej, hej! Gdzie ten palec?! - Spojrzał centralnie na niego i wybuchnął śmiechem. Lekki zez w wykonaniu Krukona dodawał dodatkowego komizmu całej tej sytuacji. Jak dawno on się szczerze nie śmiał... a przecież śmiech to zdrowie! Rozejrzał się dookoła, być może w poszukiwaniu czegoś interesującego na czym można by zawiesić wzrok. Oczywiście nie twierdzę, że Lee nie jest interesującą osóbką! Wręcz przeciwnie, lecz wpatrywanie się ciągle w jedną osobę może doprowadzić do speszenia. - Wcale się nie boję. Po prostu szkoda mi moich ciuchów. - Powiedział z pełną powagą zadzierając nos do góry. Faktycznie, dzisiaj chłopak miał na sobie swoje ulubione ciuchy. Przejechał dłonią po włosach lekko je tym samym przeczesując. Trzeba przyznać, że wystarczająco oboje się już nastali. Najwyższy czas poszukać czegoś na czym można by usiąść, a jednocześnie w spokoju porozmawiać. - Rób tak więcej! To całkiem słodkie. - Przyznał kiedy dziewczyna zdecydowała się podnieść brew. Kiedy uświadomił sobie co przed chwilą powiedział... było już za późno. Jego twarz oblał rumieniec. Chłopak szybko ruszył w stronę ławki odwracając głowę od dziewczyny.
Była zadowolona jak nigdy. Nie dość, że zamieniła całkiem bezsensowny eksperyment w niezłą zabawę - nawet, jeśli nie trwała zbyt długo, to jeszcze po raz pierwszy widziała zadowolonego Matta. I słyszała jak się śmieje- a naprawdę wątpiła, by robił to bardzo często! Ahh, tyle samozadowolenia! Jeszcze trochę i zacznie mruczeć i się łasić do niego. -Przy następnej okazji ty pierwszy będziesz przynętą. - wzruszyła ramionami i już chciała się odwrócić w stronę ławki, na której siedzieli wcześniej, gdy usłyszała ten jakże niecodzienny komplement. I aż brew znów sama lekko się uniosła, ale już chyba tego nie widział, gdy ruszył taki... speszony przed siebie. I zarumieniony! -To dopiero było urocze!- Zachichotała do siebie cicho, ruszając za nim, chociaż nie była pewna, czy przypadkiem nie usłyszał. Dogoniła go i idąc już obok - a długiej drogi to oni naprawdę nie mieli - zerknęła znów na niego kątem oka. -No, to masz jeszcze jakieś plany na wakacje? Wyjazd, cokolwiek? - Stwierdziła, że temat wakacji był całkiem bezpieczny. Nie chciałaby teraz zepsuć tej drobnej więzi, która chyba się między nimi wytworzyła...
Chłopak odchrząknął dosyć głośno spoglądając kątem oka na drzewo rosnące nieopodal. To był jego punkt zaczepny, postanowił że jego wzrok będzie tam częściej lądował podczas stresujących sytuacji... takich jak na przykład ta. Cóż mogłoby bardziej stresować taką osobę jak on - bezwzględnego mściciela podążającego za swoimi celami? Tylko słowa mające na celu sprawienie przyjemności danej osobie, tzw. komplementy. - Nie przyzwyczajaj się. - Powiedział nadal zarumieniony z nutką arogancji w głosie. Tak jak ostatnio jego wzrok powędrował ku górze, może to miała być forma pokazania, że patrzy na dziewczynę z góry? Możliwe też, że jego alter ego ujawniało swój charakterek. Urocze... - tak bardzo nie trawił tego słowa. Matthias zapewne wolałby być przezywany najgorszymi przezwiskami, niż usłyszeć że jest... uroczy... Uczucie podobne do tego, jakby ktoś wziął łuk, napiął go maksymalnie wcześniej nakładając strzałę i wystrzelił ci prosto w serce. - Planowałem odwiedzić swoją ojczyznę, przypomnieć sobie przeszłość. - Powiedział wyraźnie akcentując słowo "przeszłość". Ogrom cierpienia, ból. Coś ciągnęło chłopaka w tamte strony, potrzebował wybrać się do rodzinnego domu, spojrzeć na swój dawny pokój. Było coś jeszcze. Grób jego młodszego braciszka. Minęły lata odkąd ostatni raz go odwiedzał. - Potrzebuję się wyciszyć, przypomnieć sobie co jest moim prawdziwym celem. - Dodał po chwili patrząc na czubki swoich butów. Nie powinien był wymiękać, otwierać się przed obcą osobą. To może mieć tragiczne skutki w przyszłości. Czy musi zmienić swój stosunek do dziewczyny? Czy może to tylko jego chora wyobraźnia?
