W sercu parku znajduje się plac z ogromną fontanną, przy której można ochłodzić się w upalne dni. Zazwyczaj pełno tu rodzin z dziećmi, choć nie brakuje też spacerującej młodzieży. Nocą woda zmienia swój kolor i nabiera większego światła dzięki czemu aura jest tu iście romantyczna.
Nie wiedziała jak to powiedzieć. Znów była bezradna. Znów się czuła okropnie. Jeszcze w dodatku ją przytulił. Uch, to takie rozpraszające. Można powiedzieć, że rozpłynęła się pod wpływem tego, czego właśnie doświadczyła. Nigdy jeszcze nie podeszła do jego objęć w taki sposób, w jaki teraz zaczęła to traktować. Czy to obrzucenie siebie nawzajem wszystko zmieniło? Tak, te listy były pomocne - powiedzieli sobie przynajmniej to, czego się obawiali wyznać w cztery oczy. Czasem jednak ta poczta się przydawała. Zaczął ją zachęcać. Co też nie było dobre, gdyż nie za bardzo jej to pomogło. Zawsze była nieśmiała, ale teraz to już w szczególności. Wciąż siedziała z przymkniętymi oczami i myślała. Starała się coś sensownego uklepać w głowie, aby mógł ją zrozumieć. Prawdę mówiąc jego gest, który doprowadzał, że przeszły po jej ciele dreszcze z radości mógł być określony mianem wsparcia duchowego. Wzięła głębokie wdechy, powtarzając sobie, iż raz kozie śmierć i że nigdy już nie będzie miała takiej okazji, jak ta teraz dziejąca się. - Że Ty też mi się podobasz. - nie chciała owijać w bawełnę wolała powiedzieć prosto i klarownie co o tym wszystkim sądziła. A tymi słowami najbardziej odda sens swoich uczuć. No chyba, że Elliot postanowił dać sobie całkiem z nią spokój i zaprzestać babrania się w to "gówno". Zapewne by żałowała, ale co mogłaby mu zrobić? Nic. Pocierpiałaby trochę i może by doszło do zapomnienia. Może. - Czemu nic wcześniej nie wspominałeś? - dorzuciła pytanie po chwili ciszy jaka nastąpiła pomiędzy nimi, jednak wciąż unikając kontaktu wzrokowego z jego osobą. Wolała siedzieć tak przytulona do niego i mieć zamknięte powieki. Musiała przyznać, że w ten sposób przyjemniej i pewniej się czuła, a co za tym idzie - mogła szczerze i otwarcie z nim pogadać na wszystkie tematy, jakie tylko pojawią się podczas tej dyskusji.
Ogólnie uważał, że oboje potrzebowali czasu aby pomyśleć o tej niekomfortowej sytuacji. Gdyż on tak na dobrą sprawę, spławiany przez Pannę Fox nie robił nic złego zabawiając się z innymi dziewczynami. Przecież miał wolną rękę, nie był uwiązany i po prostu mógł. Nie miał ograniczeń. Aczkolwiek jego droga przyjaciółka chyba uważała inaczej, trochę go to bawiło, że jak jest w niej zadurzony to powinien tylko walczyć o jej względy. Pytanie teraz, ile lat można czekać? Bo on się stara ją podejść odkąd tylko okazało się, że oboje będą uczęszczać do tej szkoły, co w jego przypadku daje sześć lat nauk podstawowych i dwa lata studiów. To się w końcu chłopaczyna zirytował i szukał szczęścia w innym podejściu do świata. Być może rozmowa powinna być przeprowadzona już dawno temu, ale starając się go zrozumieć, no nie był typem, który się tak otwierał przed innymi, sam sobie zawsze radził. Nie lubił się zwierzać, krył się pod maskami, a zwłaszcza pod tą jedną, wiecznie zadowolonego, nieco opryskliwego Casanovy. Przywykł do tego i sam czasem się gubił, czy to on czy nie on. Obawy Sophie były słuszne, z takim facetem jak on nigdy nic nie wiadomo, jakaś spódnica tu czy tam i się od razu ślini. Na jej widok też o czy dobrze wiedziała. Pewnie, że chciał ją mieć w łóżku, bo kto by nie chciał?! Z tymże zranienie jej byłoby i dla niego wielkim ciosem. Przytulał ja do siebie, a nawet ucałował jej czubek ciemnej głowy, w takim bardzo uczuciowym geście. To było do niego takie niepodobne. Kiedy zaś wyznała co czuje skamieniał. Wstrzymał oddech, zamarł. Zatkało go. Jego odwieczna myśl, że jego uczucie jest czysto platoniczne dawało mu pewne bezpieczeństwo, a teraz jego bańka mydlana pękła. Nie miał pojęcia jak ma ugryźć temat. Z której podejść strony i zaatakować. Był to dla niego nie mały szok, ale nie wypuszczał jej ze swoich ramion. Wolną dłonią sięgnął do kieszeni jesiennego płaszcza i wyciągnął paczkę fajek. Wsadził sobie szluga do ust i zapalił. Dobrze było w takiej chwili przyjąć nieco nikotyny i pomyśleć. -Serio? Nie mógł wyjść z podziwu, wiedział, że laski za nim piszczą, że się im podoba, ale... nie sądził, że Sofa też patrzyła na niego w sposób znacznie inny niż na przyjaciela. Cholera, nie wiedział co powinien zrobić i powiedzieć. -A Ty na moim miejscu powiedziałabyś? Jego dłoń z ramienia dziewczyny przeniosła się na jej włosy i przeczesała je. Westchnął przeciągle znów zaciągając się papierosem. Kiedy wypuszczał dym z ust odwracał głowę aby nie leciało to na nią. -Byliśmy przyjaciółmi, nie chciałem tego psuć. A takie rzeczy niszczą przyjaźń.
