W jednej z wież mieści się sowiarnia. Zazwyczaj pełno tu szkolnych sów czekających na ucznia pragnącego skorzystać z ich usług, bądź odpoczywających po locie z przesyłką. Powietrze wypełnia charakterystyczny, niezbyt przyjemny zapach ptasich odchodów i mokrych piór. Z tego powodu uczniowie zapuszczają się tu tylko, gdy chcą coś wysłać.
Jej pierwsza reakcja. - Ojej… poczekaj… emmm mogłabyś powtórzyć? Masz okropnie długie imię i nie bardzo udało mi się zapamiętać - powiedziała zakłopotana. No cóż to było dosyć… niespodziewane, że będzie takie długie! Nie przygotowała się i przeleciało przez jej głowę tak szybko, że nawet nie wiedziała, że już zostało powiedziane. – przepraszam – wydukała drapiąc się po policzku. Spojrzała przez okno starając się uspokoić i wrócić do stoickiego spokoju jaki wcześniej starała się reprezentować. - Więc jednak miałam rację, Puchonka z ciebie. Jeżeli chodzi o rok, to wolała ominąć to pytanie. Nie lubiła się chwalić tym, że kibluje kolejny rok w tej samej klasie, było to dla mniej poniżające i kłopotliwe. - Nie boję się już – tak bardzo… dokończyła w myślach – to była chwilowa dezorientacja więc się nie martw. – powiedziała posyłając jej uśmiech.
Almena de Wade van Allen Powiedziała bardzo powoli uśmiechając się do Nikoly. Cieszę się, ze już się nie boisz. Powiedziała radośnie. Cóż, kipiała energią, jak zawsze z resztą, do czego można sie przyzwyczaić. Jak w sumie do wszystkiego. Wydaje mi sie, ze jesteśmy na tym samym roku, mam rację? Ty też jesteś w VI klasie? Powiedziała, by tak zacząć rozmowę, w końcu, tak robia chyba cywilizowani ludzie, co nie? No helou, moze i jest dziwna, stukięta, psychiczna i tak dalej, ale z buszu nie wyszla. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Almena… – powtórzyła i przez chwilę milczała wpatrując się w dziewczynę – mogę mówić Alme? – spytała niepewnie i zaczęła się bawić końcówkami włosów trochę zakłopotana. Kiedy dziewczyna rozwinęła rozmowę, Nikola opuściła dłonie i odwróciła wzrok trochę zakłopotana. Ku jej nieszczęściu zaczęła ten temat. Może skończy się na tym i nie będzie wypytywania o wiek. Zresztą logicznie rzecz biorąc, skoro jest na szóstym roku to powinna mieć siedemnaście lat, więc może Alme pozostanie przy tym stwierdzeniu i nie będzie się pytać. Więc Nikola podniosła spojrzenie i przytaknęła głową, by potwierdzić jej słowa, nagle nastała ta przerażająca cisza. Normalnie nie wiedziała co ma zrobić. Może… po prostu się ulotnić? Nie… to by było bardzo niegrzeczne z jej strony. Więc może rozwinąć temat? Ale o czym? Nie miała pomysłów. Miała nadzieję, że ta szalona dziewczyna będzie wiedziała jak rozwinąć tą rozmowę.
Jasne, ze tak , mozesz mówić jak chcesz! Stwierdziła. Czyli, dobrze jej się wydawało, że chodzi z Nikol na lekcje! Od początku jesteś w Hogwarcie, czy przyszłaś tu z innych szkoł? bo ja dopiero w tym roku tutaj trafiłam, a wcześniej zdążyłam pół świata zwiedzić. Zaśmiała się. Znowu. Jaki jest Twój ulubiony kolor? Zadała kolejne pytanie, obserwujac bacznie dziewczynę w oczekiwaniu na odpowiedz, jakby co najmniej jej się oświadczyła! Ale w sumie Alma to tak zawsze.
Gdy pozwoliła jej mówić jak chce uśmiechnęła się i rozejrzała się po korytarzu. - Tak chodzę do Hogwartu od pierwszej klasy… – …a teraz powinnam być w siódmej, ale co tam pomyślała. – chociaż… mimo, że chodzę tu już sześć lat, to nadal nie znam tej szkoły tak dobrze jakbym chciała – wydukała i spojrzała na dziewczynę – a do jakich szkół chodziłaś? – kontynuowała rozmowę. - Kolor? Umm… szczerze nigdy się nad tym nie zastanawiałam… wiem jedynie, że nie lubię różowego, a co do reszty… są chyba dla mnie jednakowo fajne.
Najpierw trafiłam to Beuxbatons, strasznie tam nudno, same miłe dziewczyny, które boją się zaszaleć. Nie pasowałam tam, bo zbytnio się wyróżniałam. Przez to dyrektorka mnie wyrzuciła- Taa... może bardziej za zmianę mundurka na yyy... na strój bardzo nieodpowiedni, pomyślalauważajac to za swoją klęskę wychowawczą, a moi dziadkowie przenieśli mnie do Dumstrangu, jednak i tam długo nie zagrzałam miejsca, gdyż pojawiły się pewne komplikacje i skandale z moim udziałem Poza tym to w sumie zaliczyłam tam już wszystkich fajnych facetów, a nawet nauczyciela, więc nawet nie żałuję, że mnie wyrzucili. Ale Nikol, nie musi wiedzieć każdego faktu z mojego życia, może kiedyś opowiem jej bardziej dokładnie Dziewczyna uśmiechneła się drapieżnie do swoim myśli, tak, tak, dobrze, ze nikt w tej chwili nie czytał jej w myslach.
