Przepiękny park znajdujący się w samym centrum Alei Amortencji, dzięki czemu każdy z mieszkańców ma do niego blisko. Jest dosyć duży, porośnięty bujną roślinnością, która jest magiczna - drzewa nigdy nie gubią liści, a jedynie zmieniają barwę jesienią, kwiaty zaś i krzewy nigdy nie więdną. Znajdują się tutaj ławki oraz magiczne lampiony oświetlające park nocą. W samiuteńkim jego sercu jest niewielki most, na którym lubią przebywać zakochani. Plotki głoszą, iż to w tym miejscu Harry Potter oświadczył się niegdyś Ginny Weasley. Czy to prawda? Nie wiadomo. Czemu Rubeusa Hagrida? Można tu czasem dojrzeć naprawdę niezwykłe stworzenia...
Autor
Wiadomość
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Irytował się tym mocniej, im bardziej nie potrafił rozeznać się w sowich uczuciach, gubiąc się zupełnie, gdzie kończy się złość, a gdzie zaczynają się już smutek z rozczarowaniem. Miał wrażenie, że potrzebuje ruchu, by rozładować nagromadzone w sobie emocje, a jednak nie potrafił się ruszyć, spinając się coraz mocniej, aż nie dał zaskoczyć się nagłym przyciągnięciem go bliżej. Bo niby był obecny i słuchał, a jednak myśli jakoś same uciekały mu do Mererid i przyszłości, o której przecież nigdy nie lubił myśleć, a teraz zwyczajnie nie potrafił przestać, bo nawet jeśli powtarzał sobie, że nie ma tutaj absolutnie nic do stracenia, to zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie miał tak wiele, jak ma teraz. - Niby ja go wyrywałem, ale nie wiem jak się dałem wkopać w związek - dodał w końcu od siebie, uciekając spojrzeniem w bok, niby Raffaello nijak nie przytulając, a jednak wciąż próbując przysunąć się do niego do niemożliwego już bliżej. Nigdy do tej pory w ogóle nie brał pod uwagę tego aspektu relacji, który wymagałby przedstawienia chłopaka rodzinie, więc i nijak nie mógł być gotowy na ilość skrępowana, która go przy tym zaatakowała. - Dziwne strasznie... - zauważył nagle, mimowolnie śmiejąc się cicho, gdy tylko złapał spojrzenie Rocco. - Móc w końcu nazwać się głośno parą - doprecyzował, unosząc wzrok do piwnych tęczówek swojego Bibliotekarza. - Nie tylko dlatego, że zdążyłem nagadać już wszystkim jak to związki są bez sensu, no ale wiecie... przez to całe trzymanie wszystkiego w tajemnicy - rozwinął jeszcze, próbując trzymać się tych pozytywnych myśli, a więc i wizji, że teraz Raffaello nie będzie miał już żadnej wymówki, by nie zabierać go w te wszystkie zajebiste miejsca, których do tej pory mu odmawiał. - To nie Ty nas odciągnąłeś... - zauważył, ściągając brwi w nagłym niezadowoleniu, bo i wcale nie był jeszcze gotów na powrót na imprezę, nawet jeśli nie zamierzał też tak zwyczajnie jej sobie odpuścić, nie chcąc widzieć w sobie takiego tchórzostwa. - Ale fakt, tak... Urodziny bez solenizanta brzmią trochę chujowo - zauważył, mrużąc oczy z nieco podbijanego na siłę rozbawienia, gdy spoglądał już znów na Rocco, ruchem głowy zachęcając go do samotnego powrotu na imprezę. - Więc skoro mamy Twoje błogosławieństwo, a przynajmniej brak potępienia, to leć - ponaglił, łapiąc Raffaellową dłoń do splotu ze swoją własną. - A my się przejdziemy na pierwszy spacer na legalu.
W mgnieniu oka znaleźli się w samym centrum parku, który Benjamin ostatnio odwiedzał jeszcze jako uczeń Hogwartu. Widok zimozielonych drzew i bujnych krzewów budził w nim wiele wspomnień, które jeszcze dwa lata temu były mu bliskie, a teraz wydawały się oddzielone od niego mleczną zasłoną. Spędził chwilę, myśląc o tym kilka minut. Westchnął, ponieważ dalej chciał być tym samym chłopakiem. Zmiany były jednak nieuniknione i na próżno było się przed nimi bronić. Spojrzał na towarzysza świstoklikowej podróży. Skakanie świstoklikiem na pewno było nieco przyjemniejsze od teleportacji, ale dalej nie był to Benjamina ulubiony środek podróżowania. - To by chyba było na tyle? - Bardziej spytał niż stwierdził, bo choć sam wiedział gdzie się udać, to jakoś niegrzecznie tak odchodzić nie zamieniając nawet słowa. To było takie Angielskie - zachowywanie wszelkich ceremoniałów. Powinni przynajmniej podać sobie rękę na pożegnanie. Niezależnie od tego co powiedział Nicolas, Benjamin nie zamierzał stać w miejscu. Skoro już znalazł się w tym miejscu to postanowił skorzystać z okazji na odetchnięcie od słowiańskiego ducha. Spokojnym, lekkim krokiem ruszył wzdłuż alei. W Londynie na pewno było nie co chłodniej niż na Podlasiu - zasługa oceanu. Odetchnął więc, że przynajmniej przez te kilka dni nie będzie czuć się skwarką.
zt+
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Na tym właśnie polegało piękno świstoklików. Mimo nieprzyjemnego uczucia w brzuchu i mimo przyprawiającej o mdłości siły odśrodkowej, warto było poświęcić dyskomfort na rzecz błyskawicznego powrotu do domu. W końcu o wiele bardziej zależało mu na spędzeniu czasu z Cleo i zwierzakami, niż z jakimiś przypadkowymi osobami w ciasnym samolocie, albo co gorsza pociągu. - To by było na tyle - Nicholas potwierdził słowa Bazoryego, ale dodał jeszcze znacząco - Przynajmniej tym razem. Uścisnął dłoń Benjamina na pożegnanie, a kiedy się rozchodzili każdy w swoją stronę, obejrzał się za nim. To była niespodziewana znajomość i Seaver był ciekaw, czy los postanowi jeszcze kiedyś skrzyżować ich ścieżki. Ostatecznie chłopak, czy też raczej mężczyzna, nie zadeklarował się jako student. Za to Nico wiedział z doświadczenia, że wakacyjne znajomości lubiły o sobie przypominać. I właśnie dlatego przyszłość tej relacji widział raczej w pozytywnych barwach.