Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Cayenne wcale nie spała, gdy późno w nocy przyleciała sowa z listem. Patrzyła przez okno na gwiazdy, na jezioro i zastanawiała się, jak też potoczą się jej losy w tej szkole. Czy zdarzy się coś, co zmieni jej życie, czy też będzie to zaledwie krótki, nic nieznaczący epizod. Były to jednak tylko pytania retoryczne, bo nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Gdy tylko zaczęła czytać list, przestała bujać w obłokach i zaczęła się zastanawiać, o jakie miejsce w zupełnie jej nieznanym zamku może chodzić. Nie doszła jednak do żadnego konkretnego wniosku i postanowiła powypytywać osoby z tego czerwonego domu, czy znają takie miejsce, gdzie się spełniają marzenia. I tak oto następnego dnia, zagadnęła jedną dziewczynę, od której wprawdzie nie spodziewała się jakiejś sensownej odpowiedzi, ale postanowiła zapytać. I co? Gryffonka wskazała jej Pokój Życzeń i opisała, jak tam trafić. Poszła więc na siódme piętro i przeszła trzy razy pod ścianą, myśląc o skarbie i po chwili ukazały jej się drzwi, które od razu otworzyła. Jej oczom ukazało się mnóstwo półek pełnych złotych przedmiotów, które lśniły tak jasnym blaskiem, że aż musiała mrużyć oczy. Poszukiwania zaczęła od najwyższej półki. Ogarniała całą jej zawartość uważnym spojrzeniem, które uparcie poszukiwało znaku sfinksa, jednak nigdzie go nie znajdywało. I wtedy, po chwili... coś jej mignęło. Może był to tylko błysk złota, a może prawdziwy symbol sfinksa. Nie była pewna, postanowiła jednak spróbować. Na jej nieszczęście nie wyróżniała się wzrostem, ba, była dość niska i po prostu nie dosięgała. Postanowiła więc zdjąć skrzynię zaklęciem, które jednak się jej nie do końca udało, bo przy okazji ściągnęło kilka innych, podobnych skrzynek, z których zaczął się wydobywać duszący pył. Zaczęła kaszleć i początkowo chciała tam przeczekać, po czym kontynuować poszukiwania, ale nie mogła oddychać, dlatego szybko popędziła w stronę wyjścia. Może jutro będzie lepiej!
Jaroslava nie mogła się nadziwić, jak dobrze śpi się w tym zamku. Nie była do końca pewna, co jest tego powodem, wiedziała jednak, iż ten, kto przerwie jej sen zbyt wcześnie, będzie potępiony. Tym razem jednak Jaro nie miała serca denerwować się na swoją stosunkowo nową sówkę. Stara - wiekowa Hera została w domu. Pinix zaś, mała i żywiołowa przynosiła jej listy w Hogwarcie. Jak zwykle, po prostu siadła jej na brodzie i stuknęła lekko dzióbkiem w nos. Jaro nie mogła jeszcze przyzwyczaić się do widoku wielkich sowich oczu dopiwro po obudzeniu. Westchnęła tylko, i przeniosła delikatnie Pinixa na szafkę nocną. Usiadała na łóżku, rozejrzała się trochę zdezorientowana, po czym odebrała od sówki list i niespiesznie go otworzyła. Po jego przeczytaniu, na początku siedziała, nie za bardzo ogarniając rzeczywistość, Gdy powtórnie popatrzyła na trzymany pergamin, rzucił jej się w oczy wyraz 'sfinks'. Wyskoczyła jak oparzona, ubrała się w okamgnieniu narzucając na siebie bezładnie najbliższe części garderoby, zabierając różdżkę i podręczny zeszycik z zaklęciami, a czort go wie. Wypadła z dormitorium ze zwichrzonym włosem, przebiegła kilka korytarz, a gdy wreszcie się zatrzymała, uświadomiła sobie, że nie za bardzo wie, co robić. Usiadła sobie na pobliskiej ławeczce i pomyślała chwilkę. Po pięciu minutach oparła łokcie na nogach, a głowę na dłoniach. W tej pozycji, próbowała po pierwsze - myśleć logicznie i przypomnieć sobie którąś z wielu wycieczek po zamku, lekcje historii magii i własne jakieśtam zasłyszane rozmowy, czy dyskusje. Gdy już miała na głos powtórzyć czeskie przekleństwa cisnące jej się na usta, w głowie mignęła jej rozmowa z Leonem. Wspominał kiedyś w domu jakiś dziwny pokój, tak tak, na pewno w szkole w Anglii. Mówił o tym, że można tam wszystko schować. Ale jak to funkcjonuje? Jaro była pewna,. że jej brat rozwodził się nad ty długo, musiał więc dokładnie powiedzieć, jak tam się dostać. Wystarczy wysilić pamięć. W tym Jaro była dobra. Zawsze pierwsza zapamiętywała różne rzeczy, czasami wbrew własnej woli, i to na niekrótko. Po kolejnych kilkunastu minutach, Jaroslava, przechadzała się korytarzem na siódmym pietrze, pełna obaw i niepewności. Na pewno coś pokręciła, albo Leon ściemniał. Gdy wykonała poprawną liczbę przejść, jej oczom ukazały się wrota, takie jak je opisywał brat. Nie myśląc długo, Jaro weszła do środka. Wewnątrz, zobaczyła niekończone się półki, półeczki i szafki pełne najróżniejszych rzeczy. Nie ustalając porządku poszukiwać, rzuciła się, żeby jak najszybciej odszukać skrzynkę. Wpadła w mały amok, ambicja i chęć przeżycia przygodny nie pozwalały jej na odpoczynek, czy marudzenie. Niestrudzenie, przez kilka godzin, przegrzebywała masę rupieci, aby w końcu, przeglądając zwartość jakiejś dolnej szafki, wyprostować się i ujrzeć na wprost nosa marmurowego grywa, trzymającego skrzynkę, której własnie szukała. Nie mogąc uwierzyć, ze naprawdę to zrobiła, delikatnie wyswobodziła zdobycz z pazurów figurki, włożyła do przygotowanej torby i ruszyła w poszukiwaniu wyjścia z Pokoju życzeń.
