Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
+18 Najdroższy Boże. Głęboka wiara jest ważna. Pozwala ona unosić się powyżej nieprzyjemności, które na tym świecie już stanowiły stały ocean zła. Ktoś kiedyś ją pokocha. Ktoś kiedyś ją doceni. Ktoś kiedyś nauczy ją, że nie warto bawić się ludźmi i ktoś powie jej, że nie powinna być chłodna jak mroźne poranki i nie powinna się wstydzić by mówić o swoich uczuciach. Ktoś jej to wszystko powie w rytmie ulubionych piosenek, co by szybciej to do niej dotarło. Ona wreszcie to przyswoi, bowiem jest Krukonką, a te zwykły szybko się uczyć. Ona do góry uniesie całą siebie, by po prostu zacząć te nauki wprowadzać w życie i z uśmiechem powie, że rzeczywiście od tej pory wszystko będzie dobrze. Bo Lyons jej nie pokocha. Doceniał jej ciało, widział w nim wszystko, co powinna mieć seksualna partnerka, nie widział w niej niczego, co powinna mieć życiowa partnerka. Była do połowy pełna jeśli chodziło o coś, co mogła mu zaproponować. Handel ciałem w tym związku dla utrzymania tej wierności? Możliwe. Możliwe, że właśnie teraz zaczynała się licytacja wchodząca na co raz wyższe kwoty z każdym pocałunkiem. Bo dobry Bóg na pewno już dawno zamknął oczy, gdy widział cóż za pakt się między nimi zrodził. Gdy Seth bestialsko zrywał z niej kreację, gdy ona myślami szła co raz dalej myśląc jak powinna go zadowolić. W jakiej nagości przed nim się ukazać, w którym momencie swojej gotowości... I to wszystko stało się nagle. Zdarł z niej całkowicie sukienkę przez moment jeszcze gładząc jej ciało, znęcając się nad jej piersiami, bo przecież nie zwracał uwagi na to czy może jej zadać ból. A ona na każde mocniejsze ściśnięcie odpowiadała jedynie zagryzaniem wargi i prężeniem ciała do podobieństwa struny, co by tylko oddać mu się jak najlepiej umiała. Jeszcze chwila, a on postanowił wpierw spenetrować ją w ten inny sposób poza tradycyjnym, który uznawało się do zatwierdzenia iż doszło do aktu seksualnego. I właśnie w tej samej sekundzie, gdy zaczął zaspokajać ją w ten sposób, ona nie miała innego wyjścia jak tylko wydać z siebie ciągły krzyk układający się gdzieś w jego imię, w wezwanie Boga... Cokolwiek, co mogłoby ulżyć w wyrażeniu przyjemności, która nie chciała rozpłynąć się po jej ciele, a wibrowała niebezpiecznie blisko każdego miejsca w jej ciele. Przyłożyła zatem dłonie do piersi, które przed momentem były jeszcze tak bardzo dręczone, teraz sama zacisnęła na nich dłonie rozsuwając mocniej nogi, z którymi walczyła, bo przecież te chciały się zacisnąć. Zatrzymać proces choć na chwilę. Zamknęła oczy, choć za moment je otworzyła gapiąc się w sufit, choć właściwie nic tam nie widziała, bo omamił jej wszystkie zmysły. Nie pozostawił jej nic, co mogłoby trzymać ją przy tym świecie. Była dla niego uległa, prężyła się, czerwieniała, nabrzmiewała ku niemu. Zdawała się być poddana wszystkiemu, co się tu działo pomimo tego, że było to bezpruderyjne, bez zasad, bez żadnych norm. Oddech przyspieszał, serce co raz szybciej biło i nie było szans, żeby zwolniło. Jęk za jękiem powoli opuszczał jej suche usta, który nie zdołała już zwilżyć koniuszkiem języka, bo zaraz musiała odpowiadać na kolejną pieszczotę. Odszukała ślepo dłonią jego wolną rękę i pociągnęła ją po swoim brzuchu aż do serca, które biło teraz tylko dzięki niemu. Chciała, żeby to czuł, by wiedział jaki był i jest dla niej ważny, jak wiele stracił przez wszystkie wieczory gdy byli oddaleni od siebie. Daleko... Zbyt daleko. Była gdzieś pomiędzy rajem, a rozpłynięciem się byle gdzie, choć nie mogła. Nie mogła go zostawić. Dopiero co wróciła. Musiała tu być cały czas. Jeszcze sekunda i pociągnęła jego dłoń do swoich ust delikatnie muskając ją ustami, a zaraz potem zacisnęła żeby na jednym z jego palców tym samym blokując kolejny dźwięk rozkoszy. Była taka jakiej potrzebował.