No cóż, Lee była zbyt zadowolona z siebie, żeby zwrócić uwagę na jego ton, w którym pojawiły się nowe (a może raczej stare?) nuty, które gościły w nim zazwyczaj. Może gdyby nie cieszyła się jak idiotka, to zauważyłaby arogancję w jego głosie i lekko wywyższający się ton - zamiast tego nadal świętowała to swoje małe zwycięstwo. -Oj no już, już. Przewróciła tylko oczami, bo wydawało się jej, że chłopak po prostu nie przywykł do takich komplementów i nie wiedział jak się zachować. Ha! Już ona się postara, żeby go tak nie peszyły. Nie, żeby zamierzała prawić mu miłe słówka na prawo i lewo, o nie! Aż taka miła to nawet ona nie była! No, ale skoro już zaczęli inny temat, to tamten zamierzała zakończyć na tę chwilę. Było miło i hurra, ale co za dużo, to podobno niezdrowo! -Więc, tego...Pochodzisz z Islandii, prawda? Nigdy tam nie byłam.-Przyznała, przeciągając się lekko, patrząc z nieco złośliwym uśmieszkiem w stronę fontanny, gdzie ten durny posąg, planował właśnie zamach na suche ubrania jakiejś parki.-Ale zawsze kusiło mnie, by tam pojechać. Kiedyś z siostrą wymyśliłyśmy nawet, że jak już tam będziemy, to zjedziemy z lodowca na rowerach.-Zaśmiała się na samo wspomnienie, dziecinnych przekomarzanek z Samanthą. Ah, to były czasy!-Wiesz, która byłaby bardziej połamana- wygrywa. A później mama usłyszała naszą rozmowę i dała nam kazanie jak nigdy, opatrzone zakazem wychodzenia na dwór przez miesiąc... Dodałaby zapewne jeszcze coś, ale nie była pewna, czy nie brzmi, jakby właśnie się przechwalała, albo czy w ogóle jego interesuje ten temat. Nie wiedziała w końcu nic o jego rodzinie, a wiedziała, że dla niektórych osób takie tematy mogą być ciężkie -w końcu nie raz miała do czynienia z różnymi osobami, o różnych charakterach! -A... co jest twoim prawdziwym celem? - Spytała więc szczerze zainteresowana, znów zerkając na niego kątem oka. Jej celem póki co było tylko skończenie studiów, a potem znalezienie jakiejś pracy, przy której zarobi a się nie narobi - taaak, marzenia, wiedziała o tym. Ale za marzenia się ponoć nie płaci! A zresztą, skoro już utworzyła się między nimi ta nikła nić porozumienia, to nie chciała jej utracić. I miała nadzieję, że pytanie go nie zirytuje, czy coś. Albo że nie uzna, że Lee jest jak jakaś natrętna mucha, której nie da się odpędzić!
