• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
• Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć maksymalnie aż z trzema rywalami naraz!
• Na każdego przeciwnika z jakim walczycie kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji (nie więcej niż 50). Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście.
• Atak powyżej 130 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 65-120, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 65 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony.
• Jeśli walczysz z dwoma przeciwnikiem i jeden z nich Cię trafi, masz -30 do obrony przeciwko drugiemu napastnikowi! Jeśli walczysz z trzema kara od pierwszego przeciwnika wynosi tyle samo, ale jeśli w tej samej rundzie również trafi Cię drugi przeciwnik, nie masz możliwości obrony przed trzecim z nich, automatycznie odnosi on sukces.
• Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na ziemie, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia.
• Jeśli walczysz z więcej niż jednym przeciwnikiem, wystarczy przegrana z jednym z nich, by ulec paraliżowi!
• Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
- Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
- Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Genetyki:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie literką, żeby zobaczyć, co przydarzyło wam się w trakcie walki:
Scenariusze:
•F,G,H,I - Nie dzieje się nic. •A.....kromantule w natarciu - Walczycie w najlepsze, gdy nagle pojawia się dodatkowe zagrożenie. W waszą stronę zmierzają akromantule, a przynajmniej coś, co je do bólu przypomina. Rzuć k6 . Wynik 1-3 oznacza, że omijają was i pędzą dalej. Wynik 4-6 oznacza, że stajecie się celem ich ataku i musicie bronić się przed zupełnie nowym zagrożeniem. Nie macie szansy na obronę przed atakiem przeciwnika. W dodatku kończycie z raną po ugryzieniu na dowolnej części ciała. Może lepiej, by obejrzał to uzdrowiciel? •B...ijący blask - Jedno z otaczających was zaklęć podpala przestrzeń wokół. Co rundę, obydwoje rzucacie dodatkowe k100, by sprawdzić, czy ranicie się o płomienie. - 1-35 Sprawnie tańczycie wokół ognia. Nic wam się nie dzieje. - 36- 70 Zbyt mocno zbliżacie się do płomienia, który delikatnie was parzy. Otrzymujecie -20 do obecnej obrony i -10 do następnego ataku, jaki wyprowadzicie. - 71-100 Nie każdy ma oczy dookoła głowy i widać Ty należysz do takich osób. Wpadasz w płomienie, które mocno parzą Twoją skórę. Otrzymujesz na stałe -20 do wszystkich zaklęć rzucanych podczas rekonstrukcji. i poparzenie, które należy opatrzyć po walce! •C....entaury w galopie- Mieszkańcy Zakazanego Lasu włączyli się do rekonstrukcji i galopują między wami. Rzuć k6. Jeśli wynik jest parzysty, nic się nie dzieje. Wynik nieparzysty oznacza, że obrywasz (1,3 - kopytem, zakręć kołem by zobaczyć która kość ulega złamaniu ; 5 - obrywasz strzałą, zakręć kołem, by zobaczyć, gdzie) i otrzymujesz -20 do trzech następnych zaklęć, jakie rzucisz. •D....ylemat moralny - Widzisz, że jeden z Twoich sojuszników nie radzi sobie najlepiej. Masz wybór pomóc mu, ale tym samym stracić szansę na obronę zaklęcia, które Cię atakuje lub bronić siebie, ale Twój sojusznik obrywa atakiem, bez względu na jego kości. Obowiązkowo oznacz osobę, którą ratujesz/skazujesz na brak obrony. •E...kscytujące wybuchy - Jak to w walce bywa, nie jesteście tu sami, a walki wokół wpływają na waszą potyczkę. Ktoś obok popisał się niezłą Bombardą sprawiając, że w waszą stronę lecą różne odłamki, które pogarszają wasz wzrok i powodują dzwonienie w uszach, a pył uniemożliwia wam wypowiadanie zaklęć. Rzuć k6 - wynik parzysty oznacza, że efekt dotyczy Twojego przeciwnika, wynik nieparzysty oznacza, że dotyczy Ciebie. Następne dwa zaklęcia osoby, której efekt dotyczy muszą być niewerbalne i otrzymują karę -30. •J....adowite tentakule - Już myślałeś, że przeciwnik będzie Twoim największym zmartwieniem, gdy nagle wpadasz na coś, co kompletnie zlało Ci się z otoczeniem. Kolce jadowitej tentakuli przebijają się przez Twoje ciało, wprowadzając jad do organizmu. Każde następne zaklęcie jest ma karę -10 większą (pierwsze -10, drugie -20, trzecie -30 itd...) ze względu na osłabienie organizmu. Jeśli posiadasz przynajmniej 20pkt. z zielarstwa w kuferku możesz dorzucić k6, gdzie wynik parzysty pozwala Ci na czas rozpoznać roślinę i uniknąć efektu tej literki!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Autor
Wiadomość
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Elfy. Christopher doskonale wiedział, że nie należały do najmądrzejszych na świecie stworzeń, domyślał się również, że nie będą chciały z nim w żaden sposób współpracować, ale skoro już i tak im co nieco ułatwił, liczył, chociaż na to, że okażą się nieco mądrzejsze niż ustawy przewidywały. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że te stworzonka są raczej złośliwe i trudno powiedzieć, żeby w jakikolwiek sposób chciały współpracować, czy robić cokolwiek takiego, ale też nie spodziewał się, że zostanie obsypany deszczem z liści - nie miał bladego pojęcia, po co było to przedstawienie, ale właściwie spoglądał w stronę stworzonek z lekkim, nieco rozbawionym uśmiechem. Pchały się na nowo na to samo drzewo, chociaż nie było tutaj dla nich miejsca, to było dopiero niesamowite. Nigdy nie uważał jednak by elfy grzeszyły mądrością, były raczej istotami złośliwymi, na dokładkę naprawdę próżnymi, nie dziwił się więc jakoś szczególnie ich postępowaniu. Co, oczywiście, nie zmieniało tego, iż miał nadzieję, na coś innego. Skupił się później na gałęzi, ale widać było, że nic tutaj nie wskóra. Została nadpiłowana, to nie ulegało wątpliwości, ale nie miał żadnych poszlak z tym związanych. Mógł uznać to faktycznie za niemądry żart, mógł uznać to za cokolwiek innego, ale mimo wszystko postanowił, że kiedy uda się na obchód zamku razem z woźnym, wspomni mu o tym wydarzeniu. Może mężczyzna coś sobie skojarzy albo będzie również uważniej spoglądał na dzieciaki, bo nigdy nie wiadomo, co może im strzelić do głowy. Jak choćby teraz, gdy nagle pojawiły się dookoła niego i przypatrywały mu się, choć Merlin jeden raczy wiedzieć, po co i na co im to było! Christopher mimowolnie zarumienił się dość mocno, poprawił okulary i spróbował sobie wmówić, że nie dzieje się nic dziwnego. - Convigo - powiedział starannie, dość cicho. Kierował różdżkę na gałąź, mając nadzieję, że zdoła ją zmusić do pomniejszenia się, myślał od razu o szczapach drewna, bo to byłoby coś wygodnego do noszenia, gdyby jednak to się nie udało, wystarczyła również zwyczajna, prosta gałązka, którą mógłby stąd wynieść. Zamierzał użyć do tego zaklęcia locomotor, by po prostu zabrać ją stąd w okolicę chatki i tam ostatecznie pociąć i odłożyć na bok, by później wykorzystać kawałki drewna przy następnych pracach, jakie na niego niewątpliwie czekały. Miał nadzieję, że to mu się uda, nie potrzebował bowiem za bardzo tego tłumu gapiów, którzy na dokładkę go deprymowali!