No, no, no. Trzeba przyznać, że z tej Almy to niezłe ziółko było. Na jej szczęście Nikola nie potrafiła czytać w myślach. Chociaż, gdyby usłyszała taką historię pewnie powiedziałaby tylko: „rozumiem”. Szczerze mówiąc to nie obchodziło ją to jaką przeszłość mieli ludzie, skoro lubiła być taka szalona, to taka była, nikt jej tego nie mógł zabronić. Miała swój własny system życia, którym się kierowała. - Czyli miałaś bardzo ciekawą przygodę jak słyszę. – wydukała spoglądając na dziewczynę z zaciekawieniem. Interesowała ją… ale tylko tak troszeczkę! Dla Nikoli była to dziewczyna, która… no cóż może nie będzie w stanie knuć przeciwko niej. Jest bardziej osobą, która najpierw robi coś, a później myśli. Dlatego można zrobić wyjątek i otworzyć się przed nią jeszcze bardziej. Kiedy te wszystkie przemyślenia przeszły przez jej głowę posłała dziewczynie szeroki uśmiech. - Widzę, że lubisz pakować się w kłopoty… albo to kłopoty lubią ciebie znajdować. – po tych słowach zaśmiała się pod nosem i spojrzała na nią rozluźniona. - Mówisz, że dziewczyny z Beuxbatons są nudne? Zatem mój charakter nie przypadnie Ci do gustu, jestem do nich troszkę podobna. Ale ja niekoniecznie boję się zaszaleć, bardziej nie chce łamać niektórych zasad. Po prostu tego nie lubię.
Nie jesteś taka jak one! One nigdy, by nie położyły się na podłodze! Zażartowała mrugając przy tym do Nikol. W sumie, one nawet bały się spojrzeć na mnie, a ty teraz ze mną coraz swobodniej rozmawiasz. Nie jesteś taka jak one, skoro widzisz coś jeszcze poza czubkiem własnego nosa. O ile nie będziesz cały czas gadać o paznokciach i włosach, to przypadniesz mi do gustu. One, praktycznie rozmawiały tylko o tym. Nie wiem, jak tak można, przecież to strasznie nudne! Wykrzyknęła oburzona wspomnieniem zachowania tych ślicznie ułożonych laluń. Po chwili jednak znowu przybrała swój "normalny" wyraz twarzy wpatrując się swoimi oczętami w dziewczynę.
Dziewczyna spoglądała na Almę z coraz większym zdziwieniem. Po chwili zaśmiała się i nic więcej nie powiedziała. Nie pomyślałam o tym w ten sposób. Nie mogę sobie wyobrazić siebie mówiącą non stop o paznokciach włosach czy ubraniach. To by była komedia. Widzę, że jednak uda mi się dogadać z kimś po powrocie ze szkoły. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, ale jestem pozytywnie zaskoczona. - Może masz rację, spojrzałam na to pod złym kątem – powiedziała śmiejąc się ze swoich wyobrażeń, które wyglądały mniej więcej tak: Dziewczyny, wręcz paniusie w pięknych ciuchach dumne rozmawiające o paznokciach i włosach, a tu nagle idzie Nikola Jebut i leży na ziemi. To było wręcz komiczne! Po chwili odchrząknęła i wróciła do rzeczywistości. Widocznie nie tylko Alma ma swój własny świat. - Co myślisz o tym, żeby przejść w bardziej przyjemne miejsce? Ten dźwięk zniecierpliwionych sówek zaczął mnie drażnić. Jak dla mnie trochę tu za głośno – powiedziała z szerokim uśmiechem – możemy przejść się w bardziej przyjemnie i trochę spokojniejsze miejsce? Co ty na to?
W sumie nie pomyśałaym o tym. Dobrze, ze chociaż jedna z nas myśli o tym co powinna. Zaśmiała się i uniosła brew, gdy jej uszu dobiegł jaki przeraźliwy skrzek którejść z szkolnych sów. Chodźmy zdecydowanie gdzieś, gdzie nie ma tych koszmarnych ptaków! Zaśmiała się i zrobiła pare kroków do przodu, po chwili jednak sie zatrzymała. No to gdzie idziemy? Zatrajkotała wesoło, niemal podskakując przy tym z zniecierpliwienia. Nie lubiła czekać, musiała cały czas coś robić, być w ruchu.
- Co myślisz o pokoju wspólnym? Szczerze mówiąc to nie mam ochoty nigdzie indziej iść. – powiedziała nie czekając na odpowiedzieć Almy. Ruszyła przed siebie w stronę Podziemi. Nie mam ochoty iść gdziekolwiek indziej. Każde miejsce, które przyjdzie mi do głowy jest już pewnie zajęte. A ja nie mam szczególnej ochoty spotykać jeszcze więcej ludzi. Szczerze mówiąc, nie wiem czy byłabym w stanie rozmawiać z większą ilością ludzi. Po tych przemyśleniach westchnęła i wróciła do rzeczywistości kierując się z Almą do Obrazu Doliny. [zt]
Owszem, nie paliło się, w szkole choć zaszły małe zmiany, nie stało się nic, co by zmuszało uczniów do jak najszybszego opuszczenia dormitoriów... I w sumie dobrze. Cait w głębi serca zawsze lubiła ten spokój panujący w szkole, choć jak każdy chyba miała wrażenie, ze nie będzie trwał on wiecznie. Teraz jest to spokojna ostoja, ale kto wie, czy pod wpływem Lunarnych, z dnia na dzień wszystko się nie zmieni... Smuteczek. A co do tego, ze lubiła ryzyko... To w sumie jest w tym trochę racji, w końcu jej ostatnie wyskoki nie wzięły się z nieba. Bystry chłopak, takie właśnie fakt utwierdzały w przekonaniu Cait, ze trafił do złego domu... W końcu w jej oczach większość Puchonów to tepe, nienażarte fajtłapy. Jednak pogodziła się już z tym faktem, tłumacząc sobie to niekompetencją starej już tiary, w końcu każdy się może pomylić! Szkoda tylko, ze akurat ta pomyłka dotknęła jego... czasem nawet się o niego martwiła, ze zmarnuje swój wielki potencjał, wtedy jednak przypominała sobie, ze on ma rozum i na pewno wybrnie obronną ręką. W dodatku skoro ma więcej IQ niż 100, to podejrzewała, że jest zdolny do "prawdziwej miłości", co za tym idzie, jeśli Gwen go zrani to Kat na pewno to zauważy i przemówi tamtej do rozsądku... Kijem lub marchewką, to się okaże w praniu. - Niby tak, ale wiesz... Może zawsze marzyli o kolejnym dziecku i gdy tylko pojęli, ze już jesteś dorosły postarali się spełnić je, bo później może być już po ptokach - Naprawdę panna Pierre próbowała ich zrozumieć, w jakikolwiek sposób. Ona zawsze zakładała, ze jeśli nie chcieliby dziecka to na pewno są jakieś mugolskie lub czarodziejskie sposoby na pozbycie się go... w końcu nie raz o takiej tragedii się słyszało. Choć Max patrzył na to teraz z lekkim wyrzutem do rodziców, to później może im za to podziękuje? W końcu posiadanie o tyle młodszego rodzeństwa, oprócz dodatkowych imprez rodzinnych niesie tez z sobą posiadanie wsparcia do końca życia. Granica wieku w końcu kiedyś zniknie i oboje będą dorośli.
