W sercu parku znajduje się plac z ogromną fontanną, przy której można ochłodzić się w upalne dni. Zazwyczaj pełno tu rodzin z dziećmi, choć nie brakuje też spacerującej młodzieży. Nocą woda zmienia swój kolor i nabiera większego światła dzięki czemu aura jest tu iście romantyczna.
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jakkolwiek kusząca nie byłaby wizja wspólnego podtapiania w parkowych fontannach, Mefisto miał nieco inny plan - delikatniejszy, oparty bardziej na wyciszeniu emocji, które tak w nim zawrzały na polu dyniowym. Potrzebował tych głębokich oddechów, łaskoczącym podniebienie przy wypełnianiu płuc mroźnym powietrzem; tego ciepłego światła, które wcale nie narzucało się swoją złotą barwą, subtelnie przecinając czerń zapadającego wieczora; tej uzależniającej bliskości swojego ukochanego, która potrafiła pobudzić go mocniej od jakiegokolwiek magicznego specyfiku, chwilę później pozwalając na wrażliwe zajrzenie w głąb siebie, z czułością spowalniającą wszelkie ruchy. - Jestem niczym, w porównaniu do ciebie - zaprotestował automatycznie, zaraz marszcząc lekko brwi w naganie dla samego siebie, bo przecież nie chciał swojego chłopaka zaniepokoić tak nieprzyjemnie brzmiącym stwierdzeniem. - Jestem- jestem zwyczajny, a ty... ty masz w sobie wszystko - poprawił się powoli, uważniej cedząc słowa, gdy pławił się już w darowanych mu pocałunkach. Przytrzymał Sky'a blisko siebie, unosząc kącik ust w pewnego rodzaju rozczuleniu. Brakowało mu słów na wyrażenie swojego zachwytu - nazwanie Puchona złotym posągiem nie oddawało perfekcyjnego efektu skóry, pozłacanej przepływającym przez wodę światłem. - Moje słoneczko - szepnął w odpowiedzi na wyznanie miłosne, czując nieprzyjemny ucisk zaniepokojenia w brzuchu, zupełnie jak gdyby spodziewał się, że Sky zniknie dokładnie tak, jak zrobiły to ostatnie promienie słoneczne, ustępując miejsca ciemności. - Ej, trochę przesadzasz, to niesprawiedliwe - oburzył się, chociaż daleko mu było do jakiejkolwiek złości, zamiast tego wpadając w bardziej typowe dla nich przekomarzanie się. - Przecież wielokrotnie byliśmy w miejscach publicznych i nic takiego nie robiliśmy... nie wiem no, w Hogwarcie... chociaż powiem ci, że jak będziemy tak siedzieć, to na pewno sobie roboty nie ułatwimy - wytknął, przypadkowym poprawieniem się dostrzegając jak drażniący rodzaj bliskości sobie wybrali, biorąc pod uwagę problem, który dotknął go jeszcze pod kawiarenkowym kocykiem. Ale nie odsunął się, nie pozwalając na to również prefektowi. - Nie chcę psuć wszystkiego przez to, że mam na ciebie wieczną chcicę - jęknął, podgryzając płatek puchoniego ucha mocniej niż zwykle, by zaznaczyć bardziej zaczepność, niż jakikolwiek erotyzm. - Chcę pozwiedzać z tobą jarmark, chcę puścić ten twój lampion i chcę, żebyś nie bał się mnie potem gdzieś zabrać, bo nie wierzysz w moją samok- Sky, mogę spróbować legilimencji? - wypalił, zdradzając swoją ekscytację cichym gaspnięciem. - Chcę zobaczyć, czego ty chcesz.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Potrafiłby znaleźć całą listę słów, którymi mógłby opisać swojego Wilka, zaczynając od tego wiecznie podkreślanego piękna, przechodząc bez bycie zabawnym, brnąc przez całe morze komplementów, by zakończyć wyliczankę klasycznie podtrzymywanym dobrem, ale zdecydowanie nie wpadłby na to, by w jakikolwiek sposób dostrzec u Mefisto cokolwiek zwyczajnego, jeszcze dalej będąc od nazwania go niczym. I choć w pewnym sensie docenił tę poprawę, która pojawiła się tuż po ściągnięciu się jego brwi, to i tak pokręcił na nią głową w cichym proteście, nie mogąc zrozumieć jak ktoś tak idealny może aż tak wątpić w swoje uroki. - Tylko Twoje - przytaknął mu chętnie, samemu przyjemnie rozluźniając się tymi typowymi dla nich czułościami i formułkami, niczym tak dobrze się nie uspokajając, jak drobnymi tradycjami i formułkami, które przypominały mu przyjemnie o ich wspólnej stabilności, bo przecież mimo obaw, dni miały, ustępując tygodniom i całym miesiącom, a ich więź tylko wzmacniała się z każdym wschodem słońca. - Mhm, mam Ci przypomnieć ile razy kalkulowaliśmy czy przebrnąć błonia i się teleportować czy szukać jakiejś pustej sali? - mruknął, ani myśląc odsuwać się z tej przyjemnie balansującej na granicy grzeczności pozycji, dokładnie w niej chcąc wysiedzieć jak najdłużej, czując, że tylko w tym ułożeniu ich ciał znajduje się odpowiednio blisko, by nie wariować od braku wiecznie pożądanych pieszczot. - Shh, żadna pozycja nie jest bezpieczna, chyba że miałbym w ogóle Cię nie dotykać - zaprotestował, uciszając swojego Wilka muśnięciem jego warg opuszkiem palca, zaraz już odsuwając go też od siebie naporem dłoni na szerokim torsie, nie czując wcale rozróżnienia w podjudzającym go niezmiennie podgryzieniu wilkołaczych kłów, próbując nadrobić ten drobny dystans czułym złapaniem spojrzenia zabarwionej złotem zieleni. - Czego ja... Przecież moja samokontrola wcale nie jest lepsza - mruknął nieco zdezorientowany, przesuwając dłońmi po wilczych bokach, by przekrzywić lekko głowę i z zmrużonymi ciekawsko oczami spojrzał na niego uważniej. - Nie ufasz mi przez to dzisiejsze...? To nawet nie było do końca kłamstwo - jęknął cicho, unosząc nieco złamane skruchą brwi, by zaraz wtulić się znów mocniej w to ukochane ciało, biorąc głębszy wdech orzeźwiającego powietrza przyjemnie ocieplonego zapachem Mefisto. - Ale no zawsze możesz. Już dawno dałem Ci na to pełne przyzwolenie - przypomniał mu, odsuwając się już powoli, by zapewnić mu więcej swobody i kontakt wzrokowy, tym razem nie nakierowując w żaden sposób swoich myśli, a raczej pozwalając im swobodnie krążyć, aż nie osiadły lekko na każdym kolejnym etapie, który chciałby dziś zrealizować - zaczynając od wytatuowanych palców, które zahaczałyby miękko o jego wargi, wsuwając między nie porzucone na rzecz bliskości ciasto, dopiero później zajmując się podniebnym pożegnaniem przytłumionego papierem światła, przechodząc przez nieprecyzyjną wizję jarmarcznych atrakcji i powrotu do tak cudownie rozbijającego mu się na języku słodkiego ciepła kakao, by resztki sił dzisiejszego dnia zgubić przy sprawdzeniu na razie tylko w teorii nauczonego ciasnego splotu solidnych lin.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Przygryzł wargę w nieco bolesnej próbie powstrzymania uśmiechu, pozwalając Sky’owi na wspominanie tych pozornie mało chwalebnych chwil w ich wspólnej hogwarckiej karierze. I czuł doskonale ten jeden dreszcz, który rozlał po jego podbrzuszu przyjemne ciepło ekscytacji, tym bardziej utrudniając jakiekolwiek opanowanie się. Chciał lekko wymuszonym śmiechem zbyć kwestię pozycji, nie biorąc na poważne tego pełnego dystansu, a jednak już gubił oddech pod wrażeniem delikatnego muśnięcia puchoniego palca, bezwiednie rozchylając wargi w jakiejś mieszance zaproszenia i czystego zachwytu, zaraz przepraszając za to pokornie zielonym spojrzeniem. Problem polegał na tym, że Mefisto nieustannie sam siebie okłamywał - ulegał drobnym pokusom i pierwszym przyjemnym impulsom, by dostać ich więcej. Wmawiał sobie, że to nic wielkiego i w każdej chwili będą mogli przestać, a przecież zupełnie nie zgrywało się to z jego niemożliwą do wyłączenia zachłannością. - Ufam ci - zaprotestował błyskawicznie, przyciągając go do siebie mocniej z cichym westchnięciem ulgi, pozwalając myślom na luźne błąkanie się przy tej błogiej bliskości. - Ufam ci, ja- nie uznaję tego tak za kłamstwo, bo czasami samemu jest ciężko siebie zrozumieć, ale... może jednak słowom ciężej przekazać myśli? Może też łatwiej ci będzie z szczerością? Może- może po prostu chcę ciebie poczuć - wyjaśniał chaotycznie, uśmiechając się już pod kryształowym spojrzeniem, końcówkę różdżki lekko nakierowując na Puchona. Prawda była taka, że sam nie wiedział po co mu legilimencja akurat teraz - i tym samym przypomniał sobie jak oczywistym wydawało mu się zapotrzebowanie na jej opanowanie. Chciał móc zerknąć w myśli ukochanego, poczuć to co on czuje. Chciał tej lekkości przepływu wiedzy pomiędzy nimi, bo legilimencja nie kojarzyła mu się tylko z obroną i pojedynkami, ale też gorącem ufności i pełnego oddania. - Legilimens - szepnął w końcu, pilnując każdej głoski i pewności tego cichego tonu, wwiercając się spojrzeniem w jasne tęczówki, jak gdyby świat poza nimi nie miał istnieć. I ledwo rozluźnił się, chcąc z lekkim umysłem okiełznać magię, a już czuł spięcie zderzenia z tej przeklętej bariery, której nie potrafił pokonać. Mimowolnie zacisnął zęby, walcząc ze sobą w narastającej panice, szukając odpowiedniej decyzji (przeczekać, przebić, zrezygnować?), która mogłaby przybliżyć go do sukcesu. Wolną dłonią niemal odruchowo przytrzymał sobie puchoni policzek, drżącymi palcami zgarniając dla siebie miękkość jego skóry, jak gdyby chciał ukraść tę delikatność dla siebie. Miał podejrzenie, co może iść nie tak. Ślęczał nad książkami, biografiami i notatkami do tego stopnia, że gotów byłby wypisać całe serie rozważań na temat legilimencji. Nie ograniczał się do jednej perspektywy, szukając ich tysiąca, by w końcu zrozumieć, że i on potrzebuje swojej własnej. Domyślał się, że problemem jest nieodpowiednie wyczucie czasu, wynikające z mefistofelesowej niepewności. Że sam utrudnia sobie pracę, niemal czekając na spotkanie z blokadą, której nie powinien dawać czasu na wzniesienie. - Legilimens- powtórzył na wydechu, chociaż nie było to potrzebne do niczego, poza jego własną koncentracją. Czuł ciepło krystalicznych teczówek i miał wrażenie, że czuje już nawet ten drobny chaos puchonich myśli, nie potrafiąc ich jeszcze słuchać. I tylko zamrugał w zaskoczeniu, skupiony na tym empatycznym aspekcie legilimencji nie szukając rzeczywiście „wypowiedzi”, a prędzej odczuć; opuścił różdżkę, poddając się przenikliwemu bólowi głowy, przez który zacisnął powieki w nagłym otępieniu. - K-kurwa - wydusił, wtulając się w ukochanego drżąco, dumny chociażby z tego, że tym razem nie zwymiotował. - Czy ty- czy ty masz ochotę na kakao? - wymamrotał, nie mogąc pozbyć się słodkiego posmaku zalepiającego podniebienie, które wspomnieniem wybijało się pod wilczym dyskomfortem.