No i dobra. zadanie ruszyło.. Dostał jakąś dziwną wiadomość pocztą. Cóż, wszystko było jasne. No bo raczej to nie mogło być tak, żeby wszyscy, ale to powtarzam wszyscy padli ofiarą jakiegoś dowcipu, nie? Tym bardziej, że nagle większość osób, pozostających w Pokoju Wspólnym dostała sowy. Poszukiwania czas zacząć. Początkowo nie bardzo wiedział gdzie zacząć. Serio, to było trochę trudne. No bo jakby nie patrzeć, ten zamek był okropnie duży.. W końcu, zwiedzając któreś piętro i myśląc o tym, że cholernie musi znaleźć ten cały kuferek, jego oczom ukazały się jakieś drzwi. A więc pokój życzeń, tak? No, okej. Pytanie tylko jeszcze, czy znajdzie tam swój skarb? Cóż, kto nie próbuje ten nie wie.. Przeszukiwanie pomieszczenia zajęło mu chwilę. Dość zagracone, nie ma co. W końcu jednak udało się. Znalazł swoją zgubę między jakimiś tam szpargałami. I to dość dużymi. I ciężkimi w dodatku, jak się miało za chwilę okazać. Cholera. Męczył się i męczył by uzyskać drogę do tego wszystkiego. Mniej więcej po trzydziestu minutach przypomniał sobie o swojej różdżce. Niestety nawet z pomocą magii, to trochę zeszło, tak, że po w sumie godzince z hakiem, był gotów do zabrania kuferka ze sobą. Czemu miał wrażenie, że to dopiero początek zabawy?
K o s z m a r. Tak mogła podsumować tego Sfinksa całego, gdy nic jej nie wychodziło, a inni biegali sobie jak banda debili na koksie. Bo jak inaczej wytłumaczyć ich głupie szczęście? Obudziła się z bólem głowy. Wściekła. Czuła, że wczorajsze ubrania wręcz przykleiły się do jej ciała, a perfekcyjna fryzura nie jest taka ładna, jak wczoraj. Zerwała się zatem z niewygodnej pozycji pewna tego, że nie spędziła tu nocy, ale milion lat, w tym zakurzonym, zapyziałym miejscu. PANIE JAK ŻYĆ. Wściekła ruszyła do przodu po drodze strącając coś z półki, aż wreszcie to zobaczyła. Marmurowy gryf trzymał w łapach skrzynkę. Mandy ruszyła w jego stronę niepewnie po drodze uważając czy oby nie zwalić kolejnego wazonu, ale wreszcie sięgnęła po upragnioną rzecz i dotykając tym samym szczęścia najlepszego przytuliła ją do siebie, po czym wyszła. Nareszcie. Pierwsze zadanie ukończone.
[zt, wreszcie 2]
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Wrócił znowu do Pokoju Życzeń, koncentrując się nad wyraz nad tym, że miał tutaj coś znaleźć. Szczerze mówiąc po przebojach z wazonem, nie spodziewał się, że kiedyś uda mu się znaleźć tę durną skrzynkę, zwłaszcza, że był nawet zmuszony do tego, aby ostatecznie pomagać zarówno MMS, jak i jakiemuś przyjezdnemu. Dobra, nie był zmuszony, ale skoro już tutaj był to jakoś mu się tak machnęło w stronę tego czegoś co ich tam atakowało, nieważne, wypadek przy pracy! W każdym razie przemierzał teraz alejki, zagracone setkami bibelotów, które nigdy już nikomu nie będą potrzebne, a będą stanowiły wspaniały zbieracz kurzu, aż dostrzegł skrzynię oznaczoną złotymi sfinksami. Spojrzał na nią nieufnie, spodziewając się jakiejś pułapki, ale mimo wszystko postanowił spróbować. Dzięki swoim pro kozackim umiejętnościom w dziedzinie zaklęć, udało mu się bardzo szybko zdobyć skrzynkę i odejść z podniesioną głową. Może jednak ten cały cyrk nie będzie taki zły?
Echo dzielnie wróciła do Pokoju Życzeń, mając nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych wazonów ani błądzenia. Złość narastała z każdym dniem, ten był już trzecim od dostania listu. Lyons wciąż miała przed oczami rudowłosą Westerberg, która minęła się z nią pierwszego dnia, trzymając skrzynkę. PIERWSZEGO. KURWA. DNIA. BYŁ. JEBANY. TRZECI. Wparowała więc do sali, uparcie brnąc przed siebie, klnąc pod nosem, choć nigdy nie traciła cierpliwości w takim stopniu, by przeklinać. Jak widać Sfinks wystawiał ją na jakąś dziwną próbę samokontroli. Przecież była zdolna i radziła sobie świetnie z zaklęciami, więc czemu, do jasnej cholery, schowali tak to ustrojstwo, zamiast dać jej pole do popisu w innym zadaniu? Pierwsze nie podobało jej się wcale. Była bardzo zła i pewnie dlatego strąciła kolejny, już trzeci w swojej karierze poszukiwacza, wazon. Przewróciła oczami, słysząc znajomy szum trąby powietrznej. - Świetnie, zmieć mi tą cholerną skrzynię - fuknęła, tym razem mając różdżkę w pogotowiu.