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Zaklęcie wykonałeś bezbłędnie. Ledwie wiązka światła dopadła gałęzi, a na Twoich (i Twojej publiczności) zaczęła się zgrabnie pomniejszać. Do Twoich uszu mogło dobiec źle ukrywane "uoooou, widzicie to?!" rzucane do siebie wzajemnie przez pierwszo- i drugorocznych uczniów Hogwartu. Po paru chwilach zaklęcie zostało zakończone i miałeś gałąź o takim rozmiarze, że bez problemu możesz ją przerzucić sobie nawet i przez ramię, a potem zrobić z nią to, co uznasz za stosowne. Mało tego,gdziekolwiek zamierzałeś teraz pójść to jakieś pięć metrów za Tobą ciągnął się sznurek chudziutkich i zainteresowanych dzieciaczków z najmłodszych roczników, które najwyraźniej było spragnione nowych wrażeń. Odprowadzą Cię tak daleko dopóki ich nie przegonisz. Następnego dnia w Wielkiej Sali do Twoich uszu może dobiec plotka jak zmniejszyłeś ogromną gałąź, która odpadła z wierzby bijącej i ją przerobiłeś na opał pomimo, że podobno oderwała Ci jeden palec w trakcie domniemanej walki.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Musiał przyznać, że ta publika dość mocno go deprymowała. Wiedział, że zna zaklęcie, którego chce użyć, wiedział doskonale, że to nie jest jakieś niesamowicie trudne, kiedy wie się już, na czym dokładnie polega transmutacja, ale i tak nie spodziewał się, że będzie podziwiany jak jakieś magiczne stworzenie w zoo. Nie widział również nic niesamowicie nadzwyczajnego w pomniejszaniu gałęzi, dla niego to było dość proste działanie, które po prostu musiał przeprowadzić, żeby móc ją stąd wyjąć, a później zająć się zaleczeniem zranionej kory. Wiedział doskonale, że drzewo po czymś takim będzie cierpiało, więc trzeba było się naszykować, trzeba było sprawdzić, co dokładnie się dzieje i przygotować na kolejny atak elfów, bo wiedział doskonale, że te małe stworzenia nie odpuszczą mu w żaden sposób. Były dość uparte, ale on również, nic zatem dziwnego, że nie zamierzał się tym wszystkim przejmować i po prostu działać, jak należy. Co prawda w tym ostatnim akurat dość mocno przeszkadzały mu dzieciaki, które postanowiły towarzyszyć mu, jak jakiś orszak, ale nie wiedział zupełnie, jak ma je przegonić. Nie był zbyt przyzwyczajony do takich sytuacji, czuł się dość dziwnie, raczej skrępowany tym, co właśnie zaszło, ale to nie był powód do tego, żeby na nie krzyczeć, czy cokolwiek takiego. Kiedy znalazł się przy chacie i odłożył gałąź, uśmiechnął się do nich lekko i rzucił, że chyba powinni już wracać na lekcję, a kolejnych popisów sztuki magicznej na pewno tutaj nie uświadczą, bo teraz potrzeba mu zwykłej siekiery, a nie czegoś innego. Najbardziej zdziwiły go jednak plotki, które do niego dotarły. Na coś takiego nigdy by nie wpadł, więc aż mrugał ze zdziwienia, kiedy dowiedział się, że podobno stracił palec. Pomyślał również, że wkrótce najpewniej znowu mu się za to oberwie, chociaż przecież nic nie zrobił.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Nie mogła ukryć swojego podekscytowania związanego z nietypową lekcją z profesorem Wespuccim. Wychodzenie poza cieplarnię nie mogło się zdarzać zbyt często, a przynajmniej nie w tym roku. Nie miała pojęcia co ma ze sobą zabrać, a więc wzięła... wszystko. Podręcznik od zielarstwa, dwa zeszyty, kilka rolek pergaminu, trzy pióra, swój osobisty zielnik oraz książkę wypożyczoną z biblioteki, oczywiście traktującą o wszystkich ziołach Europy. Zatrzymała się w połowie drogi do ogromnego dębu bowiem zdziwiła się, że nikogo jeszcze nie było. Obróciła się przez ramię w poszukiwaniu jakichkolwiek innych uczniów, ale nie dostrzegła żadnego z nich. Zwątpiła czy przyszła w dobre miejsce i o dobrym czasie, a więc sprawdziła jeszcze w swoim planie lekcji i upewniła się, że dokładnie tutaj zacznie się lekcja dodatkowa zielarstwa. Przyszła za wcześnie, powinna iść coś zjeść, aby kiszki tak marsza nie grały, jednak z wielu powodów sobie tego odmówiła. Zdjęła z ramion szatę, malutkim zaklęciem zwinęła ją w zgrabny prostokącik i rozłożywszy ją na pobliskim pagórku usiadła. Oparła o kolana podręcznik od zielarstwa i trochę nerwowo wyglądała innych uczniów. Nie chciała siedzieć tak sama, ale też nie powinna oczekiwać, że nagle zaroi się wokół niej milion osób. Otworzyła podręcznik i skubiąc jego róg czytała informacje z poprzedniej lekcji, gdy to zajmowali się odróżnianiem brzytwotrawy od zwykłej trawy.
Ostatnio zmieniony przez Bonnie Webber dnia Sro Maj 20 2020, 22:25, w całości zmieniany 1 raz
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Z ulgą zareagowała na fakt, że w końcu przyjdzie im opuścić szklane łapki uczelnianych cieplarni na rzecz spotkania z naturą. W jej mniemaniu nie było nic lepszego od nauki poprzez doświadczenie; fakt zetknięcia z roślinnością usadowioną na matczynej wyściółce kodował się w jej umyśle wyraźniejszym pismem niż ten w chwilach spotkań z zielenią pielęgnowaną poprzez nauczycielskie dłonie. Świat miał im mnóstwo do zaoferowania, a więc czemu by nie pozwiedzać miejsc bogatych w łodyżki o najróżniejszych właściwościach, które spotykaliśmy na swej drodze zupełnie przypadkiem? Czy nie warto było zwracać uwagę na to, co nas otaczało, a tym samym pozyskiwać wiedzę z zakresu prawidłowego rozróżniania przedmiotów nam przydatnych w kryzysowych sytuacjach? Ze sporymi pokładami nadziei zmierzała w kierunku Dębowej Polany. Czy dzisiejsze zajęcia miały zostać przeprowadzone w kategoriach zielarstwa w praktyce? Wespucci był osobą, której nigdy nie potrafiła rozgryźć, a tym samym przewidzieć jaką zagwozdką uraczy ich na swych kolejnych lekcjach. W jej główce pojawiały się najróżniejsze scenariusze dotyczące dzisiejszych poczynań, ale faktem było, że już profesor Enrico zadba o to by się nie nudzili!
