Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
- Może- powiedział wyrzucając za barierkę skończonego papierosa i spoglądając na dziewczynę. - Chce mi się latać- dodał patrząc na chmury, po czym znowu przeniósł wzrok na dziewczynę. Miała bardzo intensywnie błękitne oczy, co zwracało uwagę.
- Od czego są miotły - zagadnęła chłopaka. Po chwili zdała sobie sprawę, że dawno na swojej nie latała. - Chodzi ci o latanie na miotle, czy bez ? - zapytała go patrząc na błękitne niebo. Zaraz potem sięgnęła do kieszeni po spinkę do włosów, ponieważ przez wiatr zaczęły jej naprawdę przeszkadzać. Ciągle patrzyła to na jednego chłopaka, to na drugiego. - Christine Davis - powiedziała podając dłoń ślizgonowi.
- Jayden Murrey- odpowiedział biorąc jej dłoń i całując ją lekko. - Obojętnie- stwierdził.- Więc Christiane, zrobisz mi tą przyjemność i polecisz ze mną?- zapytał nie puszczając jej ręki, przy jego twarzy. Drugiego chłopaka ignorował, w końcu nie odpowiedział na jego pytanie i nie był tak ładny jak Christiane.
Matt: - Można kupić w każdym mugolskim sklepie. - Odpowiedział z lekkim opóźnieniem. Nie przejmował się tym jednak i obserwował błonia. Każde drzewo go ciekawiło, każdy najmniejszy szczegół przyciągał jego uwagę.
Christine: Kiedy dotknął ustami jej dłoni przeszły ją ciarki. Rzadko spotykała się z takim nawykiem u chłopców. I wyjątkowo spodobało jej się to u niego. - Ależ oczywiście, że polecę - próbując trochę naśladując jego oficjalny ton głosu. Znów uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na krukona. - Błonia są wyjątkowo piękne tej wiosny - odparła patrząc z rozmarzeniem na drzewa. Po chwili odwróciła głowę w stronę Jaydona.
- Świetnie- powiedział, wyciągając różdżkę, przez chwilę machał nią. - Najpierw trzeba mieć te pieniądze i umieć ich używać- powiedział chłopakowi bezbarwnym głosem.- Mam nadzieję, że nie obrazisz się, że ukradnę Ci towarzystwo?- dodał nie zmieniając tonu. - Accio miotła- rzekł i przyleciała jakaś miotła. - Nawet nie próbuj się sprzeciwiać- powiedział Christiane, ciągnąc ją za rękę i siadając na miotle razem z dziewczyną.
Matt: - Dasz kiedyś znać to ci zamienię pieniądze i kupie. - Zaproponował. - Jasne. Spojrzał rozbawiony na miotłę i wrócił do przyglądania się błonią i palenia papierosa. Wypuścił dym z ust i zgasił go na marmurowej płycie.
Zaśmiała się. Wszystko działo się bardzo szybko, nawet nie zdąrzyła poznać krukona, postanowiła innym razem. - Czemu miałabym się sprzeciwiać ? Dawno nie latałam - powiedziała wsiadając z chłopakiem na miotłę. Czekała, aż chłopak odbije się nogami od ziemi, w tym czasie zdążyła znów poprawić opadające włosy za ucho. Nie wiedziała czego ma się trzymać, chłopaka czy kawałka miotły za sobą. - Latałeś już kiedyś w dwójkę ? -zapytała. Wiedziała, że różni się ono od pojedynczych lotów.
- Latałem nawet we trójkę, ja i dwie dziewczyny- zastanowił się przez chwilę. Zszedł na chwilę z miotły. Spojrzał na dziewczynę, aż w końcu zdecydował usiąść za nią. Wyciągnął ręce, by położyć je przed dziewczyną, automatycznie ją obejmując. Teraz czuł słodki zapach jej włosów. Zanim zdążyła skomentować to co powiedział, oderwał się od ziemi i razem polecieli do góry.
- Co ja tu robię ? - pomyślała - Dopiero co go poznałam, a już latam z chłopakiem na miotle... Postanowiła nie stawiać oporu. Nie wiedziała, czemu miała kierować miotłą. - Ale ja mam nadzieję, że mi pomożesz - powiedziała pokazując mu język i jednocześnie uśmiechając się - podobno strasznie znosi we dwójkę. Mimo tego jakoś bezpiecznie czuła się w jego ramionach. Zaraz potem skierowała miotłę do góry oddalając się od wieży. Kiedy byli wystarczająco wysoko skręciła odrobinę w prawo wlatując w małą chmurę. - Dwie dziewczyny ? To pewnie masz branie - zagadnęła patrząc przed siebie, zawsze kochała wiatr we włosach.