ZNÓW 5, jakby ktoś tu był to proszę o pomoc >:C
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine siedziała sobie na jednym z murków na szkolnym dziedzińcu i rozmyślała o tym co będzie dalej. Zapisała się do Projektu Złotego Sfinksa tylko dlatego iż chciała udowodnić ojcu, że tak naprawdę coś potrafi, nie tylko wpadać w tarapaty i marnować sobie życie. Była naprawdę niezła z zaklęć dlatego właśnie w tym kierunku postanowiła podążać. Właśnie dostała jakiś list więc teraz zamiast myśleć o bardziej przyziemnych sprawach to zaczęła go rozszyfrowywać. "Twym życzeniem od dziś będzie znaleźć skrzynię skarbów. Acz nie byle jaką, bo tą opatrzoną logiem złotego sfinksa. Pogrąż się w tym pragnieniu, a skupiając się na nim znajdziesz miejsce w którym spełniają się marzenia." Na początku nie wiedziała jak ma to rozumieć. Później jednak coś jej zaświtało i szybko skierowała się w stronę Pokoju Życzeń. Bo to przecież tam jeśli skupi się na czymś o czym marzy, to może do tego marzenia dotrzeć. Nie było innego takiego miejsca. Było jeszcze wcześnie, a ona nie chciała czekać aż ktoś znajdzie skrzynię ze skarbami zanim ona do niej dotrze. Związała tylko włosy w kitkę i pognała na siódme piętro. Przeszła trzy razy przy odpowiedniej ścianie myśląc cały czas by znaleźć ten skarb z logo sfinksa, a gdy pojawiły się drzwi w murze to weszła pospiesznie do środka. To co ujrzała wprost ją zamurowało. Zapowiadało się dla niej długie szukanie. Dostrzegła jednak, że ktoś już tutaj jest i usłyszała przy okazji coś w stylu trąby powietrznej. Dziwne zjawisko i to w takim miejscu? No cóż. Oczywiście rzuciła odpowiednie zaklęcie sprawiając, że wiaterek znikł. Nie pokazała się nawet Gryfonce, tylko ruszyła dalej w swoją stronę. Nie była bowiem osoba, która zwykle marnowała czas na głupoty, ale tym razem było to w szczytnym celu. Stwierdziła, że musi się skupić i tak w miarę szybko dostrzegła piękny marmurowy posąg gryfa i to on w rękach trzymał jakąś skrzynię. Że też wcześniej na to nie wpadła. Podbiegła szybko do posągu i od razu wrócił jej cały humor, bo owa skrzyneczka była tą właściwą. Katherine wręcz przytuliła ją do swojej piersi niczym matka swoje ukochane dziecię. Później szybko opuściła pokój życzeń. Cieszyła się, że nie musiała spędzać tutaj w tym kurzu i rupieciarni zbyt wiele czasu.
Po feralnym dymie ze strąconej skrzyni, uciekła stamtąd jak najszybciej, ale nie poddała się tak łatwo. Obiecała sobie wrócić tam jutro, bo słońce zaszło i nie miała pojęcia, kiedy się to wywietrzy. Tak więc następnego dnia od samiutkiego rana popędziła do pokoju życzeń, gdzie zebrało się wcale niemało osób. No cóż, to tylko świadczyło o liczności grupy Vesper. Starając się nie popełnić tego samego błędu co poprzednim razem, Cay nie tylko poćwiczyła Accio, ale też uważnie przyjrzała się symbolowi na kopercie listu i wzięła okulary przeciwsłoneczne, by na wszelki wypadek nie pomylić go z refleksem świetlnym. Tym razem nie zamierzała sprawdzać półek według określonego systemu, ale słuchając własnej intuicji. Ta ciągnęła ją od jednej strony, do drugiej, od góry, do dołu, aż wreszcie, po kilku lub kilkunastu dłużących się niemiłosiernie godzinach odnalazła skrzynię trzymaną przez marmurowego gryfa. Trochę się obawiała, czy zwierzak czasem nie ożyje, gdy wyciągnie z jego łap ten przedmiot, bo to było całkiem prawdopodobne, ale na szczęście twórcy tego zadania nie wpadli na ten pomysł, lub po prostu nie chcieli im jeszcze bardziej utrudniać zadania. Cała przeszczęśliwa opuściła Pokój Życzeń, zaznaczając sobie w myślach, że to bardzo dobre miejsce na spotkanie.
Intuicyjnie pognała do Pokoju Życzeń. Nie musiała się zbyt długo zastanawiać. Po prostu przeczytała list, a za kilka chwil byłą przed drzwiami pokoju, do którego miała trafić. To będzie bułka z masłem. Miejsce jest, skrzynia zaraz będzie. Otwarła drzwi i nieco uśmiech z twarzy jej zniknął, gdy okazało się, że w pokoju jest więcej niżeli jedna skrzynia. Na Merlina! Na Wrzeszczące Mandragory! Tylko spokojnie.. Półka po półce, rząd po rzędzie, symbol po symbolu. Miała wrażenie, że wariuje. Każda taka sama, kurva każda! Minuta za minutą. Kilka godzin spędzonych w tych czterech ścianach zaowocowało silną nerwicą. - Bombarda! - krzyknęła wymachując różdżką i sapiąc przy tym jak opętana. Cierpliwość, za grosz jej nie posiadała. Może to i dobrze? Bowiem taki wkurw nie poszedł na marne. W końcu przed jej oczami, wśród zgliszczy. Między złamanymi półkami, poprzewracanymi skrzyniami leżała sobie odpowiednia. Logo jak wypisz, wymaluj. Nie odbicie lustrzane, jak na tej. Nie bez skrzydła, jak na tamtej. Nie przodem, jak na jeszcze innej. Idealne. Odsapnęła z ulgą, obejrzała skrzynkę jeszcze ze dwa razy, czy aby na pewno się nie pomyliła i pełna schodzącej z Niej frustracji wyszła z Pokoju Życzeń, z ogromną chęcią wysłania listu do komisji.
Szanowana Komisjo, Wsadźcie sobie w dupę tę skrzynię. Miłego dnia.