Cichy, aczkolwiek co najmniej nieprzyjemny w brzmieniu, śmiech wydarł się z jego gardła. Spytacie pewnie, cóż takiego było śmiesznego w tym, że kobieta odpowiadała na pieszczoty swojego partnera seksualnego i wykonywała niekontrolowane ruchy, wydając odgłosy, które doprowadzały go na skraj opanowania? Właśnie w tym rzecz, że to nie było zabawne. To było cholernie podniecające i pociągające w swojej naturalności, zachęcające do dalszych, jeszcze intensywniejszych zbliżeń, jednak Seth był po prostu na tyle zadowolony, że aż rozbawiony. Nie rozumiecie? Nic dziwnego. Czerpał z tej chwili ogromną satysfakcję, co zresztą nie powinno nikogo dziwić. Zadowalanie partnerki zazwyczaj powoduje, że… wróć. Zadowalanie partnerki? Pierdolenie! Jego nie interesowało to czy Mandy dobrze się czuje w obecnej sytuacji. Może wcześniej tak było, ale w tym momencie to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Czemu miałby się tym kłopotać skoro jemu było z tym dobrze? Wiła się pod nim, nabita na jego dłoń i prawie, że gwałcona brutalnie, a z każdym kolejnym dźwiękiem jakie opuszczały jej usta, on czuł, że cały płonie. Niczym rozpalona raz zapałka, wybucha w nim gwałtowne gorąco, porywające w swojej magii chwili i niemożliwości zaniechania dokonywanego czynu. Nie mógł się powstrzymać od tego aby nie pieprzyć jej w tym jakże zdrowym rytmie, bo zbyt dobrze wiedziała jak zaspokoić jego chore pragnienie dominacji. W tym momencie wzrok i słuch były dla niego najważniejszymi zmysłami, a skupiwszy się na nich całkowicie, zupełnie przestał myśleć, zastanawiać się nad tym co się z nimi działo. Czuł jak podniecenie rozsadza mu powoli pachwinę, ale wtedy coś go otrzeźwiło. Absolutnie nie zwrócił uwagi na to, że przez moment mógł poczuć jak bije jej serce. Był zbyt mocno skupiony na sobie i na tym jak chora część jego osobowości skandowała imię MMS, w podziwie dla jej umiejętności odpowiedniego reagowania. Kiedy jednak zacisnęła zęby na jego palcu, wyrwała go z transu w jaki wpadł i sprawiła, że jego ręka momentalnie znieruchomiała. Przyjemny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Nie zastanawiał się nad tym jak to zrobić, nie było na to czasu, więc po prostu zerwał z siebie resztki odzienia, uprzednio muskając, drażniąco i po raz ostatni, jej kobiecość wilgotnymi palcami. Cóż dalej opowiadać, skoro Lyons postanowił przejść do właściwego punktu programu. Jeśli jednak wyobraziliście sobie to jak po prostu w nią wchodzi i zaczyna pieprzyć jak każdą inną to bardzo się myliliście. On zawsze wybierał pozycje, które gwarantowały największą dominację mężczyzny nad kobietą, a to czy szkolił się w tym temacie czy pozostawał samoukiem należał już do faktów bliżej nieznanych. Nikt w to jeszcze nie wnikał i mogę Ci zapewnić, że Ty też nie chcesz tego wiedzieć. Chwycił ją za uda i zamiast pociągnąć je na boki, tak by mieć większy dostęp do jej miejsc intymnych, on zrobił coś dokładnie odwrotnego. Zacisnął jej nogi i uniósł je w taki sposób, aby jej kolana przylgnęły do piersi. Wtedy też zbliżył się jeszcze bardziej, układając stopy Mandy na swojej klatce piersiowej i powracając rękoma na wysokość jej, odkrytych na jego wygłodzone spojrzenie, pośladków. Nakierował czubek członka na jej wejście i obrzuciwszy ją pożądliwym spojrzeniem, naparł na nią, wchodząc jednym, długim, aczkolwiek zaskakująco powolnym ruchem. Dziewczyna jednak nie miała zbyt dużo czasu na przyzwyczajenie się do penetracji czymś o większych gabarytach niż poprzednio, bo i Seth nie dał jej na to czasu, zaczynając poruszać się szybko. Dobrze wiedział o tym, że najpewniej właśnie sprawia jej ból, a i miał jednoczesną świadomość, że nie jest to spowodowane faktem tego, że nie rozciągnął jej należycie. Pchał ją mocno, prosto w szyjkę macicy co samo w sobie było bolesne, a gdy połączy się ten fakt z tym jakie tempo narzucił…
+18 Mandy przecież miała już teraz niewiele do powiedzenia, poddawała się kolejnym pieszczotom ledwo co kontrolując oddech, który wydawał się zanikać pomiędzy gwałtownymi uderzeniami serca, które teraz pompowało krew co najmniej osiem razy mocniej, gdy tak zwijała się przed nim i prężyła, co by tylko móc zapewnić sobie i jemu maksimum przyjemności. Potrzebowali tego, prawda? Potrzebowała mu przypomnieć co stracił. Nie tylko po to by dowartościować się gdy będzie stąd odchodziła. Może też dlatego, by po prostu poczuć tę moc rozchodzącą się po ciele, gdy jesteś z kimś, z kim powinieneś być właśnie w takich sytuacjach. Potrafił o nią dbać. Całować jej ciało dopóki nie przestawał się kontrolować. A do tego przecież za chwilę miało dojść. Prawda? Wciąż tkwił w niej rozdzierając ją od środka, gdy stawała się co raz bardziej gotowa, gdy świdrowała na krawędzi osiągnięcia spełnienia, a gdy już miała je osiągnąć pozostawił ją na moment samej sobie, co zdecydowanie się jej nie podobało, aczkolwiek zamiast wydać z siebie pomruk niezadowolenia wykorzystała moment na złapanie oddechu, aczkolwiek długo jej przecież nie zostawiał w samotni cielesnej, bo za moment rozpoczął układanie jej tak, co by tylko pasowała do niego jeszcze bardziej niż zwykle i wtedy rozpoczął napieranie na nią mocno, zbyt mocno. Na tyle gwałtownie, że jeszcze przez moment rozchodził się po niej przyjemny dreszcz, a potem nastąpiła fala bólu, który spiął ją jeszcze bardziej, a ona zebrała w pięści prześcieradło próbując w ten złagodzić choć odrobinę doznanie, które na ten moment odwiodło ją od przyjmowania fali ciepła, które do tej pory otulało ją ciasnym uściskiem. - Kurwa mać, Seth! - Rzuciła gdzieś pomiędzy kolejnymi ruchami, jakby próbując go nogą spowolnić, aczkolwiek to chyba nie podziałało. Wszak unieruchomił ją... I to dość skutecznie. Wyciągnęła zatem rękę do jego przedramienia, w które wpiła paznokcie, by zwolnił uścisk choć odrobinę, gdy ona dokonała dość ryzykowanego manewru i przesunęła nogą po jego brzuchu próbując zwrócić jego uwagę na swoją osobę. A gdy tylko już wydawało się jej, że być może coś do niego dotarło przebrnęła dłonią po swojej łydce, bo przecież nie miała teraz sposobności do skradania pocałunków czy dotykania go w jakikolwiek delikatny, miłosny sposób zachęcający go do zwolnienia gry, ale zadowolenia ich obojga. - No już Seth, wiem że mnie chcesz kochać... - Wyprowadzając te słowa ze swych ust skupiła dłonie na jego biodrach po których przebrnęła drogę w dół i w górę, w kółko, co by zapewnić go, iż wciąż chce z nim tu być. Mimo tego, że ból zdążył zmieszać się z wibrujących wariactwem, a ona nawet chciała poprosić by kontynuował... Aczkolwiek czy rzeczywiście musiała go do tego zachęcać? Wszak od początku spotkania brał wszystko sam. Seth... Tak bardzo jego, ale nie tak bardzo jej. Przykre.