Rzeczywiście, może i trochę to jest pogmatwane, ale jakoś sobie dadzą z tym radę, prawda? Skoro umieli wybrnąć z jego problemów rodzinnych, to takie coś jest niczym pikuś, czyż nie? W końcu dojdą do porozumienia, nie ważne jakiego, byleby nie rozstawali się na zawsze. Po tym wszystkim nie zniosłaby chyba jego braku obecności. Tak się przyzwyczaiła do jego ciągłego bycia przy niej, że nie mogła nawet sobie tego wyobrazić - utracić go z powodu swojej głupoty. Bo jednak może i powinna była mu poświęcić więcej czasu, kiedy to on to robił? Nauka była ważna, jak widać - najważniejsza. Nie znaczyło to jednak, że zaniedbywała Elliota, wręcz na odwrót - starała mu się poświęcić każdy swój wolny czas. W szkole może nie było go aż tak wiele, w porównaniu do wakacji czy też przed przystąpieniem do Hogwartu, lecz był to też okres, który, w jej mniemaniu, był wystarczający. Poza tym, w tym czasie nie tylko pozwała się podrywać, lecz także pozwalała mu się zwierzać. Doskonale wiedziała, iż nie jest tym typem, o którym nawet zostało wyżej powiedziane, jednak potrafiły mu się zdarzyć chwile słabości. Każdego to kiedyś, prędzej czy później, dopada. Znała go doskonale, jednak musiała przyznać - tego czułego ucałowania ją w głowę się by w życiu nie spodziewała. Nieźle ją zaskoczył. Czyżby to wyglądało jakby od zawsze chciał to zrobić? Może by nie był w ogóle takim człowiekiem, jakim się stał poprzez jej ciągłe, nieświadome, odrzucenia? Nigdy nie wiadome, a tego się, niestety, już nie dowie. No chyba, że Elliot zacznie zmieniać swoje postępowanie z dnia na dzień. To także byłoby już doskonałym poświadczeniem, iż na prawdę coś do niej czuje. Dostrzegła, jak sięga do kieszeni, a po chwili wyjął paczkę papierosów. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy i ona powinna zapalić. Prawdę mówiąc sytuacja jest tak napięta, że z przyzwyczajenia zawsze tak robiła. Pora to zmienić? Nie, nie sądziła, aby już była gotowa na taki krok - w końcu porzucenie nałogu jest wielkim krokiem do zmian w swoim życiu. Jak na razie wystarczała świadomość tego, że może w najbliższej przyszłości stać się jego dziewczyną, a ta bliskość jego osoby pewnie całkiem obróci jej świat do góry nogami. - Tak, na prawdę. - odparła, głaszcząc palcami jego dłoń, która była spleciona z jej. Brała głębsze wdechy i wypuszczała ciężko powietrze, sama nie wiedząc dlaczego. Zaczynała tracić kontrolę nad swoim ciałem, przez co czuła się trochę gorzej. Chyba to wszystko jest spowodowane tylko i wyłącznie stresem. A może zaczęły się pojawiać w jej brzuchu tak zwane motylki? Już nic nie wiedziała, nie chciała niczego już sobie wyobrażać aż za bardzo. - Jakby nie patrzeć, byliśmy oboje w tej samej sytuacji i żadne z nas nie ośmieliło się przyznać. - przyznała zgodnie z prawdą, podnosząc na niego oczy. Przyjrzała mu się dokładnie, zastanawiając się co też teraz mu chodzi po głowie. Naturalnie, była to ta cała sytuacja w jego myślach, jednak co on o tym wszystkim sądził? Co chciałby jej powiedzieć, ale się wstydzi przyznać? Co uważa na temat ich przyszłości? Pragnęła tego strasznie, jednak było jej głupio się pytać tak wprost - jeszcze nie teraz. Rozpoczął głaskanie jej włosów, co przyprawiło ją o kolejne dreszcze, jednak nie zapomniała się i słuchała odpowiedzi na swoje pytanie. - Nie zniszczyłoby to naszej przyjaźni, wierz mi. Nigdy bym Cię nie zostawiła, bez względu na wszystko. - odparła i posłała mu ciepły uśmiech, wciąż bacznie mu się przyglądając. Wzięła parę głębszych wdechów i wypuszczała coraz to więcej powietrze z płuc poprzez nozdrza, nie wiedząc nadal co się z nią właściwie działo. - Dasz jednego papierosa? Muszę zapalić. - rzuciła krótko i rzeczowo, oczekując na swojego papierosa, o jeśli w ogóle miał zamiar się z nią podzielić używką. A gdy ją otrzymała, bądź też nie, postanowiła znowu się czegoś dowiedzieć. Chyba dzisiaj będzie go strasznie katowała pytaniami. W inny sposób się nie dowie czegokolwiek. - Co z tym wszystkim zrobimy? - poprawiła się, siadając jeszcze bliżej niego i ponownie głaszcząc jego dłoń za pomocą swoich zgrabnych paluszków. Widziała, że był strasznie spięty, chciała mu tym pomóc się jakoś rozluźnić.
On już nawet zapomniał, że kiedyś trapiły go takie problemy. Że wyleciało mu to z głowy mógł dziękować jej, była dużym i jedynym wsparciem. Nawet w głowie nie miał tego aby zrywać z nią kontakty, kłótnie przecież się zdarzają nawet między najlepszymi przyjaciółmi, a może przede wszystkim tam. Choć ciężko powiedzieć, że relacja była prawdziwa biorąc pod uwagę to, że oboje robili podchody i milczeli ze swoimi uczuciami. Pogmatwana z nich parka przyjaciół. Nie mógł wymagać od niej stuprocentowej uwagi, choć chciałby żeby tak było. Nie można jednak mieć wszystkiego i nawet się przyzwyczaił do tego, że widzi ją od czasu do czasu i wówczas jest jak niespełnione marzenie. Chwile słabości dopadały go jak każdego, ale wówczas zaszywał się w swoim mieszkaniu z butelką wódki, albo jakimś ziołem i rozweselał się na swój sposób. Efektów nie przynosiło to żadnych, ale w końcu się ogarniał bo musiał, albo jakaś panna ładowała mu się do łóżka. To też dobry sposób na depreche. Zdarzało mu się być nawet porządnym gościem, ale to rzadkość... Lepiej się nie przyzwyczajać. Cholera wie jaki był tak naprawdę, ciągle nosił maski i nie wiadomo było, która to prawdziwy on. Z postępowaniem było ciężko, w końcu leczenie się z nałogu wymaga czasu, w tym przypadku było podobnie. Nie potrafiłby zrezygnować z tego wszystkiego nagle z dnia na dzień. Przykro mi i mu, ale nie można oczekiwać cudu, że nagle o pstryknie palcami i będzie cudownym facetem, który nie będzie się oglądać za spódniczkami, w końcu robił to tyle czasu, że głowa sama mu leciała i namierzała ładną dupeczkę. Jasne będzie się starać, pracować nad sobą, ale do czasu kiedy mu nie przejdzie nie chciał jej proponować aby była tylko jego, bo nie wiedział czy uda mu się być tylko jej. Aczkolwiek miała nadzieję, że właśnie tak się stanie w najbliższym czasie, jednak jeszcze nie teraz. -Zaskoczyłaś mnie. Wsadził papierosa do ust i niezgrabie podrapała się w tył głowy mierzwiąc przy tym swoje włosy. Aby po chwili znów dzierżyć szluga w dłoni. -Sądziłem, że to raczej nie ten rodzaj znajomości. Wydawało mu się, że na wszystko trzeba czasu, nie ma co się śpieszyć i porywać na żywioł. Bo może z tego wyjść cóż, relacja łóżkowa jak się za to weźmie tak teraz od razu. A przecie nie chciał jej tak wykorzystywać. -Nie jest to prosta sytuacja. Zamyślił się na dłuższą chwilę, palił powoli i się zastanawiał, a na kolejne jej słowa pokręcił głową. -Wiem, że byś mnie nie zostawiła. Jednak też wiem jak to jest, kiedy oczekuje się więcej niż przyjaźni. Na prawdę nie mógł ogarnąć sytuacji, jakoś tak nie umiał sobie wyobrazić tego co dalej. Jak ma się teraz do niej odnosić. Nie podobało mu się to. Poprosiła o papierosa, a on jej go bez wahania dał, wyjął nieco wymiętoloną paczkę fajek i podał jej, podobnie jak zapalniczką, tak bardzo ludzką. Jednak całkiem przydatne to urządzenie. Natknął się na nie kiedyś jak jeździł po Londynie i potrzebował czegoś ze sklepu, trafił na mugolski. I od tamtej pory nie rozstawał się z tym cacuszkiem. -Sofa, mnie nie pytaj. Czy ja wyglądam jak ktoś kto sobie radzi z takimi rzeczami?