Cóż można powiedzieć, tylko i wyłącznie tyle, że pierwszy dzień poszukiwań skrzyni wcale nie poszedł jej za dobrze. Z nadmiernym entuzjazmem ruszyła do pokoju życzeń. I mimo iż pokój znalazła szybko, to szukanie skrzyni dzień wcześniej było istną katorgą. Nieskończone rzędy półek, na których nie było skrzyni której potrzebowała, a rzędy innych nieprzydatnych skrzyń. Gdy już straciła nadzieję i chęci i zamierzała wrócić jutro, jak na złość nie mogła znaleźć wyjścia. Nie pozostawało jej nic innego jak zostać na noc w pokoju. Miała nadzieję, że Alva się o nią nie niepokoi, a jej zadania idą szybciej i sprawniej. Westchnęła jeszcze zanim ułożyła się na ziemi. Usnęła jednak szybko mimo zimnej posadki. Obudziła się rano z bolącym barkiem. Jak widać spanie na zimnej ziemi nie było najlepsze dla jej ciała i samopoczucia. Obudziła się rozdrażniona, zła i głodna. Postanowiła jednak poszukać jeszcze przez trochę skrzyni zanim wyjdzie stąd by coś w końcu zjeść. Wstała i zaczęła poruszać się między alejkami, w czwartej dostrzegając skrzynie. -Nie mogło wczoraj tak być? -jęknęła sama do siebie, łapiąc za skrzynię i z uczuciem ulgi udając się do wyjścia z tego przeklętego pokoju.
Echo weszła do Pokoju Życzeń czwartego dnia i rozejrzała się gniewnie, dając do zrozumienia całemu otoczeniu gratów, że nie mają z nią dziś najmniejszych szans. Zlokalizowała pospiesznie milion wazonów, krzycząc do każdego w myślach, że je widzi i nie ma zamiaru atakować. - Stójcie sobie spokojnie, wazoniki - mruknęła, włażąc w losowy korytarz. Nie ma to tamto, teraz musiała znaleźć to cholerstwo, ile można było łazić bez celu? Uparcie parła przed siebie, nie zamierzając wyjść stąd bez skrzyni, nawet jeśli miałaby szukać kolejny tydzień i zbić wszystkie wazony. Za jednym z zakrętów, w łapach marmurowego gryfa, dostrzegła wreszcie to, czego szukała. Rozejrzała się jeszcze, czy nic nie zamierza atakować albo wypuszczać kolejnych trąb powietrznych i przywołała skrzynię zaklęciem. - Mamcięmamcięmamcięmamcię! HA! - mamrotnęła sobie pod nosem, zanim opuściła Pokój Życzeń.
po kolei: 5, 5 (I dzień); 6 (II dzień); 5, 6 (III dzień) DWA, wreszcie, znaleziona szybko, bo pomagałam (IV dzień) zt
Już piąty dzień Katniss szukała tej przeklętej skrzyni. Słyszała od niektórych, jak rozwalali jakieś wazony albo błądzili. Ona sama przez dwa dni nie mogła nawet dostać się do Pokoju Życzeń. Beznadziejna koncentracja. Ale, oto jest w środku. Tego nie można zmarnować. Przeczesywała kolejne korytarze w poszukiwaniu skarbu. Tak minął prawie cały dzień. Dziewczyna, zmęczona i zniechęcona, już chciała zawracać, kiedy na jednej z niższych półek, w łapach marmurowego gryfa dostrzegła coś, co od razu zmieniło jej nastawienie. Była to tak poszukiwana przez nią skrzynia! Szybko ściągnęła ją z półki, mocno złapała i wybiegła z Pokoju Życzeń, by napisać list o wykonaniu zadania.
po kolei: 6 (1 dzień), 3 (2 dzień), 1(3 dzień), 6(4 dzień) i 2 (piąty dzień). zt
pierwsza godzina Choć Sfinks zapowiadał się niezwykle ciekawie, nie mam nawet okazji pokazać, co potrafię. Jaki jest sens biegać między rzędami starych rzeczy? Niby mogę tam znaleźć coś fajnego, co by się przydało nawet jako ozdóbka na szafkę nocną, ale przecież ważniejsza jest skrzynka.
druga godzina Chce mi się palić, ale pewnie dostanę szlaban, jeśli zacznę to robić w pokoju pełnym ludzi i z nauczycielami w pobliżu. Niech to szlag!
piąta godzina Nadal szukam i dostaję już szału. Zrezygnowałabym, ale nie mam zielonego pojęcia, którędy trafię do wyjścia. I gdzie posiałam swoją różdżkę. Pewnie jest gdzieś w torbie, ale nie chce mi się jej szukać. Z tego co wiem Accio i tak nie zadziała.
szósta godzina Dalej marnuję swój czas w Pokoju Życzeń, tym razem starając się znaleźć nie skrzynkę, a drzwi wyjściowe. Może łut szczęścia sprawi, że po drodze napatoczy mi się logo projektu, ale chyba nie ma na co liczyć.
Bardziej wściekła jeszcze chyba nie była. W końcu jednak udało jej się dopaść drzwi i wyjść z tego przeklętego pomieszczenia. Wróci tu jutro, modląc się w duchu, by nie była ostatnią osobą, która znajdzie ten skarb.
3
Dzień drugi.
pierwsza godzina Nienawidzę tego miejsca coraz bardziej. Mam dość szlajania się między półkami i szukania tej przeklętej skrzynki. Po co to komu w ogóle?!
druga godzina MAAAAM! Udało się, dostali w kość, niech żyje skrzynka nam!
Alva była przeszczęśliwa, że nareszcie odnalazła ten przeklęty skarb. Teraz pozostawało jej jedynie powiadomić kogoś z organizatorów, by mogła się dowiedzieć, co powinna począć dalej. Ciekawe też, jak jej brat radził sobie ze swoim zadaniem, cokolwiek to było. Ale co tam, najważniejsze, że nareszcie miała wolne i nie musiała spędzać tu kolejnej nocy. Tak więc z wielką radością wyszła z pokoju życzeń.