Nie, to nie podziałało. Jakże jej słowa mogły dotrzeć do kogoś, kto aż tak był zaślepiony zwierzęcą wręcz żądzą? To było trochę tak, jakby głaskać kogoś piórkiem po karku, podczas gdy potrzebował tak naprawdę tysiąca biczy uderzających o plecy, aby wrócić myślami do rzeczywistości. Zabawne, że jeszcze nigdy tak bardzo jak teraz nie było mu obojętne kogo wciskał w materac i komu sprawiał aż taki ból, aby musiał mieszać przekleństwa z jego imieniem w desperackiej próbie ulżenia sobie w cierpieniu rozsadzającym pewne części ciała. Miał sentyment do MMS i być może właśnie dlatego nie starał się nawet panować nad swoimi ruchami, świadomie krzywdząc ją tak bardzo jak tylko mógł. Odeszła od niego, a teraz wróciła i chciała namieszać mu w głowie. Udało się jej. Okręciła go sobie wokół palca tak jak dawniej bez najmniejszych kłopotów, jednakże to nie zmieniało jednej rzeczy. Był poirytowany, a wręcz zły na nią, że zniknęła. Nie pokazywał tego, to siedziało zbyt głęboko w jego mrocznej duszy by móc normalnie się wydostać, a więc pewnie dlatego teraz rżnął ją jak najtańszą dziwke, wbijając paznokcie w jej zgrabne nogi z taką siłą, jakby chciał wyrwać z nich fragment mięsa. Przebił się wręcz do krwi bez najmniejszych kłopotów, jednakże nie poruszał dłońmi i po prostu ją przytrzymywał w wygodnej dla siebie pozycji. Wciągnął powietrze z cichym sykiem i jakby na sekundę trochę oprzytomniał, czując jednocześnie, że jest straszliwym paradoksem. Z jednej strony na kilka sekund odzyskiwał wtedy świadomość, a z drugiej czuł, że im częściej i mocniej to robiła tym bardziej miał ochotę na to by dawać jej ku temu podstawy. Jego wnętrzności jakby zatańczyły, ale zwolnił uścisk na jej nogach, przez chwilę nawet gubiąc gdzieś rytm pchnięć co wyglądało trochę tak jakby cała machina się rozregulowała. Obrzucił ją piorunującym spojrzeniem, zupełnie tak, jakby karcił za jakąkolwiek próbę oswojenia go czy ogarnięcia chociażby na chwilę, ale niezbyt długo się tym przejmował, bo ta złowieszcza część jego natury znowu znajdowała drogę wyjścia, przebijając się leniwie poprzez jego świadomość. Przytomne spojrzenie, które na te kilkadziesiąt sekund odzyskał, nagle gdzieś zniknęło, a dłonie chwyciły ją na wysokości talii, kreśląc na niej długie, czerwone linie, przechodzące kolejno przez biodra i pośladki. Nadal kontynuował pchnięcia, które na nowo odzyskały swój rytm, jednak coś z jej uwag chyba do niego dotarło, bo mimo, że wciąż musiał sprawiać jej swego rodzaju ból, to na pewno nie robił tego z taką intensywnością jak wcześniej, ograniczając się jedynie do szalonego tempa, wyzbywając się wcześniejszej siły, z jaką napastował jej organy rozrodcze. Patrzcie jak bardzo się zmartwił jej stanem! Powinna to docenić, wszak rzadko kiedy można było go ogarnąć, gdy już przystępował do dzieła. Wtem nagle i raczej dość niespodziewanie nieco się nad nią pochylił, sprawiając że jej nogi wbiły się w jego klatkę piersiową i brzuch, a kolanami została nieco mocniej przygnieciona do miękkiego materaca. Jedną z dłoni przesunął po jej szyi ruchem bardzo chciwym i zaborczym, kto wie czy nawet nie bardziej pożądliwym niż spojrzenie, którym ją w tym momencie taksował, a to był taki wzrok, że z pewnością mogła się teraz poczuć najważniejsza oraz najpiękniejsza na świecie. Było zupełnie tak, jakby on znowu należał do niej, a ona do niego, a tego wszystkiego dopełniło to, że ta sama dłoń zaraz wplotła się w jej włosy pociągając je nieco. Nie zrobił tego jednak mocno, bo nie chciał zrobić jej już krzywdy. Agresję rozładowywał zaciskając palce drugiej już nie na jej ciele, a na prześcieradle obok, tak mocno, aż pobielały mu knykcie, a intensywnością ruchów i szybkością oddechów można było mierzyć jego odległość do nieubłaganie zbliżającego się spełnienia.
Można w tym być. Pęknąć na sto tysięcy kawałków. Szczególnie gdy jest się dziewczyną o imieniu Mandy Maurine Saunders i facetem o imieniu Seth Morpheus Lyons. Jeśli los przyniósł Ci ten zaszczyt bycia nimi choć przez chwilę, chociażby za sprawą eliksiru wielosokowego, to pewnie już wiesz jaki to ciężki żywot wciąż być gwiazdą. Kimś, kto zasługuje na więcej, ale dostaje mniej, a głód jest nieposkromiony. Uczucie odrzucenie rozkłada w nich skrzydła, a żądza ciał po prostu dyktuje warunki i plan każdego dnia. Tego nie pokonasz, być może nie zrozumiesz. To trudne, aczkolwiek nie do niewykonania. Za którymś po prostu jedno w drugim się rozpływa, jakby poszukiwało pomocy. Częstuje to drugie słowami wyciągniętymi z najtańszych romansów, ale zabawne, że słowa te nagle zyskują na wartości i wydają się być spełnieniem marzeń... Niestety to tylko krótka chwila. Choć adresat pamięta, nadawca wydaje się być głuchy na wspomnienia, których jest autorem. Tak jak teraz Mandy doskonale pamiętająca wspólnie spędzone chwile i to, jak ciężko było jej zrozumieć w czym jest gorsza od Scarlett, gdy właściwie są fizycznie prawie identyczne, a przecież ma doskonalszą osobowość niż siostra. Może to litość? Nic nie znacząca pomyłka? Nie. Nie myśli o tym. On przecież właśnie teraz się z nią kocha i ani mu w myśl, po prostu odrzucić ją na rzecz kogoś innego. To może stąd ta agresja w kolejnych pchnięciach, która teraz zelżała, jednak uczucie dyskomfortu nie mogło jej opuścić. Czuła się w pewien sposób zbesztana, choć została nagrodzona chwilą uwagi w postaci czułego dotyku, którego miała deficyt... Potrzebowała Sethowych dłoni nie tylko zwiedzających jej ciało z taką zaciętością jak wszyscy turyści najpiękniejsze zabytki. Potrzebowała schować się w jego ramionach w gorszy dzień. Potrzebowała tego... Tak cholernie potrzebowała. Ale byli w pułapce. Ona nie potrafiła go oto poprosić, a nawet gdyby... To on nie potrafiłby tego szczerze jej dać. I to właśnie ta gorzka myśl przebiła bańkę gdy wszystkie jej mięśnie spięły się, a ona w tej swoim zwiniętym ciele przeżyła spełnienie wydając z siebie pojedynczy krzyk, który połączył ich w tym momencie całkowicie. Jeszcze kilka chwil i on postanowił ją uwolnić, a gdy wreszcie to zrobił... Obolała MMS odnalazła jego ciało, które teraz bezwładnie leżało na łóżku, a ta powoli wdrapała się na jego klatkę piersiową by się do niego przytulić. Od tak... Dla potrzeby drugiego człowieka, o którą nie mogła prosić głośno. Nigdy.