Pomysł puchonki bardzo mu się spodobał. W końcu jest rodowitym ślizgonem i chyba takie zachowanie jest u niego na porządku dziennym. Na pewno nie przepuściłby sobie takiej okazji, tym bardziej z tą dziewczyną, która zaczynała mu się coraz to bardziej podobać. Kto wie co im się jeszcze przydarzy? Jakoś na bycie razem nie liczył, bo aż tak bardzo to się nie znali, ale przyjaciółmi mogliby zostać, Laila nie była taką prawdziwą puchonką nie była taka jak inne koleżanki z jej domu. Coraz bardziej wydawało mu się, że Tiara Przydziału nie jest dobrym rozwiązaniem w takich sprawach, nie zawsze usadawia dobrze. Chociaż szczerze powiedziawszy to inne domy go w ogóle nie interesowały. Mimo iż Laila była o trzy lata od niego młodsza to jednak nie świadczyło o tym, że nie powinien z nią w ogóle rozmawiać, bo mógłby nawet tego kiedyś załować. Czy dyrektor mógłby uwierzyć w historyjkę, że Adrien jej pomógł? Raczej nie. Dyrektor doskonale znał tego cwaniaka i wie, że żadnej puchonce by nie pomógł, no ale panie dyrektorze czy nie warto dawać zawsze drugą szansę? Adrien od niego dostał ich już wyjątkowo dużo, więc Laila musiała coś wymyślić, chyba że sama już podpadła w jakiś sposób dyrektorowi. Sam nie wiedział co by mogli wymyśleć sobie za alibi. Może jakiegoś prefekta, najlepiej naczelnego przekabacić na swoją stronę i zawsze to będzie jakiś plus dla nich. Ażeby tylko pomysł Laikowej nie był na tyle genialny, że oby dwoje spędzą piękne popołudnie u dyrektora w kozie, bo kto wie czy tak nie będzie. Pewnie by się tam jakoś wytłumaczyli, bo zawsze Adrienowi się to udaje i kara przechodziła mu koło uszu. - Dobra to czekam na Twoje rozkazy... Pani Howett. - zaśmiał się idąc z nią w stronę sowiarni gdy tam się tylko znaleźli to nie miał zielonego pojęcia od czego tutaj by zacząć, więc czekał na jakieś wskazówki ze strony puchonki.
Ona nie myślała o związkach, romansach i innych. Nie przejmowała się chwilą obecną. Już dawno zatraciła się w swoim szatańskim planie i doceniała to, jak bardzo jest genialny! Ot skromna osoba! Kto by pomyślał, że ona taka szalona! Westchnęła wspinając się po schodach do sowiarni. Już w między czasie miała taki pomysł, żeby wskoczyć mu na barana. Wyglądał na silnego, ona nie była jakaś pączkowata, więc istniała szansę, że daliby radę. A zresztą! I tak jakoś się nie przełamała, bo przy porównaniu z pączkiem zrobiła się głodna. Potem absolutnie idą do kuchni! OMG. Jakie ona miała super pomysły! Ciekawe, co Ci biedni ludzie będą robić, kiedy okaże się, że biedna Laila skończyła Hogwart! To będzie jakaś porażka! Mimo to teraz uśmiechnęła się szeroko do Adriena i stojąc przy oknie zaczęła wymachiwać różdżką, jak szablą. Mniam. Zaraz pojawił się stosik kopert i mnóstwo pergaminów. Plus dziwna lista ze wszystkimi nazwiskami uczniów. Szczególnie tych, którzy przyjechali. Najwidoczniej prefekt z ich domu dobrze tego nie zabezpieczył, a ona z powodzeniem zapamiętała czego ma żądać. Przydałoby się jeszcze pióro i w sumie do roboty. To też przywołała. A nawet dwa! Podała Ślizgonowi tobołek ze wszystkimi dodatkami i pacnęła w czystym kącie pomieszczenia. - No to pisz! - Zaśmiała się i sama zaczęła wypisywać szatańskie rzeczy na tych pergaminach i ładnie pieczętowała przy okazji, żeby wyglądało poważniej. Zdecydowanie. Co do alibi nie czuła presji wymyślania czegoś. Kiedy tylko okaże się, że to oni "zauważyli" problem... Dyrektor nie zrzuci na nich winy. Tym bardziej, że rzeczywiście Howett kiedyś zniknęła ze szkoły z powodu problemów zdrowotnych, więc smutna minka i kilka marnych słów o strachu, że to powróci... To załatwi wszystko. Wystarczy. Ona w to wierzyła. Może to wszystko, co teraz miała... Kłamstwa. Ale chciała tych kłamstw jeszcze bardziej niż tlenu czy jedzenia. Bo kiedy nawet nie masz już do kogo przemawiać, żeby narzekać na swój los czepiasz się nawet brzytwy... Może dokuczanie innym stało się sensem jej życia? Odgarnęła włosy do tyłu na chwilę odrywając dłoni od pergaminu. - No staraj się! - Zwróciła mu uwagę żartobliwym tonem pokazując mu, jak powinien stawiać pierwszą, ozdobną literę. Genius! Nawet może nie zdawała sobie sprawy, że podbiła sobie ranking u niego... W sumie była Puchonem, więc pewnych spraw nie zauważała. Ona bardziej oscylowała gdzieś pomiędzy chwilą obecną, a jakąś podstawową potrzebą typu jedzenie, picie... Takie tam. Tej nocy najwidoczniej rozpoczęła się akcja: "Poznajmy się na nowo".
