Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Autor
Wiadomość
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Jestem egoistką, bo w tym momencie potrzebuję siekiery - aby zabić matematyczkę i fizyczkę, a także zapalniczki - aby podpalić wszystkie mapy i te cudowne testy. Warto wspomnieć tutaj, że dziki taniec radości u Lil polegał na tym, że ta po pokręceniu się w kółko z Kath stanęła i zaczęła wymachiwać rękoma niczym orangutan, po czym zatrzymała się, złapała się za nos, wyciągała rękę w górę i "zjeżdżała" na dół, falując wyciągniętą ręką. Zjawisko te można zaobserwować również w simsach w opcji "zabawa w wannie", czy coś podobnego. - Dziękuję panience. - rzekła Lil wyciągając z torebeczki trzy zielone żelusie, które chwilę potem wpakowała do ust. Żuła Przysmak - Hektora -Z- Wieprzowiny, kiedy rozległa się Yiruma... Głupio jej było, więc zaczęła żuć w powolnym, przystosowanym do melodii tempie, idealnie poruszając szczęką, aby ona też mogła się poczuć kul i dżezi i zatańczyć! - U mnie spoko. Skarpety podłożyłam pod łóżko Mary, wiesz której. W obawie zaczęła przeszukiwać swoją walizkę... Raz nawet przyłapałam ją, jak wąchała swoje stopy, myśląc, że nikt nie patrzy... Durna. - powiedziała niewinnie, wywracając oczętami. - Ach, no i NIE UWIERZYSZ. Luke ma takie faajne gacie z kaczuszką! Nawet napisał na nich K.C.K, cokolwiek to oznacza... Jedzie od nich nie mniej niż od skarpet, ale co tam, zaklęcia są przydatne. - zdała przyjaciółce relację z ostatnich dni. - A jak tam Super Kaktus? Skąd go masz?
Oj, to to zupełnie inna sprawa, kochana. Nie powinni was tak zamęczać, koniec roku już jest niemal! Pffff - tyle im powiedz. Niczym werangutan, chciałaś powiedzieć, prawda? Hy hy, WERANGUTANKI są milusie! I nie tylko w wannie! Moja simka tańczyła tak na dyskotece z wampirem o imieniu Szymonosław. Pełen szpan, nie? To tak zajebongo wyglądało. - Ależ nie ma za co! - powiedziała uprzejmie, nieco sobie żartując z Lil. To "dziękuję panience" zabrzmiało tak.. irkowo. Ou, zaczynam postacie mylić. Niedobrze, niedobrze. Skoro już mowa o Irku to nie sądzisz, że oni oboje powinni iść do jakiegoś łowcy talentów? Tańcząca szczęka oraz brwi wywijające do Waki waki to jest coś! Podbiliby tym świat. - O Ateno, biedna Mary - rzekła, nieświadomie wypowiadając imię swojej bogini mądrości. Współczuła jej, i to bardzo. - Z KACZUSZKĄ?! - wybuchnęła śmiechem. - To pewnie chodzi o Kazię! Wiesz, to taka gumowa kaczuszka - zdołała wykrztusić, bo po chwili leżała już na podłodze i tarzała się ze śmiechu wraz z Bakłażanem. - K.C.K.! - wrzasnęła. Nie mogła uwierzyć w to, że Lukosław tak bardzo sobie umiłował zacną Kazię, której z pewnością przydałaby się kąpiel. Słysząc o kaktusie lekko się zarumieniła. W jej głowie od razu pojawił się Andrew. - Stoi na honorowym miejscu na parapecie - poinformowała. - No i ten.. Dostałam - wyjąkała w stronę przyjaciółki, patrząc na nią znacząco. - Od Andrzeja - dodała po chwili.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Ejej, JESTEŚ GENIALNA. Oprócz improwizacji u pana Demona na koniec zaprezentuję mu słynne PFFFF! Tylko.. co będzie, jak go opluję? Myślisz, że spadnie mi przez to ocena?!?!?! Chlip chlip. Kochanie, czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, co napisałaś? Owszem, Werangutany są fajne. To w końcu mój gatunek... I oczywiście, że są super NIE TYLKO W WANNIE. Tylko nie wiem, skąd Ci ta wanna do głowy przyszła... Że ja w tym oto miejscu jestem najmilsza? No nie wiem o co chodzi, zupełnie! Ej, ej, nie pomyślałam o tym! Znowu błyskasz mi tutaj inteligencją, niczym pioruny w Praszce. Rozbujają tak publiczność, że ho ho! Wszyscy będą się gibać w rytm Waki, a potem dostaną w nagrodę zacny aplauz w wykonaniu publiczności. Takiego duetu to jeszcze nie było! Chociaż... Kasia Holmes i Wer Watson są nie do pobicia, co tworzy sporą konkurencję. - Oj tam, zaraz biedna! Czuję, że jej pomogłam! No bo skoro podejrzewała swoje stopy... - tu przerwała znacząco i kiwnęła głową w bliżej nieokreślonym kierunku, jednak Kath się domyśliła, że chodzi o łazienkę, he he. - Musiało być coś nie tak, prawda? - No no, z kaczuszką. - odpowiedziała, zaintrygowana. Czyli, że Kath coś o tym wiedziała? No przecież! Była detektywem! - NO NIE GADAJ. KAZIMIERA?! - tylko tyle udało jej się wykrztusić, bo zaraz wylądowała na podłodze. Przed oczami stanął jej Luke Abraxas Orion Gringott, który wyginał śmiało ciało w swych uroczych gaciach i tańczył z Kazią... Cóż za widok! A oprócz tego cytuje przed lustrem z miną twardziela teksty epickiego Johnny'ego Bravo: - Jestem zbyt ładny, żeby mieć pecha! - Jestem zbyt piękny, aby wiązać się z jedną kobietą! - Hej, mała, patrz na moją klatę! - To jak? Najpierw małe chlejsko, a potem szwedzkie laski? - To piękny dzień... ale nie tak piękny jak ja! Oczywiście Lil podzieliła się tym wszystkim z Kath i nawet odegrała jej powyższe scenki. Udało jej się dopiero za dwunastym razem, bo po prostu nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Zapomniałabym! Kochana K, nie uważasz, że w tym wieku inaczej się patrzy na te bajki? Bajki DLA DZIECI? Teraz to dopiero odkryłam prawdziwe znaczenie tych wszystkich tekstów i się normalnie za głowę łapię! Toż to była istna demoralizacja! Teraz już wiem, dlaczego jestem taka, a nie inna. - Aaaa, Mister Endrju. - opadła na kanapę i spojrzała na Kath z uśmieszkiem. - Gdzie go spotkałaś? Jak było? I jak się nazywa? - zasypała przyjaciółkę pytaniami, patrząc, jak te cudowne rumieńce robią się coraz intensywniejsze. Jak słodko i uroczo!