- Pomogę- powiedział kiedy się wznosili. Trzymał mocno mioty, tak blisko jej czubka jak mógł. - Jeśli chcę, to mam branie...- powiedział jej do ucha uśmiechając się- Ale to były akurat moje dwie młodsze siostry. Myślałaś, że miałem jakiś trójkącik? Jay wyciągnął głowę, aby spojrzeć na twarz dziewczyny. Zdołał zobaczyć tylko fragment jej twarzy.
Kiedy wspomniał o siostrach wybuchnęła śmiechem. Przez moment straciła panowanie nad miotłą, która skręciła gwałtownie w lewą stronę, jednak zaraz złapała wcześniejszy kurs. - Przepraszam - szepnęła - nie, nie myślałam o trójkąciku - powiedziała znów pokazując różowy język. Kiedy wychylił się lekko, żeby na nią spojrzeć automatycznie trochę przekręciła swoją głowę patrząc zagadkowo na chłopaka, zaraz potem odwróciła ją prosto, tak, żeby nie rozbić się gdzieś na błoniach.
Pomógł jej poprowadzić miotłę na dobry tor. -Więc o czym myślałaś, Christiane?- zapytał, kładąc nacisk na jej imię. W zasadzie bez powodu. Oparł brodę na jej ramieniu. To właśnie najbardziej lubił w dziewczynach, ich śliczny zapach. On sam zawsze używał dużo męskich perfum codziennie, ale czym to było w porównaniu do dziewczęcych perfum? Nawet nie zwracał uwagi na otaczające ich piękne widoki.
Przez chwilę zaczęła żałować, że wspomniała coś o jego braniu. - Sama nie wiem. Zapytałam bez namysłu - odpowiedziała krótko. Kiedy oparł brodę o jej ramię spojrzała na niego. Nie musiała bać się o miotłę, bo wiedziała, że w razie czego on jej pomoże. Nagle coś uszczypało ją w ramię i jej prawa dłoń natychmiast się tam znalazła. Przez przypadek dotknęła lekko włosów chłopaka, były miękkie w dotyku. - O, przepraszam - powiedziała nagle. Zastanawiała się nad zmianą tematu. - To gdzie teraz lecimy? - zapytała zagadkowym tonem.
- Przeprasza się za rzeczy, które nie są przyjemne- powiedział zezując na dziewczynę- Sam nie wiem... Kalifornia, Meksyk, Moskwa, Madera, Australia, Antarktyda... Nie mogę się zdecydować. Na chwilę puścił miotłę, by pokazać gest bezradności. Poczuł, że włosy dziewczyny łaskoczą go w nos, więc spróbował je odgarnąć lewą ręką. Wsadził je za ucho i ponownie złapał się miotły.
Spojrzała na niego. - A skąd wiesz ? Może to nie było przyjemne - powiedziała teatralnym tonem głosy i odrzucając swoje włosy do tyłu udając poirytowanie. Kiedy Jay odgarniał jej włosy po raz kolejny przeszły ją ciarki. - Żartujesz sobie, prawda ? - zapytała szczerząc się szeroko. Tym razem wolała mieć kontrolę nad miotłą. - Nie wolno nam - powiedziała kręcąc głową. Zawróciła miotłę w drugą stronę i momentalnie poczuła jego perfumy. - Całkiem przyjemny zapach - pomyślała i zaśmiała się prawie niesłyszalnie.
- Chcesz mi wmówić, że dotykanie moich włosów nie jest miłe?- zapytał. No cóż... zawsze był pewny siebie. - Może i nie wolno- powiedział wzruszając ramionami- Niezbyt mnie to obchodzi. Ale nie wiem gdzie możemy polecieć. Najwyżej chwilę poszybujemy i wrócimy na wieżę. Ponieważ lecąc, praktycznie do niej przylegał poczuł jak zachichotała. - Z czego się śmiejesz?- zapytał zaskoczony.
Zastanawiała się co odpowiedzieć, dlatego przez chwilę nic nie mówiła. - Przecież żartowałam, są przyjemne w dotyku - przyznała lekko się rumieniąc. Zastanawiała się nad miejscem gdzie mogliby polecieć. - Nie wiem, może Hogsmeade ? Masz ochotę ? Bo ja chętnie napiłabym się kremowego piwa - przyznała. Było jej zimno bez szalika, dlatego przez sekundę zadrgnęła. - Nic...- westchnęła - Ważnego. Ładne perfumy... Znowu się zarumieniła i latała na około zamku, czekając na decyzję chłopaka czy lecieć do Hogsmeade, czy na wieżę.
