Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Gabrielle myślała, że to tylko ona była taką dziwaczką, by woleć las od plaży. Dlatego ucieszyła sięw duchu, że nie była jedyną osobą, która wolała tę propozycję. Ta... radość? Tak, raczej radość albo... ulga... [tak, ulga, to lepsze słowo] ta ulga uwidoczniła się na twarzy dziewczyny w postaci nikłego uśmiechu. - Który rok? - westchnęła - piąty - odpowiedziała trochę smutno. Bo i była dla niej to smutna myśl. Dlaczego? Bo to oznaczało dla niej powolne wkraczanie w dorosłość, dokonywanie niezbędnych wyborów... Do czego Krukonka nie była gotowa.
Zaśmiał się na jej smutną odpowiedź. Zaraz uśmiechnął się szeroko, jednak był to smutny uśmiech. - Domyślam się, że boisz się dorosłości, czy raczej dojrzałości? - odparł. - Co ja mam powiedzieć? To mój ostatni rok tutaj! - stwierdził i wypiął dumnie pierś, jednak wcale nie cieszyła go wiadomość, że odchodzi z Hogwartu, oj nie. Wręcz "bał" się stąd odchodzić. Westchnął cicho i spochmurniał.
Och, czyżby się z niej wyśmiewał? Z jej lęków i obaw? Gabrielle przyzwyczaiła się, że ludzie się z niej śmiali lub jej dokuczali już od wielu lat... Jednak każde słowo, każdy gest sprawiał, że rana na jej sercu stawała się coraz większa, coraz głębsza. I coraz ciężej było ją zaszyć. Dziewczyna nieraz dziwiła się samej sobie, jak to się dzieje, że, mimo wszystko, nadal ma chęć do życia. To wszystko rozgrywało się jednak tylko w jej głowie i dziękowała w duchu, że legilimencję umieli tylko nieliczni. Zresztą, poczułaby, gdyby ktoś włamywał się do jej głowy. Trochę głupio poczuła się, źle oceniając chlopaka. Bo widziała doskonale, że i on nie chciał odchodzić z tej szkoły. Tym bardziej, że to czekało go lada chwila. Bo Hogwart był jakby... azylem. Osłoną przed prawdziwym światem. - A więc zaraz odchodzisz - stwierdziła beznamiętnym głosem, patrząc mu prosto w oczy - i nie jesteś z tego zadowolony.
- Tak. - odparł odwracając wzrok. - Choć, może... kiedyś... Lub raczej już niedługo... - zamyślił się. Z powrotem zerknął na krukonkę i przyjrzał jej się kątem oka. Spędzi tutaj jeszcze dwa lata, więc niech korzysta, a nie smuci się. Może nawet trafi na nią, gdy dostanie posadę w Hogwarcie. JEŚLI w ogóle ją dostanie, bo wątpi w nią jak nie wiem co, a nie ma pojęcia co mógłby jeszcze robić w życiu. No może ma. Ale z pewnością to nic magicznego i i tak jako muzyk, raczej by się nie wybił.
Czyżby w jego oczach widziała naganę? Dlaczego? Och, no tak, pewnie znowu użalała się nad sobą. Gabrielle Papillon, przestań się nad sobą użalać! - zganiła siebie w myślach. Tak, tylko to pomagało. - Myślisz o pracy w Hogwarcie? - zapytała, zastanawiając się nad tym jednocześnie - no, no, odważny jesteś - stwierdziła.
- Można tak powiedzieć. - odrzekł i westchnął cicho. Czemu do jasnej cholery nie ma niczego innego czym mógłby się jeszcze interesować i miałby z tego pracę?! Uspokoił się w myślach, jednak to nie wystarczyło. Żeby nie wyszło na to, że zupełnie zapomniał o obecności Gabrielle, odchrząknął i odezwał się: - A ty co zamierzasz robić w przyszłości? - zapytał się i wysilił na nutkę ciekawości.