Max jakoś nigdy nie przejmował się tym czy w szkole jest głośno czy też cicho. Skoro uczyło się tam tak wiele uczniów to było w miare normalne, że wieczne halasy w szkolnych murach się pojawiały. Choć co prawda przed przyjazdem tych nowych uczniów w szkole było całkiem dobrze, a gdy oni się pojawili nie dało się ze sobą nawet porozmawiać, bo zaraz wskakiwał jakiś przyjezdny pytając się jak dostać się w dane miejsce. To było wkurzające i czuł się jak początek roku kiedy małe łebki wypytują o wszystko i wszystkich. Max na pewno nie chciał tego tolerować, więc każdego przyjezdnego traktował na dystans. Dziewczyny go nie interesowały, miał Gwen i co jak co, ale on to był bardzo szczery co do uczuć i nie chciał jej przynajmniej w tej kwestii oszukiwać. No chyba, że będzie to jakaś willa której nie będzie mógł sie oprzeć, przecież wiadomo, że nikt nie może się jej oprzeć. Ryzyko to i nawet Max lubił, to chyba było rodzinne. Cait z Maxem byli do siebie dość podobni, znali się na tyle, że mogli o sobie powiedzieć o wiele więcej. Co ona chciała powiedzieć? Że puchoni to fajtłapy? Dobrze, że Max tego nie słyszał, pewnie o nim tak nie uważała, a nawet jeśli powiedziałaby Max uznałby to za zwykły żart i tyle. Czy chciałby aby Cait się kiedykolwiek wtrąciła do jego związki? Nigdy... Nie pozwoliłby na to. Zawsze uważał, że takie sprawy załatwia się ze swoim partnerem, partnerką. Chociaż miał nadzieję, że ta nie będzie musiała się wtrącać, ani w żaden sposób interweniować, bo jak na razie Gwen nie zrobiła nic co zmusiłoby ich do kłótni, podobnie i Max. Więc na razie było bardzo bezpiecznie, bo Max na prawdę bał się, że to cisza przed burzą. - No chyba sobie żartujesz?! Oni są po prostu beznadziejni. Jestem ciekawy co mi powiedzą jak ich niebawem odwiedzę. - myślał o tym faktycznie. Ale nie wiedział kiedy będzie mógł to spełnić, bo jak na razie to nie miał ochoty ich widzieć, a samemu również mu sie nawet nie chciało, a Gwen chyba nie chciałaby odwiedzić ich teraz. Podziękuję im? Ciekawe za co? Za to, że zrobili z niego jakiegoś kretyna? niby to nie on zawinił, ale koledzy z ulicy gdzie mieszka pewnie się będą z niego nabijać.
Przyjezdni... Tak, on zdecydowanie nie ogarniali co się działo. W dodatku nie wiadomo czemu byli nazbyt pewni siebie i robili taką ilość głupot, ze nie jeden dowcipasek z klas pierwszych by się tego nie powstydził... Eh, a podobno mieli przyjechać gracze, którzy poważnie myślą o zwycięstwie w tym turnieju. Dziewczyna by się zdziwiła, gdyby uczniowie jej "kochanej" szkoły przegrali. Bo w sumie to nawet nie ma z czym przegrywać, banda dzieciaków i tyle! Jednak trzeba im było przyznać, że paru ładnych koleżków to wśród nich było... Jednak Kat nie może o tym myśleć! Już za wiele rzeczy zaczęła i w sumie nie wiadomo co dalej. Zdecydowanie... W tych chorych sytuacjach było jej dziwnie. Z jednej strony dobrze, z drugiej dałaby wszystko by to wszystko się nigdy nie zaczęło... Eh, kto by pomyślał. Nawet jeśli nie będzie chciał, to jak Gwen coś mu zrobi to ona i tak powie jej swoją opinię na ten temat. Co jak co, ale rodzina to jedna z najważniejszych wartości i nie pozwoli, by jakaś tam "paniusia" raniła jedną z niewielu osób z którą się dogadywała w tej popieprzonej rodzince. W końcu powinien to rozumieć, jemu na pewno tez nie było by obojętne gdyby Kajtek zrobiła sobie coś przez jakiego idiotę, odpukać. Na słowa Maxa roześmiała się, jego mina wyrażała swego rodzaju wyrzut do całego świata, jednak w swojej beznadziejności była wręcz komiczna. Nie żeby nabijała się personalnie z niego, no ale mogło to tak wyglądać... Badumtsss! Bywa! - Naprawdę obchodzi cię ich zdanie, skoro masz zamiar i tak niedługo się wyprowadzić? Przecież nie będziesz ich widywał - Bo w sumie taka prawda! Nie sadziła by w takiej sytuacji zamieszkał gdzieś blisko rodziny, więc czym tu się niby przejmować? Dla przyjaciół z dzielni będzie to niewątpliwie próba, ale to i lepiej, bo ci fałszywi pójdą przecz... Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Adrien podobnie myślał jak był jeszcze niedawno w jej wieku. Dziewczyna nie była mu do niczego potrzebna, nie chciał być od kogoś uzależniony, lub coś w tym stylu, teraz jednak to wszystko się zmieniło i na prawdę chciał poznać kogoś dla kogo będzie ważny, a na ten moment takiej osoby nie znalazł, a na pewno nie był osobą typu, żeby znaleźć sobie kogoś na siłę i udawać, że się jest w niej zabójczo zakochanym, bo po co to komu miało być potrzebne? Może i lubił ranić ludzi, ale nie na tym poziomie. To już nie były niewinne żarty ślizgona. Adrien zawsze uważał, że związek to jest bardzo poważny krok i nie warto jest się aż tak bardzo poświęcać dla niego, aby udawać, że jego serce biję tylko i wyłącznie dla jednej osoby, to byłoby bez sensu. O dziwo chłopak nie chciał pod żadnym pozorem zostawiać teraz tej puchonki. Sam nie był pewien jak na prawdę myślała o nim dziewczyna, ale z pewnością po paru minutach przyjemnego gadania nie zmieniła o nim zdania. Chociaż kto tam wie, dla niego dziewczyna nie wyglądała na taką, która musi się do kogoś przekonać, wydawało mu się, że już tą dziwną akcją mogła się do niego na tyle przekonać, że przynajmniej będą inaczej rozmawiać niż dotychczas. Szczerze powiedziawszy to dosyć się zdziwił gdy obok niej pojawiła się sterta papierów i po chwili domyślił się, że to jest lista tych nowych uczniów. Do tej pory nie miał okazji z żadnym z nich zamienić ani jednego słowa. Chyba nie wyglądał na chłopaka, który zawsze chętnie pomoże i chyba mieli rację, bo obcym na pewno by nie pomógł. Zresztą po co oni tutaj przyjechali? Wcale mu się to nie podobało. Nie chciał ich tutaj jak pewnie większość uczniów. Lubił Quidditch, ale jednak nie zgłosił swojej kandydatury. Wolał jedynie grać w domowej drużynie i to mu w zupełności wystarczało. No niby ona miała już pomysł na swoje alibii, a on? On nie miał zielonego pojęcia co mógłby wymyślić, ale ona będzie musiała mu w tym jakoś pomóc, bo jemu nikt na słowo nie uwierzy, na pewno nie po tym co wymyślał parę lat wcześniej, a uwierzcie, że paru nauczycieli doskonale go takiego zapamiętali. Wziął pergamin i pióro i zaczął wypisywać, co chwila patrzył na jej kartkę, aby brać jakiś przykład z niej. - No przecież pisze... - powiedział i po chwili podał jej kartkę z pierwszym listem. Chyba trochę czasu im zajmię, zanim wszystko wypiszą, ale może po paru listach będą mieli już taką wprawę, że będą pisać z zamkniętymi oczami. - Może byc? - zapytał.
Laila obawiała się, że to nie była kwestia tego czy jemu chce się ją zostawiać czy nie, a raczej tego, że ona by go zwyczajnie nie puściła. Jak to? Ano zwyczajnie. Nie miała zamiaru zostawać tu sama z chmarą rzeczy do zrobienia. Ich plan i trzeba zrobić razem. Uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo. Może on w jej wieku i nie myślał o związkach, ale u niej to wynikało z zupełnie innych pobudek. Jasne, że spotykała się z kilkoma osobami, ale to były dosłownie dzieci. Przy tym ona stawała się nerwowa i nie potrafiła opanować emocji, które ją targały. To wszystko wybuchało nagle i bez opamiętania. Nie miała szansy, żeby zatrzymać machinę zdarzeń i poprawić to jakoś później. Ogólnie ludzie uważali, że rozpad tych pojedynczych związków zawdzięcza sobie sama, ale znowu skoro teraz płynie siedemnasty rok życia dziewczyny to w jaki sposób mogła o tym wszystkim myśleć na poważnie? W wieku trzynastu lat miała oddać całą siebie dla jakiegoś kretyna z piątej klasy? No chyba nie?! Nie była taka, jak niektórzy, którzy rozpieszczeni przez staruszków potrzebowali jeszcze więcej fizycznego ciepła. Zdecydowanie nie. Co prawda to o niej krążyły teraz plotki, ale tylko przez to, że jest uwikłana w pewne sprawy, przez które ostatnio cały czas płakała. Wtedy żałowała, że nie ma nikogo, kto by usiadł z nią i powiedział, że w nią wierzy, że sobie poradzi. Nie żeby Hera ją zostawiła na lodzie, ale po prostu brakowało jej takiego ludzkiego zrozumienia od kogoś bezstronnego. Była zbyt przytłoczona tym wszystkim i to ją przeraziło. Stąd te wszystkie hejty i inne dziwne rzeczy. Howett dorastała do świata, w którym obracali się dorośli ludzie chcący ułożyć sobie życie. Bez niej czy z nią. Co za różnica... Kim ona była dla własnego brata, jeśli nie tylko dziewczyną, która razem się z nim wychowała i nosiła to samo nazwisko? To chyba oczywiste, że nikim więcej, jak w każdym rodzeństwie. Po prostu... Uh. Gratulujemy jej tego wszystkiego... Przypatrywała się Adrien'owi, kiedy kreśli kolejne litery... Może i dobrze mu szło, a ona była zbyt drobiazgowa? Możliwe. W końcu była dziewczyną i zwracała uwagę na najmniejsze szczegóły... Proste równanie. - Dobrze. - Kolejny uśmiech i sama przystąpiła go gwałcenia kartki, na której pojawiło się pochyłe pismo Laili. Nono... Dobrze się dobrali skoro tak. - Może Cię zatrudnię do pisania za mnie esejów. Masz ku temu niezłe zdolności. - Roześmiała się przyglądając temu, jak ich wielki szatański plan zaczyna istnieć. BRAWO!