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Lubił się całować i nigdy nie miał problemu z tymi małymi, fizycznymi przyjemnościami, często zastawiającymi elektryzujący dreszcz na skórze. A teraz śmiać mu się chciało, że przez brunetkę aż tak płonęły mu policzki, że nosił te chujowe lakierki i w ogóle nie wiedział, co się z nim działo. Nie panował nad sobą, a ona nie protestowała i był to klucz do jakieś jego porażki, bo nawet po alkoholu utrzymywał nad sobą i swoimi zachciankami pełną kontrolę – no, poza agresją i jakimiś bardzo silnymi emocjami, które ostatnimi czasy zalewały jego życie. Szumiące liście drzew i błyszcząca woda wcale go nie uspokajały, chociaż tak sugerowali poeci w swoich opasłych dziełach, które od wczoraj pochłaniał, a wcale ich nie rozumiał. Obejmował ją pewnie, chociaż delikatnie drżenie palców poprzez otumaniające go ciepło oraz zawstydzenie mogło być wyczuwalne. Ładnie pachniała, jej loki kołysały podmuchy ciepłego wiatru, a sukienka wydawała z siebie ciche szmery, przylegając do jej zgrabnego ciała. Uśmiechnął się na jej widok, nie mogąc oderwać oczu, a rumieniec tańczący na jej policzkach sprawił, że i jemu mocniej zabiło serce. Rozniosło ciepło po ciele, sprawiło, że usta mu delikatnie mrowiły. Nie mógł nic zrobić z jednoczesną chęcią ucieczki i całowania jej pełnych, zapewne miękkich i słodkich warg. Musiał ulec, chociaż przymknął oczy ze wstydu, czego nigdy nie robił. Lubił wyraz twarzy u kobiet, które gestami zaprowadzał do głębszych wdechów, dłońmi prowadził do całkowitego zapomnienia i oddania się przyjemnościom, których ludzie tak często w życiu potrzebowali. Pierwsze sekundy były nieśmiałe, badał jej usta i sprawdzał granice, których widocznie nie miała. Był przekonany, że zajęło mu to znacznie dłużej niż zwykle, gdy tak obdarowywał ją niewinnymi całusami, zostawiał na jej wargach gorący ślad własnego oddechu. Nie miał odwagi jednak na nią spojrzeć, ostatecznie wplątując dłoń w burzę wijących się, gęstych włosów. Uznał, że tak powinien. Musiał się podeprzeć, stąd pomysł na skorzystanie z pobliskiego drzewa, co wywołało cichy pisk z jej strony. Uroczy, wywołał uśmiech na jego twarzy, a jego dłonie przesunęły w trzymanych miejscach łagodnie, głaszcząc ją i chyba chcąc uspokoić. Pewnie powiedziałby jej wiersz od tych mądrych poetów, ale był zbyt zajęty jej ustami. Nagle sama zaczęła przejmować inicjatywę, zmieniać niewinne buziaki w coś bardziej angażującego, przejmującego jego zmysły na wskroś. Był przecież tylko facetem, a ona piękną uczennicą. Pochłonięty gryfonką, zapomniał o całym świecie, splątując ich języki w powolnym i spontanicznym tańcu, zachęcony jej zrelaksowanym ciałem, które przylegało do jego własnego. Zamruczał jej w usta, przygryzając dolną wargę, gdy paznokcie przesunęły po jego karku, wzbudzając przyjemny dreszcz. Miał wrażliwy kark, chociaż z nikim się tym nie dzielił. - Masz w sobie coś z lwicy, co? Majestatyczna, piękna, seksowna. - szepnął nieśmiało, na ułamek sekundy unosząc tylko powieki, bo widok jej zarumienionej twarzy i błyszczących oczu to było dla niego zbyt wiele. Aż nogi mu zadrżały. Zsunął dłoń z jej głowy niżej, okładając ją na plecach dziewczyny, a druga wciąż tkwiła w talii, palce zaciskając na materiale sukienki. Nie miał pojęcia, jak on sobie poradzi z tym stłumionym wulkanem złości i rozczarowania na samego siebie. Uśmiechnął się jednak łagodnie, jak nie on i raz jeszcze dał jej całusa, nie mogąc się powstrzymać.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zielarstwo. Ostatnimi czasy bywało intrygujące. Być może sytuacja, w której się wcześniej znalazł, nakazywała mu podejmowanie decyzji, które nie raziły w oczach nauczyciela, a które ewidentnie działały na jego dobre wyniki? Któż to wie, co znajduje się w odmętach umysłu Felinusa. A pod kopułą czaszki mogą dziać się naprawdę przeróżne rzeczy; nie bez powodu siedział przecież samotnie, a kontakty międzyludzkie uważał poniekąd za zbyteczne z jego strony. O dziwo to inni do niego podchodzili, to inni się do niego uśmiechali, a on tylko się adaptował. Być może przekuwając adaptację w czystą szczerość. Starał się jednak tym nie przejmować aż tak; przecież miał inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia. Kiedy profesor zapowiedział lekcję zielarstwa, Faolan postanowił po dłuższej chwili namysłu zwyczajnie wziąć w niej udział. Może nie będzie raził nauczyciela własną niewiedzą. Może. Coś jednak robił w tej szkole i jakimś cudem jeszcze istniał, więc raczej nie mogłoby być aż tak źle. Prawda? Na szczęście lekcja odbywała się poza terenami cieplarni. Miła odskocznia od nudnych i pozbawionych jakiegokolwiek sensu lekcji. To znaczy, nie uważał, żeby do końca były one bezsensowne, co nie zmienia jednego, prawidłowego faktu; były zwyczajnie nużące. Stanął gdzieś z boku, jak zawsze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chyba pierwszy raz w życiu wybrał się na dodatkowe lekcje z zielarstwa. Nigdy nie odczuwał takiej potrzeby, ale ostatnio wiele się wydarzyło sytuacji, które zmieniły jego spojrzenie na ten przedmiot. Rozmowa z Chrisem, jego zajęcia na kółku i w końcu pogawędka z samym Wespuccim, przekonały Maxa, że warto dać zielarstwu szansę. W końcu, jeżeli faktycznie poważnie myślał o tworzeniu eliksirów, to musiał znać składniki, które będzie wrzucał do kociołka, a rośliny były jednymi z głównych ingrediencji. Na polanie nie zastał jeszcze Enrico. Na początku nie zauważył tam nikogo. Dopiero po chwili zorientował się, że nieopodal stoi Felinus. -Gotowy na randkę z Enrico? - Zagadał puchona. Ich ostatnie spotkanie było pełne emocji, ale Solberg miał nadzieję, że mieli to już za sobą. Wiedział teraz, czego nie robić przy Felku i nie miał zamiaru dwa razy popełniać tego samego błędu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę nie wiedziała czemu tak chętnie szła na lekcję zielarstwa. Odbywała się jednak na dębowej polanie, a to oznaczało, że o ile nie będą chodzili od drzewa do drzewa, by przytulić je w eko-friendly sposób to mogło być naprawdę ciekawie. No i dawało jej to okazję do spaceru po błoniach chociaż niezwykle krótkiego. Przynajmniej to pomagało jej na chwilę oderwać myśli od całej sprawy ze szlabanem i innymi problemami, które zdawały się jedynie nawarstwiać w ostatnim czasie. Jak zawsze wszystko musiało iść się pieprzyć w krzaki. Przynajmniej pozostawało to nieco w temacie zielarstwa, więc wszystko było tak jak powinno. Zjawiła się na miejscu, gdzie kręciło już się kilka osób, które najwyraźniej również czekały na zajęcia z Wespuccim. Rzuciła krótkie hej w ramach jakże wylewnego powitania po czym oparła się o pień jednego z drzew, by schronić się nieco w jego cieniu. Przynajmniej ma chwilę spokoju przed rozpoczęciem zajęć.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zdążyła już chyba polubić zielarstwo i zainteresować się nim na tyle, że cieszyły ją każde zajęcia z udziałem roślin, niezależnie od tego, czy prowadził je Wespucci, czy Vicario. Każde z nich miało kompletnie odmienne podejście do nauki oraz uczniów, ale chyba również na tym polegał cały urok zarówno tego przedmiotu, jak i pedagogów w ogóle - nie dało się pokazać wszystkich ciekawostek przy wyłącznie jednym podejściu i z jedną perspektywą. - Bon-Bon! - przywitała się z Webber, darząc ją szerokim uśmiechem i w miarę możliwości nienachalnie (o ile było to wykonalne, skoro już zaburzała jej przestrzeń) przykucnęła obok, choć z większym zainteresowaniem obserwowała jej reakcję i mimikę niż notatki, które miała ze sobą. Jedyną notką, jaką miała ze sobą Davies był rysunek horklumpa, co w sumie było do niej kompletnie niepodobne. Zwykle przychodziła lepiej przygotowana, zwłaszcza na merytoryczne lekcje Enrico. - Myślisz, że tym razem będziemy odróżniać żołędzie od kasztanów? - albo liście mlecza od mniszka lekarskiego, bo to było prawie równie ciekawe co kwestia brzytwotrawy. Jakkolwiek by teraz nie kpiła to i tak trochę nie mogła się doczekać tego, co profesor im przygotował.