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Pokiwał powoli głową, wtulając się w niego mocniej z coraz gorliwszym przytakiwaniem, bo całym sobą chciał wierzyć nie tylko w zaufanie deklarowane przez Mefisto, ale i we własną szczerość wobec niego, bo przecież trzymał się jej uparcie od tak dawna, nie chcąc wracać do kłamstw, które niegdyś tak łatwo opuszczały jego usta. I pomimo koniecznego odsunięcia się choć odrobinę, by złapać stabilnie kontakt wzrokowy, nie czuł wcale dystansu między nimi, wypełniając tę drobną przestrzeń nagromadzonymi przez popołudnie uczuciami i uciekającymi ku sobie gorącymi oddechami. Dłońmi wkradł się pod mefistofelesową kurtkę, wyczuciem drobnych spięć jego mięśni pod swoimi palcami domyślając się, że zaklęcie się nie powiodło, a i spodziewając się jakiegoś przełamania w samym sobie, gdy brama jego myśli otworzy się przed Mefisto. Odetchnął swobodniej, starając się rozluźnić maksymalnie, dobrze znając ten opór, który wbrew jego woli potrafił pojawić się, gdy jego Wilk próbował się do niego przedostać, a więc nieco lepiej już radząc sobie ze zdjęciem z siebie tych niechcianych ograniczeń psychiki. Wtulił się mimowolnie w ciepłą dłoń Wilkołaka, wiernie poddając się zielonemu spojrzeniu, nawet jeśli jego własne miało ochotę uciec rozproszone ku muśniętym złotem wargom. I nie zwracał wcale uwagi na narastający w jego głowie dyskomfort, bo dobierał się do niego powoli, od tyłu, przez ramiona, po szyi, dopiero zasiewając ziarno bólu, pozwalając mu jeszcze pospać, by wzrósł w wybranym przez myśli czasie. Dlatego bez choćby półsekundowego opóźnienia objął ramionami swojego Wilka, gładząc go czule dłońmi, zanim jedna z nich nie zawędrowała do ciemnych kosmyków, przytrzymując go przy cieple szyi. Zaciągnął się jego zapachem, ledwie opierając usta na jego skórze, by ogrzać ciepłym oddechem ucho, a już gaspnął cicho, otulając dłońmi jego policzki, by przyciągnąć jego twarz do swojej, niemal czując jak jego własne oczy iskrzą się w zapowiedzi rozpalenia czystej ekscytacji. - Zgadujesz czy… - zaczął niepewnie, ale kąciki ust same unosiły mu się już ku górze, ku pełnemu radości uśmiechowi, nie mogąc się go pozbyć nawet wtedy, gdy całował już swojego Wilka w mimowolnej próbie rozładowania łapiącej go dumy. - Mam. Mam ochotę - przytaknął mu, głęboko wierząc w to, że faktycznie było to w jego luźnych planach, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że ta ochota rozbudziła się dopiero przez nakreślenie jej przez Mefisto, chcąc wierzyć w to, że jego chłopak faktycznie robi coraz śmielsze postępy w opanowywaniu legilimencji. - Ale- Nie tylko. Nie tylko o tym myślałem, ale ciekawe czemu akurat to wyłapałeś... - wyrzucił z siebie, zaraz musząc na chwilę przygryźć wargę, by zdusić w sobie chęć zaśmiania się, od którego aż ściskało mu serce, choć przecież nic go wcale nie rozbawiło. - Wiedziałem, że uda Ci się przed urodzinami - wymruczał, zapominając już o cieście, zapominając o kakao i o wszelkich atrakcjach na nich czekających, bo w tej chwili myślał tylko o tym, by nagrodzić swojego Wilka za kilkumiesięczną pracę, obejmując go ciaśniej, gdy dłonią wplątaną w ciemne kosmyki układał już sobie jego głowę, by pocałunkami z utęsknionych wilczych ust przejść po jego żuchwie aż do wytatuowanych gwiazdek, chcąc każdą z nich przyozdobić purpurą pełnych czułości zassań czy podgryzień.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nie wiem - przyznał ostrożnie, mając wrażenie, że przez próbę wejścia do puchoniego umysłu, strasznie namącił w swoim. Był prawie pewien, że nie zgadywał, chociaż prawda była taka, że skylerowe zainteresowanie słodkościami, oparte na wychwalanym zaledwie chwilę temu przykładzie, nie było niczym niezwykłym. Mógłby wydedukować to bez legilimencji, mógłby też najzwyczajniej w świecie podsunąć tę odpowiedź swoim własnym pytaniem. A jednak czuł całym sobą, że to nie był banalny strzał w ciemno, tylko coś więcej - coś magicznego, co w wilczej głowie pojawiło się z zewnątrz. Czuł ten posmak, tę irracjonalną chęć, której wcale ze Sky'em nie dzielił. Odwzajemnił za to darowane mu pocałunki, przejmując część uśmiechu dla samego siebie, nieśmiało zaczynając doceniać swoje własne starania, z których może jednak coś miało wyjść. Uparcie wierzył, że nie porzuci nauki legilimencji (nawet jeśli szlag go trafiał od tych wszystkich ćwiczonek na koncentrację) i to tylko kwestia czasu, aż w końcu ją opanuje; nieustannie gasił się tym "w końcu", "kiedyś" i "ostatecznie", broniąc się przed jakąkolwiek wizją "teraz". Bał się, że każda próba zakończy się porażką, a jego pewność siebie nigdy nie wzrośnie, wobec czego latami będzie uganiał się za tym marzeniem. Ale prawda była taka, że jeśli Mefisto brakowało pewności, to bez problemu odnajdywał ją u swojego chłopaka. Każdym dotykiem, pełnym zaufania spojrzeniem i zachęcającym słowem, uświadamiał sobie w jak komfortowej sytuacji się znalazł, mając na zawsze kogoś, kto był w stanie bez zająknięcia pozbierać go w swoje ramiona i zapewnić, że nie chce rezygnować z żartobliwie postawionego zakładu. - Bo to pewnie było najprostsze? - Podsunął ostrożnie, ciesząc się teraz jeszcze bardziej z tego delikatnego światła, bo mocniejsze niewątpliwie dużo bardziej by go drażniło. - Było konkretnym uczuciem... i znajomym dla mnie... Bo ja chyba- chyba trochę się przebiłem, ale nie mogłem nad tym zapanować - kontynuował, tłumacząc nie tyle Sky'owi, co samemu sobie. Westchnął cicho z zadowoleniem, gładząc go po plecach w odpowiedzi na perfekcyjnie wymierzane pieszczoty. - Trochę nie mogę rozdzielić co czuję, a czego oczekuję, albo co sobie wyobrażam, albo- to wszystko jest tak płynne i tak bardzo w głowie, że nie jestem w stanie- S-Sky, ty mnie dzisiaj wykończysz - jęknął, gubiąc się oficjalnie i przytrzymując go bliżej siebie, żeby nie przestawał - jeszcze nie teraz, jeszcze nie kiedy Mefisto znowu wmawiał sobie, że odnajdą samokontrolę. Ciężki oddech wilkołaka przysłonił wszelkie legilimencyjne przemyślenia, przypominając o dużo ważniejszym pożądaniu, które tak okrutnie testowali. - Ty chyba nie chcesz wracać na ten jarmark...
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przymknął oczy, błądząc ustami po ciepłej skórze, co chwilę łapiąc ją w szczerej chęci czułego zassania, a jednak nie mogąc utrzymać jej przy sobie przez nachalnie narzucający się mu uśmiech. Łapał ją więc zębami, nie godząc się na choćby chwilę rozłąki, wgryzając się w mefistofelesową szyję z jednej strony, gdy z drugą grzał ją dłonią, przytrzymując ją przy sobie zachłannie, choć przecież nawet przez myśl mu nie przechodziło, że jego Wilk mógłby chcieć się od niego odsunąć. Mruczał coś cicho na znak, że go słucha, choć tonął już w jego głosie, a nie samym sensie słów, dając otulać się tym ciepłem, znajomym zapachem i drobnymi dreszczami niecierpliwości, które łapały go znienacka, ciasno wiążąc się z lekkością trzymającego go szczęścia. Zaśmiał się cicho, zamykając dłoń na kołnierzyku jego koszulki, naciągając ją bez żadnego poszanowania materiału, by choć na chwilę wkraść się dalej, ciepłem swoich ust przypomnieć obojczykom, że kocha całe należne mu ciało, a nie tylko tę wiecznie pieszczoną szyję, która wyraźnym pulsowaniem krwi w wilczych żyłach przyciągała go najmocniej. - Nie, nie - zaprotestował rozbawiony, przylegając do niego ciaśniej na pożegnanie, by zaraz odsunąć się, odchylając się w tył, by zsunąć się pośladkami na wychłodzony kafelkami koc, dłońmi wspierając się za sobą o przemoczony nieco materiał, opuszkami palców wyczuwając jak wyciska z niego lodowatą wodę ciężarem swojego ciała. - Przecież musimy wrócić chociaż po kakao - upomniał go, nie mogąc przestać się uśmiechać, nawet wtedy gdy i głowę odchylił w tył, pozwalając pojedynczym kroplom znikać w miodowych loczkach, mrużąc oczy pod trzymającym go zadowoleniem, a jednak nie pozwalając powiekom opaść zupełnie, chcąc wypatrywać na niebie nabrzmiałego przed pełnią księżyca. Chciał się odezwać, a jednak zamilkł, nasłuchując przytłumionych odległością odgłosów jarmarcznych zabaw, przyspieszonego pocałunkami oddechu i wiernie wybijanego rytmu serca, czując jak mięśnie upominają się boleśnie o rozluźnienie uśmiechu, a jednak nie potrafiąc pozbyć się go w żaden sposób. - Puśćmy stąd lampion - zaproponował powoli, łapiąc się na tej ekscytacji spojrzenia wstecz tylko po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że każdy kolejny dzień z Mefisto pokazuje mu to, że może czuć się jeszcze szczęśliwszy. I zaraz już poderwał się z miejsca, wyciągając z kieszeni swoje znalezisko, by usiąść między nogami swojego chłopaka, wtulając się w niego plecami w poszukiwaniu oparcia, gdy kilkoma prostymi zaklęciami prostował wygięty na wszystkie strony lampion. - Hm, to może jakieś życzenie na przyszłość, skoro mamy spojrzeć w przeszłość? - zasugerował subtelnie, wykręcając głowę, by spojrzeć w zielone tęczówki, niemal bezwiednie sięgając jeszcze do jego ust po krótki pocałunek, jakby żadne, nawet najprzelotniejsze spojrzenie na jego wargi nie mogło obyć się bez ich dotknięcia.