No cóż, czasem mi się zdarzy wymyślić coś w miarę mądrego. W końcu pochodzę z rodziny nauczycieli, nie? A pan Demon to spoko gościu, na pewno ci wybaczy. Oczywiście mowa o tym, co stwierdził, że w HP scenka z Nagini była najstraszniejsza? Bo innego niestety nie kojarzę. Och, no Word zjadł mi jeden enter i tak wyszło, a że mi się nie chciało poprawić… Chodziło mi o to, że nie tylko w wannie simowie tak fajnie tańczą, no! Ej ej, a jakby się nazywał mój gatunek? Katarzyngutany? Kasiangutany? Musisz coś wymyślić, bo jesteś lepsza w te klocki ode mnie! Błagam, nie przypominaj mi o burzy. Wczoraj rano była i normalnie do szkoły bałam się wyjść. A przecież tam chodzić MUSZĘ i CHCĘ. No i nie zapominaj, że rozmawiasz z jednym z najlepszych detektywów na świecie. Ja zawsze piszę idealne scenariusze, a ten już mi wyszedł obłędnie! Wiesz, zamknij oczy.. Albo nie, bo nie będziesz wiedziała co piszę. Więc zamknij wewnętrzne oko (to, którym widzisz co w danym momencie robi T!) i włącz wyobraźnię. Jest scena, nie? W tle muzyczka z Requiem for a dream lub jakieś inna, również mroczna. Widownia oczekuje na wyjście Prokopa i Chołowni, którzy mają ogłosić wyniki – Kamil Bednarek, Piotr Lisiecki czy Magda Welc, a tu.. IROSŁAW Z LILKĄ WCHODZĄ W RYTMIE WAKI-WAKI! To byłby hit. Irkowe brwi oraz szczęka twej postaci tańczą do znanej muzyki Shakiry. Mamusiu, chciałabym to zobaczyć. - O, w sumie masz rację. A pomyśleć, że w pierwszej klasie miałam łóżko tuż obok! – otworzyła oczy szeroko, zdziwiona swoim odkryciem. Dość nieprzyjemnym, należy dodać. – TAK, KAZIA! – uśmiechnęła się szeroko. Ach, nareszcie czymś zadziwiła Lilkę, co wcale nie jest takie łatwe. Zrobiła minę bardzo podobną do cwaniaka namber tu na gg. Tylko okularów brakuje… No popatrz! Zapomniałam, że to Pokój Życzeń. A więc siedziała tak z zacną minę w czarnych (hy hy!) oksach na nosie, kiedy Lilyanne wpadła na genialny pomysł! Scenki wyszły jej.. Nie znam odpowiedniego słowa, wybacz, a nie chce mi się do słownika zaglądać. Teraz to będzie Lukosław Johhny Gringott-Bravo. (Wybacz droga Lau, ale chyba przejmiesz po nim dwa nazwiska, he he.) Należy powiedzieć, że Kathleen dosłownie kwiczała na ziemi. Ze śmiechu bolał ją już brzuch. Nareszcie depresja przechodzi! Spojrzała z wdzięcznością na Gryfonkę. Wyciągnęła w jej stronę paczkę żelków. W końcu to wyrażało więcej niż tysiąc słów bądź Merci! W zasadzie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam, wiesz? Ale teraz, skoro zwróciłaś mi na to uwagę to.. Masz rację. DLATEGO OBECNIE TAKIE GŁUPIE POKOLENIE ROŚNIE! Ach, już wiem skąd pięcioletnie dzieci na placu zabaw biorą te wszystkie teksty, gdy chcą mnie z huśtawki zwalić albo sprowokować. Cicho.. Mój rocznik nie jest wcale lepszy, ale ale ale! Jak zwykle się rozdrabniam nad banalnym tematem. - A więc nie czułam się za dobrze, bo wiesz, ostatnio mój stan nie był najlepszy – rozpoczęła opowieść i usadowiła się tuż obok Lilki. – Postanowiłam się przejść i trafiłam gdzieś za Hogsemade, szczerze, to nawet nie pamiętam gdzie dokładnie. No i sobie siedziałam tak, jak zdechły hipogryf, kiedy przyszedł Andrew. Niósł w ręce kaktusa. Gdy zobaczył mój stan od razu dał mi go na poprawę humoru. Rozumiesz to? Oddał mi swojego nowiutkiego kaktusika! Nazwaliśmy go Żelek, pogadaliśmy i.. Zaczął padać deszcz, więc wróciliśmy. Odprowadził mnie grzecznie do dormitorium, gdzie zajęłam się Żelkiem. No i dowiedziałam się o nim parę ciekawych rzeczy. Na przykład to, że on też kocha żelki! – krzyknęła podekscytowana.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Tak, i o tym, który zmuszał mnie do poprawiania charakterystyki Glaukusa, czy jak on się tam zwie. A i argumentacja to coś, co go fascynuje! Tylko, że niektórych do siebie nie przyjmuje, co jest głupie z jego strony, bo zawsze nam wpaja, że nie należy patrzeć na siebie i swoje zachcianki. Przecież bo mi się nie chce, gdyż jest gorąco to jest argument! Na pewno leszy niż jego bo nie, które używa w różnych kontekstach. Dajmy na tą chwilę to: - Brakuje mi jeden procent do czwórki. Dlaczego mi pan nie podwyższy? - Bo nie. - Dlaczego nie pójdziemy na apel? Wszystkie