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. Sama nie wiedziała, co chce robić. Kiedyś to było dla niej jasne, ale teraz... miała wiele wątpliwości. - Kiedyś chciałam być aurorem - zaczęła powoli - jednak doszłam do wniosku, że to raczej nie dla mnie... wolałabym coś spokojniejszego, jednak nie wiem dokładnie, co to miałoby być - westchnęła. Znowu. Czuła, że dzieje się z nią coś niepokojącego, jednak nie wiedziała co. Przeczesała nerwowo włosy, wiedząc, że będzie roztrzepana. Nagle przypomniało jej się, że miała coś zrobić. - Wybacz, ale muszę już iść. Miło mi się z tobą rozmawiało - usprawiedliwiała się. - Do zobaczenia... kiedyś - dodała i wybiegla z wieży.
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Papillon dnia Pią 9 Lip 2010 - 15:04, w całości zmieniany 1 raz
Gdy tylko odebrała wiadomość od Kazuo wyleciała ze swojego dormitorium, bo jakby nie było - miała kawał drogi. Biegła przez szkolne korytarze, od czasu do czasu rzucając krótkie ' cześć ' w czyjąś stronę. Miała szczęście, że zdążyła przynajmniej się przebrać i nie wylecieć w piżamie na zewnątrz, jednak zapomniała zawiązać sznurówki u swoich ulubionych, czerwonych trampek. Tuż przed schodami na wieżę potknęła się o nie, przez co dwoje pierwszorocznych Ślizgonów zaczęło śmiać się głośno. Posłała im drwiący uśmieszek i wleciała po schodkach na górę, czekając na Kazuo.
Cóż, list Christy obudził go, więc szybko próbował się ogarnąć. Wyciągnął z kufra letnie rzeczy, a następnie wciągnął na nogi trampki. Popatrzył na paczkę od rodziny i ujrzał dwie fiolki perfum. "Dla Ciebie i Twojej dziewczyny. Specjalna kompozycja, synku." Od razu rozpoznał pismo matki, chwytając fiolkę z dziwnymi kwiatami i napisem "Christine". Nie miał daleko na wieżę, więc wcale się nie spieszył. Schował perfumy do kieszeni i zaczął wdrapywać się po długich i jakże męczących schodach w taki upadł. Gdy doszedł na szczyt, spostrzegł już Christine. Od razu chwycił ją w objęcia. - I jak było w Chorwacji? - spytał, a następnie ucałował jej czoło - Jesteś niesamowicie opalona.
Kazuo chyba spojrzał na nią jeszcze trochę zaspany, bo Christine prawie wcale się nie opaliła. Całymi dniami siedziała pod parasolem, unikając promieni słonecznych, które lubiła tylko bardzo wcześnie rano, gdy nie było tak upalnie. - Przepraszam - wyjąkała, krzywiąc się odrobinę, bo nie chciała go budzić. No cóź... Ona to zawsze miała wyczucie kiedy do kogoś napisać, lub odwiedzić. Objęła go mocno i uśmiechnęła się półgębkiem, bo nie wiedziała od czego zacząć. - Długo by opowiadać... Ostatecznie wynudziłam się tam za wszystkie czasy. Zero jakiś konkretnych, ciekawych zdarzeń niczym w filmie akcji...- mruknęła jakby sama do siebie i uniosła głowę, żeby z entuzjazmem spojrzeć w jego oczy - Nie dość, że na wakacjach było fatalnie, to jeszcze po powrocie do Hogwartu zostałam wymęczona doszczętnie przez młodszych. Wzdrygnęła się odruchowo i spojrzała na lasy, które było widać ze szczytu wieży.
Tak, rzeczywiście słabo jeszcze widział, w nocy dużo pracował nad nową niespodzianką i tak o to zasnął z pergaminami. Był ciekawy, jak wytłumaczy skrzatom rozlany atrament. - Heeej, nie przepraszaj, naprawdę dobrze, że mnie obudziłaś. - pogłaskał ją po włosach. Nie chciał, aby się przejmowała jego niewyspaniem, lada chwila wróci do rzeczywistości. - Christy, przecież mamy czas - wszedł jej w słowo - Cóż, kiepsko, że się wynudziłaś, ale okropnie się cieszę, że już jesteś w szkole. A co do młodych... wiesz koniec roku, zaliczenia. Ważne, że im pomogłaś - dodał, próbując usilnie znaleźć coś w kieszeni. - Umm... Moja matka produkuje perfumy i pomyślała o Tobie. - rzekł, wyjmując fiolkę z kieszeni - Nawet wygrawerowała na niej Twoje imię. - zaśmiał się cicho.