W pierwszej chwili myślała, że znikąd pojawił się Skyler i powitał ją swoim wymyślonym pseudonimem, ale przecież on nie mógłby mieć tak damskiego głosu. Podniosła wzrok i napotkała dziewczynę, która wcale nie musiała się przedstawiać, bowiem należała do osób popularnych w szkole. Kapitan drużyny Gryfonów, którzy ostatnio niestety przegrali z Puchonami jeden mecz. Otworzyła szeroko oczy i rozejrzała się na boki czy aby przypadkiem dziewczyna nie chciała pójść do kogoś innego o podobnym imieniu, ale Morgan patrzyła wprost na nią... - Cześć. - przywitała się z lekkim opóźnieniem, bowiem całkowicie się zakłopotała. - Skyler nauczył cię "bon-bon"? - starała się nie zwracać uwagi na to, że w języku francuskim oznacza to "cukiereczek", a to znowuż prosta dedukcja, że mogłaby być nazywana "pączusiem", a to prowadzi to wskazywania na jej nadwagę (która istniała tylko w jej głowie). Z tego też powodu uciekła wzrokiem do trzymanego na kolanach podręcznika. Zakompleksiony umysł potrafi odnajdywać niedoskonałości w każdym, nawet najniewinniejszym słowie. - Och, nie wiem. Podejrzewam, że albo będziemy sadzić bieluń dziędzierzawy albo zrywać frukowiaty...? Nie mam pojęcia co można robić jeszcze poza cieplarnią na lekcji zielarstwa. - wydukała pod nosem swoje podejrzenia, które równie dobrze mogły nie mieć szans realizacji akurat na tej polance.
Zielarstwo? Czyli z definicji: "nauka o magicznych roślinach oraz grzybach. Uczy sposobów pielęgnacji konkretnych roślin, ich magicznych właściwości oraz do czego można wykorzystać je w praktyce. Wiele roślin jest używanych w sztuce warzenia eliksirów, a także w uzdrawianiu, lecz inne mają magiczne właściwości same w sobie." Wszystko byłoby w najlepszym porządku, tylko.. dlaczego odbywały się one poza cieplarnią, którą tak lubił Leo? Czuł się tam dobrze, swobodnie, odcięty od całego otaczającego go świata. Dlaczego ten cholerny profesor postanowił zburzyć jego postrzeganie tego przedmiotu i zabrał ich aż tutaj, na Dębową Polanę? Sytuacji nie polepszał też fakt, że nie widział tu żadnej znajomej i przyjaznej jemu duszyczki. Ostatnio nie miał ich zbyt dużo, to fakt, ale wolał mieć obok siebie chociaż jedną znajomą twarz, do której będzie mógł wymruczeć po cichu jakieś przekleństwo, gdyby jakoś wybitnie mu nie szło. - Cześć - rzucił bardziej w przestrzeń niż do kogoś konkretnego, rozglądając się jeszcze raz dookoła siebie i upewniając się, czy na pewno nie ma tu kogoś, obok kogo mógłby usiąść. Ruszył w stronę drzewa, o które opierała się już jakaś dziewczyna i taktycznie zajął miejsce obok niej, uznając, że najprościej będzie udawać, że go tu nie ma. Będzie to robił tak długo, jak tylko mu się uda. Profesora, który ich uczył nie zdążył poznać jeszcze zbyt dobrze, ale wiedział, że zawsze stara się przekazać im rzetelną i praktyczną wiedzę. Tylko to skłoniło go do pojawienia się na tej lekcji dla chętnych.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Aż go wewnętrznie skręcało, kiedy szedł na tę lekcję. Wiedział doskonale, że teraz, kiedy juz właściwie wybrał swoją drogę, będzie musiał zajmować się tymi gównianymi roślinami, ale jakoś nie miał na to zbyt wielkiej ochoty. Przynajmniej na razie. Liczył jednak, że Strauss i Lou przywloką się na te zajęcia i przynajmniej będzie miał co odpierdalać, a nie będzie musiał stać karnie w jakimś jebanym kącie i zajmować się pierdoloną trawą, bo tak. Trudno powiedzieć, czy wynosił z tych zajęć jakąkolwiek praktyczną, potrzebną wiedzę, chyba się nad tym nigdy nie zastanawiał, ale tak po prawdzie to odnosił czasem wrażenie, że chodzi na lekcję tylko po to, by robić tam za jebane ozdoby. Wiedział, po co to robi, wiedział, że musi ruszyć dupę, jeśli chce spełnić ostatnie zadanie, jakie powierzyła mu Rose, ale czasami miał ochotę pierdolnąć tym w chuj i powiedzieć, że, kurwa, nie robi. Z drugiej strony - zaraz miał zacząć studia, nie było zmiłuj się, musiał ruszyć dupę do właściwego działania, musiał wziąć się za pracę nad przedmiotami, jakie naprawdę będą mu potrzebne w życiu, więc chyba nie pozostawało mu nic innego, jak po prostu łazić na to pieprzone zielarstwo i gapić się na te krzaki z tępym wyrazem twarzy, licząc na to, że może nie zdradzi się ze swoją pieprzoną niewiedzą.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Uwielbiała zielarstwo. Był to jeden z jej ulubionych przedmiotów także nie było mowy o tym, by mogła opuścić jakiekolwiek zajęcia z nim związane. Tym bardziej, że tym razem zajęcia miały się odbywać w terenie, a to znaczy, że może dzięki temu będą mogli coś zdziałać praktycznie lub mieć okazję do tego, bu popatrzeć na pewne rośliny w naturalnym środowisku z profesjonalnym komentarzem Wespucciego. Jak zawsze zjawiła się na miejscu akcji przed czasem. Punktualność zdawała się być jedną z jej wiodących cech, która sprawiała, że Puchonka nie potrafiła spóźnić się na żadną z lekcji, na której chciała się zjawić. Chyba, że miała naprawdę poważny powód ku temu. Na przykład kłopoty zdrowotne swojego kota, który całe szczęście ostatnio miał się całkiem dobrze. Przywitała się z obecnymi na polanie osobami, a następnie przystanęła sobie gdzieś w dębowym cieniu, który był tak przyjemny jak ostry cień mgły i oczekiwała rozpoczęcia zajęć.