Nie musiał tego mówić, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że go zaskoczyła. Sama siebie zaskoczyła, to też jest fakt oczywisty. Nie sądziła, że wypowie te słowa w jego kierunku w tak szybkim momencie. Po prostu chciała mieć to za sobą. I tyle. Czyż to nie jest takie... lekkomyślne? Trochę tak, aż za bardzo, ale potrafiła w niektórych chwilach myśleć impulsywnie, nie zastanawiać się nad tym, co ma zamiar przekazać, tylko tak po prostu palnąć. Dziwne podejście, szczególnie w takiej sprawie, ale co poradzić? Przyglądała mu się bacznie, nie wiedząc co dalej jednak o tym myśli. To, co mówił, było tak oczywiste, a zarazem denerwujące. Sama nie wiedziała co mogłaby powiedzieć, jednak ona się przyznała do tego, zaczynała podejmować rozmowę, a on tylko palił, mierzwił swoje włosy i umywał jakby ręce. Ok, rozumiała, że jest zdenerwowany, ale lubiła znać konkretny, niestety. Przecież ją znał, to powinien wiedzieć co mniej więcej powiedzieć, jak to zrobić i o czym ewentualnie z nią przedyskutować. - Tak, wiem, nie jest to prosta sprawa. ale... Chyba damy sobie z tym radę, prawda? O jeśli w ogóle dalej czegokolwiek chcesz... - odparła niepewnym głosem, ponownie to przełykając ślinę i rumieniąc się. Nie poznawała siebie. Tak nagle stała się taka odważna i śmiałą do takich rozmów. Może tylko i wyłącznie dlatego, że to Elliot? Z innym by pewnie tak swobodnie o tym nie prowadziła konwersacji. - Trzeba jednie... Pomyśleć. Przyszłość teraz wydaje się być taka... Dziwna... Niepewna. Nie wiem co robić. - odparła, na chwilę się odsuwając od niego, zamykając powieki i spuszczając głowę w dół. Była tak tym wszystkim przejęta i załamana, że straciła jakiekolwiek racjonalne myślenie. Pokręciła głową, po czym usłyszała jak grzebie w kieszeniu. Wzięła papierosa, którego zaproponował po jej pytaniu o niego, zaraz potem sięgnęła po zapalniczkę, o której funkcjonowaniu już wszystko wiedziała i za pomocą niej zapaliła używkę. Zaciągnęła się, oddając mu ją, po czym wypuściła dym. Wzięła głębszy wdech. Tak jej brakowało tego dziwnego i lekko drapiącego w gardło smaku. - A czy ja Ci też na taką osobę wyglądam? Nie! - odparła zdenerwowana i wstała z fontanny, chwilę chodząc to w jedną, to w drugą stronę i trzymała się za głowę, co jakiś czas pociągając na nowo i na nowo z papierosa. - Ale trzeba coś z tym zrobić. Nie możemy tak tego zostawić. Nie możemy... Nie możemy... - gdy mówiła dwie ostatnie kwestie kręciła głową i znów zamknęła powieki, aby nie zacząć... Po prostu płakać. Nie miała pojęcia dlaczego się zachciało jej beczeć jak małe dziecko. Chciała ukryć łzy, dobrze, że głos dziewczyny niczego nie zdradzał. zatrzymała się w pewnym momencie i skierowała na niego swój wzrok, znów pociągając z fajki. Patrzyła bezcelowo na niego przed chwilę, po czym znów rozpoczęła wędrówkę to na prawo, to na lewo. - Pocałuj mnie. - odparła, nie przerywając swojego szaleńczego chodzenia w tą i w drugą stronę, mając totalnie skołatany umysł. Jej propozycja wyszła tak, jakby nie kontrolowała siebie. I właśnie dopiero po usłyszeniu swojego głosu, który wypowiedział ten jakby rozkaz, a niestety, nie mogła się już wycofać. Wyszłaby na idiotkę.
Sylvester rzadko kiedy odbywał wymianę tego typu listów z kimkolwiek, zważając chociażby na fakt, że był bardzo nieśmiałym chłopakiem, który chodzi w koszulkach Bitch, I’m Fabolous!. W każdym razie – nie był taki jak brat, przez co czuł się nieco gorzej, bo bardzo często dziewczyny traktowały go jak dupka, który złamał im serce, a przecież ten ćwok to nawet się nie całował. Cycki? Pierwszy raz widział w tej prenumeracie Harców Czarodziejki, które swoją drogą były bardzo przydatną lekturą. Mało tego mógł stwierdzić, że kobiety które nie są płaskostrzałami są bardzo ponętne, chociaż i te z pewnością bez piersi nie są gorsze. No, ale spójrzmy na taką nieznajomą Felice, która bezczelnie mu powiedziała, że może się zmienić w cycatą brunetkę. Jakby to było najważniejsze! Dobrze oczywiście, że dziewczę po chwili wspomniało o tym, że mają magiczne rolki, które wypuszczają śmieszny dymek, bo dla Bjorksona, coś takiego jest bardzo ważne. Czasami można stwierdzić, że to takie duże dziecko, które nieogrania rzeczywistości, ale z drugiej strony – chłopak prawdopodobnie nigdy nie dorośnie, bo posiadał przecież duszę romantyka. Marzyciela. Nawet listy z tą wredną dzikuską Fyodorovą nie wyprowadziły go z równowagi, a dziewucha jeszcze poznała dobre serce Sylvka, który ofiarował jej pierścionek z gigantycznym oczkiem. Akurat miał na zbyciu po babci, a on przecież w błyskotkach nie chodzi. Co się obiło o puchońskie uszka chłopaka? No, że właśnie Zilka jest materialistką, stąd ślizgonka mogła poczuć dobroć serca przystojniaka, którego i tak nie rozróżniała od tego brzydala, a to już bardzo smutne. No i jak Sylvester się napalił na te rolki, to oczywiście udało mu się je w końcu zdobyć. Zajęło mu to dwa dni, sześć godzin i czterdzieści trzy minuty… No, ale w końcu je ogarnął, zjawił się w Hogsmeade, i przede wszystkim posiadając fenomenalnie dobry humor, próbował poradzić sobie z tym cholerstwem, które prawdopodobnie nie miał być tak wiązane jak on to usilnie próbował robić, a co za tym szło – robił z siebie totalną łajzę. Smutne. Po kilku minutach gdy już udało mu się w końcu zawiązać rolki i względnie mógł stanąć na prostych nogach, wsadził jeszcze do magicznej „torebki” bez dna, w przypadku puchona był to plecaczek – swoje buty i do przodu. Mógł po prostu iść pojeździć i zrobić z siebie debila, bo przecież nie zaprosi dziewczyny na spotkanie, kompletnie nie umiejąc się poruszać o ośmiu kółkach, to głupie by… Płeć piękna była od niego w czymś lepsza. [stike]Szkoda tylko, że kobiety prawdopodobnie we wszystkim są lepsze od Sylvestra.[/strike]