Przechyliła głowę odrobinę w lewą stronę, patrząc na niego z zastanowieniem. Faktycznie, to by wytłumaczyło ataki młodszych, ale czemu akurat na nią ? Zaraz gdy przyjechała do Hogwartu i weszła do Pokoju Wspólnego usłyszała piski ' już jest ! ', a wokół niej kręciło się dużo puchonów i puchonek, jakby właśnie wygrała jakiś mecz i została kapitanem drużyny. - Nie ważne - skwitowała, przeczesując palcami swoje rude włosy powiewające na lekkim, porannym wietrzyku - Marudzę - wyszczerzyła się w jego stronę i popatrzyła na niego jak wyciąga małą fiolkę z perfumami. - Nie wiem czy to dobry pomysł, Kazuo. Ostatnim razem jak miałam taką fiolkę to... Niechcący wylałam ją na siebie, a zapach nie chciał zejść przez parę miesięcy - ogłosiła, kładąc nacisk na ostatnie słowo i cmokając pod nosem, jednocześnie kręcąc głową. Zaraz wyraz twarzy Christy jednak zmienił się, a na jej malinowe usta wpełzł uroczy uśmiech.
Nie potrafił wyobrazić sobie atmosfery panującej w ich dormitorium. Sam w swoim tylko spał, więc trudno było mu nawet porównywać. Z resztą uznał, że w ogóle nie będzie się w to zagłębiał. - Jak uważasz, skarbie - skwitował jej wypowiedź, choć w głębi duszy chciał złapać całe towarzystwo i powiedzieć, aby nie męczyli jego Christy. - Czasem trzeba - zaśmiał się. - Wylałaś całą fiolkę perfum na siebie? - spytał z niemałym uśmiechem. Już widział przed oczyma, jak jego matka dokładnie podaje instrukcje o przechowywaniu i stosowaniu perfum. Otworzył ostrożnie fiolkę, przechylił na palec, a następnie wmasował perfumy na wewnętrznej stronie dłoni dziewczyny.
Nawet nie chciała sobie przypominać tego, jak wylała całą zawartość takiej fiolki na siebie. - Oczywiście nie zrobiłam tego specjalnie... Nathaniel, mój kuzyn chodzący do Gryffindoru wylał na mnie perfumy. Byliśmy kiedyś u babci, piliśmy gorącą czekoladę, a właśnie wtedy dostałam od babci inną, maleńką fiolkę. Z początku nie wiedziałam co to jest, ale on myślał, że to woda i wylał ją na mnie... - zaśmiała się gardłowo i zerknęła w dół na swoje rozwiązane sznurówki. Takie chyba pasowało do niej zdecydowanie lepiej, niż poukładane i zawiązane. Obserwowała jak wciera odrobinę perfum na wewnętrznej stronie dłoni, po czym zaczęła się napawać wspaniałym zapachem. - Piękny - otworzyła szerzej oczy, jednocześnie unosząc brwi ku niebu - aż szkoda byłoby go marnować. Zwłaszcza teraz, kiedy mój kuzyn czai się na korytarzach - rzekła konspiracyjnym szeptem, jakby ktoś miał ich podsłuchać i pogładziła chłopaka po policzku. Ot tak.
Zaśmiał się z opowiedzianej przez Christy anegdoty. Próbował przypomnieć kogoś sobie o imieniu Nathaniel, jednak bez skutku. Zmarszczył nieco brwi. - Nie wiedziałem, że w szkole masz kuzyna. - powiedział po krótkim zastanowieniu. Od razu próbował go sobie wyobrazić, też miał rude włosy jak jego ukochana? Uniósł jej dłoń, aby mógł powąchać prezent od jego matki. - Cóż, udał się jej. Ostatnio miała jakieś kiepskie czasy i wszystko wychodziło jej jak pomieszanie miodu z różą i czekoladą - skrzywił się na samo wspomnienie. Kiedy ostatni raz zawitał do domu, przywitała go z wielką skrzynką próbek, jego nos wołał o pomstę do nieba. - Schowasz ją w przyzwoite miejsce i nie znajdzie jej Nathaniel - powtórzył jego imię z japońskim akcentem. - Wiesz co, Christ? - spytał, obejmując ją w talii. - Nigdzie Cię już nie puszczę.