Lekcja zielarstwa? Czuła, że przebiega ja mało przyjemny dreszcz, a wszystko z uwagi na to, że na poprzedniej nie popisała się w ogóle, mówiąc inaczej - wyszła na skończoną ignorantkę, prawdziwą kretynkę i nic dziwnego, że to ją denerwowało, bolało i nie wiedziała do końca, co powinna z tym zrobić, ani jak się zachować. Odetchnęła głęboko, kierując się na dębową polanę i mając nadzieję, że wszystko przebiegnie tam spokojnie, a nie będzie znowu dawała popisów opowiadając o tym, że ma przed nosem zwykłą trawę albo paproć, co było nie do pomyślenia! Przynajmniej dla niej, bo z całą pewnością znalazłoby się wielu uczniów, którzy nie podchodzili do tego w ten sposób. I chociaż się starała, chociaż próbowała, nie była w stanie reagować inaczej. Dla Brandon liczyło się jedno - bycie najlepszym i nie miało znaczenia, czego to właściwie dotyczyło. Taka jednak była cena zdobywania pierwszego miejsca, czy czegoś podobnego. Odetchnęła głęboko, starając się nie denerwować, ale mimo wszystko czuła ucisk w żołądku, gdy kierowała się na dębową polanę, bo już wyobrażała sobie, co znowu niemądrego dzisiaj zrobi, a to niewątpliwie w niczym nie pomagało.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zdecydowanie nie zamierzała odpuścić lekcji zielarstwa, nawet jeśli zapowiedziane zostało z góry, że będa to zajęcia dla chętnych. Była jak najbardziej chętna, tym bardziej, że pogoda tylko zachęcała do wyjścia z zamku, a lekcja miała odbyć się na dworze. Idealnie! Na ostatniej lekcji z Wespuccim za bardzo się nie popisała, liczyła więc, że tym razem pokaże się z nieco lepszej strony. Przecież była jednak całkiem niezła w rozpoznawaniu roślinek, a na pewno ostatnio spędzała nad nimi nieco więcej czasu niż w poprzednie lata. Jakoś tak pod koniec studiów odkryła, że fajnie jest posiadać umiejętność niezabijania domowych roślin, już nie mówiąc o tym, że niektóre z nich miały naprawdę ciekawe właściwości. Oprylak na przykład. Ubrała się dosyć wygodnie, przewidując, że jak to na zielarstwie bywa, pewnie porządnie się pobrudzą i przyszła na dębową polanę nieco przed czasem. Przywitała się wesoło, ze wszystkimi zebranymi już na miejscu i ostatecznie podeszła do Violi, by jak zwykle, poprzeszkadzać jej nieco na zajęciach. Przylepiła się do niej ostatnio jak rzep psidwaka ogonów i miała nadzieję, że dziewczyna nie ma nic przeciwko. Strauss nie była zbyt wylewna, a Williams za bardzo dociekliwa. - Cześć! - Rzuciła wesoło, wciskając się jednocześnie w przestrzeń osobistą krukonki, by ją przytulić na powitanie. - Mam nadzieję, że tym razem Wespucci przygotował coś... Bezpieczniejszego. - Zażartowała wypominając dziewczynie wspaniały pomysł na macanie brzytwotrawy na ostatniej lekcji. Skąd ona bierze takie pomysły i jakim cudem jeszcze żyje? @Violetta Strauss
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Skyler..? - zapytała, jakby ktoś przypomniał jej imię osoby, której nie widziała dawno temu i słuch kompletnie po nim zaginął. Może i znała Schuestera, przy okazji bardzo sobie ceniąc jego towarzystwo i osobowość, kiedy już udawało im się spotkać, ale nie oznaczało to wcale, że ugadywaliby się na pseudonimy, albo cokolwiek by od niego podpatrywała. - A jego nie porwał jakiś wilkołak? - uśmiechnęła się szeroko, bo to już nawet nie były plotki, tylko prawdziwe życie. Po chwili jednak teatralnie westchnęła, zdając sobie sprawę, że w swoim genialnym pomyśle na ksywkę została już uprzedzona. Ale Bon-Bon za bardzo pasowało, aby dalej się namyślać nad alternatywą. - A najgorszą grupę odeśle do Zakazanego Lasu w ramach ofiary dla lepszych plonów. - odniosła się do ostatniej lekcji, gdzie gwiazdorzy zielarstwa musieli sprzątać całe pomieszczenie. Co tym razem czekało największych bystrzaków? Niedługo wszyscy mieli się przekonać, na czym polegać będzie lekcja. Davies, choć na początku roku jeszcze była do zielarstwa nastawiona wyjątkowo chłodno, teraz nie mogła się go doczekać.
Tak właściwie nie wiedziała, dlaczego znowu idzie na tę lekcję. Pomijając fakt, że musiała chodzić teoretycznie na wszystko i to jeszcze przez najbliższy rok, ale... Nie czuła tego. Trawa to trawa, krzak to krzak, jedne się je, drugie nie. Kwiaty to kwiaty. Może część potrafiła rozpoznać, ale dlaczego zielarstwo było obowiązkowe? Zajęcia z Vicario były zabawne, ale ostatnie z Wespuccim... Macanie brzytwo trawy nie wyszło jej najlepiej, ale szczęśliwie Max potrafił leczyć. Tyle dobrego. Musiała z nim w końcu porozmawiać, bo coraz bardziej zżerało ją od środka coś na kształt wyrzutów sumienia. Do tego świadomość, że nieszczęsny musical może być w każdej chwili... Nie, to nie był dobry pomysł, żeby na zielarstwie myśleć o rozmowie, którą chciało się przeprowadzić. Przygryzła policzek od środka, docierając na polanę, którą wspominała z mieszaniną zażenowania i irytacji. Dostrzegła Maxa, do którego podeszła spokojnym krokiem. Przecież jej nie zje. Nie była także tchórzem, więc nie było powodu, dla którego miałaby się go bać. Dodatkowo wydawał się raczej stać sam, niż z kimś, więc droga wolna. - Hej! Widziałam po drodze Violkę... Ciekawe, czy po ostatniej pracy w grupach Wespucci, znów będzie nas dzielił - zagadała, podchodząc bliżej i poprawiając krawat, który nieomal rozplątał się jej pomiędzy zajęciami. Spojrzała na Maxa, zagryzając policzek, w końcu nie wytrzymując. - Miałbyś chwilę po zajęciach, żeby pogadać? - spytała, wpatrując się w niego uważnie. Jeśli nie, trudno. Nie była pewna, czy spróbowałaby jeszcze raz czy raczej zignorowała temat. Pewnie to drugie.