Tanner szedł powoli korytarzami, dumny i zadowolony, w drzwiach przepuszczając oczywiście przed sobą dziewczynę. Jak to mówią, po co przepuszcza się panie przodem? Oczywiście po to, żeby popatrzeć na ich pupy. Katherine miała, jak to przystało na piękną dziewczynę, ładną pupę, zgrabną, taką, że chciało się ścisnąć i nie puścić. Tanner uśmiechnął się szeroko na samą myśl o tym pod nosem, ponieważ już niedługo będzie miał okazję dokonać tego, na co miał aktualnie ochotę. Gdy doszli do wejścia do Pokoju Wspólnego stanął obok ściany i zaczął przechadzać się w jedną i drugą stronę, myśląc o pokoju dla przypadkowych dwóch osób, które poznały się całkiem niedawno i mają ogromną ochotę się zabawić. Po trzecim razie drzwi do Pokoju Życzeń pojawiły się w ścianie, uchylone zapraszająco. - Zapraszam, panie przodem, oczywiście - uśmiechnął się lekko, wskazując ręką na drzwi, w geście zaproszenia. Właściwie, nie miał kompletnie pojęcia co znajdzie w środku. Poza tym, jeśli coś im się nie spodoba, w środku można już spokojnie dopasować pokój do ich wymagań. - Pomyślałem o dużej ilości czerwonego wina, mam nadzieję, że Ci się podoba - powiedział, zbliżając się do niej jeszcze na chwilę i cmokając ją delikatnie w szyję, jedną ręką przyciągając dziewczynę do siebie. Po chwili jednak puścił ją i odsunął się delikatnie, czekając, aż wejdzie do środka.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine na chwilę obecną nie wiedziała czy robi dobrze czy źle. Wiedziała jednak, że dobra zabawa na pewno uda się z owym Ślizgonem, a później będą mogli sobie bez problemów spojrzeć w twarz gdy się spotkają na szkolnym korytarzu. Był tylko jeden problem. Wielu po seksie z Kattie po prostu chciało więcej i więcej aż w końcu się w niej zakochiwano. Po prostu taki już miała swój urok. Gdy drzwi się otworzyły oczywiście pierwsze weszła do środka, nawet uśmiechając się do siebie, bo wiedziała że faceci często gapią się na jej tyłek. Tanner wiedział też że jest ona typem sportowca więc musi codziennie biegać a także trenować, przecież jest pałkarzem w drużynie a to wymagało siły i zobowiązań. Ponoć rzadko kiedy spotykano dziewczyny na pozycji pałkarzy w drużynach Quidditcha. -Tanner, Tanner, Tanner uwielbiam wino, zwłaszcza czerwone, ale nie muszę być pijana byś zaciągnął mnie do łóżka- powiedziała, śmiejąc się przy tym. Zadrżała delikatnie gdy cmoknął ją w szyję. Pewnie podobały mu się też jej perfumy z nutką werbeny. Ona uwielbiała ten zapach. -Tak mi dobrze, tak mi rób- wymruczała niczym rasowa kocica. Przymknęła na moment oczy by wyobrazić sobie to co zazwyczaj miała tutaj w Pokoju Życzeń i tak na środku pokoju pojawił się okrągły materac, bardzo wygodny materac a na nim czarna aksamitna pościel przetkana srebrno-zielonymi nićmi. -Podoba ci się?- zapytała przesuwając dłonią po jego włosach. Spojrzała jeszcze raz w stronę łóżka a potem znowu na niego. -Misiu nalejesz nam wina?- uśmiechnęła się lekko po czym odsunęła się od niego i ruszyła w stronę łóżka. Tam zdjęła buty i usiadła na samym jego środku. Teraz obserwowała chłopaka z daleka.
Miała szczęście, bo on nie był typem osoby, która wraca. Owszem, wracał często wspomnieniami do przeszłości, do momentów, które mu się w życiu udały. Jednak nie wracał nigdy do osób. Jeśli powiedział sobie, że coś jest na jeden raz, na ten krótki moment, zawsze się tego trzymał. W końcu właśnie na tym polega cała frajda, prawda? Żeby znaleźć sobie kogoś, z kim można zabawić się raz, a porządnie, bez żadnych ograniczeń i zobowiązań. Po co później mieć na sumieniu jakieś zranione serduszko? Po co dać sobie zranić serce? To wszystko się nie kalkuluje. - Wiem o tym doskonale. Nie chcę tylko Cię wykorzystać i porzucić. To znaczy, chcę. Tylko chciałbym się przed tym odrobinę zrelaksować, właśnie winem - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy wchodząc do pokoju za dziewczyną i zamykając drzwi. Jak dobrze! Zerknął na łóżko, które pojawiło się na środku, w barwach domu, z jakiego pochodzili. On o tym nie pomyślał, więc musiała to być sprawka Katherine. - Może jeszcze.. - na łóżku pojawiły się płatki róż, do tego materac zamienił się w niziutkie łoże z baldachimem, z którego zwisały dwie pary kajdanek, a na poduszce leżała chustka, coby przewiązać komuś oczy. Któremu z nich? Tego Tanner jeszcze nie ustalił. - Teraz jest idealnie - uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę butelek wina, stojących na malutkim stoliczku. Nalał go do kieliszków i podszedł do dziewczyny, w połowie kładąc się, a w połowie siedząc na łóżku. Podał jej kieliszek, obserwując napój, kołyszący się niebezpiecznie w jego własnym.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine uwielbiała pić wino, ale po prostu do tego się nie przyznawała. Nie musiała zresztą zdradzać mu wszystkich swoich tajemnic bo stałaby się nudna prawda ? No właśnie. Przysunęła swój kieliszek do kieliszka chłopaka. -No to za Slytherin i za dobrą zabawę- powiedziała po czym uśmiechnęła się szeroko. Z jednej strony podobało jej się, że mogła dla odmiany spędzić trochę czasu z kimś normalnym, nawet jeśli miał to być tylko koleżeński seks. -Wykorzystać i porzucić. Masz rację, warto chociaż sprawić pozory, że komuś na kimś chociaż odrobinę zależy prawda? Wtedy zabawa jest przyjemniejsza- powiedziała a wstając z łózka dotknęła jedną dłonią kajdanek a potem przesunęła dłonią po chuście. -Lubisz takie skrajne zabawy?- zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy, wpatrując się w niego tym swoim rozbawionym spojrzeniem. Pomyślała, że mogłaby tu być jakaś dość żywa muzyka więc zaraz pojawiła się w tle melodia.