klasy poszły, a dzięki niemu nie będzie lekcji! - Nie pójdziemy, bo nie. Ambitny z niego facet, prawda? On ma nas uczyć wyrażać się precyzyjnie, ładnie i składnie! Jak widać, świetnie się do tego nadaje. A i wiem, o co Ci chodziło z tą wanną, no! Nie jestem taką tępą dzidą, jak to Magda mówi. A i wymyślę dla Ciebie jakąś ładną ksywę! Chociaż.. Werangutana wymyślił mój ukochany tatuś, który jest w te klocki jeszcze lepszy od nas razem wziętych! Spytam się go, a później prześlę Ci jego propozycje, co Ty na to? Haha, wyobraziłam sobie to. Taka nastrojowa muzyka, napięcie rośnie... A tu rozgrywają się znane i gorące rytmy z repertuaru Shakiry. Wlatuje Irek falujący brwiami i Lil, która podnosi ręce tak jak w teledysku tejże piosenkarki podczas " e- e!" Oprócz tego tańczy jak Simowie i wachluje się nozdrzami. - To już wiesz, czym tak naprawdę było dziesięciomiesięczne śniadanie! - rzekła Lil, URADOWANA swym odkryciem! Biedna Kath mogła się gorzej poczuć na wspomnienie tych zapaszków, a ta się cieszy...Ale wiecie, no. Przebywała na błoniach niedawno, a słoneczko ostatnio przygrzewa. Wiesz, teraz są gorsze bajki. Johnny Bravo był fajny, dalej jest! A te małe dzieci z podwórka go nie oglądały... Im beret ryje Chowder i inne takie pierdoły. Może Spongebob Kanciastoporty? Nie, to akurat jest ambitna bajka, bardzo fajna i ciekawa! Lilyanne słuchała opowieści Kath z otwartymi ustami, a i żelek zatrzymał się w drodze to jej otworu gębowego. Musiała mieć minę, która była cechą charakterystyczną Spencerka, a to niedobrze. - Kocha żelki?! Jej, jak miło! I Kaktusy! I nazwaliście go Żelek! - gadała podekscytowana, całkowicie bezsensu. - Mam nadzieję, że nie zajmie mojego miejsca... a nawet jeśli, to cieszę się, że poprawił ci humor wtedy, kiedy ja nie mogłam tego zrobić. - rzekła całkowicie szczerze, wpakowując sobie w końcu tego nieszczęsnego żelka wiśniowego do ust, aby jej szczęka mogła zacząć tańczyć dziką sambę.
Oj no, mówiłam ci - pokaż Demonkowi nasze rozmowy na gg, ale sms-y. O, albo ten plan wycieczki po tym zacnym zadupiu! Będzie z ciebie dumny, zobaczysz. A zresztą, wystarczy, że do niego podejdę z różdżką i pokażę Mroczny Znak, ha! NO TAK - MROCZNY ZNAK! Powiedz, że jesteś sługą Voldemorta, a z pewnością zapomni o argumentacjach. Okej, w takim razie czekam aż Szanowna Pani Wena dotrze do twojego tatuśka. Mam nadzieję, że nie będę długo czekała, bo Ignac, Kazik, Dziecko z dworca zoo oraz Pyton już mi się znudziły, szczerze mówiąc. Czas na coś nowego i mega fajnego! Cóż, Lilka ma takie duże dziurki w nosku? WTF? Przecież niektórych to może kusić.. Kurza tfasz, jak widzisz, towarzystwo Czarnego i Hubercika źle na mnie działa. Muszę znaleźć jakiegoś skutecznego moralizatora, bo z nami nimi coraz gorzej jest. Leen gwałtownie podniosła powieki. Aww, tylko nie dziesięciomiesięczne śniadanie. Tak na marginesie, u mnie w szkole popularne są.. włoskie kanapki. Wiesz, zieloniutkie, owłosione, pachnące. Mniam, mniam! Dziewczyna poczuła, że traci ochotę na żelki. - Liiiil - popatrzyła na nią z wyrzutem. No i dupa. Żelków sobie razem nie pojedzą. Świnka Peppa jest okropna! Raz oglądałam - P O R A Ż K A. "Haaaaalo? Tu dziadek świnki Peppy." Epickie teksty, doprawdy. Wiesz, teraz jak do mnie zadzwonisz to usłyszysz "halo? Tu siostra Dzielnego Piotra, słucham". Złapała się za głowę, gdy Lilyanne rozpoczęła "poważny" temat. - Autumn! To znaczy.. WAYLAND! Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek będzie godny, aby zająć twoje miejsce?! Poza tym, nigdzie się nie wybierasz, będziesz jeszcze długo żyła. A Andrew to zupełnie inna bajka. Nie, nie Johnny Bravo. Jego.. no wiesz, lubię, a ty jesteś MOIM Bakłażanem. Kumasz? - spytała, aby się upewnić czy na pewno dobrze jej wszystko wytłumaczyła. No ale Liluś to kujonek, dobre ocenki ma, nie to co taki nieuk jak Kathleen Tally Jo Gardner. Ponownie wybuchnęła śmiechem. Dzika samba wyglądała.. fantastycznie. Cholera, zazdrościła przyjaciółce takiego talentu. - Musisz mnie tego nauczyć - powiedziała i zrobiła minę smutnego pieska. Pytasz czemu pieska?! NIE WIEM. No.. domyśl się. Nie będę wszystkiego za ciebie robiła, o!