Adrien na pewno jej teraz nie zostawi. Przecież umawiali się na to razem i to ma być przełom w pedogogice więc nie mógł sobie tak po prostu zabrać się i sobie stąd pójść. To na pewno nie dla tego ślizgona. On się nigdy nie poddaje no chyba, że doskonale wie, że jest na straconej pozycji, ale zazwyczaj jest odwrotnie. A tutaj może być na prawdę śmiesznie, dlaczego nie. Narzekał, że nie ma co robić, że ostatnio nic głupiego nie zmajstrował, więc dlaczego miałby się teraz z tego wycofać skoro możliwe, że czeka go kara z tą puchonką. O ile oczywiście ich ktoś złapie, ale przecież to profesjonaliści więc nie było ku temu Nże ona taka jest, ale on dla innych kolegów był miły i takie tam, aby Ci zrobili ma prace domową, ale Laila na taką pannicę nie wyglądała. - Oj na pewno nie. Nawet do mnie się nie zbliżaj w tej sprawie, bo jeszcze poczęstuję Cię jakimś zaklęciem, które nie koniecznie może Ci się spodobać. - powiedział do niej i lekko się uśmiechnął. Oczywiście żartował, na nią raczej nie rzuciłby żadnego zaklęcia to chyba, że wkurzyłby się na prawdę bardzo mocno, ale Adrien zazwyczaj jest bardzo spokojnym chłopakiem i przede wszystkim nie jest damskim bokserem. Takich typów to on nie nawidzi i najchętniej poczęstowałby ich zaklęciem po którym z pewnością by nie byli w stanie wstać, ani nawet mrugnąć okiem. - A co będzie jeśli to w ogóle nie wypali? Szczerze, to był się stąd przeniósł. Profesorzy mają odchyły przyjść tutaj w środku nocy i wysyłać listy, sam osobiście widziałem. - powiedział i mówił całkiem serio. Dla niego to wydawało się dość dziwne, ale taka była prawda, że jak nauczyciel chciał na spokojnie wysłać list do noc była od tego najlepszą porą. Nikt mu się nie będzie wtrącać, ani nikt mu nie przechwyci sowy, a nie którzy czarodzieje robią to specjalnie, nawet był tego świadkiem. Sam nie byłby z tego faktu zadowolony jakby mu się tak przytrafiło, ale cóż poradzić.
Maxowi bardzo podobała się propozycja tego turnieju. Sam jako jeden z pierwszych uczniów zarezerwował sobie miejsce obrońcy. Zawsze dobrze czuł się na tej pozycji, albo może inaczej, był do niej przyzwyczajony. Bo jakby nie patrzeć dwa lata urzędował na stanowisku obrońcy Hufflepuff więc na innej chyba aż tak dobrze by się nie spisywał. Chociaż kto wie, ale na ten moment nie chciał sobie wymyślać niepotrzebnego tloku w swoim rozumowaniu, bo po co? Hogwart w tym turnieju powinien wygrać, ale kto wie jak tam obcy grają. Jakby nie powiedzieć to on miał bardzo duże zadanie przed sobą i przede wszystkim trudne, bo przecież musiał bronić bramek, aby Ci nie zaczynali strzeliwać goli, a potem przegrać na koniec. Co prawda mecz kończy się złapaniem znicza co do niego się w ogóle nie tyczy, ale wynik osiemdziesiąt zero nie byłby satysfakcjonujący i dla uczniów szkoły i również dla nauczycieli, bo z pewnością każdy z nich z ciekawości choćby i nawet tam przyjdą i będą im kobicować. Z tych innych szkół to zauważył jedynie piękne panienki, chłopaków dużo nie było, ale paru tam przeleciało mu przed oczami. - Nie znasz moich rodziców? Nie będę ich widywać jak się wyprowadzę. Nie przyjdzie góra do machometa to machomet przyjdzie do góry... Coś Ty oni mi tak życie zatrują, że nie będę miał ani chwili spokoju. Nawet nie wiem czy nie mówić im w ogóle, gdzie się wybieram, gdzie zamierzam zamieszkać. - powiedział. Co prawda w świecie w którym żyją to nie ma rzeczy nie możliwych, parę zaklęć i w ogóle i już by wiedzieli gdzie się znajduję, ale przecież może na dom nałożyć zaklęcia, przez które nie przebije się nic. - Wiesz co Cait, ja już spadam. Gwen pewnie już na mnie w pokoju wspólnym czeka... Zobaczymy się później. - powiedział i przytulił się do niej po czym odwrócił się na pięcie i poszedł sobie. [zt]
Uśmiechnęła się szeroko zastanawiając się czy rzeczywiście ich plan jest tak dobry, jak zakładali. Wszystko niby zaplanowane do ostatniego punktu i w ogóle bez żadnych uszczerbków, ale być może cokolwiek... Ech tam! Nigdy nie wiadomo! Najwyżej razem wylądują na szlabanie u któregoś z profesorów. Kto ich tam wie... Ciekawe tylko u którego i co będą musieli robić. Może załatwią sobie sobowtórów na ten czas? Może to i by wypaliło. Oby. Bo inaczej to nie wiadomo czy będzie im się chciało tam ślęczeć. Zresztą! On zaczął jej otwarcie grozić! A tu to, a tu tamto! I już ją częstował klątwami? To całkiem nieładnie proszę pana! Dziewczyny to: "trzeba przytulać, całować i dawać kwiatki", a nie tu takie szalone zapędy, szatańskie jakieś, niedobre, brutalne... Co tu dużo mówić! Brak szacunku tutaj ewidentny! Już Laila mu kiedyś to wszystko wytłumaczy. Nadarzy się ku temu odpowiednia okazja i ona przekona Adrien'a, jak tu trzeba się zachowywać. O tak. Howett to bardzo dobra nauczycielka. Szczególnie, jak jest delikatnie pod wpływem etanolu... Ale tylko delikatnie! Trochę tak wiecie... Dla zdrowotności! - Halo! Grozisz mi? Bo Ci zrobię z tyłka jesień średniowiecza! - Roześmiała się dając mu kuksańca w bok. A co on sobie wyobraża? Że on tutaj takie rzeczy, a ona nic? A wręcz przeciwnie! Ona zaraz się tutaj zemści i będzie taka sytuacja! A zaraz potem zmienili temat, znaczy Adrien zmienił! Na to czy tu jest bezpiecznie... I to w sumie było dobre pytanie, bo ona sama nie była pewna tego czy dobrze robią tutaj, ale kto ich tam wie... - Hm. A co proponujesz Mistrzu? - Teraz podniosła tyłek z zimnej posadzki, aby znaleźć wolne sowy i wysłać chociaż część listów. To już będzie coś! Zabawę czas zacząć!