Felicie miała po prostu dobry humor, a osobnik wysyłający do niej te listy wydawał się jej szalenie zabawną osobą, więc dlaczego miałaby mu odmówić spotkania? Tym bardziej, że rzeczywiście dawno nie jeździła na rowerze i wpadałoby, więc dokonać przeczyszczenia szafki, którą i tak miała opróżnić by spakować się na wyjazd do domu. Zatem odnalazła tam wspominane na pergaminie rolki i przyjrzała się im zamyślona. Może rzeczywiście powinna się zmienić w osobę, którą opisali w listach? Kolejno zatem dorwała całą korespondencję i czytając kolejne listy siedziała przed lustrem dokonując powolnej przemiany, która bardzo ją męczyła. Wciąż nie umiała jeszcze nad tym wszystkim dokładnie panować i nie wiedziała jak zrobić, żeby np. zbyt długie używanie metamorfomagii w jej przypadku nie powodowało drętwienia kończyn... Mimo to była bardzo wytrwała i wpierw zamieniła długie falowane włosy na czarne i lśniące, które dotykały prawie tyłka, a potem zadbała o powiększeniu biustu. Dokonawszy tych zmian później zajęła się charakteryzacją twarzy, a gdy wreszcie się jej udało to uśmiechnęła się do swojego dzieła, które było bardzo... Inne. To dobre słowo dla Feli, dla której charakterystyczna była drobna sylwetka skąpana w blond falach włosów, które kaskadami spadały na jej plecy. Teraz zatem mogłaby się wyzbyć swojej tożsamości, prawda? Sprawdziła tylko czy rolki nadal pasują i założyła luźniejszą koszulę plus jakieś wygodne spodenki, po czym wyszła po drodze do Hogsmeade zastanawiając się jakim imieniem powinna się przedstawić. Ona już wiedziała kogo powinna szukać przy fontannie i w sumie nie dziwiła się chłopakowi, że jej nie kojarzył. Mało osób ją znało, bo Felicie nie wchodziła w oczy. Co innego taka Villadsen, która do te pory stanowiła ich reprezentanta. To było fajne, miała sporo pomysłów i wydawała się taka pełna nadziei, czegoś czego czasem brakowało Feli... Ale wyjechała. Widocznie każdy ma swoje sprawy, a jedyne co Fela mogła zrobić, to jedynie przyjąć odznakę, która była jakaś ciężka i dziwna. Jak wszystko w życiu Joyner. W każdym razie pojawiła się obok fontanny poprawiając misternie ułożone włosy i podeszła do Sylvestra kładąc mu dłoń na ramieniu. - Cześć, jestem Rebecka. A Ty Sylvester, prawda? - Zachichotała siadając na ławkę, co by zdjąć trampki i założyć magiczne rolki. - Masz całkiem uroczy uśmiech i ciekawą fryzurę. Gdzie masz konia? Znaczy gdzie zaparkowałeś? - Trajkotała wymyślając po drodze jakieś zdanie, na co normalnie by nie wpadła. Tak bardzo kłamstwo, co?
Sylvester natomiast był pozytywną osobą, która nienawidziła się smucić, bo kiedy już to robił, zamykał się na długie godziny, lub po prostu uciekał od wszystkich tych, którzy go aktualny otaczają. Nie chciał w ten sposób zadręczać swoich przyjaciół czy po prostu zwykłych ziomków, bo było to absurdalnie głupie i niepotrzebne. No, przynajmniej on wyznawał taką zasadę, bo należy zauważyć, że u Sylvestra smutek na twarzy malował się bardzo rzadko - stąd wpadł na jakże genialny pomysł z listami. Dzięki nim odkrył także z kim fajnie trzymać sztamę, a kogo olać soczkiem jabłkowym! Oczywiście o czymś takim jak metamorfomagia słyszał, ale nigdy tego nie doświadczył na własnej skórze, no bo to też w sumie niemożliwe, nie? Jednak nie widział osoby, która potrafi dokonać zmiany swego własnego ciała, ale gdy już ogarnie, że ta Felice robi sobie z niego smocze jaja, to jak jej... Lutnie harmonijką to zobaczy ptaszki na główką, które będą za nią latać, dopóki jej nie podziobią. I wcale nie chodzi oczywiście o użycie zaklęcia avis, no halooo. Po za tym to takie żarty w akcie desperacji, bo Bjorkson nie jest w stanie przewidzieć co też dla niego puchonka - i to prefekt (!), o czym oczywiście puchon z Göteborgu nie miał pojęcia. Smutne to jego życie. Dopiero po chwili gdy zorientował się, że ktoś tu przylazł i jeszcze kładzie mu rękę na ramieniu, to wzdrygnął się jak tchórzofretka, no ale czasem tak się zdarza, prawda? Zmierzył dziewczę z góry na dół i lekko się skrzywił, a kilka sekund strzelił tekstem, którego nawet nie przeanalizował. -O nie, Ty naprawdę masz takie duże cycki... Myślałem, że robisz sobie ze mnie żarty. - Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego jakim jest idiotą, i zanim jednak do niego dotarło, że wypowiedział to na głos, a nie w swoich myślach, zdążył strzelić przysłowiowego face-palm'a. -To znaczy wiesz, są fajne, takie... Duże. - Co ten Sylvek odwala? Wybaczcie mu to, on po prostu nigdy, przenigdy nie zetknął się z tak atrakcyjną dziewczyną. Smutne, że robił tak fatalne pierwsze wrażenie. To życie jego naprawdę jest bardzo przykre. -Mój koń, ostał się o pani, gdzieś gdzie jeszcze nie dotarłem. Zapewne za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma dolinami. A ja gdy będę je przemierzał, imię Twe nosić na ustach swych będę. Sylvester Jamie Björkson, na Twych usługach najznamienitsza! - Powiedział ze stoickim spokojem, choć iskierki radości skakały w jego dwukolorowych tęczówkach. Z trudem próbował powstrzymać także uśmiech, który rysował się na przystojnej twarzy młodzieńca, i byle ten skryć pod lekką maską zawstydzenia, nachylił się do niej, czołem lekko zahaczając o jej piersi, a potem całując ją w rękę. Cóż za przyjemne uczucie...