Zaczął trzykrotnie krążyć po korytarzu, by pojawił się pokój tak magiczny jak tylko by się chciało. Pokój życzeń. Pierwsza myśl, która jak zwykle podczas takich krążeń mu przychodziła, to tekst z jakiegoś przedstawienia "Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem". Oto one. Drzwi prowadzące do sali, która spełnia marzenia. Gdy przechodził trzykrotnie w tym miejscu, myślał o miejscu, gdzie Katherine Russeau mogłaby poćwiczyć. Pamiętał swoje ćwiczenia, dlatego dał jej to samo miejsce. Wszedł do środka i znalazł się w... Dżungli. Nie jakiejś zwyczajnej, ale pełnej niebezpieczeństw, które sam sobie wymarzył. Jedyną rzeczą jaką usunął z jej miejsca ćwiczeń, to Nundu, będące dla niego samego wielkim zagrożeniem. Stał w miejscu bezpieczeństwa, by stworzenia groźne i niebezpieczne nie mogły się wydostać za drzwi. Punkt 0. Teraz tylko czekać na Katherine. Wyszedł na korytarz zamykając drzwi za sobą. Gdy będzie trzeba, to otworzy się komnatę po raz drugi.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine uznała, że jako iż będą to zajęcia dodatkowe z profesorem to nie potrzebuje mieć na sobie szaty, która tak naprawdę mogła jej krępować ruchy, gdy znajdzie się w jakiejś trudnej sytuacji. Dlatego też myśląc naprzód założyła wygodne białe adidasy, czarne sportowe i obcisłe spodnie a także wygodny zielony top. No dobrze, top był zielono-czarny. Włosy związała wysoko w koński ogon. Nie chciała by włosy wchodziły jej do oczu. W dłoni miała tylko ze sobą różdżkę. Nic więcej nie było jej potrzebne. Drogę na siódme piętro, gdzie znajdował się Pokój Życzeń pokonała lekkim truchtem, coby nie stracić swojej genialnej kondycji. Przecież musiała być dobrze wygimnastykowana. Była w końcu sportowcem prawda? No właśnie. Ciekawa była co przystojny i cudowny pan Kedva dla niej wymyślił. Na pewno marzył o tym, by to właśnie wychowanek domu w którym on sam był, wygrał a nie jakiś Gryfon czy broń boże Puchon. Miała tylko nadzieję, że profesor nie ma zamiaru jej zabić. W ogóle aż dostawała dreszczy, gdy pisał do niej Katherino, chociaż brzmiało to bardzo oficjalnie i troszkę zalatywało rosyjskim akcentem. Dostrzegła profesora z oddali więc dobiegła do niego, oczywiście widać było, że ma w sobie tyle samo energii co pewności siebie. -Dzień dobry profesorze. Możemy zaczynać. Starałam się przyjsć jak najszybciej- wyjaśniła z lekkim uśmiechem na twarzy.
Był zamyślony. Nie wiedział do końca, czy jasnozielona tunika ze złotym haftem jest dpbrym wyborem. Jednak po chwili stwierdził, że mimo wszystko to owszem. Czarne rurki opinały jego zgrabne łydki, których pozazdrościła by prawie każda kobieta, zaś buty, które nosił tylko na wyprawach, przez to że miały na sobie zaklęcie wytrzymałości wyglądały jak najprostsze czerwone tenisówki. W skrócie, wyglądał jak młody bóg. Gdy Katherine pojawiła się na korytarzu, zaczął krążyć w tą i spowrotem. Za trzecim razem zaczęły pojawiać się drzwi, zaś nauczyciel spojrzał na dziewczynę. - Witam, panno Russeau. Widzę, że było pani śpieszno. Wejdźmy do przygotowanej sali, a atmosfera między nami się rozluźni. - po czym otworzył drzwi, w których pojawił się prosto ozdobiony pokój, z dwoma fotelami i stolikiem. Na drugim końcu komnaty w ścianie można było zauważyć drzwi. Wszystko to oświetlne zielonymi pochodniami. - Usiądź Kat, a obmówię z tobą sprawę dodatkowych. Tak przy okazji... Ładnie wyglądasz. - po czym kulturalnie zaczekał, aż dziewczyna usiadła i sam zajął miejsce. - Powiedz mi, jak przygotowałaś się do tego idiotycznego zadania do tej pory? - patrzył na nią wzrokiem wyuczonym jak rola. Mówił on krótko i ja temat "Wyglądasz tak bosko, że mam ochotę cię zjeść", jednak to tylko gra.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine uśmiechnęła się lekko do profesora. -Oczywiście, piękna tunika profesorze- powiedziała tylko po czym obserwowała z uwagą jak drzwi w ścianie powoli się pojawiają. Weszła do środka, bo oczywiście profesor przepuścił ją w drzwiach by weszła pierwsza. Pokój był przygotowany w typowo ślizgońskim nastroju. Lampy dające lekką zielonawą poświatę i zielono-srebrne obicia fotelów. -Podoba mi się ten pokój. Typowy nastrój rodem z domu Salazara - powiedziała krótko i na temat, czyli to o czym akurat myślała w tym momencie. Ruszyła w stronę fotela i usiadła na nim po turecku, czyli z nogami nie na posadzce ale na fotelu właśnie. Gdyby tylko miała więcej wstydu to zarumieniłaby się, gdy profesor powiedział jej komplement, ale tak się nie stało. Dlaczego? Otóż dziewczę to raczej wstydu nie miało. -Dziękuję Daeril- powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Uwielbiała te ich dwa światy, gdzie w pierwszym mówili sobie per pan, pani, zaś w drugim mogli sobie mówić po imieniu i traktowali siebie jak dobrych znajomych. Nie wiedzieć czemu Katherine, ku przestrodze brata i tak ciągnęło do starszych mężczyzn. -Do tej pory liczyłam na własne szczęście i wiedzę, którą do tej pory sama zdobyłam. Mam wręcz fotograficzną pamięć. Szybko zapamiętuję zaklęcia, które gdzieś usłyszałam, albo widziałam jak ktoś je wykonał. Potem je powtarzam. Jak na razie było to skuteczne. Jednakże ćwiczenie zaklęć na zajęciach z innymi to nie to samo. Często wielu uczniów nie dorównuje mi talentem- powiedziała pewnym siebie tonem, uśmiechając się przy tym delikatnie. Przyglądała się jemu i jego fryzurze. Miał cudowne włosy, a jak świetnie mu się układały. Mogła by to uznać wręcz za mistrzostwo świata.