Elena szła korytarzem ze spuszczoną głową. I to wcale nie było spowodowane tym, ze miała jakieś wyzuty sumienia, czy coś, ponieważ Elena nie miała sumienia! Szła tak, albowiem jej twarz była już cała "pocięta" (tak to wyglądało) i nie chciała się jeszcze bardziej ubrudzić krwią. Dotarła w końcu na siódme piętro z niemałym wysiłkiem. W końcu straciła dużo krwi i do tego co chwila się na niej ślizgała. Doszło do tego, ze zdjęła swoje piękne buciki i teraz szła na boso. Ale wracając do teraz... Panna Marion przeszła trzykrotnie wzdłuż ściany intensywnie myśląc: "najlepiej wyposażona sala do eliksirów w całej okolicy". No i gdy przeszła ostatni raz, pozostawiając za sobą krwisty, czerwony ślad, w ścianie pojawiły się drzwi. Pchnęła je i weszła do środka. W sali było czysto i schludnie. Pod jedna ze ścian stał rząd różnych kredensów opatrzonych odpowiednimi napisami np. "zioła", "kryształy", "jady". Po drugiej stronie sali stały regału z książkami do eliksirów. One również były opatrzone napisami, tyle, ze każda półka z osobna, np. "trucizny śmiertelne", "eliksiry wzmacniające", "eliksiry dla dowcipnisiów". Na ścianie na przeciw wejścia wisiała ogromna tablina. Zaraz przed nią stało potężne dębowe biurko. A na środku sali stało pełno ławek ułożonych w czterech równych rzędach. Na każdym ze stolików stały dwa palniki, kociołek i zestaw narzędzi. Tak samo z reszta jak na biurku. -Super... Ale najpierw przydałoby się coś na zatamowanie krwawienia...- mruknęła i w kącie sali, przy ścianie z drzwiami pojawiła się umywalka, lustro i opatrunki. Elena podeszła do lustra i odkręciła kran. Przebyła twarz, jednak wiele to nie dało. Pomyślała sobie, ze przydałby się ktoś, żeby jej pomógł. Zamiast tego, opatrunki same zaczęły się ruszać. Ręcznik wciągał krew, maści smarowały rany, a bandaże owijały jej głowę. Elena spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie, ale cóż począć? Tak to jest jak ma się ochotę użyć czarnej magii w chwili skaleczenia... Dziewczyna zrobiła kilka kroków do tyłu i spojrzała na siebie. Suknia byłą do wywalenia, przydałoby się przebrać. Ledwo to pomyślała, a na jednej z ławek pojawiło się jakaś spódnica do kolan, koszulka, skórzana kurtka i trampki do połowy łydki. No pięknie pomyślała, ale stwierdziła, ze nie będzie wybrzydzać i grzecznie się przebrała. Czuła się jak idiotka, ale to szczegół. Rozejrzała się po sali i wzięła do roboty. Z jednej z półek wzięła książkę z eliksirami uzdrawiającymi. Znalazła odpowiedni przepis i zaczęła warzyć. Na ten eliksir składały się między innymi oko rekina, kora kałczukowca i ząb kota perskiego. Teraz musi się ważyć przez kilka dni. Elena zamyśliła się na chwilę i wyszła przed salę. -Accio eliksiry- zawołała celując z okna w wierzę Gryffindoru. Kilka małych, zakurzonych flaszeczek wleciało przez okno prosto do ręki dziewczyny. Weszła z powrotem do sali. Odkorkowała dwa flakoniki i wlała do kociołka. Wymieszała dokładnie według instrukcji, które znała od dziecka. Dodała kilka łusek smoka, dwie krople czystego spirytusu i szczypta zwykłej pokrzywy. Składniki były świeże. Lepiej by było, gdyby już trochę odleżały, bo dla tych eliksirów, które Panna Marion chciała otrzymać było to jak najbardziej korzystne. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Po jakiś dwóch godzinach eliksir był gotowy. Elena wzięła swój sztylet i zanurzyła jego ostrze w bulgoczącej cieczy. Odczekała dziesięć minut i ostrożnie wyciągnęła narzędzie. Sztylet pięknie się mienił, jakby przed chwilą wyszedł spod goblińskiego ostrza. Jednym ruchem różdżki opróżniła kociołek i zabrała się do warzenia kolejnego wywaru. Znów do kociołka walała kilka eliksirów i długo mieszała. Później dodała dwa oka mandragory, pięć jeden flakonik jadu kobry królewskiej, dwa włosy z grzywy białego tygrysa i... tak, pięć kropel jadu Akromantuli. Mieszała eliksir przez następne trzy godziny. Dobrze by było, gdyby gotował się jeszcze dwie pełnie, ale Elena nie mogła aż tyle czekać. Sztylet mógł być jej potrzebny w każdej chwili. Tak więc przez trzy godziny stała nad tym kociołkiem i mieszała dziwną ciecz szepcząc nad nią jakieś dziwne słowa i zaklęcia. Gdy skończyła, wrzuciła do środka cały sztylet. Zadowolona z siebie wzięła z półek kilka książek i rozsiadła się z nimi w wygodnym fotelu za biurkiem profesorskim. Po kolejnej godzinie odłożyła kartki z powrotem na biurko i podeszła do kociołka. Wylała jego zawartość do otworu ściekowego, który prowadził prosto do jeziora. Wiem co sobie teraz myślicie. Jaka idiotka! Chce zatruć jezioro! Otóż nie, eliksir jest już prawie nieszkodliwy, metal z którego jest zrobiona broń zanurzona w nim, wchłonęła całą truciznę. Teraz lepiej się na niego nie nadziać, bowiem, ten który zostanie nim skaleczony... będzie przez wiele dni umierał w męczarniach. Owszem jest antidotum na tę truciznę, lecz mało kto zna jej recepturą. jedną z tych osób jest oczywiście Elena Marion. Tak więc wytarła nożyk do sucha i umieściła w skórzanej pochwie, którą miała zawieszoną przy podwiązce. Zakryła sztylet spódnicą , wzięła z biurka jedna książkę, którą wcześniej wzięła z półki i po prostu wyszła z sali nie pozostawiając nawet śladu po swojej obecności.