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Każda pieszczota odciągała go coraz dalej od rzeczywistości, pozwalając wilczemu ciału na lekkość, którą tylko Sky był w stanie w nim wywołać. Mefisto nie pilnował już swoich oddechów, zachwyconych westchnień i wydawało mu się, że może gdzieś w tym wszystkim wyrwał mu się drżący jęk, a jednak prawda była taka, że nie wiedział. Rozpływał się pod rozprowadzanym przez Puchona gorącem, zagarniając go dla siebie tak mocno, jak tylko mógł - dlatego też przytrzymał go chwilę dłużej przy sobie, walcząc ze stawianym przez niego oporem, aż nie wróciła do niego odrobina przytomności. - Co tylko zechcesz - wymruczał, beznadziejnie rozanielonym spojrzeniem obserwując tego najprzystojniejszego chłopaka na świecie, który wdzięczył się przed nim z nieludzką gracją, jak gdyby nie miał pojęcia, co robi z wilczymi myślami. Nie obchodziło go już kakao i nawet do samej legilimencji nie miał ochoty teraz wracać, przejęty bliskością, chwilą obecną i tym szczęściem, które miał szansę zachować już na zawsze. Przyciągnął Sky'a do siebie w pewnym uścisku, przytulając go od tyłu w próbie zapewnienia mu oparcia nie tylko fizycznego, ale również mentalnego. I całe ciepło swojego ciała, gdyby tylko mógł, przekierowałby właśnie na swojego chłopaka, którego muskał po karku czułymi pocałunkami, bezwiednie szepcząc przy jego uchu pochwały, podziękowania i wyznania miłości. Pozerkiwał ponad jego ramieniem na prostowany lampion, zaraz cichym śmiechem komentując propozycję ukochanego, milknąc dopiero pod wpływem pocałunku. - Chyba nie jestem na tyle bezczelny, żeby prosić o coś więcej, jeśli dzięki tobie mam wszystko - wytknął mu, w rzeczywistości szukając już jakiejś ciekawszej odpowiedzi. - Ja- przepraszam, nie wiem - wydukał zaraz, marszcząc lekko brwi niemalże w przerażeniu, bo nic nie wydawało mu się na tyle istotne, by o tym wspomniał. Oczywiście, życzyłby sobie sukcesu dla Lumos i zdrowia dla swoich bliskich. Życzyłby wsparcia wszystkim wilkołakom i własnego kąta dla wszystkich zagubionych. Ale teraz, kiedy obejmował Sky'a, wspominając ich niby skromną przeszłość, nie był w stanie znaleźć niczego dla ich wspólnej przyszłości, co mógłby zakląć podczas wypuszczania lampionu. - Chcę tylko, żeby to się nigdy nie skończyło i- i żebyśmy mogli to powtórzyć, żebyśmy zawsze byli tacy szczęśliwi, żeby... Żeby przyszłość była jeszcze lepsza od przeszłości?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Kąciki ust wciąż drgały mu radośnie, zapominając zupełnie o chwilach nieporozumienia dzisiejszego dnia, chyba dopiero teraz w pełni zdając sobie sprawę co Mefisto miał na myśli mówiąc o tym, że mają narzędzia do komunikacji, ale wciąż uczą się ich używać. Ciche szepty miło grzały go w kark, sensem słów rozgrzewając i serce, a on i tak miał ochotę wytknąć ukochanemu te wszystkie urocze zapewnienia, od pierwszego spotkania słusznie mając go za złotoustego flirciarza, a jednak samemu sobie nie chciał odbierać tej przyjemnej wiary w to, że każde słowo dyktowane było szczerym uczuciem, a nie świadomością, jak skutecznie zagarnia go dla siebie takimi deklaracjami. I choć sam też miał problem z dobraniem życzenia, nieśmiało stąpając po niepewnym gruncie wyobrażeń ich wspólnej przyszłości, zastanawiając się czy życzenie powinno dotyczyć wspólnej pracy w Lumos, oficjalnego zamieszkania razem czy może wspólnej adopcji jakiegoś zwierzaka ze schroniska, nieco bojąc się przebiec ten nieznany teren aż do głęboko skrywanych życzeń o ślubie czy wspólnym zbudowaniu rodziny, tak jednak i tak dał się zaskoczyć tym, że jego chłopak po prostu nie wie. Wykręcił się, chcąc spojrzeć z zieleń jego oczu, przez głowę dając już przemknąć myślom, że może jego Wilk boi się prosić o więcej, niż mają już teraz, jakby los miał ukarać ich za zbytnią zachłanność lub - co gorsza - mógł choć przez chwilę uwierzyć w to, że nie zasługuje na więcej. I przy kolejnych jego słowach mimowolnie wstrzymał oddech, jakby te potwierdzały jego przypuszczenia, dopiero przy ostatnich mogąc westchnąć cicho z ulgą, przywracając na ustach lekki uśmiech. - To życzenie na które mamy całkiem spory wpływ - zauważył powoli, nie mogąc jeszcze zmusić się od odciągnięcia wzroku od ukochanej zieleni, czując jak ta przyciąga go wciąż bliżej swoją intensywnością - I będziemy się starać, żeby się spełniło, prawda? - dopytał cicho, choć czuł, że wcale nie musiał, szczerze wierząc w to, że obaj będą dbać o tę relację, jakby naprawdę nie liczyło się nic innego na tym świecie. - Ale jest ładne... Podoba mi się - przyznał cicho, odwracając się i przesuwając już palcami po skórzanym rękawie, by sięgnąć do wytatuowanej dłoni, przyciągając ją do swoich ust, by ogrzać ją kilkoma drobnymi całusami, zanim nie zachęcił jej do przytrzymania gotowego do odpalenia lampionu. - W końcu tkwiąca w tym kawałku bibuły magia i tak tego życzenia nie spełni więc... wszystko w naszych rękach - wymruczał ciepło, wyciągając z kieszeni trochę zgniecione pudełko zapałek, mając wrażenie, że użycie różdżki zbyt silnie wskazałoby do kogo ma trafić przywołane wspomnienie, cicho licząc na to, że nieco niezgrabnie podpalana przez nich wspólnie zapałka okaże się mniej stronnicza. Poprawił biały papier, upewniając się, że ten nie zdecyduje się spłonąć od drobnego płomienia, mając wrażenie, że nie byłoby gorszego znaku na niespełnienie ich życzenia, jak dramatycznie spadający od wypalonych dziur lampion. - Gotowy? - dopytał jeszcze, z pewnym rozczuleniem przyglądając się jak ruchami nagrzanego powietrza przywołują bibułkę do życia, a ta nieco niecierpliwie próbuje już poderwać się w górę, nie mogąc doczekać się spełnienia zadania, do którego została powołana, a więc już za chwilę odliczył cicho do trzech, mimowolnie wstrzymując oddech, gdy palce wypuściły lampion w górę, pozwalając mu z każdą sekundą leniwie wzbijać się wyżej, coraz bliżej księżyca, aż jego drobne światło nie zgubiło się zupełnie w natłoku gwiazd. I dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nieświadomie wtulił się w swojego Wilka, dłońmi rytmicznie gładząc go po udach, cichym westchnięciem uświadamiając sobie, że przed oczami nie pojawiło mu się żadne z zapomnianych wspomnień. - Czy Ty- Czy Tobie... - zamotał się nieco, sam siebie wyrywając z przyjemnego zawieszenia w tej spokojnej chwili, musząc odchrząknąć, bo głos zadrżał mu złamaniem niskich tonów, od trzymającego go rozleniwienia i dopiero wtedy odchylił głowę w tył, wspierając ją mocniej o mefistofelesowy bark, by zerknąć na niego z ukosa. - Dostałeś coś? Czy sami musimy coś sobie przypomnieć?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Spełni się - zapewnił Puchona, zupełnie nie biorąc pod uwagę jakiejkolwiek opcji porzucenia starań, podobnie jak nie był w stanie zaakceptować jakiejkolwiek wizji zrezygnowania z legilimencji. Mefisto nie dawał z siebie wszystkiego, jeśli spodziewał się porażki - bez żadnego problemu (ze swojej strony...) wielokrotnie zmieniał miejsce zatrudnienia, nie przywiązując się za szczególnie ani do menażerii, ani do warsztatu. Było, minęło. Swoje serce zaczął wkładać dopiero w związek, który napełnił go nadzieją; w powolutku spełniające się marzenie powstania Lumos. Pomógł jak tylko mógł, uśmiechając się cały czas pod nosem i obserwując poczynania swojego ukochanego, zasłuchując się w niskim brzmieniu jego głosu. Robiło się coraz chłodniej, ale Mefisto nie widział w tym żadnego problemu - dalej było mu tak samo dobrze, nawet jeśli po ciele raz na jakiś czas przemykały niby niespokojne dreszcze. I tak zniknęły przy tym mimowolnym drżeniu, które wywołał niemal magiczny widok rozpalonego lampionu, szarpiącego się ku górze, byle tylko rozjaśnić niebo i wkrótce również na nim zniknąć. - Gotowy - mruknął zgodnie z prawdą, przemykając lekko opuszkami palców po krawędzi lampionu, by dalej mieć wkład w ten piękny obrazek. Uśmiechnął się szerzej, szczerze zachwycony zgrabnie pokonywaną przez przedmiot drogą, zaraz przymykając lekko powieki pod wrażeniem spływającego na niego ciepła. Przypomniał sobie doskonale, w najdrobniejszych szczegółach, bo przecież to wspomnienie wcale nie było stare, ani faktycznie zapomniane - prędzej po prostu omijane, schowane pod woalką niepozorności. Ale Mefisto dokładnie pamiętał słodki posmak czekolady rozpływającej się w ustach, gdy chrupał otulone nią orzeszki; to zaintrygowanie i swoje ciekawskie spojrzenie, przemykające po jeszcze nieznanym sobie zbyt dobrze ciele. Tę szczerą nadzieję, że bibliotekarka nie przerwie tak luźno płynącej rozmowy, te książki - Merlinie, nawet ich tytuły - ułożone pomiędzy kartkami i notatkami. Tę subtelność, niepewność i zalążki śmiałości, która teraz pozwalała wilkołakowi na pewne sięgnięcie do obejmowanego ciała, ściskając je jeszcze mocniej, ze śmiechem mimowolnie wyrywającym się na wolność, choć jakaś cząstka umysłu krzyczała, że w czytelni powinna panować cisza. - Czytelnia- pamiętasz jak się spotkaliśmy w czytelni? Jak podjadałeś orzeszki i rozmawialiśmy o tatuażach, i... obiecałem, że następnym razem pokażę ci mandalę na biodrze - wyjaśnił szybko, natchniony dostrzeżonym wspomnieniem. - I rozmawialiśmy o Liamie, bo miałem jego rysunek. I pomyślałem sobie wtedy, że głupio się na jego punkcie zafiksowałem, a ty po raptem kilku krótkich spotkaniach już byłeś o wiele bardziej intrygujący... i byłeś cholernie seksowny - dokończył nieco niezgrabnie, nie mogąc odnaleźć się pośród własnych myśli. Odetchnął po chwili spokojniej, pozerkując na malejący pośród delikatnego blasku gwiazd lampion, wracając do tu i teraz. - Ukradłem ci lampion...