Słuchał Katherine, po czym wyprostował się, przyjmując poważny wyraz twarzy. Jego zielone oczy nabrały głębi, zaś srebrna obwódka, w około lewej źrenicy była widoczna jak światło w ciemności. Wyjął z kieszeni mały przedmiot, który po powiększenie różdżką okazał się kompletem do herbaty. Imbryk został położony na środku stolika, zaś filiżanki obok niego. Herbata, która w pudełku zestawu znajdowała się pomiędzy porcelaną, była wspaniałą mieszanką pigwy i brzoskwini. Smak obydwu owoców tworzył bombę smakową, która sprawiała rajskie odczucia dla podniebienia. Wycelował różdżkę w dzbanek i w myślach wypowiedział inkantacje Aquamenti, po czym użył niewerbalnie Temperatus. Woda pojawiła się w naczyniu, zaś dzięki ukierunkowaniu zaklęcia zmieniającego temperaturę podgrzał ją. Następnie przelewitował herbatę do wrzątku, parząc ją. Słodki zapach rozniósł się po pomieszczeniu, dając obydwu obietnice boskiego smaku napoju. - Moja droga Kat. Wygrana w tym projekcie jest wielką nagrodą. Sława przychodząca z wygranej jest równa triumfu w Turnieju Trójmagicznym, jednak czasem i większa. Nie możesz liczyć na samo szczęście i wiedzę. Musisz wiedzieć jak dane zaklęcie reaguje w danej sytuacji. Doświadczenie. To tak jakby wyskoczyć na polowanie z kamieniem i stwierdzić, że pokonasz tym niedzwiedzia. - nalał gorącej herbaty do filiżanek, najpierw dziewczynie,a później sobie. Wszystko to szarmancko zakończył uśmiechem.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine obserwowała uważnie jak profesor wyczarował im cudowną herbatę o smaku pigwy i brzoskwini. Niesamowitym było dla niej to, że nagle imbryk zrobił się duży a w dodatku cała magia stworzona przez profesora była taka czysta i wręcz idealna. -Jestem pod wrażeniem - powiedziała uśmiechając się przy tym lekko i sięgając po swoją filiżankę z herbatą owocową. Może nie chciała o tym od razu mówić ale uwielbiała sam smak pigwy. No i na szczęście nie była na nią uczulona. Gorzej gdyby Daeril zrobił, albo podał jej coś co ją mocno uczula. Oj to byłoby nieprzyjemne. Tak naprawdę to chyba tylko jej alergia była tym czym mógł jej zaszkodzić ktokolwiek kto chciałby jej odpłacić za złośliwości. -Mam jeszcze drobne problemy z zaklęciami niewerbalnymi, chciałabym być w tym lepsza. Są bardzo przydatne- powiedziała zgodnie z prawdą, bo przecież o to jej chodziło. Utrzymując przyjaźń z profesorem, miała być jego pupilkiem i jedyną osobą którą on przygotowywał do Projektu "Złoty Sfinks". Tak miało być najlepiej. -Oczywiście, samo szczęście nie zawsze wystarczy bo w pewnym momencie może nas opuścić i tutaj pojawiasz się ty. Chcę byś mnie nauczyć wszystkiego co sam potrafisz najlepiej, a ja postaram się być najlepszą uczennicą jaką miałeś kiedykolwiek. Zgoda?- zapytała tym razem bez uśmiechu na twarzy. Przecież jak tak będzie się stale i bez przerwy uśmiechała to wyjdzie że coś z nią nie tak. -Na razie prowadzę, ale chcę utrzymać tą pozycję do końca i zrobię wszystko by na niej pozostać- oznajmiła dobitnie, upijając potem łyk smacznej herbaty zaparzonej przez profesora.
Daeril pomyślał, że to dziewczę zbyt bardzo unosi się pychą, ale to nie był minus. Najważniejsze zasady powinien wyjaśnić, po treningu. Katherine nie wiedziała, że za tajemniczymi drzwiami krył się mały pokój treningowy. Nie taki zwykły, bo wzbogacony o magiczne manekiny, które miotały bolesne zaklęcia. Dobre było to, że tylko jedna osoba znała teorię powstawania kompleksu, dlatego mogłaby tu wejść, jednak tej osoby nie było w Hogwarcie. - moja droga, przejdźmy przez drzwi, byś mogła zrozumieć teorię magii w wykonaniu moim. - po czym wstał z fotela i skierował się w stronę przejścia. Otworzył wrota, by po drugiej stronie ukazała się sala, której lewa ściana była jednym wielkim lustrem, zaś prawa strona komnaty, była obstawiona wieloma manekinami i innymi potrzebnymi do ćwiczeń przyrządami. Naprzeciwko drzwi, zaś było widać kolejne drzwi. To co Daeril stworzył w swoim umyśle, było... Wielce skomplikowane. - Jak widzisz, mamy tu salę ćwiczebną, która służyła mi za czasów nauki. Jednak to nie na tyk się mieliśmy skupiać. Powiedz mi, czym według ciebie jest magia? Ale szczerze co sądzisz na jej temat, a nie co mówią książki. - powiedział to, przechodząc do relacji nauczyciel-uczeń.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Przeszli do sali z wieloma manekinami. Sala wyglądała według Katherine cudownie, ona jednak bała się, że po tym całym treningu wyląduje jak zwykle w Skrzydle Szpitalnym. Wiedziała, że jak już profesor Kedva prowadzi trening to robi to dobrze, a nawet i bardzo dobrze. Już na pewno przygotuje ją do profektu i zahartuje tak, że będzie pamiętała o tym przez całe swoje życie, a przez następne kilka dni mięśnie będą jej o tym przypominały. To dlatego piła ostatnio tak dużo zielonej herbaty i trenowała. Codziennie rano biegała. -Panie profesorze, a nie chciałby pan może brać udziału porannym dwukilometrowym bieganiu?- zapytała z nadzieją w głosie. Może nauczyciel uzna, że warto biegać z uczennicą o szóstej albo o piątek rano. Nie ważne czy padał deszcz, czy była wtedy piękna pogoda. -Magia? Moim zdaniem magia jest w nas. Nie jest nienamacalna i nie jest to tylko głupi patyk, jakim jest różdżka i nie znaczy to też że można nią wymachiwać bez zastanowienia. Każdy z nas ma w sobie magię, charłak ma z nią problemy. Nie rozumiem tylko tego, dlaczego szlamy dostają magię. Totalny idiotyzm. Jesteśmy z czystokrwistego rodu czarodziejów. Mój ojciec też uważa, że to tak jak dać różdżkę zwykłemu mugolowi. Nie należy mu się ona, bo niby za co? Dlaczego? Takie jest moje zdanie. No i ogólnie magia otacza nas wokół profesorze- powiedziała może niezbyt składnie i trochę chaotycznie, ale miała nadzieję, że profesor zrozumie o co jej chodziło.