Słowa. Potrafią ranić, przynosić ulgę, sprawiać że ludzie się rozklejają, a także wywołać szczęście duchowe. Czym tak naprawdę jesteśmy? Dlaczego tak pozornie proste rzeczy potrafią skrywać olbrzymie tajemnice. Dla jednego obelga, dla drugiego komplement. I to nie jest dziwne? Tak właśnie było w tym momencie z Matthiasem. - Ah, dzieciństwo. Doprawdy urocze. - Powiedział pełnym pogardy głosem. Być może nie miało to na celu obrażenie dziewczyny, ale zdecydowanie tak zabrzmiało. Jego mimika twarzy nagle się zmieniła. Radość zastąpił smutek, oczy spochmurniały, chłopak zmarszczył czoło. Raczej mało urokliwy wygląd. To ostatnie pytanie... Nie miało prawa paść w tym momencie. Chłopak spojrzał na dziewczynę swoimi pełnymi cierpienia oczami. - Chcesz znać mój cel? - Spytał z psychopatycznym uśmiechem. - Oh, on jest bardzo prostu. - Dodał po chwili prostując swoją postawę. Jego twarz ponownie nabrała rumieńców, tym razem nie było to spowodowane wstydem. Ekscytacja. To uczucie rozpalało chłopaka od środka. Jego twarz automatycznie powędrowała do ucha dziewczyny. - Potrzebuję siły, wiedzy... zemsty. - Powiedział szeptem. Chory uśmiech przyozdobił twarz Islandczyka. Zęby wpiły się w jego dolną wargę, a brwi powędrowały ku górze. Typowa mina wariata, ale czy ten chłopak zwariował? Podróż do Islandii... Tak bardzo potrzebował powrotu w tamte strony, a skoro dziewczyna pragnęła tam się wybrać... - Wybierz się ze mną. - Odparł po chwili zastanowienia, chociaż jego zachowanie może odstraszać dziewczynę, to nadal jest to doświadczenie, o które może w przyszłości przynieść profity. Poza tym, kto nie chciałby zwiedzić obcego kraju, poznać kulturę tamtejszych ludzi, spotkać Islandzkich czarodziei? Kto wie jakie tajemnice kryje w sobie ten mały kraj.
Ohoho, chyba przesadziła. Albo po prostu chłopakowi dość było pozytywnych emocji, więc zastąpił jej zwykłym dla siebie ponuractwem i brakiem jakiegokolwiek wyczucia. Bo ta uwaga na temat dzieciństwa w istocie lekko uraziła dziewczynę. -Dzieciństwo. Każdy je posiada.-Mruknęła tylko, a uśmiech na jej twarzy lekko przygasł, zapatrzyła też się znów we wredny posąg. Zaczęła się zastanawiać, co zrobiła źle. Czyżby uderzyła w jakiś jego czuły punkt, a on zamiast zareagować rozpaczą, czy jakoś tak, zareagował czymś na kształt... okrucieństwa? Tak, chyba to właśnie słyszała w jego głosie. To było lekko straszne. Ale nie byłaby sobą, gdyby teraz uciekła. -Zemsty...?-I znów nie wiedziała, o co chodzi. Jakiej zemsty, za co, dlaczego. Oh, jak mało wiedziała o Mattcie! I znów pojawiło się w niej pragnienie DOTARCIA jakoś do tego chłopaka, chciała poznać jego historię, marzenia, sekrety... Chciała wiedzieć. I już cisnęło się jej pytanie na usta, ale zamiast niego, Matt usłyszał tylko: -Jechać z tobą? W sumie...- Z jednej strony mógł to być klucz do sukcesu. Może na wyprawie do rodzinnych stron otworzyłby się przed nią, mogłaby go lepiej poznać? Z drugiej strony - tak na dobrą sprawę to naprawdę nie wiedziała o nim nic. Ta podróż mogła być niebezpieczna. Nie miała pojęcia, jakie miał plany w stosunku do niej, czy w ogóle jakieś miał, czy nie będzie wobec niej okrutny, czy nie wykorzysta jej do zemsty (kurde, naprawdę musi się dowiedzieć, o co chodzi!), czy nie zamknie jej gdzieś w jakimś domu na Islandii by już nigdy nie mogła wrócić do domu... tyle niewiadomych! I z każdą następną, jej ciekawość wzrastała, taka już z Lee była dziwna istota. I to pewnie właśnie dlatego dodała:-Z chęcią.