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się od razu, jeszcze przy tym pierwszym słowie, choć zupełnie nie wiedział jaką sytuację Mefisto ma na myśli, ale już głupio cieszył się z tego, że wspomnienie jednak do nich trafiło. Do nich. Bo przecież miał już wrażenie, że co należy do jednego, po części jest już też drugiego i zrobiony dziś krok w stronę pełnego opanowania legilimencji był jak obietnica tego, że nawet myśli będą mieć wspólne. W pierwszej chwili rozchylił tylko wargi, zwilżając je bezwiednie w skupieni, gdy wzrok uciekał mu gdzieś daleko, jakby miał sięgnąć pamięcią do nakreślanej przez Mefisto sytuacji, szukając zdecydowanie bliżej, do czasu aż wspomnienie mandali nie pomogło mu umiejscowić tej chwili w czasie. Potaknął mu, uśmiechając się nieco szerzej, widząc oczami wyobraźni tamten stolik na uboczu, który lubił wybierać, by móc zerkać na innych, ale i osłonić się regałem od wzroku bibliotekarki, która zbyt dużo razy już musiała wybaczyć mu podjadanie w czytelni. Przymknął oczy, pozwalając, by głos Mefisto przywoływał obrazy tamtych dzielonych szeptami rozmów, tej ekscytacji, którą niosła obserwacja wytatuowanego ciała z bliska i tej niecierpliwości, którą wtedy potrafił zahamować tylko dlatego, że nie miał jeszcze pojęcia, jak wiele przyjemności może przynieść odkryty dopiero później brak kontroli. Odetchnął swobodniej, gładząc trzymane uda, zanim nie wsparł się o nie mocniej, odruchowo pochylając się do przodu, gdy po komentarzu o kradzieży zaśmiał się swobodnie, złapany nagle mieszanką rozbawienia i czystej radości tym, jak daleką drogę zdążyli przejść od tamtej niewinnej chwili rozbudzającego się zainteresowania. - Nie tylko lampion - poprawił go rozbawiony, wykręcając się już, by przyklęknąć przed nim i ciasnym objęciem przytulić jego głowę do swojego torsu, chcąc by nawet przez gruby materiał swetra usłyszał jak głośno i pogodnie bije mu serce, które już przecież w pełni należało do tego cudownego Wilkołaka. Westchnął, unosząc jeszcze wzrok ku niebu, próbując odnaleźć to jedno światełko, które zdawałaby się płynąć zbyt szybko po ciemnej tafli, migocąc zbyt nerwowo, by być dogorywającą gwiazdą, a jednak rozpraszając się wyraźnie wybijającym się w tej gromadzie księżycowym światłem, którego chłód tak przyjemnie mieszał się w gładzonych kosmykach z ciepłymi promieniami złota. - I nawet nie wiesz jak mnie to cieszy - dodał powoli, sam już nie będąc pewnym o której kradzieży myśli, bo przecież żadna właściwie nie powinna tak się nazywać, skoro gotów był oddać mu wszystko. Objął jego twarz dłońmi, by z błądzącym na ustach uśmiechem ucałować jego kość policzkową, zanim nie złączył ich warg w nieco drżącym od emocji tarciu, zatrzymując się tak na chwilę w tym niepełnym pocałunku, chcąc oddychać jego oddechem i zatrzymać czas na ten krótki moment, jakby wszystko wokół nich też zamarło w oczekiwaniu między jednym a drugim uderzeniem serca, mogąc powrócić do życia dopiero, gdy i on zdobył się na dopełnienie tego pocałunku. I chciał, naprawdę chciał powiedzieć tak wiele więcej, ale gdy tylko spojrzał w tę rozświetloną zieleń, to głos ścisnęła świadomość, że to było właśnie to. To była ta miłość, po której utracie już nigdy nic nie byłoby takie samo. Ta jedna jedyna, po której nie potrafiłby już wstać i po której stracie nic nie przyniosłoby mu ukojenia. I dopiero teraz mógł zrozumieć tę upartość Finna, bo pierwszy raz w życiu czuł, że nikogo poza Mefisto nie będzie już w stanie obdarzyć tak szczerą i głęboką miłością, potrafiąc myśleć tylko o tym, że nie ma ceny, której by nie zapłacił, byle utrzymać go przy sobie na zawsze. I zapewne gdyby w końcu wydobył z siebie jakikolwiek głos, to tylko po to, by przypomnieć Wilkowi, jak bardzo go kocha, a jednak miał wrażenie, że w porównaniu z wyrazem, jaki musiało mieć teraz jego spojrzenie, każde słowa, nawet te najpiękniejsze, zdawałyby się dziwnie koślawe i małe, jakby nie były godne nieść za sobą tak wspaniałego uczucia. Dlatego tylko pocałunkom i dłoniom zawierzył na tyle, by pozwolić im stopniowo zetrzeć z ich ciał tę ciszę, bo w końcu chłód niesiony wilgocią coraz odważniej przekradającej się po kocu wody, musiał przegonić ich z tego ich prowizorycznego azylu, przypominając nie tylko o czekającym gdzieś tam jarmarku, ale i o dużo bliżej domagającym się uwagi cieście.
Hogsmeade to kompletny przypadek, ale jak już tu zabawiła, chciała z tego skorzystać. Nie pamięta kiedy ostatnio spędziła leniwie dzień. Ten nie miał być wyjątek, a jednak wyszło inaczej. Najpierw zrobiła zakupy, następnie wpadła na genialny pomysł i kupiła koc. Zanim się obejrzała, kupowała kubki z gorącą czekoladą, dolewając do nich odrobinę procentów. Tak dla rozgrzania, bo przecież do funkcjonowania w tych warunkach właśnie tego potrzebowała. Udała się na plac, uprzednio wysyłać sowę do swojego krukońskiego kolegi. To również był pomysł wykreowany pod wpływem chwili. Nie chciała siedzieć sama, dlatego kiedy znalazła plac z fontanną, uznała, że to dobre miejsce na przystanek. Podniosła dłonie do ust i podmuchała w nie. Uśmiech rozszerzył jej buzię kiedy spoglądała w niebo, a rana na dolnej wardze ponownie się otworzyła i zaczęła szczypać. Zagryzła ją, wywołując jeszcze większy ból. Potrafił sprowadzić człowieka na ziemię, naprawdę. Poprawiła się na kocu i odchyliła głowę do tyłu, ponownie spoglądając w niebo. Robiło się coraz cieplej, co niezmiernie ją cieszyło. W końcu bycie ciepłolubnym stworzeniem nie sprzyjało takim warunkom. Upiła łyk z kubka i podniosła aparat, kierując obiektyw aparatu w niebo, a dokładniej na formacje chmur, który się na nim nagromadziły. Nawet odpoczywając, nie umiała tego robić. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie, patrzeć w niebo i tylko podziwiać to, co mogła tam zobaczyć. Palce ją świerzbiły, oddech przyspieszał na samą myśl bezruchu. Warga szczypała, ilekroć ponownie ją podgryzła, a przecież nic takiego się nie stało. A jednak nie mogła pozbyć się uczucia, że o czymś cały czas zapominała.
Nie spodziewał się, że dostanie list akurat od Ritcher. Gdyby miał już obstawiać na to kto do niego wyśle list bez zapowiedzi, to stawiałby na Felka i wypad do bunkra, albo na Julkę i kolejne spotkanie, żeby polatać sobie na miotle i poodbijać tłuczkiem w siebie nawzajem, narażając się przy tym na poważne urazy. Gdy już ogarnął wszystko, co miał zrobić przed wyjściem, Julius chwycił pierwszą lepszą bluzę, która okazała się być w kolorze czarnym i prędkim krokiem skierował się w stronę Hogsmead, gdzie gdzieś w okolicach placu, najprawdopodobniej tego z fontanną, miała czekać na niego dziewczyna. Zbliżając się na miejsce, podziwiał piękno jakie kreowały okoliczne rośliny i zabudowania. Żałował, że częściej nie przychodził w to miejsce, by odetchnąć chociaż na chwilkę w przerwie pomiędzy zajęciami. Chociaż teraz jak miał natłok treningów i na dodatek szlaban, to wątpił, że uda mu się znaleźć więcej czasu na takie fanaberie. W końcu dojrzał ją, leżącą na ziemi, z aparatem skierowanym ku chmurom, które spokojnie płynęły po niebie i tylko czekały na mocniejszy podmuch wiatru, by uciec z kadru potencjalnego fotografa lub fotografki. -Heja Luci, co to za wyciąganie mnie na piździawichę?- zapytał się z udawaną pretensją w głosie, jednocześnie marszcząc przy tym delikatnie czoło. Przy okazji usiadł obok niej na kocyku, dostrzegając napój, który wzięła ze sobą koleżanka, żałując, że nie ubrał się cieplej, albo że samemu nie pomyślał o czymś co mogłoby rozgrzać. -Co tam sobie patrzysz?- zapytał się wychylając się teatralnie na boki, wpatrując się razem z dziewczyną w górę, chcą dostrzec coś, co dostrzegało bardziej czułe, artystyczne oko Lucii. Samemu nie miał do tego drygu, co wielokrotnie udowadniał przy każdej okazji jak tylko były zajęcia z działalności artystycznej.
W sumie to nie było to nic szczególnego, po prostu zawsze musiała mieć ręce pełne roboty. Aparat był jej niedawnym nabytkiem i nie powie, jak długo musiała wycierać te stare stoliki w Pożodze, aby było ją na niego stać. Stał się dla niej drugą najważniejszą rzeczą, zaraz po niej samej. Bo w końcu siebie ceniła najbardziej. Odsunęła od siebie aparat i spojrzała na chłopaka, uśmiechając się szeroko. I szczerze. Nie raczyła jednak nawet podnieść się na łokciach, lubiąc swoją dotychczasową pozycję. -Widzisz się ze mną i jeszcze śmiesz narzekać?-Uniosła nieznacznie brwi, niemal oburzona jego słowami. Bez zastanowienia sięgnęła za głową i chwyciła drugi kubek, który kupiła i również doprawiła. Czekolada była wciąż gorąco, miała więc nadzieje, że jej słodki krukon nie poparzy sobie języka.-Masz i ciesz się, że jestem dla Ciebie taka dobra.-Mruknęła, lekko wydymając wargi niby urażona. Westchnęła cicho i ułożyła aparat na brzuchu. -Chciałam uchwycić bardzo fikuśne kształty na niebie, niestety, przeszkodziłeś mi.-Powiedziała spokojnie, chwytając swój nabytek i nakierowując obiektyw w jego stronę. Bez słowa, ani zawahania się zrobiła mu kilka zdjęć. Nie potrzebowała oczywiście jego zgody, jak zawsze. Podniosła się lekko na łokciach i spojrzała na towarzysza, krytycznie oceniając jego dzisiejszy strój. Było mu aż tak ciepło? Drżała na sam widok jego skromnego odzienia, nie mogąc sobie wyobrazić siebie w podobnym wydaniu. Umarłaby przy pierwszym silniejszym podmuchu.-Naprawdę to ja musiałam się odezwać? Czy już o mnie zapomniałeś?-Niemal udało jej się wkraść smutną nutkę w ton głosu. Tak naprawdę to nie pamiętała kiedy ostatnim razem widziała jego słodką buźkę. Wieki. Tak by to określiła, w końcu w tak krótkim czasie może się tyle wydarzyć. Uśmiechnęła się do siebie i własnych myśli. Chwyciła swój kubek i upiła z niego spory łyk, dziękując za połączenie słodkości z gorzkim trunkiem. Hm.