Daeril zignorował pytanie Kattie. Słuchał uważnie i kiwał głową, przy każdej wypowiedzi. Miała ona wiele racji i nie były one zaprzeczeniem jego myśli, lecz wręcz przeciwnie. Mugole byli jak totalny szlam. Zatracali się w fizycznych walkach, jak te dzikus, które rozrywały siebie nawzajem. - Masz w większości rację. Magia jest namacalna, choć mugol tego nie wyczuje. Magia jest darem, ale zarazem zwykłym użytkowym narzędziem, jak miecz, czy łopata, lecz z większą mocą. Magia. jest niezrozumiała, łamiąca zasady mugolskiej fizyki, potrafi obdarzyć każdego, lecz jej kroki są różne. Od przewidywalnych, po zupełnie chaotyczne. - Młodzieniec wpadł w trans, który nie chciał minąć, co było komiczne. Kontynuował swój wykład, by następnie urwać. - Pora na zadanie... - przygotował kartkę, która leżała na półce i podał dziewczynie. Wyciągnął czarem krzesło i stolik, by następnie dać jej usiąść. - Powiem tyle... Twoim zadaniem jest napisanie szybkiego referatu, który będzie zawierał rozważania czemu mugole i szlamy istnieją, zaś po tym wychodzimy, bo późno się robi. Pouczę cię pojutrze. - po czym usiadł na kolejnym przyzwanym krześle.
Wytłumaczenie: Owszem, musisz napisać wypracowanie, które może mieć nawet 3 strony. Twój wybór, czy napiszesz tyle, czy więcej. Powodzenia ^^
[cd] Niektórzy lubią czasami się uśmiechnąć. Niektórzy muszą to robić, tak po prostu, na przekór sobie. Nie każdy jest wyrywny do zdawania relacji ze swojego życia. Nie każdy pragnie współczucia i zapisania w kronikach świata na czele największych męczenników. Podobno najinteligentniejsi ludzie są najlepszymi i najbardziej wiarygodnymi aktorami, którym nie jest straszna skrajnie obojętna mina ani najbardziej wyrozumiałe spojrzenie. Żeby ukryć prawdę trzeba czasami nieźle się namęczyć, pookłamywać siebie samego i machnąć ręką na to, co wcale nie jest nam obojętne. Ale Voice była w stanie zrobić wszystko, żeby prawda o niej nie stała się sensacją... Ktoś mógł ją znać, owszem. Ale nie była to co druga osoba z ustawionych w szeregu uczniów i studentów. Miała talent. Talent do mijania się z prawdą, zmieniania tematów i kreowania swojego wizerunku. Uśmiechając się z zadowoleniem - wcale nie fałszywym, naprawdę - odwzajemniła pocałunek, sunąc dłonią po jego torsie. - Widzisz, taki prefekt jak Ty wniósłby w końcu coś dobrego w gronie tych porządnisiów... Dobra pomoc, dobry seks... - zaczęła wyliczać, unosząc lekko prawą brew. - Cóż, myślę, że nawet Ty nie ulżyłbyś im w tym chorobliwym spierdoleniu i nieodpowiedzialności - dodała. Chodziła razem z nim wzdłuż tego muru, starając się nie myśleć o żadnym konkretnym miejscu, zdając się na Caspra. W końcu ukazały się drzwi, za którymi znajdował się duży pokój z mnóstwem obitych pluszem mebli o kominkiem. Weszła pierwsza, przywitana rozkosznym ciepłem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że było jej zimno. - Och, Casper, zero perwersji? Żadnej toalety? - zaśmiała się, wciągając go za nadgarstek do środka.
Bu, kochana, jedzenia i picia tu nie może być, także pominęłam. I przepraszam za długość, ale zaraz mi rozsadzi głowę. c;
Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia rozejrzał się wokół zanim zarejestrował kolejne jej słowa. Wszak przecież to było zawsze niesamowite uczucie gdy jedna z Twoich wizji się urzeczywistniała. Jakby grunt pod nogami nagle pojawiał się znikąd. To było dość przyjemne, jakby udawała Ci się jedna z tych rzeczy, które pragniesz. Uśmiechnął się do niej opadając na poduszki wygodnie. Przyglądał jej z dołu jeszcze zastanawiając się przez moment, gdzie podziewa się jej brat. Nie budząc jednak żadnych kłopotów, ani mało domyślnych rozmów wyciągnął rękę w jej kierunku. - A co jeśli mam dziś dla Ciebie odrobinę ciekawszą perwersję niż ostatnio? - Spytał bardziej siebie niż jej. W kieszeni spodni ciążył mu przecież pewien eliksir, a może nie tylko on. Dwuznaczne spojrzenia wymieniane szybciej niż karty w grze karcianej wojnie tylko podsycały jego oryginalne pomysły na życie. Rozejrzał się wokół zastanawiając się czy jest tu mu dostatecznie wygodnie, zaraz potem ciągnął porzucony temat. Wszak nie wypadało go zostawić rozciętego w pół słowa: - Moja droga. Wydaje mi się, że nie ma co wprowadzać dobrego seksu w grono prefektów. Tylko na nich popatrzeć i można stwierdzić, że zagrożenie ich potomstwem byłoby dość okropnym doświadczeniem. I to nie tylko chodzi o wygląd zewnętrzny. Może więc darujmy sobie. Ale poczęstować ich w sumie można... Np. jakąś trucizną. Wkurwia mnie takie panoszenie się szczególnie wśród młodszych, jakby mieli do czynienia z frajerami. Błąd. Nigdy nie lekceważ przeciwnika. Ty chyba coś o tym wiesz Voice. - Mrugnął do blondwłosej dziewczyny.