Zaczęła chodzić na kółko z zielarstwa, więc oczywiście musiała pojawić się też na lekcji. Może wiedza zdobyta dzisiaj przyda jej się do odbębnienia szlabanu u Gajowego? Niby nie mogła w jego trakcie używać różdżki, ale nie wszystko czego się tu uczą wymagało używania zaklęć, no nie? Poza tym nauczyciel był nawet w porządku, to też nie było nic co mogło by ją zniechęcić do udziału w zajęciach. Pojawiła się tu w klasycznym dla siebie stroju - trampki, czarne spodnie i koszulka z rekinem i na wstępie, jak zwykle gdy przychodziła na zajęcia, rozejrzała się za jakąś znajomą twarzą. Trochę ich było, ale większość miała już towarzystwo. Dlatego gdy tylko pośród ludzi zauważyła @Victoria Brandon, która w tamtej chwili stała sama (a przynajmniej tak jej się zdawało, że nie czeka na nikogo) postanowiła podejść właśnie do niej. -Cześć - Przywitała się stając obok niej z uśmiechem -Wiesz coś czego my nie wiemy, że wyglądasz na tak zestresowaną? Będziemy oporządzać mięsożerne rośliny, czy coś? - Zagaiła temat.
To miała być jego pierwsza lekcja tego typu z tego przedmiotu. Nie stresował się tym jednak, bo co złego może im się stać pod opieką nauczyciela? Nawet gdyby się jakoś zranił, to raczej otrzyma od niego jakąś pomoc. Gdy przyszedł na miejsce, gdzie miała rozpocząć się lekcja, zauważył, że już jest tam kilka osób. Jedną z nich była @Vittoria Sorrento . Wiadomo było, że chłopak nie ogarniał co się działo czasami w okół niego więc podszedł do niej i stojącej obok @Victoria Brandon. -Co tam?- przywitał się z obiema dziewczynami, po czym stanął w lekkim oczekiwaniu na rozpoczęcie lekcji. Był też ciekaw, gdzie jest nauczyciel i kiedy przyjdzie.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Chyba jakoś pominął istotny fakt, że owa lekcja Zielarstwa miała być dodatkowa. Cóż, po samym słowie "luźna" wyłączył słuchanie, bo to mu wystarczyło. Lubił to słowo-klucz. Dlaczego więc miałby nie zaciągnąć swoich czterech liter na szkolne błonia? A do tego profesor był tak specyficznym człowiekiem, że Bruno lubił na niego po prostu patrzeć. Czuł się wtedy, jakby oglądał jakiś performance na londyńskich ulicach. Przyszedł na miejsce niemalże na styk, jednak sukcesem samym w sobie był jego brak spóźnienia. Ostatnio przechodził samego siebie. Dawno też nie stracił żadnych punktów... Nie to, żeby o to zabiegał, broń Merlinie! Ale jakoś tak... dziwnie dobrze mu szło. Nawet ocenki wpadały dobre. Rodzice będą dumni, na pewno. Przywitał się z każdym, kogo znał. Miał całkiem dobry humor, nie szczędził więc w gestykulacji, machał entuzjastycznie swoim kochanym ziomeczkom i posyłał im radosne "dzień dobry w piąteczek-piątunio". Lekcje tuż przed weekendem zawsze mijały szybko i bezboleśnie. Oby tym razem było tak samo.
//Można zaczepiać
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sekret wewnątrz niego, skryty, chroniony niczym skarb, nie wydostawał się w pełni w przestrzeń publiczną. Sylwetka była tym razem odrobinę bardziej odpoczęta, jakoby trudy dni poprzednich zrekompensował fakt zakupienia kruka. Przedmiot zainteresowań, tudzież istota o podejrzanie niebieskich oczach, zdawała się po części wpływać na odreagowanie stresu. Była zwierciadłem, tak samo jak Ivara - jeżeli zamierzał go oswoić, musiał podchodzić ze spokojem i bez irytacji, co pomagało mu się ostatecznie wyciszyć, niczym mieszanka ziół uspokajających, które zostały zaparzone z pieczołowitą dokładnością. Myślał, jak będzie wyglądał jego dzień po ukończeniu zajęć. Praca? Pewnie tak. Sprzątanie, bazgranie się odrobinę w krwi, jeżeli ponownie pojawią się kibice poszczególnych drużyn Quidditcha; być może nawet i stres. Ale starał się to pozostawić gdzieś w odmętach głowy, by demony nie wyszły na pierwszy plan i nie zaburzyły jego spokojnej postawy. Ciszy. Sylwetki, która leżała gdzieś w najciemniejszych odmętach korytarzy umysłu. — Randkę? — zapytał się, rzucił pytaniem w stronę Solberga, którego zauważył. Nie zamierzał powracać do tematu wybuchu agresji, nad którym nie zapanował; najchętniej, gdyby mógł i gdyby potrafił, rzuciłby to cholerne Obliviate, ale nie potrafił. Ostatecznie, jeżeli ta informacja wyszłaby na jaw, mógłby zostać poddany ostracyzmowi. — Dlaczego lekcję, akurat z nim, nazywasz randką? — jeszcze raz. Nie wiedział, co miał w sobie takiego Enrico. Być może nawet nie chciał wiedzieć...? Słowa te wypowiedział ostrożnie, z należytym spokojem.
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Dzisiaj na zajęcia przyszedł ubrany w czarny garnitur i białą koszulę, a także w szaro-zielony krawat z herbem domu Salazara. Wcześniej nie przyszedłby ubrany w taki komplet, ale ostatnio przestał dbać o to co się stanie z jego ubraniami. A tak się składało, że w swojej szafie miał tylko i wyłącznie garnitury najlepszej jakości. Więc chcąc czy nie musiał jakiś garniak ubrać i pojawić się na tych zajęciach ubrany. Miał bowiem wybór jeszcze jeden - przyjść ubrany tylko w krawat. Ale jednego był pewien. Wtedy za ten wybryk wyleciałby ze studiów. Jak to obiecała ich wychowawczyni. A tego wolał uniknąć. Zabrał przybory potrzebne na zajęcia, w tym rękawiczki do mniej bezpiecznych roślin, a także swoją różdżkę. Swoją drogą gdzie musiałby ją schować, gdyby tak przyszedł tylko ubrany w krawat? Chyba przywiązałby ją krawatem, albo schował do rękawiczek. Stanął więc gdzieś w pustym miejscu, gdzie nie było żadnego ucznia i studenta. Nie miał ochoty na rozmowy z nikim. Przyszedł ratować swój dom z opresji, nic więcej.
Aoife, biegnąc, jeszcze raz w głowie powtarzała sobie czy wszystko zabrała. Różdżka jest, zeszyt jest, pióro wieczne? Tak, razem z kilkoma dodatkowymi kartridżami które przysłała matka... Krawat? Cholera, akurat miała na sobie ten pamiętny nadpalony na pierwszych kilkunastu centymetrach, a nie wzięła swetra, ni zapięła szaty aby nie było widać. Trudno, to były zajęcia dodatkowe, może nikt nie będzie szczególnie się tym przejmował. Z resztą tak na prawdę nieszczególnie by się przejęła utratą paru punktów - cały puchar domów miała głęboko w poważaniu.