Oczywiście, że nigdy tego nie wiadomo i to w tym właśnie było najlepsze, kompletnie nie wiedzieli czego mieliby się spodziewać, a czego nie. Adrien tam się niczego nie obawiał i właśnie był pod olbrzymim wrażeniem, że ta puchonka również. To było fajne, nie można powiedzieć, skoro chytry plan wymyślało się z puchonką, znaczy to ona wymyśliła, ale on stara się temu planowi podołać i chyba nie najgorzej mu idzie, prawda? Szlaban z nią? Dlaczego nie. Będzie na pewno wesoło, ale znając szczęście Adriena i wystarczający tok myślenia Laili sprawi, że ujdzie im to na sucho, a nawet jeśli ktoś ich na tym przyłapie, to przecież jakoś uda im się z tego wybrnąć, nie ma rzeczy nie możliwych. A nawet jeśli to nie można naskarżyć na jakiegoś przyjezdnego. Przecież to oni są nowi, to ich nikt nie zna i na pewno w to uwierzą, przynajmniej tak Adrienowi się wydawało. Sam ślizgon w życiu by nie wpadł na taki plan, a wydawał się on być na prawdę bardzo dobry i rozwijający nie tylko ich wyobraźnię, ale również kształtujący ich relacje. Przez ten plan się do siebie chociaż trochę zbliżyli, może nie są jeszcze przyjaciółmi, ale kto wie co będzie za parę tygodnie, a może za rok. Taki punkt oczywiście bardzo mu się podobał, dlaczego miałby odmówić przyjaźni z tą puchonką. Może wcześniej byłoby to dla niego chańbą, ale teraz z pewnością nie, nie miał zamiaru przejmować się zdaniem innych ślizgonów, ba! Nawet jest w stanie rzucić na nich zaklęcie, aby dali spokój i jemu i jej. Szczerze powiedziawszy to bardziej martwił się o nią w końcu to ona jest puchonką, a dla nie których z nich znajomość, nawet pogawędka ze ślizgonem jest sensacją dla tych domowników. Nie chciał, żeby przez niego dziewczyna miała niemiłe wieczory, bo zaczynało mu na niej na prawdę zależeć. Jednak jak na razie niczego nie planował, ale kto wie co może mu wpaść nie długo do głowy. - Jeśli będzie w stanie... - burknął od razu wystawiając w jej stronę język. Ale po chwili miła pogawędka przeszła na rozmowę o nauczycielach. Wyjście z sowiarni jest tylko jedno podobnie jak i wejście, więc jeśli za bardzo się zajmą sobą i planem nauczyciel może tutaj wejść niezauważony. - W szkole z pewnością nie będzie to dobry wymysł, trzeba znaleźć inne bezpieczniejsze miejsce... - powiedział. W Hogsmeade dość, że kawałek jest, a jest środek w nocy i oni są w piżamach to jeszcze tam grasują uzbrojeni czarodzieje, a to też nie przelewki.
Mówiąc szczerze nie zwracała uwagi na to, jak ją postrzegają inni Puchoni często nieporadni i niezorganizowani. Zaprzeczała wszystkim puchońskim stereotypom jednocześnie nie pasując do żadnego z pozostałych trzech domów. Była ucieleśnieniem najgorszych cech Slytherin'u i najlepszych Hufflepuff'u. Miała w sobie nutę mądrości Roweny Ravenclaw i mnóstwo miłości od Godryka Gryffindora. I może przez to czasem czuła się samotnie pośród tych zaszufladkowanych ludzi, którzy przed rozmową najchętniej sprawdziliby Twój akt urodzenia i jeszcze porozmawiali z rodzicami. Nie wspominając o czystości krwi i kontakcie z innymi ludźmi. Laila czuła, że coś nie okey skoro wszyscy reagują, jak opętani. Że ona, że to wszystko... Że to za dużo, jak dla Howett'ówny... Dlatego nie patrzyła na Adrien'a, jak na człowieka, który był 'zielony', ale raczej próbowała w nim dostrzec coś innego i chyba się jej udało skoro siedzieli tutaj i realizowali pierwszą część planu. Uśmiechnęła lekko zastanawiając się nad sensem jego słów... Może w jakiś sposób miał rację. Może mogła tu zaraz wpaść jakaś jego szalona fanka, która była nie do zatrzymania i zaraz by ją pobiła? Albo miał przyjść nauczyciel od siedmiu boleści, który zaraz strzeli im gadkę o tym, że będąc tu w piżamach tylko rodzą dla siebie nowe problemy. W sumie było jej zimno i dopiero teraz zaczęła to odczuwać... Wieść się niesie, więc podniosła pięć ostatnich kopert i delikatnie pogłaskała jedną z sów po grzbiecie mówiąc coś jej na ucho... Jakby miała zrozumieć i odpowiedzieć. Ale nie wiadomo czy się żaliła czy podzieliła się jakimś sekretem. Może zwyczajnie mówiła o niczym. Kto ją tam wie... Cisza i spokój... - Chyba powinnam iść już... - Uśmiechnęła się niewinnie. Oczywiście, że nie miała zegarka, ale najzwyczajniej w świecie domyślała się, że zbliża się ranek... A on nie będzie dobrym kompanem, jeśli Howett zacznie paradować w piżamce po zamku. - Zobaczymy się potem? Spytała, jakby kierując się do wyjścia wciąż na niego patrząc. Całe te rozczochranie jej umysłu... Może Adrien miał rację? Może trzeba się pożegnać na rzecz późniejszego rozwoju akcji?
zt.
to tutaj zt, a możesz zacząć gdzieś indziej, gdzie będzie już "po" całym zajściu, bo w sumie na tę łazienkę dyrektor już zrobił nalot.