Czym były dla Felicie zmiany wyglądu? Darem czy przekleństwem? Zabawnym przebraniem, którego mogła używać w każdej chwili. Ale nie wtedy gdy wstydziła się siebie czy coś. Jeszcze nigdy nie zetknęła się z tym paskudnym uczuciem i cieszyła się, że takie rzeczy ją omijały. W każdym razie jakoś nie wyobrażała sobie, by mogła użyć tego daru by zapomnieć o sobie. Lubiła siebie... Blond włosy, których nie była pewna naturalnej długości, bo akurat wydłużały się i skracały zależnie do jej nastroju. Nawet teraz wydawało się Felce, że z misternie przygotowanego przebrania coś się przesunęło, bo włosy były ciut krótsze niż na początku. Zignorowała to skupiając się na zapięciu rolek, a gdy on zaczepił o wydatny, przebraniowy biust zaśmiała się dźwięcznie wstając gwałtownie na równe nogi. W sumie to skrzywiła się słuchając tej plątaniny słów, którą operował i wywróciła oczami zakładając ręce na piersiach. - Gadaj sobie gadaj zdrów. Trelele morele miały dwie fele. Fuj. - Przedstawiła się tajniacko śmiejąc się z tego jaka sprytna się teraz zrobiła. W każdym razie nie zamierzała tkwić tu przez resztę swojego życia, bo przecież przyszła pojeździć na rolkach. Prawda? Tknęła go zatem energicznie w pierś dłonią zapewne trochę go odpychając. - GANIASZ! - Poinformowała go ruszając do przodu, tocząc się początkowo wolno, ale już za fontanną nabrała rozpędu, by uskoczyć przed krawężnikiem i zatoczyć śmieszne kółka na równiejszym odcinku placu. W każdym razie kolorowym dym zaczął wydostawać się spod kółek jej rolek przy okazji zmieniając kolor gdy zanikał w powietrzu. Uśmiechnęła się dumna z siebie gotowa dalej uciekać, ale Sylvester to chyba nie palił się do wspólnej zabawy także Felka w rebeckowej postaci musiała aż przystanąć, co by przyjrzeć mu się odrobinę dokładniej. - Mówiłam "ganiasz", a nie "stój", albo "poruszaj się jak żółw"! - Poinstruowała go podjeżdżając do niego płynnie, co by jednak zapytać czy wszystko w porządku. Może faktycznie wpierw powinna dać mu pogapić się na cycki? Straszny z niego idiota w tej dziedzinie, ale wiecie jak jest. Felka nie chciała już nic mówić, przecież taka kulturalna z niej istotka.
Dobrze, zatem zacznijmy od tego czym dla Sylvestra były zmiany wyglądu? Kłamstwem. Głupim, podłym, wrednym, wyrachowanym, cynicznym, ironicznym, przesiąkniętym hipokryzją, brakiem samoakceptacji... Co ten Sylvek odwala? Każdy dobrze wie, że zmiany wyglądu to coś najlepszego na świecie. Można poprawić sobie to i owo... No Bjorkson to poprawiłby sobie całkiem sporo, ale nie popadajmy jednak w skrajności. jak już po prostu pozna prawdę to pewnie będzie w szoku, bo to ostatnia rzecz jakiej by się spodziewał w dniu dzisiejszym, co nie. Zresztą, skoro Felicie i tak się już zjawiła to nie miał co marudzić, ani tym bardziej jęczeć. Umówmy się, że to wszystko byłoby nieznośne gdyby tak nagle zaczął mruczeć, że to mu nie pasuje. To. To. To. I to. Pomyślałaby, że jest jakimś cieniasem, czy jakoś tak, a tego to on nie chciał, więc niestety musiał w pełni skupić się na pewnych aspektach. Och, gdyby tylko wpadł na to, że dziewczę mu się właśnie przedstawiło, to byłoby cudownie. No, ale jak widać jest tylko facetem - nie ma co od niego wymagać domyślności czy nawet po prostu zwykłego... Mam Cię, wiem jak masz na imię! - niestety, nie z Sylvkiem te numery. -Ehehehehe, nienormalna... - Skwitował pod nosem, gdy szturchnęła go, a zaraz potem zaczęła uciekać jak popyrtana. Co ona, z choinki się urwała? Halo, on dopiero przyjechał. Kazachstan zwiedził. Ganiasz? No chyba muchę. Nie wiedział do końca o co chodzi, wzruszył zatem ramionami i gdy znów go skarciła, ruszył przed siebie. No wszystko poszło niemalże idealnie, gdyby nie fakt, że wywrócił się na prostej drodze, ledwie ruszając prawą nogę w przód. Cóż, gleba zaliczona. Jeden do zera, dla rolek. Nie ma to jak nieustraszony rycerz w niebieskiej marynarce, który próbuje się wyzbierać, a po chwili... No cóż, znów lądują na ziemi, tym razem na dupie. -Głupie to! Nie wiem co robić! Miało jechać samo! czemu nie jedzie?! - Podniósł lekko głos, a po chwili usiadł, wyciągając nogi przed siebie. Analizował wiele, ale na pewno nie to, że robi z siebie ZNOWU frajera. -Serio, nie wiem jak się na tym poruszać...
Felicie roześmiała się całkiem po felkowemu i podjechała do niego zatrzymując się płynnie i zakładając ręce na biodrach. Bawiła ją ta cała sytuacja, a gdy się przewrócił to wyciągnęła do niego rękę, co by pomóc mu wstać. Rolki nie były prostym narzędziem. Fela pamiętała swoje pierwsze jazdy, ale miała wspaniałego nauczyciela w postaci ojca, który poświęcił jej sporo czasu. Także wszystko z pewnością przebiegało inaczej, a teraz mogła dzięki temu popisywać się przed Sylvestrem. W każdym razie ujęła obydwie jego dłonie zaciskając na nim swoje i uśmiechnęła się niepewnie jadąc powoli do tyłu. Tym samym nieznacznie o mało co by sama się nie przewróciła, ale poświęcając się zwyczajnie uczyła go jak powinien się poruszać. - Płyń... Nie możesz chodzić na rolkach. Zwyczajnie suń kółkami do przodu. Wiesz jak... Jedna druga, jedna druga. Trzymaj się mnie. Powoli tylko. - Instruowała pomagając mu odzyskać rytm w ruchu, który musiał wydawać się teraz dla niego bardzo obcy, możliwe że zbyt gwałtowny. W każdym razie nie zamierzała mu odpuszczać, przecież po coś tu przyszli. Pewnie nawet nie zorientowała się kiedy końcówki jej włosów zmieniły barwę na zieloną nieźle kontrastując z czarnymi kaskadami. Mimo to jakoś specjalnie nie przejęłaby się nawet wtedy, gdyby wiedziała. Zatem pozwoliła sobie skupić się na takich szczegółach jak dyktowanie mu kolejnych kroków. W ten sposób znaleźli się odrobinę dalej od fontanny, ale dość blisko ławek. Przynajmniej nie zaliczyli jeszcze upadku. Choć kto wie? Może wszystko możliwe.
Kostki parzysta - przewracamy się :c nieparzysta - dojeżdżamy do ławki
W obu przypadkach możesz przyjąć,że włosy Felki zaczęły zmieniać się na pierwotny blond, ale powoli.