You can holler, you can wail You can swing, you can flail You can thump like a broken sail But I’ll never give you up
Poleciały w tle pierwsze nuty tej piosenki. Katherine zaś całkiem dobrze zaczęła się wtedy bawić. Zaczęła tańczyć sama w rytm melodii z kieliszkiem wina w dłoni. Zaraz pewnie znając siebie zażyczy sobie ognistej whiskey. Potem będą się kochać parę razy pod rząd a na koniec spędzą trochę czasu po prostu leżąc wtuleni w siebie by cały alkohol opuścił ich ciało. Wtedy wytrzeźwieją i będą mogli spokojnie jakby nigdy nic opuścić to miejsce. Teraz natomiast skakała i poruszała się w miejscu niczym zawodowa tancereczka. Muzyka bardzo jej odpowiadała. Obserwowała tym samym chłopaka po czym zbliżyła się do niego i dała mu soczystego buziaka w usta. -Dołączysz do mnie?- zapytała po czym zdjęła bluzkę i znowu zaczęła się kręcić w miejscu. Szalona dziewczyna.
Przechodząc odpowiednią ilość pod pokojem życzeń, czekałeś aż pojawią się wrota, które doprowadzą Cię do skarbu. Kiedy jednak przekroczyłeś próg, wcale nie poczułeś ulgi. Wnętrze okazało się być pełne półek z licznymi skarbami. Wszystko wskazuje na to, że tak łatwo nie znajdziesz swojego przedmiotu.
Gracze w odpowiednim temacie losują kostką. Tylko dwie na sześć kostek są pomyślne. Jeśli wylosujecie kostkę o wyniku negatywnym - musicie powtórzyć losowanie dopiero następnego dnia. Ma to na celu oddanie lepszego klimatu wielodniowych poszukiwań. Tyle ile wam dni zajmie wyrzucenie prawidłowej kostki - tyle waszym postaciom dni zajęło odnalezienie skrzyni ze skarbem. Oczywiście nie musicie codziennie pisać fabularnego postu, wystarczy, jak w chwili, gdy uda się wam wylosować dobrą kostkę - w poście fabularnym zaznaczycie, ile zajęło to dni. Zachęcamy, aby w czasie całego tego eventu, który składać się będzie z trzech etapów - wspominać w pobocznych wątkach, o tym, że zadanie, które otrzymali, rzeczywiście wymaga od postaci wiele pracy, a niekiedy niemal spędza sen z powiek!
1. Na najwyższej półce pod tuzinem innych skrzynek dostrzegasz jedną opatrzoną znakiem sfinksa. Pewny tego, że to ta właściwa podchodzisz do prób wydobycia skrzyni. Niestety kończy się to dla Ciebie bardzo niefortunnie. Kuferki ze szczytu upadają na ziemię, a z nich zaczyna się wydobywać duszący pył. Zaczynasz mocno kaszleć, więc czym prędzej opuszczasz pokój życzeń. 2. Niemal cały dzień spędzony w tym miejscu tym razem się opłacił. W łapach marmurowego gryfa dostrzegasz skrzynię, która wydaje się być tą właściwą. (Jeśli twoja postać pomogła jakiejś postaci, która wyrzuciła pięć oczek i było to rozegrane fabularnie - możesz przyjąć iż znalazła skrzynię od razu). 3. Wizyta w pokoju życzeń trwa bardzo długo. Ty za to pokonujesz już, jak Ci się wydaje, setny rząd półek z kolei. Obracasz się za siebie świadom, że chcesz już wrócić, kiedy dociera do Ciebie, że nie masz pojęcia którędy tu przyszedłeś. Pozostaje Ci spędzić tu noc, i tak nie masz siły na dalsze poszukiwania. Jutro podejmiesz kolejną próbę odnalezienia zagubionej skrzyni. 4. Przemierzasz parę alejek i od razu dostrzegasz skrzynię oznaczoną złotymi sfinksem. Udaje Ci się ją także dość łatwo zdobyć. Wystarczyła godzina, a ty już masz swoją zgubę. Jeśli masz minimum 7 punktów z zaklęć i opcm, możesz założyć, że zdołałeś naprawdę bardzo szybko wydobyć skrzynię! 5. Rozglądając się przypadkiem popychasz wysoki wazon, który z hukiem ląduje na ziemi. Nagle z wnętrza wydobywa się ciemna mgła, która formuje się w prawdziwą trąbę powietrzną. Możesz spróbować dogadać się z dowolnym graczem, aby Ci pomógł uporać się z żywiołem - acz musisz to uczynić fabularnie (po wyrzuceniu tej kostki możesz umówić się z dowolną osobą z twojej grupy, abyście rozegrali w pokoju życzeń posty, iż on naprowadza Cię na właściwą drogę - wystarczą dwa!). Wówczas możesz jeszcze tego samego dnia powtórzyć swój rzut. Jeśli rezygnujesz ze szukania sojusznika, jutro wrócisz w to samo miejsce by powtórzyć zadanie. 6. Nawet jeśli byłeś tu wcześniej, tym razem nie możesz połapać się, który korytarz zawierał przejście do pokoju życzeń. Totalnie się zamotałeś i straciłeś ochotę do późniejszego eksplorowania pomieszczenia. Pozostaje Ci zwrócić się o pomoc do kogoś, kto zna dobrze to miejsce i wrócić tu jutro. (Nie musisz rozgrywać fabularnie zdobywania pomocy. Wystarczy, że po prostu jutro podejdziesz do kolejnego rzutu).