Wiedział, że cała rozmowa ma żartobliwy ton, w końcu sam jej taki nadał, a podchwycenie go przed Lucię, tylko go zachęciło do dalszych przepychanek słownych. Po odpowiedzi dziewczyny na jego powitanie, Julius zmarszczył czoło jeszcze bardziej, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią, a gdy w końcu spojrzał się na dziewczynę postanowił powiedzieć najbardziej banalną rzecz na jaką wpadł. -W zasadzie to chyba tak- mina na jego twarzy zmieniła się z myśliciela w osobę wyszczerzającą się, odsłaniając przy tym odrobinę rząd zębów. Cieszył się, że zobaczył w końcu byłą już Krukonkę, po tej przerwie. Nie było go w Hogwarcie przez długi czas, a po powrocie jakoś nie mieli okazji się spotkać na chwilę. Niemiec taki zabiegany był nadrabianiem zaległości, że zapomniał o wszystkim innym. Gdy dziewczyna sięgnęła za siebie, a kubek z zapewne wciąż gorącym napojem zaczął przemieszczać się w jego stronę, Julius zrobił wielkie oczy, chcąc jak najszybciej położyć na nim swoje zlodowaciałe łapska. Był na tyle leniwy, że nie chciało mu się używać różdżki i czarów, żeby ogrzać sobie odkryte części ciała, ale po co ktokolwiek miałby to robić, gdy zamiast tego miał do trzymania ciepły kubek? -Dziękuję proszę pani- odpowiedział z pełną powagą i niewinnością wymalowaną na chłopięcej twarzy. Chwilę później poczuł kojące, przyjemne ciepło rozlewające się po jego palcach i wewnętrznej stronie obu dłoni. Miał wziąć pierwszy, głębszy łyk i zacząć rozkoszować się czekoladowym napojem, poznał po zapachu unoszącym się znad czubka pojemnika, ale gdy tylko napój dotknął jego języka i zaczął spływać do gardła, blondyna lekko zatkało, przez co musiał odkasłać kilka razy. -Jak chcesz mnie otruć, to może w jakiś cieplejszy dzień, żebym chociaż ostatnie chwile mógł spędzić miło?- nie przeszkadzał m dodatek alkoholu w czekoladzie, jego reakcja polegała bardziej na zaskoczeniu takim wyborem no i już samą temperaturą napoju, którego wziął po prostu zbyt dużo za jednym razem. Musiał jednak przyznać, że taka mieszanka z pewnością go rozgrzeje. -No rozum...- nie dane mu było dokończyć odpowiedzi na słowa Luci, ponieważ ta postanowiła zrobić mu wiosenną sesję zdjęciową na placu. O ile do pierwszego zdjęcia się jakoś zasłonił, o tyle do dalszych postanowił już ładnie się uśmiechnąć i zagrać rolę modela, nadaną mu przez koleżankę. Miał nadzieję, że nie wyjdzie jak jakiś gnom czy inny troll, zważając na to, że ani nie był przygotowany, ani nie miał dobrej fryzury, ponieważ włosy miał lekko potargane przez wiatr. -Nie jestem fikuśnym kształtem na niebie- postarał się, by ta część zabrzmiała z jak najwyraźniejszą nutką smutnego pogłosu w tle. Samemu nie uważał się za fikuśny kształt, no może jednak trochę, zależy skąd się patrzyła, ale na pewno nie był na niebie. -I jak wyszedłem?- zapytał się, przybliżając się i spoglądając to wprost w oczy dziewczynie, to na aparat. Nigdy nie używał tego typu urządzeń, bo to tej pory zdjęcia były robione zawsze przez osobę trzecią, czy to na świętach, czy właśnie w takich całkowicie przypadkowych sytuacjach. -Szczerze przepraszam kruczku, ale ostatnio byłem zalatany na miotle, łamaniem sobie nosa i traceniem setek punktów na rzecz Ravenclawu. Nie zapomniałbym o tobie przecież- z początku jego twarz była bardziej poważna, bo i sam temat był niewesoły, zważywszy na to, że przez to Rauch miał same problemy w szkole i coraz więcej obowiązków na głowie. Na ostatnie zdanie jednak zmieni i ton głosu, i ponownie przybrał uśmiech na swoje blade lico, wciąż starając się utrzymać kontakt wzrokowy.
Nie czuła nic poza swobodnym uśmiechem, który zagościł na jej ustach. Ceniła sobie towarzystwo, które nie kierowało się sztywnym protokołem spotkań. A wierzcie, takie również były. Uwielbiała w ich relacji to, że nieważne jak długo mogła go nie widzieć, jak wiele mogło się pozmieniać... Nie miało to najmniejszego znaczenia kiedy przychodziło to faktycznego spotkania. Poza tym Rauch jak mało kto potrafił wczuć się w humorek Lucii i dopasować do niego swój własny. Zaśmiała się głośno, jak to miała w zwyczaju i lekko szturchnęła chłopaka, niby chcąc go przewrócić. Nie włożyła w ten gest jednak wystarczająco dużej siły, ani chęci.-Jak możesz! To ja tu przychodzę, kupuje nam napoje, rozkładam koc... Wielu dałoby się zabić, żeby być na Twoim miejscu.-Powiedziała oburzona, cicho śmiejąc się pod nosem. Nie ukrywajmy, że gdyby chciała, zapełniałby swój czas towarzystwem, któremu wcale nie zależy na nadrobieniu zaległości. Co w zupełności jej odpowiadało. Była wspaniałomyślna, pomysłowa, zaradna... Tak, tak, wiedziała o tym doskonale i nawet nie oczekiwała słów podziękowania. Potrzebowała jak najwięcej ciepła z racji swojego uwielbienia do pięknej i słonecznej pogody. Również wciskanie się w dodatkowe warstwy ubrań sprawiało jej problem, bo jak wiadomo, Lucia potrzebowała wszelkiej swobody ruchu. Omal nie wyszarpała mu tego kubka, kiedy usłyszała jego oburzający zwrot w jej stronę.-Grabisz sobie Rauch. Nie jestem taka stara.-Powiedziała, tym razem może naprawdę dotknięta jego słowami. Dotknęła miejsca, gdzie powinno znajdować się serce, a jej usta ułożyły się w podkówkę. Przecież była jeszcze młodą i piękną kobietą, chyba nie robiły jej się zmarszczki, prawda? Gdyby tylko miała coś, w czym mogłaby się przejrzeć. -Okrutnik z Ciebie...-Dodała swobodnie, a kiedy zakrztusił się, a może raczej poparzył napojem, uśmiechnęła się szeroko i wytknęła język. Zachowanie, które przystoi damie, którą przecież była.-Masz za swoje.- Machnęła lekceważąco dłonią, jakby kompletnie nie rozumiała, o co mu chodzi. A może raczej w geście sugerującym, że to naprawdę niewiele i gdyby chciała go otruć, zrobiłaby to w bardziej okrutny i podły sposób.-Nie chcesz, to oddaj. Nie pogardzę dwoma kubkami.-Uśmiechnęła się delikatnie, niewinnie. Czyli bardzo fałszywie w połączeniu z rozbawionym spojrzeniem, które rzucała w jego kierunku. Rola modela kompletnie mu nie wychodziła, chociaż bardzo się starał. W sumie nie byłoby tak źle, gdyby... Spojrzała na niego swoim surowym spojrzeniem i potargała jego włosy bardziej, aby później jedną ze stron zaczesać delikatnie do tyłu. Zrobiła mu ponownie zdjęcie. Uśmiechnęła się lekko.-Owszem, nie jesteś. Brak Ci tej lekkości.-Pokazała chłopakowi kilka tych ujęć, które udało jej się zrobić. Przed i po swojej mini metamorfozie. Nie było to nic szczególnego, ot, zdjęcie w parku, na tle zieleni i odrobiny nieba. Jego włosy zawsze przybierały inny odcień, wszystko w zależności od światła. Nigdy nie były tak blond jak jej, dlatego tak miło jej się oglądało jak zmieniały się w zależnie od pozycji. Istne utrapienie i zbawienie jednocześnie.-Powiedzmy, że od tej pory będę Cię chyba wykorzystywać. Potrzebuje królika doświadczalnego.-Uniosła lekko brwi, a ton jej głosu i sugerował pytania. Już postanowiła. Zadrżała, jakby coś w jego wypowiedzi ją odrzuciło. Spojrzała na niego surowo.-Wiesz, że nie znoszę tego słowa. Nie masz za co mnie przepraszać, więc więcej tego nie rób.-Westchnęła, wywracając teatralnie oczyma i upijając łyk napoju. -I nie znoszę tego sportu, nigdy nie zrozumiem, co w nim widzisz.-Powiedziała, tym razem uśmiechając się do niego w odpowiedzi.-Chętnie jednak popatrzę jak, obrywasz i łamią Ci nos. Mogę nawet przyjść na jakiś mecz... Z pewnością ujęcia Twojej zakrwawionej twarzy będą idealnie do mojej kolekcji.-Fakt, oczami wyobraźni widziała fantastyczne ujęcia. Prychnęła.-Oczywiście, że byś nie zapomniał. Byłabym w szoku, gdyby Ci się udało. Nie podejrzewałam nawet, że zastąpiłeś mnie inną.-Zaśmiała się i rozczochrała jego włosy.