W prawdzie mówiąc zielarstwo nie byłoby jej pierwszym wyborem, jeśli zapytano by ją o ulubiony przedmiot. Prawda, był jednym z przyjemniejszych i bardziej przydatnych, a także odczuwała niewielką dumę z osiągnięć przodków kiedy pracowano przy mandragorze... Poza tym z pragmatycznego punktu widzenia przyda jej się nieco dodatkowych informacji. Nie może cały czas podbierać ognistych nasion z cudzych zasobów, w końcu ludzie skapną się o co chodzi. Wchodząc na polanę lekko zdyszana poprawiła swoje rękawiczki, tym razem solidne które często nosiła przy robieniu co bardziej ciekawych odwarów - widać było tu i ówdzie zwęglone punkty, ślady po kwasie; nałożyła na głowę swoje gogle ochronne, choć jeszcze nie opuściła ich na oczy i rozejrzała się po towarzystwie. - Cholera jasna, znowu jestem najmłodsza? - zapytała niby samą siebie, ale obserwowani przez nią roślejsi koledzy na pewno mogli to usłyszeć.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico zajął się sprawdzaniem wypracowań uczniów. Nie przypuszczał, że czas zleci mu dosyć szybko. Lekcja zielarstwa miała zacząć się za kwadrans, najwyższy czas zebrać się i ruszyć. Wespucci wziął najpotrzebniejsze przedmioty z gabinetu i poszedł dosyć szybkim krokiem w stronę polany, gdzie miały odbywać się dzisiejsze zającia. Nie był fanem siedzenia w dusznych szklarniach, jeśli nie było takiej potrzeby, więc chętnie omijał to miejsce na planie swoich lekcji. Wiele osób mogło zauważyć, że jego stosunek do przedmiotu, którego nauczał był zupełnie odmienny od tego podręcznikowego, oraz tego prezentowanego przez innych nauczycieli przedmiotu.
Po kilku minutach dotarł na miejsce lekcji, ku swojemu zaskoczeniu widząc, że uczniowie już na niego czekali. Pewno większość zastanawiała się, co mogą robić w tych polowych warunkach, gdzie nie ma żadnych narzędzi pod ręką i innych pomocy naukowych. Właściwie Wespucciemu nie było to potrzebne, wolał żeby uczniowie obcowali z roślinami w jak najmniej sztucznych warunkach, dlatego bardzo lubił takie nietypowe lekcje. Po chwili położył stos kartek na trawie, a sam zwrócił się do uczniów.
- Szanowni. Warunki są iście piknikowe, ale zapewniam panie i panów, że to na pewno nie jest piknik. Od czasu ostatniej lekcji nikt się do mnie nie zgłosił, więc jak rozumiem wszyscy wszystko umieją i gdybym teraz zrobił szanownym państwu wejściówkę, to byłyby same dobre oceny - uśmiechnął się nieznacznie w stronę swoich słuchaczy Enrico. Każdy mógł zauważyć, że mówi pełnym sarkazmem i po prostu drwi sobie z uczniów, ale czy nie miał racji? Czy ktoś byłby w tym momencie w stanie napisać pracę na jakąś przyzwoitą ocenę? Według Enrico raczej nie, zresztą zdawał sobie z tego sprawę. Już wcześniej wspominał o tym, że wykuwanie zagadnień na pamięć nie jest dla niego najważniejsze. Enrico cenił sobie umiejętności praktyczne. - Jeżeli posiadacie chociaż trochę samorozgarnięcia zauważyliście, że te zajęcia odbywają się poza kompleksem przyzamkowych cieplarń. Czy Wam się to podoba, czy nie to już kwestia dyskusyjna. Części rzeczy nie można zobaczyć w szklarniach. W pewnym sensie atmosfera takich miejsc jest dla niektórych syntetyczna, sztuczna. Jednak to jest często jedyny sposób, żeby stworzyć dla egzotycznej rośliny dogodne warunki w miejscu w którym najpewniej nie przetrwałaby ani chwili. W przypadku wielu roślin, które wolą ciepło, dosyć chłodny klimat brytyjski wykończyłby je po prostu. Ze względów praktycznych przecież, żeby pokazać Wam jakąś roślinę rosnącą nie wiem... na Syberii, na Saharze w Amazonii nie będziemy organizować Wam tam wyjazdu - dla wielu te ideologiczne wstępy Wespucciego mogły być nudne, stratą czasu. W tym momencie jednak Wespucci chciał trochę, ogólnikowo wyjaśnić zastosowanie szklarni. Czy im to się przyda? A w życiu. W tym momencie jednak Enrico miał przed oczami wizję wycieczki szkolnej do jakiegoś zadupia, żeby tam ich nauczać w polowych warunkach o zielarstwie, a może nie tylko. Może znaleźliby się masochiści, którzy zechcieliby gdzieś się teleportować z Enriciem. - Tak więc szklarnie mają nam pomóc w uprawach, panuje tam przyjazny mikroklimat niezależny od tych na zewnątrz. Dzisiaj jednak zajmiemy się czymś, co jest na wyciągnięcie naszej ręki, nazwę to zielarstwem stosowanym, chociaż ja tylko takiego Was uczę. Każdą zdobytą wiedzę trzeba umieć zastosować w praktyce. Teorię zawsze można sobie przypomnieć. Nie tyczy się to tylko zielarstwa, ale sztuki warzenia eliksirów, zaklęć, transmutacji, OPCMu, ONMSu i wielu innych przedmiotów, czy dziedzin - ciągnął dalej, do znudzenia podstarzały profesor.
Po chwili ciszy Enrico postanowił usiąść na trawie wśród dębów na okazałeś polanie porastanej przez te stare drzewa. Dał znać tym, którzy jeszcze nie siedzieli, żeby usiedli. Po co mają się bezsensownie przemęczać jest ładna pogoda, słońce świeci. Czuć już ten zbliżający się, upragniony dla wielu uczniów - majowy weekend. Okazja do dłuższego wyrwania się z tej nory, to zawsze dobry czas. - W związku z faktem, że są to zajęcia dodatkowe, oraz ze względu na zwiększone obłożenie Skrzydła Szpitalnego postanowiłem nie taszczyć ze sobą tutaj donic z jakimiś niebezpiecznymi roślinami, więc rozczaruję tych, którzy przyśli się tutaj pociąć brzytwotrawą, lub mają inne, nieznane mi zapędy masochistyczne - Enrico uśmiechnął się, szczególnie do osób z IVej grupy z poprzednich zajęć, która w pamięci Enrico przeszła do historii jako macacze tego niebezpiecznego gatunku trawy. Dzisiaj porozmawiamy o czymś tak zwykłym i codziennym, że chyba nie zauważyliście tych roślin tutaj jeszcze. Temat może się szanownym państwu spodobać, ale równie dobrze, może zanudzić na śmierć. Drzewa. Dokładnie tak, dobrze słyszeliście. Dzisiaj tematem zajęć będą drzewa - odpowiedział już poważnie Enrico, bez zbędnych emocji w swoim stylu. - Stąd też chyba już wiecie, dlaczego szklarnie nie przydałyby nam się dziś. Wiele roślin magicznych jest wykorzystywanych jako składniki w dużej ilości eliksirów, są elementem wykorzystywanym w magii leczniczej, czy mają magiczne właściwości same w sobie. Te same cechy posiadają drzewa z małą różnicą. Drewno "zwykłych" drzew wykorzystywane jest jako elementy budujące różdżki. Więc widzicie, szanowni państwo. Mamy już kilka dziedzin, gdzie zielarstwo się przydaje. Czy to oznacza, że zielarstwo jest najważniejsze? Nie. To oznacza, że skupianie się wyłącznie na jednej gałęzi nauki czasamo może nie wystarczyć, stąd potrzebne jest rozwijanie kilku umiejętności. Gdyby ktoś z pań, panów grał w Quiditcha i rozwijał u siebie, jako zawodnika wyłącznie umiejętności rzutu do obręczy nie byłby całościowo dobrym graczem. Pomimo tego, że gra się jako atakujący, wypadałoby znać chociaż podstawy obrony. Tak samo jest w nauce!