W chwili, gdy wasza postać wylosuje odpowiednią kostkę, napiszecie post w pokoju życzeń - możecie wysłać list na pocztę mistrza gry. Napiszcie w nim, iż wykonaliście zadanie. Po tym oczekujcie kolejnej wiadomości na swoich skrzynkach z dalszymi wskazówkami. Pamiętajcie aby w poście fabularnym wypisać na dole wszystkie wylosowane kostki oraz wspomnieć czy mieliście bonus na "szybkie znalezienie skrzynki"!
______________________
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Ingrid nie spodziewała się, że Gulfryda będzie w stanie obudzić ją tak wcześnie rano. Tym bardziej nie spodziewała się, że jej kochana sówka wykorzysta drapanie w policzek jako sposób na rozbudzenie ledwo przytomnej dziewczyny. Jednakże, wybitny plan Gulfki zadziałał bezbłędnie. Wystarczyło pomachać przed niebieskimi oczyma kopertą z pieczęcią projektu Złoty Sfinks, aby Szwedka zerwała się na równe nogi w niecałe pięć sekund. Stojąc praktycznie na środku dormitorium, na sobie mając jedynie ukochaną piżamkę, czytała napisaną na kartce zagadkę dobre trzy razy. Jej sens rozszyfrowywała na kilkanaście sposobów, dopóki nie wpadł jej do głowy pomysł z Pokojem Życzeń, o którym to rozmawiała nawet całkiem niedawno z Jaśminą. Rzecz jasna, mało brakowało żeby Ruda nie wybiegła na korytarze szkoły bez przebierania się, acz jakaś nieco bardziej świadoma rzeczywistości znajoma zdążyła ją przed tym przestrzec. Ing oczywiście podziękowała jej najmocniej, jak umiała, aby zaraz potem popędzić do wspomnianego Pokoju. Wspominając wszystko, co o nim wiedziała, zażyczyła sobie pomieszczenia, gdzie umieszczono fanty związane ze Sfinksem, a kiedy już weszła do środka, stanęła jak wryta. Labirynt półek o ósmej rano, wręcz idealnie! Całe szczęście (i to jakie szczęście), że ledwo rozpocząwszy swój spacer, dostrzegła skrzynię o której była mowa w liście. Rozejrzała się jeszcze dookoła, czy przypadkiem nie jest to jakaś pułapka, a potem zwyczajnie wzruszyła ramionami, zabrała ją i już zabrała się za wynoszenie się na zewnątrz, bo co jeśli ktoś jej jeszcze zwinie nagrodę sprzed nosa?
/CZWÓRECZKA <3/
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde siedziała właśnie przy porannej kawie, zastanawiając się, czym zająć się najpierw - prefekciarskimi sprawami, nauką czy może dać sobie trochę luzu i po prostu udać się na popołudniowe zajęcia bez większych przygotowań? W tym momencie do jej okna zastukała sówka, trzymająca w dziobie elegancką kopertę. Is uniosła lekko brwi i czym prędzej wpuściła ptaka do środka. Treść listu sprawiła, że gryfonka nie miała już żadnych wątpliwości, jak spędzi resztę dnia. Przemierzała Hogwart wzdłuż i wszerz, aż dotarła do Pokoju Życzeń, czy też raczej do miejsca, gdzie powinno znajdować się wejście. Krążyła niespokojnie przed ścianą, wyobrażając sobie pomieszczenie, w którym kryje się skarb. Bo jego właśnie miała sobie życzyć, prawda? Naciskając klamkę, która ni stąd, ni zowąd się zmaterializowała, była pełna dobrych przeczuć, dumy, że tak szybko się domyśliła, gdzie należy szukać... ale nie trwało to długo, bo znalazła się w pomieszczeniu pełnym skrzynek, z których właściwie każda mogła zawierać skarb. Westchnęła cicho i zabrała się za poszukiwania. Zajęły jej niemal pół dnia - była zmęczona, głodna i zakurzona, choć strzelała chłoszczyść na prawo i lewo. W końcu znużona i zniechęcona usiadła na jakiejś skrzynce, czując ból wszystkich mięśni - nawet tych, o których istnieniu dotąd nie miała pojęcia. Nagle jej wzrok padł na marmurową figurę w kącie, która przedstawiała... tak! Marmurowego gryfa, który wyraźnie trzymał coś w łapach. Poczuła przypływ nowych sił - jedno zaklęcie i trzymała w dłoniach niewielką skrzynkę. Przycisnęła ją mocno do piersi i czym prędzej wyniosła z pokoju życzeń, marząc tylko o ciepłym posiłku i prysznicu. Ale triumfowała!
Echo pojawiła się w Pokoju Życzeń tak szybko, jak tylko mogła. Odebrany list na szczęście przeżył małe starcie jej kota z sową, a do boju o świstek musiała włączyć się także Lyons. W końcu rozprostowała zwitek i od razu pognała do wskazanego miejsca, aby znaleźć rzeczony skarb. Nie wiem jakim cudem nie zauważyła Ingrid, kierującej się do wyjścia, ale swoim nagłym wejściem spowodowała mały wypadek. Wysoki wazon, stojący dziwnym trafem tuż pod ręką dziewczyny, rozbił się na drobne kawałki, uwalniając ciemną mgłę, która od razu zaczęła formować się w trąbę powietrzną. Echo syknęła i uniosła różdżkę, chcąc pozbyć się tego świństwa i kontynuować poszukiwania.
5
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dźwięk tłuczonego wazonu oraz związany z nim dylemat. Iść to sprawdzić, czy zadzierać kiecę, lecieć ze skrzynką do dormitorium, a następnie głowić się nad przeznaczeniem tego drewnianego sejfu? Ingrid przeklinała się w duchu, idąc w kierunku, z którego dobiegł tamten dźwięk, a przekleństwa nabrały na kreatywności, kiedy zobaczyła formującą się trąbę powietrzną oraz stojącą nieopodal niej bezradną dziewczynę. Odstawiwszy swoją skrzynkę na podłogę, wyjęła różdżkę i czym prędzej pozbyła się groźnej anomalii. Spojrzawszy na blondynkę wzrokiem typu "No i na co jeszcze czekasz?" pokazała jej mniej więcej kierunek, z którego sama przyszła, powiedziała, że to tam powinna szukać, a potem - zabrawszy oczywiście swą skrzyneczkę - popędziła w stronę wyjścia.