Elliott wybrał się na przechadzkę po zamku, nie mając nic lepszego do roboty. Nucił wesoło i co kilka minut przecierał swoje okulary, które nieustannie mu parowały albo spadały z nosa. Nie przeszkadzało mu to jednak w wybraniu się na krótki spacer, co prawda poza mury zamku wolał się nie ruszać, ale jak zwykle jego nogi same dokądś go zaprowadziły. Wkrótce przekonał się, że z jego orientacją w terenie jest chyba coś nie tak, bo gdzie by nie spojrzał, tam leżały ptasie odchody. A więc jest w sowiarni! Ostatnio często bywał na wysokich wieżach, był bowiem święcie przekonany, że to jakieś przeznaczenie - ostatnio również dotarł tam całkiem przypadkiem, a uratował jakąś puchonkę przed popełnieniem samobójstwa! Jeszcze wcześniej pomógł Dahlii wyjść z opałów, kiedy w czasie wyprawy do Wrzeszczącej Chaty wpadła w niebezpieczeństwo. Prawdziwy superbohater z niego! Tymczasem wspomniany superbohater znajdował się wśród kup i mokrych piór. Ohyda! Jednakże to wcale go nie zraziło, może tym razem miał wysprzątać całe pomieszczenie, aby potem dostać nagrodę od dyrektora Hogwartu za specjalne zasługi? Kto to wie! Chciał się nawet zabrać za porządki, ale stwierdził, że tutaj zawsze jest brudno i śmierdzi. Wzruszył ramionami na znak, że nawet takiemu bohaterowi jak on, może czasem zdarzyć się odstępstwo od wykonania zadania, po czym oparł się o jedną z barierek, która na szczęście była czysta.
Daenerys jak zwykle błądziła. Chociaż tym razem szło jej to mniej skutecznie niż zazwyczaj. Szukała sowiarni, a wiedziała, że jest ona położona gdzieś wysoko. Tak więc zwiedzała wieże w ich poszukiwaniu. Jak już wspominał jej zmysł orientacji w terenie był raczej marny i to, że ktoś raz jej pokazał jak gdzieś dojść, nie znaczyło, że będzie ona potrafiła trafić w dane miejsce ponownie. I tak było prawie z każdym cholernym miejscem w tym zamku, co doprowadzało ją czasami wręcz do skrajnej rozpaczy. Nie wiele jednak mogła zrobić, poza podenerwowaniem się w duszy i szukaniem dalej, prawda? Jak już wspominałam, szukała sowiarni, chciała wysłać list do wujka Lucasa i napisać mu o tym co się działo. A właściwie pożalić się z nim tym, jak bardzo jest zawiedziona tą szkołą i jak trudno jest się w niej odnaleźć. Z listem zwiniętym w dłoni przemierzała korytarze, by w końcu wspinając się chyba na tysięczne schody wejść do sowiarni i tam zająć się wysyłaniem listu, kompletnie nie zauważając człowieka stojącego tam i opierając się o barierki. Brawo za uwagę panno Anderson, a co jeśli okazałby się jakimś psycholem, a ty najzwyczajniej w świecie go nie zauważyłaś? Pyk, Bum i tyle było z życia.
Ojej, Elliott nie wiedział nawet, że ostatnio przeniosła się do Hogwartu nowa dziewczyna. Odkąd przybili tutaj przyjezdni z Australii i Kanady, w ogóle nie wiedział co się dzieje w zamku, tak prawdę powiedziawszy. Dochodziły do niego jakieś nieoficjalne informacje, które jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał. To wszystko było zbyt przyziemne dla takiego marzyciela jak on, nie potrafił skupić się na tym co działo się wokół, wiecznie był w jakiś sposób oderwany od rzeczywistości. Gdyby jednak tylko wiedział, że Daenerys uczęszcza do Hogwartu od niedawna, wyciągnąłby do niej przyjazną dłoń i bardzo szybko zmienił jej mniemanie o tutejszych ludziach! Kiedy zauważył dziewczynę, sam bardzo się przeraził i omal nie wypadł przez tą barierkę, o którą się opierał. Wystraszyła biedne puchoniątko, może skradała się albo coś podobnego! Miała bardzo jasne włosy, przypominały Elliottowi trochę te stworzenia, które mieszkają w Zakazanym Lesie, jednorożce. Kiedyś nawet je widział! To było wtedy, gdy udał się całą grupką na bardzo podejrzaną wyprawę, ale na to wspomnienie lekko skrzywił się. Oby tylko nowa uczennica tego nie zauważyła, bo jeszcze pomyślałaby błędnie, że to na jej widok. - Cześć - jego głos zabrzmiał głośno i dźwięcznie, zupełnie nie tak, jak powinien zabrzmieć kiedy pozostaje się niezauważonym. Och, mógł w bardziej subtelny i taktowny sposób dać znać o swojej obecności. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz tutaj robić, no wiesz... niczego złego? - w ostatnim czasie czuł się trochę jak wybawca od śmierci, jakby powierzona została mu rola bohatera, ale o tym była mowa już wcześniej. Cóż, rozmarzył się zanadto, a teraz przekładało się to na życie codzienne!