Pozwolił by szturchnięcie dziewczyny bujnęło nim trochę bardziej niż powinno, po czym jeszcze przez chwilę delikatnie przenosił środek ciężaru to w jedną, to w drugą stronę, jak małe dziecko, które musiało gdzieś być jeszcze w środku chłopaka, w końcu wciąż był młody, a szkoła ani ta w Niemczech, ani Hogwart nie zdołały do końca pozbawić go jeszcze tego "czegoś", co pozwalało mu z prawie każdej sytuacji wyjść z uśmiechem na twarzy, zawsze wyciągając jakiś pozytywny aspekt z całego zajścia. -Mógłbym dać się zabić zabić za to, ale wtedy nie miałby kto z tobą siedzieć- odpowiedział jej równie teatralnym, smutnym wyrazem twarzy, podnosząc przy tym brew. Doceniał wkład dziewczyny w przygotowanie całego spotkania, zarówno ciepły kocyk, który izolował ich od zimnego podłoża, jak i gorące napoje, które zapewniały dodatkowe źródło ciepła. Gdyby nie fakt, że nic nie umiał związanego z zaklęciem, wyczarowałby bańkę, taką jaką Voralberg zrobił na lekcji zaklęć, żeby zapewnić im odpowiednią temperaturę. -A jaką nagrodę można zgarnąć z tego grabienia?- był szczerze zaciekawiony co by Luci zrobiła mu zrobiła w momencie, kiedy to faktycznie przegiąłby pałkę w niewłaściwą stronę. Był zbyt piękny, gładki i powabny, żeby Ritcher podniosła na niego rękę, a co dopiero różdżkę, używając przy tym jakiegoś niefajnego zaklęcia. Jedynce co wtedy mógłby zrobić to skulić się, zrobić z siebie żółwia i liczyć, że szybko będzie po całym zajściu. -W naszej relacji są dwa miejsca, dla osoby pięknej i osoby okrutnej, a ja już zaklepałem pierwszą opcję- odpowiedział chwilę po tym jak zdołał opamiętać odruch kasłania i otarł łzy, które mimowolnie napłynęły mu do oczu. Był pewien, że nie należała mu się łatka okrutnika, w końcu był jedną z niewielu osób o wspaniałym sercu i jeszcze ładniejszych oczach. Zwyczajnie nie był zdolny do takich rzeczy, a że po prostu mówił jak było, to już nie jego wina, w końcu nie na co dzień przeżywa się próby otrucia. -Zostaw!- odpowiedział, chwytając kubek mocniej ręką i machają w jej stronę ręką, jakby chciał ją odgonić, biorąc zaraz nieco mniejszy łyk, by i tym razem nie doszło do jakiejś nieprzyjemnej reakcji na napój. Zaraz później odwzajemnił uśmiech, gdy tylko pozwolił napojowi rozlać ciepło po swoim ciele, było to jeszcze lepsze uczucie niż samo trzymanie ciepłego przedmiotu. -Naprawdę smaczne- skomplementował Lucię, kiwając przy tym nieznacznie głową, biorąc zaraz kolejny łyk. Uznał, że urozmaici jakoś swoje wypowiedzi, mówiąc tym razem coś szczerze miłego. Nie było w końcu nic złego w skoku w bok, jeżeli chodziło o formę wypowiedzi jakiej oboje używali podczas tego spotkania. Pozwolił sobie poprawić włosy, uznając, że osoba z aparatem wie coś na temat tego jak powinna wyglądać osoba fotografowana. Nie miał nic przeciwko szybkiej zmianie w fryzurze, chociaż lekko skrzywił się, gdy kilka włosów weszło mu do oczu. Na szczęście, bardziej swoje niż dziewczyny, bo nie wiedział co by się stało, gdyby źle wyszedł na kolejnych zdjęciach, zdołał przemóc dyskomfort i powrócić do roli modela. -Zrzucę kilka kilo i będzie git- może gdyby ta sesja odbywała się nie na ziemi, a w stroju Ravenclawu na meczu, to bardziej by przypominał coś niewielkiego, lekkiego jak chmura, oczywiście jeżeli w międzyczasie nie otrzymałby kilku ciosów tłuczkami, albo gdyby znowu nie wdał się w jakąś głupią bójkę po lub przed meczem. -Wykorzystywać? Brzmi zachęcająco... A co będziemy testować?- domyślał się, że będzie musiał w przyszłości wejść w rolę modela co najmniej kilka razy, co mu nie przeszkadzało. W zasadzie to czemu nie? Zawsze jakieś nowe doświadczenie, ubrania do przymierzenia i ewentualnego przywłaszczenia do garderoby oraz miło spędzany czas z sympatyczną osobą. Miał nadzieję, że nie będzie mu to nachodziło na żadne treningi, czy dalej nieogłoszony szlaban od Hampsona. -No dobrze- odpowiedział, po czym podnosząc się na rękach ponownie przysunął się w stronę dziewczyny, tym razem jednak zamiast usiąść, najzwyczajniej położył się jak Lucia przed jego przyjściem i zaczął patrzeć przed siebie, w górę, na nieustępliwie płynące, białe obłoki, które to co raz przyjmowały inny kształt. -Jak latasz, to jesteś jak taka chmurka...- pokazał ręką jak małe dziecko w stronę nieba, wykonując nią przy tym powolny ruch, obrazujący to w jaki sposób takie rzeczy się właśnie poruszały po sklepieniu. -Na mecz zapraszam całym sercem. Za takie zdjęcia się płaci misiu kolorowy- odpowiedział po po tym jak po raz kolejny w krótkim czasie zmienił pozycję, tym razem na siedzącą. Chętnie przygarnąłby na trybuny kogoś, kto by dopingował jego indywidualne poczynania na boisku, ale niestety nie wiedział, czy kolejne złamanie nosa, zwłaszcza po kolejnej bójce, byłoby czymś, co brałby w ciemno. Trochę jednak było to bolesne, prawie tak, jak ponowne rozczochranie jego biednych, prawie-blond włosków. -Nie na twoje miejsce poszedł jeżyk i nowa miotła- odpowiedział z powagą w głosie, jednak mając w pamięci zaledwie co usłyszany śmiech Luci i kolejną korektę fryzury, rozpromienił się dość szybko i odwzajemnił uśmiech, nie zapominając jednak o małej zemście. Postanowił, że i jemu należy się jakaś możliwość, co do zmieniania cudzych fryzur, więc wprowadził w życie plan mający zaradzić jego problemowi. Wziął aparat z jej rąk i zrobił jej jedno zdjęcie, by móc zrobić za chwilę porównanie, po czym wziął się do roboty, po wcześniejszym odłożeniu sprzętu na bok. Wykorzystując refleks jaki zyskał dzięki treningom pałkarskim, zmienił fryzurę dziewczyny w bliżej nieokreśloną plątaninę włosów, która przypominać mogła wzburzone wody i spienione fale. Następnie zrobił zdjęcie po transformacji, dumny ze swojego dzieła. -Podoba ci się?- zapytał śmiejąc się jednocześnie i pokazując jej oba zdjęcia, na których nie wyglądała jak on, to jest jak niewinny blond anioł z Ravenclawu.
Zaśmiała się głośno, ponownie lekko go popychając. Co w rzeczywistości faktycznie mogło być silniejszym gestem, niżeli można by się było po niej spodziewać. Potrzebowała tego. Tego zaciętego języka, który nosił akcent z jej rodzinnych stron. Współgrał z jej beztroskością.-Jesteś naprawdę wspaniałomyślny. Nigdy nie podejrzewałabym, że tak się o mnie troszczysz.-Wywróciła oczyma, wzdychając teatralnie i dotykając się za pierś, naprawdę wzruszona. Prawda jest taka, że to spotkanie było czystym przypadkiem. Zakup koca, jak i wysłanie do niego listu z zaproszeniem. Nie spodziewała się, że dzisiaj się spotka z kimkolwiek. Miała w planach trochę popracować, aby później przygotować się do zmiany w barze. Jednak coś kazało jej to zrobić, zatrzymać się, usiąść i zwyczajnie odpocząć. Czekolada z trunkiem to dodatek, którym raczyła się z racji pogody i zwyczajnej chęci zasmakowania w czymś słodkim i ostrym. Idealna na leniwy dzień w parku, w towarzystwie równie nieprzewidywalnym. No dobrze, troszkę mniej nieprzewidywalnym, ale współgrającym. -Oczywiście nagroda może nie być taka, jakiej byś się spodziewał.-Uśmiechnęła się szeroko, tajemniczo i uniosła kubek, przybijając go do kubka towarzysza.-Moja rzeczywistość jest zdeformowana... Więc nigdy nie wiesz, jaka może być nagroda, a jaka kara za nieposłuszeństwo i drażnienie mnie.-Puściła w jego kierunku perskie oczko, a fakt, że przy tym wszystkim potrafiła zachować tak niewinny i spokojny wyraz, zahaczał o naprawdę dobre aktorstwo. Czy w głosie była wyczuwalna nutka groźby? Mhm, kwestia interpretacji. -Tylko widzisz. Piękny to możesz być i na zewnątrz, ale co tam siedzi w środku?-Palec wskazujący wbiła mu w pierś, mocniej dociskając, jakby naprawdę chciała zobaczyć to, co tam ukrywał. Rząd białych zębów zaszczycił go swoim blaskiem.-Mogę i być okrutnikiem. Mogę być kimkolwiek zechcę, a Ty będziesz moją pięknością u boku. W końcu każdy podły charakter taką ma.-Wyprostowała się i ponownie upiła z kubka, uśmiechając się chytrze do własnych myśli. -Kochanie, tu potrzeba czegoś więcej niż paru kilko.-Wytknęła język zza aparatu i uchwyciła jego reakcję na jednym z ujęć. Nie miała konkretnej wizji, chociaż ta powinna do niej przychodzić. Nigdy nie działała według planu, wszystko wychodziło spontanicznie, nieszablonowo. -Jeszcze nie wiem, musisz być przygotowany na każdą ewentualność. Mogę napisać lub wpaść o każdej porze, nieważne co i z kim będziesz robił.-Tylko próbowała zachować spokój, powaga i skupienie nie były jej mocną stroną, nie w takich momentach. Odchyliła się lekko i spojrzała na niego krytycznie, spod przymrużonych powiek. Oceniała i badała. -Ty wiesz, że nie wsiadam nigdy na miotłę. Plus nigdy nie będę chciała zrozumieć tego, co widzisz w tym sporcie.-Powiedziała spokojnie, chociaż wyraz jej twarzy się zmienił. Oczywiście, że próbowała. Powiedziałaby, że nie była nawet zła, jeżeli chodzi o latanie. Uczucie, które towarzyszy człowiekowi kiedy otacza go jedynie czyste powietrze, naprawdę jest niesamowite... Tylko o wiele lepiej czuła się jako pasażer, niżeli osoba sterująca. Chyba jedyny moment, w którym mogłaby oddać komuś kontrolę, fakt. -Zająłbyś się jakimś smacznym kąskiem z Ravu lub Slytherinu. -Uśmiechnęła się szeroko, bo w końcu tak wiele miłych wspomnień miała z podobnych spotkań. Nigdy nie gardziła dobrym towarzystwem, szczególnie takim, które umiało pochwalić się kilkoma umiejętnościami. Cała reszta wydarzeń działa się dosyć szybko. Nawet nie zorientowała się kiedy zabrał jej aparat i postanowił namieszać we fryzurze godnej królowej. Nikt nie dotykał jej włosów, nie z jakieś dziwnej racji... Po prostu nikt nie był jej na tyle bliski, aby mogła na to pozwolić. Dlatego kiedy poczuła burdel na głowie, jej mina była dosyć przekomiczna. Szeroko otwarte usta, w pięknym wzorze litery "o". Oczy otwarte, niedowierzające. Zdjęcie musiało wyjść fantastyczne. I kiedy nie otrząsnęła się po pierwszym fatalnym razie, niespodziewanie nadszedł drugi atak. Kiedy słyszała jego głos i zduszony śmiech, spojrzała na niego z mordem w oczach. Rzuciła się na niego, o mało nie rozlewając swojej czekolady na ich oboje. Przewaliło go na ziemię i przycisnęła mocno do ziemi. Śmiała się i była wściekła jednocześnie, nie wiedziała więc, co dokładnie przebijało się na jej twarzy. -Nie wiesz kiedy i nie wiesz gdzie Rauch!-Jednak po chwili w parku słychać było tylko jej donośny śmiech. A był tak głęboki i głośny, że na pewno dosięgał daleko.