Przez chwilę patrzyła na niego z góry, jakby rejestrując każdy ze stu osiemdziesięciu ośmiu centymetrów jego ciała. Dzisiaj miała się w nim znowu zatracić. Przez chwilę widzieć tylko jego, czuć tylko jego i być tylko jego. I tym razem chciała, by to wszystko było jeszcze intensywniejsze. Widząc, jak wyciąga w jej stronę rękę, ułożyła się wygodnie obok niego, jedną ręką sunąc po jego torsie. Musnęła lekko ustami kącik jego warg, później po raz drugi. Chłonęła jego słowa, które wywołały zadowolony uśmiech na jej twarzy. - Chętnie posłucham, co to takiego - odparła, nie ukrywając zaciekawienia. Perwersja w pokoju pełnym pluszu... Jeden z dowodów na to, że przy Casprze nie można się nudzić. Można za to nieźle się zapomnieć. Było w nim coś wyjątkowego. Coś, przez co wydawał jej się... mądrzejszy, bardziej doświadczony? od reszty tego ślizgońskiego chłamu. Nie był pierdolnięty jak jej brat, który umiał pogodzić się tylko z własnymi myślami. I myślami tej rudej, która przez niego blokowała brzuchem korytarze. Miał uczucia, nie to co Greengrass, który... Och, nie, to nie pora na przemyślenia o tym dupku. Nie ruchał wszystkiego, co się rusza, jak Grey. Wydawał jej się... Och, kurwa. Wydawał jej się normalny. A przynajmniej normalniejszy od całej reszty osób, z którymi mogła spędzić swój czas. - Może gdyby doświadczyli czegoś takiego jak dobry seks, w końcu wszystko w ich głowach znalazłoby swoje właściwe miejsce... Zagrożenie potomstwem? Błagam, może z bachorem na głowie zainteresowaliby się czymś przydatnym, antykoncepcją na przykład, a nie podawali jako hobby ganianie za mądrzejszymi do siebie osobami - skwitowała. - Chętnie zobaczyłabym jakiegoś prefekta z dzieckiem, które wygląda niemalże identycznie jak on, jest tylko trochę większe... Och, Casper, wiem dużo rzeczy, a zwłaszcza o lekceważeniu - odparła z nieco krzywym uśmiechem, by po chwili zgubić go, umieszczając na moment usta przy jego szczęce.
Objął ją ściślej uśmiechając się nieznacznie. Wszak bawiła go niewygoda tego świata. To że się starał, ale nic z tego nie wychodziło. Był tu po coś, i bynajmniej nie tylko po to, aby niszczyć. Przestał wierzyć w swoją destrukcyjną siłę, zamiast tego podjął próbą zauważanie, że nie ma w nim żadnej energii, która pomoże mu dalej funkcjonować. Dryfował od wschodu do zachodu, od poniedziałku do piątku. Jakikolwiek okres czasu byś nie wybrała... On tam będzie. Może nie jako ważna część systemu, ale jako przeszłość. Pieprzona przeszłość, która zostawiła swój ślad i nikt nie odważy się zapomnieć. Czy to dobre, czy to złe... Nigdy nie wolno posuwać się do wniosków, że ktoś jest normalny. To prawie jak akt oddania ostatecznego zaufania, który może zostać rozbity jak butelka z piwem... Rozpryśnie się nie tylko szkło, ale i nieprzyjemna woń. Zatem jak bardzo mu to by nie pochlebiało, czasem środki bezpieczeństwa trzeba zachować. A że blondynka wyzbyła się już granic, to tylko sprawiło, że ucałował ją leniwie w czoło. Nie spieszyło mu się do zdarcia z niej ubrań. Była śliczna nawet w nich, emanowało z niej coś więcej niż dobry seks, o którym teraz rozmawiali. Ta niezwykłość zmusiła go do tego, aby zaciągnąć się zapachem jej perfum, które wyjątkowo intensywnie przylegały do aksamitnej skóry szyi, po której teraz podróżował palcem wskazującym. Przysunął się do niej posuwając się do ruchu, w którym zahaczył o fragment jej koszulki, odsłaniając część brzucha. Musnął ją tam dłonią, a potem znów na jego twarz wpełznął uśmieszek. - To bardzo miłe, co o nich mówisz, ale dość już tych zaszczytów. Jeszcze serio pomyślą, że jestem zainteresowany taką fuchą, a tam każda dziewczyna wie tylko jak ssać. Nie żeby mnie to nie interesowało... Ale nawet Sharker... Dałaś się wydupczyć, i to dosłownie. - Mrugnąwszy do niej uznał temat za zakończony, a następnie wyciągnął z kieszeni skręta z peruwiańskiego zioła i odpalił go końcem różdżki podając Voice. - Spróbuj, mówią że śmiech to tylko jeden z efektów. Chciałbym usłyszeć jak się śmiejesz. - Dodał pewniejszym tonem dodając jej otuchy faktem, że również zamierzał użyć tej substancji... Wszak czemu nie? Można wszystko.