Mandy gdy tylko otrzymała list wiedziała gdzie iść i przede wszystkim którędy. Bowiem zdolna bestia z niej była i uwielbiała odnosić zwycięstwa. Istniał tylko jeden powód, dla którego brała w tym udział. Wszyscy mieli zapamiętać, że jest Mandy Maurine Saunders, a nie "ta co wygląda jak siostra". Absolutnie. I przy całej zgodzie ze Scarlett ten cel, chora ambicja, nadal jej przyświecała. Zatem gdy tylko odnalazła się na siódmym piętrze i przeszła trzykrotnie wzdłuż ściany z odpowiednim życzeniem na ustach, rozejrzała się wokół by zacząć kluczyć między półkami. Rozmyślała o tym jak może wyglądać skrzynka, aczkolwiek życie było takie, a nie inne, więc w końcu usłyszała czyjś głos. Tym samym spowodowała spadek wazonu. Warknęła coś pod nosem, bo wydobył się z niego tuman dziwnego dymu. W końcu jednak rzuciła coś jeszcze głośniej niezadowolona zastanawiając się, w którą stronę powinna teraz pójść.
Echo podziękowała pięknie przyjezdnej, wydając z siebie odgłos ulgi. Sama pewnie miałaby większy problem z podejrzanym zjawiskiem, przez to, że było niespodziewane. Zaskoczyło ją, ale teraz wszystko było w porządku, a do tego Ingrid wskazała jej jakiś kierunek. Nie znała jej zbyt dobrze, ale postanowiła zaryzykować i ruszyła w pokazaną stronę, chcąc kontynuować poszukiwania. Niestety szczęścia miała dziś niewiele, za jednym z rogów, gdzie akurat skręciła, natrafiła na kolejny wazon, który rozbił sie z hukiem, znów uwalniając mgłę. Echo zwiała, mając dość przygód na dzisiaj. Uznała, że wróci jutro, jak ktoś upora się z wrednymi wazonami. Po drodze spotkała MMS, której pomogła mimo tego, że przed chwilą uciekła od swojej zawieruchy. Machnęła różdżką, usuwając tym samym mały cyklon, pokazała jej ten sam kierunek co Ingrid i przestrzegła przed kolejną trąbą. Głupie wazony. Zyczyla jej, wściekła, powodzenia i wyszła żeby zbierać cierpliwość.
Mandy korzystając z tego, że jest genialna, a jej mężczyzna ją kocha, była pewna że pokona bez przeszkód zadanko, które czekało na nią w Złotym Sfinksie. Życie to jednak życie i wcale nie było tak łatwo. Zatem stała tu między półkami i w końcu zwaliła ten wazon kryjąc się gdzieś, a że Echo jej pomogła i zaraz zniknęła, to MMS znów zrzuciła wazon już drugi i znów się dobrze bawiła. TAK CZY OWAK ZNÓW CZEKAŁA NA SOJUSZNIKA. Na pewno ktoś jej zaraz pomoże, wow. 5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
No to ten teges, jako, że Rasheed sfrajerzył swoją część zadania w Pokoju Życzeń, to gdzieś tak w międzyczasie, jak już skończył krztusić się jakimś proszkiem czy innym pyłem, który wyleciał z kuferków, które z kolei radośnie sobie spadły na ziemię, to tak sobie zauważył, że Saundersówna potrzebuje jego pomocy. Wyprowadził ją z tumanu kurzu, napataczając się na prawie szlamę, którą totalnie zignorował, wskazując Mandy gdzie ma iść, a potem sobie radośnie polazł w swoją stronę, dalej szukając swojej skrzyneczki.
Korzystając z pomocy Rasheeda, wreszcie mogła ruszyć do przodu. Nie zamierzała trzymać się grupy, bo była zła, ze dwa razy zrzuciła jakiś głupi wazon i stwierdziła, że teraz to za nic nie da po sobie poznać tego, że taka sytuacja i pójdzie gdziekolwiek co by tylko nie siedzieć jak głupia z nimi, i znów nie spowodować jakiegoś wypadku. W końcu zatem gdy tak kluczyła pomiędzy kolejnymi regałami, w końcu wzięła cokolwiek w ręce, acz znudziła się jej ta zabawa i zorientowała się, że nie widzi już znajomego punktu, więc w końcu wylądowała tutaj zmuszona do spędzenia nocy w bibliotece. 3
Rozmowa z Philippem naprawdę ułatwiła jej zadanie. Miała to głupie szczęście, ze raz, prefekt wiedział o takich lokacjach jak Pokój Życzeń o których istnieniu D’Angelo pojęcia nie miała, a dwa… w ogóle dopisywała jej dzisiaj dobra pasja. Wyjątkowo. Widocznie wykorzystała już złe fatum ostatnimi czasy. Trening, pojedynek, co jeszcze? Przynajmniej zadanie ze sfinksa nie przysporzyło jej wielkich problemów. Najtrudniejszym momentem okazało się znalezienie odpowiedniego korytarza i drzwi, później poszło z górki. Wejście do pomieszczenia, rozglądnięcie się po wszystkich dostępnych tam szpargałach… nie zdążyła się o dziwo nawet znużyć. Z niespełna godzinkę, jak w sklepie, krążyła sobie między półkami, rozglądając się za czymś co mogłoby przypominać logo sfinksa. Wcześniej skrupulatnie przyjrzała się wysłanej kopercie, upewniając się, że zapamiętała szablon. Nie trudno było jej rozpoznać skrzynkę, którą całkowicie przypadkiem dostrzegła akurat w regale, w którym coś zupełnie innego, z początku, przykuło jej oko. Teraz stała, wpatrując się z dołu w kuferek w zastanowieniu. Stał na tyle wysoko, zakopany pod kilkoma innymi rzeczami, że trzeba było pomyśleć nad sposobem wygrzebania go stamtąd. I w zasadzie powinna dziękować za to DNA, bo po tej jakże spektakularnej porażce w pojedynku, przyłożyła się do zaklęć, przypominając sobie w tym momencie akurat kilka przydatnych, z powodu których znajomości, wyciągnięcie skrzynki nie stanowiło dla niej żadnego wyzwania. Mogła tylko mieć nadzieję, albo na razie jeszcze pewność, że pozostałe zadania sfinksa zejdą jej tak samo płynnie, bez większych problemów. Tymczasem, taszcząc kufer za sobą, wyszła z pokoju życzeń. Mimo powodzenia w zadaniu, nie miała ochoty spędzać tam minuty dłużej. Kurz i duchota kuła po oczach niemożliwe mocno. Współczuła tym, którym nie dopisało szczęście podobnie jak jej.