Czuł się jak skończony debil. Nic dziwnego, że laski nie lubiły z nim przebywać skoro był taką pizdeczką. To logiczne, że wolały jego brata, który wiedział co robić, mówić, jak się zachowywać - byle jakakolwiek z nim poszła zaliczać kolejną bazę, a nie tylko rozmowy o dupie hipogryfa. Sylvek nie umiał tak naprawdę wielu rzeczy. Nie wiedział jak gadać z pannami. Jak je podrywać. Był zazwyczaj sobą i to bawiło, niektóre z nich. No tak jak chociażby ostatnio Jarkę, z którą spędził kilka chwil, ale podczas spotkania więcej się śmiali niż gadali. A może tak naprawdę ona śmiała się z jego głupoty, czy coś, a nie... Z tego, że on po prostu jest kimś nadzwyczajnie zabawnym? Na samą myśl serce mu pękało, ale przecież nie będzie teraz beczał przy dziewczynie, która była naprawdę chyba fajna. A może wcale nie? Och, wy wszyscy magiczni święci, jak dobrze że on nie miał pojęcia, że ta się nim bawi! -No sunę, przecież... Nie widzisz?! Raz, dwa. Płynę i płynę, i dopłynąć nie mogę! - Swoją drogą, Sylvester nie umiał pływać, ale to nie ma większego znaczenia. Spojrzał na Felicie i ścisnął lekko jej dłonie, a po chwili zorientował się, że te ciemne końcówki dostają jakiejś tęczowej choroby. Zmarszczył lekko brwi i oczywiście zanim się zorientował, że najechał na kamień, już leżał na dziewczynie, którą przygniótł swoim chudym ciałem. Mimowolnie jednak podczas całego upadku ułożył jedną z dłoni na jej głowie, co by czasem nie uderzyła o ziemię, bo jeszcze by sięwięcej szkody niż pożytku z tego narobiło! -Przepraszam, ale to przez Ciebie. Twoja włosy bzikują. Źle się czujesz? Mienisz się... Twoje włosy są blond! - Krzyknął po chwili, gdy w końcu z niej zszedł i usiadł obok. Nie mógł wyjść z podziwu dla tego co robiła ze sobą. Skąd ona to umiała? Sylvek też tak chce, no halo!
"Laski", przynajmniej takie jak Fela, lubiły ludzi którzy zachowywali się tak jak stworzyła ich osobowościowa natura. Nie silili się wtedy oni na coś, co sama Joyner nazwałaby nieudaną mutacją. To było nie fair, gdy ktoś oszukiwał Cię przy pierwszym spotkaniu słowem, które zupełnie do niego nie należało. Czym jest "podryw" jeśli nie jedynie próbą zawarcia kontaktu, który mógł za chwilę się skończyć plaskiem w twarz? Fela zupełnie nie wiedziała czy po porównaniu wolałaby Leonarda czy Sylvestra, a może czy w ogóle któregoś by wolała? Zupełnie nie ogarniała tej sytuacji i np. wolałaby się wycofać, by w spokoju się zastanowić. Choć na dobrą sprawę po co skoro wszystkich traktowała jak kumpli, to w czym problem? Pewnie dalej by się nad tym zastanawiała gdyby nie to, że przewrócili się, a on jeszcze na niej wylądował. Fela zamiast syknąć z bólu zaczęła się śmiać głośno, bo wszystko wydało się jej teraz tak bezsensowne, że przestała się skupiać na zachowaniu wyglądu, którym dysponowała w chwili obecnej i pozwoliła sobie puścić wodze fantazji, co by przez chwilę rzeczywiście być sobą. Zaraz jednak gdy sie podnieśli, co zapewne przyszło im z niemałym trudem, a Sylvester zwrócił uwagę na jej fryzurę, Fela otworzyła szerzej oczy i pociągnęła za włosy do przodu, by rzeczywiście im się przyjrzeć. I tak na oczach Sylvestra stały się one na powrót czarne. Jednak nie chcąc dalej go oszukiwać pozwoliła im po chwili by powolnie przeszły do naturalnego blondu, który był jej kolorkiem od urodzenia. I zaraz poczęła uspokajać charakterystykę twarzy, a nawet piersi wróciły do normalnych rozmiarów. Chwilę to wszytko zajęło, bo Fela jeszcze poprawiała kolejne części garderoby, które teraz stały się o wiele luźniejsze, jednakże nie traciła rezonu i cały czas szeroko się uśmiechała. - Jestem Fela. Znaczy Felicie. Felicie Ula Joyner. FUJ. - Roześmiała się podając mu dłoń, co by pomóc dojechać do ławki, przy której zatrzymali się żeby usiąść. - Jestem metamorfomagiem. Takie coś, że mogę się zmieniać. - Powiedziała mu tłumacząc tym samym zjawisko, którego był dopiero świadkiem!
Sylvester nie wiedział co to podryw. Nie miał pojęcia nawet czym jest tak naprawdę zdobywanie kobiety. Dla niego to nie istniało. Wolał siedzieć na łące. Wolał patrzeć w gwiazdy. Wolał mieć to wszystko i nie zawracać sobie głowy czymś, co dla niego było całkowicie zbędne. Czy nie jest to lepsze? Oczywiście, że jest. Młody Bjorkson w przeciwieństwo do starszego brata był totalnym luzerem w kwestii relacji międzyludzkich. Wolał egzystować gdzieś pomiędzy, ale nie wchodzić nawet na moment w głębsze uczucia. Nie dorósł do tego? Nie. Wiedział, że jak się ufa ludziom, to ci potrafią wszystko zniszczyć. Kłamią. Mataczą. Nie potrafią być szczerzy. Tak było w jego poprzedniej szkole, która w tej chwili była najgorszym koszmarem. Nie chciał tam wracać, bo Astrid, bo Ingrid, bo wiele... Wiele innych osób, których nawet wolał nie pamiętać. Wpadł w nastrój melancholijny, gdy zobaczył że dziewczę dobrze się bawiło, a on wychodził na idiotę. Cóż, tak bywa. W każdym razie nie miał zamiaru pokazać po sobie, że jakoś go ubodło. W końcu nie każdy dobrze się bawi, gdy jest obiektem żartów i kpin. -Sylvester Jamie Björkson, ale to przecież już wiesz. - Powiedział bardziej do siebie, a potem usiadł przy fontannie i zaczął rozpinać rolki, które jak widać nie były jego przeznaczeniem. Spojrzał jedynie w górę, by przyjrzeć się włosom dziewczyny, a chwilę później przełknął głośniej ślinę. -Fajna sztuczka. W kogoś też się potrafisz zmienić? - Spytał świdrując ją wzrokiem i choć wyglądał na ciekawego tego wszystkiego, to w głębi czuł się jak skończony frajer, który powinien jak najszybciej stąd uciec. I tak pewnie też zaraz zrobi. Siedzenie w tym miejscu było dla niego totalną abstrakcją i bynajmniej nie powinien więcej wchodzić w drogę tej dziewczynie, skoro... Kolejnym razem może okazać się jeszcze kimś innym. -Zresztą nieważne. Ja tak nie potrafię. Widocznie, takie sztuczki potrafią tylko zdolni czarodzieje, a ja po raz setny w ciągu ostatnich kilku dni wyszedłem na idiotę. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. - Uśmiechnął się nieco szerzej, a po chwili schował rolki do plecaka. Wbił w nią spojrzenie, bo nie miał ochoty tkwić tu jak kołek, a ucieczka? Przecież jest tchórzem, dla niego to coś naturalnego. -Szczęścia Felicie.