Droga tutaj trochę im zajęła. Najpierw trzeba było przejść przez błonia z ogrodu, później cały zamek, aż na siódme piętro... Ale było warto! Namida tak strasznie długo czekał, nie mógł teraz sobie odmówić. Byli narzeczeństwem! Dżizys, jak to dziwnie brzmiało! On i Simon! Zanim pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń, kilka razy musieli się przejść po korytarzu. Namida nie mógł się zdecydować, co chce zobaczyć po otwarciu drzwi. W końcu jednak drzwi pojawiły się na ścianie, a kiedy do niego weszli... cóż, Nami był pewien, że właśnie to chciał zobaczyć, ciekaw był jednak, jak zareaguje Simon. Było ciemno, jedynym źródłem światła były świece porozstawiane po pokoju, nadające przyjemny, romantyczny nastrój. Ściany pokryte były ciemno szarą tapetą z niebieskimi akcentami. Wiedział przecież, że to ulubiony kolor Simona. Na środku znajdowało się ogromne łóżko z pościelą w różnych odcieniach koloru niebieskiego . Stał za Simonem, chcąc, by dokładnie się rozejrzał. Przytulił się mocno do jego pleców, obemując go w pasie i opierając policzek o jego bark. - Hmm... Czy... czy tak może być? - spytał niepewnie. Właściwie, to może trochę się pospieszył? Może nie tego Simon chciał...?
Pokój Życzeń był idealnym miejscem aby trochę "po grzeszyć". Przynajmniej masz pewność że nikt natrętny nie wejdzie Ci mówiąc "upss". Simon był tam raz przy okazji jakiejś imprezy. A po za tym jako zawzięty Krukon przeczytał całą "Historię Hogwartu" i wiedział o tym magicznym pokoju naprawdę spooooro. Gdy Namida zaproponował żeby poszli właśnie tam, uśmiechnął się sam siebie. Jemu też to chodziło po głowie i czuł się nieco jakby jego chłopak (tudzież narzeczony), czytał mu w myślach. Tak wiec nie rozdrabniając się, Simon trzymając Namidę za rękę dzielnie szedł ku siódmemu piętru, co jego zdaniem trwało zdecydowanie za długo! Jak będzie miał chwile czasu musi w trybie natychmiastowym napisać do dyrektora w sprawie windy w szkole! Przecież to niedopuszczalne, żeby w takiej szkole nie było tak cudownego wynalazku jak winda! No ale teraz to nie o windzie. Gdy już doszli na właściwe piętro, Simon zaczął gorączkowo myśleć co chciałby zobaczyć, ale (chyba z tego podniecenia) w jego głowie nie chciał się uformować żaden konkretny obraz. Gdy nagle znikąd pojawiły się drzwi, zżerany naturalną ciekawością, wszedł do środka.... I oniemiał. Wszystko było takie....Oh aż trudno to wszystko opisać. Ale właśnie o coś takiego studentowi chodziło. Na dotyk Namidy po jego ciele rozeszło się przyjemne i podniecające ciepło, którego chciał czuć jak najwięcej: -Idealnie- i to szepcząc odwrócił się w stronę chłopaka, pochwycając jego pełne usta w sidła namiętnego pocałunku. Nie minęły dwie minuty kiedy już leżał na swoim narzeczonym (łooo mamusi pierwszy raz użył tego słowa OFICJALNIE!), obdarowując go coraz to bardziej namiętnymi i drapieżnymi pocałunkami, błądząc spragnionymi dłońmi bo jego bokach i klatce piersiowej. Chciał czuć że on jest tylko jego i dla niego.
Był bardzo niepewny... Bał się cholernie! Czy teraz to zrobią? Już tak na pewno, na sto procent? A co, jeśli coś pójdzie nie tak?!? O matko, o matko, o matko! Nie chciał, żeby coś poszło nie tak! Odpowiedz Simona nieco go rozluźniła... Co tu dużo gadać, pocałunek nawet bardziej! Aż nie mógł powstrzymać cichego jęku zadowolenia, kiedy wylądowali razem na łóżku, i nawet fakt, że był w tej chwili na dole, jakoś mu nie przeszkadzał. Miał jeszcze czas uświadomić sobie to wszystko. W te chwili skupiał się już jedynie na tych cudownych, dużych dłoniach, które go dotykały. Sam obejmował go mocno za szyje, nie chcąc, by się odsuwał, co rusz przesuwając przydługimi paznokciami po jego karku. Czuł się coraz bardziej spragniony, chciał jeszcze więcej. Przesunął dłonie w dół, najpierw powoli wsuwając je pod koszulę chłopaka, drażniąc skórę na jego bokach i plecach, później ulokował je jednak w tylnych kieszeniach jego spodni, idealnie na pośladkach. Miał ochotę wykrzyknąć, że to tylko jego miejsce, o! Nikt inny nie miał prawda do Simona, był tylko jego, na własność.