Leonardo był dzisiaj wyjątkowo rozkojarzony. Co prawda, gdy tylko dostał powiadomienie o pierwszym zadaniu projektu wiedział doskonale gdzie ma iść. To znaczy, wiedział, że w zamku istnieje pokój życzeń. Tylko tyle, ponieważ gdzie on się znajduje nie miał zielonego pojęcia. Poprosił o pomoc, jakiegoś chłopaka z jego domu, który zdecydował się mu pokazać drogę. Zadowolony, że dotarł już do tego miejsca, uśmiechał się do siebie lekko. Gdy wszedł już do środka pokoju życzeń, zaczął w popłochu rozglądać się dookoła, coby poszukać jakiejś skrzynki. Przez swoją nieuwagę strącił wazon, czarna mgła była wszędzie. Zdezorientowany Leo zastanawiał się, jak sobie teraz z tym wszystkim poradzi.
Podejście drugie. Echo przyszła do Pokoju Życzeń następnego dnia, tym razem licząc na to, że po drodze nie spotka żadnych wazonów. Uważała bardzo, bardzo mocno, żeby nie wpaść na żaden z nich. Zapewne dlatego zdążyła zamotać się w licznych alejkach i sterty przedmiotów zaczynały przysparzać jej kłopotów w postaci bólu głowy. W pewnym momencie usłyszała, znajomy już, dźwięk rozbijanego wazonu. Rozejrzała się, chcąc sprawdzić, czy to ona znów potrąciła jakiś nieumyślnie, ale okazało się, że to nie jej sprawka. Dostrzegła chłopaka z wymiany, którego kojarzyła już nawet z dormitorium. Pomogła mu, machnąwszy różdżką na trąbę powietrzną, która zniknęła. Nie powiedziała nic, tylko wydostała się z sali, w której spędziła ponad pół dnia, pewnie omijając kilka lekcji. Była jeszcze bardziej wściekła niż wczoraj.
Leonardo podziękował dziewczynie, która była, jak mu się wydawało, z tego samego domu co i on. Uśmiechnął się do niej szeroko, mając nadzieję, że kiedyś będzie mógł jej się za to odwdzięczyć. Mgła szybko się ulotniła, a on zaczął szukać dalej. Jednak tym razem znów strącił łokciem jakiś cholerny wazon. Po raz kolejny wszędzie mgła. Biedny Leo stoi na środku, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić ani w którą stronę się ruszyć. Cóż, w myślach pana Leonardo pojawiły się różne dziwne wizje, jak na przykład taka, że nigdy się stąd nie wydostanie, będzie błądził po całym pokoju w poszukiwaniu wyjścia i takie tam. Skrzywił się lekko, czekając na chyba zbawienie?
/5 ZNÓW pomóżcie mu proszę
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Jako, że historia lubi się powtarzać, to i mamy właśnie idealny dowód na to. Poprzedniego dnia, Rasheed natknął się w Pokoju Życzeń na Mandy Saunders, która stała jak kołek w obliczu nadbiegającej katastrofy, najwyraźniej czekając, aż zdmuchnie ją tornado czy coś podobnego. Teraz, gdy już Sharker po raz kolejny uporał się z pyłem, który znów się uniósł gdy ponownie zrzucił kufry, rzucił przez ramię jakieś zaklęcie, usuwając mgłę, która otoczyła Leonarda, znikając zaraz za drzwiami wyjściowymi. Za dużo dobrych uczynków, jeszcze go karma dosięgnie…
Leonardo podziękował spojrzeniem chłopakowi, który uratował go dzisiaj z tej ohydnej mgły. Cholera, chyba będzie mu się ona śniła do końca życia. Zaczynał poważnie się zastanawiać czy przyjazd tutaj był dobrym pomysłem. Rozglądając się tak po pokoju życzeń, w którym spędził już tak wiele godzin dzisiejszego dnia wreszcie ją dostrzegł. Stała tam, piękna i wspaniała! Jakie to świetne, że udało mu się wreszcie ją znaleźć. Podbiegł do niej, złapał w swoje piękne ręce i wyszedł z pokoju życzeń, postanawiając sobie w duchu, że nigdy więcej tam nie wróci.
Pokój Życzeń, Pokój Życzeń… Od rana miał skierować w tamtą stronę swoje kroki. Najszybciej chcąc rozpocząć poszukiwania skarbu. Skrzyni skarbów. Nieważne. Po przeczytaniu listu nie miał żadnych wątpliwości, że to w tam powinien się udać. To było takie… proste. Przynajmniej dopóki nie otworzył drzwi, które ukazały mu się po kilkukrotnym przejściu prze na pozór pustą ścianą. Sapnął ze… złości? Irytacji? Zaraz jednak zaczął się głośno śmiać do samego siebie. Nie będzie przecież stał w progu rzucając mordercze spojrzenia tym wszystkim skarbom od których już teraz chciało mu się rzygać. Naprawdę powinien podejść do tego poważniej, być może obmyślając jakiś większy plan jak przedrzeć się przez to wszystko. Znaleźć sposób na sprawne znalezienie skarbu i jak najszybsze opuszczenie Pokoju Życzeń, który teraz nie był przyjaznym miejscem. Wchodząc do środku od razu poczuł się przytłoczony i… mały. Te wszystkie skarby poustawiane na wysokich półkach, wąskie alejki, które zdają się nie mieć końca. Wie jedno. Nie chce tutaj być. Przystaje na chwilę łapiąc głęboki wdech, próbuje się uspokoić. Później kolejny i jeszcze jeden. Przynosi to efekt. Zaraz przestaje myśleć o przytłaczającym wrażeniu i zwinnie skręca w kolejne alejki. W tej chwili żałuje, że nie ma przy sobie Eliksiru Szczęścia, bo gdyby tak było już po chwili opuszczałby ten pokój. Przez chwilę wydaje mu się, że gdzieś mignął mu przed oczami złoty sfinks. Zaczyna się ponownie śmiać do siebie samego kiedy odwraca wzrok w tamto miejsce i dostrzega upragnioną skrzynkę. Widać dzisiaj pomogło mu samo myślenie o szczęściu. Jednak Madness jest podejrzliwy i jakoś nie przyjmuje z wielkim entuzjazmem faktu, że poszło mu szalenie szybko. Oczywiście, że się cieszy i z tego, że nie zabłądził między alejkami i udaje mu się równie szybko opuścić Pokój Życzeń, ale… jakoś nieufnie podchodzi do swojego szczęścia.