Koniec z ciepłymi wieczorami i miłymi, wieczornymi spacerami. Nadszedł czas na chłodne powietrze i jesienną pogodę. Nadszedł czas na kolorowe liście i częste opady deszczu. Z tego pierwszego była zadowolona, gorzej z tym drugim. Nie cieszyła się na myśl o fali przeziębień, która była nieunikniona podczas tej pory roku. Na szczęście nie padał teraz deszcz mimo ciemnych chmur okalających granatowe niebo. Blondynka nie miała ochoty ani na sen, ani na spędzenie czasu w dormitorium. Stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie odwiedzenie Hogsmeade, a dokładnie parku, znajdującego się w centrum miasteczka. Dziewczyna miała na sobie ciemny płaszcz, dość ciepły, nie miała jak zmarznąć. Idąc tak parkiem, rozglądała się uważnie, podziwiając otaczającą ją naturę. Wszak widziała niewiele, tylko korony powoli łysiejących drzew i ławki. Znalazła się w końcu w centrum parku, przy fontannie. Usiadła na jednej z ławek, znajdujących się na wprost fontanny. Patrzyła na taflę wody, która pod wpływem ruchu wiatru poruszała się w dość szybki sposób.
Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Niestety. Carter nie przepadał za tą porą roku. Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Zdecydowanie wolał zimę, albo lato. Wiosna też w sumie nie była najgorsza. Wszystko jest lepsze jesieni. Chłopak uznał, że wybierze się na spacer. Narzucił na siebie pierwszą lepszą bluzę, oczywiście z kolekcji tych cieplejszych, przeznaczonych na taką właśnie pogodę, następnie wyszedł ze szkoły i skierował się w stronę parku w Hogsmeade. Poruszał się wartkim krokiem, żeby nie było mu zimno. Kierował się w stronę centrum parku, miał ochotę posłuchać szumu fontanny. Gdy znalazł się w miejscu docelowym, rozejrzał się dookoła. Na wprost fontanny, na jednej z ławek siedziała jakaś dziewczyna. Jako że Carter nie miał zamiaru przepuścić okazji, żeby poznać kogoś nowego, skierował się w stronę owej blondynki. Zajął miejsce obok niej i jak nakazywały maniery, przedstawił się nieznajomej. - Cześć. Nazywam się Carter Wright. - powiedział ze swoim amerykańskim akcentem. Podał jej rękę i czekał na odpowiedź.
Każda pora roku była w pewien sposób piękna. Wiosna dlatego, ponieważ zmarznięta ziemia zastępowana była zieloną trawą, zaś drzewa po ciężkiej jesieni pokrywały się młodymi liśćmi. Wszystko budziło się do życia. Lato na ogół było ciepłe i przyjemne, kwitły kwiaty i niektóre drzewa. Jesień była po prostu kolorowa. Zima na tle wszystkich innych pór roku wyróżniana była przez piękne krajobrazy. Góry pokryte warstwą białego puchu i drzewa lśniące od szronu. Wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy układały się w jedną, piękną całość. Idealne warunki dla malarzy i artystów, dobry czas na przemyślenia dla osób z filozoficznym podejściem do życia. Słysząc męski głos, który rozbrzmiał po jej lewej stronie, odwróciła głowę i przeniosła wzrok na chłopaka. Dopóki go nie usłyszała była przekonana, że o tej porze już nikt się tu nie pojawi, jak widać - myliła się. - Morticia Slippery. Miło mi Cię poznać. Powiedziała miłym tonem i uścisnęła dłoń chłopaka. Nie umknął jej uwadze akcent chłopaka, czyżby Salemczyk? A to niespodzianka. - A już zaniepokoił mnie fakt, że prócz mnie nie było tu żadnej innej, żywej duszy. Co Cię tu sprowadziło? Cud blond chłopcze. Zapytała, nie spuszczając z niego wzroku. Zmieniła pozycję, siedziała teraz bokiem do fontanny, miała lepszy widok na swojego rozmówcę.
- Nic konkretnego tak właściwie. Stwierdziłem, że trzeba korzystać z możliwości wychodzenia na dwór, póki wszystko totalnie nie zamarznie. - odpowiedział blondynce i posłał jej lekki uśmiech. Zaczynało robić mu się naprawdę zimno. Potarł rękami swoje ramiona i zwrócił się do dziewczyny: - Bardziej mnie zastanawia co ty tu robisz. O tej porze, na dodatku w taką pogodę. Zimno jest, n o nie? - wyszczerzył do niej zęby. Nie wiedział skąd pochodzi dziewczyna, ale w jego stronach raczej nikt nie narzekał na mrozy. Spojrzał na Morticie. Musiał przyznać, że była całkiem atrakcyjna. Blond włosy, ładne oczy. Ale jego wzrok zatrzymał się na jej nadgarstku. Tatuaż. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż tatuaże. Było dosyć ciemno, ale udało mu się zauważyć, że przedstawia on karciane wino. Ciekawe co oznaczał. Ponownie popatrzył na twarz blondynki i pytająco uniósł brew.
- Popieram. Poza tym, spacery o tej porze są o wiele bardziej ciekawe niż w ciągu dnia. Przynajmniej ja tak uważam, poza tym... Tak jak powiedziałeś, niedługo powinno wszystko zamarzać. Odpowiedziała, zapinając do końca płaszczyk. Robiło się coraz chłodniej, nie było to żadną tajemnicą. Mroźny wiatr wyczuwała każda żywa istota. Kolejna zmiana w życiu, cóż za rutyna. Wszystko toczyło się jednym torem. - Zimno, to prawda. Nie miałam ochoty siedzieć w dormitorium, zanudziłabym się tam. Cóż, nie powiem, że pogoda mi się podoba, bo jest bardzo zimno. Nawet za zimno. Odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie do Cartera. Nie spodziewała się, że aż tak zaciekawi go jej tatuaż. Wyłapała jego pytające spojrzenie i przesunęła dłonią po włosach. - Chodzi o tatuaż? W sumie to był akurat mój pierwszy. Wziął się od tego, że bardzo lubię karty i wino, stąd ten symbol. Poza tym kojarzy mi sie z młodością, a jestem młoda. Odpowiedziała, patrząc na tatuaż. No tak, był pierwszy z trzech i na pewno nie ostatni.
- Jest świetny! Ogólnie tatuaże są świetne. - powiedział tonem rozentuzjazmowanego dziesięciolatka. Carter uwielbiał wszystkie tatuaże, nie ważne gdzie i nie ważne jakie. Niektóre podobały mu się niż dzieła sztuki, które miał okazje oglądać w muzeach. Podziwiał ludzi, którzy mieli odwagę, żeby sobie taki zrobić. W prawdzie niektórzy mówili, że to nie boli. Ale tatuaż jest na całe życie. Jest prawie jak blizna, tylko że blizny w pewien sposób oszpecają, a tatuaż ozdabia. - Zawsze chciałem jakiś mieć, ale... "No brawo Carter. II co jej teraz powiesz? Że boisz się igieł? Naprawdę bardzo przemyślane zdanie." - powiedział, ale tym razem do siebie, nie na głos. Dopiero co ją poznał i już taka wpadka. Ucichł i popatrzał dziewczynie w oczy. No trudno, jeśli będzie się dopytywać, może uda mu się coś wymyślić.