Uśmiechnął się słysząc wzmiankę i o jego perfumach. - Ty ładniej pachniesz- powiedział, teatralnie przykładając nos do jej włosów i wciągając głośno jej zapach. - Co tylko zapragniesz. Ty napijesz się piwa, a ja czegoś mocniejszego- dodał, kiedy oderwał się od jej włosów i delikatnie skierował miotłę do "Trzech mioteł" w Hogsmeade.
Hanna oddychała ciężko, kiedy już udało się jej wejść na szczyt wieży. Było to dla niej nie lada wyzwanie, jednak powtarzała sobie w duchu, że widok jest warty. Jęknęła cicho, kiedy poczuła ból w kolanie. Zignorowała go jednak i z uśmiechem, przerywanym krótkimi skrzywieniami, doszła do końca wieży. Oparła się o balustradę i westchnęła cicho z zachwytu widząc błonie skąpane w słońcu, które od kilku dni świeciło bez przerwy.
Jaydon wspiął się na wieżę w zasadzie zupełnie bez celu. Nie miał nawet w kieszeni papierosów, bądź skrętów, aby spokojnie sobie zapalić. Kiedy udało mu się pokonać wszystkie schody zobaczył na górze znajomą sylwetkę i rzucające się w oczy rude włosy. Podszedł bardzo blisko dziewczyny i zakrył jej oczy, bawiąc się w dziecinną grę, aczkolwiek bardzo uprzejmą. - Zgadnij kto to!- powiedział i parsknął śmiechem, kiedy pomyślał co on wyprawia. Zachowuje się jak ten gryfon z zielarstwa.
- Jay. - Zaśmiała się. Ten charakterystyczny głos rozpoznałaby wszędzie. I rzeczywiście, kiedy się odwróciła zobaczyła twarz znajomego ślizgona. Przewróciła oczami i uśmiechnęła się do nieg. - Mogłam spaść. - Stwierdziła z wyrzutem. - I musiałbyś mnie ratować.
Wbigła po schodach, aby jak najszybciej dostać się na szczyt. To tu umówiła się , aby odebrać sowę od brata. Przeszłą pare kroków w stronę okna. Widok był niesamowity. Pokiwała głową z niedowierzaniem. Wtedy jej oczom ukazałą się smukła sylwetka dziewczyny. Ślizgonka. Tak , zdecydowanie. Jej szata z daleka rzucała zielony blask. Cofnęła się o jeden krok do tyłu. Miałą się teraz wycofać ? Zrezygnować ? W życiu. Podeszła z podniesioną głową do okna. - Cześć. - chciałą chociaż udać miłą. Nawiązać rozmowę.
- Czyż koncepcja, że uratuję Cię niczym bohater z bajek nie jest kusząca?- zapytał Hannę opierając się obok niej o balustradę. Zobaczył puchonkę, która właśnie przyszła i przywitała się ładnie. - Cześć- odpowiedział lustrując ją wzrokiem i oceniając w myślach.
- Cześć. - Uśmiechnęła się do dziewczyny, która przyszła na wieże. Nie znała jej, co prawda, ale wydawała się sympatyczna. Spojrzała na błonia. Uczniowie latali po wszystkich jej skrawkach, śmiejąc się radośnie. Uwielbiała wiosnę. To jaką radość wprowadzała w życie każdego. - Przecież wiem, że byś mnie puścił. - Zaśmiała się i spojrzała na chłopaka.
Z rozmowy wynikało , że wcale nie byli tacy straszni , za jakich ich brała. Pierwsze koty za płoty. W sumie nawet ciekawie się zapowiadało. Słysząc ich rozmowe uśmiechnęła się do siebie. - Może przeszkadzam ? - zapytała patrzać na obojgu. Wcale nie uśmiechało jej się schodzenie po tych wszystkich schodach. Ale ,gdyby nie chcieli jej towarzystwa , byłby zmuszona. Nie miałą zamiaru wdawać się w dyskusje. A już napewno nie w kłotnie.
Uśmiechnął się słysząc jej pytanie. - Bardzo przeszkadzasz, jesteśmy bardzo zajęci- powiedział parskając śmiechem, po czym uniósł do góry Hannę i posadził ją na murku, trzymając ją mocno. Oplótł jej nogi wokół swojej tali i ułożył odpowiednio głowę, by wyglądało jakby się całowali. W zasadzie można było się na to nabrać, gdyby Jaydon miał poważniejszy wyraz twarzy.
- Chyba żartujesz. Napewno nie pójdę w takim momencie. Nie zrezygnuje z takiego przedstawienia. - zaśmiała się. Intensywnie wpatrując się w pare. Cóż , nawet jeśli naprawdę jej tu nie chciali , nie miałą zamiaru rezygnować z obejrzenia całej sytuacji. - Nawet jeśli byście mnie wyganiali. - powiedziała stanowczo , cały czas z szerokim uśmiechem na twarzy.