Simon nie mógł się opanować, starał się rozdzielać uwagę między ustami i rękami Namidy, ale słabo mu to wychodziło. Gdy poczuł dłonie na swoich pośladkach, z jego ust wydało się (zniekształcone pocałunkiem) mruknięcie zadowolenia. Co chwila po jego ciele przechodziły przyjemne, podniecające dreszcze. W jego głowie latały najróżniejsze, bardzo sprzeczne myśli. Chciał żeby ten „pierwszy raz” był naprawdę niezwykły i niezapomniany zarówno dla Namisia, jak i dla niego... Choć po tym jak się oświadczył, seks wydawał się dziecinnie prosty. Dłońmi buszował po całym ciele swojego chłopaka, Zatapiał swoje usta w Namidzie…Ale przecież nie był tu tylko po to żeby go całować! Bardzo szybko, acz delikatnie pozbył się najpierw bezrękawnika (który był naprawę urzekający) następnie koszulki, odrywając się od pełnych ust Ślizgona, tylko po to aby obdarować pocałunkami nagą szyje, klatkę piersiową, by o chwili wrócić do ust. Jego dłoń zjechała na granicę spodni, ledwie muskając skórę. Simon dobrze pamiętał, jak ostatnim razem to Namida tak robił i w jaki sposób on na to zareagował…
- Doprowadzasz mnie do szału... - syknął, nie mogąc już wytrzymać ani chwili dłużej. Simon się znęcał po prostu nad nim, o! Drżał na całym ciele i sam nie był pewien, czy to z kumulującego się podniecenia, czy może ze strachu. Bo jednocześnie nakręcał się coraz bardziej, i strasznie się bał. Czy na pewno wszystko będzie dobrze, czy sprosta oczekiwaniom... Czy Simon będzie zadowolony, czy nie pożałuje, że zrobił to z nim...? O matko, o matko, o matko! Tyle negatywnych myśli, stanowczo za dużo! Nadal lekko drżącymi dłońmi, pozbył się bluzki Simona, która w tej chwili strasznie mu przeszkadzała. Chciał go już zobaczyć całego, chciał, żeby on był cały jego. Uniósł się na łokciach, nie chcąc dać się tak całkiem zdominować. W końcu nie był żadną dziewczyną, ani nic! Chciał być twardy, stanowczy! Tylko może... może nie w tej chwili, bo teraz to nie miał siły myśleć już o niczym stanowczo, gdy rozpływał się dosłownie pod dotykiem Simona.
+18 Na te słowa Simon uśmiechnął się. Jego gorące pocałunki, powoli, żeby jeszcze chwile podrażnić się z Namidą schodziły zahaczając o szyje, barki, obojczyki. Z czasem sam student nie mógł wytrzymać, i jego duże dłonie zeszły na spodnie Ślizgona i paroma zadecydowanymi ruchami się ich pozbył. Uniósł wzrok, aby jeszcze raz spojrzeć na Namidę i złożyć na jego pełnych ustach jeszcze jeden pocałunek. Równie szybko jak spodni pozbył się bokserek swojego ukochanego. Przygryzł delikatnie dolna wargę z uśmiechem na ustach. Ustami ledwo muskał jego podbrzusze, by po chwili móc złożyć pocałunek na jego przyrodzeniu, przejechać językiem po całej długości. Wsadził sobie ust, pieszcząc językiem, jeżdżąc dłonią, wsadzając coraz to głębiej. Z każdą sekunda pieszczoty były coraz bardziej intensywne, drapieżne, namiętne. Druga dłoń Simona znalazła się w jego własnych bokserkach... Nie chciał od razu przechodzić do rzeczy. W końcu to miała być dłuższa przyjemność...
+18 To niby cały czas trwało, ale w głowie Namidy to były ułamki sekund. Jedna chwila i nie ma spodni, druga - bokserek też nie ma. A w kolejnej chwili już tylko jęczał, nie mogąc się kompletnie powstrzymać. Położył się na plecach i zapatrzył w sufit, chociaż strasznie żal było mu tracić taki widok. Musiał stwierdzić, że za każdym kolejnym razem Simon nabiera wprawy i teraz już nie myślał o niczym innym jak o tej cholernej rozkoszy. Póki co, nie miał żadnych wątpliwości, że tego pragnie. Gdzieś z tyłu jego świadomości kołatała się ta głupia myśl, że może będzie bolało, czy coś... Ale naprawdę, to był jakiś maleńki szczątek zdrowego rozsądku, który już dawno go opuścił. - Simon... - szepnął niemalże, bojąc się zakłócać swoim głosem, unosząc się i odsuwając nieco chłopaka. Sięgnął do jego spodni, odpinając je sprawnie. Dłonie mu już nie drżały, podejrzewał, że to po prostu adrenalina go w tej chwili motywowała. Spodnie nie były problemem, bokserki zresztą też nie. Delikatnie popchnął go w bok, by zamienić się miejscami - teraz to Simon leżał na plecach a Namida znajdował się na górze. Przeszedł pocałunkami od jego ust, przez szyje, klatkę piersiową, brzuch i podbrzusze, aż dotarł do członka, który zaczął drażnić zakolczykowanym językiem. Choć czuł, jak jego policzki pieką i zapewne są zaczerwienione, co chwila zerkał w górę, chcąc pochwycić wzrok Simona, chciał dokładnie widzieć, że Simonowi się to podoba.
+18 Zanim Simon zdążył cokolwiek zrobić, był już bez spodni, sekundę, może dwie bez majtek.Oczywiście dominowanie mu się podobało, Namidzie chyba też. Chwile potem leżał na plecach, obdarowywany pocałunkami, rozkoszujący się dotykiem nagiego ciał swojego chłopaka. Gdy poczuł jego usta, po jego ciele rozlało się podniecenie, a z ust wyleciała kaskada jęków. Podpierał się na łokciach, zaciskając dłonie na pościeli, patrząc swoim szarymi oczami na Namidę. Chciał więcej, więcej, więcej. Czując że jest coraz bliżej spełnienia, odsunął się nieco i złapał pewnie Namisia za ramion, przyciągając go do siebie i ponownie całując go w usta.: -Zróbmy to...-szepnął drżącym głosem z podniecenia. Chciał tego jak nigdy wcześniej. Wiedział ze Namida to odpowiednia osoba, jednany osoba. Delikatnie się przesunął tak aby znaleźć się na odpowiedniej wysokości. Kierował się instynktem, w sumie to jedyne co mogło mu pomóc. Policzył w myślach do trzech... I znalazł się w Namidzie. Uśmiechnął się do niego nieco łobuzerko, zaczął bujać do przodu i to tyłu z błogim wyrazem twarzy.