Popychany tak od czasu do czasu czuł się jakby był na imprezie, oczywiście w roli piniaty. Liczył, że ma w sobie słodkości warte takiego tykania. W końcu jego złoty charakter i wspaniałomyślność musiały się z czegoś brać. Ta odrobina ruchu też pomagała mu w utrzymaniu odpowiedniego dla siebie ciepła, dzięki czemu nie musiał się martwić o to, że zmarznie. -A dziękuję. Jestem chodzącą niespodzianką- odchodząc od całej sytuacji, lubił pozytywnie zaskakiwać ludzi wokół siebie. Robił tym dzień nie tylko innym, urozmaicając im czas, ale też sobie, ponieważ czuł się wtedy tak jakoś radośniej, co tylko zachęcało go do próbowania podobnych rzeczy przy innych okazjach niż tylko spacer, czy też piknik ze znajomymi. -Wolałbym jednak wiedzieć wcześniej, żebym mógł się nastawić- ogólnie rzecz ujmując, lubił niespodzianki, ale czuł, że w tym przypadku mógłby się przejechać na tym i paść "ofiarą" jakiegoś żartu ze strony dziewczyny. Zależnie oczywiście od tego co by się zawierało w takim dowcipie, czy innej formie nagrody, Niemiec podszedłby z większym lub mniejszym entuzjazmem do całej sprawy. -Za nieposłuszeństwo?!- zapytał się zaciekawiony, przyjmując na twarzy maskę przepełnioną wyrzutami. Do tej pory tak przeciętnie wychodziło mu trzymanie się sztywnych reguł, no chyba, że chodziło o latanie na miotle, ale tutaj nie musiał się zbytnio wysilać myśląc o tym co i jak ma zrobić. -Auć! W środku jestem równie piękny co na zewnątrz.- postanowił dalej pozostać w swojej teatralnej roli, odsuwając jednak szpilę pod postacią palca dziewczyny od swojego ciała. -A co ja będę miał za chodzenie przy nodze?- z tego co się orientował to panie i panowie do towarzystwa dostawali od osób zabiegających o ich obecność różne fanty. Krukon co prawda nie potrzebował niczego specjalnego, ale już sama symboliczna opłata za jego usługi ociepliła by jego serduszko. Po usłyszeniu, że według dziewczyny nie wystarczy parę kilo mniej u chłopaka, Julius obruszył się lekko, w końcu już był bliski bycia jak obłoki na niebie, tylko kształt miał nie ten, ale w tej kwestii niestety nie mógł sobie pomóc, nie był na swoje nieszczęście tak obeznany w zaklęciach, nie wspominając już o transmutacji. -Jak nie będziesz mogła mnie znaleźć, to wyślę ci patronusa, chyba że będę bardzo zajęty- posłał Luci figlarski uśmiech, poprawiając sobie przy tym odrobinę włosy. Co do samego zaklęcia, nie potrafił jeszcze go wyczarować i wątpił, żeby mu się to udało w najbliższym czasie, ale liczył, że prędzej czy później uda mu się poprawić, żeby nie być taką mimozą. -Szkoda, zawsze moglibyśmy się szybko przelecieć jak będziesz miała wolną chwilę- nie zamierzał na siłę przekonywać dziewczyny do quidditcha, ale zawsze mógł spróbować jakoś ją zachęcić do tego, by zmieniła spojrzenie na to co robi Julius i reszta zawodników podczas takich meczów. -Nie za bardzo utrzymuję kontakt z osobami spoza drużyny Ravu, a Ślizgonki mogą mieć awersję do mnie po ostatnim meczu- nie przeszkadzał mu brak partnerki lub partnera na co dzień. Dzięki temu mógł poświęcić jeszcze więcej czasu sobie i treningom indywidualnym, przygotowując się tym samym do następnego sezonu zawodowego quidditcha. A gdyby zabrakło mu pewnego dnia towarzystwa płci pięknej, to mógł udać się właśnie na takie spotkanie jak to. Reakcja dziewczyny na to co zrobił była zrozumiała w oczach Juliusa, jednak i tak się tego nie spodziewał, a raczej nie sądził, że by coś takiego zrobiła. Przecież uczynił z niej najpiękniejszą modelkę, która miała okazję uczyć się w Hogwarcie, a czego więcej można było chcieć w życiu? No właśnie- raczej niczego. Niemiec skonfundowany, przewrócony i przyduszony ciężarem dziewczyny potrzebował krótkiej chwili na zorientowanie się w sytuacji i wymyślenie planu, co było utrudniane przez Lucię, ponieważ nie mógł skupić się wystarczająco, musząc hamować swój śmiech, który był reakcją na zaistniałą sytuację. Postanowił przerzucić ją pod siebie, chcąc nieco zmienić obraz sytuacji, jednak podczas całego zajścia, czekolada, którą trzymała dziewczyny oblała go nieznacznie po twarzy, zostawiając brązowawe łzy na niej. Na swoje szczęście nie poparzył się za bardzo, ale znowu potrzebował krótkiej chwili, by się nie pogubić w tym co się dzieje. -A ty wiesz?- tak, na nic lepszego nie mógł wpaść, ale nie i tak nie przeszkodziło mu to w spapugowaniu śmiechu dziewczyny. Czuł się znacznie lepiej będąc na górze w takich momentach, ponieważ nie czuł ciężkości podczas oddychania. Samemu jednak nie gniótł Luci aż tak bardzo, opierając część ciężaru na ręce, która znajdowała się obok głowy koleżanki.
-Juluś, nie powiem ci wszystkiego. Sam mówisz, że jesteś chodzącą niespodzianką... Czemu nie chcesz, abym i ja Cię zaskoczyła?-Uśmiechnęła się w jego kierunku, poruszając porozumiewawczo brwiami. -I od razu u nogi. Obiecuję, że sprawię Ci jakąś ładną obrożę... Będziesz mógł chodzić wolno.-Powiedziała spokojnie i nazbyt poważnie, jak na słowa, które właśnie uleciały z jej ust. Nie mijała się z prawdą, faktycznie uważała, że obroża to bardzo dobre rozwiązanie. Gdyby tak trzymała go przy nodze, ludzie w końcu zaczęliby coś podejrzewać... A tak to ozdobi jego smukłą szyję jakimś ładnym świecidełkiem, ot, tak, żeby wiedział, kto jest jego właścicielem. Grymas niezadowolenia zagościł na jej licu.-Nigdy mnie nie przekonasz. Musiałabym być nieprzytomna.-Latanie na miotle, to ostatnia rzecz, którą zrobi. Nienawidziła tego rodzaju aktywności, naprawdę nie widząc w tym nic szczególnego. -Co zrobiłeś tym biedaczką, oślepiłeś je swoim urokiem?-Prychnęła, dosłownie go wyśmiewając. Oczywiście nigdy nie widziała jego gry, nigdy nie potrafiła skupić się na tym sporcie na tyle, aby zrozumieć, na czym dokładnie polegał. Nie ubliżała jego zdolnością, nie. Tylko zawsze było coś bardziej... Pociągającego. Była najpiękniejszą modelką nawet jeżeli nie pomagał jej upiększyć tego arcydziała, którym była. Nie zna żelaznych zasad? Nigdy, ale to przenigdy nie dotykał włosów kobiety, chyba że wyrazi na to zgodę. Gdyby jeszcze odgrywali tutaj niesamowite seksualne sceny, ale nic z tych rzeczy. Nie było więc mowy o chwili zapomnienia. Zaśmiała się kiedy ją przewrócił. Merlinie! Czuła się jak worek ziemniaków, którym mógł tak sobie przerzucać, była niemal urażona. Kiedy skończyła się śmiać, wciąż lekko dygocząc, spojrzała na Julka i zrobiła dziwną minę. Był przeuroczym kompanem, nieprzewidywalnym co zdecydowanie przechylało szalę na jego stronę.-Dzieciak z Ciebie.-Uśmiechnęła się szeroko, bo w tym momencie przecież była takim samym dzieciakiem jak on. Podniosła dłoń i kciukiem starła czekoladę z whisky z jego policzka. Oblizała palec i pokręciła głową z dezaprobatą. Nieważne co robiła, w jej przypadku nawet coś tak niewielkiego, wyglądało jak wyuzdanie.-Nie możesz marnować takich dobrych rzeczy! Winny jesteś mi gorący kubek czekolady. -Powiedziała. Była aż tak ciężka, że nie mógł znieść jej ciężaru? Cudownie.-W tym tkwi piękno. Ja również nie znam daty ani godziny.-Pokazała mu język i zagryzła lekko jego końcówkę, powstrzymując się przed kolejnym wybuchem śmiechu.
Trudno było mu opisać, co czuł myśląc o niespodziance, którą mogła mu zgotować jego rodaczka. Liczył, że w większości przypadków byłoby to chociaż coś co pozytywnie by się zapisało w jego pamięci, bo głupie żarty i podobne rzeczy umiał zapewnić już sobie w dotychczasowym gronie znajomych. -Będę się stresował tymi niespodziankami i jeszcze kiedyś mi serce padnie- przybrał na twarz wyraz jaki przyjmuje zbity psidwak. Od niespodzianek w tym prawie-kruczym duecie był on, po pierwsze dlatego, że tak postanowił, a po drugie, bo tak już musiało być. -Od razu z wygrawerowanym imieniem, żeby przypadkiem ktoś mnie nie ukradł- z chęcią przygarnąłby jakąś część biżuterii, zwłaszcza jeżeli kolorystycznie zgadzałaby się z jego ubiorem i ciałem. Taki mały, niebieski kamyczek byłby prawdopodobnie najlepszy. -Właśnie tak było- uśmiechnął się niemrawo. Nie chciał się chwalić swoim pomeczowym występkiem, ale też nie chciał wchodzić w zbędną polemikę na temat potencjalnej niechęci ludzi z domu Salazara Slytherina, dlatego to bez żadnego wahania potwierdził żartobliwą wersję Luci. -To źle?- odpowiedział na śmiech przewróconej dziewczyny tym samym. W jego mniemaniu dobrze było mieszać swoje nastawienie w pewnych chwilach, było to zdecydowanie lepsze niż całodobowe bycie sztywniakiem, albo podchodząc od drugiej strony, dzieciaczkiem, które nie ogarniało co się wokół niego dzieje. -No dobrze dobrze- gdyby szykował jej podobny napój z prądem, prawdopodobnie wybrałby inny dodatek, ale liczył na to, że dziewczynie nie będzie robiło różnicy z czym piłaby czekoladę. Gdy starła mu czekoladę z policzka, uśmiechnął się, rumieniąc się nieznacznie przy tym nieznacznie. -I kto tutaj jest dzieckiem?- zapytał się uśmiechając się, a następnie schodząc z dziewczyny i kładąc się obok niej. Znowu zaczął się wpatrywać w chmury, tak jak chwilę po tym jak przyszedł na spotkanie z Ritcher.
Nigdy nic nie było wiadomo, prawda? W końcu to niespodzianka. Powinna zaskoczyć nie tylko samego zainteresowanego, ale i ją. Czy miała już coś przygotowane? Zarys pomysłu? Gdzieżby znowu. Jej myśli krążyły wokół zupełnie innych tematów. Machnęła lekceważąco dłonią, jakby jego potencjalny zawał nie był niczym strasznym. No tak, w końcu jest tyle innych podłych spraw na świecie, którymi powinni się przejmować. Musi się nieźle postarać, aby tak zostało.-|Nie dramatyzuj. Znasz mnie, jestem aniołem w ludzkim ciele, nie zrobię Ci krzywdy.-Nie była to prawda, pytanie tylko, którą część swojej wypowiedzi splamiła kłamstwem. Zaśmiała się i poprawiła na siedzeniu.-Na kradzieże instaluje się chip w naszym słodkim pupilu. Chcesz, abym Ci taki zrobiła? Obiecuję, nie będzie bolało i zapomnisz o nim bardzo szybko.-Jej brwi powędrowały do góry, kiedy cały czas przyglądała się swojemu towarzyszowi. Faktycznie, dobrze wyglądałby w takiej obroży, będzie musiała więc nad tym pomyśleć. Bo jak to tak, puszczać go samopas? Nie wiadomo, jakie to harpie będą chciały wbić w niego pazury. -Powinieneś wyhodować co nieco w tym wieku. Na razie kiepsko to wychodzi.-Powiedziała, podłapując temat. Prawda była taka, że tylko się z nim droczyła, nie mając nic konkretnego na myśli. To czy był dzieciakiem, czy nie... Nie leżało w jej kwestii. W końcu sama nie należała do odpowiednich przykładów. Obróciła się na bok i podparła głowę na otwartej dłoni, przez moment tylko się w niego wpatrując. Palcem przejechała po linii jego szczęki, mrużąc przy tym oczy. Jakby była niedowidzącą staruszką.-Nigdy nie mówiłam, że nim nie jestem.-Uśmiechnęła się promiennie i położyła na plecach, przymykając oczy. Odetchnęła głęboko, czerpiąc radość z tych kilku promieni słonecznych, które przebijały się przez lekko zachmurzone niebo. Wakacje... Byle do wakacji Ritcher.