No cóż, ona sama o tym nie wiedziała. Spotkała go od razu po... Incydencie z Nemezis, ale zbędny komentarz na ten temat zostawiła dla siebie. - Sama dowiedziałam się dopiero parę tygodni temu, jeszcze przed moim wyjazdem. Pojawił się tak nagle, że nie zdążyłam powytykać babci, że nie wysłała mi wiadomości - zmarszczyła śmiesznie nosek i założyła ręce na piersi, jakby domagała się jakiegoś wyjaśnienia, jednak nie na długo, bo Kazuo objął ją w talii, a jej dłonie automatycznie "zleciały" w dół bezwładnie. - Oh, no nie wiem... - Dodała jeszcze na temat perfum i zerknęła na niego spod wachlarza gęstych, czarnych i długich rzęs - Aż tak stęskniłeś się za zrzędzącą Christy ? Spytała, próbując zachować stoicki spokój i nie wybuchnąć śmiechem.
Ujrzał zmieszanie na jej twarzy, chciał już zapytać, o czym pomyślała. - A to niedobra babcia, kupmy jej rózgę. - powiedział poważnym tonem, próbując wyobrazić sobie jak wnuczka przekazuje jej uroczy prezent. - Nie rób tego mojej matce, nie będzie zadowolona, gdy usłyszy, że fiolka leży u mnie w kufrze. - dodał potulnym tonem, gładząc jej talię. - Właśnie się zastanawiałem, co widzę w tej pani, może mi podpowiesz?
Parsknęła śmiechem, tak, że ledwo potrafiła trzymać się na nogach. Sama chciałaby zobaczyć minę swojej babci, kiedy Christine wręcza jej rózgę. - To już święta ? A, właśnie... To już wiem jaki prezent dostanie, dzięki za pomoc - powiedziała rozbawiona i zerknęła na fiolkę z perfumami. Chyba miała jakieś uprzedzenie do tych w fiolkach, bo zazwyczaj używała w małych flakonikach, żeby nic się z nimi nie stało. - Nie będę taka wredna - odparła i popatrzyła na nie, przyglądając się szkłu, jakby próbowała ocenić jego grubość. Udała zamyśloną, kiedy zadał jej pytanie i wzruszyła ramionami. - Ja tu widzę tylko Puchonkę, której aż się pali do ślubu z przystojnym Krukonem. Nic więcej - wspięła się na paluszkach nieco wyżej, bo Kazuo był od niej wyższy i złączyła ze sobą ich nosy, patrząc głęboko w oczy. Jej rude włosy mogły łaskotać go w policzki, ponieważ wiatr przybrał na sile.
Przytrzymał ją mocniej, aby się nie przewróciła. - Zawsze do usług - rzekł nonszalancko. Przyglądał się jej uważnie, gdy tylko obserwowała fiolkę - Jest magiczna, nie rozbije się. - dodał śmiejąc się cicho. Matka każde perfumy traktowała jako "świętość", nigdy nie pozwoliłaby, żeby zmarnowały się na podłodze. Chrząknął, słysząc o owej "zwykłej Puchonce". - Wiesz co? Na prezent ślubny kupię Ci okulary - szepnął w jej usta, muskając. Nie mógł ukryć uśmiechu, gdy łaskotały Kazuo rude kosmyki włosów. - Właśnie... Ślub - powiedział po pocałunku - Czy masz jakieś życzenia?