Bardzo tego chciał, nawet nie miał zamiaru tego ukrywać. Strach teraz grał drugorzędną rolę, wręcz miał go gdzieś. Kiedy Simon się odezwał, ta drobna myśl w głowie Namidy nieco mocniej się już akcentowała... Dobra... O matko! O matko, o matko o matko! Naprawdę to zrobią?! Zrobią! Nami nie miał wątpliwości, na jakiej pozycji wyląduje, i chociaż właściwie teraz to nawet nie grało takiej roli, to mignęło mu, czy w późniejszym czasie nie zostanie potraktowany... no, jak baba zwyczajnie. A przecież taki nie był, no! Prędko sięgnął do swoich spodni, które gdzieś tam leżały... Cóż, sam nie był pewien, dlaczego akurat postanowił to wziąć ze sobą na bal na rozpoczęcie roku, ale... No, powiedzmy, że czekał niecierpliwie na ten swój pierwszy raz z Simonem i wolał być przygotowany. Nie chodziło o to, że nie ufał mu, czy coś, ale... prezerwatywa to jednak dosyć dobry atrybut w przypadku pierwszego seksu, jeśli nie ma się pod ręką lubrykantu... Nie mówmy o tym, gdzie kiedy i w jakich okolicznościach nauczył się je zakładać, po prostu to zrobił. To było... strasznie dziwne uczucie... Nie bolało... no dobra, bolało, ale nie tak bardzo, jakby się tego spodziewał. Może dlatego, że Simon był delikatny...? Nie był pewien, miał zamknięte oczy i mocno zaciskał dłonie na ramionach swojego chłopaka, mimo całego tego zawstydzenia, starając się patrzeć mu w oczy. Co było cholernie trudne... Kiedy zaczął przyzwyczajać się do tego uczucia, wyprostował się bardziej, opierając dłonie na torsie Simona, samemu też zaczynając nieco poruszać biodrami. Jego oddech był coraz cięższy i z trudem powstrzymywał się od głośniejszego okazywania emocji.
+18 To było... Simon nawet nie myślał że to będzie tak. Często jak myślał ogarniał go taki absurdalny strach. Kiedyś uważał to co teraz robili za a-wykonalne, niemożliwe.Oczywiście wyobrażał to sobie, widział często ze szczegółami. Czasem mu się nawet śniło... Było inaczej niż w jego porąbanym umyśle, ale cudownie. Pierwszy raz czuł tak silne i przejmujące podniecenie, przez które robiło mu się cieplej w klatce piersiowej i w brzuchu. To było lepsze niż motylki. Jego oddech był krótki, bardzo szybki, ciepły. Jego biodra poruszały się coraz szybciej, z ust wydawały się coraz głośniejsze jęki, bardzo często pomieszane z najróżniejszymi słowami po hiszpańsku. Pieszczoty, pocałunki, to było nic w porównaniu z... Jego duże dłonie jeździły po udach Ślizgona, co jakiś czas błądząc na nagi tors.
Wyobrażanie sobie tego, było dosłownie niczym w porównaniu z rzeczywistością. Każda noc, której śnił te wszystkie bezwstydne sny, była niczym. Teraz to wszystko działo się naprawdę, a on był tak strasznie bardzo szczęśliwy. Słysząc Simona uświadomił sobie, że wcale nie musi się powstrzymywać, i wcale tego nie robił. Było mu zbyt dobrze, żeby teraz tego nie okazywać. - Simon... - szepnął, pochylając się, by złożyć mocny, stanowczy pocałunek na jego ustach. Nie mógł się wręcz powstrzymać, słysząc, jak mówi po hiszpańsku. Porzucił jednak naukę tego języka, więc nie rozumiał, co mówił. To jednak nie było ważne bo bardzo go kręciło. Tępo przyspieszało, a on już teraz czuł, że niewiele czasu mu będzie potrzebne, by dojść.
+18 Podniecenie buzowało w Simonie. Czuł je w małym palcu u prawej stopy, na czubku głowy, w prawej dziurce nosa, w każdym pieprzyku. Jedna dłoń zsunęła się z nagiego torsu Ślizgona i zacisnęła się kurczowo na pościeli, a druga powędrował do jego ramienia. Chciał czuć tą piekielną rozkoszy do końca życia, w tym momencie dałby się nawet zabić, byle ta chwila trwała dłużej, dłużej i dłużej. Najlepiej w nieskończoność. Jego oddech stał się dużo płytszy, krótszy. Wiedział że zaraz dojdzie, jego ciałem niemal rzucały coraz to silniejsze dreszcze, z ust wylatywały głośne kaskady jęków. Po chwili wszystko się uspokoiło, dłonie się rozluźniły,oczy nieco się przymknęły, a na twarzy wystąpił błogi uśmiech...