Co by nie mówić, serduszko Juliusa zabolało, w momencie, gdy jego rozmówczynie nie przejęła się za bardzo groźbą pojawienia się dysfunkcji serca u Niemca. Ten przybrał tylko miną pełną wyrzutów, która była jednocześnie odpowiedzią na machnięcie ręki dziewczyny. -Yhmmm- nie wierzył Luci co do tego, czy faktycznie była aniołem, bo z tego co pamiętał, kiedy ostatni raz sprawdzał, dawno bo dawno ale jednak, to jedynym blond aniołem, który chodził do Ravenclawu, był właśnie on sam -Oczywiście, że chcę, jeszcze pytasz?- nie wątpił w to, że nałożenie takiego zaklęcia byłoby bezbolesne, ale nie sądził, że zapomni o tym dość szybko, bo jednak świadomość tego, że ktoś ma wiedzę o tym gdzie i kiedy jest, będzie mu siedziała mocno wbita w tył głowy. -Co wyhodować?- stało się to, co u Niemca było dość powszechne, na ułamek sekundy stracił koncentrację i już nie wiedział co się dzieje ani gdzie jest. Nie wiedział co i w jaki sposób miał hodować. W końcu był jeszcze małym dzieckiem, które wymagało opieki dorosłego. -Szukasz więcej czekolady?- zaśmiał się po tym jak dziewczyna przejechała ponownie palcem po jego twarzy. Odwrócił głowę powoli w jej stronę, by zobaczyć, co dokładnie ona tam robi. Nie chciał zaraz przekonać się, że skończy jako taca, z której będzie zlizywana słodkość. -No dobrze dobrze- dobrze, że nie spędzał czasu z dziewczyną, która nie uważała się za jakąś bardzo dojrzałą. Mogła przynajmniej wrzucić na luz i cieszyć się chwilą.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Fontanna - miejsce, gdzie można w lecie zaznać orzeźwienia i częściowego spokoju, o ile gówniaki nie będą zapierdalać i krzyczeć wniebogłosy. Docierasz do tego miejsca, mając nadzieję, iż uda Ci się znaleźć manekina - czy aby na pewno? Plac na szczęście jest spokojny i pozbawiony nadmiernego gwaru, w związku z czym możesz spokojnie rozpocząć poszukiwania.
Kod do umieszczenia na początku każdego postu:
Kod:
<zg>Znalezienie manekina:</zg> k6 <zg>Uleczenie:</zg> k100 (jeżeli dotyczy) <zg>Zdarzenie losowe:</zg> k6 <zg>Ilość przerzutów:</zg> x/y <zg>Suma punktów:</zg> xx <zg>Ilość znalezionych manekinów:</zg> xx
Rzuć kostką k6, by przekonać się, czy udało Ci się odnaleźć rannego manekina!
nieparzysta — nieopodal fontanny znajduje się jeden z poszukiwanych przez Ciebie manekinów - co prawda pod krzewami, ławką, nieopodal ścieżki (wedle wyboru), ale nadal! Udało Ci się poprzez zaklęcia? A może jesteś spostrzegawczy? Gratulacje!
parzysta — starasz się, patrzysz na tę fontannę, ale nie znajdujesz niczego, co mogłoby Cię nakierować na dobry trop. Szukasz, szukasz, no i nic się nie dzieje. Czyżby to był moment do przejścia w kompletnie inne miejsce?
Druga kostka — leczenie manekina
Rzuć kostką k6 na obrażenia i k100 na sukces leczenia.
Każde 10 pkt z Uzdrawiania uprawnia do jednego przerzutu kości k100. Liczy się ostatnia, wylosowana kostka!
k6 - obrażenia:
1, 2 — początkowo nie możesz określić urazu; nie jest to coś dziwnego, zważywszy na to, iż manekin wygląda całkowicie normalnie, ale... nie oddycha. I to powoduje, że musisz od razu rozpocząć prawidłowe czynności ratownicze. RKO raz poproszę!
3, 4 — manekin posiada złamanie otwarte ręki; trudno nie zauważyć, jak szkarłatna posoka wydobywa się z jego kończyny górnej. Jak sobie z nim poradzisz i czy zdołasz je zaleczyć?
5, 6 — Twój manekin jest zwyczajnie... wyziębiony? Na to wygląda, kiedy postanawiasz przyłożyć dłoń do jego czoła - o ile jakieś ciepło jeszcze na nim zostało, o tyle jednak fantom powinien zostać natychmiastowo ogrzany.
k100 - leczenie:
Uwaga: W przypadku nieprzychylnych kości (nieudanych) możliwe jest wezwanie albo @Huxley Williams, albo @Felinus Faolán Lowell. Wówczas proszę o oznaczenie w poście! Za skorzystanie z pomocy gwarantowane są dodatkowe punkty [ +5pkt ]
1 - 30 — kompletnie nie radzisz sobie z dolegliwością, z którą ma do czynienia fantom; może powinieneś spróbować innej metody, niż tą, którą obrałeś? Nawet jeśli - nie udaje Ci się go odpowiednio uleczyć, zaklęcie nie działa, różdżka odmawia posłuszeństwa... lub zwyczajnie nie masz doświadczenia. Najlepiej będzie zabrać go na miejsce zbiórki... albo wezwać pomoc.
31 - 50 — nie jest źle, ale też, nie jest dobrze - coś tam robisz, ale nie za wiele, albowiem różdżka odmawia trochę posłuszeństwa bądź po prostu... nie masz dzisiaj głowy do tego? Coś tam Ci świta pod kopułą czaszki, ale nadal to nie jest to, z czego czułbyś się zadowolony. Zabierasz manekina na miejsce zbiórki z drobnym bonusem. [ +5pkt ]
51 - 70 — idzie Ci całkiem dobrze leczenie manekina - stosujesz mniej lub bardziej zaawansowane zaklęcia, w zależności od własnego doświadczenia, w związku z czym udaje Ci się mu udzielić pierwszej pomocy - może z drobnymi błędami? Zanosząc manekina na miejsce zbiórki, możesz być pewien, iż ten przynajmniej będzie z tychże usług zadowolony. [ +10pkt ]
71 - 90 — kompleksowo zaleczasz swojego biednego pacjenta, oferując mu tym samym całkiem przyzwoitą opiekę. W zależności od urazu oczywiście, ale nadal - udaje Ci się osiągnąć zamierzony efekt bez większego wysiłku. Dodatkowo prawidłowo zabezpieczasz biedny fantom do transportu. [ +15pkt ]
91 - 100 — perfekcyjnie opiekujesz się pacjentem, nie popełniając żadnego błędu. Nie ma co się tutaj rozpisywać - uzdrowiciele na pewno byliby dumni z takiego członka w ekipie! [ +20pkt ]
Trzecia kostka - zdarzenie losowe
Rzuć kostką k6, by dowiedzieć się, jakie zdarzenie losowe miało miejsce!
1, 5 — nic szczególnego Cię nie spotyka. Jedyne, co w sumie słyszysz, to szum wody wydobywającej się z fontanny i uderzający o taflę powstałego, niewielkiego zbiorniczka.
2, 3 — przyglądasz się zaciekawiony we własne odbicie, jakoby nie wiedząc, dlaczego to w sumie zrobiłeś - może po prostu chciałeś odpocząć? Nie wiesz, czy to był dobry pomysł, ale po krótkiej chwili odzywa się do Ciebie głos, który mówi Ci, w którym miejscu znajduje się manekin (jeżeli go nie znalazłeś wcześniej). Gratulacje! Rzuć kośćmi na obrażenia i leczenie manekina.
4, 6 — nim się obejrzałeś, a zauważyłeś na ławce pozostawioną sakiewkę z paroma galeonami w środku. Czy jednak postanowisz je wziąć? Jeżeli tak, to możesz zaszczycić się dziesięcioma monetami. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie!
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Znalezienie manekina:3 Uleczenie:23 Zdarzenie losowe:5 Ilość przerzutów:0 Suma punktów: -5 Ilość znalezionych manekinów: 1
Nadal nieco mokry i delikatnie ranny na kolanach, przyszedł na plac z fontanną. Minęło już sporo czasu, a on nadal nie znalazł żadniego Ziutka do leczenia. Skoro standardowe metody szukania nie poskutkowały, postanowił rzucić zaklęcie lokalizujące ludzi. Na tę kukłę też powinno zadziałać, prawda? Inaczej dałoby radę przywołać go za pomocą Accio, co paru kłopotów w postaci wrednej kostki brukowej i jeszcze wredniejszych plujących wodą ryb by mu darowało. No i po kilku chwilach udało mu się znaleźć Ziutka pod ławką, a do tego przysłoniętego jakimiś liśćmi. No nic tylko przy nim jeszcze flaszkę wódki postawić i sportretować. Wyciągnął go ostrożnie, a następnie przebadał. Nie dostrzegł żadnych ran u kukły, ale jedyną niepokojącą rzeczą u manekina była jego niska temperatura. Jak on się wyziębił w taki gorąc? Tak czy inaczej, musiał go tylko ogrzać. To nie powinno być trudne, prawda? Otóż nie tym razem! Ogniska raczej pośrodku placu nie rozpali a ognistymi zaklęciami prędzej spaliłby go żywcem, co może i by rozwiązało problem wyziębienia ale... fantom raczej by tego nie przeżył. W sumie mógł spróbować z jednym licząc że coś się stanie.-Fovere.- Zaklęcie ogólnie służyło do nagrzewania, ale widocznie nie działało najlepiej na manekinie, bo efektów tego zaklęcia praktycznie nie było. No więc chyba przyszła pora na poproszenie kogoś o pomoc.-Expecto Patronum- Z różdżki wystrzelił srebrzysty Lew Afrykański, który pędem ruszył do profesora @Huxley Williamsa, żeby przekazać mu Drake'ową prośbę o pomoc przy manekinie, podając przy tym lokalizację.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znalezienie manekina:6 > 6 Uleczenie: - Zdarzenie losowe:6 Ilość przerzutów: 1/2 Suma punktów: 20 Ilość znalezionych manekinów: 1
Z jednym manekinem wędrował przez park, rozglądając się za innymi potencjalnymi pacjentami. Szczęścia za wiele nie miał, na co w sumie nie narzekał, bo przynajmniej mógł miło spędzić dzień nie będąc otoczonym agonalnymi krzykami kukiełek. Mimo to, głupio mu było wracać z jednym fantomem i chętnie by jeszcze coś przygarnął. W tej części parku nie miał mieć jednak szczęścia. Przynajmniej w tym temacie, bo przechodząc obok jednej z ławek zauważył sakiewkę. Bez większego namysłu zgarnął ją do kieszeni tym samym wzbogacając się o 10 galeonów i idąc dalej przed siebie.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Znalezienie manekina:1 - znajduję Uleczenie:3 i 23 - złamanie otwarte nie wyleczone Zdarzenie losowe:5 Ilość przerzutów: 1/1 Suma punktów: 0 Ilość znalezionych manekinów: 1
Na początku kroki zaprowadziły ją pod plac z fontanną. Musiała przyznać, że jest do dość urokliwe miejsce. Jednak nie dane jej było zbyt długo napawać się beztroską, gdyż już po chwili usłyszała jęki i zaczęła iść w tamtą stronę. Nie musiała długo czekać nim odnalazła manekina w stanie dość nieciekawym. Kukła miała otwarte złamanie, na co Ruda westchnęła tylko i przyklękła obok pacjenta. Wiedziała, że raczej nie jest to jej mocna strona, ale nie zamierzała odejść bez walki. Wyjęła różdżkę i zaczęła rzucać zaklęcia. Niestety nie osiągnęła praktycznie żadnego skutku. Manekin jak był poszkodowany tak wciąż był i nic nie mogła z tym zrobić. W końcu musiała przyznać, że zawiodła. Przy pomocy zaklęcia wyciszyła manekina, wprowadziła go w lewitację i zabrała ze sobą, by na mecie ktoś mógł się nim zająć.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.