Kamień spadł jej z serca gdy usłyszała, że się nie rozbije, dlatego odetchnęła łagodnie, później przymykając lekko powieki gdy musnął jej usta. I w taki sposób znowu ciarki przebiegły jej po plecach, co wiązało się z chęcią wykrzyknięcia czegoś na cały Hogwart. Na szczęście miała jeszcze głowę na karku i powstrzymała się od tego. - Kochasz mnie ? Jedynym potwierdzeniem tego, będzie fakt, jeśli nie będzie żadnych prezentów ślubnych, ani nieślubnych - zagroziła mu palcem, dźgając go po mięśniach. Ostatnio nie przepadała za jego ostatnim pytaniem. Czemu ? Bo żeby być szczęśliwą nie potrzebowała jakiś drogich prezentów, czy biletów lotniczych, żeby znaleźć się w innym miejscu na ziemi.
Zaśmiał się, a następnie odsłonił jej szyję, aby i na niej złożyć krótki pocałunek. - Kocham i dlatego pytam, czy masz jakieś życzenia co do ceremonii, głuptasie. - skomentował jej zachowanie. Oczywiście i tak będzie dla niego księżniczką, zrobi wszystko, aby spełnić każdą jej zachciankę. - Więc? Jakiś konkretny termin, miejsce, lista gości? - spytał, ujmując jej dłoń i prowadząc do barierki, aby usiedli.
Ustami trafił na najwrażliwsze miejsce na jej ciele - szyję -, przez co chęć krzyku zwiększyła się. Nie, nie mogę - mruknęła w myśli, jednak zaraz potem błogi wyraz twarzy zmienił się na pewnego rodzaju zakłopotanie. - Oh, no nie wiem... Nie mam jakiś konkretnych życzeń, ani pomysłów. W końcu należałoby wszystko ustalić, a nie odkładać na ostatnią chwilę - powiedziała przekonywująco i ruszyła z nim do barierki jednocześnie się zastanawiając. - Pierwszą sprawą jest termin... Myślę, że gdy sprawa z egzaminami ucichnie, a w Hogwarcie będzie spokojnie, moglibyśmy urwać się na parę dni, bo zajęcia raczej powinny być luźne - skwitowała, głęboko się nad tym zastanawiając.
Jego uśmiech poszerzył się, widząc jak reaguje na jego pocałunki. - Żadnych konkretnych? - spytał z niedowierzaniem - Nie chcesz jakiś kwiatków we włosach czy czegoś takiego? - dodał, obejmując ją. - Ja się nie znam na tym. Wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie. - A miejsce, nadal Ci Japonia pasuje?
Pokiwała głową. Nic nie chciała oprócz spędzenia przynajmniej kawałka swojego życia z nim. Ślub miał tylko przypieczętować to, że będą trzymać się razem po kres swoich dni, ale co będzie jeśli któraś ze stron zawiedzie ? Ta myśl zabijała ją od środka, więc się od niej odgoniła. - Równie dobrze mogę wziąć sobie kwiat wiśni i wpleść we włosy - wzruszyła ramionami, a w myślach miała całą scenę jak podkrada się po kwiaty, żeby mieć je na ślubie - Doskonale wiesz, że ty mi wystarczysz ! Poza tym podróż do kraju wiśni marzy mi się już od lat, wierz mi. Jakby nie było, wypadałoby poznać twoją rodzinę i osobiście podziękować twojej matce za perfumy - powyliczała i pocałowała go krótko w usta. No cóż, nie mogła się powstrzymać.
Obejrzał się jeszcze za Gabrielle i miał powiedzieć "Do zobaczenia", gdy spostrzegł, że dziewczyna zniknęła już biegnąc w dół schodów. Westchnął niewzruszony i również ruszył w tym samym kierunku co Krukonka, tylko w znacznie wolniejszym tempie. Zdążył zauważyć, że ktoś inny jest też na wieży, ale zignorował to i podążył na dół.
Chrząknął. - Wiesz, dla mnie to możesz być nawet nago. Liczy się to, że będziemy już na zawsze razem. Na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie - mówił przyciszonym głosem, przytulając policzek do jej włosów. - Na wzgórzu chcesz wziąć ślub? - spytał, gładząc plecy - Co do matki... będziesz miała okazję. Gdy go pocałowała krótko, jęknął niezadowolony. Przyciągnął ją do siebie mocno, tuląc i zarazem całując. Trzy tygodnie bez niej były istną męczarnią.