Widząc zafascynowanie chłopaka, uśmiechnęła się promiennie. Cieszyła się, że jej tatuaż wywarł na kimś aż takie wrażenie. Do tej pory z nikim na ten temat nie rozmawiała. Ot, po prostu sobie był, bo tak. Najbardziej bolało, gdy robiła na żebrach, nie polecała nikomu tego bólu. Mimo to, do wszystkiego da się przywyknąć a ten ból był opłacalny. Te tatuaże ją zdobiły, każdy miał swoją własną historię i zapisał się na jej ciele, jako pamiątka po minionych czasach. - Miło, że Ci się podoba. Czemu sobie nie zrobiłeś? Zapytała, zaciekawiona tematem. Dopiero teraz mogła się przyjrzeć uważniej chłopakowi, gdy chmury trochę odsłoniły księżyc. Żałowała tylko, że nie mogła dostrzec dokładnie koloru oczu blondyna. Pewnie były śliczne.
I wyszło tak, jak się spodziewał. Nie powie jej przecież, że rodzice się nie zgodzili. Zresztą nawet jakby się nie zgodzili to i tak raczej by się tym nie przejął. Musi wymyślić coś innego. Carter miał szczęście, że był w miarę dobrym aktorem. Zrobił przygnębioną minę i zwrócił się do nowo poznanej koleżanki. - Miałem już zarezerwowany termin, szykowałem się do wyjścia, a tu nagle moja matka wyskakuje, że jedziemy do ciotki, bo zachorowała. Byłem taki wkurzony, nawet sobie nie wyobrażasz. Ta głupia jędza zawsze psuje mi plany, zawsze! Oczywiście chodzi o ciotkę, mama jest w porządku. - uśmiechnął się głupkowato, ale nie chciał, żeby Morticia pomyślała, że obraża swoją matkę. W zasadzie obrażanie ciotki też nie było w porządku, ale w tym wypadku był usprawiedliwiony, zresztą i tak jej nie lubił. - Potem jakoś tak się złożyło, że wiecznie mi czasu brakowało. Ale mam nadzieję, że w przyszłości jednak znajdę go trochę i będę mógł zrobić sobie jakiś tatuaż. - ha! Co za kłamstwo. Gdyby rodzice go teraz słyszeli, pękliby ze śmiechu. Przecież on sam doskonale pamiętał, jak bardzo bał się iść na zwykłą mugolską szczepionkę, gdy miał czternaście lat. Miał nadzieję, że udało mu się jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
Niestety, jedną z jej wad było to, że była wścibska i musiała wszystko wiedzieć. Starała się to zmienić, ale słabo jej to wychodziło. Miała jeszcze dużo czasu na zmiany, przecież nikt jej nie kazał się zmieniać. Chciała to zrobić sama dla siebie, lecz pracowanie nad własnym charakterem było trudniejsze, niż wprowadzanie zmian u innych osób. Wysłuchała go uważnie i przeanalizowała informację. Faktycznie, to było przykre. Też raz zdarzyła się sytuacja, w której miała zarezerwowany termin i wszystko, ale nagle musiała odwołać wizytę, ponieważ się rozchorowała. - Jeju, znam ten ból. Wtedy byłam zła sama na siebie, bo się rozchorowałam. No cóż, takie sytuacje się zdarzają. Może spróbuj jeszcze raz, tym razem Ci nikt nie przeszkodzi. Znaczy, mam taką nadzieję. I wierzę, że jak już zrobisz tatuaż to będę pierwszą osobą, której się pochwalisz. Odpowiedziała wesoło. Nawet się nie domyśliła, że ją okłamywał. Faktycznie, był dobrym aktorem. - W Londynie jest sporo dobrych tatuatorów, znajdź trochę czasu i możemy nawet razem się tam wybrać.
No i świetnie. Świetnie, po prostu idealnie. Carter intensywnie myślał nad wymówką, która będzie wystarczająco wiarygodna. Przecież rzadko się zdarza, że ktoś ot tak nie chce spełnić swojego marzenia. Gdyby nie fakt, że tatuowanie wiązało się z igłą, nawet by się nie wahał. Nie codziennie atrakcyjne blondynki proponują mu, że pójdą z nim do studia tatuażu. No ale cóż, jakoś musiał się z tego wykręcić. - Wiesz, w ostatnim czasie mam strasznie napięty grafik. Lekcje, znajomi, a na imprezy też czas trzeba znaleźć. - puścił oko do Mortici. Kurcze, ona na pewno nie jest głupia, nie da się na to nabrać. - A poza tym to na razie nie mam ochoty ruszać się poza teren szkoły. Może to przez tą pogodę. - teraz brzmiał już jak kompletny idiota. Właśnie teraz, przy fontannie w parku w Hogsmeade, Carter Wright zaliczał swoją największą do tej pory towarzyską wtopę.
Właśnie w tej chwili w głowie Morti zapaliła się pomarańczowa lampeczka, mówiąca "uwaga, coś tu jest nie tak!". No proszę, czyli jednak ściemniał. Jej usta wygięły się w delikatnie sarkastyczny uśmiech, który przynajmniej jak na razie, nie miał ochoty schodzić z twarzy dziewczyny. Czyli ten uroczy blondyn kłamał. No nieładnie tak okłamywać cioci Morti. - Ach tak... No nie wiem, ja jakoś znajduję czas na wszystko. Może jestem lepiej zorganizowana? Zapytała retorycznie, kiwając głową z lekką dezaprobatą. Nie miała już nic do dodania w tej kwestii. Przynajmniej na razie. Nie zmieniło się to, dopóki chłopak nie wspomniał o pogodzie. Prychnęła z przekąsem i zaśmiała się cicho. - Nie chcę nic mówić, słoneczko, ale już sam się gubisz w zeznaniach. Dopiero mówiłeś, że musisz mieć czas na imprezy i znajomych, teraz, że nie masz ochoty ruszać się poza teren szkoły, a siedzisz ze świeżo poznaną blondynką w parku, w centrum miasta. Podsumowała, patrząc na niego z rozbawieniem. - To teraz powiedz tak szczerze w czym tkwi problem.
Carter zastanawiał się jakim cudem tak się pogubił. Przecież nigdy nie zdarzało mu się mieszać w kłamstwach. Nie oszukiwał zbyt często, ale jeśli wymagała tego sytuacja, wychodziło mu to całkiem nieźle. Rzucił nerwowe spojrzenie w stronę tej jakże spostrzegawczej blondynki. Chyba pierwszy raz rozmowa wymknęła się spod jego kontroli. I chyba pierwszy raz zdarzyło mu się lekko spanikować. No bo niby co miał teraz zrobić? - A no bo wiesz, panicznie boje się igieł, a z brakiem czasu i pogodą to była zwykła ściema, nie chciałem się przyznać. - powiedział sobie w głowie i nawet tam brzmiało to żałośnie. Nie miał zamiaru ośmieszać się przed tą dziewczyną, na pewno nie w taki sposób. - No może i jesteś lepiej zorganizowana, zawsze było mi ciężko wszystko ogarnąć. A co do pogody to wcale nie kłamałem. Imprezy raczej nie odbywają się na dworze. Dzisiaj po prostu zrobiłem sobie wyjątek i wyszedłem na spacer, żeby się przewietrzyć. - nie miał nic mądrzejszego do powiedzenia. Jego argumenty były tak bezsensowne jak te, których używała jego mama, gdy ojciec nie chciał jej kupić nowych kolczyków. Nie dość, że zaplątał się we własne kłamstwa, to na dodatek zachowywał się jak baba. Cudownie, lepiej być nie mogło...