Nie było żadnego sensu się powstrzymywać, bo i po jakie licho? Było mu na to stanowczo zbyt dobrze, było o niebo lepiej, niż spodziewał się, że będzie, chociaż wolałby, aby trwało to dłużej, o! Gdy dochodził, już sam siebie nie kontrolował, i aż krzyknął zaciskając mocno dłonie na ramionach Simona, wbijając w nie paznokcie... cóż, na pewno zostaną ślady, ale w tej danej chwili w ogóle o tym nie myślał. Nie mógł uwierzyć, że to już po wszystkim. Widząc jednak uśmiech na twarzy Simona, sam nie mógł się powstrzymać i także się uśmiechnął. Czuł się tak przyjemnie zmęczony i spełniony. Uniósł się, kładąc się na wielkim łóżku obok Simona i przytulając się do niego mocno. Od razu pozbył się prezerwatywy, rzucając ja gdzieś daleko, a zaraz po tym wpił się z całą mocą w słodkie, zaczerwienione od poprzednich pocałunkach, ustach Simona. - Te quiero, cariño. - szepnął, lekko zachrypniętym głosem... to zapewne od tego krzyku... Wiedział, że jego hiszpański akcent jest beznadziejny, ale... ostatnio, gdy mówił coś takiego po hiszpańsku, to Simon wydawał się bardzo szczęśliwy. A ta chwila, jak najbardziej, była wyjątkowa.
Simon z przymkniętymi oczami, rozkoszował się resztką tego cudownego uczucia, które uciekało z niego jak gdyby miał w brzuchu wielką dziurę. Otworzył czy dopiero gdy ciepłe usta Namidy dotknęły jego ust. Ochoczo odpowiedział a pocałunek wodząc dłonią po plecach swojego chłopaka. Słowa wywołały bardzo szeroki, ciepły uśmiech: -Te amo demasiado, Nena - bardzo lubił jak Nami mówił do niego po hiszpańsku. On sam kiedyś starł się choć trochę nauczyć japońskiego ale nic mu z tego nie wyszło... Może i lepiej. Skaleczyłby język i zniszczył dobry smak jego dotycząc. Położył się na bok, i oczami błyszczącymi ze szczęścia,podekscytowania i nieco rozmarzonymi, patrzył na swojego narzeczonego. Mógł by tak leżeć cały czas...
Jakże było mu dobrze... Nakrył ich nagie ciała lekką, jedwabną narzutą, było zbyt ciepło na cokolwiek innego. Przytulił się mocno do Simona, cmokając go lekko w szyje. Po chwili namysłu, przygryzł lekko skórę, robiąc malinkę. Ta, którą zrobił w Nowej Zelandii już dawno zniknęła. Przecież trzeba było pokazać innym, że jest tylko jego, o! - Aaaaaww... Mój kochany... - szepnął, tuląc się mocno. Nie mógł uwierzyć... Chociaż nie, właściwie, to już wierzył. I tak strasznie mocno się cieszył. - Simon... podobało Ci się? - spytał cicho. Może nie było to zbyt... odpowiednie pytanie... Ale nie mógł się powstrzymać. - Było dobrze...?
Czuł bicie jego serca, ciepły oddech. Ta chwila wydawał się być wyrwana z kompletnie innej, lepszej rzeczywistości. Z malinki się nawet cieszył, lubił to uczucie. Na pytanie swojego chłopaka uśmiechną się nieco, i przejechał czule dłonią po jego twarzy. Podobne pytanie chodziły mu po głowie,ale nie potrafił zapytać: -Było...naprawdę cudownie-wydał z siebie długie, rozmarzone westchnienie. Przypomniało mu się jak rozmawiali któregoś dnia na Wielkiej Sali i spalaniu kalorii. Znów uśmiechną się pod nosem i zapytał: -A Ty? Czy to było to...?
- Oj tak, stanowczo, to było właśnie to. - przygryzł lekko wargę, bo miał ochotę uśmiechnąć się jak głupi. Był tak strasznie szczęśliwy, że nie mógł się jednak powstrzymać. Więc tylko tulił się mocno do Simona, co rusz przesuwając dłonią po jego torsie, drażniąc go lekko paznokciami. - Tak strasznie się cieszę... No wiesz, że zaczekałem na Ciebie... że to Ty byłeś tym pierwszym. Bo... bo ja nigdy nie chciałem, żeby to był byle kto... A Ty jesteś wyjątkowy... Najważniejszy dla mnie na caaałym świecie... - mówił cały czas wtulony w szyje narzeczonego. Takie otwarte deklaracje nie były dla niego, ciężko było się przemóc, ale starał się.
To co powiedział Namida... było po prostu słodkie, no! Co prawda Nami powiedział to do jego szyj, ale liczy się gest. Uwielbiał takie deklaracje, mimo że nie słyszał ich zbyt często. To takie miłe wiedzieć że ktoś Cie potrzebuje.: -Vice versa, kochanie-wplótł swoją dłoń w niego- Nigdy nie byłem tak bardzo szczęśliwy, nigdy mi na nikim tak bardzo zależało. -pocałował swojego chłopaka w głowę, uśmiechając się delikatnie.Czuł się naprawdę cudownie, i to nie tylko przez seks, przez samą myśl że ma kogoś takiego jak Namida, na własność.
- Aaaaaww, słodki jesteś. - zaśmiał się cicho, w końcu odsuwając się ciutkę, by na niego spojrzeć. Wsunął dłoń we włosy chłopaka, przeczesując je delikatnie. Zrobiły się strasznie długie, przez ten okres, jak byli ze sobą, przynajmniej Namidzie się tak wydawało. On sam swoje własne przedłużał z tyłu a ogolił po bokach... no, a poza tym ciągle coś z nimi robił, więc nie było co porównywać. Trochę żałował, że nie był matemorfomagiem i musiał włosy farbować, ale przynajmniej miał z tego trochę zabawy... Jego siostra właściwie więcej, bo to ona je farbowała. Odgarnął Simonowi włosy za ucho, jednocześnie przyglądając się małemu kolczykowi, który dał mu na urodziny. Naprawdę, ślicznie się prezentował. Był cholernie drogi, ale... warto było, o! - Chcę zrobić sobie tatuaż. - powiedział nagle, spoglądając wprost w szare oczy chłopaka - Zdecydowałem się już.