Szczęście? Chyba to odczuwał chłopak kiedy praktycznie na jednym oddechu wydobył z siebie tak głęboko skrywaną tajemnicę. Jak dotąd nie zdarzyła się osoba, której z takim... zapałem powiedział o swoim pragnieniu. Jego starania, aby wywołać w dziewczynie strach prawdopodobnie zawiodły, gdyż dziewczyna wyrażała coraz większą chęć na wyjazd. - Jesteś tego pewna? - Spytał prawie przez zaciśnięte zęby. Czy, aby na pewno każdy posiada dzieciństwo? Chłopak przymknął oczy na parę sekund zaglądając w najciemniejsze zakamarki swojego umysłu. Tam właśnie zostawił te wspomnienia. Ojciec opowiadający o zabójstwach mugoli, brat wpadający pod samochód, choroba matki. Dla niego dzieciństwo skończyło się bardzo szybko, musiał dorosnąć, zrozumieć niektóre rzeczy. - To nie będzie miła podróż, przynajmniej nie dla mnie. - Dodał nieco cichszym tonem. Po części dzięki temu jednemu zdaniu podzielił się z dziewczyną swoją przeszłością. Powinna się domyślić, że przeżycia związane z dzieciństwem są dla Matthias'em czymś na wzór... tabu? Krukon otworzył swoje oczy i rozejrzał się dookoła, z każdą minutą ubywało ludzi. Powrót do rzeczywistości. Chłopak nie spodziewał się aż tak dużego entuzjazmu ze strony dziewczyny. Może na początku ich znajomości wyrobił sobie o niej zbyt pochopne zdanie. Najwyraźniej Lee była dosyć odważną kobietą, któż normalny zdecydował się podróżować z Örn po takiej scence? Trzeba przyznać, że lekko mu to zaimponowało. - Dam Ci znać kiedy zamierzam się wybrać do domu. - Powiedział po chwili ponownie wracając wzrokiem do twarzy dziewczyny. Czyżby ponownie powrócił milusieńki Matt, a może to jakaś neutralna wersja?
Nie odpowiedziała na jego pytanie, jedynie skinęła głową. Tak, każdy posiadał dzieciństwo - jedno mogło być wspaniałe, jak jej, inne mogło być takie sobie... No dobra, zdawała sobie sprawę, że niektóre dzieciaki po prostu musiały dorosnąć szybciej, z powodu ciężkich doświadczeń życiowy. Oh, czyżby i Matta to dotyczyło? Przygryzła wargę, znów starając się go rozpracować, ale to chyba nie było możliwe w jeden dzień. Może nawet miesiąc czy rok to za mało? Może Matt należał do tych ludzi, których złożoną naturę poznaje się całe życie, całą wieczność? -Rozumiem. Dobrze więc, jeśli nie będziesz podczas niej sam, prawda?-Spytała, a może raczej stwierdziła, zerkając na niego kątem oka. Te słowa nie brzmiały już tak źle, jak tamte o zemście, chociaż nie wątpiła, że było to ze sobą powiązane. Nagle zapragnęła wiedzieć, kiedy ostatnio odwiedził swój rodzinny dom. Znów tyle pytań cisnęło się jej na usta, że aż musiała przygryźć język, by nie zasypać go nimi, zwłaszcza, że nie wyglądał wcale jakby był skory do odpowiedzi! -Dobrze. Będę czekała na sowę.- Uśmiechnęła się delikatnie, chociaż miała nadzieję, że chłopak da jej trochę czasu na przygotowania, a nie zadecyduje nagle, że ma się zjawić natychmiast w wyznaczonym miejscu, nie dając jej nawet czasu na zabranie płaszcza. Znów ich spojrzenia się spotkały i Lee odwróciła głowę by popatrzeć przez chwilę wprost na niego nim znów wróciła do obserwowania znużonej już chyba próbami oblania innych Rzeźby. Uśmiech jednak całkiem wrócił na jej twarz, tak jak wcześniej.