Enrico w tym czasie, gdy mówił podawał swoim uczniom listę obecności na pergaminie, tak by mogli się na nią wpisać wszyscy obecni. Wespucci nie miał problemów z pamięcią, jednak wolał mieć na papierze zapisane kto był na zajęciach, kto nie. Osoba taka potwierdzała swoją obecność własnym podpisem. Każda z jego lekcji miała osobną listę, którą przechowywać potrafił przez kilkanaście lat. Oprócz tego opracowane to, co było podczas lekcji wykonywane, co się udało, a co nie. Każdy uczeń uczęszczający na zajęcia u Enrico miał miejsce w jego wielkiej szafie, gdzie zbierał dokumenty związane z nim. Od kartkówek, sprawdzianów, prac domowych. Wszystko, po prostu wszystko. - Waszym dzisiejszym zadaniem jest trochę oswojenie się z drzewami. Oswoić wiedzę oczywiście na ich temat, to jest oswoić się duchowo. Zagłębianie fizyczne drzew zostawię Szanownym Paniom i Panom na moment, kiedy mnie już nie będzie na polanie. Drzewo jakie jest, każdy widzi. W życiu mogliście ich widzieć wiele, bardzo wiele. Jeden gatunek drzewa nie jest równy drugiemu - no tak, co za odkrycie. Enrico powinien dostać jakiegoś czarodziejskiego Nobla za odkrycia w dziedzinie przyrodnictwa. Gdy przerwał, podał każdemu kawałek pergaminu, na którym po chwili zaczęły pojawiać się pytania. - Teraz Szanowni Państwo się mogą wykazać. Chcę usłyszeć od pań i panów jak ma się sprawa z drzewami, których drewno wykorzystywane jest do produkcji różdzek. Czy każde drzewo nadaje się do tego, jeśli nie to jak rozpoznać to właściwe. Czy rodzaj drewna z których wykonana jest różdżka ma znaczenie, oraz coś. Dodatkowo Waszym zdaniem - czy właściwości niemagiczne gatunku drzewa mają jakiś wpływ na drewno wykorzystywane do produkcji różdżek - dyktował Enrico. Każdy z uczniów musiał odpowiedzieć na jego pytania na forum zespołu. - Gdy skończycie odpowiadać podchodzicie do mnie i losujecie jeden z numerków. Pobawimy się w małą loterię - mówił pokazując wikliniany koszyk wypełniony kilkunastoma kartkami z numerkami. Każda osoba miała wyciągnąć wyłącznie jeden numerek. - W dalszej części pobawimy się trochę w terenie. W końcu nie po to wyszliśmy ze szklarni!
Objaśnienia
Enrico zadał Wam pytania, wymienione jeszcze raz poniżej. Rzucacie kostkami, aby sprawdzić jak Wam poszło. Tym razem w tym etapie interpretujecie to jak chcecie - luźno. Kostka parzysta - udaje Wam się odpowiedzieć na wszystko, nieparzysta - nie wiecie nic, lub tak niewiele, że szkoda gadać. Ocenę pozostawiam już Wam. W przypadku pytania "jak wam się wydaje" - napiszcie tak, jak wydaje się Waszej postaci. W przypadku pisania odpowiedzi proszę samodzielnie ocenić przy udziale kostek, czy Wasza postać to wie, czy nie. Materiały są w spisach fabularnych, można poszukać i przeanalizować. Szczególnie interesują Was spisy roślin magicznych i rodzajów drewna różdżkowego i rdzeni.
pytanka:
1. Czy każde drzewo nadaje się do tego, aby wykorzystywać jego drewno do produkcji różdżek. Jeśli nie - jak rozpoznać te właściwe. 2. Czy rodzaj drewna z których jest wykonana różdżka ma znaczenie. 3. Waszym zdaniem - czy właściwości niemagiczne gatunku drzewa mają jakiś wpływ na drewno wykorzystywane do produkcji różdżek, w tym właściwości tychże.
Dodatkowo rzucacie kostką, aby wylosować Wasz numerek. Kostka k6 wystarczy. Losujecie numerek od 1 do 6. Od tego będzie zależał rodzaj zadania jakie dokładnie Wasza postać dostanie w następnym etapie.
Kod:
<zg>Lekcja zielarstwa</zg> <zg>Kostka:</zg> X <zg>Numerek:</zg> XX <zg>Punktu kuferkowe z zielarstwa:</zg> do następnego etapu potrzebne
Czas na odpis to 72 godziny (28 maj 2020 - godzina 19:00). Z mojej strony przepraszam za opóźnienie, post miał być wczoraj. Wynikło to z realnych zobowiązań. W razie problemów - niezrozumienia, lub cokolwiek - piszecie do mnie via forum lub via discord. Pozdrawiam, Enrico!
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Była przekonana, że tą lekcję spędzi w miłym towarzystwie Krukonki, a tymczasem musiał pojawić się... Julius. Cudownie. Ostatnia ich rozmowa nie skończyła się dobrze. Wręcz przeciwnie. Ostatnie na co miała ochotę to kontakt z chłopakiem. Dlatego też spojrzała na niego kątem oka. - Nic ciekawego - Odpowiedziała siląc się na lekki uśmiech i odwróciła spojrzenie gdzieś w przestrzeń. Na szczęście od niezręcznej rozmowy uratowało ją pojawienie się nauczyciela. Nie była mistrzem zielarstwa, to też pytania zadanie przez nauczyciela nie były dla niej szczególnie łatwe. - Na pewno nie każde drewno się nadaje - Odpowiedziała połowicznie, bo o rozpoznawaniu? Nie miała zielonego pojęcia. Wiedziała tylko tyle, że różdżka wybiera swojego właściciela, to też na pewno nie może pochodzić ze zwykłego drzewa z pierwszego lepszego parku. Niby dochodzi też rdzeń i w ogóle, no ale po prostu no nie. - Tak... Ma. Na pewno ma - Tu jeszcze mniej była w stanie odpowiedzieć. Znaczy... Wiedziała, że najpotężniejsze różdżki są z konkretnych rodzajów drzew, ale nie miała tak dużej wiedzy, żeby móc się rozwijać na ten temat. - Wydaje mi się, że tu może przede wszystkim chodzić o trwałość. To na pewno nie jest tak, że każdy gatunek drzewa jest tak samo trwały, a to nie jest magiczna właściwość - Krótko i na temat. Nie bya orłem, to też nie błyszczała wiedzą. Od tego byli tu inni. Ona chciała natomiast się czegoś nauczyć. Skupić myśli na czymś innym niż stojący obok Julius.